Kiedy tylko usłyszał niezbyt głośny trzask drzwi, spojrzał w ich stronę, gotów przywitać kogoś, kto w szkolnej hierarchii stał wyżej niż on – nie było to takie trudne, niektórzy traktowali asystentów na równi z woźnymi. Nawet gajowy miał tutaj wyższą pozycję, bo miał stały etat i nie musiał na każdym kroku udowadniać, że na niego zasługuje.
W pierwszym odruchu miał ochotę zapytać, co tutaj robi i przypomnieć, że jeśli chciała pogadać z kimś z kadry, powinna poprosić i poczekać na zewnątrz, zamiast jak gdyby nigdy nic wchodzić do środka. To, że Emily sama jest członkinią kadry, doszło do niego z opóźnieniem, ale na szczęście nie takim, by zdążył się skompromitować. Byli zabiegani, nie widzieli się często, a nawet jeśli mijał ją na korytarzu, zdawało mu się zapomnieć.
—
Emily — odezwał się miękko, trochę z ulgą, że nie musi nikogo strofować. Naprawdę nie przepadał za tą konkretną częścią tej pracy, być może przez to, że jeszcze niedawno sam był dość lekkomyślnym studentem. Zresztą cenił sobie wolność swoją i cudzą, nic więc dziwnego, że nie podobało mu się, że musiał stać na straży jej ograniczania.
—
Może powinnaś zacząć nosić tradycyjne tiary? Wtedy na pewno nie wezmą Cię za jedną z nich — zażartował, uśmiechając się lekko. Zdjął okulary, uznawszy, że i tak był to dobry moment na przerwę i krótko pomasował spiętą nasadę nosa. —
To miłe, że sądzisz, że jestem w stanie udzielić Ci wskazówek... ale obawiam się, że sam wciąż wiem niewiele. Wiesz, to takie dziwne, część osób, które pojawiają się na moich zajęciach, znam jeszcze ze szkoły. Kiedy zjawiłem się tu na samym początku i poszedłem na trening Krukonów, żeby przywitać się z Julią, myśleli że przyszedłem sprzedawać herbatę — parsknął na to wspomnienie krótkim, niezbyt głośnym śmiechem —
O, właśnie! Napijesz się? — przypomniał sobie nagle o swoich manierach i wskazał ręką na imbryczek, który miał przed sobą. Przyniesienie tutaj prywatnego serwisu do herbaty było jednym z lepszych pomysłów, jakie zdążył zrealizować w tej pracy. Zrobił na blacie trochę miejsca i przywołał do siebie drugą filiżanką z tego samego kompletu w błękitne kwiaty. W imbryczku wciąż znajdowało się wystarczająco dużo wiśniowego gryfa dla nich obojga.
—
Jak tam, miałaś już pierwsze zajęcia? — zagadnął ją, nalewając jednocześnie herbaty do jednej z filiżanek —
zastanawiam się, czy kiedykolwiek przyjdzie moment, kiedy przestaną mnie stresować — dodał, kręcąc lekko głową. Był kapitanem drużyny przez tyle czasu, umiał przecież przemawiać, kiedy było to potrzebne. Lekcje chyba też wychodziły mu nieźle, ale kosztowały go sporo stresu. Kiedy stawał przed drużyną, czuł w nich wsparcie. Ale na lekcjach nie potrafił pozbyć się wrażenia, że co najmniej kilka z osób na każdej z nich tylko czeka, aż powinie mu się noga.
@Emily Rowle