Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Czarodziejskie pola

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 7 z 19 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 13 ... 19  Next
AutorWiadomość


Rasheed Sharker
Rasheed Sharker

Nauczyciel
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Dodatkowo : Wężoustość, legilimencja i oklumencja
Galeony : 2609
  Liczba postów : 2938
https://www.czarodzieje.org/t7093-rasheed-sharker
https://www.czarodzieje.org/t7096-callisto
https://www.czarodzieje.org/t7190-rasheed-sharker
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyNie 28 Wrz - 19:11;

First topic message reminder :


Czarodziejskie pola

Objęte silnymi zaklęciami zwodzącymi mugoli, magiczne pola od wielu już stuleci stanowią największe skupisko wolnych terenów wybiegowych dla hipogryfów. Niejednokrotnie są także wykorzystywane jako miejsca uprawne bądź zagospodarowuje się je w razie potrzeby zorganizowania magicznych rywalizacji bądź festynów. Od kilkudziesięciu lat są głównym miejscem organizacji zabaw obchodzonych z okazji święta Barda Beedla.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyWto 3 Paź - 23:17;

Cały ten festiwal absurdu, który właśnie się wydarzył, oczywiście sprawił, że znów wyszedłem na kompletnego idiotę. W dodatku bezzębnego idiotę. Może nie powinienem szukać pomocy magomedyka? Może to moje przeznaczenie, by tego zęba z przodu nie posiadać, skoro los wciąż i wciąż rzuca mi pod nogi kłody, bym się potknął i go wybił? Trzy razy w ciągu dwóch miesięcy? Merlinie, miej litość... W każdym razie musiałem wyglądać wprost okropnie.
- Nie grają? - zapytałem, zupełnie nieświadomy istnienia takiego kuriozum jak Łajnobomby (mam na myśli zespół, wiadomo), patrząc na Gemmę z nieco uniesionymi brwiami. Na uwagę o występie Dona Lockharto parsknąłem śmiechem, bowiem trafiła w samo sedno sprawy. Sam niespecjalnie miałem ochotę wysłuchiwać tego "występu", bo jeszcze chwila i sam dostałbym kociokwiku, jak co poniektóre z fanek tego wymoczka. - Oddaj - rzuciłem tylko, gdy schyliła się do mojej czapki niewidki. - To nic takiego - dodałem łagodniej, żeby nie pomyślała, że ją atakuję. - Jak chcesz to Ci pomogę taką... No wiesz, załatwić - powiedziałem półgębkiem. Oczywiście w tamtej chwili były to tylko puste zapewnienia - nigdy nie miałem pewności, czy koleś od czapek mnie pamiętał i czy będzie miał dobry humor, by być skłonnym opchnąć mi drugie takie cacko. Na wzmiankę o dywanie tylko machnąłem ręką. Dotychczas wszyscy się z niego śmiali i uważali historię o nim za jakąś podpuchę, hogwardzką legendę lub pijacką anegdotkę z Grecji. Moja osobista tragedia finansowa stała się ostatnio wyjątkowo użyteczna, chociażby podczas tego feralnego zdarzenia na lekcji tydzień temu. Oczywiście byłem zupełnym nieogarem i przyznałem się przed aurorką do bycia posiadaczem tego cudeńka, które, tak się składa, jest w Wielkiej Brytanii zakazanym środkiem transportu - brawo ja. Dobrze, że jeszcze nikt z Hogsmeade na mnie nie nakablował, że czasem lecę nim na zajęcia...
- Chłoszczyść - rzuciłem zaklęcie na swoje ubranie i z zadowoleniem stwierdziłem, że wszystkie plamy zniknęły. Z rąk także - podwójny sukces! Pozostało modlić się, by zapach również się ulotnił.
Uznaliśmy zgodnie, że pójdziemy gdzieś na bok w poszukiwaniu innej atrakcji niż koncerty. Teraz występowały Łzy Feniksa, których pozytywka ciążyła mi w kieszeni spodni. Koleżanka Gemmy była trochę małomówna, ale kojarzyłem, że dziewczyna była siostrą Leonardo, więc mimo wszystko starałem się zagadać.
Do czasu.
Poczułem się gorzej dosłownie w sekundę. Wokół nas zapanowała gęsta atmosfera, a smród, który się w tym wszystkim panoszył był nie do zniesienia. Dopadło mnie i Gemmę. Spojrzeliśmy na siebie i czym prędzej rzuciliśmy się w krzaki, żeby się zrzygać.
Byłem dobrym kolegą i przytrzymałem jej włosy.

Przepraszam strasznie, że post taki suchy i ubogi w śmieszności, ale nie mam weny, a chcę zdążyć odpisać xD i w końcu wklejam ten kod, o którym zawsze zapominam - już się poprawię!

kostka: 1
zaklęcie:
Powrót do góry Go down


Julia Heikkonen
Julia Heikkonen

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : animagia (tygrys)
Galeony : 2211
  Liczba postów : 968
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7262-julia-heikkonen
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7264-julia-heikkonen
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7265-julia-heikkonen
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySro 4 Paź - 0:04;

Ktoś tu chyba się starzeje, taki wniosek nasunął jej się po obejrzeniu występu drugiego artysty. Nigdy nie była jedną z tych piszczących nastolatek, zazwyczaj po prostu dreptała, czy kiedy muzyka jej się naprawdę podobała, podskakiwała w jej rytm, a teraz? Teraz ciekawsze było jedzenie i poszukiwanie stoiska z piwem, bo oba zespoły nie przypadły jej do gustu, cóż, następnym razem po prostu zapozna się z programem zanim wybierze się na tego typu imprezę. Teraz jedyne co mogła powiedzieć to to, że zwyczajnie nie miała nic lepszego do roboty, dlatego też pojawiła się tutaj i właśnie zaznajamia się z... No właśnie z kim? Nawet nie zapytała go o imię, ale z drugiej strony nie było to teraz takie ważne.
Nie miała ochoty dalej obserwować tego co dzieje się na scenie, tak więc bardzo dobrze się złożyło, że kolega choć mniej więcej pamiętał gdzie są napoje i postanowił jej dalej towarzyszyć. Przytaknęła na jego pytanie, dopiero chwilę później uświadamiając sobie, że najpewniej jej nie słyszał. Tak czy inaczej poszła za nim uznając, że potwierdzanie tego słownie nie jest potrzebne. Cały czas starała się trzymać blisko niego i prawie wywróciłaby się razem z nim, nie zauważając, że ten przystanął na chwilę. Odetchnęła z ulgą, gdy na czas to zauważyła, brakowało jeszcze tego, aby kulała i na drugą nogę albo stało się cokolwiek innego. Przez to wszystko pogrążyła się w myślach o tym jakim cudem jeszcze niedawno potrafiła praktycznie biec w kierunku jedzenia, a teraz noga bolała ją na nowo. Może była to kwestia rozchodzenia? W końcu teraz stali już przez jakiś czas. Swoją drogą, bardzo dobrze, że szła za nim, nie widział w jakim jest stanie i póki co nie mógł dojść  do tego samego wniosku co ona. Znaczy się, wciąż nie była jeszcze tego wszystkiego pewna, jednak i tak wolała się z tym nie zdradzać.
Niestety nie miała już czasu na dłuższe rozmyślania, bo nieznajomy zaczął mówić o jakiejś loterii, z tego wszystkiego zrozumiała to, że ich drogi na chwile się rozejdą, na co odpowiedziała krótkim 'spoko' . Poczłapała w kierunku stoiska z piwem uznając, że coś zdecydowanie jest nie tak, nie wiedziała jeszcze co. Odebrała piwo po czym szybko orientując się w terenie ruszyła w stronę loterii, choć sama nie chciała wziąć w niej udziału. Po kilku minutach dotarła na miejsce i szybko odnalazła towarzysza - Już mam - dała znać o swojej obecności, lekko podnosząc kufel z piwem - Co wygrałeś? - zapytała w przerwie od kolejnego łyka, naprawdę chciało jej się pić.
Nawet nie zauważyła kiedy zaczęło się ściemniać, do występu szykował się też następny zespół, nie pamiętała już jaki, jednak liczyła na to, że w końcu coś jej się spodoba.
- Przypadł ci do gustu jakiś zespół? - zagaiła patrząc na niego, a przy okazji zerkając na przygotowania na scenie. Nie chciało jej się wracać do tłumu, o wiele lepiej czuła się tutaj, na uboczu. Naszła ją nawet chęć na papierosa, na jej nieszczęście nie miała żadnych przy sobie, nic dziwnego, skoro nie paliła już tyle czasu. Ten dzień zdecydowanie nie należał do normalnych, nagłe pojawienie się tej potrzeby to potwierdzało - Palisz? - rzuciła patrząc się w stronę sceny, był jej jedynym ratunkiem. Nie miała ochoty pytać się o to obcych. Na szczęście od zachcianki odwiodły ją problemy z oświetleniem, na początku uznała, że to typowe, ale już sekundę później znów zaczęła odczuwać ten dziwny niepokój. Zrobiła kilka kroków w stronę tłumu, nie myśląc już o ukrywaniu swojego kulenia, niby nie było to nic takiego jednak coś jej się w tym wszystkim nie podobało - Co się dzieje? - mruknęła nie licząc na to, ze ktoś ją usłyszy.

5
Powrót do góry Go down


Melody Kingston
Melody Kingston

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : 143
  Liczba postów : 512
http://czarodzieje.org/t14801-melody-anna-kingston#394127
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14808-listy-do-m
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14809-melody-anna-kingston
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySro 4 Paź - 7:16;

Dopiero po koncercie Dona zorientowałam się, jak się już zrobiło ciemno. Ach, ta nieznośna jesień. Niby moja ulubiona pora roku, ale z drugiej strony tak szybko leciały te dni, że aż mi było szkoda wstawać później niż o 7 rano. Normalnie byłam rannym ptaszkiem, ale w tej drugiej połowie roku jeszcze bardziej.
Na Łzy Feniksa również czekałam ze zniecierpliwieniem. Poprosiłam Eliasa, żebyśmy podeszli bliżej sceny, bo po pierwsze robiło mi się chłodniej, więc wejście w głębszy tłum ludzi było dobrym rozwiązaniem i po drugie chciałam widzieć jak najwięcej, a przy braku słońca miałam trochę problemy z widzeniem (kurza ślepota, czy jak to się tam nazywa). Kolejny koncert był równie dobry co wszystkie poprzednie i skutecznie pozwolił mi zapomnieć o wydarzeniach z lekcji OPCM. Wyluzowałam się najbardziej jak mogłam i czułam się naprawdę błogo, a co ciekawe, wypiłam tylko jednego drinka przed wejściem.
Wtedy na scenie pojawili się inni znakomici wykonawcy, którzy byli zupełną niespodzianką. Ależ się wtedy podekscytowałam, aż ścisnęłam Eliasa za ramię i cicho pisnęłam z radości. Mimo że artyści na scenie długo nie zabawili, to w mojej głowie zapamiętałam ich występ całkiem wyraźnie. Całe szczęście, że podeszliśmy bliżej. Koncert zbliżał się do końca. Był perfekcyjny. Choć na końcu mieli jakieś drobne problemy ze światłami. Nie wiem, czy to pogoda, czy może jakieś zaklęcia im wygasły. W każdym razie to miganie świateł jakoś dziwnie na mnie wpłynęło. Zaczęłam czuć jakiś nieokreślony zapach, który bardzo irytował moje nozdrza. Musiałam na chwilę przestać skakać, bo zaczęło mnie mdlić. Podparłam się o ramię Eliasa i podsunęłam dłoń pod usta i nos, rozważając, czy zaraz zwymiotuję, czy trzymam się na nogach.
- Słabo mi - powiedziałam do przyjaciela, który pewnie nie wiedział, co mi się działo i patrzył na mnie zmartwiony. Udało mi się powstrzymać to uczucie zniesmaczenia, ale wciąż czułam nieprzyjemny smak w gardle. Nie wiem, czy zjadłam coś niedobrego, czy ktoś coś rozpylił, ale coraz mniej podobała mi się opcja stania w gęstym tłumie.

kosteczka 1
Powrót do góry Go down


Ezra T. Clarke
Ezra T. Clarke

Nauczyciel
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Galeony : 6236
  Liczba postów : 3387
https://www.czarodzieje.org/t13332-ezra-thomas-clarke
https://www.czarodzieje.org/t13336-eureka
https://www.czarodzieje.org/t13338-ezra-clarke
https://www.czarodzieje.org/t19322-ezra-t-clarke-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySro 4 Paź - 9:47;

- Touche - zaśmiał się Ezra sympatycznie, bo faktycznie z tą kwestią bywało u Leo różnie. Ale Ezra ani się z niego nie wyśmiewał, ani mu to nie przeszkadzało. Vin-Eurico, choć na wielu płaszczyznach starał się tego dowieść, nie był głupi (aż tak) i dlatego Ezra sam nie wiedział, dlaczego takie problemy właśnie u niego występowały. I ufał mu, oczywiście, jednak jak się tak zastanawiał, to w sytuacjach awaryjnych chyba bardziej liczyłby na własną różdżkę niż cudzą. Zatem to nie było nic personalnego.
Ale nie odpowiadało mu, że Gryfon negował się przy każdej pojawiającej się sytuacji, zdecydowanie przesadzając i jakby wmawiając sobie swoją niską samoocenę. Wiadomo, narcyzm nie był dobry, ale w drugą stronę też to potrafiło irytować. Na szczęście Ezra już automatycznie potrafił wybrać tekst, który poprawiał humor Leonardo. Uśmiech Krukona jeszcze się poszerzył, gdy chłopak z taką rezygnacją pokręcił głową. Punkt dla niego? 
- Yo sé, mi cariño* - odparł z lekkim uśmiechem, bo hiszpański był zbyt uniwersalnym językiem, żeby Ezra nie znał podstawowych słówek i wyrażeń. Sęk w tym, że te podstawowe przestały być nagle wystarczające, a Ezra zapragnął rozumieć wszystko. A wszystko było bliskim synonimem określenia "bardzo, bardzo dużo". Poza tym jakby się jeszcze nauczył kilku dwuznacznych żarcików po hiszpańsku? Leonardo prawdopodobnie przeżyłby wewnętrzne uniesienie.
- Po latach praktyki? Pewnie, że mam - parsknął ze śmiechem, bo za kogo go Leonardo uważał? Ezra uwielbiał używać takich oklepanych tekścików - może cudów one nie przynosiły, ale za to niwelowały jakiś dystans, no i po prostu bawiły. A nie od dziś wiadomo, że poczucie humoru to jedna z najbardziej atrakcyjnych cech w potencjalnym partnerze! - Ale niestety ci ich nie przytoczę, to moje najlepsze żarty sytuacyjne.
Nie do końca przekonywała go koncepcja możliwości wylosowania czegoś takiego jak łajnobomby. Żart czy nie - raczej kiepski sposób na promocję swojej loterii i zachęcenie do kupowania losów. Gdyby Ezra był świadkiem, jak trzem osobom w rękach wybuchają ich losy to raczej by podziękował... Ale cóż, w tamtym momencie jeszcze nie wiedział i wzbogacono się jego kosztem - ba, nawet myślał o tym, żeby zasponsorować loterię Leo jako odpłatę za pamiętną maszynę z zabawkami, z której Gryfon wyciągnął dla niego Hostię.
- Zaśmiej się, a cię uderzę - ostrzegł go Ezra, chociaż na moment i jego kąciki ust drgnęły. Jego zdaniem to po prostu było przeznaczone dla Leo i dobra ciotka Fortuna nie spodziewała się, że Vin-Eurico zgubi swoje galeony. No przecież nie zrobiłaby tego celowo takiemu dziecku szczęścia jak Ezra!
O dziwo, Leonardo ani słowem nie napomknął o tej dziwnej sytuacji z Bridget i to jakby dawało Ezrze wskazówkę, że również nie powinien tego robić. Nie zdążył odpowiedzieć Puchonce niczego wyjątkowo inteligentnego na pełne zdziwienia wykrzyknienie ("Eee, no tak"), bo zaraz został odciągnięty na bok. Zerknął jeszcze na dziewczynę przez ramię, nie mogąc zrozumieć jej pokojowego nastawienia. To po prostu przekraczało granice jego myślenia. Do tego czasu nie miał również pojęcia, że Bridget w ogóle była świadoma, że Clarke został zaatakowany przez wilkołaka. Czyli co, wystarczyło żeby znalazł się na granicy śmierci, żeby mu wybaczyła? Bo jeśli tak to trzeba było mówić wcześniej, Ezra zrelacjonowałby jej swoją bijatykę z Leo - ranga była podobna.
Odwrócił wzrok, mając poważny dylemat czy lepiej zostawić tę relację w ten sposób, ciesząc się tak nieprawdopodobnym zwrotem akcji, czy jednak przegadać, o co w ogóle chodzi. Na pewno jednak nie w tym momencie - nie chciał robić sobie teraz wroga z Theo.
Ezra sceptycznie zmarszczył brwi, domyślając się, że Leonardo ma zamiar rzucić na niego zaklęcie. Jak mówił wcześniej, chyba jednak większym zaufaniem darzył własną różdżkę...
- Może lepiej sam... Ałł - syknął, kiedy jego różdżka prawie go oparzyła. Ezra nie odczuwał tego przez materiał spodni, ale już na gołej skórze tak. I zmartwiło go to jeszcze bardziej, bo to wyglądało na jakieś przegrzanie. Czy różdżka mogła się przegrzać?
W międzyczasie Leonardo rzucił to zaklęcie i... Ezra momentalnie poczuł unoszący się intensywny zapach pomarańczy w połączeniu z dymem papierosowym. Nie zdążył zareagować, bo Vin-Eurico już kontynuował zabawę magią, przekształcając cały strój Ezry.
- Może jeszcze lusterko? - zaśmiał się (ale nie miałby nic przeciwko). Złapał za szalik, nie mogąc się powstrzymać od powąchania go. - Mam zajebiste ciuchy i pachnę tobą. I jakbym wypalił paczkę papierosów. Ale głównie tobą. Jak na "beznadziejnego czarodzieja" to totalnie mnie kupiłeś - poinformował go z lekkim uśmiechem, jeszcze raz zaciągając się tą wonią. Co musiało trochę dziwnie wyglądać, więc zaraz przestał. - Chyba je nawet potem zatrzymam w takim stanie... - stwierdził po namyśle, zarzucając Gryfonowi ręce na szyję (po uprzednim daniu mu znaku, żeby się trochę pochylił) i czule muskając jego usta.
- Oczywiście, że ja, czy kiedykolwiek twierdziłem inaczej? - Mrugnął do niego, słysząc, że w tle rozpoczął się kolejny koncert. Łzy Feniksa dawniej były jednym z jego ulubionych zespołów i w sumie to zachował do nich sentyment. To był zatem ciężki wybór - patrzeć na Leo, czy jednak na scenę. Postawił więc na bezpieczną opcję, mrucząc ciche "te quiero" zanim odwrócił wzrok.

