Sala Pojedynków jest specjalnym pomieszczeniem na pojedynki czarodziejów. Jest długa, w sam raz dla walczących par. Na czas dodatkowych zajęć są tu ustawiane niedługie podesty, a gdy nic się nie odbywa - sala jest po prostu pusta. Od czasu do czasu zaglądają tu uczniowie, zwykle z nudów.
Pojedynek. Już sama nazwa brzmi niezwykle obiecująco, prawda? Przynajmniej według Nevy. Ślizgonka uwielbiała tego typu rywalizację. Improwizowanie zwykle wychodziło jej świetnie, a podczas podobnych starć spontaniczność jak najbardziej była w cenie. Gdy zapisywała się do klubu nie sądziła, że tak szybko zostanie wezwana. Niemniej jednak ucieszyło ją to i zaskoczyło na plus. Po mocno zmarnotrawionym czasie w nudnej Kanadzie i paskudnej chorobie, jaka stamtąd dowlekła się aż tutaj, taka aktywność przyjmowała niemal zbawienny charakter, zwłaszcza, że brunetka doszła już do siebie i odzyskała potrzebne siły oraz energię. Czuła się niczym nowonarodzona i znów miała czystą, nieskazitelną cerę. Samo wspomnienie odrażających, fioletowych bąbli budziło u niej wstręt. Zjawiła się kilka minut po przeciwniku i od progu obdarzyła go przeciągłym, badawczym spojrzeniem. Zupełnie, jakby oceniała jego możliwości. A może była zwyczajnie ciekawa? Podejrzany cień uśmiechu zagościł gdzieś na jej malinowych ustach, a ona sama przeszła do rzeczy. - Kogoś brakuje. – stwierdziła błyskotliwie, poszukując w pomieszczeniu sekundanta. Cóż, wyglądało na to, że musieli poczekać. Nie uśmiechało się to Drayton, którą już raczka swędziła by chwycić różdżkę i rzucić w Krukona jakimś porządnym zaklęciem.
Szafir gdyby mogła to rozszarpałaby w tym momencie wszystkich, wszak nie była w nastroju do obcowania z kimkolwiek, jakkolwiek i gdziekolwiek. Spotkanie z Faridem napsuło jej nie mało nerwów, bo bynajmniej nie miała zamiaru rozwodzić się nad tym czy ten skończony dupek coś dla niej znaczył. Chyba nie, ale przecież skoro już dostała informację, że jako sekundant ma wspierać pierwszych ochotników w pojedynku, to nie mogła nawalić? I tak o to zjawiła się w Sali chwilę po przybyłych, co by to sprawdzić jeszcze raz wszelkie zasady, które trzeba było spełnić. -Witam Was na pierwszym spotkaniu klubu pojedynków. Ja jestem Sapphire i dziś będę Waszym sekundantem. Pamiętajcie o tym, żeby zachowywać się według zasad, które podpisaliście przed przystąpieniem do Naszej małej organizacji. – Powiedziała z szerokim uśmiechem, który mógł się wydawać nad wyraz sztuczny, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Żadnego. Przyszli tu walczyć, a nie zawierać przyjaźnie, nie było już na to czasu. -Przygotować różdżki. Zająć pozycję i… Nevo, możesz zaczynać. – Rzuciła luźno - wszak znała ich imiona, a po chwili sama zeskoczyła z podestu, na którym zostali walczący. Miała nadzieję, że ta dwójka naprawdę zapoznała się z zasadami, wszak nikt nie chce tu rozlewu krwi, prawda?
Wreszcie zjawiła się oczekiwana osoba i nadszedł czas na rozpoczęcie zabawy. Po wysłuchaniu słów sekundantki i ochoczym skinieniu głów uczestników w niemej prezentacji pełnego zrozumienia jej wypowiedzi i zasad, nastąpił moment charakterystycznej, a zarazem banalnej etykiety pojedynków. Krótki ukłon, odpowiednia pozycja i tak dalej. Ogólnie rzecz biorąc były to nawyki ćwiczone od wielu lat szkolnych i wpajane adeptom magii od dawien dawna. - Świetnie. – skwitowała krótko i na temat, zadowolona, że pierwszy ruch należy właśnie do niej. I na tym skończyły się wstępne uprzejmości. Teraz za Drayton przemawiać miały zaklęcia i czyny, żadne słowa. Przywdziała więc maskę pokerzystki, a z jej ust spłynęła formuła zaklęcia oszałamiającego. Całkiem szybko, dla kogoś, kto nie zdążył się jeszcze wczuć - niespodziewanie. - Drętwota! – silny promień popędził ku Krukonowi. Atak jak najbardziej się udał, ale pozostawił Nickodemowi pole manewru. Pytanie tylko, czy chłopak je wykorzysta?
I wreszcie zjawiła się sekundantka! A oni po całym rytuale początku pojedynku mogli w końcu do niego przejść. Już nie mógł się doczekać, a adrenalina krążyła w jego żyłach, sprawiając, że był gotowy wygrać to w mgnieniu oka. Pytanie tylko, czy mu się uda? Pierwszą szansę dostała Neva, a on nie wiedział, czego się po niej spodziewać. Nie miał wystarczająco dużo czasu, by ją poobserwować, a wcześniej mijał ją tylko na korytarzach, a to dawało marne pojęcie o drugiej osobie. Ale może tym lepiej? I zaatakowała go jednym z najprostszych zaklęć. Już prawie go trafiła, ale był szybki i zdołał na czas machnąć różdżką, wypowiadając: - Protego. Odbił zaklęcie prosto w dziewczynę.
Cholera. Nie zdążyła uchylić się w odpowiednim momencie i odbił w nią jej własnym zaklęciem. Oszołomił ją, ale to nie był jeszcze koniec, prawda? Gdy tylko doszła do siebie, zaatakowała z nową mocą. Podsyconą rozdrażnieniem i kiełkującym gniewem, jak na nerwową dziewczynę przystało. Po zdjęciu przez sekundanta uroku: - Senitre Defectum. Rzuciła, celnie strzelając w postać studenta. Miała nadzieję, że tym razem się nie wywinie. A jeśli już, to odbije zaklęcie i pokona ją swoim własnym. Szkoda, że w Hogwarcie nie było klubu pięściarskiego. Jej szanse z pewnością by wzrosły. Bo może nie wyglądała, ale drzemała w niej spora siła fizyczna. Tak czy siak, teraz trwał pojedynek magiczny i nie mogła rozpraszać się niczym innym. Salazarze, bądź tak łaskawy i pozwól jej wygrać!
(5)
Musisz poczekać na reakcje sekundanta, aż zdejmie z Ciebie urok.
Sapphire przyglądała się krukonowi i ślizgonce z lekkim znużeniem. Nie lubiła tego zajęcia, ale co zrobić kiedy w Hogwarcie szerzyło się lenistwo. Za każdym razem miała wrażenie, że pracuje z rozwydrzoną młodzieżą, ale dobrze że tym razem los ją „pokarał” nieco ambitniejszym jednostkami, które nie rzucają na ślepo „avadami”, bo wszak to już byłoby ciężko odczyniać, a Hampsonowi ciężko byłoby wytłumaczyć, że to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. -Och… -Wyrwało ją z błogiego zamyślenia zaklęcie, które ugodziło w Nevę, żeby pojedynek mógł trwać musiała odczynić urok, a co za tym szło, pospiesznie wskoczyła na podest i wycelowała różdżką w dziewczynę. -Finite incantatem – Wypowiedziała inkantacje, a po chwili patrzyła jak Drayton się podnosi i może brać dalszy udział w pojedynku. -No dalej, Nevo… - Uśmiechnęła się szerzej, a po chwili zeskoczyła z podestu. Właściwie jak przyjdzie jej tak wskakiwać i zeskakiwać to zapewne będzie miała lepszą kondycję. Oby tylko nie za często, wszak słynęła z lenistwa.
Przez moment mógł zatriumfować. Udało mu się obronić z taką łatwością, że najwyraźniej ten pojedynek będzie dziecinnie prosty. A przynajmniej taką miał nadzieję. W końcu nie mógł się dać pokonać siódmoklasistce, niezależnie od tego, jak dobra w zaklęciach była. Sapphire odczarowała Nevę i mogli powrócić do dalszej walki. Oczywiście ona znów zaczynała, ale przecież panie miały pierwszeństwo i tego musiał się trzymać. Przygotował różdżkę i już miał na nowo rzucić zaklęcie tarczy, mimo że to mogło wydawać się potwornie nudny, ale dziewczyna go przechytrzyła i oberwał. I świat nagle zniknął, pozostawiając pustkę. Widział jedynie ciemność, zupełnie nic nie słyszał, nie czuł. Zacząłby panikować, gdyby nie to, że pozostał po prostu umysł i wspomnienia odczuć sprzed chwili. Może gdyby nie okoliczności, spodobałoby mu się to, jednak w tym momencie nie było mu ani trochę do śmiechu. Gdzie się wszystko rozpłynęło?
Szafir. Szafir. Szafir. Stała, patrzyła, liczyła na trochę inny przebieg pojedynku, ale wszak nie miała zbyt wiele czasu na odpoczynek i ocenę tego czy ta dwójka potrafi coś więcej niż tylko upadać. Jak widać robili na przemiennie, więc jakiś progress mamy, tylko że od upadku Nevy zależało w tym momencie o jej zwycięstwie. Jeśli… Zaklęcie uda się Nickodemowi to chyba sprawa jest oczywista, prawda? Weszła na podest i wycelowała różdżką w chłopaka. -Finite Incantatem – wymruczała, a po chwili krukon mógł się podnieść i zaatakować ślizgonkę, oby zrobił to sprawnie. -Skupcie się, a nie machacie różdżkami jakby to były kawałki nic nie znaczących kawałków patyka! – Nie, nie było poirytowana, chciała ich zdopingować. Takie dobre dziewczę z tej Sparks.
Wspaniałe uczucie satysfakcji zawładnęło nią, kiedy zaklęcie trafiło w Krukona i odebrało mu zmysły. Nawet jeśli przegra ten pojedynek, to jeden udany, honorowy atak już miała za sobą. Jeśli chłopak dotąd nie doceniał swojej przeciwniczki, właśnie powinien zacząć. Po chwili tryumfu, sekundantka odczyniła urok i ruch ponownie należał do Nevy. Miło byłoby już skończyć tę grę i zwyciężyć, a jakże. Słowa Sparks rozdrażniły Drayton. Ślizgonka jednak wspaniałomyślnie zabiła w sobie ochotę miotnięcia zaklęciem w stronę dziewczyny i skupiła się na przeciwniku. Teraz, albo nigdy. Postawiła na spryt i zwinność, a słowa zaklęcia same wypłynęły z jej ust : -Everte Statum! Ciało Nickodema zostało wyrzucone z impetem w górę. Nie miał żadnych szans na obronę. Cień uśmiechu zaczaił się gdzieś w kącikach ust brunetki. - Mój kawałek patyka chyba jednak coś znaczy. - rzekła z nutą prowokacji, zerkając na Sparks.
Odzyskał zmysły, ale nie dane mu było zaplanować, w jaki sposób pokona Ślizgonkę, bo znów zaatakowała. I na dodatek go trafiła! Odrzuciło go w powietrze, po czym gruchnął boleśnie w podłogę, modląc się w duchu, by nic sobie nie złamał, choć szok spowodowany upadkiem i szybką wygraną na razie nie pozwalał mu zinterpretować jego dolegliwości. Po chwili jednak zorientował się, że nadal ma się dobrze, choć plecy będą mu doskwierać przez najbliższe dwa dni. To głupie zaklęcie powinno być zakazane. - Gratuluję – powiedział do Nevy, gdy już ogarnął się z posadzki i do niej podszedł. Miał nadzieję na wygraną, ale porażka jakoś niespecjalnie mu doskwierała. Przecież mógł jeszcze poprawić swój wynik w kolejnych pojedynkach i pokazać Ślizgonce, kto tu rządzi. Przegrał bitwę, ale miał jeszcze szansę zwyciężyć w wojnie. Spojrzał wyczekująco na sekundantkę, która –tak przynajmniej się spodziewał – pożegna ich i z ulgą sobie pójdzie.
Przeceniła możliwości chłopaka. Liczyła, że ten wykaże się większą umiejętnością walki na zaklęcia, ale jak widać pomyliła się. Natomiast Neva jak najbardziej zaskoczyła Sparskównę. Krukonka nawet przez moment wodziła oczami po jej twarzy w niemym zastanowieniu, które można było odnaleźć w jej szafirowych oczach. -Cóż... Gratuluje. Nic innego mi nie pozostaje. - Powiedziała obojętnie, mimo że w niej samej skrywało się wiele emocji, które mogłaby wykrzyczeć teraz światu. Koktajl emocjonalny - tak to chyba leciało. W każdym razie podeszła do naszej uroczej dwójki i uścisnęła im dłonie. Wszak to był dobry pojedynek. -Następnym razem... Po prostu się skup, a Ty... Nie machaj różdżką jak oparzona, wszak ten patyk nie zrobi Ci krzywdy, bo dobrze sobie radzisz. - Uśmiechnęła się nieco do ślizgonki, a po chwili cała trójka mogła wyjść z tego pomieszczenia, wszak... Nie wiadomo co komu strzeli do głowy!
/zt x3.
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Zawsze mu było mało, nigdy nie miał dość. Rywalizacja. Chora potrzeba wymachiwania różdżką. Może w końcu na bok odłoży te mugolskie nawyki wymachiwania rękami i rzucania się z pięściami na innych. Nigdy mu nie było mało, zawsze miał niedosyt. Nie wyczekiwał jakoś specjalnie dnia kiedy odbędzie się jego pojedynek. Może i zapomniał o tym? Czy ucieszyła go wiadomość o tym, że to już dziś? Pytasz się czy skakał w górę z radości? Nie, nic z tych rzeczy. W sali, ku swojemu zaskoczeniu zjawił się pierwszy. Zazwyczaj to na niego trzeba było czekać, bo musiał po drodze jeszcze coś zrobić, załatwić sprawę do końca, zajrzeć do kuchni po przekąskę, bo niedojadał czasem. Czasu nie miał. Było tyle ważniejszych rzeczy, którymi już teraz musiał się zająć, że coś tak mało istotne jak jedzenie odkładał na później. Pieprzone później, które zmieniało się w potem, które z kolei... Wiadomo jak to wygląda. Ale nie dziś. Teraz nie włóczył się po korytarzach, nie zaczepiał nieznajomych. Może dlatego był pierwszy? Jednak to mało ważne. Patrzył teraz za okno, a myślami był czasem bliżej bądź dalej. Czekał, bo co innego miał teraz do roboty.
Echo była bardzo podekscytowana, choć nieco się rozczarowała, że w pierwszym pojedynku przypadła jej rola sekundanta. Chciała sprawdzić na własnej skórze, jak wyglądają czarodziejskie pojedynki, w których nigdy nie miała okazji wziąć udziału. Pośredniczenie jednak mogło być nawet lepszą opcją - pojawiała się możliwość jakiegokolwiek zapoznania z całym systemem. Zasady znała (mniej więcej! prawdę mówiąc, ogarnęła je tuż przed wyjściem na pojedynek Madnessa i Charlie), ale praktyka i teoria różniły się od siebie kolosalnie. W każdym razie, Lyons przybyła na czas (należało to docenić!). - Heja - przywitała się z chłopakiem, którego właściwie nie znała, ale nie miało to większego znaczenia. Pozostawało więc czekać na Charlie, której Echo uparcie nie chciała kibicować, jako bezstronny sekundant. W głowie średnio jej to wychodziło, ale ostatecznie głowa była tylko głową! Obserwowała chwilę Ślizgona, nie przejmując się tym, że mogło to być nieco niestosowne, ale za moment odleciała myślami do swojej ostatniej wizyty w tym miejscu. Było średnio przyjemne, więc skrzywiła się lekko.
Zapisała się do Klubu Pojedynków, choć wcale nie była najlepsza z zaklęć. W ogóle magia szła jej kiepsko, zdecydowanie lepiej odnajdywała się w śpiewie czy też przedstawieniach teatralnych. Miała jednak nadzieję nie na wygraną, a na to, iż poprawi nieco swoje marne umiejętności. Z tą więc myślą przemierzała kolejne korytarze zamku, aż w końcu trafiła do odpowiedniej sali. Wszyscy już na nią czekali, stąd wniosek, iż musiała się dosyć spóźnić. Nie była to jej wina! Po prostu odkąd przestała mieszkać w Hogwarcie, ciągle brakło jej czasu, aby zjawiać się na zajęciach w szkole punktualnie. Droga z Londynu trochę zajmowała i nie wyobrażała sobie, aby mogła przemieszczać się między jednym punktem a drugim bez teleportacji. Żałowała jedynie, iż na terenie zamku ona nie działała - wtedy z pewnością przybyłaby jeszcze przed innymi! Na pewno. Przemierzała kolejne metry, aby stanąć po drugiej stronie pomieszczenia, aniżeli jej przeciwnik, któremu skinęła głową. Jako, iż nie ustaliliśmy im relacji, dajmy na to, iż Charlie po prostu była przejęta całym tym wydarzeniem, co najmniej, jakby od tego zależało jej życie. Uśmiechnęła się niepewnie do Echo, która miała być ich sekundantem. Odchrząknęła, kiedy ustawiła się w odpowiednim miejscu, by zaraz związać swoje włosy, a potem jeszcze poprawić rękawy gryfońskiej szaty. Wyciągnęła też różdżkę, bo bez niej raczej ciężko byłoby jej się pojedynkować... W końcu z tych całych nerwów wyszło na to, iż to Madness powinien zacząć. Fatalnie zaczęłaś, Watson. A dalej nie będzie wcale lepiej. Masz nauczkę na przyszłość!
Echo przywitała Charlie skinięciem głowy, nie przejmując się zbytnio jej spóźnieniem. Komu jak komu, ale Lyons zdarzało się to wybitnie często, więc starała się przynajmniej nie mieć pretensji do innych za to, z czym sama miała problem. Spojrzała krótko na uczestników pojedynku i stwierdziła, że wypadałoby coś powiedzieć. Wcześniej jakoś się nad tym nie zastanawiała. Stanęła więc między nimi. - Witajcie na pojedynku zaklęć. Jestem Echo i będę dziś waszym sekundantem. Ustawcie się i ukłońcie - poprosiła. Oł, soł profeszynal. - Mam nadzieję, że zasady są wam znane - dodała, przypominając sobie, że istnieje coś takiego jak regulamin i zasady. - Zaczynasz - zwróciła się do Ślizgona, po czym zeskoczyła z podestu i ustawiła się tak, aby móc zareagować w razie potrzeby.
Stukał palcami o parapet, ale nie ze zdenerwowania. Wybijał rytm piosenki, która ostatnio wpadła mu w ucho, jednak za nim nie potrafił przypomnieć sobie tytułu. Może gdyby przykładał większą wagę do takich rzeczy to teraz nie musiałby się na tym głowić. Kiedy drzwi się uchyliły i weszła pierwsza z dziewczyn nie wiedział czy to z nią ma walczyć. Istniała możliwość, że będzie sekundantem. Odpowiedział jej na powitanie skinieniem głowy. Nie ma co, gadatliwy to on dziś nie był zbytnio. Może przed następnym pojedynkiem, o ile przyjdzie mu w takim brać udział, przyłoży większą wagę do tego z kim ma walczyć. Wszystko stało się jasne kiedy dołączyła do nich Charlie. Czy znał zasady? Ależ oczywiście, że im się przyjrzał. I to na tyle. No tak e t y k i e t a. Raseri wpajała mu to od kołyski. Stanął na podeście i patrząc swojej przeciwniczce w oczy ukłonił się nieznacznie, mając już przyszykowaną w dłoni różdżkę. Myślał już nad zaklęciem, bo przypadł mu zaszczyt rozpoczęcia pojedynku. Się zaraz okaże czy to dobrze. - Suceratos - wypowiedział zaklęcie i w stronę Charlie sunęła z dużą szybkością kula wody. Nie skupił się jednak wystarczająco. Zaklęcie chybiło, przez co na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Lepiej niech się skupi, bo marnie skończy. Tak, tak teraz fala dla Madnessa za esktrasuperepickie rozpoczęcie pojedynku.
Nie miała pojęcia, jak będzie musiała się zachować, gdyż nigdy nie brała udziału w czymś takim. Sądziła, że zaraz po prostu zaczną, ale widocznie Echo porządnie wzięła sobie do serca organizację tego pojedynku. Małomówna dziś Charlie uśmiechnęła się na to lekko, kiwając głową na znak, iż wszystko rozumie. A potem, gdy jej przeciwnik się skłonił, ona również to uczyniła, choć nie widziała w tym większego sensu. Miała tylko nadzieję, że nie zmiecie jej z powierzchni ziemi w pierwszych sekundach trwania pojedynku. To chyba było jej jedynym życzeniem, bowiem na nic więcej nie liczyła. Wiedziała, iż ślizgoni są raczej dobrzy z zaklęć. Gryfoni niby też, ale ona nie była typową gryfonką. Może, gdyby więcej czasu poświęcała na naukę, aniżeli naprawie swojego marnego życia, to byłaby lepszą czarodziejką. Tymczasem musiała zaś liczyć na... szczęście. Podobno głupcy są w nie zaopatrzeni. Nie, żeby siebie za taką uważała, ale dzisiaj nie miała po prostu dobrego dnia. Widocznie nie miał go także Madness, bo kiedy zaklęcie poleciało w jej stronę, to nawet nie zdążyła machnąć różdżką, a ono już spudłowało. Watson uniosła ze zdziwieniem brwi do góry, a potem poruszyła głową, zastanawiając się nad swym ruchem. - Everte statum - rzuciła ostatecznie, bo to chyba był zbyt poważny pojedynek na jakieś drętwoty, która pierwsza przyszła jej na myśl. Dzięki temu, iż była zdeterminowana, zaklęcie pomknęło wprost na Toinena, ale ten miał jeszcze szansę na obronę.
Niby to tylko szkolny klub pojedynków, ale tak czy inaczej chyba każdy chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Nikt nie chciał zostać zmieciony z tego jebanego podestu w przeciągu kilku sekund. Patrzył na Charlie starając się wyprzedzić jej kolejny ruch. Jednak nie było to najłatwiejsze, bo nie wiedział czy dziewczyna jest dobra z zaklęć. Jakby ta wiedza miała coś zmienić. Tak naprawdę to niewiele o niej wiedział, więc pewnie przy kolejnym pojedynku, który kiedyś, może nastąpi postara się choć w niewielkim stopniu dowiedzieć czegoś o swoim ewentualnym przeciwniku. Na początek nawet dopasowanie twarzy do nazwiska byłoby dobre. Miał tylko nadzieję, że nie rzuci drętwoty, bo tego zaklęcia zdecydowanie nie lubił. Oczywiście było przydatne i tak dalej. Ale wszyscy zawsze zaczynali od niego, jakby innych zaklęć nie było. Miał wrażenie, że zatrzymywali się na etapie kiedy jego uczono i dalej to już nic nie jest ważne, bo umiem rzucać drętwotę i chuj możesz mi zrobić. Teraz jakoś lepiej się skupił, chyba. Tak myślał przynajmniej, mocniej zaciskając palce na różdżce, ale i tak był przygotowany na dwie możliwości obrony. Unik i zaklęcie, bo nigdy nic nie wiadomo co okaże się lepszym wyjściem. Patrzył jak Charlie wykonuje ruch różdżką, w jej przypadku zaklęcie było celne, jednak nadal miał możliwość na obronę. Lepsze to niż niemożliwość zrobienia czegokolwiek. - Protego - wypowiedział formułę robiąc przy tym odpowiedni ruch ręką. Zaklęcie odbiło się od bariery prosto w Charlie.
Echo obserwowała bacznie poczynania uczestników, starając się uporządkować w głowie zasady, żeby nie popełnić jakiejś zjawiskowej gafy. Bądź co bądź, wywodziła się ze świata mugoli, gdzie takie pojedynki nie były możliwe, a w bijatyki na pięści raczej się nie wcinała. Tu musiała pilnować walczących, aby nic im się nie stało. Szybko powtórzyła w głowie kilka zaklęć leczniczych, obserwując kulę wodną, która chybiła i przeleciała obok Charlie, rozpryskując się na oknie z wielkim szumem. Wyglądało to nieco zabawnie, Lyons wciąż podziwiała takie zjawiska, wręcz banalne dla czystokrwistych czarodziejów. Szybko jednak oderwała wzrok od wody, koncentrując uwagę na Charlie, która zareagowała szybko, rzucając Everte Statum, bardziej celne niż zaklęcie Ślizgona. Przerzuciła wzrok na chłopaka, który zmusił ją do szybkiej reakcji. - Arresto Momentum - mruknęła, kierując różdżkę w Charlie, która już została odrzucona w powietrze swoim własnym zaklęciem. Wylądowała bezpiecznie, w zwolnionym tempie. - Punkt dla Tonkiena, możecie kontynuować. Charlie, twój ruch - powiedziała. Hu, mogła być z siebie dumna, poradziła sobie i zareagowała na czas!
Nie była przygotowana do tego pojedynku i mimo to, iż zdawała sobie z tego sprawę, przyszła tu. Może była za bardzo honorowa, aby oddać przeciwnikowi wygraną poprzez walkower? Cóż, być może. Nie mniej była cała zestresowana, kiedy wypowiadała zaklęcie. Widząc szansę na ugodzenie przeciwnika, niestety nie spodziewała się tego, co za chwilę miało nastąpić. A zadziało się to tak szybko, że nie była w stanie nic zrobić. Krótkie protego Madnessa wystarczyło, aby jej zaklęcie się odbiło od jego tarczy i z całym impetem uderzyć w nią. No, tak by było, gdyby nie stojąca obok Echo, która zamortyzowała jej upadek. A raczej po prostu spowolniła moment, kiedy gryfonka spadała z dużej wysokości. Stanęła na nogi i na szczęście nic jej nie było, na co uśmiechnęła się niepewnie. - Dzięki - rzuciła do Lyons, próbując się zebrać w sobie, aby ponownie zaatakować. Resztki jej odwagi i optymizmu gdzieś wyparowały, a umysł zdradziecko szeptał, aby sięgnęła po jedną ze swoich kolorowych tabletek. Na pewno w Nibylandii by wygrała. W ogóle ten pojedynek przebiegłby lepiej. Barwnie, spokojnie i radośnie. Nie czułaby strachu, tremy. Po prostu rzucałaby zaklęciami, które byłyby lekkie jak trzepot motylich skrzydeł. Rzeczywistość po raz kolejny jej nie sprzyjała. - Expulso - rzuciła w końcu, jakoś tak usilnie chcąc ślizgona odrzucić w kąt, w górę, gdziekolwiek. Z powodu trzęsącej się ręki nic z tego nie wyszło, bowiem zaklęcie trafiło gdzieś w róg sali, zamiast w przeciwnika.
Kiedy odbił zaklęcie patrzył jak mknie ono w stronę Charlie, musiał przyznać, że z pewnością nie chciałby nim dostać. Upadek po nim na pewno na leżał do przyjemnych, niemal poczuł go na sobie. Jednak Echo w porę zadziałała, zapomniał o niej na chwilę. Starając się skupić na pojedynku wypadło mu z głowy, że poza jego przeciwniczką przecież wciąż tutaj był sekundant właśnie po to, aby w razie czego interweniować. Obrona przed kolejnym zaklęciem nawet nie była mu potrzebna, wtedy też poczuł się chyba zbyt pewnie. Zapomniał już o tym jak marnie zaczął, a szkoda powinien przecież nie dopuścić do tego, aby coś takiego się powtórzyło. - Obscuro - może nie było tak spektakularnym zaklęciem jak to czym chciała go poczęstować Charlie, ale wiedział, że pozbawienie kogoś jednego ze zmysłów nie jest przyjemne. Szczególnie kiedy nagle przestajemy widzieć, a czujemy, że coś mamy na oczach. Tym bardziej, że opaski nie byłaby w stanie ściągnąć sobie sama. Jednak rozproszył się albo poczuł zbyt pewnie. Chociaż obstawiam to drugie, bo przecież udało mu się raz poprawnie coś zrobić i wyczarować barierę. Teraz zaklęcie minęło gryfonkę, ponownie. Po wszystkim sam sobie porządnie przywali, aby więcej nie popełniać takich błędów. Jednak nie zamierzał przecież teraz przerywać pojedynku z powodu tego jaki poziom sobą teraz reprezentował. A może powinien? Nie. To byłoby skrajnie głupie wycofać się teraz, bo coś mu nie szło. Musiał po prostu zapanować nad sobą. Złapać lepiej różdżkę, wypowiedzieć w końcu zaklęcie jak należy, a później patrzeć jak mknie ono w kierunku Charlie. Tak, chciał choć raz dzisiaj nie chybić. Próbował się uspokoić, chociaż wcale nie było to łatwe. Był niezadowolony z siebie, ale starał się odepchnąć od siebie te myśli. Obserwował gryfonkę. Był ciekaw czym do teraz potraktuje.
Szlag. Nic nie szło tak, jak sobie tego wymarzyła. Stała już tam totalnie zrezygnowana, choć za wszelką cenę nie chciała tego nikomu pokazać. Przywdziewała więc obojętne miny i jedynie lekkie drżenie rąk mogło ją zdradzić. Zapragnęła nagle stąd uciec, ale wiedziała, że nie może przynieść takiego zniesławienia jej domu. Wszak była tu Echo, która wszystko widziała. I ślizgon, któremu teoretycznie nie powinna dawać satysfakcji. Chyba tylko te myśli napawały ją jako takim optymizmem, który pozwalał jej na dalszą, choć bezsensowną walkę. Tak bardzo chciałaby, aby gdzieś obok stał Ollie, który by ją dopingował. Chociażby swoją obecnością. Ale jego nie było. Być może płakał za Juno, być może siedział gdzieś z kumplami. Nie wiedziała. Tak samo jak nie miała pojęcia czy u Coco i Summer wszystko w porządku. Czemu o nich myślała, kiedy powinna była się pojedynkować? Istny chaos. Kiedy Madness spudłował, była zszokowana. Ale jednocześnie dodało jej to nowej energii do działania. Wyprostowała się i poprawiła rękawy szaty, aby lepiej rzucało jej się zaklęcia. Czy grała na zwłokę? Nie mam pojęcia. - Petrificus totalus! - rzuciła ostatecznie, idąc w innym kierunku. Być może tamte zaklęcia jej po prostu nie wychodziły? I chyba było coś na rzeczy, bowiem ten czar nie dość, iż wystrzelił wprost w przeciwnika, to jeszcze nie dał mu szans na obronę, tak szybko pomknął. Nie minęla chwila, jak Toinen padł jak długi na ziemię, a oczy Watson omal nie wyskoczyły z orbit z powodu zdziwienia.
Echo nie traciła uwagi i obserwowała jak kolejne zaklęcie Madnessa mija Charlie, mknąc w kierunku okna. Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem, czując ochotę na dopingowanie Charlie, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, ze byłoby to niestosowne, a do tego sprzeczne z rolą sekundanta, dlatego powstrzymała się, próbując przybrać neutralną minę. Odwróciła wzrok w kierunku walczących. Czekała na ruch Gryfonki, mając nadzieję, że będzie bardziej celny niż poprzednie rzucone przez nią zaklęcie. Tym razem poszło jej lepiej, a Madness został ugodzony zaklęciem. - Finite - wypowiedziała formułę, kierując różdżkę w stronę leżącego nieruchomo chłopaka. - Remis. Madness, twój ruch - powiedziała, czekając na rozstrzygnięcie. Od jednego zwycięstwa zależał już cały pojedynek.
Ostatnio zmieniony przez Echo Merope Lyons dnia Wto Mar 18 2014, 16:40, w całości zmieniany 1 raz
Zaczynał dochodzić do wniosku, że nie powinien wychodzić dziś z pokoju. Nic nie szło tak jak sobie to zaplanował, ale nie będzie się teraz nad tym zbytnio roztrząsał, bo wiedział, że o i tak wiele nie da. Zamiast tego spojrzał na Gryfonkę i nim zdążył o czymkolwiek pomyśleć dostał zaklęciem. Nie było to przyjemne, jego mina w tym momencie mówiła wiele. Padł na ziemię i leżał jak długi, świetnie marzył o tym odkąd przekroczył próg tej sali. Patrzył w sufit, a do głowy przychodziły mu tylko myśli, czy może być dzisiaj gorzej? Doskonale wiedział, że mogło. Ale leżąc na plecach na tym cholernym podeście zaczynał w to wątpić. Kiedy Echo interweniowała, aby zdjąć z niego czar dźwignął się na nogi. Może powinien spojrzeć na nią i kiwnąć jej głową, ale w sumie nie widział sensu. Nie zrobiła tego przecież z dobroci serca tylko dlatego, że była sekundantką. Taka jej rola. - Orbis - wypowiedział zaklęcie nie będąc jeszcze całkowicie wyprostowanym. Nie spodziewał się, że zaklęcie pomknie w kierunku Charlie, każdego innego dnia byłoby to normalne, ale dzisiaj jak widać było wcześniej tylko pudłował. Co prawda miała jeszcze szansę na obronę, ale i tak było lepiej niż wcześniej.
Chwilę jeszcze stała cholernie zdziwiona tym, iż zaklęcie pomknęło w kierunku jej przeciwnika i co więcej, ten nie mógł się przed nim obronić. To dodało jej trochę odwagi, dlatego stanęła pewniej na nogach, lekko je uginając, a różdżkę chwyciła mocniej. Celowała w chłopaka, choć Echo dopiero go odczarowywała. Poczuła, że musi być bardziej pewna swych ruchów i świadoma zaklęć, które wypowiada. Trema czy stres nie pomagają w pojedynkach. Dlatego uniosła podbródek, uważnie obserwując ruchy ślizgona. Była gotowa, kiedy rzucał kolejny czar. Dlatego jedyne, co zrobiła, to pokręciła uważnie nadgarstkiem. - Protego - rzuciła, a bariera, która się przed nią wytworzyła, zadziałało niczym lustro. Zaklęcie odbiło się od niej i ugodziło Madnessa, który był teraz spętany świetlistymi promieniami. Charlie była tym faktem zdziwiona, bo nie sądziła, iż tak dobrze jej pójdzie. Ale chyba wygląda na to, iż pojedynek się zakończył 2:1 dla niej. Uśmiechnęła się szeroko.