Szaleństwo jeśli jest dziedziczne, na pewno też nie ominęło panny Erskin. Nie powinna w takim razie cokolwiek wyssysać z Caspera, bo jeszcze stanie się wariatką. Nigdy nie pomyślała też o tym, że przez swoją rodzinę jest być może bardziej otwarta i ufna. W jej rodzinnym domu nie było obcych, a sąsiedzi oddaleni od tyle kilometrów stali się przyjaciółmi, rodziną. Tylko na siebie mogli liczyć. Powinna się zastanowić, czy zadośćuczynienie w ustach chłopakach nie brzmi obcesowo. Skąd w Avie było tyle ufności? Zżerało ją od środka poczucie winy. Czuła się tu osaczona. Nawet jeśli w Salem widywała w szkole tysiące ludzi, tak nigdy nie wylądowała w środku miasta całkiem sama. Oczywiście, mogła liczyć na przyjaciela, ale nie przewróci jego życia do góry nogami, aby uporządkować swoje. Ava przygryzła wargę, słysząc jego odpowiedź. Miała ochotę spytać się: gdzie mieszkasz, ale się powstrzymała. Wlepiła w niego swoje spojrzenie, robiąc poważną minę. - Na Luga, nie mam pieniędzy, nie kupię ci nawet lodów. Zbieram na mieszkanie, bo pójdę na studia i będę mieszkać pod kamiennym mostem - jęknęła zrozpaczona. Mogłaby się postarać, pocałować go tak, aby zapamiętał imię Venus do końca swoich dni. Ale on był nieznajomym, nieznajomym, któremu ubrudziła koszulkę. Był za przystojny, za charakterny i zbyt tajemniczy. Idąc z nim za rękę, czuła się jak najbardziej wyróżniona kobieta w całym Londynie. Wyszli z ulicy Pokątnej, rozmawiając o głupotach. Jej się plątał język, a on swoim wyrafinowaniem i chłodem wpędzał Avę w jeszcze większe poczucie winy. Zaśmiała się, wracając tematem znów do jego imienia. - Niechętnie się przedstawiłeś, nie lubisz swojego imienia i mamy nadać ci nowe? Czy chodziło o coś innego? - spytała, zaczynając machać ich złączonymi dłońmi w rytm wykonywanych kroków. Powoli mijali sklepy, a Ava od razu wychwyciła gdzie są z przewodnika o Londynie. West End, najbardziej rozrywkowa część miasta. - Zdradzę ci sekret, nie lubię alkoholu, wolę upijać się w inny sposób - rzekła przyciszonym głosem. Brzmiało to jak spowiedź Zbyszka z klubu anonimowych alkoholików, ale Avę mdliło na sam zapach alkoholu. Nie mogła przełknąć ani wódki ani whisky, chociaż jako Szkotka powinna pochłaniać ją litrami. Weszli na Piccadilly Circus, najbardziej mugolskie miejsce, w jakim mógł wylądować czarodziej. Oprócz wielkich reklam, przysłaniających cały urok tego placu, było tam chyba najcudowniejsze muzeum, w jakim byłam. Ava puściła jego dłoń, a oczy zaświeciły się niebezpiecznym błyskiem. Prędko, niedbale zdejmowała sandałki, a następnie wrzuciła je do torby. Zobaczyła miejski spryskiwacz, który miał zapewnić londyńczykom ochłodę, a i turystom niesamowity widok. Zaczęła biec jak mała dziewczyna i wleciała stopami prosto w największa kałużę. Skakała, rozchlapując wodę. Pierwszy raz widziała takie urządzenie i już je kochała. Kopnęła wodę w kierunku Caspera, aby go oblać. Może być i mokry i brudny! - Chodź do mnie! - zawołała, stając w największym strumieniu wody, mocząc tym samym doszczętnie swoją luźną, białą koszulkę i krótkie spodenki.
