Obecny czas to Pią Kwi 19 2024, 07:45

Znaleziono 13 wyników

Szpitalne łóżka


Samodzielny Post Szpitalny - Ingerencja [3]

Jedynym problemem po powrocie do Hogwartu było to, że faktycznie nie wiedział kogo w tym roku spotka. Na uczcie w ogóle praktycznie nie był, nie wiedział za bardzo nic o tym co się w tej budzie działo, a dodatkowo “widok” nowej dyrektorki, której nawet nie widział sprawiał, że czuł się dość… nieswojo. Nikt mu zresztą nie powiedział co się stało ze starym Hampsonem dopóki sam nie wypytał jakiegoś trzeciorocznego przy zupce kremowej z rana, którą zresztą pił z bambusowej rurki. Bo niby eko, bo niby coś. A tam, przynajmniej nie trąciło plastikiem i mógł sobie spokojnie siedzieć w łóżeczku i kminić co dalej. A tak, próbował znowu tyknąć się za rysowanie, ale kiedy Blancówna walnęła mu przysłowiowo po łapach to dał sobie z tym spokój. Wychodzić jeszcze nie mógł, a umówione wizyty na rehabilitację będzie miał dopiero po… piętnastym? No chyba coś w ten deseń. Wypadało po prostu zrobić wszystko, aby nie nadwyrężać swoich kosteczek i ścięgien i wszystkiego co się miało w tych rękach. Swastyki tylko brakowało, żeby można było z niej robić. Ale ostatecznie - co ma być co będzie. Przynajmniej czasem miał fajne widoki na lewo i prawo, kiedy przychodziły jakieś dziewczyny po tabletki na ból brzucha czy zgłaszały, że boli je głowa. Albo inni śmieszni pierwszoroczni, którzy narzekali, że coś zjedli nie tak, a jedyne co to chcieli lewe zwolnienie do końca dnia. Tak, tak. Znał te wszystkie zagrywki i każdemu mówił, że już lepiej przystawić sobie coś gorącego do czoła, żeby przy sprawdzaniu temperatury była wyższa. Albo nie wiem… Faktycznie zjedli surowego ziemniaka z kuchni skrzatów. Ej, właśnie. Gdzie były te skrzaty? Przecież za niedługo miała być pora obiadowa. A on tutaj to by też coś zjadł. Znaczy to i tak będzie wszystko przerobione w formie szejka proteinowego czy innego wyrobu. Ale papkę zawsze można jakoś przyrządzić lepiej. Albo może dogadać się ze skrzatem co by mu lepiej przyrządzał je? Zawsze coś. Od tego też skrzaty były - umiały dogodzić ludziom w potrawach. I temu je lubił. Dawały jedzenie za free i się z tego jeszcze cieszyły. Pożyteczne stworzenia. Może kiedyś sobie takiego zakupi jak sam zamieszka. Już na stałe w magicznym świecie. Takie myśli go czasem prześladowały… A potem przypomniał sobie co tu tak naprawdę robił. Leczył się. Przypomniała mu o tym zwłaszcza Blancówna, która szła z opatrunkami na zmianę. I eliksirami. Standard. Na sam koniec pobytu jej jakoś podziękuje, może kupi bombonierkę? Sam nie wiedział. Postanowił za to ponownie ruszyć rysowanie.
Jasne, eliksiry i opatrunki pomagały, ale nie tak jak powinny. Nie czuł się tak, że porządnie już umiał rysować, ale na pewno szło mu to lepiej. Obecnie jednak ani trochę nie widział postępu w poprawie. Nadal rysował jak czterolatek z ADHD, któremu brakuje pomysłu co rysować, więc jego rysunki są kompletnym gównem. I samemu też się tak czuł teraz, bo ani trochę nie miał krztyny talentu obecnie. Pozostawało tylko leżeć i czekać na kolejne postępy. Miał chociaż nadzieję, że nie zostanie tutaj na zawsze i na zawsze nie będzie umiał już rysować. Kurwa, to byłoby dziwne.
by Taffy Strange
on Wto Wrz 28 2021, 10:03
 
Search in:
skrzydło szpitalne
Temat: Szpitalne łóżka
Odpowiedzi: 128
Wyświetleń: 4150

Słoneczna polana


Samodzielny Post Szpitalny - Ingerencja [2]

