Sala, w której Aurorzy mogą ćwiczyć nowe zaklęcia i poprawiać swoje umiejętności magiczne. Wszędzie stoi pełno manekinów, które odpowiednio zaczarowane mogą zaaranżować pożądaną przez trenujących scenkę. Prowadzone są też szkolenia dla ludzi z innych departamentów, którzy chcą się doszkolić w magii defensywnej lub ofensywnej.
Po godzinach mogą tutaj trenować także inni pracownicy Ministerstwa Magii po wcześniejszym zarezerwowaniu sali.
Data: 28.03.2020 r., godzina 19:00, fabularnie tak samo Przedział wiekowy: studenci i dorośli Dodatkowe informacje fabularne: Aurora organizuje warsztaty z (o ironio) samoobrony. Można było się natknąć na ogłoszenia w Ministerstwie, a kilka zostało wysłanych do Hogwartu, żeby zebrać chętnych. Dodatkowe informacje od użytkownika: Chcemy, zrobić szybką sesję, którą rozliczymy jeszcze w tym miesiącu (to początkowo miała być samonauka, ale się uzbierało dużo osób, więc robimy szybkie warsztaty). Posty mają być krótkie i szybkie, a czas na odpis to będzie max. 24 godziny. Jeżeli się nie wyrobimy do końca marca to trudno, jednak proszę osoby, które nie będą miały czasu na intensywną rozgrywkę o przemyślane przyjście
Ogłoszenie, które pojawiło się na tablicy, sprawiło, że serce zabiło jej szybciej z podekscytowania. Była to okazja, której Nessa nie mogła przegapić, zważywszy na rozważanie podjęcia kariery aurorskiej, gdzie obrona przed czarną magią była jednym z kluczowych wymagań. Nic więc dziwnego, że z olbrzymim entuzjazmem wpadła do mieszkania przy Alei Amortencji, dzieląc się dobrymi wiadomości — całkiem żywo, jak na siebie, dosiadając się do Fillina i Boyda oglądających mecz przy piwie i orzeszkach. Nie wiedziała, czy to przez jej urok osobisty, czy może przez to, żeby dała im na jakiś czas spokój od nauki i powtarzania materiału do egzaminów — koncentrując się głównie ze ślizgonem na transmutacji, a z gryfonem na zaklęciach — zgodzili się z nią pójść. - To doskonały pomysł, dobrze wam to zrobi! - rzuciła z zadowoleniem, siadając pomiędzy nimi i przyglądając się sportowym potyczkom. Nadszedł ten dzień. Korzystając z pomocy wysłanników ministerstwa, dostali się do budynku i do sali treningowej aurorów, gdzie czekała na nich żona jej dobrego przyjaciela, brata jej kochanej Beatrice oraz Liama, który zakorzenił w niej miłość do transmutacji — Doriena — Aurora. Razem z rodzicami, była na ich ślubie, gdzie doskonale się zresztą bawiła. Nic więc dziwnego, że rudzielec obdarzył instruktorkę pogodnym uśmiechem, podchodząc, aby się przywitać.- Cześć, miło Cię widzieć! - przesunęła wzrokiem po jej twarzy, zatrzymując się dłużej na oczach. Widać było, że jest szczęśliwą i spełniona kobietą. Porozmawiały chwilę, jednak Lance nie chciała zajmować jej dużo czasu - chętnych było sporo, a i blondynka przecież była w pracy. Wyraziła więc luźną propozycję wspólnego wyjścia na herbatę i razem ze swoimi współlokatorami podeszła na bok, wyjmując różdżkę i zaciskając na niej palce, obracając w dłoniach. Niby cicha i spokojna, jednak widać było, jak bardzo ciekawa była warsztatów i jak wiele nadziei w nich pokładała — chcąc szczerze nauczyć się czegoś nowego. - Myślicie, że co dokładniej będziemy ćwiczyć? Zagaiła w ich stronę, posyłając im krótkie spojrzenie i zgarniając rudy kosmyk włosów za ucho. Oparła się nieco o Fillina, wzdychając i stukając magicznym patykiem o otwarta dłoń.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Przyszedł lekko spóźniony na salę, na której oczekiwała go jego szefowa, do której uszu niestety doszły już wieści o jego nieciekawych przygodach w Nokturnie. Obok niej, tak samo, jak podczas pobytu w gabinecie, stał jej mąż. Kolejną osobą była młoda dziewczyna, zapewne jedna z osób, która chciała wynieść coś pożytecznego z tego całego kursu. Nie miał ochoty tutaj przebywać, lecz niestety nie pozostawiono mu wyjścia, jeżeli ten pragnął zachować posadę, a bardzo tego chciał, zważając na ostatnie wydarzenia. Żwawym krokiem podszedł do państwa Dear i przywitał się ściskając rękę obojgu, jednocześnie lekko się przy tym schylając, gdy witał się ze swoją szefową. W miarę szybko przywitał się również z osobą towarzyszącą małżeństwu, która była mniej więcej tego samego wzrostu co Aurora.
