/Wznoszę się ponad drzewa, uspokajam swój umysł, buduje cisze, by uspokoić czas./ Przeszywa mnie to na wskroś. Wypełnia czymś czego nie znam. Mam wrażenie, że wariuje. Po raz kolejny z miłości do Ciebie; jakby to kiedykolwiek się wydarzyło. Błądzę. Po omacku szukam drogi, która wyprowadzi mnie z tego labiryntu. Spadam. Nie mogę się niczego złapać. To takie głupie, ale oddychanie sprawia mi problemy. Przestaje widzieć. Nie myślę trzeźwo. Nie czuję tego, co powinnam czuć. Tych, których pragnę – odtrącam. Tych, których nie potrzebuję – przyciągam do siebie. To jest tak bardzo złe i tylko mnie sprawia frajdę, czy może jednak ludziom dookoła także? Czy to ja zaginęłam; czy Ty się zgubiłeś? Proszę… Nie odchodź. Wiem, że nigdy nie powiem tego na głos, ale po prostu… Przy mnie zostań. /By zwolnić czas./ Słuchała tych słów. Pięknych słów, które wypełniały jej otępiały umysł. Dawały nadzieję i rozbudzały najgłębiej skrywane emocje i uczucia. Przyczyniały się do tego, że zaczynała wierzyć w coś więcej niż tylko puste obietnice, choć owiane były najbardziej wysublimowanym kłamstwem. Nie chciała w to wątpić, ani tym bardziej nie wierzyć; przecież… Ufała mu. -Ty i ja… – zawiesiła głos na parę chwil, by zaraz potem wlepić w niego to spojrzenie błękitnych oczu, które mogło przeszywać w tym momencie na wskroś. Było wypełnione nie tylko pytaniem, ale także możliwością znalezienia odpowiedzi, której tak bardzo wyczekiwał. -To jedność… – dokończyła szeptem, jakby nikt nie mógł usłyszeć słów, które właśnie padały z jej ust. Jakby były czymś najdelikatniejszym, utęsknionym. Najpiękniejszym. Opuszki palców lekko zsunęły się z karku chłopaka, przejeżdżając przez jego tors, by w końcu znalazły miejsce pod zbędnym materiałem. Drażniły podbrzusze Noela i przecież… Eiv nie miała kompletnie nic złego na myśli, ani tym bardziej zdrożnego. Żyła jedynie w przeświadczeniu, że bliskość z nim, uczyni go jeszcze bardziej realnym. Przymknęła lekko powieki, bo z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem, czuła jakby grunt osuwał się pod jej stopami. -Wszystko brzmi pięknie, jeśli naprawdę tego chcemy. Musisz głęboko wierzyć w to, że będziesz przenosił góry, a także w to, że dostaniesz wszystko czego pragnąłeś i o czym marzyłeś. Czy nie tak było ze mną? Nieuchwytna Evelyn Cara Henley usidlona przez Noela Payn’a. Jedynego i prawowitego posiadacza jej ciała, duszy i umysłu. Musisz być z siebie dumny, co…? – Mówiła zadziornie, jakby ta jedyna rzecz przynosiła jej w tym momencie frajdę. Zsunęła się nagle z parapetu, by zaraz potem objąć go na wysokości pasa. Jedną rękę oczywiście bezczelnie zsunęła na wysokość pośladka ślizgona, bo przecież nie byłaby sobą, gdyby nawet tak poważnej chwili nie dodał nieco pikanterii. Nie uwolnisz się Eiv, lub jak wolisz… Venice. Zawsze będziesz do mnie należeć. Bez względu na wszystko. Zmarszczyła nagle brwi, a lewą dłoń, którą trzymała na klatce piersiowej chłopaka nieco ścisnęła, a raczej materiał jego koszulki. Serce przyspieszyło tempa, a zaraz potem podniosła wzrok na Noela. Mógł ujrzeć w jej jasnych tęczówkach nie tylko strach, ale także coś więcej. Coś nieznanego, nieokiełznanego. Z trudem nad tym panowała, ale gdy już zaczynała się stopniowo uspokajać, wróciła do miarowego oddechu. -Głos. Słyszę głos. Zabierz mnie stąd. Zabierz…. – Wyszeptała, by zaraz potem pociągnąć go w stronę wyjścia. Nie miała zamiaru spędzić tutaj nocy. Nie tym razem. Cztery kąty wydawały się dużo bardziej bezpieczne, w przeciwieństwo do zamku, który nawet przez sekundę nie był jej domem, a może… Może to ona tego nie pamiętała?
/zt x2, jeśli chcesz gdzieś zacząć, to wybierz mieszkanie, czy coś.
|