To była komedia. Prawdziwa farsa, że musiał znosić obecność tych debili wokół siebie. Ostatnio myślał, że przebitka o “grzybku wyrastającym o tu” do pielęgniarki z poprzednich paru dni to będzie nic. Ale… Jak widać chorzy Janusze angielskiego pochodzenia wiedzieli lepiej jak sobie zaskarbiać uwagę płci przeciwnej. On jedynie mógł dalej leżeć ze swoimi rączkami jak patyki z mema o kosmicie po wiadrze i myśleć o tym czy przynajmniej na koniec dnia nie umrze z powodu “dowciapnego towarzystwa”, które postanowili przydzielić mu lekarze. Ale hej, nie ma tego złego co być powinno. Taffy nie mógł narzekać aż tak bardzo, skoro mógł trzy czwarte szpitalnego dnia spędzić poza swoim oddziałem, byleby uważać, aby nie upaść. Bo jak się spierdoli na te swoje patyczki to nie ma chuja - będzie trzeba znosić kolejne dawki Kabaretu Uśmiechu z gośćmi powalającymi wyglądem i dowcipem. A wtedy to on prędzej będzie chciał wypić coś z kantorka szpitalnego woźnego niż spędzić z nimi następne godziny. Także wiadomo - za pacjentami nie przepada. Dlaczego więc nie pochodzić po piętrze i znaleźć coś fajnego dla siebie? W końcu na pewno mają tu coś dla ludzi. Skoro Hogwart miał… To i tutaj się coś znajdzie, co nie? Przynajmniej zajmie myśli czymś innym niż bólem i faktem, że dzisiaj rano kolejna dawka śmierdzących eliksirów znalazła się pod jego bandażami, psując mu okrutnie nastrój. Pomijając, że zjebany był już od samego pobytu tutaj. Nie wiedział nawet czy faktycznie dane mu będzie coś odwiedzić, dopóty jeden z lekarzy nie powiedział mu czegoś o Słonecznej Polanie. Znaczy, no, słyszał kiedyś o tym miejscu w przeszłości, jak był jeszcze na odwyku, ale nie sądził nawet, że odwiedzi je dopiero teraz. Jakby to powiedzieć - okazja zawsze czyniła zwycięzcę. Czy jakoś tak. Dlatego jeśli tylko zostało mu już powiedziane gdzie owa Polana była - zamierzał się ruszyć. “Auć”, wydało się z jego ust, kiedy niechcący poruszył za mocno swoją ręką. Nadal nie było do końca zagojone, a rehabilitacje dopiero przed nim. Jak już… No, skończy się ta cała regeneracja wstępna czy jak to tam nazywali lekarze. To w sumie już chyba niedługo.
Przychodząc w końcu na polanę, Strange czuł się tak jakby był w ciągu jakiegoś psychodelika, ale brakowało mu efektów ubocznych. Wszystko jawiło się w dość nietypowych barwach, wszystko było przesycone i nie wiadomo było czy to jest naprawdę prawdziwe, nawet jeśli się chciało wierzyć. Chujowe projekcje. To na pewno było wiadome. Ale jednak lepsze to niż słuchanie ględzenia starego pierdziela z łóżka obok, który miał czelność do niego odezwać się. Jak chciał sobie znaleźć przyjaciela do rozmów to raczej zapomniał się, bo Strange nie chciał go znać. Chciał spokoju. A tutaj, choć słabo się postarali - miał przynajmniej spokój. I promieniujący ból, który jakoś tutaj zelżał. Siedział sobie na łączce. Słonko świeciło. Gdzieś na horyzoncie było morze, takie jak na wyspie Man. I wszystko się kurwa dobrze skłaniało ku temu, aby sobie chwilę pospać opartym o ławeczkę. To jest życie.
Ostatecznie wszystko się kiedyś kończyło, dla niego akurat jak wstał. Mądre głowy musiały mu w końcu zaaplikować nowe leki. Nowe eliksiry, bandaże. Cokolwiek co sprawia, że skróci się jego męka. Najlepszą nowiną póki co było, że może przejść do Hogwartu. Tylko, kurwa, coś mu podpis się nie zgadzał. Nowa dyra? Heh. Interesujące.
by Taffy Strange
on Wto Wrz 28 2021, 09:29
 
Search in:
Pietro 4
Temat: Słoneczna polana
Odpowiedzi: 28
Wyświetleń: 1115

Urazy pozaklęciowe


Samodzielny Post Szpitalny - Ingerencja [1]

Pierwszy dzień zaraz po “operacji” eliksirami jego rąk, które wykręcone efektami czarnomagicznego zaklęcia, był istną tragedią. Tak, jakby ktoś puszczał mu w żyły i kości rozżarzone żelazo, zaczynają przedzierać się przez resztę długości. Każdy powolny ruch to było istne cierpienie. Tolerancja bólu? Bardzo mała. Chęć rozerwania każdego pytającego o to w jaki sposób sobie radzi? Kurewsko wielka. Wszystko łączy się w jedną całość w momencie, kiedy pod koniec dnia może finalnie położyć się na łóżku szpitalnym i mieć po prostu na wszystko wyjebane. Dzień się dłuży tak, że niemożliwe jest to, aby jakoś inaczej sobie z tym radzić jak chociaż spróbować sięgnąć po ołówek i coś nabazgrać na papierze. Nawet jakieś proste gówno, które zazwyczaj zajmuje mu jakieś dziesięć lub piętnaście sekund. Dosłownie wzięcie do dłoni ołówka zajmowało mu owy czas. Kolejne drugie - próba narysowania czegoś, ale ostatecznie nie udało mu się tego zrobić. Ołówek wypadł mu z ręki, a jedyne co udało mu się uzyskać oprócz koszmarnego bólu to bazgroł, który rysuje każdy czterolatek. Jakby kompletnie cofnął się w rozwoju fizycznie. Bo umysłowo czuł się tylko jebanym przegrywem. Że nie umiał tym razem wydostać się z tarapatów. Ale cóż. Kto wiatr zasiał to coś tam coś tam. Nie pamiętał w głowie tego, bo tak naprawdę na czym się skupił to ponowny promieniujący ból. Całe ręce miał też zabandażowane, bo pod nimi znajdowały się jakieś opatrunki nasączone eliksirami, które przykładano mu i owijano w bandaże. Niektórzy mówili wprost - rehabilitacja trochę potrwa, ale jeśli będzie się ze wszystkim słuchał - ta, jasne - to na pewno ręce wrócą do setki sprawności już na sam… grudzień? No, prawdopodobnie tak właśnie byłoby, jeśli się nie jest nim. Bo Taffy nie wie, nigdy nie wie czy jego rączki nie będą przylepami. To czasem było zbyt silniejsze niż sam sądził - nie wsadzanie rączek tam, gdzie nie trzeba lub niewolno. Duży chłopiec z niego - chyba powinien sam dobrze wiedzieć, że pewnych rzeczy nie wolno, prawda?
Następne co tak naprawdę go ciekawiło to to kiedy wróci do szkoły. Jakby rok szkolny już się zaczął, a nie chciał jednak spędzić jak najdłużej wśród tych wszystkich grzybów z odleżynami na dupach i śmieszkujących z pielęgniarek, że “hehe, to może plasterek jakiś na pupę mi pani da”, co kwitował wewnętrznym powstrzymaniem refluksu. Jeśli taki miałby być na starość to mogli go po prostu zajebać, bo na takiego geniusza dowcipu to on nie chciał wychodzić po dłuższym czasie na starość. Z tego względu wstał ze swojego łóżka i po prostu spokojnym, jak na niego, krokiem poszedł w kierunku głównego dyżurnego oddziału, który miał mu coś więcej o tym powiedzieć. Kurwa, piętnasty września? Nie dało się jakoś wcześniej? Albo chociaż może pozwolić mu na przenosiny do Skrzydła Szpitalnego w Hogwarcie, aby mieć mniej więcej “know-how” co się dzieje w szkole. Bo niestety, ale człowiek to istota stadna i nawet jeśli ma wokół siebie debili to chociaż chce wiedzieć co ma miejsce w świecie szkolnym.
Ech. Miał nadzieję, że chociaż szybko dostanie odpowiedź czy mogą go przenieść tam.
by Taffy Strange
on Wto Wrz 28 2021, 08:54
 