-Zagumov- powiedział tylko wyciągając rękę.
Chwilę później przesunął się kawałek w bok, by razem z obecnymi już czarodziejami oczekiwać na resztę chętnych,
Szczerze powiedziawszy odbywanie szkolenia nie było dla mnie szczególnie przyjemne - odkąd Cassian pozostawał na zwolnieniu czułem się w pracy dość niezręcznie - mimo różnic jakie nas dzieliły, chociażby w kwestii pochodzenia, Therrathiel był najlepszym zawodowym partnerem jakiego miałem. Jego nieobecność w pracy trochę psuła mi szyki, mimo iż indywidualnie radziłem sobie równie dobrze i osiągałem sukcesy. Znajdująca się na moim palcu obrączka była zwiastunem tego, że nie tylko w pracy, ale również w życiu osobistym całkiem nieźle mi się wiedzie, lecz mimo to wciąż z tyłu głowy pozostawało wspomnienie dnia, w którym mój zawodowy partner został kaleką. - Na zgniłe wnykopieńki - mruknąłem wchodząc do sali, gdy dotarło do mnie jak mało jest na niej osób. Czyżby szkolenie było jednak nieobowiązkowe, ja wpakowałem się tutaj jak debil? Nie chcąc wdawać się w dyskusje przywitałem się z pozostałymi skinięciem głowy.
W Ministerstwie pojawił się chwilę przed czasem. Miał mały problem z dostaniem się do niego. Wstyd się było przyznać, ale był tutaj pierwszy raz w życiu i trochę nie mógł zrozumieć dlaczego większość pracowników spuszcza się w toalecie, zamiast znaleźć bardziej cywilizowany sposób. Nie wnikał w to, co sobie myślał ktoś, kto uznał, że to będzie idealny sposób na dostawanie się do najbardziej magicznego miejsca Wielkiej Brytanii. Na szczęście on mógł zjechać sobie budką telefoniczną. W samym Ministerstwie się zgubił i dopiero jakiś miły staruszek, który najwyraźniej zauważył jak bardzo jest zbłąkany (albo myślał, że coś kombinuje) zaprosił go do odpowiedniej sali. Myślał, że się spali ze wstydu, kiedy jeden z woźnych wprowadził go za łokieć do sali. Spojrzał na zgromadzony mały tłum i zastanawiał się dlaczego dał się namówić na to Etce. Kiwnął głową do instruktorki, nie wiedząc czy powinien podejść czy nie. Szukał wzrokiem swojej przyjaciółki, jednak nie szło mu to najlepiej, więc oparł się gdzieś z boku o ścianę, nerwowo bawiąc się różdżką.
Szczerze powiedziawszy nie byłem wielkim fanem Obrony Przed Czarną Magią, chociaż w gruncie rzeczy wracając co moich czasów szkolnych można było dojść do wniosku, że nie byłem po prostu fanem wkuwania. Mimo wszystko to trochę się zmieniło i lubiłem zdobywać wiedzę, dlatego stworzona przez Ministerstwo Magii okazja do dokształcenia się w zakresie samoobrony wydawała mi się całkiem ciekawą opcją, nawet jeśli kosztowało mnie mnie to wolne popołudnie. Dużym plusem udziału w kursie był fakt, że prowadziła go @Aurora C. I. Dear czyli urocza żona mojego siostrzeńca (kuzyńca?). Mimo wszystko w rodzinnym gronie przyjemniej się działa, no chyba, że rodzinne grono zawiera mojego brata bliźniaka. Pojawiłem się na sali i enigmatyczne powitałem ze znajomymi studentami, a następnie przemieściłem się w stronę prowadzącej kurs - serdecznie powitałem ją, a także @Dorien E. A. Dear.
