Jest to stary, ponury i od dawna opuszczony dom, znajdujący się na wzgórzu. Okna w nim są zabite deskami, a zarośnięty ogród otacza drewniany płot. Uczniowie nie zapuszczają się w jego kierunku, każdy dobrze wie, że to najbardziej nawiedzony dom w całej Anglii, a historie na jego temat krążą po całym kraju. Przerażające odgłosy wydobywające się z chaty od dawna napawały strachem mieszkańców okolicy, zwiedzających, a nawet duchy zamieszkujące Hogwart omijają ten dom. Jeśli wierzyć plotkom, w czasie pełni noc spędzają tu wilkołaki, zamieszkujące pobliskie tereny.
TU MACIE PODGLĄD NA KOSTECZKI Z IMPREZKI
Imprezka!:
Impreza Urodzinowa Percy’ego!
będzie fajnie, zapraszam!
Tak, oto przyszedł ten dzień! Drobna i wysublimowana zabawa, kulturalne rozmowy przy herbacie, debaty wysoko wykształconych ludzi o obecnym stanie polityki w Ministerstwie. DOKŁADNIE TO TUTAJ BĘDZIE. Wstęp wolny dla niemal każdego (chyba, że twój wiek jest na tarczy zegara, to wtedy średnio – powiedzmy, że Percy będzie wyrzucać każdego co nie ma tych szesnastu lat). Cały dom jest wysprzątany, przygotowany do dzisiejszego wydarzenia, wszędzie można uświadczyć różne świecidełka i girlandy (motyw kolorystyczny balu z „Euforii”). Główny pokój jest dosłownie parkietem, z boku stoi EPICKI gramofon, z którego lecą same najlepsze hity, zarówno magiczne, jak i mugolskie. Naprzeciwko drzwi frontalnych, po drugiej stronie stoi barek z wszelkimi alkoholami, jakie uświadczysz w Oasis, bowiem to właśnie ten klub zaopatrzył dzisiejszą imprezę w procenty. Obok barku stał również stolik z przeróżnymi smakołykami, ciastkami, chipsami i tym podobnymi rzeczami, do wyboru do koloru! Zaraz obok było wyjście na mały tarasik, gdzie można było poświęcić się karmieniu raka lub spędzić chwilę na świeżym powietrzu. W rogu zaś postawiony został nieco wąski i długi stolik, na którym leżało dwanaście kubeczków – miejsce do Beer Ponga! Kto chce, może sobie zagrać, czemu nie! Zaś po drugiej stronie tego NAPRAWDĘ dużego pokoju znajdowało się miejsce dla tych, którzy chcieli spróbować swych sił w grze w butelkę! Czy na pewno jest cię na tyle, żeby zagrać z innymi na percivalowych zasadach?
Grę rozpoczyna dowolny gracz (na fabule się wybierze). Gra jest tylko na wyzwania (bez "prawdy"). Jeśli twoja postać została wylosowana, masz dwa dni na odpis. W innym przypadku robimy przerzuty! Tak, żeby gra nie stała w miejscu.
1. Rzucamy dwiema kośćmi, żeby wylosować wyzwanie dla drugiej osoby:
Wyzwania:
2 - Jeśli miałbyś/miałabyś przedłużyć gatunek z którymś z nauczycieli, który by to był? 3 - podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą 4 - dostajesz tajemniczy eliksir i musisz go wypić - okazuje się, że to eliksir młodości! (Przez dwa posty piszesz swoją postacią odmłodzoną o dziesięć lat) 5 - zrób malinkę osobie, którą wylosowałeś 6 - zdejmij dowolną część ubrania z wybranej osoby 7 -pocałuj namiętnie w usta wylosowaną osobę 8 - siedź przytulony z wylosowaną osobą (przez minimum 2 posty) 9 - pocałuj lekko każdą osobę znajdującą się w tym pomieszczeniu 10 - tańcz na rurze przez przynajmniej 2 minuty 11 - wyznaj miłość wylosowanej osobie, tak realnie, jak tylko możesz 12 - powiedz, z którymi z obecnych tu osób najbardziej chciałbyś/chciałabyś zaliczyć "trójkącik"
Jeśli się powtórzy, to możecie robić przerzuty, ale nie trzeba - jak kto woli. Możecie założyć, że wasza postać sama dane zadanie wymyśliła, albo że wylosowała je z tej miseczki.
2. Rzucamy Kartą Tarota, żeby wylosować osobę, której przypada wyzwanie:
Jeśli się powtarzają, proponuję przerzucić (nie widzę sensu w tym, żeby jedna osoba grała ciągle, a inna właściwie w ogóle). Puste pola oczywiście przerzucamy.
Gra ta nie różni się za bardzo od mugolskiej wersji, z tym że korzystamy z magicznego zestawu, który zawiera kolorowe kubeczki oraz piłeczki przypominające te od ping ponga. Zasada jest taka, że po trafieniu piłeczką do pustego kubeczka, pojawia się w nim losowy napój z tych, które obecnie znajdują się w miejscu imprezy.
Zasady gry
Gra dla dwóch graczy. Rozgrywkę rozpoczyna dowolny gracz (ustalcie sobie, albo rzućcie k6, ten z wyższą wartością zaczyna).
- Rzucamy trzema kostkami: a) K6: określa, w który kubeczek leci piłeczka b) K100: określa czy ci się udało trafić czy nie: 1-60: nie udało ci się; 61-100: udało ci się. c) Jaki alkohol znalazł się w wylosowanym kubeczku: 1 - Piwo Dverga (1)* 2 - Jagodowy Jabol (1,5) 3 - Big Ben (2) 4 - Ognista Whisky (2,5) 5 - Absynt (3) 6 - Żeglarski Bimber (3,5) *Cyferki w nawiasie wytłumaczone nieco niżej.
- Każdy kubeczek ma 200ml;
- Jeśli uda ci się trafić do kubeczka, przeciwnik musi wypić wylosowany przez ciebie napój;
- Jeśli według kostki udało ci się trafić do kubeczka, ale wylosowałeś numerek, który został już przez ciebie „zbity”, to ty pijesz swój kubek z tym numerkiem (jeśli go nie ma, nikt nic nie pije, gra toczy się dalej);
- Jeśli nie trafisz, nic nie pijesz, przeciwnik również nic nie pije;
- Cyferki w nawiasach przy alkoholu oznacza jego Moc. Ilość wpojonego alkoholu do organizmu wpływa na to jak się postać zachowuję, niżej więc zamieszczam rozpiskę proponowanych reakcji:
Reakcje:
1-3 punktów - Szeroki uśmiech, chęć kontaktów towarzyskich 4-6 punktów - Wzmożona wesołość, gadatliwość 7-9 punktów - Ochota na taniec i śpiew 10-12 punktów - Lekko chwiejny krok, słowotok 13-14 punktów - Mocno chwiejny krok, bełkotanie 15 punktów - Wymioty 15+ punktów - Utrata przytomności
Oczywiście są to propozycje, twoja postać nie musi się dokładnie tak zachowywać, lecz proszę, by jednak alkohol miał jakiś wpływ na to jak reaguje wasza postać!
- Pod każdym postem piszcie, ile punktów uzbieraliście w magicznym beerpongu (czyli punktów z nawiasów) - określać to będzie stopień upicia waszych postaci;
- Podsyłam wam tutaj przykładową "mapkę" do Beer Ponga, żebyście sobie zaznaczali w każdym poście, których kubeczków już nie ma w grze!
Koniec gry
Wygrywa ten, kto zbije wszystkie kubeczki przeciwnika. Bawcie się dobrze!
GryffindorRavenclawHufflepuffSlytherin
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto 21 Wrz 2010, 3:54 pm, w całości zmieniany 1 raz
-Emm..miło mi - Mruknęła do Colina. Dobrze, że nie wiedziała z jakiego chłopak jest domu. Przeniosła wzrok na Henrego i poczochrała mu włosy. -Uśmiechnij się, Młody. - Powiedziała z błyskiem rozbawienie w oku. Jej przyjaciel był uroczy gdy miał taką minę.
- Mi też, Clau! - odparł z entuzjazmem i naprawdę szczerze, początkowo nie zrażając się nieco wymuszoną postawą dziewczyny. Potem jednak, po słowach skierowanych w stronę Henry'ego (dlaczego ona zwraca się do niej per "Młody" a nie "Młoda"? hm, może się przejęzyczyła?) zapadła głucha cisza. Colin stwierdził, że może nie jest tu mile widziany i postanowił się usunąć. To znaczy, nie tak od razu! Za bardzo polubił Henry, żeby teraz ją zostawiać. - Eee... to może ja już pójdę, chciałybyście zostać same... i w ogóle - zaproponował nieskładnie. Nie będzie się narzucał (!!!), broń boże.
Poprawił fryzurę, po czym wyszczerzył się do Ślizgonki, kiedy jednak zwróciła się do niego "Młody" zerknął nieco nerwowo, przygryzając dolną wargę, na Colina. Ten sprawiał jednak wrażenie, jakby nic nie zauważył, więc Henry ponownie się uśmiechnął. Już otworzył usta przy przerwać ta straszliwą ciszę, jednak Puchon znowu go uprzedził, więc chłopa tylko się w niego wpatrzył przekrzywiając nieco głowę na bok. - Chcesz już iść? Myślałam, że... a zresztą nieważne, pójdziemy z Tobą i tak nie ma tu nic do oglądania! No chyba, że nie chcesz. - pokiwał głową ze śmiertelnie poważną miną. On natomiast postanowił się narzucać, a przynajmniej wymusić na Colinowi odprowadzenie do Hogwartu i Henrego i Clau! A co!
Nie no, spokojnie. Jedno takie wystąpienie z rodzajem męskim można uznać za przejęzyczenie, prawda? Tym bardziej w przypadku Colina, który, nawiasem mówiąc, do najbardziej spostrzegawczych nie należał, hm. Tak więc podejrzewamy, iż zauważenie faktu, że jego urocza towarzyszka jest facetem... trochę mu zajmie, oj, niewątpliwie. Cóż, co tu dużo mówić, liczył na taką odpowiedź (hehe), zatem uśmiechnął się do niej (Clau zręcznie ominął wzrokiem, bo wiedział, że i tak jej uśmiech będzie wymuszony, mhm). - Jasne, dlaczego miałbym nie chcieć? - zdziwił się - Wracamy do Hogwartu czy chcecie gdzieś wstąpić po drodze? Bo on chętnie. Hm.
Zamyślił się na moment zerkając w sufit, po czym opuścił na oczy gogle i wbił spojrzenie w Colina. - Nie obraź się Colin, ale chyba lepiej będzie jak pójdziemy od razu do szkoły... Nie wiem jak Ty, ale ja jestem zmęczona tym włóczeniem się bez celu. - pokiwał głową, po czym chwycił Colina pod rękę i wszyscy wyszli z chaty, by udać się prosto do szkoły. Po drodze Henry częstował ich cukierkami, a kiedy doszli do zamku rozeszli się każdy w swoją stronę.
Dobrze, że jednak udało jej się wywalczyć to, aby spotkanie odbyło się we wrzeszczącej chacie. Może i miała grać posłuszną, uczyć się magii udając, że na prawdę szanuje tego oto mini Lorda Voldemorta, jak to go w myśli nazwała. Jeśli sama chce kiedyś siać zło, musi się kształcić. Ale to nie oznacza, że nie będzie miała wpływu na to, gdzie i kiedy będą odbywały się spotkania. Zresztą, pewnie Brian by się z nią zgodził. Tutaj jest bezpieczniej niż w gospodzie, ze względu na ilość podejrzanych osób oraz na to, że "piorun nie trafia w to samo miejsce". Teorytycznie drugi raz by tutaj nie przyszli. Poinformowała ukochanego, gdzie się ma spotkać z Michael'em, a później się rozstali. To też nie była pewna, czy chłopak bezpiecznie tu dotrze. W chacie było dosyć ciemno. Oh gdyby miała różdżkę! Wyczarowałaby sobie chociaż nikłe światło. A tak? Pozbawiona została wielu rzeczy w jednej chwili. Nawet sprzątać musiała już teraz sama. To bardzo utrudniało egzystencję. Kucnęła na piętrze, gdzie wdrapała się po skrzypiących i zakurzonych schodach. Czekała na swojego "guru".
Aportował się w chacie.Myślał, że nikogo w niej nie zastanie lecz mylił się. Connie już tam była. - Witam. Musimy zaczekać jeszcze chwilę, bo umówiłem się z pewną osobą. Usiadł na wielkim lożu i zaczął pykać fajkę w milczeniu czekając.
Spojrzała na niego niechętnie, kiedy począł bawić się swoją fajką (Nie, żebym miała skojarzenia), ale nic nie powiedziała. Nie warto było rozpoczynać kłótni z mistrzuniem. - Z kim mianowicie? - Spytała, odrzucając jakże uroczo włosy do tyłu. Wpatrywała się w mężczyznę z odrobiną zaciekawienia na twarzy.
Dotarł do wrzeszczącej chaty, również korzystając z teleportacji. Na miejscu zastał znajomego czarodzieja i jakąś młodą niewiastę. Tak jak się spodziewał, Michael nie zaciągnął żadnej poważnej osoby, tylko smarkacza z Hogwartu. Zapewne toto chce być wielkim geniuszem zła w wieku lat kilkunastu. Pewnie nawet nigdy nie rzuciła zaklęcia niewybaczalnego. Nieważne, podstawa to zdobyć jak największe poparcie, zajmiemy się cechą ilościową naszej populacji, nie jakościową. - Witam Michaelu, czemu zaciągnąłeś mnie do tego paskudnego miejsca? I kim jest ta wyjątkowo młoda osoba? Spodziewałem się kogoś bardziej doświadczonego - Blake nie starał się być miły, zresztą nawet specjalnie nie znał tego uczucia. Miał wrażenie, że jego znajomy chce cały misterny plan wypaplać temu podlotkowi, co byłoby wyjątkowo niepoważne. Nie krył swojego niezadowolenia. Cały czas powtarzał sobie jednak, że jakoś trzeba zacząć. Tylko czemu od tzw. dupy strony?
- Witaj Casprze. Powiedział i wstał. - To jest moja uczennica Connie Tenebres. Przedstawił dziewczynę.- Otóż chciałem się tu z tobą spotkać, aby omówić z tobą sprawę naszego dalszego postępowania. Wyszczególnił swoją sprawę. - Przy okazji może pomożesz mi w lekcji co? Spytał Caspra i schował fajkę do kieszeni szaty.
- Spotykasz się z pracownikiem ministerstwa? - Słyszała trochę o tym facecie, nawet go widziała raz czy dwa w Hogwarcie. Z tego co jej wiadomo nie spodobały mu się standardy jakie panowały w jej ukochanej szkole. W słowa "ukochanej" nie było ani odrobiny przesady. Czuła się tam wspaniale, odkąd poznała Namidę, Briana i kilkoro innych osób. Uniosła brew spoglądając na pana Blake. Młoda? Niedoświadczona? Może i tak, ale co to ma do rzeczy? Mimo wszystko może być niebezpieczna. - Widzę, że bardzo łatwo jest stworzyć pozory będąc w odpowiednim wieku - Mruknęła cynicznie. -"No i będąc tak uroczą osóbką" - Dopowiedziała sobie w myślach.
- Słuchaj panno, nie jestem tutaj, aby uczyć ciebie dobrych manier. Chyba, że o taką lekcję chodzi Michaelowi. To że jesteś pyskata, nie oznacza, że cokolwiek potrafisz. To dziwne zresztą, że do znanego czarodzieja o niezłych umiejętnościach mówisz "per ty"- Co prawda nie uważał Michaela za taką osobę. Casper nie lubił młodych ludzi, uważał ich za zbyt niedoświadczonych, aby rozmawiać z nimi na poważnie. Do tego nienawidził pięknych, młodych kobiet. Zazdrość? - Drogi Michaelu, dwa krótkie pytania: czy nie pomyliłeś się dobierając współpracowników i w jakiej nauce mam Ci ewentualnie pomóc?
Patrzył na tę wymianę zdań, by po chwili odpowiedzieć Casprowi. - Otóż nie pomyliłem się i dobrze wiedziałem co robię, a po drugie to chciałem abyś mi pomógł pouczyć ją trochę magii i tego co uważasz w tej sytuacji za stosowne. Odpowiedział grzecznie, po czym spojrzał ostro na Connie.
- To uznał pan za... Pyskowanie? Zwykłe stwierdzenie na dodatek nie do końca do ciebie skierowane - Na jej twarzy zakwitł sarkastyczny uśmiech. Założyła ręce na piersiach i oparła się o ścianę krzyżując nogi. Była to jedna z jej ulubionych pozycji, często tak stała. - Wiem też, że to nie świadczy o moich umiejętnościach. Pokazałabym ci je, jednak w tajemniczych okolicznościach moja różdżka znalazła się w rękach dyrektora - Powiedziała, może odrobinę dumna z siebie. W końcu to znaczyło, że robi coś złego, a nie tylko udaje i rozmyśla na te tematy. Kiedy zobaczyła ostry wzrok mężczyzny umilkła i odwróciła, chcąc go uniknąć. Przydałby jej się teraz Brian.
- Panno Tenebres, nie życzę sobie, aby mówiła do mnie panna "per ty". Nie jestem panny kolegą. To bardzo niedobrze, że straciła panna różdżkę, świadczy to o panny braku odpowiedzialności. Prawdziwy czarodziej nigdy nie powinien tracić swojego drugiego co do ważności atrybutu. Dla panny wiadomości, podstawowym atrybutem czarodzieja jest jego rozum. Nie wiem, czy panna o tym słyszała. - po tych słowach z lekka rozwścieczony Blake zwrócił się do czarodzieja. - Michaelu, mam ważniejsze sprawy niż uczenie podlotków zaklęć. Myślałem, że takimi prozaicznymi sprawami zajmujesz się ty osobiście. Gdyby to było moim powołaniem to zostałbym nauczycielem w Hogwarcie. - Blake był niezadowolony z Michaela. Nie rozumiał, po co jego znajomy ściągał go tutaj. Jeśli to ma jakikolwiek związek z ich planem, to był to związek bardzo daleki i niegodny jego uwagi.
- Słuchaj! Powiedział i podszedł do Caspra. - Ona może nam się przydać w hogwarcie. może namawiać innych uczniów do przejścia na naszą stronę, więc bądź tak dobry i pomóż mi. To jest ważne. Powiedział to tak aby Connie tego niedosłyszała.
Nie powiedziała już nic. Blake miał swoje zdanie, którego nie zamierzała komentować, bo nie wyglądał na człowieka, który w razie czego potrafiłby się opanować i nie strzelić w nią zaklęciem. Zresztą, nie ufała mu na tyle, żeby o czymkolwiek związanego z nią rozmawiać. - Jeśli mogę spytać, o jakim planie ciągle słyszę? - Spytała swojego mistrza, skinając przy tym lekko głową w geście sztucznego szacunku. Niech się nacieszy władzą nad nią, do czasu aż dziewczyna sama wysunie się na szczyt hierarchii.
- Hmmm, o planie, którego Ty prawdopodobnie będziesz ogniwem, droga panno. Widzisz, Michael jako zdolny czarodziej nauczy Cię jak obsługiwać różdżkę. A ja Cię nauczę, jak posługiwać się rozumem. Kiedy załatwię wszystkie sprawy w ministerstwie to poinformuję Cię o Twojej części planu. A na razie niech zajmie się Tobą Michael, życzę miłej nauki. Właściwie to wszystko, co mam do powiedzenia. Nie mam zamiaru tutaj tracić reszty dnia. Do widzenia - Casper nie czekał na odpowiedź, wyszedł z chaty i wkrótce teleportował się do ministerstwa.
- Connie. Spotkajmy się tu jutro o tej samej porze oczekuję również Briana. Kiedy będziecie oboje nauczę was kilku dobrych i przydatnych sztuczek. Po chwili wyszedł z chaty i w tym samym miejscu co Casper deportował się.
- Ogniwo... - Powtórzyła, zastanawiając się nad tym. Nauka posługiwania się rozumem? Zdecydowanie tego nie potrzebowała. Najwyraźniej Michael na prawdę miał problem z doborem swoich współpracowników - Zdaniem Connie Blake się po prostu do tego nie nadawał. Ale nie będzie się sprzeciwiać, chyba, że plan okaże się być lekkomyślny lub bezsensowny. - Niezbyt pogodny człowiek - Skomentowała krótko. Kiwnęła głową do swojego obecnego pana i klapnęła, wyczekując czy Brian się tutaj jednak pojawi.
Aportował się ze swojego pokoiku w Londynie. Gdy zobaczył "mistrza" ukłonił się. - Witam. Mistrzu, przepraszam że powiem wprost, ale kiedy mi to diabelne ministerstwo odda moją kochaną różdżkę? - zapytał zaciekawiony. Miał nadzieję że jego mistrz wie coś o tym. Zauważył jeszcze jedną osobę. - Mistrzu, czyżby znowu jakiś nauczyciel próbował nam przeszkodzić? - zapytał wskazując brodą na tajemniczego osobnika.
O tak, to był zły pomysł. Jared miał zdecydowanie lepszy, chociaż przeczuwał, że Gabrielle nie zgodzi się z nim, jeśli chodzi o wybór miejsca, na które mieli zamienić "Trzy Miotły". I nic dziwnego, kto normalny proponowałby przeniesienie się do Wrzeszczącej chaty? Mogliby też wybrać góry, jeszcze lepiej! Właściwie to nie proponował, bo Krukonka na pewno nie zgodziłaby się na jego chore propozycje. Wstał tylko, aby kupić jeszcze jedną butelkę sherry (zastanawiał się nad ognistą, ale znów wygrało wino...) i pożyczyć kieliszki (zawartość swojego wypił w międzyczasie, żeby przypadkiem nie wylać po drodze). Opuszczenie pubu sprawiło mu jakąś dziwną ulgę, w jednej chwili uwolnili się od irytujących dźwięków. Już nie nadchodziły zewsząd, było je słychać tylko chwilę po wyjściu, ale przytłumiły je zamknięte drzwi. Potem odeszli trochę dalej i słyszeli tylko delikatniejsze, wieczorne odgłosy. Zdecydowanie przyjemniejsze, bo gdzieś zaszumiało drzewo, jakiś pies przebiegł po śniegu, a trochę dalej ktoś skrzypnął drzwiami. Nie było dzwonków, brzdękania szklanek ani śmiechu. Starał się prowadzić Gabrielle w stronę chaty dyskretnie, żeby nie zauważyła jej zbyt wcześnie. Przecież było to miejsce uważane za nawiedzone, niepotrzebne było coś na kształt paniki, czyż nie? - Um, tam będzie spokojniej - powiedział, wskazując skinięciem głowy stary, drewniany budyneczek, kiedy byli już zbyt blisko, aby mogła ignorować stronę, w którą szli. Taka była prawda, tam było spokojniej. Bo jakoś nie wierzył w duchy, które rzekomo zajmowały to miejsce.
Może według niego to był dobry pomysł, ale rzeczywiście, lepiej, że nie mówił jej, gdzie chciał, żeby się udali, bo na pewno ona nie zgodziłaby się na jego propozycję, uznając, tak jak sądził, że nie był normalny, że chciał tam iść. Aczkolwiek nie powiedział jej i na dobre im to wyszło. Jak na razie. Niewiedza bywa zbawienna. Ona od razu poczuła się lepiej, kiedy tylko wyszli z lokalu, w którym się już wręcz dusiła. Tak, tu było spokojniej, dźwięki nie drażniły jej uszu i czuła się już odrobinę lepiej, choć i tak nie było dobrze. Jednak nie podobało się jej już, że chłopak nie powiedział, gdzie zmierzają, choć cieszyła się, że z nią szedł, ze był, że nie zostawił jej samej z tym wszystkim. Tak, więc szła bardzo blisko niego, nie chcąc stracić go z oczu. Odczuwała cholerną potrzebę bliskości z drugim człowiekiem. Za wszelką cenę nie chciała być sama, o czym było już chyba wcześniej mówione. - Jesteś tego pewny? - zapytała, patrząc na budynek, który chyba nie bez powodu nazywany był Wrzeszczącą Chatą. Ona sama nieraz słyszała, że ponoć tam straszy. I choć normalnie nie bałaby się tam wejść, na pewno, to jednak... teraz drobiazgi sprawiały, że odczuwała niewytłumaczalny strach. Panika, nie mogła panikować, nie mogła.
No tak, mogła nie pytać. Nie był do końca pewny, ale tylko dlatego, że nie wiedział, jak Gabrielle zareaguje. Osobiście nie sądził, aby we Wrzeszczącej Chacie było strasznie. W końcu była to tylko zwykła chata, a że czasami coś tam powyło... nie znaczyło, że jest nawiedzona. - Jestem tego tak pewny, jak ty tego, że chcesz... trochę wypić - zakończył zgrabnie zdanie. - Zapewniam cię, że tam jest spokojniej, poza tym rzadko ktoś tu chodzi, a lepiej żebyśmy nie pili w Hogwarcie, nie sądzisz? Jeśli coś będzie nie tak, po prostu wyjdziemy - powiedział pewien swego, choć zdarzało mu się to wyjątkowo rzadko. Bo co miało być nie tak? Mieli tam wejść, upić się i wyjść, wszystko. A jemu dalej się to nie podobało. Ale skoro chciała, nie będzie nic mówił. Czasami denerwował sam siebie, między innymi w takich sytuacjach. Ze znalezieniem się w środku nie mieli żadnych problemów. A jeśli chodzi o wnętrze... wyglądało ciekawie, choć było straszliwie zakurzone. Jared postawił sherry i kieliszki na stoliku i poświęcił chwilę na rozejrzenie się. W akompaniamencie skrzypiących desek podłogowych zdołał zauważyć, że upiorna atmosfera panująca w tym miejscu po części mu się udzieliła. Sceneria jak z horroru, z wewnątrz wyglądająca jeszcze ciekawiej niż gdy patrzyło się na to z daleka. Okna pozabijane deskami wpuszczały bardzo wątłe strużki bladego światła, sprawiając, że byli pogrążeni w prawie całkowitej ciemności. Ale żadnego wycia nie było. Ba, było pusto. Uniósł nieco różdżkę i niewerbalnym Lumos rozjaśnił pomieszczenie. Szary kurz nie wyglądał zachęcająco, chyba lepiej byłoby siedzieć na czymś w miarę czystym. - Chłoszczyść - mruknął cicho, kierując czar w stronę łóżka. Przy okazji wyczyścił też stolik, stojący obok, na którym wcześniej zostawił alkohol.
Mogła pytać, nie mogła... Ale zrobiła to. I cofnąć się tego nie da. Mimo wszystko właśnie te pytanie pokazało, że to była ta sama Gabrielle - dociekliwa, zawsze chcąca wiedzieć wszystko dokładnie. Ta, która dopytywała się o szczegóły, dopóki nie była pewna danej rzeczy. To oznaczało chyba, że miała jeszcze szansę wyjść na prostą, a teraz... teraz znajdowała się po prostu w dołku emocjonalnym. To wszystko. - Jeśli ty tak mówisz... to tak jest. Na pewno. Musi tak być! - nieświadomie podniosła głos. Zorientowała się dopiero po chwili, gdy usłyszała echo jej słów, rozchodzące się po chacie, do której zdążyli wejść. A która dla dziewczyny nie przedstawiała się zbyt ciekawie. Bo bała się, bała się jak cholera! Ale przeszło też jej przez myśl, że... że to jest dobry moment na przezwyciężenie wszelkich lęków, jakie ją ogarnęły. Co tam dobry? Najlepszy! Lepszego nie będzie. Dlatego wytrzyma, musi i zwycięży ze słabościami. To ona wygra tę wojnę z samą sobą. Tylko musi obudzić się na nowo ta jej wielka chęć do życia, którą miała zazwyczaj, a której teraz jej brakowało. Było ciemno, było ponuro. Czuła kurz unoszący się w powietrzu, ale jakimś cudem nie dusiła się. I bała się już jakoś mniej, momentalnie. Chyba uspokoiła się dlatego właśnie, że nie słyszała jakichś niepokojących głosów. A może to alkohol wypity wcześniej zaczął działać i przytłumił jej instynkt samozachowawczy. Zauważyła, że zrobiło się jaśniej w środku. Domyśliła się, że chłopak musiał rzucić zaklęcie Lumos. Dlaczego tylko domyśliła się? Otóż, dlatego że w tej chwili stała do niego tyłem. Ale zaraz odwróciła się do Jareda przodem i widziała już, jak rzuca zaklęcia czyszczące. Wiedziała, że wykorzystywała bezczelnie Krukona, ale on się na to zgadzał. Nie wyrażał słowa sprzeciwu. Co aż ją dziwiło. I zaniepokoiło. Ale tylko na chwilę. Bo wiedziała też, że ona raczej nie byłaby w stanie rzucić poprawnie nawet prostego zaklęcia. Po prostu nie. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem, jednak nie powiedziała nic. Tylko odkręciła otwieraną już wcześniej butelkę i nalała alkoholu do obu kieliszków. Po czym zakręciła butelkę i odstawiła ją na stół. A następnie wzięła do ręki kieliszek i podeszła do okna zabitego deskami. W którym była akurat szpara na tyle duża, że można było przez nią patrzeć. Aczkolwiek niewiele przez nią widziała. Jednak to nie przeszkadzało jej patrzeć przed siebie. I pić. Łyk po łyku. I kieliszek znowu był pusty. Dlatego niedługo po tym znowu nalała sobie wina.
Chyba każdemu zdarzało się czasem zgubić chęć do życia, chociażby przez głupie błahostki, które potrafiły bardzo szybko zniechęcić do jakiegokolwiek działania. Ale jej akurat wierzył, że to nie żadna błahostka spowodowała, że była taka... przygnębiona, można by rzec. W każdym razie wierzył, że to MUSI być coś ważnego, bo nie przejmowałaby się aż tak. I tak właśnie tu wylądowali. Szukając cichego miejsca, bez ludzi, bez tłoku. A wcale nie było tak, jak mówił. Często kiedy coś mówił, nie zawierał tego, co chciał. Kręcił, aby tylko pójść na łatwiznę i nie wszczynać kłótni swoim zdaniem. Może właśnie tego nauczyło go życie w takiej rodzinie? Powstrzymał się jednak od komentarza, bo w tej sytuacji nie był wcale wskazany. Jeśli wypowiedzenie tego na głos trochę ją pokrzepiło, niech będzie i tak. Nie musiała się niepokoić, w końcu byli przyjaciółmi. Sam ten fakt zobowiązywał do pewnych rzeczy, między innymi do samej obecności, kiedy nie jest za dobrze. A słowa sprzeciwu raczej nie usłyszy, chyba że będzie próbowała zrobić coś bardzo głupiego. Bo tak się składało, że Jared w protestowaniu za dobry nie był. Ani teraz, ani nigdy wcześniej. Usiadł na łóżku z pełnym kieliszkiem, ale jakoś niezbyt mu się spieszyło, aby wypić szybko jego zawartość. Pił sherry zdecydowanie wolniej niż Gabrielle, co zapewne miało odbić się na późniejszej różnicy w ich stanach trzeźwości. Sączył wino dla towarzystwa, poza tym ktoś musiał myśleć w miarę normalnie, żeby potem nie zabłądzili w drodze powrotnej, na przykład. Albo żeby nie zrobili czegoś głupiego. O zgrozo, czemu wcześniej o tym nie pomyślał? Raz już się zdarzyło, że alkohol zaciągnął go tam, gdzie nie powinien, a potem wyczyścił mu pamięć lepiej niż Obliviate. Astrid na nieszczęście pamiętała wszystkie, nawet te najmniejsze szczegóły i nie krępowała się w przypominaniu (szybciej zdradzaniu, bo ona przecież nie wiedział nic [do czasu kiedy mu nie powiedziała]) mu o nich na każdym kroku. Ale przecież teraz nie zrobią nic głupiego, bo jedno z nich nie upije się, ale nieco otumani. Rozsądne picie, jak to zabawnie brzmiało. A wino znikało szybko. Trochę za szybko. Kiedy on nie zdążył opróżnić całego kieliszka, Gabrielle miała już za sobą całe dwa. Z czasem cisza zaczęła robić się nieco dziwna, pewnie przez sam fakt wypicia takiej ilości sherry (nie zdążył zauważyć, kiedy końcówka z drugiej butelki zniknęła!), dlatego też wypadałoby się odezwać, nieprawdaż? Ale co tu mówić? - Lepiej? - zapytał z niewinna minką. Raczej nie zdołałaby wyczuć lekkiej pretensji w jego głosie. Cóż, jemu alkohol też się udzielał, dlatego zdanie na temat "upicie się będzie dobrym rozwiązaniem" musiało się trochę ujawnić. Chociażby w tej minimalnej ilości pretensji, barwiącej nieco ton. A do tego, co miała mu powiedzieć, pewnie jakoś samo dojdzie.