Search in:
Pietro 4
Temat: Urazy pozaklęciowe
Odpowiedzi: 139
Wyświetleń: 6619

Klasa Eliksirów

kostka na klątwę: Nic mi nie jest #wielkibratpatrzy
Ilość puntków w kuferku z eliksirów: 22 (+3)
Ilość puntków w kuferku z zielarstwa: 7 (+1)
Nastrój: 6
Przygotowanie do lekcji: Przygotowana jak zawsze przyzwoicie: Woreczek mojo (+1 zielarstwo), Kamienny moździerz (+1 eliksiry), Fiolka zwykła (+1 eliksiry), Zestaw podręczników do eliksirów (+1 eliksiry), Srebrny kociołek (+2 eliksiry) (oddany w innym poście)
Najlepiej współpracuję z: -

Nie miała szczególnej ochoty pojawiać się na dzisiejszej lekcji eliksirów. Może i była małostkowa, ale wciąż żywiła niechęć do nauczycielki, która w swoim wypaczonym poczuciu sprawiedliwości, postanowiła wspomnieć Hampsonowi, że Krukonka nie stawiła się na spotkanie z nią, kiedy to była zajęta szukaniem pijanego Solberga, gdzieś po Szkocji. I to właśnie jej opinia zaważyła na tym, że ostatecznie Krukonka nie zagrała w meczu z Gryffindorem. Gorsza była jednak świadomość, że znów straci przytomność, a tego wyjątkowo nie chciała. Nie przy rozgrzanym kociołku. Mimo to nie mogła się zamknąć w pokoju i  udawać, że nie istnieje. W końcu ktoś by zaczął zdawać sobie sprawę, że coś  jest nie tak. No więc przyszła. Ubrała się w swoją odbarwioną szatę do eliksirów. Zawiązała perfekcyjnie krawat, skoczyła na szybką owsiankę do hohwarckiej kuchni, pogadała z Gwizdkiem i pojawiła się w Sali lekcyjnej. Ta była jeszcze praktycznie pusta, pry jednym ze stolików siedziała jakaś drobna Gryfonka. Minęła ją bez słowa, usiadła gdzieś na tyłach i zaczęła się wypakowywać. Na wysłużonym stole wylądował lśniący czystością srebrny kociołek oraz palnik. Tuż obok, w idealnej linii znalazła się fiolka, a także woreczek zielarski  i zestaw podręczników. Na samym końcu, w lewym rogu stołu, położyła kamienny moździerz. Tak rozpakowana, w oczekiwaniu na nauczycielkę, oparła brodę na dłoniach i odpłynęła myślami w gdzieś sobie znanym kierunku.
by Julia Brooks
on Pon Wrz 06 2021, 12:53
 
Search in:
klasa eliksirów
Temat: Klasa Eliksirów
Odpowiedzi: 1083
Wyświetleń: 22498

Urazy pozaklęciowe

Kostka: 4

Witamy na Pozaklęciówce, do jasnej cholery. Albo może miejscu, gdzie ludzie najczęściej umierają, bo chuj wie co w nich trafiło. Jeśli ktoś miałby błogosławić jakimś imieniem ten oddział to niech wybierze imię jakiegoś sadysty, bo właśnie między innymi tę cechę przejawiali lekarze na tym oddziale. Co z tego, że komuś przetrącono kości? No co? Nic, do cholery. Ważne, że jakiemuś gościowi przetrącono Sectumsemprą, bo powinien wylądować w Azkabanie za przeszkadzanie lekarzom w ratowaniu tego gnojka, któremu zachciało się włóczyć po Nokturnie. I może jeszcze niech mu zacznie wypominać, że nie powinien się tam znaleźć. Jakby, no, sam się domyślił, że nie powinien tam być i ani trochę nie miał sobie temu za złe. Był kompletnym kretynem, ale kto... kto by pomyślał, że biorąc się za te rany nagle będzie wtedy wiedział, że... był leczony przez kogoś, kogo znał. Nawet tego nie osądzał... A wrzeszczał.
ZOSTAW TO, ARGH. KURWA, ZO-SSSTAW. To b...boli. – Czy to był bardziej chęć braku otrzymania pomocy czy może raczej przejaw braku kontroli nad sobą, brak świadomości. Cokolwiek to było sprawiało, że Taffy finalnie ze zmęczenia bólem ponownie zemdlał. Przynajmniej nie był świadomy na kogo wrzeszczał.
Obudził się następnego dnia, bez możliwości poruszania swoimi kończynami, bez możliwości drgnięcia nawet palcem, bo kiedy to robił... kolejna fala cierpienia sięgała całego jego ciała. Jak każdy nerw w jego ciele komunikował się z mózgiem i wysyłał zaraz falę przez resztę mięśni i ogólnie mięsa. Jak ból ponownie sprawił, że pielęgniarka przybyła miejsce z powodu jego wrzasku, a on jedyne co mógł zrobić to leżeć stabilnie. – Chociaż mnie przywiążcie... Nie będę... się na pewno ruszał. – Był już do tego przyzwyczajony. Do zapięć i pasów... W końcu na odwyku też rozrabiał.

by Taffy Strange
on Czw Wrz 02 2021, 21:52
 
Search in:
Pietro 4
Temat: Urazy pozaklęciowe
Odpowiedzi: 139
Wyświetleń: 6619

Małe boisko

kostka na klątwę 3 - nic mi nie jest #wielkibratpatrzy

Dzisiejszy trening stresował ją podwójnie. Jedną z przyczyn był fakt, że wciąż ciążyła na niej klątwa i obawiała się, że zaśnie na oczach wszystkich Krukonów. Latanie na miotle w takim stanie nie wchodziło w grę, mogła jedynie obserwować poczynania swoich kolegów i koleżanek z drużyny. Bardziej przerażał ją jednak fakt, że był to pierwszy trening, który miała poprowadzić. Choć na quidditchu znała się jak mało kto, i tak nie była pewna, jak sobie poradzi. Wiedziała tylko tyle, że da z siebie absolutnie wszystko, jak zawsze zresztą.