Aurora była jednocześnie podekscytowana jak i nieco zestresowana. Choć nie pokazywała tego po sobie poprzedniego wieczora, tak rano okazywała lekkie obawy, mimo że Dorien szczerze ją zapewniał, że nie ma czego i na pewno świetnie sobie poradzi. Sam ten pomysł zorganizowania zajęć dla czarodziejów na zasadzie wspólnego sparingu był super. Przybył na kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania, by podnieść żonę na duchu. Szybki całus przed pojawieniem się reszty zgromadzenia chyba zadziałał. Dorien nie spodziewał się, że zobaczy w Ministerstwie Nessę, ale oczywiście ciepło się z nią przywitał. Jeszcze większą niespodzianką była obecność wujka Davida. Mężczyźni uścisnęli dłonie i wspólnie uznali, że powinni się spotkać niedługo w rodzinnym gronie.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Zawsze ceniłam sobie kursy doszkalające, niemniej obowiązek narzucony przez szefa w momencie kiedy miałam mnóstwo innej papierkowej roboty, nieszczególnie przypadł mi do gustu. W tamtym momencie byłam tak zapracowana, że najpewniej nie przyjęłabym nawet darmowego biletu na koncert Ain Eingarp, nie mówiąc już o udziale w kursie, który krzyżował mi plany na cały dzień. Nie zamierzałam jednak narzekać, a zamiast tego stawiłam się na miejscu o określonej porze. Czułam się trochę nieswojo - poza Dearami (do których niezbyt chciałam podchodzić, biorąc pod uwagę, że oznaczałoby to rozmowę o Cassianie) nie znałam nikogo, może z widzenia i nie czułam się najlepiej z zagadywaniem do ludzi w takiej sytuacji, więc pozostałam z boku tonąc w swoich własnych myślach.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Sprawa wyglądała tak, siedziałem sobie z Boydem oglądając Quidditcha naszej ulubionej irlandzkiej drużyny, przy okazji fantazjując sobie, że to my tam gramy, kiedy nagle znienacka przychodzi Nessa. I o ile oczywiście jej towarzystwo jest zazwyczaj cudowne i przemiłe, to dzisiaj miałem ochotę ją wykopać z naszej leżanki i zamknąć w wannie z ghulem. Dlatego, byle tylko przestała gadać zgodziliśmy się razem z Boydem na cokolwiek co nam kazała, nie myśląc na co w ogóle mówię tak. No i wyszło, że oto znaleźliśmy się na jakimś szalonym treningu, razem z moim przyjacielem, który to przecież nawet Accio nie może poprawnie rzucać, a co dopiero jakieś poważniejsze tematy zaczynać. Nessa wita się z organizatorką, a my z Boydem stoimy jak te dwa szczawiki wśród większości, która skończyła już studia i zna się na rzeczy znacznie bardziej niż dwie irlandzkie pały, które tu stoją. - Mnie pytasz? Ja nie wiem na czym jestem - pytam bardzo cicho do ucha Nessy, żeby chociaż moja niewiedza nie była znana poza krąg mojej trójki ziomki.
Może i widział w Hogwarcie jakieś ogłoszenia, ale nie zwrócił na nie większej uwagi. Sam pewnie by się nie zainteresował kursem samoobrony organizowanym w ministerstwie magii, szczególnie w obecnym stanie ducha; gdy jednak Nessa tak energicznie zaproponowała im wspólne uczestnictwo w tychże, nie odmówił, po pierwsze dlatego, że nie miał siły i ochoty na sprzeczanie się z dziewczyną, a po drugie, po wysłuchaniu jej argumentów jakaś część jego mózgu przyznała, że może faktycznie to może być przydatne i rozwijające. Może nawet przyjemne, kto wie. Stawił się więc w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze, oczywiście w towarzystwie swoich wspaniałych współlokatorów, i zamiast odpowiedzieć na pytanie Nessy, tylko zerknął nieco niepewnie na swoją różdżkę, z cichą nadzieją, że tym razem kawałek drewna będzie bardziej skory do współpracy niż na poprzedniej lekcji zaklęć i nie narobi mu obciachu.
Życie Faulknera w przeciągu ostatniego roku wywróciło się do góry nogami i powrót do codzienności był dla niego niezwykle ciężki. Powrót do pracy po wszystkim wpędził go w niemałe problemy ze snem i nadarzającymi się przy byle okazji atakami paniki, z którymi radził sobie eliksirami na uspokojenie. Wykonywał swoje obowiązki w pracy, by następnie wrócić do domu i zniknąć wszystkim ludziom z oczu. Jego relacje pogorszyły się z chyba każdym - jednak gdy usłyszał, że żona Doriena organizowała warsztaty magiczne, postanowiła zacisnąć zęby i patrząc w lustrze w swoją piegowatą twarz przysiągł sobie, że nie zawiedzie Dearów swoją nieobecnością. Nie mógł sobie pozwolić na to, by zawalić ostatnie, co mu zostało w tym Ministerstwie - przychylność dawnego bliskiego przyjaciela, partnera w pracy. Zjawił się więc w sali treningowej aurorów chwilę przed czasem, wyglądając nieco bardziej blado niż zazwyczaj, lecz przywołał na twarz swój uśmiech, który wypadł tylko trochę mniej przekonująco niż niegdyś. Musiał udawać, że wszystko jest w porządku. W sali było mnóstwo młodych ludzi wyglądających jeszcze na studentów. Wypatrzona w tłumie dziewczyna o długich, rudych włosach przyprawiła go o przyspieszone bicie serca - wspomnienie Beatrice pojawiło się nagle i przebiło mu klatkę piersiową ostrym bólem. Czy możliwe by było, że pojawi się w tej sali i ona?
