Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Mała wieża

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 8 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Next
AutorWiadomość


Audrey Delilah Primrose
Audrey Delilah Primrose

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Metamorfomagia, teleportacja
Galeony : 1004
  Liczba postów : 1900
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPon Sty 10 2011, 22:05;

First topic message reminder :




Z zewnątrz widać ją tylko z jeziora, w innym przypadku zostaje zakryta przez inne wieże, wysokie części dachu... Chyba że ktoś wzniesie się w powietrze. Stamtąd widać ją doskonale. Jednak ma coś w sobie, co nie przyciąga wzroku, wręcz go odpycha, jakby sygnalizowała, że nie potrzebuje odwiedzających. Których, bądź co bądź, było tu naprawdę niewiele. Wszystko przez to, że bardzo ciężko tu trafić. Wejście bowiem mieści się na piętrze drugim i jest doskonale ukryte. Kiedy jednak, jakimś cudem, prawdziwym cudem, uda ci się tu trafić, dostrzeżesz z pozoru zwykłą, okrągłą, pustą przestrzeń. Niedużą, mieści się tu jedynie jeden fotel, bardzo stary i zakurzony, a dopływ światła jest ograniczony do nędznej okiennicy bardzo wysoko. Nie sposób przez nią wyjrzeć.

UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyWto Kwi 07 2015, 14:43;

W sumie może było jedno wytłumaczenie czemu ich ojcowie nie burzyli się za bardzo i od początku przywalali na taką a nie inną relację. Kto wie, czy ta dwójka nie poszła jeszcze bardziej w ich ślady. Nigdy nie pytał ojca, czy łączyło go z Artebury coś więcej niż przyjaźń, ale kurczę, gdyby tak się zastanowić, to coś mogło w tym być. Może nie aż do takiego stopnia jak Cassy z Ethanem ale, może jakieś zauroczenie czy fascynacja drugą osobą? Nie zamierzał jednak pytać domyślając się z jaką reakcją to się spodka. Wbrew pozorom, jego ojciec miał bardzo podobne podejście do niego, kochał wiedzieć różne rzeczy lecz swoje sekrety miał tylko dla siebie. To by tez wyjaśniało te wszystkie spięcia na linii Dowesonów a Marvellem. Chcieli choć trochę ostudzić ich związek jednocześnie nie chcąc by zerwali przyjaźń. To dlatego ich dom stał zawsze dla niego otwarty, nawet jeśli lokowali go w oddzielnej sypialni kilka pokojów dalej. Tyle że jak widać, oboje nic sobie z tych starań nie robili i tak kończąc w wspólnym łóżku jęcząc co tchu do późnych godzin nocnych, by następnego dnia wylegiwać się do południa w pokoju któregoś z nich.
Pierwsza podróż faktycznie mogła być bardzo wyraźnym znakiem co do relacji tej dwójki. Jak widać jednak nie tak trudno jest zmylić wszystkich za pomocą pozornego ochłodzenia kontaktów. To nawet nie wyszło tak do końca specjalnie. Cas musiał się skupić na przywyknięciu do życia szkoły, na nowych przedmiotach i odnalezieniu się w swoim nowym domu. Natomiast Ethan, jak to on wrócił do nauki i swoich spraw. Nim się spostrzegli minęło kilka tygodni, a większość osób zapomniała już o przyjaźni tej pokrętnej pary. Naiwniacy, ale nie będzie narzekał.
To prawda, Marvell szybciej wybuchnie mogąc zrobić dziewczynie krzywdę. Z drugiej strony, Ethan raczej nei dopuściłby do sytuacji, by ta dwójka została sam na sam. Jeśli już, to jego narzeczona/ żona sama musiałaby wyjść z taką inicjatywą za jego plecami. Wtedy już sama będzie sobie winna i jeśli liczyć będzie na jego wstawiennictwo to ostro się przejedzie. Krukon będzie wolał pozostać bezstronny niż przyznać jej rację. Jeszcze czego. Będzie musiała poznać swoje miejsce, albo odejść nim będzie za późno. Jeśli wybierze drugą opcję już on ją zmusi albo do złożenia przysięgi wieczystej, że o niczym nie piśnie słówka, albo ją zobliviatuje i odeśle bardzo daleko. Proste. Dlatego Cas tym bardziej nie powinien się kwestią narzeczonej przejmować i spokojnie może się mościć na pierwszym miejscu w sercu Ethana. To prawda, żadna kobieta czy nawet mężczyzna nie daliby mu tego co Arterbury. Już się o tym przekonał. Kurczę, nie był święty. Nim zaczął spotykać się z Sonią latał od jednej osoby do drugiej i naprawdę miał dobrą świadomość tego, czego potrzebuje. Z nikim jednak nie był mu tak dobrze jak z tym konkretnym wężem, który choć pluje jadem lgnie do niego przymilając się. Tylko on potrafił odkryć pragnienia studenta, nawet gdy ten nie odzywał się słowem, znał go w najmniejszym calu, w pełni rozumiał i chyba oboje byli równie szaleni. Jak więc ktoś byłby go w stanie zastąpić? Dobre żarty.
-To tylko śmiała teoria- odpowiedział nie zmieniając ani tonu ani miny. W ogóle bawił go nieco stosunek młodszego do czystości krwi. Zawsze uważał, że akurat to nie ma większego znaczenia zwłaszcza wtedy, gdy ten zdrajca okazuje się być potężny i użyteczny. Owszem, nie był zwolennikiem związków mieszanych, gardził czarodziejami, którzy wolą żyć jak mugole udając, że magia nie istnieje, ale jeśli jakaś mugolaczka udowodni mu, że zna się na czarach i jest inteligentna, proszę bardzo, niech nawet zostanie zastępcą ministra magii. Lepsza ona niż bezmózg, który poza długim rodowodem nie jest w stanie się niczym pochwalić. To trochę jak z psami. Wolałby mieć dobrze wyszkolonego kundla, niże leniwego rasowca, który będzie tylko żarł i zostawiał bałagan. Takie może topić w rzece. Ale ok temat czystości krwi jest długi i akurat tutaj nie dojdą do żadnego porozumienia. Dlatego może faktycznie zakończmy to właśnie w taki sposób. Niech te obrzmiałe wargi nakryją jego łącząc ich w kolejnym pocałunku pełnym namiętności. W taki sposób Cas może uciszać go zawsze. Chociaż wtedy cóż, na jednym by się na pewno nie skończyło. Sam był uzależniony od jego ust, pocałunków i słodkiego smaku. Nie potrafił się bez nich obyć zbyt długo. W ogóle odwyk od ślizgona byłby katorgą, zwłaszcza teraz, gdy ich relacje są jakie są.
Prawdę mówiąc, gdyby dowiedział się, że Casey pozwolił komukolwiek innemu na taką dominację względem siebie, wpadłby w szał. I to nie tylko byłaby złość na ślizgona ale i na jego partnera. Chyba na tego drugiego nawet bardziej. Tylko on miał prawo przejmować taką kontrolę i robić z nim takie a nie inne rzeczy. Tylko on może zadawać mu ból i dawać przyjemność okraszoną cierpieniem. Nie uważał nigdy, że Cas w tych chwilach jest poddanym. Był raczej jego rozpieszczaną księżniczką dostającą w prezencie wszystko to co najlepsze. Owszem miał naturę doma, ale kontrola i władza nad kimś innym już tak wielkiej przyjemności mu nie sprawiała. Może to kwestia tego, że chyba nikt inny nie był w stanie aż tak ulec i pozwolić się prowadzić. To zwykle strach nas powstrzymuje. A o niego nie trudno gdy nagle zostajesz skrępowany, zakneblowany z obnażonym ciałem, gdy twój partner stoi nad tobą z tym niebezpiecznym błyskiem w oczach. Nie, nikt poza Casem w takiej chwili nie zacząłby się prężyć pokazując co ma najlepsze dopraszając się nawet bolesny dotyk. W ogóle, jeśli Ethan miałby kiedykolwiek ulec i samemu dać się komuś w posiadanie, to byłby to tylko Marvell. To nie podlega żadnej dyskusji.
Widział, że chłopak jest na granicy, że jedyne czego pragnie, to uwolnić swoją męskość od bólu i osiągnąć spełnienie. Najchętniej by Ethan był wtedy w nim co rusz uderzając w jego prostatę sprawiając, że gwizdy byłby na wyciagnięcie ręki. Nie mógł mu jednak na to pozwolić. Jeszcze nie. To nie był jeszcze absolutny limit chłopaka, wiedział, że wytrzyma jeszcze trochę przeklinając go ile tlenu w płucach. Poza tym zdawał sobie sprawę, że jeśli teraz dojdzie prawdopodobnie nie tylko spotka się z niezadowoleniem starszego, ale i z mało przyjemną nauczką. Pulsująca erekcja Ethana była tu kwestią drugorzędną. Przecież ich mała zabawa oddziaływała również na niego. Sam czuł bolesne podniecenie, szczególnie, gdy chłopak zaserwował mu takie a nie inne widoki. Naprawdę podobał mu się widok zaspokajającego się Ślizgona, tego, jak smukłe palce znikają w jego ciele, jak jego twarz od razu przybiera inny wygląd i gdyby mógł kazałby mu trwać tak przez długi czas. Dziś to nie był dobry moment i chyba oboje byli zbyt napaleni by bawić się w długie pokazy.
-Wiem, wiem co jesteś w stanie wziąć w siebie, jak bardzo mnie pragniesz, ale chcę byśmy oboje czerpali z tego przyjemność, dlatego rób co każę – warknął z nutą czułości w głosie – Grzeczny chłopiec- zamruczał, gdy Cassy wreszcie posłusznie wykonał polecenie zmieniając pozycję. Oczywiście jak zawsze nie mógł być do końca posłuszny obserwując jego poczynania. Niemal miał ochotę warknąć, że jeśli zaraz się nie odwróci zasłoni mu oczy, ale ostatecznie nie skomentował tego. Przynajmniej na tą chwilę. Niech się napatrzy póki ma okazję, bo już po chwili został brutalnie przyciśnięty do fotela ze skrępowanymi rękoma. To prawda, więzy nie miały być tylko unieruchomieniem, ale miały działać też na Ethana. Nie jego wina, że spętane dłonie, węzły i Cas w takiej pozycji sprawiały, że oddech więzł mu w gardle. Do tego ten przeklęty idiota doskonale wiedział jak prezentować się najlepiej. Pochylony, oparty policzkiem o szorstki materiał z biodrami kusząco wypiętymi w jego stronę. Cholera. Przedłużanie tego nie będzie takie proste jak sądził.
-Mówiłem, nie ruszaj się – warknął ostrzegawczo pociągając lekko za krawat. Następnie boleśnie ścisnął jego biodro nie pozwalając mu się poruszać. Wbrew temu co mówił chłopak, akurat w tym momencie się nim nie bawił. Wiedział, że może znacznie więcej, nie raz mu to udowadniał, ale abstynencja robiła swoje i przygotowanie było potrzebne bardziej niż sądził. –To ja tu rządzę i zrobimy to jak ja będę chciał - syknął do jego ucha napierając na niego dociskając bardziej do fotela. Mógł na sobie poczuć twardą erekcje Krukona boleśnie wbijającą mu się w ciało. Czy mógł dostać lepszy dowód na to, jak starszemu to się podoba? Wysunął się z niego tylko na chwile by nabrać jeszcze trochę lubrykantu i od razy wsunął dwa palce. Czuł już znacznie mniejszy opór, lecz to wciąż nie było to. –Jesteś taką rozkoszną księżniczką, gdy błagasz mnie o to bym cię pieprzył. Powiedz jak wolisz bym to zrobił. Tak? – poruszał powoli palcami wysuwając się prawe z niego i znowu gwałtownie wbijając. –Czy może wolisz tak? – tym razem wchodził w niego palcami w bardzo szybkim tempie sprawiając, że jego biodra pomimo pewnego uścisku wciąż się poruszały dotrzymując mu kroku. – Więc jak co wolisz? Błagaj o to – warknął co rusz zwalniając i przyspieszając dokładając trzeci palec rozpychając go coraz bardziej i bardziej. W jego ruchach było widać niecierpliwość, ale co się dziwić, gdy Cassy tak żywo pod nim reagował. W ramach nagrody nawet puścił jego biodro, by przenieść dłoń na jego męskość. Zacisnął na niej palce w nieco bolesnym geście. Cóż, jeśli Ślizgon chce ma teraz okazje by samemu sobie ulżyć pieprząc dłoń starszego. –Jęcz dla mnie – wymruczał swoim niskim, gardłowym tonem, który go tak doprowadzał do szaleństwa.
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyWto Kwi 07 2015, 17:10;

Tak naprawdę, to co myśleli rodzice Ethana musiało pozostać tajemnicą jeszcze na jakiś czas. Dla przykładu Casey już dawno przestał wściubiać nos w nieswoje sprawy i wcale nie dlatego, że nie był ciekaw. Cholera, nienawidził niewiedzy; zarówno w tym, jak i w każdym innym z możliwych wypadków, ale kiedy próbował rozszyfrować zachowanie państwa Doweson, autentycznie pasował. W końcu ci ludzie albo doprowadzali go do białej gorączki, albo traktowali jak ulubionego krewnego. I weź tu zrozum, czego tak naprawdę się odeń oczekiwało... no okej, to akurat nie było trudne - zachowania przyjacielskiej relacji z Krukonem na czysto przyjacielskim poziomie. Niestety, to należało do rzeczy a wykonalnych i Arterbury nie zamierzał nawet próbować takiego odzwyczajania się od swojego kochanka. Odwyk źle zrobiłby im i ich otoczeniu. Mieliśmy jeden rok, w którym oboje dali nieźle popalić i chyba nikt nie chciał tego powtarzać. Na pewno nie wyszliby na tym dobrze.
Oj tak, z Ethanem w zasięgu wzroku, przyszła pani Doweson byłaby względnie bezpieczna. Działał on na młodszego jak taki pacyfikator, co wcale nie zmienia faktu, że kobieta byłaby stale narażona zarówno na złośliwe komentarze, jak i mordercze spojrzenia, a wszystko to tylko i wyłącznie przez wzgląd na jej smutną egzystencję na tym świecie. Prawda jest taka, że narzeczona Krukona nie byłaby żadnym zagrożeniem dla Marvella. Takim nawet najmniejszym, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie przeszkadzało mu to jednak w obdarowywaniu jej czystą nienawiścią. Spotkanie bez Ethana przy boku mogłoby skończyć się mało przyjemnie i chyba pierwszą zasadą w takim popapranym związku stałoby się „nie próbuj zaczynać rozmowy z Casem beze mnie, chyba, że chcesz skończyć martwa”.
To też nie jest tak, że dla Ślizgona szlama była bezwartościowa, niezależnie od okoliczności. Brudna krew miała rację bytu tylko wtedy, gdy okazywała się przydatna, ale... on i tak uważał się za lepszego. Chociaż na dobrą sprawę on i na arystokrację patrzył z góry. W każdym razie, czystość krwi była dla chłopaka dość ważna, ale nie najważniejsza. Przecież najbliższe mu osoby, wykluczając rzecz jasna Ethana, stanowiły mieszanki. Chociażby taka Wendy. Jej chyba nigdy nawet nie wypomniał bycia „połówką”, a przynajmniej nie na poważnie. Była zbyt istotnym elementem całej układanki, żeby skreślać ją tylko przez status i na tym poprzestańmy.
Gdyby Casey był choć odrobinę mniej zdesperowany, a głos Ethana mniej... pewny? przepełniony tą stanowczością i czułością w jednym... w takim wypadku młodszy chłopak nie posłuchałby go aż tak szybko. Bardzo prawdopodobnym jest nawet, że zacząłby się wykłócać i po prostu kontynuował, czekając aż skończą się wszelkie opory albo resztki cierpliwości - zależnie od tego, czego zabrakłoby najpierw. Tym razem nie potrafił zaprotestować i posłuchanie rozkazu przyszło niemalże automatycznie, a ta pochwała zaowocowała nawet nieznacznym uniesieniem kącików ust ku górze. Lubił tę charakterystyczną dynamikę ich związku, nie miał nic przeciwko sińcom, wyraźnym śladom przypominającym o bólu, którego doświadczył gdzieś po drodze do obezwładniającej przyjemności, ale to właśnie te mrukliwe pochwały zdawały się działać na niego naprawdę bardzo mocno. Aż zabawne, biorąc pod uwagę, że nie należał do ludzi chętnych do zadowalania innych i wykonywania ich poleceń. Rzecz jasna robił to po swojemu i absolutnie na przekór, ale jednak robił, co już samo w sobie zasługiwało na wspomnienie.
Nawet nie pisnął, kiedy znalazł się w odpowiedniej pozycji, w pewnym sensie do tego przymuszony. Oddech już na tym etapie miał urywany, przeczuwając, czego może spodziewać się dalej, a jednocześnie żałując, że nie może zobaczyć spojrzenia kochanka. Tego charakterystycznego, przeznaczonego tylko dla Arterbury'ego i tylko dla tych intymnych sytuacji, które miały miejsce za zamkniętymi drzwiami i z daleka od oczu potencjalnych gapiów. Z jego gardła wydobył się urywany jęk, a paznokcie chyba na dobre przebiły skórę dłoni, gdy krawat przez moment odciął dopływ powietrza. I wcale nie było to nieprzyjemne. Niespodziewane, owszem, ale przede wszystkim niesamowicie podniecające. Zwłaszcza w połączeniu z ciężarem drugiego ciała, który Casey mógł czuć na swoich plecach, z ciepłem od niego emanującym i... och. Gdyby był bardziej przytomny, na pewno nie próbowałby podążyć za palcem, który został w niego wsunięty. Otrzeźwił go dopiero ten stabilny uścisk na biodrze i druga dłoń Dowesona, znowu w wiadomym miejscu.
- Kurwa... - zaklął siarczyście i z trudem łapiąc powietrze. Naprawdę chciał odpowiedzieć, naprawdę nie widział potrzeby przedłużania tego wszystkiego, ale głos uwiązł mu w gardle i nie bardzo chciał współpracować. Aż ciężko uwierzyć, że wyrzucił z siebie to przekleństwo, mimowolnie drżąc na całym ciele pod wpływem tego aksamitnego głosu kochanka. Jego dłoń, która w końcu znalazła się w miejscu, w której tak bardzo jej potrzebował, też robiła swoje, chociaż Ślizgon mimowolnie i nieświadomie nabijał się znowu na palce kochanka, potęgując zarówno rozchodzącą się po całym ciele przyjemność, jak i niemalże fizyczny ból. Wciąż miał świadomość, że nie może sobie pozwolić na całkowitą utratę kontroli nad sobą. Student nie byłby zachwycony, gdyby teraz mu tutaj doszedł, a Marvell... Marvell chyba wcale nie znajdował się aż tak daleko. Zbyt długo zwlekali, a teraz te wszystkie doznania zwaliły się na niego, zasypując niczym olbrzymia lawina śnieżna.
- Ethan, proszę... - Tak trudno było mu wyrzucić z siebie coś więcej, a nawet te dwa słowa przypieczętował jękiem. Doweson wiedział w jaki sposób wywołać konkretne reakcje. Jak nikt inny rozumiał też potrzeby młodszego i zdawał sobie z tego, gdzie leżą pewne granice. Także i tym razem, doprowadzał Casey'a do stanu, do którego nie potrafił doprowadzić go nikt inny, zwyczajnie bojąc się tak konsekwencji, jak i pewnego rodzaju wyrzutów sumienia... a jednak tych dwóch wciąż było daleko poza zasięgiem swoich limitów. Arterbury również doskonale to rozumiał. Przecież starszy nigdy nie wymagał od niego niemożliwego, nawet jeśli jęki przychodziły o niebo łatwiej niż prośby czy zdania składne na tyle, by dało się je zrozumieć. Odetchnął głęboko, na krótką chwilę powstrzymując się przed jakimkolwiek ruchem, by dojść do siebie i w końcu odpowiedzieć kochankowi na pytanie zadane kilka minut wcześniej. Nie wątpił jednak, że Krukon takowe pamięta. Mięśnie momentalnie zaprotestowały, cały organizm domagał się przecież końca tych niesamowicie przyjemnych męczarni, jednak on niespecjalnie przejmował się ich drżeniem, powoli uspakajając się na tyle, by móc w końcu pozwolić siebie coś więcej niż jęk połączony z wymawianym na wydechu imieniem Dowesona. Odchylił głowę w tył, po raz kolejny prezentując starszemu swoją bladą szyję w całej okazałości, a jednocześnie opierając się w ten sposób o ramię kochanka. Otworzył powieki, spoglądając na niego zaszklonymi oczyma. Tak, jakby miał nadzieję, że Ethan szybko podchwyci, jak trudno jest mu w ogóle zebrać myśli, a co dopiero słowa. Samym tym spojrzeniem mógł przekazać naprawdę dużo, ale było to wciąż za mało, żeby rzeczywiście dostać to, czego naprawdę potrzebował.
- Mocno... - Zwilżył wargi językiem. - Mocno, ale powoli... ja... wejdź... hyung, proszę - na tym wypadałoby skończyć. Przecież i tak dało się z tego wyłapać stosunkowo dużo, a na tym kończyły się wszelkie kompetencje Cassiego do złożenia poprawnej merytorycznie wypowiedzi. Zmiany tempa na pewno nie wpływały na niego zbyt dobrze, bo gdy tylko zaczynał przyzwyczajać się do jednego rytmu, nadchodził drugi, oddziałując jeszcze mocniej niż przed momentem i dając o sobie znać. Nie pomagał też fakt, że Ethan doskonale znał jego ciało i za każdym razem z premedytacją albo trafiał w ten najczulszy punkt, albo omijał go, sprawiając, że chłopak mimowolnie podążał za jego palcami.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPią Kwi 10 2015, 15:04;

Jeśli to pocieszy młodszego, Ethan chyba sam przestawał rozumieć zachowanie swoich rodziców. Ich zmiany nastawienia w stosunku do Ślizgona były porażające. I pomimo swoich teorii nie potrafił ogarnąć ich działań. Co im dawało traktowanie chłopaka, jak niemal drugiego syna czy tego ulubionego krewnego, po to tylko, by kilka godzin później wchodzić z nim uszczypliwe dywagacje, pokazując mu, że nie jest u siebie. Da, że w ogóle powinien być im wdzięczny, że może tu być zamiast siedzieć z matką i ojczymem. To po prostu było dziwne i tyle. Może kiedyś ich zrozumie, kiedy sam będzie miał syna na głowie, który robi nie koniecznie to, czego on oczekuje. Nim to się jednak stanie minie sporo czasu i wszystko może się zdarzyć. Może nawet nie będzie miał okazji zobaczyć poczynań swojego potomka, bo chociażby się go nie dorobi lub zginie nim ten dorośnie. Nigdy nie wiadomo.
Tak, też współczuł tej kobiecie. Nie będzie miała lekko. Od samego początku miałaby świadomość, że jest gorsza od Casa, że jest tu tylko po to by rodzić studentowi dzieciaki, a gdy tak się już stanie w zasadzie może odejść. Najlepiej na tamten świat. Wiecznie skazana na opryskliwość i złe traktowanie. Nie zazdrościł jej. Chociaż z drugiej strony, Ethan powie jej to wszystko od razu przy pierwszym spotkaniu, by była w pełni świadoma tego co ją czeka. Jedynie tyle może dla niej zrobić. Więc niech albo to zaakceptuje, albo da sobie wymazać pamięć i niech znika z jego życia. Ok, jeśli Marvell zacznie stanowczo przesadzać, to też go utemperuje jakoś. Albo przynajmniej spacyfikuje na tyle, by poza morderczymi spojrzeniami nie robił nic więcej. Mało to prawdopodobne, ale jednak trzeba spróbować. W końcu oglądanie ciągłych walk ten dwójki będzie męczące i wcale nie poprawi jego nastroju. Chyba faktycznie najlepiej będzie mieszkać razem w oddzielnych częściach willi. Zapewni to wszystkim spokój, szczególnie jemu.
Przez tyle lat miał już okazje dobrze poznać zarówno jego jak i jego reakcje. W tym momencie nie potrzebował wiele by doprowadzić go do takiego a nie innego stanu małym nakładem sił. Nie znaczyło to jednak, że przez to ich spotkania traciły na intensywności. Dobre sobie. Jeśli miałby być szczery, ich seks jeszcze nigdy nie była aż tak dobry. Nie miał tu na myśli tego konkretnego, ale ogólnie tego do którego dochodziło ostatnimi czasy. Ich ciała w pełni się do siebie dopasowywały, zgrywały robiąc dokładnie to czego oboje pragnęli. Lubił go nagradzać, chociażby właśnie takimi niby nic znaczącymi słowami. „Grzeczny chłopiec”, „Dobrze się spisałeś” czy nawet głupie „Właśnie tak” robiło swoje i sprawiało, że Cas starał się o wiele bardziej czepiąc dodatkową satysfakcje. Z resztą to też skłaniało go do ciągłej uległości, a tego Ethan właśnie oczekiwał. Nie chciał jednak ugrzeczniać go i piłować mu pazurki. Nie o to chodziło. Wprost uwielbiał tą zadziorną i bezczelną naturę chłopaka, dzięki której robił to na co ma ochotę. Miał iskrę, żar, który potrafił go rozpalić do czerwoności. Student wtedy tym bardziej starał się go sobie podporządkować wiedząc, że czeka go najprzyjemniejsze wyzwanie z możliwych. Naprawdę miał chyba nierówno pod sufitem.
Zwilżył wargi widząc jak piękną reakcję wywołało zwykłe szarpnięcie za krawat, lekkie przyduszenie. Naprawdę mu się to podoba? Aż miał ochotę znowu to zrobić samemu decydując kiedy jego mały niewolnik zasłuży o haust upragnionego powietrza marnując go na jęki i proszenie o więcej. Do reszty były jego panem i władcą. Kuszące, ale chyba dziś mu to już odpuści i tak doznania, jakie teraz na niego spływały były wystarczające by brakowało mu tchu. Czuł pod sobą drżenie jego ciała, ciepło skóry i wilgoć od potu; odurzająca mieszanka. Z resztą i jego czoło zroszone było kroplami, a rozpięta koszula przyklejała się do niego. Może powinien był ją zdjąć? Nah teraz to i tak jest już bez znaczenia.
-Oh czyżbyś przyjął nowe imię? – zapytał na to piękne i siarczyste „kurwa”. Właśnie tak, bluźnij i trać kontrolę. Bo czy jest coś piękniejszego niż przekleństwa rzucane w przestrzeń, gdy nie jesteś w stanie poradzić sobie z przyjemnością? No właśnie. W ustach Casa zawsze brzmiały one niczym najczulsze jęki i zapewnienia. A to wszystko za jego sprawą. Ethan był ciekawy czy chłopak wytrzyma jeszcze trochę tak intensywnych doznań, gdy bodźce atakują i rozszarpują jego zmysły na tyle kawałków. Normalnie nie miałby z tym problemów, ale w końcu przerwę mieli dość długą, a i student nie obchodził się z nim łagodnie. Zwłaszcza teraz gdy abstynencja niemal zmuszała go do dania upustu swoim nagromadzonym władczym zapędom.
-O co prosisz? – wymruczał swoim aksamitnym tonem przy jego uchu. Sam miał problemy z tym by panować w pełni nad sobą, ale i tak było z nim o wiele lepiej niż z tą skamlącym szczeniakiem. Już nawet nie reagował na ruch jego bioder wiedząc, że i tak Cas nie jest już w stanie kontrolować tego w żaden sposób. W chwili rzucenia tego „Kurwa”, jakaś niewidzialna tama pękła i nie było sensu pastwić się nad nim dodatkowo. To prawda, nigdy nie wymagał od niego więcej niż ten byłby w stanie mu dać. Z każdym kolejnym razem posuwali się dalej odnajdując nowe doznania i przesuwając swoje granice. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia za to, że doprowadzał go do takie stanu, stanu w którym nawet oddech jest problemem a co dopiero utrzymywanie jakichkolwiek pozorów. Gdy młodszy się zatrzymał starając się opanować, Ethan podążył za nim wracając do bardziej leniwych ruchów. Zmysłowych, dokładnych, które ledwie muskały jego najczulsze punkty. Palce poruszały się już gładko w jego wnętrzu dając tym samym znak, że chłopak jest praktycznie gotowy na niego. Teraz te przygotowanie trwały już o wiele krócej niż przy pierwszych razach. I dobrze, może był opanowany, ale chyba nie na tyle by znowu tyle czekać.
-Casy-ah, skoro tak bardzo tego pragniesz – wymruczał pochylając się by złożyć na jego ustach ten w sumie czuły pocałunek będący ostatnią ostoją przed głównym aktem. Widział te wszystkie uczucia jakie nim targały, pragnienie w oczach i nieme błaganie, by wreszcie przestał zwlekać i zajął się nim w odpowiedni sposób. Tak to był ten moment. Gdy oderwał się od jego opuchniętych warg, w jego oczach można było zobaczyć tylko pragnienie i dziki żar, zupełnie jakby w jego wnętrzu płoną ogień szukający ujścia. –A teraz będę cię pieprzył do upadłego – oznajmił gwałtownie wychodząc z niego i pchnął go brutalnie na oparcie zupełnie jakby był szmacianą laką. Jednocześnie puścił jego męskość by przyciągnąć jego biodra do siebie –Nawet nie piśnij. Jeśli jękniesz, będę musiał cię ukarać – wiedział, że Cassy nie będzie w stanie być cicho, nie w takiej chwili. Ba nawet nie chciał, żeby był ale w końcu był sadystą i lubił patrzeć jak chłopak walczy ze sobą. Wolną dłonią nabrał jeszcze odrobinę śliskiej substancji, tak dla własnej wygody i wreszcie naparł na jego wejście. Nie wchodził jednak specjalnie drażniąc go gładką końcówką. – No dalej kochany, weź mnie w siebie- zamruczał łapiąc go za włosy odciągając głowę do tyłu w mało wygodnej pozycji unieruchamiając do reszty. Jak on to uwielbiał i czekał zdecydowanie za długo. Zaraz wyszedł mu naprzeciw wchodząc w niego do samego końca. Czując to rozkoszne ciepło bijące od jego ciasnego wnętrza aż zamruczał zadowolony. Pierwszy leniwy ruch nie zwiastował niczego szczególnego, tyle, że jak to z Ethan bywało, zaraz sytuacja się zmieniła, gdy zaczął poruszać się w nim mocno uderzając w prostatę za każdym razem. Ale przecież właśnie o to Casy prosił czyż nie?
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPią Kwi 10 2015, 19:48;

Casey przynajmniej nie był w swoim myśleniu osamotniony, ale to wcale nie znaczy, że z tych wszystkich rozważań zwierzał się Dowesonowi. W tym zakresie wystarczały wymiany spojrzeń, mówiące im naprawdę wiele, gdy któreś z małżeństwa znowu wyskakiwało ze zmianą zachowania o sto osiemdziesiąt stopni. Już i tak tyle dobrze, że Marvell nauczył się to po prostu ignorować i nie komentował, a mógłby. Tylko wtedy jedynie pogorszyłby już i tak niezbyt ciekawą sytuację. Może dlatego, nawet spędzając czas u nich, starał się unikać właścicieli rezydencji jak ognia, zwykle z dość zadowalającym skutkiem. Zdecydowanie, tak było bezpieczniej. Oczywiście najlepiej byłoby dostosować się do ich wymagań, ale tego Cas nie zrobiłby niezależnie od tego, co Dowesonowie chcieliby mu zaoferować. Nic nie miało wartości większej niż jego relacja z Ethanem oraz on sam w sobie. Ślizgoni może i byli zapatrzeni w siebie, interesowni, może nie przykładali większej wagi do wierności i oddania, a chociaż Arterbury nie za bardzo od tego opisu odstawał, idealny profil psuło pewne niezwykle dlań ważne kruczysko, z którego za nic nie mógłby zrezygnować, a już na pewno nie dlatego, że ktoś mu zabronił. Dobre sobie. Zakazy są po to, żeby je łamać. O ile nie pochodzą od wspomnianego wcześniej studenta... wtedy może zrobić się nieciekawie, co wcale nie znaczy, że młodszy nigdy tego nie robił. Zdarzało się, czasami częściej, czasami wcale.
To, że Ślizgon nie chciałby nigdy znaleźć się na miejscu potencjalnej małżonki Ethana nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Oczywiście chodzi tutaj o pozycję równą zeru i świadomość, że zawsze ktoś będzie ponad tobą, bo inna sprawa to obrączka i fakt bycia z ukochaną osobą. Nie, żeby kiedykolwiek zaszufladkowali swoją relację na tyle, by nazwać ją miłością, ale przecież sam fakt tego oficjalnego związku by się liczył... Inna sprawa to fakt, że ta dziwka - jak Casowi najpewniej przyszłoby ją określić - mogłaby pewnego dnia znacząco przeliczyć swoje możliwości. Człowiek jest w stanie odwalać różne rzeczy, szczególnie sfrustrowany i ewentualnie zbyt pewny własnej wartości. Gdyby próbowała się porwać z motyką na słońce, chociaż przez moment wykraczając poza sztywne ramy tego, czego małżeństwo by od niej wymagało... w takim wypadku chyba nawet Doweson miałby trudność z powstrzymaniem gniewu Arterbury’ego. Nie wspominając o tym, że ten dzieciak czasami naprawdę potrafił wybuchnąć w najmniej oczekiwanym momencie. No nic, chyba nie ma sensu rozważać przyszłości, na którą żadne z nich nie oczekiwało z wytęsknieniem. Zaczną martwić się, gdy staną przed faktem dokonanym, a nie teraz, kiedy w gruncie rzeczy należeli tylko do siebie.
Po kilku tygodniach niektóre związki się wypalały. Inne trwały przez kilka miesięcy, jeszcze inne przez lata. Tylko nieliczne mogły się jednak pochwalić tak silną więzią jak ten ich. Przynajmniej co do tego Casey miał stuprocentową pewność, bo chociaż znali się od dawien dawna, naprawdę spotykali i sypiali ze sobą regularnie od niemaże dwóch lat, nigdy nawet nie przeszło mu przez myśl, że ktoś mógłby być od Ethana lepszy, zastąpić go, albo przynajmniej sprawić, by Ślizgon zapomniał o starszym chociaż na chwilę. Nie, to nie działało w ten sposób. Pieprzył się z innymi, w porządku. Marvell nigdy nie podawał się za świętego i to, że dość często znajdował sobie nowe obiekty zainteresować nie stanowiło tajemnicy. Zresztą, ten pokręcony przypadek już omówiliśmy, a teraz wróćmy do rzeczy. Dwa lata to naprawdę dużo czasu, trzynaście - jeszcze więcej, zaś oni przez cały ten czas zgłębiali siebie nawzajem, coraz bardziej, coraz pełniej. Casey nie był nawet pewien, czy Doweson przypadkiem nie zna go lepiej, niż on sam. Uczyli się. Również w sferze seksualnej ciągle przesuwali na przód i poszerzali horyzonty i chociaż ktoś inny mógłby już dawno znudzić się albo zmęczyć, tym dwóm wciąż było mało, a w chwilach przeznaczonych tylko dla nich, świat zdawał się oscylować tylko wokół kochanka. Ostatnimi czasy rzeczywiście przestali się tak bardzo hamować jak na samym początku. Przeszli krok dalej i to też przyniosło efekty. Przecież pasowali do siebie niemalże perfekcyjnie, nawet jeśli nie byli lustrzanymi odbiciami i zdarzało im się mieć zupełnie odmienne zdania. Nic więc dziwnego, że i w łóżku zaspokajanie potrzeb było śmiesznie łatwe. Swoją drogą, Marvell nigdy wcześniej nie był aż tak podatny na te pochwały, jak podczas ostatnich miesięcy. Może dlatego, że dopiero od niedawna decydował się na aż tak intensywne doznania? W każdym razie, studentowi wystarczało naprawdę niewiele, by zachęcić Ślizgona do współpracy. Inna sprawa, że nawet jako uległy, Cassie potrafił zachowywać się jak to on, zawsze na przekór, posiadając własne zdanie i właśnie z tym charakterystycznym dla niego zacięciem. W końcu kto normalny, kiedy jest przyparty do ściany i unieruchomiony, pozbawiony ucieczki przez o niebo silniejszego osobnika, wcale nie myśli o tym, by podporządkować się w pełni i uniknąć ewentualnych bolesnych konsekwencji. On nawet w takiej chwili potrafił odszczekać czy warknąć, niejednokrotnie nawet ugryźć. Ethan potrafił nad nim zapanować, fakt, ale szkopuł tkwi w tym, że robił to perfekcyjnie, a jednocześnie bez naruszania prawdziwego charakteru swojej księżniczki. Nikt poza nim nie potrafiłby tego zrobić.
Słysząc to, wprawdzie retoryczne, pytanie, wydał z siebie ostrzegawcze warknięcie i jedynie spiął mięśnie, dość wymownie zaciskając się na palcach Krukona. Gdyby nie miał w tej chwili związanych rąk, Doweson mógłby się spodziewać kolejnych szram po paznokciach, ewentualnie morderczego spojrzenia czy szarpnięcia za włosy. Reakcja najpewniej byłaby natychmiastowa, jednak w swoim obecnym stanie Arterbury nie mógł sobie pozwolić absolutnie na nic. Formowanie poprawnych gramatycznie i merytorycznie zdań było zbyt trudne; manifestacja swojego niezadowolenia w jakiś wyraźniejszy sposób - praktycznie niemożliwa. To przekleństwo byłoby pewnie okraszone kolejnymi, gdyby Cas nie próbował tak rozpaczliwie uspokoić organizmu przynajmniej na moment, na krótką chwilę, podczas której mógłby odpowiedzieć na to wcześniejsze pytanie i w końcu otrzymać upragnioną nagrodę. Odnosił wrażenie, że chyba jeszcze nigdy nie był aż tak sfrustrowany. Ethan rozpalał go do żywego i skutecznie koncentrował zmysły tylko na sobie. Naprawdę niewiele brakowało, by zupełnie zapomniał, w jaki sposób powinien prawidłowo funkcjonować. Przecz ciepło bijące od drugiego ciała, młodszemu było już niewyobrażalnie gorąco, a przecież kiedy przyszedł do wieży odnosił wrażenie, że w pomieszczeniu jest dość chłodno. Nawet coś tak błahego i naturalnego jak oddychanie, które przecież przychodziło instynktownie od pierwszych chwil życia stawało się okropnie trudne, gdy Doweson w końcu, wreszcie dawał mu to, na co czekał od tak dawna. Nie potrafił się opanować, nie potrafił myśleć o niczym innym, jak kochanek, nie porafił skupić myśli na niczym, niż pragnienia, które od tak dawna trzymał na wodzy.
Jęknął wprost w usta starszego. Głośno. Ten pomruk był dla niego wystarczającym zapewnieniem, że wkrótce dostanie dokładnie to, czego pragnął. Pocałunek, krótki, urwany i z uchylonymi ustami, do reszty zabrał mu oddech. A może to wina tego, że automatycznie chciał sięgnąć rękami w stronę partnera i dopiero po chwili zorientował się, jaką funkcję naprawdę miały jego więzy?
Sens słów Krukona dotarł do niego z niemałym opóźnieniem. Zaprotestował, kiedy chłopak wysunął z niego palce, natychmiast próbując przysunąć się bliżej, tylko po to, by jego policzek znowu spotkał się z szorstką tapicerką. Nawet nie zarejestrował pieczenia skóry w tymże miejscu, a później bez żadnych oporów podporządkował się woli Ethana. Zresztą, i tak nie miał dość siły, by stawić jakikolwiek, najmniejszy nawet opór. Może to nawet dobrze, że całym tułowiem i głową przylegał do oparcia, bo gdyby znajdowali się na płaskiej powierzchni, nie potrafiłby chyba utrzymać się na kolanach bez tego. A może jednak?
Zagryzł wargi na tyle mocno, by poczuć w ustach metaliczny smak krwi. Znając życie cienka stróżka spłynęła mu po brodzie, ale nie przyłożył do tego najmniejszej uwagi. Wiedział, że nie pomoże mu to zbyt wiele, ale przecież liczył się sam gest, próba. Próba, która już po chwili okazała się porażką, bo gdy został pociągnięty za włosy, siłą rzeczy wyrwało mu się przytłumione westchnienie, albo raczej ledwie słyszalny jęk. Nie mniej, posłusznie wypchnął biodra w tył, zaciskając i usiłując rozluźnić mięśnie, na tyle, by Ethan rzeczywiście mógł być z niego zadowolony. Nie należało to do najłatwiejszych i wcale nie dlatego, że nie był odpowiednio przygotowany.
Materiał spodni starszego, który co rusz zderzał się z jego udami był w równej mierze przyjemny - przez tarcie, co irytujący - o wiele bardziej wolałby czuć rozpaloną skórę na swojej własnej. Nie znajdował się jednak w pozycji, w której mógłby protestować, albo wyrażać swoje opinie, zwłaszcza wtedy, gdy po kilku wprawnych, mocnych ruchach bioder absolutnie nie potrafił powstrzymać się przed wyjęczeniem imienia Krukona.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptySob Kwi 11 2015, 22:31;

Na szczęście willa Dowesonów była na tyle duża, że unikanie jego rodziców nie stanowiło większego problemu. Wystarczyło przejść do innego skrzydła i już mieli zagwarantowany nie tylko spokój ale i dużą dozę prywatności. Ojciec Ethana przeważnie większość dnia spędzał w pracy, pojawiając się dopiero na późnej kolacji, natomiast jego matka jak zwykle zajmowała się albo sobą i plotkowaniem z przyjaciółkami albo spędzała czas w Mungo, gdy wypadał jej dyżur. Także na zbędne towarzystwo nie mogli narzekać, co też skrzętnie wykorzystywali. Mogli być tam w pełni sobą, nie bawiąc się w zbędne gierki i zwody mające zmylić wszystkich w koło. Pozwalali sobie na znacznie więcej zasadniczo przeżywając istne emocjonalne wakacje. Z resztą nawet jeśli jego rodzice kręcili się gdzieś w pobliżu, to ta dwójka i tak niewiele sobie z tego robiła zaszywając się chociażby w pokoju któregoś, lub przestronnej bibliotece. Ethan doskonale pamiętał te kilka razy, gdy w ostatniej chwili udało im się usiąść przy stoliku otwierając pierwszą lepszą książkę by nie zostać przyłapanym przez jego ojca. Cóż niczego nie widział i mógł się tylko domyślać, czemu ta dwójka jest taka „roztargniona”. Eh te piękne wspomnienia.
Prawdę mówiąc, Krukon nie był pewien czy i jemu by się w końcu nie skończyła cierpliwość i sam by nie naskoczył na sfrustrowaną małżonkę. Zwykle nie podnosił ręki na kobietę, co nie znaczy, ze gdyby ta na jego oczach jawnie zaczęłaby przesadzać wyładowując się na Casie, to czy by jej chociażby nie spoliczkował. Nic więcej, ale to by chyba skutecznie zamknęło jej usta zmuszając do uległości i pokory. Bo czy jest coś bardziej uwłaczającego i uderzającego w dumę, niż policzek od „bliskiej” osoby? No właśnie, zwłaszcza, że Marvell pewnie zostałby obdarzony jedynie warknięciem czy mało wybrednym komentarzem każącym mu się zamknąć. Zdecydowanie przestałaby się czuć tak pewna swego. Ale faktycznie zostawmy coś, co się jeszcze nie wydarzyło. Niech te obawy majaczą gdzieś w oddali niczym chmury burzowe na horyzoncie, którymi nikt nei nie przejmuje póki nie przyniosą pierwszych grzmotów. Jedno jest pewne, mimo wszystko, choć żaden o tym nie mówił, mieli nadzieję, że minie jeszcze wiele czasu zanim ich obawy staną się prawdą. A najlepiej by w ogóle się nie spełniły.
Chyba najlepiej jest rozpocząć związek właśnie od takiego bardzo dogłębnego poznania. I nie chodzi tutaj bynajmniej o fizyczność. Ta dwójka zna się w zasadzie od dziecka. Mieli czas by poznać swoje nawyki, pasje, usposobienie, rzeczy które uwielbiają a od których stronią. Z czasem, krok po kroku uczyli się swoich reakcji, rozmieli się bez słów. Gdy wreszcie zaczęli się spotykać z sobą mogli śmiało powiedzieć, że w zasadzie to była tylko formalność. Będąc z kimś tak blisko niektóre rzeczy stają się same z siebie. To zabawne, choć wcześniej nigdy się nie całowali, Ethan był w stanie przewidzieć to co zrobi chłopak. Tak samo jak Cas chyba rozumiał czemu on zachował się tak a nie inaczej. Taką relacje powinien mieć każdy związek o ile chce on przetrwać. Też dzięki temu, wiedzieli że dla siebie są niezastąpieni. Nikt nie zajmie miejsca Marvella i choć Doweson próbował wielu osób, to wciąż nei było to czego szukał. Jedynie przy Ślizgonie czuł się w pełny, wiedząc, że to właśnie jego miejsce. Być może to właśnie dlatego oboje tolerowali te wszystkie wyskoki. Skoro i tak mieli świadomość, że z nikim innym nie będzie im tak dobrze to nie ma sensu przejmować się przelotnymi romansikami, bo one nic nie znaczą.
Tak, Ethan też sądził, że rozumie i zna Casyego lepiej niż on sam. Nie raz się o tym przekonał chociażby dokładnie przewidując to co Ślizgon zrobi. Wiedział jak się zachowa, o czym pomyśli i to bynajmniej nie uciekając się do legilimencji. Działało to jednak w drugą stronę. Artebury znał go lepiej, niżeli Krukon czasem by sobie tego życzył. Chwilami stawało się to bardzo kłopotliwe. Szczególnie, gdy Ethan wolałby zostać sam chcąc samemu uporać się z jakimś problemem, czy zwyczajnie ochłonąć, lecz młodszy uparcie trwał przy nim wiedząc, że sama jego obecność będzie potrafiła zdziałać cuda. Gorzej gdy pozwalał sobie stawać się hmmm obiektem do wyładowania frustracji. Doweson gdy był wściekły nie potrafił do końca sobie z tym radzić. Owszem długo panował nad sobą, leczy gdy czara się przelała robiło się nieciekawie. Po wszystkim musiał się jakoś wyładować i uspokoić i niejednokrotnie robił to na Casie. Czasem miał wyrzuty sumienia choć w tamtej chwili potrzebował tego najbardziej na świecie. Marvell to akceptował i Ethan obawiał się, że któregoś dnia zwyczajnie go za to znienawidzi.
Naprawdę lubił to, że pomimo swej uległości, wciąż miał ta bezczelna iskrę sprawiającą, że nie był tylko zabawką. To sprawiało, że nigdy się nim nie nudził, pobudzał go i nakręcał. Nie jego wina, że im bardziej Cas się stawiał, tym bardziej starał się utemperować jego charakterek nie łamiąc go przy tym. Z początku wydawało mu się to trudne, bo jak kogoś można okiełznać jednocześnie tego nie robiąc. Teraz było to dziecinnie łatwe i naturalne na co oboje nie mogli narzekać. W ogóle to, że w swoich zabawach zabrnęli tak daleko było chyba dziełem przypadku. Zaczynało się niewinnie, przepaska na oczy, agresywniejsze ruchy, drobne świństewka i nim się spostrzegli, Ethan niemal stał się Domem pętającym i spełniającym swoje/ ich fantazje. Przyszło im to zupełnie naturalnie i chyba właśnie to było w tym najlepsze.
Nie mógł się nie zaśmiać, na ten jawny protest. Cóż, tylko pytanie komu bardziej robił na złość, Ethanowi lekko krępując ruchy, czy sobie zatrzymując zabawę jednocześnie dostarczając sobie większych doznań? Tak czy inaczej, właśnie po to były te więzy, by młodszy był skazany na jego łaskę nie mogąc w żaden sposób się chociażby odgryźć czy mu oddać. Poza tym, był w nich piękny, doskonale wyeksponowany i zwyczajnie seksowny. Mógł bluźnić ile chciał, ale to i tak nie zmieni jego położenia. Wręcz przeciwnie, zostanie okiełznany jeszcze bardziej. Fakt, Ethan nie zamierzał dać mu tego co chciał, dopóki Cas tego nie powie. Widział doskonale, że w jego stanie, sklecenie jednego, prostego zdania było niemal niemożliwe, ale i tak nei zamierzał mu tego ułatwiać. Z resztą to było całkiem zabawne i satysfakcjonujące za razem, takie oglądanie tej walki z samym sobą. Grunt jednak, że pomimo całego swojego rozemocjonowania mu się to udało. W gorszy czy lepszy sposób ale to zrobił. Wyjęczał swoją prośbę za co z resztą został też sowicie wynagrodzony.
Wbrew pozorom Ethan naprawdę postawił sobie dobro chłopaka na pierwszym miejscu. Doskonale wiedział, że Ślizgon nie byłby w stanie teraz ustać na nogach czy chociażby być wyprostowanym na jego kolanach. Nie po takiej przerwie będąc doprowadzonym do granic szaleństwa. Może i jego ruchy były brutalne, ale za to skuteczne. Casey był względnie w stabilnej pozycji, pozwalającej swojemu partnerowi nie tylko na większą swobodę, ale i na zapewnienie mu większej przyjemności. Ethan bez problemu mógł sięgać dalej, mocniej nie zawracając sobie głowy dodatkową asekuracją. Z reszta do cholery, ten chłopak sam swoimi reakcjami doprowadził go do stanu w którym przestawał trzeźwo myśleć. Był targany pragnieniem spełnienia tu i teraz, zaspokojenia swoich rządzy i chęcią zasmakowania przyjemności. Jego oddech już dawno przestał być płynny, a serce na stałe przybrało bardzo szybki rytm. A odrobina bólu czy start naskórek to nic, w końcu obiecał mu to, przynajmniej na kolanach.
-Mówiłem, cicho – warknął na ten tłumiony jęk. W ramach hmm reprymendy przesunął dłoń by nieco boleśnie zacisnąć ją na jego jądrach. W jego obecnym stanie mogła to być zarówno kara jak i przyjemność, ale właśnie taki był tego zamiar. Widząc krew sączącą się z jego warki, Ethan odchylił mu bardziej głowę i po prostu przesunął językiem zlizując czerwony strumień. Metaliczny posmak już dawno przestał mu przeszkadzać tak samo jak robienie gorszych rzeczy niż smakowanie jego posoki.
Nie oszukujmy się, dzisiaj wszystko działało na niego bardziej zarówno irytując jak i podniecając. Zwykle nie zwracał uwago na materiał spodni drażniący mu delikatną skórę ud, która pewnie w końcu pokryje się drobnymi rankami. Dziś zaś tylko bardziej go to stymulowało, czyż to nie piękne?
-Właśnie tak Cassy, dokładnie tak – zamruczał słysząc swoje imię wyjęczane w ten sposób. W nagrodę uderzył gwałtowniej w jego prostatę, puścił włosy i pociągnął za krawat dodając do tego dodatkowe doznania. Już sam nie myślał nad tym co robi. Liczyło się tylko ciało pod nim i przyjemność jaką mu dawało. Wreszcie nie czuł tego przeraźliwego chłodu, który towarzyszył mu od końca ferii, wszelkie zbędne myśli uciekły. Zostali tylko oni w swym najpiękniejszym i najlepszym akcie na jaki było ich stać. Nie wiedział ile sam wytrzyma nim osiągnie spełnienie, ale tym razem zupełnie go to nie obchodziło.
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyNie Kwi 12 2015, 12:15;

Zdecydowanie. To, że mieli całe skrzydło tylko dla siebie na pewno ułatwiało im życie. Rodzicom Ethana również, bo prawda jest taka, że czasami zapominali o czymś tak błahym jak jak wypowiedzenie zaklęć wyciszających. Szczególnie podczas tych pamiętnych wakacji, gdzie nie musieli się przejmować nikim. Państwo Doweson dopiero zaczynali się domyślać, co było pomiędzy ich synem, a Arterburym, jednak i tak pozostawiali ich samym sobie. Na całe szczęście... te kilka niebezpiecznych sytuacji w bibliotece nie sposób był zapomnieć. Szczególnie na samym początku, bo gdy Anthony wparował do pomieszczenia, Cas mógł jedynie zerknąć na niego ponad okładką grubego tomiska. Czerwonych policzków i spierzchniętych warg raczej nie dałoby się wytłumaczyć treścią księgi dotyczącej eliksirów, prawda? Ethan miał wtedy jeszcze czelność przedłużać rozmowę z ojcem, Merlin jeden wie po co. Po wszystkim ten drań wyglądał na zadowolonego z siebie, tak, jakby zupełnie nie rozumiał dyskomfortu - wówczas – piętnastolatka.
Policzek na pewno spełniłby swoje zadanie. Przynajmniej taką należało mieć nadzieję, bo kiedy dojdzie do podobnej sytuacji, szukanie wyjścia awaryjnego może przysporzyć dość sporo problemów. Zwłaszcza, że Casey był, jaki był i pewnie nawet ten niegroźny komentarz nie przeszedłby bez echa. Co tu dużo mówić, w towarzystwie Dowesona, Ślizgon czasami naprawdę zachowywał się jak rozpieszczona księżniczka, którą nie bardzo obchodzili inni. Na całe szczęście student znał instrukcję obsługi swojego kochanka lepiej, niż ktokolwiek inny.
Seks i zbliżenia fizyczne przez bardzo długi okres u tych dwóch nie wchodziły w grę. Przecież pierwszy buziak, bo pocałunkiem tego nie dało się nawet nazwać, miał miejsce niecałe trzy lata temu, a za rękę trzymali się wcześniej tylko raz - na peronie 9 ¾, żeby kilkuletni Casey przypadkiem się nie zgubił. Stosunkowo niedawno zaczęło to wyglądać tak, jak teraz i żaden nie widział w tym nic dziwnego. Patrząc na przebieg ich dzisiejszego spotkania, postronny obserwator uznałby raczej, że skupiali się tylko na fizyczności, od razu przechodząc do takich, a nie innych aktywności. Oni wiedzieli, że to właśnie tego w danej chwili potrzebują. Na rozmowę czas przyjdzie później, kiedy frustracja i zdenerwowanie w końcu z nich zejdą i zostanie tylko satysfakcja po osiągnięciu spełnienia. Lata obserwacji, rozmów bądź milczenia upłynęły szybko, ale nie pozostały bez echa. Marvell, tak samo jak i starszy chłopak, potrafił odczytać emocje tego drugiego i zdawał sobie sprawę nawet z tych najdziwniejszych przyzwyczajeń bądź pragnień. Wiedział, że spokój i opanowanie Krukona też miały gdzieś swoje granice, a frustracja nagromadzona w chwilach, gdy znajdowały się one na wykończeniu, musiała prędzej czy później zostać wyładowana. Co jednak mogło dziwić, Cas zdecydowanie wolał, gdy student wyładowywał się na nim. Może naprawdę był masochistą, kiedy przychodziło do ich związku, ale przecież nie sposób go o to winić, prawda? Nakręcała go postawa Dowesona, gdy ten tracił panowanie nad swoimi emocjami i potrzebował czegoś, lub kogoś, by ponownie je odzyskać. Nie potrafiłby znienawidzić starszego za coś takiego. W ogóle chyba nie byłby w stanie. Niechęć, rozczarowanie i wściekłość - w porządku, ale nienawiść nie miała racji bytu, tak samo, jak próba odcięcia się od Krukona była fatalna w skutkach. Marvell był zbyt mocno związany emocjonalnie ze swoim kochankiem, żeby coś takiego rozważać. A już na pewno nie w takiej sytuacji. Przecież on sam, po tych mocniejszych doznaniach, czuł się wyjątkowo spokojny i wyciszony. Czasami organizmowi zdarzyło się zaprotestować, ale Casey właśnie wtedy czuł się najlepiej. Może i był obolały, jedna nie żałował w najmniejszym nawet stopniu. Później cykl się powtarzał. Czasami chyba celowo wywoływał w Ethanie takie, a nie inne reakcje, nawet jeśli ten był dopiero na granicy. Wiedział, że wkrótce będzie potrzebował odreagować i... wolał, by miało to miejsce na nim, niż na kimkolwiek innym. Naprawdę miał nie po kolei w głowie. Trudno. Najważniejsze, że tą stronę Dowesona znał tylko on, jednocześnie w pełni akceptując potrzeby i sadystyczne zapędy studenta.
Siedzenie cicho, przy takiej dawce doznań, było piekielnie trudne i niemalże graniczyło z cudem. Ta kara za brak panowania nad sobą była raczej utrudnieniem, więc nic dziwnego, że zęby po raz kolejny zahaczyły o drobną rankę, powiększając ją jeszcze trochę bardziej. Naprawdę chciał wykonać polecenie Krukona. Pomimo swojego na wpół świadomego stanu, pragnął zadowolić kochanka, nawet jeśli miałoby chodzić tylko o głupie hamowanie jęków czy westchnień... a z drugiej strony, było to piekielnie trudne. Pociągnięty do tyłu, ponownie oparł tył głowy o jego ramię. Po wszystkim na pewno będzie go bolała szyja, która już teraz dałaby o sobie znać, gdyby nie podwyższony poziom dopaminy, adrenaliny i jeszcze innych hormonów. Ból już dawno przestał mieć znaczenie, zostając zupełnie stłumiony przez podniecenie i przyjemność.
Ethan był jedynym, który potrafił doprowadzić go do takiego stanu. Tylko on. Tego jednego Casey miał stu procentową pewność, bo w takich chwilach nie mógł myśleć o nikim, ani o niczym innym. To, że ten jęk brzmiał tak, a nie inaczej było chyba dostatecznym świadectwem. Kolejny wydarł się z jego gardła chwilę później, na krótką chwilę będąc jednym z ostatnich, gdy zwyczajnie zabrakło oddechu. Krew szumiała mu w uszach, płuca zapiekły, domagając się tlenu. Nagle stał się o wiele bardziej świadomy tego, co działo się dookoła albo raczej tego, co z jego ciałem robił Krukon. Do spełnienia brakowało mu niewiele i właśnie dlatego, wraz z kolejnym wywalczonym oddechem, pojawiła się cicha prośba, skryta pośród jęków i imienia Dowesona, które równie dobrze mogło stać się jakąś nową mantrą, utrzymującą Ślizgona przy „zdrowych” zmysłach.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPon Kwi 13 2015, 11:13;

Przepraszam bardzo, on nie przedłużał tamtej rozmowy specjalnie. Po prostu chciał niejako udowodnić ojcu, że tutaj nic takiego się nie działo. Że tylko rozmawiali i razem odbywali filozoficzne debaty o sensie życia i śmierci. Z resztą i tak musiał zapytań Anthonego o coś, a skoro wtedy nadarzyła się okazja, to czemu by z niej nie skorzystać. Później mógłby albo zapomnieć, albo musiałby specjalnie szukać ojczulka. A tak miał to już z głowy. Z resztą później i tak Casey’owi to wynagrodził w należyty sposób sprawiając, że zapomniał o tej przerwie.
Tak, Marvell był rozpieszczoną księżniczką, która nie lubi, gdy coś nie idzie po jego myśli. Powinien jednak docenić fakt, że w jego przypadku frustracja Ethana, w tamtym momencie skończyłaby się tylko na warknięciu. Równie dobrze, sam mógłby go uderzyć, wyrzucić z domu/ pomieszczenia lub co gorsze wykorzystałby swoją dominującą postawę wydając mu rozkazy czy cokolwiek innego. Chyba oboje nie chcieliby, by do tego doszło. Tak więc niech komentarz zostanie jedyną „karą”. Może się na niego obrażać, strzelać fochy, ale chyba w gruncie rzeczy, gdzieś tam głęboko w środku będzie miał świadomość, że Ethan miał albo rację, albo że mu się należało. Doprawdy, w całej tej pokrętnej sytuacji, to właśnie student byłby w najgorszym położeniu rozdarty pomiędzy przymusem zadowolenia rodziny i spełnieniem swojego obowiązku, a zaspokojeniem własnych potrzeb i pragnień. Wiedział, że będzie sfrustrowany, wiecznie wściekły i w jakiś sposób zmęczony tym wszystkim. Ale ok może uda mu się ten przykry obowiązek odsunąć jak najdalej w czasie, albo się jakoś z niego wykręci. Opcja druga, pobawi się czarną, zakazaną magią i starożytnymi rytuałami sprawiając, że to Cas stanie się tym, kto spełni ich rodowe obowiązki wydając na świat pierworodnego. To kłopotliwe i czasochłonne ale zawsze to jakaś alternatywa.
Nic dziwnego, że fizyczność pojawiła się dopiero nie tak dawno temu. Mimo wszystko 3 lata różnicy między nimi robiły swoje, a mimo wszystko nie będzie się dobierał do jakiegoś gówniarza, może i był spaczony ale jakieś zasady miał. Tamten buziak był pierwszym sygnałem, że wreszcie mogą zacząć coś robić w kierunku. Owszem bardzo powoli zważywszy na ich zimną wojnę, ale można było już pójść w tamtym kierunku. W ogóle teraz śmiać mu się chciało z tamtego okresu ale grunt, że im on na dobre wyszedł. I to prawda, z boku dzisiejsza sytuacja mogła wyglądać niepokojąco. Zwłaszcza jeśli ktoś spojrzałby tylko na Casa i stan w jakim się znajduje. Skrępowany, ledwo żywy i zdecydowanie poskromiony. Czysta fizyczność, na której chwilowo im najbardziej zależało. Po wszystkim przyjdzie czas na jakąś czułość, rozmowy i głaskanie po plecach, gdy oboje będą powoli dochodzić do siebie. Prawdę mówiąc, gdyby zaczęli dzisiejsze spotkanie od jakiejś konwersacji o niczym, to mogłoby się skończyć w najlepszym przypadku małą awanturą. Na szczęście oboje doskonale wiedzieli po co tu przyszli od razu przechodząc do rzeczy.
Na pewno lepiej żeby wyładował się na nim. Przynajmniej Ethan mógł się zatracić, a Cas wiedział, że nic mu się takiego nie stanie. Owszem zazna bólu ale po wszystkim otrzyma odpowiednią opiekę. Tak samo, jeśli młodszy chciał odreagować i zwyczajnie zapomnieć się, student był tam dla niego gotowy. Wiedział że oboje czasem tego potrzebowali, by odpocząć, zebrać myśli. Nie raz go prowokował z tym swoim uśmiechem chcąc tylko wywołać daną reakcję. Cóż póki im obu to pasuje niech i tak będzie. I miejmy nadzieję, że faktycznie nigdy nie doprowadzą się do stanu w którym się znienawidzą. Sam wątpił w to, by byłby w stanie obdarzyć go tym konkretnym uczuciem. Cas był mu zbyt drogi i zbyt cenny by od tak go znienawidzić i odepchnąć. Już za daleko do zabrnęło i nie było możliwości powrotu. Choć ckliwie to zabrzmi, Ślizgon już zawsze będzie częścią jego życia.
-Jeszcze chwile, wytrzymaj – rozkazał swoim aksamitnym tonem na to błaganie i jęki jakie wydobywały się z jego gardła. Już nawet nie chodziło o sadyzm, ale Cas był już w takim stanie, że jeśli wytrzyma choć troszkę dłużej osiągnie jedno z najlepszych spełnień w swoim życiu. Rozluźnił jednak jego krawat na tyle by mógł złapać choć odrobinę oddechu choć w jego obecnej pozycji to i tak pozostawało zadaniem niezwykle trudnym. Puścił jego włosy pozwalając jego głowie opaść na oparcie. Zacisnął dłoń na je biodrze nadając ich ruchom większej dynamiki nie dając mu wytchnienia. Sam miał już problemy z trzymaniem się w ryzach i po prostu dał się ponieść. Nie pilnował własnego ciężkiego oddechu czy cichych przekleństw które padały z jego ust, gdy Cas mimowolnie zaciskał się na nim. Przylgnął do niego niwelując jakąkolwiek odległość między jego nagimi plecami a swoim brzuchem. –No dalej Cas…nie powstrzymuj się – jęknął przy nim dając mu przyzwolenie wreszcie by dał upust całemu swojemu napięciu
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPon Kwi 13 2015, 22:17;

No w porządku, może intencje miał inne, ale to nie ma absolutnie nic do rzeczy! Przecież Casey mógł sobie coś ubzdurać od czasu do czasu. A już szczególnie wtedy, gdy policzki niemiłosiernie go piekły, nie tylko przez obecność Dowesona seniora, ale i komentarz, który usłyszał od jego syna, zanim jeszcze mężczyzna wszedł do pomieszczenia. I weź tutaj funkcjonuj normalnie! Teraz może zdążył się do tego przyzwyczaić i bez problemów zachowywał pokerową twarz, nawet wtedy gdy temat ich rozmowy był taki, a nie inny. Po tylu ćwiczeniach praktycznych ciężko byłoby tego nie wypracować, a i przydawało się to wtedy, gdy - chociażby podczas obiadu - siedzieli naprzeciwko siebie w Wielkiej Sali i... cóż, niejednokrotnie ich wymianę spojrzeń spokojnie można byłoby odebrać jako bezkarne flirtowanie i rozbieranie się wzrokiem, gdyby trwały one dłużej niż kilka sekund, a ktoś spośród grona uczniowskiego był w stanie zorientować się, że para patrzy właśnie na siebie. Nie potrzebowali ligilimencji i okulumencji, by przez ten króciuteńki moment dokładnie odczytać swoje myśli. Ciekawe tylko, co będzie, kiedy Marvell kiedyś przez przypadek się zagapi... nie ukrywajmy, chociaż w jego przypadku takie zapomnienie się było niemalże nieprawdopodobne, to na pewno bardziej możliwe, niż u Ethana. Krukon na pewno zrobiłby to trochę dyskretniej i nie wyłączył się z konwersacji w połowie. Wracając zaś do głównego wątku, gdy tylko drzwi zamknęły się za ojcem starszego, książka Ślizgona wciąż pozostała na swoim miejscu i dopiero wyższy z chłopaków musiał odłożyć ją na stolik, przy okazji jeszcze odrobinę drażniąc się ze sfrustrowanym Arterburym, który pewnie narzekałby przez pół dnia, gdyby Doweson skutecznie nie zamknął mu ust.
To akurat prawda. Z dwojga złego ostrzegawczy komentarz był najlepszą opcją, nawet jeśli póżniej Ethan musiałby troszeczkę się namęczyć, żeby uzyskać przebaczenie, czy jakoś tak. Znając życie Casey nie boczyłby się aż tak długo, ale przecież sam gest być musiał, prawda? Nie demonstrując swojego niezadowolenia, nie byłby sobą. Może czasami zachowywał się gorzej, niż rozpieszczony dzieciak i zdawał się nie dostrzegać pewnych granic, ale Krukon też zdarzało mu się pobłażać. No i nie ukrywajmy, Marvell zwykle po prostu się ze swoim kochankiem drażnił, jak gdyby tylko testując jego cierpliwość. Może to kwestia tego, że wiedział, iż w rzeczywistości nic mu nie grozi, a przy okazji potrzebował zapewnienia, że jest w pewien sposób wyjątkowy? W końcu przy kim innym Doweson pozwoliłby sobie popuścić hamulce aż tak bardzo? Może to pokrętny sposób wartościowania, ale Cas naprawdę nie widział w tym nic dziwnego. Ból był integralną częścią tego pokrętnego związku arystokratów i chociaż ktoś z zewnątrz uznałby to za chore, Arterbury dostrzegał jedynie pozytywy.
Może to rzeczywiście dobrze, że mieli ten rok przerwy? Przekonali się w końcu, jak trudno jest im funkcjonować bez kontaktu z tym drugim. Nawet kilka sekund rozmowy miało zbawienne skutki co tu dużo mówić. Zresztą, te dodatkowe miesiące wpłynęły też na Marvella, który, choć nadal był niedoświadczonym szczeniakiem, doszedł do pewnego konsensusu z samym sobą i można powiedzieć, że w niektórych kwestiach nawet wydoroślał. Przynajmniej takie można było odnieść wrażenie, skoro doskonale wiedział, czego chce. Owszem, przymuszenie go do obnażenia tych pragnień nie było zbyt proste, ale od czego był Doweson? Przez wkład Krukona wszystko potoczyło się bardzo szybko i tym prostym sposobem doszli aż do tego, co prezentowali na dzień dzisiejszy.
Na rozmowy przyjdzie czas później. Teraz potrzebowali fizyczności, a gdy po wszystkim Ślizgon skończy wtulony w tors starszego, skupią się na jakichś rozmowach dotyczących chociażby rzeczy tak błahych jak to, co jedli danego dnia na obiad. Albo jak poszło im na zajęciach albo cokolwiek innego. Temat na pewno się znajdzie.
Mimowolnie zadrżał, spinając mięśnie, żeby nad sobą zapanować. Przecież brakowało mu tak mało i każda sekunda wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Wytrzymać na granicy spełnienia, dobre sobie. Ból i przyjemność mieszały się w jedno, organizm niby odmawiał posłuszeństwa, a jednak wydawał się współpracować, w odpowiedzi na ten stanowczy, choć stosunkowo delikatny, łagodny rozkaz. Z trudem złapał urywany oddech, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że pieką go również oczy. Łzy były naprawdę upierdliwe, ale teraz bynajmniej nie przyłożył do nich wagi. Zresztą, to tylko naturalna reakcja, prawda? Oczywiście nie był w stanie utrzymać głowy w górze, tak więc praktycznie uderzył tak policzkiem, jak i przodem ciała o oparcie, gdy Ethan go puścił. Krukon stanowił przecież jedyne oparcie, trzymające młodszego w pionie. Był już tak blisko, a ciało ogarniała obezwładniająca przyjemność. Jęknął, wyjątkowo głośno, nawet jak na niego, gdy poczuł ciepło bijące od Dowesona przyciśniętego do jego pleców i usłyszał te ciche, ale jakże wyraźne słowa.
Miał przyzwolenie, ale to wcale nie oznaczało końca. Wiedział, że Ethan jest równie blisko i tylko naturalnym było pragnienie doprowadzenia go na sam szczyt. Gdyby już teraz rozluźnił się całkowicie, pozwalając puścić wszystkim hamulcom, tylko on jeden miałby pełną satysfakcję. Przynajmniej tak rozumował młodszy, z trudem podnosząc głowę odrobinę, zaledwie na tyle, by spojrzeć na kochanka znad swojego ramienia. Kontakt wzrokowy był ważny. W ich wypadku tym bardziej, że już tyle wystarczało, do zrozumienia intencji drugiego. A może Cas po prostu potrzebował tej świadomości, że to właśnie Doweson jest tuż obok? Nie to, żeby sam sposób, w jaki Krukon go trzymał nie był wystarczającym zapewnieniem. Tak czy owak, mocniej wypchnął biodra w stronę kochanka, wychodząc mu naprzeciw i jeszcze mocniej zaciskając mięśnie. Wcześniej robił to odruchowo, teraz z premedytacją, doprowadzając do szaleństwa i siebie, i starszego. Nie trwało to jednak długo. Samokontrola Ślizgona była przecież na wykończeniu i po upływie kilku minut, doszedł z niemym imieniem Ethana na ustach, nie potrafiąc nawet znaleźć oddechu, by zrobić coś więcej. Całe ciało przeszedł przyjemny dreszcz, mięśnie spięły się, serce jeszcze przyspieszyło - o ile to w ogóle możliwe, a sam Casey wyłączył się zupełnie, do reszty pochłonięty przez przyjemność.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptySro Kwi 15 2015, 14:18;

Można powiedzieć, że obecnie stali się ekspertami w ukrywaniu swojego stanu przed innymi. Nie było dla nich problemem przerwanie w połowie i udawanie swobodnej konwersacji gdy ich erekcje boleśnie pulsowały skryte pod szatami, a serce łomotało co sił. Chyba powinni kiedyś podziękować za to jego ojcu. Gdyby nie on i jego nagłe wizyty w najmniej oczekiwanych momentach, w życiu nie doszliby do takiej a nie innej wprawy. Co do tych spojrzeń. Ethan miał o tyle lepszą wymówkę, że Sonia również należała do domu węża. Zawsze mógł powiedzieć, że się na nią zapatrzył, nikt mu nie udowodni, że było inaczej. Swoją drogą ten flirt go bawił. Dział się on na oczach wszystkich, a i tak go nikt nie widział. Chociaż raz, był przekonany, że zaraz wpadną. Akurat na obiad były szparagi, a Cas specjalnie jadł je w taki sposób, że Ethan musiał bardzo szybko opuścić Wielką Salę by ukryć swoje reakcje lub przynajmniej się na niego nie rzucić tu i teraz. Wiedział, że odprowadziło go kilka ciekawskich spojrzeń, ale w tamtym momencie miał to naprawdę gdzieś. A co do tego uciszania wszelkich protestów i marudzenia w zarodku, cóż w końcu miał instrukcję obsługi prawda? Wystarczyło ją przeczytać i zapamiętać.
Wybacz, nie będzie go przepraszał za to, że interweniował i kazał mu się zamknąć nim dojdzie do tragedii. Jeśli pozwoliłby by posunęło się to za daleko, ktoś by w końcu zginął lub stałaby mu się mała krzywda. Prędzej przeszedłby do porządku dziennego udając, że ten wybuch nie miał miejsca. Zacząłby normalną rozmowę, wróciłby do swoich przyzwyczajeń, ale na pewno nie biegałby za kimkolwiek prosząc o wybaczenie. Jeszcze czego, nie był miękkim puchonem by się na to zdobyć. Z resztą Casey zdawał, a przynajmniej powinien sobie z tego sprawę. Zbyt dobrze go znał by oczekiwać przeprosin. No na pewno w nie tak klasycznej formie.
To prawda, on mógł zrobić znacznie więcej, mógł się swobodnie i bez obaw zbliżać do granic studenta wiedząc, że nic mu nie grozi. Gdyby chociażby Sonia posunęła się nawet do któregoś mało wybrednego komentarza, czy tego drażnienia się jaki reprezentowała ta parka, spotkałaby się z bardzo ostrą reakcją. Ślizgon zaś zostanie zaszczycony równie niewybredną odpowiedzią i podjęciem rzuconej rękawicy. Nie przesadzajmy też, że w ich relacji dominuje ból, czy odgrywa on aż tak wielką rolę. Owszem był, nie dało się go nie zauważyć i wiązał się z dużą dawką przyjemności, ale przecież łączyły ich też inne rzeczy. Tylko ta dwójka potrafiła w tak dynamiczny sposób rozmawiać o wszystkim, łączyła ich silna więź ma tak wielu poziomach, że w ogóle nie powinno się jej sprowadzać tylko zadawania sobie bólu.
Cas potrzebował wtedy jakiegoś impulsu, który zmusi go do działania i niejakiego złamania się. Gdyby go wtedy nie dopadł wywołując takie a nie inne reakcje, możliwe, że wciąż krążyliby wokół siebie udając, że nie istnieją, jednocześnie walcząc ze swoimi pragnieniami. W ogóle Ethan podejrzewał, że jeśli jeszcze kiedyś znajdą się w tak patowej sytuacji, to właśnie on będzie tym, który będzie musiał działać zmuszając Ślizgona do konkretnych działań.
Łzy, tak bardzo znienawidzone, a tak dobrze oddawały tą chwilę, te wszystkie emocje i doznania jakie w nim szalały. I tylko dowodziły temu, jak wyjątkowe było to zbliżenie. Ethan zacisnął powieki odchylając głowę do tyłu by przez chociaż jeszcze chwilę panować nad sobą. Pot perlił mu się na czole przyklejając zwykle postawioną grzywkę do skóry. Wiedział, że chłopak próbuje spełnić wydany rozkaz, lecz swoimi działaniami, sprawiał, że student sam zaczynał drżeć z niekontrolowanej przyjemności. Zaklął ponownie trzymając się blisko niego i chyba tylko dzięki temu zdołał dosłyszeć tą wyjęczaną prośbę. Jedno słowo, a jak wiele potrafi zdziałać. Ktoś z boku mógłby go nawet nie zrozumieć, lecz Ethan już bez problemów poznać ich sens. „Razem”, skoro o to prosi…. Niewiele mu do tego brakowało, jego ciało drżało a tępy ból w podbrzuszu skutecznie przypominał mu, że potrzebuje ukojenia. Wystarczyło jednako to spojrzenie, by czara się przelała. To pragnienie, uczucie jakie malowało się w jego oczach było aż nazbyt jasne, chociażby tylko dla niego warto było się zatracić. Jęknął jego imię nadając ich biodrom swój ulubiony rytm, który zawsze tak dobrze ich stymulował. Nie było im wiele potrzeba, by osiągnąć spełnienie. Doskonale poczuł, gdy nadszedł ten moment, jak to wspaniałe ciało pod nim całe się spina, a mięśnie zaciskają się na nim nie pozwalając na żaden ruch. Tego było za wiele, sam nie wytrzymał i z kolejnym jękiem osiągnął spełnienie. Jego ciało drżało, a oddech uwiązł w gardle, gdy fala orgazmu trwała i trwała. Sam już dawno nie przeżył, aż tak silnego doznania. A może i przeżył, tylko zamroczony przyjemnością nie potrafił sobie tego przypomnieć? Nieistotne…
Potrzebował chwili by dojść do siebie. Wtulony w jego ciało z czołem opartym o bark młodszego. Oddech miał ciężki, jakby dopiero przebiegł maraton, a mięśnie zaczynały palić od wysiłku. O to chodziło. Mimo całego zmęczenia, czuł się szczęśliwy i jakby o wiele lżejszy. Nie mógł jednak tak trwać w nieskończoność. Przynajmniej jeszcze przez chwilę… Pocałował jego ramię, czując na ustach ten słonawy smak potu, i nieco niechętnie odsunął się. Odwiązał krawaty od siebie i rozplątał węzeł na jego nadgarstkach. Bardzo powoli i ostrożnie pomógł mu opuścić ręce wiedząc, że gwałtowny ruch albo skończy się bólem, albo w ogóle nie będzie w stanie go wykonać. Po takim czasie i napięciu to całkiem normalne… Dopiero potem się z niego wysunął i na drżących nogach podniósł Casa by posadzić go sobie na kolanach samemu zajmując miejsce na fotelu. Maił gdzieś to, że wszystko jest w spermie i kurzu. W tym momencie była to ostatnia rzecz o jakiej myślał.
Uśmiechnął się ciepło do chłopaka delikatnie ścierając łzy z jego czerwonych policzków. –Obiecałem ci zdarte kolana, ale policzek też może być – powiedział cicho przesuwając opuszkiem palca po drobnej rance na jego skórze. Gdy będą stąd wychodzić, nie będzie już po niej śladu, zostanie wyleczona zostawiając mgliste wspomnienie w ich głowach, ale póki co, Ethan nie mógł oderwać od niej wzroku tuląc do siebie to wątłe ciało.
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptySro Kwi 15 2015, 19:50;

Młodszy pewnie wykłócałby się z tym stwierdzeniem, bo coś takiego bardzo często było niezwykle frustrujące! Najchętniej po prostu odrzuciłby wszystko na bok i dał wszystkim wokoło do zrozumienia, że Doweson należy tylko i wyłącznie do niego, ale tego typu myśli pojawiały się równie szybko, co znikały. Wiązałoby się to z przyznaniem swoich uczuć na głos, a na to bynajmniej nie był gotowy. Może nawet nigdy nie będzie i nie zrobi tego, o ile nie zmuszą go okoliczności? W gruncie rzeczy, jak na osobę niesamowicie pewną siebie, gdy przychodziło do tego jednego związku, Marvell nie bardzo potrafił mówić otwarcie. Kłamstwa nie stanowiły problemu, prawda chyba nawet odrobinę go przerażała. Flirt, jak to flirt, zawsze dało się zamaskować, a zdecydowanie pomagał fakt, że bynajmniej żaden nie uchodził za wiecznego singla i spokojnie mógł tłumaczyć się zainteresowaniem kimś innym... Tamtego dnia raczej nie pomógł fakt, że Casey po prostu nie wytrzymał i praktycznie niewiele brakowało mu do wybuchnięcia śmiechem. Cóż, tyle dobrze, że Titi rzeczywiście mówiła o czymś na tyle zabawnym, by Ślizgon mógł z wyjść z problemu obronną ręką. Zdolności szybkiego reagowania na pewno mu się wtedy przydały, bo chociaż aktorem zawsze był świetnym, wprowadzenie talentu w życie mogło moment zająć. Sam był sobie winny, ale Ethan przecież nie pozostawał mu winny... Jeszcze ciekawsza sprawa to zaś te niezliczone okazje, podczas których, będąc z kimś innym, udawało mu się podchwycić spojrzenie Krukona. Parę lat temu działało to jako pokazanie mu, że go nie potrzebuje, teraz... powiedzmy, że miało za zadanie podsycić apetyt na coś więcej i może nie rozgrzebujmy tej sprawy dalej.
Oj tak, instrukcja obsługi tej rozkapryszonej księżniczki leżała w posiadaniu - tylko i wyłącznie - studenta. Przynajmniej w swoim pełnym wydaniu, bo wiadomo, znalazły się i osoby, które z Casem potrafiły wytrzymać, dogadać się, a nawet poniekąd zaprzyjaźnić. Z boku różnie to wyglądało, ale to też nic dziwnego.
Przecież nikt nie każe mu tego robić... no, okej; może gdyby był to ktoś inny, a nie Ethan, musiałby się nieźle naharować, by Marvell zaszczycił go przynajmniej jednym spojrzeniem. W każdym bądź razie, ten pewnie zetknie się z niezadowoleniem i udawanym obrażaniem, ale na dobrą sprawę sprowadzenie młodszego do pionu raczej nie spotka się ani ze zbytnim oporem, ani z niczym podobnym. Zignorowanie sytuacji i tego oporu z całą pewnością przyniesie spodziewany efekt, bo przeprosin Arterbury nigdy by od swojego kochanka nie oczekiwał. Sam też nie zamierzał tego robić za swoje mniejsze bądź większe występki. Niby po co, kiedy słowa mogły się okazać zwykłym kłamstwem, a za o niebo lepsze wyjście uważał przyciśnięcie tego drugiego do ściany, z bardzo wyraźnym zamiarem. To przynajmniej pokazywało, jak bardzo zależało mu na tym drugim.
W porządku, może to lekko przesadzone, ale przecież gdy przychodziło do fizyczności naprawdę często sięgali właśnie po to konkretne doznanie - owszem, było jednym spośród wielu, ale na pewno istotnym, gdy pomagało odczuwać przyjemność w zupełnie innym wymiarze. Równie dobrze można by tutaj wymienić te najbardziej typowe elementy, jak chociażby zaufanie względem siebie, silne emocje związane z tym drugim, pragnienie bliskości oraz wspaniale dopasowane charaktery. Nie sposób było wskazać wszystkie i każda możliwa odpowiedź nie obrazowałaby rzeczywistości w stu procentach. Casey naprawdę nie wyobrażał sobie jednak, by Doweson traktował go jakoś inaczej i sam nie potrafiłby się powstrzymać przed denerwowaniem go. Inna sprawa, że nikomu innemu nie pozwoliłby zacisnąć na swojej szyi krawatu, o dłoni lepiej nie wspominajmy, bo ręka podobnego delikwenta mogłaby źle skończyć, gdyby oczywiście Ślizgon sam tego nie zainicjował, a to znowu co najmniej mało prawdopodobne, żeby nie powiedzieć wcale.
Niestety była to prawda. Duma czasami bywała zgubna. W wypadku Casey'a nawet bardziej, niż przewiduje ustawa. Może chłopak potrafił przyznać się przed sobądo błędu, ale żeby oświadczyć to komuś innemu? Pobożne życzenia. Upartość też miała tu sporą zasługę i sprawa wyglądała ostatecznie tak, a nie inaczej. Raczej nie ma sensu liczyć na jakieś nagłe zmiany o sto osiemdziesiąt stopni, ale kiedy przychodziło do rzeczy istotnych, a on sam znajdował się w sytuacji bez wyjścia, potrafił. Może nie aż tak otwarcie, jak by się tego chciało, ale przecież lepsze to, niż brak reakcji w ogóle.
Ta prośba wcale nie była taka wyjątkowa. Przynajmniej w ich zbliżeniach, Arterbury'emu zdarzała się dość często. No, o ile jeszcze mógł mówić i miał ku temu warunki. Teraz, nawet gdy bodźce z zewnątrz docierały z opóźnieniem, pamiętał o takim drobnym szczególe i skupiał się raczej na Ethanie, niźli na sobie. Nic w tym złego - przecież z kochankiem było dokładnie na odwrót i tym sposobem obaj zawsze kończyli w pełni usatysfakcjonowani. Inna sprawa, że na tym wyczerpała się wszelka zdolność do logicznych wypowiedzi i Casey został zredukowany do zduszonych jęków, cichych westchnień i urywanych oddechów, które z trudem wystarczały na pokrycie zapotrzebowania na tlen. Nie potrafił myśleć o niczym innym, jak kochanek i obezwładniająca przyjemność, która z każdą chwilą jedynie przybierała na sile. Doskonale wiedział, że jest już na samej granicy, zbyt dobrze rozumiał swoje reakcje i to nieznośne ciepło rozlewające się w jego podbrzuszu, potęgujące z każdą chwilą, nie mogło oznaczać czegoś innego. Skończył, zamroczony przyjemnością, ale i tak w chwile później mógł poczuć, jak starszy rozlewa się w nim, wypełniając go po brzegi, na co odpowiedział na wpół świadomie zaciskając mięśnie jeszcze bardziej. Uwielbiał to uczucie, ale i ono było zarezerwowane tylko dla nich, nikomu innemu nie pozwoliłby dojść w sobie, bez żadnej granicy.
Nawet świadomość, że Doweson jest tuż obok była dziwnie odległą myślą, a wszystko docierało do młodszego jak przez mgłę. Łomot serca i krew, wciąż o przyspieszonym biegu, ból i ciężko unosząca się klatka piersiowa to chyba jedyne, co odbierał tak od razu, ale i te bodźce były dziwnie stłumione do tego stopnia, że nie zarejestrował nawet, kiedy więzy zniknęły z rąk. Wydał z siebie niezadowolony jęk, godny pięciolatka, któremu właśnie zabrano ukochaną zabawkę, gdy starszy z niego wyszedł, tylko po to, by przylgnąć do niego, kurczowo zaciskając dłonie na białej koszuli, której stan pozostawiał wiele do życzenia.
Rozpłakał się na dobre i bynajmniej nie z tego bólu czy dlatego, że Ethan zrobił coś źle. Wręcz przeciwnie, Ślizgon był zachwycony, tylko wciąż nie doszedł do siebie, a wahania hormonów w jego organizmie dawały o sobie znać. Daleko temu było do histerycznego szlochu, ale łzy po policzkach płynęły nawet pomimo lekkiego uśmiechu, którym odpowiedział na ten cichy komentarz Dowesona.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPią Kwi 17 2015, 11:12;

Fakt, często to było frustrujące i w Ethanie budziła się chęć mordu na delikwencie, który w ogóle śmiał im przerwać. Nie zmieniało to jednak tego, że przynajmniej nauczyli się to dobrze kamuflować. Póki ktoś nie zajrzy im w spodnie nie zobaczy stanu w jakim byli, a czerwone policzki zawsze mogli wyjaśnić czymś innym. Chociażby śmiechem, choć w ich wypadku, dla osób postronnych mogłoby się to wydać kompletnie nieprawdopodobne.
Casey kiedyś na pewno wyjawi swoje uczucia, przyzna się do nich nie tylko przed nim ale i przed samym sobą. To będzie przełom w ich relacji, ale na pewno okraszony bólem i silnymi emocjami. Doskonale wiedział, że Ślizgon nie jest z tych, którzy ot tak się otwierają. Będzie musiało stać się coś naprawdę złego lub zostanie zagoniony w kozi róg. W sumie nie dziwił mu się, sam pod tym względem był bardzo do niego podobny. Póki nie musiał nie mówił o swoich uczuciach. Na pewno był ich bardziej świadomy i pewny. Co nie znaczyło że zamierzał robić cokolwiek by je ujawniać. Dobre sobie. Wystarczy, że on sam będzie siebie rozumiał, reszcie nic do tego. Co prawda domyślał się, że w którymś momencie, zostanie zmuszony do ujawnienia swoich odczuć względem młodszego, ba nawet wiedział kiedy to się stanie, ale wolał odwlekać to jak najdłużej się da. Niektóre rzeczy nie powinny być wypowiadane zbyt wcześnie i bez zbyt dużej potrzeby. Mógł się przez to wydawać zimny i nieprzystępny, ale przynajmniej miał nad tym jakąś kontrolę. Co do tego przyłapywania młodszego na schadzkach z kim innym. Cóż, faktycznie jeszcze ten rok temu miało to zupełnie inny wydźwięk. Irytowało go to, wzbudzało zazdrość i chęć przeklęcia najlepiej ich obu. Teraz rozpalało to inny ogień. Nadal pozostała zaborczość i chęć naznaczenia chłopaka jako swojego, a nie tego idioty, ale pożądanie było znacznie silniejsze. Gdy spoglądał na niego tym nieco mętnym spojrzeniem, a jakiś chłopak całował go po szyi nie zdając sobie sprawy z obecności starszego, Ethan momentalnie robił się twardy i gotowy do działania. Hmm kto wie, czy po którymś takim razie po prostu nie ogłuszy tego trzeciego i dokończy to co ten zaczął. Cas chyba nie będzie miał nic przeciwko prawda?
To prawda, zawsze jeden myślał w pierwszej kolejności o drugim. Swoje potrzeby były odsuwane na bok przestając być tak istotnymi. I wtedy właśnie wkraczał ten drugi doskonale rozumiejąc pragnienia swojego partnera. Dzięki temu oboje wychodzili w pełni usatysfakcjonowani bez poczucia bycia wykorzystanym czym pominiętym. Chociaż nie oszukujmy się, zdarzyło się raz czy dwa gdy któryś z nich był w takim stanie, że myślał tylko o swojej przyjemności. Najczęściej kierowała nimi wściekłość i chęć wyładowania się. Zaczynało się gwałtownie bez żadnych hamulców i dopiero gdy opadły emocje, a racjonalne myślenie wracało do normy zaczynali zajmować się drugim. Na szczęście rozumieli swoje potrzeby w pełni akceptując chęć odreagowania i zatracenia się. Chyba nie ma w tym nic złego skoro mimo wszystko kończyli w swoich ramionach czując spełnieni prawda?
Ta prośba faktycznie nie była jakoś szczególnie niezwykła. Nie raz słyszał podobną, a i z jego ust padały takie sugestie. Po prostu ta dzisiejsza stanowiła całkowite przypieczętowanie ich zbliżenia dając sygnał, że oboje nie mają się już co powstrzymywać. Poza tym to była formalność, nawet gdyby Cas go o to nie poprosił, Ethan i tak doszedłby zaraz po nim nie będąc w stanie nie odpowiedzieć na takie a nie inne reakcje młodszego. Jego ciało instynktownie reagowało na ruchy Ślizgona w pełni się z nimi zgrywając. Czy student powinien czuć się zaszczycony tym, że Cas tylko jemu pozwala na coś takiego? Raczej nie, w końcu to normalne jeśli zwyczajnie należeli do siebie.
Cierpliwie czekał, aż Marvell choć w minimalnym stopniu się uspokoi. Sam nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok jego miny. Pomimo tych łez widział, że młodszy był po prostu przeszczęśliwy i właśnie czegoś takiego oczekiwał. Jak tu nie być w pełni usatysfakcjonowanym? Przesunął dłoń na jego kark i przyciągnął do siebie by go pocałować. Cóż wciąż był go spragniony choć może już nie w aż takim stopniu jak na wejściu. –Księżniczka zadowolony?- zapytał zadziornie bawiąc się mokrymi kosmykami na jego karku. Jak mogłoby być inaczej. Powoli oddech wracał mu do normy, choć rozgrzana skóra wciąż paliła żywym ogniem. Nie spieszyło się im nigdzie więc bynajmniej nie zamierzał się tym przejmować.
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptySob Kwi 18 2015, 13:19;

Jak na kogoś, o względnie uporządkowanych planach, upodobaniach i poglądach, Casey zupełnie nie potrafił dojść do zgody z samym sobą. Zostało już zauważone - za bardzo przeszkadzała mu w tym wszystkim duma osobista i upartość, której nie powstydziłby się osioł, a jakby tego wszystkiego było mało, gdzieś tam czaiła się chyba pokręcona obawa, że po takim wyznaniu ich sytuacja i relacje uległyby zmianie. Nie koniecznie na lepsze. Strach ten był idiotyczny, zupełnie bezpodstawny, ale jednak czasami się pojawiał, nawet jeżeli Marvell za nic nie przyznałby się do podobnych myśli. Poza tym, dodatkową blokadę stanowiły obowiązki Dowesona, jako spadkobiercy całego rodu, a gdyby młodszy usłyszał coś o jego potencjalnej małżonce, jakiś czas po tym wyznaniu, zacząłby takowego żałować. Przecież wciąż nie czuł się komfortowo z myślą, że będzie ktoś drugi, a z natury należał do samolubów, którzy nienawidzą się dzielić. Czasami niewiedza była zbawienna - z drugiej strony Arterbury nie miał pojęcia, gdzie stoją rodzice Ethana w wybieraniu dla niego narzeczonej i gdyby ten temat nie irytował go aż tak bardzo, prędzej czy później na pewno by o to zapytał. Nic nie przygotuje go na wiadomość „żenię się”, ale przynajmniej wiedziałby, na czym stoją... i jednocześnie nie mógł udawać, że problemu nie ma, a przecież to wychodziło mu doskonale.
Tak czy owak, obaj nie należeli do zbyt wylewnych. Może tylko młodszy o wiele częściej i na większą skalę manifestował swoją niechęć i zadowolenie. Usłyszenie czułych słówek i zapewnień graniczyło z cudem. Wszystko to tym śmieszniejsze, że gdyby tylko odrobinę się wysilił, zgrywanie niegroźnego, a nawet całkiem przyjaznego, nie sprawiało mu najmniejszego problemu. Na to wszystko był nad wyraz przekonujący. Przynajmniej tak mu się wydawało i... chyba miał rację, prawda? Przynajmniej po dziś dzień ludzie się na to nabierali, bardzo często robiąc dokładnie to, czego od nich oczekiwał, a później zostając - zwyczajnie zbyci i puszczeni w niepamięć. Raczej nikt nie trzyma na siłę starych, zniszczonych zabawek i zużytych przedmiotów. Jeśli coś nie może przynieść ci korzyści, w ostatecznym rozrachunku przyniesie straty, po co w takim razie marnować energię? Być może pewnego dnia odwróci się to przeciwko niemu... albo i nie. Jak sam zdążył zauważyć, chociaż igranie z ogniem podpadało pod kategorię jego hobby, nigdy tak naprawdę nie zrobił sobie poważniejszej krzywdy. Szczęście, spryt, inteligencja - połączenie idealne.
Doskonale wiedział, że jego zachowanie może budzić w Ethanie całą masę sprzecznych uczuć, w dość pokręconym zestawieniu. Irracjonalna zazdrość nie była obca im obu - ile to razy chcieli rozszarpać nowego partnera (bądź partnerkę) tego drugiego na strzępy? Ufali sobie jednak na tyle, że nigdy nie poruszyli tej kwestii na głos, pomiędzy sobą czy na osobności. Czasami tylko kończyło się na wyjątkowo brutalnym, spontanicznym seksie tak tylko, żeby ten drugi przypadkiem nie zapomniał, z kim mu najlepiej... wracając do rzeczy, uwielbiał drażnić Krukona, jednocześnie rozpalając i... utrudniając życie, bo przecież nie zostawi swojego towarzysza, bądź towarzyszki, przerywając w połowie całkiem miłe doznania. Zresztą, najlepsze sytuacje, według Marvella, były tymi, w których to on zajmował się swoim nowym obiektem zainteresowań, a korzystając z jego rozkojarzenia, po prostu pozwalał sobie odnaleźć wzrok odpowiedniej osoby.  Ethan i Casey powinni chyba dostać jakąś nagrodę, za zdolności do doprowadzania ukochanego na skraj samokontroli i seksualnej frustracji. Obu wychodziło to naprawdę dobrze.
Nikt nie jest idealny, chociaż czasami bardzo ciężko jest to przyznać. Oni też mieli swoje słabsze strony, czy momenty, w których nie wytrzymywali. Liczyło się jednak to, że na samym końcu nigdy nie traktowali tego drugiego jak coś mało istotnego. Nawet brutalne zbliżenia kończyli w swoich ramionach albo przynajmniej ze świadomością bliskości, gdy sytuacja wymagała od nich szybkiego powrotu do codzienności. Dzisiaj na całe szczęście mieli czas tylko dla siebie i raczej żaden nie śpieszył się do swoich normalnych zajęć. Przecież nie umówili się tutaj dla rozładowania napięcia seksualnego samego w sobie, a zaczęli od tego właśnie po to, by resztę wieczora spędzić w spokoju i nacieszyć się sobą.
Emocje, które podbudować można było bardzo łatwo, opadały naprawdę powoli. Po czymś takim spokój nigdy nie przychodził łatwo - przynajmniej u Casa, dlatego też Ethan musiał poczekać długich kilka minut, by młodszy złapał choć jeden, głębszy oddech, wciąż ze łzami w oczach. Tak naprawdę, najchętniej w ogóle by się wyłączył, pozwalając sobie zapomnieć do reszty o wszystkim, poza zapachem kochanka i jego silnymi ramionami. Nawet z zimna niewiele sobie robił, a być może powinien, biorąc pod uwagę, że z nich dwóch to on był zupełnie nagi. Niczym jakaś kukiełka, pozwolił, by starszy nim pokierował, przymykając oczy, rozkoszując się tym delikatnym, czułym pocałunkiem. Chociaż powinien odpowiedzieć na jego pytanie, wcale nie czuł się na siłach, by o czymś takim pomyśleć, dlatego automatycznie skinął głową, chyba nadal nie do końca kontaktując z rzeczywistością.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPon Kwi 20 2015, 13:08;

Z tą swoją upartością chwilami był gorszy niż niejeden gryfon. Też był głupio zawzięty i przesadnie dumny. Powiedz mu to jednak, a dojdzie do mega awantury, która nikomu nic nie da. Przecież Cas za nic nie pogodzi się z takim a nie innym porównaniem. Z resztą dzisiaj już mu to pokazał. Pociągniecie za włosy było aż nazbyt wymowne. Głupotą jednak było założenie, że jego wyznanie zmieniłoby coś na gorsze. Dobre sobie. Przecież oboje zdawali sobie sprawę z uczuć drugiego. Słowa był tylko formalnością i przypieczętowaniem ich relacji. Owszem, Ethan będzie zaskoczony tym, że chłopak się wreszcie na to zdobędzie, ale sama ranga wyznania nie będzie niczym szczególnym. Nie zacznie traktować go jakoś inaczej, nie będzie nagle się z nim cackał i świergotał mu do ucha jakim to wspaniałym chłopakiem jest. Dobre sobie. Prędzej wyjdzie na „Aha” i przechodzimy do normalności. Oczywiście przerysowujemy to teraz spłycając to do oporu, ale już trudno. Bo to, że odpowie mu tym samym nie podlega żadnej dyskusji. Nie powinien też żałować tego, że wyzna mu swoje uczucia. Nawet jeśli niedługo potem, Doweson się zaręczy. Prawdę mówiąc, nawet lepiej by było gdyby usłyszał „Kocham cię” wcześniej. Może to zmotywowałoby go do szukania innego rozwiązania niż zaręczyny. A przynajmniej miałby dobry argument by walczyć. Choć zdawał sobie sprawę z uczuć młodszego jasny dowód by się przydał. Co do samych zaręczyn, sam chciałby z nim o tym porozmawiać. Wyjaśnić mu co i jak, ale póki Cas nie zaakceptuje choć w minimalnym stopniu ich przyszłego losu, nie ma na to szans. Nie chciał się z nim o to kłócić, niepotrzebnie strzępić sobie języka czy cokolwiek innego. Gdyby choć raz go wysłuchał dowiedziałby się, że Ethan w żaden sposób nie przyczynia się do wyboru narzeczonej, że wszystko związane ze ślubem leży w kwestii jego rodziców, a jego jedynym wkładem będzie powiedzenie „TAK” na ceremonii i spłodzenie syna. Tyle. Może wtedy byłoby mu choć trochę łatwiej to zaakceptować.
Oj tak, kiedy chciał Cas potrafił wszystkich bardzo łatwo nabrać zgrywając to niewiniątko. Ale też już dawno doszliśmy do wniosku, że ludzie to banda idiotów, kukiełki do manipulowania i wykorzystywania. Ethan robił dokładnie to samo, choć jego gra aktorska nie była aż tak spektakularna jak ta ślizgona. On po prostu udawał nieco gburowatego kujona, a to jak naprawdę niebezpieczny był to już nie istotne. Z resztą kiedy chciał też potrafił być czarujący. Gdyby tak nie było, lista jego łóżkowych zdobyczy nie byłaby tak długo, a liczne pionki same nie lgnęłyby do niego prawda? Ta dwójka różniła się jeszcze w jednej sprawie. Cas rzucał ich w kąt bardzo szybko, Doweson wolał trzymać ich na luźnej smyczy zamierzając przyciągnąć w odpowiednim momencie. Nigdy nie wiesz, kiedy jakaś znajomość się przyda, a jeśli przyniesie straty cóż.. już on się postara by tak się nie stało.
Zdecydowanie wiedział jak to zrobić. Pokazywał mu co ma do zaoferowania jednocześnie stawiając szybę między nimi. Możesz patrzeć, ale nie możesz dotknąć. Nie raz miał ochotę go za to zamordować. Zwykle kończyło się właśnie na spontanicznym seksie, po którym nie masz siły ani ochoty na nic. Właśnie w tym był najlepszy, w przypominaniu z kim jest ci najlepiej na świecie. Nagroda za frustrację nie jest zbyt chlubna, ale ostatecznie jeśli zbierzemy kilka takich statuetek przetopi je się na złote kajdanki i dopiero pokarze się, co to znaczy rozładować całe napięcie. Oboje nie będą na to narzekać. Już on mu to zagwarantuje. Swoją drogą, sam nie do końca lubił prowokować Casa w taki sposób. Prędzej na jego oczach flirtował i czarował niż przechodził do działania. Młodszy nie miał jednak żadnych oporów nie raz pokazując co te zwinne palce mogą zrobić na czyjeś męskości lub jak chętne są jego usta. Mała szuja. Ethan zaś mimo wszystko nie miał ochoty na walkę z wiecznie nadąsaną księżniczką, która zwykle po przyłapaniu go na seksie z kimś innym udawał że strzela focha i że go to nie obchodzi, podczas gdy ciało domagało się choćby cienia uwagi.
Uwielbiał go takiego. Niczym kociak wtulał się w swojego właściciela oczekując drapania za uchem i małej porcji pieszczot. Był wtedy tak uroczy, niewinny, zupełnie jak nie on. A jednocześnie w takich chwilach był najbardziej prawdziwy. Całkowicie się odsłaniał, pokazując swoją miękką stronę. Świadomość, że tylko on może ją zobaczyć była niezwykle pokrzepiająca i wywoływała w nim dziwne uczucia. Od razu miał ochotę się nim zaopiekować i sprawić, by taki był już zawsze. No dobra nie zawsze, często. Mimo wszystko z tak puchatym Cassym zbyt długo by nie wytrzymał. Iskra musi być tak czy inaczej. Cierpliwie więc czekał, aż chłopak choć trochę ochłonie i będzie gotowy wrócić do rzeczywistości. Jak podejrzewał trochę mu to zajmie. Nie wypuszczając go z ramion sięgnął po szatę by okryć nią choć trochę jego nagie ciało. Teraz gdy emocje opadały pewnie chłód zacznie doskwierać im coraz bardziej. A nie miał ochoty by chłopak skończył z katarem. Przeziębiony Cas był równie marudny i nieznośny jak niezaspokojony. Tylko że w pierwszej opcji nie miał jak mu ulżyć. –Nie usypiaj mi tutaj, aż tyle czasu niestety nie mamy – zamruczał cicho. Owszem spieszyć się nie musieli, ale mimo wszystko musieli wrócić do dormitoriów przed ciszą nocną. Chociaż prawdę mówiąc nie miał nic przeciwko by tak spędzić tą noc. Uwielbiał budzić się u jego boku, ale obawiał się, że ich nieobecność szybko zostałaby zauważona. Tłumaczyć się jedna nikomu nie zamierzał, bo i nikomu nic do tego.
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyWto Kwi 21 2015, 08:34;

To akurat najprawdziwsza prawda, ale przecież naprawdę łatwo jest po prostu ignorować oczywistości, trzymając się swoich zwariowanych ideałów. No w porządku, porównanie go do skończonego uparciucha jeszcze przechodziło, propozycja, że mógłby wpasować się w ideały innego domu, już nie do końca. Nie jego wina, że naprawdę szczycił się przynależnością do Węży. Albo może i jego. Najmniej ważna rzecz, w każdym razie, zdecydowanie preferował Slytherin i nigdzie indziej się nie wybierał. Jeszcze czego, już wystarczało mu, że nie mógł oficjalnie nosić odpowiedniego nazwiska, gdyby stracił kolejny powód do dumy. Zresztą, pokażcie mu Arterbury'ego, który nie wylądował u „zielonych”! Żadnego nie pamiętał, jeśli miał być szczerym. Pomijając oczywiście dalsze kuzynostwo, któremu zdarzało się jeszcze skończyć w Ravenclawie... Gryfonów też kilkoro byś znalazł, ale stanowili oni margines marginesu i niekoniecznie traktowano ich na równi z resztą. W każdym razie, może i miał jedną czy dwie (ewentualnie ze trzy, na upartego) cechy, które pasowały do uczniów z domu Godryka, ale bynajmniej nie klasyfikował się do nich w pełni. Nigdy nie wziąłby podobnej ewentualności pod uwagę, a że niezadowolenie manifestował  dość otwarcie, to raczej w tej kwestii nie pozostawało zbyt wiele do życzenia.
Może to i racja, jednak kiedy czegoś nie słyszy się na głos, tak dobitnie, jest znacznie łatwiej. Przynajmniej tak uważał Cas, który w wielu sytuacjach preferował milczenie. Jego rozumowanie czasami było naprawdę pokręcone i pomimo tego, że doskonale zdawał sobie sprawę z łączących ich uczuć, nie czuł się na tyle pewnie, by wyznawać je na głos albo samemu usłyszeć. Po prostu nie chciał albo tak mu się wydawało. I pozostawała jeszcze kwestia odpowiedzi zwrotnej, bo nawet nie brał pod uwagę, że Doweson mógłby przyznać się do swoich uczuć jako pierwszy - co dość zabawne, zważywszy na to, o ile łatwiej przyszłoby to jemu, niźli Ślizgonowi. W odpowiednim momencie prawdopodobnie wypali z tym „kocham cię” w taki sposób, że nie będzie wiadomym, czy to na poważnie, czy raczej po to, by Krukon rozzłościć, jeśli te słowa w ogóle mogłyby wywołać podobną reakcję. Cóż, sytuacja naprawdę będzie ciekawa i, miejmy nadzieję, wcale nie aż tak bolesna dla nich obu chociaż to mało prawdopodobne. Znając życie w to wszystko wmieszane zostaną te nieszczęsne zaręczyny, które przecież były kolejnym powodem oporu przed jakimikolwiek działaniami. Zdawał sobie z nich sprawę, nawet jeśli wciąż nie potrafił zaakceptować. To też nie tak, że nie widział w tym obowiązku Ethana, bo widział. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż jego kochanek nie ma najmniejszego wyboru i niewiele do gadania. Przecież to wcale nie było owiane żadną idiotyczną tajemnicą ani niczym podobnym. Wiedział, co wcale nie zmienia tego, że perspektywy ani nie przyjmował do wiadomości, ani nie pochwalał. Gdyby był bardziej wylewny i uczuciowy spokojnie mógłby tę sytuację określić mianem bolesnej... ale znowu czy Cassie kiedykolwiek aż tak otwarcie przyznawał się do słabości?
Wizja Ethana, jako kochającego faceta, który wszystko podporządkowuje swojemu partnerowi i zarzuca go słodkimi słówkami była, co najmniej, chora i przyprawiała wręcz o jakieś nudności z nadmiaru cukru i pluszu. Gdyby Marvell oczekiwał czegoś podobnego, już dawno związałby się z pierwszym lepszym Gryfonem albo Puchonem - sprawa załatwiona. To oczywiste, że owa opcja brzmiałaby przerażająco! Student mógł być czarujący i zgrywać ckliwego przed innymi, jego w zupełności satysfakcjonował ten pewny siebie, władczy i nieco brutalny, w którego ramionach czuł się jednak stuprocentowo bezpiecznie.
Przyda czy nie, nie było sensu się nudzić. Ślizgon przede wszystkim patrzył na te natychmiastowe korzyści, a chociaż zerknięcia w przyszłość też mu się zdarzały, zdecydowanie nie zamierzał się do niczego zmuszać bardziej, niż to konieczne. Może kiedyś przez coś takiego straci, ale znowu, to nie aż tak bardzo prawdopodobne. Poza tym, jego związki wcale nie kończyły się tak znowu tragicznie i często pozostawał we względnie dobrych relacjach... no dobra, takie przypadki należały do rzadkości, ale z całą pewnością mógłby wskazać kilka bez większych problemów. Dajmy na to taką Wendy, o. Chociaż tej jeszcze do niczego ważnego nie potrzebował... albo przynajmniej nie zaczęło się od tego. W końcu akurat z nią znał się od dziecka. Zresztą, nie ważne. Relacja z Krukonką to naprawdę pokręcona historia, a Jose naprawdę nie miała nic przeciwko drobnemu wykorzystywaniu, przynajmniej według Arterbury'ego, to co miałaby na ten temat do powiedzenia sama zainteresowana niewiele go obchodziło.
Mruknął coś niewyraźnego, wciskając twarz w zagłębienie pomiędzy szyją, a ramieniem Ethana. Cóż, chyba naprawdę przypominał spragnionego uwagi zwierzaka, ale co poradzisz? Naprawdę miał za sobą niesamowity skok hormonów i zanim emocje opadną do końca przyda mu się trochę niczym niezmąconego spokoju, w ramionach winowajcy całej tej sytuacji, który spokojnie mógł doprowadzić go do szaleństwa. Dajcie mu jeszcze piętnaście minut i wróci do względnej normalności. Inna sprawa, że zanim znowu zacznie testować cierpliwość studenta minie kilka kolejnych godzin - najlepiej do kolejnego dnia.
- Dlaczego nie? - zapytał, w końcu odnajdując swój głos, który brzmiał wyjątkowo obco. Ciekawe czemu... Nie mniej, posłusznie otworzył oczy, spoglądając na niego z dołu, chociaż tak naprawdę wcale nie uśmiechało mu się ruszać. Może dlatego wolał znaczyć odsłoniętą szyję kochanka drobnymi pocałunkami. Rozleniwienie przyszło pełną parą, ale co w tym dziwnego? Należała im się chwila odpoczynku.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPon Kwi 27 2015, 10:25;

W sumie Ethan nie twierdził nigdy, że Cas idealnie wpasowuje się w ich ideały. Obstawał raczej przy tym, że mają cechy wspólne typu upartość godną osła czy dumę. Tak samo jak Krukon miał tą samą przebiegłość co ślizgoni czy choć niechętnie przyznawał był lojalny względem Marvella niczym puchon. To go chyba najbardziej wnerwiało. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że ta mała gadzina stanowiła jego największą słabość i zrobi dla niego wszystko bez cienia zawahania. Reszta ideałów już się kompletnie nie zgadzała. I dobrze, w żółci mu nie do twarzy tak samo jak w czerwieni. Zieleń i srebro to już co innego, a o czerni i błękicie już nie wspominajmy. W każdym razie uważał, że Casey brał do siebie zbyt poważnie te wszystkie droczenia się domowe. Wiedział, że jest Ślizgonem z krwi i kości więc po co to oburzenie? Idiotyzm. Był nieodzownym synem swojego ojca i całego rodu. Plama na honorze w postaci gryfońskich kuzynów jest mało istotna. W przypadku Ethana, też większość była Krukami lub wężami, rozkładało się to mniej więcej po równo. Wszyscy jednak byli równie inteligentni co przebiegli. Doweson jednak wyróżniał się na ich tle mocą i geniuszem, ale o tym już nie mówmy.
Fakt, choć to student miałby mniejszy problem z takim wyznaniem, raczej pierwsze ono nie padnie z jego ust. Nie jego wina, że uważał iż jest to kwestia oczywista więc nie ma sensu się uzewnętrzniać. To pewnie Casey wybuchnie wyrzucając z siebie te przeklęte dwa słowa. Chociaż jeśli najpierw usłyszy „żenię się”, pewnie ochota na jakąkolwiek szczerość szybko minie. Ba będzie dobrze, jeśli obejdzie się bez awantury. Bo na brak morderczego spojrzenia nie ma co liczyć w najmniejszym calu. Możliwe więc, że w takiej sytuacji sam się otworzy i wszystko mu wyjawi. To będzie ciężka próba, która z pewnością będzie ich nie tyle co dużo kosztować, co zmusi ich do obnażenia się w mało miły sposób. No nic nie ma co się zamartwiać na zapas. Do tego czasu może wydarzyć się tak wiele rzeczy, które zmienią wszystko. Może nawet Ethan będzie w stanie znaleźć jakieś rozwiązanie by obejść zaręczyny? Eh gdyby tylko znał myśli swojego ojca, było mu łatwiej przygotować jakikolwiek plan awaryjny, który będzie miał racje bytu. Ah i wyznanie młodszego na pewno nie wywoła w nim złości. Już prędzej uspokoi gwałtowne reakcje będąc niczym balsamem na skołatane nerwy. Przecież od dawna czeka na to, by usłyszeć to na głos a nie tylko we własnej głowie, gdy próbuje ułożyć jakiś plan.
Nie potrafiłby być czułym i kochającym facetem zbyt długo. To nie dla niego. Był zbyt władczy i brutalny by głaskać po głowie szepcząc miłe słówka. Musiał wiedzieć, że ma poczucie kontroli, że ktoś jest pod jego władzą, oddając mu się w najmniejszym calu. By zaznać pełnej satysfakcji potrzebował zaufania drugiej osoby, która nie boi mu się oddać w całości. Owszem, waniliowa miłość też była czasem potrzebna i przyjemna. Nie każdy seks musiał kończyć się pętaniem, biciem, przyduszaniem czy innymi pokazami brutalności. Rozumiał, że bywają chwile, gdy musi być delikatny, choć na dłuższą metę nie mógł by w czymś takim wytrzymać. Może też dlatego z Sonią tak często w łóżku nie lądował? Nie bawiło go to po prostu, zdecydowanie wolał drżące i kwilące ciało Marvella, który walcząc o oddech jęczy jego imię nabijając się bardziej na niego. Tak, tego potrzebował, pragnął, brał to.
Tak, kolejna runda prowokacji i przeciągania struny, będzie miała miejsce dopiero za jakiś czas. Nawet nie tyle, że jutro z samego rana. Pojutrze jednak się od niego nie uwolni i cała ich gra zacznie się na nowo. Nigdy im się to nie znudzi, właśnie chociażby dlatego, ze zwykle kończyło się to takimi chwilami jak ta. Rozanielony Cas był rzadkim widokiem przeznaczonym tylko dla niego. Naprawdę Ethan wpadłby w szał wiedzą, że Ślizgon odsłania się aż tak jeszcze przed kimś. Owszem, rozumiał, że po seksie, jego puchatość zaczynała wychodzić na jaw, ale nie zgadza się by był aż taki. To jest TYLKO dla niego. Z resztą poza nim nikt nie jest w stanie doprowadzić chłopaka aż do takiego stanu gdzie granica pomiędzy nieziemską przyjemnością a szaleństwem jest aż tak płynna i niewyraźna.
-Bo musisz wrócić do dormitorium nim banda idiotów zacznie przemykać korytarzami. No chyba, że zamierzasz spędzić tę noc razem ze mną- uśmiechnął się dwuznacznie odchylając lekko głowę, by ułatwić mu zadanie. Oczywiście, że wolał być tu z nim, ale wiedział, że raczej nie powinni tego robić. Nie jeśli chcą to wszystko utrzymać w tajemnicy. Nie żeby sądził, że ta banda kretynów od razu zorientuje się, że znikniecie tej dwójki jest ze sobą powiązane, ale cóż. Zdarzają się bardziej spostrzegawczy. Leniwie głaskał go po ramieniu i złożył niewielki pocałunek na jego głowie. Eh naprawdę nie miał ochoty się stąd ruszać. Przynajmniej jeszcze nie przez dłuższą chwilę. Niech jego serce w pełni się uspokoi, skóra przestanie być czerwona i lepka od wysiłku i może dopiero wtedy oboje opuszczą ich małą samotnię wracając do PRAWIE normalnego życia.
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPon Kwi 27 2015, 22:31;

Obaj byli hipokrytami, co tu dużo mówić. Casey, oczekując, że wszystko zostanie mu podane na złotej tacy, bez żadnych przeciwności i problemów; wierząc, że pomimo wszelkich znaków i oczywistych tradycji nieprzerwanych od lat, student wcale nie zostanie zaręczony z jakąś wysokiej klasy arystokratką. Ethan, czekając na wyznanie, które dla niego było oczywistością; celowo zmuszając młodszego, by jako pierwszy obnażył się tak bardzo, jednocześnie samemu mając z podobną postawą znacznie mniejsze problemy. Chociaż, jakby się tak zastanowić, może to i dobrze, że Marvell prędzej czy później skończy przyznając się do swoich uczuć na głos jako pierwszy - wbrew wszelkim swoim obawom i oporom. Chodziło przecież o przełamywanie swoich barier i nie zapominajmy, że kiedy to on zacznie, wcale nie będzie to wymuszone dlatego, że druga strona się przemogła. Zdecydowanie, na pewno w ostatecznym rozrachunku wyjdą na tym lepiej, bo i słowa przyjdą bardziej naturalnie - nie z obowiązku... problem w tym, że minie trochę czasu zanim to nastąpi. Do tego momentu rzeczywiście na wierzch może wyjść sprawa oświadczyn i... rozumiemy, prawda? Casey prędzej wypruje sobie żyły, niż będzie zachowywał się jak jedna z tych skończonych idiotek, które z pomocą wyznania próbują zatrzymać przy sobie kochanka. Co z tego, że Ethan mógłby czuć to samo? Oczywiście jest to zupełny idiotyzm, ale przecież temat ślubu przerobiliśmy już na naprawdę wiele sposobów, a Arterbury był przede wszystkim sobą - chociaż miał intelekt godny niejednego ucznia domu orła czasami podejmował naprawdę dziwaczne decyzje na przekór wszelkiej logice.
Znowu nie zakładajmy, że Ślizgon zawsze kończył poturbowany. Dobre sobie! Zdarzały im się zbliżenia rodem z romansidła dla nastolatek i wychodzili z nich równie usatysfakcjonowani, ale... do takich stricte waniliowych i puchatych dochodziło stosunkowo rzadko. Inna sprawa, że czasami wcale nie było ani liny, ani uderzeń, wystarczyło poczucie kontroli Ethana nad sytuacją, świadomość, iż w każdej chwili może on zupełnie zmienić przebieg zbliżenia i tak dalej... cholera, z tym facetem Casowi do szczęścia wystarczyło chyba nawet pociągnięcie za włosy i był „sprzedany”. Owszem, drażnił się z Krukonem częściej niż ustawa przewiduje, później prowadziło to do doznań równie intensywnych jak to sprzed chwili, ale przecież nigdy nie zdarzyło mu się narzekać. A ból po fakcie odchodził w zapomnienie. Czasami wręcz irytował się, że znaczna część śladów musi zostać wyleczona. Przecież ciekawie byłoby stanąć przed lustrem, dociskając palce w miejsce wyraźnych sińców... On chyba naprawdę miał coś z głową. Był skończonym masochistą, kiedy przychodziło do starszego, to już tak oficjalnie.
Nie chciało mu się nawet kiwnąć palcem, szczerze powiedziawszy, a co dopiero ubierać, czyścić i doprowadzać do względnego porządku... znaczy, fakt faktem, przed Ślizgonami wcale nie musiał udawać, że z nikim się nie spotkał - jego dom był niesamowicie otwarty na takie tematy i trzeba przyznać, że znaczna część pogawędek w dormitorium i PW powinna zostać ocenzurowana - i tylko partner tego wieczora pozostawałby tajemnicą, jednak... jakoś nie uśmiechało mu się paradować przez dwa piętra wyglądając, jakby właśnie zwiał komuś, kto próbował go zmaltretować. Co tu dużo mówić, ludzie raczej nie widzieli w nim bezbronnego popychadła, ani tym bardziej kogoś, kto tak po prostu pozwoli drugiej osobie przejąć nad sobą kontrolę. Ból zdecydowanie rajcował go za bardzo... szczególnie, gdy zadawał go Doweson. Student nigdy nie próbował się cackać i wiedział, gdzie leżą granice nieprzekraczalne, a gdzie te, które spokojnie można odrobinkę porozciągać, stopniowo zwiększając dawkę doznań.
- Pierdolić współlokatorów. Są zbyt tępi, żeby połączyć jedno z drugim, nie sądzisz? - jakby dla podkreślenia wartości swoich słów parę razy przygryzł skórę na jego szyi. Skoro Ethan tak chętnie ułatwiał mu do siebie dostęp, zamierzał z tego skorzystać, bo niby dlaczego nie? - Jak to jest, że pieprzenie się z tobą po kątach nigdy mi się nie nudzi? - zapytał, przesuwając językiem po miejscu, w którym dopiero co znajdowały się jego zęby. Na moment przymknął oczy i mruknął gardłowo, niczym zadowolony z czegoś kociak. W sumie nic dziwnego, słonawy posmak potu wcale nie przeszkadzał, a Doweson w każdym calu, nie tylko jego dotyk, był chorym uzależnieniem tej rozpieszczonej księżniczki.
- Poza tym, nadal uważam, że jesteś wygodniejszy jako moja osobista poduszka - podsumował, jak najbardziej rzeczowym tonem, posyłając mu ten swój firmowy, choć oczywiście szczery, rozbrajający uśmiech. Naprawdę natura postanowiła sobie poważnie zażartować z biednych śmiertelników, obdarzając Casey'a tą śliczną buźką i nienaganną urodą. Zwłaszcza, że chłopak naprawdę potrafił wykorzystywać tak swoje atuty, jak i wszelkie czynniki otoczenia. Tak na przykład teraz, mógł droczyć się ze starszym bez żadnych konsekwencji, doskonale wiedząc, że ten naprawdę nie będzie się w stanie złościć. A nawet jeśli miałby... z wyczuciem przesunął opuszkami palców po szczęce kochanka, zaczynając gdzieś w okolicach brody, a dłoń zatrzymując dopiero na kości policzkowej. Podniósł się tylko na tyle, by móc złapać jego usta w niewinnym, słodkim pocałunku. Nie spieszyło mu się w tym momencie nigdzie, a już na pewno nie do dormitorium. Naprawdę za bardzo stęsknił się za bliskością chłopaka i to tylko logiczne, że teraz pragnął zaznać jej tak dużo, jak to tylko możliwe. W gruncie rzeczy wygodniej byłoby im w prawdziwym łóżku, pod kołdrą, ale należało korzystać z tego, co dawała szkoła. Do wakacji zostały raptem dwa miesiące, później będą mieli dość czasu na takie luksusy... no w każdym razie, Ethanowi raczej nie będzie dane dziś wrócić do wieży Krukonów. Pozwalaj decydować Arterbury'emu, możesz mieć pewność, że wybierze opcję niekoniecznie bezpieczną, ale za to najwygodniejszą da siebie i podporządkowaną indywidualnemu widzi mi się.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptySro Maj 06 2015, 21:53;

Właśnie o to chodziło. Nie chciał, by Casey czuł się zmuszony odpowiedzieć na wyznanie Dowsona. To, że padłyby z jego ust słowa "Kocham cię" nie oznaczało od razu nakazu powtórzenia tego. Mimo to wolałby by coś takiego przyszło bardziej naturalnie, szczerze i samo z siebie. Coś mu z reszta mówiło, że gdyby Cas był tym "drugim" mówiącym to wciąż miałby wrażenie, że nie było to aż tak szczere. Tak, miałby problem z uwierzeniem w prawdziwość tych słów, choć przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak to wszystko wygląda. Wiedział przecież, że Cas w jakiś sposób go kocha, czy zależy mu na nim. znaki były oczywiste. Mimo wszystko nie czułby żadnej satysfakcji, gdyby do wyznania doszło własnie w taki a nie inny sposób. To chore, przecież powinien się i tak cieszyć, że do jakiegokolwiek wyznania by doszło. A mimo to marudziłby, że nei jest tak jakby chciał. Czy zawsze wszystko musi być, z nimi na opak, okraszone zbyt dużą dawką emocji? Chyba tak. Bez presji nie czuli się sobą i tyle.
I tu był ten problem. W jego domu, temat seksu nie był aż tak otarcie poruszany. Albo inaczej. Wszyscy woleli zachować swoje podboje dla siebie, jedynie uśmiechając się pod nosem po udanych łowach. Wszyscy jednak byli dobrymi obserwatorami, więc takie rzeczy nie umykały ich uwadze. Cóż, gdyby Ethan przyszedł w takim a nie innym stanie, większość skojarzyłaby to ze schadzką z Sonią. Gorzej jeśli te pogłoski dotarłyby do dziewczyny. Ta by zaprzeczyła i zrobiłby się nie lada problem. Cały jego misternie tkany plan o przykrywce, i wymówce poszedłby się paść równo i dokładnie. A tego by jeszcze nie chciał. Dziewczyna była mu potrzebna chociażby po to, by móc ukrywać swój związek z tą pieprzoną na wszelkie sposoby księżniczką. To prawda, potrafił "kupić" Casa jednym gestem, czasem nawet nie potrzebował do tego dotyku. Spojrzenie, ruch czy słowo, ale ślizgon roztapiał się przed nim pozwalając starszemu na dosłownie wszystko. Tyle, że to była bron obusieczna. Marvell mógł wydawać się tylko uległym, ale prowokował równie zręcznie co Ethan. Wystarczył jęk, westchniecie czy głupie rozchylenie ud z pozoru niewinnym tekstem, by student zapragnął go posiąść tu i teraz. Czasem się zastanawiał, kto w ich związku tak naprawdę dzierży władzę. On kontrolujący ich przeżycia i ich siłę, czy Cas dyktujący warunki. Bo przecież, gdyby się nie zgodził, starszy musiałby się podporządkować czy tego chce czy nie. Ciekawy problem godny przemyślenia, ale może nie w tym momencie. W ogóle kto wie, może któregoś razu, pozwoli mu zachować niektóre sińce. Te, które tak łatwo ukryć pod ubraniem, a sprawiające ból przy każdym ruchu. Może następnym razem naznaczy go w długimi szramami biegnącymi wzdłuż jego pleców, by materiał podrażniał je bez przerwy. Kto wie. Na pewno, gdy będą spędzać wakacje w jego domu, nie będzie kompletnie zawracał sobie głowy magią leczniczą. Może gdy jego rodzice zobaczą to, dadzą mu spokój ze ślubem.
-Nie mam zamiaru ich pieprzyć. Twój tyłek się do tego lepiej nadaje - mruknął, a kąciki jego ust ułożyły się w kpiący półuśmiech. -Owszem są, ale niech tylko któryś zapyta Sonii o to czy z nią byłem ostatnio, a wszystko się wyda. Chcesz tego?- mruknął wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy. Nie żeby nagle zamierzał się stąd ruszać. Dobre sobie. Perspektywa spędzenia tej nocy z Casem była zdecydowanie zbyt przyjemna, by nie zacząć zastanawiać się nad nią poważniej. W sumie może jego dom, miałby na tyle taktu i rozumu by życie erotyczne Ethana zostawić tylko jemu. Kto to wie.
-Bo jesteś tak samo pieprzonym masochistą i erotomanem, jak ja sadystą i seksoholikiem. Za bardzo uwielbiamy się pieprzyć, by mogło się to znudzić - wymruczał zagryzając zaraz wargę. Może szyja nie była aż tak wrażliwa jak chociażby jego kark czy skóra głowy ale nie mógł pozostać głuchym na jego działania. Zwłaszcza, że chłopak doskonale wiedział, jak na starszego oddziaływać. Ethan miał coś w sobie z masochisty. Może niewiele, ale też nie miał nic przeciwko odrobinie bólu czy władczości drugiej strony, choć jego granice były znacznie bliżej i mimo wszystko to on tu rządzi.
-Jesteś cieplejszy niż kołdra, a równie przyjemny w dotyku. Hmm tak teraz myślę, choć uwielbiam twojego chuja to mógłbyś być kobieta, ułatwiłoby to nam kilka kwestii - ambitne stwierdzenie, ale cóż, nawet Ethan czasem zaczyna mieć dziwne konkluzje zwłaszcza po takim seksie. Nie dało sie jednak ukryć, gdyby Marvell był kobietą, już dawno zostałby jego narzeczoną. To nie ulegałoby wątpliwości. Chociaż student nie był pewien czy dziewczęcy Cas pociągałby go w równie dużym stopniu. W końcu płeć tutaj też odgrywała swoją rolę, a ciało ślizgona była zdecydowanie zbyt apetyczne takie jakie było.
Zamruczał wprost do jego ust, gdy te złączyły się w tym leniwym pocałunku. Jeśli to miało go skłonić do zostania tutaj, to cóż, Cas osiągał powoli swój cel. A łóżko... zawsze można transmutować ten wysłużony fotel w coś bardziej odpowiedniego. Mieli przecież na tyle zdolności by to zrobić. Chociaż nei był pewnym jak zareagują rozrysowane tutaj runy, na takie chwilowe zawirowanie magii. No nic, na razie zostaną tak jak teraz, całując się, gdy dłoń Ethana jeździła po udzie chłopaka, znacząc skórę cienkimi śladami po paznokciach.
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPią Maj 08 2015, 23:51;

Co tu dużo mówić, obaj byli doskonałymi manipulatorami i zdawali sobie z tego sprawę, a nawet jeśli ich związek z boku mógł się wydawać dość toksyczny, działał na równych zasadach. Krukon nigdy nie zrobił czegoś, czego młodszy by nie chciał... Casey, choć z pozoru uległy i podporządkowany, chętny, by zostać zdominowanym, zwykle również stawiał na swoim, wiedząc w jaki sposób pokierować kochanka i co zrobić, żeby szarpnąć za odpowiednie sznurki i doprowadzić go do białej gorączki. Można powiedzieć, że dzielili się władzą po równo, a Arterbury w pełni świadomie przekazywał swoją część Ethanowi - od czasu, do czasu, tylko wtedy, kiedy przychodziło do finału. Wolnej woli nigdy nie stracił, tak samo jak woli walki i tego pazura. Mógł grzecznie wykonywać polecenia, ale niewiele to zmieniało.
- Powiedzmy sobie szczerze, uwielbiasz mój tyłek - zauważył rzeczowym tonem, jakby dla podkreślenia swoich słów, przez moment trochę zbyt wymownie wiercąc się na kolanach starszego. Może postawa Krukona zakrawała pod kpinę, ale on i tak zdawał sobie niewiele z tego robić. Cóż, Ethan raczej nie spodziewał się niczego innego. Akurat już dawno powiedziane zostało, że Arterbury zupełnie pozbył się jakichkolwiek oznak wstydu i niespecjalnie dało się temu zaprzeczyć. Oczywiście dało się wskazać kilka momentów, kiedy student naprawdę potrafił pomieszać mu szyki, a i rumieniec na bladych policzkach pojawiał się przy nim dość często, jednak w rozmowach zawsze można było liczyć na bezpośredniość Ślizgona. Bo niby czemu nie?
- Primo, Krukoni raczej nie wpychają nosa w nieswoje sprawy; secundo, ona jest zbyt tępa, żeby połączyć jedno z drugim, najwyżej pomyśli, że zasnąłeś nad jakąś książką w bibliotece; terzo, nie wspominaj o niej, bo zabijasz nastrój - mruknął, zupełnie celowo wbijając paznokcie w prawe ramię swojego partnera. Nie lubił dziewczyny, wręcz jej nie znosił, a odkąd pannica zaczęła jeszcze zarywać do nie tej osoby co trzeba... w porządku, mogła być jednym z istotnych dla Ethana pionków, dobrą przykrywką i tak dalej, ale to przecież w niczym nie zmieniało faktu, iż w Casie po prostu wrzało na samą myśl o tej pomyłce genetycznej. Aż dziwne, że potrafili koegzystować w tym samym Pokoju Wspólnym - pomijając oczywiście, że zawsze dzieliło ich przynajmniej kilka metrów i dość spora liczba uczniów Domu Węża. Ewentualnie schodziło na zwykłą, staromodną, ale jakże skuteczną, ignorancję. Wracając zaś jeszcze do pytania Dowesona... czy młodszy miałby sobie za złe, gdyby ich mały sekret wyszedł na jaw? Raczej nie. Przecież to niczego nie zmieniało, w teorii, a nawet jeśli ktoś łączyłby tę pokręconą parę razem, cóż, raczej nie miałby na tyle odwagi, by po prostu ich skonfrontować. Ethan mógł sobie uchodzić za tego spokojnego, ale jego kochanek miał dość wymowną opinię w gronie uczniowskim.
- Jak zawsze bezbłędnie. - Niby manifestując to swoje zadowolenie, przesunął opuszkami palców po drobnych zaczerwienieniach, które przed momentem zostawiły jego paznokcie. Nie ma to jak zdecydowanie, ale przynajmniej student nie mógł narzekać na brak różnorodnych bodźców, gdy Cassie przesunął swoje usta odrobinę niżej, bo w stronę jego obojczyków. I tutaj w grę wchodziły delikatne przygryzienia, wszystko oczywiście w granicach rozsądku. Co tu dużo mówić, Marvell nie był tępy i doskonale wiedział, że jego próg bólu jest o niebo wyższy niż ten starszego, a przecież chciał go pobudzić, a nie zniechęcić.
- Ja tam jednak myślę, że wolisz mnie z płaską klatką piersiową. - Podniósł głowę, spoglądając na niego z dołu i pewnie kontynuowałby swoją wędrówkę, gdyby nie uznał, że trzeba jednak potwierdzić swoje słowa, przyciskając się do torsu kochanka i posyłając mu ten złośliwy uśmieszek. - Chociaż, jak już ustaliliśmy, mój tyłek i uda też mają w tym spory udział - zaśmiał się, tuż przy jego ustach, zanim rzeczywiście oddał się temu pocałunkowi. Tak naprawdę podobne buziaki wcale nie zdarzały im się aż tak rzadko, ale ten był jakiś wyjątkowo powolny, nie przesycony po brzegi podnieceniem i żądzami. Teraz na wierzch wychodziło raczej to niecodzienne pragnienie bliskości i Casowi nie śpieszyło się nawet, by gest w jakiś sposób pogłębić. Tak naprawdę mógłby robić to w nieskończoność, gdyby nie to delikatne pieczenie, które mógł odczuć za sprawą paznokci Dowesona, a które z każdą chwilą tylko nabierało na sile, ostatecznie powodując, że musiał odsunąć się odrobinę, żeby wydać z siebie cichy jęk. Przymknął oczy, rozkoszując się osobliwym doznaniem, a sposób, w jaki spinał mięśnie pod wpływem tej pieszczoty też raczej nie pozostawiał zbyt dużo dla wyobraźni. Poza tym nie zrobił jednak nic, by przerwać tę leniwą sielankę i tylko po chwili wrócił do całowania ust kochanka, przy jego wargach mrucząc tylko coś niezbyt zrozumiałego o byciu niesamowitym i upierdliwym jednocześnie. To łóżko byłoby jednak bardzo dobrą opcją... I jeszcze kołdra, bo mimo wszystko zrobiło się Marvellowi zwyczajnie zimno. W końcu on sam również nie tak dawno wyszedł z choroby, więc teraz mieliśmy tego efekty. Może i preferował jesień czy zimę ponad latem - właśnie przez wzgląd na niższe temperatury - ale znowu nie popadajmy w skrajności. Zwłaszcza, że po takich przeżyciach chyba każdy chciałby po prostu zakopać się w jakimś przytulnym kącie. Inna sprawa, że klatka piersiowa Ethana też doskonale się do tego nadawała! To Cassie był po prostu niesamowicie wygodnicki i nawykł do życia w luksusach, tak więc siłą rzeczy ucieszyłby się z drobnej zmiany rekwizytów.
Powrót do góry Go down


Ethan Doweson
Ethan Doweson

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 102
  Liczba postów : 110
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10390-ethan-doweson#286614
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10393-ethans-mail#286664
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10392-ethan-doweson#286663
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyNie Maj 17 2015, 00:30;

Właśnie dzięki temu tak dobrze się rozumieli. Jak to mówią ciągnie swój do swego. Ci dwaj manipulanci mogli albo być swoimi największymi wrogami albo kochankami czerpiącymi ze swoich gierek wszystko to co najlepsze. Ethan był królem, Cas jego namiestnikiem, prawą ręką, która również dzierżyła władzę, lecz mimo wszystko wykonywała polecenia. Do czasu, gdy te mu odpowiadały oczywiście. Nie raz Marvell dał mu jasno do zrozumienia, że czegoś sobie nie życzy, nie ma na to ochoty bądź zwyczajnie tego nie toleruje. Chociażby kwestia nazwiska czy insynuacji na poszczególne tematy. Bo jeśli chodzi o fizyczność, póki co niczego sobie jeszcze nie odmówili.
-Oj tak, uwielbiam go. Zwłaszcza, gdy w niego się wbijam, a ty zaciskasz się na mnie jęcząc moje imię. Tak, wtedy jest idealnie- odpowiedział szczerze z tym rasowym smirkiem. Choć prawdę mówiąc, Cas miał naprawdę niezły tyłek, jędrny, kształtny, będący obiektem zazdrości niejednej dziewczyny.Do tego ślizgon wiedział jak ten atut wykorzystać. Zawsze miał na sobie spodnie, które podkreślały te dwie, jędrne półkule, a o kuszeniu przez hmm wymowne ruchy bioder nawet nie wspominajmy. Tak Casey Arterbury miał idealny tyłek należący tylko i wyłącznie do Ethana.
-Może i nie wtykają, ale potrafią analizować. A jeśli uznają, że ich informacja jest użyteczna by zdobyć coś dla siebie, bądź dowiedzieć się czegoś jeszcze, wykorzystają ją bez wahania. A co do niej, owszem pomyśli, ale będzie przy tym zbyt upierdliwa i będę musiał ją jakoś uciszyć. O tym jak, wolisz nie słuchać. - oko ok, koniec rozmów o tej konkretnej ślizgonce. Oboje nie mieli na to ochoty, dla Casa była płachtą na byka, złem koniecznym, dla niego zaś cóż upierdliwym pionkiem, którego było trzeba pilnować by nie oddalił się za bardzo. Nie zmienia to jednak faktu, że czasem zwyczajnie chciał ją udusić lub rzucić mantykorom na pożarcie. No co, te istoty też muszą mieć coś z życia, czemu by więc nie ucztę?
Sam nie miałaby aż tak za złe, gdyby ich układ wyszedł na jaw. Zagryzłby wargi w duchu wściekając się, że to niewłaściwy moment, ale by to potwierdził. Powiedzenie wprost, że od lat jest partnerem Casa, że mu zależy byłoby trochę jak przyznanie się przed światem do swoich słabości. Ślizgon był największą z nich i jeśli ktoś chciałby zwyczajnie zaleźć mu za skórę, wystarczyło by chociaż tknął Marvella. Krukon mógłby za to zabić. Z resztą, nie chciał jeszcze się ujawniać z jednego powodu. To by wszystko za bardzo pokomplikowało.
-Ja sie nigdy nie mylę - syknął cicho na te paznokcie i późniejsze palce przesuwające się po zaczerwienionych śladach. Szczypało. Fakt, miał niższy próg bólu niż Cas. Nie miał jak i kiedy przyzwyczaić się do tych słodkich, bolesnych tortur które tak często serwował młodszemu. Owszem lubił to, ale wytrzymywał znacznie mniej. Chociaż jeśli kiedyś Arterbury chciałby się zamienić, to jednorazowo zgodziłby się być ofiarą ich zabaw czerpiąc z nich zdecydowaną satysfakcje i przyjemność.
-Przynajmniej nie masz obwisłych piersi. Mimo to, gdybyś był kobietą odpadłby nam jeden czy dwa problemy. Chociaż nie... za bardzo lubię cię w tej formię, niż byś miał zmieniać płeć - w zasadzie Casey był jednym z nielicznych mężczyzn, którzy go zainteresowali, którzy wzbudzali w nim podniecenie. Poza nimi, zdecydowanie lubował się w płci pięknej, choć głupiej czasami.
Złapał go pod kolanami przyciągając do siebie w zaborczym geście. Szorstki materiał spodni, zdecydowanie musiał podrażnić delikatną skórę Casa, ale czy to ważne? Kto by się przejmował takimi, małymi szczególikami. Później już zaczęła się ta leniwa atmosfera wypełniona smakowaniem się, kosztowaniem i dotykaniem. Jego dłoń znowu przesunęła się na jego pośladek zaciskając lekko w trakcie tych powolnych pocałunków. Oh zrobiło nam się tutaj zbyt sielankowo i leniwie ale nie zamierzał zmieniać tego stanu rzeczy. Czasem każdy potrzebuje tego ciepła i bliskości. A wbrew pozorom w ich związku, takich momentów było całkiem sporo. Ethan odsunął się od jego ust by samemu zacząć składać leniwe pocałunki tuż pod jego uchem.
-Czyżby było ci wciąż mało? - zapytał bo choć mieli za sobą naprawdę hmmm emocjonujące doznanie, Casy wciąż mógł czuć niedosyt prawda? Sam cóż... jeśli doszłoby do rundy drugiej nie protestowałby, jeśli nie, narzekać tym bardziej nie będzie. -Zostajemy tu na noc, czy Księżniczka jednakk wróci do swojego zamku - oczywiście później, nie teraz.
Powrót do góry Go down


Casey Arterbury
Casey Arterbury

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 386
  Liczba postów : 235
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10310-casey-marvell
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10318-casey
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10317-casey-marvell
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyNie Cze 14 2015, 16:59;

Jako wrogowie nie wyciągnęliby z tej relacji nawet połowy tego, co byli w stanie jako kochankowie. Rywalizowali ze światem, niszcząc kolejne przeszkody, które pojawiały się na ich drodze. Casey w żaden sposób nie zamierzał pozwolić komukolwiek na sprowadzenie go do poziomu bezmyślnej kukiełki, zdolnej jedynie do wykonywania poleceń swojego pana, właściciela i mistrza. Ethan, oczywiście, nawet nie próbował. Zbyt ważna dla nich obu była ta budowana przez tyle lat więź, która już wkrótce mogła zostać wystawiona na niesamowicie trudną próbę. Ale... zobowiązania Krukona względem swego rodu spokojnie możemy zostawić na inną okazję.
Eksperymenty, gdy przychodziły do fizyczności, były zawsze mile widziane i, o ile naciskanie na Casa w kwestii jego ideałów czy preferencji nie było zbyt mądrym pomysłem, o tyle testowanie jego limitów witał z otwartymi ramionami, racząc swojego kochanka stosunkowo chętną odpowiedzią. Wystarczy tylko wspomnieć ten wieczór, gdy po raz pierwszy Ethan unieruchomił go wymyślnymi więzami. Co tu dużo mówić... shibari było jedną z tych rzeczy, które niesamowicie Ślizgona rajcowały - najpierw jeśli początkowo można było odnieść wrażenie, że lada moment każde Dowesonowi go rozwiązać i zostawić w spokoju - a i do tego byłby zdolny. Inna sprawa, że nigdy nie próbował być „na górze” w tym drugim tego słowa znaczeniu... cholera wie, czy Krukon w ogóle by się na to zgodził! Na tę chwilę Arterbury nie miał jednak najmniejszych ambicji do przejęcia dominacji w ich łóżku. Zbyt przyjemna okazywała się rola strony biernej. Przynajmniej z Ethanem, bo z innymi partnerami Ślizgona bywało różnie. W końcu przez te ostatnie dwa lata sypiał i z kobietami, i z mężczyznami, w dość różnych koniugacjach. Tak czy owak, żadnemu z nich nie dał się zdominować na poważnie. Mało tego, chłopak wydawał się poszukiwać tylko własnego spełnienia i o ile inni powinni byli się dostosować do niego, jeśli szedł na drobny kompromis należało to uważać za niesamowity łut szczęścia.
- Huh? Co mogę powiedzieć, hyung, jesteś wyjątkowo hojnie obdarzony wielorakimi talentami. Ciężko jest nie jęczeć, skoro wiesz jak je wykorzystywać - mrugnął do niego i chociaż sporo w tej rozmowie było żartu, ale także zaczepki, to również dostrzeżenie tej szczerości nie powinno nikomu przysporzyć problemu. Niespecjalnie ukrywali przed sobą jakieś opinie dotyczące tego drugiego, a skoro Ethan był tak miły, by przyznać swojej Księżniczce rację, to zainteresowany nie widział przeszkód dla użycia komplementu w ramach odpowiedzi zwrotnej na komplement. A o tym, że Cas uważał swoje cztery litery za największy (no, jeden spośród) ze swoich atutów i oczywiście nie czuł najmniejszych oporów przed wykorzystywaniem tego na swoją korzyść, chyba nie trzeba mówić zbyt dużo.
- Lubię twój przód, chociaż tył też nie jest najgorszy - zamruczał chwilkę później, przygryzając płatek ucha swojego kochanka. Nie na tyle, by naruszyć skórę, bo chodziło mu o wywołanie przyjemnego dreszczu niż bolesne ostrzeżenie. Do czasu. Na to wspomnienie o metodach pacyfikacji obecnej dziewczyny Krukona zacisnął palce na jego bicepsie odrobinę mocniej. Nie zamierzał słuchać o Sonii, poza pewnymi wyjątkami, bo gdyby starszy zamierzał pozbawić Ślizgonkę głosu przyprawiając ją o jakąś życiową traumę to zupełnie inna bajka! Wtedy Marvell stanąłby mu nawet na czatach albo użyczył mu swojej ukochanej różdżki, do której nikt normalnie nie powinien mieć dostępu.
O ile Casey znał Ethana naprawdę dobrze, chyba nawet lepiej niż społeczeństwo uznałoby to za możliwe, wciąż nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele zależało właśnie od niego. Cóż... może to dlatego, że dostrzeżenie istoty sytuacji byłoby równoczesne i równoznaczne z pełną akceptacją i wokalizacją ich uczuć względem siebie? Bez tego wyznania, które paść musiałoby na osobności, ogłaszanie światu swojego największego sekretu - ich pokręconego, namiętnego związku - naprawdę mogłoby zniszczyć obu czarodziejów.
- Ależ nie śmiałbym podważać twojej nieomylności! - oburzył się, znowu w znacznej mierze po prostu w najlepsze sobie żartując. Tak dobry humor nie towarzyszył mu już chyba od dawien dawna, ale wcale nie zaskakiwał, a na pewno nie Ethana. Ten był świadkiem podobnego nastroju młodszego stosunkowo często i z przyczyn doskonale wiadomych.
Nosem przesunął po szyi Dowesona, wręcz rozkoszując się charakterystycznym zapachem potu, podniecenia, perfum wyższego i tego przede wszystkim tego, który Cassiemu kojarzy się tylko i wyłącznie z nim. Naprawdę mógłby zapomnieć o bożym świecie, do reszty zatracając się w tej słodkiej, niczym niezakłóconej intymności.
- Prawda... - przytaknął, tylko po to, by zaraz nieznacznie się skrzywić. Problem małżeństwa Krukona, nawet jeśli wspominany niebezpośrednio, robił swoje. Niższy olał unikać tego konkretnego tematu jak ognia albo nawet jeszcze bardziej. Żar buchający od kominka bywał przecież całkiem przyjemny. Wiedział, że sam jest w tej sytuacji zupełnie bezsilny. Może dlatego bez oporów zostawił dalszą część wypowiedzi starszego bez żadnego głębszego komentarza, dopiero na samym końcu mrucząc jakieś niewyraźne - i dobrze - po którym swoją uwagę poświęcił ustom Ethana, a raczej ich wnętrzu. Sunął językiem po jego zębach i podniebieniu, by w końcu zaczepić ten sam mięsień, gdy jednostronna zabawa zaczęła się robić nudna.
Później znów zdany był na łaskę ukochanego, bo ten ponownie wykazał się stanowczością, redukując młodszego do dość biernej, skupionej na przyjemności i przez nią obezwładnionej, postaci.
- Może..? Nie, żebyś nie był w pełni satysfakcjonujący. Po prostu zdążyłem się stęsknić za twoim chujem. - Szczery do bólu i romantyczny jak zawsze, ale za to pocałował Ethana w policzek - to należy podkreślić i w jakiś sposób pochwalić, prawda?
- Księżniczka ma ochotę spędzić noc w towarzystwie pewnego królewicza z innego królestwa, głęboko gdzieś mając opinie i zasady ustanowione przez króla. Chociaż łóżkiem nie pogardzi - odparł, z zaczepnym uśmiechem, dociskając biodra w dół, wykorzystując w ten sposób zmianę pozycji sprzed kilku sekund.
***
Tak jak to zwykle bywało, zachcianki Arterbury'ego zostały spełnione. W końcu nie bez powodu uchodził za rozpieszczonego, prawda? W każdym razie, po miło spędzonej nocy nadszedł dzień i chociaż chłopak nie miał najmniejszej ochoty na powrót do codzienności... cóż, nie miał większego wyboru.
    { z/t x2 }
Powrót do góry Go down


Vittoria Woods
Vittoria Woods

Nauczyciel
Rok Nauki : VII
Wiek : 25
Dodatkowo : wilkołak
Galeony : 582
  Liczba postów : 1123
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12242-vittoria-brockway
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12243-poczta-titi
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12244-vittoria-brockway
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptySro Kwi 13 2016, 19:32;

Może nie powinnam tego przy sobie nosić? Coraz dziwniej się czuje, gdy spoglądam na to lusterko. Mam ważenie, że pojawiają się na nim kręgi wody. Zauważyłam też, że gdy mam go w swojej kieszeni ciężko jest mi przypomnieć wszystko, co działo się danego dnia. Czy to możliwe, że ten przedmiot jakoś na mnie oddziałuje?
Podeszła do jednego z okien w wieży by rozejrzeć się po błoniach przez chwilę. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem. Usiadła pod ścianą i wyjęła jedną z książek, które udało jej się podwędzić z biblioteki. Był to jakiś spis przedmiotów czarnomagicznych i ich właściwości. Obok niej leżało lusterko, na którym przed momentem pojawiły się te kręgi. Wpatrywała się w nie urzeczona nim zniknęły. Nic więcej się nie działo. Ani głosy, ani obrazy. Ostatnio znalazła legendę o czarownicy, która podobno w lustrze zamykała dusze. Nie wierzyła jednak, że to właśnie ten przedmiot, dlatego szukała dalej. Nikomu nie przyznała się do tego, co posiada. Takimi rzeczami nie powinno się chwalić. To tak, jakby opowiedziała nagle całej szkole, że jest wilkołakiem. To musiał pozostać tylko w jej świadomości.
Wprawdzie myślała by zapytać Fredericka, ale po ich ostatniej kłótni nie rozmawiali ze sobą. Dlatego została z tym wszystkim sama. Złapała lustereczko do ręki i wpatrywała się w nie uciążliwie. Wydawało jej się, że jest w stanie spowodować ruchy na gładkiej tafli. I faktycznie. Choć nie wiedziała dokładnie co robi  jak to działa, to jednak jej myśli zdawały się łączyć z tym przedmiotem. Jakby coś budziło się w nim do życia. Czy to oznacza, że jest coraz bliżej w opanowaniu go? Słysząc jakieś krzyki na schodach postanowiła się stąd usunąć i kombinować dalej w bardziej dyskretnym miejscu.

z/t

Kostka: 6
Powrót do góry Go down


Aleksander Cortez
Aleksander Cortez

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Galeony : 148
  Liczba postów : 901
https://www.czarodzieje.org/t13688-aleksander-cortez
https://www.czarodzieje.org/t13741-cortez-aleksander-korespondencja
https://www.czarodzieje.org/t13704-aleksander-cortez
https://www.czarodzieje.org/t18718-aleksander-cortez-dziennik#53
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyCzw Gru 08 2016, 17:33;

Zdecydowanie największą korzyścią życia i siedzenia w półmroku było to, że dużo się słyszało. Bardzo wiele, przeważnie ploteczki na temat różnych osób. Najważniejsze w tym wszystkim było to by umieć wyłapać tylko te najistotniejsze szczegóły. Dlatego to co było o osobach wpadało jednym uchem, a wychodziło obojętnie drugim. Natomiast plotkę o tajemnym przejściu do ukrytej wieży w zamku było trzeba sprawdzić. Był niezwykle ciekawską osobą, a zwłaszcza jeśli chodziło o takie rzeczy. Dlatego dzisiaj znalazł się na drugim piętrze. To ponoć tutaj były drzwi.
Sprawdzał każdą ścianę, ozdobę, macając, przesuwając, oglądając bardzo dokładnie.
Spędzał tak dzień pierwszy, drugi i trzeci. Bez żadnego rezultatu. Wracał do swojej sypialni nieco wkurzony jednak nigdy z tego powodu, że plotka mogła być fałszywa. Jedynie wymysłem jakiegoś dzieciaka, który to potrzebował alibi, więc wymyślił owe miejsce.
O ile go pamięć jednak nie myliła, to zawsze płynąc do szkoły było widać skrawek jakiejś wieży i do tej pory uważał ją za jakąś część pozostałych.
Nie wątpił więc, a tym bardziej się nie poddawał. To nie było w jego stylu, jeśli coś zaczynał to musiał to skończyć. Więc albo dojdzie do drugiego końca korytarza, albo znajdzie to miejsce.

Czwartego dnia znów rozpoczął poszukiwania od miejsca w którym skończył poprzednim razem. Badał, macał, opukiwał ściany, przesuwając się o kolejny metr i o kolejny. A wraz z nim przesuwała się mniejsza ze wskazówek na tarczy szkolnego zegara.
W pewnym momencie stanął jak wryty, coś wyczuł, coś pyknęło i przejście się otworzyło. Nie widział go nigdy wcześniej, wszedł bez namysłu. Od razu się za nim zamknęło. On natomiast wyciągnął różdżkę i wyczarował światełko na jej końcu. Odetchnął głęboko czując jak bardzo jest szczęśliwy i podniecony tym co udało mu się odkryć. Serce przyśpieszyło, adrenalina. Jak bardzo on to uwielbiał, ruszył dalej, chcąc dokończyć swoje odkrycia, a skoro postawił już krok naprzód nie było mowy by zawrócić. By pójść jeszcze po kogoś i wspólnie poczuć dreszcz emocji. Był sknerą, nie zamierzał się tym dzielić. Nie po to spędził tutaj tak wiele czasu by teraz odejść. Umarłby chyba za pierwszym rogiem z zżerającej go ciekawości. Wchodził po schodach, było ich na prawdę wiele, ale był na to przygotowany, zarówno fizycznie był w szczytowej formie, nie męczyła go żadna choroba, jak i psychicznie się do tego przygotował, skoro wejście było na drugim piętrze, a pomieszczenie było tak wysoko, to nie było innej możliwości by przebyć taki kawał drogi inaczej niż po schodach.
W końcu dotarł, nawet się nie zziajał. Miał przyśpieszony oddech, ale to nie był żaden wysiłek. Nic do czego Rodzina by go nie przygotowała. A lata wspinaczki górskiej, a następnie wspinaczki wyczynowej odniosły tutaj kolosalne efekty.
Zrobili z niego potwora.
Ale czuł się z tym świetnie.

Otworzył drzwi i jego oczom ukazało się małe pomieszczenie i jeden stary fotel. Było tutaj ciemno, panował półmrok, ale i do tego się już przyzwyczaił, nawet go wolał. Ta ciasnota była nawet urocza, czuł się tutaj bezpiecznie. Zamknął drzwi po tym jak wszedł do środka. Chciał zobaczył pomieszczenie w całej okazałości, to jakie ktoś go stworzył, a sądząc po dziwnych znakach na ścianach musiało to być bardzo, bardzo dawno temu. Wszędzie kurz, aż w nosie go zaczęło swędzieć. Kichnął by się go pozbyć.
Zdecydowanie należało tutaj posprzątać. Zwłaszcza stary fotel na którym musiał usiąść. Wzywał go, to jedyny przedmiot tutaj, był akcentem tego pokoju. Jego sercem i miał nieodparte wrażenie, że jeśli na nim usiądzie to coś się stanie. Czuł jak na plecach i rękach ma gęsią skórkę już na samą myśl o tym. Uśmiechnął się, bardzo szeroko. Więc nie pozostało mu nic innego jak zabranie się za porządki. Jakie szczęście, że był czarodziejem, a nie upośledzonym mugolakiem, przez co zajęło to jedynie kila minutek a nie całe godziny. Kilka dobrze rzuconych zaklęć magicznych i przestał go swędzieć nos. Kolejne i fotel, choć stary wyglądał niczym antyk z muzeum. Czuł, że znalazł swoje ulubione miejsce w tym zamczysku. Ten niewielki pokoik, w zasadzie ciasna klitka miała tak ogromny potencjał, że już w głowie miał tysiące pomysłów jak spędzać tutaj wolny czas. Cisza, panująca tutaj cisza była cudowna. Opadł w końcu na fotelu, nieco zmęczony monotonnością rzucanych zaklęć. Opadł w nim czekając na coś co być może miało się stać. Magia, była tak cudownym zjawiskiem, że mógł oczekiwać w tej chwili wszystkiego, albo nigdy nie być w stanie wyobrazić sobie, że w taki sposób można ją wykorzystać.


Link do kostek. Wynik z jednym oczkiem odpowiada 4 dniu poszukiwań
Powrót do góry Go down


Aleksander Cortez
Aleksander Cortez

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Galeony : 148
  Liczba postów : 901
https://www.czarodzieje.org/t13688-aleksander-cortez
https://www.czarodzieje.org/t13741-cortez-aleksander-korespondencja
https://www.czarodzieje.org/t13704-aleksander-cortez
https://www.czarodzieje.org/t18718-aleksander-cortez-dziennik#53
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPią Gru 09 2016, 22:25;

Nic się nie stało i najciekawsze w tym wszystkim było też to, że wcale nie był zawiedziony z tego powodu. Fotel choć stary, był niezwykle wygodny. Wstał jednak, za bardzo go ciekawiły te zdobienia na ścianach. Poobserwował je jednak tylko, nie był dobry w runach ani historii, dlatego sam wolał się z nimi nie bawić. Kto wie co może uruchomić i oberwać czymś paskudnym. Tutaj przyda się jakiś asystent lub asystentka, który w razie czego odczaruje, albo i zabierze zwłoki informując od razu o nieszczęśliwym wypadku. A tak to gniłby tutaj nie wiadomo ile, aż kolejna osoba odkryłaby to miejsce, a wtedy pokój wymagałby o wiele większego sprzątania i wietrzenia, co potrwało by długo patrząc na to niewielkie okienko.
Na razie jednak tyle mu wystarczyło, może wróci tutaj później z jakąś księgą, by poczytać w niezwykłej atmosferze jaką dawał ten pokój na szczycie małej wieżyczki.
z/t
Powrót do góry Go down


Andrea Jeunesse
Andrea Jeunesse

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 307
  Liczba postów : 488
http://czarodzieje.org/t13398-andrea-jeunesse
http://czarodzieje.org/t13420-andrea-jeunesse
http://czarodzieje.org/t13421-andrea-jeunesse
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyNie Gru 11 2016, 23:32;

Wyraźnie zaskoczona wiadomością od Aleksandra nie wiedziała czy się cieszyć, czy zastanawiać co kombinuje. W końcu uznała, że skoro chyba są ze sobą, to powinna mu zaufać. Jednak doświadczenie z kilku lat znajomości nakazywało jej zachować mimo wszystko czujność. Bo tak. Nie wiedziała też czy ma traktować to jak randkę, czy jak zwykłe spotkanie, których przerabiali już sporo, a to ją frustrowało. Nie lubiła niedopowiedzeń i niepewności. Oczywiście najważniejszym problemem był strój. Może powinna ubrać się w spodnie, że niby trochę aseksualnie, a może jednak w sukienkę, żeby właśnie dobić go podkreśleniem swoich kształtów? Tyle miała dylematów w ciągu jednego dnia, że nawet nie spostrzegła zbliżającej się godziny wyjścia. Siedząc dalej z ręcznikiem na głowie wzrokiem spoglądała na ubrania i rozważała, jakby od tego zależało jej życie a Bastet przypatrywał się całej sytuacji z obojętnym wyrazem pyska.
- No co się tak na mnie gapisz? - rzucając luźnymi zdaniami w stronę kota (przecież rozmawianie z kotem nie było czymś dziwnym, ani troszkę), wysuszyła włosy, malując się delikatnie. I naturalnie! Naturalność przede wszystkim. Potem z kolei uznała, że bardzo rzadko ubiera sukienki, a Cortez chyba nigdy nie widział jej w czymś innym niż spodnie i szata. W związku z tym narzuciła na siebie długą czarną sukienkę, obcisłą oczywiście tam gdzie trzeba. Rozcięcie wzdłuż boku prowadzące od dołu do mniej więcej połowy uda ułatwiało jej przemieszczanie się. A do tego oczywiście buty na obcasie! Ale nie na szpilce. Tylko takim niskim słupku. Nie wiedziała też gdzie idą, dlatego wzięła ze sobą płaszcz na wszelki wypadek i perfumując się, wyruszyła przed siebie.
Korytarz na drugim piętrze.
Musiała przyznać, że jej nowy chłopak nie umiał zbyt dokładnie określać miejsca, w którym mieli się spotkać. Przecież ten zamek miał pierdyliard korytarzy a na drugim piętrze nie było tylko jednego. Było ich co najmniej trzy, do tego wszystkie spowite były w półmroku, co tylko utrudniało jej życie. Zmęczona szukaniem odpowiedniego miejsca, usiadła na parapecie. Skrzyżowała nogi w kostkach, machając sobie nimi wesoło w oczekiwaniu na Aleksandra.
Powrót do góry Go down


Aleksander Cortez
Aleksander Cortez

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Galeony : 148
  Liczba postów : 901
https://www.czarodzieje.org/t13688-aleksander-cortez
https://www.czarodzieje.org/t13741-cortez-aleksander-korespondencja
https://www.czarodzieje.org/t13704-aleksander-cortez
https://www.czarodzieje.org/t18718-aleksander-cortez-dziennik#53
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyPon Gru 12 2016, 00:29;

Możliwe, że faktycznie napisał mało dokładną wiadomość, ale było to dla niego też trochę nowym doświadczeniem. Nie zapraszał raczej nikogo na randki, a już tym bardziej przez list. Najwazniejsze, że znalazła drogę do tego miejsca, choć zauważył ją już o wiele wcześniej. Pewnie i tak ją zaskoczył tak szybkim odezwaniem się, no ale skoro tego pragnęła, to on jak zwykle podszedł do tego na poważnie, zwłaszcza kiedy odkrył to miejsce i chciał się nim z Andreą podzielić.
Był późny wieczór, więc ubrany w pełny zestaw od garnituru maszerował szybkim krokiem szukając jej po korytarzu.
- Cześć Andrea - powiedział podchodząc do niej i zatrzymując się przed Ślizgonką złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Teraz mogła też poczuć przyjemną woń perfum, którymi się spryskał przed wyjściem. W dodatku mogła poczuć swój ulubiony zapach, czarodziejskie perfumy zawsze były wzmacniane kilkoma kroplami eliksiru miłości.
Odsunął się krok by spojrzeć na dziewczynę.
- Na brodę Merlina, niech mnie hipogryf kopnie bo normalnie zdębiałem na twój widok. Wyglądasz prześlicznie, mam nadzieję, że zawsze pojawisz się gdzieś obok mnie, jeśli jakaś zdzira wila zacznie mną się bawić i twój widok mnie odczaruje - rzekł na końcu kręcąc głową z niedowierzaniem.
Wyciągnął w jej stronę rękę chcąc jej pomóc zejść. Ale w zasadzie kiedy już mu ją podała wyglądało na to że nie zamierzał jej od razu puścić. Ani za dłuższą chwilę.
- Jak tam już twoja reka, zrosła się? - Jakże dla niego było to oczywiste, że już po kilku dniach od złamania kość była cała. Zapytał się z szczerą troską w głosie. Nie chciał robić z niej jakiejś kaleki, a druga ręka była bardzo potrzebna dla kogoś kto obie ręce stosował w życiu codziennym.
- Chodź mam niespodziankę, mam nadzieję, że nie rozczaruje cię fakt, że to w Hogwarcie spędzimy dzisiaj wieczór. Ale to miejsce jest cudowne i chcę byś o nim wiedziała. Zwłaszcza, że teraz mogę tam często się pojawiać - powiedział podekscytowany i prowadził Andreę przez korytarz. Znał go jak własną kieszeń, spędził tutaj cztery dni. Więc mógłby iść z zamkniętymi oczami.
- Jesteśmy - odezwał się w końcu i podchodząc do ściany zatrzymał rękę w miejscu gdzie był ukryty przycisk by mogła przyjrzeć się dokładniej temu co robi.
Nacisnął i wprowadził ich do Ukrytej Wieży. Wywołał zaklęcie z światłem i oświetlajac schody ruszył do góry.
- Od razu informuję, że to dość wysoko, więc mamy do pokonania kawałek. Pewnie dziewczyna cieszyła się, że wybrała niski obcas, a nie wielkie szpilki.
Po upływie kilku minut na rozmowie zobaczył drzwi.
- Nox - powiedział i przesunął się tak by to ona mogła wejść pierwsza.
Po otworzeniu drzwi jej oczom ukazał się niewielki okrągły pokoik, zazwyczaj ciemny i z jednym fotelem, Tym razem jednak był oświetlony przez setki magicznych świec unoszących się na różnych wysokościach i w różnych miejscach. Pod jedną ze ścian była oparta lutnia, która cicho pobrzdękiwała jakaś spokojną melodię.
- Zazwyczaj jest tutaj jeszcze ciszej i spokojniej - powiedział cicho podchodząc od tylu i obejmując ją wyszeptał te słowa. Miał jeszcze jedną niespodziankę, ale to później.
Powrót do góry Go down


Andrea Jeunesse
Andrea Jeunesse

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : Jasnowidzenie
Galeony : 307
  Liczba postów : 488
http://czarodzieje.org/t13398-andrea-jeunesse
http://czarodzieje.org/t13420-andrea-jeunesse
http://czarodzieje.org/t13421-andrea-jeunesse
Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8




Gracz




Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 EmptyWto Gru 13 2016, 00:00;

Na widok Aleksandra ucieszyła się tak bardzo, że zeskakując z parapetu zapomniała o obcasie i po prostu potknęła się, wpadając mu w ramiona. Oczywiście udała, że wszystko było ukartowane, przytulając się a potem odwzajemniając pocałunek. Znajoma woń perfum przywołała na jej wargi lekki uśmiech, którym obdarzyła Ślizgona, kiedy tylko się odsunął.
- Nie martw się, będę wiedzieć kiedy jakaś będzie chciała się do ciebie dobrać - odparła pół żartem pół serio mrugając zalotnie długimi rzęsami. Chłopak nadal nie wiedział, że Jeunesse była pieprzniętym jasnowidzem, który kupił sobie niedawno kadzidło Cassandry dla poprawienia klarowności wizji i snów. Nie wiedziała też dlaczego przez tyle lat nie wyjawiła mu swojego sekretu, ale póki co nie miała zamiaru nic mówić. Nie chciała go spłoszyć a sama świadomość, że ktoś może widzieć przyszłość bywała trochę odpychająca dla tej drugiej osoby. Nie chciała, żeby od niej uciekł, chociaż miała świadomość, że w końcu i tak będzie musiała się "pochwalić" lub dowie się o tym w najmniej odpowiednim momencie, jak na przykład przy kolejnej niekontrolowanej wizji.
- Tak, jest w porządku, ale pielęgniarka kazała mi uważać i następnym razem przyjść szybciej - wzruszywszy ramionami zakończyła temat ręki, dając mu subtelnie do zrozumienia, że chyba powinni już iść. Była ciekawa co Cortez zaplanował na dzisiejszy wieczór i skoro nie był to kolejny pojedynek ani też nic złośliwego, nie mogła dłużej wytrzymać. Udawała co prawda, że jest jej wszystko jedno, jednak w głębi duszy była podekscytowana jak dziecko, które dostało pierwszą w życiu różdżkę.
Gdy ruszyli i zatrzymali się kilka metrów dalej, Angielka spojrzała nań z konsternacją. Nie wiedziała czy sobie z niej żartował, czy faktycznie odkrył coś, czego ona do tej pory nie znalazła.
- Ściana? - mrucząc pod nosem przyglądała się jak Aleksander odprawia magiczny rytuał a kiedy ukazało się wejście, konsternacja przemieniła się ponownie w zaciekawienie. Kierując się ciemną drogą, zacisnęła palce na dłoni chłopaka, żeby się nie wywrócić.
- Następnym razem napisz mi, żebym nie ubierała sukienki ani butów na obcasie. Przynajmniej moje przygotowania nie pójdą na marne - nie zdążyła dokończyć myśli, gdy przed jej oczyma ukazała się mała salka spowita w blasku świec. Zamilkła, wyraźnie zdziwiona tym widokiem. Oparła głowę na ramieniu Corteza, który obejmował ją już dobrą chwilę.
- Od kiedy jesteś taki romantyczny, co? - spytała, przekręcając lekko głowę, by móc na niego spojrzeć. Nie była złośliwa, chociaż próbowała tak brzmieć. - Od tej strony cię nie znałam i zastanawiałam się nawet czy będziesz umiał mnie czymś zaskoczyć - cmoknęła go w policzek, odkładając płaszcz na ziemię. Obróciła się przodem do Ślizgona, uwieszając mu się na szyi.
- Przynajmniej mam kolejną kryjówkę. Jak ją odkryłeś? - spytała, chwytając go za rękę i kierując się do fotela. Gdy Aleks usiadł, ona klapnęła mu na kolanach oczekując odpowiedzi.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Mała wieża  - Page 8 QzgSDG8








Mała wieża  - Page 8 Empty


PisanieMała wieża  - Page 8 Empty Re: Mała wieża   Mała wieża  - Page 8 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Mała wieża

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 8 z 11Strona 8 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Mała wieża  - Page 8 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Wieze
-