Obecny czas to Wto 14 Maj 2024 - 13:44

Znaleziono 2 wyników

Miejsce piknikowe

Tor: 6 5 3 6 4
Tłuczki: IEF
Bonus na II etap: lepszy wynik
kostki i bałwan za 2 razem

Po chorobie jestem pełny zapału! Szczególnie na miotły na których dawno nie byłem. Bardzo się cieszę, że Antosha je prowadzi. Uwielbiam uroczego Josha, ale w przyszłości planuję być poważny i groźny jak Avgust. I tak samo przystojny, bo już uważam, że wyglądam jak jego drugi syn. A mówię tę ciekawostkę @Ruby Maguire, która idzie sobie obok mnie. Dodaję jeszcze niby-szeptem, że @Royce Baxter z pewnością nie mógłby za takiego uchodzić, bo przecież totalnie morda nie teges. Marla chwilę z nami idzie, ale nagle ucieka gdzieś sobie, więc ja podczas drogi próbuję wrzucić w zaspę Rubsona, a potem Rojs, żeby nie czuł się opuszczony przeze mnie. Kiedy docieramy staję jak najbliżej nauczyciela. - DZIEŃ DOBRY - krzyczę, żeby mnie zauważył i macham do niego jak szaleniec. - Miło Pana widzieć jak zawsze! - dodaję jeszcze jak ostatni lizus, uśmiecham się szeroko. Kompletnie nie przejmuję się jaka minę miał nauczyciel na moje wesołe słowa, bo już biegnę na tor by pokazać się z JAK NAJLEPSZEJ strony.
Bieg to bieg i jak tylko natrafiam na coś śliskiego, jedynie śmigam przez kawałek sadzawki, jakbym uczył się z Remką tańca na lodzie. Potem jednak nadchodzą problemy, bo gdzieś skręcam w jakieś totalne zaspy i utykam nagle po drodze. - Ej, kurwa! - krzyczę, bo coś nie mogę się wydostać i liczę na to, że może Rubson się nade mną zlituje, a może chociaż mój brat (#pomocy). Kiedy jakoś się wygrzebuję jestem tak umęczon, że trudno mi robić tego bałwana i dopiero za drugim podejściem jakoś mi się udaje. A potem już idzie mi z górki. Dosłownie, bo zbiegam jak sarenka. - RUBY JESTEŚ? - krzyczę kiedy tylko dotarliśmy na morsowanie. Łapię dłoń Gryfonki, by przypadkiem mi się nie utopiła taka mała i drobna idę jak prawdziwy bohater przez ten rześki strumień.
- O chuj, wszyscy będziemy chorzy - stwierdzam jakby bardzo rozbawiony tym faktem.
by Fitzroy Baxter
on Wto 30 Sty 2024 - 23:19
 
Search in:
łąka
Temat: Miejsce piknikowe
Odpowiedzi: 372
Wyświetleń: 6779

Miejsce piknikowe

Tor: 2, 1, 4, 1 (sorka, następna osobo), 2
Tłuczki: G, C, E
Bonus na II etap: lepszy wynik

Nie ma mowy, że kiedykolwiek by się do tego przyznała, ale jej ulubionym nauczycielem był Avgus. Może dlatego, że wzbudzał jej podziw - tak, jak i strach - lub źródłem tej niespodziewanej aprobaty był fakt, że wydawał się nieco odklejony, jednocześnie mówiąc z tym śmiesznym akcentem, rozstawiając uczniów, jakby przygotowywał ich do obowiązkowej służby wojskowej. Innymi słowy, nie przypominał nikogo innego z kadry nauczycielskiej. Chłop wyglądał i brzmiał, jakby w latach swojej świetlności po kilku głębszych chodził szukać w syberyjskich lasach niedźwiedzi, by siłować się z nimi na rękę i dokładnie taki sam poziom subtelności okazywał na lekcjach. Jeśli po zajęciach z miotlarstwa u Avgusta nie kończyło się obitym niczym worek treningowy, to cóż, prawdopodobnie Antosha kazał tej osobie popitalać w podskokach, zanim przeszedł do rozgrzewki. Tak już był porządek rzeczy - od względnego rozsądku był Walsh.
Krukonka, zaopatrzona w porządne ochraniacze na kolanach i skórzane rękawiczki dodatkowo wzmacniane paskiem w nadgarstkach, założyła strój sportowy, zabezpieczając go zaklęciami utrzymującymi temperaturę ciała. Coś jej podpowiadało, że okaże się to przydatne. Ruszyła biegiem przez lodowisko, dziękując bogom za to, że jej buty nie ślizgają się tragicznie po lodowej tafli. Za każdym razem, gdy ujeżdżała jej noga, zręcznie przeskakiwała w kierunku nieudeptanegofragmentu lodu, okraszonego niewielką warstwa białego puchu. Już miała uznać ten śnieg za swojego największego sojusznika podczas rozgrzewki, a tu w pełnym zdziwieniu, pojedynczy krok po opuszczaniu lodowiska sprawił, że zapadła się po pas w zaspie. Krok po kroku, zapadała się jednak coraz głębiej, stękając z wysiłku, gdy całą zmagazynowaną siłę poświęcała na przepchanie ciężkiej, wilgotnej, ubitej śnieżnej ściany - i gdy nie fakt, że ktoś podał jej rękę (#pomocy), ciągnąc w bok, gdzie schowany pod bielą teren był wyższy, prawdopodobnie wkrótce musiałaby zacząć budować tunel.
Śnieg na ubraniach sprawiał wrażenie, jakby musiała ćwiczyć z kilku kilogramowym obciążeniem. Co gorsza, przed nią widniała nie lada górka, pod którą kilka osób próbowało wtoczyć kulę. Zacisnęła szczękę. Oddychając ciężko, niemal boleśnie, zabrała się do pracy., Stawiała krok za krokiem, nie rozglądając się na boki, tylko tocząc tą pierdoloną kulę, jakby od tego zależało jej życie. Na samej górze Saskia miała ochotę paść w zaspę i przemienić w lodową rzeźbę. Była tak wyczerpana, uda paliły ją mocą smoczego ognia, że nawet myśl o zamarznięciu wydawała się jej lepszym rozwiązaniem, niż kontynuowanie rozgrzewki. Cichy głosik powtarzał jej jednak, że już prawie finisz, jeszcze tylko z górki.
Ruszyła więc, ale spazmy przypominające łamanie kości, sprawiały, że podwinęła jej się stopa. O, o. Tracąc równowagę, machała rękoma, niczym nielot, próbując przejąć kontrolę nad sytuacją. Szala jej osobistego szczęścia przechyliła się gwałtownie w stronę pecha, gdy upadając, zaorała twarzą w śnieg. Nie miała szans, turlając się w dół, a zbierane razem z nią zaspy z każdym kolejnym metrem zamieniały się w coraz większą lawinę. W tym całym ferworze huku, walki o oddech i pulsującego bólu w szczęce, nie usłyszała nawet, że ktoś krzyknął. Poczuła jednak, że zabiera na wycieczkę w dół kogoś ze sobą (#następnaosoba), tworząc razem kulę godną największego bałwana. Z jednej strony myślała, że to się nigdy nie skończy, chociaż upadek w dół nie mógł trwać dłużej niż kilkanaście sekund.
Ży... żyjesz? — wymamrotała, nie będąc nawet pewną, czy ona sama żyje. Przez moment nie była w stanie się podnieść, z nogą leżącą na czymś miększym, co mogło być czyimś brzuchem. Albo twarzą. Całe ciało bolało tak, jakby bito ją metalowymi prętami, przez co nawet nie poczuła uderzenia tłuczka - zamiast tego przewróciła się na bok, spluwając w śnieg mieszanką śliny i krwi z pękniętej wargi. Widząc kontrastującą czerwień, w panice przesunęła językiem po zębach, szukając jakiegoś ubytku.
W objęcia lodowatej wody weszła niemal na pełnym automacie, skupiając się na bólu - bo ból, w przeciwieństwie do strachu, był czymś, co malało z każdym podejmowanym krokiem. Nic ci nie grozi...
... bo to tylko staw, to tylko staw, nic więcej, niczego tu nie ma — nie zdawała sobie sprawy, że mamrocze pod nosem, wbijając nieruchome spojrzenie w linię drzew, za nic nie chcąc dopuścić do tego, by zerknąć na ruch wody. Ta była ciemna, nie zdradzając co było na dnie, a jej głowa produkowała już najgorsze możliwe scenariusze chowające się za każdym podejrzanym odczuciem, gdy ocierała się o coś udami lub łydkami. Nie panikuj. Gdy w końcu poziom wody zaczął się zmniejszać, a krukonka finalnie znalazła się na brzegu, ból nie był już tak intensywny, pozwalając w pełni rozgościć się na scenie wyczerpaniu.
Najłatwiejsze chyba za nami... — rzuciła do Kate, zatrzymując się nieopodal niej na tymczasowej mecie. Oddychała ciężko, opierając dłonie na kolanach. Zrezygnowała z dalszego small-talku, skupiając się na tym, by jakoś uspokoić walenie serca po wysiłku i fakt, że wydaje z siebie świszczący dźwięk - co, jakkolwiek głupie się nie wydawało, nieco ją zawstydzało. W tym zimnie nawet nie czuła, jak puchnie jej rozbita warga, co niejako można było uznać za szczęście w nieszczęściu.


by Saskia Larson
on Pon 29 Sty 2024 - 19:55
 
Search in:
łąka
Temat: Miejsce piknikowe
Odpowiedzi: 372
Wyświetleń: 6779

Powrót do góry

Skocz do: