Obecny czas to Pią Maj 10 2024, 01:38

Znaleziono 5 wyników

Jackson Square

Tydzień kapeli: Avada Amigos
Uzyskane procenty pasji: 100%
Aktywności pasji:
zakładam koszulkę zespołu - 10%
malują mi logo kapeli na policzku - 5%

Kapitan Gryfonów, oficjalna organizatorka niejednej już szkolnej imprezy o różnistych tematykach i elementach koniec końców zdecydowanie nie nadawała się do hucznego obchodzenia jakichkolwiek wydarzeń. Sportowe nawyki w dużej mierze wykluczały używki, a ona sama zwykle nie potrafiła, czy też, może nawet bardziej - nie chciała, się wyłączać, odcinać, resetować. Z tego wszystkiego najbardziej lubiła fizyczne wyładowywanie się w formie jakichś siłowych aktywności albo przemoc względem przedmiotów nieożywionych. Dość otwarcie deklarowała, że była stuprocentową nudziarą, o ile już kogoś to na tyle interesowało, że rzeczywiście o to pytał. Bo przecież szkolna rola i zdobywany w ostatnim roku posłuch, czy choćby otrzymane wsparcie przy okazji akcji #letmoeplay nie brały zbytnio pod uwagę opcji, że mowa była nadal o uczennicy, która pierwsze pięć lat w szkole była kojarzona wyłącznie przez osoby, z którymi dzieliła dormitorium, profesora od Transmutacji i jako tako jeszcze zapewne przez Tiarę Przydziału. A potem... Potem było już historią.
- Walcz! - odesłała dziewczynę ze śmiechem, choć wcale nie musiała tego słyszeć, bo Davies krzyknęła w momencie, kiedy ta już dawno zerwała się do jednego ze stoisk. Gryfonka postanowiła zresztą ruszyć za nią, aby nie ugrzęznąć w tańcząco-skandującym tłumie. Z wdzięcznością przyjęła butelkę wody i napiła się, choć nie czuła aż takiego pragnienia. Bardziej gardło jej sugerowało, że chyba przesadziła z okrzykami. W pewnym momencie koncertu chyba rzeczywiście trochę ją poniosło. I dobrze.
- Nie potrzebujesz jakiegoś wybiegania się? - z pewnością nie teraz, ale być może Davies po prostu źle zadała pytanie. Czy Helyey była typem, który dawał się porwać każdej imprezie bez pamięci? Jeżeli tak, potrzebowała kondycji, by dotrwać do etapu, w którym wydarzenie chociaż trochę będzie się miało ku końcowi. Jeżeli nie, prawdopodobnie potrzebowała jakiegoś czynniku, który oderwałby ją od zabójczej rutyny, skoro tak żywiołowo reagowała na pierwszą dostępną opcję wyszumienia się. Na każdą ze stworzonych na poczekaniu wersji odpowiedzią mógłby być Quidditch. Tylko czy to był temat na teraz, skoro podejrzewała dziewczynę o lęk wysokości i bała się o niepotrzebne wprowadzenie jej w zakłopotanie? W końcu chyba w życiu nie widziała Ślizgonki na żadnym miotlarstwie. A może po prostu nie patrzyła wystarczająco wnikliwie? Jej uwaga, zwłaszcza na lekcjach Walsha, bywała bardzo ograniczona. Głównie przez nauczycielskie dobory odnośnie rozdzielania par. Jej rozmyślenia, a przy okazji i, przynajmniej chwilowo, rozmowę, przerwała jakaś zaczepka pana z jednego ze stoisk, który najpierw zaoferował dziewczynom koszulki z logiem Avada Amigos, a potem te same insygnia kapeli ruchem różdżki wymalował im na policzkach. Gryfonka jedynie rozłożyła ręce, nawet nie siląc się na oburzenie. W końcu nie stało się nic strasznego. Teoretycznie.

