Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Archiwa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 12:30;


Archiwa


Dostęp mają tu jedynie pracownicy Banku po kazaniu specjalnej przepustki wydawanej przez Kontrolera Pozwoleń i Odmów. Znajdują się tu wszystkie archiwalne zaksięgowania oraz wypłaty ze skrytek, nieaktualne już tłumaczenia różnych umów i traktatów handlowych, miliony faktur, pokwitowań, aneksów, wszelkiej dokumentacji bankowej a także kilkadziesiąt bardzo starych ksiąg dotyczących artefaktów czarnomagicznych bądź bardzo rzadkich klątw. Nikt z zewnątrz nie ma dostępu do tej lokacji. Panuje tu głośna cisza, a wszelkie czynności należy wykonywać w białych rękawiczkach.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 12:47;

Wybiła godzina siódma rano, a George był w pracy. Wczorajszego wieczora z niej po prostu nie wyszedł bo pracował tutaj do bardzo, bardzo późna. Parę razy mu się to zdarzyło, a z racji piastowanego stanowiska nie wyrzucono go w porze zamknięcia banku. Zapewne inne osoby poza szefem z któregoś działów mogliby mieć problemy z tak długą pracą po godzinach. George nie miał innego wyjścia jak zarwać noc i siedzieć po uszy w księgach i dokumentacjach. Osobno od podwładnych otrzymał wyjątkowo paskudny przedmiot czarnomagiczny do diagnostyki. Złożoność artefaktu i zawiłość jego magii spędzała mu sen z powiek. W normalnych godzinach pracy jego koncentracja była burzona, niemalże jakby została potraktowana potężną Bombardą. Obecność jednego z podwładnych wytrącała go z transu ambitnego pracoholika dlatego też decyzje podejmował zdecydowanie wolniej albo o zgrozo, pochopnie, co w jego zawodzie było niewskazane. Nie potrafił zebrać wszystkich myśli i ułożyć informacji w spójną całość, a więc gdy tylko większość pracowników kończyła zmiany, on schodził aż tutaj, aby naprawić jakość swojej pracy i zwiększyć prędkość diagnostyki. Wiązało się to z ogromną ilością papierologii. Niegdyś żadna ilość dokumentów nie była w stanie go pokonać, a teraz… nie potrafił skupić myśli i wczytać się w drobne kaligraficzne pismo. Siódma rano, Bank otwarty już od godziny, a George siedział przy jednym ze stołów i opierał głowę o stos akt. Kompletował je całą noc, a gdy miał zabrać je już gotowe do swojego biura, to po prostu zasnął, leżąc oparty na teczkach. Nie był to zdrowy sen, a bardziej wyłączenie umysłu i ciała z funkcjonowania. Powinien od rana zabrać się za odbiór codziennej korespondencji… Zapewne ktoś, po wejściu do jego gabinetu, dostrzeże piętnaście niespokojnych sów czekających na atencję. Być może stary dobry Thorek, goblin z Biura Tłumaczeń, poinformuje jednego z rzeczoznawców, że zgubili szefa w archiwach, bo gdzieżby indziej miałby się znajdować? W swoim domu, z rodziną? Nie, Walker poświęcał życie pracy, a skoro trudno było mu się na niej skoncentrować kiedy Theodor znajdował się w pobliżu, tak zajmował tym po godzinach. W snach prześladowały go wydarzenia sprzed niespełna dwóch tygodni. Ilekroć spoglądał na chłopaka to słyszał jego słowa, wbrew swojej woli wspominał niektóre sceny, które powinny mrozić krew w jego żyłach, a nie ją rozpalać. Przez ten czas nieumyślnie odnosił się do niego chłodno. Rozważał nawet zwolnienie go - miał ku temu podstawy - lecz przecież obiecał dać mu szansę, a jego występku nie zamierzał rozgłaszać. Nie chciał narażać własnego nazwiska na szwank więc siedział cicho, milcząco przyglądając się czasem chłopakowi i zastanawiając o czym teraz myśli. W takim stanie ciężko jest wykonywać swój odpowiedzialny zawód dlatego czekał aż Kain pójdzie po prostu do domu bo dzięki temu jakimś cudem odzyskiwał własną koncentrację. Teraz przysypiał, z dwudniowym zarostem i lekko podkrążonymi oczami. Niebawem się ocknie i ruszy w kolejne dziesięć godzin pracy, aby dopiero wieczorem wrócić w końcu do Hogsmeade.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 13:44;

Nie pamiętał, by w którymkolwiek tygodniu swojej pracy w banku skompletował tak szeroki plik dokumentów, czy przygotował tak wiele zestawień statystycznych i analiz. Powinien wreszcie odpocząć, bo już od dłuższego czasu nie dawał swojemu organizmowi czasu na wytchnienie i właściwą, niezbędną dla zdrowia psychicznego i fizycznego regenerację. Zamiast tego harował jednak za dwóch, chcąc wynagrodzić swojemu szefowi wszystkie krzywdy, jakich się względem niego dopuścił. Będąc w pracy, nie pozwalał sobie nawet na krótką przerwę na kawę (za to wypijał co najmniej kilka dziennie w domu), a nawet po godzinach ślęczał nad opasłymi tomiszczami i nad listami otrzymanymi od różnego rodzaju instytucji uczestniczących w obrocie na czarodziejskim rynku. Nie dosypiał, całkiem uzależniony już od życiodajnej kofeiny, i niestety znów powrócił do palenia liści raptuśnika, a w skrajnych przypadkach również oprylaka, byleby uzupełnić wyczerpywalne niestety pokłady energii. Sińce pod jego oczami przybrały jeszcze ciemniejszego koloru, naczynka na twarzy pękały jedno po drugim i nic dziwnego, że w końcu zaczął wyglądać jak zombie.
Dobijało go jednak nie tylko zmęczenie, ale i zachowanie jego szefa. Jasne, był mu niesamowicie wręcz wdzięczny za to, że w ogóle zdecydował się przemilczeć temat tej nieszczęsnej afrodisii i że dał mu szansę na powrót do normalności. Nie potrafił jednak podejść obojętnie do tonu, z jakim się do niego odnosił. Chłodnego, mrożącego krew w żyłach. Walker był ostatnio wiecznie rozdrażniony, na każdą jego uwagę czy spostrzeżenie reagował jakby z niechęcią, co zdecydowanie utrudniało im współpracę. Do tego stopnia, że Theo zaczął się zastanawiać, czy po tym co się między nimi wydarzyło, w ogóle była ona możliwa. Próbował o tym nie myśleć, bo nie wyobrażał sobie swojego odejścia z banku, ale miał pewne obawy co do tego, czy George na pewno dotrzyma swojej obietnicy, czy jednak nie postanowi wyrzucić go na zbity pysk. Nie mogli przecież wiecznie funkcjonować w ten sposób - unikając swojego spojrzenia i traktując siebie nawzajem jak powietrze lub co gorsza, wrogów. Tylko się wykańczali…
Tego dnia w pracy zdążył zamknąć kilka spraw wyceny, więc ze stosem przewiązanych sznurkiem akt, udał się do archiwum, by odłożyć je na odpowiednią półkę. Wszedł do pomieszczenia bez pukania, bo i tak rzadko można było tu kogokolwiek spotkać. A jednak… przed jego oczami ukazał się nie kto inny, jak sam szef, który przysnął z głową rozłożoną w dokumentach. – George? – Mruknął najwyraźniej niezbyt głośno, skoro mężczyzna nawet się nie poruszył. Odłożył wpierw swoje akta tam, gdzie ich miejsce, a dopiero po tym podszedł do niego, układając delikatnie, nieśmiało dłoń na jego barku. – George. – Rzucił już bardziej donośnym i stanowczym tonem. – Nie możesz tak żyć. Tylko praca i praca. – Nie powinien go pouczać, skoro sam szprycował się wszelkimi dostępnymi w szarej strefie środkami, popadając w podobną do niego ruinę. Łatwiej było jednak dostrzec, że coś jest nie tak z drugą osobą, niż pomyśleć o swej własnej autodestrukcji. – Idź do domu… Świat się nie zawali, jeśli jednego dnia sobie odpuścisz. – Usilnie go przekonywał, nie zdając sobie nawet sprawy, że tym razem determinacja Walkera nie wiązała się wyłącznie z jego pracoholizmem, ale również i dekoncentracją w godzinach pracy, wywołaną tym, że znajdował się tuż obok niego. Jednocześnie za blisko i za daleko...
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 17:36;

Z reguły kiedy dopadał go stres to jeszcze intensywniej rzucał się w wir pracy, bo tam odnajdywał ukojenie w słodkim zapomnieniu. Obecna sytuacja była jak najbardziej wskazana ku temu, aby jednak zatarcić się w zawodzie jak tylko to możliwe. Myśli same się wówczas układały, emocje podporządkowywały umysłowi, a teraz gdzie miał uciec? To jego nawiększy nałóg i nagle przestał pomagać bowiem źródło tego stresu bądź rozdrażnienia kwalifikowało się w codzienne z nim obcowanie. Mógłby skierować Theodore'a pod opiekę innego rzeczoznawcy. Posiadał tę możliwość, wystarczyłoby wykonać parę podpisów, wysłać listy, poczekać na odpowiedź i problemz głowy. Zawsze jednak znajdował powód, aby odłożyć to na później. Nigdy nie miał na to czasu, a przecież przymierzał się do tego. Cały czas powtarzał sobie, że to zrobi, ale niech tylko skończą badania nad danym przedmiotem i wtedy... wtedy... wtedy...
Stanowczy głos i ciężar na ramieniu wyciągnął go ze snu. Podniósł gwałtownie głowę i zaspany czym prędzej pozakrywał rękoma arkusze jakby upewniając się, że są na miejscu. - Tak, już, chwila. - odchrząknął, przetarł twarz, poprawił się na krześle i rozejrzał za źródłem pobudki. - W czym mogę...Theo. - podniósł głowę odnajdując stojącego nad ramieniem chłopaka, który wyglądał jak pół kroku od śmierci. Przypomniał mu się powód takiego zarywania nocy, a gdy uzmysłowił sobie, że ciężar jego ręki nie jest mu obojętny, zmarszczył brwi. - Przede wszystkim przypominam o formalnościach, panie Kain. - przywołał go do porządku wszak byli w pracy, a na początku tego nieszczęsnego piątkowego wyjścia nakreślił wyraźnie granicę. Oczywiście wszelkie zostały przekroczone i nie powinno być odwrotu jednak znajdowali się w banku, a to był teren neutralny i nie było miejsca na poufałości. Tak to sobie powtarzał. - Z naszej dwójki, panie Kain, to ja mogę wysłać kogoś do domu, nie pan. - zaznaczył i zaczął zwijać akta, z niemożliwym opóźnieniem podnosząc się do pionu, aby sprowokować jego dłoń do opuszczenia ramienia. Próbował być na to obojętny, a to przypominało o zirytowaniu na chłopaka - źródła aktualnych wszystkich problemów. Postanowił wyżyć się na nim, bo przecież to jego wina, prawda? Wyprostował się i skierował przodem do podwładnego. - Aktualnie zajmujemy się przedmiotem o zdolnościach wysyania witalności i Merlin wie czego jeszcze, a pan przychodzi do pracy w stanie wskazującym na chorobę bezsenności. - ach, ta formalność i zakamuflowane opieprzanie go za zaniedbywanie snu. Tak, był hipokrytą choć nigdy nie doprowadził się do takiego stanu jak sam Kain. - Wystarczy jeden pana błąd w trakcie badań, a w takim stanie kontakt z tym przedmiotem skończy się dla pana pewną śmiercią zamiast silnym zmęczeniem. W takim razie zostaje pan odsunięty od tych badań do czasu wyspania się. - tak, to była pewnego rodzaju złość, którą w niego wycelował. Między wierszami wplatał inne wiadomości, a jego spojrzenie (choć powinno być lodowate) stało się nader wymowne jakby zamierzał zaraz zapytać "czy ty człowieku w ogóle śpisz?" - Jeśli coś się panu stanie pod moim protektoratem... - nachylił się w jego kierunku - ...to ja będę za to odpowiadać. Weź wolne. - szczerze mówiąc i sam zamierzał wyjść dzisiaj wcześniej odpocząć. Ochrzaniając Theo uzmysłowił sobie wagę badanego przedmiotu, a co za tym idzie też będzie musiał udać się na pełnoprawny odpoczynek. Rozmasował swój kark i oparł się o stół. - Cały zespół musi się wyspać. - dodał już swoim nieformalnym tonem, przyznając mu poniekąd rację co do konieczności wyspania się.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 18:22;

Wielokrotnie wyrzucał już Walkerowi jego zbytnie przywiązanie do pracy, a może sam powinien się zastanowić, czy nie dotykają go podobne przywary, dla których zawsze odnajdywał przecież odpowiednie wytłumaczenie. Zapieprzanie w pierwszych tygodniach pracy? Był nowy, musiał się pokazać swoim przełożonym z jak najlepszej strony. Teraz z kolei harował za dwóch, chcąc jakoś załagodzić swoje wcześniejsze, paskudne zachowanie względem szefa. Tylko czy aby na pewno problem nie sięgał głębiej? Od dawna już rezygnował ze snu kosztem swojego zdrowia, przedkładał swoje ambicje ponad prywatne plany i poza małymi wyjątkami, wolał spędzić wieczór przed stosem akt niż spotkać się ze znajomymi i chociaż trochę się rozerwać. Poczucie obowiązku i nienaturalna determinacja w dążeniu do celu trawiły go od środka, a on sam chyba powoli przestał zauważać, że coś jest z nim nie tak i że jeśli nie prześpi chociaż kilku całych nocy, do samego poranka, to nawet liście oprylaka mogą w jego przypadku zdać się już na niewiele. Obaj powinni się wreszcie ogarnąć.
Spoglądał na niego, jak wybudza się z tej ewidentnie niezaplanowanej drzemki, ale nie odsunął swej dłoni. Nie wiedział dlaczego. Nie zrobił tego nawet wtedy, kiedy mężczyzna zmarszczył brwi i nieco bardziej już przytomny, przypomniał mu o tych wszystkich uprzejmych, grzecznościowych formach, do których powrót wcale nie był taki łatwy. Nie chciał mu się przeciwstawiać, zwykle starał się pilnować sposobu wypowiedzi, ale dzisiaj, pod wpływem impulsu, znów odezwał się do niego jak do kolegi. – Przepraszam, panie Walker. – Mruknął posłusznie, ale nie mógł jednocześnie powstrzymać cichego, zgryźliwego westchnięcia, które mimowolnie wydobyło się z jego ust. To wszystko brzmiało przecież tak sztucznie. Nie dało się ot tak, po prostu, wrócić do tego, co było. Co więcej, przez te ostatnie dni miał wrażenie, że George momentami przesadnie się na nim wyżywa. Oczywiście po tym, co mu zrobił, miał do tego moralne prawo, ale powiedzmy sobie szczerze, to było bolesne, kiedy co rusz traktował go spojrzeniem swoich chłodnych oczu i całym sobą zaznaczał, jaki to Theo nie jest mu obojętny.
Odsunął rękę, kiedy jego podwładny poderwał się do pionu, ale nadal patrzył na niego z pewnym smutkiem i rozczarowaniem. – To nie jest żadna bezsenność, szefie. – Próbował wtrącić, bo mężczyzna właśnie dobitnie ocenił jego stan, nie dając mu się nawet nijak wytłumaczyć. Z drugiej strony może to i lepiej, że ktokolwiek w ogóle zwrócił mu uwagę, nawet jeśli wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków miało dotrzeć do niego z opóźnieniem. Póki co zdawał się lekceważyć wszelkie oznaki zmęczenia, na siłę utrzymując swój organizm w stanie bezustannej gotowości do działania. Obruszył się za to dopiero, kiedy szef postanowił go odsunąć od badań nad niezwykle interesującym artefaktem. – Nie no, proszę Cię, nie możesz mnie teraz za wszystko karać. Ja naprawdę staram się, żeby... – ...wszystko było w porządku. Zaczął protestować, znów zapominając całkiem o tym, pieprzonym formalizmie i niepotrzebnie dając się unieść emocjom. Szkoda tylko, że nie doczekał końca jego wypowiedzi, po której wiedziałby, że to nie żadna złośliwość z jego strony i że George każe mu się jedynie porządnie wyspać. Zresztą nawet spojrzenie szefa zdawało mu się obecnie nieco łagodniejsze niż wcześniej.
Wyprostował się, gdy ten nachylił się w jego kierunku, upominając jedynie samego siebie w duchu, żeby przypadkiem nie zrobić niczego głupiego. Już to zrobił, kiedy zwrócił się do niego wcześniej z wyrzutem. – Dobrze, wezmę wolne. – Poddał się, bo wiedział, że i tak nic nie wskóra. Poza tym czuł, że powinien się zgodzić. Powieki same nieraz opadały, a jego ciało wręcz wołało o pomoc. Potrzebował tego krótkiego „urlopu”. I snu, przede wszystkim snu. Mimo tego nie ruszył się na razie z miejsca, opierając się bokiem o drewniany regał. – Ale nie odsunie mnie szef, prawda? – Dopytał najpierw raz jeszcze z błagalną nutą w głosie, zdając sobie sprawę z tego, że jego pytanie mogło wybrzmieć dwuznacznie. Na pewno wybrzmiało. – Naprawdę chciałbym się pochylić nad tą sprawą. – Dodał więc gwoli ścisłości, chociaż chyba zaczynało mu doskwierać to, że nieprzerwanie omijają temat ich wzajemnych relacji. Na początku myślał, że to wygodne rozwiązanie, ale dość szybko okazało się, że nie sposób udawać, że nic takiego się nie wydarzyło, o czym świadczyć mogło zresztą to, jak niesprawiedliwie traktował go sam Walker. Przecież obiecał mu już, że złoży wieczystą przysięgę… Myślał, że ta obietnica wszystko załatwi, a jednak dalsza współpraca dla nich obu wydawała się koszmarną katorgą.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 18:43;

To takie ludzkie chcieć się wyżyć na kimś za wyrządzoną krzywdę. Fakt faktem chyba trochę przesadzał, ale w chwili obecnej nie był aż tak obiektywny. Miał mętlik w głowie i to wszystko przez tego chłopaka. Wywołał w nim chaos, a teraz rzutowało to na efektywność pracy. Nie cierpiał niedociągnięć, a sam je teraz popełniał bo niczym nastolatek nie mógł się skoncentrować. Zarzucił go więc formalną tyradą ale co chciał tym udowodnić? W archiwum znajdowali się tylko we dwóch, nie mieli żadnego towarzystwa, a więc nie musieli bawić się w formalności skoro zostały one zdjęte w chwili kiedy... wydarzyło się to, co się wydarzyło.
- Skoro to nie jest bezsenność to co? Wygląda pan jak pół kroku od śmierci. - zarzucał mu zaniedbanie i jak na złość ubierał to wszystko w formalne słowa, niczym dziecko, które uczepiło się jednej rzeczy i nie chciało puścić, mimo że bolało. Dłonie George'a zadrżały kiedy Theo tak emocjonalnie zareagował i nazwał jego ostatnie zachowanie karaniem go za wszystko. Powieka mu drgnęła bowiem chłopak dobrze to odczytał. Na wpół świadomie karał go za brak własnej koncentracji. Szukał kozła ofiarnego, który zbierze manto za własne niepowodzenia. Czyż Theo nie uczynił tego samego (choć w zdecydowanie brutalniejszej formie)? Nabrał powietrza do płuc, aby uspokoić skołatane nerwy jednak nie szło mu to tak łatwo jakby sobie tego zażyczył. Posłał mu gniewne spojrzenie tuż po tym gdy wyczytał tę dwuznaczność. - Powinienem odsunąć cię od asystowania mi, bo nie mogę się przez ciebie skoncentrować. - rzucił brutalną szczerością, ale nie miał w głosie agresji. Rozmasował palcami zamknięte powieki. - Minęły prawie dwa tygodnie i mam wrażenie, że cały czas jestem zatruty. - z początku nie zorientował się jak to zabrzmiało. W tych słowach była głębia, którą w chwili obecnej Theo mógł odczytać w prawdziwy sposób. Sam Walkier nie pojął jeszcze wagi tego, co właśnie wyznał. - Negatywnie wpływasz na moją efektywność w pracy, a to jest niedopuszczalne. Nigdy bym nie przypuszczał, że po tym eliksirze powikłania mogą trzymać się tak długo... i nic nie jest w stanie tego zaleczyć. Będę musiał cię przekierować pod inny protektorat. - te ostatnie słowa wypowiadał z lekkim grymasem twarzy bowiem wielkich zmian nie lubił, a sprawdzone osoby wolał trzymać blisko, jednak mówił prawdę - pracował gorzej przez Theo, bo cały czas te wszystkie sceny wracały w snach. Podniósł na niego wzrok. - Nie podoba mi się ten pomysł, ale będę musiał to zrobić. - teraz też nie kłamał, mówił prosto z serca, które teraz miało nie lada zagwozdkę. Zacisnął palce na brzegu stołu, o który to się opierał.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 19:45;

Pragnienie wyżycia się na jego osobie, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, oczywiście było ludzkie i zrozumiałe i pewnie trudno byłoby nawet zarzucić Walkerowi przesadę. Większość facetów na jego miejscu prawdopodobnie potratowałoby go jeszcze gorzej, obijając mordę na kwaśnie jabłko i wyrzucając z pracy na bruk. Mało kto zdecydowałby się pewnie tylko na zgłoszenie jego występku do biura aurorskiego tylko i wyłącznie z uwagi na swój własny komfort psychiczny i poczucie wstydu. Teoretycznie pojmował więc zachowanie swojego szefa. Bez marudzenia przystawał również na wszystko to, czego mężczyzna od niego oczekiwał. Wypowiadał, choć z niesmakiem, formalne, grzecznościowe zwroty i kłaniał się uprzejmie na jego widok, ale niestety miał też swoje uczucia i granice, a z czasem coraz trudniej znosił to jego chłodne, obojętne podejście. Nic dziwnego, że w końcu wybuchnął i wygarnął mu co o tym wszystkim myśli. Przecież nie chodziło wyłącznie o pracę nad artefaktem, nawet jeśli sam próbował sobie tak wmówić.  
- Sumienność i obowiązkowość, szefie. – Odparł na jego słowa, ale nie wybrzmiał wcale wiarygodnie, wręcz ironicznie. Tym razem sam miał tego świadomość i nie pomagało mu nawet drżenie powiek, a już tym bardziej pełne gniewu spojrzenie towarzysza. – Naprawdę staram się, żeby wszystko było w porządku, okej? – Wkurzał się. Właściwie teraz tym bardziej chciał mu wygarnąć wszystko to, co myśli i czuje, nie zważając wcale na konsekwencje, bo przecież w takich warunkach i tak nie dało się pracować. Zanim jednak zdążył sobie poukładać w głowie jakikolwiek składny plan wypowiedzi, Walker go wyprzedził i trzeba przyznać, że zrobił to na tyle szczerze, że tym samym wprawił go w niemałe zakłopotanie. Przez to kompletnie zapomniał, co miał powiedzieć, za to na jego twarz mimowolnie wdarł się delikatny, nieco rozbawiony uśmiech, bo chyba zaczął łapać, dokąd George zmierza. Wiele ryzykował tą impertynencką reakcją, ale chyba nie miał już nawet siły dłużej się ukrywać. Kontrolę nad nim w pełni przejęło wyraźne poczucie satysfakcji, bo najwidoczniej mężczyzna nie był w stanie pozbyć się go ze swojej głowy, a to świadczyć mogło tylko o jednym… że miał rację.
Słuchał go uważnie, ale tylko czekał, by wytknąć mu ten jeden logiczny błąd, który popełni w swym potoku myśli. Wiedział, że może takiego oczekiwać, bo już wcześniej dostrzegał w zachowaniu Walkera wiele sprzecznych ze sobą emocji. – Mógłbym przeprosić, że przeze mnie nie jesteś w stanie skupić się na swojej pracy, ale wybacz, że tym razem jednak sobie odpuszczę. – Prowokował go niemiłosiernie, już nawet nie siląc się na te przesadzone i sztuczne uprzejmości. Było na nie za późno, a poza tym miał dosyć pilnowania każdego swego słowa czy gestu. Brakowało mu tej naturalności. – Wiesz, że powikłania nie utrzymują się tak długo, prawda? – No i znalazł tę swoją zaczepkę, ale nadal nie podchodził bliżej, by nie kusić losu i nie chwytać wnerwionego byka za rogi. – Po czasie, ale trochę się doedukowałem. – Rzucił śmiało, odnotowując, że to on zdobył punkt w tym rozegraniu. Inna sprawa, że pewnie nie powinien się z tego nadmiernie cieszyć, skoro to nadal George pozostawał jego szefem i tak naprawdę mógł brutalnie zadecydować o jego losie. Nie mógł jednak pozostawać jedynie marionetką w jego dłoniach.
- Jesteś pewien, że chcesz ze mnie zrezygnować? – Nadal stał w tym samym miejscu, ale wymownie przekręcił głowę, zawadiacko unosząc prawą brew. – I jak mniemam… nadal jesteś pewien co do tego, że wolisz milczeć jak grób, hm? – Nie dopowiedział o co mu chodzi, ale przecież było to nad wyraz oczywiste. Mężczyzna przez cały ten czas nie wspomniał ani słowem o niczym, co miałoby związek z nimi, z tym co się pomiędzy nimi stało, a sprawiło, że nie potrafili nawet wytrzymać ze sobą zbyt długo w jednym pomieszczeniu. Nawet jeśli Walker przebywał w jego towarzystwie, rozmawiał z nim wyłącznie o pracy i to na niej starał się koncentrować… jak widać nie do końca zresztą skutecznie. Theo czuł, że Walker sam siebie oszukuje, ale tego akurat otwarcie mu nie wypomniał. Już raz się co do niego pomylił, więc tym razem wolał sobie pozostawić pewien margines błędu.
Kurwa, chyba znowu trochę się zagalopował, ale dotarło to do niego ze znaczącym opóźnieniem i nie miał nawet pomysłu jakim cudem z tego wybrnąć. – Powiedz mi czego chcesz. Chcesz, żebym złożył wypowiedzenie? Oszczędzę Ci kłopotów. – Kolejny już raz nagle przybrał defensywną postawę, ale tym razem nie był już co do niej tak mocno przekonany. Walczyć? Nie walczyć? – Jeśli przebywanie ze mną w jednym miejscu faktycznie Ci nie służy… – Westchnął głośno, nie chcąc kończyć, że „tak będzie lepiej”. Prawdę mówiąc, nawet jeśli przeginał, nawet jeśli przekraczał wszelkie granice, tak nadal w duchu liczył na to, że Walker go powstrzyma. Może i bezczelnie testował jego cierpliwość, ale ktoś musiał to wreszcie powiedzieć, nawet jeśli jemu nie do końca wypadało zaczynać.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 20:10;

Wstyd przyznać lecz ze sporym opóźnieniem zauważył zwiększone zaangażowanie swojego podwładnego. To chyba jakiś syndrom zapracowanego szefa, który wykazuje zainteresowanie tylko wtedy kiedy pracownik coś sknoci. Sęk w tym, że George aż takim gburem nie był. Doceniał sumienność i pracowitość jednak dekoncentracja zaburzyła wiele warstw wieloletnie budowanego spokoju. Musiał posprzątać ten bałagan w sobie, aby wrócić do równowagi. - Nie mówię, że się nie starasz. - mruknął z przekąsem. Tyle z tej wymuszanej formalności skoro są tu sami. Usilnie starał się nie zwracać uwagi na ten fakt, choć z drugiej strony gdyby nie to, to nie zdradziłby swoich odczuć. Musiał w końcu je komuś powiedzieć, ale tylko wtedy kiedy ten ktoś byłby w stanie to zrozumieć. Najbliżej mu do Theo jak zwykle. Dostrzegał wkurzenie chłopaka, zatem uniósł wyżej podbródek i patrzył prosto w te wściekłe oczy. Sprawdzał na ile Kain sobie pozwoli w okazywaniu tego gniewu. Nie czuł się winien wywołania tej złości bo i sam był przezeń trawiony tylko okazywał ją chłodnymi słowami czy próbą wymuszenia formalnych zwrotów grzecznościowych. Nie zrozumiał tego uśmiechu, a więc spiął ramiona i zgiął ręce w łokciach jakby przygotowywał się do defensywy. To ułożenie ust miało w sobie zbyt wiele satysfakcji - tak wiele, że zwątpił czy dobrze robi mówiąc o tym jak Theo zaczął mu przeszkadzać. Nie spodziewał się przejawu zadowolenia. - To nie jest ani zabawne ani nie stanowi powodu do dumy. - odezwał się ostrzej niż zamierzał, ale i tak chłopak utrzymywał na sobie ten uśmiech, co chwilę później udowodniło George'owi jego błąd. Kiedy tylko zdał sobie z tego sprawę aż na moment znieruchomiał, a potem zaklął pod nosem. - Dlatego powiedziałem, że "mam wrażenie", a nie, że jestem przekonany, że to powikłania eliksiru. - próbował się wybronić doczepiając się zwrotu początkowego jednak to nie zmieniało faktu, że wpadł w coś pomiędzy zażenowaniem a zakłopotaniem, a i może namiastką zawstydzenia. Jakby nie patrzeć, właśnie przyznawał na głos, że nie może zapomnieć o tym, co między nimi zaszło; to dlatego nie poruszał tego tematu, naiwnie wierząc, że zostanie zamieciony pod dywan i nigdy do tego nie wrócą. - Czy ty, na litość Merlina, mnie słuchasz? - zapytał już z nutą zniecierpliwienia bowiem skoro "stracił punkt" w ich rozmowie to idealnie się to składało na nerwowość. Jasno nakreślił, że nie chce go odsuwać, ale powinien. Musiał się tylko za to zabrać, a wierzył, że rozmowa na ten temat utwierdzi go w słuszności decyzji. Sęk w tym, że nie bardzo mu to wyszło, bo Theo reagował w różnorakie sposoby, których nie dało się przewidzieć nawet w najmniejszym ułamku. Stłumił jęk kiedy powrócił ten omijany szerokim łukiem temat. - A co zamierzasz w tej sprawie jeszcze powiedzieć? Układałem to sobie w głowie, ale dalej nie rozumiem czemu na to pozwoliłeś skoro mogłeś mnie powstrzymać. - nie nazywał rzeczy po imieniu, nie oczekujmy aż takich szaleństw. Nie rozumiał względnie prostej rzeczy, bowiem nigdy nie brał jej pod uwagę. Zacisnął palce w pięść i uniósł je do swoich ust. Zapytanie Theo wywołało w nim irytację (jak wiele małych rzeczy w ciągu ostatniego czasu). - Zostajesz w biurze, ile razy mam ci to powtarzać? Jeszcze raz mi to zasugerujesz a pomyślę, że praca w banku już ci się znudziła. - podsunął subtelną groźbę, że niedługo w tej kwestii cierpliwość może się skończyć. Nie chciał go zwalniać, już sobie to wyjaśnili i choć ten mu przeszkadzał to czyż nie widział, że George próbuje znaleźć inne rozwiązanie? Starał się go przenieść do innego rzeczoznawcy i jednocześnie umożliwić chłopakowi dalsze rozwijanie kariery zawodowej. - Nie... a niech to, nie o to chodzi. - już sam nie wiedział co ma z tym zrobić. Odwrócił się do niego plecami po to, aby oprzeć knykcie o blat stołu i pochylić głowę. Oddychał powoli, aby uspokoić wzburzone emocje. Tylko zdystansowanie pozwoli znaleźć porozumienie.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 21:14;

Nieważne, że gotów był się zajechać i wcisnąć na swoje barki jeszcze większy stos obowiązków, byleby tylko zwrócić na siebie jego uwagę i sprawić, że ten znów spojrzy na niego tak samo, z uznaniem i czającą się gdzieś niby to nieświadomie sympatią. Walker najwyraźniej nie chciał tego dostrzec, w tym samym czasie próbując go odsunąć jak najdalej od siebie, ale i zatrzymać go u swego boku. Tyle, że nie dało się zjeść ciastka i mieć ciastka, w końcu trzeba było się na coś zdecydować. Theo nawet nie wiedział jak skomentować jego wypowiedź. Nie mówię, że się nie starasz… ale… Po takim stwierdzeniu zawsze występowało to cholerne „ale”, a nawet jeśli teraz nie wybrzmiało ono głośno, wystarczył mu ten jego pomruk z nieskrywanym w ogóle przekąsem. Mógłby poprzysiąc, że o ile wcześniej starał się uwzględnić to, że również i George z pewnością zmaga się z niemałym bałaganem w głowie, tak teraz najzwyczajniej w świecie miał ochotę go zamordować, co zdecydowanie utrudniało utrzymanie emocji na wodzy. – Zgoda. Nie jest. – Odpowiedział jeszcze ze spokojem, ale czuł, że cały aż wrze od środka i niewiele brakowało, żeby za chwilę całkiem dał się ponieść tej fali gniewu wzbierającej się w jego sercu. – I co, myślisz, że to cokolwiek zmienia? – Wzruszył lekceważąco ramionami, bo aż nie dowierzał tym marnym próbom odwrócenia kota ogonem. A jednak niemal bezgłośnie prychnął pod nosem, rozbawiony jego zachowaniem, bo musiał przyznać, że to czepianie się jednego słowa czy zwrotu pasowało do niego jak diabli, podobnie zresztą jak próba wymuszenia powrotu do tych grzecznościowych zwrotów i naiwna wiara w to, że wtedy ich relacja cofnie się do momentu wyjścia. Gdyby tylko się dało, sam wcisnąłby przycisk przewijania, ale świat tak nie funkcjonował i trzeba było wreszcie się z tym faktem pogodzić.
Słychać było, że w głos Walkera wkradła się nuta zniecierpliwienia i podenerwowania. Poza tym przecież nie wzywałby imienia Merlina nadaremnie, co oznaczało dla Kaina jego jedynie tyle, że jego prowokacja podziałała, a George ostatecznie pogubił się w tym, co chciał mu przekazać. Prawie zaliczył kolejny punkt na swoje konto, kiedy nagle jego przełożony postanowił go czymś zaskoczyć i odbić rzuconą w jego kierunku piłeczkę. Tym razem to Theo nie potrafił odnaleźć właściwej odpowiedzi, bo nawet jeśli tak śmiało zainicjował obecną dyskusję, to chyba sam miał opory przed nazwaniem rzeczy po imieniu i otwartym wyznaniem swoich uczuć. Zawsze je miał. Milczał więc uparcie i odwrócił nawet na chwilę głowę, by skupić wzrok nie na nim, a na grzbietach najbliższych jego oczom aktówek. Powrócił do niego dopiero wtedy, kiedy do jego uszu dobiegł jego poirytowany ton. Zdecydowanie wolał już ten poirytowany ton niż chłodną obojętność, z którą podchodził do niego ostatnio nazbyt często. - Nie znudziła mi się. Wręcz przeciwnie. Chciałbym poznać ją jeszcze lepiej. – Wydawać by się mogło, że podkulił ogon, godząc się na remis, ale nie taki był jego cel. – Wiesz w czym problem? To podobnie jak z Tobą. Ty też mi się nie znudziłeś i chciałbym… – Znów przerwał, jakby przyznanie się do tego, że potrzebuje jego dotyku, że pragnie jego ust, a nawet tej lodowatej ściany pod jego prysznicem, miało sprawić, że wydarzy się coś piekielnie złego. Po prostu nie potrafił powiedzieć tego na głos w obawie, że tylko się zbłaźni. – I bynajmniej nie mówię tu o marnych próbach niszczenia Twojej kariery. – Wolał zakończyć to w ten sposób. Było to o wiele bardziej komfortowe, nawet jeśli i tak całym sobą zdradzał, do czego niebezpiecznie zmierza. Ostatecznie zabrakło mu jedynie odwagi, by się do niego zbliżyć i  pokazać prostym gestem, jak bardzo się myli. Być może wystarczyłoby tylko tyle, by rozjaśnić ten upierdliwy stan zawieszenia utrzymujący się między nimi.
To właśnie wtedy Walker odwrócił się, opierając dłonie o blat i zwiększając jeszcze dystans pomiędzy nimi, a to z kolei zadziałało na niego jak czerwona płachta na byka, bo przecież już od paru minut odnosił wrażenie, że jego słowa tylko odbijają się od ściany. – A teraz jeszcze odwracasz się do mnie plecami… – Skwitował zjadliwie, bezradnie rozkładając dłonie, po czym przeszedł kilka kroków w kółko, tylko po to by ostatecznie i tak oprzeć się o ścianę prawym butem i plecami; ręce ukrył zaś w kieszeniach spodni.– Lubisz uciekać od problemów, hm? Z rodziną było podobnie? – Przeklął w duchu, słysząc co właśnie dobrego narobił. Zmęczenie wzięło nad nim górę i kompletnie przestał nad sobą panować. Znowu przestał nad sobą panować. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że powinien jednak zadbać o odpoczynek, bo przy tak dużym wyczerpaniu organizmu nerwy szargały nim ze zdwojoną siłą, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że niezamierzenie strzelił sobie w kolano. – Wybacz, nie chciałem tego powiedzieć… – Zaczął się gorączkowo tłumaczyć, ale niestety nie mógł nijak wycofać swoich słów.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptySro 7 Lip - 22:17;

Trzymał złość tuż pod skórą i pilnował, aby nie przejęła nad nim zbyt wielkiej kontroli. Starał się ochłonąć lecz jak odzyskiwać spokój kiedy główny bodziec niepokoju znajduje się na wyciągnięcie ręki? Miał nadzieję, że ta rozmowa ułatwi dalszą współpracę i rozrzedzi wytworzone między nimi burzowe chmury. Miał świadomość, że nie ułatwiał porozumienia jednak im dłużej nie rozmawiali na ten temat tym więcej złości wobec niego czuł. To nie był tylko żal i wyrzut, ale właśnie złość, bo nie pamiętał już jak można wrócić do tego stanu sprzed tamtego piątku. Potrząsnął głową lecz nie odpowiedział już na jego pytania. Cokolwiek by teraz powiedział, nie zmieni to nic. To dało mu do myślenia i może czas przestać się oszukiwać? Prawdą jest, że przeklęta afrodisia zmusiła go do czynności, po które na trzeźwo nigdy by nie sięgnął. Kłamstwem jednak jest myślenie, że długi czas później dalej ona na niego działa. Teraz ma przed sobą swoje własne odczucia, a one jasno komunikują, że nie pogodził się z tym, do czego między nimi doszło, ale też tkwiła w nim ciekawość czy poczuje to samo, jeśli go dotknie inaczej niż powinien. To go zżerało od środka, dlatego go karał swoim chłodem i surowością, jednocześnie wywołując w nim coraz więcej frustracji. Nie bał się jego gniewu, być może nie traktował tego tak poważnie jak powinien. Co taki chłopak mógłby mu zrobić? Zniszczyć karierę, zaburzyć spokój życia... Nigdy więcej nie powinien lekceważyć żadnego, nawet najmniejszego błysku w jego niebieskich oczach. - Dajesz mi sprzeczne komunikaty. - wtrącił się kiedy ten zasugerował chęć poznania zawodu i rozwijania się w nim. Nie spodziewał się jednak takich słów, których siłę spustoszenia można porównać do wlewającej się do żył lawy. Momentalnie przez jego kręgosłup przebiegł iście piekielnie gorący dreszcz, który rozszerzył jego źrenice. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy popatrzył na jego usta, które nie dokończyły myśli. Nie musiały. Mimo wszystko poznał go na tyle, aby wiedzieć, że George dopyta. - ... chciałbyś...? - usłyszał swój cichszy, słaby głos kiedy domagał się namacalnej odpowiedzi, choć przecież widział na jego twarzy o co chodziło. Ślepiec by to spostrzegł. Skrzywił się na wspomnienie o niszczeniu kariery. To drażliwy temat i myślał, że czuje się niekomfortowo przy rozmowie o tak intymnych sprawach. Theodore postanowił udowodnić mu, że można czuć się znacznie gorzej, jeśli tylko rozmówca się o to postara. Odwrócił się do niego plecami po to, aby ochłonąć, a to zostało odebrane jako atak. Nie było nawet czasu zastanowić się nad niczym innym bowiem jego zjadliwe słowa trafiły w najczulszą stronę jego serca. Ze świstem wciągnął powietrze do płuc i gwałtownie odwrócił się w jego stronę, jeszcze szybciej pokonując dzielącą ich odległość i tym samym od razu łapiąc go za kołnierz koszuli. Na twarzy miał wymalowaną furię, która ledwo co mieściła się w napiętej szczęce i ustach, a w oczach za tymi soplami lodu odbijał się ból. Rozstanie z żoną i dzieckiem stanowiło dla niego bardzo wrażliwy temat. Nigdy nie wybaczył sobie, że ich zaniedbał. Nigdy nie wybaczył sobie, że nie potrafił naprawić tej relacji. Nie wybaczył sobie, że spowodował w swym jedynym dziecku powód do nienawiści. To jego grzechy, z którymi żyje od wielu lat. To jego demony, które zawsze za nim będą podążać. To powody dla których stara się otwierać na młodzież po to, by nauczyć się z nimi przebywać i tym samym któregoś dnia nauczyć się rozmawiać z własnym dzieckiem. A taki Theodore Kain postanowił mu to wszystko bezprawnie wytknąć. Być może miał sporo racji, ale subtelności ni knuta. Miał ochotę go uderzyć, ale cały czas w pamięci miał jego krzyk, tamtej nocy, kiedy ból osiągnął apogeum. - Wynoś się. - nie będzie uciekać z pomieszczenia. To Theo ma stąd odejść. - Nie będę dwa razy powtarzać. Jeśli zaraz stąd nie wyjdziesz, pożegnasz się z awansem. - wycedził groźbę, którą był w stanie zrealizować od ręki. Dostał już opinie innych rzeczoznawców, którym Theo wcześniej podlegał i na tej podstawie mógłby go awansować, ale czekał na odpowiedni moment. Teraz łatwo go zaprzepaścić. Wzrokiem nakazywał mu odejść, zapominając, że najpierw wypadałoby cofnąć rękę i go puścić.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptyCzw 8 Lip - 2:10;

Jedna poważna i szczera rozmowa z pewnością mogłaby ułatwić im współpracę, jak i rozjaśnić sytuację zaistniałą pomiędzy nimi, gdyby nie to, że obaj podchodzili do niej skrajnie wręcz nieudolnie. Mieli ze sobą coś wspólnego, obaj nie umieli mówić o uczuciach. George wszystkie targające nim emocje skrywał głęboko w sobie, w ogóle nie pozwalając im wypłynąć na wierzch. Theo dał się nim z kolei porwać, ale nawet mimo tego, że próbował zainicjować starcie, wymusić jakieś porozumienie, nie potrafił tak otwarcie i precyzyjnie określić tego, co leżało mu na sercu. Kiedy tylko zaczynał dryfować po niebezpiecznych dla siebie samego tematach, nagle się wycofywał, chyba w nadziei, że Walker przejmie po nim stery. Zapomniał jednak, że nadzieja była matką głupich, a jego szef w kwestiach towarzyskich czy emocjonalnych był oporny do granic możliwości. Wolał karać go chłodnym spojrzeniem szmaragdowych oczu, surowym tonem i tak zobojętniałym podejściem, zamiast przyznać, co takiego zżera go od środka i nie daje mu skoncentrować się na zawodowych obowiązkach. Kain nie był przecież głupi, domyślał się, ale czekał na sygnał, nie wiedząc w jaki sposób zasugerować mu, żeby wreszcie poddał się swoim instynktom. Walka z nimi na dłuższą metę nie miała bowiem najmniejszego sensu.
- Poważnie. I Ty mi mówisz o sprzecznych komunikatach. Po prostu nie wierzę. – Świetnie się dogadali, nie ma co. Każdy z nich skupiał swoją uwagę na innym, nic nieznaczącym szczególe, za to obaj działali w bardzo podobny sposób. Wystarczyło, że atmosfera choć trochę się zagęściła, a już szukali dogodnej dla siebie drogi ucieczki. Zdawało się, że byli już blisko, tuż o krok od wypowiedzenia na głos tego, co podpowiadały ich ciała. Wszak Walker na pewno wiedział o co dokładnie wypytuje. A Theo… patrzył mu prosto w oczy i już zbierał się do otworzenia ust i wyznania swoich grzechów. Naprawdę niewiele brakowało, by chociaż jeden z nich skusił się na odwagę, przypomniał o subtelnym dotyku, magii wędrujących po skórze pocałunków i uczuciu uderzającego gorąca, którego warto byłoby znów choć raz skosztować. Chłopak chciał to zrobić, bo czuł, że również jego przełożony traci grunt pod stopami i gotów jest ulec jego sile perswazji. Słyszał przecież jego cichszy, słabnący głos, w którym czaiła się nuta niepewności i łagodności. Niestety zanim się odważył, George odwrócił się do niego plecami, jakby chciał uciąć jakąkolwiek rozmowę na ten temat. Tym razem Kain zaś błędnie odczytał jego reakcję, nie dopuszczając do siebie myśli, że mężczyzna po prostu musi ochłonąć. Potraktował ten ruch jako atak i wyraz kompletnego braku szacunku do jego osoby. Nic dziwnego, że zareagował z taką złością, nie kontrolując swoich słów, co tym bardziej skomplikowało ich obecne położenie.
Doskonale wiedział, że nie powinien w ogóle wspominać w jego obecności o jego rodzinie, skoro nie znał dokładnie szczegółów ich rozstania. A właściwie… nawet gdyby je znał, tak nie powinien o tym wspominać. Prawdopodobnie dlatego dziwił się Walkerowi, że choć ten ostatecznie gwałtownie odepchnął się od blatu i prędko ukrócił dzielący ich dystans, nie zrobił zupełnie nic poza ściśnięciem w palcach jego kołnierza. Może i mimika twarzy, napięte mięsnie i przyśpieszony oddech wskazywały na to, że jest na niego wściekły, ale nawet teraz nie dał swej wściekłości przejąć kontroli. Powstrzymywał się tak przed wyprowadzeniem ciosu, jak i uniesieniem głosu, nawet jeśli chyba po raz pierwszy użył względem niego tak ostrych słów. Merlinie, jak go wkurwiało to, że on nigdy, przenigdy nie krzyczał. Dusił wszystkie emocje już w zarodku, a czasami naprawdę wypadałoby pozwolić im wypełznąć na światło dzienne. Miał mu to właśnie wytknąć, skoro już tak bardzo skupił się na jego błędach, ale wtedy skonsternowało go to wspomnienie o potencjalnym awansie. Chwila… wróć. Czy on naprawdę po tym wszystkim myślał o tym, czy uczynić z niego pełnoprawnego rzeczoznawcę i jeszcze próbował mu grozić wycofaniem ewentualnej promocji?
George naprawdę potrafił momentami zaskoczyć i całkowicie zbić człowieka z tropu, a z tego powodu Theo przez krótką chwilę wgapiał się po prostu zdziwiony w jego ślepia, z opóźnieniem przypominając sobie, że tak w ogóle to szef kazał mu się stąd wynosić. W normalnych okolicznościach zapewne perspektywa awansu byłaby dla niego najważniejszym argumentem, ucinającym jakąkolwiek dalszą dyskusję i zmuszającym do usłużnego usunięcia się z pomieszczenia, ale o dziwo, tym razem bardziej niż na awansie zależało mu na owocnym zwieńczeniu tego obustronnego wyładowania frustracji. – Najpierw musiałbyś mnie puścić. – Zauważył tylko, a w momencie, w którym wypowiadał te słowa, zacisnął mocno palce na jego nadgarstku, nie pozwalając mu odsunąć ręki oplatającej kołnierz jego koszuli. – Powiedz mi, dlaczego wiecznie się hamujesz? Przed podniesieniem głosu, uniesieniem pięści, pocałunkiem, dotykiem… – Nie spodziewał się, że kiedykolwiek wypowie te słowa, ale chyba łatwiej było je wypowiedzieć przy okazji takiej wyliczanki, kiedy nie musiał tak naprawdę osobiście odnosić ich do siebie i Walkera. Niestety jednak, miał wrażenie, że z podobnego względu nie mają one aż tak dużej siły wyrazu,  a już z pewnością daleko im było do afrodisii. – Nawet teraz, kiedy sam wiem, że przegiąłem, nie jesteś w stanie wykrzyczeć mi tego w twarz. – Westchnął, przewracając teatralnie oczami, po czym przytulił tył głowy do ściany i zerknął w sufit, jakby w poszukiwaniu inspiracji (a w tym przypadku raczej bożej pomocy; widzisz i nie grzmisz…). Wreszcie wyprostował się jednak, ponownie patrząc mu śmiało prosto w oczy. – Po prostu zrób to. Chociaż raz zrób nie to, co wypada, ale to co podpowiada Ci serce. – Wziął pod uwagę to, że akurat w tym momencie może go zachęcić przede wszystkim do wyciągnięcia go za fraki za drzwi, ale i tak podjął to ryzyko. Drażnił się z nim, podjudzał go, wymownie przygryzając wargę, bo potrzebował wreszcie zobaczyć w nim coś naturalnego i prawdziwego. Nie chciał, żeby po raz kolejny raczył go  swym chłodem, nijakością, odwracał się do niego plecami czy skrywał w dłoniach twarz. A jednak ten moment oczekiwania był cholernie wyczerpujący… Głównie dlatego, że akurat teraz nie potrafił przewidzieć tego, co zrobi George. Nie wiedział też, czy nie posuwa się za daleko. – Spokojnie, nie obrażę się, ani tym bardziej nikomu o tym nie doniosę. Po pierwsze nie mam komu, bo jesteś moim szefem, a po drugie… naprawdę myślisz, że nigdy wcześniej nikt mi nie przywalił? – Mruknął, rzucając sobie pod nogi kolejną deskę ratunku przed odrzuceniem i rozczarowaniem, bo przecież… wcale nie chodziło mu o to, by wpić się z namiętnością w jego usta, co pozwoliłoby im obu zapomnieć o nienawistnych spojrzeniach i rzuconych w gniewie słowach. Rzeczywiście, wcale nie była to kolejna już, bezsensowna przykrywka. Wcale.
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptyCzw 8 Lip - 7:03;

Na początku tej relacji widział w Theo kilka swoich własnych cech, a im bardziej mieli okazję się poznać tym dostrzegał jak wiele ich różni. Chłopak był wypełniony emocjami po same brzegi i nie wahał się w ich przypływie powiedzieć nawet tego, co zaboli. Na jego miejscu George nie spocząłby dopóki nie uzyskałby przebaczenia za poruszenie tak bolesnego tematu. Sęk w tym, że nic z zachowań Walkera nie wpływało na Theodore'a tak, jak powinno. Tyle dobrego, że przestał się kajać i faktycznie zaczął działać. Niestety tym samym wyciągał George'a za fraki z jego oazy spokoju i równowagi, a to go rozdrażniało bo nie życzył sobie takiego rozkojarzenia. Z drugiej strony czuł, że żyje tylko zachowywał się przy tym nieufnie. Zrobić coś spontanicznego i nie zastanawiać się nad konsekwencjami? George Walker działał w inny sposób, a chłopak próbował tu na niego wpłynąć... i na Merlina, coraz bardziej mu się to udawało. Powinieneś, powinieneś, powinieneś... Cały czas powtarza sobie co należy zrobić w takiej, a nie innej sytuacji a Kain udowadniał, że po pierwsze, wcale nie musi działać według określonego schematu, po drugie, po co im konwenanse, po trzecie, dlaczego miałby ignorować głos swojego ciała? Opierał się wszak był trzydziestopięcioletnim szefem biura rzeczoznawców i pewnych rzeczy nie przystoi robić w tym wieku jak chociażby całować swojego podwładnego. Nie rozumiał ironicznego oburzenia chłopaka. Nie zdawał sobie sprawy, że i on podsuwa mu sprzeczne komunikaty. Raz karmił go chłodnym spojrzeniem, aby sekundę później złagodnieć, a raz nakazywał stosowania formalnych zwrotów, a wzrok miał ciepły niczym rozpalony kominek w mroźną noc. Dopytywanie o to czego by chciał mijało się z celem. Bezbłędnie odczytywał ten wyraz twarzy i tym bardziej nie mógł w to uwierzyć. Przecież... tak wiele ich dzieli, a łączy ich jedynie zawód i tamta noc. Nie pamiętał kiedy ostatnio patrzył na ludzi pod kątem oceniania ich powierzchownej urody, a gdy Theo pokazywał mu wyraźnie co sądzi na jego własny temat to robiło mu się nieco goręcej. Mógł najpierw poprosić, aby nie patrzył na niego tak intensywnie, aby nie przyglądał się mu tak wygłodniale bo schlebiało mu to bo to prowokowało do wypowiadania nieprzemyślanych słów i realizacji nienormalnych jak na trzydziestopięciolatka zachowań. Chociaż jeden z tej dwójki powinien zachować zdrowy rozsądek i ta rola przypadała George'owi, jako temu starszemu i doświadczonemu w życiu. Nie powinien popełniać głupot, ale te jego oczy... nawet gdy był odwrócony doń plecami to widział pod powiekami zadziorny błysk przemykający po tafli jego tęczówek. Narastające napięcie zostało solidnie zburzone przez jego nieostrożne słowa, które go tak mocno ubodły. Zaciskał palce na jego koszuli choć wiedział, że nigdy go nie uderzy. Znajdowali się w miejscu pracy, gdzie ich posady były bardzo ważne. Nie może uczynić nic nagannego, ale chłopak go prowokował i podjudzał. Między innymi dlatego kazał mu się wynosić, chcąc go swoimi słowami ukarać za bezczelność. Przeniósł wzrok na swoją rękę, która pomimo wypowiedzianych słów cały czas trzymała jego koszulę. Poluzował palce, ale wtedy Theo zakrył jego nadgarstek, powstrzymując cofnięcie ręki i siebie samego. Posłał mu karcące spojrzenie jednak gdyby naprawdę mu to przeszkadzało to nie pozwoliłby tym palcom na nim trwać. Nie powinien go więcej słuchać bowiem lada moment ten znowu wyjmie różdżkę i wbije mu zaklęcie między żebra albo w plecy. Regularnie go ranił, zasługiwał na uderzenie... albo pocałunek... albo dotyk... Parę słów sprawiło, że oddychał już inaczej, a w twarz uderzyła go fala gorąca. - Jestem twoim przełożonym i jesteśmy w miejscu pracy. Szanuję to i rozumiem, że w takiej sytuacji nie mogę robić ani mówić to, czego sobie zapragnę... - ale taki już był. Taki zasadniczy! Theo miał diabelski głos, który kusił, nęcił i zachęcał do łamania zasad. Nie wspominał rzecz jasna o srogich konsekwencjach ale cóż, diabły celowo zatajają takie drobne druczki. - Nie rozumiesz mojej sytuacji... - syknął, a potem rozprostował palce, którymi gniótł jego kołnierzyk. Przesunął je ostrożnie na jego gorącą szyję, gdzie dłoń osiadła, mrowiła przyjemnie od gładkości i temperatury jego skóry. Przesunął po niej kciukiem, ostrożnie, jakby fałszywy ruch miał zniszczyć mu karierę. Wtedy też zobaczył jego usta, teraz bardzo wymownie przygryzione i wywołało to w nim kolejną falę dreszczu. Choć wciąż wściekły to jednak nie mógł oderwać odeń wzroku jakby został właśnie zahipnotyzowany. Dotykał go tylko jedną dłonią, która już raz ośmielona, teraz pomknęła bliżej jego twarzy, tuż przy linii jego żuchwy i policzka, pod uchem. Tak wygodnie było ogrzewać dłoń jego twarzą. Kciuk zasłonił jego usta, gdy ten jeszcze mówił. Zaschło mu w gardle. - Jesteś bezczelny ponad wszelką miarę. - oznajmił lekko schrypnięty, a więc knykciami wolnej ręki zasłonił usta i odchrząknął. Przesunął kciukiem po suchej fakturze jego dolnej wargi, ale nie pozwalał na zmniejszenie dystansu. Czuł w kościach, że wystarczy być milimetr niżej, aby miało coś się stać. Tajemnicze coś miałoby związek z jego przemawiającymi ustami, które go teraz wolały. Odkrył, że chciał im ulegnąć a tego nie można już przypisać afrodisii. To jego własna chęć. Prywatna potrzeba, której realizację miał na wyciągnięcie reki. Mimo wszystko tego nie robił bowiem... zasady. Theo musi zrozumieć, że w miejscu pracy należy zachowywać się nienagannie, a on wręcz przeciwnie, usiłował namówić do ryzyka. Jest niepoważny! - Wracaj do domu i nie pleć głupot. - usłyszał swój głos, a na jego twarz wystąpił cień opamiętania, kiedy zwinął palce przy jego ciepłej twarzy i powoli cofnął rękę, oddając mu pełną swobodę. Jeśli cały czas oplatał jego nadgarstek, wolną rękę wsunął pod jego palce i je odkleił od swojego przegubu. Nie omieszkał lekko musnąć jego knykci zanim zerwał kontakt fizyczny. - Poszukaj w swoim lokum rozsądku bo chyba gdzieś go po drodze zgubiłeś. - dodał jeszcze, a w jego głosie znalazła się lekka nuta rozbawienia, której obecność trudno wyjaśnić. Rozmasował dłoń, którą naruszał przez chwilę jego prywatność. Przywoływał go do porządku, jak zawsze.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptyCzw 8 Lip - 11:40;

George myślał, że to jego młody asystent zmącił jego spokój i wywrócił jego życie do góry nogami, ale prawda był taka, że jeszcze jakiś czas temu Theo także nie dawał dojść głosu swoim emocjom. Raniące słowa Connie zniszczyły go doszczętnie i sprawiły, że zamurował dostęp do swojego serca, żałując że uczuć nijak nie dało się wyłączyć. Z czasem nauczył się jednak jak o nich zapomnieć, ułożyć je do snu, a niezwykle pomocne w tym zakresie okazało się przedłożenie ponad nie swoich ambicji. Wystarczyło najzwyczajniej w świecie skoncentrować się na swojej pracy i unikać sytuacji, które skutecznie zachęcałyby do ich rozbudzenia. Podejście Walkera było więc po prostu bezpieczne. O wiele łatwiej było zdusić emocje już w zarodku, ukazując innym jedynie swe zimne oblicze i stoicki spokój. Łatwiej dlatego, że kiedy już dało się porwać swym wewnętrznym potrzebom, trzeba było liczyć się z tym, że każda przyjemność w jakimś stopniu łączyła się z bólem, a każda miłostka, zauroczenie obarczone były również ryzykiem bolesnego rozczarowania. Theo przez wiele lat poddawał się tym pieprzonym motylkom w brzuchu tylko po to, by ostatecznie dobitnie przekonać się, jak wiele cierpienia może przynieść tych kilka wypowiedzianych przez drugą osobę słów i przeszywające na wskroś poczucie pustki, kiedy ta zdecydowała się po prostu zniknąć. Nie chciał przeżywać tego wszystkiego po raz wtóry, dlatego zamknął się w swych czterech ścianach, myśląc że samemu będzie mu lepiej.
Nawet nie zauważył, kiedy popadł w marazm i niedającą szczęścia rutynę. Pewnie zresztą trwałby w tym stanie zobojętnienia, gdyby nie to, że ktoś znowu sprawił, że jego serce szybciej pompowało krew do żył i trudniej było mu złapać oddech. Starał się temu opierać, powrócić do znanej dobrze równowagi i chłodnej kalkulacji, ale nie potrafił. Porzucił je w chwili, kiedy zrozumiał, że nie czerpie z życia pełnymi garściami, że to życie bez porywu namiętności i przyśpieszonego tętna było niczym więcej jak miałkim stanem wegetacji. George zburzył ten jego mur i uzmysłowił mu, że potrzebuje znacznie więcej. Wybudził go z emocjonalnego snu, który towarzyszył mu zdecydowanie zbyt długo, a drzemiące w nim wcześniej pragnienia nagle uderzyły go ze zdwojoną mocą. Nie był w stanie im się opierać i dlatego działał niekiedy instynktownie, nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich czynów. Nie było również niczego dziwnego w tym, że stawał się niecierpliwy i zapominał o zdrowym rozsądku, kiedy Walker nieustannie dawał mu sprzeczne sygnały. Podobnie jak teraz, kiedy jego zachowanie całkiem przeczyło karcącemu spojrzeniu, którym go obdarzył. – Obaj to wiemy, ale praca to nie wszystko, George. – Przypominał mu o tym przy każdej możliwej okazji, bo sam nie tak dawno temu się o tym przekonał. – Nie rozumiem… – Mruknął również zaraz w odpowiedzi, bo nie potrafił odnaleźć racjonalnych powodów, dla których towarzyszący mu mężczyzna, mimo targających nim uczuć, próbował odsunąć go jak najdalej od siebie. Kłamstwo. Tak naprawdę rozumiał go aż nadto i prawdopodobnie dlatego denerwował się jeszcze bardziej, bo nie miał już do niego sił i nie wiedział jak ma do niego dotrzeć.
Nie wiedział, a jednak skusił go do wykonania śmielszego gestu, do otulenia dłonią swej szyi i czułego dotyku palców przesuwających się po delikatnej skórze, któremu towarzyszył ten przyjemny dreszcz ciągnący się aż od kręgosłupa, zmuszający do przymknięcia oczu. Zaczerpnął powietrza gotów już zapytać go czy nie lepiej poddać się tej przyjemności w pełni, ale nie zdążył, bo George kciukiem zasłonił jego usta, żeby go uciszyć. Theo znał skuteczniejsze sposoby, ale i tak przywołał na twarz ten zadziorny, pełen satysfakcji uśmiech, który tylko się poszerzył w odpowiedzi na słowa towarzysza. – Może, ale w przeciwieństwie do Ciebie przynajmniej jestem szczery. -  Znowu zabił mu ćwieka, chociaż dało się usłyszeć, że jego ton złagodniał. Dotyk mężczyzny działał na niego kojąco, a w końcu sam wyciągnął drugą dłoń z kieszeni i ułożył ją na jego biodrze. Żałował, że nie otrzymał od niego więcej, ale wystarczyło mu tyle, by wiedzieć, że nie potrzeba było afrodisii, by jego przełożony dał się złapać na ten ujmujący błysk w jego błękitnych ślepiach. Niechętnie pozwolił mu odsunąć swoją dłoń i zwolnił uścisk na jego nadgarstku, ale mimo tego postanowił, że nie będzie już dziś na niego naciskał. Nie mógł przesadzić, chociaż nie potrafił też oderwać od niego swego nachalnego wzroku. – Idę. Muszę się wyspać. – Na krótką chwilę powrócił ten spokojny, potulny Theo, spełniający usłużnie każdą jego prośbę. Szkoda było rozstać mu się w takich okolicznościach, ale w końcu odepchnął się energicznie od ściany i ruszył w kierunku drzwi, kiedy do jego uszu dobiegły kolejne słowa Walkera. Nie wiedział czy się nie przesłyszał, ale miał wrażenie, że towarzyszył mu rozbawiony ton. – A Ty odpuść sobie trochę, bo w taki sposób nigdy nie dowiesz się czy mnie pragniesz, czy mnie nienawidzisz. – Również pozwolił sobie żartować, ale czy to nie było tak, że w każdym żarcie można było odnaleźć ziarenko prawdy? Poza tym przypomniał sobie jak oporny na oczywiste sygnały jest jego szef, dlatego zanim opuścił archiwum, jeszcze raz odwrócił się do niego na pięcie. – Serio, przemyśl to. Nie tylko niedostateczna ilość snu negatywnie wpływa na zdolność koncentracji, a mamy przed sobą sporo pracy. Nie chciałbym, żeby którykolwiek z nas popełnił błąd. – Tym razem to on przybrał protekcjonalny ton, mówiąc już nieco poważniej, nawet z pewną nutą troski w głosie, a w końcu zrobił to, do czego zbierał się jak pies do jeża: nacisnął dłonią klamkę i pozostawił Walkera samego.

+
Powrót do góry Go down


George Walker
George Walker

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Galeony : 167
  Liczba postów : 265
https://www.czarodzieje.org/t20293-george-walker#636736
https://www.czarodzieje.org/t20294-skrytka-pocztowa-g-w#636761
https://www.czarodzieje.org/t20292-george-walker#636733
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptyCzw 8 Lip - 12:48;

Ciężko było mu odnaleźć się w sytuacji lecz jednego był pewien. Złość na chłopaka była zdecydowanie zbyt słaba niż powinna. Zawiódł się na nim lecz poprzez jego bezczelne zachowanie odkrył drugą stronę medalu i zauważył po sobie, że interesowanie się tą samą płcią nie obrzydzało go tak, jak powinno heteroseksualnego mężczyznę. Nic nie trzymało się ustalonej równowagi. Miał czas aby poukładać to w głowie jednak żaden z wyciągniętych wniosków wzbudzał w nim szok. Nie potrafił zrozumieć dlaczego dopiero po trzydziestu pięciu latach życia, będąc blisko młodszej od siebie osoby, poczuł, że żyje. To okrutne. Bolesne słowa Theo i własny opór przed prawdą powstrzymały go przed nawet najmniejszym pocałunkiem, ale za to i tak przesunął dłonią po jego ciele. To dostarczyło mu wiele informacji o sobie samym. Nie mógł tego zrzucić na afrodisię, ale fakt faktem nigdy nie pozbędzie się żalu, że chłopak go tak perfidnie zdradził. Powinien zerwać z nim wszelki kontakt i poczekać pół roku albo chociaż rok aż wszystko wróci do normy. Do tej słabej rutyny, marazmu, życia z dnia na dzień, bez szybko bijącego serca. Nie uśmiechała mu się ta opcja. Widząc jego uśmiech i czując na palcach wydychany przez niego ciepły oddech mógł obserwować zachodzące zmiany w swoim ciele. Oddychał niemal na równi z nim. Dostrajał się i to na wpół świadomie. - Trudniej mi bo przez dziesięć lat byłem żonaty. Postaw się na moim miejscu. - mruknął ledwie otwierając usta i doskonale orientując się w położeniu jego dłoni. Gdyby nie potrzeba rozstania się to oponowałby przed wycofaniem się, choć sam je mu narzucał. Nachalny wzrok Theo wwiercał się w jego czaszkę i uniemożliwił poczucie swobody, ale prawdopodobnie sam przeszywał go spojrzeniem. Pokiwał głową i narzucał dystans, wracając bliżej stolika. - Nie niena…- zaczął ale w porę urwał bowiem gdyby dokończył myśl to wyszłoby wyraźnie, że go po prostu pragnie. Nie musi dawać mu tej satysfakcji. - Na Merlina, idź już, bo im dłużej tu jesteś to wpadasz na jeszcze gorsze albo błyskotliwe myśli. - wyganiał go, bo jeszcze trochę, a zostanie przez niego obdarty z każdej, nawet tej intymnej, myśli. - Tak, wiem, wiem. - rozmasował swoje powieki, a potem zerknął na podręczny zegarek. - W sobotę u mnie będzie nasz Gwarant. Staw się o godzinie szesnastej, omówimy szczegóły. - dodał jeszcze i gdy tylko Theo wyszedł, zerwał się aby wracać do pracy. Tak czy siak nie mógł się na niej należycie skoncentrować przez zmęczenie i same wspomnienie jego słów, spojrzenia i dotyku. Przez ten fakt wykonał swoje podstawowe czynności a potem pierwszy raz od dziesięciu lat wyszedł wcześniej z pracy po to, aby odpocząć. Miał do tego największe prawo. Jest progres!


| zt x2

+
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Archiwa QzgSDG8




Gracz




Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa EmptyPią 3 Wrz - 0:07;

Wytwarzanie przedmiotu - Płonące nieśmiertelniki
[Badania - zapoznawanie się z rynkiem (1 PS) / eksplorowanie braków w dziedzinie magii łączącej zaklęcia ze starożytnymi runami (1 PS)]

Poprzedniego dnia zawędrował do kilku sklepów na ulicy Pokątnej, żeby wstępnie zorientować się w cenie wspomnianego mu przez Davida Naszyjnika Ariadne, ale niestety jego poszukiwania spoczęły na nim, kiedy kolejki sprzedawcy odsyłali go z kwitkiem. Niektórzy w ogóle nie słyszeli o istnieniu magicznej przedmiotu, inni zaś twierdzili, że nigdy nie trudnili się jego sprzedażą. Theo mógłby szukać wiatru w polu, gdyby nie przypomniał sobie, że może uczynić użytek z pełnionego przez siebie stanowiska. Po tym jak awansował na samodzielnego rzeczoznawcę nie napotkał na żadne problemy w związku z uzyskaniem przepustki do archiwum, ale zanim podjął się przegrzebywania uginających się od stosu papierów półek, odwiedził jeszcze bankową bibliotekę, by zgarnąć kilka książek o praktycznym wykorzystaniu znaku runicznych, przynależnych do futharku starszego… a i oczywiście pozamykał wszystkie zlecenia na dzisiejszą datę, bo nie zamierzał poświęcać czasu własnemu projektowi kosztem zawodowych obowiązków.
Mało kto odwiedzał archiwum, więc mógł w spokoju oddać się zaplanowanym czynnościom. Całe szczęście, że gobliny zarządzały tym miejscem, a w konsekwencji wszystkie zakończone sprawy zostały uporządkowane w alfabetycznym ciągu. Dzięki temu bez problemu odnalazł wyceny naszyjników dokonane przez innych rzeczoznawców, co nie oznaczało jednak, że obyło się bez żadnych przeszkód. Klienci często wszak przynosili do banku biżuterię uszkodzoną, a kilka pierwszych raportów dotyczyło wisiorków nienadających się już do użytku, podczas gdy Kaina interesował przecież zupełnie nowy, nieśmigany egzemplarz. Chłopak był jednak zdeterminowany w dążeniu do celu, a wreszcie w jego ręce wpadła teczka opisująca dokładnie to, czego szukał. Wnioski sporządzonej w sprawie opinii wskazywały nie tylko na cenę, która została określona na około dwieście pięćdziesiąt galeonów, ale również na analizę magicznego rynku i porównanie tych bardziej i tych mniej korzystnych ofert. Przynajmniej teraz wiedział, gdzie mógłby dokonać upragnionych zakupów – według niejakiego Traversa najodpowiedniejszym miejscem okazywał się sklep Arts & Gifts.
Po tym odkryciu postanowił skorzystać z okazji, że nikt mu nie przeszkadza, i otworzył pierwszą z przytarganych tutaj książek o futharku. Co prawda runiczne alfabety nie skrywały przed nim tajemnic, a i znał się dość dobrze na zaklęciach, ale nigdy wcześniej nie zetknął się z zastosowaniem glifów w celu zaklinania przedmiotów, a co za tym idzie, w tym zakresie musiał uzupełnić braki. Podążył więc wzrokiem po spisie treści, a wreszcie całą swoją uwagę skupił na rozdziale traktującym o runach wzmacniających pochłoniętą przez obiekt magię. Nauczył się tym samym w jaki sposób wypalić znak, żeby odniósł on oczekiwany rezultat. Autor tomiku zawarł również wiele obrazowych przykładów i powiązań zaklęć z runami, co pozwoliło mu wybrać odpowiedni do przeznaczenia biżuterii rys. Nauthiz jako symbol palącej potrzeby wydawał mu się idealną opcją dla nasilenia efektów czarów alarmujących o niebezpieczeństwie, jak lokalizujących zagubiony element układanki i to właśnie na tej runie Theo zdecydował się oprzeć swoje pierwsze, wytwórcze przedsięwzięcie. Dla spokoju ducha przeglądnął jeszcze informacje zawarte w pozostałych księgach, ale ostatecznie nie zmienił swojego wyboru. Mógł za to z satysfakcją opuścić budynek banku, oczywiście po uprzednim zwrocie przepustki, jak i wypożyczonego z bliblioteki asortymentu. Miał jeszcze przed sobą sporo pracy, zwłaszcza że nie wymyślił nawet, jaki kształt mogłaby przybrać konstruowana przez niego biżuteria, ale czuł, że przygotowania idą mu doskonale, a to zachęcało go do podkręcenia tempa.

zt.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Archiwa QzgSDG8








Archiwa Empty


PisanieArchiwa Empty Re: Archiwa  Archiwa Empty;

Powrót do góry Go down
 

Archiwa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Archiwa JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
Ulica Pokątna
 :: 
Bank Gringotta
-