- Witam na pierwszym treningu po wakacjach – zaczęła, kiedy już wszyscy Krukoni pojawili się na boisku. – Mam nadzieję, że jesteście cali, zdrowi, wypoczęci i gotowi na kolejny rok szkolny. Jak widać, trochę się pozmieniało. Przygodę z Hogwartem zakończyli Elio i Aslan, pojawiły się nowe twarze. Nie zmienił się za to cel, a ten jest taki, jak zawsze, czyli wygrywać, wygrywać, wygrywać – uśmiechnęła się lekko, spoglądając po znajomych twarzach. - Żeby wygrywać, trzeba być lepszym od rywala. A żeby być lepszym od rywala, trzeba trenować. Tak więc bez zbędnego przedłużania, zaczynajmy!

Na sam początek, na Krukonów czekała krótka rozgrzewka w postaci kilku okrążeń wokół boiska. I w czasie, kiedy wy biegaliście, Brooks siedziała na ławce, przyglądając się waszym poczynaniom, spoglądając na was oceniająco. W końcu jednak wasze mięśnie złapały odpowiednią temperaturę i mogliście przejść do właściwego treningu.

- No dobra. Panie i Panowie, poznajcie… Gwizdka. – Dziewczyna gwizdnęła przeciągle w palce, a obok niej pojawił się znienacka domowy skrzat, z którym to od dziecka jadała śniadania w zapleczu szkolnej kuchni. – Gwizdek to zdolny kucharz, dzięki któremu nie chodzicie głodni i spragnieni, a także najbardziej sympatyczna mordka, jaką kiedykolwiek poznacie, o ile akurat nie śpi i nie chrapie jak irlandzki marynarz. Jak się również domyślacie, Gwizdek jest skrzatem domowym, a skrzaty domowe są mistrzami teleportacji. Waszym zadaniem będzie złapanie Gwizdka i zdjęcie mu czapki z tej pięknej łysej główki. Oczywiście nie korzystacie z mioteł. Powodzenia!

MECHANIKA - I ETAP:

by Julia Brooks
on Sro Wrz 01 2021, 20:51
 
Search in:
boisko quidditcha
Temat: Małe boisko
Odpowiedzi: 267
Wyświetleń: 4292

Krucze Gniazdo

Kostka na klątwę - spanko #wielkibratpatrzy

Klątwa nie klątwa, nie zwalniało ją to z treningów! Po prawdzie to było zupełnie przeciwnie i miała zakaz siadania na miotłę, z której w każdej chwili mogła spaść, robiąc sobie krzywdę. Nie mogła również biegać po Hyde Parku, bo zaśnięcie w trakcie w londyńskim parku, nie należało do bezpiecznych. Jeszcze by się obudziła w mugolskim szpitalu i jak by wyjaśniła tę nagłą utratę przytomności? „Ciekawa sprawa, panie doktorze. Tak się składa, że jestem czarownicą i podczas wakacji zostałam zaatakowana przez nieumarłego upiora, no i teraz, głupia sprawa no, ciąży na mnie klątwa”. Nie potrafiła jednak usiedzieć na dupie i starała się robić cokolwiek, aby stworzyć coś, co będzie chociaż namiastką dawnej formy. Z domu w Soton przywiozła bieżnię elektryczną, na której z piwnym brzuszkiem miał walczyć jej ojciec. Piwo wygrało, a bieżnia się kurzyła w piwnicy, wic ostatecznie znalazła się w Londynie. Dziewczyna nauczyła się rozpoznawać, kiedy dojdzie do ataku i po prostu błyskawicznie schodziła z bieżni i się kładła. Oprócz tego miała skakankę, gumy, matę do jogi, no i youtuba pełnego treningów. Nie mając zbyt wiele do roboty, trenowała nawet 2-3 razy dziennie. Niezbyt intensywnie i z zachowaniem wszelkich środków ostrożności.