@Annabell Helyey
by Morgan A. Davies
on Sob Sie 29 2020, 03:17
 
Search in:
French Quarter
Temat: Jackson Square
Odpowiedzi: 26
Wyświetleń: 1025

Drogowskaz

  Ale taka była prawda – choć zważywszy, ze raczej o tym na co dzień w ogóle nie myślał i nie było to zdecydowanie obiektem jego zainteresowania – jak już się zastanowić to nie wyobrażał sobie siebie w roli ojca, skoro on nie potrafił sobie poradzić z najprostszymi emocjami i ze swoim własnym, prywatnym życiem. Miał szczerą nadzieję, że jego przyjaciel w ostateczności nie skomentuje tego, co powiedział i nie rozpocznie tej rozmowy, bo był święcie przekonany, że ten ma całkowicie odmienne zdanie od niego, mimo że nim nie był i nie mógł wiedzieć co tworzy się w głowie Alexa. Poza tym, hej! Uczniowie, a własne dzieci to dwie różne sprawy! Z drugiej strony jednak, skoro tych pierwszych jeszcze nie zabił…
  - Umm… nie wiem… nie czułem chyba zazdrości w związku z Éléonore. Wybacz, nie umiem się odnieść. - mruknął, będąc w szczerej konsternacji. Naprawdę nie wiedziałby, jakby się zachował gdyby spotkał dziewczynę na innej imprezie, w tym momencie, z kimś innym. Czy był w ogóle zdolnym do tego, aby się przejmować taką kwestią? Sam nie wiedział. Podświadomie jednak zaczął szurać łukami zębowymi o siebie, co znaczyło raczej że głęboko się nad tym zastanawiał. – A mówiłeś mu o tym? Że to tylko takie… przyjacielskie zaczepki i nie mają na Ciebie wpływu? – spytał, delikatnie marszcząc brwi, choć nie patrzył mu w oczy przyglądając się drogowskazowi stojącemu tuż przed nim. Zerknął dopiero wtedy, kiedy usłyszał magiczne słowa temat zamknięty.
  - Kiepski ze mnie rozmówca w tych… kwestiach. Ale wiesz, że jak będziesz potrzebował się wygadać to… – nie umiał jakoś tego dokończyć. Mimo mijającego czasu wciąż brzmiało to dla niego dziwnie niedorzecznie i niezrozumiale. On, pomagał ludziom. To znaczy… w kwestiach bardziej szkolnych czy fizycznych było to jak najbardziej normalne, niemniej jednak kiedy w grę wchodziły emocje bądź uczucia – już niekoniecznie. No, ale nie mógł nie pomóc własnemu kumplowi, choćby musiał poświęcić na to całe swoje dostępne anxiety.
  - Od pamiętnej afery z #letMoeplay, owszem. Nieczęsto, ale jednak. – dziwny ton i wzrusz ramionami mógł sugerować jednak, że nie służył mu tylko do stalkowania uczniów w kwestiach przestrzegania szkolnego regulaminu.
by Alexander D. Voralberg
on Czw Lip 23 2020, 23:32
 