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Ostatni czas nie był dla niego najlepszym; po wyjściu ze szpitala, odchorował drugie tyle w zaciszu własnego mieszkania, cierpiąc nie tyle na ciele, co na duszy. Trudno było mu się wyrwać z marazmu w jaki popadł, a jego stan był najwyraźniej na tyle niepokojący, że zainteresował się nim nawet jego ojciec. To właśnie on dość subtelnie podsunął mu informację o warsztatach, licząc, że wzbudzą jego zainteresowanie; choć nigdy nie byli ze sobą blisko, najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że jego syn ma pewną słabość do zaklęć i magicznych sparingów. Nie wiedział czy tu znajdzie coś podobnego... i właściwie do samego końca nie zamierzał tego sprawdzać, ale ostatecznie coś w nim pękło, zmusiło do ogarnięcia się i wyjścia z domu. Kiedyś trzeba było. Zdecydowanie zdarzało mu się już wyglądać lepiej – poszarzała skóra, podkrążone oczy i zeszczuplała sylwetka nie dodawały mu uroku. Odnalazł pomieszczenie w tym dobrze mu znanym labiryncie ministerstwa, przywitał się skinieniem głowy wszedłszy do środka, po czym przystanął z boku, w taktycznym miejscu, które nie zwracało na niego szczególnej uwagi, a pozwalało obserwować innych. Widział tu kilka znajomych twarzy, a nie miał ochoty na towarzyskie pogaduchy. Czuł się tu dziwnie i trochę nie na miejscu... ale skoro już się pofatygował, postanowił zostać.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Była trochę podekscytowana tymi warsztatami, najbardziej tym, że być może pojawią się tam inni studenci z Hogwartu, nad którymi będzie mogła czuć wyższość jako pracownik (miała nadzieję, że się pojawią, bo Gab pewnie by jej nie wybaczył, gdyby przybył jako jedyny). Fakt, że jej szefowa ceniła ją ponad swoich pełnoetatowych podwładnych miał swoje plusy i minusy. Miała przez to więcej pracy niż się na to oryginalnie pisała, ale przy okazji dostała całkiem niezły powód do dumy. Gdy dotarła do sali treningowej było już tam kilka osób, choć niezbyt dużo. Dostrzegła Lysandra, któremu posłała jedynym słusznym spojrzeniem, które można było posłać przyjacielowi, który był skończonym debilem. Obrączka na jego ręku nie świadczyła o jego powodzeniu w życiu, a o tym, że mózg miał mniejszy od mózgu ogrodowego gnoma. I to takiego mugolskiego ogrodowego gnoma – pustego w środku. Nie zamierzała się już na ten temat wypowiadać. Przekazała mu swoją opinię i teraz mogła już tylko zbierać zakłady, ile to jego małżeństwo będzie trwać. Jej znajomość historii Zakrzewskich podpowiadała, że do pierwszego bękarta, gdzieś w jakimś Wypizdostanie na innym kontynencie. Znaleźli się też jacy hogwartczycy. Uśmiechnęła się do Gaba pokrzepiająco. Prawdę mówiąc była w szoku, że zgodził się przyjść, ale skoro to jej się udało, to może nie należało pogrzebywać zamiarów znalezienia mu pracy w Ministerstwie. Ettie mimo napiętego grafiku, wygospodarowała sobie jeszcze dość czasu, by zorientować się, gdzie można by spróbować go wkręcić i komu należałoby go przedstawić. Dostrzegła też prefekt naczelną. Właściwie nie znała Nessy, ale miała do niej jakieś lekkie, wewnętrzne uprzedzenie. Uważała, że jej styl bycia za pretensjonalny, a to w połączeniu ze sławnym nazwiskiem wystarczało Ettie zupełnie, by kogoś nie lubić. – Nie urwij sobie przypadkiem ręki – przestrzegła ją uprzejmym tonem, choć jej oczy wskazywały, że fenomenalnie się bawi, zwracając jej uwagę przy wysoko postawionych pracownikach ministerstwa. Nie zatrzymując się, przeszła obok, stając dopiero obok szefowej. – Pani Dear – skinęła jej głową. Z drugiej strony kobiety stał jej obleśny mąż, który raczej nie występował tu w roli tego, przed kim mieli się samobronić, mimo że powinien był. Znaczenie ciekawsza od jego obecności, była jednak osoba, z którą rozmawiał. Czeski Fairwyn był tym ulubieńszym z bliźniaków chyba dla wszystkich w szkole, choć teraz, widząc jego przyjazną rozmowę z Dearem, Ettie zastanawiała się, czy się od tych wszystkich nie odłączyć. W sumie i tak nigdy nie lubiła astronomii. – Profesorze – skinęła mu głową, gdy mężczyźni skończyli rozmawiać i mimo wszystko posłała mu lekki uśmiech. Na Deara jedynie spojrzała. Nie uważała go za ani trochę ważniejszego od reszty zgromadzonych na sali, żeby go trzeba było z osobna witać. Aurora równie dobrze mogłą wziąć ze sobą psa. Teoretycznie w departamencie wypadków i katastrof można by szukać pracy dla Gaba, jednak wolałaby zdechnąć niż pomagać komukolwiek obrać ścieżkę kariery amnezjatora. Nic dziwnego, że tak nazwano ten departament, bo amnezjatorzy byli największym wypadkiem i katastrofą w magicznej politycznej maszynerii.
Ostatnie wydarzenie między nią a Aurorą głęboko zapadło w pamięć i na pewno szybko to nie ucichnie. Zepsuta winda, całus w usta przy mężu. Mogła sobie tylko wyobrażać co się działo potem. Na wieść o tych warsztatach ryzykuje podejmując tę decyzję, trudno się mówi. Za to dodatkowe przeszkolenie jej się przyda... Między innymi po tym deszczu. Do teraz nie rozgryzła tego co się tam wydarzyło, jak, skąd czy przez kogo. Gdy weszła na salę, na styk i ujrzała swoją ukochaną kuzynkę @Aurora Therrathiel od razu do niej podeszła by czuć się raźniej -Kuzynko! Jak dawno Cię nie widziałam, niby świat mały a Ministerstwo takie wielkie, nie? - skierowała do niej słowa, kątem oka spoglądając na państwa Dear. Nienawidzą jej czy nie, o to jest pytanie.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
W zasadzie sama nie wiedziała czemu akurat wybrała się na ten kurs samoobrony organizowany w Ministerstwie. Jakoś nigdy nie ciągnęło ją zbytnio do takich rzeczy, ale obecnie w podobnym pomyśle było naprawdę coś ekscytującego. Dlatego też bez zastanowienia udała się do Londynu, a następnie do brytyjskiego MM, które wyraźnie odstawało od tego, które pamiętała ze swojej ojczyzny. I do tego te wejścia. Naprawdę nie chciało jej się wierzyć w to, gdy usłyszała, że jednym ze sposobów dostanie się tam jest publiczna toaleta. Kto to w ogóle wymyślił? Ugh... Tyle dobrego, że nie była to jedyna opcja. Całe szczęście, że w miarę szybko odnalazła salę treningową dla aurorów, na której miały się odbyć zajęcia i wyglądało nawet na to, że zjawiła się przed czasem. To dobrze. Jak widać jej wyczucie punktualności wciąż było na miejscu nawet jeśli jej inne cechy uległy dosyć wątpliwej zmianie.
Aurora trochę się denerwowała zajęciami. Nie dlatego, że nie wierzyła w swoje umiejętności - bała się, że nikt nie przyjdzie. Nie wiedziała na ile takie dobrowolne warsztaty są oblegane, szczególnie, kiedy odbywały się po godzinach pracy większości ludzi. Na szczęście jej mąż mógł się na nich pojawić, a ona sama podszepnęła kilka słów swojej młodej pracownicy, która powiesiła ogłoszenie w Hogwarcie. Kiedy do sali zaczęli wchodzić ludzie jakoś lżej jej się zrobiło, a gula w jej gardle jakoś zaczęła znikać. Większość podeszła się przywitać z nią, czy Dorienem, za co była im bardzo wdzięczna, gdyż ze znajomymi głosami dookoła stres ulatywał z niej raz za razem. Widziała też młode twarze, których nie kojarzyła z korytarzy Ministerstwa, więc obstawiała, że to musieli być koledzy Harriette, która pojawiła się chwilę później u jej boku. Aurora była ciekawa jak zareaguje jej zastępca, kiedy zobaczy, że bardziej ufa młodej stażystce niż jemu. Rozmawiała z ludźmi, którzy do niej podeszli, lekko błądząc swoją dłonią przy tej Doriena, kiedy wybiła godzina rozpoczęcia warsztatów. Przesunęła się na środek sali, gdzie przedstawiła się wszystkim i opisała co będą dzisiaj robić. Zaprezentowała każde ćwiczenie dość powoli, po czym odsunęła się, żeby każdy mógł zająć swoje miejsce w sali i spróbować powtórzyć nie takie łatwe zadanie.
tu mechanika była, ale już jej nie ma
Ostatnio zmieniony przez Aurora C. I. Dear dnia Sro 1 Kwi 2020 - 3:04, w całości zmieniany 1 raz
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Pierwszy do próby podszedł Boris, który zamierzał pokazać zebranym osobom, a zwłaszcza młodym studentom, jak powinno poprawnie używać różdżki. Była to też okazja, by pokazać swojej szefowej, że nie jest aż tak bezużyteczny i przypomnieć jej, że machanie kawałkiem drewna ma w genach.
Pierwsza próba nie była niczym zaskakującym, kilka zniczy ustawionych w znacznej odległości od czarodzieja. Cztery ruchy ręką, cztery cele trafione... tylko przed ostatnim Rosjanin lekko się zawahał i minimalnie spudłował. Na szczęście wystarczyło jedno dodatkowe zaklęcie, by zbić znicz.
Następnym etapem był sprawdzian siły, który nie stanowił najmniejszego wyzwania dla doświadczonego czarodzieja. Szybkim ruchem dłoni wprawił różdżkę w ruch i cichym głosem wypowiedział zaklęcie, które trafiło w słaby punkt manekina, napełniając przy tym pasek do końca. Gdy skończył tylko skłonił się lekko w kierunku zebranych ludzi i wrócił na swoje miejsce.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Efekty brak celność - kostki: celność - ilość prób: 3 + suma kostek 43 jak nie pomyliłam siła - kostki: 3x I -> 180/2 = 90 siła - ilość prób: 1 (próg 80)
Już wkrótce pewna blondynka wyszła na sam środek pomieszczenia i przedstawiła się, a następnie wyjaśniła na czym też będzie polegały zajęcia, które zostały przez nią zainteresowane. Dziewczyna miała jedynie nadzieję, że będą one dosyć ciekawe. Przynajmniej wizja miotania zaklęciami wydawała się dosyć interesująca i ekscytująca. Pierwszą osobą, która wysunęła się do przodu był dosyć postawny i poważny czarodziej, który poradził sobie z postawionym przed nim zadaniem całkiem dobrze. Yuuko postanowiła nie być gorsza i również pewnym sprężystym krokiem podeszła na miejsce, z którego miała zająć się rzucaniem zaklęć. Co prawda nie była to dziedzina, z którą radziła sobie najlepiej jako szara studentka Hogwartu, ale o dziwo tym razem poszło jej naprawdę całkiem sprawnie. Może była to zasługa całkowicie nowego podejścia. Każdy jej ruch naznaczony był niemalże agresywną energią. Co prawda nie udało jej się za pierwszym razem zbić wszystkich celów. Nie. Ale trzy podejścia to był całkiem dobry wynik tym bardziej, że te cholerstwa były naprawdę szybkie i co niektórych zapewne mogłyby swoimi chaotycznymi ruchami przyprawić o ból głowy. Zdecydowanie lepiej poradziła sobie przy sprawdzaniu siły zaklęć. Bez wahania zaatakowała stojącego przed nią manekina, a magiczny pasek wypełnił się niemal w całości przy akompaniamencie cichego dzwonienia. Tak... Zdecydowanie tym razem pokazała na co ją stać. I mogła teraz odejść w chałwie chwilowej chwale.
Efekty nie celność - kostki: kostki celność - ilość prób: 4 próby, łącznie 31 oczek siła - kostki: 170/2=85 siła - ilość prób: 1 – próg 80
Nie był jakoś bardzo entuzjastycznie nastawiony i mocno zmotywowany, ale kiedy już kobieta prowadząca warsztaty wyjaśniła oraz zaprezentowała im co ma robić, a on sam ruszył do boju i zajął się usiłowaniem trafienia zaklęciem w małe, zniczopodobne przedmioty, to całkiem się w to zaangażował i czarował w najwyższym skupieniu. Zaczął całkiem nieźle, celując w trzy z pięciu, później jednak musiał się trochę namęczyć, bo niestety spostrzegawczość nigdy nie była jego najmocniejszą stroną, dużo lepiej wychodziło mu celowanie w większe przedmioty (jak tłuczki albo ludzie), a ostatni obiekt pozostały do zestrzelenia był wyjątkowo upierdliwy, tak że udało mu się go trafić dopiero za czwartym razem. Był jednak zadowolony, bo koniec końców dał radę. Nic dziwnego, że drugie zadanie, czyli jak najsilniejsze rzucenie zaklęcia w manekin poszło mu dużo lepiej i już za pierwszym razem cisnął w niego urokiem z takim impetem, że pasek znajdujący się nad nim wypełnił się, a dzwoneczek sygnalizujący prawidłowe wykonanie ćwiczenia zadzwonił, ogłaszając wszem i wobec jego sukces; poczuł sporą satysfakcję, a po skończonym zadaniu zerknął w stronę Fillina i Nessy, bo był ciekawy jak sobie radzą; nawet posłał im, a w szczególności dziewczynie, wesoły uśmiech, mający wyrażać wdzięczność za to, że wyszła z taką propozycją i była głucha na próby odmowy.
Rozglądał się po sali i taksował spojrzeniem obecnych w środku uczestników warsztatów. Zamienił kilka słów z Dorienem, starając się wyglądać, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku. Zapytał o Willow i otrzymał w odpowiedzi same dobre wieści, co w gruncie rzeczy ucieszyło go. Kilka znajomych twarzy otrzymało od niego delikatny uśmiech w ramach przywitania, zaraz potem zaczęły się ćwiczenia. Choć ciągle pracował, miał wrażenie, jakby stawy mu się zastały i różdżka tak dziwnie leżała. Otrząsnął się jednak ze wszystkich wątpliwości wobec własnych umiejętności. Trafianie w złote punkty nie było jednak tak proste, jak mu się wydawało. Z czterema poradził sobie od razu, lecz piąty sprawił mu niemało problemów. Mrużył oczy i wyginał się śmiesznie we wszystkich kierunkach, by wymierzyć w znicz, lecz dopiero piąta czy szósta próba zakończyła się sukcesem. Manekin z kolei nie poszedł mu tak źle. Pierwszą próbę potraktował jako testową i niewiele mu brakowało do zaliczenia etapu. Do drugiej próby przyłożył się więc nieco bardziej i zmienił trochę miejsce, w które wcześniej celował - nieco przesunął je ku górze, celując bliżej wpustu do klatki piersiowej. Tym razem dzwoneczek zadzwonił, a Faulkner mógł opuścić różdżkę i odpocząć nieco, przyglądając się poczynaniom innych.
Uśmiechnął się do Etki, kiedy zobaczył jak wchodzi do pomieszczenia. Nie miał jej za złe, że nie mogła się przyjść przywitać, ba, nawet był dumny, że to jego przyjaciółka stoi u boku prowadzącej. Jakoś od razu zrobiło mu się lżej. Patrzył jak ładna blondynka pokazuje jak będą przebiegać warsztaty. Trochę się spiął, bo myślał, że wszyscy będą musieli się tak popisywać przed resztą jak pierwszy koleś, jednak okazało się, że każdy może wykonywać ćwiczenie w tym samym czasie i nie będzie musiał przed wszystkimi pokazywać jak bardzo jest amatorem w porównaniu do nich. Żałował, że większość życia przykładał się do Działalności Artystycznej, a nie jakiegoś bardziej korzystnego przedmiotu. Miał rację - kiedy nadeszła jego kolej to mimo trafienia trzech złotych kulek za pierwszym razem, to kolejne dwie sprawiły mu wielkie trudności. Siła także dość ciężko szła i dopiero za 3 razem udało mu się zadzwonić dzwoneczkiem. Odsunął się ponownie na bok, mając nadzieję, że nikt go nie wyrzuci za braki w umiejętnościach i będzie mógł wziąć udział w następnym etapie.
- Hey Yvonne - powiedziałam całując kuzynkę w policzek na powitanie - No niestety, u nas jak zawsze masa pracy, prawie nie wychodzę z biura. Musimy to wkrótce nadrobić. Nie miałam jednak czasu na dalszą rozmowę z @Yvonne Nancy Horan, bo w końcu nadszedł czas rozpoczęcia kursu. Pierwsze zadanie nie wydawało się szczególnie trudne, szczególnie biorąc pod uwagę moje doświadczenie czarowania w ekstremalnych sytuacjach. Najwyraźniej jednak zmęczenie i stres dały mi się we znaki i dlatego udało mi się wykończyć wszystkie znicze dopiero za piątym podejściem do sprawy. Obawiałam się, że absolutnie rozpieprzona kondycja doprowadzi do porażki również w kolejnym zadaniu. - Weź się w garść, obślizgły gumochłonie - pomyślałam starając się maksymalnie skupić przed wykonaniem drugiego zadania. Tak jak się spodziewałam z nim również miałam spory problem, ale za trzecim razem dzwoneczek w końcu zadzwonił.
Po krótkiej rozmowie z Dorienem i przywitaniem się z @Harriette Wykeham nastał czas, aby w końcu przejść do ćwiczeń. Zadanie z tymi pseudo zniczami wydawało mi się stosunkowo nietrudne, ale jednak mimo wszystko dopiero trzecie podejście pozwoliło mi na jego wykończenie. Pewnie niektórym dzieciakom poszło lepiej niż mi, ale w gruncie rzeczy nie miałem w tej materii zbyt dużo doświadczenia. Drugie zadanie zdecydowanie bardziej przypadło mi do gustu. Tym razem nie musiałem jednak tak długo się starać - pierwsze moje zaklęcie okazało się skutecznie i po chwili na sali wybrzmiał dźwięk dzwoneczka.
Pomachał do Yvonne, kiedy ta zjawiła się w sali i wyłapali się nawzajem wzrokiem. Mężczyzna nie żywił do niej urazy za ten eksces w windzie - ani ona, ani jego żona nie miały na wpływu na wynikające z okoliczności zachowanie. Zrozumiał, zbagatelizował. Nic takiego się nie stało. Przywitał się również z Claudem. O, jak brakowało mu tego rudzielca. Pomimo drastycznej różnicy charakterów i osobowości, oraz, co akurat w tym przypadku dosyć istotne, pochodzenia, panowie naprawdę się ze sobą zaprzyjaźnili. Nagłe zniknięcie Faulknera znacząco odbiło się na Dorienie nie tylko na poziomie służbowym (bo trudno było nagle zacząć pracować w parze z kimś innym), ale też zwyczajnie stracił dobrego kumpla. I choć nie pytał, gdzie i czemu Claude tak ciągle znikał, to Dear miał nadzieję, że jego sytuacja się ustabilizuje i spróbują wspólnie przywrócić ich wspólną pracę i znajomość na stare tory. Wykeham. Czy Dorien się zdziwił, że został przez nią zignorowany? Ani trochę. Czy mu to przeszkadzało w jakikolwiek sposób? Zupełnie nie. On natomiast zatrzymał na niej chwilę wzrok, zastanawiając się, czy Aurora jest świadoma konfliktu między jej ulubienicą a swoim mężem. Jeśli młoda brała udział w przygotowywaniu tego szkolenia, to ok, niech sobie tam stoi i kąpie się w blasku Aurory. Zagumov. Kolejna gwiazda, szukająca poklasku. Wyskoczył nagle na środek, strzelił popisówkę, po czym okazało się, że stanowisk jest kilkanaście i wcale nie należy obserwować prób innych osób i czekać na swoją kolej. Brawo, Boris. Dorien zajął miejsce obok Claude’a, uważając je za najbardziej odpowiednie. Najpierw obejrzał próbę kolegi i, kiwając głową z uznaniem, pogratulował mu dobrego podejścia. Obrócił różdżkę w palcach i cisnął trzy zaklęcia. Przy czwartym usłyszał ciche ‘jak ci idzie?’ i już po tonie głosu wiedział, że Aurora się uśmiecha. Chyba chodziła między uczestnikami i obserwowała ich poczynania. Wtedy mężczyzna chybił znicz dosłownie o włos. - Rozproszyłaś mnie - usprawiedliwił się, marszcząc przy tym nos, choć jego żona dobrze wiedziała, że tylko się z nią przekomarzał. Dwa kolejne zaklęcia były trafione, manekin też padł bardzo szybko. - Dumna? - uśmiechnął się, bardzo z siebie zadowolony. Ciekawe jak poradziła sobie Harriette.
Czekamy sobie spokojnie na prowadzącą warsztaty, witam się ze wszystkimi mruknięciami; wtedy też do Nessy jeszcze coś pruje się Gryfonka, która widocznie jest tu nie wiem, kimś kto ma jakiekolwiek znaczenie. Zdumiony takim buractwem unoszę do góry brwi, zerkając na moją przyjaciółkę pytająco. Ci Anglicy to czasem byle kogo gdzieś zatrudniają. - Słoma z butów - komentuję luzacko ze wzruszeniem ramion i idę zabierać się do zadania. Te całe zbijanie zniczy na początku idzie mi świetnie za jednym zamachem zbijam czwórkę. Ostatniego jednak coś nie mogę wypatrzeć i trochę się miotam, dopiero przy trzeciej próbie udaje mi się trafić, skurczybyka. Kolejne zadanie też idzie mi bardzo dobrze. Pasek szybko się wypełnia po moim eleganckim zaklęciu, a dzwoneczek od razu rozbrzmiewa. Rozglądam się jak idzie moim ziomkom i uśmiecham się pokrzepiająco do Boyda, widząc, że przyjacielowi w końcu coś wychodzi i pokazuję mu uniesionego do góry kciuka. Zerkam też na Neskę, sprawdzając jak sobie radzi.