Kiedy mieszkanie zostało uprzątnięte, a zwierzaki nakarmione, dziewczyna mogła wziąć się za ćwiczenia. Założyła słuchawki na uszy, odpaliła muzykę i weszła na ojcowską bieżnię. Zaczęła powoli, co kilometr podkręcając nieco tempo. Ostatni, piąty, biegła niemal sprintem, a pot spływał jej po brodzie na gumowe podłoże. Kiedy skończyła, ledwo łapała oddech. Od zmęczenia gorszy był jednak fakt, że w ciągu tych kilku tygodni aż tak bardzo spadła jej forma. Dawniej taki dystans nie robił na niej najmniejszego wrażenia. Dziś było jednak inaczej. Po uzupełnieniu płynów i otarciu się ręcznikiem, mogła przejść do dalszych ćwiczeń. Możliwości miała wiele, nawet pomimo braku sprzętu. Burpees, podciąganie na drążku powieszonym we framudze drzwi, pompki, brzuchy, przysiady. Do wyboru, do koloru. W jej głowie powstał prosty plan zrobienia „stacji”. Jedno ćwiczenie, minuta odpoczynku, kolejne ćwiczenie i tak dalej i tak dalej. Obwodów takich mogła zrobić tyle, na ile starczy jej sił. A więc zaczęła. Zaczęła od pompek, a następnie płynnie przeszła do podciągania. Była już niemal w połowie zaplanowanego treningu, gdy poczuła znajome otępienie. Zbliżał się atak.
- Kurwa – westchnęła z żalem i położyła się na macie do jogi, kładąc pod głowę mokry ręcznik.
***
Kiedy się obudziła, słońce powoli już zachodziło. A więc pięknie. Przespała cały dzień. W ustach miała sucho, w głowie jej szumiało, a do tego pies wbił się jej na łóżko i znów będzie musiała je odkurzać z sierści. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła, było zaparzenie kawy i wskoczenie pod proszynic. Kiedy już się ogarnęła, mogła sięgnąć po książkę, którą aktualnie czytała. Była to biografia jednego z jej ulubionych zawodników. Dimitar Draganov. Legendarny pałkarz kadry Bułgarii, mistrz świata z 2014 roku. Kozak nad kozaki, przed którym drżał każdy szukający, bo jak już Draganov trafił, to oznaczało to dla Ciebie koniec spotkania. Co było tajemnicą jego sukcesu, oprócz talentu i pracowitości? Perfekcjonizm. Bułgar bowiem nie tylko machał pałką. On przede wszystkim… studiował swoich przeciwników. W książce znalazły się wypowiedzi jego trenera z młodzieńczych lat. Młody Bułgar miał całe notesy poświęcone rywalom. Analizował w nich wszystko. Strategię zespołu, model miotły, na jakiej lata przeciwnik, dominująca ręka, sprawność w deszczu lub upale. Krukonka uśmiechnęła się do siebie. Sama również tworzyła notatki, ale skupiała się na zespołach, nie zawodnikach. Teraz znaleziony przez nią fragment, miał się stać kolejnym krokiem, mającym uczynić z niej najlepszą pałkarkę na wyspach. Zaznaczyła odpowiedni fragment zakreślaczem, po czym kontynuowała czytanie. Coś jej mówiło, że skończy ją jeszcze tej nocy.

/zt

+
by Julia Brooks
on Nie Sie 29 2021, 20:53
 
Search in:
londynskie mieszkania
Temat: Krucze Gniazdo
Odpowiedzi: 98
Wyświetleń: 2180

Urazy pozaklęciowe

Ingerencja
@Taffy Strange

Znaleziony zostałeś po czasie, jak również po czasie zostałeś przyjęty na oddział. Jak się okazało, nie tylko Ty zostałeś poszkodowany, ale zamiast tego pojawiła się osoba, która ledwo co uniknęła śmierci - bardziej od Ciebie. Ledwo co zostałeś przetransportowany na oddział, a okazało się, że pojawiła się osoba z obrażeniami nie tylko od Sectumsempry, ale także szeregu innych czarnomagicznych zaklęć, które zdecydowanie zbyt mocno wpłynęły na jej stan zdrowia, który był krytyczny. Zaklęcie nie chciało się cofnąć w żaden sposób poprzez Vulnerę Sanentur, kiedy inkantacja była wymruczana niczym pieśń z ust samych uzdrowicieli. A Ty? Musiałeś czekać, otrzymując przeciwbólowe. Nie za długo, nie wpłynęło to na Twoje leczenie, ale koniec końców przeleżenie samotnie w jednej z alejek Śmiertelnego Nokturnu przez tę chwilę nie było w żaden sposób zbawienne. Po czasie straciłeś przytomność, osuwając się w ramiona swoistego mroku...
Kiedy się obudziłeś, byłeś już częściowo zaleczony. Twoje kończyny nie były tak mocno wygięte, jak to miało miejsce wcześniej, kości udowe ulegały powolnemu zrośnięciu, gdy zostały tak perfidnie zmiażdżone podczas ataku napastników. Ból przeszywał każdą możliwą tkankę Twojego ciała, powodując rozrost dodatkowych problemów. Jakikolwiek ruch nie był wskazany, a do tego poczułeś nagle ogromną falę, której nie mogłeś powstrzymać; całe ciało drżało z powodu cierpienia, z jakim to miałeś do czynienia. Nic dziwnego, że uzdrowiciele natychmiastowo podali Ci Morphius, by uśmierzyć objawy trwającej katorgi, której nie mogłeś samodzielnie powstrzymać. Nic nie pamiętasz. Ani tego, jak się tutaj znalazłeś, ani tego, dlaczego się tutaj znalazłeś. Strzępki wspomnień zdawały się być rozdarte perfidnie ostrymi pazurami, a podbity działaniem leku przeciwbólowego, trudno było Ci o tym myśleć.
Leżałeś zatem otumaniony na oddziale pozaklęciowym, czekając na dalsze momenty zbawienia, choć nie było to czymś, w co chciałeś się oddawać. Jak się okazało, mimo wcześniejszych, w miarę pozytywnych spekulacji na temat Twojego stanu zdrowia, ten się pogarszał, a wcześniejsze naciągnięcia mięśni, rozerwanie, tudzież ich przeciążenie powodowały kolejne fale przeszywającego bólu. Za każdym razem doznawałeś szczękościsku i nie byłeś w stanie się rozluźnić, dopóki nie otrzymywałeś stosownych medykamentów. Wszystko wskazywało na to, iż posiedzisz na oddziale dłużej, niż mogłeś się tego spodziewać.

