Jest to teren wielkości profefesjonalnego Stadionu Quidditcha wraz z trybunami. otoczony na całej przestrzeni bąblowatą kopułą, w której można swobodnie oddychać. Wokół niej pływają liczne podwodne stworzenia, między innymi rozpraszające zawodników piękne, złotowłose syreny.
Temat wymaga dobrej znajomości transmutacji, zaklęcia Bąblogłowy, bądź wykorzystania Skrzeloziela (możliwość pięciorazowego użytku).
W grze bierze udział minimum czterech graczy, podających pałkami między sobą tłuczka (ze specjalnego, świńskiego pęcherza). Gra polega na zbijaniu graczy w środku okręgu. W środek okręgu trafia każdy gracz, który skuje (zepsuje) podanie tłuczka. Gra toczy się dopóki osobom ze środka kręgu nie uda się z niego wydostać. Wydostanie się z kręgu następuje, kiedy gracz ze środka okręgu przechwyci tłuczek. Jeśli graczom nie uda się przechwycić tłuczka, gra kończy się z momentem, w którym wszyscy skują i pozostanie tylko jeden gracz w okręgu.
Zasady
Gra rozpoczyna się od zwykłych podań tłuczkiem, między graczami w okręgu, rzucającymi JEDNĄ KOŚCIĄ, dopóki ktoś nie skuje (zepsuje) podania i nie wejdzie do środka okręgu.
Wtedy gracze w okręgu i w środku rzucają naprzemiennie JEDNĄ KOŚCIĄ. Gracz w okręgu, gracz w środku, gracz w okręgu. Itd. Ich kolejność między sobą w grupach (w środku i w okręgu) może się zmieniać w zależności od aktywności i ustaleń graczy.
Gracze w okręgu:
1 — skułeś, wchodzisz do środka okręgu 3, 5 —zbijasz jednego z graczy w okręgu (następnego, w kolejce po Tobie) 2, 4, 6 — podajesz tłuczka do innego gracza
Gracze w środku:
1 – udaje Ci się złapać tłuczek, wygrywasz grę 2, 3 – ledwie musnąłeś tłuczek, co zresztą bolało 4, 5, 6 – nie udaje Ci się złapać tłuczka
Jeśli graczy był zbijany przez jednego z graczy z kręgu, ma szansę się obronić, wtedy nie dotyczą go powyższe kostki, a następujące:
parzyste – łapie tłuczek, wygrywa grę nieparzyste – nie łapie, zostaje zbity (auć, to musiało boleć)
Jeśli nikomu nie udało się złapać tłuczka wygrywa gracz, który pozostał jako jedyny w okręgu (nie skuł).
Kod:
<tkod>Bulwa</tkod> <div class="kod"><og>Gracz:</og> w okręgu/w środku <og>Kostka:</og> wpisz wyrzucone kostki</div>
Zakuty Troll
W grze bierze udział minimum czterech graczy. Gracze stojący w okręgu przerzucają piłkę między sobą, jeden z nich znajduje się w środku okręgu, próbując ją złapać, tak zwany: zakuty troll. Kiedy trollowi uda się złapać kafla, następuje zamiana graczy. Zakutym trollem zostaje ten, od kogo przechwycono kafel. Gra toczy się do trzech zmian.
Zasady
Na początek każdy z graczy rzuca jedną kością. Zakutym trollem zostaje ten z najmniejszą liczbą oczek.
Gracze:
Rzucają kaflem między sobą w ustalonej przez siebie stałej kolejności. Przy każdym swoim rzucie turlają JEDNĄ KOŚCIĄ:
1, 2— Twój rzut jest bardzo słaby. +1 oczko dla Zakutego Trolla w jego następnym rzucie. 3, 4 — udaje Ci się dobrze rzucić kafla 5, 6 — jesteś bezbłędny! -1 oczko dla Zakutego Trolla w jego następnym rzucie.
Zakuty Troll:
Turla JEDNĄ KOŚCIĄ co dwa posty innych graczy.
mniej niż 3 — fatalnie, nie udaje Ci się złapać kafla 3, 4 — udaje Ci się musnąć palcami kafla, ale nie udaje Ci się go złapać więcej niż 4 — łapiesz kafla, udaje Ci się uwolnić od tytułu Zakutego Trolla
Wygrywa ten, kto pod koniec gry zdobędzie najwięcej punktów. W razie remisu o zwycięstwie decyduje dodatkowy rzut kością – wygrywa osoba z największa ilością oczek.
Punktacja
Zostanie Zakutym trollem: -10pkt
Pozbycie się tytułu Zakutego Trolla: +6pkt
Bezbłędne podanie kafla: +2pkt
Fatalne podanie kafla: -2pkt
Muśnięcie kafla (przez Zakutego Trolla): +1pkt
Kod:
<tkod>Zakuty Troll</tkod> <div class="kod"><og>Zakuty troll:</og> [color=#66ff66][b]TAK[/b][/color]/[color=#cc0033][b]NIE[/b][/color] <og>Kostka:</og> wpisz <og>Punkty z kostki:</og> wpisz <og>Punkty:</og> suma wszystkich zdobytych przez Ciebie punktów</div>
Wyścigi na miotłach
Trasa wyścigu obejmuje długość połowy boiska. Wyścig polega na pokonaniu drogi z punktu A do B i z powrotem. Do zawodów może stanąć maksymalnie dwóch zawodników.
Zasady
Gracze wykonują na przemian łącznie dwa rzuty kostką (jeden rzut na okrążenie) w odpowiednim temacie.
Pierwsze okrążenie:
5, 6 – Początkowo miałeś problemy na starcie; ruszyłeś nieco później niż partner, ale ostatecznie szybko nadrobiłeś stratę i w dość ładnym stylu pokonałeś tę dość dużą odległość. 3, 4 - Mimo dobrego startu, wysokiej prędkości początkowej, w połowie trasy straciłeś na animuszu, przez co mimo nienajlepszego zadowolenia ze swojego wyniku, okrążasz słupek. 1, 2 – Totalnie nie jesteś z siebie zadowolony. Bardzo późno wystartowałeś, długo leciałeś, no, ale dałeś radę.
Drugie okrążenie:
5, 6 – bez najmniejszych problemów mijasz słupek i pędzisz w kierunku mety zadowolony. 3, 4– mało nie zaliczyłeś wpadnięcia na słupek podczas mijania go. Nic takiego nie miało miejsca, a zrobienie dłuższego obrotu przez obawę wypadku pozwoliło ci uzyskać jeszcze większą prędkość. 2, 1 – drobna kolizja ze słupkiem nie mogła Cię powstrzymać! Stosunkowo opóźniony dolatujesz w końcu do mety.
Wyścig wygrywa osoba z uzyskanym większym wynikiem w obu kostkach. Osoba, która wygrała okrążenie także może spodziewać się drobnego bonusu. Każda postać może przystąpić do wyścigu dwukrotnie.
Kod:
<tkod>Wyścigi na miotłach</tkod> <div class="kod"><og>Okrążenie:</og> I/II <og>Kostka:</og> wpisz wyrzuconą kostkę</div>
Pojawiła się chyba jako jedna z pierwszych osób na boisku. Nie spodziewała się zastać tu takich pustek. W końcu nie grali w Quidditcha od początku wakacji. Czy tylko jej wydawało się to tak niemożliwie nieznośne? Poprawiła strój sportowy, stając w miejscu, związując włosy w kuc, dopóki nie dostrzegła Bell na horyzoncie. Automatycznie cofnęła ręce, a atramentowe włosy spłynęły kaskadą na plecy, kiedy jej pomachała, zapominając o odpowiedniej prezencji. Miała wyjątkowo dobry nastrój. List od Hampsona, dodatkowe zajęcia z Quidditcha, organizowane przez kogoś innego, więc nie musiała się przejmować odpowiedzialnością za swoją drużynę, Bell, z którą nie spodziewała się, że tak szybko będzie miała szansę zagrać. Nic nie mogło jej popsuć dzisiejszego nastawienia. Nie sądziła, żeby mógł by to być nawet Rasheed, którego szanse na spotkanie tutaj były całkiem spore. — Hej — powstrzymała się od nazwania Bell "rudzielcem", w sumie nie mając wcześniej okazji przetestować, jakie dziewczyna miała podejście do tego zwrotu. Uśmiechnęła się nawet do dziewczyny, dość przekonująco, dźgając ją końcem miotły. — Chodź coś porobimy. Może wyścig? Wnioskując po tym, jak zorganizowano tu przestrzeń, może nawet jakieś będą przeprowadzane.
Po ostatnim (i pierwszym) doświadczeniu ze skrzelozielem, Bell stwierdziła, że tym razem wykorzysta swoje całkiem niezłe umiejętności transmutacyjne i zamiast wygłupiać się z jedzeniem roślinki, transmutuje po prostu część swoje ciało w jakąś uroczą rybkę. Wybrała delifina i gdyby nie to, że tylko połowa ciała go przypominała, to można by stwierdzić, że wyglądała nawet uroczo. Ale nie. Byłą czymś w rodzaju odwróconej syreny... Dziwne zjawisko. Trasnmutowała się z powrotem w normalną siebie, kiedy tylko dotarła do bańki okalającej boisko. Oto kolejna zaleta transmutacji - mogła przestać być rybą kiedy tylko chciała. A skrzeloziele przestawało działać po godzinie... i co, czekałaby przez boiskiem te pięćdziesiąt pięć minut? Bezsensu. Zdecydowanie się wycwaniła, bo od razu mogła wskoczyć na swą miotłę i pognać do Shenae. - Cześć! - krzyknęła już z daleka, całkiem szybko do niej podlatując. Też się zdziwiła, że tak mało ludu tu było. Co prawda uwielbiała całe to pływania, ale i tak stęskniła się za lataniem. Dlatego propozycja koleżanki bardzo przypadła jej do gustu. Radośnie zrobiła dwa okrążenia dookoła kapitanowej. - No pewnie, to tam i z powrotem? - rzuciła super planem, jakże konkretnym. Chciała też być sprytna i wystartować szybko, ale chyba jej nie wyszło. W każdym razie, poleciały, a Bell starała się dognić Shenae. Chyba wyszła z wprawy.
Shenae już dawno zdążyła zapomnieć jak Bell wyglądała po skrzelozielu. Nie był to widok, który chciałoby się pamiętać. Ale może i lepiej. Rodwick lepiej było zapamiętać jako ruda, dobrą duszyczkę, która zawsze jakoś, mimochodem, poprawiała nastrój D’Angelo. Dzisiaj nie musiała, o dziwo. Wskoczyła na miotłę nie zaraz za Bell, bo najpierw obejrzała się za nią, kiedy dziewczyna ją okrążała. Powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. W gruncie rzeczy taka forma rozrywki stwarzała ten dzień jeszcze przyjemniejszym. W końcu przerzuciła nogę przez rączkę, siadając na kiju, pędząc za Bell. Chociaż to pędzenie to było pojęcie względne, bo wcale szybko nie trzeba było nadrabiać żadnych strat. — Oj, Bell, co tak spróchniałaś? Trzeba mi było zamiast treningami Benjego zająć się Twoimi, co? Zaśmiała się zaraz przed tym jak sama straciła rezon, zwalniając przed słupkiem. Nie zauważyła, ze obracając się do dziewczyny straciła na prędkości i skupieniu. W sumie, i tak liczyła się w tym momencie sama zabawa. Za-ba-wa. Serio. Nawet D’Angelo czasami potrafiła się bawić, jak widać. — Kto ostatni ten troll — rzuciła dziecinnym, czarodziejskim powiedzonkiem, próbując wcale nie tracić werwy. W końcu z Bell zawsze dobrze było konkurować. Nieważne czy by z nią przegrała, czy wygrała, pewnie byłaby tak samo zadowolona. W końcu należały jeszcze niedawno do tej samej drużyny.
W sumie to niepotrzebnie losowałam wyścigi mioteł, ale dobra! Tego wieczoru Jack nie potrafiła zasnąć, kręcąc się z boku na bok, co w rezultacie sprawiło, że jej wielkie, niebieskie oczy były podkrążone, a włosy w kolorze ciemnego blondu zwichrowane tak, że na czubku każdy sterczał w inną stronę. Niemalże cały dzień snuła się w różne miejsca, nie mając pomysłu co ze sobą zrobić. W końcu jednak zdecydowała się odnaleźć boisko Quidditcha i poprawić sobie humor, robiąc to co robi najlepiej - latając na miotle. Dochodząc do miejsca docelowego zobaczyła w oddali dwie postaci, które z tego co wydedukowała #jacklaurentdetektyw, ścigały się między sobą na miotle. Nie spiesząc się, podeszła bliżej, a jej oczom ukazały się dwie, znane twarze (bo innej opcji nie ma hehe). Co prawda w takim pędzie musiała nieco wysilić wzrok, ale dała sobie radę. Przystanęła gdzieś na skraju i kiedy dostrzegły ją kątem oka pomachała im, bo nie było sensu się przecież wydzierać. Zakładam też, że dziewczyny się lubiły, dlatego na jej pobladłą od braku snu twarz wypłynął uśmiech, a jak nie to Jack na pewno skrzywiła się na widok którejś czy coś, łateva. Skoro w planach też miała być gra w trolla, o której ona jeszcze nie wiedziała, w oczekiwaniu na coś tam, oparła głowę o trzonek miotły, udając że im kibicuje, bo tak naprawdę wcielanie się w rolę dopingującego lubiła wyłącznie w towarzystwie Voice, kiedy dookoła otaczały je hordy chłopaków. No dobra, może być i nawet kilku.
Serio bardzo starała się dogonić Shenae, ale ten jeden raz (cały szczęście kiedy chodziło o zabawę, a nie prawdziwy mecz), jej zdolności latania na miotle jakby zasnęły. Gdzieś tam jednym uchem usłyszała słowa krukonki, ale nic już nie odpowiedziała, bo wiatr, a przede wszystkim odległość, która coraz bardziej się między nimi powiększała, zupełnie na to nie pozwalała. Shenae była już pewnie w połowie drogi powrotnej, kiedy Bell wpadła na słupek, po czym jak gdyby nigdy nic, szybko się pozbierała i popędziła do mety. Może nikt tego nie widział? Jej wzrok spoczął na ślizgonce, która stała gdzieś tam, skąd dopiero co wystartowały. Wreszcie też doleciała, bo nie muszę wiedzieć jakie kostki będzie miała Shenae, żeby domyślić się kto przegrał. - Tak to jest jak trenujesz wszystkich, tylko nie mnie - wyspała, zlatując na ziemię.Mimo wszystko trochę się zmachała, a może ten dziwny lot był nawet bardziej męczący. - Mój wrodzony talent niestety czasem zwodzi. Machnęła ręką na podobieństwo emotki :latif:. - Ale niech ci będzie, jestem trollem. Właśnie, zagrajmy w zakutego trolla, zgłaszam się na ochotnika do bycia pierwszym trollem! - wpadła na genialny pomysł. - Dołączysz do nas? - zapytała ślizgonki. Chociaż do gry potrzeba było jeszcze jednej osoby, to Bell żywiła nadzieję, że dadzą radę i w trójkę, a międzyczasie zbiegnie się tu tłum ludzi, zwabiony tym, jak świetnie się bawią.
Pędziła przed siebie, zwłaszcza, że zwolniła przed słupkiem, dlatego mijając go już, postarała się nie kręcić wokół niego, wypracować najlepszy zwrot i nadrobić stracone metry. Nie spodziewała się, ze Bell dzisiaj będzie w tak słabej kondycji, dlatego zeskakując z miotły przy końcu trasy, w punkcie, w którym rozpoczęły wyścig, parsknęła krótko rozbawiona. — Widzisz… — zaczęła do powietrza. Jej słowa poleciały właśnie w eter, bo Bell jeszcze nie dotarła do umownej mety. D’Angelo spodziewała się raczej, że zeskoczy obok niej w jakąś sekundę później. Tymczasem rozejrzała się za nią, patrząc jak dziewczyna dopiero nadlatuje. — Nie sądziłam, że akurat ty ze wszystkich potrzebujesz dodatkowych treningów. — zwracała się do rudej, nie zwracając najmniejszej uwagi na ślizgonkę, jako, ze jej w ogóle nie zauważyła, skupiona całą swoją uwagą na koleżance z drużyny — Zresztą, czy to nie ty przypadkiem ostatnio dałaś mi sierotę Potocky’ego do treningu? Myślałam, że on chociaż miał jakąś styczność z lataniem. Masz szczęście, że ogarnia szybciej niż Rience, bo inaczej do usranej śmierci, w dalszym ciągu, bym się z nim męczyła. Otrzeźwiała dopiero kiedy Bell zwróciła się do jakiejś koleżanki. Obejrzała się przez ramię w tym momencie na nieznane sobie, nawet niekojarzone dziewczę (miała pewną ograniczoną gamę ślizgońskich twarzy, jakie zapamiętywała, żeby nie okazało się, zę okazuje im za duży szacunek, pamiętając wszystkich z nich). — Hej — mruknęła trochę z dystansem, zerkając na Rodwick. — A żebyś wiedziała, że będziesz trollem. Przyda CI się trochę popracować nad techniką, nawet jeśli już razem nie gramy.
Prawdę mówiąc po wyjeździe tutaj liczyła na coś więcej, ale to może była też kwestia tego, że Ash nie bardzo zaangażowała się w te wszystkie atrakcje tak skrzętnie dla nich przygotowywane. Jakoś wolała spędzać większość dni w swojej klitce malując paznokcie czy pochłaniając książki o treści wątpliwej. Nie, nie była kujonem, ale skoro nie miała ochoty na interakcje z nikim to takie rozwiązanie było całkiem sensowne. Ile jednak można siedzieć w zamknięciu. To aż niezdrowe dla cery! Chcąc nie chcąc ruszyła na "podbój" podwodnego świata oglądając go bez większego zaangażowania, cienia entuzjazmu czy jakiejkolwiek innej emocji wyrażającej ekscytację. Czy było wspomniane, że zbyt często miała sny o tonięciu by czuć się dobrze w wodnej krainie? No właśnie. Nie mogli udać się nie wiem do klasztoru mnichów shao lin w Tybecie? Byłoby naprawdę o wiele ciekawiej! Przechodziła właśnie koło boiska do Quidditcha, gdy dostrzegła na niej grupkę dziewcząt. Doprawdy nigdy nie przepadała za miotłami. Były zbyt niewygodne i wiatr psuł fryzurę. Normalnie koszmar. Niemniej jednak odpaliła papierosa i podeszła bliżej. I tak nie miała nic do roboty a istniała szansa, że dziewczyny dostarczą jej choć trochę rozrywki. Tak, dalej miała opory przed integracją z Hogwartczykami ale to podejście tyczyło się przecież wszystkich z Salem.
No dobra skoro się znały jedynie z widzenia to Dżeki zgodnie ze swoją naturą, ubrała się w swój nieco znoszony stalowy pancerz, który okazyjnie przepuszczał odrobinę ciepła. Niemniej jednak przebywanie w towarzystwie mogło się okazać o wiele ciekawszym niż siedzenie w kajucie, w której ogarniały ją mdłości, dlatego też pozwoliła sobie na odrobinę życzliwości, która bardziej pasowała do jej angielskiej połowy niż tej drugiej, francuskiej zdziry. - Hej, jasne, czemu nie - wzruszyła ramionami. W końcu i tak nie miała nic innego do roboty, poza użalaniem się nad swoim marnym losem, kobiety pozbawionej fortuny. Taak, życie jest ciężkie. Współczujemy Ci Jack. Spojrzała teraz w stronę dziewczyny, która przyszła chwilę po niej. Paliła papierosa i wyglądała jakby miała mniej więcej to samo podejście do życia co ona. Pomijając oczywiście fakt zepsutej fryzury, bo Laurent uwielbiała rywalizację i takie tam, a wiedziała że z rozwianymi włosami wygląda wprost bezbłędnie, hehe. - Grasz z nami? - spojrzała na rudowłosą dziewczynę z Salem. Zwykle, nie działając pod przymusem, nie zaproponowałaby obcej lasce wspólnego spędzania czasu, ale hej, były przecież na wakacjach! Żeby nie przedłużać to ja już wylosowałam kostkę i kiedy już tam wszystkie stwierdziły, że jednak wspólna gra może być spoko, Jack rzuciła kaflem, ale niestety poszło jej jakoś słabo. Oby tak dalej, a korona jej spadnie z głowy.
Zakuty Troll
Zakuty troll:TAK Kostka: 1 Punkty z kostki: -10 Punkty: -10
Ostatnio zmieniony przez Jack Laurent dnia Pią 18 Wrz 2015 - 11:55, w całości zmieniany 1 raz
Pomarudziła coś tam pod nosem, czego niespecjalnie dało się zrozumieć, a potem postanowił wyznać Sheane sekret. - Wiesz, właściwie to nie miałam pojęcia jak Benjamin lata. Wiedziałam tylko, że niespecjalnie ma chęć, a ty przecież lubisz takich graczy, prawda? Zresztą... ostatecznie wydawał się zadowolony - wyznała wszystkie swoje winy. O rety, żeby tylko teraz nie dostała z takie nikczemne wkręcanie ludzi do drużyny! Chociaż, skoro był lepszy od Rienca, a ten przecież łapał wszystkie znicze w tym sezonie... Chyba jednak nie było co narzekać. Dostrzegał kolejną dziewczynę, która zjawiła się na boisku i na pewno bardzo chciała z nimi grać w Zakutego Trolla! Podleciała zaraz do niej i razem z Jack zaczęła ją namawiać, nawet skombinowała dla niej miotłę ze stosu, który gdzieś nieopodal czekał sobie na chętnych. Właśnie miała zostać trollem, ale ponieważ ślizgnka bardzo się do tego wyrywała, to Bell stwierdziła, że nie będzie się pchać do te niewdzięcznej roli. Wzięła więc kafla i podała go do Shenae. Rzuty był, ma się rozumieć, świetny.
Zakuty Troll
Zakuty troll:NIE Kostka: 5 Punkty z kostki: +2 i -1 dla trolla Punkty: 2
zostawiłam już Jack jako trolla, żeby było szybciej
Nie zapowiadało się, by miało zacząć się coś ciekawego. Ot latają sobie dla zabicia czasu. Nuda. zdecydowanie lepiej czuła się na zmieni by oceniać piękną sztukę śmigania w powietrzu z kijem między nogami. No ale skoro to lubią, nie jej oceniać. W każdym razie stała sobie w spokoju paląc papierosa, gdy dopadła do niej najpierw jedna potem druga dziewczyna namawiając ją do wzięcia udziału w Trollu. Że co proszę? Oczywiście, że na początku się wzbraniała, ale gdy wcisnęły jej miotłę w ręce nie bardzo miała jak odmówić. No dobra, skoro tak, to chociaż pokaże im jak w to się gra z właściwym, amerykańskim przytupem. Dopaliła szybko fajkę i zajęła odpowiednią pozycje w kręgu. Zdecydowanie nie zamierzała zostać trollem, a skoro już dołączyła do tej gry, to pokona je wszystkie. Ot take osobiste wyzwanie. Gładko przejęła kafla rzuconego przez Bell, po czym równie szybkim i pewnym ruchem cisnęła "piłką" na drugą stronę okręgu muskając przy tym biedną Ślizgonkę. Nie, żeby było jej przykro z tego powodu.
Zakuty Troll
Zakuty troll:NIE Kostka: 5 Punkty z kostki: +2 i -1 dla trolla Punkty: 2
Nudziło jej się. Merlinie, jak jej się nudziło! Przesiedziała prawie całe wakacje w miejscach nadających się do siedzenia, nic się nie działo, a jak się działo, to już dawno i tak zdążyło jej się znudzić. Nie miała ochoty wchodzić z interakcję z innymi - poza Ups, a to też trochę ograniczało możliwości. O, na przykład tutaj były różne gry, które może i wygenerowałyby u niej trochę jakiegoś entuzjazmu, ale albo musiałaby namówić innych do grania z nią, albo Ups mogłaby rozszczepić się tak fizycznie, żeby każda jej osobowość występowała osobno. I Atena zdecydowanie wolałaby tę drugą opcję, nawet jeśli starcie z Sigmą mogłoby skończyć się różnie. Serio nie miała ochoty obcować z tymi przygłupami, z którymi tu była, niegodnymi nawet szorować jej butów. Merlinie, gdzie są ci wszyscy sensowni ludzie, z którymi spędzała czas do tej pory... Wait. W jej głowie. Hehe. Tak czy inaczej, na wyścigi chciała się wybrać. Lubiła się ścigać. Zaciągnęła więc Ups, kolejny raz nie przejmując się jej zdaniem (ani tym, w jakiej postaci właściwie dotrze na boisko) i wzięła miotłę. No, to będzie coś! I kiedy już wystartowały, nawet nie było źle. Nawet nieźle zaczęła. I chyba mogłaby to wygrać, ale miała niezręczne przeczucie, że z Wildówną dzieje się coś niedobrego...
Zakuty troll:TAK ale już NIE! Kostka: 5 Punkty z kostki: +6 Punkty: -10-1-1+6 = -6
Jej super umiejętności ścigającej jakoś niespecjalnie się nadały, bo została wrobiona w bycie 'trollem' co jej wcale się nie podobało, ale co poradzić. Nie dąsała się, bo byłoby to kompletnie bez sensu, ale ze wzruszeniem ramion, stanęła na środku. Chciała jak najszybciej uwolnić się z tego niewdziecznego stanowiska. Za pierwszym razem kafel nawet nie musnął jej palców. Za drugim również. Na szczęście za trzecim udało jej się go szybko przechwycić bez większego problemu. Suuper! Poprawiła bujne włosy, odrzucając je wszystkie do tyłu i uśmiechnęła się zadowolona, że długo tam nie musiała stać. Brawo Jack!
Ups nie do końca była zachwycona pomysłem Ateny, ale przecież, do cholery, obiecała jej, że się zabawią. Och, oczywiście, że na miotłach! Nie było interesem innych, co naprawdę jest między nimi. W gruncie rzeczy Ups nigdy się nad tym nie zastanawiała i nie miała też tego w planach na najbliższe dziesięć lat. Myślenia, oczywiście. Tak czy siak, wstanie z łóżka tego dnia przyszło jej z trudem. Makabrycznie bolała ją głowa i miała wrażenie, że może to mieć coś wspólnego z faktem spotkania z kilkoma osobami i picia pokaźnej ilości czegoś, co rzekomo miało jej zupełnie nie ruszyć. No, nie aż tak. Ale co tam! W końcu była niezła zabawa. Może za wyjątkiem dzisiaj. Idąc na boisko quidditcha puściła srogiego pawia prosto w najbliższy kosz na śmieci. Nie miała żadnego planu na to, co zrobi, jeśli zemdli ją w powietrzu. Ale kiedy dotarła już na miejsce i zobaczyła Wakefield, udało jej się na krótką chwilę zapomnieć o mdłościach. Cóż, dość długą, by wsiąść na miotłę i jednocześnie tak krótką, że gdy tylko uniosła się na miotle na kilka metrów, poczuła cofające się resztki posiłku. Uśmiechnęła się blado do Athene i ruszyła przed siebie dość wolno, na tyle, by pozostać daleko za przyjaciółką. Merlinie, że też inna osobowość nie mogła dostać koszmarnego samopoczucia...