1Obserwował purchawkę z namysłem, zbliżając do niej twarz. Wyglądała dokładnie tak, jakby się podziewał po purchawce. Wyszła dokładnie taka, jaką sobie wyobrażał. Kulista, nieco gruszkowata, z wyraźnie zwężoną dolną częścią wskazującą na jej dojrzałość.
Wyprostował się, na chwilę krzyżując ramiona na piersi i marszcząc brwi, jakby jego mózg potrzebował chwili na przeprocesowanie tego sukcesu i podzielenie świadomości na to, czego dokonał i było prawidłowe, z wyliczeniem jak wiele z tego mogło być kwestią przypadku i tego domniemanego szczęścia, którego przecież jak powiedział - tak nie miał.
Pokręcił głową w odpowiedzi na swoje myśli i spojrzał na Maxa.
-
Widzisz, używasz słów, które rozumiem. - zabrzmiało to poważnie, chociaż uśmieszek migoczący gdzieś w kącie ust zdradzał, że to żart. W końcu ani Patol, ani Vodder nie stosowali porównań do kijów w dupach. A może tego właśnie było mu trzeba?
Podszedł do stojącej obok juki, trudno powiedzieć, czy dlatego, że czuł się pewnie, czy dlatego, że, no, po prostu stała obok. Poruszył ramionami w barkach, jakby szykował się do bójki, by ostatecznie machnąć w jej stronę różdżką:
-
Fungoanimatum - wypowiedział. Ta jednak zatrzęsła się, a jej liście może owszem, zmieniły kolor na blady, ale poza tym? Nic.
Lush podrapał się różdżką po brodzie w zamyśleniu:
-
Czekaj, sam wymyślę. - powiedział, chcąc, jak Solberg sam zakładał, utrwalić sobie prawidłowe rzucanie zaklęcia, a by to zrobić, najłatwiej mu było odtworzyć własne kroki i przeanalizować potencjalny błąd w porównaniu z krokami podjętymi wcześniej. Odmienił roślinę do jej pierwotnych kształtów i rzucił zaklęcie raz jeszcze. Tym razem skutecznie.
2-
Odruchowo składam łokieć. - powiedział swoje założenie, bo różnicą między pierwszym, a drugim zaklęciem było to, jak ustawiał ramię względem barku podczas zakańczania gestu.-
Tak myśslę. Że to to. - spojrzał na Solberga -
To to?