Kostka: 6
*"Wiem, kochanie" - chyba xD


Ostatnio zmieniony przez Ezra T. Clarke dnia Pią 6 Paź - 20:26, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySro 4 Paź - 19:03;

Lekko przyspieszony rytm tętna zaczynał wracać do normy - sytuacja została opanowana. Wychwycona wśród tłumu znajoma twarz (co prawda niedawno poznanej) kobiety okazała się wybawieniem z obecnego problemu, za który - poniekąd - czuł się odpowiedzialny. Oczywiście, niewiele było Bergmannowi do nieznajomej osoby, ale skoro okazał choć odrobinę inicjatywy, nie miał zamiaru porzucać potrzebującej na pastwę losu. Nawet taki człowiek jak on miał określone zasady.
- Całe szczęście, że zdołałem cię znaleźć - powiedział dyskretnie do Rakel, zadowolony z takiego zbiegu okoliczności - co prawda wykorzystał podejrzenie o jej zdolności, w jakich się ani trochę nie mylił. Rany bywały zdradzieckie - raz wyglądały paskudnie, wypływało z nich krwi, aczkolwiek w istocie nie stanowiły specjalnych zagrożeń; innym razem niepozornie prezentujące się skaleczenia pozostawały zdolne nawet zagrozić życiu.  
Koncert trwał już w najlepsze, więc nic dziwnego, że później skoncentrował się wyłącznie na samej muzyce - to dla niej był tutaj, dla niej i tylko dla niej, nie dla towarzystwa, nie dla tłumu wpychającego się wszędzie, rozszerzonego na płaskim terenie, nieogarnionego wręcz wzrokiem. Celem wszystkiego była muzyka - niemniej w pewnej chwili z pochłonięcia występem, miłym akcentem obecnych na scenie gości, wyrwał go przeszywający niemile zapach. Wpierw lekkie zakręcenie się w głowie, spowodowało okropny ból, jakby od środka rozsadzało mu czaszkę. Rozmasował nerwowo czoło, niby w naiwnej wierze - że owa praktyka może się na coś przydać. Pulsowanie na obu biegunach skroni nie było niczym przyjemnym.
- Co do... - mruknął, urywając niezaprzeczalnie kolokwialne stwierdzenie; kompletnie nie wiedząc co i d l a c z e g o tak nagle zdołało go dopaść.

Kostka: 1
Powrót do góry Go down


William Walker
William Walker

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Galeony : 398
  Liczba postów : 467
https://www.czarodzieje.org/t14149-william-walker?nid=12#373965
https://www.czarodzieje.org/t14185-william-walker
https://www.czarodzieje.org/t14184-william-walker
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySro 4 Paź - 19:29;

Ostatnio czułem, że coś dziwnego się dzieje. Nie chodziło tylko o problemy z magią, ale ogólnie. Miałem wrażenie, że wszystko zaczyna się walić i chyba świadomość, że niedługo będzie kolejna rocznica śmierci moich rodziców tylko pogarszała moje samopoczucie. Oczywiście ukrywałem to pod dużą warstwą sarkazmu i ignorancji względem wszystkiego, ale co roku było to samo. Im bliżej tej daty tym gorzej się zachowywałem. Nic nie mówiłem Lotce, ja nie chciałem jej martwić ani nic takiego. Nie chodzi o to, że chciałem przed nią cokolwiek ukrywać, bo wiem, że w związku nie o to chodzi. Jesteśmy razem już pół roku, więc to nie był czas na tego typu zabawy, ale po prostu powiedzenie tego na głos nie było na moje siły. Cóż, powiedzmy, że to był mój słaby punkt.
Żaden z grających zespołów nie był „tym ulubionym”, ale chyba nie miałem żadnego takiego zespołu. Jakoś nigdy nie zwracałem uwagi na muzykę i te wszystkie artystyczne rzeczy. Nie miałem do tego ręki, ani głosu, to po prostu nie moja bajka. Tak więc nieważne kto grał liczyło się to, że jakaś melodia leciała, a ja mogłem spędzić świetny czas w towarzystwie @Lotta Hudson. Nadal gdzieś w środku czułem złość minionymi wydarzeniami, ale za wszelką cenę chciałem to schować w sobie głęboko. Nagle poczułem wibrację ziemi, co było... dziwne? Co najmniej dziwne i raczej średnio spotykane. Doszedłem jednak do wniosku, że to jakieś zaklęcie wzmacniające basy czy coś w tym stylu.
Spojrzałem zmartwiony na dziewczynę. Nie podobało mi się to, że tak źle się czuła. Poczułem jak coraz większym ciężarem się na mnie opiera. Próbowałem wymyślić co jej dolega, ale uzdrowiciel był ze mnie żaden, więc zrezygnowałem z tego. Cóż domyśliłem, że jednak pilnie potrzebowała tej toalety, więc niewiele się zastanawiając, przeteleportowałem nas w pobliże toalet. Przez cały czas czułem to dziwne wibrowanie, ale teraz dziewczyna była dla mnie dużo ważniejsza. Niech to szlag, czy nie możemy się po prostu dobrze bawić na tym festiwalu?
Moje myśli krążyły wokół samych czarnych scenariuszu. Tak, ten czas nie był dla mnie najlepszy. Wiedziałem, że dobrze ukrywałem smutek, ale w środku i tak czułem się taki... pusty.
Kiedy dziewczyna wyszła, spojrzałem na nią zatroskany.
- Potrzebujesz uzdrowiciela? Może kogoś sprowadzić? Lepiej, jak ktoś cię obejrzy...
Nie podejrzewałem, że to wszystko była wina tej całej nieszczęsnej magii. Powoli miałem tego dosyć, ale przeczucie mówiło mi, że szybko to nie będzie naprawione. Wilkołak w biały dzień nie wróżył niczego dobrego.

Kostka: 3
Powrót do góry Go down


Rakel Halevi
Rakel Halevi

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 194
  Liczba postów : 107
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14858-rakel-halevi?nid=1#395666
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14871-poczta-rakel#395694
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14869-rakel-halevi#395687
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySro 4 Paź - 20:13;

Musiała przyznać, że kobieta była bardzo milcząca, za pewne był to szok. Rakel włożyła jej do dłoni chusteczkę, stwierdziwszy, że wygląda już nieco lepiej i da radę dokończyć pracę sama. Z doświadczenia wiedziała, że zdrowiejący pacjenci woleli być już bardziej samodzielni i nie lubili być we wszystkim wyręczani.
-Rakel Halevi zawsze do usług. - odparła Halevi odwracając się w stronę Daniela usłyszawszy jego słowa i posyłając mu lekki uśmiech. -Przyszliście razem, co się stało? - zapytała mężczyznę, widząc, że od kobiety raczej się niczego nie dowie. Zerknęła w jej stronę kontrolując, czy nie leci do tyłu lub do przodu, siedziała jednak pewnie na ławce i wyglądała na stabilną.
Bergmann wyraźnie skupił się na koncercie, Halevi więc nie zamierzała mu przeszkadzać w delektowaniu się muzyką. Sama odwróciła się w stronę sceny, co jakiś czas zerkając na swojego dzielną pacjentkę i kontrolując jej stan, kolory jej już nieco wróciły, a z wytartą twarzą wyglądała zdecydowanie mniej dramatycznie, co spowodowało, że czarownica się rozluźniła. Zaczęła lekko bujać się w rytm muzyki i klaskać wraz ze wszystkimi, kiedy na scenie pojawili się goście specjalni. Bawiła się dobrze, jednak nadal trzymała się blisko siedzącej na ławce kobiety, Daniel zresztą też stał niedaleko ich. Nagle poczuła jakiś dziwny zapach. Aż ją od niego zemdliło. Rozejrzała się, sprawdzając czy ktoś inny też coś wyczuł. Parę osób przed nią twarze mieli wykręcone w grymasie bólu, który i nagle i ją uderzył. Poczuła się jakby ktoś jej przywalił czymś twardym w głowę, aż zakręciło się jej w głowie. Zaczerpnęła głęboko powietrza i szybko usiadła na ziemi, przy ławce, żeby nie zostać stratowaną. Była uzdrowicielką, potrafiła rozpoznać u siebie objawy poprzedzające omdlenie, a zdecydowanie nie miała ochoty paść jak długa i coś sobie złamać. Zaczęła głęboko oddychać. Dziwne, przecież nic nie piła. Może te paszteciki były nieświeże? Ale to nie możliwe, smakowały przepysznie! Nie miała nawet siły o tym myśleć. Oparła się zgiętą w łokciu ręką o ławkę i podparła głowę na dłoni, przymykając powieki.

KOSTKA 1
Powrót do góry Go down


Neva Ruby Drayton
Neva Ruby Drayton

Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 25
  Liczba postów : 402
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6781-neva-r-drayton
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6785-nevowa-sowa
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7201-neva-ruby-drayton
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySro 4 Paź - 23:58;

Neva wprawdzie powoli układała sobie życie w dorosłym świecie, posiadała pracę, którą całkiem lubiła i w gruncie rzeczy miała się dobrze, aczkolwiek wciąż nie czuła się w pełni z tego wszystkiego zadowolona; tak naprawdę nadal nie miała planu na przyszłość, ba, nie miała nawet klarownych planów na teraźniejszość! Trwała w dziwnym zawieszeniu, licząc, że z czasem spłynie na nią wiedza, czego właściwie chce, a do tego czasu po prostu będzie.
Barwne życie kulturalne Londynu pomagało jej oderwać się od gorzkich myśli, dlatego też ten festiwal sprawiał jej tyle radości. W gruncie rzeczy czuła się bardzo samotna; większość jej znajomych rozpierzchła się po świecie, nie była nawet do końca pewna, w jakich kierunkach i okolicznościach. Kiedy ostatnim razem opuszczała stolicę Anglii, śmiało można rzec, że spaliła za sobą kilka mostów, równocześnie kończąc wiele relacji i przecinając więzi. Także paradoksalnie sama zgotowała sobie tę samotność, co było smutne i słuszne zarazem. Widok Aidena ucieszył ją zatem, a biorąc pod uwagę, w jak świetnym nastroju była, odczuwała naturalną chęć spędzenia z nim trochę czasu. W końcu koncert w towarzystwie staje się lepszym koncertem!
- Już nie czaruj– odrzekła, śmiejąc się w odpowiedzi na komplement, jednakże uśmiechnęła się do niego wdzięcznie. Która kobieta nie lubiła miłych słów pod adresem jej urody? Oczywiście o ile nie były to słowa prostackie i sztampowe. Cóż, Mograine zdecydowanie umiał prawić ładne komplementy.
Zaskoczył ją nieco tym przytuleniem na powitanie, ale właściwie nie było w tym przecież nic dziwnego, czy złego. Odwzajemniła zatem ten krótki, przyjazny uścisk, nie tracąc wesołych iskierek w oczach.
- Zdecydowanie najbardziej czekam na Wilcze Głowy. Uwielbiam ich.
Mówiąc to, wznosiła oczy ku niebu, jakby chcąc ukazać skalę swojej miłości ku temu zespołowi.
- Rozumiem, że też przyszedłeś sam? – zagadnęła, a zanim zdążył udzielić odpowiedzi, już złapała go pod ramię. – Proponuję Ci moje towarzystwo i zapewniam, że będę dzisiaj wyjątkowo miła dla ludzi i świata.
Puściła oko do mężczyzny i nie dając mu wyboru, weszła głębiej w tłum, by znaleźć lepsze miejsce na oglądanie sceny.
Muzyka rozkręcała się i stawała coraz bardziej energiczna. Od lirycznego Druzgotka, aż po Łzy Feniksa, które obecnie królowały na scenie.
- Nie jestem ich fanką, ale muszę przyznać, że głos mają – rzekła, zbliżając usta do ucha towarzysza, by mógł ją wyraźnie usłyszeć, po czym wróciła do oglądania koncertu. Na scenie pojawili się goście, co wywołało gromkie brawa, gwizdy i piski zachwytu. Neva uśmiechnęła się do Aidena. I kiedy tak oglądała show, poczuła nagle przedziwne ciepło we wnętrzu torebki, którą strategicznie przesunęła sobie do przodu.
-Co jest.. – ze zmarszczonymi brwiami otworzyła torebkę, niepewna, co się właśnie dzieje. Jej różdżka zdawała się dziwnie pulsować, a kiedy Drayton jej dotknęła, ta zaskoczyła ją swoim gorącem, niemal parząc. Coś było bardzo nie tak. Przez chwilę chciała wziąć ją w dłoń i lepiej zbadać, aczkolwiek doszła do wniosku, że przy takim gorącu drewna to może być szkodliwe dla jej skóry. Martwiła się zresztą, że atrybut zacznie wykazywać kolejne niepokojące przejawy. Brunetka przygryzła wargę, wspinając się nieco na palce by kolega usłyszał dobrze jej głos, w którym pobrzmiewała nuta obawy. – Aiden, czy tylko moja różdżka zachowuje się dziwnie?


Kostki: 6
Powrót do góry Go down


Shawn E. Reed
Shawn E. Reed

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 752
  Liczba postów : 1197
https://www.czarodzieje.org/t13596-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t13600-wrona-shawna
https://www.czarodzieje.org/t13601-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t19478-shawn-e-reed-dziennik
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyCzw 5 Paź - 19:05;

Od momentu, w którym odeszła Blaithin, czuł się dziwnie pusto, oczywiście nie ze względu na jego zachowanie wobec niej, a raczej, że nie ma co teraz robić. Dopalił papierosa, plując z niesmakiem z powodu przypalenia filtra. Nie polecam nikomu.
Po chwili jednak muzyka, która unosiła się w powietrzu przystała mu do gustu... nawet nie zauważył, kiedy zaczął nucić, a następnie cicho podśpiewywać. A robił to bardzo czysto, gdyż jakoś mu śpiewanie zawsze wychodziło, jednakże nigdy się tym nie chwalił.
Gdy zmieniła się piosenka, zauważył ze zgrozą, że słońce powoli sunęło za horyzont, zaś niebo ściemniało. Czas leciał nieubłaganie i nawet nie zarejestrował, że tak szybko minęły te chwile "kłótni" z Blaithin.
Muzyka, która znów zaiskrzyła w atmosferze nie przypadła mu tak do gustu, jak ta poprzednia. Jednakże zaobserwował zupełnie inną rzecz. Ubita ziemia, zaczęła drżeć, na początku prawie niezauważalnie, ale po chwili przechodziło to w niemal trzęsienie ziemi. Coraz bardziej zaniepokojony z grymasem na twarzy doszedł do wniosku... że nikt oprócz niego tego nie czuje. Wszyscy bawią się dalej, jakby gdyby nic. Przegryzając wargę do krwi, zaczął się wkurrwiać nie na żarty. Gdyż uważał, że albo ktoś rzucił na niego zaklęcie, albo nie wiedział co jeszcze. Nie miał "helikopterka" po papierosie, już nie pamiętał kiedy to uczucie zanikło z jego umysłu. Był bowiem doświadczonym palaczem. Usiadł ponownie, przecierając mocno oczy i czekając, aż to się skończy. Nie interesowało go już muzyka, chciał, żeby to się w końcu skończyło. Dreszcze raz po raz przechodziły przez jego plecy, zaś sam, gdyby ktoś go teraz zaczepił, dałby mu taką lepę na twarz, że by się nie pozbierał. Chociaż z Shawna był niemal anorektyk, nie było więc wiadomo, czy zdołałby jednym ciosem kogokolwiek powalić.

3
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32477
  Liczba postów : 102665
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Specjalny




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyCzw 5 Paź - 23:56;

Mimo dziwnych wydarzeń mających miejsce pod koniec koncertu Łez Feniksa większość słuchaczy nie rezygnowała z zabawy, a wszelkie nietypowe symptomy uznawała za problemy techniczne. Po przerwie klimat na scenie drastycznie się zmienił – bardzo mocno przygaszono światła i zrezygnowano z dekoracji, a jedynym co w jakiś sposób przyozdabiało scenę był czarny, gęsty dym.
O dwudziestej pierwszej na scenie zmaterializowało się sześć osób – każda z nich miała srebrzyste włosy, niesamowicie urodziwą twarz i długi czarny płaszcz. Z wyglądu sprawiali oni wrażenie osób o delikatnych głosach – nic bardziej mylnego. Już po pierwszych sekundach koncertu jasne było, że ten występ jest przeznaczony dla dość specyficznej widowni.
Mimo to podczas tego koncertu nawet największym fanom muzyki metalowej nie było dane się dobrze bawić. Już przy pierwszym utworze dziwne efekty, które dotyczyły pojedynczych osób zaczęły się nasilać obejmując coraz większe grupy ludzi – już niemal wszyscy obecni mieli gorące różdżki i odczuwali nasilone wibracje podłoża oraz dziwny, mdlący zapach. Część słuchaczy zrezygnowała z dalszego uczestnictwa w wydarzeniu, jednakże większość pozostała przy scenie ignorując te dziwne zakłócenia.
W punkcie kulminacyjnym koncertu gitarzysta tradycyjnie rozbił swój instrument, a jego odłamki poleciały w stronę widowni. Nikt nie zauważył, że był wśród nich mały, błyszczący przedmiot, który z późniejszym rozgardiaszu gdzieś się zawieruszył. Wtem, zupełnie niespodziewanie gitarzysta zaczął mieć dziwne drgawki, a wokół niego zaczęła unosić się czarna substancja – początkowo spora część widowni myślała, że to jakiś efekt specjalny, dopiero po chwili, najpewniej już kilka sekund za późno dotarło do nich co się dzieje. Gitarzysta The Veels okazał się Obskurodzicielem, który właśnie uwolnił ogromnego Obskurusa rujnującego wszystko co stanęło mu na drodze. Nikt nie zastanawiał się nad tym, że to niemożliwe by Obskurodziciel był tak dojrzały – wszyscy wiedzieli, że w tym momencie jedyne o czym trzeba myśleć to ucieczka. Niestety zakłócenia magii okazały się na tyle silne, że większość czarodziejów nie była się w stanie teleportować.
Zapanowanie nad Obskururem wymaga dużo czasu i wkładu dużej ilości aurorów – mimo że ochrona niemal od razu wzięła sprawy w swoje ręce to zajęło to mnóstwo czasu, a rozszalała energia zrujnowała całe terytorium festiwalu niszcząc scenę, unosząc instrumenty i stoiska, oraz raniąc uczestników.
Tego wieczoru dwóch chłopców z Gryffindoru udowodniło, że zostali słusznie przydzieleni do swojego domu. @Leonardo O. Vin-Eurico widząc szybujący w stronę swojego chłopaka (@Ezra T. Clarke) jeden z bębnów od perkusji, osłonił ukochanego własnym ciałem tym samym najpewniej ratując mu życie. Bęben był wprawdzie potężny, ale ze względu na płynącą w żyłach Vin-Eurico krew olbrzymów jedynie dość mocno poturbował mu plecy.  Równie bohatersko zachował się @Lysander S. Zakrzewski, który odepchnął @Harriette Wykeham, gdy tylko zobaczył, że w stronę jego i jego przyjaciółki leci rozpędzony kontrabas. Instrument przewrócił Zakrzewskiego i przygniótł go poniżej pasa.
Niestety nie każdy miał tyle szczęścia co Ezra i Harriette. @Nebraska Jones, która na co dzień mieszkała w Ameryce przyjechała do Wielkiej Brytanii specjalnie po to by wziąć udział w Festiwalu i spotkać się ze swoimi dawnymi znajomymi z Hogwartu. Nie spodziewała się jednak, że skończy się dla niej to tak tragicznie. U jej boku nie było żadnego przyjaciela, który ochroniłby ją przed pędzącym w jej stronę fortepianem. Dziewczyna przygnieciona przez instrument zginęła na miejscu. Mimo wielkiego rozgardiaszu całe to wydarzenie było tak brutalne, że każdy kto stał blisko sceny zauważył tragiczną śmierć młodej dziewczyny, która miała przed sobą całe życie.
Oprócz tych poważnych wypadków miało też miejsce zdarzenie pozornie komiczne. Gdy wszystko się rozpoczęło @Lotta Hudson wychodziła akurat z przenośnej toalety. Uwolniona energia Obskurusa wepchnęła ją i jej chłopaka (@William Walker) z powrotem do toi toia przy okazji zatrzaskując drzwi i wywracając toaletę. Pomijając już fakt, że para nieźle się obiła i ochlapała odchodami to jeszcze zaklinowała się w toi toiu. To samo spotkało inne osoby, które akurat wyszły za potrzebą, dzięki czemu udało im się uniknąć poważniejszych obrażeń.
Chociaż po kilku minutach aurorom udało się opanować sytuację ilość rannych była tak katastrofalna, że konieczne było ściągniecie uzdrowicieli z całej Wielkiej Brytanii.
--------------------------------------------------
KAŻDY kto brał udział w evencie musi napisać poniżej min. jednego posta i wykonać następujące zadania Przypominam o informacji dotyczącej ingerencji MG, która znajduje się w opisie fabuły. Na napisanie posta macie maksymalnie dwa tygodnie.
Spoiler:

0. Pomachajcie Nebrasce wirtualnym zniczem - jeśli Wasza postać stała blisko sceny odnotujcie, ze byliście przy jej śmierci i jak to zdarzenie miało wpływ na Waszą postać.
1. Leo i Lysander - nie rzucacie kostkami, musicie za to napisać dodatkowego posta w Św. Mungu
2. Ezra i Harriette - zakładacie, że interwencja chłopaków Was ocaliła i że macie bardzo nieznaczne obrażenia.
3. Lotta i William  - każde z Was rzuca kostką. Jeśli łącznie będziecie mieli osiem lub więcej oczek to udało Wam się wyjść z toalety, jeśli nie to musicie poczekać, aż MG Was wypuści.
4. @Melody Kingston - zakładasz, że na samym początku koncertu The Veels tak Cię zemdliło, że poleciałaś do toi toia. Tak jak Lotta i William się zaklinowałaś, ale dość szybko ktoś Cię wyciągnął, więc nie musisz rzucać kostką.
5. @Cheong Jungkook - moc Obskurusa wytrąciła Ci różdżkę z ręki. Wpadła ona pod nogi rozpędzonego tłumu, więc musisz zakupić nową różdżkę. Nie rzucasz kostkami.
6. @Caspar Whitley -  starałeś się w tym tłumie uciec, lecz niestety poślizgnąłeś się i upadłeś. Ktoś przypadkiem kopnął Cię nogą w brzuch i strasznie Cię boli. Nie rzucasz kostkami.
7. @Daniel Bergmann - zaburzenia magii i siła Obskurusa utrudniają transmutację. Jeśli chcesz uciec z miejsca zdarzenia jako kruk rzuć kostką - 6 lub 1 oznaczają udaną przemianę, pozostałe kostki sprawiają, że stajesz się pół człowiekiem, pół krukiem i musisz napisać dodatkowego posta w Szpitalu Świętego Munga. Jeśli nie chcesz uciekać rzuć standardowe kostki na obrażenia.
8. @Neva Ruby Drayton - przypadkiem oberwałaś Drętwotą. Rzuć kostką - jeśli wypadnie 3 lub więcej to ktoś szybko Ci pomógł, jeśli mniej to leżysz na ziemi i przez to, ze biegają wokół Ciebie ludzie jesteś dość mocno obtłuczona. Nie rzucasz kostkami na obrażenia.
9. Pozostałe osoby, które wyraziły zgodę na ciężkie ranienie postaci (mam odnotowane) rzucają dwoma kostkami.

Kostki:

10. Pozostałe soby, które nie wyraziły zgody na ciężkie ranienie postaci (Yvonne, Courtney, Julia, Neva, Gemma i Theo) rzucają jedną kostką.

Kostki:
BONUSY dla 5 i 6:

KAŻDY UCZESTNIK EVENTU OTRZYMUJE PUNKT DO KUFERKA!


@Yvonne Nancy Horan @Li Na @Kieran Percival Horan @Cheong Jungkook @Blaithin ''Fire'' A. Dear @Courtney Hill @Shawn E. Reed @Serafin K. Abramowicz @Vivien O. I. Dear @Maximilian Blackburn @Julia Heikkonen @Delilah Garver @Sapphire O.U. Lightingale  @Min Taehyung @Clary Fajfer @Daniel Bergmann @Calum O. L. Dear @Riley Fairwyn @Caspar Whitley @Rakel Halevi @Cheong Chanyeol @Dreama Vin-Eurico @Neva Ruby Drayton @Gemma Twisleton @Rakel Halevi @Demetrius Garver @Aiden Mograine @Bridget Hudson @Theo Romeo U. Evermore @Claude Faulkner @Mefistofeles E. A. Nox @Daniel Garver

______________________

Czarodziejskie pola - Page 7 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 1:06;

Czy ktoś byłby mi w stanie wyjaśnić, dlaczego jak już coś ma się spierdolić, to robi to z przytupem? Prawo Murphy'ego ponownie nie zawodzi...
Ścisnęło nas z Gemmą i to nieźle. Wciąż nie wiedzieliśmy, co było powodem tak przykrego zapachu, ale swąd wdzierał się w nozdrza i dosłownie wywracał wnętrzności na lewą stronę. Rzygałem dalej niż widziałem, a przy tym wszystkim starałem się jakoś pomóc dziewczynie, która prawie wykaszlała własną duszę. Ręka mi więdła, gdy tak wyciągałem ją w bok i starałem się trzymać jej rude włosy w górze, ale póki dałem radę trzymać się na nogach, było spoko.
- Ja pierdole, czuję się, jakby mnie ktoś wypatroszył - biadoliłem sobie zachrypniętym głosem. Gorzki posmak w moich ustach sprawiał, że jeszcze bardziej czułem mdłości. Z trudem pokonałem te przeciwności losu, a Puchonce chyba też było lepiej. Zostawiwszy za sobą to pobojowisko, udaliśmy się w kierunku jakiegoś wodopoju, jednocześnie pochłaniając w drodze kosmiczne ilości miętowych drażetek, które wygrzebałem z kieszeni spodni.
Jeśli miałbym policzyć jakiś bilans zysków i strat podczas tego festiwalu, nie wiem, czy w ogóle wyszedłbym na czysto, nie wspominając o plusie. Doznałem już upadku fizycznego, moralnego, zdrowotnego... Zastanawiałem się tylko, co jeszcze może mnie spotkać? Wątpiłem, że cokolwiek dobrego.
Przypomniało mi się dodatkowo, że nie mam zęba.
- Ej, laska, ja muszę znaleźć jakiegoś medyka, żeby mi wstawił tego zęba z powrotem. I mógłby mi dać coś na te mdłości. Idziesz ze mną? - zapytałem, sugerując tym samym, że ona również powinna poszukać pomocy w związku z incydentem sprzed parunastu minut. Ten okropny zapach na moment zniknął z powietrza, a ja liczyłem, że nigdy już nie wróci, bo jak będę musiał ponownie przejść to awaryjne czyszczenie żołądka, mógłbym już tego nie przeżyć.
Wizyta w punkcie medycznym należała chyba do tej przyjemniejszej części całego wydarzenia. Popatrzyli na mnie litościwie i wstawili mi tego nieszczęsnego zęba w dwie minuty, a mi od razu zrobiło się lepiej. Nie ma to jak nieprzerwany łuk zębowy. Wspomniałem również o naszej przygodzie i dostałem od medyka dwie fiolki eliksiru przeciwwymiotnego. Swój wypiłem od razu.
Wróciłem pod scenę, ponieważ poprzednie cyrki się skończyły i tamci "artyści" ustąpili miejsca większym gwiazdom wieczoru - The Veels. Członkowie zespołu wywarli na mnie spore wrażenie, wyglądali jak jakieś fantastyczne kreatury ze swoimi lśniącymi, wręcz rażącymi po oczach białymi włosami, tak kontrastującymi na tle ciemnych strojów i ogólnie panującego mroku. Może nie przepadałem za ich muzyką, lecz mimo wszystko doceniałem ich twórczość znacznie bardziej niż rzewne ballady Łez Feniksa, czy też serię bliżej nieokreślonych dźwięków autorstwa Lockharto. Z zainteresowaniem słuchałem i oglądałem to widowisko, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że coś było nie w porządku. Wewnątrz odczuwałem dziwną nerwowość i jakieś dziwne, narastające uczucie niepokoju. Raczej nie był to kolejny bełt, jako że wypiłem eliksir, ale zacząłem podejrzewać jego nieskuteczność, gdy ponownie poczułem ten smród. Ludzie spod sceny zaczęli się ulatniać, wielu z nich opuściło teren festiwalu, ale znaczna większość po prostu cofnęła się. Ja sam wykonałem kilka kroków w tył, aż zapach przestał być dla mnie uciążliwy, po czym skupiłem uwagę na scenie, na której właśnie rozbijała się gitara. Gitarzysta, początkowo bardzo usatysfakcjonowany, zrobił dziwną minę i zaczął się trząść. Drgawki wstrząsały całym ciałem mężczyzny, a spod ubrań, a także jakby spod skóry zaczęły się ulatniać ciemne połacie dymu, jakiejś czarnej substancji, które zaczęły wić się wokół niego i formować się w jakiś bliżej nieokreślony kształt...
Jak jebło...
W pierwszej chwili również należałem do tych, którzy pomyśleli, że był to jakiś efekt specjalny, wyjątkowo dziwna, aczkolwiek efektowna magia mająca na celu urozmaicić występ. Niestety wylądowałem w gronie ludzi, którzy popełnili błąd - nie były to nieszkodliwe czary. To było coś więcej, coś nieokiełznanego i coś tak mocnego, że potrafiło w mgnieniu oka spustoszyć całe pola. Siła, jaka uderzyła w tłum ludzi była tak zniewalająca, że wielu przewróciło się, w tym ja, łamaga, spadłem niefortunnie na ziemię, przy okazji rozbijając kolano i skręcając kostkę, jakby ten dzień nie mógł zakończyć się na wybitym zębie. Zakląłem pod nosem, ale były ważniejsze rzeczy do zrobienia niż użalanie się nad sobą - ucieczka. Utykając, zacząłem przemieszczać się z dala od sceny, by znaleźć się poza zasięgiem działania... tego czegoś. Nie wiedziałem, co to było, a jedyne, o czym wtedy myślałem, to nie dać się bardziej skrzywdzić. Po drodze jakiś mężczyzna zobaczył, że utykam i pomógł mi, rzucając zaklęcie na moją kostkę. Podziałało, a ja odzyskawszy siły, zacząłem rozglądać się za znajomymi twarzami. Gdzie wszyscy?

