C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Osoby: Christopher Walsh & @Atlas M. O. Rosa Miejsce rozgrywki: Ulica Pokątna Rok rozgrywki: koniec sierpnia 2022 Okoliczności: O tym, jak Christopher i Atlas spotkali się na krótko przed rozpoczęciem roku szkolnego i tym, co z tego ostatecznie wynikło.
Ten rok szkolny miał się rozpocząć w sposób, którego Christopher w ogóle się nie spodziewał. To, co spotkało go w Avalonie, było nieco przerażające i starał się o tym zbyt wiele nie myśleć, próbując koncentrować się na czymś innym, niż utrata wspomnień związanych z Joshuą, pogorszenie wzroku, wyraźne osłabienie, czy to natarczywe przeczucie, że ktoś wciąż go obserwuje. Próbował pozbyć się wszystkich problemów, wiedząc jednocześnie, że nie będzie to wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać, bo klątwy miały to do siebie, że uwielbiały się do człowieka przyczepiać. Nie mógł jednak siedzieć w miejscu, nie mógł po prostu czekać na to, co nadejdzie, tym bardziej że teraz miał poważniej skupić się na nauczaniu młodzieży, a co się z tym wiązało, musiał przypilnować, by wszyscy mieli odpowiednie podręczniki, zioła i co kto tam jeszcze potrzebował. Dlatego też wybrał się na Pokątną, informując o tym Mędrkę, która pokiwała jedynie głową, jakby nie spodziewała się po nim niczego innego i zachowała dla siebie, że zaraz o wszystkim powie starszemu z Walshów, by ten wiedział, gdzie ewentualnie powinien szukać swojej zguby. Skrzatka, choć nie wiedziała do końca, co się działo i jak doszło do tego całego bałaganu, jaki zapanował w jej domu, nie mogła po prostu siedzieć i ukrywać czegokolwiek przed jednym albo drugim mężczyzną. Chris musiał przyznać, że siedzenie w domu zapewne byłoby dla niego bezpieczniejsze. Co jakiś czas wydawało mu się, że ktoś go śledzi, później odkrył, że roślinność nie ma się przy nim najlepiej, więc porzucił myśl o tym, żeby spędzić dłuższy czas w sklepie zielarskim i skierował się do księgarni, by tam poszukać jakichś interesujących książek, które mogłyby uzupełnić tak jego wiedzę, jak i wiedzę jego uczniów. Był pewien, że trafi tam na coś, czego wcześniej jeszcze nie czytał, ale musiał przyznać, że problemy ze wzrokiem na pewno mu nie pomagały. Drgnął zatem, kiedy jeden z pracowników księgarni, który już całkiem dobrze go znał, zwrócił się do niego, proponując mu pomoc, jednocześnie dość głośno oznajmiając wszystkim zebranym, z kim właściwie mieli przyjemność. Chris drgnął ponownie, gdy został tytułowany profesorem, a później uśmiechnął się niepewnie, przyznając, że ma problem ze znalezieniem nowych książek dotyczących zielarstwa, chociaż wydawało mu się, że jakieś zostały wydane w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. - Jeśli znajdzie się coś z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami, to też chętnie bym zobaczył te książki - dodał, pamiętając, że członkowie koła naukowego, którego był opiekunem, mieli nieco szersze pole zainteresowań, niż jedynie roślinność.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Podobnie odczuwał swój początek roku szkolnego Rosa, który nie spodziewał się zaczynać go będąc porzuconym, samotnym, zadeptanym i zniszczonym przez jedną, drobną kobietę. Kiedy dostał się na etat do Hogwartu, miał wrażenie, że to ostatnia deska ratunku, mogąca pomóc mu poskładać potrzaskane serce i myśli. Oddawanie się w wir pracy było przecież najlepszym lekarstwem. A choć nie dawał po sobie poznawać tych wewnętrznych rozterek i bólu, to jednak bolało, to jednak wciąż się z tym ciężarem męczył. Wybrawszy się na przechadzkę po ulicy Pokątnej uznał, że chce zapoznać się z potencjalnymi zasobami, do jakich dostęp mogli mieć jego przyszli uczniowie. Nie zakładał, że mogłoby im tu w Anglii czegokolwiek zabraknąć, w porównaniu z tym, jakimi narzędziami, czy materiałami operowali uczniowie Beauxbatons, a jednak po coś tu przyszedł. Kręcił się chwilę, obserwując młodzież nerwowo przymierzającą szaty u Malkin, dobierającą sobie różdżki czy wybierającą zwierzęta na szkolnego pupila. Ostatecznie zawędrował do księgarni, której sam zapach pomagał na skołatane nerwy, choć tym razem dość gwarno, zapuścił się w zakątek podręczników o zielarstwie, gdzie aż takich tłumów trudno było się spodziewać. Zainteresowane spojrzenie jasnych oczu przemykało po grzbietach ustawionych na półkach wolumenów, połowicznie tylko przysłuchując się otaczającym go rozmowom. Nie był zainteresowany aż tak tym merlinowym światem wokół siebie, ale słysząc tytulaturę profesorską przeniósł uważny wzrok na mężczyznę, stojącego do niego tyłem. Uśmiechnął się lekko do siebie, sięgając dłonią po jeden ze znanych mu tytułów, choć w przekładzie na angielski i wyciągnąwszy go z półki, skierował kroki w stronę blondyna. - "Gullwing'a bestii na łące poznanie, czyli słów kilka o stworzeniach-roślinach zamieszkujących Austrię i okolicę." - -zacytował tytuł, wyciągając dłoń z książką w jego stronę- Tytuł głupi, a sama lektura dość toporna, ale to jedyna książka w której można poczytać z taką dokładnością o magicznych insektach zachodniej europy. Serdecznie polecam. - uśmiechnął się czarująco, jak to półwil, przyglądając się owemu profesorowi. Był niezwykle zainteresowany tym, z kim ma przyjemność. Chciałby go poznać. Tu. Teraz. Do cna.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher drgnął, słysząc za swoimi plecami głos i odwrócił się w stronę nieznajomego mężczyzny, czując doskonale, że przez krótką chwilę serce biło mu zdecydowanie szybciej, niż powinno. Musiał przyznać, że te problemy, jakie się go uczepiły po powrocie z wakacji, po zakończeniu rytuału i spotkaniu bóstw, były naprawdę nieprzyjemne i w dużej mierze przeszkadzały mu nie tylko w życiu, ale i w pracy. Nie miał pojęcia, jak w tym stanie miał prowadzić zajęcia, jak miał przypilnować wszystkich uczniów i studentów, jak dokładnie miał nad nimi zapanować. Miał problem z opanowaniem lęku, gdy ktoś przechodził zbyt blisko niego, gdy tak jak teraz, ktoś niespodziewanie się do niego odzywał, ale mimo to starał się tego nie okazywać. Nie zamierzał zamieniać się w jakiegoś tchórza, nie chciał ulegać podszeptom klątwy, jaka najwyraźniej za nim wędrowała, tak samo, jak to nieznośne uczucie, że wszystkie rośliny przy nim obumierają, a i zwierzęta nie chcą przebywać w jego obecności. Musiał i zamierzał sobie z tym poradzić, nic zatem dziwnego, że uśmiechnął się łagodnie do mężczyzny, którego pomimo okularów nie widział zbyt wyraźnie, po czym skinął głową. - To na pewno lektura, która mi się przyda. Insekty, szkodniki i pożyteczne owady to dość istotny i obszerny temat w zakresie zielarstwa - przyznał, czując się jak zawsze nieco niepewnie, kiedy miał przyjemność poznawać kogoś nowego. O wiele łatwiej było w przypadku studentów, którzy najczęściej po prostu przychodzili do niego po radę, z prośbą o pomoc w zadaniu, jakie do nich skierował, czy czymś podobnym, nie wymagając od niego tym samym żadnej zabawnej rozmowy, czy przyjacielskiego zachowania. Christopher miewał trudności z tym, by się do kogoś przekonać, czy z tym, by się przed kimś otworzyć i zapewne, gdyby nie jego utrata pamięci, gdyby nie te klątwy, byłoby to zdecydowanie mniej widoczne. Ostatecznie wyszedł już ze swojej ślimaczej skorupy, stał się o wiele odważniejszy w tej sprawie i nie zachowywał się, jakby zamierzał od razu rzucać się do ucieczki. - Co prawda z chęcią znalazłbym coś podobnego dotyczącego Wielkiej Brytanii, ale nie zamierzam narzekać, każda nowa wiedza jest pociągająca i możliwa do wykorzystania - stwierdził z namysłem, kiedy podziękował za pomoc księgarzowi, nie zamierzając niepotrzebnie go przetrzymywać, skoro mniej więcej wiedział już, czego szukał, gdzie się znajdował, a na dokładkę został wciągnięty w rozmowę przez kogoś, kto najpewniej wiedział, o czym mówi. Spotykanie na swojej drodze innych pasjonatów dziedzin, które człowieka interesowały, właściwie zawsze było intrygujące.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Przyglądał się rozmówcy, z pewnym zdziwieniem ale i niesłabnącym zainteresowaniem obserwując drgnięcie jego ramion. Owszem, jego pojawienie się znikąd, szczególnie ze względu na geny wili, wzbudzało różne reakcje, ale mógłby przysiąc, patrząc na mężczyznę, tytułowanego profesorem, że ten chciał... uciec? Już dawno nikt tak wyraźnie nie sprawiał wrażenia pragnącego umknąć Atlasowej uwadze. - Atlas Rosa. - przedstawił się, gdy mężczyzna wziął książkę i wyciągnął jasną dłoń do przodu, by dopełnić socjalnych formalności. - Słyszałem, jak tytułowali Cię tu profesorem? - zagaił, właściwie w głównym temacie swojego zainteresowania- Hogwart? - uściślił, po czym uśmiechnął się czarująco i rozłożył przepraszająco ramiona. - Jeśli tylko wpadnie mi w oko jakaś ciekawa lektura o lokalnej palecie insektów, dam znać. - kiwnął głową. Mógł też zapytać ojca, w końcu był on, łagodnie rzecz ujmując, świrem entomologicznym- Jeśli chodzi o tę grupę zwierząt, mam aż za dużo doświadczenia. - zaśmiał się lekkim perlistym głosem i splótł ręce przed sobą, zerkając na skompletowane przez mężczyznę tomy. Zielarstwo było dziedziną niezwykle bliską tej, w której sam się specjalizował. Cieszył się więc, że to właśnie tego przedmiotu nauczyciela udało mu się najwyraźniej spotkać. - Przepraszam uprzejmie za takie niespodziewane najście... - zamachał lekko dłonią- Jestem... przyjezdnym. - angielski, którym się posługiwał był niezwykle prosty, wciąż trochę zardzewiały, z naleciałościami francuskiego akcentu- Nie miałem okazji poznać wielu osób, a sam rozpoczynam nauczanie w Hogwarcie od września. - wyjaśnił, chcąc uściślić czemu zdecydował sie na tę niespodziewaną napaść. Rozejrzał się zaraz po regałach, jakby przypomniał sobie o czymś, bo w istocie przyszła mu do głowy książka, którą mógłby zainteresować zielarza, niezależnie od tego w jakim zakamarku świata by się znajdował. Uniósł więc palec, w geście mającym najwyraźniej wstrzymać rozmówcę przed rozproszeniem uwagi i kiwnął na niego, zachęcając do tego, by zapuścili się między stanowiska zapełnione podręcznikami.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
To nie był strach. To był lęk, jakiego Christopher nie umiał opisać, jakiego nie był w stanie sprecyzować, a który dręczył go i denerwował już od kilku dni, powodując, że wewnętrznie się w sobie zapadał. Było tego zdecydowanie zbyt wiele, ale potrzebował czegoś prostego, czegoś zwyczajnego, jak to wyjście do księgarni, by pamiętać, że nadal żyje, że istnieje, że nie zapadł się w sobie. Zbyt wiele spraw w jego życiu wywróciło się do góry nogami, żeby chciał uciekać w pełni od tego, co miał, zbyt wiele stało na głowie, żeby miał zamykać się w domu i w ten sposób uciekać przed wszystkim, chociaż klątwy, jakie na niego spadły, nadal go dręczyły, stopniowo wypalając go od wnętrza. Próbował jednak z nimi walczyć, jak w tej chwili, gdy uścisnął dłoń drugiego mężczyzny, mając wrażenie, że ktoś znowu się do nich zbliżał, ale starał się nie oglądać za siebie. - Christopher Walsh - odparł prosto, dopełniając tych grzeczności, a potem rozchylił lekko wargi i skinął głową. - Nauczam zielarstwa, od jakiegoś czasu - przyznał, potwierdzając tym samym domysły swojego rozmówcy, chociaż nie do końca wiedział, dlaczego to miało być dla niego aż tak istotne. Być może był po prostu ciekawskim człowiekiem, z całą zaś pewnością był niesamowicie otwarty, w przeciwieństwie do Chrisa, który teraz dodatkowo pod wpływem klątw zachowywał się znowu, jak nieśmiałek. - Doprawdy? - zapytał, mimo wszystko ciekaw tego, czym dokładnie zajmował się stojący przed nim mężczyzna, ale już chwilę później otrzymał przynajmniej częściowe wyjaśnienie tego, skąd właściwie w nim taka wiedza i zainteresowanie. Jeśli miał czegoś uczyć, to zapewne czegoś, co wiązało się nie tylko z insektami, ale ogólnie z magicznymi stworzeniami. Przynajmniej tak podejrzewał Christopher, który wyraźnie nieco się uspokoił, a jego paranoja wywołana przez klątwy, jakby nieco zależała. Nieco, bo nie zniknęła całkowicie, a i on nadal zachowywał się, jakby faktycznie tym nieśmiałkiem został na stałe. Nim zdołał o coś dopytać, nim zdołał potwierdzić swoje domysły - choć wypowiedział je na głos, dopytując o dziedzinę, jakiej Atlas zamierzał nauczać - ten skinął na niego, prosząc najwyraźniej, by poszedł za nim. Walsh zrobił to, aczkolwiek nieco niepewnie, jakby spodziewał się, że za chwilę zaatakuje ich bazyliszek albo okaże się, że jego rozmówca przemieni się w jednego z avalońskich bożków, by pożreć go na miejscu. Najwyraźniej lęk naprawdę nie zamierzał zbyt prędko go opuszczać.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Być może szczęściem w nieszczęściu Atlasa było to, że jego wakacyjną tragedią było porzucenie przez narzeczoną, a nie udział w jakiejś rozrywce szkolnej, które miały się wkrótce okazać dość tragiczne. Wiadomo, że złamane serce bolało, było rysą na witrażu pamięci, pełnego kolorowych wspomnień, jednak zawsze to tylko rysa, a nie skrzywiona psychika, okaleczone ciało, bądź, cóż, po prostu tragiczna i bolesna śmierć. Uśmiechnął się do profesora łagodnie, uprzejmie, przyglądając mu się z niesłabnącą uwagą, takim skupieniem i zainteresowaniem, jakby w tej chwili Walsh był jego najbardziej umiłowanym rozmówcą. Rosa miał to do siebie, że oddawał się w pełni swoim rozmówcom, przyglądał się im, słuchał ich w skupieniu, starał się zrozumieć ich uczucia i emocje, a lęk, który czaił się w kącikach oczu nowo poznanego nauczyciela był tyleż niepokojący, co jednak jednocześnie bardzo intrygujący. Nie wypadało jednak wprost pytać czego się boisz. To niekulturalne, a przecież Atlas by takim szarmanckim dżentelmenem. - Kristofer. - jego uśmiech rozszerzył się. To piękne imię, kojarzyło mi się z bardzo sympatycznym znajomym z czasów studiów- Szalenie miło mi Cię poznać. - -zanotował w pamięci nie tylko nazwisko, ale i stanowisko nauczycielskie, jakie Walsh obejmował. Zaintrygowany obejmowanym przez niego stanowiskiem, które przecież jednocześnie było tak bliskie dziedzinie magii, którą się zajmował on sam, ruszył między regały w poszukiwaniu kilku książek, które mogłyby go zainteresować. - Jestem magiozoologiem. - przyznał otwarcie, spoglądając na Walsha przez ramię- Mój ojciec jest właśnie entomologiem, więc może zainteresowałyby Cię jego prace... - pamiętał każdą wydaną przez ojca książkę. Pewien był, że tak zacna biblioteka musiała posiadać kilka egzemplarzy, a Karl Rosa miał w swoim dorobku dość obszerny tytuł, wypełniony informacjami o szkodnikach północnej europy. Oczywiście nie nazywał ich szkodnikami, tylko cudownymi dziećmi leśnego poszycia, ale Karl był nieco szalony. W końcu zdecydował się poślubić wilę. - gdzieś tu powinny być... - zaczął rozglądać się po półkach- ...podręczniki z działu magicznych owadów. To dość intrygujące jak blisko nasze dziedziny specjalizacji się stykają, prawda? - rzucił Chrisowi bajeczny uśmiech wila, z nadzieją, że delikatny urok trochę rozluźni mężczyznę- Kto wie, może przyjdzie nam kiedyś współpracować przy jakiejś lekcji. - zaśmiał się lekko.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris nie był z natury strachliwy, był jednak wstydliwy. Przynajmniej przez długie lata, dopóki nie uwolnił się ostatecznie z krępujących go więzów, z tych wszystkich ciasnych okowów, jakie zostały na niego narzucone. To Josh go zmienił, czy raczej to właśnie przy nim zrozumiał ostatecznie, że może być, kim chce, że może być sobą i właściwie nie ma człowieka, który miałby prawo coś w tej kwestii zmienić, który miałby prawo coś na niego narzucać. Pod wpływem klątw Walsh wrócił jednak do punktu wyjścia, najwyraźniej zapominając o niektórych sprawach, zupełnie, jakby wyparowały wraz ze wspomnieniami o jego mężu, co było na swój sposób irytujące. Zapewne dlatego, że zielarz mimo wszystko czuł, że coś się w nim zmieniło, chociaż nie był w stanie powiedzieć co dokładnie. Tak czy inaczej, wrócił do punktu wyjścia i chociaż nie widział dobrze, był w stanie zorientować się, że Atlas mimo wszystko przypatruje mu się dość uważnie, a w jego zachowaniu było coś, co wyraźnie Christophera krępowało. Zapewne dlatego jedynie niemrawo zapewnił go, że jemu również było miło, tylko po to, żeby zaraz przekręcić na palcu obrączkę wykonaną z czarno-zielonej muszli i pierścień Danu, którego nie zamierzał zdejmować. Później zaś uśmiechnął się, o wiele swobodniej, by zaraz zmarszczyć nieznacznie brwi, jakby próbował zestawić ze sobą posiadane informacje, jakie mimo wszystko zdawały się przez chwilę nie kleić w jedną całość. Powoli, krok za krokiem, ale ponieważ nie chciał być nieuprzejmy, nie zaczął zadawać żadnych osobistych, jego zdaniem, pytań i skoncentrował się na zupełnie innej kwestii. - Dopiero teraz zaczynasz zajmować się nauczaniem? - zapytał, siląc się na spokój, oglądając się gwałtownie za siebie, jakby chciał zaatakować kogoś, kto znalazł się za blisko niego. To było szaleństwo, prawdziwe szaleństwo, nad jakim nie umiał w żaden sposób zapanować, szaleństwo, które go wręcz męczyło, ale nie umiał go przerwać, zapadając się w tym coraz to mocniej i mocniej. Bał się, że wszystkie klątwy Avalonu zostaną z nim na długo, a jednocześnie odnosił wrażenie, że za niektóre swoje zachowania być może faktycznie na nie zasługiwał. Potrząsnął głową, zamykając na chwile oczy, sprawiając wrażenie dość zmęczonego, co mogło sugerować, że przygotowywał się intensywnie do nowego roku szkolnego i właśnie to powodowało, że znajdował się w takim, a nie innym stanie. - Można to chyba nazwać zrządzeniem losu - przyznał ostrożnie Christopher. - Być może tak. W Hogwarcie są również koła naukowe i jestem opiekunem jednego z nich, gdzie dzieciaki zajmują się zielarstwem i magicznymi stworzeniami. Być może chciałbyś przyjść na jakieś spotkanie? - dodał zaraz, również niepewnie, jakby spodziewał się odmowy, albo jakby nie wiedział, czy może w ogóle pozwolić sobie na podobną propozycję.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Jest coś czarującego w osobie, która wierzy w to, że nie ma nikogo, kto mógłby jej coś nakazać, czy coś w niej zmienić, kiedy patrzy się na nią z perspektywy tego, że stał teraz w towarzystwie potomka wili. Kwintesencji tego właśnie rodzaju człowieka, który lepił swoje otoczenie, oklejał swoim urokiem, urabiał i zmieniał, a przede wszystkim narzucał. Czasem nieświadomie, ale znacznie częściej świadomie, tak jak teraz, kształtując atmosferę tak, jak sam uznawał, że powinna ona wyglądać, by być komfortową. Mylił się, ale Rosa nie uznawał swoich pomyłek. Jeśli się mylił, to z winy świata, nie swojej własnej. - Nauczałem w Beauxbatons. - odpowiedział lekkim tonem, przebiegając palcami po grzbietach książek, śledząc spojrzeniem grawerowane na nich nazwiska- Ale można powiedzieć, że są to dopiero początki. - starał się nie brzmieć sztywno, jednak jego angielski wciąż był dość zardzewiały. Nauczony form zbyt formalnych miał wciąż trudność i zajmowało mu chwilę, odnaleźć w pamięci zwroty na tyle miękkie, by brzmiały koleżeńsko, a nie sztucznie. Wykrzykniętym entuzjastycznie "O!" zareagował, widząc nazwisko ROSA na jednym z tomów i wyciągnął go z zadowoleniem z jednej z najwyższych półek. Dopiero wtedy, odwracając się do Chrisa, zauważył miotające nim, przedziwne odruchy i ten niepokój, który zdawał się tylko narastać, pomimo tak subtelnie, a jednak sukcesywnie rozpuszczanej po okolicy dawki uroku wili, który Atlas zdawał się starać z siebie wydobyć niepozornie. - Czy wszystko aby na pewno w porządku? Czy mogę Ci jakoś pomóc? - zamknął dłonie na podręczniku i pochylił się nieco w stronę nowo poznanego mężczyzny, jakby z bliska miał potrafić wyczytać z jego twarzy tajemnice miotających nim lęków. - Poza nami nikogo tu nie ma... - -szepnął nieco cisze, jakby to miało w czymś pomóc. Zaraz jednak wyciągnął w kiego stronę tomik o owadach, najwyraźniej ten, o którym wspominał wcześniej, bo okładka prezentowała przepiękną fotografię much siatkoskrzydłych w locie, w których pancerzach odbijało się światło chylącego się słońca. - Mon dieu! Koła naukowe! To brzmi szalenie interesująco. - -uśmiechnął się bajecznie i znów przechylił głowę- Byłoby mi absolutnie, niezmiernie miło, gdybyś kiedyś zechciał pokazać mi, co robisz z uczniami na takim kole. - może podjęcie zaproponowanego tematu, pomoże nowemu rozmówcy uporać się ze swoimi strachami?
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher wyraził uprzejme zainteresowanie kwestią poprzedniej szkoły, starając się jednocześnie nie zachowywać jakoś niestosownie, aczkolwiek było to dla niego niesamowicie trudne. Klątwy nie dawały mu spokoju, a w nim narastał dodatkowy niepokój, wywołany najwyraźniej zachowaniem oraz działaniami jego rozmówcy. Nie widział w nim pozornie niczego niezwykłego, nie odczytywał go jako człowieka niesamowicie pociągającego, czy coś podobnego, ale jednocześnie odnosił wrażenie, że ten roztaczał dookoła siebie jakiś urok, którego nie był w stanie w pełni zrozumieć. To go peszyło, wpędzało w jakieś poczucie winy, które go dręczyło i z tego też względu ich rozmowa wydawała się coraz dziwniejsza, coraz bardziej krępująca. Zielarz zaczął się nawet obawiać tego, co będzie, kiedy spotkają się ponownie za kilka dni w szkole, podejrzewając, że może z tego wyniknąć jeszcze więcej problemów, niż mogło się przypuszczać. I kiedy nauczyciel miał już skoncentrować się na książce, Atlas wykonał taki ruch, że Chris zdecydowanie cofnął się o parę kroków, jednocześnie unosząc książki, które już trzymał, jakby próbował się nimi zasłonić. To z pewnością nie było zachowanie, jakiego należało się po nim spodziewać, ale wszystko, co się działo, może nawet ten urok drugiego mężczyzny, spowodowało, że zielarz nie tylko spłonił się po same czubki uszu, ale znowu zapragnął umknąć. Jego myśli biegały jak oszalałe, przebijały się przez nie jakieś wspomnienia, których nie rozumiał i nie potrafił do końca ułożyć w całość, do tego wszystkiego powracała jeszcze ta paskudna świadomość, że ktoś go śledził, szukał, obserwował. - Nie, nie do końca. W czasie wakacji w Avalonie... Wydarzyło się wiele rzeczy, z którymi teraz muszę się mierzyć - powiedział cicho, ale nie rozwinął tego tematu, pozostawiając tę kwestię właściwie całkiem otwartą, bo mimo wszystko nie chciał w to wciągać drugiego mężczyzny. Jednocześnie jednak uważał, że musiał się jakoś wytłumaczyć, nim przyjdzie im współpracować, tym bardziej że wspomniał właśnie o kole naukowym i nie było już od tego odwrotu. - Zapraszam. Jeśli masz chęć dowiedzieć się czegoś więcej, zawsze możesz przyjść do mnie do gabinetu - dodał, mając wrażenie, że opowiada straszne bzdury i sięgnął po książkę, którą ten mu podał. - Kiedyś przygotowywaliśmy nalewki ziołowe, a wcześniej układaliśmy wiadomości z kwiatów.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Aż przechylił głowę w zdumieniu, kiedy Chris odskoczył od niego niby poparzony, płonąc takim rumieńcem, jakiego Atlas nie widział odkąd ostatnio podrywał nastolatki na studenckiej wycieczce szkolnej do Paryża. Przez myśl mu przeszło, że może przesadził z tym urokiem, chciał bowiem jedynie rozluźnić atmosferę, ale rzecz jasna nie dopatrzył się w dyskomforcie i zachowaniu mężczyzny swojej winy. Kto wie, może ten miał alergię na wile? Różni kosmici w tej Anglii mieszkali, nawet jeden z ich własnych muzyków o pseudonimie Sting, nazywał ich kosmitami. - A-ale... - oderwał dłoń od trzymanej książki, by położyć ją na trzymanych przez Chrisa książkach, którymi nieudolnie próbował się od niego odgrodzić i naparł na nie lekko, by zmusić go do opuszczenia ich. Uśmiechnął się przy tym ciepło, przymykając lekko oczy- Ale proszę, jeśli czujesz w moim towarzystwie dyskomfort, powiedz mi to. Bądźmy wobec siebie szczerzy, jesteśmy dorośli. - powiedział łagodnie i na kupkę trzymanych przez mężczyznę podręczników położył książkę sygnowaną nazwiskiem swojego ojca, po czym odstąpił krok w tył. Nic nie wiedział ani o Avalonie, ani o klątwach ani o niczym co się tu wyczyniało, bo jakby głowę wciąż miał zaprzątniętą swoim starym życiem. W Anglii nie miał niczego, co by go szczególnie interesowani ani przywiązywało jego uwagę na dłużej niż kilka oddechów. Rozejrzał się po księgarni odchrząkując niezręcznie, bo jednak, mimo wszystko, trudno było mu rozmawiać z człowiekiem, który odskakiwał i podskakiwał, jakby mu ten robił jakąś krzywdę. A przecież nie robił, przecież obdarowywał go swoim wspaniałym towarzystwem. Godziło to w arogancką i egocentryczną stronę duszy Rosy. - M! Brzmi niezwykle ciekawie. - uśmiechnął się uprzejmie, splatając dłonie za plecami- Jakiego rodzaju zwierzęta zamieszkują tereny szkolne? - zapytał z zainteresowaniem, bo właściwie nie dostał jeszcze szczegółowych informacji o tym, z jakimi narzędziami miałby pracować jako nauczyciel. Być może sam powinien wyjść z inicjatywą, ale... cóż, nie spieszyło mu się- Byłoby mi na pewno miło, gdybyś mnie ugościł na takim kole. Chętnie wziął bym w nim udział, a z czasem, kto wie, może przyłączył się w organizacji czegoś? - powiedział lekkim tonem. Musiał jeszcze zebrać i zdecydować jakich podręczników zamierzał oczekiwać od swoich uczniów w posiadaniu, ale miał na to czas. Chyba.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
W tej chwili Christopher był dokładnie takim nastolatkiem. Fakt, że zapomniał o Joshu, cofnął go całkowicie na ścieżce, jaką już przeszedł, zmienił jego postrzeganie świata i spowodował, że znowu był wstydliwym człowiekiem, którego peszyło dosłownie wszystko. Być może byłoby inaczej, gdyby nie ta jego dziwna paranoja, gdyby nie poczucie, że nieustannie był obserwowany, że nieustannie ktoś za nim chodził i działy się rzeczy, jakich po prostu w żaden sposób nie rozumiał. Miał problem, żeby sobie z tym poradzić, również z uwagi na to, że dopiero co zaczynał mierzyć się z tymi wszystkimi problemami. Zapadał się w nich, ginął, miał problemy, jakich nie rozumiał i nawet nie umiał nazwać. Nic zatem dziwnego, że mógł zostać obecnie uznany za pomylonego psychicznie tchórza, który nie miał pojęcia, jak należało zachowywać się w obecności innych osób. Zapewne urok Atlasa jedynie bardziej w tym mącił, powodując, że Chris naprawdę obawiał się własnego cienia, nie mając pojęcia, jak powinien się w tej chwili zachować i wolał uciec. Był zmęczony tą rozmową, tym wyjściem i chciał już wrócić do domu, więc jedynie pokręcił głową na pytania drugiego mężczyzny. Nie bardzo również był w stanie wyjaśnić mu swoje zachowanie i problemy, bo to było jednak coś, co trzeba było, jakkolwiek by to nie brzmiało, przeżyć. I to właśnie był największy problem tego spotkania, zaraz za tym, że gdy tylko za plecami zielarza skrzypnęła jakaś deska, niemalże podskoczył w górę. - Nie, to... Zapewne, kiedy zaczniesz pracę, zobaczysz, że niektórzy po tym wyjeździe mają problemy różnej natury - wymamrotał ostatecznie, starając się skupić na rozmowie, ale czuł doskonale, że powinien ją już zakończyć. Dalsze brnięcie w coś, co nie przynosiło żadnego efektu, nie miało najmniejszego sensu, tak więc potrząsnął nieznacznie głową i złapał zdecydowanie głębszy oddech, starając się uspokoić bijące szybko i niespokojnie serce. - Bardzo wiele, powiedziałbym, że mamy tam pełen przegląd stworzeń, w jeziorze żyją choćby trytony, a w Zakazanym Lesie znajdziesz nawet akromantule - powiedział, dotykając bezwiednie blizny na piersi, dodając, że nie było również problemów z tym, by sprowadzić jakieś zwierzęta, jeśli taka była potrzeba, czy wybrać się z uczniami gdzieś dalej, byle mieć ich na oku. - Kiedy poczuję się lepiej, zaproszę cię na pewno na spotkanie, wtedy opowiem ci nieco więcej o kole naukowym, bo zapewne będziesz miał wiele pomysłów - dodał, ostatecznie stwierdzając, że musiał szykować się do powrotu do domu, a wypadało mu jeszcze zapłacić za książki, które zamierzał kupić. Przy tej okazji podziękował za znalezione przez Atlasa tomy, ciesząc się, że udało mu się na nie trafić, bo był pewien, że będą interesującym dodatkiem do jego kolekcji.
+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Obserwował go z uwagą, mając szczęście w tym, że zawsze fascynowała go natura ludzka. Starał się dostrzec demony, jakie mogły mieszkać w głowie jego rozmówcy, ale ten nie wydawał się być po prostu kompletnym szaleńcem. Zmarszczył lekko brwi, ale jego twarz zaraz złagodniała, bo nie chciał wywierać presji na Chrisie. Przez myśl mu przeszło, że to musiał być dość pechowy wyjazd, skoro tyle osób na tym ucierpiało i zastanowił się, czy na pewno podjął dobrą decyzję podejmując pracę w tym miejscu - ale słowo się rzekło. - Mam nadzieję, że nie są to problemy trwałe. - w jego głosie dało się usłyszeć nutę zmartwienia, jednak nie rozwlekał jej on przesadnie. Wydawało mu się, że jego rozmówca również nie chce specjalnie się nad tym rozwodzić. Zanotował jednak w pamięci, by mieć we względzie to, że niektóre zachowania, a kto wie, może wszystkie, nowo napotkanych osób mogły niekoniecznie wynikać z ich natury. Pokiwał głową, słuchając jego słów. - Szalenie się cieszę. Nie mogę się w takim wypadku doczekać ani współpracy, ani zapoznania ze wszystkim tym, co oferuje szkoła. - uśmiechnął się ciepło- Proszę, zapoznaj się z książką, myślę, że może Ci się spodobać, a kto wie, może zainspiruje do jakiegoś połączonego projektu? - zaśmiał się lekkoduszne. Rozejrzał się po chwili po księgarni i skinął głową w stronę kogoś w głębi pomieszczenia. - Niezwykle miło było mi Cię poznać, Kristofie. - wyciągnął dłoń, by raz jeszcze uścisnąć ją mężczyźnie- Mam nadzieję, że do rychłego zobaczenia? Wymienili się uprzejmościami i rozeszli w swoje strony. Spotkanie jednak dało Austriakowi do myślenia pod więcej niż jednym względem.