Informacje:
by Mistrz Gry
on Czw Sie 26 2021, 21:51
 
Search in:
Pietro 4
Temat: Urazy pozaklęciowe
Odpowiedzi: 139
Wyświetleń: 6619

Uzdrowicielska Oaza

kostka na klątwę: mdleję na dwa posty - post 1/2 #wielkibratpatrzy


Gdyby ktoś wpadł kiedyś na pomysł, aby sporządzić listę wszystkich urazów, jakie dotknęły Brooks, to spisanie wszystkiego zajęłoby długie godziny, a sama lista przypominałaby cienką nowelkę. Nie było chyba kości w ciele dziewczyny, która nie zostały kiedykolwiek złamana lub pęknięta. Nos? Dostawał po nosie średnio kilka razy w roku, najczęściej tłuczkiem. Żebra? Popękane wielokrotnie przez te wszystkie lata, ostatni raz w zeszłoroczną jesień. Ręce i nogi? Nawet nie ma co zaczynać. Zresztą, to właśnie kolejne złamanie wywołane upadkiem z miotły podczas ćwiczenia Zwodu Wrońskiego, przyczyniło się do ich pierwszego spotkania w Skrzydle Szpitalnym. Mając więc na koncie tyle niezbyt przyjemnych doświadczeń, musiał przyjść dzień, w którym Julka wpadła na pomysł, że przyda jej się jakaś szpitalna wyprawka, która urozmaici jej pobyt wśród piguł.

- „Złote Wrota” MacLeana o ataku terrorystycznym na moście Golden Gate. Niezbyt dobra i przewidywalna, ale fajnie odmóżdża. Zresztą, jak większość książek MacLeana – uśmiechnęła się lekko. Przy takim nawale obowiązków, nie sięgała po książki zbyt często. Na bieżąco była z prasą i literaturą miotlarską, a także podręcznikami do zaklęć, uzdrawiania czy eliksirów. Czytanie beletrystyki było jednak czymś zupełnie innym. Po długim i ciężkim dniu wolała obejrzeć sobie odcinek serialu na Netfliksie albo pochillować w słuchawkach na balkonie. Czytanie kryminałów musiało poczekać na sytuacje takie jak ta, gdy lądowała w szpitalu lub – oazie.

- Niby Kruk, a głupi, bo się nie słucha mądrzejszych od siebie – odpowiedziała żartem na żart. Faktycznie, ta dwójka wyjątkowo rzadko uderzała w poważne tony i gdy już to robiła, to najczęściej podczas nielicznych sprzeczek.

Teoria Maxa miała ręce i nogi, a symptomy były zbieżne z tym, co czuła zaraz po wyprawie do miasteczka. Nie spodziewała się co prawda, że potencjalna klątwa pojawi się z opóźnieniem, ale niewiele wiedziała o naturze samych klątw, tak więc na dwoje Fredka wróżyła.

- Nie wspomniałam, bo nie myślałam, że to dlatego. Wzięłam to za udar słoneczny, bo spędziłam trochę czasu na pustyni, biegając – powiedziała, ziewając w międzyczasie. – A tak poza ty… - Nim zdążyła dokończyć, z jej ust wyrwało się jeszcze jedno ziewnięcie, powieki stały się ciężkie jak grube kotary i ku zdziwieniu ex-ślizgona, zasnęła.
by Julia Brooks
on Sro Sie 18 2021, 16:34
 
Search in:
Pałac
Temat: Uzdrowicielska Oaza
Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 586

Ślepy zaułek

Ingerencja - @Taffy Strange

Przechodziłeś przez jedną z wielu uliczek w Londynie. Pogoda zdawała się być pozytywna, co odbijało się na Twoim podejściu do spaceru. Był częściowo późny wieczór, choć tak czy siak promienie słońca jeszcze padały przez zasłonę z chmur, która to się pojawiła na niebie. Klimat w Wielkiej Brytanii zawsze był ponury, ale to właśnie w tym należało odnaleźć jakiś wewnętrzny spokój. Jakby namiastkę tego, że gdy pozornie spokojnie wstąpiłeś sobie w jedną z mniej uczęszczanych uliczek, gdzie zamierzałeś następnie wyjść na główną aleję. Niestety, obecnie nie było Ci to w żaden sposób dane, gdy nagle - znienacka i kompletnie bez żadnego ostrzeżenia - pojawił się za Tobą jeden typek, kładąc dłoń na ramieniu, by następnie was teleportować. Nikt tego nie zobaczył - byłeś sam . Nie wiesz gdzie, nie wiesz po co, ale na pewno nie było to w żaden sposób przyjemne, gdy trzask po deportacji przedostał się przez odmęty powietrza, a chmura dymu oraz atmosfery tak gęstej, że można byłoby ją ciąć siekierą, przedostawał się do płuc i uniemożliwiał normalne oddychanie. To wszystko cholernie śmierdziało. I to dosłownie, bo zgnilizna dostawała się do nozdrzy i powodowała chęć zwrócenia zawartości żołądka.
Jak się okazało, takie swobodne wędrowanie po Śmiertelnym Nokturnie, bez żadnego kamuflażu, nie było niczym rozsądnym. Już wcześniej przykułeś wystarczająco uwagę tych osób, które łypały na Ciebie ciemnymi obrączkami źrenic, poniekąd zauważając Twoją nieuzasadnioną tutaj obecność w poprzednich dniach. Czego zatem szukałeś? To ich zaintrygowało. Tak młoda dusza, tak niezgrabna, tak wyróżniająca się w tłumie bladym i przesiąkniętym ciemnymi barwami, chłodem otoczenia, a przede wszystkim światłem barwy zimnej. Wyróżniałeś się ubraniem, które nie przypominało w żaden sposób standardów miejsca pełnego osób o najróżniejszych podejściach, tych mniej lub bardziej prawidłowych moralnie. Nie miałeś jednak czasu się nad czymkolwiek zastanawiać, kiedy uderzenie z zamkniętej pięści prosto w brzuch spowodowało nasilony ból oraz ściśnięcie, jakie to natychmiast zgięło Cię w pół. No ba. Nawet nie chwyciłeś w żaden sposób za różdżkę, gdy magiczny patyczek powędrował z cichym stukotem gdzieś znacznie dalej w tej całej nieprzyjemności, która została Ci zaserwowana. Jednego możesz być pewien, w takim miejscu i o takiej porze na pewno nie uda Ci się go odzyskać. Mimo swojego wzrostu, nie byłeś w stanie praktycznie nic zrobić, gdy dwójka z nich chwyciła Cię wyjątkowo mocno za ramiona, powodując obszerne siniaki, pęknięcia naczyń. Stałeś się ich obiektem małej, niepozornej zabawy; jeden z nich posiadał na palcach specyficzny przedmiot, który, po zetknięciu z Twoją skórą, spowodował natychmiastowe osłabienie. I co najgorsze - nie miał zamiaru puścić. Z łatwością opuszczały Cię siły witalne, których zwyczajnie zaczynało brakować, a do tego czarnoksiężnicy postanowili użyć na Tobie Oscausi, żebyś przypadkiem nie wezwał pomocy.
Do Twoich uszu pierwszy dotarł trzask łamanej kości, gdy kieszenie zostały perfidnie przeszukane, a bluza - jeżeli jakąkolwiek miałeś - zdjęta. Siłą, bez żadnych zahamowań, bo przede wszystkim zależało im na... czym? Nie wiedziałeś, gdy dotarła do Ciebie pierwsza fala bólu wynikająca z pękniętej kości udowej. W zależności od Twojej wytrwałości na ból, mogłeś mniej lub bardziej wydobyć z siebie zduszony krzyk, który jednak nie zaalarmował nikogo - bo przecież jak, skoro nie mógł się wydostać? Kto by w ogóle na to zwrócił uwagę? Dzień jak co dzień, napad jak napad, a skoro wszyscy się znają, to nie ma co liczyć na wsparcie od jakiejkolwiek dobrej duszyczki. Tym bardziej, że znajdowałeś się w ślepym zaułku, gdzie niespecjalnie ktoś miałby się znajdować. Kończyna pulsowała niemiłosiernie, do ciała wstąpiła adrenalina, która jakoś stłumiła ból przeszywający ciało. Następnie trzask drugiej kości w drugiej nodze, co byś przypadkiem nie postanowił sobie uciec bądź się teleportować. Co najgorsze - nie mogłeś usiąść, by odciążyć złamane kości. Nieznajomi perfidnie zabierali Ci wszelkie oszczędności, które akurat miałeś ze sobą, w tym przedmioty, jakie to sobie wziąłeś. Dalej, gdy się Tobą tak bawili, wystosowali Artus Versavi, wyginając perfidnie mięśnie Twoich rąk, przez które to może i łzy pojawiły się w oczach, a sam już powoli odpływałeś. Dalej nie wiesz, co się działo; wzrokiem zawładnął swoisty mrok.

