Jedno z najbardziej tajemniczych i przesyconych niezwykłą aurą pomieszczeń, stanowi Sala Przyszłości. Ten średnich rozmiarów pokój, znajdujący się na trzecim piętrze został wybudowany ku celom wróżbiarskim. Zawsze w powietrzu czuć tu zapach delikatnych kadzideł. Nie ma tu żadnych ławek czy krzeseł, każdy natomiast może zająć miejsce na wielkich poduszkach rozłożonych na ziemi. Pod sufitem widzą przeróżne materiały, tworząc bardzo przytulny wystrój. Całość zachęca do medytacji, bądź spróbowania swoich wróżbiarskich zdolności na jednej ze szklanych kul, których tutaj na pewno nie brakuje. Można tu także znaleźć filiżanki, herbatę, książki dotyczące chiromancji czy numerologi. Jednym słowem, wszystko co tylko może się przydać do szukania odpowiedzi na pytania dotyczące nie tylko przyszłości.
Nie była specjalnie ubrana ani uczesana. Wyglądała normalnie, chociaż według niej słowo "normalnie" miało troszeczkę inne znaczenie niż dla przeciętnego człowieka. Czuła się minimalnie przybita tym, iż nikt nie poinformował jej o imprezie. Ba! Nie miała pojęcia nawet o żadnej wymianie międzynarodowej! Żyła już od paru dobrych dni w swoim świecie i nie przejmowała się niczym ani nikim. Nie licząc Williama oczywiście. Bo ten zajmował w tej chwili większą część jej umysłu. Ale tej imprezy nie mogła przegapić. Była niemalże w śpiewającym nastroju, także nie myśląc wiele weszła do sali. W pierwszej chwili rzucił jej się w oczy ogrom nowych twarzy. Merlinie! Czuła się taka nieporadna i zagubiona wśród tych wszystkich Amerykanów, Francuzów i co gorsza... Rosjan! Ci ostatni wzbudzali w dziewczynie negatywne emocje. Oczywiście zdarzały się wyjątki od reguł. Przecież nawet Alexis nie była tak ograniczona.
Dopiero, kiedy ciemnoskóry chłopak puścił mu oczko, zauważył, że rozmawia on z Rafaelem... Francuz śmiał się do niego, i chyba dobrze się bawił... Oh, jest teraz zajęty..., pomyślał, chyba nie powinienem mu przeszkadzać... Mimo to jednak, nie zrezygnował z obserwowania go... Miał nadzieje, że może sam Raphael do niego podejdzie... Kto wie?! Może go zauważy...? Całkiem niedaleko stały te pijaki z jego szkoły... Co ciekawe, w ich towarzystwie była dziewczyna, która ewidentnie nie była im bliska, i, jeśli dobrze usłyszał, właśnie odmówiła alkoholu... No, ciekawe, ciekawe... Oh, no dobra, nie da się ukryc, że chociaż Igor próbował oderwać swoje myśli od Raphaela, to nie mógł. Znowu na niego spojrzał, chciał nawet zrobić kilka kroków w jego stronę, kiedy ten zaczął iść w jego stronę! Czując, jak emocje znowu zaczynają brać nad nim górę, odwrócił się w stronę stołu, niecierpliwie czekając na to, co nastąpi...
Całe szczęście okazało się, że na sali są też osoby, które ku jej uciesze miała już okazję poznać. Tym samym więc, od razu się uśmiechnęła lekko, kiedy usłyszała, że Raphael się nieopodal pojawił. Obróciła się w jego kierunku, przez chwilę przyglądając mu się. Wcale nie miała nadziei, że go tu spotka! Wcale, a wcale... - Wybawienie? - Zapytała, rozumiejąc wśród jego niezbyt wyraźnej wypowiedzi. Rozejrzała się dookoła, starając dostrzec z której strony chłopak przyszedł. - Od czego takiego? - Zapytała nieco konspiracyjnym tonem. Jakby zastanawiając się, czy to od czego uciekł, nie było gdzieś nieopodal. Zaraz odwróciła jednak wzrok i spojrzała na pełen stół. Nadal nie będąc pewną czego chce się napić. W końcu uznała, że nie będzie tak przez najbliższą godzinę rozważać co jest lepsze, tylko po prostu sięgnęła po butelkę piwa kremowego. A trzeba przyznać, że ona mogłaby godzinę się wahać. Taką już miała nieco niezdecydowaną niekiedy naturę.
Odwzajemniła uśmiech Dimitriemu, wszak trzeba było zachowywać pozory jakże udanej miłości z jej strony, czyż nie? Musiała, musiała, nie miała innego wyjścia, nie. - Owszem, Tamara Markowa, miło mi - odparła neutralnie, jednak w istocie wiedziała, że nie znosi tej efemerycznej istotki. Właściwie chyba tylko za to, że jest z Grigorim. No, ale to był wystarczający powód. Tylko, że jakoś nie potrafiła za to samo znienawidzić Orlova. A tak byłoby łatwiej. Dla nich wszystkich. Musiała wyzbyć się tego zgubnego uczucia. - Och, Dim, nawet mi o niej nie przypominaj - rzekła do swego chłopaka, lekko karcąc go. Czyżby chciał zepsuć jej humor do reszty? Wyłączyła się na moment z rozmowy, wyjmując przyniesiony ze sobą alkohol i stawiajac na pobliskim stoliku (no nie będzie go przecież nosić przez cały czas). Po czym rozejrzała się po sali. Ach tak, Raphael, poznany niegdys, dawno temu. Do którego skinęła głową. Jacyś nieznani jej ludzie. Uczniowie Hogwartu. I Pietrov. Którego nie znosiła właściwie tylko dlatego, że odnosił się wrogo zarówno do niej, jak i Dimitrija. Zmroziłą go wzrokiem, po czym skierowałą się ponownie w stronę Grigirija i Colette. Ach. Razem. Źle, bardzo źle.
Dopiero kiedy usłyszał, że Colette nie pije stwierdził, że coś jest nie tak. Dziewczyna się speszyła, coś jej nie pasowało. Zatrzymał się na chwilę i przyjrzał jej się uważnie. Spuścił wzrok i zaciągnął się papierosem. Nie zachowywał się najlepiej. I tego się właśnie bał. Przy znajomych był buntowniczym, szalonym, niekiedy agresywnym Grigorim. Jak jednocześnie nie stracić Indigo i zachować swoją nieokiełznaną naturę? Nie stać się chłopcem, który robi wszystko pod dyktando kobiety. Dopiero teraz uświadomił sobie jak ogromne wyzwanie stoi przed nim. Znał ton głosu i uśmiech Dimitria, coś mu się nie podobało, ale nie w głowie mu teraz było się przejmować. Zaś Tamara jak zawsze była pogodna i uśmiechnięta. Jak to jest, że nigdy nie wiedział kiedy jest niezadowolona? Prawdopodobnie jest po prostu świetną aktorką. - Co zrobiła Pat? - zapytał przyjaciół Grigori, pokazując jeszcze na Igora - Petrov zaraz zabije nas wzrokiem za te butelki - powiedział po raz kolejny zaciągając się papierosem. W końcu przybliżył się do Colette i spojrzał z wahaniem na butelkę, którą trzymał w ręce. - A będzie ci przeszkadzało jak ja będę pił? - zapytał, dotykając jedynie lekko jej ramienia. Widząc gorszej jakości alkohol w tylnej kieszeni spodni Dimitria wyjął ją bez pozwolenia. Odkorkował butelkę zaczął ostrożnie wylewać na posadzkę wódkę. Po dłuższym czasie wyjął zapałkę i rzucił ją na alkohol. Na podłodze zajaśniał napis: "Colette". Grigori zaśmiał się z własnej inwencji twórczej i ogromnego talentu do panowania nad ogniem i najspokojniej w świecie wrócił do blondynki.
Machinalnym ruchem przygładziła włosy, chociaż żaden kosmyk nie ośmielił się (jeszcze) sprzeciwić jej żądaniom i pozostawał na swym miejscu w misternym koku. Lekka gorycz wypełniła jej gardło i podczas krótkiej rozmowy Płomyczka ze znajomymi, rozglądała się chwilę po sali. Dostrzegłszy Raphaela rozmawiającego z jakąś... ... olśniewająco piękną półwilą? Ten Hogwart niedługo przyprawi Indigo o chorobę serca z powodu tak dużej ilości pięknych dziewczyn. Dostrzegła jeszcze jedną półwilę. To jakieś chore. I chore było to, że pomimo nieodpartego blasku bijących od tych istot, Grigori wciąż patrzył na nią. Przekrzywiła nieznacznie głowę, gdy zwrócił się do niej z pytaniem. Uśmiechnęła się nieznacznie i potrząsnęła głową. Ona też zdawała sobie sprawę, że coś wyszło tu dziwacznie na opak, nie tak, źle. Ale jego obecność podtrzymywała ją na duchu. Przecież mógł jej w tej chwili powiedzieć cokolwiek, mógłby lekceważąco kazać jej odejść. A o ile wylanie wódki przyjaciela na podłogę i ułożenie go w napis "Colette" było dość specyficzne, tak jednocześnie zdawało się jej absolutnie cudowne. Czarujące. Szalony Płomyczek coraz bardziej ją urzekał. - Non, monsieur - odparła cicho, w odpowiedzi również muskając lekko jego ramię. - Nie mogę pić alkoholu, ale tobie przecież niczego takiego nie mam zamiaru zabraniać. - Nie mam też zamiaru zabraniać ci robienia takich rzeczy - dodała z cichym śmiechem, wskazując na swe płonące imię. Pudrowe wargi musnęły nieco szorstki policzek Grigoriego. Mrugnęła do niego lekko, jakby dając do zrozumienia, że jeżeli chce, Indigo może się usunąć i dać mu swobodę w przebywaniu z przyjaciółmi. I naprawdę, nie miała nic przeciwko. No, dopóki patrzył na nią w ten sposób.
-Nie zastanawiałaś się nigdy nad tym, ile jest prawdy w rzekomej wzajemnej niechęci francuzów i amerykanów? – dopytał, nie uświadamiając jego obecnej towarzyszki rozmowy, iż raczej nie mówią „o czymś” lecz „o kimś”. -Tak, ja też nie, jednakże właśnie odkryłem brutalną prawdę o tym, że jest to bujdą w co najmniej pięćdziesięciu procentach. – uznał, sięgając natychmiast po najbliższy napój alkoholowy. Chyba też piwo kremowe, a zresztą, teraz to on by się napił choćby denaturatu. Jego przypuszczenie okazało się słuszne, o czym przekonał się po gwałtownym otworzeniu butelki i przechyleniu jej do ust. Powiedzieć jej, że do twarzy jej w tym kolorze? Niee. Nie powie. Na pewno sama zdawała sobie z tego sprawę. A jeśli nie, to przynajmniej na razie mógł założyć, że ta informacja przez czas najbliższy będzie niczym jego as w rękawie, czemukolwiek miałby on posłużyć.
- Kto ma ochotę na ruską mugolską wódkę? - Rdiely kochał wszystko, co mugolskie. A chyba najbardziej mugolski alkohol i mugolskie studenckie życie. Uśmiechu na ustach nie zmąciło nawet to, że spóźnił się na imprezę z powodu czaru pewnego francuskiego brudasa. - Cześć Sasza, cześć wszystkim. Jestem studentem i mam alkohol. - w duchu Ridley dokończył: "z moim wejściem impreza się zaczęła".
Grigori owszem, zauważył ową pół- wilę, ale jego zdaniem była zupełnie nieciekawa w porównaniu do stojącej obok baletnicy. A nawet od razu średnio ocenił przecudną blondynkę, tylko dlatego, że gadała w najlepsze z Francuzem, który wydawał mu się podejrzanym osobnikiem, prawdopodbnie dlatego, że był przyjacielem Colette, co oznacza, że był dla niej bliski. Pomijając fakt, iż twierdzi to młodociany piroman. Jednak pomijając te kwestie, cóż za magia kierowała nim tak, że zupełnie nie interesował się tak piękną kobietą na rzecz eleganckiej Colette? Orlov w zasadzie miał nadzieję, że nigdy go nie spotka owe specyficzne uczucie, znane mu kiedyś tylko z tandetnych książek. No i może jak patrzył na Dimitria, który z pewnością był stuprocentowo zakochany w Tamarze. Ponieważ czarnowłosej nigdy nie udało mu się rozpracować, po prostu z góry zakładał, że również go szalenie kocha. Orlov uśmiechnął się ponownie, oczywiście z nieodłączną nutką szaleństwa, kiedy Colette powiedziała do niego tak uroczo w swoim melodyjnym ojczystym języku, różniącym się od rosyjskiego całkowicie. W zasadzie nie był pewny czemu jej o to zapytał. Miał wrażenie, że zachowywali się jak para, którą wcale nie byli, ale szybko odpędził od siebie dziwne myśli. Podobało mu się póki co tak jak jest, a nić porozumienia, która połączyła ich latem, była wciąż silna. - Nawet gdybyś mi zabroniła i tak bym to robił - powiedział i machnął głową w kierunku już ledwo tlącego się napisu. Kiwnął jedynie głową w kierunku Amerykanina, który nazywał go "Sasza". Uważał go za śmiesznego głupka, ale Dimitria irytowało niemądre zachowanie mięśniaka. - Jest dużo wódki rosyjskiej, jest lepsza od mugolskiej - powiedział zaciągając się papierosem. Uśmiechnął się szerzej kiedy Colette pocałowała go w policzek, ponownie owe cudowne uczucie, ciarki przechodzące po jego całym ciele. Nie chciał żeby szła, ale zrobi co chce. W końcu nie był pewny czy chce patrzeć jak się upija. Chociaż nie... chciałby żeby znała go od każdej strony. Przejechał palcem po ślicznej dłoni dziewczyny, znajdującej się tuż obok.
- Sasza, słuchaj, ta wódka jest i rosyjska i mugolska. Aż z Nowosybirska, tam podobno nie ma ludzi, a żyją niedźwiedzie - po czym polał sobie troszkę wschodniego trunku. Następnie szepnął do kolegi: - Słuchaj, nie denerwuje Cię ten francuski brudas? Dzisiaj ni stąd, ni zowąd, wycelował do mnie z różdżki, jak specjalnie robiłem z siebie totalnego debila przed jakąś blond-pięknością. Jakiś straszny bufon...Powinien się chyba rozluźnić, przecież jesteśmy na wakacjach- po czym Wood lekko się zaśmiał.
Akurat do sali wszedł Amerykanin i to ten, który wcześniej robił zamieszanie na dziedzińcu. Jednak jej wzrok zaraz powędrował do grupki, jak założyła, albo dosłyszała akcent, Rosjan. Stali w czwórkę, parkami. Trochę ją to zdziwiło, jednakże najwyraźniej przyjechali tu grupą. Jeden z nich o długich, poszarpanych włosach, nagle rozpalił na ziemi jakiś napis z ognia. Trzymając ta butelkę przyglądała się temu wszystkiemu z lekkim zdziwieniem. Przeszło jej przez myśl, że ten rok może wypaść w Hogwarcie wyjątkowo interesująco. Miała dziwne wrażenie, że z innych szkół przyjechały najdziwniejsze persony, a niekoniecznie najlepsze. Z resztą nie miała pojęcia na jakiej zasadzie byli wybierani uczniowie na wymianę. Wśród Rosjan dostrzegła też innego chłopaka z dziewczyną, na którym na moment zatrzymała wzrok. W końcu zauważyła, że w kierunku owej grupki podchodzi Ridley, wróciła więc wzrokiem do Raphaela, z którym tu stała. - Wiesz, w porywach można by uznać, że to sięga nawet jakimś czterdziestu procentom. Choć jestem ciekawa, jak to się miewa między innymi krajami - powiedziała znów na chwilą patrząc na Rosjan. - Bo tam to chyba są Rosjanie? - Zapytała nieco nachylając się w stronę Francuza, aby wszyscy w koło nie wiedzieli, że wypytuje o zebranych. Tylko, że w tej samej chwili nagle, jakby zapomniała o pytaniu, bowiem zupełnie nieświadomie znalazła się podejrzenie blisko chłopaka. Cofnęła się lekko, jakby przypominając sobie o czymś, po czym momentalnie wzrok przeniosła na stół. Jakaż ta zastawa była ciekawa w owej chwili! Oczywiście gdyby ktoś ją teraz zapytał co się znajduje na blacie, w pierwszej chwili kompletnie nie wiedziałaby co odpowiedzieć. W takim też dziwnym zamyśleniu upiła kilka łyków swojego zimnego, kremowego piwa.
Jego rodacy szaleli co nie miara, robiąc przy tym z siebie totalnych idiotów. Jednak okazali się niczym w porównaniu z poziomem intelektualnym Amerykanina, który pojawił się nagle w sali, robiąc nie małe zamieszanie... No, i wszyscy zamierzali się chyba ostro schlać... Igor aż zacisnął mocniej dłoń na trzymanej szklance soku... całe szczęście, że szkło było mocne i nie pękło... Miał jednak ochotę niesamowitą pochlastać się czymś ostrym, kiedy widział jak JEGO Raphael rozmawia z jakąś blondynką... ładną blondynką... kurde, co tu ukrywać, dziewczyna była nieziemsko piękna! ... A on dopiero teraz złapał się na tym, że przywłaszczał sobie Francuza... Oj, nie dobrze, nie dobrze~! Nie powinien tak o nim myśleć... to w końcu tylko przyjaciel, prawda...? Prawda, no właśnie ale... Oh, Igor już tak bardzo chciał z nim porozmawiać, ale... co, jeśli przeszkodzi mu w rozmowie z tą dziewczyną i może... zaprzepaści mu szanse na... randkę...? Wolał, aby to Raphael do niego podszedł... Tak byłoby mu wygodniej... Zbliżył się nieco, stając kawałek za Effie, błagając Merlina, żeby chłopak go zauważył...
Gdy usłyszał odpowiedź Colette nie był zadziwiony.Od początku przecież podejrzewał, że osóbka ta o nienagannych manierach odrzuci panujące wśród nich normy.Było dla niego jednak o tyle dziwne, że Grigori ot tak kulturalnie zapytał czy nie będzie jej przeszkadzać, że on będzie spożywać alkohol, by następnie sprawić, że jej imię zapłonęło pod ich stopami.Szybko odwrócił wzrok od jakże uroczej pary by rozejrzeć się po sali, ówcześnie wyciągając z kieszeni butelkę rosyjskiej wódki i upijając z niej sporych rozmiarów łyk nie fatygując się nawet aby udać się po jakikolwiek kieliszek czy też sok do popicia wysokoprocentowego napoju. Wzrokiem zatrzymał się na szalenie pięknej blondynce szepczącej z francuzem. Istota ta była w połowie bardziej urodziwa, niż ideał jego kobiety, który miał w głowie już od kilku lat. Długie włosy gładko opadające na ramiona o kolorze łagodnego blondu, nienaganna figura i anielska twarz czyniły ją niemal perfekcyjną.Spojrzeniem, więc lustrował ją nieco dłużej niż innych, choć za chwilę przeniósł wzrok na kolejną kobietę, perfekcyjnością podobną do poprzedniej, choć wyglądem zupełnie inną.Nikt nie uprzedził go, że po Hogwarcie chadzają się półwille. - Petrov i jego dziwaczne uprzedzenia. - Skomentował poszukując wzrokiem znajomej blond czupryny, niemal przyprawiającej go o mdłości.Mężczyzna o delikatnej urodzie trzymał się daleko od wszelakich napoi, które mogły by zawierać choć kapkę alkoholu, a gdy tylko odwrócił wzrok w ich stronę aby go rozzłościć do ust przyłożył butelkę wódki ponownie biorąc dość spory łyk. Przyjście Ridleya skomentował tylko grymasem na twarzy.Chłopak ten bowiem zwykle bardzo działał mu na nerwy, chyba, że mieli ze sobą alkohol i upojeni byli nawet w stanie ze sobą rozmawiać, choć i wtedy nadal był irytujący.
Uniósł brwi, upijając na raz kilka solidnych łyków. Zmarszczył na chwilkę czoło, po czym spojrzał gdzieś w przestrzeń. -Niestety nie jestem "kosmopolitką roku" i odpowiedź na takie pytania nie leży w zakresie moich jakże ograniczonych kompetencji, od teraz jestem zaś świadom tego, że specyfikę kontaktów z przedstawicielami innych krajów najwyraźniej się dziedziczy. Jakakolwiek by ona nie była. - to było tak szokujące i pociągające filozoficznie, że.. Że prawdopodobnym jest, iż spędzi tę imprezę z niejednym napojem alkoholowym w dłoni. -Tak, to Rosjanie. - przyznał w napadzie zamyślenia, a może też w napadzie obojętności, chwili niemyślenia o niczym celebrowanej poprzez spoglądanie w bliżej nieokreślony punkt przestrzeni znajdującej się wokoło niego... Lecz to nie przeszkodziło mu w zarejestrowaniu jej gwałtownej reakcji na chwilę względnego "zbliżenia". Zniżył nieco głowę i spojrzenie - przez wzgląd na mimo wszystko nieco wyższy wzrost - i przyglądał się jej przez dłuższą chwilę w absolutnym milczeniu. Otworzył już usta, najwyraźniej będąc pewnym tego co chciał powiedzieć, jednakże nie doszło do tego. Może jednak tak nie było. Może po prostu wzdychał, nabierał powietrza. W rekompensacie uniósł dłoń i chwycił delikatnie w palce kosmyk jej srebrzystych włosów, który bez skrępowania założył jej za ucho. Nadchodził dla niego ciekawy czas, z pewnością. Dochodząc do takiego właśnie wniosku, rzucił jej jeszcze jedno spojrzenie, pełne nieskrywanej ciekawości i odwrócił się powoli. Wpierw udał się pod ścianę, udowadniając sobie i swojemu przyjacielowi, że można WYBITNIE długo czegoś lub kogoś nie zauważać, niezależnie od tego jak bardzo sprzyjające były wszelkie okoliczności. Jednakże, przy następnej próbie wyciszenia się za pomocą zawieszenia mało przytomnego spojrzenia w przestrzeni zauważył go niemal od razu. Uśmiechnął się szerzej niż zwykle, lecz nie podszedł od razu. Jeszcze się upewniał! Choć to raczej on, na to wskazywało zdjęcie. Podejdzie? Podejść samemu?
Ostatnio zmieniony przez Raphaël Manoux dnia 29/11/2010, 16:55, w całości zmieniany 1 raz
Panie i Panowie! Ladies and Gentlemen! Dzieci i Zwierzaki! Krawaciki i drodzy Amerykanie! Francuzi i Rosjanie! Oto i on! Gwiazda tego wieczoru. Nie mogliście się pewnie doczekać. Światła! Raz, dwa, trzy! Steve Howard! Młody mężczyzna przekroczył próg Sali Przyszłości. Doszły do niego paskudne plotki, że impreza rozkręca się bez jego skromnej osoby. Skandal w śnieżny dzień! Swoją drogą, cały dzisiejszy wieczór będzie wyklinał tę okropną pogodę. Bo jak tak można? Do cholery, on pragnął pięknego słońca, opalonych ciał i co najważniejsze gorącego oceanu. Wody otaczające Anglię ani nie były ciepłe ani przyjemne, no chyba, że zaliczymy do tego wybrzeża w Dover. Od razu odnalazł stolik, gdzie znajdował się przysmak angielski, a mianowicie piwo kremowe. Z wielkim dystansem otworzył korek, mając nadzieję, że owy trunek nie zawiedzie jego wygórowanych wymagań. Na pocieszenie zobaczył na końcu sali Ognistą Whisky. - No to się nazywa życie - skomentował, a gdy odnalazł na sali wysportowane ciałko aż podskoczył ze szczęścia! Idąc do Ridleya, przypadkiem również zauważył Rapchcia. Krótka charakterystyka? Człowiek posiadający cztery łapki, który od dawna powinien gościć w psychiatryku! Jak taka piękna kobieta mogła się nim interesować? Wracając do Ridleya, a w zasadzie Steve idąc w jego kierunku, przypadkowo uderzył Rapchia z bara i prychnął, gdy zawartość butelki wylała się prosto na jego poplamione ubranie. Cóż, może w końcu je wypierze. Podszedł do Ridleya. - Siema - rzucił krótko.
Igor kompletnie nie wiedział, co ze sobą począć. Widział dokładnie, obserwował z bliska jak Raphael zbliża się do tej dziewczyny, i jednocześnie rzucało nim w środku. Starał się ignorować uwagi swych rodaków na temat jego wiecznej abstynencji, które słyszał nawet, jeśli stali daleko. Nie znali jego historii, a miał wielki powód, żeby gardzić alkoholem jak i jego więźniami. Zamyślił się, i nim sie zorintował, jego francuz stał już gdzieś dalej i... Oh, patrzył na niego! I uśmiechał się! No dobra, teraz to już nie było co się wymigiwać. Na krótki moment odwrócił się jeszcze, popijając dosłownie pół łyczka eliksiru spokoju [przez co nie zauważył ataku Amerykanina], po czym ruszył w stronę chłopaka. Stanął, może jakieś pół kroku od niego, zastanawiając się gorączkowo. Podać mu dłoń? uściskać go? Nie miał pojęcia... i stał tak przed nim, nie mogąc się ruszyć... W końcu udało mu się wydusić, z głębokim westchnieniem: - Raphael... Dobrze... dobrze cię widzieć...
Ostatnio zmieniony przez Igor Petrov dnia 29/11/2010, 18:55, w całości zmieniany 1 raz
To było niezdrowe. Określała to w ten sposób we własnych myślach. Nie miała pojęcia na czym to polega, jednakże miała wrażenie, że to wszystko sprowadza się do przeklętego artyzmu, który nieoderwanie na nią w jakiś sposób działał. Co gorsza, miała ogromne problemy z oparciem się temu. Już chciała pokiwać głową i przyznać, że chyba coś w tym jest, o ile tylko ta teoria mogła tyczyć się większości przedstawicieli danego kraju. Tylko, że jakoś zebrało się jej na milczenie. Nawet jakoś już jej się nie chciało odzywać. Piła swoje piwo i z wielkim zamyśleniem nad czymś zastanawiała. Do tego, ten jego ruch. Na prawdę, nie dobrze. Dotknął pasma jej włosów, lecz ona nic nie powiedziała. Stal jeszcze przez chwilę obok niej i tak dziwnie milczeli. W końcu gdzieś odszedł, co mimo wszystko przyjęła z jakąś ulgą. Nie wyglądało to wszystko za dobrze. Teoretycznie bardzo dobrze, ale nie w myślach panny Fontaine, gdzie spierała się sama z sobą. Kiedy poszedł we własnym kierunku, ani się za nim nie obejrzała, zajęła się tą arcyciekawą zastawą na stole. Zaraz przypomniała sobie o papierosach, więc szybko wyciągnęła je z torebki i jednego, nie zwlekając odpaliła. Przeszła kawałek dalej, słuchając obecnie jakiejś fatalnej rosyjskiej piosenki, po czym stanęła w wybranym miejscu. Zza papierosowego dymu obserwowała zebrane na sali osoby. Analizowała jak wyglądają przyjezdni i starała się ich twarze zapamiętać. Choć chyba nie było tu wszystkich osób z wymiany. Nie mniej jednak i tak liczba nowych person była całkiem spora.
Była świetną aktorką, jak Grigori sądził. Ile już czasu musiała kryć się ze swoimi uczuciami? Nie wiedziała tego dokładnie, nie liczyła każdego dnia, godziny. Jednak musiała zachowywać pozory, że żadne jej uczucia nie zmieniły się, że wszystko było, tak jak być powinno. Że kocha tego, z którym jest. Choć wcale tak nie było. Obserwowała, jak Grigori powstrzymuje się przy Colette. Jak powstrzymuje samego siebie, swą naturę, by tylko jej zamponować. Jak Francuzka go ograniczała. Przy mnie nie musiałby tego robić. Bo jej nie przeszkadzały jego zachowania, czasem dziwaczne. Kochała go za to, jakim był, a nie, jakim chciała, żeby się stał. Zrobił dla niej, tej tancereczki, tej laleczki, płonący napis. Urocze, doprawdy. Bardzo. Prawie tak, jak w filmach. Ale to nie był film.Udała w tym momencie, że Grigori i Colette, dwa gruchajace gołąbki wcale, a wcale jej nie obchodzą. Czas zorientować się bardziej w sytuacji. Na salę przybywało coraz więcej ludzi, w tym jakiś głupek, mięśniak, który, jeśli myślał, że zaimponuje komuś swoim zachowaniem, to grubo się mylił. IRaphael rozmawiał z jakąś pieknością, na którą gapił się Dimitri... Tak? Och. No tak, pół - wila. Mogła się spodziewać. Innych osób teraz nie zauważała, nie obchodzili jej. Och, jak to się stało, że Tamara nie wypiła jeszcze ani łyka alkoholu? To niedopuszczalne. - Dimitri, cała noc przed nami, nie musisz się spieszyć - rzekła, pociąga on łyk za łykiem, a następnie odebrała mu butelkę i sama wypiła część jej zawartosci. Niewielką. W końcu, znając Dimitriego, upije się i ktoś będzie musiał doprowadzić go do dormitorium. A kto, jak nie ona, Tamara, jego ukochana?
Mina Raphaela w żaden sposób nie zdradzała jego niezachwycenia spowodowanego zachowaniem jego ulubionego przyjaciela, wprost przeciwnie - uśmiechnął -Nununu, Steve, nie tak się mówi kolegom "dzień dobry". - zauważył jakże zawiedzionym tonem. Ah, chłopak sam właściwie sobie strzelił samobója, wszakże dał Raphaelowi idealną okazję do ściągnięcia koszuli. Uczynić, to, czy też nie? Równolegle do jakże poważnych rozmyślań przyszły mu do głowy wspaniałe, wspaniałe zaklęcia, które mógłby wykorzystać w ramach zemsty na tej żałosnej projekcji przerysowanej osobowości. Ale nie, taka zemsta dałaby u wyłącznie powód do satysfakcji, co stanowczo popsułoby mu imprezę. Zemści się kiedy indziej, z pewnością będzie miał ku temu wiele okazji. Ach, chwila, Igor! Uśmiechnął się do chłopaka, próbując dodać mu trochę odwagi. Niby sam się stresował, ale prowokując pierwszy krok z jego strony miał możliwość porównania jego reakcji, a ta zdała mu się dużo bardziej nerwową. Na szczęście Raphael postanowił rozwiać wszelkie jego wątpliwości działając - podał mu dłoń i zaraz potem krótko go uścisnął. -Ciebie też. - przyznał, przyglądając mu się uważniej. Był trochę inny niż sobie wyobrażał, przynajmniej pod względem fizycznym. Zdjęcia jednak nie oddawały wszystkiego!
Rudowłosa nigdy nie była osobą, która wielbiła huczne bardziej czy te mniej imprezy. Do Sali Przyszłości przywiodła ją więc tylko ciekawość.Nie mogłaby przegapić uczniów innych szkół, którzy przybyli tu na wymianę.Miło będzie usłyszeć jak rozmawiają w językach jej zupełnie obcych.Nie wiedziała wprawdzie dokładnie z jakich szkół przybyli, ale miała nadzieję, że każda różni się od Hogwartu choćby sposobem nauczania. Zawsze lubiła obserwować grację i nienaganne maniery francuzów czy też zdecydowanie Rosjan, których zawsze uważała za osoby silnie emocjonalnie jak i fizycznie. Co prawda gdy weszła do sali nieco przytłoczył ją brak znajomych twarzy i zbyt wiele nowych.W oddali dostrzegła jednak samotnie stojącą Rose, którą poznała stosunkowo dawno i oceniła ją jako osobę nieco nienormalną, lecz mimo wszystko sympatyczną. - Cześć. - Uśmiechnęła się stając obok niej i wzrokiem przerzucając się po uczniach z wymiany.
Rose odwróciła głowę w stronę nowo przybyłej, która właśnie się z nią witała. Hanna, ta dość miła, trochę dziwna i poprawna Hanna, którą poznała kiedyś w Zakazanym Lesie i pogadała z nią trochę. Aż dziw, że do niej podeszła, bo wtedy nie potraktowała jej zanadto przyjemnie i kulturalnie. A jeśli chodzi o pannę Harm, to z dwojga złego wolała być zapamiętywana jako nienormalna niż jako miła. Bo cóż to mówi o człowieku? - Och, witaj. Dawno się nie widziałyśmy - powiedziała, przyglądając się jej. Wyglądała naprawdę ładnie. Może i ona, jak wiele hogwardzkich dziewcząt, liczyła na jakieś romanse z nowo przybyłymi? - Dobrze cię widzieć - powiedziała w końcu, przenosząc wzrok na środek sali. - Przyszłaś pooglądać nowych? Rose zamoczyła usta w swojej szklance. Miło, że miała przynajmniej z kim porozmawiać, a nie stała sama jak kołek. Na ogół lubiła samotność, na imprezie jednak bywała ona męcząca, przynajmniej w nadmiarze.
- Jak ci się tu podoba? Szkoła jest ogromna, dużo większa od mojej... - zagadnął, starając się za wszelką cenę ukryć swój silnie odczuwalny, rosyjski akcent. Chciał dobrze wypaść przed Raphaelem. - Twoja koszula... - Igor zauważył na ubraniu chłopaka sporą plamę, prawdopodobnie od kremowego piwa, które miał w dłoni... Piwo... Oh, no cóż... Raphaelowi to może wybaczyć... Z nogawki spodni dobył swoją różdżkę, celując w chłopaka, powiedział cicho: - хлощысьць - i plama zniknęła... - Tak chyba lepiej, co? - zaśmiał się, chcąc za wszelką cenę nawiązać z nim kontakt...
Hanna naprawdę starała się być dla Rose miła tamtego popołudnia w Zakazanym Lesie, jednak dziewczyna całkowicie jej to uniemożliwiła. Nie mogła przecież pozwolić aby ktokolwiek obrażał jej piękne rękawiczki o jakże wdzięcznym kolorze.One były nie tylko przepiękne, ale i ciepłe.Nie mieściło się rudowłosej w głowie, więc aby ofiarowując je Rose tak określiła je jako mało urodziwe i uwieńczyła to jeszcze grymasem na twarzy. - Prawda ? Zastanawiałam się nawet czy się nie chowasz. - Stwierdziła przyjmując ten sam oficjalny ton głosu, co Rose, jednak musiała uśmiechnąć się przyjaźnie, stwierdzając, że ich rozmowa wydaje się całkowicie sztywna. - Miałam nadzieję, że uda mi się dosłyszeć jak mówią w ojczystym języku. - Oznajmiła jej porywając ze stołu sok dyniowy, jako, że wszelakie alkohole zwyczajnie jej nie odpowiadały. Uważała ich smak za cierpki, a w dodatku niekiedy strasznie gorzki. - A ty ?
Wypuścił ze świstem powietrze. Szkoła. Szkoła. -Szkoła jak szkoła, budynek za to fatalny. Można się zabić mniej więcej na każdym kroku a to pomieszczenie jest chyba pierwszym miejscem, które odwiedziłem, i które nie jest dziedzińcem. Nie licząc oczywiście korytarzy. - przyznał. Koszula? Co "koszula"? Ach, plama. No tak. A nie. Już nie. -Przydatne, nie przyszło mi to do głowy. - przyznał. -No dobra, właściwie to pewnie nawet nie umiałbym tego wymówić. - dorzucił, przewracając oczyma. Ale nie tak jak to miał w zwyczaju - ze zmęczeniem czy pogardliwie. Raczej dość.. Sympatycznie. -Ale radzisz sobie?
- Na pewno bys sobie poradził. - zapewnił, uśmiechając się ciepło. Jakoś cały stres odleciał gdzieś daleko, kiedy tak stali i rozmawiali... Było naprawdę miło... - Jakoś tak... Chociaż wolałbym przyjechać tu w towarzystwie kogoś innego... - mruknął, spoglądając z niechęcią na Dimitria i resztę... Przeklęci, ruscy alkoholicy... Żałował, że cały jego naród jest tak postrzegany przez świat, ale nie mógł tego zmienić... Nie starał się też zmieniać nikogo, bo to by była walka z wiatrakami... To jak zakazać ptakom latać... No, a przynajmniej ojciec mu tak mówił, zanim zapił się na śmierć... - ... ale Twoje towarzystwo jak najbardziej mi odpowiada. - posłał Francuzowi uśmiech, patrząc mu prosto w oczy... Miał tylko nadzieje, że nie wychodzi głupio w jego oczach, tego by chyba nie zniósł...
Rose oparła łokieć o parapet, słuchając Hanny i myśląc nad odpowiedzią. - Nie chowałam się. To raczej ty skryłaś się w studenckim skrzydle - powiedziała, przekrzywiając głowę z lekkim rozbawieniem. - A jeśli chciałaś mnie znaleźć, wystarczyło napisać list - stwierdziła szczerze. Pewnie by ją takowy zdziwił, aczkolwiek może nawet ucieszył, kto wie? W końcu znały się krótko, a jednak w pewnym sensie Rose ją lubiła. Miło byłoby wybrać się z nią jeszcze raz do Zakazanego Lasu na przechadzkę. - A jeśli chodzi o to, dlaczego tu przyszłam, to chyba po prostu z ciekawości. Nie pijesz? - spytała zaintrygowana. W sumie dziewczyna nie wydawała się fanką studenckich melanży, ale żeby siedemnastolatka wolała sok dyniowy od chociażby piwa, było dość dziwne.