Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Faktycznie była skupiona na tym co robi, bo teoretycznie rzecz biorąc bardzo rzadko grała w cokolwiek, a o rzutkach lepiej nie wspominać. Dlatego nie spodziewała się, że uda jej się trafić chociaż w pobliżu środka tarczy. Oczywiście mogłaby liczyć na szczęście początkującego, chwilę się nacieszyć faktem, że trafiła i jakieś punkty jej się zebrały by potem popaść w depresję, że nie jest wstanie trafić w żaden z kolorów. Trzeba ćwiczyć i ćwiczyć, ale na pewno nie ma zamiaru przy tym spędzić połowy życia. Pokój rozrywek to i po to tu jest, by coś porobić i zabić ten nieubłaganie, wolno ciągnący się czas. Nie przyszło jej do głowy by kogoś znaleźć, nie wiedziałaby kogo w ogóle mogłaby zaprosić na pogawędkę, cokolwiek. Miała bliższych znajomych, ale nie wiedziała czy na tyle bliskich. Większość spotkań opierała się na czystych zbiegach okoliczności lub nagłej myśli "A co u niego słychać? Z pół roku się nie widzieliśmy" i tak średnio co kilka miesięcy dochodzi do sympatycznego spotkania w jakim londyńskim lokalu przy piwie kremowym. Rzuciła pierwszą rzutką, białe pole. Chyba dobrze, zresztą nie robiła tego by zdobyć konkretny wynik i dać upust swojej wyobraźni i aktualnego nastroju. Ponownie zaczęła celować gdy ze skupienia wybudził ją dziewczęcy głos, miała tak jednostajnie skierowane myśli, że ten niespodziewany akt ją wystraszył. Drgnęła i upuściła rzutkę na dywan. -Dobrze, że ostry koniec nie miałam skierowany na swój nos - skomentowała krótko by odreagować tę sytuację. Odwróciła się by spojrzeć na młodszą gryfonkę, Lilith Nox. Jak ją kojarzyła zawsze pełna energii i entuzjazmu, co ją przywiało w to miejsce do potocznie zwanego pokoju dla studentów. -Jasne, może Ty jesteś w tym lepsza - dodała podając brunetce lotki. Niech rzuca, Azalia chyba jednak podziękuje dalszej grze. Nie ma szans by trafiła w to wymyślone oko, za to wybrała sobie inny cel. Kosz z zimnymi napojami, sok dyniowy. Po otworzeniu i pierwszym łyku jak zawsze mogła stwierdzić, że to najlepszy sok na świecie. Niech nawet alkohol się schowa, no dobrze jest na równi z winem.
Reakcja dziewczyny lekko ją rozbawiła, jednak słowa, które nastąpiły potem troszkę zmartwiły. - Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać no musisz mi wybaczyć! – zaśmiała się pod nosem i odebrała lotki od blondynki. Jedną podniosła z ziemi i spojrzała na tarczę z zaciekawieniem. - Prawdę mówiąc to nigdy w to nie grałam, nie wiem jakie są nawet zasady, ale wiem, że trzeba… – bez zastanowienia zamachnęła się i rzuciła w tarczę… pierwsza lotka trafiła blisko środka. Ktoś tutaj coś wcześniej wspominał o szczęściu początkującego – trafić w tarczę… – dodała po chwili, a jej twarz rozjaśniała z radości. Nie sądziłam, że twarz dziewczyny mogła być jeszcze bardziej radosna, ale widocznie się udało. Można powiedzieć, że zarażała swoim optymizmem i radością. - O jacie! To nie jest takie trudne jak myślałam… – powiedziała do siebie i po chwilę zwróciła się w stronę puchonki – może mam ukryty talent i jestem mistrzem lotek… – odwróciła się na pięcie ponownie bez zastanowienia rzucając lotką. Jednak tym razem nie doleciała nawet do tarczy, a dziewczyna zaśmiała się zakłopotana – albo po prostu miałam szczęście – wydukała i podrapała się po głowie niepewnie. No cóż do trzech razy sztuka. Ostatni rzut i… tym razem lotka uderzyła w ścianę… nawet nie było to blisko tarczy! Lilith wpatrywała się zdezorientowana na swój niesamowity rzut. To się nazywa talent. Rzuca prosto a trafia kilka metrów w prawo… Dobrze, że nikt tam nie stał… - Wiesz co, może teraz twoja kolej, zanim kogoś zabije – rzuciła w stronę dziewczyny i również podeszła do koszu z zimnymi napojami. Wiedziała, że to miejsce zazwyczaj zajęte jest przez studentów i uczniowie nie zapuszczają się tutaj sami. Ale nie wiedziała dlaczego. Wyciągnęła z kosza pierwszy lepszy napój który stanął na jej drodze. - Wiesz, tak troszkę się wbiłam do ciebie, ale chyba Ci nie przeszkadzam? – zapytała otwierając napój i pijąc… kiedy poczuła smak skrzywiła się pod nosem niezadowolona… sok dyniowy… nie za bardzo za nim przepadała… ale nie przeszkadzało jej to w pociągnięciu kolejnego łyka – A może czekasz na kogoś?
-Wybaczę bo serce mi nie wyskoczyło z piersi i żyję. Miło Cię widzieć tak w ogóle Lilith - no jakby mogłaby nie wybaczyć takiej sympatycznej dziewczynie? zaprawdę różnice w ich charakterach sa ogromne, dzieli je niemalże przepaść, ale dzięki temu w jakiś dziwny sposób się dopełniają wzajemnie. Nawet różnica wieku i fakt, że Azalia jest studentką już drugiego roku, a Lilith wciąż uczennicą wcale nie robi wielkiej różnicy. Może i nie raz, nie da marudziła na Hogwart i wiele rzeczy jej się nie podoba, ale musi przyznać, że te mury łączą ludzi i powstają niesamowite znajomości. Ujrzała pierwszą próbę gryfonki, patrzyła z niedowierzaniem. To co mówiła, a co zrobiła jednak trochę odbiegało od siebie. Czyli jednak fart początkującego jest faktem i ma mnóstwo potwierdzeń w praktyce. Tylko się śmiać, jak to się dzieje, że wielcy mistrzowie nie tracą zapału gdy to szczęście znika i trzeba zacząć pracować nad sobą. Ogólnie rzecz biorąc Azalia może tak mówić o sobie, marzenie zostania magomedykiem. Początki wydają się łatwe, musiała jakoś dojść pod górkę by nie rezygnować i teraz z przyjemnością czyta o ziołach leczniczych. -Raczej to drugie kochana, coś o tym wiem. Gdy kiedyś pierwszy raz trzymałam rzutki też myślałam, że mam ukryty talent - no cóż sytuacja ja zmusiła do tego bolesnego strzału i pozostanie tą realistką, co nie nadaje się do pobudzania czyjegoś ducha. Co poradzić, na szczęście Lilith raczej zdawała sobie sprawę jaka czasem potrafiła być Puchonka. -W sumie to nawet nie chcę. Zaczęłam bo nie miałam co robić, teraz chociaż z kimś porozmawiam - odparła podnosząc butelkę z sokiem dyniowym na znak, że jednak woli go dokończyć i cieszyć się tym cudownym smakiem - Nie, na nikogo, więc spokojnie. Powiedz w takim razie co Ciebie tutaj przywiało hm? - spytała przytykając usta do butelki, gdy ją przechyliła jednak patrzyła szarymi oczyma na młodszą koleżanka czekając na odpowiedź. Skoro tak postanowiła "wbić" chyba oznacza, że również nie miała co ze sobą zrobić. Już jest po zajęciach, uczniowie robią co chcą i chowają się po różnych kątach. Niby tak wiele ich jest, ale czasem korytarze są takie puste. Są takie miejsca gdzie faktycznie pomyśleć można, ich ta szkoła jest opustoszała, bez żywej duszy i prędzej na Grubego Mnicha da się wpaść.
