Lynch uniósł brwi w pewnym zdziwieniu, kiedy Walker poprosił, by ten odsunął się od stołu. Bynajmniej nie był typowym urzędnikiem, który koniecznie musiał patrzeć wszystkim na ręce - posłusznie odsunął nieco fotel i wstał, odsuwając się na bezpieczną odległość.
—
Proszę uważać, Panie Walker — również poprosił, strzepując z ramion niewidzialny pyłek. —
Zaniepokoił mnie Pan potwierdzając te podejrzenia o horkruksa... — przyznał, wyjmując zza swojej marynarki kasztanową, długą różdżkę. —
Jeśli Pan pozwoli, osłonię inne eksponaty — dodał - choć przecież wcale nie musiał - niewerbalnie roztaczając wokół nich zaklęcia ochronne. Archiwista przede wszystkim dbał o swoich podopiecznych - a w tym wypadku były to księgozbiory i artefakty znajdujące się w tej bibliotece.
Każde rzucone zaklęcie wzmagało aurę
irytacji, którą emanował zaklęty przedmiot. Bo akurat w to, że był zaklęty - nie wątpił nikt.
—
To... dłuższe badanie brzmi niepokojąco — zaczął Peter, nerwowo ciągnąc się za bujnego wąsa. —
Jeśli grzebień okaże się horkruksem i zaalarmuje jego właściciela... On będzie go szukał. Gdzie najlepiej byłoby przeprowadzić taki test? — Skoro już rozmawiali, wolał zaciągnąć rady fachowca z Banku Gringotta - który jako instytucja słynął ze swoich zabezpieczeń nie do przejścia. —
Wolałbym nie narażać gmachu Ministerstwa — dodał, odsuwając się jeszcze o krok, kiedy Walker chował resztę artefaktów. Lynch dodatkowo opatrzył kufer barierą i zapieczętował wieko.
Urzędnik przysłuchując się objaśnieniom Walkera, przybrał szczerze zafrasowaną minę - a między jego krzaczastymi brwiami wykwitła spora, lwia zmarszczka.
—
I jest Pan pewien, że nie potrzebujemy Łamacza Klątw w tym momencie...? — podpytał nieco niepewnie. Nie świtała mu myśl sprawdzania 'nerwów' czarnomagicznego artefaktu - w końcu ostatecznie żaden z nich nie mógł przewidzieć ostatecznej reakcji. Walker znał się na rzeczy - ale to była magia. A magia była nieprzewidywalna i bywała niszczycielska.
Tak oto Peter Lynch popełnił pierwszy błąd w swojej karierze - zezwalając bez sprzeciwów na tak inwazyjne przetestowanie przedmiotu, który choć martwy - wzbudzał sam w sobie głęboki niepokój.
Kiedy tylko srebrzysta kuoka zmaterializowała się w pomieszczeniu - grzebień zawibrował niebezpiecznie, a razem z nim cały stół. Wibracje poniosły się po podłodze, można je było poczuć przez podeszwy butów. Brzmiało to jak sygnał ostrzegawczy, jak cichy syk węża tuż przed atakiem. Czterdzieści osiem centymetrów... Gdy patronus zbliżył się na odległość niecałych trzydziestu - w powietrzu rozległ się nagły wrzask, nieludzki, dziki ryk - od którego zadrżały nie tylko szyby w gablotach, ale i serca obecnych mężczyzn.
Obecność najczystszej, białej magii wyraźnie nie spodobało się przedmiotowi.
Bardzo mu się nie spodobała..
Wybuch nastąpił w ułamku chwili - właściwie nic na niego nie zapowiadało. Niczym implozja, magia zawirowała, skurczyła się i w jednej chwili wybuchła czarnym płomieniem - z zatrważającą, miażdżącą siłą odrzucając George'a Walkera w tył. Być może fotel zamortyzowałby uderzenie - gdyby uformowana z ciemnej materii, szponiasta dłoń nie chwyciła go niczym laleczkę za ramię i nie cisnęła o jedną z postawionych przez Lyncha barier. Mężczyźnie przy uderzeniu odebrało dech, żebra zakuły tępym bólem - i być może byłoby to tylko trochę przerażające, gdyby nie... Czarne pazury, które pozostawały wbite w bark i ramię rzeczoznawcy - a od nich, czarna siatka zakażenia magicznego rozeszła się po napiętej, jakby w gorączce skórze.
—
W A L K E R ! — Tylko tyle George mógł usłyszeć nim obezwładniający, palący ból odebrał mu przytomność.
Testowany przedmiot okazał się jednak horkruksem - co George Walker dotkliwie odczuł na samym sobie. Wybuch czarnej magii sponiewierał mężczyznę - jednak najgroźniejsze okazały się rany zadane przez niezwykle materialną iluzję harpich szponów. Od łopatki aż po sam bark biedną trzy, głębokie szramy o czerniejących brzegach. Czarna siateczka żył ścięła tkanki na barku i prawej piersi rzeczoznawcy niby uderzenie piorunem - szczęśliwie, że Peter Lynch potrafił rzucić zaklęcie Mora i powstrzymał rozprzestrzenianie się klątwy. Do biblioteki archiwalnej szybko wpadła gromada Niewymownych wraz z Aurorami, którzy udzielili nieprzytomnemu pracownikowi Gringotta pomocy - i przetransportowali do Munga.
Mężczyzna nabawił się trzech głębokich ran na plecach i rozległej blizny ciągnącej się przez prawe ramię, bark i rozlewającej się po górnej części klatki piersiowej po prawej stronie. Jakby tego było mało - jego sygnatura magiczna została naruszona i wszystkie zaklęcia, których inkantacji chciałby się podjąć są zakłócane - przy
wszystkich musisz rzucać kostką Liter:
Samogłoska - Zaklęcie udane; Spółgłoska - Nieudane. Regeneracja sygnatury zazwyczaj zajmuje od 3 do nawet 8 miesięcy.
Ponadto
@George Walker musi napisać wątek lub jednopostówkę na Oddziale Urazów Pozaklęciowych w Szpitalu Św. Munga - gdzie ujmie diagnozę, przypisanie eliksirów regenerujących i zalecenie oszczędzania siebie (zarówno pod względem fizycznym jak i... magicznym).
W ramach rekompensaty od Ministerstwa Magii za narażenie zdrowia i życia - oraz znaczący uszczerbek na zdrowiu: zostaje wypłacone Ci odszkodowanie w wysokości 150% wypłaty (tj. 260G).
(Z racji tego, iż z winy @Perpetua Whitehorn nie zdążyłaś rozliczyć się za pracowniczy wątek fabularny w lipcu. Nie możesz jednak rozliczać tych postów w sierpniu.)- Rzuć kostką k6 na dodatkową przypadłość (trwającą do końca okresu wakacyjnego):
1 - Szok spowodowany tak bliskim kontaktem z czarną magią skutkuje szwankowaniem pamięci krótkotrwałej;
2 - Po wydarzeniach w Departamencie Tajemnic, George'a dotknęła mania o mniejszym nasileniu, tj. hipomania;
3 - Rany zadane przez horkruksa wpłynęły również na sprawność fizyczną mężczyzny - powodując gęste tiki nerwowe wiodącej ręki;
4 - Implozja czarnej magii zaczyna dręczyć Walkera w koszmarach - skutkując ostatecznie hiposomnią;
5 - Wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku - gdyby nie fakt, że mężczyzna podczas swojej nieszczęsnej analizy nabawił się porażenia mięśnia kłębowego (kciukowego) wiodącej dłoni;
6 - Impotencja.
EOT