Search in:
Czesc wspolna
Temat: Drogowskaz
Odpowiedzi: 36
Wyświetleń: 1124

Kamienny krąg

Nadal była zła za zawieszenie udziału w meczach, trenować jej jednak nikt nie zabraniał. Nie za bardzo ją to jednak pocieszało, wręcz przeciwnie. Jakakolwiek gra przypominała jej tylko o chorej niesprawiedliwości, jakiej doświadczyła. Jeszcze bardziej denerwowała ją ta całą wizbookowa akcja za Davies. A ich kapitanka? Pies ją trącał! W liście oferowała pomoc, a potem nagle zapomniała? Bo co? Bo jej nie odpisała? Musiała się zastanowić, czy nie lepiej unieść się dumą, skoro szanse na zmianę zdania przez profesorkę i tak były pewnie niewielkie, a potem zapomniała. Zresztą z tego co wszyscy twierdzili wynikało, że #letmoeplay było akcją oddolną. Davies nie musiała prosić, żeby o niej pamiętano. Taka właśnie była ta "solidarność". Mogłeś na nią liczyć tylko pod warunkiem, że jesteś popularsem. Kładła wała na cały Hufflepuff. Przyjaźń i lojalność my ass. Liczył się tylko rozgłos i lajki.
Przyszła na miejsce treningu cała nabuzowana. Jeszcze nic się nie wydarzyło, a już miała ochotę skopać komuś dupsko. Nie w quidditchu, ale naprawdę. I jeszcze była tam Jones. Wpieprzała się wszędzie, gdzie było jakieś latanie. Szło zapomnieć, że uczyła wróżenia, a nie miotlarstwa. Stanęła jak najdalej od nauczycielki łypiąc na nią wściekle. Pod koniec ferii wydawało się, że trochę jej już przeszła ta złość, ale co jakiś czas, w sprzyjających temu okolicznościach, wracała z taką siłą, jakby dostała zakaz wczoraj.
Znalazła swoją współlokatorkę z ferii, a ponieważ nikogo innego tu nie lubiła, zbliżyła się do niej.
Cześć – praktycznie warknęła, nie przestając rzucać nienawistnych spojrzeń w stronę opiekunki swojego domu. W końcu, upewniwszy się, że profesorka patrzy w innym kierunku, wywaliła w jej stronę środkowe palce i od razu poczuła satysfakcję. Tego jej było trzeba. Fajniej byłoby może pociągnąć ją ze te rude kudły, ale fucki musiały wystarczyć.
by Niamh O'Healy
on Sob Mar 21 2020, 17:55
 
