Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Dom 6A

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyNie Lip 22 2018, 14:25;

First topic message reminder :


Dom 6A

Dom jest położony w pobliżu lasu, w dość znacznej odległości od pozostałych budowli.

Na zewnątrz:

Parter:

Piętro I:




Zwierzaki


Spoiler:
Londyn, za Londynem, prowincje


Ostatnio zmieniony przez Matthew Alexander dnia Wto Wrz 01 2020, 23:41, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPią Sty 04 2019, 20:11;

Nie podejrzewał, żeby chłopak miał jakiekolwiek złe zamiary wobec zwierząt zasiadających właśnie w tymże domu, choć, czy biorąc pod uwagę jego wielkość, można było to uznać za jakieś normalne miejsce do życia? Aż podejrzane to było, że mężczyzna mieszkał sam, nikogo u siebie nie miał, pomijając oczywiście obecność istot, którymi postanowił się wcześniej zająć - sam potrzebował opieki, dlaczego więc nie powinien jej dawać komuś, kto znajduje się w podobnej sytuacji? Jakby nie było, obecność futrzaków go uspokajała, w związku z czym nie żałował sobie przygarniania kolejnych, choć do każdego z nich się przywiązywał, do każdego z nich był przywiązany; i wcale mu to nie przeszkadzało. O dziwo relacje z nimi nawiązywał o wiele szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Nie zależało mu także na zdobywaniu oklasków z którejkolwiek ze stron - nie o to w tym chodziło. Chodziło zwyczajnie o bycie w zgodzie z samym sobą, choć ostatecznie Matthew nadal miał z tym problemy - oszukiwał się w najgorszej z możliwych postaci, no i, jakby nie było, ukrywał to, jaką osobowość tak naprawdę posiada. Inaczej podpięte kable, niby cały układ działał, jednak nie tak, jak to powinno w rzeczywistości; no cóż mógł w tym przypadku zrobić. Nikt mu głowy raczej nie otworzy; nic nie zapowiadało się na to, by ktoś śmiał to w ogóle zrobić - i uzdrowiciel był tego maksymalnie świadom.
- Dziękuję. - odpowiedział prosto, nie rozgadywał się niepotrzebnie, choć wiedział, że Neirin ma zwyczajnie dobre zamiary. Matthew wcale nie był, choć nie wywnioskował tego z nadopiekuńczości rudzielca, idiotą pod względem opieki nad stworzeniami - z ludźmi też sobie dawał radę. A jak zaczął karmić kociaka pokarmem typowo stałym, dodawał do niego potrzebne witaminy oraz mikro- i makroelementy, których jednak brakowało w typowym posiłku. Spojrzał tym samym na ognistego ptaka - ten przez chwilę zmienił położenie, pozostawiając smugę języka ognia w powietrzu, która niemalże natychmiastowo zniknęła, gdy skrzydła powróciły ponownie do stanu spoczynku. Na szczęście ptak był wyjątkowo przyjaznym osobnikiem - indywidualnie należącym do uzdrowiciela, niemniej jednak pofatygował się, by zjeść orzechy znajdujące się na dłoni Neirina - oczywiście wcześniej zachowując należytą ostrożność. Osobiście ognisty przedstawiciel swojego gatunku wolał inne jedzenie, niemniej jednak postanowił poczęstować się, zgrabnym ruchem dzioba sięgając po drobną przekąskę - która niemalże od razu zniknęła w jego gardle.
W międzyczasie Matt poszedł po herbatę - kubek położył tym samym na blacie drewnianego stołu, jak gdyby nigdy nic. Typowy, angielski napój - jego zapach wypełnił pomieszczenie, gdzieś obok znalazło się także mleko, które Walijczyk mógł wlać, by stworzyć sobie typową bawarkę. No i cukierniczka - tego elementu zabraknąć po prostu nie mogło.
- Tak też uważam. - dodał, aczkolwiek musiał trochę naprostować sprawę, by zaraz tutaj Nei, choć nie znał go do końca, wiedział, że by bez skrępowania rozebrał się do samej nagości. Oczywiście w pracy Matthew widział tyle zadków, że było mu to naprawdę obojętne; wolał jednak się nie narażać na żadne nieprzyjemności. Jeszcze by się okazało, że Ministerstwo zagląda mu przez okno i oskarża o jakieś niestosowne praktyki szofera. - Nie, wystarczy przez ubranie. Światło jest wystarczająco silne. - dodał, chwytając tym samym za swoją różdżkę, by następnie, wyprostowany, biorąc rudzielca do pionu, użyć na niego zaklęcia. Nie pytał nawet, czy jest gotowy - wiedział, że będzie. - Diagnosis.

Rzuć kostką, by zobaczyć, co się dalej wydarzyło!
1 - zaklęcie zadziałało niemalże normalnie - z początku świeciło trochę za słabo, później jednak stało się silniejsze, w związku z czym nie wystąpiły żadne problemy. Gratulacje!
2, 3, 4 - z początku Diagnosis wydawało się w ogóle nie działać, jakby posiadało jakieś problemy z wykryciem Twojego stanu. Rzuć jeszcze raz kostką! Parzysta - na szczęście po chwili klatka piersiowa emanuje charakterystyczną poświatą w postaci odpowiedniego koloru. Nieparzysta - anomalie nadal występują… Czyżby zwyczajny pech? Tego nikt z Was nie wiedział.
5, 6 - raz, dwa, trzy, rzucone zaklęcie, a Ty czujesz nieprzyjemne pieczenie; nie wiedziałeś, co się dzieje, niemniej jednak miejsce wystąpienia światła zdawało się również wydzielać ciepło; o ile nie jest ono dokuczliwe, o tyle jednak wzrasta z każdą sekundą… Co robisz?
Powrót do góry Go down


Neirin Vaughn
Neirin Vaughn

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Galeony : 1502
  Liczba postów : 1214
https://www.czarodzieje.org/t15703-neirin-vaughn#423773
https://www.czarodzieje.org/t15736-kruk-pocztowy#424226
https://www.czarodzieje.org/t15719-neirin-vaughn#423916
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPią Sty 04 2019, 20:50;

Oczywiście, że nie miał złych zamiarów. Co prawda jego różdżka nosiła w sobie oko feniksa, a sam chłopak splamił ręce krwią żmijoptaka, nie był jednak bezmyślnym mordercą. Nie względem zwierząt.
Cieszył się gdy feniks obdarzył go zaufaniem na tyle, aby poczęstować się orzechami. Na więcej chłopak sobie nie pozwalał. Zdawał sobie sprawę, jak inteligentne są to ptaki; nie chciał niczym stworzenia urazić. Zostawił je zatem w spokoju. Z resztą nadeszła pora na ćwiczenie zaklęcia.
Kubek spoczął na blacie, póki co nieruszony. Mleko i cukier mogą poczekać, chociaż poza kapką tego pierwszego nie sądził, aby miał dosładzać.
Stanął posłusznie. Istotnie nie trzeba było go pytać o stan jego gotowości. Przyszedł tutaj z zamiarem zostania królikiem doświadczalnym; czy wymagane było kolejne ostrzeganie? Powinien być - i był - gotowym od samego przekroczenia progu tego domu.
Myśli i wzrok uciekły mu gdzieś daleko. Zaczął rozważać antresolę, przyglądając się jej budowie oraz temu, co tam Matt umiejscowił. Poczuł dziwny gorąc, acz nie zareagował. Miał znacznie zwiększony próg bólu. To, co dla innych byłoby pieczeniem, dla niego okazywało się tylko ciepłem. Tak samo blizny zwykły być mniej czułe z samej definicji. Ale to rosło. Po pewnym czasie istotnie jęło dokuczać. Na tyle, by przestał myśleć o antresoli.
- Trochę piecze - stwierdził, ale nie narzekał nadmiernie. Minęło wiele, nim poruszył się niespokojnie.
- Jesteś pewny, że to powinno tak być? - Spytał, sięgając do krawędzi podkoszulki. Ot, zwykłego t-shirtu. Ściągnął go, nie przejmując się światłem, jeśli uzdrowiciel nie przerwał zaklęcia. I chociaż z jego organami było wszystko w porządku, tak skóra nie wyglądała już na zdrową. Tam, gdzie świeciło światło, obrysowujące narządy, teraz zostały paskudne poparzenia - od bąbli po miejscami sczerniałe tkanki.
- I guess not - mruknął, zerkając na własny brzuch.

6
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPią Sty 04 2019, 21:06;

Zwierzęta pozwalały mu przede wszystkim zapomnieć.
Zapomnieć o problemach występujących w jego życiu. Zapomnieć o melancholii, którą nieustannie się otaczał; bał się, że kiedyś jego stan ulegnie pogorszeniu. Że nie będzie mógł wstać, zaś poczucie winy przykuje go do łóżka. Czy był godzien psucia samego siebie, niszczenia dawno otwartych struktur, a przede wszystkim - szukania pomocy? Uważał, że nie. Już prędzej wiarę pokładał w futrzaki - nieświadome być może własnej roli, niemniej jednak zaskakująco przydatne, jeżeli spojrzeć na to od tej strony. Kochał je. Rozumiał, że ktoś może być nimi bardziej zainteresowany. Nie przeszkadzało mu to - wręcz przeciwnie. Wiedział, że jeżeli stworzenia zareagują przyjaźnie na drugiego człowieka, jest to oznaką jego dobrego serca. Tak samo jest z dziećmi - dzieci posiadają wyjątkowo ogromne serce i wyczuwają, jeżeli ktoś posiada te okryte ziarenkiem mroku - w związku z czym po nich również można jakoś określić stosunek człowieka do całokształtu istot znajdujących się dookoła. Nie bał się zatem interakcji rudzielca z jego charyzmatyczną gromadką; choć nie wszystkie wydawały się być nim zainteresowane. Jak to zwykle bywało - jedne były bardziej otwarte od drugich; nawet feniks zdawał się być w pewnym stopniu uważnym obserwatorem, który pozwolił sobie na skorzystanie ze smakołyków podanych przez Neirina. Ciche westchnięcie uwolniło się zatem z jego płuc - westchnięcie wydające się być przede wszystkim stanem rozluźnienia, chęcią obudzenia samego siebie wśród ciepła panującego w domu. Jakby nie było, urządził go przede wszystkim przytulnie; a gdzieniegdzie znajdowały się właśnie mugolskie wynalazki, za którymi mało kto przepadał - i był tego całkowicie świadom. Nie wpychał zatem nikomu na siłę swoich niemagicznych zabaweczek; tym bardziej, że dość sporo kosztowały.
- Nie, nie powinno. - zauważył, że coś jest nie tak - o ile Neirin posiadał podniesiony próg bólu, o tyle jednak to zastanowiło go na tyle, że dopiero późniejsze zauważenie paskudnych obrażeń, jakie zdołał zadać tak prostym zaklęciem magicznym, spowodowało, że postanowił tym samym nie ryzykować, udostępniając porcję eliksiru wiggenowego - tym samym Matthew nie zdawał się być zszokowany; szpitalna rutyna weszła w jego krew o wiele mocniej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wcześniej jednak postanowił przerwać działanie Diagnosis.
- Finite Incantatem. - powiedział - i tym samym światło zniknęło, zanim zdołało jednak spowodować bardziej poważne uszczerbki na skórze rudzielca. Nie wyglądało to zbyt ciekawie, niemniej jednak podał tym samym odpowiedni eliksir studentowi, którym powinien wspomóc usunięcie najbardziej poważnych obrażeń. - Fringere. - wypowiedział, choć za pierwszym razem się nie udało; różdżka zdawała się kompletnie zablokować. Następna próba również nie zdawała się być litościwa; dopiero trzecie zamachnięcie drewnianym patyczkiem wyczarowało w miejscu zaczerwienionym odpowiednią powłokę chroniącą. - Coś nie mam szczęścia dzisiaj do zaklęć. Może Tobie się uda? - powiedział, zastanawiając się nad tym, czy to jest dobry wybór - jakby nie było, również znajdował się pod ostrzałem potencjalnych obrażeń.

Rzuć kostką, by dowiedzieć się, jak poszło ponowne rzucenie zaklęcia (tym razem przez Ciebie)!
1 - kompletna porażka, jakby coś zdawało się wisieć w powietrzu i tym samym uniemożliwiać prawidłowe zastosowanie zaklęcia! Na szczęście druga próba nie zakończyła się aż tak tragicznie - ostatecznie udało się osiągnąć wymagany cel.
2, 4 - zaklęcie tym razem wyszło jak najbardziej w porządku; próba ostatecznie skończyła się pozytywnie, mimo wcześniejszej wpadki samego uzdrowiciela. Czyżby lepsza ręka? Tego nie wiedziałeś.
3 - różdżka całkowicie się zablokowała; nie możesz rzucić w ogóle zaklęcia!
5, 6 - niemalże ten sam efekt jak w Twoim przypadku - wzrastające ciepło również zaczyna parzyć skórę uzdrowiciela, w związku z czym zmaga się z dość podobnymi obrażeniami, jakie miałeś (jakby nie było, próg bólu jest także tutaj większy).

https://www.czarodzieje.org/t16946p575-kostki
Powrót do góry Go down


Neirin Vaughn
Neirin Vaughn

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Galeony : 1502
  Liczba postów : 1214
https://www.czarodzieje.org/t15703-neirin-vaughn#423773
https://www.czarodzieje.org/t15736-kruk-pocztowy#424226
https://www.czarodzieje.org/t15719-neirin-vaughn#423916
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyNie Sty 06 2019, 02:11;

Nie przejmował się własnymi obrażeniami. Czego oczekiwać po osobie, jaka nie umiała przerazić się perspektywy śmierci z łap wilkołaka? Takie niewielkie oparzenia są wręcz niczym. Co prawda fiolkę od mężczyzny wziął, ale chciał odstawić ją na bok, twierdząc, że przecież wygoi się samo.
Ale wówczas Matt na niego spojrzał. I na myśli mam spojrzał. Złym wzrokiem oburzonego Puchona. Tego typu zagrywki mają sporą szansę zadziałania, zatem po chwili chłopak posłusznie wypił zawartość fiolki, sprawiając, iż bąble zniknęły, czerwień zbledła, a rak z prawego płuca uległ regresji.
Końcem języka zlizał resztkę eliksiru z warg, zanim odłożył naczynie na stolik. Nie był zbyt smaczny, ale nie przejmował się tym. Nie ma smakować, ma leczyć. A to się udało.
- Ja? - Sięgnął po własną różdżkę, zanim powtórzył ruch oraz inkantację uzdrowiciela. Za pierwszym razem nic się nie stało. Czyżby zakłócenia? Coś zepsuł z inkantacją? Nie umiał określić, ale drewno patyczka pozostało chłodne. Zawahał się chwilę, zanim powtórzył całość, skupiając się mocniej na zaklęciu. Tako pod względem jego wykonania, jak i woli. Na szczęście zadziałało.
Wodził spojrzeniem po torsie mężczyzny. Wyciągnął po pewnym czasie rękę, aby położyć na piersi piersi i obrysować wolno palcem serce. Przerwał jednak zaklęcie zgoła szybko.
Bez słowa odwrócił się do własnej torby i kucnął. Wyrzuci parę rzeczy, nim znalazł tę jedną. Tę, jakiej potrzebował teraz najbardziej.
Ostrze noża błysnęło, zanim zagłębiło się w brzuchu rudzielca. Pod odpowiednim kątem, aby rana była pod narządem, lecz metal rozciął miąższ wątroby. Krew spłynęła po palcach chłopaka, nim skrzywił się lekko i poruszył narzędziem, czyniąc tylko więcej szkód.
Wyprostował się, wysuwając nóż z ciała. Koszulką przysłonił nieco, aby nie zakrwawić posadzki. Szkoda by było. Spojrzał następnie na uzdrowiciela.
- Zobacz, jak teraz będzie wyglądać?
Nie ma sensu wciąż testować zaklęcia na zdrowym osobniku. Trzeba zobaczyć, czy prawidłowo wykazuje wszelkie uszkodzenia. A skoro nie mieli żadnych, nie widział innego rozwiązania nad zrobienie ich.

1
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyNie Sty 06 2019, 02:36;

Dotyk nie wywołał w jego przypadku żadnych złych emocji. Ot, spojrzał, nie zwrócił na to żadnej szczególnej uwagi; ostatnio stał się wyjątkowo oschły, wyjątkowo trudny do pochwycenia, a przede wszystkim - zrozumienia. Pozostawał poza zasięgiem najbardziej znanych sobie osób, tylko niewielu mogło rozgryźć jego zagadkę oschłości i opanowania; niemniej jednak koszt nadal był zbyt duży.
- Zgaduję, że dość szybko chcesz zasilić swoimi zwłokami prosektorium. - odpowiedział, choć wcale nie było mu tym samym do śmiechu. Nie zareagował gwałtownie na decyzję chłopaka, który, o dziwo, postanowił sobie wbić bez problemów nóż prosto z miejsce, gdzie znajdowała się wątroba. Nic go chyba nie dziwiło - oziębłość w tej kwestii, jakaś dziwna obojętność; wiedzieli przecież, że nie może być aż nadto źle. Po części byli w jakiejś cząstce pojebani - i to w sensie dosłownym. Nie postawił jednak na zwłokę - zamiast tego skupił się przede wszystkim na sprawdzeniu, czy rzeczywiście zaklęcie wskazuje prawidłowe wartości; jakby od tego było zależne po części życie chłopaka. Emanował tym samym spokojem, emanował tymi samymi emocjami, emanował dosłownie nienaruszalną cząstką anielskiej cierpliwości. Jakoś musieli sprawdzić - niemniej jednak; nie takim ryzykiem. Nie ryzykiem utraty jednego z nich - nawet jeżeli rudzielcowi to było obojętne, uzdrowiciel wolał jednak nie ryzykować aż nadto. Prędzej czy później zostałby wsadzony wprost do więzienia, gdyby nie udało mu się uratować jego życia.
- Diagnosis. - wypowiedział, wydostał ze swojej różdżki smugę światła, a przede wszystkim - sprawdził działanie poszczególnych narządów, które były odpowiedzialne za pompowanie krwi oraz jej natlenianie. Kolor zielony, wcześniej wskazujący na pozytywne działanie, powoli objawiał się, choć nie od razu, żółtym zabarwieniem. Czyli wszystko było prawidłowe - uszkodzenie narządu przyczyniło się do wpłynięcia na wartości powiązane z prawidłowym działaniem pozostałych organów znajdujących się w ciele Puchona. Jak miło, że ponownie nie przypalił skóry należącej do przedstawiciela domu borsuka, niemniej jednak przydałoby się coś zrobić w związku z jego odniesionymi ranami - nie bez powodu chwycił zatem za fiolkę Eliksiru Czyszczącego Rany, by następnie zastosować jedno z najbardziej znanych sobie zaklęć.
- Vulnera Arcuatum. - wypowiedział, wydostał ze swojej różdżki, tym razem bez zakłóceń, bez żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Neirin powinien wiedzieć, do czego służy owe zaklęcie, a przede wszystkim o tym, że nie powinien się zwyczajnie gwałtownie ruszać. - Opłacę Ci ten eliksir. - wypowiedział, obydwoje wiedzieli raczej, o co chodziło. Jakby nie było, zaklęcie nie mogło w stu procentach zadziałać; pozostawiło jakieś mniej lub bardziej widoczne ślady, a przede wszystkim - zmiany w działaniu organizmu. Cholera wie, czy przypadkiem nie zakończy się to o wiele gorzej.
- Dość dobrze działa zaklęcie - odpowiedział, pozwalając sobie za to na dość inny, ciekawy eksperyment, przynosząc całkowicie zepsute, wadliwe urządzenie, o którym wiedział, że coś jest z nim nie tak - niemniej jednak czy wykryje zmiany w impulsach elektrycznych? - tego żaden z nich nie wiedział, a spróbować w ogóle nie szkodziło. Nie bez powodu zatem podjął się dotknięcia wystających kabelków, a przede wszystkim - narażenia na działanie prądu zmiennego. Całe szczęście, wiedział o jednej rzeczy - że powinien to zrobić prawą ręką, no i nie powinien w ogóle chwytać urządzenia w całości. Naraził się na jedno porażenie, na jedno uderzenie, które spowodowało, że zasłabł, wbrew własnej woli, zanim zdołał cokolwiek zrobić - osunął się na podłogę, oddychając głęboko, czując nieprzyjemne skutki, a przede wszystkim - ból. Cholerny ból w klatce piersiowej, na plecach, choć zbytnio się nim nie przejmował, zamykając przez chwilę oczy, przykładając dłoń do tego miejsca. - Dawaj.

Kostki - https://www.czarodzieje.org/t16946p625-kostki#474157

Rzucasz na zakłócenia.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPią Sty 18 2019, 22:11;

Wymyślanie przedmiotu - I post


Czym był on - powracający do życia człowiek - w obliczu czekających go dalej zagrożeń?
Niczym aktor na scenie - z koroną ciernistą między kosmykami włosów odbywał swoją karę. Poniekąd, niedawno jego udręki się skończyły; straciły na znaczeniu w obliczu spokoju, w obliczu słów, które wydostały się z jego spierzchniętych warg. Krew upadała, pojawiała się na deskach teatru, gdzie to odbywał wcześniej swoją ostateczną próbę - jakoby chcąc zaznać mniejszego cierpienia, zdecydował się na upuszczenie korony z głuchym dźwiękiem przeszywającym ciszę, która zdawała się mówić znacznie więcej niż słowa próbujące wydostać się z wnętrza krtani. Żył, bywał, raz czuł się lepiej, raz gorzej, aczkolwiek ostatecznie, kalkulując wszystkie możliwe sytuacje, wychodził na sam minus dodatni. Oparłszy swoje ciało beznamiętnie o taflę wanny, gdzie ciepła woda muskała jego ciało, rozmyślał, nikogo jeszcze w domu nie było. Miał czas dla siebie - miał czas na bezwstydne przebywanie w mieszkaniu, gdzie w salonie, przy antresoli, znajdowały się zwierzęta - zwiększającą z każdym miesiącem gromadka, nad którą potrafił jakimś cudem zapanować. O dziwo jego relacje ze zwierzętami były o wiele lepsze niż te międzyludzkie; posiadający problemy z socjalizacją, nie potrafił przyswoić pewnych zasad do głowy. Pełne bólu, powodujące rozpad, rozszczepienie, rozłam na dwie różne sfery, wolał się od nich w pewnych momentach odciąć - jakoby próbując znaleźć spokój w pozostałych aspektach życia. Stworzenia nie oceniały - nie oddawały same siebie pochopnej decyzji, od której to zależał dalszy przebieg zdarzeń, natomiast ludzie wydawali się być w tej kwestii wyjątkowo konserwatywni - traktujący wszystko odmienne jako coś, co powinni ulec destrukcji. Wiedział o tym doskonale - tylko nieliczni znajdowali w jego ciele i duszy namiastkę tego, czego mu brakowało, aczkolwiek, jak to zwykle miało miejsce, gdy postanowił opuścić oazę spokoju; rzadko kiedy był w stanie podjąć się czegokolwiek więcej.
Nie tym razem, Matthew Alexander.
Znajomy głos przeszył jego umysł, otulił go, gdy zarzucił na siebie ubrania. Był inny, był odmienny, był pozbawiony wszelkich możliwych pozytywnych aspektów obcowania z ludźmi. Dlaczego zatem tak się starał? Dlaczego, rzucając ponownie pytanie w otchłań pozbawioną dna, dlaczego kierował się przede wszystkim tym, czego nie mogło większość osób zauważyć? Nie był w stanie stwierdzić. Pewne mechanizmy, zakorzenione w nim, nie chciały opuszczać spomiędzy swojego uścisku - trzymając go w pełnej krasie tego, z czym miał do czynienia przez ostatnie lata. Stereotypy uderzające tak mocno o umysł, a z tak słabo widocznym efektem na zewnątrz. Nikogo zatem nie dziwiło, dlaczego nie dało się niczego więcej dostrzec, kiedy to bywał sam ze sobą, kiedy to miał czas do przeanalizowania wszystkiego, co go spotkało. Ostatnie tygodnie były ostoją pewnej stabilności. Stabilizacji, jeżeli ktoś przykuwa ku temu odpowiednią uwagę - był to krótki okres czasu, w którym to wiele zapamiętał, gdy przysiadł do biurka. W którym to wystarczająco wiele był w stanie zapisać, kiedy to myślał, rozmyślał, nie wiedząc, co dokładnie go do tego zmuszało do kolejnych notatek, zbieranych w ciągu ostatnich kilku dni, stanowiących jedną całość.
Za bardzo się starasz.
Być może to prawda - być może o tym jednak nie wiedział; Matthew Alexander działał w większości sytuacji nieświadomie. W transie, w nieokreślonym bliżej zapomnieniu o własnym sobie, działając za to na korzyść osób, na których mu najbardziej zależało. Uzdrowiciel wręcz odpowiedni, a jednak posiadający zbyt mroczne odmęty umysłu, zbyt skażone, gnijące pod strukturą rozbitej parę razy czaszki, kiedy to łączył fakty, porównywał, siedząc w swoim pokoju, jakby starając się tym samym w pewnym stopniu zapomnieć o własnych problemach - zmniejszającymi się z każdym dniem. Opuszki palców przebrnęły przez kolejne materiały papieru - kolejne materiały atramentu, którym to zapisywał informacje. Podobno są one wyjątkowo cenne; nie bez powodu zatem wiele osób stara się o nie walczyć. Lub chociażby godnie zapłacić - jakby nie było. Połączywszy pewne spektrum wiedzy, własnych pomysłów, które zdarzały się jednak wyjątkowo rzadko, zdołał dojść do wniosku - być może nie jest zbyt dobry z tworzenia bliżej nieokreślonej biżuterii. Być może nie jest doskonały ze wszystkich dziedzin, to prawda - ale nigdy nie wymagał ani od siebie, ani od innych większej ilości wiedzy w zakresie tego, co było jego największym zmartwieniem.
Wykonanie będzie najgorsze - poniekąd skazane na pierwszą z możliwych porażek.

| zt
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptySob Sty 26 2019, 23:24;

Wróżba - 2019

Rutyna profesji zdawała się dosięgać go w swoje ramiona, choć ostatnio zdawał się unikać jej toksycznego, pozbawionego ciepła dotyku.
Wiele lat spędził w swoim zawodzie - zdołał także wiele razy nagiąć zasady dla dobra pacjenta lub zwyczajnie zadziałać na plus u ordynatora, z którym ostatnio nie dogadywał się najlepiej. Zastanawiało go to mocno - myślami bywał w zupełnie innym miejscu o zupełnie innej porze, powracając do czynu wykonanego przez współpracowników, którzy postanowili się na nim zemścić. Za to, że jest tym, kim po prostu jest mu dane. Nie mógł tego zmienić - nie mógł zmienić funkcjonowania własnego mózgu. Nie mógł zmienić informacji przekazywanych przez umysł w wyniku istniejących w układzie nerwowym komórek, by następnie stać się lepszym człowiekiem. Co jednak znajdowało się pod maską lepszego człowieka? Pozbawiony skazy? Przecież każdy potrafi być na swój sposób dobry - o czym doskonale wiedział, kiedy to przemierzał korytarz.
D l a c z e g o
nie mógł zaznać wiecznego spokoju? Westchnąć, zapomnieć o rzeczach, które go na co dzień męczą i powodują ostatecznie obrzydzenie ku samemu sobie?
Wszystko zdawało się być po części obce, wyimaginowane, pozbawione głębszego sensu. Taki w sumie był Matthew - nie potrafił dosięgnąć otwartą do przodu dłonią tego, co powinno być dla niego tykalne, niepozbawione materialnych struktur umożliwiających prawidłową identyfikację. Niemniej jednak miał wsparcie - wiedział o tym. Poniekąd zamartwiał się, poniekąd myślał źle, aczkolwiek ostatnimi czasy negatywne myśli zostały wyparte przez te pozytywne. Dzień po dniu, bardziej stawał na nogi, bardziej odzyskiwał to, co kiedyś zostało mu siłą wydarte z duszy. Podobno maszyna nie może mieć uczuć. Może się ich tylko nauczyć - choć uzdrowiciel nimi nie emanował na lewo i prawo, szerząc tym samym skrępowanie, jego serce zaczęło ponownie bić. Zgodnie z rytmem myśli, zgodnie z tym, co dawało mu życie. Nie uznawał, że jest sprawiedliwe, niemniej jednak teraz mógł poczuć, że nie jest źle, choć czasami było po prostu do dupy.
Opuścił gabinet - zdawało się to być wyjątkowo prostą czynnością, dzięki której zatracił się w lekturze. A może to Dima tak na niego oddziaływał? Nie wiedział, gdy dotarł do domu, gdzie został przywitany przez zwierzęta, którymi następnie się zaopiekował. A raczej miał na to nadzieję, gdy sięgnął po notatki - coś zaczęło się wówczas dziać. Nie spodziewał się, nie to zostało mu zapisane; nie wiedział jednak, jak bardzo jego los jest wpisany w to, na co nie może wpłynąć. Och ironio losu. Ledwo co zdołał przemienić ubrania robocze na ubrania po domu, typowe, pozbawione elegancji, choć ostatnio począł nosić te bardziej dodające mu uroku i lat jak wino rzeczy. Czerwony napój, słodki, delikatnie cierpki, pozostawiający istny posmak na języku - tak samo było ze zwierzakami. Drzwi były otwarte - pozwolił im wyjść na zewnątrz, ogród przecież był ogrodzony, postawiona bariera skutecznie uniemożliwia im ucieczkę; wróciwszy na dół, zauważył swój błąd. Przymrozki i wzrost temperatury bywały wyjątkowo bezlitosne - poniekąd psy znalazły w tym niezwykłą zabawę, ostatecznie siedząc, mokre na materiale okalającym meble, osaczone piachem, w którym to postanowiły wytarzać się przed domem; dawno nie odkurzał tarasu, dawno nie chwytał za miotłę, choć drogę regularnie odśnieżał. Szlag by to trafił - stwierdził, spoglądając w stronę czworonogów, które weszły na kanapę. Całe szczęście, pozostała zgraja nie korzystała aż nadto z uroków tego, co oferuje im zima; Euthymius trzymał się na swojej gałęzi, rosnący jak na drożdżach Choco zagrzewał przyjemnie pozostały z foteli.
Prostym gestem, prostą komendą te zeszły z mebli, by następnie wyciągnął patyczek i rzucił zaklęcie. Chłoszczyść w przypadku kanapy zadziałało - za drugim razem.. W przypadku zwierząt - zadziała chyba kąpiel.

| zt

Kostki: 5, 4 - https://www.czarodzieje.org/t16946p1075-kostki#475570
Powrót do góry Go down


Luna A. Shercliffe
Luna A. Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Dodatkowo : likantropia
Galeony : 411
  Liczba postów : 145
https://www.czarodzieje.org/t16923-luna-ann-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t16951-moon#472799
https://www.czarodzieje.org/t16922-luna-ann-shercliffe
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyWto Sty 29 2019, 20:52;

Nie przepadała za używaniem różdżki. Nie dlatego, że nie lubiła czarować, a obawiała się, że może zrobić komuś krzywdę lub sobie. W dzieciństwie mała Luna miała problemy z okiełznaniem swojej mocy. Nie rozumiała co się z nią dzieje, ale widziała, jak bliscy wyrażają o nią swój strach i o innych. Większość czasu, wtedy spędzała samotnie w domu; dla bezpieczeństwa swojego i innych. Te czasy na szczęście już dawno minęły. Teraz rozumiała to i ten skrawek przeszłości stał się jej traumą. Unikała zajęć z zaklęć i OPCM, tam, gdzie należało często czarować. Praktykę omijała szerokim łukiem, ale nie zawsze mogła. Tak narobiła sobie zaległości. Nie chciała zmierzyć się z tym, co już było i nadal wgryzało się w jej umysł, tworząc skazę, która powodowała problemy. Na razie były to zaklęcia. Musiała iść na korepetycje. Zrobić krok do przodu. Zaraz po tym, kiedy zobaczyła ogłoszenie Matthew, wiedziała, że to musi być znak. Poznali się nie tak dawno w szpitalu św. Munga i na długo utkwiło jej w głowie jego imię. Na pewno nazwać można było to więzami, liniami, które w pewny sposób łączyły nas, tworząc nasze przeznaczenie. Spotykaliśmy osoby, które pojawiły się w naszym życiu wcześniej, nawet jeśli byłoby to prawie niemożliwe. Na tym polegało prawo przeznaczenia, według Luny Shercliffe.
Pogoda nie sprzyjała wychodzeniem na zewnątrz, dlatego nie miała nic przeciwko podróżom przez kominek, kiedy przeczytała w liście Pana A o takiej opcji dostania się do jego domku, od razu zaakceptowała możliwość takiej podróży, nawet jeśli miała nieco pobrudzić sobie ubranie; zresztą nawet o tym nie pomyślała. Ubrała się w powyciągany żółty sweterek i szare dżinsy, lekko starte w niektórych miejscach przez nieplanowane wspinaczki. Dwa razy sprawdziła, czy ma przy sobie różdżkę. Podręczników nie brała. Żałowała, że nie zapytała, czy powinna jakieś ze sobą zabrać, ale było już za późno, kiedy wyszła z kominka Matthew. Jego dom naprawdę sprawiał wrażenie przytulnego i na swój sposób specyficznego; podobało się jej to. Gdzieś na prawo usłyszała szczekanie. Była w raju. Czarodzieje zazwyczaj nie brali pod swoją opiekę psów, a bardziej magiczne zwierzęta. Może pomyliła mieszkania i trafiła do mugolskiego domu, z miłym staruszkiem i jego uroczymi psami? Na pewno dobrze wypowiedziała adres 6A, więc tak wyglądały prowincje Londynu? Rewelacja.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptySro Sty 30 2019, 15:35;

Używanie różdżki
było wpisane w jego rytm dobowy.
Bez niej - nie mógł wykonywać swojego zawodu; jednocześnie trudno było mu przyznać, iż ma jakikolwiek ona sens. Jakby cokolwiek miało; drewniany patyczek, wynalazek mieszkańców Europy, pozwolił na łatwiejsze okiełznanie magii. Jeden problem niestety wyszedł na światło dzienne - czarodzieje, nie posiadając kijka, nie potrafili nic zrobić. Dosłownie. Siedzieli sobie w hermetycznym półświatku, nie uczyli się od mugoli, mimo iż Ci posiadali w pewnym stopniu większe doświadczenie w zakresie manualności. Wiedział o tym doskonale - wiedział, kiedy to działał ponownie na kamień, powoli formował swój pomysł w jedną, trudną do zrozumienia całość - i wiązał z tym spore nadzieje.
Nie robił tego dla popularności; podsunięty przez umysł pomysł zdawał się mieć dwa oblicza. Pierwsze z nich powiązane było z czystą ciekawością, dziecięcą wręcz, by zwyczajnie uniknął dokształcania się w bliżej nieokreślonym zakresie. Nigdy nie należał do zamkniętych pod względem umysłu ludzi, co nie zmienia faktu, iż początkowe próby przynosiły mu wielkie nic. Widział, że nic na początku nie udaje się pod wpływem impulsu; od paru dni starał się zatem przeanalizować swoje plany, zapiski, notatki uwiecznione przez pióro, które otrzymał na Święta, również dokształcając swój charakter pisma - elegancki, łatwy do odczytania, jednocześnie posiadający nutę pewnej tajemniczości. Myślał zatem, starał się doprowadzić całokształt pomysłu do rzeczywistości, siedząc spokojnie w salonie, tuż obok kominka. Nie zwracał uwagi w żaden sposób na czas, który upływał, miał nadzieję na to, że zdąży - zanim przybędzie studentka, którą poznał znacznie wcześniej, w wyniku typowego zrządzenia losu; jakby nie było, nigdy nie życzył “Do zobaczenia”, gdy spędzał kolejne dyżury na szpitalu. Partner siedział w pracy, pełniąc funkcję sprzedawcy w Antykwariacie - poniekąd starał się ukryć to, iż eksperymentuje, aczkolwiek, jeżeli miała to być Ślizgonka, jakoś nie czuł tej presji.
Siedział wygodnie na jednym z foteli, przybliżony do stolika na odpowiedniej wysokości; ubrany w czarną koszulę wepchniętą w materiałowe spodnie, starał się, wedle własnych instrukcji, osiągnąć zamierzony efekt. Niestety - bezskutecznie. Kot, coraz to większy, wygrzewał się na jego kolanach, mrucząc donośnie; psy siedziały spokojnie, leżały w cieplejszej części pomieszczenia, lecz gdy z kominka wydobyła się niezbyt znana sylwetka. Braun oczywiście ruszył w stronę miejsca, gdzie znajdowała się dziewczyna. Bardzo lubił kontakty towarzyskie, w przeciwieństwie do pozostałej gromadki; Blau ostrożnie zaczął poruszać się po drewnianym parkiecie, zaś Lucky leżała w kącie, jakby nie wykazując większego zainteresowania. Feniks Euthymius podniósł leniwie wzrok, sowa dwa razy wydała z siebie dźwięk, reszta kotów spała na swoich wyznaczonych miejscach.
- Dzień d… - zdołał powiedzieć, odwracając na chwilę wzrok od prowadzonych doświadczeń oraz robótek manualnych; poniekąd zapomniał, że powinien uważać, nawet jeżeli tak często się nie rozpraszał. To, co się dalej wydarzyło, było tylko zależne od jego szczęścia.
Czy aby na pewno?

Rzuć kostką!
1 - zdawać by się mogło, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku, gdyby nie fakt, iż w pewnym momencie kryształ zabłysnął na czerwony kolor, by następnie buchnąć na parę mniejszych, ale znacznie ostrzejszych kawałków. Te bez problemu wylądowały w kończynach górnych uzdrowiciela, pozostawiając niezbyt przyjemnie wyglądające rozcięcia, zaś w miejscu, gdzie znajdował się przedmiot, powstała (dosłownie!) dziura.
2 - czyżby szczęście? Tego nie wiedziałaś, gdyż przedmiot wydał z siebie tylko dziwny dźwięk, by następnie zmienić swoją barwę na całkowicie czarną. Wygląda na to, że kryształ nie jest już zdatny do użytku.
3 - metal, z którego został wykonany łańcuszek, w mgnieniu oka zaczął rozgrzewać się do niesamowicie wysokich temperatur, skutecznie parząc fragmenty skóry należące do uzdrowiciela w swoim uścisku - jakby formuła, którą chciał wpleść, kompletnie nie zadziałała. Dopiero po paru sekundach udało się przerwać zakĺęcie, które zostawiło widoczne, niezbyt przyjemnie wyglądające poparzenia na dłoniach należących do Matthewa - i poniekąd zniszczenia na stole w postaci widocznych śladów. zwęglonego delikatnie drewna.
4 - jedna chwila, jedno odwrócenie uwagi, by słono zapłacić - przedmiot nie wytrzymał natężenia zaklęć oraz anomalii, dosłownie wybuchając przed twarzą uzdrowiciela. Rzuć jeszcze raz kostką, by przekonać się, jak poważne są odniesione przez niego obrażenia.
Nieparzysta - całe szczęście, są to tylko drobne zadrapania, których nie trzeba leczyć. Szczęście w nieszczęściu, czyż nie?
Parzysta - jak się okazuje, nie był to szczęśliwy dzień dla Alexandra. Ledwo co zauważył błysk, by następnie trzeba było ratować przy pomocy zaklęcia wydobywającego promień wody z różdżki stół. Czy jednak uda Ci się osiągnąć zamierzony efekt? Tego nie wiedziałaś.
5 - nieznana smuga dymu zdawała się opanować w zaskakującym tempie otoczenie; czarne kłęby powietrza, po wzięciu głębszego wdechu, zmuszały do niemalże natychmiastowego kaszlu. Wyglądało na to, że dłuższe wystawienie na działanie toksycznego dymu będzie miało niezbyt przyjemne skutki w postaci problemów z układem oddechowym. Co najgorsze - było ich coraz to więcej! Trochę potrwa, zanim minie ten efekt.
6 - woda. Z nieznajomego powodu, z kryształu zaczęła wydobywać się woda - zabarwiona również na czerwono, w zaskakujących ilościach. Pierwsze opanowała z łatwością stół oraz stosy pergaminów, by następnie trafić na podłogę i zrobić dosłownie to samo; woda jednak szybko przybierała na sile - i co najważniejsze, przydałoby się coś z tym zrobić!

Jeżeli Twoja postać podejmie jakąkolwiek akcję w celu uniknięcia nieprzyjemnych skutków dłuższej ekspozycji na dany efekt, rzuć kolejną kostką - na zaklęcie, zależne od tego, którą kostkę wcześniej wylosowałaś.

Reparo - opcja 1, 3, 4 nieparzysta;
Aquamenti - opcja 4, parzysta;
Finite - opcja 5, 6.

Kostki na rzucenie zaklęcia:
1 - całkowita porażka! Wygląda na to, że tylko spotęgowałaś działanie zaklęcia. Czyżby pech? Tego nie wiedziałaś. Całe szczęście, uzdrowiciel zadziałał niezmiernie szybko, tym samym powstrzymując kolejne nieszczęścia, choć trwały one znacznie dłużej, niż zamierzałaś.
2, 3, 6 - gratulacje! Udało Ci się bez problemu osiągnąć zamierzony cel, znaleźć odpowiednie zaklęcie oraz rozwiązanie. Możesz być z siebie dumna.
4, 5 - nastąpiła blokada Twojej różdżki, w wyniku czego nie mogłaś rzucić żadnego zaklęcia. Dopiero po chwili drewniany patyczek wykazał inicjatywę do posłusznego wykonywania poleceń. Rzuć literą!
Spółgłoska - gratulacje udaje Ci się zapanować nad anomaliami, w wyniku czego niebezpieczeństwo zostało zażegnane!
Samogłoska - z początku zaklęcie w ogóle nie chce wyjść; całe szczęście, dopiero trzecia próba pozwoliła Ci na zareagowanie.
Powrót do góry Go down


Luna A. Shercliffe
Luna A. Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Dodatkowo : likantropia
Galeony : 411
  Liczba postów : 145
https://www.czarodzieje.org/t16923-luna-ann-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t16951-moon#472799
https://www.czarodzieje.org/t16922-luna-ann-shercliffe
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptySro Sty 30 2019, 22:10;

Ten dom był jak Klinika dla zwierząt Findabair tylko zwierzaki nie znajdowały się w klatkach, każdy miał swoje miejsce. Taki mini rezerwat w czterech ścianach, zawsze coś. Luna nie zniosłaby takiego życia, jeśli miałaby opuścić swój rodzinny dom. Rezerwat Shercliffów traktowała jak swoje dziedzictwo. Miała nadzieje, że kiedyś to ona będzie szefem leśnych hektarów, skrywających nie jeden nielegalny gatunek. Oczywiście chciała, aby dziadek żył jak najdłużej. Trochę mało prawdopodobne było, żeby w młodym wieku przejęła rezerwat i czy w ogóle... Ród Shercliffeów przez ostatnie lata nieco się rozrósł, aczkolwiek nie każdemu spieszyło się do przejęcia opieki nad czymś tak odpowiedzialnym i niebezpiecznym. Nie jednego syna czy córkę dziadek zapewne pochował przez nieodpowiedzialność, czy zwykłą nieuwagę. Tu należało cały czas mieć się na baczności i nie ufać zwierzętom, nigdy do końca. Luna wiedziała, że to ją kiedyś zgubi. Rezerwat już odcisnął na niej swoje piętno, którego nie mogła już zmyć, chyba że ktoś wynajdzie lek na likantropie. Nie wierzyła w to i już dawno się z tym pogodziła. Czuła się zmęczona nawet teraz, nie tylko zwykłym dniem, ale też przed przemianą i po przemianie. To jak choroba, z którą nigdy się nie zaprzyjaźnisz, ale na pewno zaakceptujesz, pozwalając jej działać. Być raz człowiekiem, raz zwierzęciem i czasami gdzieś między nimi sobą.
Spostrzegła Matta i chciała się przywitać, jakimś zwykłym "dzień dobry", on widocznie też, ale niestety nie było im dane. Nie wiedziała, czy to przez nią tak się stało. Pan A widocznie nad czymś pracował, a może siedział przy podręcznikach. Dziwny dźwięk wkradł się w ich nierozpoczętą rozmowę. Zerknęła mimowolnie za jego osobę i ujrzała czarny kryształ. Miała coś powiedzieć, ale jej słowa nic by nie wniosły po tym krótkim hałasie, który coś oznaczał, lecz nie dla niej.

Kostka: 2
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptySro Sty 30 2019, 22:38;

Poruszał się
enigmatyczny krok, chodził z opaską na oczach, starał się przejść przez kolejne etapy życia.
Zawsze starał się utrzymywać pozytywne stosunki z pozostałymi ludźmi; nie oznaczało to jednak, że zawsze uda mu się osiągnąć zamierzony cel. Ukrywający się poprzez najprostsze mechanizmy uzdrowiciel zazwyczaj nie utrzymywał zbyt szerokich kontaktów personalnych, ograniczając je do niezbędnego minimum. Ludzie zawsze wydawali mu się być zbyt przesadnie nastawieni do osiągniecia własnego zysku, co bywało dla nich oczywiście nadmiernie zgubne. Poniekąd nawet byli znacznie większymi ślepcami niż on, ale i tak to nie dawało mu w żaden sposób wyższego poczucia wartości. Starał się zrozumieć niektóre działania ludzkie, starał się przekroczyć niektóre bariery, aczkolwiek ludzie byli zbyt skomplikowanymi istotami, by mógł ich pojąć - pomijając oczywiście niektóre, unikalne wyjątki. Gdyby miał wybrać ród, z którym utrzymywałby pozytywne stosunki, na pewno byłby to Shercliffe - rodzina posiadająca ogromne ziemie rezerwatu pod własnymi skrzydłami. Mówiąc wprost - raj dla samego Matthewa, który bez większych problemów obraca się w towarzystwie zwierząt. Psy. Feniks. Koty. Ghul w warsztacie. Jeszcze wcześniej różecznik, gdy był na wakacjach, ale ostatecznie go wypuścił, wiedząc, gdzie jest dokładnie jego miejsce, choć z bólem serca. Praca w rezerwacie wydawała się być ulgą, choć rację należało przyznać - to nie była zabawa. Niektóre stworzenia po prostu są niebezpieczne - i nie da się tego zmienić. Ale czy ludzie nie są dokładnie tacy sami, aczkolwiek starają się to ukryć? Grać, ciągnąć za sznurki, udawać; przynajmniej magiczne zwierzęta unikają krętactwa pod względem własnego ja, o ile nie mają ku temu predyspozycji w postaci zmiany wyglądu.
Likantropia - znał to doskonale, nawet jeżeli nie było mu dane obcować, zaznać tego, co czują pod wpływem pełni osoby zarażone tą chorobą. Na szczęście nie podchodził do tego z wyprzedzeniem, przyzwyczajony do rutyny swojej pracy, zamiana w wilkołaka zdawała się być jedynie dodatkiem w jego rutynie nieustającej profesji. Może kiedyś zostanie wynalezione lekarstwo, choć podejrzewał jedną, kluczową rzecz - będzie cholernie drogie. Tak samo jak terapia przeciw kagonotrii, tak samo lekarstwo na wilkołactwo wymagać może dużych oszczędności galeonów. Wiedział. Na tym polegał biznes, obrót pieniądza. Tak zawsze było i tak zawsze będzie; nawet jeżeli prawda jest zbyt brutalna.
Kamień nie wykazał żadnej większej inicjatywy do działania - stał się czarny, zwierzęta nerwowo spojrzały, jakby przestraszone. Wolną dłonią uzdrowiciel pogłaskał młodego jeszcze kociaka, który zasiadywał na jego kolanach, by następnie zdjąć go, przenieść tuż obok. Czarny kamień, a gdy go dotknął, poczuł chłód przedzierający się przez jego palce, a następnie zaobserwował, jak parę kropli krwi wydostało się z miejsca, gdzie przyłożył opuszek. Intrygujące - chciałby zauważyć, aczkolwiek powstrzymał się przed zbędnym komentarzem. Poprzez materiałową szmatkę odstawił wszystko w mniej widocznym miejscu, spoglądając w stronę Luny; cicha, jak zawsze. Wiedział, że nie są zbyt gadatliwi - a przynajmniej oboje. Niemniej jednak Matthew odrobinę się zmieniał - jakby nie było, wiele zmian pojawiło się w jego życiu. - Kawy, herbaty, gorącej czekolady? - zaproponował, gdy przeszedł do kuchni połączonej z salonem, pozwalając na to, by psy zapoznawały się bliżej z dziewczyną; a przynajmniej wilczur. Mieszaniec husky'ego podążył za uzdrowicielem, dopełniając odpowiednio swojej roli. Wiedział, że z tą gromadką zwierząt różnie bywa, ale był pewien, że nie zrobią krzywdy. - Śmiało usiądź. - wypowiedział jeszcze przed przejściem do przygotowania napoju.
Wrócił w dość szybkim tempie, niosąc ze sobą gorąca czekoladę oraz to, o co poprosiła przedstawicielka rodu Shercliffe. O ile poprosiła - w przeciwnym przypadku nie podał go w kubku, nie poczęstował ją niczym więcej jak po prostu czystą gościnnością. Całe szczęście, w domu było schludnie, nawet jeżeli miał dodatkową głowę na karku do sprzątnięcia. - Jak oceniasz swój własny poziom z zaklęć? - zapytał, zrobił rekonesans z tego, ile dziewczyna wie, by następnie podejść do biblioteczki i chwycić za własną, zakurzoną książkę. Dawno z niej nie korzystał - bo służyła ona do zdawania egzaminów sporą ilość lat temu. Informacje w niej były jednak aktualne, od czasu do czasu dopisywał odpowiednie zaklęcia.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPią Lut 01 2019, 00:02;

Czym jest dla niego dom, tudzież rodzina?
Tego nie był w stanie stwierdzić, gdy dłońmi oparł się o blat stołu, czekając. Oczekiwanie było, w sumie to nawet jest, jedną z najgorszych rzeczy, z którymi ma do czynienia. I to wcale nie tak, że nie posiada cierpliwości do niczego, wręcz przeciwnie - wyróżnia się wręcz anielską postawą w zakresie odliczania kolejnych sekund, minut oraz godzin. Niemniej jednak wiedział, że jego rozwój obecnie znajdował się pod znakiem zapytania. Nie wiedział, co ma robić, gdy nie było Dimy w czterech ścianach, gdy zasiadywał w Antykwariacie, gdy zwyczajnie oddawał się swojej zwyczajnej pracy sprzedawcy starych książek z najróżniejszych dekad i wieków. Matthew starał się zadbać o jakąś bliżej nieokreśloną pracę dla siebie, kiedy to otrzymywał należyte dni wolne. Praca jako uzdrowiciel nie była aż tak łagodna jak ta za ladą, niemniej jednak nie miał tego w żaden sposób Dragoviciowi za złe, nawet taki stan rzeczy mu odpowiadał. Poniekąd miał u niego ogromny dług wdzięczności - zbyt duży, by mógł zwyczajnie zignorować jego obecność, przeniknąć pod cień zapomnienia, zwyczajnie pozostawać chłodnym oraz obojętnym.
Psy leżały spokojnie, aczkolwiek doglądały, oczekiwały, niczym Matthew, starając się znaleźć sobie jakieś bliżej nieokreślone zajęcie. Życie bywało dla niego wyjątkowo okrutne; kiedy jednak nic się nie działo, pozostawał w swoim małym szaleństwie, którego w ogóle nie był w stanie zdiagnozować. Od czasu do czasu doglądał elektronice, starał się ją bliżej zrozumieć, jako że był dość widocznym miłośnikiem mugolskich wynalazków, aczkolwiek ostatecznie nie potrafił się skupić. Jakaś bliżej nieokreślona siła zdawała się powodować u niego problemy z dostrzeganiem rzeczywistości, skupieniem się na jednym, określonym celu; nie bez powodu zatem postanowił pozostawić kabelki gdzieś indziej, zgodnie z własnymi przekonaniami, zastanawiając się nad tym, co może zrobić, a co znajduje się poza zasięgiem jego wymęczonej, pokrytej bliznami kończyny górnej.
Tueri Abi. Potężne zaklęcie chroniące domy. Poniekąd to, czego szukał; w przeciwieństwie do Cave Inimicum, które powodowało tylko alarmowanie o niechcianym intruzie, blokowało dostęp nieokreślonych bliżej sylwetek do całokształtu tego, co zdołał wybudować przez te wszystkie lata. Mówi się, że odpowiedni ruch różdżką wystarczy; tchnienie magii zależne jest jednak od chęci i woli czarodzieja. Nie bez powodu zatem posiadał dość spore problemy z ruchem nadgarstka, gdy zdecydował się coś zyskać, coś zdobyć, coś ochronić; zaklęcia nigdy nie były jego mocną stroną i wiele tak naprawdę zależało od szczęścia. Nie oznacza to jednak, iż tkwił w swojej nieporadności, narzekając na te wszystkie zrządzenia losu - och zgrozo, nie. Starał się coś z tym zrobić. Starał się dokształcić w zakresie tego, co było dla niego zbyt trudne. Może z wyjątkiem transmutacji; jego umysł nie był dostatecznie rozwinięty, by pojąć tę zbyt trudną dziedzinę magii.
Kolejna próba.
- Tueri Abi. - wypowiedział, pozwolił na to, by cząstka magii poczęła działać; poniekąd, widząc rezultaty, choć miał co do tego pewne wątpliwości, kamień spadł mu z serca. Może nie należał do zbyt doskonałych osób, być może powinien pomyśleć o tym wcześniej, co nie zmienia faktu, iż powoli stawał się samowystarczalny. A może jednak Tlen dawał mu nadzieje na jakiekolwiek lepsze jutro, gdy na niego czekał z anielską cierpliwością?
Sam nie wiedział.

| zt

Kostki: https://www.czarodzieje.org/t16946p1025-kostki#475369 3 → 2
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPią Lut 01 2019, 00:04;

Powracał do życia;
czuł to, nie wiedział jednak, w jaki dokładnie sposób. Melancholia powoli odpływała, oddalała się od jego sylwetki, która przestała krążyć w mroku, kiedy to świece rozświetliły jego drogę, naprowadzając go na odpowiednią ścieżkę. Demony dookoła odeszły, zauważając zmiany; nie ciągnęło ich już do zahaczania pazurami o odkryte płaty skóry, ich spojrzenie zastygło w bezruchu, by następnie zwyczajnie odejść. Zapomnieć. Przestać się narzucać - choć niektóre osobniki nadal zdawały się być zainteresowane negatywnym wpływem na uzdrowiciela, ten powoli stawał się świadomy własnego istnienia. Własnej egzystencji, własnego miejsca w życiu, choć to znajdowało się nadal pod istnym znakiem zapytania; aczkolwiek ten znak zapytania istniał, tęczówki mężczyzny zdołały go bez problemu zarejestrować.
Zima bywała wyjątkowo okrutna pod tym względem - biały śnieg otulał bez problemu całą krainę, usypiając ją do snu; większość stworzeń spała. Zaklęta w wiecznym śnie, oczekiwała na nadejście wiosny - pory roku dającej przede wszystkim nadzieję. Ta znajdująca się pod znakiem zimna oraz oschłości pozwala odpocząć, pozwala przygotować się na następne sytuacje, następne obrażenia oraz krwawiące rany na sercu, niemożliwe do zasklepienia przy pomocy magii.
Poniekąd - życie nabrało należytych barw - pomyślał, gdy wertował kolejne strony - mimo chłodu panującego na zewnątrz.
Jakoś stały się one żywsze, pozbawione tej wiecznej melancholii, kwintesencji depresji osiadającej na jego sercu. Towarzystwo Dimy dobrze na niego oddziaływało, mimo wszystkich kłótni, przez które musieli kiedyś przebrnąć. Starał się jednak o tym nie myśleć, gdy przewertował kolejną stronę bliżej nieokreślonej lektury, na której postanowił się skupić. Ciche westchnięcie wydostało się spomiędzy jego spierzchniętych warg, kiedy to starał się wczuć w postaci; chciał je zrozumieć. Chciał pojąć zachowanie. Też, choć się do tego nie przyznawał, chciał zrozumieć Dimitriego, by nie być ślepcem błąkającym w ciemnościach. Wracanie do domu nie bez powodu zatem było jedną z rzeczy, która zyskała na znaczeniu w jego życiu; wszak nie potrafił inaczej działać, lgnął tam, gdzie wiedział, iż uzyska należyte wsparcie. Od kiedy Dima zawitał w jego życiu, starał się zrobić wszystko, by ponownie nie przyczynić się do utraty
i powrotu choroby.
Znajdował zatem zainteresowanie w literaturze - o zgrozo, mężczyzna poniekąd zaraził go chęcią poznawania kolejnych wersów, kolejnych sytuacji, kolejnych informacji. Nie była to jednak książka typowo encyklopedyczna - skupiona wokół prawdziwych bohaterów, skupiona wokół określonych sytuacji. W międzyczasie starał się robić notatki, które umożliwiały mu dokładne pojęcie wszystkiego, co znajdowało się między wierszami, choć wcale to nie było takie łatwe. Większości rzeczy nie rozumiał - dlaczego miał zatem rozumieć bohaterów z książki? Poniekąd chciał, poniekąd próbował i starał się, piórem otrzymanym od Neirina, skrobiąc kolejne zapiski, kolejne notatki, które pozwalały mu w jakiejś minimalnej części zrozumieć naturę ludzką. Było to inne, odmienne doświadczenie, od suchego przyjmowania każdej z możliwych rzeczy; niemniej jednak niezwykle cenne. Powolnymi krokami do celu - najbardziej podstawowe słowa nie zniknęły z jego serca, gdy siedział na wygodnej pościeli, korzystając z podręcznej biblioteczki. Nie chciał od razu stać się mistrzem - nie miał ku temu odpowiednich predyspozycji; niemniej jednak nie był człowiekiem stojącym w jednym i tym samym miejscu.
Czy uczucia
musiały być tak skomplikowane?

| zt
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPią Lut 01 2019, 00:10;

Powrót do domu
zwieńczył chwyceniem za alkohol.
Uroczy trunek, który umożliwia zapomnienie o problemach dnia codziennego. Wiedział o tym doskonale, poniekąd rozumiał, aczkolwiek ostatecznie bywał on wyjątkowo zdradliwy. Bursztynowy kolor przeszywający szklankę - odsunięty na bok płaszcz, dzięki któremu mógł uchronić samego siebie przed nieprzyjemnymi skutkami działania mroźnej pogody, która dotykała przechodniów na zewnątrz. Całe szczęście, mieszkali po części na odludziu; nikt im zatem przeszkodzić w spokojnym wieczorze nie mógł. Na chwilę obecną był sam - powiesił niepotrzebne ubranie, skupił własne myśli wokół tego, co zastał. Spokój. Cisza. Kiedyś tego nie miał. Był zatrważająco biednym studentem. Pozbawionym rodziców. Nadziei. Poniekąd miłości - nie chciał zbytnio myśleć dużo na ten temat, gdy rutyna profesji ponownie odciskała piętno na jego psychice. Kolejni pacjenci, kolejne choroby, kolejne nieustanne walki, stres, nawet przemęczenie. Nie bez powodu usiadł zatem na kanapie, choć pierwsze ruszył w stronę małej, podręcznej biblioteczki, zahaczając oczywiście o ukryte w szafie najróżniejsze trunki. Odpowiedni sposób podawania alkoholu, odpowiednie naczynia, odpowiednie szklanki, odpowiednia struktura szkła pod opuszkami palców, które muskały jego manufakturę; to wszystko wpływało na jego dobre samopoczucie. Był poniekąd panem własnego losu, to on decydował o tym, co będzie miało miejsce w niedalekiej przyszłości; nawet jeżeli nie był w stanie tego przewidzieć, wykorzystać rzadkiego daru jasnowidzenia, którego jednak nie odziedziczył. Nie miał ku temu podstaw - pozwalając na to, by obcowanie ze sztuką stało się o niebo przyjemniejsze; sącząc trunek, który znajdował się w szklance, korzystał z chwili przyjemności. Nie chwytał tym razem za podręczniki, w których znajdowały się informacje dotyczące najróżniejszych aspektów elektroniki, gdyż towarzystwo Dimy wpłynęło po części na jego preferencje w sprawie dobierania kolejnych lektur.
Nie pozostawało nic innego
jak się zanurzyć.
W tym, co wykreowała ludzka ręka. “Crank” zdawał się mieć formę wiersza, o czym doskonale wiedział. Po części powodowało to zamknięcie pomysłu autora w hermetycznym opakowaniu, tak szczelnym, tak niemożliwym do naruszenia. Bestia Kristiny skutecznie stała się jej katem. Znalezienie wolności w uzależnieniu, o zgrozo, nie potrafił tego zrozumieć - choć sam wieńczył podobny los. Co prawda nie psuł swojego życia, nie powodował jego rozłamu, nie przyczyniał się aż nadto do tego, że los był po prostu mściwy, lubił łamać kości, rzucać je na pożarcie zgłodniałym psom. Bree. Alter ego. Do czego jednak prowadzi zaufanie ludzkie? Jak wiele głupstw można zrobić, będąc zafascynowanym drugą osobą? Poniekąd, gdyby Dima kazał mu włożyć dłoń do ognia, zrobiłby to po dłuższym czasie, by następnie uleczyć poparzenia znajdujące się na wspomnianej wcześniej kończynie. Notatki zapisywał przy pomocy pióra, które zostało mu podarowane z okazji Świąt; własnoręcznie wykonane, zdawało się być prostym, aczkolwiek dość intymnym podarunkiem, osobistym. Próbował zrozumieć naturę ludzką, starał się doszlifować swój język, zapoznać, dotknąć choć odrobiny literatury. A za każdym razem, jak wertował kolejne wersy, zdawało się, iż posiadają całkowicie inne znaczenie. To wszystko powodowało jeden stan - częściowego oszołomienia tym wszystkim. Przemknął wzrokiem po lekturze, opuszki palców bez problemów zapoznawały się z materiałem kartki, na której znajdował się tekst naniesiony przy pomocy pigmentów.
Trwał w ciszy, trwał w niemal absolutnej ciszy,
kreśląc atramentem kolejne słowa.

| zt

Powrót do góry Go down


Luna A. Shercliffe
Luna A. Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Dodatkowo : likantropia
Galeony : 411
  Liczba postów : 145
https://www.czarodzieje.org/t16923-luna-ann-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t16951-moon#472799
https://www.czarodzieje.org/t16922-luna-ann-shercliffe
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyWto Lut 05 2019, 22:09;

Lubiła magię, lubiła czary, ale się bała. Cholernie się tego bała. Czuła dyskomfort, kiedy trzymała różdżkę, zwłaszcza odkąd zaczęły się dziać dziwne rzeczy z magią, która lubiła płatać psikusy. Luna tego nie lubiła; psikusów i niespodziewanych sytuacji, na które nie była przygotowana, a może tylko się jej tak wydawało. Ludzie właśnie tacy byli, a ona nie chciała taka być. Nie chciała wychodzić do nich ani opuszczać rezerwatu, ale nie mogłaby tak żyć. Nie ona, dziewczyna, która miała ambicje, które przekraczały wyobrażenia niektórych. Dobrze było mieć cel. Pragnąć coś osiągnąć, ale nadmierna ambicja prowadziła do zepsucia, jak wszystko. Ciągle widziała to słowo w swojej głowie i słyszała, mówiło jej, że ona też kiedyś się zepsuje. Miała to we krwi. Zwierzęta takie nie były; zepsute. Miały prosty cel. Każde ich działanie wywoływał określony czynnik, a oni działali czysto bez żadnych zagrywek czy zniszczenia. Nie znali tego słowa — zepsuty.
Luna miała swoje skazy. Jedną na pewno, która bardzo ją męczyła. Nie tak jak ludzie, ale bycie wilkołakiem ją wykańczało fizycznie i psychicznie, bardziej to pierwsze. Ciało zawsze wiele mówiło, wołało o pomoc, ukazywało swoją słabość. Umysł ukrywał wszystko, a ona potrafiła robić to po mistrzowsku. Do pełni jeszcze było sporo czasu. Na szczęście i nieszczęście. Zawsze chciała mieć to za sobą, ale wtedy miała i też przed sobą. Niekończąca się podróż. W gorszych chwilach marzyła, że zostanie w tym ciele na zawsze i znikną jej ludzkie problemy, a umysł dziewczynki zatopi się w głowie bestii.
- Herbaty. - Odpowiedziała, jak wyuczone słowo, powtarzając je zawsze, gdy padło pytanie o napój, którego by się napiła. Usiadła posłusznie, widząc, że zwierzęta bacznie się jej przyglądają. Może ją oceniały. Była intruzem na ich terenie. Obserwowała psiaki uważnie, starając się powoli wyciągnąć do nich dłoń i sprawdzić, czy jej zaufają. Każdy okazywał zaufanie w swoim tempie lub w swój specyficzny dla siebie sposób; jak Luna.
- Nie wiem. - Wzięła kubek herbaty i upiła łyk. - Podstawy. Podstawowe zaklęcia... Nie czaruje zbyt często. Używam różdżki tylko z konieczności, czyli głównie na zajęciach. - Nie wychodziła za często z dormitorium, czy domu, więc nie spotykały ją wydarzenia, które wymagałyby interwencji magii. Miała ręce, nogi, więc po prostu zachowywała się jak mugol; oni radzili sobie świetnie bez magii, więc ona też tak robiła. Co by zrobił niemagiczny i to robiła. Nic skomplikowanego. Proste, bezpieczne życie. Bez zbędnych wybuchów, eksplozji i rykoszetów wingardium leviosa, bo nie chciało się skarpetek podnieść z podłogi.
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyWto Lut 05 2019, 22:54;

Okrywał się kurtyną tajemniczości,
był jednocześnie główną osobą, która zaoferowała swoje usługi za darmo.
Głupi Matthew. Tak można było go określić, kiedy to poruszał się enigmatycznym krokiem po pomieszczeniu, kiedy to wpuścił Lunę do środka poprzez sieć Fiuu, której nigdy nie ufał; nie bez powodu zatem odciął połączenie, uniemożliwił skorzystanie z kominka do jasno określonego celu. Każde zabezpieczenie dało się obejść. Wiedział o tym doskonale - był z tego dość znacznie podszkolony, jakby nie było, musiał po części dbać o swój sprzęt. Mugole stworzyli coś, co daje niesamowite możliwości, co nie zmienia faktu, iż wystarczy drobne przymknięcie oka przez administratora na jeden aspekt, by piekło się zwyczajnie rozpętało w chronionej przed fizycznym dostępem serwerowni. Skoro istnieje możliwość złamania pozornie niemożliwych do złamania zabezpieczeń, kiedy dane znajdowały się w obiegu, nie ryzykował - zwyczajnie odcinał u siebie dostęp do płomieni, dostęp do używania sieci, byleby zachować należyte bezpieczeństwo. Tak samo jest z elektroniką - najbezpieczniejsza to ta, która nie jest włączona. Chociaż, jakby nie było, zawsze można znaleźć inny sposób na dostanie się do miejsca, gdzie się ona znajduje. Zawsze to robił - zawsze uniemożliwiał dostęp do domu poprzez proszek Fiuu, wiedząc doskonale o tym, żeby nie ufać. Nikomu.
Nawet samemu sobie.
Psy poruszały się, tupały po parkiecie, który to zdobił dom uzdrowiciela; wszystko żyło, ożywiało z każdą duszą odwiedzającą jego miejsce zamieszkania, jego dom, jego salon oraz powietrze wypełniające pomieszczenia. Udał się do kuchni, pozostawiając na chwilę Lunę samą - pozwalał tym samym dziewczynie na zapoznanie się z futrzakami. O ile Blau nie wykazywał chęci na jakiekolwiek kontakty z obcymi, o tyle jednak Braun lgnął do kontaktów - nic dziwnego zatem, iż wysunięta w jego stronę dłoń wypleniło futro zdobiące łeb zwierzęcia poprzez zbliżenie się czworonoga do jej sylwetki. Jakby nie było, wilczur został wyzbyty agresji, unikał walki, pozostawał wiecznym optymistą; każdy z nich posiadał duszę, posiadał imię, posiadał bliżej nieokreślone emocje.
Powrócił do salonu - sylwetka uzdrowiciela podała w dłonie Luny gorący napój w jednym z wielu kubków. Oparł się o wygodne siedzenie, otworzył podręcznik, skupił się na tym, co mogłoby się przydać na start dziewczynie. - W porządku. - oznajmił. Unikanie używania różdżki poniekąd go zaciekawiło - nie pytał się jednak, nie zadawał zbędnych zdań zakończonych pytajnikami. Sam otaczał się mgiełką tajemniczości; nie wymagał od pozostałych otwartości, szanował ich prywatność, a przede wszystkim - zachowywał odpowiednią dozę prywatności. Cudze myśli były obce.
A jednak coś ich łączyło. Matthew używał zaklęć tylko w pracy.
- Co jesteś w stanie powiedzieć na temat zaklęcia Glacius? - rzucił prostym zapytaniem, mając tym samym nadzieję, że dziewczyna da sobie rady z tym dość prostym, nietuzinkowym zaklęciem. Pozostawało tylko czekać - słyszeć nawet wskazówki zegara, które przesuwały się po jego tarczy, odliczając każdą możliwą sekundę.

Rzuć kostką!:
Powrót do góry Go down


Luna A. Shercliffe
Luna A. Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Dodatkowo : likantropia
Galeony : 411
  Liczba postów : 145
https://www.czarodzieje.org/t16923-luna-ann-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t16951-moon#472799
https://www.czarodzieje.org/t16922-luna-ann-shercliffe
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptySro Lut 06 2019, 21:47;

Trochę ją to zaskoczyło, że Matt udzielał korepetycji za darmo. To naprawdę było dziwne i podejrzane, bo kto niby to robił za darmo? Nikt, a właściwie nikogo Luna takiego nie znała. Gdyby wcześniej nie spotkała Pana A, na pewno nie odpowiedziałaby na jego ogłoszenie. Była ostrożna, bardzo ostrożna. Nie znała go za dobrze, ale w głębi duszy czuła coś przy nim, co powodowało, że od razu mu ufała. Czuła się w jego towarzystwie komfortowo, a przecież poznając kogoś nowego, nigdy tak nie odbierała tego. To było dla niej nowe doświadczenie. Nie zadawał zbędnych pytań. Nie oczekiwał też, nie wiadomo jakich odpowiedzi. Mogła milczeć i czuć się z tym w porządku. Nie zmuszał ją do mówienia. Nie kazał otwierać swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Nic co mogło wywołać jakiekolwiek emocje, czy wspomnienia, które za każdym razem odrzucała. Nie przywiązywała się do nich, ale nie potrafiła o nich rozmawiać.
Poczuła, jak jeden ze zwierzaków zbliża się do niej i z chęcią pragnie jej towarzystwa. Lubiła takie zwierzaki. Może i były głupie, nieostrożne... ale sympatyczne. Ona też taka chciała być. Otwarta i optymistyczna. Dopóki Matt nie wrócił, głaskała pieska i mówiła do niego. Lubiła mówić do zwierząt, zazwyczaj nikt tego nie słyszał. Szeptała do nich jak dobry duszek, nie zdradzając ludziom tych słów, ponieważ były one przeznaczone tylko dla nich. Istot, zwierząt, które szanowała bardziej niż ludzi.
Usiadła sobie wygodnie, spoglądając na kubek herbaty, w który się zagapiła na dłużej, niż chciała. Znała odpowiedź na pytanie pana A. Obawiała się, że już na pierwszej lekcji zrobi z siebie idiotkę, bo nawet pierwszoroczniaki sobie lepiej radzą z zaklęciami niż ona — tak myślała.
- Zamraża. - Rzuciła odpowiedź w jednym słowie. - Nie wyczarowuje lodu, tylko zamraża. - Dodała, szybko jakby to, co powiedziała, miało nie wystarczyć. Dobrze, że czytała ostatnio podręcznik. Może nie jakoś dokładnie, ale to zaklęcie utkwiło jej w głowie, gdy niegdyś widziała mugoli ślizgających się po lodzie. Dzieciaki zapewne zabiłyby za to zaklęcie w ciepłe dni. Sama czasem pragnęła chłodu, który szczypał w policzki, ale tylko czasami.

Kostka: 2
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptySro Lut 06 2019, 22:20;

Czy było coś w tym dziwnego?
Czy ludzie nie mogli być zwyczajnie sobą, musieli podążać utartymi schematami polegającymi przede wszystkim na złudnym tworzeniu iluzji samych siebie, oszukując nie tylko innych, lecz także własne osobowości, tudzież umysły? Jakim prawem społeczeństwo narzucało mu branie pieniędzy za udzielanie korepetycji? Nawet nie odprowadzałby podatku - byłyby to zarobione na lewo pieniądze bez konkretnych papierków, bez konkretnych kroków, dzięki którym mógłby jeszcze bardziej zyskać pod względem zasobności portfela. Całe szczęście ta wartość nie miała dla niego żadnego znaczenia - de facto tylko dobro zwierząt oraz drugiego człowieka miało dla niego coś więcej niż równy poziom z ziemią. Albo więcej niż podziemny parking samochodowy, tak bardzo oblegany przez mugoli korzystających ze znanych czarodziejskiej społeczności środków transportu. Całe szczęście, nikt nie nakazywał mu się zachowywać jak inni ludzie - pozostawał nieodmienny, pozostawał we własnej otoczce bezpieczeństwa; wśród zwierząt, wśród pupilków, wśród znanych mebli otaczających pomieszczenia w domu.
Dlatego nie zadawał zbędnych pytań - w przeciwnym przypadku nie czułby się dobrze sam ze sobą, a należało podążać zgodnie z głosem własnego serca. Dorośli o nim bardzo często zapominali - kierowani żądzą, nie stawiali dobra innych na pierwszym miejscu. Mógł tylko wówczas teatralnie westchnąć, przekonywać ich do innych wartości zwyczajnie nie zamierzał. Zamiast tego - tak nienaturalnie kroczył, tak nienaturalnie zachowywał się inaczej. Nie rzucał zbędnymi pytaniami, nigdy nie wymuszał odpowiedzi, ciszę akceptował - pomijając fakt prowadzonych przez niego korepetycji, które wymagały pewnej wiedzy ze strony osoby pobierającej odpowiednie nauki.
Takie zachowanie wobec stworzeń uważał za normalne - sam pozwalał im zobaczyć swoje inne ja, pozwalał na to, by aspołeczność odeszła na bok, dając możliwość wykazania się w rzeczywistości swojej wewnętrznej wrażliwości, którą tak bardzo chował przed wścibskimi oczyma. Nie komentował, nawet jeżeli miał okazję do usłyszenia; wówczas jedynie podniósł kącik ust delikatnie do góry, jakby ciesząc się z faktu, iż nie tylko dla niego psy stanowią coś więcej niż zwierzęta. Ogółem zwierzęta.
- Prawidłowo. - odpowiedział na jej słowa, postanawiając zaprezentować zaklęcie. Użył do tego kubka z własnym napojem - wyciągnął różdżkę, zacisnął na niej mocniej palce, skupił swój umysł, mając tym samym nadzieję na to, że zakłócenia zwyczajnie nie postanowią zniszczyć tego drobnego przedstawienia. - Glacius. - wypowiedział, przedstawił działanie zaklęcia, pozwolił na to, by Luna zobaczyła bez problemu ruch nadgarstka oraz usłyszała prawidłowe słowo. Napój zamarzł - przybrał postać ciała stałego, zgodnie z definicją przedstawioną przez dziewczynę. - Ruch ręki jest przede wszystkim najważniejszy. Inkantacja, przy zdobyciu większego doświadczenia, nie będzie potrzebna. Wszystko zależy od woli. - wytłumaczył. - Śmiało spróbuj na swojej herbacie. Potem przywrócimy ją do pierwotnego stanu. - zalecił.

Rzuć literą!:

https://www.czarodzieje.org/t17013p225-kostki#476217
Powrót do góry Go down


Luna A. Shercliffe
Luna A. Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Dodatkowo : likantropia
Galeony : 411
  Liczba postów : 145
https://www.czarodzieje.org/t16923-luna-ann-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t16951-moon#472799
https://www.czarodzieje.org/t16922-luna-ann-shercliffe
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptySob Lut 09 2019, 21:26;

Nigdy nie garnęła się do nauki. Zawsze była przeciętną uczennicą, nie wyróżniającą się za bardzo w tłumie, bo nie chciała. Starała się na spokojnie powoli do wszystkiego dążyć, małymi kroczkami, bez pośpiechu; nie bawiła się w wyścig szczurów. Próbowała zdobyć jakąkolwiek wiedzę przed korepetycjami. Angażowała się w zajęcia, ale na swój specyficzny sposób. Zdecydowanie wolała dodatkowe lekcje z przedmiotów, z którymi sobie nie radziła. Miała wrażenie, że nikt ją nie obserwuje, nie wybuchnie śmiechem, ani też nie przeszkodzi w pisaniu czy odpowiedzi, czarach... Był tylko on. Pan A, którego darzyła jakąś tam sympatią. Nie potrafiła dokładnie zidentyfikować swoich uczuć, więc nigdy tego nie robiła. Po prostu go lubiła i na tym koniec, można było go wpisać na listę fajnych ludzi, gdyby taką Luna posiadała; może w swojej głowie taką miała, kto wie.
Potwierdzenie ze strony Matthew spowodowało, że gdzieś tam w duszy poczuła ulgę, że jednak coś wiedziała. Przyglądała się, jak Alexander rzuca zaklęcie bez jakichkolwiek problemów i lekko zdenerwowała się, kiedy to ona musiała rzucić czar. Spodziewała się tego jak najbardziej. Nadal jednak czuła dyskomfort nawet przygotowana na korepetycje z zaklęć. Nienawidziła tych magicznych zakłóceń, wywołujących w niej paranoje, że zaraz coś wysadzi w powietrze lub coś gorszego...
Szybko upiła jeszcze łyk herbaty, jakby z obawy, że jednak nie przywrócą ją do pierwotnego staniu i uśmiechnęła się głupio. Wyjęła swoją różdżkę śliwa, 11 i 3/4 cali, szpon hipogryfa i z pewnością siebie, na którą w obecnej chwili było ją stać i jeszcze więcej wykonała ruch nadgarstkiem, naśladując nauczyciela.
- Glacius. - Wypowiedziała spokojnie, bez żadnych emocji, które byłby widoczne tu i teraz.
Nie spodziewała się, że zaklęcie zadziała odwrotnie, w ogóle nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Herbatka zrobiła się bardzo, bardzo gorąca. Wrzała i wypluwała na tafli ciemnego płynu bąbelki powietrza. Shercliffe przestraszyła się i nieco mimowolnie drgnęła, dziękując w duchu Merlinowi, że nic nie wysadziła w powietrze.

Literka: A
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyNie Lut 10 2019, 14:25;

Matthew garnął do nauki,
nie chciał być jak jego rodzina – pozostawiony tylko sobie, bezradny, a przede wszystkim skupiony wokół tego, co najprzyjemniejsze. Zdawał sobie z tego sprawę, kiedy to siedział w towarzystwie psów, że coś nie jest tak, jak powinno kiedyś być, że ludzie zwyczajnie postanowili go odsunąć gdzieś na bok, byleby nie musieć mieć z nim do czynienia. Odrzucony, pozostawiony sam sobie, zdawał się być doskonałym celem dla wszelkich możliwych zaburzeń, aczkolwiek ostatecznie trzymał się w porządku. Jego życie zaczęło tętnić na nowo, zdawało się posiadać nowe barwy, choć wcale nie był tego do końca świadom. Był jedynie przeczulony na zmiany, nie chciał się nim poddawać, aczkolwiek ostatecznie ta jedna nie wyszła mu wcale na złe. Mógł westchnąć, mógł bez problemu odetchnąć, wydobyć ze swoich płuc cząstki gazu, który należało zwyczajnie wydalić. Mógł odpocząć. Mógł przede wszystkim skupić się na sobie oraz relacji z partnerem, a nie brnąć w ciągłe problemy oraz pracę, która go wyniszczała od wewnątrz, powodując gnicie narządów. Tak to spostrzegał, kiedy ostatnio miał do czynienia z prześladowaniem na tle awansu w swojej pracy uzdrowiciela. Niby szanowany zawód, aczkolwiek należy się mocno trzymać poręczy, by nie wpaść ani w otchłań rutyny i pracoholizmu, ani w otchłań problemów wynikających z inności jego charakteru.
Obserwował – starał się zaobserwować nawet najdrobniejszy zły ruch dłoni, źle wypowiedziane słowo, by następnie zobaczyć na własne oczy, przyglądając się niebieskimi tęczówkami, że coś poszło rzeczywiście nie po ich myśli. Zakłócenia działały źle na całokształt prowadzonych zajęć indywidualnych z zaklęć – wgręzały niczym jakieś pasożyty, by następnie, jak na złość, wywoływać najmniej oczekiwane reakcje. Bywało to z jednego powodu frustrujące – z drugiego powodu jednak można było zaobserwować, co się dzieje i jakie tragiczne skutki może nieść odwrócenie działania czarów. Westchnął raz, nie wydobywając żadnego słowa z siebie, starając się tym samym przeanalizować wszelkie możliwe przyczyny. Ruch dłoni był dobry. Wymowa również. Wola na pewno musiała znajdować się na wystarczającym poziomie.
- Spróbuj jeszcze raz. - poprosił ją, by następnie skierować swój wzrok jeszcze raz na kubek, z której cieczy znajdującej się w środku wydostawały się tajemnicze, falujące na powierzchni bąbelki, szukające desperacko ujścia ze strony dna naczynia. Miał nadzieję, że tym razem uda jej się osiągnąć zamierzony sukces – podobno do tego wystarczą zwyczajnie najszczersze chęci.

Rzuć kostką!:
Powrót do góry Go down


Luna A. Shercliffe
Luna A. Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Dodatkowo : likantropia
Galeony : 411
  Liczba postów : 145
https://www.czarodzieje.org/t16923-luna-ann-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t16951-moon#472799
https://www.czarodzieje.org/t16922-luna-ann-shercliffe
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyNie Lut 10 2019, 21:19;

Lekki ucisk w żołądku mówił, jej, że właśnie się bała. Strach można było łatwo zidentyfikować. Cholerne czary, cholerna magia, pieprzone zakłócenia magiczne, zapewne chciałaby w tej chwili czuć gniew, który zmusiłby ją do działania, a nie odczucia bycia ofiarą; bezbronnej, strachliwej dziewczyny, którą gdzieś tam była.
Nie chciała czuć się tak, jak się czuła w tej chwili. Zagubiona. Pragnęła unicestwić tę część siebie. Zniszczyć strach. Nie mogła tego uczynić, bo było to niemożliwe. Wtedy na pewno zniszczyłaby także siebie. Wiedziała, że musi zaakceptować strach i pozwolić mu w sobie istnieć. Pozwolić mu być, bo był Luną A. Shercliffe. Tą częścią jej, przed którą uciekała.
Używając zaklęć, najbardziej właśnie obawiała się odwrotnego działania. Kiedy chcesz uleczyć, a robisz krzywdę. Dobrze, że eksperymentowali tylko na herbacie. Herbata była bezpieczna — do czasu. Zrobiła się tylko gorąca i mogła zaszkodzić oparzeniem języka. Najlepiej było w ogóle jej nie próbować, nie w takim stanie.
Shercliffe naprawdę wierzyła w siebie. Nie potrzebowała, żeby inni w nią wierzyli — tak zapewne się jej tylko wydawało. Nieświadomie wszyscy pragniemy tego cholernego docenienia przez innych. Opierała się temu, jak zwykle, chcąc być kimś, kto nikogo nie potrzebuje i czuła się z tym dobrze. To było nieco przerażające, że można to po prostu zaakceptować i jeszcze mieć z tego powodu świetne samopoczucie — do czasu.
Starała się bardzo. Nie chciała się opierać ani walczyć sama z sobą.
- Glacius. - Ponownie na prośbę Matta wykonała ruch dłonią i wypowiedziała zaklęcie. Brązowy płyn w kubku zamarzł. Udało się!
- Oooo...- Odezwała się, widocznie zaskoczona. Może wcale nie była taka beznadziejna z zaklęć albo dzisiaj miała szczęście, a może to jeszcze coś innego...

Kostki: 2
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPon Lut 11 2019, 17:48;

Poniekąd emocje były ważne,
działały przede wszystkim na ostateczny wynik rzucenia zaklęcia – tak wymaganego, tak cholernie wymaganego przez Matthewa, choć wcale się tym nie chwalił. Wiedział, że nie dla każdego przeznaczona jest magia zwykła, sam wolał dokształcać się w zakresie magii leczniczej, aczkolwiek ostatecznie ta codzienna wydawała się równie przydatna. Co prawda starał się unikać nadużywania zaklęć poprzez swoiste, zakorzenione w człowieku lenistwo – w które ramiona tak łatwo mógłby wpaść – decydując się ostatecznie na utrudnianie sobie życia samodzielnym, bezróżdżkowym dążeniem do celu przy pomocy siły własnych rąk oraz mięśni.
Obserwował jej poczynania, aczkolwiek nie wydobywał z siebie żadnego słowa, patrząc na ruch nadgarstka i sposób trzymania przez dziewczynę drewnianego patyczka. Różdżka, w której drzemiąca moc zdawała się jedną z najistotniejszych, w innych odmętach tak małego świata, gdzie się obracali, wydawała się obca. Gdyby tylko Europejczycy nie pozwalali dawać się zmanipulować tym, że bez różdżki nic nie zrobią, na pewno osiągnęliby znacznie więcej, niż dałoby się w rzeczywistości przypuścić. Po pierwsze, dla Matthewa różdżki były zbędne, choć nie mógł już odwrócić tego procesu – a krajach Afryki dzieciaki nie korzystają w żaden szczególny sposób z tego typu magii. Nawet uderzały w stronę tak nierozumianej przez uzdrowiciela transmutacji, zdobywając przede wszystkim zdolność przemiany w zwierzę. Dziwne, że Hogwart już podobno nie prowadził wymiany studenckiej, gdyż zdobywanie wiedzy z takiej osoby mogłoby być naprawdę ciekawe.
Wiara już dawno opuściła Matthewa. Gdyby był człowiekiem sukcesu, mógłby bez problemu wierzyć w bliżej nieokreślone dobra. Rodzina mu zaginęła. Przestał należeć do kogokolwiek – niczym zbłąkane zwierzę, szukał przede wszystkim swojego własnego miejsca – nawet jeżeli były to poniekąd zwierzaki znajdujące się w domu.
- Gratulacje. - powiedział, pochwalił ją, mając ogromną nadzieję, że nie jest to w żaden sposób jednorazowy sukces. Być może nie powinien pałać nadzieją w kierunku kolejnej udanej próby, aczkolwiek ostatecznie mogli jedynie próbować, sprawdzać swoje własne umiejętności oraz dokształcać się w ich zakresie. - Przywrócimy przy pomocy zaklęcia Foreve. Moglibyśmy skorzystać z Calefactio, które grzeje wodę, aczkolwiek mamy do czynienia z ciałem stałym. Foreve ogrzewa – i nie tylko ciecze, lecz także ciała stałe. - powiedział, wytłumaczył, spojrzał w stronę swojego zamrożonego napoju, który tylko czekał na kolejne kroki uzdrowiciela. - Odpowiedni ruch nadgarstka – Foreve. - wypowiedział; zaklęcie odniosło ponownie należyty skutek, w związku z czym mógł odetchnąć z ulgą. Napój roztopił się, stał się wyjątkowo ciepły po bliżej nieokreślonej ilości czasu. - Spróbuj. - zachęcił.

Rzucasz na normalne zakłócenia, które panują w Londynie!

https://www.czarodzieje.org/t17013p300-kostki#476552
Powrót do góry Go down


Luna A. Shercliffe
Luna A. Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Dodatkowo : likantropia
Galeony : 411
  Liczba postów : 145
https://www.czarodzieje.org/t16923-luna-ann-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t16951-moon#472799
https://www.czarodzieje.org/t16922-luna-ann-shercliffe
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyWto Lut 12 2019, 21:18;

Jej emocje były chaotyczne, pomimo spokoju, który sygnalizowała światu. Strach, lęk, przerażenie, dyskomfort — każde z nich towarzyszyło jej w różnej intensywności. Obawiała się tego, kim była, co płynie w jej krwi. Magia, którą w dzieciństwie nie mogła okiełznać, stała się jej lękiem, obawą, traumą. Starała się to naprawić. Na nowo ukształtować siebie samą, ale czy było to możliwe? Byliśmy tacy delikatni. Każde wydarzenia, emocje rzeźbiły w naszym umyśle i ciele, jak tylko chciały. Niewolnicy, zakładający na swoje dłonie i stopy kajdany. Ofiary siebie samych.
Lenistwo dotyczyło nas wszystkich, w mniejszym lub większym stopniu. Chociaż chcieliśmy wyrzucić to uczucie z nas samych, stać się czystą kartką z siłą, która imponowałaby wszystkim. To my chcieliśmy, żeby nas podziwiano. Tę dziewczynę też to dotyczyło, ale w inny sposób, głównie strach kazał jej odrzucać magie. Może to Lunę ukształtowało w taki, a nie inny sposób. Lubiła mugoli za ich samodzielność i niepoleganie na magicznych patykach; nie mieli ich, więc nie musieli na nich polegać. Może jeśli czarodzieje ich by nie mieli... Co by było? Może zakłócenia magiczne chciały nam coś przekazać. Powiedzieć, że umiemy i bez magii, ale czy to było prawdą? Shercliffe wierzyła, że tak. Potrafiła poradzić sobie bez różdżki i tak czyniła, głównie w domu. W Hogwarcie chodzenie bez różdżki było bardziej niebezpieczne niż przebywanie bez różdżki w rezerwacie. Dziadek nigdy nie pozwalał wybierać się bez różdżki, zwłaszcza na swoich ziemiach, ale ile razy ona łamała ten zakaz...
Księżyc przybywał, a ona jak zwykle czuła się inaczej. Nie pamiętała uczucia normalności. W ogóle co to słowo oznaczało "normalność".
Ona również miała nadzieje, że nie było to szczęście, a coś więcej. Chciała, aby magia w jej ciele naprawdę się jej słuchała. Chociaż czasami, kiedy naprawdę jej potrzebowała. Nie nadużywała jej, dlaczego więc miała w sobie jakąś blokadę?
- Dziękuje. - Uśmiechnęła się raczej w duchu, niż na zewnątrz, dlatego nie można było odczytać tego, chociażby najmniejszego zadowolenia.
Nie chciała sprawić mu przykrości. Naprawdę był świetnym nauczycielem. Lubiła go. Starała się zapamiętać to, co powiedział i odetchnęła.
- Foreve.- Skoncentrowała się, skierowała różdżkę na swój kubek z zamarzniętą herbatą i wypowiedziała zaklęcie, którego przed chwilą użył Matt. Zadziałało. Dziwnie, że tak jej świetnie szło. Może to ten dom, może zwierzęta, a może sam Matthew Alexander tak na nią wpływał. Dobra wymowa, świetny ruch nadgarstka, opanowanie i magia płynąca z jej dłoni do różdżki. Co tu dużo gadać. Czy naprawdę potrzebowała korepetycji, a może to tylko lenistwo i strach?
- Przepraszam. - To słowo wyrwało się z niej samo. Obawiała się, że Pan A. pomyśli sobie, że go okłamała. Po co komu korepetycje skoro umie czarować? Przepraszała za to, że jej dobrze szło. Cała Luna, pełna sprzeczności.

