Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Usiadła porządnie na miotle i czekała aż wróci. Gdy tylko się pojawił koło niej to rzucił do niej kafla. - Sydney, po prostu Sydney. Panno to trochę zbyt grzecznościowo i oficjalnie jak dla mnie panie Wolff - odparła. Złapała kafla i wyciągnęła frotkę z kieszeni. Związała szybko włosy, by jej nie przeszkadzały. - No może i nie brak mi języka, ale tylko przy tych, których znam.
Tylko się uśmiechnął i ponownie wzniósł się wyżej, robiąc kilka pętli nad głową dziewczyny. - To teraz spróbuj zdobyć punkt! - zawołał lecąc w stronę obręczy. Gdy tam się znalazł, obleciał je kilka razy uważnie obserwując dziewczynę. Był szybki, to fakt, nie wyglądał raczej na kogoś kto daje fory. - No, dalej!
Przez ten kilka miesięcy okropnie brakowało jej Quidditcha. Bo wcale nie trzeba było znać Bell dobrze, żeby wiedzieć, jak bardzo lubi grać, w końcu nie bez powodu była w szkolnej drużynie. W Australii nie było okazji, zresztą, nawet nie zabrała ze sobą swojej Błyskawicy, bo za trudno było uważać czy jacyś mugole wiedzą jak lata. Tak więc teraz, kiedy w końcu dotarła do dormitorium, mogła przebrać się w jakieś normalne ubranie, wygrzebać miotłę spod łóżka, wypolerować ją, wyprostować witki itd, nie pozostawała już żadna przeszkoda, żeby nie pojawić się na boisku! Szła przez błonia z miotłą przerzuconą przez ramię, a jak znalazła się na boisku, od razu na nią wsiadła i poleciała do góry. Szybko znalazła się przy Sydney i nim ta jeszcze zdążyła się namyśleć czy tego kafla rzuca czy nie, odebrała jej piłkę i z uśmiechem pokazała język, oddalając się stronę pętli. Nie wiedziała kim jest ten facet, reprezentacją Irlandii się nie interesowała, a tak krótkie przebywanie w Hogwarcie uniemożliwiło dotarcie do jej uszu jakichkolwiek plotek. No trudno! W każdym razie, i tak podała z powrotem do koleżanki, chcąc by tym razem rzeczywiście spróbowała rzucić do pętli.
Nawet nie wiedziała kiedy Bell odebrała jej kafla. Nie spodziewała się tego, bo nawet nie zauważyła, że ruda pojawiła się na boisku. Poleciała więc za nią tak szybko jak tylko umiała i gdy ta odrzuciła do niej kafla złapała go i nie zastanawiając się poleciała bliżej w kierunku pętli. Leciała szybko, nie zwalniała. Nawet gdy była już blisko Shane'a. Rzuciła kafla w lewą pętle i zatrzymała się dopiero gdy piłka była blisko trafienia. Czy trafiła? Okaże się po reakcji Wolffa.
Ha, nowa zawodniczka, co? Shane był zaskoczony, ale nie miał pretensji, ze młoda dziewczyna się wtrąciła. Ba, nawet był zadowolony, a gdy okazało się, ze rudzielec całkiem nieźle sobie radzi - czemu tego nie wykorzystać? - Brawo! - krzyknął. Gdy zaś Sydney rzuciła piłką w stronie pętli, nie odpuścił jak wcześniej. Szybko poleciał w stronę kafla i chwycił go w ułamku sekundy i odrzucił w stronę dziewczyn. - Ładnie, masz siłę! - krzyknął w stronę krukonki i podleciał do uczennic. Obleciał je dookoła przyglądając się nieznajomej. - Witam na nieoficjalnym treningu qudditcha z nowym nauczycielem. - powiedział z szerokim uśmiechem gdy już się zrównał z Bell.
Złapała kafla i podleciała bliżej Bell i Shane'a. - Tak w ogóle to cześć - uśmiechnęła się szeroko do krukonki. - Dawno Ciebie nie widziałam. No i dawno nie rozmawiałam dodała w myślach i zwróciła się w stronę nauczyciela. - Dziękuję. Trzeba było mieć siłę by móc trenować gimnastykę i pływanie, no i móc się bronić. No, ale prócz tego to co pan myśli? - zapytała ciekawa opinii. Wiedziała, że da jej wycisk dzisiaj skoro zgodziła się na ten nieoficjalny trening, ale nie przeszkadzało jej. Zmęczy się i będzie lepiej spała.