Search in:
blonia
Temat: Kamienny krąg
Odpowiedzi: 990
Wyświetleń: 20887

Dom Hala Cromwella

April znalazła się między przysłowiowym młotem, a kowadłem. Nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła Morgan. Nie mogła uwierzyć w to, że za tak niebezpieczną akcję Alexander dał swoim uczennicom tylko szlaban. No i nie mogła uwierzyć w to, jak ludzie podważali decyzję Hala. Tak jakby nikt nie widział tego, że równie dobrze dziewczyny mogły wlecieć w mur i spaść z wysokości jednej z wież Hogwartu, połamać nogi w najlepszym wypadku, a w najgorszym stracić życie. Wszyscy tylko widzieli jedną stronę medalu, tę gdzie najgorszy na świecie opiekun zabiera kapitanowi drużyny możliwość gry. Nikt nie wspominał z jakiego powodu, nikt nie wspominał jak bardzo dotknęło to samego Hala. Dobrze, że nie zasugerowali biednemu Halowi sabotażowania własnej drużyny. Myślała, że pojawienie się Moe na ich lekcji to sygnał zakopania topora wojennego, jednak kiedy po powrocie z ferii zobaczyła co się odwala na wizzboku nie mogła uwierzyć w bezmyślność niektórych uczniów.
Oczywiście, rozumiała ich zgorzknienie, rozumiała chęć pokrzepienia Gryfonki, ale sposób w jaki to się odbyło był po prostu zatrważający. Zamiast zrobić jakąś akcję w stylu #Moewearewithyou powstało coś, co praktycznie w każdym poście obrażało i dyskredytowało jej przyjaciela. Z tego powodu nawet zeszła na śniadanie, ale niestety ludzie przy stole pedagogicznym powiedzieli, że Hal już opuścił salę.
Wertowała wizbooka, coraz bardziej niedowierzając. Miała wrażenie, że Ci ludzie nie myślą co piszą, a słynny zwrot "Nie podważając niczyjej decyzji, ale..." pojawiał się prawie w każdym poście. Sama dorzuciła jeden, mający dać sygnał, że warto myśleć o tym co się mówi, jednak miała wrażenie, że zaginął w fali #letmoeplay, która robiła się coraz bardziej #fuckHal.
Po kilku dłuższych chwilach postanowiła do niego napisać. Wahała się, nie wiedziała czy Hal będzie chciał z nią rozmawiać w takim momencie, stwierdziła jednak, że ona nie chciałaby zostać sama w takiej sytuacji. Hal dość szybko odpisał, więc miała rację, kiedy założyła, że na pewno siedzi i wertuje wizbooka dobijając się jeszcze bardziej.
Podczas pisania pierwszej literki poczuła charakterystyczne kręcenie w nosie, które oznaczało, że zaraz pojawi się przed jej oczami wizja. Już dawno nauczyła się jak żyć ze swoim darem, mimo wszystko szybko usiadła, żeby przypadkiem nie stracić równowagi. Była tak roztrzęsiona, ze wiedziała, że mały fragment przyszłości będzie dotyczył jej przyjaciela, dlatego tym bardziej bała się co zobaczy.
Już parę sekund później straciła wzrok, a przed jej oczami pojawił się widok Hala, który pisze listy do Hampsona, zanosi je na pocztę i wraca do swojego domu. Miała szczęście, że ten po powrocie po prostu patrzył na zegarek, dzięki czemu mogła zapamiętać dokładną godzinę. Nie wierzyła, że ten chciał zrezygnować z pracy, opiekuna czy jeszcze czegoś innego, bo była pewna, że to właśnie było w tych listach. Nie zastanawiając się i nie czekając, aż do końca ogarnie się po wizji, podbiegła do biurka i napisała kilka wersji listu, który zamierzała wysłać zaraz po tym Hala - jeden gdyby całkiem rezygnował z pracy, drugi, gdyby rezygnował z posady i trzeci, gdzie wyjaśnia Hampsonowi całą sytuację z boku.
Nie czekając na nic i nawet nie zarzucając na siebie płaszcza wybiegła do Hogsmeade, skąd przeniosła się do Doliny Godryka, by zobaczyć, czy na pewno znajdzie tam potwierdzenie swojej wizji. Nie chciała przecież zajmować dupy Dyrektorowi, gdyby to miało się nie spełnić.
Po drodze do Hala zajrzała na pocztę, gdzie wypożyczyła i zapłaciła za pięknego puchacza, który leciał nad nią całą drogę do domu jej przyjaciela. Nawet jeżeli miała go nie wykorzystać szybkie wysłanie listu było dla niej ważniejsze niż te kilka  galeonów, jednak to co zastała w domu profesora szybko utwierdziło ją w jej domysłach.
Zapukała do drzwi kilka razy i poczekała, aż ten ją wpuści (a jeżeli tego nie zrobił to po prostu weszła) i nawet nie witając się z przyjacielem dopadła do zgniecionego pergaminu, który był niedokończoną wersją tego finalnego.
- Nie mówi mi, że to zrobiłeś. Boże Hal, nie możesz dać się jakiejś grupie małolatów. - Miała ochotę uderzyć go w głowę, ale miała teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Wyciągnęła zza paska jeden z wcześniej przygotowanych listów i przywiązała go do nóżki sowy, której kazała go zanieść do Hampsona. Spojrzała na zegarek - nie minęło nawet dziesięć minut, powinno się udać, zwłaszcza, że jej sowa była jedną z szybszego gatunku.
- Teraz mi powiedz, co ty sobie wyobrażasz. - Powiedziała, jednocześnie przysuwając się do nauczyciela, żeby go mocno przytulić.
by April Jones
on Pią Lut 28 2020, 16:05
 
Search in:
Domy i mieszkania
Temat: Dom Hala Cromwella
Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 838

Dom Hala Cromwella

Podczas śniadania odniósł wrażenie, że wszyscy uczniowie mu się przyglądają i coś do siebie szepczą. Nie miał pojęcia o co mogło chodzić, a jednocześnie nie mógł temu zaprzeczyć. Tym bardziej, że zdawali się to dostrzegać również inni nauczyciele. Długo tak nie wysiedział, a gdy wychodził z Wielkiej Sali dostrzegł w rękach obracających się za nim uczniów wizbooki.
Z mnóstwem najdziwniejszych myśli dotarł do gabinetu, gdzie natychmiast sprawdził o co mogło chodzić. Długo szukać nie musiał, a to co zobaczył przekroczyło jego oczekiwania. Chwilę siedział wpatrując się w post, który zarzucał mu niesprawiedliwość, nie nakreśliwszy sytuacji w absolutnie żaden sposób, ale dopiero kolejny naprawdę go dotknął. Post Gryfonki. To o nim myśleli? Że ich tłumił? Że to, że był ich opiekunem miało dla nich "opłakane skutki"? Spojrzał na drzwi do swojego gabinetu, które zawsze stały dla każdego otworem, pierwszy raz w życiu bojąc się, że ktoś naprawdę może przez nie wejść. Przeczytał post jeszcze cztery razy, aż "zwykłe skurwysyństwo podcinanie skrzydeł" wryło mu się w głowę tak bardzo, że aż zaczęło mu się w niej kręcić. Tak jak stał – bez kurtki, nie ściągając z nosa okularów, nie zamykając nawet drzwi do gabinetu na klucz – wyszedł z zamku w stronę Hogsmeade, by stamtąd przeteleportować się do Doliny.
Gdy znów otworzył wizbooka, ukryty w czterech ścianach swego domu, #letmoeplay był już popularniejszy od zdjęć psidwaków w kubraczkach. Wyraz "niesprawiedliwy" odmieniono przez wszystkie przypadki i doszło kilka nowych określeń wycelowanych w niego. "Niedorzeczny", "przekreślić marzenia", "tłamszenie pasji", "zabijanie potencjału". Zarzucano mu nawet brak zrozumienia i empatii. Część tylko wyrażała poparcie dla akcji, część kipiała złością. Boyd zaś wręcz otwarcie stwierdził, że prawdziwy opiekun Gryffindoru nie postąpiłby w ten sposób. Niektóre posty brzmiały wręcz jakby wyrzucił Moe z drużyny na zawsze, podczas gdy on nigdy nie stracił wiary w nią jako kapitana i mimo wszystko ją wspierał. Tego wizbook jednak nie wiedział. Co kogo to obchodziły szczegóły, kiedy można było włączyć się do fajnej akcji. Tylko ta fajna akcja kreowała go na bezdusznego potwora, który przekreślił marzenia dziewczyny, która spłatała jakiś niewinny figiel. Nikogo nie obchodziło, że jedna z dziewczyn prawie zawisła wtedy na maszcie, ani to, że on sam zamartwiał się potem tym, jak czuje się Moe i godzinami rozważał podjętą przez siebie decyzję, zawsze jednak dochodząc do wniosków, że wina i kara były współmierne. Wybryk Moe i krukonek nie był "niezbyt rozsądny". Był cholernie niebezpieczny.
Bez celu błąkał się po mieszkaniu, co chwila ponownie otwierając wizbooka, by sprawdzić nowe wpisy i przy okazji czytać te, które już niemal znał na pamięć. Wsparcie Josha nie poprawiło mu humoru. Znaczyło to tylko tyle, że o całej akcji wiedzieli już inni nauczyciele i czytali teraz jak jego właśni uczniowie podważają jego uczciwość i dobre wobec nich intencje.
Dobrze wiedział, co wypadało mu zrobić, ale nie potrafił się na to zebrać. Obejmując funkcję opiekuna miał obawy, jednak z czasem zaczął wierzyć, że spisuje się w tej roli całkiem nieźle, przede wszystkim zaś najzwyczajniej w świecie lubił być potrzebny. Nie mógł się widocznie bardziej mylić.
Posty nie trzymały się kupy jeden z drugim (był zarazem nadopiekuńczy i pozbawiony empatii), a nawet wewnętrznie (te same osoby zapewniały, że nie chcą podważać jego decyzji, zaraz potem ją podważając) Hal nie miał jednak problemu by wierzyć w nie wszystkie. Wniosek był jeden – zawiódł, stracił szacunek, nie potrafił do niech przemówić.
Zaczął pisać list, ale po kilku pierwszych słowach ręka odmówiła mu posłuszeństwa. Naprawdę lubił być dla tych dzieciaków ważny, albo przynajmniej myśleć, że jest ważny. Teraz nie miał już nic. Jego lekcje nie były tak ekscytujące jak lekcje Swanna, ale liczył na to, że nadrabia chociaż dobrymi stosunkami z uczniami. Tu jednak też się mylił. Zamiast pisać, znów przerzucał kartki wizbooka, patrząc na kolejne pasywno-agresywne wyrzuty. Najbardziej bolały te, które twierdziły, że nie są wycelowane w niego, ale... Tak jakby twierdzili, że wcale go nie obejdzie, że nazwą go niesprawiedliwym, nienauczonym empatii niszczycielem marzeń. Za kogo w takim razie go uważali?
Wyszedł do sklepu kupić papierosy. Odpalając pierwszego drżącymi dłońmi, cynicznie zauważył, że zawsze, gdy po nie sięgał w nerwach, stała za tym jakaś Morgan. Czy to już była klątwa? Co musiał naodmerliniać w poprzednim życiu, że to teraźniejsze tak dawało mu w kość? O ile prywatnie spieprzył w dużej mierze sam, o tyle zawodowo waliło mu się właśnie na głowę przez plotki i rozdmuchaną akcję w mediach społecznościowych. Wracając do domu, przyglądał się domom sąsiadów, zastanawiając się ilu z nich miało wizbooka i dzieci w Hogwarcie. Ilu wiedziało już, że niesprawiedliwy i nie dba o pasje uczniów do tego stopnia, że uczniowie zorganizowali protest? Chciał się przespacerować, ale czuł się obserwowany. W końcu wrócił do domu, by przeczytać kolejne posty. Był gotowy na wiele. Ba! Miał nadzieję, że gryfoni będą źli na niego, nie na Moe. Nie spodziewał się jednak, że zmieni się to w emocjonalny szantaż, w który zaangażuje się cała szkoła. Był chyba cholernie naiwny, spodziewając się, że w dzisiejszych czasach młodzież nadal ograniczała się do podrzucania łajnobomb do gabinetu. Wolałby nawet gdyby pobili go w jakiejś pustej klasie, niż publicznie, na masową skalę insynuowali zupełną nieczułość na ich sprawy.
Było mu wstyd, że oferował Moe pomoc w razie kłopotów ze znajomymi. Naiwny, stary dziad, któremu wydawało się, że jego wsparcie cokolwiek dla niej znaczyło. Śmieszny, samotny kretyn, któremu wydawało się, że jest dla nich kimś ważnym i że po latach będą o nim pamiętać. Był tylko jednym z nauczycieli, z którymi trzeba było jakoś przetrwać.
Dwie godziny, trzy papierosy i tysiące spojrzeń w wizbooka później udało mu się sklecić list. Nadanie go stanowiło kolejny problem. Nim się zebrał odpisał April i choć z jednej strony bardzo potrzebował teraz wsparcia, nie chciał by widziała go w takim stanie. Nie wspominając już o tym, że wstydził się przed przed wszystkimi ludźmi, którzy czytali o jego domniemanej niesprawiedliwości.
Liczba postów rosła i im dłużej odwlekał nieuniknione, tym w gorszym był stanie. W końcu zebrał się w sobie i z męskim postanowieniem dokończenia tego co zaczął, poszedł na pocztę. Kiedy jednak oddawał list wypożyczonej sowie, serce mu pękło. Ptak odleciał z niezmiernie ważną dla niego częścią życia i calusieńką dumą.
Wrócił do domu będąc zaledwie cieniem samego siebie. Usiadł na kanapie i z absolutną wewnętrzną pustką, przyglądał się zegarowi na ścianie. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Że jeszcze dziś przechodząc przez Wielką Salę, posyłał gryfonom uśmiechy, pewien, że ich to obchodzi. Boże, jakiż był żałosny.

@April Jones
by Hal Cromwell
on Czw Lut 27 2020, 01:29
 
Search in:
Domy i mieszkania
Temat: Dom Hala Cromwella
Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 838

Powrót do góry

Skocz do: