Przestrzeń, która rozciąga się za Wrzeszczącą Chatą, to wielki ogród zarośnięty chwastami i wysoką trawą. Ogólnie rzecz biorąc, nic tu nie ma oprócz kilku łysych drzew. Znajduje tu się również wejście do piwnicy.
Autor
Wiadomość
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
O dziwo nie miała mętliku w głowie jaki większość osób miałaby w takiej sytuacji. Wręcz przeciwnie, widziała wszystko i rozumiała jasno, przejrzyście. Uniosła głowę do góry wpatrując się w niebo przejrzyste niczym tafla jeziora, bez żadnej chmurki. Księżyc świecił jasno chodź do pełni brakowało kilku dni. Gwiazdy natomiast świeciły jasno dając nikłe poczucie bezpieczeństwa. Nie było jej ono potrzebne, a mimo to wpatrywała się w nie intensywnie, jakby chciała sięgnąć po jedną z nich i schować do kieszeni. Nie mogła jednak wpatrywać się w nie w nieskończoność. Opuściła delikatnie głowę spoglądając na chłopaka ukradkiem. I co teraz? Jak miała mu wytłumaczyć posługiwanie się czarną magią? Z drugiej jednak strony był to Elijah, przed nim nie musiała udawać. Nie znała go długo, jednak czuła, że nie skrzywdzi jej, a przynajmniej nie specjalnie. Zawsze jednak mogła się mylić. - Nie jestem w tym dobra. - była to prawda, znała osobę znacznie lepszą w tym rodzaju magii. - Wiesz... Każdy ma talent do jakiejś dziedziny magii. Ja najwidoczniej mam talent do tej. - delikatnie wzruszyła ramionami jakby mówiła o wyborze nowego koloru na włosy. Chwyciła maskę unosząc ją na wysokość swoich oczu. Ciekawe czy mogła zabrać ją ze sobą? Delikatnie obróciła ją w dłoniach oglądając pod każdym kontem. Przydałaby się jej taka. Uśmiech zagościł na jej ustach - Trochę na pewno. - przyznała mu rację kiwając głową na wzmiankę po zamku. Podniosła się w dalszym ciągu trzymając maskę w dłoniach. - Myślisz, że możemy je zabrać ze sobą? - wskazała na maskę ciekawa czy Elijah też się nad tym zastanawiał.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Zmarszczył brwi, słysząc, że podobno nie jest dobra. Jeśli osoba, która uważała swoje umiejętności za przeciętne sprawiła mu tyle bólu i cierpienia, jak czułby się stając naprzeciw potężniejszego maga? Nie był pewien czy nie była to może fałszywa skromność, choć ta nie pasowała mu do dumnej Ślizgonki. Nie, to nie w stylu Isabelle, jeśli mówiła, że nie jest wcale taka dobra, pewnie miał wszelkie podstawy żeby ślepo jej zawierzyć. Wzdrygnął się mimowolnie i właściwie nieświadomie. Dotarło do niego właśnie jak niewiele wie o czarnej magii – ba, o magii samej w sobie. Nigdy nie interesował się tym tematem, a powody tego były różne – przede wszystkim zaklęcia nie leżały w kręgu jego najbliższych zainteresowań, ale i problem leżał poniekąd w tym, że z tą dziedziną magii uczniowie nie mieli wcale styczności. Ta nagła świadomość luk w swojej wiedzy przyprawiała go o niekomfortowe poczucie zagrożenia – nie ze strony Isabelle, a... właściwie kogokolwiek? Dotarło do niego, że gdyby nie był to pojedynek a realna walka o własne życie i zdrowie, nie dałby sobie rady... ot, dusiłby się i rozpadał, a przeciwnik mógłby zrobić z nim co tylko mu się podobało. Powoli skinął głową; chyba miała rację. Ona czuła się dobrze w czarnej magii, on zaś w transmutacji. Szkoda tylko, że jedna zdawała się być znacznie bardziej skuteczna od drugiej. Wbił wzrok w przedmiot, który trzymała w dłoniach. – Poszedł sobie, więc chyba mu na nich nie zależy. To całkiem dobra pamiątka, nie sądzisz? Będziemy mogli wspominać walkę i zastanawiać się nad tym co mogliśmy zrobić lepiej. – uśmiechnął się wbrew wszystkiemu. Zebrał swoją maskę z trawy i podźwignął się na nogi, otrzepując tyłek z ewentualnych liści. – Ja w każdym razie na pewno biorę ją ze sobą, lubię zbierać rzeczy. Chodźmy już, robi się tu jakoś dziwnie... Wrzeszcząca chata miała w sobie coś niepokojącego i właściwie nie miał ochoty dłużej tu przebywać. Schował maskę do torby i z Isabelle u boku ruszył w stronę szkoły.