Gdy tu przyjdziesz, nie będziesz musiał się bac, że zaraz jakiś narciarz wpadnie na ciebie czy co gorsza zrobi ci krzywdę. Tu wszyscy spacerują, ewentualnie uprawiają nordic walking pod okiem wykwalifikowanego przewodnika. Może również się skusisz?
z góry przepraszam za jakość tego posta :c. A i wątek umówiony!
Jejku jak tu jest wspaniale! Aż chce się całą Słowację zwiedzić jednego dnia. To miejsce jest tak cudowne, że Quenia nacieszyć się nie może. Te widoki, sklepy, a ich żółty ser - boski! Z czasem zaczęła akceptować ten dziwny styl u Słowaczek. Wszystko jej się tu spodobało. Normalnie siedzieć i podziwiać. Wszystko pięknie i ładnie do czasu kiedy dziewczynie zachciało się spacerku po nieznanych miejscach. Ale nie, Quenia ma w jednym palcu Słowację i zna się najlepiej tak więc wyszła z pokoju i ruszyła przed siebie. Nie wiadomo gdzie, ale gdzieś gdzie będzie mogła poszukać skarbu krasnoludków. Podobno w górach jest jakaś tajemnicza jaskinia, gdzie tam znajduje się skarb krasnoludków. Jaka dziewczyna jej powiedziała, a ona głupia uwierzyła i poszła nie zostawiając żadnego znaku życia. W sumie nawet nikt by się ty nie interesował. Boris i Jasper mieli pewnie gdzieś blondyneczkę, no ale mówi się trudno. Szła, szła i szła tak z dwie godziny i co? Dziewczyneczka się zgubiła. O nie co to będzie? Już nigdy nie ujrzy Hogwartu, wszystkiego! Będzie musiała zacząć żyć niczym rozbitek. Dziewczyna zaczęła panikować. Zaczęła biegać wokół drzewa i krzyczeć jak pomylona.
Bitwa na śnieżki? Narty? To nie specjalnie interesowało Nicholasa. Właściwie wyjechał do tej całej zakichanej Słowacji tylko po to żeby pobyć z Quentiną. Ona, co prawda o tym nie wiedziała, ale co tam. Od ich spotkania w Pokoju Wspólnym, Ślizgon dostał na jej punkcie prawdziwego pierdolca! Myślał o niej, pisał. Nie przeszkadzało mu ani to, że była Puchonka, ani to, że jej mózg nie był specjalnie duży. To się chyba nazywa miłość, ale nie był pewien. Oczywiście na początku starał się o tej długo nogiej blondynce zapomnieć, ale jak widać bezskutecznie. Stąd też jak już wspomniałam ten cały wyjazd do Słowacji. Nicholas nie próżnował. Śledził puchonka, z nadzieją, że będzie w końcu mógł spędzić z nią trochę czasu sam na sam. Gdy ubrana w kurteczkę, ( w której notabene wyglądała bardzo SEXY) wyszła na spacer Morgenstern nie do końca zadowolony pomysłem jego obiektu westchnień wyszedł na śnieg i mróz. Trzymał się w bezpiecznej odległości, mimo im dalej szli w góry, tym zmniejszał dystans miedzy nimi. Gdy jego blond piękność wpadła panikę uznał to za idealny moment do zrobienia z siebie superhero: -Spokojnie!- Powiedział, gdy podszedł do drzewa, które tak uroczo obiegała- Na pewno można coś na to poradzić- obdarzył ją delikatnym uśmiechem.
Ojeju jeju jak ona strasznie się bała! Ba! Ktoś ją porwie, zgwałci, weźmie jej wnętrzności i sprzeda je na czarnym rynku. A przecież nikt by nie życzył blondynce złego no nie? Czy świat w ogóle miałby sens gdyby Queni nie było? Pewnie żaden. Bo kto by do północy grał na bandżo przed dormitorium ślizgonów, opowiadał bardzo mądre historie oraz jej wieczne przemyślenia na temat ,,czy można zapłodnić się przez pępek". O tak! Takich tematów rzeczywiście by brakowało. A szczególnie tym, którzy wprost kochają przemyślenia puchoneczki. Dziewczyna cały czas panikowała. Już nie wiedziała co robić. Wspiąć się na drzewo, wołać pomocy, polecieć na miotle, nic. Była w takim szoku, że nie wiedziała jak się stąd wydostać. Zgubiła się i już. Co do kurteczki. Miała na osobie, grubą i puchową koloru szarego. Ciepło jej było co było jedynym plusem tej wycieczki. Miała także na sobie czapkę, szalik (który przypominał szalik kibola korony - kielce), rękawiczki, spodnie a pod nimi z trzy pary rajstop. No i oczywiście buty ściegowe. Krążyła tak i krążyła wokół tego drzewa na pusto. Nie widziała co zrobić. Ale zaraz, zaraz toś tu przyszedł. Ale kto? Quenia szybko spojrzała na osobę. Ach był to Nicholas. -Nicholaaaaas gdzie ja jestem? - krzyknęła do do chłopaka rozpaczliwym głosem przy czym zaczęła wymachiwać rękoma.