Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Mostek

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Darren Shaw
Darren Shaw

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Galeony : 3011
  Liczba postów : 3049
https://www.czarodzieje.org/t18607-darren-shaw
https://www.czarodzieje.org/t18609-skrzynka-darrena#532211
https://www.czarodzieje.org/t18608-darren-shaw#532138
https://www.czarodzieje.org/t18612-dziennik-darren-shaw#532281
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Mostek  Mostek EmptyCzw Gru 29 2022, 20:57;


Mostek


Magiczne urządzenia skrzeczą tutaj oraz buczą, osłaniając statek grubymi warstwami zaklęć chroniących przed mugolami. Samo pomieszczenie jest pozbawione jednak żywej duszy - kapitan odwiedza je jedynie okazjonalnie, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Rozlega się stąd zaś najlepszy widok na całą okolicę oraz imprezę odbywającą się na głównym pokładzie.

Aby wejść do lokacji, należy rzucić kostką k6. Na wejście pozwalają wyniki 1, 2 oraz 4. Można zabrać ze sobą do trzech osób.
Powrót do góry Go down


Basil Kane
Basil Kane

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 751
  Liczba postów : 702
https://www.czarodzieje.org/t21736-breasal-o-cathain-zanglizowane-basil-kane#709152
https://www.czarodzieje.org/t21738-bazyl#709234
https://www.czarodzieje.org/t21735-basil-kane#709151
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyWto Sty 03 2023, 17:23;

Kostka na wejście: 1 - udane
-z baru

Nie był koniecznie osobą uparcie trzymającą kogoś za rękę. Nie przepadał nawet za koncepcją związku samego w sobie, mając wcześniej kochanków czy kochanki był owszem, zaborczy, ale niespecjalnie terytorialny, wychodząc z założenia, że skoro gdzieś się ktoś szlajał z dala od niego, to znaczy, że wcale go nie chce, więc i vice versa. Duma ślizgońska działała na niekorzyść jakimkolwiek zdrowym relacjom międzyludzkim, jednak od jakiegoś czasu, kiedy jego zimna obojętność i niecierpliwe wycofywanie się zbyt szybko z czegokolwiek, co mogłoby zakwitnąć w bliższą relację, zderzyło się z rozpędzonym pociągiem w ogniu, jakim była osobowość Rivera, świat i światopogląd Bazyleusza zatrząsł się w posadach.
Trzymał gryfona za rękę z taką pewnością, jakby robił to od dawna. Co więcej, cmoknięciami komunikował się ze swoim szopem, kiedy ich sploty rozchodziły się by z kimś pogadać, czy przywitać, w trakcie, kiedy przemierzali statek któż wie dokąd i po co. Nie spuszczał z niego oczu, śledząc jego ruchy na tyle dyskretnie, by nie przeszkadzało to jego rozmówcom, a jednak na tyle uważnie, by River cały czas czuł to badawcze spojrzenie na karku. Widział go, kiedy wirował przed swoimi głupimi, gryfońskimi znajomymi, prezentując tę krwistą sukienkę, obserwował, gdy przytulał dziewczęta, życząc im najlepszego w sylwestra, mrużył oczy, gdy wskazywał jego kierunek, podświadomie przykładając się w tym mrużeniu do tego, by mieć jak najbardziej niezadowoloną minę. Dlaczego? Meandry działania i toczenia się myśli bazyliszkowych były niezbadane, nieodgadnione nawet dla niego. Im Coon był dalej, tym drażliwszy dla rozmówców sie stawał, im bliżej, tym spokojniej reagował na tematy. W końcu jednak, gdy mijali się przy stoliku z przekąskami, wyciągnął rękę i schwycił rąbek czerwonej sukienki, pociągając go do siebie, za sobą, kilka kroków w bok.
- i gdzie moja rozgrzewka. - mruknął, kiedy gryfon w końcu wpadł na niego, a jego twarz zanurzyła się w tych kręconych włoskach- Koniec pogawędek... - wycofał się z sali, prowadząc Rivera za sobą, bezmyślnie prowadząc go po schodkach... dokądś. Dokąd?
Pchnął drzwi prowadzące do kapitańskiego mostku, najwyraźniej szczęście im dopisało, bo były niezabezpieczone, a pomieszczenie puste i ciche jak makiem zasiał. Wciągając Rivera do środka zatrzasnął je za nimi, po czym gwałtownie złapał go pod pośladkami, sadzając na swoich biodrach i przypadł do ściany, wgryzając głodnym pocałunkiem w jego usta.
- Nie zniosę tej imprezy... - mruknął umęczonym tonem.
Powrót do góry Go down


River A. Coon
River A. Coon

Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 257
  Liczba postów : 557
https://www.czarodzieje.org/t21577-river-a-coon-williams#701443
https://www.czarodzieje.org/t21595-poczta-racoona#702795
https://www.czarodzieje.org/t21594-river-a-coon-williams-kuferek#702747
https://www.czarodzieje.org/t21603-river-a-coon-dziennik#702930
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyPią Sty 06 2023, 11:03;

Wiedział, że będzie bawił się dobrze, ale nie spodziewał się, że aż tak. Wcale nie znał w Hogwarcie zatrważającej liczby ludzi, a jednak co chwilę wpadał na kogoś znajomego, z chęcią poznając jego plus jeden, nie tylko z czystej ciekawości, ale i z chęci pochwalenia się Bazylem, nawet jeśli ten stał kilka kroków dalej z naburmuszoną miną, jakby go stringi pod tym jego cudownym garniakiem uwierały. Chętnie chwalił się sukienką, ale tylko wtedy, gdy ktoś sam zwrócił na nią uwagę, samemu mając przecież w głowie tysiąc bardziej przejmujących go myśli od stroju, na który zdążył się już opatrzeć.
Gaspnął cicho przy nagłym pociągnięciu, zaraz już chichocząc mimowolnie jak zawsze, gdy Bazyl mruczał mu coś do ucha i tylko wycisnął z siebie zdecydowanie zbyt wysokie z przejęcia "Okej", zanim dał poprowadzić się dalej po deskach pokładu, dojadając złapaną ze stołu czekoladkę.
- Podobno jest tu gdzieś niżej muzeum Quidditcha, wyobrażasz to sobie? - zagadnął na schodach, próbując trzymać się tego, o czym mówili mu już inni, by nie zanurzyć się w wyobrażeniach tych wszystkich lokacji, które wciąż jeszcze czekają na odkrycie. - Myślisz, że ma jakieś zabezpieczenia? - podpytał ciszej, aż czując przyjemne ciepło ekscytacji na myśl, że może udałoby mu się zdobyć w ten sposób jakąś pamiątkę z balu. Nie zdążył jednak podzielić się myślą, że na pewno znicze są chronione jakimiś dzikimi zaklęciami, bo już zgubił ją zupełnie przy pewniejszym przyciągnięciu, bo już zaraz wyrywało mu się z ust drżące cicho w uśmiechu"F-fuck", które Bazyli szybko przegonił intensywnością podarowanego mu pocałunku. Oplótł go nogami, dłońmi szybko odnajdując starannie ułożoną fryzurę, by zburzyć jej układ zachłannym przytrzymaniem blond kosmyków palcami, byle tylko wymusić na Ślizgonie kolejne pełne podgryzień pieszczoty, gdy sam rozbijał pocałunek na kilka kolejnych.
- No co Ty - sapnął słabiej niż planował, musząc jeszcze złapać lepiej oddech w buchającym mu w twarz gorącu, tak jak i łapał dłońmi Bazylowe policzki, by czujniej zajrzeć w dwukolorowe tęczówki. - Jest super przecież. Znaczy, mogłoby być więcej alko, ale wszyscy wyglądają tak ładnie i jest muzyka i jedzenie - wymienił szybko, kciukami gładząc trzymaną policzki, jakby naprawdę w ten sposób mógł wgłaskać swoją rację w tę Bazyla. - Masz zły humor, bo nie dałem Ci kwiatka?
Powrót do góry Go down


