W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Arthur odparł:- Wolę wiedzieć.. ale powoli.. krok po kroku.. tak to lepiej smakuje...... gdy poznajesz osobę, i delektujesz się co lepszymi szczegółami.... -nabrał wody i również ją ochlapał:- Każdy ruch, jaki wykonasz.. gest,, decyzja.. tworzy echo...-puścił kamień w wodę, który zostawił koliste ślady rozchodzące się we wszystkich kierunkach.:- echo, z którym ewentualnie się spotkasz...
- Więc jednak się zgadzamy. - puściła do niego oczko. Podskoczyła do góry, gdy oblał ją wodą. Sukienka była przynajmniej w połowie zamoczona. - Osz Ty! - zaśmiała się, przeganiając kota. Prawie go zdeptała. A to pieszczoch! Również go ochlapała, czekając na ten czarujący uśmiech. Kim na prawdę był? To ją ciekawiło, jednak jeszcze za wcześnie, ciągle sobie to powtarzała.
Arthur podskoczył zwinnie w górę i opadł, kopiąc w wodę i ochlapując ją całą:- Kim jestem.. to mało ważne.. ważne, co robię... bo to świadczy o człowieku, a nie nazwy.... chyba to tez część twojej teorii, co?-uśmiechnał się czarująco.
Upomnienie 1/5 - złamanie pierwszego punktu regulaminu klimatycznego
Nie zrozumiała w ogóle jego wypowiedzi, gdzie zadała takie pytanie, skąd w ogóle wyczarował je? Uznała, że jest z księżyca albo... - Czy Ty czytasz mi w myślach?! - spytała nieco zagubiona. Tak, to była jej teoria, nie liczą się słowa, tylko czyny. Przeprosiny na miarę zachowania, nigdy pięknych wierszy.
Arthur po raz pierwszy uśmiechnął się tajemniczo:- Może... to zagadka dla ciebie.. próbuj rozwiązywać..-zaśmiał się i znowu ją ochlapał. Potem odparł:-Czy to, co powiedziałem zgadza się z Twoją teorią?
Szarooka Krukonka opuściła mury zamku. Miała dosyć siedzenia już w szkole. Nogi zaprowadziły ją przez błonia w kierunku jeziora. Nie rozglądała się wogóle. Nie potrzebowała towarzystwa na siłę. Jak ktoś będzie chciał zagadać, to zrobi to. Jak nie, przecież płakać nie będzie. Sydney usiadła na brzegu i przejeżdżając delikatnie dłonią po wodzie zaczęła nucić.
Nie ochlapała go ponownie. Czuła się, jakby przekroczył pewną granicę i zdeptał jej wolność. - Owszem zgadza się. - rzekła powoli zdenerwowanym tonem. - Ty masz być moją tajemnicą, a nie to, że czytasz w myślach, cokolwiek. Grasz niefair. - dodała. Dopiero teraz ujrzała dziewczynę o magicznym spojrzeniu. Nie obchodziło ją to, że jest mokra. Naciągnęła na siebie bluzę, wyszła z wody, wciągając buty na stopy. - Kochana! - krzyknęła, upewniając się, że jest to na pewno dziewczyna. Zaczęła biec w jej stronę, a gdy dotarła do postaci, przytuliła się. - Jak ja się za Tobą stęskniłam! - mówiła głośno i wyraźnie - Ileż to minęło? - spytała, ściskając ją ponownie - Później Ci wytłumaczę - dodała szeptem. - Mów mi Cass - rzekła przy jej uchu - Ależ wyrosła!
Arthur wzruszył ramionami i westchnął:- Kobiety... pełne tajemnic, ale kiedy sam zaczniesz się chować.. tracą całą zabawę...-po czym wyszedł na brzeg i położył się na trawie, przymykając oczy. czekał, aż dziewczyna przestanie się bawić.
Lekko zdziwiona spojrzała na dziewczynę. Przeniosła wzrok na chłopaka, z którym wcześniej stała, a potem z nów na nią i mniej więcej domyśliła sie o co chodzi. Przytuliła ją, żeby nie było. - Cass! - prawie, że krzyknęła dalej tuląc dziewczynę. - Ja jestem Syd. - szepnęła do niej. - Nie widziałyśmy sie z kilka miesięcy. - przyjrzała jej się. - Zrobiłas coś z włosami? A może schudłaś? - spytała uśmiechając się. Spojrzała na siebie. - A no pobyt w Meksyku troszkę mi pomógł i no troszeczke mi się urosło. Widywałyśmy się przecież tylko na korytarzach przez te miesiące, a wydaje mi się, że tego wogole nie było. Wszystko przez te zajęcia.
Mike, po całym dniu szkoły, postanowił że wyjdzie na świeże powietrze. Bez zastanowienia wybrał jezioro. Było to jego ulubione miejsce. Zauważył dwie starsze dziewczyny, które prowadzą dialog, i krukona. Usiadł przy jeziorze, dokładnie mu się przyglądając, czasami spoglądając na dziewczyny lub chłopaka.
Spojrzała na siebie, jakby była jeszcze chudsza to widać byłoby dokładnie wszystkie kości, a teraz... cóż wyglądała nieco jak szkielet. - Tak, to prawda, wszystko przez ten stres przed egzaminami! - dodała na swoją obronę, wszak była w ostatniej klasie. - Och, w Meksyku? Właśnie widzę, jaka jesteś opalona! - rzekła, uważnie obserwując dziewczynę. I do tego ładna. Czy ja Cię nie widziałam gdzieś? - Wyjazd Ci dobrze przysłużył, ale nie zostawiaj mnie więcej! - rzekła, ponownie ją tuląc. Cóż, wszystko musiało wyglądać realistycznie, nawet bardzo realistycznie.
Arthur westchnął i wziął źdźbło trawy. Zaczął się nim bawić i rzekł do nadchodzącego gryfona:-Poczekaj.. niech przestaną się nad sobą rozczulać....-po czym uśmiechnął się do siebie. Poczeka, aż skończą szczebiotanie.
Usmiechnęła się lekko do dziewczyny. - Nie zostawię! Obiecuję! - pocałowała ją w policzek i tuli dalej. - A co do mojej opalenizny to tylko troszke sie opalałam. Reszta to moja naturalna meksykańska skóra. Odsunęła jednak dziewczyne na długość rąk by móc na nią patrzeć. - A co do egzaminów to opowiadaj. Jak Ci poszły? - spytała.
Pociągnęła ją za rękę, aby mogły usiąść pod drzewem. Chciała, aby wyschły jej ubrania. - Właśnie widzę, zawsze podziwiałam Cię za to, że możesz tyle na tym słońcu usiedzieć! - dodała ze śmiechem, zerkając na swoją porcelanową skórę. - Egzaminy? Mam nadzieję, że wszystkie dobrze, choć wiesz, jak się obawiałam. Tak naprawdę są najważniejsze, a potem opuszczę Was. - dodała ze smutkiem. - Poznałaś kogoś w Meksyku? I jak rodzice? Pozdrowiłaś ich ode mnie? Doskonale wczuła się w role, nikt nie mógł jej zarzucić, że są dla siebie zupełnie obcymi osobami.
Arthur westchnął:- No to sobie poczekamy...-po czym uśmiechnął się czarująco do mokrej dziewczyny. Wstał i otrzepał się powoli, spoglądając na jezioro jakby podziwiając tafle wody. Po chwili pokręcił głową z rozbawieniem.
Mark uśmiechnął się na komentarz Krukona. -Takie są w końcu dziewczny. Nawet jak na mój wiek coś o tym wiem. - Odpowiedziałem mu, i zanurzyłem ręke w wodzie, aby poczuć jej przyjemny chłód.
-Właśnie... spokojnie..... niech sobie poświergoczą..-podał mu rękę:-Arthur Uther. Uśmiechnął się do nowego kolegi i spojrzał na Puchonke. Zasalutował jej i zaśmiał się głośno. Dziewczyny, takie komiczne są czasami!! jak małe paple... albo jak wróble.. tylko piszczą i piszczą...
-No właśnie! Gdy już zacznął coś mówić, to nie ma końca. Czasami to trochę denerwuje. - Odpowiedziałem koledze, i także podałem moją mokrą rękę koledze mówiąc - Mark White, Gryfon.
Usiadła obok dziewczyny i wsłuchała sie w jej słowa. Odgarnęła włosy. - Tak, tak zawsze mi powtarzasz, że nie musze długo na słońcu przebywać. - pokiwała głową. - No mnie też będą czekały te egzaminy. Troche się boję, a po Tobie było widac jak sie obawiasz ich. Nie musiałam z Tobą rozmawiać, a wiedziałam. Tylko szkoda, że nas opuścisz. - westchnęła, a na jej ostatnie słowa skrzywiła się lekko. - Nigdy Ci nie mówiłam, ale ja nie mam rodziców. Ona także wczuła się w rolę. Rozmawiała z Puchonką swobodnie. Przymnajmniej dowie sie czegoś o niej.
- Tak, zawsze miała taki piękny czekoladowy odcień. - powiedziała i pogłaskała ją po ramieniu. Egzaminy? Jakie były jej egzaminy? - Wiesz, one nie są takie złe, tylko ciąży na nich wielki kamień z napisem "Twoja przyszłość od tego zależy", a wtedy wcale Ci do śmiechu nie jest. Dziwiło ją to, w jaki swobodny sposób może rozmawiać z dziewczyną, jakby naprawdę ją znała i to całe lata! Uśmiechnęła się, krzyżując nogi. Ups... a więc wtopa... - Przepraszam... Myślałam, że do nich jedziesz.... - rzekła zakłopotana. Och, czuła na sobie spojrzenie chłopców. Uśmiechnęła się do nich tylko słodko, czegóż chcieli więcej? Przecież mogli wstać i podejść, nikt ich nie ugryzie. Chyba że bali się dziewczyn.
Arthur westchnął i rozejrzał się:- No nic... zastawiła pułapkę.. następny krok, zatrzasnąć ją...-po czym ruszył w kierunku dziewczyn. jego kroki były nonszalanckie, a postawa spokojna i swobodna. Podszedł i ukłonił się:-Witajcie..do krukonki podszedł najpierw i ucałował ją w rękę:-Jestem Arthur Uther...-uśmiechnął się czarująco.
- Nie szkodzi. - powiedziała. - Nikt nie wie, że nie mam rodziców. Przywykłam by nikomu o tym nie mówić. - wzruszyła ramionami. Mówiła prawdę, nikomu nigdy nie powiedziała, że nie ma rodziców, więc dziewczyna miała prawo zapytać. - Jechałam z mi tía Xan, mi tio Estilamem, primo Nastrią i hermana Dan. Do starego domu Qillathe'ów. Spojrzała na Krukona. Zmierzyła go wzrokiem. - Sydney Tortuga. - powiedziała tylko.
Przyglądałem się zdarzeniu z uśmiechem na ustach. Achh, ci 6 klasiści. Tylko dziewczyny im w głowach. Ale w sumie takie jest życie. Wstałem, aby rozprostować nogi. Zacząłem szukać kamienia, aby robić kaczki.
- Dziękuję, że akurat mi to powiedziałaś - rzekła szczerze, zanim dołączył do nich... - Hah! Arthur. - zaśmiała się, kręcąc głową z niedowierzaniem - Czyżbyś zostawił swojego kolegę na pastwę losu? - spytała, machając do chłopaka dłonią. Nie powinien siedzieć sam w taką pogodę! - Kocham meksykański akcent, mów mi jeszcze - zaśmiała się, opierając głowę o ramię dziewczyny.
- Co Ciebie, hmmm...do nas sprowadza? - spytała chłopaka i zerknęła na Cass. - Skoro tego pragniesz, querida. - uśmiechnęła sie do dziewczyny, po czym znów przeniosła wzrok na chłopaka. Właściwie nie obchodziło ją co go sprowadza. Zerknęła na drugiego chłopaka.
Arthur uśmiechnął się i pokręcił głową:- Heh... widzę, ze wolicie szczebiotać same...-po czym odwrócił się na pięcie i uśmiechnął się pod nosem:- A po co mi to... wiem tyle, ile wiem... i tyle potrzebuje.....-po czym ruszył i usiadł kilka kroków dalej.