Osoby:@Morgan A. Davies & @Christopher Walsh Miejsce rozgrywki: gabinet prof. Walsha Rok rozgrywki: 2023, grudzień Okoliczności: Dziękczynne odwiedziny, których przebieg mógł ujawnić więcej niż jeden sekret.
Po powrocie do zamku nieprędko odnalazła czas na cokolwiek innego, niż nadrabianie szeroko pojętych zaległości. Grono nieznanych jej pedagogów, nowe oraz stare-nowe szkolne znajomości, wiecznie młode i rozkwitające plotki, awantury, spiski, miotlarskie zakazy i inne zmyślne zjawiska. Zanim się zorientowała, zdążyła się znaleźć w samym środku pogoni za punktami domu z wszelkiej maści szkolnych zajęć, wsiąknąć w treningi quidditcha, na dobitkę zostawiając sobie smocze modele i wszystko, co łączyło je z jej pracą, by wkrótce zupełnie zapomnieć o problemach, które towarzyszyły jej od czerwca dwa lata wstecz. Nie mogła jednak zapomnieć o wdzięczności za, być może ratującą życie, pomoc, którą otrzymała na jakiś czas przed feralnym czerwcem. Zapukała do drzwi gabinetu, mimo wszystko dość nerwowo zaciskając przy tym złożoną w pięść dłoń. Dawno nie widziała się z profesorem, dzięki któremu wydarzenia z ostatnich lat w ogóle doszły w jej przypadku do skutku i nie mogła być do końca pewna, kogo właściwie spotka za drzwiami. Nie martwiła się jednak. Nie czuła, by było czym. - Profesorze Walsh. - skłoniła się nieznacznie podczas przywitania, jednocześnie czując pewnego rodzaju zmieszanie. Kiedy ostatnim razem się widzieli, nie był ani profesorem, ani nawet Walshem. To zabawne uświadomienie nie wystarczyło jednak, by całkowicie zbić ją z tropu. Miała kilka tygodni na przyswojenie tej wiedzy i mentalne przygotowanie się na zmianę terminologii. Od czego jednak powinna zacząć? Gratulacji? Podziękowań? Może po prostu od początku. - A więc to jest ten gabinet marzeń. - choć nie czekała zbyt długo na zaproszenie do środka, nie miała też zamiaru brutalnie pakować się na środek pomieszczenia celem zlustrowania każdego mebla, woluminu i roślinki. Jednak już po minięciu progu dało się poczuć panującą atmosferę i włożone w nią serce. Chyba słusznie postępowała, trzymając za O'Connora kciuki w jego ścieżce ku zielarskiemu nauczycielstwu. - Dobrze Pana znów widzieć. - przyznała, obdarowując mężczyznę miękkim, zdradzającym nieco ugłaskaną już tęsknotę, uśmiechem. Jednocześnie było poniekąd widać, że stała nieco jak kołek, nie do końca wiedząc, jak się zachować dalej i czy oczekiwać reakcji lub instrukcji, nim ponownie przełamie się, by coś powiedzieć.
______________________
But I ain't worried 'bout it
dancing on the clouds below
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie spodziewał się gości, ale prawda była taka, że wielu uczniów i studentów zaglądało do niego bez uprzedzenia, licząc na to, że będą mogli po prostu porozmawiać, że będą mogli zadać mu pytania, jakie z jakiegoś powodu ich dręczyły. Christopher nie protestował, zawsze tak było, po prostu starając się wysłuchać dosłownie wszystkiego. Nie oceniał, nie zarzucał komuś niesubordynacji, nie krzywił się i nie robił niczego podobnego. Najzwyczajniej w świecie słuchał, bo w tym był bez dwóch zdań najlepszy, starając się jednocześnie zrozumieć, co się właściwie działo i z jakiego powodu dany wychowanek postanowił do niego zajrzeć. Nie próbował nikomu odbierać jego roli, ale faktem było, że przygarniał pod swoje skrzydła najróżniejszych uczniów i studentów, starając się im pomóc w ten, czy inny sposób. Dlatego też nie zdziwił się aż tak bardzo, kiedy usłyszał pukanie, a potem uśmiechnął się łagodnie, gdy wyraziwszy zgodę na wejście, uniósł spojrzenie znad własnych notatek i spojrzał na Morgan. - Panno Davis - odpowiedział, przyglądając się jej w spokoju, bez większych emocji, choć widać było po nim, że cieszy się z tego spotkania. Nie widzieli się naprawdę długo, nie mieli ku temu okazji, a już na pewno nie mieli sposobności do tego, by porozmawiać o pewnych wydarzeniach. Wszystko rozmyło się, chociaż nadal pozostawało na swoim miejscu, gotowe do tego, żeby się z tym zmierzyć, gotowe do tego, żeby wrócić do zostawionych w tyle spraw, które mimo wszystko miały znaczenie dla nich wszystkich. A przynajmniej dla ich dwójki, bo łączyła ich tajemnica i z tego Christopher zdawał sobie w pełni sprawę. - Myślę, że całkiem dobrze im odpowiada - przyznał, kiwając lekko głową, a później zachęcił ją, żeby usiadła. W końcu nie powinna sterczeć przy drzwiach, jak kołek w płocie. Mogli porozmawiać zwyczajnie, tak jak dawniej, ostatecznie Christopher niewiele się zmienił, jedynie być może dojrzał, stając się osobą bardziej otwartą, bardziej cierpliwą, skorą do tego, żeby wysłuchać każdego w miarę możliwości. - I cieszę się, że znowu panią widzę. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku? - dodał, unosząc lekko brwi, spoglądając na nią uważnie, zupełnie, jakby obawiał się, że za chwilę coś wyskoczy na nich, jak diabeł z pudełka.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Skłoniła się nieznacznie na zaproszenie do zajęcia miejsca na wskazanym fotelu i bez guzdrania się właśnie to uczyniła, decydując się po drodze jedynie na pojedyncze zerknięcia w kierunku zdobiącej najróżniejsze kąty pomieszczenia flory. Na profesorskie zapytanie dość pewnie i pokrzepiająco pokiwała głową. Rzeczywiście była już cała, zdrowa i dzierżąca kontrolę nad swoim ciałem. Kryzys, który niezapowiedzianie nadszedł w cieniu luizjańskiego błogosławieństwa przeminął na dobre. - Tym razem nie grozi mi powtarzanie roku. - uśmiechnęła się kłopotliwie, chwilowo nieco uchylając się od zadanego pytania. A przecież gdyby nie czerwcowy stan zdrowia i konieczność utrzymania go w tajemnicy w zaciszu murów pewnego starego dworku na północy Anglii, nigdy nie skończyłoby się pamiętnym listem od dyrektorki. Jej frekwencja i wyniki w nauce nie pozostawiały w tym temacie złudzeń. A jednak Walsh, słusznie zresztą, dość wyraźnie interesował się przecież zupełnie innym zagadnieniem. - To niebywały efekt motyla, gdy zagadywanie do wiewiórki ostatecznie pozwala jednej ze studentek spędzić w Hogwarcie dodatkową Wigilię. - podjęła, dzieląc się choć częścią krążących jej po głowie rozważań i uwag. Choć wydawała się być w dobrym humorze i z myślami pełnymi kwiecistych metafor, jednocześnie próbowała też choć trochę przegadać swoją nerwowość. Bo spotkanie z Christopherem uświadomiło jej, jak bardzo głupio, naiwnie i nieodpowiedzialne czuła się przy nim po wydarzeniach tamtego deszczowego wieczora. - Być może uratował mi Pan wtedy życie. Zawsze będę za to wdzięczna. - przyznała wreszcie, nienachalnie przypatrując się mimice i reakcjom profesora. Zawdzięczała mu zresztą nie tylko to, ale i dochowanie tajemnicy o jej zdolnościach. To drugie wydawało się nawet trudniejsze od samej pomocy w powrocie do ludzkiej formy. Późniejsze wydarzenia, komplikacje podczas przemian i konieczność poradzenia sobie z efektami daru loa poza Hogwartem nie były już z tym związane, a do tego nieco w tym wszystkim przypadkowe, nawet jeżeli niosły niepożądane i nieprzyjemne skutki. Ale bez interwencji O'Connora mogłaby zwyczajnie nie przeżyć swojej pierwszej wiewiórczej nocy. - Ale chyba nie tylko u mnie wiedzie się całkiem nieźle? - zaczepiła z rozbawieniem po chwili ciszy, a choć nie chciała wymieniać wszystkich zmian, jakie zauważyła u Christophera po swoim powrocie, nie omieszkała unieść obu dłoni i postukać się w serdeczny palec, na którym zwyczajowo nosiło się obrączkę. A zatem Christopher Walsh, co?
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Być może jego postępowanie nie było właściwie, ale nie uważał, żeby to jego miejscem było wtrącanie się w cudze życie. Ostatecznie Morgan była dorosła, miała świadomość, co groziło jej za niektóre rzeczy, zachowania i decyzje, tak więc nie mógł i nie chciał jej w tym pouczać. Poza tym, zdał sobie sprawę z tego, że o wiele lepiej było pozwalać innym po prostu mówić, działać, wyrzucać z siebie to, czego potrzebowali, bo właśnie wtedy był w stanie ich zrozumieć, był w stanie pojąć, co dokładnie kryło się w ich myślach i sposobie zachowania, czego potrzebowali i czego im brakowało. Mógł, przy odrobinie szczęścia, wskazać im właściwe ścieżki postępowania, a przynajmniej zasugerować im, co powinni zrobić, na co powinni zwrócić uwagę, a co powinno pozostać daleko poza polem ich zainteresowania. Tak to wyglądało i właśnie dlatego przyglądał się teraz młodej kobiecie spokojnie, wiedząc, że każdy popełniał błędy i jedynie nauka na własnej skórze, mogła coś ostatecznie zmienić. Inaczej zwyczajnie się nie dało. - To akurat mnie cieszy. Chociaż być może wolałabyś spędzić tutaj nieco więcej czasu? Niektórym to odpowiada - zauważył spokojnie, dając jej możliwość mówienia o czymś, co nie było aż tak krępujące. Podejrzewał bowiem, że Morgan zjawiła się tutaj z jakąś konkretną myślą, czymś ważnym w głowie, od czego nie mogła uciec, a co za tym szło, nie mogła tego zostawić za sobą, nie mogła machnąć ręką i powiedzieć, że pewne rzeczy zostały zamknięte. Jak widać było, wiele się nie pomylił i już wkrótce uśmiechnął się do niej łagodnie, choć w jego oczach kryła się prawdziwa powaga. - Być może - zgodził się z nią bez większego problemu, by skinąć lekko głową. - Nie mógłbym jednak zostawić cię samej, żebyś ponosiła konsekwencje własnych decyzji, nie znajdując u nikogo pomocy. To nie byłoby ani mądre, ani właściwe, a skoro potrzebowałaś czasu, to wyraźnie była to słuszna decyzja - dodał, przyglądając się jej, jakby chciał zapytać, czy naprawdę wróciła do pełni sił, a to, co wtedy się stało, co wtedy ją spotkało, można było uznać za coś, co ostatecznie przeminęło. Problemy miały bowiem to do siebie, że wręcz uwielbiały wlec się za człowiekiem, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, wiedząc, że nie wszystko w życiu było idealne. Nawet to, o co pytała. Uniósł rękę, na której znajdowała się obrączka wykonana z muszli i przesunął nią pomiędzy palcami. Na drugiej dłoni nosił pierścień Danu, który był dla niego równie ważny, co obrączka, pozwalając mu na lepsze zrozumienie uczuć Josha. To było coś cennego, nic zatem dziwnego, że go nie zdejmował, tym bardziej po tym, jak stracił na jakiś czas pamięć, nie będąc w stanie zrozumieć, kim właściwie był drugi profesor. - Nie mogę narzekać, chociaż czasami urwałbym mu uszy, dla zasady - przyznał.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you