Chociaż Sydney zareagowała całkiem szybko, facet i tak obronił, widać było, że jest w tym co najmniej dobry, co wyjaśniło się jak tylko powiedział kim jest. Nonono, jej nie ma przez pół roku, a dyrektor sprowadza kolejnych nauczycieli? Chociaż w sumie, to takie dziwne nie było, chyba tylko się odzwyczaiła. Kiedy się z nią zrównał, tylko odwróciła głowę i odwzajemniła uśmiech. Nie miała pojęcia co powiedzieć, "dzień dobry" brzmiało tak jakoś dziwnie, a cokolwiek innego... zwyczajnie nie przychodziło jej do głowy. Dziwnie byłoby oznajmić, że "super, dawno nie było tych zajęć" czy coś w tym stylu, skoro nie miała o tym pojęcia. Zresztą, na boisku się nie gadało, tutaj się grało. - Hej. Nic dziwnego, dopiero co wróciłam do Hogwartu po długiej nieobecności - uśmiechnęła się do Sydney. Minęła ją i poleciała dalej, rozkoszując się wiatrem nieustannie bawiącym się jej włosami.
Shane tylko się uśmiechnął i obleciał ponownie obręcze dookoła, bacznie obserwując obie dziewczyny. - Dobrze wiedzieć, że uczniowie wracają do szkoły - zaśmiał się Shane słysząc co mówi Bell. - Dobra, koniec pogaduszek, może zaczniemy poważną rywalizację? - zawołał. - Sydney, udowodnij mi jeszcze, ze jesteś wystarczająco szybka. Ścigajcie się obie, dziesięć pętli, za mną. W ułamku sekundy zaczął lecieć w stronę Bell. Szybko ją wyprzedził. Potem szybko znalazł się koło Sydney i odebrał jej piłkę. - W międzyczasie będę do was podawał, liczy się refleks. No to co, zaczynamy rywalizację?
Ha, skąd ona wiedziała, że da im wycisk? Miała wrażenie, że to tylko początek i będzie tego więcej. Zaśmiała się i pokręciła głową, ale nie narzekała. Chciała się sprawdzić, a nóż widelec okaże się lepsza niż myśli? - Ja jestem za - odparła i zerknęła w kierunku Bell. Może być ciekawie pomyślała. Zrobiła małe kółko na miotle i zatrzymała się tuż zaraz za Shane'm.
Ha, potrzebowała tego. Tak dawno tego nie robiła, że nawet perspektywa "poważnej rywalizacji" jej nie przerażała. Żeby chociaż kiedyś to robiła! Owszem, była potem wykończona, ale było to jak najbardziej pozytywne zmęczenie. - No pewnie - spojrzała na nauczyciela i Sydney, która, wydawało jej się była jakaś taka niepewna. Nie przejmowała się tym jednak, chociaż znała z krukonkę, to nigdy specjalnie się nie przyjaźniły, nie miała pojęcia co może jej na sercu leżeć. - Zaczynamy! Więc start? - Poleciała już do przodu, w stronę pętli, jednak ciągle Shane'a nie wyprzedzała.
//rzucajmy jakimiś kostkami czy coś, będzie ciekawiej
- Start! - krzyknął Shane i poleciał do przodu wyprzedzając obie dziewczyny. Może być zabawnie, trochę ruchu o tej porze nikomu nie zaszkodzi! Właściwie dla samego Shane'a to bardziej zabawa niż poważny trening - ale to też jest potrzebne. Tak nawiasem mówiąc, to Shane by długo nie wytrzymał bez tych "zabaw" z quiddtitchem w wolnych chwilach. Odbił nieco w bok, odleciał nieco od uczennic i zaczął je obserwować. W ręku trzymał kafla, czekają tylko na okazję by go rzucić. Gdy Bell zaczęła się rozpędzać podleciał w jej stronę, robiąc slalom, raz był bliżej raz wolniej. W pewnym momencie rzucił piłkę w stronę dziewczyny, nawet tego nie sygnalizując, jakby chcąc ją zmylić.
//okej, to parzysta liczba chwyt, nieparzysta dziurawe ręce
Start! Od razu poleciała przed siebie, patrząc na pętle, w końcu to tam zmierzała. Latający dookoła Shane trochę ją dezorientował, ale skupiwszy wzrok na celu, wcale nie było tak trudno. Rany, kondycja jej chyba spadła przez to wszystko, czuła, że może być, a przy tym i powinno, o wiele lepiej. Właściwie, nawet nie zauważyła, że kafel się do niej bliża, zorientowała się dopiero w ostatniej chwili i próbowała go złapać, ale piłka jedynie uderzyła gdzieś w okolice łokcia i poleciała powoli w dół. Niezrażona (a przynajmniej na taką wyglądała, nie pokazywała po sobie, że cokolwiek nie wyszło), poleciała po nią, a znalazłszy się znowu na tej wysokości co pozostałe osoby, odrzuciła ją do Shane'a. Nic nie mówiła, leciała dalej do pętli.
Tylko wyszczerzył zęby i chwycił kafla mocno w ręce. Zaczął latać niedaleko Sydney, na samym początku wolno zataczając kręgi. W pewnej chwili wzbił się wysoko w powietrze. Po kilki chwilach z góry nadleciał kafel, który miała złapać Sydney. Leciał dosyć szybko. Sam Shane krążył gdzieś wysoko, widać było tylko zarys jego sylwetki w słońcu, które w pewnych momentach. mogło ograniczać widoczność.
Poleciała za nimi. Trochę się zamyśliła i dlatego leciała na końcu. Taaa...Ją też trochę dezorientowało takie latanie Shane'a, ale starała się jak na razie nie zwracać uwagi na niego tylko na tym by się porządnie skoncentrować, na celu najbardziej, szybkości no i jednym okiem zerkała w kierunku nauczyciela, by nie przeoczyć momentu, w którym kafel poleci w jej stronę. Pierwszy rzut w kierunku Bell. Nie złapała i widać, że nie przejęła się tym. Bynajmniej nie było widać. Skoro jej się nie udało to ze mną będzie jeszcze gorzej przeszło jej przez myśl. No co? Teraz Shane zaczął latać koło niej no i po chwili poleciał w jej kierunku kafel. Z góry. Wyciągnęła ręce by złapać go, ale zachwiała się i w ostatniej chwili odsunęła się, bo by oberwała nim centralnie w głowę. Gdy piłka śmignęła obok poleciała więc za nią. Złapała ją i odrzuciła do Shane'a. Trudno. Wiedziała, że tak może być, ale mimo to dalej leciała w kierunku pętli. Co raz szybciej.
Shane chwilę obserwował chwilę jak dziewczyny się ze sobą ścigają, krążąc gdzieś w pobliżu, szykując się do rzutu. Wreszcie śmignął gdzieś pod Bell i rzucił w jej stronę kafla, jednocześnie gdzieś w mgnieniu oka odlatując. - No, dalej, dalej! - zawołał teraz zrównując się z Sydney. - Pokażcie na co was stać! Nie przejmował się tym, że jak na razie ani jedna ani druga nie chwyciły piłki, działał z zaskoczenia, szybko i musiały się najpierw do tego przyzwyczaić i wdrożyć w samą grę i jej zasady.
Fakt, że Sydney również nie złapała był... pocieszający. Znaczyło to, że albo wiatr jest niekorzystny, albo Shane za mocno rzuca jak na ich zdolności, albo słońce za bardzo świeci, albo przez zbliżające się wakacje mają wydłużony czas reakcji, albo (...). Istniała też możliwość, że są zwyczajnie beznadziejne. Ale Bell tak nie myślała, prędzej tłumaczyła sobie to wszystkim wcześniejszym, a co, trzeba było być optymistą! Pętle się coraz bardziej zbliżały, miała je już niemalże na wyciągnięcie ręki. Trochę zwolniła, po czym, żeby nie robić wielkiego zakrętu, złapała ręką za słupek. Prędkość jednak wciąż jakaś była, więc pewnie gdyby w porę (czyli chwilę później) nie puściła, zrobiłaby jakiś popisowy bączek i grzmotnęła w ziemię. Ale nie, było dobrze, tylko przez to kombinowanie, trochę odrzuciło ją w bok. Mogła lecieć dalej, kątem oka obserwując Shane'a i kafla. Znowu nabierała prędkości. Tym razem kafla złapała. Ale jesteś fajna, Bell! Uśmiechnęła się delikatnie, sama do siebie. Ot, z zadowoleniem, że tym razem się udało (znaczyło to jedynie, że to rzeczywiście wcześniej musiał zadziałać jakiś niesprzyjający czynnik) i tak samo jak wtedy, odrzuciła go do nauczyciela.
Gdy tylko złapał kafla rzuconego przez Bell, krzyknął w jej stronę słowa pochwały. A potem znowu wzbił się w powietrze znikając z pola widzenia dziewcząt. Po kilku sekundach pojawił się za Sydney. Gwizdnął głośno, by zwrócić jej uwagę i gdy tylko dziewczyna zareagowała, rzucił do niej piłkę. Potem podleciał do Bell, zrównał się w nią i posłał jej uśmiech. - No, całkiem nieźle wam idzie! - zagadał. - Ale, nie chwalmy dni przed zachodem słońca! I po tych słowach odbił w bok oddalając się od dziewczyny.
Brawo dla Bell! Udało jej się, a jak będzie z Sydką? Wszystko się za moment okaże. Leciała tuż za krukonką i widziała jak ta zakręca. Sama trochę wcześniej zwolniła by móc idealnie zakręcić, ale w czasie gdy własnie spowalniała Shane gwizdnął i rzucił kafla. Co to spowodowało? A właśnie. Kafel musnął palce Sydney i poleciał dalej. Aj, Ruda ma chyba dziurawe ręce, albo za bardzo się stara lub może stresuje? Bardziej to ostatnie tak myślę. Nie martw się Syd, uda Ci się jeszcze na pewno. Poleciała więc po kafla i odrzuciła go do Shane'a.
Dziewczyny już prawie dotarły do mety, za moment wszystko stanie się jasne. Shane Chwycił kafla i wyprzedził dziewczyny. W pewnym momencie, nie odwracając się, rzucił za siebie piłkę, w stronę Bell. Po tym zanurkował i gdy znalazł się tuż nad ziemią, zeskoczył z miotły n murawę. Spojrzał w górę, osłaniając dłonią oczy od uciążliwego w tym momencie słońca. Uśmiechnął się do samego siebie na myśl o tym jak ciekawe będą w tej szkole treningi. - No, dalej dalej!
//może losujcie która wygrała wyścig - wygrywa większa ilość oczek
Wiedziała, że zbliża się do mety, skupiła się na prędkości, a równocześnie równowadze i precyzji, żeby przez taką szybkość gdzieś nie przywalić. Łatwo by było, biorąc pod uwagę, że przeciwne pętle znajdywały się z każdą chwilą coraz bliżej. Już - już, myślała, że wygra, będzie lepsza, usłyszy jakąś cudowną pochwałę, zrobi dobre wrażenie na nowym nauczycielu, ale akurat, to w jej stronę poleciał tym razem kafel. Nie do końca zdawała sobie sprawę, że nie zawsze da się zrobić dwie rzeczy na raz - tak jak próbowała teraz. Piłkę, owszem, złapała, mogła być z siebie zadowolona, bo udało jej się to zrobić całkiem zręcznie. Tego samego nie można było jednak powiedzieć o samym wyścigu, bo przez łapanie, nieco zwolniła, co już to wiedziała, pozwoli Sydney być pierwszą. Cóż, przynajmniej jedno się udało. Chyba nie było tak źle.
Była tuż za Bell. Zbliżały się co raz bliżej mety. Sądziła, że młodsza krukonka wygra ten cały wyścig, ale nie spodziewała się tego, że Shane rzuci jeszcze kafla. Przez to Bell musiała zwolniła, no i Sydka nie wiedząc kiedy doleciała pierwsza do mety. Była w szoku. Gdzież to by myślała, że to ona wygra wyścig. Nawet jej to przez myśl nie przeszło. A tu proszę, takie zaskoczenie. Zatrzymała się na chwilę i obejrzała za Bell. Po chwili poleciała w kierunku Wolffa i gdy znalazła się tuż nad ziemią zeszła z miotły. - Uf... - mruknęła tylko.
Shane stał wyprostowany i patrzył z pewną dumą na dziewczęta, które właśnie skończyły wyścig. Przywitał Sydney oklaskami, na które z pewnością zasłużyła. zresztą nie tylko ona, Bell także pokazała, że mimo wszystko dobry z niej zawodnik. - Wspaniale. - powiedział, gdy tylko uczennice wylądowały na murawie. - Powiem wam, ze bardzo dobrze. Nie przejmujcie się dziurawymi rączkami, ha! Szło wam całkiem nieźle, a powiem wam, że zawiesiłem poprzeczkę wysoko. Kilka dodatkowych treningów a będziecie chwytać te piłki z zamkniętymi oczami!
Chwilę za Sydney doleciała do słupków pętli, gdzie miała się znajdować meta. No cóż, przegrała, ale zdarza się i tak, prawda? Tak samo również, jak druga krukonka, zleciała na dół, teraz już powoli, raczej starając się delektować samym lataniem niż szybkością, jak wcześniej. Zeszła z miotły i oparła ją pionowo obok siebie, obejmując ją ramieniem. - Mam taką nadzieję... - Mówiła oczywiście o chwytaniu piłki z zamkniętymi oczami. Broń Merlinie, żeby powiedziała to samo o poziomie treningu! Uśmiechnęła się lekko. - Więc teraz pan będzie nas uczył... profesor Sherazi chyba za niektórymi nie przepadał, wymyślał czasem bardzo... dziwne rzeczy, - przynajmniej tak było przed jej trochę długą przerwą. Nie przepadała za facetem, zawsze wydawał jej się taki uprzedzony, z dziwnym wyrazem twarzy. - Dlaczego podjął się pan tego, ymm, zadania? - zapytała, pragnąc zdobyć jakieś ciekawe informacje o nauczycielu. W końcu nie ma to jak świeże ploteczki. Rany, jak nie lubiła mówić per pan osobom, które wyglądały wcale nie tak staro. Dlatego do Aleksa zawsze zwracała się po imieniu, chociaż też bez przerwy zwracał jej na to uwagę.
Zastanowił się chwilę i zamyślonym wyrazem twarzy i oparł się o miotłę, którą postawił pionowo. - Cóż, podjąłem się tego zadania, jak to ujęłaś, bo... bo to ciekawe? - zaśmiał się, przeczesując swoje włosy na głowie. - Uznałem, że między sezonami i meczami to może być też ciekawy trening dla mnie. Mam jeszcze trochę czasu do zgrupowania a może uda mi się zdobyć nieco trenerskiego doświadczenia, ot co. Nigdy nie wiadomo ile będzie trwać sportowa kariera, co nie? Ponownie się zaśmiał. Wyglądał jakby w życiu nie miał złego nastroju a wysiłek fizyczny był dla niego najlepszą rozrywką. - Ach, wybaczcie, ze tak chaotycznie mówię. Zresztą, nawet nie musicie się wracać do mnie per pan. Może być po imieniu, Shane. Ewentualnie możecie mnie mianować trenerem. Oi! Brakuje mi jeszcze do bycia mentorem. Uniósł miotłę i zarzucił ja na ramię, prostując się nieco, jakby pełen dumy z samego siebie. - To co, mam nadzieję, ze zobaczę was na treningu? Żal by mi było jakbyście odpuściły, macie talent... Myślałyście, żebyś poważnie się ym zająć? Spróbować swoich sił?
Trzymając miotłę jedną ręką i kiwając głową dyszała trochę. No co? Zmęczyła się troszkę i dzisiaj padnie spać tak szybko, ze to chyba będzie rekord, ale dobrze jej zrobił ten trening. - A no nawet sam sobie potrenujesz. Nie stracisz tej kondycji. Po dzisiejszym treningu ciężko by było stwierdzić, czy się nadajesz na trenera, bo to chyba Twoja pierwsza styczność, co? Nie żebym mówiła, że się nie nadasz. Każdy by mógł jak by pracował nad tym. Ah...ale zrobiła wywód. Chyba trochę bez ładu i składu to było, cóż. Pewnie zrozumieją. - No, postaram się być na treningu i wiesz, że nie myślałam nad tym poważnie skoro nawet się do drużyny nie zgłosiłam. Kocham ten sport, ale jeszcze nie wiem co chcę robić później w życiu.
- Sportowa kariera? - Chciała się dopytać i nie, wcale nie zdawała sobie sprawy, że prawdopodobnie robi z siebie ignoranta w sprawie reprezentacji bodajże Irlandii. Podczas gdy większość dziewczyn w Hogwarcie piszczała na jego widok, ona nawet nie miała pojęcia, że jest KIMŚ. - Dobrze, trenerze - uśmiechnęła się trochę szerzej. - Na pewno będę, nie opuściłabym takiej lekcji! Większości profesorów nawet nie myśli o zrobieniu czegoś w plenerze, trzeba to nadrobić. - Słuchała przez chwilę Sydney, po czym zwróciła się do niej. - Powinnaś spróbować. Jestem pewna, że udałoby cię się dostać w następnym roku... albo podczas wakacji zorganizujemy mecz? A co do próbowania tego na poważnie - mówiła znowu do Shane'a, - to nie, nie kiedyś. Chciałabym zostać wróżbitką. Albo kierowcą Błędnego Rycerza. A już najbardziej, to marzę o wyjechaniu do jakiegoś kraju i odszyfrowywaniu tajemniczych wiadomości zapisanych za pomocą starożytnych run. To musi być fascynujące odkrywać takie rzeczy...