Kostki: 6
Powrót do góry Go down


Matthew Alexander
Matthew Alexander

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 42
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Galeony : 688
  Liczba postów : 1311
https://www.czarodzieje.org/t16392-matthew-alexander#449540
https://www.czarodzieje.org/t16400-matthew-alexander#449655
https://www.czarodzieje.org/t16387-matthew-alexander
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyPią Lut 15 2019, 17:34;

Bardzo przepraszam za późny odpis.

Mogłoby się zdawać, że Matthew Alexander trzyma w ryzach swoje emocje – co nie było w żaden sposób kłamstwem, aczkolwiek ostatnimi czasy te, niczym złodzieje przemierzające nocą polanę, zdawały się wymykać spod kontroli. Przede wszystkm stawały się dziwnie przyjemnie łamiące regulamin oraz panujące w otoczeniu zasady, aczkolwiek ostatecznie uzdrowiciel nie mógł narzekać, spoglądając jasnymi tęczówkami w stronę miejsca, w którym się znajdowali. Niestety, poprzez brak niektórych instynktów samozachowawczych, czasami nie okazywał na zewnątrz strachu, który kumulował się w jego ciele, starając się go głównie złamać. Mógł westchnąć w takim przypadku, zastanawiając się jedynie nad tym, jakim dokładnie jest człowiekiem, by móc dokładnie kontrolować to, co zostało wykształcone w podświadomości ludzkiej wiele milionów lat temu. Do czego prowadził postęp? Do jakich rzeczy zmuszano mężczyznę, który obecnie czuł się dobrze w swoim domu i dawał przy okazji darmowe lekcje dziewczynie należącej do rodu Shercliffe? Płacenie podatków, przystosowanie się do tego, co znajduje się przede wszystkim w regulaminach, kiedy to rutyna zdaje się przebijać przez skórę, dochodząc do samych mięśni oraz tkanek gładkich, ostatecznie powodując niewidoczne, mentalne gnicie, przy którym cierpiała ostatecznie dusza. Wiek nadał mu przystojności, tak samo jak spojrzenie, które zmężniało wraz z kolejnymi latami uderzającymi w kalendarz.
Mimo śmierci, które widział i które zdawały się nakreślać jego główne powody egzystencji na tym świecie – pomaganie innym nie pozostawiało żadnych wątpliwości. To był zawód, który chciał wykonywać.
Mugole zawsze wydawali się być odmienni od czarodziejów, samowystarczalni – nie potrzebowali w żaden sposób różdżek do prawidłowego funkcjonowania. Nie stawali się bezbronii, kiedy to wyzbywano z nich tego, do czego się przyzwyczaili. Już dawno temu Matthew utwierdził się w przekonaniu, że osoby, które posiadają w sobie cząstkę krwi będącej łącznikiem do uzyskania dostępu do magii drzemiącej na tym świecie, żyją prymitywnie, kierują się prymitywnymi wartościami oraz nadają się doskonale do wepchnięcia ich w stronę jednego pudła. Choć były od tego wyjątki. Nie wszyscy podchodzili z pogardą do osób ze świata normalnego, pozbawionego możliwości używania drewnianych kijków. Wiedział o tym doskonale.
Kiwnął głową na jej podziękowania, skupiając się przede wszystkim na spokojnym przemierzeniu wzrokiem po otoczeniu. Może wcale nie szło jej tak źle? Może to tylko wewnętrzna nieśmiałość wpływała na fakt używania zaklęć? Westchnął, spoglądając w stronę dziewczyny, która następnie postanowiła, tak samo jak on, rzucić odpowiednie zaklęcie, które na szczęście odniosło wymagany skutek. Herbata powracała do odpowiedniego stanu, nadająca się do picia. Sam uzdrowiciel wziął łyk swojej, słysząc następnie przeprosiny.
- Nie ma za co. - dlaczego przepraszała? Ten zgrzyt zdawał się zablokować cały mechanizm, aczkolwiek ostatecznie mężczyzna nie doszedł, o co dokładnie może chodzić. O próbę numer jeden, która się nie udała; a może o fakt, że zwyczajnie się udawało? Nie myślał o tym zbyt sporo. Nigdy nie myślał.
- Przed końcem nauczania – powiedział, spoglądając w jej stronę – spróbuj jeszcze raz wykonać tę sekwencję zaklęć. Glacius, Foreve. Wiem, że dasz sobie rady. - ostatni raz, nim kurtyna nocy kompletnie osiądzie na jego ramionach, natomiast spojrzenie zniknie za powiekami, niechaj rzuci zaklęcia.

| zt

Rzuć kostką!:
Powrót do góry Go down


Luna A. Shercliffe
Luna A. Shercliffe

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Dodatkowo : likantropia
Galeony : 411
  Liczba postów : 145
https://www.czarodzieje.org/t16923-luna-ann-shercliffe
https://www.czarodzieje.org/t16951-moon#472799
https://www.czarodzieje.org/t16922-luna-ann-shercliffe
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptySro Mar 13 2019, 18:33;

Jeśli chodzi o rzucanie czarów, chciała nabrać pewności siebie. Czasami wystarczyło, że zawahała się i zaklęcie nie udało się, a tu zawsze trzeba było mieć pewną rękę. W końcu z zakłóceniami dało się żyć. Czuła się głupio, kiedy niemal każde zaklęcie wychodziło jej bezbłędnie. Matt mógłby pomyśleć, że go okłamała i wcale nie potrzebuje korepetycji. Dlatego przepraszała, za to, że umiała, że magia nie blokowała się w jej dłoniach, a różdżka chciała współpracować. Idiotyzm. Z drugiej strony Alexander mógł po prostu uznać się za dobrego nauczyciela. W końcu Shercliffe tak ładnie czarowała, to mogło oznaczać, że dobrze rozumiała jego polecenia. Jednak trochę szczęścia miała, skoro zakłócenia jej nie przeszkadzały. Może to ten dom tak na nią wpływał i sam Pan A.
Nie miał nic przeciwko, czy zaklęcia jej wychodziły, czy też nie. Nie mogła go rozgryźć, w ogóle nie potrafiła zrozumieć ludzi, ale lubiła Matthew i to jej wystarczyło. Ufała mu. Nie wiedziała, dlaczego i mimo tego, że w ogóle się nie znali za bardzo, ona czuła, że jest jej bliski. Jakby już kiedyś się spotkali i było to coś dobrego, czego nie można zapomnieć. To uczucie odcisnęło w niej piętno. Nigdy tak nie miała. Obawiała się tego dziwnego uczucia, że nagle pęknie jak bańka mydlana i zniknie na zawsze, pozostawiając po sobie nicość.
- Dobrze. - Odparła z większą pewnością w głosie, a nawet starała się wysilić na uśmiech. Spojrzała na herbatkę i ponownie w skupieniu, uniosła różdżkę, rzucając Glacius. Szybko poczuła, jak różdżka zatrzymuje jej moc. Na szczęście, po chwili to ustąpiło. Siła magii, która kiedyś siała w jej młodym ciele spustoszenie, obecnie na coś się przydawała. Nawet różdżka nie miała prawa się tu zablokować. Podobnie było z zaklęciem Foreve.
Po wypiciu herbatki pożegnała się ładnie z Matthew i opuściła jego przytulny, ciepły dom pełen ciszy, której nie mogły nawet zakłócić zwierzęta; same tę ciszę tworzyły. Były częścią Domu 6A.

Kostka: 4

z/t
Powrót do góry Go down


Astrid Nafnisdottir
Astrid Nafnisdottir

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 174
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 520
  Liczba postów : 270
https://www.czarodzieje.org/t19558-astrid-nafnisdottir
https://www.czarodzieje.org/t19591-porarinn#582214
https://www.czarodzieje.org/t19562-astrid-nafnidotter
Dom 6A - Page 3 QzgSDG8




Gracz




Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 EmptyWto Wrz 01 2020, 22:04;

@Matthew Alexander

30 Sierpnia 2020

Jęknęła z niezadowoleniem, przeklinając po norwesku bezwstydnie pod nosem. Wielka Brytania była paskudna i ciepło, było tu mnóstwo ludzi i kompletnie nie umiała odnaleźć się w Londynie, który wzbudzał w niej niechęć i klaustrofobię. Nie było czym tu oddychać, każdy się na nią gapił, budynki zasłaniały niebo. Było głośno, tłumy ludzi pchały się ulicami, a ona miała ochotę rzucić targanym kufrem i wrócić do domu. Zacisnęła dłoń na rączce, przygryzając dolną wargę tak mocno, że poczuła metaliczny smak krwi w ustach. Nie mogła, obiecała. Thor będzie musiał dać jej siłę. Astrid nie była mistrzynią zaklęć, nawet teleportacja sprawiała jej problem, więc aby dostać się pod adres wskazany na tkwiącym w kieszeni liściku, który dał jej ojciec, skorzystała ze wspaniałego wynalazku, jakim była taksówka. Posłała krótki uśmiech kierowcy, który dumnie oznajmił, że wie, gdzie znajduje się ta ulica i zawiezie ją tam skrótami, aby opłata była jak najmniejsza. Zapewne dlatego, że była ładna, jak zwykle. Ludzie tak robili i chociaż była do tego przyzwyczajona, wzbudzało to w niej irytację. Obiecała też, że będzie grzeczna i nie będzie sprawiała problemów, więc jedynie uśmiechnęła się krótko z kiwnięciem głowy, ignorując wpatrujące się w nią w lusterku ślepia. Swoje wlepiła za okno, przyglądając się uważnie kolorowej stolicy oraz jej mieszkańcom. Ku jej radości, wieżowce zostały z tyłu i teraz mijali jedynie kolorowe domki.
Po dotarciu na miejsce wyjęła kufer z bagażnika i ułożyła na nim klatkę z krukiem, płacąc mężczyźnie, który pytał jeszcze, czy może coś dla niej zrobić. Mugole byli mniej odporni na jej urok, zdążyła się o tym przekonać jeszcze w Oslo czy nawet podczas spotkania turystów na Islandii, czy w Finlandii, gdzie miała zdjęcia do modowych magazynów — musiała jakoś zarobić nie studia. Nie mogła obciążyć rodziny, zwłaszcza że Sven miał przed sobą wesele, a Odyn zesłał wyjątkowo suche lato, przez co plony mogły nie być obfite. Ojciec na morzu również coraz mniejsze ryby, co również przekładało się na sprzedaż. Przymknęła oczy, przesuwając palcami po mieniących się srebrem kosmykach włosów, niedbale zgarniając je za ucho i ruszyła w stronę drzwi od domu z numerem 6A. Ojciec nalegał, aby zatrzymała się gdzieś poza zamkiem, przynajmniej dopóki się nie zaaklimatyzuje, bo mogłaby zbyt łatwo stracić kontrolę, zrobić coś głupiego lub zwyczajnie wylecieć z pierwszego roku, zanim ten na dobre się zaczął. Odstawiła bagaż, pukając i prostując głowę, oczekiwała na otwarcie drzwi przez jakiegoś starszego Pana z wąsem. Niemniej jednak skupiona na wycieraczce i leżącej na niej ulotce, zignorowała skrzypienie podłogi, a także charakterystyczny trzask zawiasów i dopiero widok stóp uświadomił ją, że ktoś otworzył. Przesunęła spojrzeniem leniwie do góry, marszcząc brwi coraz mocniej, bo styl ubioru i sylwetka wcale nie wskazywały na emeryta. Jednocześnie zaczęła mówić, starając się jak najlepiej wypowiadać słowa po angielsku, chociaż akcent był dość słyszalny.
- Pan pewnie jest przyjacielem mojego ojca, Pan... - przerwała, gdy napotkała twarz. Młodą, całkiem przystojną i o bystrych, emanujących jakąś dziwną empatią oczach. Zamrugała kilkakrotnie, unosząc na chwilę brwi, a zaskoczenie przemknęło przez jej twarz na tyle wyraźnie, że na chwilę jej wargi pozostały rozchylone. - Słodki? To znaczy Matt, Matthew, tak? -poprawiła się zaraz, uśmiechając przepraszająco i odszukując jego spojrzenia, przez myśl jej przeszło, że Wielka Brytania ma jednak swoje dobre strony, a ojciec zdecydowanie powinien ją uprzedzić, że jej gospodarz wygląda niczym Pan z okładki magazynu. Nie była przyzwyczajona do takiej urody, Norwescy mężczyźni, a przede wszystkim Ci z jej wioski, byli całkiem inni. Siedzący w klatce kruk przekręcił łeb, wydając z siebie skrzeczenie, trzepocząc skrzydłami. Jakby wiedział, jak diabelne myśli chodziły jego właścicielce po głowie. Alexander jeszcze nie wiedział, że do nieśmiałej i wyrafinowanej, pełnej manier damy z angielskiego dworu, było jej bardzo daleko.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Dom 6A - Page 3 QzgSDG8








Dom 6A - Page 3 Empty


PisanieDom 6A - Page 3 Empty Re: Dom 6A  Dom 6A - Page 3 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Dom 6A

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 4Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Dom 6A - Page 3 JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
Świstokliki
 :: 
Mieszkania
-