Basil Kane
Basil Kane

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 751
  Liczba postów : 702
https://www.czarodzieje.org/t21736-breasal-o-cathain-zanglizowane-basil-kane#709152
https://www.czarodzieje.org/t21738-bazyl#709234
https://www.czarodzieje.org/t21735-basil-kane#709151
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyPią Sty 06 2023, 12:02;

Skradł tych pocałunków jeszcze kilka, więcej, głodny tak, że żadna z przekąsek nie mogła go nasycić. Czuł, jakby nic już nie mogło go nasycić, jakby miał w brzuchu czarną dziurę, której już nigdy, ale to nigdy nie zapełni nic poza Riverem.
- Nie. - mruknął markotnie, wtulając się w niego i zaciskając na nim ramiona, by oderwać jego plecy od ściany i ponieść niczym małpeczkę w kierunku kapitańskiego kokpitu. Obszedł go dookoła i posadził Rivera na krawędzi blatu, przodem do wielkiego okna, z którego roztaczał się najlepszy widok w lokacji. Wsunął zaraz zachłanne dłonie pod falbany sukienki, ciesząc palce dotykiem jego miękkiej skóry przez krótką chwilę, nim się w końcu zdecydował podzielić tym, co musiało zostać podzielone.
- Przyciągnąłem Cię tu, bo muszę Ci coś powiedzieć. - zmarszczył brwi i cmoknął z niezadowoleniem na samego siebie, wyciągając ręce spod jego ubrania i opierając je o blat po obu stronach jego ud - Nie. Nie muszę. Chcę. Chce Ci coś powiedzieć.
Westchnął ciężko, bo było tyle rzeczy, które chciał powiedzieć i zupełnie nie wiedział, jak to zrobić. Kwieciste przemowy nigdy nie były jego mocną stroną. W ogóle był oszczędny w słowach, a co dopiero kiedy musiał mówić o uczuciach. Jakby znów był niemowlęciem i uczył się ludzkiej mowy, składania zdań, rozmawiania o czymkolwiek. Bał się. Czego? Śmiechu Rivera. Tego perlistego, dźwięcznego śmiechu, który potrafił dać mu takie ogromne ciepło. Czy tylko? Bał się łez Rivera. Tych, które widział tylko raz, we śnie, a których nie chciał widzieć nigdy. Bał się Rivera. I dlatego ta rozmowa musiała się odbyć.
- Coś się we mnie zmienia. - zaczął swoją nieudolną komunikację - Ty coś we mnie zmieniasz. Pomimo różnych dziwnych relacji, jakie miałem w życiu nigdy nie czułam się tak, jak czuję się teraz… z Tobą. – westchnął ciężko, mówienie o tym przychodziło mu z takim trudem, że ogarniała go żałość nad samym sobą. Marszczył się przy tym na twarzy, jakby rodził dziecko, ale uniósł rękę, nim River zdołał cokolwiek z siebie wydusić – Czekaj, to dla mnie ważne. Zrobiłem coś... okropnego. Nie chcę wchodzić w nowy rok ukrywając coś. Chce, by… chce byśmy…- stęknął ciężko, unosząc dłoń do piersi i uciskając okolice na lewo od mostka. Czuł fizyczny ból zmuszając się do tej szczerości, ale dużo większy strach i ból nachylał się nad nim na myśl o tym, że miałby tej rozmowy nie odbyć. Jego spojrzenie przemykało po Riverowej twarzy jakby co chwila, co oddech, widział go znów i znów po raz pierwszy. pamiętał ich rozmowy o tym, że Gryfon wolałby nie wiedzieć, a jednak Bazyl nie mógł mu tej wygody niewiedzy dać. - Chce całkowitej szczerości między nami. Otwartych rozmów. Zaufania. W żadnej z tych rzeczy nie jestem dobry, więc może nie powinienem ich oczekiwać… - skrzywił się z gorzkim uśmiechem - Na żadną może jeszcze nie zasługuje. - znów stęknął. Mówienie było takie trudne, zawsze, odkąd pamiętał i dzieckiem był. Im starszy się stawał tym mniej wszystkich obchodziło to, co miał do powiedzenia, więc mówić przestał. A teraz chciał to zmienić. Wszystko zmienić. Tylko jak.
- Całowałem Carly. - nie uciekał wzrokiem, choć był speszony, zawstydzony, zebrał się w sobie, by wytrzymać wzrok na Rivera - Nie wiem dlaczego. - zmarszczył mocno brwi - Bo zawsze tak robiłem? Bo myślałem, że dalej jest tak, jak kiedyś? Że ja jestem taki jak kiedyś? Że mnie nic nie dotyka, że mnie nic nie obchodzi? - oderwał w końcu ręce od krawędzi blatu kokpitu i potarł twarz, zanurzając potem palce we włosy i chwytając ich pełne garście, by pociągnąć za nie gniewnie, z nadzieją, że taki ból skóry głowy może rozproszy ten ciężar w jego brzuchu - Jest mi z tym bardzo źle, nie rozumiem dlaczego. To przecież taka zwyczajna rzecz dla mnie. Przecież taki właśnie jestem. A dzisiaj… kiedy patrzyłem na Twoje odbicie w lustrze… kiedy nuciłeś pod nosem swoje piosenki, zakładając i zdejmując biżuterię po raz pięćdziesiąty…- uśmiechnął się nieświadomie na samo wspomnienie szykującego się Coon’a- Kiedy odbywałeś dyskusje ze swoimi włosami - tak, słyszałem to - dotarło do mnie jak ważny jesteś. Dla mnie. Jak bardzo mi na Tobie zależy. - przełknął ciężko ślinę, zaciskając zęby tak mocno aż zatrzeszczały wpatrując dwubarwnym wzrokiem w jego miodowe oczy– Zakochuje się w Tobie River. I nie wiem, jak mam się zachować. - rozłożył bezradnie ramiona.- Nie znam tego uczucia.
Powrót do góry Go down


River A. Coon
River A. Coon

Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 257
  Liczba postów : 557
https://www.czarodzieje.org/t21577-river-a-coon-williams#701443
https://www.czarodzieje.org/t21595-poczta-racoona#702795
https://www.czarodzieje.org/t21594-river-a-coon-williams-kuferek#702747
https://www.czarodzieje.org/t21603-river-a-coon-dziennik#702930
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyPią Sty 06 2023, 14:46;

Ściągnął brwi w dezorientacji na lakoniczną odpowiedź, ale nie dał się jej urazić, raczej zatapiając się w myślach, by zbudować listę rzeczy, która przeszkadzać by mogła Bazylowi, by jak najszybciej rozwiązać problem i móc wrócić do zabawy. W końcu czuł, że mimo wszystko jest w porządku, skoro ten lgnął do niego chętnie, nosząc go z miejsca na miejsce, by usadzić go sobie według własnej wizji. Dlatego też nie wystarszył się wcale tych słów, które rzadko niosły coś dobrego, bo i bezgranicznie wierzył w to, że nie zrobił nic aż tak strasznego, by Ślizgon skreślił go z sekundy na sekundę, gdy wciąż czuł mrowienie po jego zębach na swojej wardze. Sięgnął dłońmi do jego dłoni, niezadowolony z tego, że te uciekły od przyjemnego ucisku na udach, więc i spróbował przyciągnąć je z powrotem, zerkając w dwukolorowe tęczówki z tym uśmiechem, który przynosiła mu niewiedza. Trudno było mu zachować milczenie, więc i wiercił się nieco niecierpliwie, a jednak czekał, doskonale wiedząc, że Bazyl wcale nie lubił jak się go poganiało, a już na pewno nie chciał, by mu przerywać. Mówił więc całym sobą, przechylając głowę w zaskoczeniu, marszcząc brwi w próbie zrozumienia o jakich zmianach mógł mówić jego Ślizgon, bo przecież gdyby chodziło o magiczne eksperymenty, to zdążyłby mu wspomnieć o nich już wcześniej. Gaspnął cicho w przejęciu, gdy został wliczony do równania i mimowolnie uśmiechnął się pod duszącą mieszanką ekscytacji i lęku - lęku naturalnego dla każdego, komu zdarzyło się już kiedyś zaangażować zbyt mocno i ekscytacji, która była możliwa tylko dzięki temu, jak przyjemne były wszystkie ostatnie spotkania z Bazylem.
- Okropnego - powtórzył po nim mimowolnie, choć ledwie słyszalnie, musząc zasmakować to jedno słowo, by je sobie w pełni uświadomić. W ułamku sekundy przez głowę przemknęły mu całe tabuny myśli, prowadzących go do zupełnie różnych od siebie dróg, które splątały się ze sobą na widok Bazylowych grymasów i gestów. Cały aż pochylił się w jego stronę, w każdym słowie szukając podpowiedzi w którą stronę powinien iść, by zapewnić go, że przecież żadna zbrodnia nie sprawi teraz, że nagle się od niego odsunie, a jednak gdy w końcu padły te dwa słowa znieruchomiał nagle, mrugając wpierw w próbie przypomnienia sobie kim jest Carly, dopiero później próbując zrozumieć, że samo całowanie miało być tym czymś okropnym i choć od razu powiedział sobie, że nie jest, to mimo tego całym sobą poczuł, że jednak jest.
- Przestań - poprosił bezgłośnie, bo przecież zrozumiał błyskawicznie do czego to wyliczenie ma dążyć, co ma sobie pomyśleć, co wybaczyć. Strzepnął rękoma niekontrolowanie, próbując pozbyć się z siebie tego nadmiaru emocji, czując przecież, że tych wciąż wzbiera i wzbiera, nie pozostawiając już żadnego miejsca dla czystych myśli, a tym jeszcze niedawno wydawało się, że jest taki bystry; że jest taki cwany - że obszedł system i nigdy nie da się już w niego wrzucić, więc i nigdy nie będzie musiał już czuć, że kogoś traci tak naprawdę.
- Nie możesz… - urwał, a przecież ledwo zaczął, uciekając spojrzeniem w bok, gdy nerwowo skubał kłykcie swoich palców, nie mogąc pozbierać myśli na tyle, by wyjaśnić tym dwubarwnym tęczówkom, że nie mają prawa patrzeć teraz na wątpliwości w miodowych oczach a już na pewno nie emocje drżące w gryfońskiej brodzie. - Merlinie, zapomniałem jaki Ty potrafisz być czasami zjebany - wydusił z siebie, uparcie wbijając spojrzenie w podłokietnik kapitańskiego fotela, wszystkie swoje siły koncentrując teraz na tym, by przekuć swój smutek w złość. - Nic mnie nie obchodzi z kim się całujesz - skłamał hardo, nawet unosząc brodę nieco wyżej, czując jak gubi się w tym co właściwie chce osiągnąć. - Nie wiem jak doszedłeś do wniosku, że to dobry pomysł, mówić mi, że wydaje Ci się, że się zakochujesz tuż po tym, jak mi powiedziałeś, że zrobiłeś ze mnie idiotę, wymyślajac sobie tę całą wyłączność, gdy sam wcale jej, kurwa, nie chcesz - wyrzucił z siebie, bardzo chcąc unieść się dumą, a jednak nie będąc nawet w połowie tą zimną bryłą lodu i tak zamachnął się, by kopnąć Bazyla w piszczel, potrzebując oddać mu choć trochę swojego bólu, który nieproszony rozprzestrzeniał się po nim coraz mocniej, im mocniej zdawał sobie sprawę, że przez ostatnie tygodnie przypisał sobie więcej wartości, niż faktycznie w oczach Bazyla posiadał. - Nie potrzebowałem tego - wyrzucił mu, nerwowo przecierając przedramionami oczy, chcąc zetrzeć z nich całą wilgoć zanim ta zdąży się wezbrać. - Wcale nie potrzebowałem Twojej wyłączności, więc po chuj to było wszystko? - podjął od razu tym agresywniej, im mocniej czuł, że się rozkleja. - Masz jakiś kink na zdrady?
Powrót do góry Go down


Basil Kane
Basil Kane

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 751
  Liczba postów : 702
https://www.czarodzieje.org/t21736-breasal-o-cathain-zanglizowane-basil-kane#709152
https://www.czarodzieje.org/t21738-bazyl#709234
https://www.czarodzieje.org/t21735-basil-kane#709151
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyPią Sty 06 2023, 15:30;

Przyglądał mu się z tą samą, pozbawioną emocji twarzą co zawsze. Tymi samymi, niewymownymi oczami, taką samą skorupą. Bał się, więc nie chciał odsłaniać tego, jak straszny jest dla niego ten moment. Mimo to, dwubarwne oczy strzelały jak czujne ptaki, chwytając w obręb widzenia każdy jego gest, drgnięcie mięśni; kiedy strzepnął dłonie, ślizgon poczuł się, jakby strzelił w niego tymi emocjami, które osiadły mu na płucach, pozbawiając klatkę piersiową umiejętności podejmowania oddechów. Nie oddychał więc, jeszcze bardziej podobny do kamiennego gargulca, w bezruchu już, gotowy przecież przyjąć cokolwiek mu rzeka przyniesie. Normalnie pewnie skrzywiłby się na ten zakaz, jedną z rzeczy, która zawsze działała na niego jak płachta były zwroty typu "nie możesz" czy "zabraniam ci", a jednak nic nie powiedział. Patrzył tylko, ze zbyt bliska, zbyt nachalnie, czuł się, jakby nie miał już prawa do tej przestrzeni intymnej, a jednak kiedy tylko próbował się odsunąć - przestawał oddychać, jego płuca poddawały się presji otoczenia, jakby tylko River w tym całym świecie produkował tlen, a bazyliszek, choć śliski i zimny, potrafił wiele, ale nie przeżyć bez tlenu.
Złapał się na próbach przełykania śliny, ale gardło miał wyschnięte na wiór, więc jedynie bezowocnie mielił gębą, żując w ustach kolejne słowa, mające pozostać nigdy nie wypowiedzianymi. Nie mógł powiedzieć, że nie spodziewał się podobnej reakcji, nie mógł powiedzieć, że nie przygotowywał się na to, że z nowym rokiem, zamiast nowej, zdrowej relacji wejdzie nie posiadając żadnej relacji i wracając do swoich starych ścieżek zachowań i nawyków. Wpatrywał się w wilgoć, wspinającą nieśmiało na wodną linię karmelowych oczu, drżące płatki jego nosa i otrzymując to pięknie zapakowane w hardy ton głosu kłamstwo pomyślał, że może tak właśnie miało być. Że teraz powinien, tak jak zwykle zresztą, skinąć głową zgadzając się i odejść. Bo przecież łatwo byłoby się zgodzić. Taki właśnie zawsze był Bazyl, robiący z ludzi idiotów, biorący w ręce cenne podarki cudzych emocji, zmełłszy je wyrzucał pogniecione resztki wspomnień po samym sobie, resekując, raz za razem, własne serce z kolejnych cząstek człowieczych uczuć. Po co mu to przecież.
Zapadał się w czarną toń zimnej wody w swojej głowie, oblepiała jego skórę powoli wspinającym się po barkach dreszczem, izolując od tego palącego żalu i gniewu, jaki reprezentował sobą w tym momencie River. Tak było łatwiej, zamarznąć, stać się tak zimnym, żeby nawet ten ogień zgasić obojętnością, nie pocąc się przy tym, nie gubiąc ani cząstki siebie. Wziął głęboki wdech z takim trudem, wysiłkiem dwóch sparciałych miechów płuc, które lepiej od niego i prędzej od niego wybrały, by jednak umrzeć, zamiast się godzić na takie rozwiązania i już. Już miał skinąć głową, zgodzić się i ze swoją głupią, zimną arogancją pożyczyć mu lepszego roku niż ten miniony. Wyjść. Uciec. Jak tchórz. Jak zawsze.
- Achkurw-! - choć ten cios był jedynym logicznym ujściem Riverowych emocji, w całej kamiennej, skrupulatnie budowanej fasadzie bazylowej postaci zadziałał jak wyjęcie kieliszka z najniższego pięterka szampańskiej piramidy. Posypał się cały plan bycia obojętnym, syknął przez zęby, łapiąc się za piszczel i wywracając oczami tak bardzo, że aż zakręcił głową. Złapał zaraz te przedramiona, zanim całkiem zrujnowały bajeczny, usiany cekinami, gryfoński mejkap i strząchnął nim, chcąc wyrwać go z tej słusznej, ale przecież niepotrzebnej spirali cierpienia.
- Dosyć. - przyciągnął jego nadgarstki do siebie, ciągnąc je jednocześnie do góry- Patrz na mnie. - wbił spojrzenie w jego twarz z taką zawziętą nieugiętością, że River mógłby w tym momencie już zacząć wołać o pomoc, bo nie zapowiadało się, żeby Bazyl wrócił szybko do stanu sprzed kilku chwil i powiedział "ok, bye" i wyszedł- Nie powiedziałem, że wydaje mi sie. - poprawił najważniejszą, jak mu się zdawało, kwestię tej dyskusji, jednak przechylił głowę niczym pies, gest, który przyswoił z zachowań samego szopa i zmarszczył brwi- ...kink na zdrady? - trochę zbiło go to z tropu, nie na tyle jednak, by wypuścić Riverowe nadgarstki- Nie nie mam. Jestem po prostu beznadziejnie zjebany. - od kiedy taką metkę przyszył mu równie rozgniewany River z przyszłości, tylko inny River z teraźniejszości mógł ją odpruć- Myślisz, że ja tego potrzebuję? - żachnął się, krzywiąc- Nie. Ale to mam. I jest moje. - dodał twardo, równie cichym tonem, co wcześniej- Więc powiedz mi, teraz. Tutaj. Powiedz mi, że mam wypierdalać, żebym mógł w następnym roku żyć swoim beznadziejnie zjebanym życiem dalej. - zaczął cedzić, czując, jak dostaje szczękościsku- Powiedz mi to. - znów strząchał nim, za wciąż trzymane nadgarstki- Powiedz, albo.... - urwał gwałtownie, marszcząc brwi.
Powrót do góry Go down


River A. Coon
River A. Coon

Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 257
  Liczba postów : 557
https://www.czarodzieje.org/t21577-river-a-coon-williams#701443
https://www.czarodzieje.org/t21595-poczta-racoona#702795
https://www.czarodzieje.org/t21594-river-a-coon-williams-kuferek#702747
https://www.czarodzieje.org/t21603-river-a-coon-dziennik#702930
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyWto Sty 10 2023, 20:25;

Burknął coś cicho na kształt bezsilnego jęku, gdy poczuł znajomy ucisk na nadgarstkach, niekoniecznie potrafiąc oprzeć się rzucanym w jego stronę rozkazom, czy może właściwie niezbyt chcąc się im opierać, wciąż cicho licząc na to, że Bazyl zwyczajnie kilkoma słowami sprawi, że wszystko będzie dobrze - tak jak kilkoma słowami potrafił sprawić, że w jednej chwili wszystko się posypało. Spojrzał na niego hardo, z wyrzutem w ciemniejących od emocji oczach, nie mając absolutnie żadnej riposty, żadnego ciosu, który rykoszetem nie uderzałby i w niego samego, więc milczał, w oczach musząc pomieścić cały swój żal. Broda zadrżała mu, gdy ściągnął usta pod skreśleniem wytkniętego przez niego nieistniejącego domniemania, bo przecież wiedział jak niebezpieczne w skutkach może być nazwanie tego, co się między nimi tworzyło. Pochylił na moment głowę, poddając się na chwilę, więc i pozwalając by Bazyl władał jego rękoma jak jakiś niepoczytalny mistrz marionetek, aż w końcu spiął się znów, próbując zapanować nie tylko nad ruchem własnych rąk, ale i tych go trzymających.
- Myślałem że jak coś jest Twoje, to będziesz o to, kurwa, dbał - wyrzucił mu głośniej, podnosząc głowę, by spojrzeć znów w te dwukolorowe tęczówki, chcąc za którymś razem zobaczyć w nich tyle skruchy, by uwierzyć naiwnie i bez słów, że to się już nigdy nie powtórzy. - I może faktycznie powinienem Ci powiedzieć, że masz spierdalać, skoro wszystko zamierzasz usprawiedliwiać swoim zjebaniem, zamiast coś z tym, kurwa, zrobić, ale nie chcę Ci tego mówić i wkurwiasz mnie tym jeszcze bardziej, bo nigdy nikogo tak nie chciałem i nie wiem nawet czy kiedykolwiek wiedziałem co to znaczy, że tak naprawdę kogoś chcę, bo chcę Cię dalej, nawet jak ze wszystkich możliwych momentów do zjebania musiałeś wybrać akurat wieczór, w którym byłem taki, kurwa, szczęśliwy - rozgadał się w na tyle żywej gestykulacji, na ile pozwalały mu trzymające go dłonie, nie potrafiąc się zamknąć, bo i mając wrażenie, że jeśli przerwie choć na chwilę, to nie tylko nie wydusi z siebie już ani słowa więcej, ale też rozklei się zupełnie, choć przecież - co próbował sobie powtarzać - nie stało się nic takiego.
Więc dlaczego tak bardzo zabolało?
- I nie wiem czego ode mnie teraz oczekujesz - wypalił od razu, gdy tylko poczuł, że zaczyna ściskać go w gardle. - Że zdecyduję o tym, że jednak możemy z innymi robić co chcemy czy że zaakceptuję, że tylko Ty możesz to robić? - zaczął wyliczać, mając wrażenie, że sam już nie wie, która z opcji jest dla niego w ogóle wykonalna. - Czy że uwierzę Ci po tym, że interesuję Cię na tyle, byś nie chciał nikogo innego? - dodał od razu, dopiero słysząc głośno swoje własne słowa potrafiąc ocenić, że to właśnie to zabolało go najbardziej, bo on sam nie chciał, naprawdę nie chciał, całować nikogo innego od czasu rozmowy na hogwarckim gzymsie czy może od momentu któregoś z listów przypominających mu o piciu wody. - Nie chcę byś chciał kogokolwiek innego i ja wiem, że niczego nie obiecywałeś i niczego nie ustaliliśmy w drugą stronę, i nigdy nikomu o tym tak nie mówiłem, ale… - urwał, czując jak dusi się z piekącego go w twarz gorąca, będąc teraz dokładnie tym typem człowieka, z którego śmiał się jeszcze kilka tygodni temu. - …Myślałem, że mimo wszystko jesteś mój.
Powrót do góry Go down


Basil Kane
Basil Kane

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 751
  Liczba postów : 702
https://www.czarodzieje.org/t21736-breasal-o-cathain-zanglizowane-basil-kane#709152
https://www.czarodzieje.org/t21738-bazyl#709234
https://www.czarodzieje.org/t21735-basil-kane#709151
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyWto Sty 10 2023, 21:17;

Za każdym razem, gdy tylko spojrzenie zatrzymywało mu się na tym drżącym podbródku, ledwie powstrzymywał potrzebę przewrócenia oczami. Miał ochotę go udusić, puścić te nadgarstki i złapać za szyję, ścisnąć i wydusić z niego całe życie, całą siłę na drżenie podbródka i na wilgoć oczu. Udusić go, zabić, pozbawić oddechu. W Bazylu wzbierała bezradność tak potężna, że nie wiedział co począć, czując jedynie, że abstrakcyjny kres istnienia jednego albo drugiego, to już jedyne rozwiązanie, jakie teraz da się stworzyć. Pozbawiony za dziecka tych najprostszych nauk, o których River właśnie mówił, tego, by dbać o swoje, tego, jak szanować prezenty, tego, jak naprawiać zepsute. Kaleki w podstawy funkcjonowania, teraz, kiedy mierzył się z czymś tak obezwładniającym jak gorycz i żal najbliższej osoby, wpadał w panikę, na którą jedynym ratunkiem, w jego upośledzonej głowie, było ucięcie wszystkiego. Ucieczka. Fizyczna, psychiczna, ucieczka od odpowiedzialności, ucieczka od rzeczywistości, ucieczka od życia. Gdyby umiał chociaż mimiką, skoro nie potrafił słowami, wyrazić wszystko to, co wylewało się w jego wnętrzu, może wtedy byłoby łatwiej - a twarz? Jak kamienna maska, równie sztywna, co palce zamknięte jak kajdany, na miotających się, chłopięcych nadgarstkach, których szalony taniec jedynie połowicznie powstrzymywał, wciąż wahając się w walce sam ze sobą, czy go nie puścić. Czy nie podjąć decyzji za niego, puścić go i się wycofać. Najgłupsze rozwiązania wydawały się najłatwiejsze.
Brał więc to na siebie, całą tę złość, czując, że wcale nie chodzi o ten durny pocałunek, który wymienił z Carly pod jemiołą, czując, że to jakaś pretensja o coś głębiej, o winę, której nawet nie był świadom. Czy był na niego wściekły, bo pozwolił sobie na to chcenie? Czy był na niego taki wściekły, bo chciał, by Bazyl był tylko jego? Szukał po omacku, spojrzeniem, jakiejkolwiek podpowiedzi w tych ciemniejących ze złości oczach, ale nic, zupełnie, nie pomagało mu zrozumieć. Żuł w zębach swój własny gniew, na nieporadność swoją, na to, że ktoś mierzył go tak równo tą linijką moralności. Zły był niezmiernie, że mu nie wolno już być Bazylem, że musiał odgrywać idealną rolę, nie mógł z niej wypaść, tylko krok za krokiem, werset za wersetem, po tej scenie hopsać w rytm i takt marzeń i zachcianek całego sztabu ludzi. Doskonały i bezbłędny, zimny, wyrachowany Basik Kane.
- A czego Ty oczekujesz ode mnie?! - żachnął się w kontrze, do wyrzuconej pretensji- Że Ci sie tu rozpłaczę? Będę błagać o przebaczenie?! - zdenerwował się- Zdążyłeś mnie już, w tak krótkim czasie poznać. Poznać lepiej niż... - zaczął się rozpędzać, ale urwał, wyrzucając z siebie powietrze z impetem, łapiąc się na tym, że dalej dyrygował rękoma, wciąż trzymając w nich Rivera. Miał wrażenie, że tak długo, jak będzie go trzymał, to nie odpłynie. Nie ucieknie. Dwie, drobne kotwice jego małych, rakunich rączek. Opadł wzrokiem na te nadgarstki w chwili sztywnego milczenia. Uniósł je wyżej, między siebie i niego.
- Mówią, że jeśli coś kochasz, puść to wolno. - przełknął ślinę, zaciskając palce mocniej- W dupie mam takie prawdy. Jeśli coś kochasz, to trzymaj się tego, kurczowo, walcz, nie wypuszczaj z rąk choćby płonęło. - obnażył zęby we wściekłym syku - W dupie to mam wszystko, całą te łódkę kurwa, wszystkich tych ludzi, imprezki, sukienki, kanapeczki nadziane na wykałaczki. W dupie mam doprawianego szampana, fikuśne girlandy i zjebane występy. W ogóle by mnie tu nie było, gdyby nie Ty! - potrząsał tymi rakunimi łapkami jak cheerleaderka pomponami, jakby mogły one nadać sensu jego słowom, a co więcej, jego chaotycznym myślom. Wpatrywał się przy tym w gryfona z taką intensywnością, jakby chciał w pół minuty nauczyć się legilimencji i mu strumieniem świadomości wysłać po prostu wszystko to, co wzorowo w sobie tłamsił. Bezowocnie.
Westchnął w końcu.
- Czy jesteś na mnie zły za ten pocałunek, czy za to, że... - zaczął cicho pytanie, w końcu puszczając jego nadgarstki- pozwoliłeś sobie się do mnie przywiązać..? - przyglądał się tej jego rozognionej w złości twarzy wzrokiem zbolałym, trochę zmęczonym. Może rzeczywiście za głupi był jeszcze na związki, może jeszcze parę lat skupi się na nauce i karierze, albo chuj, nigdy nie podejmie się tego wysiłku i na zawsze zostanie kawalerem. A jednak patrząc na te czerwone policzki usiane gwiazdkami cekinów nie był w stanie po prostu wyjść. Zaczynał myśleć, że nawet gdyby mu River kazał rzeczywiście wypierdalać, to by nie wypierdolił. Uniósł powoli rękę i dotknął jego policzka, ujmując go delikatnie w dłoń.  
- Jestem Twój. Tylko mnie chciej... - powiedział cicho.
Powrót do góry Go down


River A. Coon
River A. Coon

Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 257
  Liczba postów : 557
https://www.czarodzieje.org/t21577-river-a-coon-williams#701443
https://www.czarodzieje.org/t21595-poczta-racoona#702795
https://www.czarodzieje.org/t21594-river-a-coon-williams-kuferek#702747
https://www.czarodzieje.org/t21603-river-a-coon-dziennik#702930
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyNie Sty 15 2023, 13:13;

Otworzył oczy nieco szerzej, wpatrując się w dwukolorowe tęczówki w pewnym szoku, przez nagłą złość wsłuchując się w jego słowa z zabójczym skupieniem, od dziecka przecież będąc uczonym, że prawda krzyczy najgłośniej. I choć bardzo chciał się zdystansować, nie czuć idiotycznej nadziei na Bazylowe uczucie, to jednak czuł jak policzki nagrzewają mu się mocniej przy każdym słowie zbyt bliskim do "kocham", po którym spinał się też mimowolnie z cichym dźwiękiem równie trudnym do dosłyszenia jak i do zidentyfikowania.
- Ja… - zaczął odpowiadać zanim zdążył to przemyśleć, więc szybko przerwał sobie cierpiętniczym jękiem, pozwalając zawieszonym w powietrzu dłoniom opaść na jego uda wraz zagubionym spojrzeniem, które próbowało je złapać. Wyrzucił z siebie ciche "Może", które znaczyło dokładnie tyle co "tak" i ściągnął brwi w irytacji, bo przecież wcale tego nie chciał i o to się nie starał, zupełnie nie wiedząc kiedy tak dał się Bazylowi zrobić. Bujnął niespokojnie nogami, bo i zdążył spanikować, że skoro Bazyl go puścił, to może i wcale kochać nie chce, więc i z tym większą nadzieją w oczach zerknął w dwukolorowe tęczówki, gdy Bazylowa dłoń na policzku przywołała do nich jego uwagę.
- No kocham Cię przecież, zjebie jeden! - wyrzucił z siebie głośniej, zaciskając powieki mocniej, jakby to wyznanie było zbyt przerażające do pełnego uświadomienia sobie, więc i zanim zdążył to sobie uświadomić ukrył całą twarz w zagłębieniu Bazylowej szyi, próbując upchnąć tam całe buchające z niego gorąco. - To boli - poskarżył się ciszej, wczepiając się w niego mocniej, bo i próbując skorzystać z rady, którą dał mu Bazyl, by trzymać się go kurczowo. - Chcę Ci wystarczać.
Powrót do góry Go down


Basil Kane
Basil Kane

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 751
  Liczba postów : 702
https://www.czarodzieje.org/t21736-breasal-o-cathain-zanglizowane-basil-kane#709152
https://www.czarodzieje.org/t21738-bazyl#709234
https://www.czarodzieje.org/t21735-basil-kane#709151
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyNie Sty 15 2023, 13:23;

Wpatrywał się w niego nawet bez jakiegoś wyczekiwania. Akceptował chyba wszystko, co mogłoby się teraz stać. Zawsze taka spłoszona sarna, bojąca się pokazać co ma w środku, gotowy chować się do skorupki, oślizgły, blondwłosy ślimak, tym razem? Tym razem się już nie chował. Miał wrażenie, że policzek Rivera wypali mu w dłoni dziurę, znamię, że będzie miał bliznę, jak stygmat, żeby nosić ją już na zawsze na dłoni, coby pamiętać, jakim zjebem jest. Coby nie zapomniał, że wciąż jest emocjonalną kaleką.
Najpierw w ogóle do niego nie dotarło, co River powiedział. Tkwił w bezruchu w obawie, że jeśli się poruszy, nawet jednym mięśniem, to się szop od niego odklei i ucieknie gdzieś, jak spłoszone zwierzątko. Dopiero kiedy ten gorąc policzka zżarzył mu się w szyję, a dłoń, chwilę temu służąca za koszyczek tego ognia opadła na nagie plecy uśmiechnął się jakoś kretyńsko, jak to Bazyl, który zazwyczaj tylko krzywił się w niezadowoleniu, jakby jego twarz dostawała skurczu od jakiejś innej niż boleść miny.
- Kocham. - odpowiedział pokracznie, nie wiedząc już samemu całkiem co chciał odpowiedzieć, pewnie jakieś “ja też” czy inne “a ja Ciebie”, tak jak mały Bazyl odpowiadał tacie na dobranoc, ale to było zupełnie inne kocham. Kiedy wypadło mu spomiędzy warg i z dźwięcznym trelem stoczyło po Riverowych plecach poczuł się bardzo lekki, bardzo swobodny. Jak nigdy wcześniej.
Obrócił głowę w jego stronę i zanurzył usta w kręcone włosy gryfona, tym razem samemu będąc tym czarodziejem, rzucającym zaklęcie tysiąca całusków w czubek głowy. Violent raccoon kisses jak z animowanego obrazka.
- Nie chcę, żeby bolało. - powiedział cicho- Może poojojam..? - zaproponował, uśmiechając się w te miodowe loki i objął go mocniej- Ty więcej niż wystarczasz. - jakby mówił jeszcze ciszej, to by mu pękły struny głosowe, od imitacji dźwięku w bezdźwięku- Ty to więcej, niż kiedykolwiek śmiałem chcieć. - szczerość, na jaką pozwalał sobie przy Riverze była jak unikatowy, szlachetny kamień. Jak krwisty painit. Jak coś, co oczy widzą może raz w życiu. I przy tym wszystkim coraz wygodniej mu było w tym żarze, jak zmiennocieplnej jaszczurce, garnącej się do tych rozpalonych policzków. Powoli gładził opuszkami palców jego skórę, oddychając miarowo, jakby tym oddechem mógł zakląć tę rozeźloną kulkę w ramionach.
- Chciałbym, żebyś znów był dziś taki, kurwa, szczęśliwy. - zacytował jego własne słowa, zerkając kątem oka na ozdobione złotem włosy- Co mogę zrobić..?
Powrót do góry Go down


River A. Coon
River A. Coon

Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 257
  Liczba postów : 557
https://www.czarodzieje.org/t21577-river-a-coon-williams#701443
https://www.czarodzieje.org/t21595-poczta-racoona#702795
https://www.czarodzieje.org/t21594-river-a-coon-williams-kuferek#702747
https://www.czarodzieje.org/t21603-river-a-coon-dziennik#702930
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyNie Sty 15 2023, 20:45;

Wtulił się w niego mocniej, ciaśniej, próbując ukryć się od tego naśmiewania się z jego uczuć, bo właśnie tak w pierwszej chwili odebrał to jedno słowo wypowiedziane przez Bazyla - jako prześmiewcze powtórzenie po nim tego jednego wyznania, które opuściło jego usta równie lekkomyślnie, co i szczerze. Dopiero gdy zachichotał mimowolnie pod gradem atakujących go pocałunków nie tyle pomyślał, co właściwie poczuł, że może jednak ten zakochujący się w nim Bazyl jest dużo dalej w tym uczuciu, niż mu się do tej pory wydawało. - Nie zaszkodzi spróbować - mruknął mu w szyję, nie chcąc odklejać się od niej dalej niż do barku, bo choć utożsamiał się z Gryfońską odwagą, to wcale nie chciał się teraz na nią zdobyć, woląc nie pokazywać swoich oczu Bazylowi, przerażony jak dużo ten mógłby z nich wyczytać. Próbował skupić się na miarowych oddechach, naśladując je na wpół instynktownie, na wpół świadomie w chęci lepszego dopasowania do tego swojego zjeba, który najwidoczniej raz na jakiś czas będzie musiał zafundować mu trochę bólu, by później móc ojojojać, całować i głaskać, będąc jedynym, kto będzie mógł posklejać z powrotem te miejsca, które nieuważnie rozdarł.
- Myśleć dziś tylko o mnie - odpowiedział szybciej niż by się spodziewał, ale zaraz prychnął cicho w Bazylowe ramię, nie czując się wcale ukontentowany. - Patrzeć tylko na mnie i tylko mnie dotykać - rozwinął listę, przez krótką chwilę rozważając kitranie się po schowkach przez resztę imprezy bądź kompletną dezercję, by zwiększyć szanse na to, że dostanie tego, o co prosił. - Docisnąć mnie do jakiejś ściany i powiedzieć, że wyglądam tak zajebiście pięknie, że czujesz się jakbyś się opił afrodisii z amortencją - rozgadał się, mimowolnie odbijając uśmiech o zieloną marynarę, zanim nie wspardł brody o Bazyli bark, ciekawsko zerkając przez okno na dziejącą się jakby gdzieś daleko „tam” imprezę. - Blowjob też by nie zaszkodził.
Powrót do góry Go down


Basil Kane
Basil Kane

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 751
  Liczba postów : 702
https://www.czarodzieje.org/t21736-breasal-o-cathain-zanglizowane-basil-kane#709152
https://www.czarodzieje.org/t21738-bazyl#709234
https://www.czarodzieje.org/t21735-basil-kane#709151
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyNie Sty 15 2023, 21:05;

Możliwe, że sam Bazyl nie spodziewał się, jak bardzo w tym zakochiwaniu się tonął. Tak bardzo było to dla niego uczucie egzotyczne, tak miłe i miękkie, że pomimo przecież bezbrzeżnej niechęci do tego wewnętrznego (i zewnętrznego) ciepła dobrych emocji, wylegiwał się w nim, jak na piaseczku na słoneczku.
Masował opuszkami palców potylicę tulonego do siebie chłopca, przymykając oczy w tym obleśnym gorącu, napawając się nim.
- Ojojoj. -zaojojał, zgodnie z życzeniem jego księżniczki i raz jeszcze zaciągnął się pięknym, nieco odmiennym od codzienności, zapachem Riverowych perfum. Wyczekiwał, bez presji, tego momentu, w którym Coon zdecyduje się podnieść na niego wzrok, a jego oczy z uwagą śledziły każde drgnięcie tej kudłatej głowy. Niecierpliwił się już, dlaczego on się tak tulił, czemu tyle to trwało. Nie było mu z tym wcale źle, wprost przeciwnie, bardzo przyjemne uczucie, ale dlaczego? Dlaczego River to robił? I to tyle czasu?
- Deal. - powtórzył, kiwając głową, bo przecież i tak myślał tylko o nim. - Deal i deal. - uśmiechnął się z lekkim tylko rozbawieniem na to prychnięcie. Ależ miał teraz pod opieką nadąsaną księżniczkę o tysiącu małych pragnień. Mruknął cichym śmiechem, zaciskając ramię mocniej na jego pasie w odpowiedzi na kolejne z żądań- Może w ogóle stąd pryśniemy? - zaproponował, jakby czytał mu w myślach- Jestem pewien, że w Twoim domu jest jeszcze mnóstwo ścian i innych miejsc, do których jeszcze Cię nie dociskałem, a mógłbym... - kiedy mówił, że przyszedł na ten bal tylko dla Rivera, wcale nie kłamał. Co roku był oddanym swojemu zadaniu podpieraczem ścian, bo ani się specjalnie lubił socjalizować, ani nawet tańczyć za bardzo, by dopiero po klapie ostatniego roku uznać, że już dość, pora przestać się ośmieszać i więcej na te bale nie przychodzić. I by nie przyszedł. Długo myślał, że nie przyjdzie. Ale... River go zaprosił.
Kiedy ten w końcu zdecydował oderwać twarz od zieleni materiału, Bazyl myślał, że już wróci do niego to wilgotne spojrzenie i już cmoknął cicho ze zniecierpliwieniem, no wracaj no chodź tu już no.
Odchylił lekko głowę ze zmarszczeniem brwi.
- Pocałuj mnie River. - zarządził puszczając go i objął jego twarz dłońmi, by upewnić się, że gryfon wciąż będzie całował go z równie wielką słodyczą, z równie wielkim niedosytem- Blowjoba chcesz dostać, czy zrobić? - uniósł brew, bo z doświadczenia oceniając to naprawdę nie wiedział, która wersja ucieszyłaby Rivera bardziej, wspominając szalony entuzjazm, z jakim zawsze zabierał się do roboty.
Gładził kciukami jego lśniące gwiazdkami cekinów policzki, a choć bazylowe, dwubarwne spojrzenie pozostawało tak samo dziwne i upośledzone, to durny uśmieszek, błąkający się po pogryzionych wargach zdradzał jak intymna była to dla niego chwila.
- Jesteś tylko mój. - poinformował go spokojnym głosem, jakby cała ta sytuacja nie dotyczyła problemu w drugą stronę, ale w Bazylowej głowie to było bardzo proste. Absolutyzm posiadania go wiązał się z odpowiedzialnością i przywiązaniem większym, niż kiedykolwiek zaoferował komukolwiek wcześniej w swoim życiu. Ugryzł go kolejnym pocałunkiem w usta- [b]Związek to praca dwóch stron. Ty kradniesz moje serce, ja Twoją umiejętność chodzenia prosto. Dobry deal?[/b
Powrót do góry Go down


River A. Coon
River A. Coon

Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 257
  Liczba postów : 557
https://www.czarodzieje.org/t21577-river-a-coon-williams#701443
https://www.czarodzieje.org/t21595-poczta-racoona#702795
https://www.czarodzieje.org/t21594-river-a-coon-williams-kuferek#702747
https://www.czarodzieje.org/t21603-river-a-coon-dziennik#702930
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyNie Sty 22 2023, 13:12;

Życie: 49
Wybrany scenariusz: Inne lokacje
Kostki literki i dorzuty: F (-10)
Modyfikatory: przerzut za gibkość lunaballi, + 30 PŻ za brak zgody
Zyski i straty: 49 - 10 + 30 = 69

Zachichotał cicho, nie potrafiąc oprzeć się jego pierwszemu w życiu profesjonalnemu ojojaniu, które brzmiało jak idealna zachętą do domagania się tego rozpieszczania, którego pragnął coraz mocniej wraz z rozrastającą się listą żądań.
- F-fuck - zaklął drżąco, dając cały przejąć się nakreśloną dla niego wizją, gdy przyciągał Bazyla bliżej za krańce jego marynarki, gubiąc się zupełnie gdzieś między chęcią prywatności a nie traceniem posmakowanej już publicznej zabawy. - Możemy, ale zaraz, po północy, chcę zobaczyć stąd fajerwerki - zadecydował, zerkając ponad panelem przez przednią szybę, widząc stąd jak uczestnicy sylwestra zbierają się do wspólnego odliczania, co i dla niego wydało się idealnym znakiem od przeznaczenia.
Zbierał się w sobie do protestu, że Bazyl nie może Krzemienia nazywać "Twoim" domem, a jednak zanim znalazł odpowiednie słowa, które by go nie rozjuszyły, to ten już łapał jego twarz w ramy swoich dłoni, nakierowując nie tylko jego spojrzenie ale i myśli według swojej woli. W pierwszej chwili wyszczerzył się głupio zadowolony w trzymających go dłoniach, by zaraz stracić gdzieś z oczu tych kilka iskierek radości pod myślą, czy taki sam rozkaz dostała Carly czy ją może pocałował tak, jak i jego dawno temu jeszcze w ich ciemni. Myśl ta jednak nie pozwoliła mu wycofać się choćby o milimetr, a wręcz przeciwnie, pogoniła go do zarzucenia rąk na szyję Bazyla, by przetrzymać go za kark w pocałunku tym gorliwszym, im bardziej chciał nim udowodnić, że jest lepszy od Carly i wszystkich innych lachonów na kuli ziemskiej. Zupełnie zapomniał o oddechu, nie chcąc odsunąć się nawet na jego złapanie, więc i żył przez chwilę każdym wydechem chłopaka, łapiąc go zachłannie tak, jak i łapał jego usta, czerwienią jego warg chcąc naznaczyć swoją własność, skoro nie potrafił zrobić tego słowami.
- Oczywiście, że do… hmm - przerwał sam sobie, bo i poczuł przyjemny dreszcz ekscytacji na myśl o klęknięciu tu i teraz, gdy za oknem zabawa trwała w najlepsze, bo i obudziła się w nim chęć rywalizacji z samym czasem, by o północy podziwiać najlepsze możliwe fajerwerki. - Nie, nie. Nie dostaniesz blowjoba za całowanie innych, ten  ma być dla mnie - Przeskoczył nerwowo spojrzeniem w jedną i drugą stronę, kontrastowo do dwubarwnego spojrzenia nie zachowując żadnego spokoju, gdy czuł gorąc na gładzonych przez Bazylowe kciuki policzkach, dłońmi poprawiając sukienkę, by jej materiał nie zdradzał zbyt wiele jego ekscytacji. - Jestem tylko Twój - powtórzył wiernie, wyłamując sobie palce, byle tylko nie powiedzieć, że i Bazyl musi być jego. Że chce, by był tylko jego. I może nawet zaryzykowałby, że zepsuje to wszystko między nimi, by faktycznie tego zażądać, a jednak dał uciszyć się nagłym pocałunkiem, mimowolnie śmiejąc się przy przyjemnym mrowieniu po ugryzieniu czy może nawet bardziej przez zaproponowany mu deal. Jakby nigdy już nie był w stanie powstrzymać się przed tym głupim chichotem.
- To… - zaczął, ale ugryzł się w język, nie chcąc jednak wytykać Bazylowi, że idzie mu lepiej niż jemu, zamiast tego woląc zahaczyć palec o pasek jego spodni. - Czyli jak Ty kradniesz moje serce, to ja w zamian mogę ukraść Twoją umiejętność chodzenia prosto? - zaproponował ciszej, nawet jeśli nikt nie miał prawa ich usłyszeć, jakby szacunek do Bazylowej dominacji wymagał wybadania terenu niemal szeptem. - Och, już odliczają? - rozproszył się, musząc wyprostować się z przejętym gaspnięciem, by zerknąć za szybę, nim nie przyciągnął Ślizgona bliżej za krańce jego marynarki, śmiejąc się cicho w jego usta. - Chodź, musisz mnie całować cały czas. W jednym i drugim roku, bo inaczej umrę - poprosił dramatycznie na granicy rozbawienia, już gdzieś w pocałunkach gubiąc jedno czy drugie "Proszę", gdy sam próbował wgryźć się w Bazylowe usta, by móc później zassać się na jego wardze w przeprosinach. I zupełnie zatopił się w tej chwili, wbrew własnym słowom mając gdzieś odliczanie czy nawet fajerwerki, bo liczyła się tylko ciasna bliskość, ciche jęki na wpół prowokacyjne, na wpół już szczere, gdy domagał się dłoni ślizgona na nagiej skórze, podwijając czerwień swojej sukienki coraz wyżej. I znów było mu dobrze, i znów był tak, kurwa, szczęśliwy, gdy zbywał hałas na zewnątrz na zabawę, szczerze wierząc, że coraz mocniej odczuwalny gorąc nie jest niczym czego już by przy Bazylu nie zaznał. Dopiero gdy na rozległą szybę rozlała się fala ognia, a jej szkło pękło z donośnym hukiem poderwał się gwałtownie, instynktownie szukając różdżki pod kaskadą czerwonego materiału.
- C-co do kurwy? - wyrzucił z siebie głośniej niż planował, jedną dłoń zaciskając na kawałku magicznego drewna, drugą na ramieniu Bazyla, jakby tylko tego potrzebował do stabilności, by rozbieganym spojrzeniem ogarnąć płonący teraz kokpit. Nie myśląc zbyt wiele rzucił się do przodu, próbując ugasić ogień czy ochłodzić tajemniczy dla siebie sprzęt, ale aż zachwiał się w kroku w tył, gdy buchnęło w niego gorąco nie tylko ognia ale i paniki, gdy ogromny ogon śmignął tuż przed pustym już teraz oknem. Zrobił kilka chaotycznych kroków, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegokolwiek pomocnego, jakby magicznie miał znaleźć się tutaj podpisany wyraźnie świstoklik i kiedy tylko spojrzał na Bazyla, gotów upewnić się zawczasu, że ten potrafi pływać, poczuł jak ogromna siła bólem ściąga go gwałtownie w dół.
- O-okej - wybełkotał, otwierając szerzej oczy w próbie przegonienia sprzed nich ciemności panicznym mruganiem. - Jest okej - zapewnił, bo choć w uszach mu szumiało, to dłonią szukał już jakiegoś podparcia, gdy druga dłoń odruchowo przesunęła mu się po pulsującym bólem miejscu na głowie. - Tylko mi trochę… - podjął ciszej, rozcierając w palcach odnalezioną wilgoć. - ...niedobrze.
Powrót do góry Go down


Basil Kane
Basil Kane

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 751
  Liczba postów : 702
https://www.czarodzieje.org/t21736-breasal-o-cathain-zanglizowane-basil-kane#709152
https://www.czarodzieje.org/t21738-bazyl#709234
https://www.czarodzieje.org/t21735-basil-kane#709151
Mostek QzgSDG8




Gracz




Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek EmptyNie Sty 22 2023, 14:11;

Życie: 18
Wybrany scenariusz: pod pokładem
Kostki literki i dorzuty: litera A -> k100: 82
Modyfikatory: +15 udział w gaszeniu pożaru w DG
+30 brak zgody na ciężkie obrażenia
Zyski i straty: wpisz wszystkie zyski oraz straty

Gorliwość podarowanego mu pocałunku przegnała kłębiące się w kątach bazylowej głowy resztki wątpliwości i przekonała go o tym, czy River wciąz się dąsa. napierając na jego lgnące do niego z wzajemnością ciało, mruknął nisko, kąsając te słodkie wargi, jakby się bał, że mu zabraknie. Jakby chciał się nim najeść na zapas. Zaplatając ramiona wpierw wokół Riverowej talii, by zaraz jednak rozmyślić się i wrócić niecierpliwie do zadzierania jego sukienki w poszukiwaniu krawędzi materiału.
Zaśmiał się w jego usta, nie chcąc się od niego oderwać ani teraz, ani zaraz, gotów ich deportować w każdej chwili, bo choć gryfon jasno przedstawił swoją preferencję oglądania fajerwerków, to Bazyl jednak już się niecierpliwił, myśląc o dociskaniu do ścian i mebli, blowjobach i tym głupim, zielonym fraku, którego już chciał się najchętniej pozbyć, bo to zbyt wiele warstw materiału między nim, a jego Riverem.
- Dobrze. - szepnął, ześlizgując się dłońmi do smukłych ud - Teraz..? - zaproponował z błyskiem w oku. Byli tu przecież całkiem sami, za chwilę miało zacząć się odliczanie, a Bazyl był po części całkiem bezwstydny, szczególnie po wypiciu drinka, przez którego wciąż czuł się zobowiązany do patologicznej szczerości.
Ten chichot go odurzał, jak hałaśliwe dzwonki smoki w podziemiach banku Gringotta. Działał na niego równie uspokajająco, jak rozbudzało w nim pożądliwą ekscytację. Ześlizgnął się wargami po krawędzi Riverowej żuchwy, w stronę zakamarka za uchem, szyi i barku, kąsając delikatnie bladą, usianą brokatem skórę. "Tylko mój" szepnął do siebie samego, powtarzając jego słowa, dłońmi w końcu odnajdując, pomiędzy falbanami, aksamitną gładkość jego ud i uśmiechnął się pod nosem.
Uśmiechnął się, odrywając, choć niechętnie, wargi od jego ciała i spojrzał znów, z pewną chwilową, ulotną czułością, w jego oczy.
- Możesz próbować. - przyznał mu - Choć umawialiśmy się, że koniec z kradzieżami, akurat w tym wypadku spróbuję Ci odpuścić. - wsunął dłonie głębiej pod materiał, muskając kciukami nieosłonięte niczym kości biodrowe i obejmując jego pośladki przyciągnął go do krawędzi kokpitu, by osiągnąć to absolutne minimum w bliskości między ich ciałami.
Pośród chóralnych głosów, odliczających rytmicznie od dziesięciu, miał w głowie tylko miodowe oczy, przyspieszony Riverowy oddech, miękkość jego skóry i świadomość, jak strasznie oszalał na jego punkcie. Zgubiony w pocałunku przymknął jedno oko w reakcji na pierwszy wybuch światła, bo go przecież te fajerwerki obchodziły tyle, co nic, marna namiastka, sztuczne ognie, kiedy on w rękach trzymał żywy ogień w ludzkiej postaci.
Trzask szyby wyrwał go z tej tak rzadkiej, tak nieuchwytnej chwili słabości i miłości, a ramiona odruchowo objęły szukającego po falbanach sukienki swojej różdżki chłopca. Rozejrzał się gwałtownie, zauważając, że chyba pokaz wymknął się spod kontroli, bo ogień buchał wszędzie, dopiero po chwili dostrzegając ciemne i wielkie cielsko, unoszące się w powietrzu.
Krzyki z zewnątrz, przez wybitą szybę, docierały do niego, ale jakieś przytłumione. Dzwoniło mu w uszach a rozbiegane spojrzenie próbowało nieporadnie ocenić stan otoczenia, w którym się znajdowali. Racjonalna i kalkulacyjna część mózgu jaszczurki szybko oceniła zbierające się kłęby dymu i jęzory ognia, wspinające się po ścianach kabiny, ta ludzka strona jednak, czuła jak sztywnieją mu mięśnie, nie wiedząc, jak sobie z tym ogniem poradzić.
Ruszył kilkoma sztywnymi krokami w stronę drzwi, by sprawdzić, czy ich mechanizm nie został uszkodzony w związku z tym co się działo i kładąc dłoń na ich klamce, poczuł, jak rozgrzany metal włazu pali mu skórę do żywego mięsa. Dosłownie oderwał się od klamki z sykiem, odwracając do Rivera, by jeszcze upewnić się, że jego królewiczowi nic się nie dzieje, dokładnie w momencie, w którym płonące belki sufitu posypały mu się na głowę.
- River! - zdążył tylko sapnąć, zanim pompa serca nie wystrzeliła w zakamarki jego ciała absurdalnej dawki adrenaliny.
To niebywałe, do jakich surrealistycznych rzeczy zdolne było ludzkie ciało w sytuacjach zagrożenia. Nawet bez magii, która nie pojawiła się w spanikowanej głowie ni przez chwilę, doskoczył gryfona w kilku susach, bezmyślnie, gołymi rękami zaczął odrzucać te płonące deski i belki, spanikowanym wzrokiem upewniając się, że był cały.
- Wszystko jest ok, wszystko jest dobrze. - zapewniał go, zapętlając się, by przekonać też samego siebie. Przyklęknął podnosząc chłopca z ziemi i objął jego poranioną głowę tak, by oprzeć go o swoje ramię- Wszystko jest dobrze. - zapewnił go, zamykając w swoich ramionach i zacisnąwszy oczy wziął kilka słabych oddechów, próbując się uspokoić na tyle, by ich teleportować i przypadkiem nie rozszczepić ze zdenerwowania.

2 x zt

Powrót do góry Go down


Sponsored content

Mostek QzgSDG8








Mostek Empty


PisanieMostek Empty Re: Mostek  Mostek Empty;

Powrót do góry Go down
 

Mostek

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Mostek KQ4EsqR :: 
Sylwester
-