kostki: 6, 1 + 1 (post w poprzedniej kolejce)
Powrót do góry Go down


Theo Romeo U. Evermore
Theo Romeo U. Evermore

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : Hipnoza
Galeony : 670
  Liczba postów : 355
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14432-theo-romeo-u-evermore#382217
http://czarodzieje.org/t14442-false#382249
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14440-kuferek-theo#382245
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 12:49;

Łajnobomba wybuchająca w rękach wcale nie zepsuła Theośkowi humoru. Oczywiście, trochę odrzucał go nieprzyjemny zapach, poza tym chyba nikt nie lubił mieć poplamionych ubrań. W gruncie rzeczy na twarzy Krukona dalej błąkał się uśmiech wywołany przez rozkoszne zachowanie Bridget. Swoją drogą warto zapamiętać, że jest tak wielką fanką Don Lockharto...
- To tylko głupi żart - dodał jeszcze, posyłając uśmiech czarownicy zbierającej losy. O ile ten prezencik za bardzo go nie ruszył, o tyle spotkanie @Ezra T. Clarke trochę go z równowagi wyprowadziło. Evermore w pierwszej chwili zupełnie nie dał rady się odezwać i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w chłopaka. Po co on w ogóle się odzywał? Wiedział doskonale, jak podatna była Bridget. Stała teraz umorusana w łajnie, a Krukonowi zechciało się prawić komplementy? Przy jej chłopaku? Przy jego chłopaku?! Zmarszczył lekko brwi z wyraźnym niezadowoleniem, ale na szczęście to prefekt Gryffindoru wziął na siebie zaszczytny obowiązek zakończenia tej jakże niezręcznej sytuacji. Theo pospiesznie zabrał Puchonkę od stoiska, zupełnie przypadkiem kierując się w inną stronę, niż panowie. Jeśli myślał, że kryzys zażegnany, to grubo się mylił - panna Hudson miała ochotę porozmawiać o zachowaniu Ezry. Cudownie.
- Nieszczególnie mnie to obchodzi. Wiesz, co byłoby dziwne? Przejmowanie się. - W jego głosie oprócz determinacji można było wychwycić nutkę irytacji. Theo poważnie miał dość tego, że jego dziewczyna zwracała taką uwagę na słowa swojego byłego, o którym już dawno powinna zapomnieć. W sensie jasne, Ezra był przystojny, ale no bez przesady! Do najmilszych czy najbardziej uroczych chyba nie należał, skoro potrafił kogoś wepchnąć do basenu!
A potem Włoch zganił się solidnie w myślach, że przez zazdrość nabrał takiego podejścia do swojego kumpla. Na szczęście Bridget chyba zrozumiała, że to nie jest odpowiedni temat. Ważniejsze było zajęcie się ich aktualnym stanem. Już miał sięgać po swoją różdżkę, kiedy Bri krzyknęła cicho.
- Czekaj, ale jak... czujesz to? - Zainteresował się, mając wrażenie, że ziemia pod ich stopami drży tajemniczo. Z tego co widział, jego towarzyszka nie miała pojęcia o czym mówi. - To. Takie wibracje. Nie? - Rozejrzał się niepewnie, szukając wsparcia w tłumie. Widział u paru osób nietęgie miny, ale w gruncie rzeczy nikt nie panikował. Theo potrząsnął głową uznając, że po prostu mu się przywidziało. W tym czasie rozpoczął się kolejny koncert, podczas którego wibracje, zdaniem chłopaka, jedynie się nasiliły. Trzymał Bridget dalej przy sobie, kiedy rozglądał się w poszukiwaniu jakichś odpowiedzi. Nie miał pojęcia, że powinien obserwować występ. Dopiero pojawienie się czarnej mgły trochę go zaalarmowało - zachowanie gitarzysty uznał za element przedstawienia.
- Na Merlina - wyrwało mu się, kiedy nagle rozpętało się istne piekło spowodowane najprawdziwszym obskurusem. Od razu się odwrócił, szukając odpowiedniej drogi ucieczki - niestety nie wszyscy mieli czas albo możliwości na zastanawianie się. Krukon poczuł jak fala przerażonego tłumu ponosi go (zapewne razem z Bri) coraz dalej i dalej. Próby ucieczki od rozszalałych, niemyślących czarownic i czarodziejów skończyły się tym, że chłopak ostatecznie zupełnie stracił równowagę i wylądował na trawie, kuląc się i odsuwając jak najbardziej w bok. Dopiero po chwili udało mu się złapać oddech i mógł ocenić przykre straty, jakimi były porozdzierane spodnie, zakrwawione kolana... i przeraźliwy ból w lewej kostce. Zanim zdołał jakkolwiek zareagować, przebiegający obok czarodziej przystanął na chwilę i wymruczał nad nim jakieś zaklęcia. Ból zelżał znacząco i Theo mógł podnieść się na nogi. Mężczyzna pomknął dalej, nie czekając na podziękowania. Krukon tymczasem skoncentrował się na tym, żeby jak najszybciej zabrać Bridget (i wszystkich znajomych, których mógł po drodze spotkać) z dala od tego zamieszania.

Kostka: 3 (wibracje podłoża)
Kostka na obrażenia: 2 (skręcona kostka i zdarte kolano)
Powrót do góry Go down


Li Na
Li Na

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Zadrapania na policzku.
Dodatkowo : animagia (wiewiórka)
Galeony : 317
  Liczba postów : 786
https://www.czarodzieje.org/t11900-li-na
https://www.czarodzieje.org/t11912-poczta-li#319860
https://www.czarodzieje.org/t12044-li-na
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 13:43;

Festiwal robił się coraz to bardziej zagrożonym eventem dla wszystkich uczestników. Sama nie wiedziała co tak naprawdę się tutaj dzieje. To wszystko wydawało jej się coś jakby występ cyrkowy, wszystko jakby było nagrywane specjalnie dla uczestników. Ale jednak nie. Po chwili tak coś rąbnęło, że Li odleciała na kilka metrów za siebie. Co to miało być? Podnosząc się czuła ból w kręgosłupie. To naprawdę bolało.
Na szczęście nie miała tutaj ze sobą znajomych, bo pewnie podobnie jak ona dość solidnie by oberwali. Nie chciała żeby ktokolwiek przez nią był pokrzywdzony. Po chwili podniosła się z ziemi. Zauważyła że ma sporo zadrapań i mocno zdarte kolana. Festiwal jednak nie skończył się tak jak każdy by tego się spodziewał. Na szczęście nie czuła się aż tak źle, że musiała czekać na pomoc kogokolwiek. Chciała komukolwiek pomóc, ale widziała, że większość uczestników uciekało w popłochu, bądź sami pomagali innym. Nie widząc tutaj już nikogo znajomego odwróciła się na pięcie. Kulała, mimo że to były lekkie uszkodzenie ciała to jednak sam upadek wiele uczynił, że z wyraźnym grymasem bólu na twarzy udała się w nieokreślonym kierunku. Chciała się jak najszybciej opatrzeć, bo mimo iż to były tylko zadrapania to jednak krew dość mocno sączyła się z każdej drobnej ranki. A wcześniej mówiła, że miała szczęście. No ale oczywiście mogła bardziej oberwać, więc można uważać, że to też jakieś tam małe szczęście jest.

/zt
Kostki: 1, 6, 2(bonus)
Powrót do góry Go down


Ulla Tiverton
Ulla Tiverton

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 107
  Liczba postów : 124
https://www.czarodzieje.org/t15237-ursula-tiverton
https://www.czarodzieje.org/t15260-listy-z-nieba#407436
https://www.czarodzieje.org/t15240-ursula-tiverton#407015
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 14:55;

Pojawienie się na festiwalu to oczywiście nie był mój pomysł, ale niespecjalnie protestowałam, kiedy dwie dziewczyny, z którymi dzielę dormitorium, wtajemniczyły mnie w swój plan (wpaść na niego mógł tylko mistrz strategii, polegał na… teleportowaniu się na czarodziejskie pola; zaskoczenie, szok, niedowierzanie) - tak właściwie nie miałam nic przeciwko temu, żeby w ramach wyjątku zostawić książki w dormitorium i pozwolić sobie na leniwy wieczór w akompaniamencie niezłej muzyki. Aczkolwiek nie zaprzeczam, że być może specjalnie wybierałam się tak długo, żebyśmy nie zdążyły na Don Lockharto, mam uczulenie na jego, hm, twórczość. Wparowanie praktycznie pod sam koniec wiązało się też jednak z tym, że przegapiłyśmy występ Druzgotka, którego z kolei uwielbiam, ale chyba jednak wolę tę wersję zdarzeń niż alternatywną, podczas której po dobrym koncercie musiałabym przez godzinę na trzeźwo słuchać kakofonicznych pojękiwań bożyszcza nastolatek.
Dotarłyśmy na miejsce, kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi, a scenę zawłaszczył sobie zespół Łzy Feniksa. Nasze trio rozdzieliło się tylko na chwilę - znajome poszły po watę cukrową albo coś w tym stylu, a ja, zanim zdążyłam się zorientować, straciłam je z oczu. Jakiekolwiek próby poszukiwania dziewczyn nie miały już w tym momencie najmniejszego sensu, poddałam się po pięciu minutach bezowocnego lawirowania w zlepku ludzkich ciał. Nie przedzierałam się do przodu - pozostałam z tyłu, nieco oddalona od sceny, lecz w pewnym momencie zorientowałam się, że napierający na mnie tłum przepchnął mnie w zupełnie inne miejsce i tkwiłam gdzieś, osaczona z każdej strony. Mimowolnie skuliłam się, by odkleić swoje ramię od mężczyzny o gabarytach półolbrzyma. Ale potem po prostu poddałam się chwili i ostatecznie sama również sięgnęłam po różdżkę, żeby wznieść ją do góry, wraz z setkami innych osób rozświetlając zapadający powoli półmrok.
W zamieszaniu, które powstało niewiele później, miałam swój niewielki udział - wspomniany półolbrzym potknął się o mnie, praktycznie miażdżąc mi nogę. A wszystko zaczęło się od tego, że wypuściłam z dłoni różdżkę, która nagle się rozżarzyła - miałam wrażenie, że płomienie opalają mi opuszki palców - więc przykucnęłam, nie zważając na to, że ktoś może mnie stratować - odnalezienie różdżki zdecydowanie było w tym momencie priorytetem. Kiedy mężczyzna bez niczyjej pomocy podniósł się do nieco chwiejnego pionu, wznowiłam poszukiwania i ostatecznie wyłowiłam różdżkę gdzieś spomiędzy butów podskakującej dziewczyny. Starałam się złapać rączkę przez materiał płaszcza i rękaw grubego swetra, ale pomimo tego wciąż czułam emanujące ciepło… nie miałam pojęcia, o co chodzi, więc kiedy zaczął się następny występ, podjęłam próbę wycofania się, by znaleźć miejsce, w którym mogłabym chociaż postarać się zrozumieć, co się działo z różdżką... w końcu musiało się chyba dać jakoś ją... naprawić?
Gdybym została bliżej, pewnie skończyłoby się na dużo poważniejszych obrażeniach, lecz kiedy jeden z członków zespołu okazał się... Obskurodzicielem, a fala potężnej energii niemalże zmiotła osoby znajdujące się pod sceną, stałam już na tyle daleko, że po prostu upadłam na trawę, zapewne co najwyżej nabijając sobie kilka siniaków. Podniosłam się, nie rozczulając się nad zadrapaniem na twarzy - miałam sporo szczęścia, czego nie można powiedzieć o większości zgromadzonych. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kogoś, komu ewentualnie mogłabym w jakiś sposób udzielić pomocy.

kostka: 6; nie zdążyłam ogarnąć posta przed MG, ale uwzględniłam w treści tego, że Ulkę parzy różdżka
a tutaj kostki na obrażenia: 11

gdyby ktoś chciał do czegoś wykorzystać Ullę, to możecie śmiało ją jakoś zaangażować w akcję opisywaną w swoim poście (w lecznicze nie umie, ale może robić za czyjeś oparcie, ewentualnie - z gorszym skutkiem - wsparcie, albo poszukać zaginionego zęba w trawie, pełen serwis)
Powrót do góry Go down


Bridget Hudson
Bridget Hudson

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
Galeony : 942
  Liczba postów : 2280
https://www.czarodzieje.org/t13874-bridget-hudson
https://www.czarodzieje.org/t13915-bridget-hudson#367829
https://www.czarodzieje.org/t13904-bridget-hudson
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 16:06;

Bridget nieco oklapła, bowiem jej akurat wybuch łajnobomby zdążył popsuć szyki i humor. Nie tego się spodziewała i gdyby tylko mogła, z chęcią zapobiegłaby takiemu rozwojowi sytuacji. Westchnęła tylko ciężko, po czym uśmiechnęła się delikatnie, starając się dostrzec jakieś dobre strony tego zdarzenia. Cóż, przynajmniej nie była w tym sama, prawda?
A'propos Ezry - Theo prawdopodobnie zinterpretował intencje Bridget w nieco pokrętny sposób. Należy zaznaczyć, że osobliwe zachowanie chłopaka interesowało ją nie ze względu na to, kim był ten chłopak, lecz z powodu... No właśnie, tej dziwności, której nie potrafiła niczym wytłumaczyć. Nie wiedziała, czy coś mu zrobiła w przeszłości? Czy może nosił wobec niej jakąś urazę? Chyba nieszczególnie, skoro postanowił ją skomplementować - całość wypadła jednak dziwacznie, chociażby przez wzgląd na to, że obok niej stał Theo. Po nieco gwałtownej odpowiedzi chłopaka zamrugała gwałtownie oczami, zdziwiona tak mocną reakcją, lecz ostatecznie wzruszyła ramionami. Miał rację, nie powinna się tym w żadnym wypadku przejmować.
Przejmowała się natomiast umorusanymi ciuchami, niespecjalnie miała ochotę na paradowanie po festiwalu z łajnem na koszulce. Theo też chyba niespecjalnie był fanem łajnobomb (w przeciwnym razie ich związek mógłby zawisnąć na włosku...), w związku z czym potrzebowała rzucić zaklęcie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ta parząca ją różdżka. Miała wrażenie, że leżąc na ziemi wciąż delikatnie dymiła, a może tylko jej się wydawało? Spróbowała ją podnieść dłonią owiniętą w sweterek, co o dziwo zadziałało. Spojrzała jeszcze na Theo i pokręciła przecząco głową na pytanie o wibracje. Ona tego nie czuła, natomiast żar z różdżki zaczynał się przebijać przez materiał.
- Nie wiem, o czym mówisz, ale moja różdżka chyba zaraz stanie w ogniu - skomentowała z krzywą miną. - Czy to bezpieczne, żebym rzuciła teraz zaklęcie? - zapytała, ale chyba tylko retorycznie, bo zaraz po tym w stronę chłopaka poleciało chłoszczyść... Skutecznie! Siebie też odczarowała i ciesząc się z czystych ubrań (a także trochę się sprzeczając, dlaczego wycelowała różdżką najpierw w niego, a nie w siebie), poszli w stronę sceny.
Bridget nie była zbytnio zainteresowana następnym koncertem. Mimo wszystko nie przepadała za muzyką, którą grało The Veels i najchętniej by się już ulotniła. Sceneria i wygląd członków zespoły były chyba jedynymi rzeczami, które zatrzymały tę dwójkę na koncercie. Bridget nieco cierpiała, gdy do jej uszu docierały wszystkie te mocne i głośne dźwięki, lecz zachowanie muzyków przyciągało jej uwagę. Patrzyła na scenę, gdy gitarzysta rozbijał gitarę.
- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego muzycy rockowi i metalowi z takim umiłowaniem niszczą swoje instrumenty na scenie. Mi by było przykro roztrzaskać swoją gitarę - skwitowała Theo na ucho, ale nie zdążyli rozwinąć tematu, ponieważ zaczęły się dziać naprawdę straszne rzeczy. Dziewczyna tylko kilka razy słyszała o czymś, co nazywało się Obskurusem i z tego co wyczytała, nie chciałaby być świadkiem zrodzenia Obskurusa. Niestety nie miała tego szczęścia - właśnie to stało się na scenie. Gitarzystę spowiła czarna mgła, a następnie nastąpiło coś w stylu wybuchu, który odrzucił ich w tył. Bridget upadła na plecy, ale nic jej się nie stało. Adrenalina działała poprawnie i sprawiła, że kompletnie nie zwracając na obtarcia na łokciach i ból w krzyżu, podniosła się, chwyciła Theo za rękę i zaczęła biec. Poniósł ich tłum, prawie rozrywając ich splecione palce, ale udało im się jakoś utrzymać w pobliżu. Theo upadł, skręcając kostkę. Bridget stanęła i zaczęła rozglądać się za kimś, kto byłby im w stanie pomóc - jakiś mężczyzna zatrzymał się i rzucił zaklęcie uzdrawiające.
- Nic Ci nie jest? - zapytała nerwowo, obejmując go szybko, po czym ponownie złapała go za rękę i pociągnęła dalej. - Zwiewamy stąd. Chodź, jeszcze trochę i możemy się teleportować - rzuciła przez ramię. Bała się, nie pierwszy raz w ciągu tego miesiąca.


Kostka: 4, 2
Punkty w kuferku:
• z zaklęć - 17
Liczba możliwych przerzutów w wątku:
• wg statystyki z zaklęć - 1
Wykorzystane przerzuty:
• wg statystyki z zaklęć - 0
Powrót do góry Go down


Delilah Garver
Delilah Garver

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 63
  Liczba postów : 69
https://www.czarodzieje.org/t14991-delilah-garver#399044
https://www.czarodzieje.org/t15174-poczta-delilah
https://www.czarodzieje.org/t15187-delilah-garver#407395
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 17:36;

Nie sądziła, że sytuacja może się aż tak szybko zawalić. Można powiedzieć, że zbierająca się, coraz to gęściejsza atmosfera tylko czekała na stadium, w którym mogłaby w pełni wybuchnąć, a Delilah - chociaż z marnym skutkiem - próbowała to odwlec.
Po co było kłamać, skoro w tej czteroosobowej grupie, tylko Jungkook miał możliwość na zabawę? Nie chciała mu odbierać frajdy, w końcu tylko on był w pełni nieświadomy tego, co tak w zasadzie wydarzyło się przez ostatnie miesiące, a co względem ostatnich tygodni było już absolutnie zakończone. Chociaż wiedziała, że prawda zaboli młodszego Cheonga, to nie chciała jej ukrywać z jednego, głównego powodu - czym dłuższe odwlekanie doprowadzało do coraz to intensywniejszej reakcji Jungkooka na tę wiadomość. Czas uciekał, wydłużało to miesiące i oddalało nieuniknione wiadomości, które ukrywali przed swoim przyjacielem, bratem. To nie o to chodziło w tej relacji, którą ciągnęli ze sobą od lat, prawda? Przyjaciele powinni być ze sobą szczerzy. Powinni traktować się z szacunkiem, mieć do siebie zaufanie i posiadać możliwość do ewentualnego przebaczenia.
Ale wszystko ma swoje granice. Nawet przyjaźń, która jedną ze swoich skrajów miała właśnie w sprawie, którą naruszyli Taehyung i Delilah. Bo - jak widać - wyjazd Kooka poszedł w zapomnienie u większości grupy, ale Deli obawiała się, że bliższa “integracja” z Taehyungiem, będzie obijać się o nich jeszcze przez dłuższy czas. Zaczynała się denerwować nawet faktem, że gdyby jednak ułożyło się pomiędzy nimi dobrze, to i tak byłyby wspominki, dogryzki w żartach, które nawiązywałyby do tej czarnej przeszłości. Wcześniej jej to nie przeszkadzało, wtedy była to inna sytuacja. Wtedy kompletnie nie miała włączonej świadomości, że może to być krótko dystansowe. Teraz wywoływało to u niej większe zawroty głowy. Może w tym momencie to ona powinna uciec, żeby tylko uniknąć przyszłościowo niemiłych sytuacji? Czy uciekanie od problemu da możliwość na rozwiązanie go?
Po podśpiewywaniu do Druzgotka zaczęła czuć dziwne zmiany. Zdecydowanie nadchodziło coś złego, a ona nie miała pojęcia, czy chodzi jej jedynie o przyjaciół. Nowi artyści wchodzili na scenę, a ona czuła się coraz bardziej podirytowana, kiedy zaczęła czuć wibracje w ziemi, które tylko ją rozpraszały, a dodatkowo bardziej negatywnie wpływały na jej samopoczucie. W końcu sama rozmowa nie była miła, a to zjawisko też nie poprawiało humoru biednej Garver, która z pewnością zaczęłaby uciekać od przyjaciół, gdyby nie fakt, że była przywiązana do Chanyeola wstążeczką, a on sam do reszty grupy, a jakaś ucieczka w bok skończyłaby się pociągnięciem całej drużyny za sobą.
Cisza przed burzą została zerwana i chociaż Deli wiedziała, że mina Taehyunga i podejście krok do niej nie znaczą nic dobrego, to i tak spoglądała na niego z zaciętą, wręcz bojową miną, czekając na jakikolwiek komentarz. Poczuła się uderzona w twarz przez jego słowa i poczuła się zawiedziona, a jedno zdanie raniło bardziej niż jakiekolwiek zachowanie Taehyunga w ostatnim czasie. Są różne typy zawiedzenia, ale nigdy nie czuła się w ten sposób. Nigdy nie powinna czuć się w takim sposób przez swojego przyjaciela. Patrzyła na Mina z widocznym żalem i rozgoryczeniem. Chociaż nie chciała, to zrobiła coś, czego sama po sobie się nie spodziewała. Działała zbyt impulsywnie i - to będzie okropne - ale nie żałowała swojego zachowania. Wolną ręką dała swojemu przyjacielowi z liścia chwilę po tym - można by powiedzieć, że nawet od razu - kiedy tylko usłyszała, że cóż, w jego oczach wygląda na łatwą. Może faktycznie taka była? Może jeszcze jakieś inne złote określenia mu się nasuną? W jednym momencie to był dla niej szok i ból - w końcu niecodziennie słyszy się takie słowa od osoby, której ufało się przez lata. Od osoby, która po prostu była wsparciem i... po prostu była, bo nie raz obecności kogoś bliskiego wystarcza na wszystko, co jest złe. Teraz przeszło jej przez myśl przeproszenie Taehyunga za uderzenie, ale się opamiętała, bo jej zdaniem - zasługiwał. Kontrolowała swoje łzy w oczach, nie wiedząc, co może mu powiedzieć, co odpowiedzieć, żeby go dowalić. Była teraz słaba przez zarzucenie takim "oskarżeniem”. Poczuła się jak kiedyś, gdy po prostu nie otwierała się na ludzi. Może jednak lepiej byłoby nie zaczynać normalnego rozmawiania z innymi, tylko pozostać za plecami bliźniaka i egzystować bez problemów społecznych?
- Jestem taka przez twoje kłamstwo. A ty jesteś najgorszą osobą, jaką mogłam spotkać, Min Taehyung - powiedziała, zadzierając wysoko głowę, żeby nie spuszczać wzroku, a pokonywać spojrzenie wyższego. Czuła, że jej oczy powoli są wilgotne, ale ignorowała to. Nie płakała, a to było dla niej w tym momencie najważniejsze. I gdy chciała dalej mówić i wytykać mu, może odejść od niego, to usłyszała Jungkooka. To był moment, w którym uświadomiła sobie, że cóż, nie są sami, a na dodatek jest związana na jakieś sznureczki, wstążeczki, więc na szybką drogę ucieczki też nie ma co liczyć, chociaż ta myśl ponownie przeszła przez jej głowę.
- On o tym nie wiedział dużo wcześniej - odezwała się, broniąc chociaż trochę Chanyeola i spoglądając na zbolały wzrok Jungkooka. Nie chciała, żeby oskarżał brata, który swoją drogą był jedyną osobą, która praktycznie w ogóle w tym wszystkim nie zawiniła, a teraz miała jeszcze dostać opieprz... kompletnie za nic. Dla najmłodszego to był szok, ale i sam starszy Cheong dowiedział się o tym, zdecydowanie później po powrocie młodszego, a ona... po prostu nie chciała, żeby Channie miał na pieńku z rodzeństwem przez głupotę jej i Taehyunga.
Nie umiała utrzymać dłuższego kontaktu wzrokowego z Kookiem. Po prostu nie mogła, mając przed tym wewnętrzną barierę uczuciową, gdzie jej moralność już dawno wyparowała, najwidoczniej już podczas ulegnięciu młodszemu koledze.
- Na merlina, nic się nie ciągnie - rzuciła, wzdychając. - To... - zaczęła, ale urwała, robiąc jakiś dziwny ruch ręką w powietrzu i mimo pohamowań spojrzała w oczy zranionego przyjaciela, jakby chciała dać mu naprawdę gwarancje, że ta przeszła sytuacja nie ma oddziaływania w teraźniejszości i zakończyła się już przynajmniej jakiś czas temu.
Delilah wiedziała, że tak się to właśnie skończy. Bo kłamstwo ma zawsze krótkie nogi, tyle że teraz, widząc wszystkie koszmarne scenariusze przed sobą, uświadomiła sobie, że jest jeszcze gorzej niż przypuszczała.
I jak się po krótkiej chwili okazało - mogło być jeszcze gorzej. Nie zajęło jej wiele czasu, aby zauważyć poruszenia przy scenie i najprawdziwszego obskurusa, który zaczął wypędzać wszystkich spod sceny. Ludzie zaczęli się przepychać, przez co Delilah samoistnie została popchnięta bardziej w stronę swoich przyjaciół. Normalnie pewnie zostałaby zgarnięta od razu z tłumem, ale ktoś po chwili przypadkiem pociągnął ją za sobą. Drobna rączka wyślizgnęła się z lekko zawiązanej na nadgarstku wstążki, a gdy ktoś zorientował się po chwili - że najwyraźniej ciągnie ze sobą niewłaściwą osobę - puścił drobną Garver, która upadła na piach, gołymi kolanami natrafiając na dosyć sporo kamieni. No i na co było jej zakładać spodnie z dziurami? Teraz były one większe, a dodatkowo piach z różnymi kamieniami, patykami, czy cokolwiek innym, co się znajdowało pomiędzy ziarnkami, dosyć konkretnie zadrapał jej kolana, przez co zaczęła lecieć krew. Od zanieczyszczeń czuła, jak mocno zaczyna ją piec tak samo jak niektóre miejsca na dłoniach, gdzie również miała okazję zadrapać się przy upadku. Dosyć mało sprawnie podniosła się z ziemi, przepychana przez jakiś ludzi, osunęła się na bok, żeby nie wadzić zbyt bardzo na drodze. Rozglądała się i najwyraźniej była głupia. Po takich słowach, po niemiłej rozmowie (a w zasadzie pewnie jej początku), skupiała się na tym, czy z jej przyjaciółmi jest wszystko okej. Zaczęła się trochę przemieszczać przeciw tłumowi i zaczynała histeryzować, ignorując krew na rękach, kolanach, wszelkie szczypanie, bojąc się jedynie, że coś im się stało, kiedy nawet nie dostrzegała różowej czupryny Chanyeola. Niski wzrost nie był dobry w tej sytuacji. Wręcz gubiła się w tłumie, pewnie oddalała się od nich, przy tym histeryzując.

kostka: 3 (wcześniejsza)
kostka do poważniejszych zadrapań: 9 (6 i 3)
Powrót do góry Go down


Vivien O. I. Dear
Vivien O. I. Dear

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 171
C. szczególne : Bardzo chuda sylwetka
Dodatkowo : ścigająca Slytherinu
Galeony : 3533
  Liczba postów : 2669
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14309-vivien-o-i-dear
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14330-poczta-void
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14333-vivien-o-i-dear#378429
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 17:47;

Po raz kolejny tego wieczoru ja i Ray wylądowaliśmy przy stoliku – tym razem z powodu mojego złego samopoczucia. Nie mówiąc zbyt wiele wzięłam od mojego ukochanego szklankę z chłodną wodą starając się zapanować nad mdłościami i zawrotami głowy. Żadne z nas nie miało szczególnej ochoty na pozostanie na koncercie, mimo że mój partner był fanem The Veels – oboje byliśmy bardzo zmęczeni, a na dodatek ja wciąż nie czułam się do końca dobrze.
Zupełnie niespodziewanie zobaczyliśmy, że nad tłumem unosi się czarna substancja – początkowo myślałam, że to jakiś efekt specjalny, dopiero gdy dotarło do mnie, że ludzie krzyczą i uciekają zaczęłam myśleć logicznie. Po raz pierwszy w życiu widziałam tego typu rzecz, ale przeczucie mnie nie myliło – instynktownie wiedziałam, ze nie ma wyjścia i musimy oboje jak najszybciej uciekać. Niestety zareagowałam chwilkę za późno – dochodząca spod sceny energia nie była tak mocna ze względu na odległość, ale mimo to udało jej się rozbić trzymaną przeze mnie szklankę łamiąc przy tym mój nadgarstek i wbijając kawałki szkła w dłoń. Jęknęłam cicho i poderwałam się z miejsca dając znak ukochanemu, że pora uciekać.
Ukryliśmy się kawałek dalej, gdzie była wyższa trawa, tam przeczekaliśmy większość ataku, a gdy to wszystko już się skończyło odnaleźliśmy uzdrowiciela, który zajął się moją dłonią (Rayowi na szczęście prawie nic się nie stało), po czym ruszyliśmy w stronę awaryjnego świstoklika podstawionego przez Ministerstwo.

/zt

Kostka: 3 i 1
Bonus: 3
Razem: 7
Powrót do góry Go down


Lotta Hudson
Lotta Hudson

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Galeony : 1875
  Liczba postów : 1231
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13872-lotta-hudson?nid=5#367718
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13932-lotta-hudson
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13931-lotta-hudson
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 19:44;

Gdy tylko chłopak przyprowadził mnie do przenośnej toalety puściłam wielkiego pawia. Ostatnim czasem zdarzało mi się to coraz częściej, jednakże nie było to aż tak spektakularne jak dzisiaj. Podejrzewałam, że jestem po prostu przemęczona, a na dzisiejsze złe samopoczucie tak mocno wpłynął ten niezmiernie dziwny zapach. Kilka minut zabrało pozbieranie mi się, po czym wyszłam z toi toia wprost w ramiona mojego chłopaka. W gruncie rzeczy nie chciałam korzystać z pomocy uzdrowiciela, a jedyne o czym w tym konkretnym momencie marzyłam to powrót do domu. Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć chłopakowi, bo nagle, zupełnie niespodziewanie jakaś dziwna energia popchnęła @William Walker na mnie i oboje wlecieliśmy do toalety, która się przewróciła.
Totalnie nie wiedzieliśmy co się działo – nie dość, że trochę się obtłukliśmy, to zatrzasnęliśmy się w kabinie i wraz z nią przetoczyliśmy się po polu. Cali obryzgaliśmy się zawartością toalety (która niestety byłe zapełniona nie tylko moimi wymiocinami), ale to nie było naszym największym zmartwieniem. Słyszeliśmy krzyki na zewnątrz, ale nie żadne z nas nie miało pojęcia co się dzieje, wiedzieliśmy tylko, że musimy jak najszybciej się z tą wydostać. Niestety Alohomora nie zadziała, to samo w przypadku próby teleportacji, więc standardowo zaczęłam płakać, po chwili jednak zreflektowałam się i wraz z William zaczęłam napierać na drzwi licząc, że siłą sforsujemy drzwi i uda nam się wydostać z tej, trudno ukryć, gównianej sytuacji. Po chwili krzyki wprawdzie trochę ucichły, ale sytuacja wciąż była co najmniej kłopotliwa.

Kostka na wyjście z kibla: 4
Powrót do góry Go down


Leonardo O. Vin-Eurico
Leonardo O. Vin-Eurico

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dodatkowo : animag (grizzly)
Galeony : 4467
  Liczba postów : 2204
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13793-leonardo-ovidio-vin-eurico#365517
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13807-love-letters#365644
http://czarodzieje.forumpolish.com/t13804-leonardo-ovidio-vin-eurico#365640
https://www.czarodzieje.org/t18322-leonardo-o-vin-eurico-dzienni
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 22:26;

Leo faktycznie był "łatwy w obsłudze". Hiszpański z całą pewnością należał do jego słabych punktów - najzwyczajniej w świecie kochał ten język i bywał chyba trochę przewrażliwiony. Sytuacja, w której jego miłość starała się go nauczyć? Bajka. Ezra miał wyraźną łatwość w podłapywaniu języków obcych i Gryfon z niejaką zazdrością zauważał ten ładny akcent, jak gdyby Krukon spędził całe godziny na powtarzaniu tych słów. Doskonale wiedział, że sam czasami mówiąc po angielsku brzmiał jak idiota - a w końcu towarzyszył mu ten język od kilku lat niemal nieustannie.
- No to czekam - stwierdził i taka była prawda, bo faktycznie był ciekaw, czy jego chłopak ma w zanadrzu więcej tego typu tekstów. Pewnie, że kiczowate frazy czasami działały najlepiej i nie chodziło tutaj o brak asertywności ze strony dziewczyn (Leo nigdy nie testował na facetach). To po prostu było zabawne i taka "ofiara" zwykle nie wiedziała co odpowiedzieć i śmiała się... tak jak Vin-Eurico przed chwilą.
Och.
Wspaniałomyślnie ignorował te spojrzenia, które Clarke rzucał przez ramię. Leo nie chciał psuć sobie humoru, poza tym skoncentrował się na tym, aby uwagę Krukona ściągnąć w pełni na siebie. Zaklęcia wyszły mu bezbłędnie, także efekt chyba osiągnął. W tym wszystkim nie zwrócił większej uwagi na to, że chłopak nie mógł dotknąć swojej różdżki. Przewrócił oczami na jego komentarz dotyczący lusterka, ale było to bardzo pozytywne i ozdobione uśmiechem. Teraz jeszcze tylko oczekiwał potwierdzenia, że trafił z tymi ubraniami i ogólnie, trochę zależało mu na jakiejś drobnej pochwale. Przekrzywił lekko głowę, słysząc o swoim zapachu. Czy to zaklęcie nie wywoływało przypadkiem woni amortencji? Musiał wyglądać teraz jak najszczęśliwszy chłopak na świecie, bo cóż, właśnie taki był. Pochylił się grzecznie, obejmując Ezrę lekko w pasie. Mruknął z zadowoleniem na tę drobną czułość.
- Tak, wtedy kiedy tak się chwaliłeś, że ratowałeś mnie kawą. W Grecji. Spokojnie, możemy uznać, że jesteśmy na równi - przygryzł zaczepnie jego dolną wargę, zanim trochę się odsunął. Dotarły do niego jeszcze te jakże miłe słowa, a później pozwolił i sobie zerknąć w stronę sceny. Było naprawdę przyjemnie i Gryfonowi wydawało się, że niczego więcej nie może od tego festiwalu pragnąć. Niestety szybko się okazało, że ta myśl wpadła do niego za wcześnie. Ból głowy, oczywiście, wszystko psuł.
- Hej, o ile nie jesteś jakimś skrytym fanem The Veels, to może trochę się odsuniemy od sceny? Głowa mi pęka - zaproponował, a może raczej poprosił. I tak był z siebie całkiem dumny, że wytrzymał prawie do połowy koncertu zespołu. Najzwyczajniej w świecie nie chciał się już męczyć, poza tym efekty specjalne drażniły chyba nie tylko jego. Na obrzeżach festiwalu mogli znaleźć coś ciekawego do roboty... albo watę cukrową. Wata cukrowa z pewnością bywała pomocna w takich sytuacjach. Zanim zaczęli się przepychać w tłumie (albo dyskutować, jeśli Ezrze zależało na pozostaniu w miejscu), na scenie wydarzyło się największe show - rozwalanie instrumentu. Leo zerknął na gitarzystę, który chyba trochę za bardzo się wczuł, bo wpadł w jakieś dziwne drgawki. Potem pojawił się dziwny dym... Gryfon nie spodziewał się, że kiedykolwiek zostanie świadkiem takiej sytuacji. O obskurusach nawet za wiele się nie mówiło, jak gdyby zjawisko podobne do obecnego nie miało najmniejszych szans na wydarzenie się. Olbrzymia fala energii wystrzeliła we wszystkie strony i Vin-Eurico, jako szczególnie wysoka osoba, doskonale widział jej skutki. To był istny koszmar - panika wstrząsnęła tłumem, wszyscy uciekali w popłochu, scena rozpadała się na kawałki, przedmioty wirowały w powietrzu. Leo odruchowo złapał swojego partnera za rękę, ale w tej samej chwili dostrzegł pędzący w ich stronę bęben od perkusji. Przeraźliwie rozpędzony obiekt targany magiczną mocą obskurusa odchylił się nieco w bok i brakowało sekund, żeby opadając uderzył w Ezrę.
W tym nie było nic heroicznego. Leo nie zakładał, że przyjmie cios na siebie i potem osiądzie sobie na laurach. Miał taką przewagę, że po prostu lepiej widział ponad głowami innych - planował najzwyczajniej w świecie Krukona odciągnąć, ale łatwiej było przechylić się przy tym w jego stronę. Zabrakło mu czasu i dotarło do niego to od razu w momencie, w którym stanął przodem do Clarke'a. Potem usłyszał tylko głuche łupnięcie i poczuł, że leci do przodu trochę jak szmaciana lalka, co samo w sobie wydawało się absurdalne. Leo był prawie pewny, że na chwilę stracił przytomność i odzyskał ją dopiero wtedy, kiedy leżał już na ziemi - nie, na swoim chłopaku, którego co prawda uchronił od bębna, ale od siebie już nie. Zsunął się z niego zupełnie nieświadomie, może dalej pod wpływem impetu. Dalej już ani drgnął i nawet nie westchnął, nie mogąc wydusić z siebie zupełnie nic. Leżał na boku, a całe plecy pulsowały prawdziwym bólem. Ubrania się do niego kleiły i tajemnicze pieczenie zapewniało go, że jakaś ostrzejsza krawędź spowodowała drobniejsze rany, z których teraz sączyła się krew.
Wtedy uderzyła w niego pierwsza myśl przepełniona paniką. Uderzony został w plecy, zatem brak urazu kręgosłupa byłby cudem. Nawet w magicznym świecie tego typu wypadki nie kończyły się zawsze idealnie, a Vin-Eurico nie wyobrażał sobie zostać kaleką. Nie wyobrażał sobie nawet normalnego życia bez możliwości uprawiania sportów, a teraz... Teraz bał się spróbować poruszyć palcem. Co, gdyby mu się to nie udało? Promieniujący ból wcale nie dawał wiele zapewnienia. Chłopak najzwyczajniej w świecie zmartwił się, że ta jedna sytuacja zaważyła w temacie jego przyszłości.
Na szczęście zaraz tknęła go druga myśl, bardziej przerażająca. Dzięki niej poruszył się gwałtownie, próbując podnieść chociaż trochę - naturalnie, częściowo mu się to udało (i to tyle w kwestii paraliżu). Gorzej, że bolało potwornie i Leo wylądował ponownie twarzą w ziemi. Udało mu się na szczęście zobaczyć, że z Ezrą wszystko w porządku, albo raczej nic tragicznie poważnego mu nie było. Merlinie, gdyby jakoś ucierpiał, to... to sobie tego Leonardo w ogóle nie wyobrażał. Powinni się stamtąd zabrać jak najszybciej, tylko jak? Gryfon walcząc z mroczkami tańczącymi przed oczami powiódł spojrzeniem po szalonym tłumie, który dopiero powoli, powolutku zaczynał się uspokajać. Dostrzegł ciężki fortepian spadający ze sceny. Zobaczył rudą dziewczynę, którą przy okazji instrument przygniótł do ziemi. Widział ją wcześniej w tłumie, chciał jej nawet pomachać - przecież to była Nebraska, mała Gryfonka, ta od quidditcha! Była tak zaaferowana koncertami, że w ogóle ćwierćolbrzyma nie zauważyła, a on sam o jej uwagę nie zabiegał.
Nie miała szans przeżyć czegoś takiego.
Miał wrażenie, że nie może oddychać. Łapczywie chwytał powietrze w płuca, nie wiedząc czy to panika, ból czy po prostu szok. O ile mógł się ruszać, o tyle powodowało mu to cholernie dużo cierpienia. Tamtą próbę podniesienia się dalej odczuwał i to wcale nie tylko w kręgosłupie, ale nawet w koniuszku małego palca. Nie mógł sobie oczywiście pozwolić na takie luksusy jak bezczynne leżenie, czekanie na pomoc, czy cokolwiek innego, co ograniczało się do bycia biernym.
- Ezra - głos miał piorunująco spokojny, a przy tym na tyle mocny, żeby przy całym zamieszaniu Krukon na pewno go usłyszał. Emocje emocjami, Leonardo potrafił się zachować w tego typu sytuacjach. Nie bez powodu tak często nosił ten czerwony krawat, nie? - Ezra, musimy się stąd zabrać - zauważył jakże błyskotliwie, chociaż w gruncie rzeczy mówił trochę sam do siebie. Niezbyt rozumował już co się dzieje, ale jedno było istotne - ludzie dalej biegali spanikowani, a oni sami utknęli zdecydowanie za blisko sceny.

Kostka: 1 (ból głowy)
Dalej jestem po prostu bohaterem 8)
Powrót do góry Go down


Melody Kingston
Melody Kingston

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : 143
  Liczba postów : 512
http://czarodzieje.org/t14801-melody-anna-kingston#394127
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14808-listy-do-m
http://czarodzieje.my-rpg.com/t14809-melody-anna-kingston
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptyPią 6 Paź - 22:46;

Było mi tak okropnie źle, że nie mogłam dalej tak stać i ryzykować, że puszczę pawia na osobę bawiącą się przede mną. Pociągnęłam więc Eliasa pod toi-toie. Wpadłam do środka i nachyliłam się nad muszlą, ale już nie było ze mną tak beznadziejnie, więc po prostu stałam w takiej pozycji w razie czego. Wszystkie pozostałe wydarzenia koncertowe tylko słyszałam. Żałowałam bardzo, że nie mogę zobaczyć występujących The Veels, ale właściwie teraz już nie żałuję, że nie było mnie przy scenie podczas tego występu... Usłyszałam krzyki. Ze mną było już zupełnie w porządku. Nagle zza drzwi dało się słyszeć tysiące teleportujących się ludzi (a przynajmniej próbujących się teleportować), krzyki, tuptanie.
- Eliaaaas - krzyknęłam, zaniepokojona, że przyjaciel nie daje znaku życia. Usłyszałam od niego, że mam wychodzić i musimy uciekać. Nie musiał mi tego dwa razy powtarzać, pchnęłam drzwi, ale te ani drgnęły. Czyżby się zaklinowały? Zaczęłam lekko panikować, bo usłyszałam niepokojące wypowiedzi z zewnątrz. Pchnęłam jeszcze raz i drugi, ale nic nie pomagało. Próbowałam rzucić zaklęcie, ale moja różdżka znowu odmówiła posłuszeństwa. Panika zaczęła rosnąć. Bałam się, że nigdy się stąd nie wydostanę. Jeszcze bardziej bałam się, bo nie wiedziałam, co się właściwie stało. Od razu w głowie pojawił mi się obraz pędzącego w moją stronę wilkołaka... Waliłam pięściami w drzwi z całej siły aż miałam poranione knykcie. W końcu usłyszałam głośniejszy huk i zostałam uwolniona. Najwyraźniej Eliasowi udało się zaklęcie. Nie było teraz czasu, żeby się nad tym zastanawiać.
Obraz, który ukazał się moim oczom po wyjściu był przerażający. Ludzie uciekający w panice, wielu, wielu rannych. I... Czy stało się coś poważniejszego? Nie zdążyłam się przyjrzeć dokładnie scenie. Widziałam mnóstwo czarodziejów. Pojawili się też magomedycy z Munga, jak mniemam i ludzie z Ministerstwa. Więcej nie dane mi było zobaczyć. Elias pociągnął mnie za sobą, skutecznie uniemożliwiając mi zorientowanie się w sytuacji. Zaczęliśmy biec w kierunku wyjścia. Znaleźliśmy ludzi z ochrony, którzy kierowali grupy do specjalnych świstoklików. Nie wiedzieliśmy, dokąd nas wyślą, ale nie traciliśmy ani chwili dłużej. Podłączyliśmy się do jednej z grup i opuściliśmy czarodziejskie pola. Więcej informacji pewnie zdobędziemy z artykułu w Proroku.

z/t
Powrót do góry Go down


Kieran Percival Horan
Kieran Percival Horan

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 431
  Liczba postów : 368
https://www.czarodzieje.org/t12434-kieran-percival-horan
https://www.czarodzieje.org/t15040-rout
https://www.czarodzieje.org/t12464-kieran-percival-horan#334541
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySob 7 Paź - 11:03;

- Nie wiem no ja mam nadzieję, że o niczym konkretnym się nie dowiem. - powiedział do niej i wzruszył ramionami. Oczywiście, że był zazdrosny o Clary, a zwłaszcza jeżeli jakiś chłopak na jego oczach robi do niej jakieś maślane oczy. Co prawda nie widział, żeby krukon cokolwiek robił niestosownego, ale jednak mógł poczuć się zazdrosny, prawda? Oczywiście tutaj akurat pół żartem, pół serio.
Bardzo dziwnie się czuł, ale cóż mógł poradzić. Czuł jakby było coś bardzo nie tak.
- No właśnie nie wiem co się stało... - powiedział do niej i wzruszył ramionami. Miał coś jeszcze powiedzieć kiedy usłyszał mocny huk. Nie zorientował się naprawdę co takiego się stało. Poczuł jedynie mocne uderzenie w brzuch i padł na ziemię. Tak naprawdę kompletnie nic mu się nie stało jedynie to, że jakiś uczestnik festiwalu wpadł na niego i oby dwoje leżeli na ziemi.
Rozejrzał się za Clary, jednakże wiele osób zwyczajnie leżało na ziemi, miał nadzieję, że nic się dziewczynie nie stanie. Przecież mogła być w ciąży więc to naprawdę nie były przelewki. Wstał na nogi i rozejrzał się za ukochaną, ale nie mógł jej dostrzec. Wystraszył się jednak trochę bardziej. Widząc uczestników nieco bardziej zalanych krwią niż on pomagał im wstać. Chciał pomóc tylu osobom ile mógł.
- CLARY! - krzyknął za ukochaną, ale zorientował się po chwili, że to kompletnie nic nie dało. Sam swojego wołania nie słyszał, a co dopiero ktokolwiek inny. Miał jedynie nadzieję, że dziewczyna za chwilę rzuci mu się w ramiona i powie, że nic mu się nie stało. Chciał naprawdę się już stąd ulotnić. Może i koncert był udany, ale chyba każdy mógł podejrzewać, że to będzie jakiś totalny nie wypał, bo jednak magia zaczęła się wahać i to wszystko mogło spowodować taki, a nie inny rozwój wydarzeń
Powrót do góry Go down


Courtney Hill
Courtney Hill

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 355
  Liczba postów : 272
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12620-courtney-hill#340983
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12622-murzyn#341014
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12623-courtney-hill
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySob 7 Paź - 11:17;

Towarzysz Courtney, czyli Gregers, niestety w którymś momencie festiwalu zniknął w tłumie, a Kalifornijka nie była w stanie go odnaleźć wśród sporej ilości ludzi. Nie słuchała pierwszego koncertu; była zbyt zajęta poszukiwaniem przyjaciela, z którym przecież miała dzisiejszy wieczór spędzić. W końcu Druzgotek skończył śpiewać, a ona zrezygnowana usiadła na pierwszej lepszej ławce, by w ten sposób spędzić kolejne trzydzieści minut i wysłuchać kolejnego artysty. Nie bawiła się dobrze i było to, niestety, widać - dawno się z Coltonem nie widziała i miała nadzieję, że dziś nadrobią braki. Potrafiła się bawić, ale w pojedynkę nie miała na to ochoty. Nic dziwnego, że nie zauważyła problemów z oświetleniem, ludzi dookoła, którzy wyglądali na zaniepokojonych, ani nawet znajomej twarzy, która gdzieś obok niej mignęła, a do której pewnie by się dołączyła - gdyby ją zauważyła, oczywiście.
Z zamyśleń wyrwał ją dopiero odór, który roztaczał się wokoło. Podniosła głowę i odruchowo wręcz sięgnęła po różdżkę, która była nienaturalnie gorąca. Uczucie nudy zostało zastąpione przez zdziwienie przemieszane z ciekawością, a nawet lekkim niepokojem. Wstała z ławki, by podejść bliżej sceny - to jakieś zakłócenia, czy część koncertu? Chodzi o smród, oczywiście, bo nikt nie byłby w stanie rozgrzać czyjejś różdżki do tego stopnia, a nawet jeśli, to po co?
Patrzyła przestraszona, jak wokalistę The Veels ogarniają drgawki, po czym szybko rozejrzała się dookoła, myśląc tylko o ucieczce. Niestety, tłum znacznie to utrudniał, w dodatku bała się o Coltona - gdzie on jest, czy wszystko z nim w porządku? Nie miała jednak czasu nad tym się zastanawiać, ani go szukać. Dookoła zapanował chaos, z którym ochrona nie mogła sobie poradzić. Niewątpliwie było coś nie tak, ale nikt nie wiedział, co jest tego cholerną przyczyną! Przerażona Courtney przez krótką chwilę stała w miejscu jak sparaliżowana, widząc, jak dookoła latają przedmioty i instrumenty, godząc w ludzi. Nie zauważyła wielkiego fortepianu, który przygniótł jakąś rudą dziewczynę, ale sam talerz od perkusji przelatujący nieopodal niej był wystarczającym sygnałem, by zacząć uciekać w stronę wyjścia. Tylko gdzie ono jest?
Spanikowani ludzie nie pomagali ani trochę. Nie wiadomo, czy Kalifornijka była bardziej przestraszona, czy wściekła na nieogarnięty tłum, ale ktoś krzyknął, że stało się coś poważnego. Ale co? Co się stało? Tego nie wiedziała. Na szczęście udało jej się przedostać do wyjścia i opuścić teren festiwalu bez zupełnie żadnych konsekwencji. Najwyraźniej ktoś nad nią czuła - wyszła z tego bez szwanku, nawet bez najmniejszego zadraśnięcia. Szczęściara.
Chciałaby wiedzieć, co właściwie się wydarzyło. Nie wyglądało jednak na to, by ktokolwiek z obecnych na czarodziejskich polach orientował się w sytuacji - Kalifornijka była przerażona, bo równie dobrze to ona mogłaby oberwać ów fortepianem, czy jakimś zaklęciem. Jedno było pewne - to nie była dobry dzień.

zt
kostka 6
Powrót do góry Go down


Min Taehyung
Min Taehyung

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 136
  Liczba postów : 215
https://www.czarodzieje.org/t13409-taehyung-min#357496
https://www.czarodzieje.org/t13469-sowka-poli#358777
https://www.czarodzieje.org/t15210-min-taehyung
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySob 7 Paź - 11:27;

Nieprzemyślane decyzje podejmowane są każdego dnia. Ludzie są stworzeniami, które kierują się w życiu głupotą, chęcią zasmakowania czegoś, co nie jest im dane, a co tak bardzo desperacko pragną. Rzadko kiedy myślą nad konsekwencjami swoich czynów; uważają, że nic się nie stanie, jeżeli choć raz zrobią coś, czego w normalnej sytuacji nigdy by nie zrobili. Wszyscy uczą się na błędach. Tylko co, jeśli te błędy ważą na naszych życiach więcej niż przypuszczaliśmy? Co jeśli jedno spotkanie, jeden gest, jeden nieodpowiedni uśmiech i złapanie czyjegoś spojrzenia może skreślić całą przyszłość? Szczęście.
Taehyung był głupi.
Głupi, bo dał się łatwo zranić, gdy Jungkook wyjechał. Głupi, bo nie mógł wymyśleć innego rozwiązania; gdyby choć trochę dłużej pomyślał to wiedziałby, że jego chłopak nie uciekłby ot tak. Mógłby się nie poddać, nie kończyć na poszukiwaniach go w Anglii. Mógł zrobić o wiele więcej, tymczasem zaprzestał, gdy tylko ostatnia nadzieja zgasła.
Głupi, ponieważ desperacko próbował ułożyć sobie życie i tak, nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że robił to na siłę. Bez większego pomyślunku chciał złożyć fragmenty układanki, której i tak by przecież nie skończył, bo cały czas brakowałoby mu jednej części. Mógł się starać ile chciał, udawać, że się rozwija i że radzi sobie bez Jungkooka coraz lepiej, ale okłamywał by nie tylko innych, ale także siebie. Zabijanie czasu z przyjaciółką było tylko chwilową ulgą od bólu i pustki, którą zostawił za sobą krukon; a niewdzięczny wypadek pewnego wieczora, gdy Taehyung nie wytrzymał, przez buzujące w nim emocje, które wyładował wspólnie z Delilah, były jakąś pomyłką. I czuł się z tym źle, koszmarnie, bo teraz jeszcze był w stanie ją za to atakować. Choć to on ją wykorzystał, czego nie chciałby, czego nigdy nie byłby w stanie zrobić swojej przyjaciółce, powierniczce, jedynej koleżance, której ufał do tego stopnia, aby zwierzyć jej się ze wszystkich bólów i trosk. Jak musiała się czuć, gdy on teraz wypowiedział jej te hańbiące słowa prosto w twarz? Czuł obrzydzenie do siebie, bo gdy tylko zdał sobie sprawę, co powiedział i gdy dłoń starszej koleżanki, uderzyła z impetem w jego policzek, oprzytomniał. Złość dała miejsce przerażeniu. Przerażeniu, że tego dnia straci znacznie więcej niż przypuszczał.
Wszystko działo się za szybko. Nie miał nawet czasu na przeanalizowanie tego, co zrobił.
Uniósł rękę do zaczerwienionego policzka, patrząc z zaskoczeniem na Delilah. Bo jej słowa uświadomiły go, jaką osobą musiał być w jej oczach, które teraz zaszły łzami; a jak dzielnie je trzymała. Choć tego wieczora to nie ona powinna płakać.
- Noona, ja nie… - przerwał, gdy zdał sobie sprawę, że jego głos niebezpiecznie drżał.
Śmiech Jungkooka; zły, gorzki śmiech, który sprowadził go na ziemię. Taehyung opuścił dłoń, czując narastającą gorycz. Rozszerzył tylko oczy, słysząc jego słowa. Dlaczego był taki zdziwiony? Oczekiwał ataku. Stał z głową spuszczoną, ze wzrokiem wbitym w swoje czarne tenisówki, słysząc jak galopuje jego serce.
- Nie, Jungkook, to nie tak - wymamrotał, nie patrząc mu w oczy. Nawet nie był w stanie tego zrobić, bo gdyby choć na chwilę napotkał jego wzrok, nie wiedziałby, czy zdołałby powiedzieć cokolwiek więcej. Kolejne jego słowa sprawiły, że Taehyung się niemal zatrząsł. Zaczął kręcić energicznie głową, nie będąc w stanie wydusić żadnego słowa. W jego oczach zaczęły gromadzić się łzy, ale nie będzie płakał. Czuł się podle. - Nic się nie ciągnie, Jungkook! - Tae podniósł głos, niemalże zdesperowany. - To był wypadek. Ona jest moją przyjaciółką i poza tym nic mnie z nią innego nie łączy! Nie chciałem ci tego mówić, bo wiem jakbyś zareagował. Nie chciałem cię skrzywdzić, chciałem to wszystko ułożyć, żeby powiedzieć ci w odpo… - Zacisnął usta, nagle przerywając potok słów. Wiedział, że jego tłumaczenia są bezsensowne. - Chciałem ci powiedzieć, przysięgam - wyszeptał, spuszczając znów głowę.
Najwidoczniej nie tylko między nimi zaczęła panować dziwna atmosfera. Cały festiwal pogrążył w jakimś takim mroku, jakby nie tylko oni przesiąkli ponurym nastrojem. Zrobiło się już ciemno, czego Taehyung wcześniej nie zauważył, zajęty swoimi znajomymi; różdżka Tae, którą obracał w dłoni w kieszeni, aby się jakoś uspokoić, nagle zrobiła się gorąca. Zmarszczył brwi, wypuszczając ją spomiędzy palców.
W pewnym momencie zrobiło się jeszcze bardziej ciemno; Taehyung odwrócił gwałtownie głowę w kierunku sceny, widząc ciemną chmurę przed sceną. Czy to część efektów?
Krzyki; jasnowłosy cofnął się o krok, niechcący ciągnąc za sobą Jungkooka. Rozszerzył oczy, równocześnie rozchylając usta w literkę “o”, widząc to, co dzieje się na scenie. Rozpoczął się istny chaos, wszyscy zaczęli uciekać, przez co Tae czuł, jakby nim rzucało na wszystkie strony; dostał z bara niezliczoną ilość razy, ale jakoś jeszcze trzymał się na nogach, mając na oku swoich przyjaciół.
Do czasu, gdy zauważył jak zniknęła jego przyjaciółka, porwana tłumem. Chcąc rzucić się w jej kierunku, sam został odepchnięty, a moc, którą uderzyła w niego z ogromną siłą, odrzuciła go na kilkanaście kroków. Poleciał razem z Jungkookiem i Chanyeolem, do którego nadal był przymocowany. Uderzył plecami o ziemię, z trudem łapiąc oddech, gdy siła odebrała mu normalne wzięcie wdechu. Coś jednak nie grało; czuł jak po jego przedramieniu spływa coś ciepłego, a w nodze czuł ogromny ból i aż słabo mu się robiło na myśl, żeby tam spojrzeć. Wpatrywał się w niebo przez kilka sekund, leżąc nadal na trawie, po czym podparł się na łokciach, odplątując wstążkę z nadgarstka.
- Nie, cholera, nie - rzucił, łamiącym się głosem, widząc swoją nogę wykręconą w dziwną stronę. Ten wieczór nie mógł być lepszy. Taehyung ścisnął własne przedramię w odpowiednim miejscu, widząc że sytuacja się uspokoiła i najprawdopodobniej zaraz pojawią się uzdrowiciele. I choć był teraz niesamowicie zrozpaczony, zdesperowany i obolały to nie myślał o niczym innym jak o przyjaciołach, których zaraz może stracić. - Nic w-wam nie jest? - wymamrotał, patrząc na chłopaków. - Gdzie jest Delilah - dodał, rozglądając się. Po chwili jednak obok niego znalazł się uzdrowiciel, który zajął się jego raną, więc opadł na plecy, znów wpatrując się w niebo ze załzawionymi oczami. Gdyby nie ta sytuacja prawdopodobnie zacząłby rozmowę z uzdrowicielem, którym sam przecież chciał zostać. Teraz myślał tylko, aby jak najszybciej go posklejał, bo czuł, że zbliża się jego koniec, przed którym chce się ochronić.

kostka: 4 + 2 = 6
Powrót do góry Go down


Cheong Jungkook
Cheong Jungkook

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 899
  Liczba postów : 196
https://www.czarodzieje.org/t13453-jeon-jungkook
https://www.czarodzieje.org/t15186-dollar-dollar#404823
https://www.czarodzieje.org/t15184-cheong-jungkook#404815
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySob 7 Paź - 14:36;

Wszystko rozsypało się niczym domek z kart.
A Jungkook nie umiał ze spokojem wysłuchać ich zapewnień. Nie chciał nawet znać szczegółów zbędnej historii, którą ta dwójka postanowiła sama stworzyć. Ich wspólnej relacji opartej na  wzajemnych uczuciach i pragnieniach. Zaciskając dłonie w pięści, odwrócił głowę w stronę sceny, aby nieco zamglonym spojrzeniem bezmyślnie przesunąć po innych uczestnikach koncertu.
Tak okropnie się czuł. Niemal jak umierający od środka.
Miał wrażenie, że w jednej chwili psychika mu siadła do tego stopnia, że wydawało mu się, iż serce samo z siebie próbowało się zatrzymać. Czuł na sobie spojrzenie Delilah i słyszał jej słowa, którymi broniła jego starszego brata. I nic sobie z tego nie robił. Bo żadne słowa nie pomogą rozwiać wątpliwych myśli, które zagościły w jego głowie powodując, że czuł się w ich oczach jak ostatni śmieć godzien wyłącznie zapomnienia.
Bo oni zapomnieli; zapomnieli go tak, jak zapomina się nieważnego człowieka, który był w ich życiu tylko nic nieznaczącym elementem, łatwym do wymiany lub do wyrzucenia z własnej głowy.  
Był do tego stopnia dla nich nieważny, że nawet nie widzieli potrzeby poinformowania go o zmianach jakie między nimi zaszły. Tandetne wytłumaczenia, że chcieli, że czekali na odpowiedni moment było tak żałośnie śmieszne, że Jungkook z trudem powstrzymał się od wykrzyczenia im prosto w twarze, aby przestali kłamać. Aby już przestali go ranić i przestali manipulować słowami, które przeszywały go na wskroś niczym pociski; tak bardzo go raniąc.
Odwrócił wzrok, gdy jasnowłosy został spoliczkowany.
Zacisnął mocno wargi jednocześnie blednąc, ale nie miał zamiaru się wtrącać w sprawy swoich przyjaciół? kochanków? a może już nawet byłych przyjaciół?
I czy potrafił być na tyle dziecinny, aby cieszyć się z tej gorzkiej chwili? Z upokorzenia i zranienia Taehyunga? Gdyby miał inny charakter z pewnością odczuwałby niemałą satysfakcję i chociaż w jednym ułamku procenta radość z tego; ale on był sobą - pieprzoną, wrażliwą osobą, która poczuła się jeszcze gorzej.
Wymyślił sobie, że to wszystko jego wina. Że mógłby nie wracać na siłę; a nawet jeśli, to nie musiałby przecież kontaktować się z ich dwójką. Nie stałby się wtedy źródłem problemów ani dzisiejszym zapalnikiem do tego, aby Min został uderzony. Nie czułby się jak zdradzony żyjąc w błogiej nieświadomości - co prawda bez Taehyunga i może tylko z połową serca - ale być może to byłoby lepszym rozwiązaniem niż dalsza perspektywa życia z całkowicie wyrwanym sercem?
Jungkook widział łzy w ich oczach, które próbowali powstrzymać - w przeciwieństwie do niego, któremu odebrali całą siłę oraz chęci do egzystencji. Jego łzy swobodnie ulatywały na policzki; bo najmłodszy z ich grupy zdawał się bezgłośnie płakać. Jedna, głupia chwila słabości, która potrafiła roztrzaskać jego nieistniejącą już samokontrolę.
Jak bardzo czuł do siebie obrzydzenie? Bardziej niż oni do niego?
Jak bardzo Taehyung musiał się zmuszać do niego, gdy ten postanowił wrócić do Anglii, skoro nawet teraz nie mógł mu spojrzeć prosto w oczy?
I tak potraktowali go jak śmiecia, więc dbanie o własny wizerunek było teraz ostatnim o czym ciemnowłosy myślał.

Automatycznie wybudował między nimi mur. Nie odezwał się ani słowem, bo kto chciałby słuchać słów zranionego o którym z taką łatwością zapomnieli? Odsunął się od nich na tyle na ile pozwalały wstążki i wyczuwając pod nogami dziwne drżenie gruntu, w pierwszej chwili to zignorował. Artyści na scenie się zmieniali, ale to też zignorował.
Cały świat chciał zignorować.
Dopiero pierwsze krzyki przebudziły go z dziwnego letargu, dzięki któremu zaczął się zachowywać jak wyobcowana maszyna. Stojąc gdzieś na samym końcu, nie umiał dostrzec tego, co działo się gdzieś przy samej scenie. Docierały do niego strzępy rozmów innych, którzy krzyczeli, że stało się coś strasznego.
I dopiero wtedy zobaczył, co się naprawdę wydarzyło.
Moc obskurusa niewytłumaczalnym sposobem zdołała się wydostać i teraz jego pasożytnicza energia zanurkowała w tłum imprezowiczów. Niszczycielska siła powodowała całkowity rozgardiasz wśród czarodziejów i Jungkook zdołał sobie tylko przypomnieć, że chociażby w Ameryce ofiary obskurusa były podawane w zatrważająco wysokiej liczbie.
To był ten moment, gdy zaczął się bać. I nie o siebie, a o osoby dla których był kimś mało znaczącym. Z przerażeniem obracając się w stronę brata i pozostałej dwójki, czuł się jak najgorsza osoba na świecie. Nie dość, że namieszał im w życiu to jeszcze wyciągnął na koncert, który w najgorszym przypadku może się skończyć czyjąś śmiercią.  
I nienawidził siebie za to, że nie zrobił ani jednego kroku w ich stronę. Póki widział, że stoją i nic im się nie dzieje; Jungkook łudził się, że wszystko dobrze się skończy. Brzydził się swoim zachowaniem, ale ten wewnętrzny ból blokował go od środka.
I wtedy stało się najgorsze.
Nastała panika i większość osób postanowiła się ewakuować, uciekając w ich stronę. Ktoś krzyknął, że jest już jedna śmiertelna ofiara, na co ciemnowłosy zadrżał próbując nie oderwać spojrzenia od swojej grupy jakby bojąc się, że nieszczęście zaraz i ich dotknie.
Był taki słaby.
Zapalnikiem do ruszenia się z miejsca było porwanie Garvier w tłum. Jungkook widział to jak w zwolnionym tempie - tak samo jak reakcję Taehyunga na to, który od razu chciał się jej rzucić na pomoc.
I gdzieś w środku głupia podświadomość wbiła mu do głowy, że to przecież normalne. Że, jasnowłosy będąc w bardzo bliskich relacjach z Delią, bez względu na wszystko będzie chciał ją chronić przed złem jakie się ich stronę rzuciło niczym najgorszy potwór.

Czuł jak wszystkie kolory odpłynęły mu z twarzy, gdy potem i on został mocno pociągnięty ku ziemi przez głupią wstążkę do której był przywiązany do brata i Taehyunga. Stracił z oczu Delię, przez co jego strach nabrał na sile, bo mimo zranienia - cholernie się o nią bał. Oni sobie dadzą radę, ale ona?
Doprawił się małych otarć, gdy wylądował na ziemi i gdzieś jego różdżka zagubiła się w tłumie, gdy moc obskurusa nagle otarła się o ich grupę.  Taehyung leżał gdzieś rzucony obok i przez krótką chwilę miał wrażenie, że jego świat się zatrzymał, gdy wpadła mu do głowy nieprzyjemna myśl, że zginął na jego oczach.
Szczęście w nieszczęściu, złamanie i rana na przedramieniu była jedynym co go spotkało.
Znów przez niego.
Będąc na kolanach, przysunął się do niego, przy okazji wyklinając innych, aby nie tratowali ich grupy; i drżącymi rękoma odwiązał swoją śnieżnobiałą chustę przywieszoną do skórzanego paska. Odsuwając niezdarnie jego ręce od rany, czuł jak zaczął cały dygotać a łzy same popłynęły jeszcze mocniej; gdy brudząc sobie palce jego krwią starał się zrobić prowizoryczny opatrunek; zawiązując bandanę tak aby powstrzymać krwawienie.
Wstrzymując oddech, zachłysnął się zbyt szybko wciągniętym powietrzem do płuc i nerwowo potarł zabrudzoną dłonią swój policzek, gdy zaczęło go trząść jeszcze mocniej. Szybko spoglądając na swojego brata, wskazał drżącą ręką na jasnowłosego, mówiąc: -  P-pomoc dla niego, wezwij, d-dobrze? Ja, D-delia. Pójdę, po nią, d-dobrze? O-odszukam.  
Zająknął się zachrypniętym głosem i podnosząc się z kolan, dostrzegł swój plecak. Wiedząc jakie sytuacje się dzieją na koncertach (zwłaszcza, gdy publika zbyt szybko się upija i potem w ruch idą różdżki); momentalnie przypomniał sobie o dwóch płaszczach - swoim i brata, wykonanych ze smoczej skóry, odpornej na niektóre zaklęcia jak i uderzenia. Gdy tylko dotarło do niego, że ktoś w tłumie oberwał drętwotą bez zawahania sięgnął po swój egzemplarz; siłą wyciągając go z dna czarnego plecaka.
Potknął się o kogoś, gdy wmieszał się w tłum, starając się nie oglądać za bratem i osobą, którą podeptała jego serce.  Będąc stosunkowo wyższym od krukonki, odszukanie jej zajęło mu dobrą chwilę, gdy przeciskając się przez bandę rozbieganych idiotów; wreszcie ją dostrzegł. Była zakrwawiona i Jungkook niemal rzucił się w jej stronę, spychając na bok paru kretynów. Usmarowanymi od krwi Taetae dłońmi złapał ją za policzki, aby móc na szybko ogarnąć jej obrażenia i dopiero wtedy złapał ją za nadgarstki aby na krótką chwilę zamknąć ją w swoich ramionach jakby odczuwając częściową ulgę, że dziewczyna żyje.
- B-boże przepraszam, n-noona - jęknął żałośnie wypuszczając ją z objęć i od razu zarzucił na jej ramiona swój płaszcz, wciągając jej na głowę obszerny kaptur. - Pochyl się nisko i unikaj tej czarnej mgły, d-dobrze? Nie chcę abyście przeze mnie  u - umierali - zakwilił tak strasznie zrozpaczony i obejmując ją ramieniem w pasie, raz jeszcze kazał jej się pochylić do przodu, aby wrócić do pozostawionych samych sobie tamtej dwójce.  Sprawnie lawirując między spanikowanym tłumem - zdołał odtworzyć miejsce w którym zostawił brata i Taehyunga, który wyglądał już nieco lepiej.
Uzdrowiciel zdołał od niego odejść, ale widok chłopaka, który nadal nie podnosił się z ziemi znowu spowodował w Jungkooku, kolejne cierpienie.
Przecież oni go znienawidzą.
Oddając Delię w ręce brata, sam sięgnął po drugi egzemplarz płaszcza i przysuwając się do jasnowłosego, bez słowa złapał go pod kolanami aby pomóc mu się podnieść i w drugiej kolejności też narzucić na niego płaszcz ze smoczej skóry; z naciągnięciem kaptura aż po oczy.
Nie patrzył jednak na niego, a w kontakcie z jego skórą jego dłonie na nowo zaczęły się mocno trząść niczym u paralityka. Podprowadził go do starszego brata i również oddając go pod jego opiekę, czuł jak serce podchodzi mu niemal do gardła.
- Z-zabierz ich poza miejsce festynu, d-dobrze? Ja poszukam uzdrowiciela dla Deli bo kr-krwawi i on też k - krwawi. A ja nie mam r-różdżki. I to wszystko przeze m-mnie. - dodał spiętym głosem, na nowo bojąc się na nich spojrzeć.
Powrót do góry Go down


Cheong Chanyeol
Cheong Chanyeol

Student Ravenclaw
Wiek : 25
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 29
  Liczba postów : 28
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15088-cheong-chanyeol
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15159-chanie
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15160-cheong-chanyeol#404071
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySob 7 Paź - 19:33;

Nie m ó g ł się rozsypać.
Musiał być zrównoważony, odpowiedzialny. Musiał kontrolować sytuację, którą do tej pory obserwował w milczeniu. M u s i a ł, ale nie potrafił. Cały spokój uleciał, zamieniając się w emocje, które nie towarzyszyły Chanyeolowi przez całe lata. Strach. Smutek. Bezradność, którą c z u ł. Uciskała jego żołądek, a miało być już tylko… Gorzej.

- Jungkook, ja… - Zerknął na Delilię, która wyraźnie próbowała usprawiedliwić jego zachowanie. – Nie, Del. Dziękuję, że starasz się pomóc, ale ja… Ja powinienem od razu powiedzieć. Tak byłoby chyba lepiej. Tylko, że nie wiedziałem, co mam robić. Byłem i wciąż jestem bezradny, bo każde rozwiązanie wydawało się tym najgorszym, ale ja wiem, Jungkook. Wiem, że prawda jest jedynym słusznym wyjściem i wstyd mi przyznać, że próbowałem ją przed tobą ukryć. Nie oczekuję, że zrozumiesz, ale…- Objął spojrzeniem całą ich czwórkę. Każdy z nich był zraniony i sam kogoś zranił. Niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że ludzie, którzy byli sobie bliscy przez tak wiele lat, w przeciągu paru godzin stali się… Obcy? A on tego nie chciał. W jednej chwili zorientował się, jak bardzo cenna jest ich przyjaźń. Całym sercem zapragnął, by było, jak dawniej. - Jesteśmy prawie, jak… Rodzina i nie wyobrażam sobie, żeby to wszystko się po prostu… Po prostu skończyło, bo… - Przerwał, czując, że nie jest w stanie powiedzieć więcej. Widział niepewność w oczach Delilii i rozpacz na twarzy Taehyunga. Zerknął na Jungkooka tak strasznie obojętnego na ich tłumaczenia i… Rozumiał go. Wiedział, że sam zachowałby się bardzo podobnie i był pewny, że nie potrafiłby wybaczyć. To przerażało go najbardziej.
Co jeśli nic nie da się zrobić?
Wtem stało się coś gorszego. D u ż o gorszego. Chanyeol szybkim ruchem wyciągnął zza ucha różdżkę, która rozgrzana do czerwoności zdawała się parzyć. Rzucił ją o ziemię. Dziwny zapach. Spojrzał na scenę. Dziwne twarze. Dym.
- Uważajcie! – Zdążył krzyknąć jeszcze zanim rozpętało się piekło. Potężna siła zaklęcia niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze. Instrumenty latały w powietrzu, a wielka scena rozpadła się na kawałki. Wstążka, która miała pomóc czwórce przyjaciół trzymać się razem, niczym symbol rozpadającej się więzi, zsunęła się lekko z jego nadgarstka. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu znajomych twarzy.
Jungkook. Wydawał się nie doznać większych obrażeń. Taehyung. Był ranny, a Chanyeolowi w jednej chwili wyleciały z głowy wszelkie zaklęcia uzdrawiające, których uczył się przecież latami.
- Taeh, ja… Nic… Nic nie pamiętam, nie wiem, jak ci pomóc… - Tłumaczył, pochylając się nad Krukonem i z przerażeniem rozglądał się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy. Usilnie próbował wziąć się w garść.
- Biegnę po uzdrowiciela – Drżącym głosem zapewnił brata. – Ale gdzie jest… Gdzie jest Deliliah? – Zapytał z przerażeniem, orientując się, że nie ma jej w pobliżu. – Jungkook, znajdź Delilię… Proszę i… Uważaj na siebie. Nie mogę was… Stracić. – Wydukał ledwo słyszalnym szeptem i rzucił się gdzieś w tłum.
- Potrzebuję pomocy! – Krzyczał, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy, których w całym amoku nie zdawał się nawet zauważać. – Może mi pan pomóc, mój przyjaciel jest ranny i… - Każdy zdawał się go ignorować.
Czy nikt mnie nie słyszy?
Wtem poczuł ostry ból gdzieś w okolicach kolana. Początkowo uparcie ignorował ból, który z czasem uniemożliwił mu jakiekolwiek ruchy. Kiedy nie mógł zrobić ani kroku przed siebie, bezradnie usiadł na ziemi i obserwując własne ciało, zauważył także otwartą ranę na przedramieniu.
Powrót do góry Go down


Caspar Whitley
Caspar Whitley

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VII
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 149
  Liczba postów : 84
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15147-caspar-whitley#404082
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15163-poczta-kaparka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t15157-caspar-whitley
Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 EmptySob 7 Paź - 23:41;

Wszystko zaczynało podążać dobrym torem. Stali stosunkowo blisko sceny i wspólnie z @Maximilian Blackburn szykowali się na występ The Veels, zagrzewając się końcówkami piwa. Caspar usiłował zignorować drżenie pod jego stopami, chciał pozbyć się również wrażenia niepokoju, które na dobre zagnieździło się w jego piersi. Jednak nie chciał psuć zabawy swoim sąsiadom, dlatego ignorował wszelkie niepokojące go aspekty. Gdyby tylko wiedział, jak to się skończy, może postąpiłby inaczej? Jednak nie było teraz żadnego czasu na podobne rozmyślania. – Dzięki, stary, wow, będą mi zazdrościć! – ucieszył się na wzmiankę o pożyczeniu płyty, naprawdę nie kryjąc radości. Próbował przekrzyczeć wokalistę; miał nadzieję, że Max stał na tyle blisko, że słyszał Whitley'a. Schował krążek za pazuchę kurtki, z pewnymi trudnościami, ponieważ drżenie stawało się coraz silniejsze. – Owszem, epizod. Prawie się pocałowaliśmy, wiesz? – zagaił z podejrzliwym błyskiem w oku. Trochę koloryzował, jak zwykle. Owszem, siedzieli w kuchni tuż obok siebie, bardzo, bardzo blisko; owszem, ocierali się ramionami, i owszem, prawie ją pocałował... Ale wtedy @Carmen Lowell kichnęła. Zlustrował uważnie swoje buty z głupim uśmiechem na ustach, wyobrażając sobie to i owo. Nie wiedział, co mu się podobało w Carmen, i chyba właśnie to pociągało go najbardziej. Ta tajemnica.
Chwilę później parsknął.
Oczywiście, że ona cię lubi, Max. Czerwieni się na twój widok jak sklątka tylnowybuchowa – zaśmiał się Caspar, klepiąc przyjaciela po plecach. A później przestał słuchać; liczyła się tylko scena, na której zmaterializowali się członkowie The Veels. Whitley wydał z siebie odgłos radości i zagwizdał kilka razy na palcach, przyglądając się dokładnie czarnemu dymowi i członkom zespołu. Mroczni, melancholijni. Idealni. Pewnie nikt nie podejrzewał Caspara o taki gust muzyczny, ale grunt to sprawiać innym ludziom niespodzianki. Ten koncert należał do takich niespodzianek; nikt się nie spodziewał. Drżenie pod stopami przestało mieć znaczenie, tak samo jak nie czuł palącej różdżki w kieszeni kurtki. Początkowo ignorował również nieprzyjemny zapach unoszący się w powietrzu, ale w końcu nie wytrzymał. – Ministerstwo pewnie znowu poskąpiło pieniędzy na technicznych – poskarżył się przyjacielowi, a chwilę później pożałował swoich słów. Gitarzysta zespołu, zgodnie z tradycją, zaczął niszczyć swoją gitarę na scenie; i dokładnie w tym momencie wszystko się rozsypało. Zapanował chaos i panika, gdy z gitarzysta przemienił się w Obskurusa. Caspar spojrzał z przerażeniem w kierunku sceny, a następnie rzucił szybkie spojrzenie Maxowi. To nie mogła być prawda – czyżby prześladował ich pech? Najpierw ten przeklęty atak wilkołaka, teraz kataklizm na większą skalę, spowodowany działaniami czarnej, niebezpiecznej magii Obskurusa. Tłum zaczął się przepychać, rzeczy na scenie zaczęły eksplodować; kilka osób oberwało odłamkami instrumentów. Caspar krzyknął głośno, gdy ze sceny poderwał się fortepian i z ogromną siłą przemieścił się w stronę publiczności; jedna z dziewcząt, Nebraska, została przygnieciona przez instrument. Whitley od razu odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć, jak z dziewczyny upływa życie; nie chciał patrzeć na jej zmiażdżone ciało. – Zwiewamy stąd, stary! – krzyknął w stronę Maxa, mając nadzieję, że chłopak go usłyszał. Wszyscy krzyczeli i biegali w panice. Mentalność tłumu. Chciał sięgnąć do kieszeni kurtki po różdżkę, aby wyciągnąć ich stamtąd jak najszybciej, ale od razu wyciągnął dłoń z kurtki. Różdżka, jego własna różdżka, parzyła go! Nie był w stanie jej teraz użyć. Nie mógł się nawet teleportować, ponieważ był na tyle leniwy, aby nie pójść na egzamin. Złapał Maxa za ramię i pociągnął za sobą. Adrenalina znowu szumiała mu w uszach. Dobrze, że Luthien została odesłana do Hogwartu; mogła skończyć tak samo jak Nebraska. Przygnieciona przez fortepian. Miał również nadzieję, że Carmen i @Ulla Tiverton są bezpieczne w Hogwarcie. Jak bardzo się mylił. Dokładnie w chwili, w której pomyślał o przyjaciółce z Ravenclawu, mignęła mu w tłumie jej twarz. – ULKA! – ryknął na całe gardło, chcąc skupić na sobie uwagę dziewczyny. Właśnie wtedy potknął się o czyjeś nogi, zaraz otrzymując kopniaka w brzuch od następnej. Powietrze stanęło mu w płucach, a z powodu bólu w jamie brzusznej nie mógł złapać tchu i jedynie łapał rozpaczliwie płytkie wdechy. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, kiedy upadł na ziemię i posłał przyjaciółce pełne niepokoju spojrzenie. Inni mijali go, biegli, nie zwracali na niego uwagi; kilka osób nawet potrąciło go w pośpiechu. Nogami, rękami. A on ślęczał na podłożu i starał się złapać oddech. Musiał wstać. Musiał uciekać. Jeśli tego nie zrobi, na pewno zginie. Gdzie był Max...?

Jeśli dobrze zrozumiałam, to nie rzucam kostkami, więc enjoy.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Czarodziejskie pola - Page 7 QzgSDG8








Czarodziejskie pola - Page 7 Empty


PisanieCzarodziejskie pola - Page 7 Empty Re: Czarodziejskie pola  Czarodziejskie pola - Page 7 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Czarodziejskie pola

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 19Strona 7 z 19 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 13 ... 19  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Czarodziejskie pola - Page 7 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
za Londynem
-