Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Altana w parku Armstronga

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy, rażąco stonowana mimika
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 523
  Liczba postów : 1395
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyCzw Cze 11 2020, 15:12;


Kwiecista altana


Pierwsze wrażenie to... zapach zadbanych kwiatów i wszędobylski fiolet. Panuje tu nienaganna czystość, a miejsca jest całkiem sporo. Długie stoły, długie ławki, chłodny cień i świergot wróbelków... Miejsce idealne do relaksu.

Altana ma na sobie kilka zaklęć antymugolskich o czym informuje tabliczka obok schodków. Ilekroć podchodzi czarodziej napis z "Szanuj zieleń" zmienia się na informacje dot. zaklęć antymugolskich. Po przekroczeniu altany przez czarodzieja mugole automatycznie przestają się nią interesować i omijają ją szerokim łukiem.

Powrót do góry Go down


Shawn E. Reed
Shawn E. Reed

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 752
  Liczba postów : 1197
https://www.czarodzieje.org/t13596-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t13600-wrona-shawna
https://www.czarodzieje.org/t13601-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t19478-shawn-e-reed-dziennik
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyPon Lip 13 2020, 00:17;

Shawn przez ostatnie miesiące nie próżnował. Sklep pozostawał nieustannie otwarty, co sprawiało, że musiał bacznie kontrolować i pilnować wszelkich interesów, szczególnie zwracając uwagę na te, które nie tylko na pierwszy rzut oka wydają się nielegalne. Czerwiec zdawał się być niezwykle aktywnym miesiącem dla Borgina & Burkesa, tak jakby studenci zmęczeni egzaminami, przychodzili do czarnomagicznego sklepu szukając odpowiedniego narzędzia do popełnienia samobójstwa. Reed w żadnym stopniu nie zamierzał im w tym przeszkodzić, wręcz przeciwnie, jeśli jego spekulacje byłyby trafne, postawiłby przed wejściem tabliczkę z dziesięcio-procentową zniżką dla studentów i absolwentów Hogwartu.
Był to też czas, w którym powrócił do starego systemu życia, czyli takiego, gdzie szansa na spotkanie się z żywą duszą, tak by kontakt ten nie był powiązany zawodowo, równała się blisko zeru. Miał świadomość tego, że Lanceley miała egzaminy, więc nawet nie starał się jakoś zmienić tego formatu, bo by wpadł na mur nie do przeskoczenia. Shawn nie miał złudzeń, miał świadomość tego, że zaproponowanie jej jakiegokolwiek wyjścia w takiej chwili mogłoby być dla niego wręcz zabójcze. Wiele miesięcy przed samym sprawdzianem jej wiedzy już bywała zestresowana i przejęta przyszłością, nie chciał nawet zgadywać w jakim stanie musiała być teraz. Teoretycznie mógłby jej okazać odrobinę wsparcia, choć Reed był zdania, że sobie poradzi.
Im więcej pracy, tym dni zlatywały szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Kalendarz w sklepie dalej otwarty był na czerwcu, z zakreślonym kółkiem na siódmym czerwca, kiedy to już witaliśmy lipiec, a co za tym idzie – wakacje, na które Shawn zdecydował się pojechać, zastanawiając się nad tegoroczną niespodzianką, jaką przygotował Hogwart.
Sama podróż świstoklikiem nie była nazbyt nieprzyjemna, w żadnym stopniu gorsza od tych innych wycieczek tym środkiem transportu. Natomiast już na miejscu, samo miejsce może nie tyle go zaskoczyło, co ukontentowało. Shawn parę razy przewijał się w Nowym Orleanie i zawsze go pozytywnie wspominał. Doskonale znał historię tego miejsca, tak więc pozwolił sobie się wyłączyć i zanurkować w głębinę własnych myśli, kiedy to po krótce całej grupie ta historia była opowiadana. Reed miał funkcjonować jako opiekun, co zawsze kończyło się tym samym – tylko formalnie, praktycznie to każdy robił na co miał ochotę, a jako osoba dzierżąca lekką „władzę”, można było wywierać nikły wpływ na uczniów, lecz nikt prawie tego nie robił, a już szczególnie nie Shawn. Pospieszył się on do swojego pokoju, w pełni nieświadom lekkiej poświaty, która od jakiegoś czasu zaczęła za nim podążać. Dopiero w drewnianym pomieszczeniu niemal nie podskoczył z zaskoczenia widząc kobietę-ducha, który patrzył na niego hipnotyzującymi oczyma. Po krótkiej rozmowie dowiedział się o jej imieniu i celu jej bytu tutaj, co Reed skwitował wzruszeniem ramion i częściowym zignorowaniem ducha. Za to w środku aż gotował się z podniecenia, zawsze jak tutaj był, brakowało mu czasu, by się zainteresować tutejszą magią rytualną i ofiarną, a teraz będzie mieć nawet i ducha, który znał się na samym temacie. Cudownie.
Nie pozostał zachwycony swoimi współlokatorami, każdy z nich posiadał tytuł profesora w Hogwarcie. Cóż, Shawn sam przez krótki moment był nauczycielem i byłby nawet skłonny do tego kiedyś wrócić, lecz ci tutaj to była zupełnie inna liga. Szybko wyniósł się z pokoju po wypakowaniu niezbędnych rzeczy i ruszył na eksplorację miejsc, w których już był lata temu, a teraz miał okazję odświeżyć wspomnienia.
Reed także umówił się w końcu z Nessą, której na oczy nie widział ponad miesiąc. Umówili się w parku Armstronga w altanie, którą Shawn znał z poprzednich okazji, a co za tym idzie, miał świadomość, że było to miejsce, gdzie mugole zupełnie na nich nie będą zwracać uwagi i będą mogli czuć się również swobodniej, bowiem mniej czarodziei się wybiera tutaj, aniżeli do tego drugiego parku, którego nazwy mężczyzna zapomniał. Ubrał się swobodnie, bowiem w krótkie białe spodenki i koszulę ala hawajską, którą rozpiął na dwa guziki. Włosy uczesał do tyłu, zaklęciem umacniając chwyt, by się nie rozpadły przedwcześnie i wyruszył na spotkanie. Czasu miał aż nadto, więc wykorzystał go do pospacerowania i poukładania myśli, gdyż dawno nie myślał o tym, czym początkowo miały być jego spotkania z rudowłosym problemem. Mieli się uczyć, a skończyli na czymś zgoła innym, co niekoniecznie mu przeszkadzało, wręcz odwrotnie.
Gdy dotarł do altanki, był wciąż kwadrans przed czasem i z entuzjazmem stwierdził, że nie było tutaj żadnej żywej duszy poza nim. No i oczywiście mowa jeszcze o Loli, jego duchu-niewolnicy, która raz na jakiś czas rzucała komentarzem dotyczącym współczesnego seksizmu na billboardach i tak dalej, mężczyzna natomiast wolał pozostawić jej słowa nieskomentowane. Odpalił papierosa i zamykając oczy, odetchnął głęboko, siedząc w cieniu kwiatów i roślin.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyPon Lip 13 2020, 22:44;

Czerwiec był okropny. Pomijając egzaminy, przeżywała kryzys z powodu zbliżającego się rozstania ze szkołą oraz ścieżką edukacji. Kompletnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić i jak niby ma wyglądać jej życie bez obowiązków prefekta czy lekcyjnych, korepetycyjnych. Lanceley była uzależniona od nauki. Nie umiała marnować czasu, nie potrafiła kompletnie odpoczywać. Jeśli nie uczyła akurat kogoś, pracowała nad własnymi umiejętnościami. Coraz więcej czasu poświęcała magii bezróżdzkowej. Czytała artykuły, poznawała związane z nią legendy i starała się chociaż czy dwa razy dziennie pomedytować, co rzekomo miało zwiększyć świadomość znajdującego się dookoła chaosu oraz jego ułatwić jego późniejsza manipulację. Zawsze było coś do zrobienia, przygotowywała raporty, powtarzała podręczniki, zainteresowała się trudniej dostępnymi dla studentów dziedzinami magii. A co będzie w lipcu? Nie wiedziała. Na nadmiar złego, wcale nie była zadowolona ze swoich wyników. Dyrektor nie pozwolił jej zdawać wszystkiego, chociaż przez osiągnięcia w nauce oraz wzorowe zachowanie powinni dopuścić ją do większej ilości przedmiotów i nie wiedziała, czy podjęła słuszne decyzje, może jednak powinna zdawać runy i opiekę nad magicznymi stworzeniami? Nie dostała też Wybitnego z Historii Magii.
Nie zamierzała zapisywać się na wyjazd z Hogwartem. Chciała skupić się na poznaniu tajników magii bezróżdkowej, dopracować nowe instrumenty i pracować nad dalszą analityką transmutacyjną w przerwach pomiędzy poznawaniem czarnej magii. Gdy okazało się jednak, że celem wakacji jest Nowy Orlean.. Gdzie lepiej poznać sztuki zakazane i nauczyć się gry na saksofonie? Nie mogła odmówić ze względów praktycznych, o czym poinformowała rodziców i rozpisała z nimi dyżury w sklepie, przygotowując im kilka rzeczy w przód, żeby się nie przepracowywali. Wciąż byli na nią źli za Corteza, ale ze względu na coraz słabsze dni ojca, nie mogli odmówić sobie pomocy ze strony jedynej córki. Zwłaszcza że była tak oddaną i odpowiedzialną, młodą kobietą, która na dobrą sprawę byłaby w stanie w wieku trzydziestu lat zająć stołek ministra, gdyby tylko chciała i wpadła na to, że to jest możliwe. Na szczęście perspektywa pracy w Ministerstwie stawała się bardziej odległa każdego dnia.
Wiadomość od Shawna ją zaskoczyła, jednak na bladej buzi pojawił się cień uśmiechu. Po krótkim droczeniu się z nim zgodziła się i dogadali godzinę. Wybór miejsca jednocześnie był bardzo w stylu Reeda i trochę ją zaskoczył. Nie zdążyła nawet dobrze rozpakować walizek, siedząc na łóżku z książką od zaklęć i pergaminem, gdy odłożyła wizbooka i westchnęła, wyciągając ręce do góry, aby przeciągnąć się leniwie. Nie miała dużo czasu, a nienawidziła się spóźniać.
Ubrała czarną, sięgającą połowy uda sukienkę zapinaną na guziki, do czego dobrała buty na obcasie. Burza rudych włosów tkwiła rozrzucona niedbale, kołysząc się leniwie na plecach przy każdym jej kroku. Jak zwykle miała perłowe kolczyki w uszach, pomalowane na czerwono paznokcie i maźnięte karminową szminką usta. Nie mogło zabraknąć torebki z najpotrzebniejszymi dla kobiety skarbami – takimi jak różdżka, pieniądze, lusterko czy kosmetyczka. Leniwym krokiem przemierzała park, rozglądając się dookoła, ignorując marudzącą nad uchem Quinn, która ciągle skłaniała ją do czegoś złego. Była duszą hipnotyzerki, przestępcy i uwielbiała przypływ adrenaliny, próbując zarazić tym Lanceleyównę. Jak na kogoś martwego, kto nie chciał zdradzić szczegółów swojej śmierci, to buzia się jej nie zamykała i co rusz sugerowała jej odwiedzenie podejrzanych miejsc, małe kradzieże czy inne łamanie zasad. Ćwierkała nad uchem niczym katarynka. Dostrzegła altanę oraz siedzącą w niej postać z daleka, uśmiechając się pod nosem i kierując w jego stronę, bezceremonialnie usiadła obok. Zlustrowała go wzrokiem, jak gdyby nigdy nic i za namową tego szepczącego łobuza, ukradła mu z dłoni papierosa, wcześniej dla odwrócenia uwagi muskając wargami jego policzek, gdzie zostawiła czerwony ślad.

- Nie myślałam, że aż tak się za mną stęsknisz Reed. Miękniesz. - rzuciła zaczepnie, puszczając mu oczko i zaciągając się papierosem. W jej tonie poza charakterystyczną dla ich rozmów odrobiną złośliwości, dało się jednak wyczuć też coś nieco łagodniejszego.  Ostry dym wypełnił jej płuca, sprawił, że po jasnej skórze przebiegł dreszcz. Dawno nie paliła tak mocnych fajek. Wypuściła dym, wpatrując się w przestrzeń przed sobą, ciesząc się chwilą ciszy od zbłąkanej duszy i swoim popołudniowym towarzystwem.
Powrót do góry Go down


Shawn E. Reed
Shawn E. Reed

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 752
  Liczba postów : 1197
https://www.czarodzieje.org/t13596-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t13600-wrona-shawna
https://www.czarodzieje.org/t13601-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t19478-shawn-e-reed-dziennik
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptySro Lip 15 2020, 03:41;

Wiadomość pozostawała nagłym natchnieniem chwili, wykonanym czynem przed jakimkolwiek pomyślunkiem nad całą sytuacją. Reed nie zdawał sobie sprawy tak naprawdę dlaczego pierwszą i wręcz jedyną osobą, do której nieustannie wracał myślami to była rudowłosa Lanceley i o ile potrafił mówić i często ironicznie kontrargumentować słowa Nessy o emocjach, najwidoczniej jeśli chodziło o własne podwórko, to było u niego równie słabo, co u niej. Miał tę świadomość, że był z nią bliżej z kimkolwiek innym, ale w jego głowie wynikało to raczej z jego bardzo ograniczonego grona znajomych jakie posiadał.
W Nowym Orleanie do jego paczki dołączyła niezbyt już żywa osoba, niewolnica co chętnie wykorzystywała jego fascynację wszelką magią i drążyła temat rytuałów, o które on z zażartością pytał. Tego dnia jednak ktoś inny zajmował mu myśli, duch zaś jakby próbował na przekór pochłonąć Reeda, ciągle opowiadał o najróżniejszych krwawych momentach w historii tego miejsca, z którymi związane są spirytystyczne obrządki magiczne. Shawn, idąc po parku, próbował już wręcz rozchmurzyć jej poświatę, co zawsze kończyło się porażką i nieprzyjemnym chłodem przenikającym jego kości.
Zaciągając się po raz kolejny papierosem, Shawn kątem oka wypatrywał ognistej fali włosów wyróżniającej się na tle prawie każdego innego człowieka. W obecnych czasach Reedowi się wydawało, że łatwiej spotkać kogoś w niebieskich, czy zielonych włosach, aniżeli ogniście rudych, jakie posiadała jego ulubiona Lanceley. I zobaczył ją jeszcze przed tym, zanim ona ujrzała jego, całą na czarno, choć szkarłat goszczący na jej wargach, tak bardzo dla niej charakterystyczny, również rzucał się w oczy. Mimowolnie Shawn uśmiechnął się nieznacznie, nawet samemu nie rejestrując tegoż faktu. Mężczyzna przerzucił wzrok na swojego ducha na mniej niż sekundę, obdarzając go morderczym spojrzeniem, by się w końcu zamknął, przynajmniej na razie. Dzisiaj nie miał ochoty słuchać o morderstwach na niewolnikach, o czym Lola mogłaby napisać cały elaborat, gdyby były duchowe pióra i pergaminy.
Zbliżywszy się, Nessa jak to miała w zwyczaju, ukradła mu papierosa, dając się ponieść zbyt mocnej dawce nikotyny, nie mogąc też się powstrzymać od zaczepnego komentarza, którego tutaj Shawn spodziewał się najmocniej. Poprawił się na siedzeniu i prychnął, drwiąco się uśmiechając.
- Twoja wyobraźnia zdecydowanie za mocno ingeruje w rzeczywistość. – Odpowiedział na jej stwierdzenie, które tak naprawdę było poniekąd prawdziwe, choć wcale nie krzywdzące. Może kiedyś, ale aktualnie nie zależało mu na pozycji twardego i najbardziej mrocznego czarodzieja w Wielkiej Brytanii.
Jeszcze raz lustrując dziewczynę z góry na dół, Reed podjął temat, o którym wcześniej się nawet nie zastanawiał.
- A więc to twoje ostatnie wakacje z Hogwartu jako uczeń? Czy jesteś już uznaną absolwentką i funkcjonujesz jako opiekun jak ja? – Ta kwestia go nawet jakoś bardzo nie ciekawiła, acz była dobrym tematem do zaczęcia konwersacji. Przesunął się odrobinę na poduszkach, by Nessa mogła usiąść obok niego i wciągnął kolejny wdech dymu papierosowego, który już kompletnie stracił dla niego jakikolwiek wyróżniający się smak. Powinienem rzucić – pomyślał, nieustannie trzymając papierosa między palcami i wcale nie mając zamiaru porzucić go i więcej nie palić.
- Jak się w ogóle trzymasz? Wiesz co już będziesz chciała robić po Hogwarcie? – Bardzo ogólne i szerokie pytanie, choć od zawsze uniwersalne i może w jej życiu stało się coś przełomowego, co by tylko wzbudziło zainteresowanie Shawna. Przeczesał dłonią włosy, wciąż wpatrując się w kawowe tęczówki dziewczyny i już niemal nie zapomniał się, by skomplementować jej dzisiejszy wygląd, by w odpowiedniej chwili się powstrzymać i zamilknąć. Westchnął w głębi duszy, nie wiedząc skąd w nim taka reakcja.
Tak, zmiękłem.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptySro Lip 15 2020, 20:52;

Obydwoje byli indywidualistami, chociaż Shawn lepiej odnajdywał się w tłumie niż Nessa, a przynajmniej takie wrażenie odniosła. Nie do końca rozumiała, na czym polegała ich relacja i właściwie bała się — wrzucenia jej w jakiekolwiek ramy wiedząc, jak to w jej przypadku się kończyło. Nie chciała się w nic angażować. Nie chciała niepotrzebnych, zaburzających jej proces nauki emocji, dało się żyć bez nich. Z drugiej jednak strony czas spędzony z mężczyzną zawsze był owocny, począwszy od kwestii edukacyjnych, poprzez proste i zwykłe rozmowy. Nawet gdyby wytężyła umysł, trudno było jej znaleźć kogoś, z kim miała taką łatwość w rozmawianiu o tych bardziej filozoficznych, nudnych dla osób w jej wieku sprawach. Fillin i Boyd byli cudowni, ale w żaden sposób nie byli poważni. Wciąż byli młodymi chłopcami, którym tylko kobiety i figle w głowie. I to było cudowne, chociaż świadczyło o tym, że z Lance było coś nie tak. Za każdym razem, gdy rozmawiała z Reedem na wizbooku, uśmiech pojawiał się na jej twarzy i w jakiś sposób mogła odetchnąć. Więc jak mogłaby odmówić mu spaceru? Zwłaszcza że mieli pomiędzy sobą niespełnione obietnice.
Była Lanceleyem z wyspy Skye. Trudno było znaleźć dziewczynę o bardziej ognistych włosach niż jej. I pewnie równie trudno było wypatrzeć kogoś w jej wieku, kto sięgał po tak nudne i poważne kreacje. Ona jednak lubiła. Czarna sukienka wydawała się odpowiednia na wszystko, pasowała do obcasów i sprawiała, że nie było jej zbyt zimno, ani zbyt gorąco – głównie przez krój i skóropodobny materiał. Tajemniczy, pełen magii i muzyczny nowy Orlean, którego duchy wyszły na spotkanie przyjezdnym z Wielkiej Brytanii. Mogło być lepsze miejsce? Rozbrzmiewająca dookoła muzyka, pyszne jedzenie, ta aura niepojętej magii, którą sprowadzono do rytuałów.. Trudno było zaprzeczyć, że same myśli o możliwościach płynących z tego miejsca wzbudzały na skórze dreszcz.
Musiała ukraść mu papierosa, bo Quinn nie dałaby jej spokoju, a ponadto – był to chyba ich zwyczaj, do którego przywykła. Kradzież całusa w polik, który zostawił czerwony ślad na skórze, był w gratisie, elementem odwrócenia uwagi. Widząc drwiący uśmiech na jego twarzy, wiedziała, że wcale nie był zły.

- Lub Twoja rzeczywistość wcale nie różni się tak od mojego wyobrażenia.. - skwitowała niemal natychmiast w odpowiedzi, niczym adwokat diabła, bezceremonialnie lustrując go wzrokiem. Obydwoje nie byli wylewni, chociaż miała wrażenie, że coś w ich aurze się zmieniło. Mimowolnie posłała krótkie, pytające spojrzenie dryfującej gdzieś nieopodal kobiecie, która chyba zajęła się analizowaniem potencjalnego bogactwa przechodzących turystów. Których było warto okraść, a których nie. Na jego słowa, westchnęła, powracając spojrzeniem karmelowych tęczówek na twarz Shawna. - Jestem po prostu z doskoku, nie wzięłam funkcji opiekuna. Nie sądzę, żeby mnie słuchali – jesteśmy na Ty w większości, a do tego moja funkcja prefekta już nie obowiązuje. Więc może niańczyć dzieciaki za nas dwoje Shawn.
Chociaż brzmiała spokojnie i tak bardzo charakterystycznie dla siebie, kryła się za tym jakaś nostalgia i żal. Zawsze była poważniejsza od rówieśników i wcale nie chodziło o brak ich towarzystwa w ławce od września, bardziej o rutynę, która została zaburzona. Milczała chwilę, biorąc jeszcze macha i oddała mu papierosa, trzymając w ustach kłęby dymu. Dłonią zgarnęła włosy na plecy. Reed miał na nią zły wpływ. Nie mogła powstrzymać się od fajek, gdy była w jego towarzystwie. Cały pachniał nikotyną, która mieszała się z perfumami i jakimś dziwnym zapachem, którego nie potrafiła określić. Może to była herbata? Nie znała się na nich kompletnie. Jego pytanie sprawiło, że odwróciła głowę w jego stronę, patrząc mu w oczy, milcząc nieustannie. Cały on. Sięgał nieświadomie po ten trudny zestaw pytań.
- W porządku. Taka jest kolej rzeczy. - odparła w końcu, odrobinkę naginając prawdę, bo nienawidziła przyznawać, że czuła się w tym wszystkim zagubiona. Źle było być dobrym we wszystkim, a do tego gdzieś z tyłu głowy miała poprzednie reakcje ciemnowłosego na jej ambicje i chęć zdobywania wiedzy dalej. Niewiele myśląc, przysunęła się, opierając głowę o jego ramię i przymykając oczy, pozwalając sobie na głębsze odetchnięcie, delikatnie wzruszenie smukłych ramion. Znajomy zapach wleciał jej do nozdrzy, wywołując krótki uśmiech na czerwonych ustach.
- Nie mam pojęcia. A Ty wiesz, co powinnam robić, skoro skończyłam już studia? - niegrzecznie było odpowiadać pytaniem na pytanie, ale nie zapanowała nad własnymi słowami, dając jednocześnie upust ciekawości względem tego, co myślał on. Może coś mądrego jej doradzi? Planów miała mnóstwo, jednak przekładając je na rzeczywistość i zarywając każdą kolejną noc, nie wystarczyłoby jej i tak czasu na to wszystko. Musiała podjąć decyzje. - Nie myślałam, że skusi Cię Nowy Orlean i opiekowanie się młodzieżą.
Powrót do góry Go down


Shawn E. Reed
Shawn E. Reed

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 752
  Liczba postów : 1197
https://www.czarodzieje.org/t13596-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t13600-wrona-shawna
https://www.czarodzieje.org/t13601-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t19478-shawn-e-reed-dziennik
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyPią Lip 17 2020, 02:12;

Reed całe swoje życie poszukiwał celu, nawet teraz nie potrafił stwierdzić czy w końcu go odnalazł. Prędzej powiedziałby, że nie, brakowało mu stałości i czegoś, co parło by go do przodu, mimo że tak naprawdę miał coś takiego, pragnienie mocy, choć nie uważał tego za faktycznie to „coś”. W tym wszystkim, Shawn popełnił największy błąd, a było nim pozostawienie tego samemu sobie, zaś sam przestał poszukiwać swojego miejsca na świecie. Został tam, gdzie mu było wygodnie i się w tym spełniał, zakrywając swoje wątpliwości pasją do czarnej magii, która jeszcze jakiś czas temu, w trakcie studiów, nie była jego jedyną mocną stroną. Interesowała go każda gałąź magii i wszystkie wydawały mu się godne zgłębienia. Mężczyzna sam sobie do dziś zadaje pytanie czemu poprzestał.
Relacje między Shawnem, a Nessą były dość skomplikowane, skategoryzowanie ich było dla tej dwójki wręcz niemożliwe, co spowodowane było ich dość upośledzonym poziomem jakiejkolwiek zażyłości między dwoma osobami. Shawna związki zawsze opierały się na magicznym wpływie jednej osoby, przez co ciężko było to nawet nazwać miłością, zaś Nessa tak bardzo poświęcała się nauce i tej części życia, którą ignoruje dziewięćdziesiąt procent społeczności, że zatraciła w sobie zdolność wydobywania emocji w tak prosty sposób, jaki zrobiłaby to losowa czarownica z Gryffindoru.
Rodzina Shawna w porównaniu do rodu z tradycjami, do którego należała Nessa, wydawała się wręcz trywialna, jeśli chodzi o wpływy i popularność, choć na dobrą sprawę nie pochodził on z domu nieznanego i nieszanowanego. Zarówno matka, mugolka, jak i ojciec, czarodziej, oboje byli dobrze ustawieni, choć nienarażeni na rozgłos gawiedzi. Działając w cieniu, mieli większe pole do manewru, lecz tak bardzo się w swoich zawodach zatracili, że pozostawili młodego Shawna samego sobie, co pozostało w nim już na zawsze, choć czasy szkolne temu przeczyły. Najwyraźniej były pewną maską, pod którą kryła się wrażliwa strona Reeda, wciąż płacząca i liżąca rany przeszłości.
Dotyk jej warg na jego policzku zadziałał elektryzująco i to dosłownie, po ciele mężczyzny przeszły fale elektryczne spowodowane tym nagłym dotykiem obcego ciała. Na jej odpowiedź, uśmiechnął się nieco szerzej, jakby w ten sposób jej odpowiadając na jej ripostę, pozostawiając jej słowa bez odpowiedzi, z samą sugestią wymalowaną na jego twarzy. Reed zauważył wpatrzony wzrok rudowłosej w coś dla niego niewidzialnego, co szybko połączył z duchem, którego posiadał i on. Najwyraźniej każdy miał swojego towarzysza i zapewne było to wspominane wcześniej, choć Shawn jako wzorowy opiekun, nie wyłapał tego szczegółu.
- Czyli rozumiem, że tylko mnie można będzie oskarżyć o zły przykład dla młodzieży jako opiekun dorosłych już ludzi? Choć z drugiej strony niczego innego po twoim… – Tu samorzutnie chciał dodać „partnerze”, lecz zawiesił się na ćwierć sekundy i dokończył, nie zastanawiając się już potem nad tą pomyłką – towarzyszu nie można się spodziewać – uśmiechnął się dokuczliwie, zaciągając się papierosem, powoli docierając do jego końca. Patrząc uważnie na jej reakcję przy odpowiadaniu na następne pytanie, Shawn zaobserwował całą masę niedopowiedzianych emocji, które kryły się za jej odpowiedzią. Skinął jedynie głową, uznając tę odpowiedź za wystarczającą i dał jej się „położyć” na jego ramieniu, unieruchamiając rękę, by jej nie doskwierać zbędnymi ruchami.
- Hm. Nie wyglądasz, jakbyś naprawdę pożegnała się z tą szkołą. – Zasugerował, nie mówiąc nic więcej i spalając palcami niedopałek na popiół, który poleciał nad ich głowami. Shawn prawie zapomniał o swoim duchu, który nagle się zmaterializował, jakby przed chwilą był niewidzialny i zaczął coś ględzić o rytuałach i braku czasu na jakieś umizgi, którym właśnie mężczyzna podobno się poddawał.
- O Nowym Orleanie nie wiedziałem, w każdy rok robię sobie niespodziankę i jadę na żywioł, strzelając co to będzie za miejsce. Byłem tu już nieraz i podsumowując, jest to przyjemne miejsce na takie wakacje. Jest tu dużo… wolnego miejsca, w pełni prywatnego. - Tu się na chwile zatrzymał, spoglądając przed siebie i czując zapach włosów Lanceley, którym lubił się „upajać”. Przymknął leniwie powieki i kontynuował. – Nie są to moje pierwsze wakacje, a ani razu żadną młodzieżą opiekować się nie musiałem, liczę, że tym razem też tak będzie. Co prawda Grecja wydaje się zdecydowanie bezpieczniejsza od mokradeł i legowisk tutejszych stworzeń, acz raczej nikt od nas nie wymaga, byśmy legitymowali każdego ucznia. A urlop od zarządzania sklepem zawsze będzie dobrym pomysłem. – To było to miejsce, w którym miał przeczucie, jakby powinien powiedzieć, że jest to też dobra okazja by spędzić z nią czas, choć nigdy te słowa nie wyszły z jego ust i też nie miał pojęcia dlaczego taka myśl, uczucie w ogóle zawitała jego umysł. Oparł ostatecznie swoją głowę na jej, otwierając za to oczy i nurkując wzrokiem po kwiatach, które oplątywały tutejszy dach.
- A ciebie co skłoniło do wyjazdu?
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyNie Lip 19 2020, 22:39;

Czy to było właściwie? Być samemu i odcinać się od ludzi, skupiając na wszystkim innym? To było jedno z kilku pytań, na które Nessa nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, niezależnie jak wiele czasu poświęciła na kontemplację nad nimi. Shawn był w jej życiu, nic innego nie umiała na ten temat powiedzieć. Ufała mu. Mogła na niego liczyć. Bywał uroczy, ale bywał też złośliwy i nieznośny. Często drgała mu brew w rozbawieniu, pachniał papierosami. Był cyniczny, nie bał się wchodzić z nią w utarczki słowne i mieć własnego zdania. Zawsze też wyglądał na podekscytowanego, gdy miał dowiedzieć się o czymś nowym. Wszystkie te detale zaobserwowała podczas ich spotkań. A także to, że miał dłoń cieplejszą, niż jej własna. Był znacznie poważniejszy od Fillina, chociaż nie dorównywał mu wylewnością i opiekuńczością, lub zwyczajnie jeszcze tej strony siebie jej nie pokazał. Może nie miał? Trudno było stwierdzić. Jak na razie zawsze znajdowała coś nowego, za każdym razem wysuwała ten wniosek, gdy ich drogi się rozchodziły. To na swój sposób było ekscytujące.
Nie była wylewna, on też nie był. Nie szukali deklaracji, kto wie, czy w ogóle kogokolwiek lub czegokolwiek szukali. Czasem wracały do niej słowa Aleksandra wypowiedziane w marcowe popołudnie, jednak porównanie tych dwóch odrębnych jednostek i wiążącej ich czerwonej nici było niemożliwe. To była jedna z tych chwil, które nie do końca rozumiała. Podobnie jak zachowania Holdena, gdy jeszcze mieli ze sobą kontakt i właściwie obserwując przyjaciół oraz uczniów zamieszkujących zamek, nie była pewna, czy chciała zrozumieć. Nie była fanką dramatów czy scen zazdrości. Nie była pewna, czy potrafiłaby dać drugiemu człowiekowi to, czego od niej oczekiwał. A ludzie zawsze chcieli więcej i więcej, niezależnie od płaszczyzny. Z Reedem było po prostu normalnie, dobrze. I to była chyba puenta tej karuzeli myśli, która przemknęła przez jej głowę, siedząc w otoczonej kwietnikami altanie.
Nie musiał odpowiadać, wiedziała.
Zaskakujące, jak sprawnie mogła przebiegać konwersacja na podstawie same spojrzenia. Naturalnie. Podobnie, jak kradziony przez nią za każdym razem papieros czy też ten całus, który tylko na chwilę usatysfakcjonował jej martwą opiekunkę, która w przeciwieństwie do rudej, ceniła dobra materialne i ciągle chciała więcej. Usta jej drgnęły w uśmiechu na użyte przez niego, jakże bezpieczne sformułowanie. Kiwnęła jednak głową, wprawiając rude fale w ruch,

- Istotnie, mój Drogi. Mniej bym się po Tobie nie spodziewała. - przytaknęła pół żartem, pół serio, nie mogąc się powstrzymać przed zostawieniem mu czegoś na domysły, jak to on zwykle jej robił. W głowie cały czas odbijało się jednak słowo „towarzysz”, które brzmiało nadzwyczaj formalnie i dziwnie, jakby zdaniem dziewczyny niezbyt wystarczająco oddawało ich relację, chociaż żadne słowo nie wypłynęło spomiędzy jej ust. Nie miała w naturze marudzić, wybrzydzać, narzekać. Przymknęła na chwilę oczy, skupiając się na bijącym od niego cieple. Zmiękł. Pozwalał jej na coraz więcej.
- Bo rozstanie z nią uderza w moją rutynę i daje zbyt wiele możliwości. No i to nieodparte wrażenie, że mogłam tam osiągnąć więcej. - odparła tylko z cichym westchnięciem, ignorując kosmyk uporczywie opadający na drobną, pokrytą kilkoma piegami buzię. Powiew letniego wiatru sprawił, że zapach dymu papierosowego nie był już tak ciężki i dzięki temu wiedziała, że papieros mu się skończył. Za ile sięgnie po następnego?
- Brzmisz, jakbyś miał mnóstwo dobrych wspomnień z tych prywatnych miejsc. I na pewno to nie ma nic wspólnego z tym że zapach czarnej magii i jej energia w chaosie jest tu prawie wyczuwalna? - zapytała z zaczepką, unosząc powieki do góry i obdarzając go spojrzeniem. Mężczyzna jednak tak, jak ona wcześniej – miał teraz zamknięte oczy. Wyglądał naprawdę spokojnie. Jego argumenty brzmiały słusznie. Zajmowanie się sklepem na Nocturnie z pewnością nie należało do najłatwiejszych, ciągle miał styczność z różnymi dziwakami lub uczniami ze szkoły, którzy próbowali nabyć nielegalne towary. Nie miała pojęcia, na co stać studentów oraz uczniów ze szkoły, jednak było kilka ewenementów, które mogły sprawić kłopoty i zdecydowanie powinno się ich legitymować. Wydała z siebie ciche mruknięcie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Miała kilka powodów zmiany swojego zdania, które wydały się jej na tyle stabilne i logiczne, że jednak tu była. Uniosła dłoń, zgarniając ostatecznie rude pasmo za ucho. Idąc za jego śladem, spojrzała na kolorowe kwiaty dookoła, do których co rusz podlatywały jakieś insekty lub niewielkie ptaki, z czego te ostatnie pogodnie ćwierkały, zgrywając się z leniwym szumem wiatru. Całe szczęście, że był, bo bez niego byłoby tu naprawdę nieznośnie gorąco i nieprzyjemnie sucho. A tak wilgoć z mokradłem otaczających Nowy Orlean oraz bijąca od tutejszej rzeki, wdzierała się w brukowane alejki.
- To dobre miasto na poszukiwanie inspiracji. Muszę zaprojektować jakiś instrument lub zmodernizować w inny sposób ofertę sklepu. Lasy umożliwiają mi trening animagiczny, a dodatkowo mnóstwo wiedźm zna się tu na zielarstwie czy alchemii, co również powinnam podciągnąć. - przerwała na chwilę, wzruszając delikatnie ramionami. Nie były to, może specjalnie wymagające powody, jednak Nessie nie trzeba było więcej. Chciała produktywnie wykorzystać wakacje, poprawić się i przede wszystkim znaleźć odpowiednią dla siebie ścieżkę, co stawało się już koszmarem sennym podczas tych krótkich godzin snu, które miała na dobę. Bezsenność wciąż ją męczyła, już dobre kilka lat. - Jest też czarna magia, którą mogę tu opanować. Ty też tu jesteś. Nudziłabym się bez Ciebie i zrobiła pewnie coś głupiego, za co byś na mnie krzyczał. Ktoś musi też pilnować Fillina oraz Boyda.
Zakończyła ze spokojem, siadając wygodniej i poprawiając sukienkę, spojrzała gdzieś przed siebie. Jak zwykle była szczera, bezpośrednia i wcale nie czuła, jakby powiedziała coś złego.
Powrót do góry Go down


Shawn E. Reed
Shawn E. Reed

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 752
  Liczba postów : 1197
https://www.czarodzieje.org/t13596-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t13600-wrona-shawna
https://www.czarodzieje.org/t13601-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t19478-shawn-e-reed-dziennik
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyCzw Lip 23 2020, 22:18;

Właściwość to pojęcie, które nie będzie mieć nigdy jednej definicji, jest zbyt zależne od konstruktów społecznych, które tworzyli czarodzieje. Czy ich odcięcie od świata i otaczających ich ludzi było właściwe? Z pewnością, jeśli są tego przekonani, to tak, jednak w oczach reszty, mogło uchodzić to za przeciwność właściwości. W przypadku Nessy cały ten spór dotyczył spraw ambitnych – czy socjalizowanie się z ludźmi powinna stawiać wyżej w hierarchii od opanowywania sztuk magicznych, czy wręcz odwrotnie? I to była wojna wewnętrza rudowłosej, na którą rozwiązania nie znał nikt inny niż ona, póki sama na to nie wpadnie, to nikt za nią tego nie zrobi.
W przypadku Shawna, jego ścieżki bardzo często zmieniały swoje tory, często zawracając, bądź błądząc w przestworzach, mając w umyśle nadany cel, lecz bez żadnego pojęcia w jaki sposób go osiągnąć. Jednak w towarzystwie Nessy, mężczyzna czuł pewną swobodę, automatycznie przestawał zajmować sobie myśli zbędnymi sprawami.
Słowa nie zawsze oddawały emocje, które przekraczały ponad wysławianie się językiem. Owszem, można było, lecz wszystko wtedy stawało się sztuczne, nieprawdziwe. Spojrzenia i takie drobne gesty, którymi się wymieniali czyniły tę relację mocniejszą i wiarygodniejszą. Reed uśmiechnął się zawadiacko, wracając wspomnieniami do swoich pierwszych zajęć w szkole, jeszcze jako asystent, w Grecji. Zły przykład, to było bardzo grzeczne, acz właściwe określenie dla jego osoby.
Shawnowi niezwykle ciężko było określić dokładny status, w którym się znajdował razem z ognistowłosą, dlatego też co jakiś czas pojawiały się takie wypadki, jakim był tym razem „towarzysz”, który nawet dla niego brzmiał nienaturalnie. Partner to było zdecydowanie za mocne słowo, które już w pewien sposób narzuca charakter ich relacji.
- Może właśnie rozstanie się z nią, nada ci pewnej świeżości do rutyny, która cię ogranicza? Nie musisz być prowadzona za rączkę przez nauczycieli, by coś osiągnąć, większość z nich ponad połowę swojego życia spędzili poza szkołą, rozwijając atuty, które nabyli w szkole. Ja tak samo, w szkole prawie nic nie wiedziałem o czarnej magii, specjalizowałem się w białej. – Odpowiedział, zaprzeczając jej słowom. To była pierwsza spotkana przez niego osoba, która narzekała na zbyt wiele możliwości, a co sprawiało, że Lanceley się blokowała i nie wiedziała co dalej. Skończywszy papierosa, miał ochotę na cokolwiek do potrzymania pomiędzy palcami, lecz odrzucił myśl sięgania po następnego, już samemu czując jaka byłaby to przesada.
Reed uśmiechnął się wrednie, słuchając jej sugestii, jednocześnie kręcąc przecząco głową.
- Nie zapominaj, że czarna magia, to nie zawsze była moja specjalność i w innych dziedzinach magicznych również lubię się spełniać. Choć nie zaprzeczę w całości, że to, o czym mówisz, nie miało absolutnego udziału w moich pobytach tutaj. – Odpowiedział z przekąsem, wspominając dawne lata, gdy podróżował w poszukiwaniach magicznych artefaktów.
Uczniowie w Borginie nie pojawiali się zbyt często, a nawet jeśli, to nie miał żadnych interesów, by ich wyrzucać, póki był dorosły, to mógł korzystać z jego sklepu do woli. Pewnie była to kwestia dość dyskusyjna z byłą panią prefekt, choć nie było to aż tak znaczące w ich rozmowie.
Otworzył nieznacznie oczy, powoli przyzwyczajając się ponownie do nagłego światła, który doszedł do jego źrenic. W przeciwieństwie do swojej partnerki, nie zwracał w ogóle uwagi na pomniejsze stworzenia, które im towarzyszyły w altance.
Lekko podniósł głowę, patrząc na rudowłosą z lekko uniesioną brwią, jakby niedowierzając temu, co mówiła.
- A może jeszcze fikołka zrobisz? – Zasugerował, od razu dopowiadając, by dziewczyna nie czuła się zbytnio zbita z tropu. – Nie przeczę, Orlean to miejsce wielu niesamowitych możliwości, ale ty wiesz, że nie ma cię na tyle, byś zdołała zrobić to wszystko i przy okazji nie umrzeć z przepracowania? Wakacje mają to do siebie, że ludzie odpoczywają. Ty też masz odpocząć. – Ostatnie zdanie wypowiedział tonem, który brzmiał niemal jak groźba. Patrzył się jej prosto w oczy, tkwiąc lazurowymi tęczówkami w czekoladowym oceanie i nie opuszczając go ani na centymetr.
- Sugerowanie, że ze mną nie zrobisz niczego głupiego. Sama nauka czarnej magii w oczach wielu pasowałaby do tejże kategorii. Nie wiem też o czym śnisz, że jesteś w stanie wyobrazić sobie mnie krzyczącego na ciebie z jakiegokolwiek powodu – – Uśmiechnął się, sam rozbawiony tą wizją. - W każdym razie, nie pozwolę ci się przemęczyć. – Powiedział już nieco spokojniej, czuć było w jego głosie nutę ukojenia i „puszystości”, tak bardzo niepodobną do jego wyglądu. Poprawił kosmyk jej włosów, który opadał na jej czoło, robiąc to w pełni mechanicznie, naturalnie. Jakby to nie było coś w pełni na porządku dziennym.
- Ale jak tak bardzo nie chcesz się tu nudzić, to na pewno znalazłbym miejsce dla ciebie obok mnie przy wielu fajnych „atrakcjach”. – Jeszcze wspomniał, mając na myśli najrozmaitsze rytuały i inne tajemnice, które kryło to miasto.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptySob Lip 25 2020, 20:43;

Czasem bycie człowiekiem było skomplikowane. Wewnętrzne wojny, spory, które sprawiały, że stawało się w miejscu i zbyt długo zastanawiano się nad rozwiązaniem, przez co wiele ważnych rzeczy nam umykało. Ludzie niezbyt często umieli skupiać się na wielu rzeczach. Czy byłaby skłonna poskromić własne ambicje i skupić na rozwoju emocji oraz wrażliwości, aby nadrobić braki w socjalizacji? Nie miała pojęcia. Shawn jednak nigdy tego od niej nie wymagał, więc nie widziała sensu skupiania się na tym podczas ich wspólnego czasu. Im bardziej akceptował jej dziwactwa, tym łatwiej jej było przebywać w jego towarzystwie. Nawet nie zwracała uwagi, że pewne rzeczy wchodziły już jej w nawyk, stawały się nieodłącznym elementem jej zachowania, gdy Reed był w zasięgu dłoni. Nie było to nic złego.
Tkwienie w czymś nieokreślonym było bezpiecznego. Niczego od siebie nie chcieli, nie mieli oczekiwań, mogli pozostać tym, kim byli, bez prób dostosowania się i przypodobania. Zastanawiała się ostatnio nad słowem, które najlepiej oddawałoby łączącą ich więź, ale nie była w stanie niczego wybrać. Było zbyt mocno lub zbyt słabo, nie istniało rozwiązanie idealne. Czy w ogóle kiedykolwiek poruszą ten temat?

- Rutyna sprawia, że jestem bardziej poukładana i lepiej gospodaruje czasem. Większość tych nauczycieli, mój Drogi towarzyszu.. - przerwała, uśmiechając się w jego stronę zadziornie i na chwilę unosząc brew, aby zaraz jednak kontynuować. - dawno zapomniało o swoich ambicjach. Posada nauczyciela to taka równoważnia i bezpieczny punkt, tak mi się wydaje. Ty zasadniczo masz talent do magii praktycznej, prawda? Niezależnie, czy to zaklęcia z ksiąg zakazanych, czy też zwykłe, ogólnodostępne.
Wzruszyła ramionami, właściwie oznajmiając, a nie pytając. Był doskonałym czarodziejem i tylko głupiec by o tym zapominał. Chociaż Shawn nie pakował się otwarcie w kłopoty i był niepozorny, miał talent. Nigdy się tym nie chwalił, podobnie, jak ona nie chodziła i nie rozpowiadała, że nie ma rozdziału w dziedzinie transmutacji, którego by nie znała. Bo i po co? Żadne z nich nie musiało udowadniać swojej wartości. Widziała, że świerzbi go ręką po następnego papierosa, co skwitowała parsknięciem. Wywróciła oczyma, unosząc dłoń i wystawiając w jego kierunku, poruszając palcami, żeby złapał. - Masz. Zamiast papierosa.
Oznajmiła jeszcze, jak gdyby nigdy nic i przesunęła palcami po wierzchu jego dłoni, zanim je splotła. Każdy miał jakieś tiki nerwowe, jakie uzależnienia. On stukała paznokciami, jak najęta lub wypijała otumaniające dawki kofeiny. - Jak mogłabym zapomnieć? Słabo o mnie myślisz, Shawn.
Odparła tylko, rozluźniając ciało i siadając wygodniej. Na chwilę odpoczynku mogła sobie pozwolić. Zaciągnęła się mocniej, gdy podmuch chłodnego, pachnącego kwiatami wiatru, wdał się do altany i wprawił w ruch rude kosmyki włosów. Czuła jego spojrzenie, gdy skończyła mówić, jednak nawet nie uniosła powiek, wciąż opierając się głową o jego ramie.
- Szkoda czasu na odpoczynek. Teraz odpoczywam, nie marudź. Poradzę sobie przecież. Wiesz, że nie potrzebuje dużo snu. I jeszcze mam pokój z jakimś facetem, co z niemowlakiem przyjechał, więc i tak wychodzę na noc na mokradła. - wyjaśniła ze spokojem, przesuwając dłoń. Obróciła ją tak, że rysowała paznokciem kształty po wewnętrznej stronie dłoni Reeda, dopiero teraz unosząc leniwie powieki i spoglądając znów przed siebie. Wiedziała, że się o nią martwił i troszczył, bo obiecała mu naukę transmutacji, a do tego sam mógł się spełnić w roli nauczyciela, przygotowując ją do opanowania magii bezróźdzkowej. Może też lubił jej towarzystwo lub lubił ją całować. Uśmiechnęła się pod nosem z rozbawieniem do własnej myśli – niemożliwe. Odwzajemniła oczywiście spojrzenie, zagłębiając się w lazurowe tęczówki czarodzieja, które bardzo chciały podsycić ton, którym wypowiedział słowa o odpoczynku.
- Obydwoje wiemy, że nauka jej wcale nie jest głupia. Czy przypadkiem przed chwilą nie próbowałeś mi mentalnie pogrozić palcem? - westchnęła zaczepnie, przekręcając głowę w bok i na chwilę zaprzestając rysowania kształtów na jego dłoni. - Nie jestem przemęczona, a mamy mnóstwo do zrobienia. Tak? Jakich atrakcjach? Będziemy rzucać klątwy i poświęcać żaby, próbować tutejszej kuchni, a może znasz jeszcze inne sekrety?
Zapytała z nutą ciekawości w głosie, pozwalając sobie pociągnąć za jego dłoń tak, że musiał się nachylić, przez co oparł się swoim czołem, o jej własne. Ataki z zaskoczenia działały na niego najlepiej.
- Jak nie będziesz mi marudził, że za dużo robię, to może się zgodzę. - rzuciła z nutą szantażu, uśmiechając się pod nosem paskudnie, patrząc mu przy tym w oczy. - A może nie?
Wyglądała, jakby chciała dać mu całusa w polik, jednak zamiast tego dmuchnęła mu w ucho i cofnęła głowę, wolną dłoń wyciągając do góry i przeciągając się leniwie, mruknęła cicho. Przyzwyczaił się do tego, że robiła, co chciała i jak chciała, czy może nie zamierzał aż tak ulegać? Nessa oczywiście zdawała sobie sprawę, że pozwalał jej tak długo, jak mu to nie wchodziło w plany, bo zwykle przecież obojętne mu było, co działo się dookoła.
Powrót do góry Go down


Shawn E. Reed
Shawn E. Reed

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 752
  Liczba postów : 1197
https://www.czarodzieje.org/t13596-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t13600-wrona-shawna
https://www.czarodzieje.org/t13601-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t19478-shawn-e-reed-dziennik
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyPon Lip 27 2020, 00:04;

Człowieczeństwo nie tylko czasem bywało skomplikowane. One na tym się opierało, jej złożoność była fundamentem całego funkcjonowania i życia. Problemy i utrudnianie wielu spraw zapisane było w kodzie życia, bez tego, taki umysł traktowano jako coś odchodzącego od normy. Autyści, ich umysły potrafiły być zarazem tak proste, a jednak tak skomplikowane i niezrozumiałe dla „zdrowego” człowieka. Ludzka psychika nigdy nie została zaprojektowana, by coś ułatwić, wręcz przeciwnie – im więcej potrafiło się wynieść z życia, tym cięższym się ono stawało.
Każdy problem był różny, nawet jeśli u podstaw wyglądał na podobny i można było go skategoryzować. Nie można jednak było stwierdzić, że dylematy Nessy dotyczące ścieżki kariery mogły być przyrównane do jakichkolwiek innych, w oczach Shawna wydawała się ona ponadprzeciętna, mimo że w tych sprawach nie było przeciętności – wychodziła poza ponadprzeciętność, tworzyła oddzielną kategorię – z swojego miejsca mogła uznać wszelkie inne problemy za błahe. Co prawda wartościowanie problemów nigdy nie było uważane przez mężczyznę za słuszne, w jej przypadku wyglądało to trochę inaczej – oczywiście, gdyby mógł wejść w jej skórę i zdecydować, szybko znalazłby rozwiązanie. Dla niego wszystko było prostsze, ale nie należało na to patrzeć w ten sposób – on nigdy by do takiego miejsca nie doszedł, a nawet jeśli, to na pewno z zupełnie innymi doświadczeniami niż teraz.
Całe to pozostanie w stanie tak naturalnym, niepotrzebnym zmiany było na tyle śmieszne, że w ich przypadku sprawdzało się w dwustu procentach. Dwustu, ponieważ, byli dla siebie tak naturalni i normalni w rozmowach, że powoli, niezauważalnie, zmieniali się, czynili się sobie bliżsi, ich nawyki zmieniały się, często kreowały się na nowo, związane z tą drugą osobą. A jednak wciąż nie było jak nazwać ich relacji – kim dla siebie byli? Przyjaciółmi? Shawn jeszcze nigdy nie miał tak magicznej, pełnej uroku relacji przyjacielskiej. Czymś więcej? To na pewno, ale kim? Partnerami? Zdecydowanie za dużo powiedziane, choć wcale nieprzekształcające prawdy.
- Rutyna też powoli zabija iskrę w twoich oczach, która napędza cię w działaniu. I nikt jeszcze się jej nie oparł, nie uważam byś nawet ty była na tyle silna, byś w pełni spełniała swoje ambicje w takim samym stanie za nawet pięć lat. No więc czy chcesz być taka sama? Zapomnieć o swoich ambicjach i cieszyć się swoim bezpiecznym punktem? – Zapytał, następnie jeszcze dodając kolejny frazes, który był godny miana „cpt. Obvious” – Podstawowa zasada rozwoju. Wychodzenie ze strefy komfortu jest kluczem do spełnienia. – Zakończył, samemu będąc w pełni przeciwieństwem tego warunku, co jednocześnie było wyjaśnieniem, dlaczego stał w miejscu. Ciągle siedział za biurkiem w Borginie i mało w jego życiu można było nazwać rewolucyjnym.
Całkowicie zaskoczyła go swoim gestem złączenia wspólnie dłoni, po którym nastąpiło nagłe rozlanie się ciepła po całym ciele mężczyzny i odetchnął cicho, delektując się dotykiem jej gładkiej skóry. Uśmiechnął się do niej, będąc jej naprawdę wdzięczny, choć nie miało to już nic wspólnego z papierosem. Podniósł następnie brew, patrząc na nią, pokazując jak bardzo jej opinia jest niezgodna z rzeczywistością. Ostatnie o czym mógłby pomyśleć, to o tym, że była słaba.
Jej podejście było dla niego wręcz nie do pomyślenia i całkowicie szczerze ją podziwiał za to. Sam nie potrafiłby myśleć w ten sposób, dla niego odpoczynek to wręcz element pracy, którym również się męczył i potrzebował kolejnego wypoczynku.
- Niemowlakiem? W sumie ciekawa konwencja, na pewno sprzyja niespaniu. - Podsumował, uśmiechając się zadziornie, wcale jej nie zazdroszcząc takiego ulokowania. Choć on wcale nie miał lepiej, pokój miał wypełniony nauczycielami, z którymi wcale nie chciałby nawiązywać bliższej konfrontacji.
Potarł kciukiem po zewnętrznej stronie jej palca, czując przyjemną bliskość i uczucie spełnienia. Dał jej zmienić pozycję dłoni, czując niemrawe łaskotanie, na które wręcz zamruczał bezgłośnie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Patrząc tak na nią, drugą dłonią pogłaskał ją delikatnie po policzku, przyglądając się każdemu szczegółowi na jej aksamitnej skórze.
- Oczywiście, że nie jest głupia. Ale czy jest rozsądna? Zależy kto pyta. - Odpowiedział niemal wymijająco z uśmiechem, rozbawiony jej pytanie.
- Jakich atrakcjach? Przecież wiesz, że chodzi mi o polowanie na wampiry, wilkołaki, tworzenie z nich rekwizytów na nasze lekcje zaklęć zakazanych i może ewentualnie czasem poświęcimy się czemuś jeszcze przyjemniejszemu. Brzmi ciekawie? – Popatrzył na nią z ukosa, wzrokiem kogoś, kto za wszelką cenę chciałby zaoferować swój produkt.
Zetknięcie się czołami sprawiło, że Shawn nagle zapragnął zbliżyć się jeszcze bardziej, ta atmosfera działa na niego niczym magnez. Czuł się zupełnie bezbronny, a jednocześnie tak bardzo ją… pożądał?
Uśmiechnął się szerzej, wysłuchawszy jej odpowiedź, po której zbliżył się jeszcze bliżej, że zetknęli się nie tylko czołami, ale i nosami. Reed przymknął oczy, w pełni poświęcając się zmysłowi dotyku.
Nagłe oderwanie się sprawiło, że poczuł pustkę, jakby czegoś tu zabrakło. Zaśmiał się paskudnie, patrząc na nią wzrokiem, jakoby miał to zapamiętać i odwdzięczyć się tym samym. Ta paskudna gra, w którą grali całkowicie budowała napięcie między tą dwójką.
Gdy Nessa się rozciągała, Reed uległ i wyciągnął kolejnego papierosa, którego dym był ukojeniem dla cierpiącej duszy. Mężczyzna zaraz po tym spojrzał w górę, na kwiecisty dach i wyciągnął w jego kierunku dłoń, która nieznacznie zmieniła kolor na bladszy i ewidentnie wibrowała. Nie minęła chwila, a kwiaty poruszyły się i zaczęły pleść się w stronę kobiety, swoimi szmaragdowymi pnączami okrążając się wokół jej ramienia, w ten sposób dodając jej uroku i pewnego dodatku. Ostatni kwiat wtopił się w ocean ognistych loków dziewczyny. Shawn uśmiechnął się do niej, dodając z uznaniem:
- Zjawiskowo wyglądasz, Lanceley – mężczyźnie nawet nie chodziło o kwiaty, które były jedynie środkiem do tego wyznania. Poruszył dłonią raz jeszcze i dym z papierosa uformował się w spokojne morze, które wyglądało również jak jedwabny materiał tonący pod wodą.
- Zgodzisz się. – Odpowiedział z pewnością na wcześniejsze pytanie, nie mając najmniejszych wątpliwości w to, co mówił. Popatrzył na nią z ukosa z tajemniczym uśmiechem wymalowanym na buzi.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyCzw Lip 30 2020, 22:51;

Ludzie lubili sobie życie komplikować, tkwiła w tym jakaś prawda. Całe jego przemyślenia na temat człowieczeństwa uznałaby za słuszne, gdyby tylko miała do nich dostęp. Niestety, nawet jeśli obdarzała go wyjątkowo długim spojrzeniem, zagłębiając się w lazurowych tęczówkach poprzecinanych ciemniejszymi żyłkami, to i tak nie często potrafiła usłyszeć jego myśli. Doskonale wiedziała, że jej problemy są dość błahe i ludzie zmagali się z większymi tragediami, dlatego chyba poza Reedem z nikim nie poruszyła tematu samej siebie, swojej przyszłości. Chyba ruda niezbyt go lubiła, podobnie jak podkreślanie własnych umiejętności czy wywyższanie się, bo we własnych oczach, była przeciętną i raczej mało atrakcyjną towarzysko jednostką. Zazdrościła mu czasem tej lekkości w decyzjach, zazdrościła mu podążania za samym sobą, nawet jeśli nie podobało się to reszcie świata.
Tak było wygodniej. Nie znaleźli słowa, więc po co szukać go na siłę? Nie wpisując się w żadne ramy czy definicje, mogli robić, co tylko chcieli. Nie przeszkadzało jej, że trochę bywał nadopiekuńczy i próbował ją nakierować na mniejszy pracoholizm. Nie przeszkadzało jej nawet, że ich skóra czasem stykała się ze sobą lub że okazjonalnie spoglądał na nią w sposób, który odchodził od koleżeńskiego. Była przy nim na tyle swobodna, że mogli rozmawiać prawie o wszystkim, a na pewno o większej ilości spraw, niż ze znaczną większością jej towarzystwa, chociaż sporą część wciąż miała ukrytą za murem. Trudno było jej uwierzyć, że miałaby być całkiem otwarta i swobodna wobec kogokolwiek. Po co narażać się na kolejne rozczarowanie ludźmi? Prychnęła z nutą rozbawienia na jego słowa.

- Aż tak przyglądasz się moim oczom Reed? -powiedziała zaczepnie, chcąc widocznie odwrócić kota ogonem. To nie było tak, że go nie słuchała – wręcz przeciwnie. Shawnowe uwagi zawsze dawały jej do myślenia, zawsze niosły za sobą głębsze przesłanie, niż pierwotnie można było zakładać. Bycie takim samym było bezpieczne, tu miał rację i nawet gdy tak źle brzmiało to na głos, nie mogła zaprzeczyć. Tylko gdzie się kryło to spełnienie? Westchnęła cicho, spoglądając w niebo. Sama nie wiedziała, czego chciała, więc nie pozostało jej nic innego, jak dyskretna zmiana tematu lub odpowiedź ogólna. - Za pięć lat mogę równie dobrze leżeć sześć metrów pod ziemią, jutro też mogę umrzeć. Czy wtedy wychodzenie z rutyny ma sens? Nie sprawia ona, że w jednym tempie i z jednym celem brniesz do przodu, osiągając sukcesy?
Zapytała bardziej retorycznie, wzruszając ramionami i siląc się na delikatny uśmiech. Mieli przyjemniejsze tematy do rozmów niż ona.
Nessa często robiła rzeczy całkiem niepodobne do jej codziennego zachowania, jeśli nawiązała z kimś silniejszą więź. Nie doszukiwała się w tym niczego, robiąc to, na co miała ochotę i co uznawała za słuszne. Tak było z trzymaniem jego dłoni, aby powstrzymać go przed paleniem. Po jego spojrzeniu wiedziała, że ją przecenia, jak zwykle zresztą. Podobnie jak reszta, miał przed oczyma ten wyidealizowany obraz, powstały na fasadzie iluzji. Nic więcej. Nie była taka silna, za jaką ją wszyscy mieli.

- Wcale. Na bagnach jest spokojniej. Już podczas ferii przywykłam do nocy w formie animagicznej. - wyjaśniła ze spokojem i obojętnością, kompletnie nie zwracając uwagi na takie rzeczy, jak wygodne łóżko czy miękka pościel. Nie miała nic do dzieci, ale na chwilę obecną ich płacz niezwykle przeszkadzał jej w nauce i projektach.- Słyszałam, że jesteś z moją niedoszłą teściową w pokoju.
Dorzuciła jeszcze z nutą rozbawienia, nie mogąc sobie wyobrazić relacji Shawna z Panią Cortez. Z Aleksandrem było to dużo prostsze. Na wspomnienie tego drugiego, spuściła wzrok, przygryzając dolną wargę. Tak wiele mieli spraw niezałatwionych, tak dużo tkwiło pomiędzy nimi niewypowiedzianych słów, a jednak ciągle się mijali. Ciągle miała w głowie te wszystkie słowa, które wypowiedział do niej tego lutowego popołudnia na huśtawkach. Zwyczajnie go o to nie posądzała. Mruknięcie sprawiło, że odwróciła głowę w jego stronę i skupiła na nim uwagę, posyłając mu pytające spojrzenie. Gdy dłonią przesunął po jej policzku, trudno było ukryć zaskoczenie na twarzy. A to za co? Chociaż tkwiła w zamyśleniu, jej palec nawet na chwilę nie przestał rysować kształtów.
- Nie zastanawiałam się nad tym. - przyznała szczerze, wcale nie czując wstydu przed sugerującym brak wiedzy stwierdzeniem. W jego błękitnych oczach tliło się jednak rozbawienie. Słuchała go z uwagą, unosząc na chwilę brwi i wywracając oczyma, zaśmiała się pod nosem. No tak, ostatnio zaniedbali naukę czarnej magii, bezróżdkowej i do tego transmutacji. - Niby wiem, ale równie dobrze to wcale nie, bo przecież ciągle mnie czymś zaskakujesz ostatnio. Czemuś przyjemniejszemu? Rzucaniem zaklęć zakazanych na przechodniów w parku?
Puściła mu oczko, nie mogąc powstrzymać zaczepnego tonu i nuty złośliwości, która w gruncie rzeczy wcale w niego nie uderzała. Miał jednak tak przekonujące i zaangażowanie spojrzenie, że ostatecznie kiwnęła głową, wprawiając rude loki w ruch. - Brzmi dobrze.
Był ten ułamek sekundy, gdy faktycznie przez jego twarz przebiegała bezbronność oraz uległość, o którą Nessa go nigdy wcześniej nie podejrzewała. Każdy gest, który wykonywała i który przekraczał pewne granice przestrzeni osobistej, sprawiał, że w jego oczach błądziło nieme pytanie z emocją, której niestety nie potrafiła odczytać. Nie uciekł jednak, zmniejszając jeszcze dystans. Tkwiła tak jednak tylko chwilę, zaraz uciekając.
- Zaraz na mnie rzucisz jakąś klątwę tym wzrokiem. - zauważyła dość niewinnie, udając, że całkiem nie wie, skąd wzięło się takie spojrzenie w jej kierunku. Przeciągnęła się leniwie, reagując jedynie wywróceniem ślepi na kolejnego papierosa, powstrzymując się przed prychnięciem. Ten nałóg miał nad nim olbrzymią kontrolę, a jednocześnie fajka wydawała się jego nieodłącznym elementem. Pasowała mu, podobnie jak zapach tytoniu, do którego chyba się przyzwyczaiła. Z ciekawością przesunęła wzrokiem za jego dłonią, czując wibrujący dookoła chaos. Co tym razem czarował? Przynajmniej nie była to klątwa, bo nie celował ani w nią, ani też nie obdarzył ją dłuższym spojrzeniem. Nie drgnęła, nawet gdy roślina oplotła ramię i umieściła kwiat w jej włosach, przekręcając jedynie głowę na bok i przesuwając palcem po zielonym listku, uśmiechnęła się łagodnie pod nosem. To było urocze, zwłaszcza na niego. Na komplement przeniosła na niego wzrok, przywierając charakterystyczną dla siebie, kamienną twarz. Podniosła się jednak na kolana, zbliżając do niego i kładąc dłonie oparte o miękką trawę pomiędzy jego nogami, pozwalając, by włosy spłynęły jej do przodu. Spojrzała mu w oczy z dołu, tliło się w nich jakieś zaintrygowanie. Dlaczego był tego aż tak pewien?
- Hmmmm i myślisz, że nazwanie mnie zjawiskową sprawi, że faktycznie Ci ulegnę? To taka taktyka? - chwilę jeszcze udawała poważną, nie mogąc jednak dłużej powstrzymać uśmieszku, wzruszyła jedynie ramionami, dając mu do zrozumienia, że jeszcze nie zdecydowała. Nie ruszyła się jednak z miejsca, przesuwając karmelowymi tęczówkami po jego twarzy, ostatecznie zatrzymując je na jego oczach. - Co Ty knujesz, Shawn?
Zapytała bardziej siebie, niż jego – nawet nie była pewna, czy owo pytanie usłyszał. Brzmiał jednak w ten charakterystyczny sposób, kiedy to faktycznie, miał jakiegoś asa w rękawie. Zaskakujące, że znała go na tyle, aby o tym wiedzieć. Westchnęła. - Podobają mi się. Te kwiaty. Dziękuje.
Powrót do góry Go down


Shawn E. Reed
Shawn E. Reed

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 752
  Liczba postów : 1197
https://www.czarodzieje.org/t13596-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t13600-wrona-shawna
https://www.czarodzieje.org/t13601-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t19478-shawn-e-reed-dziennik
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyPią Lip 31 2020, 14:11;

Nie tyle co nie znaleźli słowa określającego ich relację, co jakby wcale nie chcieli, spowici strachem? Niepewnością? Lub czymś zupełnie innym, czego nie byli w stanie nawet zdefiniować? Byli niczym w otwartym związku, lecz bez tego drugiego słowa, byli więc w otwartości. Czy tak właśnie mieli na siebie mówić? Każdy ich wspólny dotyk, nawet jeśli przypadkowy, wzbudzał u mężczyzny zupełnie inne odczucia niż przy wszystkich innych, które nie były tak naładowane emocjami, które w nim się kołtuniły.
Nessa była dla niego niezwykle ważną osobą w jego życiu, obecnie jedyną zaufaną, której byłby w stanie powiedzieć cokolwiek. Nawet jeśli nie zawsze się zgadzali, zaś Shawn postrzegał większość kwestii zupełnie inaczej, czasem nawet starając się przekonać ją do swoich racji – uważał to za swoją najzdrowszą relację od dekady, o ile nie dłużej. Powrót do przeszłości zawsze wywoływał u niego uczucie melancholii i agresji, rad był więc, że w przyszłości będzie mógł wracać do obecnych chwil z radością, nie smutkiem. Nawet pomimo faktu, że oboje znali się jedynie zdawkowo i wciąż było między nimi wiele niedopowiedzeń.
Shawn prychnął rozbawiony na jej pytanie, które było kompletnie wyjęte spoza to, co chciał przekazać.
- I tak właśnie karze się mnie za bycie nieco bardziej „poetyckim” – zaakcentował ironicznie ostatnie słowo, śmiejąc się krótko po tym. Rozciągnął się leniwie, lekko ziewając, przewracając oczyma na jej słowa.
- O tak, a jak teraz wstaniesz i pójdziesz do pensjonatu czy gdziekolwiek, jest szansa, że po drodze potkniesz się o wystający kamień bruku i uderzysz się niefortunnie w głowę, finalnie umierając. Lepiej zostań tu ze mną na trawię już do końca życia. Nie warto przecież ryzykować. – Ironia wręcz wyciekała z ust mężczyzny, który wręcz nienawidził filozofii życia, która zakładała, jakby za jakiś czas nie stąpało się już po tej planecie. Nawet jeśli tak miało być, to nie powinno się tego zakładać w planach, bądź też przekreślać je ze względu na tą możliwość – chyba że mowa o składkach na trumnę ze smoczej kości, wtedy lepiej zacząć odkładać już w wieku dziesięciu lat.
- Rutyna nie doprowadzi cię do sukcesu, ona jedynie pozwoli ci go utrzymać. Żeby zaś sukces zdobyć, musisz cały czas iść o krok dalej – jeśli umiesz już jedną dziedzinę magii do perfekcji, czas na rozwój kolejnej, by nie zatrzymywać się w rozwoju. Poprzez naukę tej drugiej, rozwijasz również tą pierwszą, dodając pewnego urozmaicenia. Ja przykładowo mimo, że siedzę w czarnej magii i się w niej specjalizuje, będąc tutaj uczę się czegoś zupełnie nowego. Nigdy wcześniej nie dotykałem magii rytualnej czy okultyzmu, który teraz zaczął otwierać mi oczy na sprawy, które wcześniej wydawały mi się niejasne w tejże magii. Gdybym dalej siedział na dupie rzucając sobie avadami w powietrze dla zabawy, zatrzymałbym się w rozwoju. – Odpowiedział szczerze, mając nadzieje, że z podanym przykładem, Nessie będzie łatwiej to zrozumieć. Zaś gdyby mógł usłyszeć jej myśli (już niedługo!), zdzieliłby ją różdżką po głowie, mówiąc, że może i były przyjemniejsze tematy, lecz nie na tym polega rozmowa i sam jej temat był dobrym tematem do rozmowy.
Reed nie potrafił takich rzeczy traktować w pełni obojętnie, tym bardziej jeśli mowa była o Nessie, która piastowała jedno z ważniejszych miejsc w jego życiu. Całkowicie rozumiał filozofię „rób, na co masz ochotę”, sam w jej wieku podobną wyznawał i w żaden sposób jej nie krytykował, wręcz odwrotnie, jego aktualny stan był jedynie ewolucją tego podejścia, ba, Shawn w niektórych kwestiach przecież stale namawiał Nessę do takiego myślenia – weźmy na to kwestię zawodową – miała ten luksus, że mogła iść gdzie chciała i wcale nie musiała się martwić tym, że źle wybrała, bo gdyby jej się nie spodobała, szybko mogła się przebranżowić.
Kolejny raz pacnął by ją w łeb, wybijając jej z głowy te cholernie szkodliwe dla niej samej myśli o jakiejkolwiek iluzji, którą owszem, tworzyła, lecz dla samej siebie, nie dla innych.
Przytaknął, rozumiejąc jej podejście. Czasem zapominał, że była animagiem, a przecież to właśnie ona miała go tej sztuki nauczyć w przyszłości, jeśli uda im się po drodze nie zwariować przy edukacji bezróżdżkowej.
Na jej uwagę co do jego współlokatorów prychnął głośno, wcale nie chcąc poruszać tego tematu. Odchylił głowę do góry, patrząc na niebo zdegustowany.
- Jak chcesz to mogę ci ją oddać, wcale jej do szczęścia nie potrzebuje. – Powiedział szczerze, z wielką chęcią pisząc się na taki układ – Ja mogę męczyć się jakimś dzieckiem, a ty będziesz mogła porozmawiać przy herbatce z matką swojego niedoszłego księcia. – Prychnął sarkastycznie, wypuszczając dym z ust. Reed nie znał Corteza, ani też dużo o nim nie słyszał – nic wręcz, ale też nie żeby go ten temat jakoś nurtował. Wiedział jedynie o epizodzie Lanceley z nim jako zaaranżowanych zaręczynach, ale tyle wiedział w tym temacie i szczerze to najchętniej by go porzucił, nie zaśmiecając sobie myśli obcą osobą.
- Rzucanie niewybaczalnymi w losowych ludzi już się przejadło w przestępczym półświatku, era zabaw Voldemorta już dawno przeminęła i obecnie jest przestarzała. Teraz jest etap szukania nowych atrakcji i powołania. – Zażartował, choć było w tym odrobinę prawdy.
Reed sam nie odczuwał tej uległości, która w nim ostatnio zaczynała dawać się we znaki. Emocjonalnie bardziej odczuwał „coś”, jakiś pierwiastek skierowany w jej stronę, nie potrafiąc jednak ustalić dokładnego jego charakteru i specyfiki. Uśmiechnął się lekko na jej słowa, które wcale tak daleko od prawdy nie odbiegały w jego przypadku.
- Może tak być, czasem zdarza mi się strzelać laserami z oczu. – Z ironią dodał, dając się ponieść smakowi tytoniu i nikotyny wypełniającej całą przestrzeń jego czarnych jak smoła płuc. Faktycznie nałóg powoli zaczynał nad nim mieć kontrolę, aniżeli mężczyzna nad nim, jednak najwidoczniej obu stronom taki układ odpowiadał. Reed spokojnie przyglądał się roślinom i reakcji Lanceley. Gdy zaś ta zmieniła pozycję i zbliżyła się do niego, rzeczywiście mając w sobie coś z kota w takim ułożeniu, Shawn zaniemówił na chwile i poddał się niemal transowi, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Dopiero po chwili wrócił do siebie i mógł odpowiedzieć na jej pytanie z uśmiechem.
- Może. – Tyle wystarczyło, by stworzyć kurtynę, którą było właśnie to słowo, a za nią mogło kryć się tysiąc innych. Nie usłyszał jej pytania, oddając się tysiącom spojrzeń i wrażeń – czuł zapach jej włosów i skóry, widział jej ciało, które biło magiczną pewnością siebie i kobiecością. Na jej podziękowania wzruszył ramionami, tak jakby to było nic, kończąc papierosa, którego klasycznie wyrzucił w powietrze by tam spopielił się na popiół, który poleciał z wiatrem przed siebie w niekończącą się podróż.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyWto Sie 04 2020, 21:51;

Kategoryzowanie nigdy nie było dobre, niezależnie czy chodziło o relacje z drugą osobą, czy o początkową ocenę drugiego człowieka lub podejmowanych przez niego decyzji. Każdy miał swoje powody. Czy ich powodem był rzeczywiście strach? A może brak umiejętności nawiązania zdrowej i obustronnej więzi, którą chcieliby zamknąć w jakichś ramach? Była też kwestia wolności, bo obydwoje należeli do tych ludzi, którzy niczym koty, chodzą własnymi ścieżkami i podejmują niezależne od reszty decyzje, a na pewno Shawn, bo Nessie jeszcze czasem strzelało do głowy, aby przejmować się rodzicami lub bliskimi. Nawet jeśli nie chciała czuć, nie chciała kierować się w życiu emocjami, był to miecz obusieczny, bo wyciszenie ich sprawiało, że nie tylko te złe przestawały mieć znaczenie.
Powstałe pomiędzy nimi zaufanie było na tyle silne, że nigdy nie pytała. Gdyby poprosił o pomoc w robieniu czegoś głupiego i niekoniecznie nielegalnego, pewnie by się zgodziła, zwyczajnie nie wdając się w szczegóły. Był osobą, która jej jeszcze nie rozczarowała. Szanował jej zdanie i wybrane przez nią ścieżki, nawet jeśli ich czasem nie rozumiał i chciałby je zmienić. To działało w dwie strony, bo nie miała żadnych oporów przed wyrażaniem względem niego własnych opinii, nawet jeśli dotyczyły jego życia, a nie jej. Żadne nie było jednak narzucające, wścibskie, próbujące przejąć kontrolę.
Wywróciła oczyma, śledząc go wzrokiem i pozwalając sobie na krótki uśmiech, zgarnęła ruchem głowy burzę rudych włosów na plecy, nachalnie kołysaną przez każdy powiew wiatru. Każda jego reakcja wydawała się w jej towarzystwie szczera i czasem nie tylko słowa, ale również wychodzące z jej strony gesty odpowiadały szybciej, niż jej umysł się w tym zorientował. Wypowiadane przez niego zdania ociekały ironią na tyle, mogłaby się w niej kąpać, co budziło w niej zawsze jakąś wewnętrzną paskudę i system obronny, bo nawet jeśli miał trochę racji, ona nie lubiła głośno przyznawać się do błędu. - Jeśli chciałbyś spędzić ze mną resztę życia i żebym Cię nie zostawiała Reed, powinieneś znaleźć znacznie lepsze słowa.
Wzruszyła niewinnie ramionami, puszczając mu oczko i przez chwilę nawet poruszając brwiami, bo przecież nie mogła ominąć szansy do dokuczenie mu, chociaż troszkę. Bo przecież wiedziała, że był człowiekiem niezwracającym uwagi na takie rzeczy, ceniącym swoją prywatność oraz samotność, a przynajmniej tak się jej pokazywał.

- Prawdopodobnie nie zaprowadzi. - zgodziła się cicho, odchylając głowę i patrząc do góry, spojrzenie karmelowych oczu zatonęło w morzu pnących się po ścianach altany roślin, błyszczących na tle błękitnego nieba, jasnych chmur i przede wszystkim palących promieni słońca. Altana była dobrym pomysłem, dawała schronienie nie tylko im. - Czy ja wiem, czy do perfekcji? Czasem przychodzi taka chwila, gdy zastanawiam się, czy ciągłe bieganie przed siebie, gonienie własnej ambicji i porzucanie całej reszty jest dobrą drogą. A potem sięgam po książkę, przypominam sobie, jak wiele nie wiem i jak bardzo mnie irytuje, dochodząc do wniosku, że jedyną osobą, która nigdy Cię nie zdradzi, jesteś Ty sam, a Twoja przyszłość i bezpieczeństwo zależy od tego, ile się nauczyłeś. Podoba Ci się okultyzm? Magia rytualna do Ciebie pasuje, ale o kierowanie spojrzenia w stronę wychodzących zdolnościach ponad ludzkie Cię nie podejrzewałam.
Zakończyła ze szczerym zdziwieniem w głosie, odpuszczając jakimś pomarańczowym kwiatom, których nazwy nie znała i prostując głowę, zawieszając na nim spojrzenie. W tym, jak różni byli, kryło się tak wiele podobieństw. Zdała też sobie sprawę, że wypowiedziane chwilę wcześniej słowa były dość zagmatwane i niezwykle prywatne, nawet, jak na nią, przez co jej dłoń przesunęła po materiale sukienki na udzie, strzepując z niego niewidzialne okruszki oraz kurz, jakby chciała zakryć w ten sposób swoje rozpędzenie się, chociaż kamienna twarz niewiele zdradzała.
Całe szczęście, że nie czyta w myślach.
To krótkie stwierdzenie sprawiło, że ciche westchnięcie uciekło spomiędzy jej warg, jednocześnie akompaniując wewnętrznemu ochrzanowi, który sobie prezentowała. Nie lubiła mówić o sobie, o tym, co myśli i dużo lepiej się czuła, gdy rozmawiali o nim. Głównie przez to, że miała wewnętrzne obawy przed staniem się ważną dla kogokolwiek. Na szczęście temat się zmienił, a ona usiadła wygodniej, czując, jak napięte wcześniej mięśnie się rozluźniają.

- Myślałam, że lubisz tajemnicze kobiety. - rzuciła znów dość zaczepnie, trącając go łokciem i nie mogąc powstrzymać rozbawienia, zaśmiała się, kręcąc głową. - Kto powiedział, że niedoszłego Reed? Może jeszcze będę Panią Cortez, chociaż mam wrażenie, że książę mnie unika.
Rozłożyła bezradnie ręce, w gruncie rzeczy nie zdradzając wiele, a jednocześnie nie okłamując mężczyzny w żaden sposób. Ich ostatnie spotkanie jeszcze w lutym było dość intensywne w słowa czy gesty, a Alek zdecydował się po nim wrócić do Hiszpanii i wrócić do szkoły na egzaminy, po czym znów pognać za swoim pragnieniem rozwijania umiejętności czarnomagicznych. Czy powinna Shawnowi powiedzieć, o jego propozycji? Pomijając zaufanie, był też jej nauczycielem. Ruda przygryzła dolną wargę na chwilę, chcąc jednak odgonić z głowy tę myśl i skupić się na innych rzeczach.
- Cudownie. Bardzo uspokajające z perspektywy tego, ile czasu razem spędzimy i jak wiele zaklęć przed nami. Skończę niczym szaszłyk. - prychnęła z uśmiechem, pozwalając sobie zawiesić na chwilę spojrzenie na papierosie. Tym razem jednak go nie ukradła. Nie zamierzała robić mu wykładów i porzucać go o tym, co powinien czy nie, nawet jeśli jego płuca pewnie wydawały z siebie nieme wołanie o pomoc. Był dorosły, czasem wiedział, co robi. Prawdopodobnie.
Patrzyła mu uparcie w oczy z zaintrygowaniem i ciekawością, próbując domyślać się, do czego nawiązywał. Pozwoliła, aby rude loki spłynęły do przodu, zostawiając jednak część jej twarzy odkrytą przez wpięte tam kwiaty, których zapach przyjemnie kontrastował z tytoniem i męskimi perfumami. Przymknęła oczy, wzdychając z rozbawieniem i usiadła, wciąż poniekąd pomiędzy jego nogami, opierając dłoń o jego kolano, a drugą grzecznie unosząc, aby przeczesać włosy, który kosmyk owinęła dookoła palca. W gruncie rzeczy Nessa lubiła bijącą od niego stabilność i to, że zawsze pozostawał sobą, wcale z tym nie walcząc.
- Jesteś paskudny, teraz będę się zastanawiała i będę snuła domysły.
Mruknęła z odrobiną wyrzutu, unosząc powieki i obdarzając go kolejnym, pociągłym spojrzeniem. Nie było w nim jednak wyrzutu, nie było cienia negatywnych emocji, jakby wcale jej to nie przeszkadzało i tylko się zgrywała. - Masz ochotę na coś słodkiego? Jak szłam to tu w alejce obok, sprzedają te Nowo Orleańskie pączki. Mogę iść i nam kupić.
Ostatecznie jednak, poszli po nie razem.

|ZT x2
Powrót do góry Go down


Aleksandra Krawczyk
Aleksandra Krawczyk

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Galeony : 3162
  Liczba postów : 1771
https://www.czarodzieje.org/t18582-alexandra-krawczyk
https://www.czarodzieje.org/t18589-aleksandra-krawczyk
https://www.czarodzieje.org/t18583-aleksandra-krawczyk
https://www.czarodzieje.org/t19009-aleksandra-krawczyk-dziennik#
Altana w parku Armstronga QzgSDG8




Gracz




Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga EmptyPią Sie 21 2020, 23:34;

/przy silniejszych emocjach będzie się u Oli pojawiać niespodziewane działanie magii Altana w parku Armstronga 1754368413

Latała jak nawiedzona po Nowym Orleanie i jego okolicach, nie mogąc spokojnie usiedzieć na tyłku nawet jednego dnia. Trudno się zresztą dziwić, wszak była w zupełnie nieznanym sobie wcześniej miejscu i chciała zobaczyć jak najwięcej, bo też wyjazd trwał określony czas. Jeśli to by zależało od niej, zostałaby tutaj jeszcze na trochę, bo nie spieszyło jej się wracać do Anglii. To oznaczało zbliżający się wielkimi krokami kolejny rok szkolny, który miała zacząć jako studentka i o ile powrót do zamku nie wydawał się taki straszny, tak do nauki... Nie, nawet nie chciała o tym myśleć. Miała w końcu wakacje, więc powinna dalej czerpać z nich pełnymi garściami, a przejmowanie się powrotem do szarej rzeczywistości zostawić na później. Jeszcze będzie miała na to aż nadto czasu.
Poza tym nie była teraz sama, a szła w towarzystwie Maxa w bliżej nieznanym sobie kierunku - ot, po prostu przed siebie. Droga musiała ich przecież gdzieś zaprowadzić, a że nawet nie wiedziała, w jakim miejscu ostatecznie wylądują, to tylko czyniło ich wyjście jeszcze lepszym, bo kto wie, w co się mogą wpakować. Nie, żeby liczyła na jakieś niebezpieczne wydarzenia, ale one również mogłyby być ciekawym urozmaiceniem.
- Mam wrażenie, że to jest najnudniejsze spotkanie w czasie całych tych wakacji na jakim jesteś - rzuciła, kiedy weszli na jakąś szerszą drogę otoczoną zielenią. Przez chwilę zastanawiała się, co dookoła robi tyle drzew i czy przypadkiem nie zawędrowali gdzieś na mokradła, ale szybko przypomniała sobie, że przecież istnieje takie miejsce jak park. W całym tym zaaferowaniu związanym z odkrywaniem sekretów Luizjany i Marie Laveau gdzieś w zapomnienie poszły tak zwyczajne miejsca, które wręcz zapraszały na chwilę odpoczynku. - Jak sobie poradziłeś z Nans po wyjściu z imprezy? - spytała jeszcze, nagle przypominając sobie o wydarzeniach z domku dla dorosłych. Ze wspomnianą Puchonką nie wracała do tego tematu, więc nie widziała, co też jej wtedy strzeliło do głowy, bo zachowywała się co najmniej dziwnie. Mogła chyba jednak śmiało stwierdzić, że cała ich trójka wyobrażała sobie tę imprezę nieco inaczej, niż to w ostateczności wyszło, ale i tak nie narzekała.
- W ogóle, nie wiem o co chodzi, ale przez cały dzisiejszy dzień magia nie chce się mnie słuchać i dzieją się różne dziwne rzeczy. Na przykład rozwaliłam mój ulubiony kubek, po prostu pękł na moich oczach! - powiedziała z żalem i spojrzała na Maxa z miną świadczącą o tym, że to naprawdę wielką tragedia. Jakby nie patrzeć to tak właśnie było, bo Krawczyk miała do kubka cholerny sentyment, a poza tym nie miała teraz z czego pić, bo nie chciała żadnego nowego. To już nie to samo. - A jak spróbowałam go poskładać zaklęciem, to podpaliłam koc - westchnęła i bezradnie rozłożyła ręce na boki. Naprawdę nie widziała o co może chodzić i miała nadzieję, że szybko to minie, bo nie widziało jej się płacić za ewentualne szkody, jakie wyrządzi. Nawet nie pomyślała o połączeniu tego z rytuałem i magią, która przez nią wtedy przepłynęła. Ebenezer uprzedzał niby o skutkach ubocznych, ale kto by tam wpadł na to, że akurat wszystko przez tamtą noc?
Na pewno nie ona. Przynajmniej na razie.
- Tak więc wiesz, uważaj, żeby twoja koszulka przypadkiem nie zaczęła płonąć - dodała już bardziej rozbawionym tonem i uśmiechnęła się niewinnie, ale nie miała pewności, czy naprawdę coś takiego nie będzie miało miejsca. Wolałaby, żeby nie. Nie posiadała jednak nad tym władzy i nie mogła przewidzieć, kiedy nastąpi jakiś wybuch czy Merlin sam jeszcze wie co, więc wolała uprzedzić chłopaka przed potencjalnymi nieprzyjemnościami. Czuła się jak małe dziecko, które jeszcze nie umiało kontrolować magii.

@Maximilian Brewer
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Altana w parku Armstronga QzgSDG8








Altana w parku Armstronga Empty


PisanieAltana w parku Armstronga Empty Re: Altana w parku Armstronga  Altana w parku Armstronga Empty;

Powrót do góry Go down
 

Altana w parku Armstronga

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Altana w parku Armstronga JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
luizjana
 :: 
Nowy Orlean
 :: 
French Quarter
-