Informacje:
by Mistrz Gry
on Sro Sie 18 2021, 14:57
 
Search in:
smiertelny nokturn
Temat: Ślepy zaułek
Odpowiedzi: 185
Wyświetleń: 7825

Środek oazy

samonauka - GM - 2K znaków
kostka na klatwę: 3 #WielkiBratPatrzy
działania kostki
Spoiler:

link do ingerencji od MG: cyk

Ostatnio czuła się fatalnie. Coś w niej siedziało i nie pozwalało zaznać spokoju choćby na chwilę. W każdej chwili mogła bowiem dopaść ją senność, na którą nie działo kompletnie nic – od mugolskich energetyków, na zaklęciach ocucających kończąc. Kilka poprzednich dni spędziła w sposó, który nie należał do najprzyjemniejszych. Badania, eksperymentowanie z kolejnymi eliksirami i zaklęciami, debaty na temat tego, co też jej się stało i dlaczego. A na domiar złego, nie mogła latać i ćwiczyć, bo wiązało się to z wypadkiem. Zaśnięcie podczas lotu na miotle? To nie brzmiało bezpiecznie. „Boyden” siedział więc grzecznie w pokoju, a Krukonka, w towarzystwie pappara, przybyła do oazy, aby poprawić sobie humor. I poczytać! Latać nie mogła, to fakt, ale nie oznaczało to, że zapomniała o quidditchu. Gdy nie mogła ćwiczyć ciała, przychodził czas, by poćwiczyć umysł. W mugolskim plecaku znajdowało się całe mnóstwo czasopism i książek. Po rozłożeniu kocyka tuż nad samą wodą, dziewczyna wyciągnęła pierwszą z książek. Atlas najlepszych zawodniczek w historii Quidditcha. Prezent od Solberga, okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Czytała tę książkę już dwa razy, ale tym razem postanowiła skupić się na niej nieco bardziej. Zakreślacz w dłoni już czekał na kolejne informacje do zaznaczenia.

Gdy jej wzrok skupił się na rozdziale o Gwenog Jones, oczy ponownie jej rozbłysły z podniecenia. Jones była jej ulubioną zawodniczką i nie było co do tego najmniejszych wątpliwości. Z każdą lekturą tego rozdziału starała się wyciągnąć coś nowego, co mogło jej umknąć wcześniej. I tak było i tym razem. Bo choć ciekawostki najbardziej interesującą część lektury, to drobne lifehacki stanowiły wartość dodaną. I tak było właśnie teraz. Między wierszami Krukonce udało się bowiem wyczytać drobną wzmiankę byłego trenera Harpii, który wspominał o metodach treningowych byłej pałkarki. Gwnog Jones miała bowiem w zwyczaju używać do trenowania… przeklętych tłuczków. Rzucona na nie klątwa była nie do zdjęcia, a gdy już się je wypuszczało, siały spustoszenie większe, niż klasyczne piłki. Były znacznie szybsze, agresywniejsze i dużo bardziej zwrotne. Brooks zaznaczyła ten fragment na żółto i włożyła do książki zakładkę, aby w każdej chwili móc wrócić do tej części. W międzyczasie zaczęła się z kolei zastanawiać, jak sobie utrudnić trening. Na klątwach się nie znała, choć jedna prawdopodobnie na niej ciążyła, ale może wystarczy udać się do jakiegoś asa z transmutacji, który stworzy jej zestaw szybszych i agresywniejszych tłuczków? To by mogło ułatwić jej dalsze robienie postępów i nic innego się dla niej nie liczyło.

/zt
by Julia Brooks
on Wto Sie 17 2021, 14:17
 
Search in:
Pustynia
Temat: Środek oazy
Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 341

Uzdrowicielska Oaza

Dziwna to była pobudka. W jednej chwili Brooks robiła porządki w kuferku, usuwając z niego każdy gram kurzu i piasku, a także układając rzeczy jak od poziomicy. Nie lubiła, gdy coś było nie na swoim miejscu. Wszystko miało swoją rolę, a także odpowiednią szufladkę bądź odpowiedni kąt. Rzeczy treningowe osobno, kosmetyki również, podobnie jak przyrządy i sprzęt do quidditcha. Dla wielu osób robienie porządków stanowiłaby ostatnią deskę ratunku w walce z lenistwem. Dla Julki jednak był to doskonały plan na spędzenie poranka. Lubiła sprzątać i choć brakowało jej pod ręką ulubionego mugoskiego płynu, to chłoszczyść i tergeo sprawdzały się równie dobrze. Niestety, ten przyjemny poranek szybko został zakłócony przez niespodziewany black out. Dziewczynie pociemniało przed oczami i nim zdążyła się zastanowić, co takiego się dzieje, zasnęła snem sprawiedliwego. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że wszystko to jest wywołane wyjściem na pustynię i wizytą w pewnym opuszczonym miasteczku. Już zdążyła zapomnieć o tej przykrej batalii z zombiakami. Jak widać, jej organizm jeszcze nie zapomniał.

Gdy otworzyła oczy, nie znajdowała się już w pałacowym pokoju. Była w jakiejś dziwnej oazie, otoczona nieznanymi jej twarzami. Co się stało? Jak się tu znalazła? Nie miała bladego pojęcia. Z trudem otwierając zaschnięte usta, przywołała do siebie najbliższą postać.

- Co ja tu robię? – wychrypiała. Arabska piguła spojrzała na nią z troską i szybko wyjaśniła jej, co się wydarzyło. Otóż okazało się, że Krukonka zasnęła, co było efektem nie wiadomo czgo. Nikt nie wiedział, co jej się przytrafiło. Zasnęła dobre kilkanaście godzin temu i dopiero teraz postanowiła łaskawie się obudzić. Żadna próba dobudzenia jej, czy to magią, czy specyfikami, nie przynosiła rezultatu. Nie były to dobre wieści dla pałkarki. Dopiero co przeżyła próbę na pustyni, wrzesień zbliżał się nieubłaganie, a ona ląduje w oazie, zasypiając pod wpływem klątwy. Gorzej być nie mogło. Nie licząc oczywiście faktu, że z wyprawy do miasteczka mogła nie wrócić w ogóle. – Dajcie mi pióro i pergamin – poprosiła jeszcze, po czym, po otrzymaniu przyborów, naskrobała krótki list i wysłała go papparem do pewnej bliskiej jej osoby.

/ZT

#wielkibratpatrzy
by Julia Brooks
on Pią Sie 13 2021, 14:07
 
Search in:
Pałac
Temat: Uzdrowicielska Oaza
Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 586

Pokój 20

Ingerencja - @Julia Brooks

Sama nie wiesz, skąd się to dokładnie wzięło. Może dziwne przeczucie mówiło ci, że coś jest nie tak, a ciało dawało jasne sygnały? Przecież nic ci się nie stało. Mogłaś wszelkie objawy jawnie ignorować, dopóki ciało się nie sprzeciwiało, dopóki mowa normalnie funkcjonowała, dopóki wszystko zdawało się być w porządku. A nie było - powinnaś na siebie bardziej uważać, a przede wszystkim się nie przeciążać. Nie robiłaś tego. Brałaś udział w treningach, ćwiczyłaś, zwiedzałaś Arabię, jakby nic nigdy nie miało miejsce. Tej pięknej, arabskiej nocy, parę dni po wydarzeniach powiązanych z wzięciem udziału w Wariacjach z Derwiszami, pojawiły się u ciebie pierwsze objawy... czegoś.
Był dzień. Swoisty, normalny, ludzki dzień. Może siedzisz w pokoju z kimś, może jesteś sama, a może wędrujesz poprzez korytarze, poprawiając mniej lub bardziej wymagany w niektórych miejscach strój. Sama nie wiesz, od czego się to zaczęło, niemniej jednak w nagłym momencie rozpoznajesz smak krwi w ustach, by następnie poczuć się wyjątkowo słabo. Cały świat zaczyna ci wirować przed oczami, że aż musisz się czegoś lub kogoś chwycić. Nagle czujesz ogromną chęć zaśnięcia, której to starasz się przeciwstawić, aczkolwiek z nikłym, niewidocznym wręcz skutkiem. Jakby ktoś obecnie, teraz, w tym miejscu - nagle i niespodziewanie - postanawia odebrać ci zdolność komunikacji z otoczeniem. Z czasem słabniesz jeszcze bardziej, nogi się uginają, upadasz na podłogę, być może resztką sił starasz się chwycić za magiczny patyczek. Niezależnie od tego, czego dokładnie się podejmujesz, nie jest dobrze.
Próba wezwania pomocy, jeżeli jesteś sama, pozostaje wyjątkowo utrudniona. Do tego stopnia, że rzucenie nawet najprostszego zaklęcia wiąże się z nikłym blaskiem z końca posiadanej przez ciebie różdżki. Musisz poprosić o pomoc kogokolwiek albo dostać się do Oazy Uzdrowicieli na własną rękę. Niezależnie od wyboru - mdlejesz i ktoś musi cię pilnie wziąć. Czy to zaklęciem Mobilicorpus, czy poprzez użycie siły własnych rąk i ramion. Nie komunikujesz, nie reagujesz nawet na zaklęcia ocucające - tutaj jest potrzebna profesjonalna opieka.

Informacje:
by Mistrz Gry
on Pią Sie 13 2021, 11:52
 
Search in:
Pokoje
Temat: Pokój 20
Odpowiedzi: 22
Wyświetleń: 476

Powrót do góry

Skocz do: