Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Wydmy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość


Ioannis Gavrilidis
Ioannis Gavrilidis

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 536
  Liczba postów : 528
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3237-ioannis-gavrilidis
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3238-ioannisowa-poczta
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7189-ioannis-gavrilidis
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPią 1 Cze 2012 - 20:58;

First topic message reminder :


Wydmy


Bardzo dobre miejsce do odnalezienia całego piękna zawartego w pustyni. Wydmy cieszą oko, są ogromne i dają obraz tego, jak bardzo wszyscy ludzie, nawet czarodzieje, są zależni od natury.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptySob 31 Mar 2018 - 22:14;

- Jeszcze bym się rozmyślił i od Ciebie spierdolił - odparłem w odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie wziąłem ze sobą dywanu. Sam trochę żałowałem, że byłem skończonym debilem i go nie załadowałem do swojego bagażu, lecz jak tylko pomyślę o tym, ile razy musiałbym go pomniejszać i powiększać, żeby nie nabawić się przepukliny od dźwigania go i żeby nie paść ze zmęczenia twarzą w piach. I bez dywanu walczyłem, by nie dopuścić do takiego zdarzenia.
Holden wlazł do jakiejś chaty i niestety nic go w środku nie zjadło, za to wyłonił się z niej trzymając jakiś pergamin, który okazał się być mapą. Mhm, też się bawiłem w szukanie skarbów za dzieciaka. Niespecjalnie dowierzałem, aby ktoś porozrzucał po pustyni mapy, by zobrazować, gdzie znajdował się przedmiot, lecz skoro większość chciała z mapą podążać, ja również się zgodziłem.
Przemierzanie kolejnych kilometrów piastowych wydm sprawiało, że skóra nóg paliła mnie nie tylko przez ociekające żarem słońce, lecz także od ciepła wewnętrznego wytwarzanego przez moje pracujące mięśnie. Dyszałem, jakbym przebiegł już kilka mil, mimo że tempo naszego przesuwania się do przodu pozostawiało wiele do życzenia. Byłem w naprawdę złym nastroju, a brak spodni dodatkowo wzmagał moją i tak wzrastającą wściekłość. Mallory podobno też straciła ubrania, ale jej chociaż nie zdzierali ciuchów z tyłka. Holden natomiast wydawał się być niewzruszony panującymi warunkami i darł japę.
- Zamknij mordę Holden, bo już nie mogę słuchać tej twojej piosenki o safari - rzuciłem w którymś momencie do Gryfona, wywracając oczami z irytacją. Naprawdę uwielbiałem tego zioma, ale momentami działał mi na nerwy tak bardzo, że powstrzymywałem się przed złapaniem go za fraki i potrząśnięciem.
Po jakimś postoju po drodze, dziewczyna stwierdziła, że według mapy niedługo będziemy na miejscu - przy przedmiocie. Podekscytowałem się, podświadomie pragnąłem odnaleźć zgubę i mieć swoje pięć minut sławy. Calum Dear, syn sławnych Dearów z Brighton, przysłużył się do zakończenia problemów z magią! Niestety wszyscy ucieszyliśmy się ponad miarę. Okazało się, że w miejscu, do którego doszliśmy, próżno było szukać czegokolwiek.
- Pokażcie mi to - poleciłem, biorąc mapę do ręki. Czy na pewno byliśmy w dobrym punkcie?- Nie no, to chyba nie tutaj - dodałem, obracając mapę to na prawo, to na lewo. - Nie, nie, na pewno nie tutaj! Chyba źle trzymaliś...my mapę - rzekłem, uogólniając stan rzeczy - jeszcze by się laska obraziła, że ją oskarżam, że jak typowa baba nie zna się na mapach. - Powinniśmy iść tam - powiedziałem, wskazując nieco bardziej na lewo.
Szliśmy więc dalej.
- Co? - zapytałem, gdy Puchon wyrwał się do przodu w kierunku rzekomego źródełka - które nie istniało. Ze śmiechem obserwowałem, jak turla się po piachu. Jakby tylko dał znać, może nawet podzieliłbym się moimi eliksirami... Skoro jednak milczał?

DZIEŃ: 1
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy x2, eliksir euforii x1  
kostka na wyciąganie: 1
łącznie punktów z kostek i kuferków: 19 -> nie udało się wyciągnąć przedmiotu


@Philip Michael Selwyn, według kostki powinieneś odjąć sobie jedną gwiazdkę z życia. Zaznacz to w kolejnym dniu lub poproś kogoś z obecnych o pomoc i podarowanie eliksiru.
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32476
  Liczba postów : 102657
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Specjalny




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptySob 31 Mar 2018 - 22:14;

The member 'Calum O. L. Dear' has done the following action : Rzut kośćmi


'Wyprawa - Narracja' :
Wydmy - Page 2 GCsg4DG
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptySob 31 Mar 2018 - 23:33;

- Oh, oh, I think I'd rather die – wyję, specjalnie dla Caluma zmieniając repertuar. Przy okazji posyłam mu mordercze spojrzenie. Euforia w moich żyłach przestaje działać, ale muszę ją oszczędzać. Mam tylko jedną butelkę, której nie mogę zmarnować w byle jakim momencie. Żałuję, że nie przemyciłem większej ilości, ale chyba bym się przedźwigał. Poza tym żadne z nas nie przewidziało, że słońce będzie paliło aż tak mocno. Holden, jesteś, kurwa, geniuszem, skoro nie wpadłeś na to, że na pustyni może być gorąco, będziesz się pocił, a Euforia wypłynie z ciebie zaraz po zażyciu. Brawo ja, brawo stwórco tego kiepskiego ekosystemu.
Wściekłość zaczyna mnie ogarniać coraz bardziej. Na szczęście dzień się powoli kończy, ale jakoś przetrzymuję. Zachowanie Selwyna nawet mnie rozśmiesza. Parskam tak głośno, że muszę się uwiesić na ramieniu Caluma, żeby nie wywalić się prosto w ten przeklęty piach. Ziarenka są wszędzie, czuję je nawet w gaciach. Gorzej ma chyba tylko Dear.
Dostrzegam w oddali namiot. Boję się, że to kolejna fatamorgana, ale gdy się do niego zbliżamy, okazuje się, że istnieje naprawdę. Wzdycham z ulgą, wyczerpany całym dniem wędrówki.
- Zostajemy tu – zarządzam i rzucam plecak prosto w wydmę, nim ktokolwiek zdąży zaprzeczyć. Jestem tak spragniony, że nie mam siły odzywać się bardziej. Pochylam się i wyciągam butelkę eliksiru euforii, którą mam zamiar właśnie skonsumować, po czym wsuwam się pod namiot, by zaznać odrobiny cienia. Przez to, że stoi na słońcu nie wiadomo ile, jest tam duszno, ale nadal lepiej, niż na zewnątrz. Wypijam fiolkę eliksiru jednym haustem i zamykam na chwilę oczu, czując, jak cytrynowy napój kieruje się do mojego żołądka. Jeszcze chwilkę zajmie, zanim zacznie działać. Planowałem wypić go jutro, ale nie jestem w stanie dłużej wytrzymać. Mam wrażenie, że wściekłość nadciąga z każdej strony, a wolałbym nie przywalić Calumowi, skoro był na tyle łaskawy, że wziął dla mnie kilka eliksirów z rodzinnego przybytku.
Zdejmuję buty i skarpetki, z których jestem w stanie wycisnąć pot jak wodę po praniu. Trochę to niesmaczne, ale nie mam wyboru i muszę to zrobić. Piasek pod strumieniem tego ścieku zmienia się w mokrą papkę. Przyglądam mu się przez chwilę zupełnie bez celu. To eliksir zaczyna mieszać mi w głowie na tyle, że nie mogę się na niczym skoncentrować. Patrzę w dół, jednocześnie nie odbierając bodźców. A potem nagle widzę już wszystko. Świat nabiera dziwnych barw, wydaje mi się, że mogę być jednocześnie wszędzie i nigdzie, a z oddali dociera do mnie dźwięk czegoś ciężkiego, co prawdopodobnie biegnie po wydmach. Mam to jednak gdzieś, i opieram się rękoma na chłodnym piachu. Chłodnym, bo namiot chronił go przed totalnym nagrzaniem się.
Nagle słyszę jakieś krzyki i ryk, wychylam się z namiotu na chwilę przed tym, jak ogromny róg rozrywa go na strzępy. Pustynia parzy mi stopy, ale podnoszę się i wycofuję.
- Czy to jest... buchorożec? – Pytam z zachwytem, chociaż znam już odpowiedź na to pytanie. To piękne zwierzę wydaje mi się tak nierzeczywiste, mimo że stoi tuż przede mną. Mam ogromną ochotę do niego podejść i pogłaskać je, może nawet przytulić. To jak spełnienie marzeń w najgorszy z możliwych dni. Naprawdę nie wierzę w moje szczęście, a Euforia mąci mi we łbie na tyle, że nie myślę o konsekwencjach.
- You're the one that I want – nucę pod nosem jedną z ulubionych piosenek babci, która skojarzyła mi się akurat z widokiem tego cuda. Wyciągam rękę i powoli zbliżam się do buchorożca, by sprawdzić, czy naprawdę jest takim niebezpiecznym zwierzęciem, jak wszyscy mówią. Nie wolno oceniać po pozorach, prawda?
Buchorożec chyba jednak nie słyszał o tym, że każdy może być kim chce i pozostaje w swojej roli drapieżnika, bo zaczyna biec w moją stronę z okropnym rykiem, który wywołałby lawinę, gdybyśmy nie byli na pieprzonej pustyni. Prawie sram w gacie, ale w duchu cieszę się, że tego nie zrobiłem, bo jeszcze musiałbym pożyczyć te Caluma, a on i tak już cierpi na niedobór bielizny.
Czuję jak jakaś nieznana siła ciągnie mnie za koszulę. Czyżby anioł stróż zaglądał na Saharę? Może jednak powinienem się częściej modlić o swój żywot? Niefortunnie się wywracam i czuję, jak moja twarz ma spotkanie pierwszego stopnia z głazem. Dobra, nie ma zbyt wielu chętnych na całowanie ze mną, ale nie sądziłem, że w Egipcie polecą na mnie kamienie. Albo raczej ja na nie. Z drugiej strony lepszy głaz niż Selwyn.
Buchorożec nie daje jednak za wygraną i rzuca się w moją stronę, rozrywając mi przy tym spodenki. Karma to suka, ludzie, mówię wam! Nie śmiejcie się z Caluma Deara, bo skończycie jak on. A ja mam tylko nadzieję, że buchorożec nie jest szafiarką, bo jeśli zarąbie też garderobę Krukona, będę zmuszony do końca wyprawy oglądać zawartość jego gaci.

DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy, eliksir wiggenowy, eliksir euforii + mapa
KOSTKA NA ZWIERZAKA: 6
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyNie 1 Kwi 2018 - 1:11;

Normalnie nie posiadałem się ze szczęścia, gdy przed nami na pustyni zamajaczył jakiś samotny namiot. Nie wierzyłem w naszego farta, że tak o, po prostu, na środku bezkresnego piachu stał sobie namiocik - jakby na nas czekał! Rozsądek, o dziwo jeszcze obecny, podpowiadał mi jednak, abyśmy nie podchodzili do niego od razu. Mógł do kogoś należeć, mogły się w nim czaić jakieś magiczne kobry albo inne niebezpieczeństwa.
- Czekajcie - zarządziłem, gdy byliśmy już w pobliżu. Sam się zatrzymałem i chciałem polecić im, byśmy magicznie sprawdzili, czy w środku ktoś przebywa lub chociaż żebyśmy zachowali ostrożność, ale ledwo przesunąłem wzrokiem po moich towarzyszach, zabrakło mi jednej twarzy.
Thatcher.
Ze zgrozą obserwowałem, jak nurkuje głową do przodu w namiocie. Przejechałem dłonią po twarzy, nie mogąc nadziwić się nad słabym instynktem samozachowawczym tej jednostki. Nawet prawo Darwina nie miało na niego haka - świadczyło o tym osiemnaście lat na jego karku. Skoro jednak nic się z nim nie stało, odczytaliśmy to jako sygnał, że teren jest bezpieczny, przynajmniej na ten moment.
Klapnąłem obok ziomka, kątem oka dostrzegając, że chowa do kieszeni pustą buteleczkę po eliksirze - doskonale wiedziałem, co jeszcze kilka sekund temu w niej gościło. Jak się czułem ze świadomością, iż Holden faszerował się euforią? Szczerze mówiąc - średnio. Z jednej strony jeśli jakkolwiek mu to pomagało w życiu lub po prostu sprawiało mu przyjemność, niech robi z tym co chce. Z drugiej dostrzegłem wcześniej obecne na jego twarzy zirytowanie - przez brak euforii?
- Ohyda - stwierdziłem ze śmiechem, gdy Holden wyciskał pot ze skarpet na piach. Spojrzałem na Mallory. - Nie wolałaś podróżować z laskami? One by Ci tego oszczędziły - stwierdziłem, po czym sam postanowiłem zachować resztki godności i swoje skarpety po prostu odrzuciłem gdzieś na bok. Same wyschną, było tak gorąco...
Coś jednak nie pozwoliło nam odpoczywać w spokoju.
To coś miało cztery nogi i róg, który sprawił, że na moment stanęło mi serce. Słodki Merlinie. O magicznych zwierzętach pojęcie miałem znikome, jako że nigdy nie leżały w spektrum moich zainteresowań, ale przebywanie tylu lat w towarzystwie Hudson nauczyło mnie tyle, że miałem świadomość, co stało przed nami. Buchorożec. Jakby nie fakt, że miałem tylko jedne gacie, posrałbym się ze strachu. Zamiast tego ścisnąłem zwieracze, spiąłem się, chciałem wyciągnąć różdżkę...
Ja pierdole, czy ten jełop chciał go pogłaskać, czy o chuj mu chodziło?!
Zobaczywszy Holdena wyciągającego ręce i kroczącego w kierunku buchorożca, poczułem przemożną ochotę, aby palnąć go w ryj, zamiast odciągnąć w tył, lecz ostatecznie zrobiłem to drugie. Zacisnąłem rękę na przodzie jego koszuli, po czym szarpnąłem go ze sobą, byśmy uciekali z dala od zwierzęcia. Adrenalina buzowała mi w żyłach, oddech miałem przyspieszony, a w głowie tysiące igieł pobudzały każdy zmysł. Obróciłem się, by zobaczyć, co działo się z Mallory oraz Philipem i wtedy nastąpił upadek. Dosłowny. Polecieliśmy obaj jak dłudzy na kamienie. Przywaliwszy głową w jakiś głaz, miałem ochotę zginąć na miejscu. Jasne, niech nas dopadnie ten zwierz, już słyszałem jak ziemia pod nami drży od jego biegu. Ostatecznie spotkanie z rogiem buchorożca nie było takie bombowe jakbyśmy chcieli. Rozdarł mi koszulę, jedyną całą rzecz, która mi została, a do tego na moim ciele pojawiło się kilka zadrapań. I oko mi pulsowało.
Merlinie, ratuj.

DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: wiggenowy x2, euforia x1
kostka na walkę: 6
Powrót do góry Go down


Mallory Colquhoun
Mallory Colquhoun

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 243
  Liczba postów : 249
https://www.czarodzieje.org/t15706-mallory-colquhoun
https://www.czarodzieje.org/t15725-poczta-poczta#423973
https://www.czarodzieje.org/t15716-mallory-colquhoun
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyNie 1 Kwi 2018 - 1:36;

Faza podekscytowania, którą czuła jeszcze chwilę temu odeszła w zapomnienie równie szybko jak się pojawiła. Niespełnione marzenia całej grupy popsuł Calum, ogłaszając wszem i wobec, iż obrali złą drogę, posyłając w tym czasie do Mallory jakieś dziwne spojrzenia, zupełnie jakby to była jej wina. Jedna z jej brwi wywindowała ku górze i już miała mu coś odpowiedzieć, kiedy nagle zarządził dalszą wędrówkę. Najwyraźniej to on tym razem postanowił przejąć stery- i dobrze. Przynajmniej nikt nie będzie miał do niej żadnych pretensji, a jako mniejszość musi sobie jakoś radzić. 
Droga przez pustynie dłużyła się niemiłosiernie. Co jakiś czas zerkała na słońce, które jednak (jej zdaniem) wcale nie zmieniało swojego położenia, a fakt, że idący koło niej Gryfon zaczynał zachowywać się jakoś inaczej niż wcześniej, wcale nie wróżył niczego dobrego. Całe szczęście, że wkrótce zauważył jakieś opuszczone namioty- inaczej znów musieliby spędzić noc pod gołym niebem. Merlin jeden wie, czy znów nie obudziliby się bez połowy ekwipunku, a biorąc pod uwagę fakt, że NIEKTÓRZY stracili już część swojej garderoby, zaczęła zastanawiać się jak będą wyglądać za parę dni. Czy ktokolwiek potraktuje grupę nudystów poważnie?
Nie zastanawiając się długo, weszła do namiotu za Holdenem. Zmarszczyła nos, czując smród skarpetek, jednak to nadal było lepszym wyjściem niż smażenie się na słońcu. Korzystając z okazji, że Thatcher i tak zasmrodził cały namiot, cała reszta poszła jego tropem. Wolność stóp była swego rodzaju ulgą- była tak obolała, że chętnie spędziłaby tu znacznie więcej czasu, niż było im pisane, jednak niespodziewany ryk przerwał im tą sielankę i zmusił do jak najszybszego wyjścia z namiotu. 
-Popieprzyło Cię? -Zwróciła się w stronę Gryfona, który niespełna dwie minuty temu wypił całą fiolkę jakiegoś eliksiru, sądząc po kolorze- najprawdopodobniej euforii, a teraz odwala jakieś głupoty. Chciała powstrzymać go przed podejściem do buchorożca, jednak nie zdążyła. Zwierzę wyczuwając czające się od tyłu zagrożenie, zaczęło biec w stronę zaskoczonego chłopaka, a stojąca obok Mall zdążyła tylko odskoczyć na bok. To co działo się chwilę potem, delikatnie mówiąc- nieco zbiło ją z tropu. Z zażenowaniem patrzyła się na Caluma i Holdena, zastanawiając się przy okazji co zrobić, żeby nie skończyć jak oni, po czym momentalnie zorientowała się, że atakujące jeszcze przed chwilą chłopaków zwierzę, teraz leci prosto na nią. Zerwała się na równe nogi, przeklinając się w myślach, że zachciało jej się zdejmować buty-teraz piasek był nie do wytrzymania, po czym zerknęła w stronę zakrwawionej dwójki, chcąc oszacować jakie ma szanse. Stwierdzając, że jej szanse na wygraną z buchorożcem są mniejsze niż zero, szykowała się na najgorsze. Z przerażeniem patrzyła się na zbliżające się zwierzę i już chciała żegnać się z tym światem, kiedy niespodziewanie bliżej niezidentyfikowany dźwięk odwrócił jego uwagę od dziewczyny, a ta korzystając z prawdopodobnie jedynej takiej chwili, zgrabnie uciekła mu z pola widzenia,w duchu prosząc Merlina, aby zwierzę dało sobie spokój i nie rwało już nikomu spodni. Szczerze mówiąc, miała średnią ochotę na jakiekolwiek parady golasów, a wszystko wskazywało na to, że właśnie tak zakończy się ich wyprawa.
-Mam nadzieje, że zabraliście ze sobą też inny eliksir. O ubrania nawet nie pytam. -Krzywym wzrokiem spojrzała na ich rany, chcąc ocenić jak bardzo są poważne. Nie widziało jej się częstowanie pozostałych jedynym jej eliksirem, który jak na razie leży głęboko schowany w jej plecaku. I niech tak na razie pozostanie. Całe szczęście, że ona wyszła z tego wszystkiego jedynie z lekkimi zadrapaniami...


DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★
EKWIPUNEK:  eliksir wiggenowy, eliksir wiggenowy
KOSTKA NA WALKĘ: 3
Powrót do góry Go down


Philip Michael Selwyn
Philip Michael Selwyn

Student Hufflepuff
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 55
  Liczba postów : 98
https://www.czarodzieje.org/t15922-philip-michael-selwyn
https://www.czarodzieje.org/t15927-sowki-do-philipa#430567
https://www.czarodzieje.org/t15925-philip-michael-selwyn
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 2 Kwi 2018 - 11:59;

Jasny gwint! Nie dość, że to co zobaczył okazało się zwykłą fatamorganą, to jeszcze zwichnął sobie nogę. Pięknie... Dlaczego nie wziął ze sobą eliksirów uzdrawiających, chociaż to było jasne, że takie przypadki mogą się przytrafić? Nie wiadomo. Leżał przez chwilę na ziemi i wył z bólu. Nikt też nie chciał pofatygować się i pomóc mu choćby wstać, czym pozostała część ekipy już na dobre straciła resztki jego sympatii, bo wszyscy irytowali go już wcześniej. Zwłaszcza ten Gryfon, pozostający najpewniej pod wpływem euforii. Żałował, że w ogóle się tu pofatygował. A mógł pójść ze swoim bratem...

Bał się używać czarów w takiej sytuacji, wyjął zatem z plecaka jakąś szmatę i owinął sobie zwichniętą kostkę. Wyrwał także z piachu ową uschniętą gałąź będącą przyczyną jego nieszczęścia. Na szczęście okazała się ona dość długa i mogła posłużyć mu jako podpórka. Dał więc jakoś radę wstać. Rozejrzał się. Nigdzie dookoła nie widział reszty członków ekipy. A jebać ich - pomyślał. Sam sobie doskonale poradzi. Był jednak zupełnie wyczerpany, najbardziej doskwierało mu pragnienie. Trudno. Trzeba ryzykować, nie może sobie pozwolić na śmierć z tak błahego powodu.

- Aquamenti! - wycelował różdżkę w swoje usta. Dziękował fortunie, że tym razem się do niego uśmiechnęła i zaklęcie zadziałało jak należy. Niewielkim strumieniem wody, który wylał się z jego różdżki, zwilżył swoje wargi i poczuł się o niebo lepiej. Nie licząc oczywiście zwichniętej nogi... Nie znał się jednak kompletnie na magii leczniczej i nawet nie wiedział jak mógłby sobie pomóc. Poszedł zatem przed siebie, oczywiście nieco wolniej niż zazwyczaj...

Było już późno, kiedy udało mu się dostrzec jakiś namiot. NAMIOT? To, co się tam działo to był istny burdel... Szamotał się tam buhorożec, który rozwalał wszystko na swojej drodze. Philip dostrzegł w oddali tę Ślizgonkę, która przybyła tu razem z nimi i już w ramach strzelenia focha zamierzał opuścić arenę działań i pójść w innym kierunku, ale niestety zwierzę go dostrzegło i pogalopowało prosto na niego. Nie miał szans na ucieczkę, a pomysł o dobyciu różdżki wpadł mu do głowy zdecydowanie za późno. Olbrzymi zwierz wpadł na niego i poturbował go, jednak po chwili dał się słyszeć w oddali jakiś hałas który sprawił, że buhorożec zniknął tak szybko, jak się pojawił. Philip miał zatem dużo szczęścia. Znów jednak miał kłopoty ze wstaniem. Był potwornie zmęczony i głodny, a noga bolała go niemiłosiernie.

- Ratunku! Pomocy! - chyba tylko mu się wydawało że krzyczy, bo jedynie mruczał pod nosem tak cicho, że chyba nikt nie był w stanie go usłyszeć, poza nim samym. Nie miał już jednak siły na nic. Leżał zatem na pustynnym piasku i liczył na cud, który pozwoli mu nie umrzeć w ciągu kilku najbliższych godzin.

DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★
Kostka na walkę ze zwierzęciem: 3
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 2 Kwi 2018 - 13:48;

Piasek pali mi niemiłosiernie stopy, ale to ból twarzy jest nie do zniesienia. Dotykam swojego policzka i czuję, jak puchnie mi wraz z okiem. Drugim widzę, że Calum jest w podobnym stanie, może nawet gorszym, bo został w samych gaciach. Ja przynajmniej mam koszulkę, dzięki czemu nie spalę się cały na czerwono, a byłoby to bardzo bolesne, zważywszy na to, jak blady jestem. Lubię Słońce, ale jest to miłość bez wzajemności.
- Na gacie Caluma – odzywam się, próbując podnieść do pozycji stojącej i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że wypowiedziałem moje nowe powiedzonko na głos. Mam nadzieję, że Dear mnie za to nie trzaśnie. Kiedy już utrzymuję się w pionie, pomagam podnieść się również Krukonowi. Szafiarka gdzieś ucieka, zapewne kierowana tym dziwnym dźwiękiem, jaki rozległ się chwilę temu.
- Spokojnie, wszystko mamy – odpowiadam Mallory, ignorując jej wcześniejszą uwagę o tym, czy mnie popieprzyło. Odpowiedź jest twierdząca, ale nie zapanowałem nad tym, a świadomość ryzyka pojawia się w mojej głowie dopiero teraz, kiedy mocno się uderzyłem. - No poza ubraniami dla tego tu – dodaję, wskazując na ziomeczka. - Może zechcesz pożyczyć mu swoje spodnie? Bo jak tak dalej pójdzie, będziemy oglądać go nago.
A ja naprawdę nie mam ochoty podziwiać niektórych części ciała Caluma. Widzę ich już nawet za dużo i to mnie degustuje.
Moja ekipa zachowuje się jak banda zdechlaków. Ja jestem tak przyzwyczajony do wszelkich urazów, że nawet kiedy oko puchnie mi jak szalone, nie uważam, że warto dla niego marnować eliksir wiggenowy. Odrywam tylko rękaw mojej koszulki, ciągnąc trochę za mocno, przez co pruje się też główna część i zawiązuję sobie niczym opaskę pirata, żeby słońce nie paliło mi zadrapań i opuchlizny. Mallory sprzecza się o spodnie z Calumem, który chyba jest na mnie wściekły za to, że zbliżył się przeze mnie aż zanadto do damy buchorożcowej, a Philip chyba znowu ma ataki paniki albo fatamorgany, bo nawet nie ogarniam, czemu się wydziera.
Irytują mnie jak diabli i muszę od nich odpocząć, więc ruszam przed siebie, by poszukać jakiś szmat. Może beduini pozostawiali w namiotach swoje sukienki albo da się coś uratować z tego, z którego dopiero co uciekliśmy.
Idę i idę, a pustynia wydaje się nie mieć końca. Zaczynam nawet myśleć o tym, że nie powinienem się aż tak od nich wszystkich oddalać, bo jeszcze beze mnie umrą (tak jakby ze mną im to bardziej nie groziło, ale co tam). W końcu trafiam na jakiś namiot, inny niż ten, który stratowała szafiarka, więc sięgam po różdżkę, którą na szczęście miałem w plecaku, a nie spodniach i wyciągam ją przed siebie. Zaglądam do namiotu, ale nie ma w nim nikogo... ani niczego, a mam tu na myśli dzikie stwory. Leży jakiś koc, porozwalane kociołki na prowiant i skrzynia. Z nadzieją na to, że odnajdę cokolwiek do jedzenia albo spodnie dla Deara, otwieram skrzynię. Okazuje się jednak, że jest zupełnie pusta. Najwyraźniej mieszkaniec tego przybytku wyniósł się razem ze wszystkimi swoimi rzeczami. Biorę jednak ten głupi koc z myślą o tym, że przynajmniej Calum będzie miał się czym nakryć i wracam z powrotem.
Nie mogę kierować się śladami, bo te zostały zasypane piachem poruszanym przez wiatr. Selwyn jednak nadal się drze, więc wiem, w którą stronę iść. Jestem wściekły, że zmarnowałem tyle czasu na znalezienie zupełnie niczego, ale koc może nam się przydać. Chociażby po to, żeby Krukon nie zamienił się w gigantyczną skwarkę.
- Masz – mówię, rzucając kocem w Deara. Nawet jeśli teraz jest za gorąco, by się nakrył, to przynajmniej nie zmarznie w nocy, bo wbrew pozorom po zachodzie słońca nie było tu wcale aż tak ciepło.

DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy, eliksir wiggenowy, eliksir euforii + mapa
KOSTKA NA ŚMIAŁOŚĆ: Trójkę wybierz, panie
Powrót do góry Go down


Mallory Colquhoun
Mallory Colquhoun

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 243
  Liczba postów : 249
https://www.czarodzieje.org/t15706-mallory-colquhoun
https://www.czarodzieje.org/t15725-poczta-poczta#423973
https://www.czarodzieje.org/t15716-mallory-colquhoun
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 2 Kwi 2018 - 16:37;

Była już trochę zirytowana, równocześnie chciało jej się śmiać patrząc na stojącą na przeciwko niej grupę. Wyglądali co najmniej żałośnie, jednak to prawie nagiemu Calumowi należy się tytuł największej ofermy wyjazdu, a ona z pewnością nie zamierza odbierać mu tego zaszczytu. W duchu dziękowała Merlinowi, że jeszcze ma na sobie ubrania, po czym spojrzała na znajdującego się nieco na uboczu Philipa, który najwyraźniej nie zamierzał się integrować z pozostałymi. 
-Widzę jak co chwila wyjmujesz z plecaka coraz to nowe szmatki. -Wskazała na wypchany bagaż Puchona, mierząc go trochę oskarżycielskim spojrzeniem i zastanawiając się, dlaczego chłopak sam nie wpadł na pomysł podzielenia się ubraniami, widząc w jak cholernie beznadziejnej sytuacji się znajdują. -Daj mu coś. Sprawiajmy chociaż złudne wrażenie normalnych ludzi, bo aktualnie wyglądamy jak banda debili. I zażyj eliksir uzdrawiający, a nie leżysz i się wydzierasz. -Dokończyła i mając wielkie nadzieje, że zrobią COKOLWIEK z tego, co powiedziała, wróciła się do namiotu, aby wziąć buty, bo piasek nadal parzył, mimo, że słońce (WRESZCIE) zaczęło zmieniać swoje położenie i teraz było już całkiem nisko.
Miała ochotę wyć, gdy spojrzała na Holdena, który jeszcze chwilę temu miał przecież CAŁĄ koszulkę(spodni już nie miał). Nie wiedziała czy to kwestia zazdrości o gołego Krukona, czy zwykła głupota, ale górna część jego garderoby w tej chwili pozostawiała wiele do życzenia, a on sam nic nie mówiąc poszedł gdzieś w tylko sobie znanym kierunku. Aha, no spoko. W ciszy odprowadziła go wzrokiem, zastanawiając się czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy, bo w tym ich tempie i w tej sytuacji prędzej tu umrą, niż cokolwiek znajdą. Opadła na miękki piasek, nie wiedząc czy mają na niego czekać, czy sobie iść, czy zostać tu i czekać na śmierć. Pocieszał ją jedynie fakt, że z całej grupy tylko ona nie ma żadnych obrażeń, jednak zdawała sobie sprawę, że długo tak nie pociągnie. 
-Musimy ustalić jakiś plan. Bezsensu jest takie chodzenie...bez celu. -Zerknęła spode łba na wlewającego sobie do buzi wodę Puchona, który nadal sprawiał wrażenie nieco aspołecznego, a chwilę później na Holdena, który postanowił jednak wrócić. Z nadzieją spojrzała na Gryfona, zastanawiając się, czy znalazł coś godnego uwagi, ale ten niósł jedynie koc dla Caluma. Dobre i to. -Nie wiem jak wy, róbcie sobie co chcecie. Ja tu zostaje. Wyjdę na tym lepiej i z ciuchami na sobie. Zobaczycie. -Dodała po chwili, nad głową słysząc głośne protesty pozostałych, chcących ruszać w dalszą drogę. Nie podobało jej się krążenie po pustyni bez czegokolwiek, co mogłoby ułatwić im szukanie tego cholernego przedmiotu- chociażby informacji czego w ogóle muszą wypatrywać. Chwila zwątpienia przyszła nagle i najwyraźniej nie miała zamiaru opuszczać dziewczyny.


DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy, eliksir wiggenowy
KOSTKA: klik 
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 2 Kwi 2018 - 17:45;

Na pomoc Selwyna zdecydowanie bym nie liczył, skoro wciąż tarza się w piasku, wzywając mamusię. Mam ogromną ochotę opowiedzieć jego braku, jakiego odważnego herosa ma w rodzinie. A umawiam się powoli z Anthonym na zakup zwierzaka od niego, więc przy najbliższej okazji, o ile to przeżyję, bo w zdolności starszego Selwyna nie wątpię, z chęcią podzielę się z nim wrażeniami.
Mallory też zdaje się mieć dość, ale jej się wcale nie dziwię. Jest dziewczyną, to po pierwsze. No i wylądowała w grupie z bandą ofiar losu i mam tu na myśli głównie naszego Puchona, bo przecież ja i Calum nadal nie płaczemy, choć wyglądamy o wiele gorzej.
Chłopaki protestują, ale mi zaczynają działać w głowie trybiki, bo wiem już, jak przekonać Mallory, by została z nami w grupie. Jakimś dziwnym trafem martwię się o nią, choć trzyma się najlepiej. Skoro już wylądowała z trójką „facetów”, to powinniśmy o nią dbać.
- Calum, weź tę ofiarę losu ze sobą – mówię i padam na piasek naprzeciwko Ślizgonki, wzniecając nieco pyłu w górę, bo mimo przymusowej głodówki mój tyłek nadal jest ciężki. - Zaraz do was dołączę.
Czekam, aż ziomeczki się oddalą, by w spokoju pogadać z Colquhoun. Tak naprawdę jest chyba jedyną myślącą tu osobą, więc szkoda byłoby ją tracić. No i nie wyobrażam sobie, by miała teraz sama zostać na środku pustyni, bo o teleportacji w tych zakłóceniach nie było mowy. Działanie euforii znów opada, dzięki czemu przebija się u mnie nieco racjonalności, ale nadal nie jestem wściekły na cały świat jak w najgorszych momentach.
- Słuchaj, wiem, że jest ciężko – zaczynam – a patrząc na nas odechciewa ci się gdziekolwiek iść, ale spójrz na to z innej strony. Całkiem sama tutaj zginiesz, tubylcy i dzikie zwierzęta skupią się na tobie, a tak mają na cel inne ofiary losu.
Przerywam na moment i rozpuszczam przetłuszczone od potu włosy, by przeczesać je palcami, bo czuję na głowie piasek.
- Nie po to się farbowałem na jaskrawo, żeby nikogo to nie zainteresowało. Myślałaś, ze podszedłem do buchorożca dla zabawy?
Tak na serio to różowy wyszedł całkiem przypadkiem, ale spodobał mi się na tyle, że postanowiłem go zostawić i trzymam go na włosach do dziś. Przydaje się jednak, gdy chce się odwrócić uwagę od niewinnych niewiast. Ale z tym buchorożcem trochę już bajeruję, bo serio chciałem go przytulić. No bo wyobraźcie sobie, jakie to by było magiczne wspomnienie. A jakbym miał ze sobą aparat... Może dostałbym nawet autograf?!
- Możesz tu zostać i czekać na śmierć, albo przyglądać się, jak atakują nas, a sama być bezpieczna – mówię, podnosząc się z miejsca, by ruszyć w dalszą drogę, bo jeśli nadal będziemy tak siedzieć, nigdy nie dogonimy Caluma i Philipa. Wyciągam rękę, by pomóc jej wstać z wydmy i w tym momencie słyszę hałas dochodzący z okolicznych namiotów. Czuję dziwne łaskotanie na całym ciele, ale gdy spoglądam w stronę, z której dochodziły szmery, nikogo tam nie ma. Płachta namiotu porusza się pomimo chwilowego braku wiatru, co powinno mnie zdziwić, ale ta pustynia jest nienormalna, więc kto by się przejmował taką błachostką.
Znów kieruję swój wzrok na Mallory, licząc na to, że jednak przystanie na moją propozycję, ale coś się zmienia. Czy ona od początku jest taka piękna i nie zwracałem na to uwagi? Drobinki potu na jej czole są niezwykle pociągające, oczy przypominają wodę, w której chciałbym się utopić, byle już nie czuć oparzeń słonecznych, a usta... Mam jakieś dziwne flashbacki, przez co nie wiem, czy patrzę wciąż na Mallory, czy jednak Meluzynę. Kręcę gwałtownie głową, by pozbyć się tego niemrawego odczucia. Teraz liczy się jedynie Ślizgonka i to, by uczynić tę przygodę najlepszą w jej życiu.
- Take my hand – wydobywa się z moich ust na wzór znanej piosenki pewnego mugolskiego króla rock'n'rolla – take my whole life too for I can't help falling in love with youuuu...
Dlaczego ja to śpiewam na głos? Nie wiem, co się dzieje, ale ta dziewczyna sprawia, że moje serce bije mocniej i nie mam najmniejszej ochoty szukać już Deara i Selwyna, bo czuję, że ta podróż byłaby o wiele lepsza tylko w towarzystwie Ślizgonki. Wgapiam się w nią jak ciele w malowane wrota, licząc piegi na nosie, które pojawiły się zapewne od nadmiaru słońca. Gdyby była moją gwiazdą, pozwoliłbym się jej nawet spalić.

DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy, eliksir wiggenowy, eliksir euforii + mapa
KOSTKA NA RATUNEK: Trójka
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 2 Kwi 2018 - 20:03;

Przez kilka chwil myślałem, że w ten sposób skończy się moja historia. Calum Dear, zginął podczas wyprawy do Egiptu, ponieważ jego kolega zapragnął pogłaskać rozwścieczonego buchorożca. Byłem krótko mówiąc wkurwiony. Na Holdena, na siebie, na świat, na Mallory, na Philipa, który mimo że doszedł jako ostatni na pole walki, zachowywał się jak największa ofiara. Bliskie spotkanie z głazami sprawiło, że moja twarz pulsowała i zrobiło mi się na niej gorąco. Drżącą, brudną ręką obmacałem się od czoła po brodę, względnie radośnie stwierdzając, że nie napotkałem na swojej drodze ani jednej strużki krwi. Niemniej jednak oko zaczynało mi puchnąć i syknąłem z bólu, gdy palce napotkały delikatne wybrzuszenie na skórze tuż pod gałką oczną. Genialnie.
Półnagi i z obitą mordą.
Leżałem na tych kamieniach, modląc się o śmierć, gdy nagle okazało się, że buchorożec postanowił zostawić nas w spokoju i odbiegł w siną dal. Odliczyłem do dziesięciu, po czym cały obolały dźwignąłem się na nogi. Ręce i nogi miałem obdrapane, moja koszula od dawna była w strzępach, a w moim bagażu próżno było szukać czegokolwiek na zmianę, jako że wcześniej zostałem podstępnie ograbiony z ubrań. Spojrzałem na siebie wzrokiem pełnym pożałowania, a następnie przeniosłem go na Holdena. Zawrzało we mnie.
- Czy Ciebie do reszty pojebało?! - zacząłem przez zaciśnięte zęby, łapiąc go za szmaty, a przynajmniej to, co z nich zostało. - Postradałeś wszelkie rozumy?! Chciałeś, kurwa, kiziać buchorożca? Wiesz co, mogłem Ci pozwolić mu nawet obciągnąć, nie musiałbym łazić z siną mordą i bez ubrań, cwelu - wyrzucałem z siebie kolejne słowa, nie zwracając nawet uwagi na to, że w międzyczasie oplułem go ze złości z pięć razy. Puściłem go, odpychając od siebie. Już wiedziałem, co było problemem - euforia. Gdyby nie ona, moglibyśmy wyjść z tego cało. Zamiast tego wyglądaliśmy jak banda przegranych kretynów.
Spojrzałem na Mallory i prychnąłem.
- Nie wezmę żadnej szmaty od tego tam - Skinąłem głową w stronę Selwyna. - Wolę się obnażyć, niż zakrywać czymś, czym on sobie stopy owijał - dodałem, wywracając z irytacją oczami. Moja wytrzymałość przechodziła w tej chwili największą z prób. Wszyscy byliśmy na siebie źli i prawdopodobnie każde z nas kwestionowało sens dalszej wyprawy. Jakim cudem mieliśmy dotrzeć do celu, skoro nie potrafiliśmy się dogadać?
Ślizgonka chyba się obraziła i wlazła pod resztki namiotu, Selwyn poił się różdżką, a Holden zniknął. Usiadłem na palącym piasku, czując jak pojedyncze ziarenka wypalają sobie drogę w skórze mojej dupy. Było mi strasznie źle. Na tyle źle, że wyciągnąłem ze swojego bagażu dwie fiolki eliksirów. Jedną euforię, jeden wiggenowy. Ważyłem je przez moment, zastanawiając się nad wyborem. Podniosłem głowę, zobaczywszy Gryfona idącego z jakimś kocykiem, szybko wrzuciłem obie fiolki z powrotem tam, skąd je wziąłem.
- Dzięki - powiedziałem, uśmiechając się blado. Z niego był mimo wszystko dobry kumpel, tylko strasznie szurnięty. Euforia nadal płynęła w jego żyłach, widziałem to po jego oczach i uśmiechu, który mi posłał. Jednak zmartwiłem się.
Holden poszedł rozmawiać z Mallory, a ja sięgnąłem po mapę i stwierdziłem, że wykorzystam ten czas przerwy na rozeznanie się w terenie. Poszedłem trochę przed siebie, rozglądając się i sprawdzając z mapą, gdzie powinniśmy się udać. Jeszcze trochę na północ, potem na południe... Ale czy ja dobrze trzymałem tą mapę? Może to jednak zachód? Cholera.
Obróciłem się za siebie i nagle okazało się, że namiot kompletnie zniknął z pola mojego widzenia. Tym samym wszyscy moi towarzysze.
Kurwa mać.

DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy x2, euforia x1
Gubię się, szukają mnie
Powrót do góry Go down


Mallory Colquhoun
Mallory Colquhoun

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 243
  Liczba postów : 249
https://www.czarodzieje.org/t15706-mallory-colquhoun
https://www.czarodzieje.org/t15725-poczta-poczta#423973
https://www.czarodzieje.org/t15716-mallory-colquhoun
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 2 Kwi 2018 - 23:08;

Siedząc na chłodniejszym już piasku i obserwując pozostałą trójkę, zastanawiała się co jej strzeliło do głowy, żeby przy zapisach na wyprawę dopisać przy swoim nazwisku "dowolna" przy doborze grup. Nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać, a w jej głowie kłębiło się milion pomysłów jak by tu bezpiecznie i niezauważalnie przetransportować się do Anglii. Na nic nie wpadła, jednak wciąż się nie poddawała i na moment totalnie wyłączyła się z rozmowy. Gdzieś w tle słyszała krzyki Caluma, a gdy Krukon zwrócił się bezpośrednio do niej, wzruszyła ramionami nawet na niego nie patrząc. Chciała pomóc, ale skoro woli chodzić nago, niech tak będzie. Przecież nie będzie mu nic wciskała na ten chudy zad. 
Zmarszczyła brwi, gdy Gryfon usiadł naprzeciwko, zastanawiając się co tym razem ma do powiedzenia. Kątem oka odprowadziła pozostałą część grupy, by po chwili wzrok skupić na Holdenie i już po chwili ze zdziwieniem stwierdziła, że ten namawia ją do pozostania. 
-Dobra, tak naprawdę oboje wiemy, że bym tu nie została. Mimo, że idioci, to jednak faceci i w jakimś stopniu może czuje się trochę bezpieczniej, ale błagam -jak mam traktować kogokolwiek z was poważnie? -Spojrzała na niego, lustrując jego sylwetkę z góry na dół, po czym zatrzymała się na spuchniętej, obtłuczonej twarzy. -Philip na Merlina pół dnia pieprzy o swojej nodze, zupełnie jakbyśmy nie mieli innych problemów, a na Calumie z całej garderoby, pozostały jedynie gacie. Powiedz mi JAK. -Złapała rękę Thatchera i podniosła się z piasku, chcąc jak najszybciej dołączyć do pozostałych. Robiło się powoli ciemno i chcąc nie chcąc w takich momentach lepiej być w większej grupce. Zrobiła krok do przodu, ciągnąc za sobą chłopaka, ale ten stał na miejscu, zupełnie jakby ktoś przykleił go do tego cholernego piachu, po czym zaczął śpiewać jakąś nieznaną jej piosenkę. 
-Merlinie... -Mruknęła pod nosem, dopisując do swojej wyimaginowanej listy kolejny powód dlaczego powinna jednak sobie stąd pójść, po czym odwróciła się w stronę Holdena, chcąc powiedzieć, żeby się łaskawie ruszył. -O nie. Nie nie nie. -Spojrzała się na niego z przerażeniem, widząc jakąś dziwną zmianę w jego zachowaniu. Patrzył się na nią kompletnie inaczej niż do tej pory, a słowa piosenki ewidentnie kierował w jej stronę. Potarła dłonią twarz i nie wiedząc co robić, pociągnęła go w stronę "obozowiska", gdzie spodziewała się zastać pozostałych.
-Calum, weź go sobie, błagam...Dopłacę. -Rozejrzała się i podeszła do Philipa, który najwyraźniej nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić, bo siedział na piachu i bawił się jakimś patykiem. Swoją drogą, ciekawe czy wypił eliksir, czy znów będzie marudzić jak tylko ruszą się z miejsca. -Gdzie on jest? Gdzie Calum? -Zapytała po chwili, stojąc przed Puchonem i ignorując tandetne podrywy ze strony Gryfona. Wewnętrznie wyła, zastanawiając się jak będą wyglądały relacje całej czwórki po powrocie do Hogwartu (o ile w ogóle wrócą). 
Ściemniało się. Słońce w zasadzie całkowicie schowało się za horyzontem, zmuszając ich do pozostania na miejscu, a Caluma do samotnego szukania drogi powrotnej. Miała szczerą nadzieje, że znajdą się jak najszybciej, bo perspektywa spędzenia czasu z zawieszonym na szyi Thatcherem nie była zbyt kolorowa. 
Merlinie, pomóż. 


DZIEŃ: 2
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy
nie udaje nam się znaleźć Caluma- suma oczek: 7


Ostatnio zmieniony przez Mallory Colquhoun dnia Pon 2 Kwi 2018 - 23:19, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32476
  Liczba postów : 102657
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Specjalny




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 2 Kwi 2018 - 23:08;

The member 'Mallory Colquhoun' has done the following action : Rzut kośćmi


'Wyprawa - Narracja' :
Wydmy - Page 2 AuObxmX
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 2 Kwi 2018 - 23:34;

Kurwa, kurwa, kurwa.
W mojej głowie przewijało się jedno i to samo. To się nie mogło zdarzyć, przecież to niemożliwe! Ja odszedłem tylko na kilka kroczków! Kilka w lewo, kilka w prawo... Na Merlina. Poczułem się taki mały, smutny i samotny, pośrodku wielkiej pustyni.
I miałem na sobie tylko majtki, plus koc od Holdena, który miał się okazać bardziej przydatny, niż sądziłem. W dzień nie był zbyt poręczny, słońce prażyło niemiłosiernie, a piach parzył w stopy, lecz gdy zapadał zmrok, temperatura na pustyni znacznie się obniżała i dzielnie służył mi jako ochrona przed chłodem, bo niestety nie udało mi się wrócić do obozowiska przed zachodem słońca.
Najpierw próbowałem na czuja, myśląc, że idę dokładnie tak jak wcześniej, tylko oczywiście na odwrót. Taka droga jednak nie przybliżyła mnie do moich towarzyszy. Potem przez chwilę siedziałem w miejscu, stwierdzając, że może zainteresowali się moim zniknięciem i poszli mnie sami szukać - na próżno wyczekiwałem ich widoku na horyzoncie, nie słyszałem też żadnego wołania... Zrezygnowali? Zostawili mnie samego? Nie wziąłem ze sobą praktycznie nic poza różdżką i tą nieszczęsną mapą, która sprowadziła mnie na manowce.
Wtedy uświadomiłem sobie, że przecież mogę użyć zaklęć, aby dostać się z powrotem do obozu - chociażby wystrzelić kilka iskier, co by widzieli, że ktoś jest w pobliżu! Niestety wskutek zakłóceń różdżka kompletnie odmówiła współpracy, a niebo zaczynało czernieć. Nie mogąc rzucić nawet zwykłego lumos, aby spojrzeć w mapę, zmuszony byłem ruszyć i maszerować dalej, próbując odnaleźć ludzi.
To nie był jednak koniec niepowodzeń! W nocy zerwała się taka burza piaskowa, że autentycznie żegnałem się z życiem. Myślałem, że mnie zasypie. Miałem na sobie tylko te nieszczęsne majty, całe ciało mnie piekło i swędziało od ocierającego się o nie piachu. W gaciach też już miałem sporo ziarenek - jeśli Lysander miał kompleksy wtedy, powinien zobaczyć, jaki teraz miałem pełny package...
Już żegnałem się z życiem. Po prostu położyłem się na ziemi, owijając się kocem i zostawiając sobie tylko jeden, maleńki otwór na dopływ piasku powietrza. Może za parę miesięcy moje zwłoki znajdzie jakaś karawana?

DZIEŃ: 3
STAN ZDROWIA: ★  ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy x2, euforia x1
jeszcze niczym nie rzucałam
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyWto 3 Kwi 2018 - 18:25;

Uczucie do Mallory kwitnie we mnie z każdą sekundą. Chciałbym z nią spędzić całe życie, śpiewać jej serenady (szkoda, że Ślizgoni nie mają balkonów) i zabierać na długie spacery po szkolnych błoniach.
- Dałbym ci kwiaty, ale nic tu nie ma – mówię z żalem, próbując dotrzymać kroku tej urodziwej niewieście. - O, krzaczek. Chciałabyś może suszony krzak? – pytam jeszcze i zatrzymuję się gwałtownie, by mu się przyjrzeć. Mallory musi stanąć wraz ze mną z racji tego, że ciągnie mnie za rękę.
Moja nowa miłość wydaje się jednak niezbyt zainteresowana posiadaniem tych nadobnych, suchych jak wiór gałęzi, więc biorę ją pod ramię i idziemy dalej. Wspomina mi coś o Calumie, ale nie do końca ogarniam, co ma na myśli, więc tylko macham ręką, kombinując, jak pozbyć się Selwyna i zostać sam na sam z moją panią. Ona jednak nie daje za wygraną i woła Deara, więc chcąc jej się przypodobać, wrzeszczę jego imię z całych sił, przy okazji obejmując ramieniem Mallory. Moje usta są przez to zbyt blisko jej ucha, więc nie zdziwię się, jeśli przeze mnie ogłuchnie, ale czego się nie robi, by zadowolić kobietę swego życia.
Idziemy przed siebie, nawołując Krukona, choć cały czas myślę, że jest w tej grupie równie zbędny, co Selwyn. W rzeczywistości nigdy by mi to nie wpadło do głowy, ale zaklęcie tubylca miesza mi myśli bardziej niż eliksir euforii, którego już nie mam. Ostatnie łyki poświęciłem na buchorożca i pewnie bym tego żałował, gdybym nie czuł radości z zakochania. Holden Thatcher się zakochał w obliczu utraty życia, wolne żarty.
Deara nigdzie nie ma, za to zrywa się silny wiatr, który wznieca w górę chmurę drapiącego piachu. Mrużąc oczy rozglądam się za bezpiecznym schronieniem – nie dla siebie, a dla Mallory, choć gdy znajduję namiot, sam się do niego pakuję, by przy okazji ochronić dziewczynę własnym ciałem, gdyby nastała taka potrzeba. Puchonem się nie przejmuję. Niech sobie radzi sam, bo jego nie kocham tak, jak tę morskooką Ślizgonkę.
Nie wiem jakim cudem, ale pomimo burzy piaskowej zasypiam. Może to skutek uboczny tego przeklętego zaklęcia, ale gdy budzę się zbyt blisko Mallory i przypominam sobie, co nawyrabiałem, jest mi strasznie głupio. Jestem jej jednak wdzięczny, że nie posłała we mnie żadnej klątwy i jakoś to zniosła.
Jestem cały obdrapany i wszystko mnie piecze. Piasek mam we włosach, w nosie, a nawet w tyłku, choć co do tego ostatniego, to nie wiem, jak się tam dostał, bo przecież nie wychodziłbym za potrzebą w czasie pieprzonej burzy. A może... Patrzę na Mallory, zastanawiając się, czy ja jej czegoś przypadkiem nie zrobiłem... Ale nie, no chyba bym pamiętał. Poza tym złamałaby mi nos, zanim bym ją dotknął, prawda?
- Mallory, ja cię cholernie przepraszam – mówię, choć czuję, że w ustach też mam piach i na dodatek ledwie czuję swoje gardło, tak chce mi się pić. Sięgam więc po jedyny napój, jaki mi zostaje do wyboru, czyli eliksir wiggenowy. Jednocześnie czuję, że moje oko powraca do normalności, choć zadrapania nadal nie znikają. Ściągam kawałek szmaty, którą obwiązałem sobie dzień wcześniej głowę. - To nie moja wina, to ten posrany Egipcjanin...
No tak, Holden, zwalaj na innych. Najlepsze rozwiązanie. A jednak prawdziwe i mam nadzieję, że dziewczyna serio mi uwierzy. Nie mogę już na nią patrzeć, tak jest mi głupio. Poza tym po moim wczorajszym ześwirowaniu znam chyba każdy szczegół jej twarzy, co nieco mnie przeraża. Gdzieś obok słyszę też Selwyna, ale kogoś mi brakuje...
- Gdzie Calum? – pytam, a gdy uświadamiam sobie, że wcale go nie znaleźliśmy, wybiegam z namiotu jak oparzony. Po drodze potykam się o jakąś butelkę, którą najprawdopodobniej przyniosła tutaj burza. Albo zgubił ją ktoś z moich towarzyszy, ale nie przejmuję się tym i przywłaszczam ją sobie, wciskając do bocznej kieszeni plecaka.
- CALUUUM – drę japę, jakby od tego zależało moje życie, choć tak naprawdę zależy tylko jego. No chyba że ten jełop zginie, a jego starszy brat mnie za to dopadnie. - Cholera jasna. Calum, do kurwy nędzy, gdzie ty jesteś?!
Kręcę się wokół namiotu, staram się patrzeć gdzieś w dal, ale okazuje się, że zguba jest bliżej, niż mi się zdaje, co zauważam dzięki samotnemu palcowi u nogi, wystającemu z kreciego kopca.
- Calum?
Podbiegam do góry piachu i odkopuję ją w miejscu, gdzie prawdopodobnie znajduje się jego głowa. Skurczybyk owinął się kocem ode mnie, więc zaczynam wierzyć, że jednak potrafię być rozsądny, skoro mu go przyniosłem.
- Dear, żyj – mówię i walę mu z liścia w twarz, ale nic to nie daje, bo ten dalej leży niewzruszony. Albo tylko robi mnie w konia. - Calum, mordo, oddam Ci nawet hajs, ale weź nie umieraj.
Sięgam do plecaka po sakiewkę z odliczoną kwotą, którą wziąłem do Egiptu. Po części miałem nadzieję, że nie będę jednak zmuszony dawać mu tych pieniędzy. Otwieram jednak woreczek i podstawiam mu pod nos z myślą, że może zapach kasy sprawi, że się ocknie.
- Mallory! – drę się do mojej niedoszłej miłości. - Przynieś mi skarpetę Selwyna. Albo w ogóle przyprowadź tego gamonia, niech mu zrobi usta-usta.
Mam nadzieję, że gdy Krukon usłyszy te groźby, jednak postanowi zmartwychwstać.

DZIEŃ: 3
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy, eliksir wiggenowy, eliksir wiggenowy, eliksir euforii + mapa
a ja rzuciłam i mam wiggenowy
Powrót do góry Go down


Mallory Colquhoun
Mallory Colquhoun

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 243
  Liczba postów : 249
https://www.czarodzieje.org/t15706-mallory-colquhoun
https://www.czarodzieje.org/t15725-poczta-poczta#423973
https://www.czarodzieje.org/t15716-mallory-colquhoun
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyCzw 5 Kwi 2018 - 0:59;

Każda następna minuta wydawała się gorsza od poprzedniej. Czuła, że powoli nie wyrabia, mimo, że towarzystwo nie było przecież AŻ tak tragiczne. Całkiem prawdopodobne jest to, że gdyby rzeczywiście umieli ze sobą współpracować i nie wydzieraliby się na siebie przy każdej możliwej okazji, znaleźliby ten cholerny przedmiot już dawno temu. Jednak życie nie jest takie kolorowe i trzeba szukać dalej. Więc szukają Caluma, który rozpłynął się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie żadnego, najmniejszego znaku. 
-Calum, cholera jasna! -Krzyknęła, próbując strzepnąć z ramienia rękę Holdena, która jednak co chwila powracała na miejsce. Skierowała na niego swój wzrok, jednak widząc jaki w tej chwili był uszczęśliwiony, z westchnieniem pozwoliła mu na jego zachcianki. Poszukiwania okazały się jedną wielką klęską, ale w całej tej sytuacji miała wrażenie, iż tylko ona ogarnia co się dzieje. Stojący koło niej Thatcher będąc pod wpływem jakiegoś nieznanego im zaklęcia, pewnie nawet nie wiedział kogo właściwie szukali, a Selwyn wydawał się jakby kompletnie mu nie zależało- krzyczał, bo inni też krzyczeli. 
Byli w dupie. Słońce na dobre zaszło za horyzont, zamieniając się miejscami z księżycem, który jednak wcale nie oświetlał im dalszej drogi -próżno szukać w takich warunkach kogokolwiek, a już na pewno cienkiego jak szczypiorek Krukona. Już miała siadać na chłodnej ziemi, kiedy poczuła jak ktoś ciągnie ją w stronę bliżej niezidentyfikowanego obiektu, który za parę sekund okazał się być namiotem. A raczej jego szczątkami, ale niech będzie. Położyła się na ziemi, odsuwając się od Holdena na bezpieczną odległość i mając nadzieje, że zaklęcie nie będzie działać do końca wyprawy, próbowała zasnąć. Była tak zmęczona całym dniem, że nie przeszkadzał jej nawet szalejący wiatr, ani to, że leżący nieopodal Gryfon, co jakiś czas się do niej przysuwał. 
Obudziło ją okropne uczucie w buzi i niesamowita suchość w gardle. Próbując coś odpowiedzieć, chrząka parę razy, wydając z siebie dźwięki jakby właśnie schodziła z tego świata, po czym z zaniepokojeniem wystawia głowę z namiotu.
-Mój plecak... -Jęknęła, widząc wystający skrawek materiału, po czym zerwała się na równe nogi i podeszła do niego, chcąc wyciągnąć go spod tony piachu. Nie jest to takie łatwe, bowiem burza piaskowa nie poskąpiła im złotego pyłu, jednak już po chwili udaje jej się zdobyć własność. -Macie coś do jedzenia? -Powiedziała, nie znajdując w bagażu nic, prócz różdżki i prawie pustej butelki wody, którą niemal natychmiast opróżniła. Rozejrzała się naokoło, mając nadzieje, że Krukon jakimś cudem ich znalazł, po czym zatrzymała wzrok na Holdenie, prawie wybuchając śmiechem. 
-Wiesz co...Co się stało w Egipcie, zostaje w Egipcie. -Odpowiedziała na jego wcześniejsze, zignorowane przez nią przeprosiny i zmarszczyła brwi, wciąż się na niego patrząc. Musiała przyznać że widok, gdy stał tak przed nią zawstydzony, był nawet uroczy. -Zresztą, wydaje mi się, że wiele rzeczy powinny zostać w tym kręgu, prawda PHILIP? -Odwróciła głowę w stronę milczącego już długi czas Puchona. Czyżby poszedł za jej radą i wypił eliksir? Czy po prostu nie lubi ich wszystkich do tego stopnia, że woli udawać, iż go tu nie ma? 
Nie wiedząc co robić dalej, postanawiają kontynuować poszukiwania zaginionej owieczki. Słońce znów niemiłosiernie parzy, a wszechobecny piach tylko ją irytuje, dlatego z ulgą przyjmuje informacje o znalezionej zgubie. Leniwie (bo wcale się nie wyspała) podchodzi do Krukona i zabiera leżącą koło niego mapę. Może rozbudzi go to, że NIE ZNAJĄCA SIĘ NA MAPACH LASKA postanowiła ją sobie przywłaszczyć, dlatego odchodzi parę metrów dalej, co jakiś czas na niego zerkając.
-Zabieram mapę! -Krzyknęła w jego stronę, po czym położyła pergamin na ziemi, nie zdążając jednak położyć na nim ręki. Wiatr momentalnie poderwał go do góry, nie dając jej najmniejszej szansy na złapanie uciekającej nadziei na powrót do domu. Z przerażeniem poderwała się na nogi, chcąc nie dopuścić do tego, aby stracili w zasadzie jedyną potrzebną im rzecz w całym tym cyrku, po czym kątem oka spojrzała na resztę grupy.
-Wiem co go rozbudzi. -Rzuciła do Holdena, klękając koło niego i pochyliła się nad prawie martwym Krukonem. -Zgubiłam mapę. 


DZIEŃ: 3
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy 
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyCzw 5 Kwi 2018 - 1:42;

To było jednocześnie najgorsze i najlepsze doświadczenie mojego życia.
Burza piaskowa szalała wokół mojego kokona z koca. Niemal czułem każde jedno ziarenko, które wbijało się w warstwy materiału, zupełnie jakby chciało się przezeń przewiercić. Wiatr gwizdał mi nad uchem, a przez jedyny otwór, który zostawiłem sobie na oddychanie, wleciało mi do środka tyle piasku, że z powodzeniem mógłbym z niego ulepić bałwana, o ile tylko by się lepił. Niewykluczone, że mógłby - nie mogłem wyjść za potrzebą przez cały ten czas, dzielnie zaciskając uda i udając, że nie istnieje nic takiego jak pęcherz, mimo że stanowił w tej chwili prawdopodobnie największy organ w moim ciele.
Owinięty kocem, zdawałem się hibernować. Było ciepło, a przynajmniej cieplej, niż jakbym leżał na piachu w samych majtkach. Skulony, z nogami niemal pod brodą, zaczynałem tracić w nich czucie. Mrowienie rozchodziło się po całym ciele i w pewnym momencie było bardzo rozkosznym uczuciem, rozlewającym się po głowie i świadomości. Zapadałem w sen.
Wieczny.
Tak mi się przynajmniej zdawało. Już byłem całkowicie pogodzony z faktem, że umrę na pustyni. Zrobiłem krótki rachunek sumienia - krótki, bo już na początku się zmęczyłem i zrezygnowałem. Nie będzie wielu ludzi, którzy po mnie zapłaczą. Może rodzina, Holden, Lotta, Mia, Lysander... No okej, trochę by ich było, ale też bez tragedii. Pogodziłem się nawet ze scenariuszem, w którym antykoncepcyjny od Vin-Eurico w drinku nie zabezpieczył mnie przed zapłodnieniem Krystyny. Osierocenie potomka wydawało się być okropną wizją, lecz i z tym byłem ukontentowany. Brak ubrań nie powinien mi tak doskwierać, kiedy byłbym w innym świecie. Szybciej się rozłożę...
Calum!
Oho! Wołają mnie! Gdzie ten upragniony tunel ze światełkiem?
Calum!
Ojej, ojej, chyba widzę je! Och, jakieś to cudowne uczucie! Całkiem bezbolesna ta śmierć, a mówią, że pogrzebanie żywcem to okropna sprawa. Nadal było mi cieplutko w moim kocyku, kocyku od Holdena... Ach, Holden, mój drogi, najdroższy patafianie! Będę tęsknił, mordo! Może jak na górze nie będzie fajnie, to pozwolą mi wrócić jako duch? Mógłbym Cię straszyć na klopie - sranie nigdy nie byłoby łatwiejsze.
Calum, do kurwy nędzy, gdzie ty jesteś?!
No na dole, kurwa, mógłby mnie ktoś w końcu zabrać stąd!
Mruknąłem coś przez sen, podczas gdy Holden zaczął się wierzgać wokół mnie i mojego kopca, próbując wymyślić najróżniejsze sposoby, aby mnie dobudzić. Tak naprawdę uchyliłem powieki już przy tym policzku, który odebrałem jako pierwsze, bardzo przykre zderzenie ze smutną rzeczywistością, jaką było moje życie. Sfatygowany, zmęczony, śpiący, obolały, ze śliwą pod okiem, pierwsze co dostaję z rana to lep w ryj. Mhm. Zdołałem ledwo poruszyć jedną ręką, ale jako że byłem owinięty w koc i wyjątkowo zdrętwiały, tylko syknąłem z bólu, czując mrowienie postępujące przez całe ramię. Brawo, nie wstanę. Holden natomiast postanowił wepchnąć mi ryj do swojej sakiewki. W gardle miałem sucho, język przylepił mi się do podniebienia. Merlinie, a mogłem umrzeć.
- Holden - wychrypiałem, po czym zaniosłem się kaszlem, w wyniku którego przekręciłem się nieco w kocu i wylądowałem twarzą w piasku, krztusząc się jeszcze bardziej. Podniesienie się do pozycji względnie półsiedzącej zajęło mi mnóstwo czasu. Kiedy jednak spojrzałem po raz kolejny na ten głupi ryj i komiczne, różowe włosy mojego ziomka, normalnie mi się łezka w oku zakręciła ze wzruszenia.
Żartowałem, to tylko piach.
- Pomóż mi wstać - poleciłem zachrypnięty, próbując wygramolić się z koca. Zamiast stanąć na nogach, zawisłem na ramionach Holdena, zastygając w tej pozycji wyglądającej jak wyjątkowo niewygodny przytulas. - Stary, kurwa, myślałem już, że będzie po mnie, że zdechnę na tej pustyni - pożaliłem się, mieląc język w ustach i próbując wyprodukować choćby kropelkę śliny. - Jaka mapa, co? - zapytałem Mallory, po czym rozpromieniłem się na jej widok. - A jebać mapę! JA ŻYJĘ! - Uniosłem rękę w geście zwycięstwa i niemal się wywróciłem, bo Holden zaalarmowany hasłem Ślizgonki pobiegł łapać mapę. Sam natomiast próbowałem utrzymać równowagę na chwiejnych, ścierpniętych nogach. Tych kilka kroków do przodu było wielkim wyzwaniem... - Widział ktoś moje rzeczy? - zapytałem, lecz okazało się, że piasek zdołał przysypać niemal wszystkie nasze bagaże. Zmuszony grzebać wokół namiotu, spędziłem na poszukiwaniach moich tobołków dobrych kilkadziesiąt minut. Nie było jednak tego złego, podczas przekładania piachu z jednej kupki na drugą wygrzebałem spod niego dwa eliksiry wiggenowe! Otworzyłem jeden i natychmiast wlałem sobie w gardło. - Ej, Selwyn, chcesz jeden? - rzuciłem do niemrawego Puchona. Ciekawe, czy wypił już coś na tą swoją nogę?
Ostatecznie wygrzebałem nawet swoje rzeczy, niestety bez jedzenia, za to z połową butelki wody. I widok tej wody przypomniał mi o czymś bardzo ważnym - od kilku godzin moim największym marzeniem było, by pójść się odlać. Tak więc zrobiłem. Oczywiście nie do butelki, na piach kilka kroków od namiotu.

DZIEŃ: 3
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy x3, euforia x1  
Powrót do góry Go down


Philip Michael Selwyn
Philip Michael Selwyn

Student Hufflepuff
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 55
  Liczba postów : 98
https://www.czarodzieje.org/t15922-philip-michael-selwyn
https://www.czarodzieje.org/t15927-sowki-do-philipa#430567
https://www.czarodzieje.org/t15925-philip-michael-selwyn
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyCzw 5 Kwi 2018 - 21:42;

Tego było już za wiele. Przy tych wszystkich problemach, jakie i tak mieli, burza piaskowa była czymś, co kompletnie go dobiło. Miał już serdecznie dosyć tej wyprawy, tym bardziej że pozostałe osoby niesamowicie go wkurzały. Trzymał się zatem na uboczu i kompletnie nie obchodził go los reszty. Cóż, oni sami też nie wyglądają na specjalnie zainteresowanych tym, co dzieje się z nim. Co jednak można było zrobić? Nic. Nie mógł stąd wrócić, kompletnie nie wiedział gdzie właściwie się znajduje, a teleportować się między kontynentami nie umiał. Pomimo cały czas poranionej kostki, niedziałającej jak należy różdżki i zniszczonych ubrań, poszedł przed siebie. Cóż, jeśli zginie, to przynajmniej nie podda się bez walki!

DZIEŃ: 1
STAN ZDROWIA:
EKWIPUNEK: różdżka, zapas szmat, woda  
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32476
  Liczba postów : 102657
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Specjalny




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptySob 7 Kwi 2018 - 19:40;

Każdy z uczestników wyprawy mógł spodziewać się, że ta przygoda będzie dość dużym wyzwaniem, najwyraźniej jednak nie wszyscy spodziewali się aż takich trudności. @Philip Michael Selwyn nie poradził sobie z trudami podróży i po dość ciężkich dniach wyprawy zdecydował się opuścić grupę i wyjechać z Egiptu.

Od kolejnego dnia jesteście zmuszeni kontynuować wyprawę w trójkę.

/Na życzenie autora/

______________________

Wydmy - Page 2 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32476
  Liczba postów : 102657
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Specjalny




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptySob 7 Kwi 2018 - 19:40;

The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Rzut kośćmi


'Wyprawa - Narracja' :
Wydmy - Page 2 2VcrIAQ

______________________

Wydmy - Page 2 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptySob 7 Kwi 2018 - 20:13;

Calumowi nic nie jest i przyjmuję to z ogromną ulgą. Wolałbym nie oberwać potem od starszego Deara za to, że ten młodszy zginął. Może i niezbyt za sobą przepadali, ale te stare rody łączył jakiś instynkt krwi czy coś takiego. Jak u nundu. Nie chciałbym raczej spotkać tych wielkich kotów. Ogólnie niezbyt przepadam za tymi zwierzętami.
- Stary, nie poszczaj się ze szczęścia – mówię, podtrzymując Krukona, ale po chwili go puszczam, bo okazuje się, że Mallory utraciła mapę. Normalnie bym się na nią wściekł, ale nadal jest mi głupio za wczoraj, więc po prostu biegnę, by ją złapać. Ta przeklęta płachta pergaminu nie daje jednak za wygraną i znika gdzieś w piachu, a ja zrezygnowany wracam do swoich.
- Ja chcę jeden – zwracam się do Caluma, gdy zauważam, że Puchon pakuje swoje manatki. Jestem wściekły na cały świat, ale najbardziej to na Selwyna, który zamiast nam pomóc, zmywa się z powrotem do ciepłego i wygodnego Hogwartu. I kto tu jest niby pedałem? - Ten darmozjad i tak nie skorzysta – dodaję jeszcze, mając ochotę przywalić Philipowi, ale się powstrzymuję. Najchętniej zakopałbym go w tych wydmach, albo teleportował się z nim do piramidy i go tam zostawił zamkniętego w jakimś grobowcu. Raczej nie jest na tyle ogarnięty, by się stamtąd wydostać.
- Spoko, znajdziemy nową mapę – przekonuję jeszcze Mallory, by nie martwiła się tak zgubieniem naszej karty przetargowej. Każdemu może się zdarzyć, prawda? Poza tym nawet ją polubiłem i nie ma z tym nic wspólnego to posrane zaklęcie, którym oberwałem. Na szczęście Calum tego nie widział, a Ślizgonka nie wydaje się osobą, która wypominałaby to do końca życia. - Co wy na to, żeby poszukać jakiegoś prowiantu i zostać tu na noc? Nie wiadomo, czy nie złapie nas pod drodze jakaś burza, a tu jest w miarę bezpiecznie.
Wskazuję na trochę uszkodzony namiot, który uchronił mnie i Mallory przed piaskiem. Sam się sobie dziwię, że rodzi się we mnie jakiś rozsądek. Najwyraźniej dostałem udaru od tego słońca i braku kapelusza. Albo to brak euforii, która wyparowała z mojego organizmu. Czuję się naprawdę źle i jedyne, na co mam ochotę, to zostać w tym miejscu i się stąd nie ruszać.
Zostawiam na chwilę tę dwójkę i rozglądam się po innych namiotach, ale znów znajduję tylko puste garnki i koce. Czy ten pech się skończy? Sięgam do plecaka, licząc na to, że może jednak znajdę tam więcej eliksiru, ale mam tylko jedną fiolkę wiggenowego. Nienawidzę tej przeklętej pustyni jeszcze bardziej, ale nie chcę przyznawać się Calumowi i Mallory, że cierpię z powodu braku jakiegoś cytrynowego gówna. Uśmiecham się niemrawo i wracam do moich towarzyszy, a gdy tylko kładę się na piasek pod płachtą naszego tymczasowego lokum, od razu zasypiam. Nie mam żadnych snów, a gdy się budzę, słońce wschodzi zza horyzontu. Czuję się zmęczony jeszcze bardziej, niż kiedy się kładłem, a w ustach mam sucho, jakbym nie pił przez co najmniej miesiąc. Jedyne, co mam do picia, to ten eliksir wiggenowy, ale nie chcę go marnować na zwykłe pragnienie.
- Idziemy dalej? – pytam wciąż wylegujących się towarzyszy, a język mam suchy jak kawałek drewna z ogniska. Naprawdę przespałem całe popołudnie i noc? Chcę ich zapytać, co przez ten czas robili, ale słowa nie wypływają już z moich ust. Jestem tak zachrypnięty, że nawet odkaszlnięcie nic nie daje. Chrzanić to. Może jednak zmarnuję ten wiggenowy?
Ruszamy dalej i wydaje mi się, że piasek ciągnie się w nieskończoność. Wlekę się z tyłu, niezbyt zachwycony cała tą sytuacją. I tak jesteśmy szybsi niż z Selwynem, który nas spowalniał i non stop płakał. Po co w ogóle wyjeżdżał do Egiptu, skoro oczywistym było, że sobie nie poradzi? Mam wrażenie, że wszystkie dziewczyny z Hufflepuffu radzą sobie dużo lepiej niż on w takich surowych warunkach. I pomyśleć, że na początku nawet się cieszyłem, że mamy Selwyna w drużynie, bo przecież ta rodzina znana jest z miłości do dzikich wędrówek i zwierząt.
Na naszej drodze wyrasta ogromny baobab. Pomimo mojego tragicznego humoru jestem jednak zaciekawiony tym, skąd on się tu wziął i – przede wszystkim – czy nadaje się na ewentualną kryjówkę. Jestem już zmęczony i wydaje mi się, że pozostali również. Piasek pali mi stopy i ciężko się po nim poruszać, ale i tak wyprzedzam ich truchtem i zaglądam do środka. Pewnie za chwilę oberwę od Deara za wychylanie się bez sprawdzenia ewentualnych niebezpieczeństw, ale w tym wypadku nic mnie nie może powstrzymać. W środku panuje przyjemny chłód, ale słyszę też ciche warczenie, które niezbyt mi się podoba. Brzmi trochę jak silnik jednego z motorów Urane, przez co zaczynam tęsknić za domem. Zapalam różdżkę niewerbalnym Lumosem i oświetlam przestrzeń, a gdy dostrzegam trzy niedorosłe nundu, zamurowuje mnie. Kurwa mać, wykrakałem.
Wycofuję się powoli. Nie jestem pobudzony przez Euforię, więc nie mam ochoty ich przytulać. A i tak czy siak, jak już wspominałem wcześniej, nie przepadam za kotami. Team dogs, czy jak to tam mówią.
- Kurwa, uciekajcie – drę się, nadal zachrypnięty i zdzieram gardło już całkowicie. Niestety kocięta podnoszą się i idą za mną, a gdy wypadam z baobabu, zaczynają już biec. Wywracam się na kolana i czuję nieprzyjemne pieczenie, bo uderzyłem o kolejny, ostry kamień. Może powinienem kolekcjonować wszystkie przedmioty, które mnie skaleczyły na pustyni? Posyłam w kota trochę czerwonych iskier, by jednak nie zrobić mu większej krzywdy. Nadal to żywe zwierzęta, a z Euforią, czy nie, szanuję środowisko. Wystraszony nundu ucieka z powrotem do baobabu, a ja szybko wypijam eliksir wiggenowy, bo czuję, że nie dam rady się podnieść. Przy okazji gaszę nim trochę pragnienie.
- Ej, gdzie jest ich matka? – krzyczę do Mallory, uświadamiając sobie, że przecież takie maluchy – choć i tak niebezpieczne – nie mogły się tu znajdować same.

DZIEŃ: 4
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: mniej niż zero (no chyba że Calum mi da jeden eliksir, to edytuję)
WALKA Z NUNDU: 4 :\
Powrót do góry Go down


Mallory Colquhoun
Mallory Colquhoun

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 243
  Liczba postów : 249
https://www.czarodzieje.org/t15706-mallory-colquhoun
https://www.czarodzieje.org/t15725-poczta-poczta#423973
https://www.czarodzieje.org/t15716-mallory-colquhoun
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyPon 9 Kwi 2018 - 22:12;

Wyprawa od razu stała się lepsza, gdy Selwyn postanowił ich opuścić i wrócić do bezpiecznego Hogwartu. Nikt nie powiedział tego na głos, ale Puchon niesamowicie ich irytował, a fakt, że (jak się później okazało) nie zabrał ze sobą nawet jednego eliksiru wiggenowego, świadczył o jego głupocie i o tym, że wcale nie powinno go tu być. Dlatego pozostała trójka odetchnęła z ulgą, gdy żółty zniknął z ich pola widzenia, a Calum okazał się być na tyle zdeterminowany, że samotnie przeżył noc na pustyni. Ucieszyła się, gdy się ocknął, ponieważ z całej sympatii do Holdena -nie jest pewna, czy wytrzymałaby z nim sama. A już na pewno mogłaby zapomnieć o znalezieniu jakiegokolwiek przedmiotu. 
Zdziwiła ją reakcja chłopaków na zgubioną mapę. Spodziewała się krzyków i wrzasków, bo właśnie zostali pozbawieni jedynej cennej w tym całym cyrku rzeczy, w dodatku z jej winy, jednak w głębi ducha cieszyło ją to, że oboje bardziej zainteresowani byli powrotem Dear'a. Podświadomie chyba już wszyscy szykowali się na najgorsze, dlatego dla całej trójki okazało się to być niemal zbawieniem.
Miała wrażenie, że wyprawa się nigdy nie skończy. Byli na pustyni raptem 3 dni, a już zdążyli pozbyć się zapasów jedzenia, wody oraz ubrań. Nie wiedziała czy uda im się kogoś spotkać, a jeżeli -czy potraktuje ich poważnie i zechce w jakikolwiek sposób pomóc. Kątem oka co jakiś czas zerkała w stronę pozostałych, a w myślach krążyły jej jedynie myśli, aby zachowali chociaż na sobie te nieszczęsne gacie. 
-O tak. Zostańmy tu. -Odetchnęła z ulgą i rzuciła się na piasek. Mimo, że jedyną atrakcją dzisiejszego dnia był zawinięty w koc Calum oraz rezygnacja Selwyna, coś (cóż, prawdopodobnie to, że szło im gorzej niż źle) sprawiło, że była niesamowicie zmęczona. I fizycznie i psychicznie.
Wślizgnęła się pod resztki namiotu, które jednak uchroniły ich ostatniej nocy przed burzą piaskową, więc może nie były aż tak bezużyteczne. Zasnęła natychmiast po tym, jak ułożyła się na piachu. Niewygodnie, bo niewygodnie, ale przynajmniej bez jęczącego nad uchem Selwyna. 
Obudził ją głos Holdena, który najwyraźniej gotowy był do dalszej podróży. Nie miała pojęcia która jest godzina, ale zdecydowanie się nie wyspała. Otworzyła oczy, mrużąc je przez świecące prosto na ich twarze słońce, po czym z żalem popatrzyła na Gryfona. Miała ochotę powiedzieć mu, żeby się uspokoił i wrócił na miejsce, ale w porę zdała sobie sprawę, że poddanie się byłoby mega słabe, biorąc pod uwagę ostatnie wyczyny Selwyna. Wstała więc z ciepłego piasku, który jeszcze nie parzył i był całkiem przyjemny i chętnie zostałaby na nim jeszcze parę chwil, po czym stanęła koło Holdena i skrzyżowała ręce na piersiach. 
Po chwili ruszyli dalej. Po dwóch dniach zostawili nieszczęsny namiot, do którego zdążyła się przyzwyczaić i było jej nawet trochę przykro, że znów ruszają w nieznanym nikomu kierunku. Piasek parzył, słońce parzyło, a Egipt okazał się nie być tak piękny jak go malują. A gdy kompletnie straciła nadzieje na to, że dzisiejszego dnia znajdą cokolwiek innego niż wszechobecny złoty pył i już miała w planach robić bunt, cala trójka zauważyła wielki na dwadzieścia metrów baobab. Holden oczywiście nie mógł się powstrzymać i jeszcze zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, pobiegł w stronę gigantycznego drzewa, chyba z zamiarem pozabijania ich wszystkich. Momentalnie zaczęła zastanawiać się, czy rzeczywiście nie to jest jego celem, bowiem już drugi raz ściągnął na nich niebezpieczeństwo w postaci dzikich zwierząt, po czym szybko wyjęła różdżkę, widząc uciekającego Gryfona, a za nim pędzące małe nundu. Obserwowała całą akcję z nutką zażenowania i strachu, a gdy już myślała, że koty odpuściły i wracają do swojej kryjówki, z przerażeniem zauważyła, że teraz biegną prosto na nią. Machinalnie uniosła różdżkę, posyłając w stronę zwierząt zaklęcie, o którym ostatnio czytała i mając nadzieje, że zadziałało otworzyła zaciśnięte powieki. Z ulgą stwierdziła, że kociaki gdzieś uciekły, a na piachu zostawiły nawet parę pazurów. Szybkim ruchem podniosła je z ziemi i schowała do plecaka, wiedząc, że przy najbliższej okazji będzie mogła je sprzedać za parę ładnych galeonów. 
-Nie mam pojęcia... -Rozejrzała się naokoło, mając nadzieje, że gdzieś z boku nie pędzi na nich wściekły, dorosły nundu. Ostatnią rzeczą, o której w tamtej chwili marzyła było poturbowanie przez agresywne stworzenie. Na tą chwilę trzymała się w miarę dobrze i daj Merlinie, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. -Ale jeszcze raz podejdziesz gdziekolwiek bez uzgodnienia tego z nami, a własnoręcznie powyrywam Ci nogi z tyłka. Przysięgam. -Ruchem ręki wskazała na siebie i Caluma, chcąc w jakiś sposób pokazać mu, że w wyprawie uczestniczą jeszcze inni ludzie. 


DZIEŃ: 4
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy, 90G za pazurki
WALKA: 1
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyWto 10 Kwi 2018 - 1:49;

Radość z faktu, że nic mi nie było, że się znalazłem i że na nowo złączyłem się ze swoją grupą przepełniał mnie do reszty! Zwieńczeniem tego dnia była rezygnacja Selwyna, który zignorował moje pytanie o eliksir wiggenowy, który ostatecznie rzuciłem Holdenowi. Miał rację, lepiej go wykorzysta, skoro Philip wracał do zamku, a może nawet do domu, w którym pewnie mamusia będzie go głaskała po główce.
Mieliśmy jednak dość całej tej wyprawy, ogarnęła nas też przytłaczająca beznadzieja w związku z burzą piaskową, która przysypała większość naszych rzeczy. Ja swój tobołek znalazłem, lecz jako że już od pierwszego dnia nie miałem przy sobie ubrań, nie było w nim czego szukać poza eliksirami, które o dziwo pozostały na miejscu i w dodatku były szczelnie zamknięte. Prowiant nadawał się tylko do karmienia sępów, które o dziwo jeszcze nad nami nie latały (czy tu w ogóle występują sępy?), bowiem powpadał do niego piasek i gryzienie chleba byłoby prawdziwą męczarnią. Mając na względzie fakt, że podczas burzy bardziej najedliśmy się strachu, niż odpoczęliśmy, postanowiliśmy wszyscy uciąć sobie drzemkę pod połowicznie rozdartym namiotem, który stanowił nasze tymczasowe "schronienie".
Pobudka była dość gwałtowna i dla mnie samego nieprzyjemna - również się nie wyspałem, a zaraz po otwarciu oczu poczułem ukłucie strachu wewnątrz na samą myśl o tym, co mogło się podczas tej nocy stać lub co czeka nas następnie. Po kilkunastu minutach podjęliśmy decyzję, by ruszyć w drogę. Szło nam się ciężko, choć zdecydowanie lepiej, gdy byliśmy w trójkę - miałem wrażenie, że pomimo znacznych różnic między mną, Holdenem oraz Mallory, potrafiliśmy się dogadać i jako tako współpracować. Puchon do tej pory jedynie nas opóźniał i może przeklinał pod nosem, że spotykaliśmy na drodze nieprzyjemności.
Po kilku godzinach marszu w zatrważająco mocnym świetle słonecznym, na horyzoncie pojawił się wysoki na kilkanaście metrów baobab.
- Może uda nam się w nim zatrzymać? - zapytałem. Słyszałem, że te drzewa z reguły są jakby puste w środku, stąd pomysł, by zrobić z niego kolejne miejsce postojowe. Pierwotnie całkiem nieźle się on przyjął, lecz gdy tylko zbliżyliśmy się do baobabu, naszych uszu dobiegło stłumione mruczenie wydobywające się z wnętrza. - Hold... - zacząłem, lecz nie zdążyłem złapać Gryfona wyciągniętą ręką - ruszył w pizdu do drzewa, chcąc sprawdzić, co tam tak wibruje.
Mhm.
Zaraz później wyleciał spod dziury w baobabie z krzykiem, a za nim ze środka wypadły jakieś duże koty, chociaż widać było na pierwszy rzut oka, że to jeszcze maluchy. Chwyciłem różdżkę w dłoń, gotów zaatakować, lecz zwierzęta wykazały zainteresowanie mną dopiero po tym, jak Mallory walnęła w nie czymś. Skierowały wtedy uwagę na mnie, a ja spanikowany nie wiedziałem, co miałem zrobić. Co to za stworzenia? Co na nie działa? Czy jak rzucę na nie klątwę, to nie pogorszę sytuacji? Co jeśli zaklęcie nie zadziała i mnie dopadną? A jak z resztą, czy nic im nie jest?
Gonitwa myśli w głowie niemal uziemiła mnie w dziwnej, rozkraczonej pozycji na ugiętych nogach, gdy wtem usłyszałem z daleka jakiś donośny ryk.
O kurwa. Matka.
- WIEJEMY - zakrzyknąłem, gdy koty odwróciły ode mnie uwagę i skierowały się w kierunku, z którego dobiegał ów odgłos. Zabrałem nogi za pas i zacząłem zwiewać czym prędzej, by zniknąć z pola widzenia zwierząt. Liczyłem, że nie posiadały one aż tak dobrego węchu, by w złotym piachu wyłapać trop po naszych śladach. Cały zdyszany zatrzymałem się dopiero wtedy, kiedy baobab zniknął za horyzontem. Stanąłem, czując piekący ból w udach i ostre igły wbijające się w płuca. Łapczywie łapałem powietrze. - Było blisko, co nie? - rzuciłem do reszty, po czym uśmiechnąłem się szeroko. Spojrzałem na Holdena, który wyglądał na nieco poturbowanego. - Stary, chcesz jakiś eliksir? Chyba coś jeszcze mam - powiedziałem, po czym zacząłem grzebać w moim tobole. Po jego spojrzeniu byłem pewny, że ujrzał jedną jedyną fiolkę z eliksirem euforii.

DZIEŃ: 4
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy x3, euforia x1
kostka na walkę: 3   
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyWto 10 Kwi 2018 - 16:51;

Rozglądam się wokół, szukając dużego nundu. Mallory jest tuż obok mnie, Caluma nie widzę, bo przez bieganie nasze i kotów piasek wznosi się w górę, tworząc ścianę kurzu. Słyszę jedynie warczenie kociąt i mam nadzieję, że po prostu nawołują matkę albo atakują piach i Dearowi nic nie jest. Chcę odgonić nieco piach, by dało się znaleźć Krukona, ale gdy macham różdżką, zupełnie nic się nie dzieje. Doprowadzony już do szewskiej pasji tymi zakłóceniami, niewiele myślę i rzucam ją w piach. W pierwszej chwili mam ochotę ją złamać, ale powstrzymuję się ostatkami sił, bo przecież nie kupię tu nowego patyka.
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa – powtarzam w kółko, gdy uświadamiam sobie, co właśnie zrobiłem i rzucam się na ziemie, by odnaleźć swoją własność w piaskowej zamieci. Kopię jak głupi, klnąc na głos i nijak nie przejmując się towarzystwem Ślizgonki. W końcu jednak odnajduję różdżkę, ale ani trochę mnie to nie cieszy. Ostre ziarna drapią mi ledwo zagojone kolano i mam wrażenie, że pomimo eliksiru wiggenowego, rana znów się otworzy.
- Gdzie jest Calum? – pytam, ale nadal go nie widzę. Dostrzegam za to jednego z nundu, biegnącego w kierunku, z którego dobiega ryk. Ja pierdolę, czy jednak przybiega tu kotomatka? Chcę się jak najszybciej pozbyć z zasięgu wzroku tych małych paskud, więc celuję w nie różdżką. - Aquamenti.
Myślę sobie, że te kociska nie lubią wody, więc może silny strumień je stąd przepędzi, jednak najwyraźniej nie powinienem się bawić nawet najprostszymi czarami bez wcześniejszego przećwiczenia ich. A tym bardziej w miejscu, gdzie zakłócenia są o wiele silniejsze niż w naszej szkole, bo nagle jeden z małych nundu staje w płomieniach. Ogień smaga jego futro, zwierzę piszczy przeraźliwie z bólu, a ja stoję jak wryty i nie wiem, co robić. Skoro raz Aquamenti mi nie wyszło, to co, jeśli tylko pogorszę sytuację? Nie mam jednak wyboru i muszę spróbować jeszcze raz, bo inaczej zwierzę umrze. Jestem tak spanikowany, że dziwię się, że jakimś cudem z różdżki wydobywa się pierwotnie zamierzona woda. A mały kot, przerażony, może też wściekły, kieruje się w stronę wciąż przybierającego na sile ryku.
Ja za to zaczynam się na siebie wściekać. Mam wrażenie, że moje ciało ogarniają jednocześnie paraliżujący lęk i gniew rozpalający niemal do czerwoności. Nawet nie zauważam, kiedy chwytam rękami rozpuszczone włosy, niemalże je wyrywając. Setki myśli przelatują mi przez głowę, a obraz płonącego nundu nie chce uciec mi sprzed oczu. Skrzywdziłem zwierzę, które nie było niczemu winne. I zrobiłem to jedynie w przypływie gniewu, przez co tym bardziej nie wiem, co ze sobą zrobić. Z letargu wyrywa mnie potężny ryk i głos Caluma, który nakazuje uciekać. Nie do końca ogarniam rzeczywistość, a słońce mnie oślepia, więc biegnę przed siebie, kierując się jedynie odczuciem bliskości moich towarzyszy. Zatrzymujemy się daleko od baobabu, który jednak zupełnie nie nadaje się na noclegownię. Zaczynam coraz bardziej tęsknić za hogwarckim łóżkiem, mimo że przecież uwielbiam spędzać czas na zewnątrz i najchętniej żyłbym w namiocie. Ale w sumie czy to na pewno ja, czy Euforia?
- Oczywiście, zawsze wszystko moja wina – mówię ostro do Mallory, ale mój głos brzmi o wiele za głośno. Nie zamierzam na nią krzyczeć, ale zupełnie nad tym nie panuję. - Następnym razem sama idź na zwiady. Zobaczymy, czy przeżyjesz spotkanie z jakimś dzikim zwierzem. Teraz to było nundu, a potem co? Mantykora? Powodzenia życzę.
Kopię piasek, mimo że znów mnie parzy. Mam ochotę sobie stąd iść, ale nie mam gdzie. Z każdej strony są tylko wydmy i żałuję, że jednak nie zakopałem w nich Selwyna, bo może czułbym się teraz lepiej.
- Sorry, ale przynajmniej biegam szybciej niż wy – dodaję, bo muszę się pozbyć z siebie tej wściekłości, ale ona jedynie we mnie wzrasta. - Chcecie się pozabijać? Proszę, kurwa, bardzo. Możemy się rozdzielić, będzie mi na pewno lepiej bez was. Wy przynajmniej nie podpaliliście pierdolonego nundu.
Nie jest to prawda. W rzeczywistości nie poradziłbym sobie bez tej dwójki, a przede wszystkim zanudziłbym się na śmierć. Frustracja wylewa się jednak ze mnie hektolitrami, więc opadam na piasek, by przypadkiem kogoś z nich nie uderzyć. Wciskam też różdżkę w piach, by nie rzucić jakiegoś zaklęcia, na przykład kolejnego nieudanego Aquamenti, przez które mógłbym ich przypadkiem zabić. O mały włos nie łamię patyka, ale ten widać nie chce jeszcze odchodzić na cmentarzysko dla różdżek.
- W dupę sobie wsadź te eliksi... – mówię, podnosząc wzrok na Caluma, ale przerywam w pół słowa, bo dostrzegam fiolkę ze znajomą zawartością. Kurwa mać, on to ma cały czas ze sobą, a ja się męczę jak idiota? - Ja pierdolę – mówię tylko i podnoszę się z miejsca, zabierając różdżkę. Nie będę go teraz prosił o eliksir euforii. Mowy nawet nie ma, że dostanie tę satysfakcję, dlatego muszę się przejść. To nieszczęsne nundu cały czas mnie prześladuje, mimo że chyba jednak przeżyło. Nie oddalam się jednak zbyt daleko i wracam późnym wieczorem.

DZIEŃ: 4
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy
ZAKŁÓCENIA: 5, a potem 1 i 2
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32476
  Liczba postów : 102657
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Specjalny




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyWto 10 Kwi 2018 - 16:51;

The member 'Holden A. Thatcher II' has done the following action : Rzut kośćmi


'Wyprawa - Narracja' :
Wydmy - Page 2 GCOiSRv

______________________

Wydmy - Page 2 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Mallory Colquhoun
Mallory Colquhoun

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 243
  Liczba postów : 249
https://www.czarodzieje.org/t15706-mallory-colquhoun
https://www.czarodzieje.org/t15725-poczta-poczta#423973
https://www.czarodzieje.org/t15716-mallory-colquhoun
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyCzw 12 Kwi 2018 - 0:39;

Sytuacja była beznadziejna. Wydawać by się mogło, że wraz z Selwynem, pozbyli się również resztek racjonalnego myślenia i przede wszystkim chęci do dalszej wyprawy. Patrząc na całą trójkę, nie można oprzeć się wrażeniu, że jedynymi myślami krążącymi po ich głowach są te związane z domem i normalnymi warunkami klimatycznymi. Pustynia była okropna i po tych 4 dniach na niej spędzonych, wiedziała, że nikt jej tu długo nie zobaczy (jeżeli w ogóle kiedykolwiek postanowi wrócić w te tereny). 
Stała z boku patrząc na wyczyny Holdena i już podchodziła do niego, żeby mu pomóc, kiedy stojący przed nimi nundu stanął w płomieniach. Wciągnęła głośno powietrze i kierując wzrok na Gryfona, szykowała się do rzucenia szybkiego aquamenti, nim zwierzę spłonie żywcem na ich oczach. Słyszała przeraźliwe piski i jęki i mimo, że stworzenie te z całą pewnością nie należy do jej ulubionych (a nawet nie jest blisko tego wąskiego kręgu), ostatnią rzeczą jaką chciała w tej chwili widzieć to martwy dziki kot, którego zabiła jej własna grupa.
Thatcher był szybszy. Rzucił pospiesznie zaklęcie, ratując zwierzę, po czym cała trójka oddaliła się jak najdalej od feralnego baobabu. Biegli dość długo, zatrzymując się dopiero po paru dobrych minutach. Nie miała pojęcia skąd nagle nabrali tyle siły -być może była to zwykła chęć przetrwania (chyba tylko to im zostało), ale gdyby ktoś jej kazał, pewnie biegłaby dalej. 
-Na zwiady? -Uniosła brwi, powstrzymując się od śmiechu, który ogarnął nią niemal natychmiast po słowach Gryfona. -Nazywasz to zwiadami? Szkoda, że nie ustaliłeś tego z nie wiem...kimkolwiek. Już drugi raz naraziłeś nas na niebezpieczeństwo. Pomyśl czasem, zanim coś zrobisz , bo naprawdę nie jesteś tu sam. Niech ta twoja gryfońska odwaga Cię kiedyś nie zgubi. -Była wściekła. O ile na początku wszystko szło w miarę dobrze, tak teraz miała ochotę rzucić to wszystko w cholerę i zostawić tę dwójkę na pastwę losu. Broń Merlinie, nie uważała się w jakimkolwiek stopniu za lepszą, jednak zaczęła poważnie zastanawiać się czy poradziliby sobie sami, bez niej. W jakiś sposób wszyscy wzajemnie się dopełniali i mimo zupełnie różnych charakterów, te cztery pierwsze dni były raczej spokojne. A teraz? Nie wiedziała czy to Holden i brak jego eliksiru, czy przewlekłe zmęczenie całej trójki i zwykła chęć wrócenia do domu, ale ewidentnie coś poszło nie tak. 
Usiadła obok Caluma na piasku i zaczęła grzebać w nim stopami. Zamiast iść dalej, postanowili zostać tu, co w zasadzie jej się podobało. Nie miała najmniejszej ochoty błądzić po pustyni, gadać z pozostałymi, a już na pewno nie z Holdenem, a najchętniej zaszyłaby się gdzieś daleko od tej dwójki i udawała, że wcale ich nie zna. 
-Powiedz, że on jeszcze ma w zapasie tą pieprzoną euforie... -Rzuciła w stronę Caluma, mając wielkie nadzieje, że odpowiedź będzie twierdząca. Nie jest pewna, czy wytrzymałaby z nim dłużej, biorąc pod uwagę, że jego aktualny stan jest zapewne tylko początkiem najgorszego. -Błagam. -Dodała, spoglądając kątem oka za Krukona, chcąc wyczytać cokolwiek z jego dziwnie opanowanej twarzy. 
Było już po zmroku, gdy Holden postanowił jednak wrócić. Mall nic nie mówi, ale w głębi ducha cieszy się, że nie zostawił ich samych, wciąż myśląc o tym, czy w bagażu ma schowaną fiolkę z eliksirem. Po chwili odchodzi nieco od grupy i kładzie się na piachu, chcąc zaznać chociaż trochę snu. Walka ze zwierzęciem, mimo że niedługa, dość mocno ich zmęczyła, dlatego po chwili wszyscy zapadli w głęboki sen. 
Obudziło ją okropnie pieczenie na skórze. Niechętnie otworzyła oczy, zauważając po chwili jak wielkich poparzeń nabawiła się przez te parę dni. Bolało niesamowicie, a z racji tego, że nie posiadała żadnego eliksiru na oparzenia, zmuszona była do podjęcia próby przetrwania i zarzuciła sobie na ramiona cienki materiał, który znalazła na dnie plecaka, z nadzieją, że uniknie głębszych poparzeń. Nie chciała na razie zużywać ostatniego eliksiru wiggenowego, a w myślach karciła się za to, że nie dokupiła jeszcze jednego. Idąc przed siebie, była pewna, że zaraz się ugotuje, na dodatek cały czas miała wrażenie, że ktoś za nimi idzie. Co jakiś czas odwracała się za siebie, chcąc sprawdzić, czy oby na pewno idą sami i mimo, że absolutnie nikogo nie widziała, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że są obserwowani. 
-Ktoś chyba za nami idzie. -Powiedziała po chwili, nie mogąc wytrzymać dłużej w takiej ciszy. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem, jednak to nie zmieniało faktu, że dzisiaj czuła się wyjątkowo źle i niebezpiecznie, zwłaszcza, gdy każdy z nich szedł niby razem, a jednak osobno. Zastanawiała się, czy od teraz właśnie tak będzie wyglądała ich wyprawa i aż skrzywiła się na samą myśl, znów odwracając się i wypatrując szpiega. 


DZIEŃ: 5
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy, 90G
Powrót do góry Go down


Holden A. Thatcher II
Holden A. Thatcher II

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 296
  Liczba postów : 1006
https://www.czarodzieje.org/t15930-holden-a-thatcher-ii#430782
https://www.czarodzieje.org/t15933-pluszak#430790
https://www.czarodzieje.org/t15929-holden-a-thatcher#430780
Wydmy - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 EmptyCzw 12 Kwi 2018 - 23:20;

W przeciwieństwie do pozostałych nie śpię całą noc. Chociaż przespałem ostatnio wiele godzin i senność powinna się mnie trzymać, tak jak zazwyczaj przy braku eliksiru euforii, dotyka mnie insomnia. Czy to etap rozstania, o którym nie mam pojęcia, bo jeszcze nigdy go nie doświadczyłem? Nie podoba mi się ten stan. Czuję pustkę w swoim ciele i strach, którego nie potrafię opanować. Nie wiem, dlaczego mnie to ogarnia, bo tak naprawdę nie mam powodu, dla którego miałbym się czegoś obawiać. Nie słyszę żadnych tubylców, warczenia czy ciężkich kopyt. W powietrzu roznosi się tylko dźwięk chrapania Caluma. A może to Mallory? Sam już nie wiem, ale pewnie oboje są zmęczeni i równie dobrze mogą wydawać z siebie odgłosy na zmianę.
Ciemność otacza mnie ze wszystkich stron. Co z tego, że mamy noc, skoro powoli zbliżamy się do wschodu? Słońce powoli wychyla się zza horyzontu, ale nadal jest zbyt słabo widoczne, by rozjaśnić pustynię.
Obracam różdżkę w rękach, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Piasek jest kojąco zimny i chociaż przez chwilę oparzenia nie są tak dokuczliwe.
Lumos, szepczę zaklęcie, licząc na to, że pojawi się choć trochę światła, ale zamiast tego mam wrażenie, że moja różdżka pochłania słońce. Tak naprawdę tego nie robi, bo nie mam aż takiej mocy, by osiągnąć coś tak niemożliwego do spełnienia. Moje oczy płatają mi psikusa, przywracając noc, która od kilku godzin mnie przeraża. Wciąż trzymając różdżkę, aby jej nie zgubić, obejmuję rękami kolana i opieram na nich głowę. Chcę zasnąć, ale nie potrafię. Gubię się we własnych myślach, a gdy zamykam oczy, z mojej głowy znikają wszelkie obrazy. Pozostaje tylko pustka. Siedzę w tej pozycji i nie ruszam się nawet o milimetr do chwili, gdy słońce zaczyna parzyć moje ciało a tuż obok słychać pierwsze ruchy moich towarzyszy, którzy także zostali nieprzyjemnie obudzeni. W głowie nadal dźwięczy mi głos Mallory czepiającej się mnie, że in naraziłem. Zignorowałem to jednak wtedy i odszedłem od reszty mojej grupy, zostawiając Caluma i Ślizgonkę samym sobie. Nic wtedy nie znalazłem, za to całą drogę układałem sobie w głowie ewentualną ripostę, choć po takim czasie odechciało mi się w ogóle cokolwiek mówić. Aż dziwne, że nie jestem w stanie wypowiedzieć ani słowa. Gardło nadal mam wyschnięte, język niczym wiór, ale nie będę marnował eliksiru na rany, by zaspokoić pragnienie.
Przekręcam głowę i przyglądam się poczynaniom przyjaciela i naszej towarzyszki niedoli. Chyba też zaczynają wpadać w paranoję.
- Kto niby? – pytam słabym głosem, nadal nie ruszając się z miejsca, ale podnoszę głowę z kolan i rozglądam się wokół. - Nikogo tu nie widzę – burczę i omiatam ręką całą okolicę. Zewsząd dosięga nas tylko piasek, a gdyby ktoś tutaj szedł, pewnie usłyszelibyśmy to chrzęszczenie pod stopami. - Może tobie też by się przydał jakiś eliksir, co? Słyszałem was wczoraj i dobrze wiem, że macie mnie za taki sam problem, jak wcześniej Selwyna.
Nie jestem nawet pewien, czy naprawdę o tym mówili, czy to tylko moje wyobrażenie wywołane wściekłością i nieprzespaną nocą.
- I wiecie co? Pierdolę to wszystko i idę szukać sam tego czegoś, czegokolwiek my właściwie szukamy. Bo mam serdecznie waszych fochów i tego, że wiecznie wam się nic nie podoba – mówię jeszcze i podnoszę się powoli z piasku, bo robi mi się trochę ciemno przed oczami. Mam, kurwa, dość tej zasranej pustyni i tego, że prawdopodobnie dostałem udaru. Kopię piasek jak głupi i obracam się, by stamtąd odejść, ale gdy stawiam pierwszy krok na palących ziarnach, robi mi się słabo, w uszach słyszę dziwny szum, a potem już widzę ciemność i mam wrażenie, że ktoś zaczyna mnie topić, choć znajdujemy się na oceanie piachu.


DZIEŃ: 5
STAN ZDROWIA: ★ ★
EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy
LUMOS: 6
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Wydmy - Page 2 QzgSDG8








Wydmy - Page 2 Empty


PisanieWydmy - Page 2 Empty Re: Wydmy  Wydmy - Page 2 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Wydmy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Wydmy - Page 2 JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
egipt
 :: 
Pustynia
-