Dziewczyna odłożyła rzutki na miejsce i oparła się obok puchonki. W zamyśleniu piła sok dyniowy, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie znała tutaj nikogo, wszyscy byli dla niej obcy, z wyjątkiem Azalki, do której była w pewien niewytłumaczalny sposób przywiązana. Miała dziwny charakter i była tego świadoma, czasami mówiła rzeczy, które w normalnym wypadku zabolałyby pannę Nox, ale jakoś w tym przypadku ulatywały w powietrze, jakby w ogóle nie miały miejsca. To była dziwna znajomość, trzeba przyznać, jednakże Lilith bardzo podobała się ta znajomość. - Zgubiłam się! – odpowiedziała z szerokim uśmiechem i rzuciła pustym opakowaniem do kosza na śmieci. Ten rzut można uznać za udany, a ona sama zachwyciła się tym trafieniem – znalazłam pierwsze lepsze drzwi i spotkałam w nich ciebie! – w tym momencie przyjrzała się uważnie blondynce – Wiesz… – wydukała niepewnie – odprowadziłabyś mnie później kawałek? No cóż była świadoma, że z jej umiejętnościami, mogłaby się zgubić jeszcze z piętnaście razy zanim odnalazłaby drogę… ewentualnie pobiegłaby za jakimś motylkiem… wróć… jest zima i nie ma motylków… No cóż pół biedy, ale na pewno by coś ją rozproszyło. - Właśnie! – krzyknęła niespodziewanie, wyglądała tak jakby wpadła na jakiś genialny pomysł zmienienia świata, albo pomysł przejęcia władzy nad światem, albo destrukcji! Nie ważne… tak czy siak, jej entuzjazm i mimika mówiła jedno… na coś wpadłam! – Jedziesz na ferie? – zapytała, a na jej twarzyczce pojawiła się ciekawość, a wraz z nią chytry uśmieszek. Ciekawe co takiego planowała? Panienka Nox miała już pomysł jak spędzi pierwszą noc na feriach, miała zamiar sama wszystko ogarnąć, a później kombinować ze swoim genialnym pomysłem. Nie mogło nie wyjść, taka jest racja! Tylko musiała mieć pewność, że osoby, na których jej zależy będą na feriach, inaczej może być problem.
Obcy ludzie, tak? Azalia rozglądała gdy weszła do tego pokoju, też nie znała obecnych tu osób. Kojarzyła z twarzy, ale na pewno nie było tutaj nikogo z kim mogłaby mieć zajęcia. Do tego rozproszenie, ciągłe przenoszenie się pomiędzy Hogwartem a Londynem, nie sprzyja poznawaniu się. To i tak szczęście, że Azalia poznała kilka osób, z którymi może porozmawiać od czasu do czasu, o ile w ogóle ma szansę się na kogoś natknąć. Niestety z nikim chyba nie ma na tyle bliskiej więzi by wysyłać sobie wzajemnie sowy gdy jest z kimś w rozłące. Zaprawdę dawno nie wysłała sowy nikomu poza rodziną, jakoś nie miewała takiej potrzeby. -Jak to? Mieszkasz tutaj już piaty rok i się gubisz? - zrozumiałym jest, że Azalia może nie znać wszystkich miejsc w tym wielkim zamku. Nie dość, że ma z nim do czynienia dopiero dwa lata to jeszcze bardzo nieregularnie. Jak tylko miała szansę z początku starała się zapoznać z tym miejscem by się nie gubić i wiedzieć czego szukać na jakim pietrze lub w kondygnacji. -Tak jasne. Przynajmniej do momentu gdzie wiem jak się kierować w stronę waszego dormitorium. - odpowiedziała z uśmiechem. Dokończyła sok, niestety taki mały i nie wystarczył na długo by popieścić jej kubki smakowe. -Ferie? Ty jeszcze pytasz? Dla mnie ferie są sto razy lepsze od wakacji, zimna to w końcu mój żywioł - jak tylko o tym wspomniała od razu pomyślała sobie, że ferie zimowe w Hogwarcie zawsze są pełne śniegu i atrakcji. Idealne dobrane miejsca sprawiają, że Azalia czuje się jak w domu rodzinnym. Tyle cudownych wspomnień, nic tylko korzystać z szerokim uśmiechem na twarzy. Naprawdę nie mogła się doczekać, najgorzej jak zawsze będzie problem z pakowaniem się. Co jak co, że ona to ma co pakować to kuferków. Zapewne skorzysta z zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego by nie sprawiać problemu ze zbyt dużym bagażem.
Słysząc jej pytanie zaśmiała się zakłopotana i podrapała się po głowie. - No wiesz, jak czasami się zamyślę, to później nie wiem gdzie jestem… tak już mam – wydukała, sama nie bardzo to rozumiała. Czasami wydawało jej się, że doskonale zna drogę, a później okazywało się, że tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia gdzie wylądowała i zrozpaczona prosiła wszystkich o pomoc w odnalezieniu się. Nawet za dzieciaka miała w nawyku pobiec za motylkiem, czy za swoim ukochanym Pusiem i wylądować w nieznanym jej miejscu. Płakała wtedy w samotności przytulając swoje zwierzątko i czekając na jakikolwiek ratunek – tak teraz myślę… – dodała po krótkim zastanowieniu, a na jej twarzy rozkwitła powaga – może to jest moja super moc! Może jestem super bohaterem i o tym nie wiedziałam! – jej wyraz twarzy mówił: „Jak ja mogłam wcześniej tego nie zauważyć” – Azalio! Jak myślisz, jak powinnam się nazwać? – zapytała z wielką ekscytacją. Po chwili wybuchła śmiechem nie wierząc, że powiedziała coś takiego i to z taką powagą… może powinna zostać aktorką, z takimi zdolnościami? Kiedy już się uspokoiła nastał temat ferii, dziewczyna z uwagą przysłuchiwała się puchonce, po czym uśmiechnęła się szeroko. - To tak jak ja… uwielbiam zimę i śnieg jest taki… fascynujący… a przede wszystkim zawsze jestem pochłonięta poszukiwaniami motyli – nie wyglądało to na przenośnie, ale nie wyglądało to też na żart. Jednak panienka Nox nie miała zamiaru rozwijać swojej myśli o motylach – bo wiesz miałam zamiar zorganizować coś w ferie, ale nie wiem czy uda mi się to zrobić… muszę najpierw załatwić kilka rzeczy – powiedziała w wielkim zamyśleniu. Jakby właśnie w tej chwili wyliczała wszystko co musi zrobić – ale chciałabym, żeby przyszły wszystkie osoby, na których mi zależy… dlatego tak mi zależy na twojej obecności na feriach! – wracając z krainy marzeń, Lilith posłała szeroki uśmiech Azalii.
-Rozumiem, rozumiem. Każdemu się zdarza, ja od dziecka muszę sobie radzić z nawigacją i staram się zapamiętywać jaką drogą podążam - nie tylko warunki w jakich się wychowywała wymuszały to na niej, ale także szkoła kładła nacisk na naukę przetrwania. W Hogwarcie podczas gdy uczy się latania miotle, z mroźnych warunkach posyłało się uczniów w tundrę i trzeba sobie jakoś radzić! Oj, początki były naprawdę straszne, wręcz przerażające i wyczerpujące gdy pierwszy raz samemu trzeba było się odnaleźć i radzić sobie w niezbyt przyjaznych warunkach. Oczywiście to nie było wszystko, w końcu magia przede wszystkim. Nie zabrakło zaklęć, obrany przed czarna magią czy jej ulubionej transmutacji. -Bohater? Wybacz, chyba nie jestem zbyt dobra w wymyślaniu nazw. Może pomyśl o jakimś zwierzęciu lub znanym duchu? - jakoś niebyła wstanie przywieść na myśl jakiegoś ciekawego i chwytliwego tytułu na bohatera. W końcu nie dość, że musi pasować to jeszcze brzmieć w sposób przyciągający słuch, a za nim i resztę zmysłów. -Poszukiwanie motyli? To prędzej na wiosnę - nawet nie zdawała sobie sprawy z takiego zainteresowania Lilith, a może to jakaś interesująca przenośnia? zaintrygowało ją to. Wyłożyła nóżki na kanapę i skrzyżowała je po turecku. Tak lepiej, nie czuje się tak sztywno w tej pozycji. Przy okazji mogła odwrócić się przodem do dziewczyny. -Zorganizować? - uniosła brew z zaciekawieniem tego zdania. nawet nie domyślała się o co mogłoby chodzić - Miło to słyszeć. Na pewno będę i możesz na mnie liczyć o ile nie będę w jakimś lesie lub nad jakimś zamarzniętym jeziorem i trzeba będzie mnie ściągnąć na ziemię. - zaśmiała się tak skrótowo nawiązując do jej planów na ten wyjazd. Korzystać, oddychać świeżym powietrzem i zachwycać się widokami, które na pewno będzie miała gwarantowane. Po prostu to wie i już.
No cóż miała tego świadomość, że kiedy ktoś wspomina o poszukiwaniu motyli zimą, to na pewno będzie wypytywany o to, o co chodzi z tymi motylami. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie i wlepiła spojrzenie w sufit. - To są specjalne motyle… występują tylko zimą… – wydukała niepewnie. Nie była pewna, czy chce mówić o tym komukolwiek… ale to była Azalia, jakoś wydawało jej się, że może jej ufać – skoro byłaś zaskoczona motylami zimą, to pewnie nie słyszałaś o śnieżnych motylach – gryffonka zaśmiała się pod nosem i nie odrywając rozmarzonego spojrzenia o sufitu zaczęła opowiadać – istnieje legenda, w której mówi się, że kiedy zauważysz śnieżnego motyla, spełnić się może każde twoje życzenie… oczywiście nie można niczego otrzymać za darmo… musisz wraz z wypowiedzianym życzeniem powiedzieć, co byłabyś w stanie poświęcić, dla spełnienia tego życzenia… – Lilith na chwilę zamilkła i zamknęła oczy. Wyglądała tak jakby właśnie w tej chwili ‘rozmawiała’ z magicznym motylem, pełna powagi i spokoju… chcąc by jej największe pragnienia się spełniły – nie jest to proste… znaleźć takie stworzonko… jest on cały biały… tylko kiedy lata i promienie słońca dobrze go oświetlą to mieni się kolorami… wygląda wtedy jak gwiazda… a do tego… jeżeli nie jesteś w stanie poświęcić czegoś o równej wartości do twojego życzenia… to nigdy ono się nie spełni… a może się odwrócić przeciwko tobie… Panienka Nox westchnęła pod nosem. Właśnie w tym momencie doszła do wniosku, że nie ważne jak na to spojrzeć, nie warto uganiać się, za tym motylem… może nic nie zyskać, a tylko stracić wiele… a jednak nadal była w stanie poszukiwać go i wierzyć w to, że jego istnienie pomoże jej sprawić niemożliwe… No cóż temat się zmienił, także i jej rozmarzenie ulotniło się w mgnieniu oka. - Ja też mam zamiar wybrać się na wycieczkę po przyjeździe! – powiedziała z wielkim entuzjazmem – widzieć te wszystkie piękne widoki… normalnie z zachwytu pewnie dostanę zawału! Nic więcej się nie może stać! Nie mogę się już tego wszystkiego doczekać!
-O jejku. Pół życia spędzić w miejscu skalanym śniegiem, górami i zimą i nie mieć pojęcia o czymś takim? Aż mi wstyd! Może to dlatego, że na północy zima trwa pół roku to pewnie nie byłoby to takie nadzwyczajne zjawisko. - była naprawdę zaskoczona. Myślała, że wie wszystko o legendach związanych z zimą i wyjątkowych wydarzeniach jakie mają miejsce na północy, ale jednak nie! Nie dobrze, to ujma na jej honorze norweskim. Jednakże jednocześnie podziwiała Lilith za taką wiedzę! Naprawdę zimowy motyl, niesamowite. Magia i stworzenia magiczne w ogóle jest niesamowite, nieprawdopodobne. Codziennie coś może zaskoczyć. -Wiesz co byłabyś wstanie poświęcić? To jest naprawdę trudne, samo znalezienie tego motyla, a jeszcze taka decyzja. Coś za coś. Ja pewnie nie byłabym wstanie podjąć tego rodzaju decyzji - chyba tutaj wjechała trochę na dylematy moralne. Jej serduszko mówiło jej wyraźnie, że to jest okazja jak jedna na milion i jak tutaj z takiej nie skorzystać. Z drugiej strony ta obawa z czego zrezygnować, do tego by było to równo warte do życzenia. -Tylko uważaj by się nie zgubić. Chociaż najpierw trzeba wiedzieć co to za miejsce. Jednakże Hogwart nie zawodzi i adekwatnie dopasowuje miejsce do wydarzenia. Na pewno będzie dużo śniegu i lodu - westchnęła rozmarzona, już tym żyła i fakt, że ma z kim dzielić ten entuzjazm tylko bardziej ją nakręca - Najgorzej będzie z bagażem. Nauczona zawsze biorę rzeczy, których czasem ostatecznie nie potrzebuję. Potem strasznie dużo tego się robi i mam najwięcej rzeczy ze wszystkich - taka już przypadłość, tak ja uczono no i tak tez praktykuje i trudno jej z tym zerwać i zrozumieć, czasem wystarczy jej naprawdę jedna para butów na jeden weekend, a nie od razu trzy.
Gryffonka zaśmiała się pod nosem widząc jej reakcję. Nie dziwiła się, że puchonka nic nie słyszała o tym motylu. Ona natrafiła na tą legendę tylko raz i to w tak starej książce, że bała się, że rozpadnie się na proch, gdy jej dotknie. A wspomniano o nim tylko w kilku zdaniach. Jednak tak bardzo zainteresowało ją to zjawisko, że natarczywie i można by powiedzieć obsesyjnie poszukiwała informacji na jego temat. Jej pytanie było oczywiste. Lilith wlepiła w Azalie swoje oczy i uśmiechnęła się szeroko. - Wiesz, dlaczego cena jest taka surowa? – zapytała i przez chwilę wyglądała tak jakby oczekiwała jakiejkolwiek odpowiedzi od swojej towarzyszki, jednak tak nie było – Żeby uświadomić ludziom, czego tak naprawdę pragną. Jeżeli nie jesteś w stanie poświęcić dla czegoś bardzo cennego, dla tego największego pragnienia, to znaczy, że nie jesteś gotowa je utrzymać… marnować życzenie na coś, co później okazuje się nie być dla nas takie ważne… – dodała po chwili w zamyśleniu. Ona wiedziała, co byłaby w stanie poświęcić, ale czy wypowiedziała by swoją samolubną prośbę motylowi? Zapewne nie… - oprócz tego wydaje mi się, że z tą ceną to pic na wodę… bo sama odnalezienie tego motylka to nie lada wyzwanie… poświęcając swój czas, swoją siłę, cierpliwość… to wszystko zamiast w poszukiwania mogłybyśmy włożyć w nasze życzenie... wtedy by się spełniło bez pomocy motyla… Dziewczyna westchnęła i rozciągnęła się. Ona miała swoją własną wersję do tej legendy. Ceną za nasze życzenie jest właśnie to jak bardzo się staramy, jak bardzo pragniemy i dążymy do celu. Ból, cierpienie, trudności, a czasami nawet najpiękniejsze chwile, niektóre z tych rzeczy otrzymujemy, inne za to porzucamy, by zdobyć to, co nam zależy… to tak, jakbyśmy nieświadomie poprosili motyla o pomoc, a on tworzy całą tą drogę do celu… prawdopodobnie prowadzi nas odpowiednią ścieżką… - Masz rację, z moimi zdolnościami orientacyjnymi, nie powinnam się sama za daleko ulatniać… a przynajmniej nie bez różdżki… wiesz, zawsze łatwiej jak będę mogła korzystać z zaklęć. – zaśmiała się zakłopotana. Jej wypowiedź na temat rzeczy całkowicie zwróciła uwagę panny Nox. Lilith usiadła po turecku i wpatrywała się w dziewczynę z uwagą – To tak jak ja! Wszyscy patrzą na mnie na wariatkę jak wypakowuję się… nigdy nigdzie nic mi się nie mieści, bo tego za dużo! A ja wolę być przygotowana na wszystko! Na najgorsze, ot co! – zaśmiała się pod nosem – Wiesz co? Mam pomysł. Powinnyśmy się spotkać i może razem wybierzemy się na wyprawę poznawczą, tak o, przed siebie! Nie musimy iść pierwszego dnia, możemy w późniejszym terminie, ale razem! Ku przygodzie!
Ledwie wczoraj się zapisałeś, a już dzisiaj otrzymałeś list zapraszający na spotkanie. Ach, nie ma to jak sprawnie działający klub gargulkowy, nieprawdaż? Może poznasz jakichś nowych znajomych, z jakimi będziesz mógł potem latami spotykać się w sobotnie wieczory i cieszyć się, gdy gra splunie koledze w twarz śmierdzącym płynem? Wszystko jest możliwe! List pokierował Cię wprost do pokoju rozrywek. Kiedy już uchyliłeś skrzypiące w zawiasach drzwi, mogłeś dostrzec, że do gry użyto podniszczonego stolika wykorzystywanego do gry w eksplodującego durnia. Znalazłeś na nim trzy zestawy do gry i być może pozostałych dwóch klubowiczów, z którymi dziś będziesz grał. Gdzieś przy stoliku lewitowała taca z trzema filiżankami, butelką soku dyniowego oraz dzbanem herbaty, żeby umilić wspólną grę.
Na odpisy macie 3 dni, po tym czasie Mistrz Gry zdyskwalifikuje nieaktywnego gracza, a reszta będzie mogła swobodnie kontynuować grę.
Miłej zabawy!
Zasady:
Zasady gry - sposób II
Na początek każdy z graczy rzuca jedną kością. Grę rozpoczyna ten, kto wyrzuci największą liczbę oczek. Dalszą kolejność wyznaczają następne największe oczka. W razie remisu, gracze rzucają dogrywkę, aż kolejka się nie uformuje. Przez cały przebieg gry pilnujemy początkowo ustalonej kolejki.
Gracz I (rozpoczynający grę) rzuca dwiema kośćmi. Im więcej punktów otrzymasz, tym bliżej białej kulki znajduje się Twoja kula. Druga kość decyduje o zdarzeniu losowym.
Zdarzenie losowe: 1, 6 - wybijasz kulę gracza, który ma najwięcej punktów, gracz, którego wybiłeś odejmuje sobie -3 pkt i zostaje opluty przez gargulka; jeśli takich graczy jest kilku, możesz sobie wybrać nieszczęśnika 2, 4 - twoja gra nie wpływa na grę innych graczy 3, 5 - trąciłeś jedną ze swoich kul, dodajesz sobie +2 pkt
Po każdym poście wpisujesz statystyki, ile na ten moment zdobyłeś punktów, uwzględniając również punkty ujemne, jeśli któryś z graczy przed Tobą zbił którąś z Twoich kulek.
Wzór:
Kod:
<zg>Ilość punktów</zg> wpisz ilość w sumie zdobytych pkt <zg>Zbicie gracza:</zg> tak/nie (jeśli tak to którego gracza?) <zg>Podbicie swojej kulki:</zg> tak/nie
Jeśli ostatni gracz wybije czyjąś kulę, musi uwzględnić również i statystyki zbitego gracza.
Wygrywa ten, kto po trzech rundach zdobędzie w sumie najwięcej punktów. Wszyscy przegrani zostają opluci przez gargulki.
W przypadku remisu, stosujemy dogrywkę, gracze rzucają po jednej kości, kto wyrzuci największą wartość oczek, wygrywa.
W pokoju rozgrywek zjawiłam się jako pierwsza. Dzisiaj, podobnie jak ostatnio miałam lekko potargane włosy, a zamiast typowo kobiecego ubioru ubrałam postrzępione jeansy, szeroki t-shirt z główną bohaterką ulubionego anime i czarną bluzę pożyczoną kiedyś od brata. Ostatnio miałam kilka gorszych dni i w sumie dlatego postanowiłam zapisać się do Klubu Gargulkowego, żeby chociaż na chwilę oderwać się od smętnych myśli męczących mnie ostatnimi czasy. Rozsiadłam się na podłodze opierając się plecami o kanapę i oczekując na towarzyszy rozglądałam się po pomieszczeniu.
To była pierwsza okazja, aby naprawdę nawiązać nić współpracy miedzy Ameryką a Wielką Brytanią. Sceptycy mówili, że w tym wszystkim musi być jakiś haczyk - ale póki ktoś osobiście nie przyszedł, aby to sprawdzić, nie mógł mieć pewności. Sala, która zazwyczaj posiadała dość skromne elementy dekoracyjne, dziś, za sprawą prostego zaklęcia miała przemalowane ściany na ciemny kolor. Całe pomieszczenie oświetlone było małymi, lewitującymi lampami, które świeciły w określonych kolorach - czerwonym, niebieskim lub białym. Ciemna i nieco przygaszona atmosfera tego pomieszczenia na pewno nie dziwiła tych, którzy słyszeli pogłoski tajemniczym bractwie, które rzekomo miało stać za dzisiejszą imprezą. Jeżeli chodziło o napoje tego dnia, to na stołach można było znaleźć kolejno: najzwyklejszą tequilę (jakże popularną na południu ameryki), wino Kłębolot i oczywiście klasyczną, amerykańską Whiskey. Oczywiście nie mogło zabraknąć niemalże narodowej potrawy, jaką było śmieciowe (ale jak smaczne!) jedzenie znane na całym świecie pod nazwą McMagic. W chwili, gdy tylko ktoś przekroczył próg pomieszczenia, dostawał czarną plakietkę z animacją ust wysyłająca buziaka oraz obracającą się strzałką - w zależności od tego, gdzie ktoś się znajdywał wskazywała drogę do miejsca, gdzie grać było można w "butelkę".
Gra w butelkę (rozwiń):
W grze jest określona liczba miejsc. Pierwsze osoby, które podkreślą w poście, że chce brać udział w tej grze, zostaną wpisane na listę przyporządkowaną losowaniu. Gra polega na tym, że dana osoba rzuca zwykłą kostką oraz kartą tarota. Cyfra na kostce mówi co ma zrobić, natomiast tarot wskazuje, której osobie. Potem losuje osoba, która przed chwilą była wybrana i tak dalej.
1 - całujesz wylosowaną osobę lekko w usta 2 - działa na Ciebie i wylosowaną osobę magiczne zaklęcie powodujące, że do chwili, aż ponownie zostaniesz wylosowany, zostajecie do siebie bardzo ciasno zlepieni bokami 3 - nie ma znaczenia kogo wylosowałeś, bo musisz powiedzieć na głos "Nigdy nie ..." a w miejsce kropek wsadzić pikantny szczegół (np. nigdy nie pływałem nago w jeziorze). Wszyscy zebrani, którzy robili wspomnianą przez ciebie rzecz - są zmuszeni do wypicia swego drinka (i napisania tego w późniejszym poście, tak by wszyscy wokół mogli to zarejestrować!) 4 - musisz zdjąć dowolny fragment ubioru osobie, którą wylosowałeś 5 - wszyscy oczekują twojego duetu tanecznego z wylosowaną osobą, tu i teraz! 6 - musisz namiętnie pocałować wylosowaną osobę
Karty i osoby (jednak będziemy osoby opisywać przez karty tarota, bo to pozwoli na wiecej miejsc!):
GŁUPIEC - Oriane L. Carstairs MAG - Norbert O. Czarnkowski KAPŁANKA - Carma C. Charisme CESARZOWA - Charlotte Blanchett CESARZ - Rasheed Sharker KAPŁAN - Sonya Sharewood KOCHANKOWIE - Lucas Kray RYDWAN - Cyrus Lynford MOC - Vittoria Brockway PUSTELNIK - Jay Harper KOŁO FORTUNY - Daisy Manese SPRAWIEDLIWOŚĆ - Edward Harper WISIELEC - Sheila Violence Villadsen ŚMIERĆ - Mikkel Carlsson UMIARKOWANIE - Sheuti V. Charisme DIABEŁ - Elisabeth Wonderwood WIEŻA - Katherine Russeau GWIAZDA - Winnie Hensley KSIĘŻYC - Neptune Leighton SŁOŃCE - Liam N. Somer SĄD OSTATECZNY - Caroline Carrier ŚWIAT - Dorian Bristen
Bardzo interesującą sprawą, było także to, że Salemczycy zdobyli listę Tajnej Korespondencji, która niedawno rozgrywała się w Hogwarcie, a której pary nadal pozostawały tajemnicą. Każda osoba tutaj, w dowolnym momencie mogła podejść do misy z fioletowym płynem, w której pływające imiona i nazwiska układały się w pary, dając ludziom do zrozumienia, kto z kim pisał.
Pary tajnej korespondencji (rozwiń):
Jeśli kod dobrze działa, to poniżej wypisane pary zobaczą tylko te osoby, które pisały, bądź które napiszą posta w tym temacie. Pary jawnie wypisane będą po imprezie:
Ostatnią i jakże ważną kwestią na tej imprezie miał być fakt, iż Wands&Skulls poprzez to wydarzenie, chciało znaleźć nowych, odpowiednich członków do swojej grupy (Ci którzy są zainteresowani, niech to zaznaczą dowolnym kolorem w poście, chcemy wiedzieć spośród kogo możemy wybierać). Oczywiście bractwo było rzeczą zupełnie tajną i tak naprawdę do samego końca nie było wiadomo, kto dokładnie do niego należy, ani, czy rzeczywiście realnie tu funkcjonuje.
----------------------------------------
Liczyłem na to, że termin dzisiejszej imprezy, będzie tym właściwym. Bractwo nie mogło zanadto czekać z tym całym wyborem nowych, bo im dłużej z tym zwlekaliśmy, tym dłużej tkwiliśmy dokładnie w tym samym, martwym punkcie. Jeszcze na dodatek, paru z naszej grupy przepadło bez słowa i tym bardziej ich miejsce trzeba było zastąpić kimś innym. Swoją drogą, to znikniecie paru nazwisk, akurat mi było mocno na rękę, szczególnie, że korciły mnie te ich przedmioty. Ulotki o imprezie latały miedzy rękoma całego zamku, zakładałem więc, że nie będzie tu dziś brakować ludzi. @Daisy Manese, @Winnie Hensley czy @Caroline Carrier były osobami, które zapewne całkiem mocno uczestniczyły w organizowaniu tego wszystkiego. Zadbałem o wiele, w tym o to, by założyć jedne z tych droższych ubrań, pięknie na mnie leżących. Wiedziałem, że ostatni artykuł w obserwatorze idealnie złożył się wraz z moją imprezą, przynajmniej większość tej szkoły musiała już wiedzieć kto mniej więcej to wszystko dziś tutaj ogarnia. Kręciłem się teraz gdzieś po wnętrzu, pijąc Whiskey, od której od razu było cieplej, czekając aż ludzie zaczną się schodzić. Ten moment tuż przed imprezą był zawsze potwornie nudny, to też uderzałem palcami o jedną z kanap, w rytm muzyki dobiegającej z jakiegoś czarodziejskiego adapteru.
Ostatnio zmieniony przez Cyrus Lynford dnia Pon 11 Kwi 2016 - 21:37, w całości zmieniany 14 razy
Charlotte za każdym razem pragnęła być w jakimś miejscu pierwsza, dlatego też musiało być tak teraz. A jeżeli nie pierwsza.. to jedna z pierwszych, nie lubiła się spóźniać dlatego też szła dosyć sprawnym krokiem do pokoju rozrywek. Dawno nie odwiedzała tego miejsca, a chwila wytchnienia od nauki dobrze jej zrobi. Zwłaszcza że ostatnio o mało nie udusiła w bańce pewnej Ślizgonki imieniem Oriane. Dobrze że chociaż wybaczyła Lotte jej.. delikatną niezdarność. Stanęła nieopodal drzwi, już na korytarzu słyszała jak z ów pokoju wydobywa się muzyka odpowiednia do klimatu tego miejsca. Odetchnęła cicho i ruszyła przed siebie, była ubrana w dosyć ciekawy komplet. Prezentowała się jak zawsze, słodko ale w każdym calu gustownie i odpowiednio do sytuacji. Przeszła w końcu przez drzwi, na twarzy pojawiła się niepewność. Wyglądała jakby zabłądziła, albo była zdziwiona wyglądem sali, a to po prostu przejęcie. Osobiście nic nie miała do Amerykańskiej części Hogwartu, a nawet cieszyła się że mogła usłyszeć parę nowych ciekawostek na ich temat. Uśmiechnęła się przelotnie do @Cyrus Lynford. Jedyną rzeczą jaką się przejmowała to były pogłoski na temat ów Amerykan. Dużo się o nich mówiło, że mieli jakieś złe plany dotyczące uczniów Hogwartu. Szarlotka wolała się mieć na baczności. Słyszała jak jakiś Ślizgon wspominał coś o plakacie, z ciekawości sama się dokładniej mu przyjrzała i dostrzegła ów znak o którym tak głośno mówił na korytarzu. Chociaż.. znaczek jak znaczek, może to było po prostu jakieś logo? Była słodką dziewczynką więc raczej nic nie powinni jej zrobić. Kto by w ogóle zwracał uwagę na taką osobę jak ona? Wydawała się taka niewinna, może to był jej główny atut którego Salemczycy nie potrafili ujrzeć? Następnie dostała w swoje dłonie plakietkę która pokierowała ją w odpowiednie miejsce, które okazało się polem do gry w butelkę.
Wszyscy chyba nie mogli się doczekać tej imprezy. Czy może raczej cała ich czwórka, bo w zasadzie nie wiedziała jak to było z resztą ich bractwa - nie bractwa. Pomogła Cyrusowi w całej tej dekoracji (było tak pięknie, że przez chwile stała i zachwycała się jacy są super, że coś takiego zrobili), a potem wybyła do dormitorium się przyszykować. Ubrała czerwoną sukienkę, wpasowując się w barwy ich flagi narodowej, a przy tym na pewno będąc dzięki temu widoczną. Włosy potraktowała zaklęciem, dzięki czemu jej naturalne loki prezentowały się jeszcze ładniej niż zazwyczaj. Kiedy w końcu po jakiejś godzinie czy dwóch przyszła do pokoju rozrywek, był już czas kiedy impreza powoli miała się rozkręcać. Ale byli tak tylko Cyrus i jakaś nieznana jej dziewczyna (@Charlotte Blanchett), która ubrała się zupełnie jakby poszła na spacer a nie na taką wyjątkową, amerykańską imprezę. Spojrzała tylko na nią, a potem podeszła do stolika z jedzeniem i porwała w swoje łapki MacMagicowe frytki. Ach, tak jej tego brakowało! To naprawdę był świetny plan, żeby je z dzisiejszej okazji sprowadzić. W końcu wylądowała obok @Cyrus Lynford, cały czas zajadając się frytkami i jemu też podsuwając. Niewątpliwie idealnie pasowały do whisky!
Zaraz pojawiła się jakaś dziewczyna, trochę niepewna, trochę lekko się uśmiechająca, więc ja, będąc super dobrym gospodarzem, zaraz do niej podszedłem. W końcu miałem poznawać tych ludzi i uważałem, że najlepiej czym prędzej to zacząć. Kręciła się gdzieś koło pola z grą w butelkę, więc nim znalazłem się przy niej porwałem jeden z kieliszków z kłębolotem. Wino to miało słodszy smak, niż whiskey, którą piłem, a do tego z kieliszka ulatywały bąbelki o wszelakich kształtach. Podałem kieliszek pierwszej dziewczynie, bo nie zauważyłem, by miała coś do picia. - Widzę, że plotki o punktualności europejczyków przynajmniej w jakimś stopniu są prawdziwe - powiedziałem do niej, przyglądając się jej (rzeczywiście mocno wyglądała jakby zabłądziła, bo tak ekstra jak moja kuzynka, to na pewno nie była wystrojona), gdy wręczałem jej kieliszek. Akurat w tej chwili pojawiła się obok nas Daisy, od której bardzo chętnie wziąłem parę naszych super frytek. - Będziecie grać? - Zapytałem obie wskazując głową na butelkę, zastanawiając się przy tym, czy będzie bardzo źle, jeśli ja też wezmę w tym udział. Miałem ochotę zaryzykować, ale pierw chciałem sprawdzić, kto w ogóle zgłosi się do udziału i ilu takowych odważnych się znajdzie.
Nie szykowała się długo na tą imprezę. W końcu to miała być dla niej kolejna okazja do napicia się i zapomnienia o problemach. Włożyła pierwszą lepszą sukienkę jaka wpadła jej w ręce. Spojrzała w lustro zastanawiając się czy związać włosy. Niby nie przeszkadzały jej... Zrezygnowana i niezdecydowana do końca machnęła ręką i wyszła ze swojego dormitorium. @Lilith Nox miała zabrać ze sobą parę osób, jednak nie zdradziła kogo. W sumie to nawet myślenie o tym jej nie wychodziło. Marzyła aby zatopić swoje wargi w alkoholu i zapomnieć. Nawet przez ułamek sekundy przez jej głowę nie przeszła myśl, że może ta spotkać @Lucas Kray. Może wtedy nie poszłaby tam. A może tym bardziej zadbałaby o swój wygląd... Kto wie.. Ciemny kolor ścian przypasował dziewczynie. Mogła poczuć się poniekąd jak w dormitorium. U nich też odcienie były ciemne. Rozejrzała się poszukiwaniu Lilith jednak jeszcze jej nie było. W sumie to mało osób było w środku. Może jednak nie wszyscy dostali plakaty? Dostała na wejściu dość dziwną plakietkę, a następnie ruszyła w stronę stołów. Miała nadzieję znaleźć na nich alkohol. I nie zawiodła się. Już po chwili stała z kubkiem w który miała whiskey. Trunek dość mocny jednak tego było jej teraz trzeba. Gdzieś nawet usłyszała "butelka". Rozejrzała się za możliwością gdzie też miała by się udać i właśnie tam skierowała swoje kroki. Do gry w butelkę.
Po szkole od dawna latały z rąk do rąk ulotki o tym, że przyjezdni organizują jakąś bibę. Więc od dłuższego czasu zastanawiał się czy chce na nią iść. I choć wybór nie był za wielki. (A- tak, B - tak i zabierz jedną z dziewczyn z domu) To postanowił w końcu wybrać tę drugą opcję i wybór miał paść na Whisky. Kiedy to czekał na swojej kanapie rozwalony będąc ubrany w błękitny garnitur, który to zakupił specjalnie dla takiej okazji jak ta, by iść w towarzystwie swojej błękitnowłosej przyjaciółki. To kiedy ta postanowiła mu się w końcu ukazać to prawie spadł z kanapy. - Że Coo!? Już wypad na górę się przebrać! Nie pokażę się tam tak z Tobą moja droga. - Nie mógł pozwolić, żeby dziewczyna poszła ubrana tak jakby to wstała dopiero z łóżka. Tak, cały czas uważał, że nawet jeśli dopiero co wstaje z łóżka to i tak tak ślicznie wygląda. No ale bez przesady. Więc kiedy to w końcu dała się namówić na to by się przebrać w coś bardziej ładnego i gustowniejszego. Tak, wcale groźby, że zaciągnie ją do pokoju siłą i nie wypuści aż się nie przebierze - tutaj nie pomogły.
No ale dobra, szedł razem z dziewczyną oferując jej swoją rękę przez szkołę rzucając co chwila jakimś niezbyt grzecznym komentarzem do kolesi którzy to dostawali nadmiernego ślinotoku na widok Carmy. Otworzył drzwi i przepuścił swoją partnerkę po czym sam wślizgnął się do środka. Zauważył tam Szarlotkę jak rozmawiała z jakimś chłopakiem, oraz kilka znajomych twarzy. - O grają w butelkę! Carma choć! Nie, nie ma żadnego nie. No choooć! - Nalegał cały czas, aż w końcu się zgodziła i zaciągnął dziewczynę zajmując miejsce obok @Oriane L. Carstairs by razem z @Carma C. Charismezagrać w butelkę
Pamiętała o wspomnianej przez Cyrusa imprezie, ale nie spodziewała się, że będzie ona tak... ogromna. W zasadzie brała to w jakimś stopniu pod uwagę, szczególnie gdy już dostała ulotkę na szkolnym korytarzu, ale ilość ludzi rozmawiającej o niej na każdym kroku dość mocno ją zaskoczyła. Nie przepadała za tłumami, ale zdecydowanie chciała się tam znaleźć... może dlatego, że Rasheed napisał jej o tym, że również ma zamiar się pojawić? Ślizgon zaintrygował ją swoimi podejrzeniami odnośnie Salemczyków. Nie miała bladego pojęcia co oznacza niewielki znaczek czaszki na plakacie, ale gdyby takową wiedzę posiadała, z pewnością zaintrygowałyby ją plotki o owej organizacji. Na pierwszy rzut oka wydawała się niegroźna, ba, nawet nieco nieogarnięta, ale niejednokrotnie manipulowała sytuacjami i faktami w taki sposób, by jej brat wylatywał z każdej szkoły po kolei. Zdecydowanie lubiła dyskrecję, dodatkowo ostatnio wybitnie jej się nudziło. Razem z Norbertem postanowili pójść na imprezę jako "para", ale decyzja ta została podjęta głównie z wygody - ostatecznie mieszkali w jednym domu, także wspólne wyjście i powrót zdecydowanie było na plus - odpowiedzialny kompan w pijackiej drodze powrotnej był na wagę złota! Oczywiście jej współlokator naczekał się na nią o pół godziny dłużej, niż planowali, ale cóż... Carma była klasyczną babą pod względem wyjść, dlatego po dobraniu już odpowiedniego stroju (bo wcześniejszy został przyjęty z dezaprobatą Norberta) zajęła się swoimi włosami, i to właśnie ich ogarnięcie zabrało jej tak dużo czasu. Docierając na miejsce imprezy, nie zdążyła się nawet dobrze przyjrzeć obecnym już gościom i otoczeniu, przegapiając wspaniałe potrawy z McMagic - do których miała ogromną słabość - ponieważ Norbert z miejsca zapragnął zagrać w butelkę. Rzuciła mu przerażone spojrzenie, którego najwyraźniej nie wychwycił - ewentualnie wychwycił, ale koniecznie chciał przyprawić ją o zawał serca - a chwilę później została już zaciągnięta na miejsce gry. - Lotte, czemu nie mówiłaś, że idziesz? I naprawdę będziesz grać w butelkę? - zapytała zaskoczona, starając się ukryć lekkie drżenie swoich dłoni, przy okazji witając się skinieniem głowy z @Cyrus Lynford.
Ostatnio zmieniony przez Carma C. Charisme dnia Nie 10 Kwi 2016 - 19:58, w całości zmieniany 1 raz
Lotte coraz bardziej zaczęła się interesować tą impreza, oglądała z zaciekawieniem dekoracje.. zwróciła szczególną uwagę na ciemne barwy pokoju oraz ogólny ubiór gości. Przeważały tam głównie osoby dobrze ubrane, a Ona.. jakoś nie specjalnie się wystroiła. Trzeba było przyznać że po prostu dowiedziała się o tej imprezie z dnia na dzień, dopiero wczoraj zwróciła uwagę na plakat gdzieś tak w godzinach popołudniowych oraz Lilith wysłała do niej list już pod wieczór. Nie planowała tu przyjść więc.. może chociaż nie wyjdzie na idiotkę i odpowie wreszcie chłopakowi który uraczył ją kieliszkiem wina, nie odmówiła. Akurat tylko i wyłącznie to zamierzała tu pić, jeżeli dojdzie do jakiegokolwiek kontaktu z alkoholem. Uśmiechnęła się ponownie by zaraz odpowiedzieć. - Zdziwisz się, ale nie wszyscy są tak punktualni jak ja. Po prostu.. nie lubię się spóźniać, nie wiem czy zauważyłeś ale na wielu lekcjach jestem pierwsza w sali. Tak już mam.. - Zaraz tuż obok chłopaka pojawiła się @Daisy Manese. Miała do niej neutralne uczucia, obejrzała jej ubiór dosyć dyskretnie by później dodać. - Pewnie, może się przedstawię. Charlotte Blanchett, najstarsza córka rodziny. Zapewne później przyjdzie także moja młodsza siostra.. w sumie zapomniałam jej poinformować, ale ona dowiaduje się o takich imprezach znacznie szybciej niż ja. - Podrapała się po policzku i na pytanie skinęła krótko głową. Dopiero teraz zauważyła Carmę oraz Norberta, to Ci dopiero.. nie mówili jej że idą. Też niespodzianka, oni ubrali się dosyć gustownie. Lotte mimo że otrzymała wtedy ów spadek nie różniła się od typowych dziewcząt w jej wieku. Nie odbiło jej, można to tak spiąć w jedną całość. Na pytanie karmy uniosła delikatnie brwi i upiła drobnego łyka wina. - Ja.. nie wiedziałam że wy idziecie, nic nie mówiliście.. albo nie słuchałam. W butelkę? No.. tak, będę chciała zagrać. - Sama nie wiedziała czy to najlepszy pomysł ale.. raz się żyje.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Obiecał, że się pojawi, więc tak zamierzał zrobić, chociaż w pewnym momencie jakoś tak przeszła mu na to ochota. Rasheed nie lubił spoufalać się z Amerykanami, więc tym bardziej nie zjawiłby się tutaj, gdyby nie osobiste zaproszenie Cyrusa. Właściwie, to było tylko takie luźne „może wpadniecie”, ale w zasadzie tylko tego brakowało Ślizgonowi, gdy ten złapał gdzieś na korytarzu ulotkę od @Daisy Manese. Nawet nie zorientował się wtedy, że to ona, bo pewnie pędził gdzieś, jak to zwykle miał w zwyczaju, ale kiedy w domu się jej przyjrzał, stwierdził, że musi tutaj być. Nie ze względu na dobrą zabawę, a dlatego, że bardzo chciał wiedzieć co takiego knują Salemczycy. Czy była lepsza okazja, aby się tego dowiedzieć? Nie potrafił czasami powstrzymać się od ciekawości, a tajemniczy monokl, którego był właścicielem, napędzał jego działania i popychał go w kierunku, w który wcześniej nawet nie potrafiłby spojrzeć. Kiedy się zjawił, ubrany był w dość niezobowiązujący, aczkolwiek niezaprzeczalnie mający w sobie pewną dozę elegancji strój. Wszystko w nim było uważnie przemyślane… może poza kurtką, której długo nie miał na plecach, gdyż w pokoju rozrywek było zbyt ciepło. Wyłowił w tłumie @Cyrus Lynford, któremu posłał kiwnięcie głową, o ile ich spojrzenie się spotkały, ale nie chciał mu przeszkadzać, bo ten ewidentnie wcielił się w rolę doskonałego gospodarza. Zakręcił się za to w okolicy, w której można było dostać whiskey i po chwyceniu w rączki szklanki, dostrzegł obecność @Carma C. Charisme. Jej kreacja przykuwała spojrzenie na tyle, że nawet nie zwrócił uwagi na @Norbert O. Czarnkowski, który jej towarzyszył, dopóki razem nie skierowali się do miejsca, w którym grano w młodzieżową, infantylną zabawę towarzyską. Zaintrygowany Sharker, postanowił chyba porzucić znane mu konwenanse. Przyjrzał się plakietce, którą otrzymał, aby po chwili wzruszyć ramionami i dołączyć do gry w butelkę. Posłał tam przeciągłe spojrzenie Carmie, przez moment lustrując uważnym spojrzeniem jej nogi, niezakryte przez sukienkę, a dopiero potem kiwnąwszy jej szklanką w ramach powitania. Norbert wyglądał na takiego psa stróżującego, że chyba nie chciał mu przeszkadzać w jego roli. Przywitał się też z @Oriane L. Carstairs, jaka też miała pogrywać w butelkę. Zapowiadała się interesująca rozgrywka.
Amerykańska impreza, czemu nie!? Ważne, że impreza. Amerykanie, jak amerykanie. Może spotka kogoś ciekawego. Sonya, kiedy dowiedziała się o imprezie z jakiejś ulotki była podekscytowana. W końcu coś się dzieje w tym nudnym Hogwarcie. Przez kilka dobrych dni myślała tylko o tym, a gdy nadszedł w końcu czas, nie miała pojęcia w co się ubrać. Spojrzała do kufra, w którym trzymała wiele, wiele ubrań. I jak tu się zdecydować? Właśnie, co powinna założyć na taką imprezę? Westchnęła i niespodziewanie pisnęła niczym mała dziewczynka, która dostała list ze szkoły magii. W końcu zdecydowała się na coś... właściwie nadającego się na jakiś bal - biała suknia. Będzie najwyżej nieco się wyróżniać. Na miejscu mało co zwracała uwagę na otoczenie. Lewitujące lampki? Phiiii... Inni za to podziwiali, jakby nigdy nie widzieli owego zjawiska. Od razu jej wzrok powędrował na stół. Tequilę, wino Kłębolot i oczywiście klasyczną, amerykańską Whiskey. Szczerze nie znała się bardzo na alkoholach, ale na czym innym... Jednakże dzisiaj miała zamiar wypróbować je wszystkie. Nalała sobie szklankę Tequili i pijąc ruszyła w stronę, gdzie można było zagrać w butelką. - To ja rozumiem. - Mruknęła.
Przyszła i pora na Lucasa, skoro dziś wracał do Hogwartu to czemu nie mógłby się chwilę zabawić. W końcu 2 miesiące odpoczynku od szkoły szybko zleciały, a on miał wielkie plany co do tej imprezy. Tolerował Amerykan, nie sprawiali mu żadnego problemu prócz pewnej dziewczyny, a była to Daisy. Akurat ona mu podpadła i nie miał zamiaru wiązać z nią większych kontaktów niż kontakt wzrokowy czy zwykłe przekomarzanie się. Ubrał się schludnie i nie najgorzej, nie był to jakiś garnitur czy gustowna marynarka.. ale prezentował się dobrze. Założył na siebie spodnie w kolorze khaki, białą koszulę, dżinsową kurtkę i czarne buty z grubszą podeszwą. Z rękoma w kieszeniach wszedł do pokoju, po czym westchnął cicho. Zapewne niewiele osób spodziewało się go jeszcze zobaczyć w Hogwarcie bo dużo osób twierdziło że zaginął albo co najlepsze umarł. Plotki, miał się dobrze bo wykurował się dzięki temu dłuższemu odpoczynkowi. Skinął do Cyrusa oraz spojrzał pobłażliwie na Daisy, a następnie udał się do stolika z alkoholem. Wybrał sobie oczywiście swoją ulubioną Whisky, świat jest piękniejszy po niej. Dopiero teraz ujrzał w tłumie pewną osobę, uchylił delikatnie usta jakby nie widział jej rok czasu. Ostatnio spotkał ją w niekomfortowej sytuacji, gdzie dostał po prostu liścia w twarz. @Oriane L. Carstairs ubrana była według niego dosyć.. seksownie. Samo patrzenie na nią sprawiało że myśli uciekały na bok, a co dopiero gdy go zauważy.. wróć. Formalnie nie byli razem, raczej.. przecież po tym co się wydarzyło zapewne nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Jednak czy Lucas także? Co ciekawe także zaryzykował i w ciszy usiadł nieopodal, czekając aż gra w butelkę się zacznie.
Nie miał zbytnio ochoty iść na tą całą imprezę. Wyobrażał już sobie spitych ludzi leżących pod ścianą, całujących się na kanapach(co najmniej) i jego samego stojącego przy ścianie i popijającego wodę. Został jednak zmuszony przez Norberta tym jego ciągłym powtarzaniem "no chodź, będzie fajnie". Nie poszedł jednak z nim ze względu na sytuację z Carmą. Powiedzieć, ze nie miał ochoty widzieć tej dziewczyny było łagodne. Jego kumpel znalazł mu bojowe zadanie: opiekowanie się jego, jak to nazwał "siostrą." Dorian nie miał nic przeciw Clarissie, dlatego się zgodził. W dwójkę zawsze raźniej, przynajmniej nie bedzie się nudził. Pod domem CCC zjawił się ubrany dość elegancko, nie wiedział czy będzie to odpowiedni strój, ale Norbert miał się ubrać podobnie. Czekając na swoją partnerkę aż będzie gotowa, pogadał chwilę z Czarnkowskim w ich rodzimym języku. Dziękował losowi, że jego najlepszy kumpel był polakiem. Dorian jako mieszaniec znał i angielski i polski, miło było dla odmiany rozmawiać w tym drugim. Kiedy Clarissa zakończyła ubieranie(a trwało to dobrą chwilę, musiał się chować przed Carmą) ruszyli na imprezy. Kiedy dotarli na miejsce, jak gentlemanowi przystało otworzył drzwi i przepuścił swoją partnerkę. Widząc pewne osoby przy butelce stracił momentalnie ochotę na zabawę. Zaciekawiła go natomiast misa, w której miały być podane pary z korespondencji. Zawdzięczał jej przetrwanie w trudnej chwili, jego Promyczek był wybawieniem dla Doriana. Nie znał osobiście osoby, która według misy była jego korespondencją, ale istniała szansa, że pojawi się na imprezie. Bardzo by się wtedy ucieszył.
Impreza amerykanów bez Amerykanki imieniem Vittoria? Nie mogło jej tu zabraknąć. Będzie zabawa. Będą ludzie, będzie alkohol, więc po prostu musiało być zajebiście. Dlatego też przejrzała swoją szafę w poszukiwaniu czegoś, co nadawało by się na szaloną imprezę w gronie różnych wariatów. Ostatecznie trafiło na chabrową sukienkę , która idealnie podkreślała każdy z jej atutów, w tym duże, błękitne oczy. Tak, to był zdecydowanie idealny strój. Gdy tak tu szła ciekawiła ją jedna rzecz. Na plakacie, który obwieszczał o imprezie widziała czaszkę. W pierwszej chwili nie zrozumiała jej sensu, ale potem skojarzyła, że może to mieć coś wspólnego z Wands&Skull. Nie wierzyła, że to bractwo faktycznie istnieje. Jednak podobno zajmowali się różnymi przedmiotami z ich szkoły, a ona miała jeden z nich. Czarno-magiczne lusterko nosiła ze sobą i nikt o nim nie wiedział, a ona starała się znaleźć na jego temat jak najwięcej. Jak na razie jedyne, co się działo to raz na jakiś czas jego tafla burzyła się, ale nic poza tym. Jeśli to bractwo istnieje... Czy będą chcieli jej to zabrać? Weszła do sali rozglądając się z ciekawością. Gra w butelkę? Czemu nie! Ostatnio grała na parapetówce braci Harper i było bardzo zabawnie. Teraz wprawdzie nigdzie nie dostrzegała ani Edzia, ani Jaya (i Lilith, co było co najmniej dziwne, bo ta pakowała się wszędzie, gdzie się tylko dało), ale i tak zapowiadało się super. Wpakowała swój seksowny tyłek obok @Oriane L. Carstairs uśmiechając się do niej. - Cześć kochana – Przywitała ją szybkim całusem w policzek. Po ich ostatnim alkoholowym wypadzie wróciła sympatia, którą wcześniej odczuwała w stosunku do Ori i dlatego nie zamierzała jej już unikać jak kiedyś, a tym bardziej gnoić. Zaraz za nią zauważyła @Norbert O. Czarnkowski, to też podniosła rękę przykładając dwa palce przed swoje oczy, a potem wskazując nimi w jego stronę w geście „obserwuję Cię” i w ten sposób nawiązując do ich ostatniego spotkania. - Powiedzcie mi, że będzie super zabawa i nie przyszłam tu na darmo - Powiedziała zastanawiając się kiedy rozpocznie się szalona gra i jakie też dokładnie ustanowią jej zasady,