Położone na drewnianych pomostach domki znajdują się dosłownie nad lazurowo-błękitną wodą, do której można wyskoczyć po podwinięciu wielkiej magicznej kotary. To idealne miejsce na ucieczkę przed tutejszym upałem! W pokoju znajduje się wielkie dwuosobowe łóżko, zwrócony w stronę wody tapczan, a także kilka stoliczków i szafek. Wszystkie meble są bardzo wygodne, nawet jeśli nieco nieduże - zabezpieczenia przed warunkami pogodowymi i turystami sprawiły, że kiepsko reagują na transmutację, więc lepiej niczego tutaj nie zmieniać! Przy każdym pokoju znajduje się również średnich rozmiarów łazienka, której magiczne szyby zapobiegają podglądaniu jej wnętrza. Z boku każdego tarasu jest oświetlony magią niegasnących lampionów materac z poduszkami, który zdaje się delikatnie bujać w rytmie kojących fal.
Lokatorzy:
1. Maximilian Felix Solberg 2. Felinus Faolán Lowell 3. Theodore Kain
Hanna rzuciła walizki obok łóżka, które swoją drogą wydawała się bardzo wygodne i nie mogła się doczekać, aby spędzić w nim pierwszą noc. Domek z zewnątrz wydawał się rudowłosej uroczy, a i wewnątrz był ładnie umeblowany. Szczególnie do gustu przypadła jej podłoga wyłożona trzciną, która przy każdym jej ruchu łaskotała ją w stopy. Nie umknęło jej uwadze, że nie będzie mieszkała tu sama i ciągle głowiła się nad osobowością jej lokatora.
W końcu dotarł na miejsce, który niebywale się mu podobało! Ta woda... Już chciał się przebrać i doń wskoczyć. Otworzył kluczykiem domek. Odwrócił się tyłem, ciągnąc za sobą bagaże. Już zdjął koszulkę i otworzył walizkę, aby znaleźć bokserki. Nagle uniósł głowę, przetarł oczy. Spoglądała na niego ruda osóbka która całowała się z dziewczyną w pustej klasie. Chrząknął. - Nie mam nic przeciwko koedukacji, jednak zaszła jakaś pomyłka. - rzekł z japońskim akcentem.
Hanna omal nie podskoczyła, kiedy usłyszała jak drzwi domku nagle się zatrzaskują. Jej wzrok padł na ciemnowłosego chłopaka, którego kojarzyła z pustej klasy, kiedy to ładnie mówiąc wyprosił ją i Cass z pomieszczenia. - Gdybyś uważnie słuchał wiedziałbyś, że w domku mieszkać się będzie ze współlokatorem innej lub tej samej płci. - Odparła bez cienia uśmiechu na twarzy. - Miłych wakacji. Zmusiła się do bladego uśmiechu zanim usiadła na brzegu łóżka. Chwyciła w dłoń kosmyk rudych włosów i poczęła gładzić go dłonią.
Nie mógł powstrzymać się od zaśmiania. Co za ironia losu! - Słuchałem uważnie, jednak Twoja orientacja pozostawia wiele do życzenia, więc to nie jest koedukacja. - uśmiechnął się również złośliwie jak ona i usiadł na łóżku. Czy ktoś sobie z niego kpi? Może jeszcze zrobią zbiorową orgie? - Również ich Tobie życzę. - tym razem jego ton był naprawdę miły i sympatyczny. Podszedł do niej, przecież nie będzie darł kotów przez całe dwa tygodnie - Kazuo Shiomi. - przedstawił się, wyciągając do niej dłoń. - Wybacz, nigdy mi się nie zdarzyło być świadkiem takiego widoku.
Posłała mu szczery, delikatny uśmiech. Nie miała zamiaru przez całe dwa tygodnie zastanawiać się, co złośliwego może zrobić swojemu współlokatorowi. Przyjechała tutaj wypocząć, a nie wdawać się w idiotyczne kłótnie. - Hanna Glau. - Odparła i uścisnęła jego dłoń. Mimo wcześniejszego incydentu przez który oceniała go raczej w niższych kategoriach wydawał się całkiem sympatyczny. - Nie mam Ci tego za złe. - Odparła obojętnym tonem kątem oka obserwując jego ruchy. - Mamy wspólną szafę. Nie mam wielu ciuchów, więc myślę, że się pomieścimy. Oznajmiła mu głową wskazując na drewnianą szafę stojącą przy ścianie. Zerknęła na swoją walizkę. Nie była mała, jednak oprócz ciuchów zabrała wiele rzeczy, które jej zdaniem przydałby się na wakacje.
Cóż zdziwił go szczery uśmiech u Ślizgonki, nie wiedział, że pójdzie mu aż tak łatwo. Oczywiście ucałował jej dłoń, próbując zapamiętać jej imię oraz nazwisko. Niestety jego głowa nie mogła znaleźć żadnego skojarzenia. Chrząknął. - Um... A nie masz jakieś ksywki? - spytał - Wiesz, Iv wymyśliła, że będę Kazz i tak o to zostałem ochrzczony, przynajmniej nikt nie ma problemów z wymową. Zerkał to na szafę to na jej walizkę. Oczywiście sam nie spakował za wielu rzeczy, uznał, że jeśli coś braknie, to można kupić, a nie warto brać wielkiego bagażu. - Też nie mam za dużo rzeczy, z resztą szafa jest Twoja, wolę je trzymać w kufrze. - puścił jej oczko, uznając, że dziewczyny zawsze muszą mieć wyprasowana, poukładane i inne duperele.
- Iv ? Czy to nie ta miła puchonka z przeuroczym maleństwem ? - Zapytała nagle przypominając sobie, że tak nazywała się dziewczyna z którą rozmawiała może z kilka razy. W głowie szukała sytuacji w której ktokolwiek nadałby jej jakiś pseudonim. - Czasem mugolskie dzieci nazywały mnie rudzielcem. - Odparła krzywiąc się na samo wspomnienie sytuacji w której krzyczały tak, kiedy szła ulicą jednocześnie celując w nią jakimiś głupimi pistoletami, który tryskały wodą. - Jedna koleżanka mówiła mi Ann. Spuściła wzrok i przygryzła dolną wargę na samo wspomnienie Cassandry. - Mogłeś powiedzieć przed wyjazdem, ze cała szafa będzie moja. Wzięłabym wielki ponton, który kupiłam na mugolskim targu. - Odparła wydymając dolną wargę i uśmiechając się szeroko. - Zresztą może dostanę jakiś tutaj, w końcu chyba nad oceanem nie trudno o takie zabawki.
Pokiwał głową na słowa "miła puchonka z przeuroczym maleństwem". Nie potrafił określić słowami jak mocno za nią tęsknił. Nawet pamiętał ich rozmowę na moście, kto by pomyślał, że już nigdy nie będzie mu dane porozmawiać w Hogwarcie. - Oj, bo jesteś rudzielcem. I masz piegi. - dodał, przypatrując się jej. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo przypomina mu Christine. - Chyba z przezwiskiem "Ann" masz niemiłe wspomnienia. - zauważył, jak przygryzła wargę, co wydało mu się niesamowicie seksowne. Usiadł na łóżku. - Jeśli wiedziałbym, że mieszkam z Tobą w domku, na pewno bym powiedział. Ponton? Widziałem stragany po drodze, mogę służyć Ci za tragarza.
- Ale tylko na nosie. - Sprostowała uśmiechając się delikatnie. - I tylko jak wychodzi słońce. Odgarnęła z czoła niesforne kosmyki włosów i oparła się o zimną ścianę domku. Pogoda jaka panowała na zewnątrz chwilami była nie do zniesienia, ale mimo wszystko Hanna i tak uwielbiała upały o ile miała gdzieś obok siebie jakiś zbiornik wodny. - No tak. Przyjemne to one nie są. - Odparła przekrzywiając głowę nieco na prawo. Choć nie można od razu przekreślać wszystkich wspomnień. Większość z nich była najlepszym okresem w życiu rudowłosej, szkoda, że jedno złe przekreśliło wszystkie dobre. - Skoro sam to zaproponowałeś. To nie będę Ci odmawiać. - Odparła uśmiechając się szeroko. - Jak będę potrzebować tragarza dam Ci znać.
- Czyli na wyspie na co dzień - odpowiedział kąśliwie, zatrzaskując wieko walizki. Przyjrzał się jej minię, jednak uznał, że to nie jego sprawa. Jak będzie chciała się wygadać, to to zrobi. Wzruszył ramionami. Sam nie takiego upału i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Oczywiście przyszło mi tylko jedno do głowy. Ściągnął koszulkę. - Do usług. - rzekł, skłaniając się i rzucając odzież na łóżko. "Przecież później to sprzątnę" - A teraz idę korzystać z tego oceanu. Cześć, - zawahał się na chwilę. Jak ona miała na imię? Zagryzł wargę - Hanno. Opuścił domek z niemałym uśmiechem.
- Cześć. - Odparła wzrokiem odprowadzając jego osobę. Chwyciła w dłoń walizkę i przyciągnęła ją do szafy. Rozpoczęła wypakowywanie swoich rzeczy. Jak już wcześnie wspomniała, nie zabrała ich zbyt wiele, więc wrzucenie ich wszystkich do szafy nie zajęło jej wiele czasu. Chwyciła w dłoń tylko sukienkę i słomiany kapelusz szybko narzucając na siebie strój. Różdżkę i kluczyki wrzuciła do olbrzymiej torby. W głowie szukała miejsca do którego mogłaby się udać, jednak żadne nie przychodziło jej na myśl. Może po prostu wstąpi do jakiejś restauracji ? Miała ochotę zobaczyć, co serfują tutaj do jedzenia.
Usiadł na łóżku i oddychał głęboko. Stresował się jak nigdy w życiu! Wyjął pudełko spod łóżka, które przygotowała mu matka. Tyle razy jej powtarzał, że nie chce garnituru! Jednak otworzył jego wieko. Uśmiechnął się pod nosem, było tam to sobie wyobrażał. Żałował, że nie ma Hanny w domu, mógłby z kimś pogadać przed ślubem. Liczył na Gab, ktoś musiał go uspokoić.
Poddenerwowana Gabrielle zapukała do domku, w którym ponoć mieszkał Kazuo. Była już przygotowana na ceremonię. Z tych ubrań, które miała, wybrała sukienkę na ramiączkach w kolorze, który nazywali niektórzy turkusowym błękitem. Od góry prosta, od talii trochę rozkloszowana. Na nogach Gabrielle miała lekkie sandałki. Na ramieniu wisiała jej nieduża torebeczka, w której były zarówno obrączki, jak i prezent od niej dla pary młodej. Był on skromny, jednak dziewczyna miała nadzieję, że im się spodoba. Nie pukała do drzwi, tylko od razu weszła do środka. - Kazuo - powiedziała stanowczo, widząc go siedzącego na łóżku i trzymającego pudło, w którym najprawdopodobniej był garnitur. - Ty jeszcze nie gotowy? - zapytała spokojnie. Widziała, że chłopak się denerwował, dlatego na niego nie krzyczała. Usiadła na łóżku i spojrzała na garnitur leżący w pudle. - Piękny - mruknęła - wszystko w porządku? - zapytała z troską w głosie.
Rozłożył garnitur na łóżku, na szczęście nie był za bardzo elegancki. Położył się na podłodze i wpatrywał w sufit, gdy nagle weszła Gabrielle. Już chciał powiedzieć, że przecież leży w samych bokserach, że mogłaby zapukać, jednak uśmiechnął się. - Ano nie gotowy... - powiedział cicho i wstał z podłogi. Usiadł przy niej na łóżku, nie przejmując się swoją "nagością". - Jasne, że w porządku. Po prostu to jakaś bajka. - mruknął - Po mojej zdradzie nie sądziłem, że do tego dojdzie, po prostu - westchnął. - Denerwuje się, chcę, aby to był najpiękniejszy dzień w jej życiu. Myślisz, że będzie?
- Na pewno będzie - odparła przekonana - zresztą twój też - poklepała go z czułością po ramieniu. - No dobra, to leć się ubierać, tylko poczekaj chwilę - powiedziała i wyjęła małe pudełeczko z torebki. - To dla ciebie i Christine - zaczęła - to złote łańcuszki, połówki serca. Są na nich wygrawerowane wasze imiona. Nie są one jednak takie zwyczajne - przerwała na chwilę, by złapać oddech - są na nie rzucone pewne zaklęcia, między innymi ochronne. Gdy będziecie mieli je założone, a komuś z was się coś stanie, druga osoba natychmiast będzie o tym wiedziała. Jej matka uparła się, by rzucić te zaklęcia. Krukonka widziała, ile to ją kosztowało sił, jednak jej matka, uparta Gryfonka i tak postawiła na swoim. - No a teraz leć, bo się spóźnimy - dodała, gdy wręczyła Kazuo pudełko do rąk.
Pokiwał tylko głową. Gdyby mógł, to wypiłby ognista whisky, przynajmniej na rozluźnienie. Chwycił spodnie, które założył a następnie zarzucił koszulę. Gdy był gotowy, Gabrielle powiedziała o prezencie. - Och, Gab, naprawdę nie trzeba było, ale dziękuję, jesteś kochana - przytulił ją mocno. Następnie zarzucił na siebie marynarkę, wyjął lilię z wody i zerknął na Gab. Chrząknął. - Więc panno Gabrielle, zechciałaby mi panna towarzyszyć w drodze na plażę?
- Nie ma za co - odparła. Czuła ten charakterystyczny zapach Krukona. Przypominał jej coś ważnego, jednak nie wiedziała co. - Oczywiście, panie Kazuo - odparła i roześmiała się. Wzięła go pod pachę i oboje wyszli z domku, kierując się ku plaży.