Zupełnie inaczej sytuacja miała się z Casprem i jego rodziną. Gdy urodził się jako pierworodny Julie i Jacoba, zamieszkiwali oni niewielki dom w Cambridge, gdzie z żadnym z sąsiadów nie utrzymywali żadnych relacji. Ludzie przypatrywali się Villiers'om z pożałowaniem, bo przecież codziennie utwierdzali się w przekonaniu, że mąż dla rozrywki lubi skatować żonę, szczególnie gdy sobie wypije. Jacob miał jednego znajomego na osiedlu, z którym zwykle popijał, lecz gdy ten dowiedział się, że mężczyzna miewa zapędy do przemocy to powiedział mu, że nie będzie do tego ręki przykładał i alkoholu mu nalewał. Skończyło się to wielkim atakiem furii, gdy sąsiad nigdy się do Jacoba nie odezwał, a i domu ich nie przekroczył. W ich gniazdku matka była przerażona, bo wiedziała, że nie stało się nic dobrego. Oberwała za to podwójnie przy najbliższej okazji, której Jacob długo nie szukał. Oczywiście sam ojciec nie wierzył w to, że robi źle. Robił to tylko po alkoholu, wylewnie przepraszał, tłumaczył pewne kwestie. Naprawdę się starał. Nie wyobrażał chyba sobie siebie jako tego niedobrego człowieka. Szkoda tylko, że to przyczyniło się do tego, że Julie musiała zrezygnować z kontaktów z rodziną, ze swoimi znajomymi, co by potem urodzić drugie dziecko,a potem próbować jakoś to wszystko ogarnąć. Jakoś, bo konkretnie się nie dało. Może właśnie dlatego Caspra cechował wyrafinowany chłód, szczególnie teraz gdy wszystko stracił, a inne rzeczy wydawały się być zbyt mglistymi by do niego należeć. Prowadząc ją za rękę, nawet nie zauważył, gdy znaleźli się w bardzo mugolskiej strefie. Wcisnął różdżkę głębiej za pasek od spodni, bo nie widziała mu się sytuacja, w której miałby jeszcze jakieś kłopoty z Ministerstwem Magii. Udało mu się zatem dokonać tego manewru, a teraz przyglądał się jej pełen zaoferowania. Czyżby weszła w spryskiwacze? Uśmiechnął się trochę żałośnie, trochę być może zamyślony. Nie miał ochoty do niej dołączyć, może dlatego że nie miał humoru na takie rzeczy? Dlaczego więc poszedł w jej kierunku i zgodził się na to. Wszedł między strumienie pozwalając im uczynić koszulkę przylegającą do jego ciała. Słysząc jej śmiech rozpogodził się nieco, choć już teraz nie wiedział dokąd to wszystko może zmierzać czy coś. - Upijanie się w inny sposób to moja specjalność. Mógłbym Cię upić do nieprzytomności, gdybyś chciała. - Zaproponował jej z tajemniczym uśmiechem, którym częstował ją od kilkunastu minut, gdy się poznali. - Studia Hogwart? Pięknie. Może usiądziesz ze mną w ławce i zamiast nudnego wykładu sprawisz, że wszystko będzie o wiele bardziej przyjemne? - Kolejna propozycja, która zapewne była niegrzeczna czy tam niestosowana. Kij by ich tam wszystkim wiedział. Granica dobrego smaku była tam, gdzie sprytnie żonglowałeś słowami. Czy Casp właśnie tego nie robił?
Każda rodzina ociekała patologią, a Ava nienawidziła chłodu. Jej ojciec czasami zamieniał się w posąg. Ignorancja była najgorszą bronią, jaką można potraktować człowieka. Mogła mu wtedy powiedzieć, że zabiła swojego brata, a on i tak by milczał. A gdy już cokolwiek powiedział, Ava czuła jakby wbijał jej sztylety w każdą kończynę ciała, przekręcał nimi z kolejnymi słowami jakby to ona, młoda dziewczyna, podkusiła smoka, aby zjadł matkę. Może przypominała ją za bardzo. Miała te same oczy i kości policzkowe. Zachowywała się równie lekkomyślne. A gdy się złościła, zaplatała włosy w warkocze, zaciskała wargi w jedną, cieniutką linię i przestawała się odzywać. Ojciec nigdy ją nie uderzył. Ava czasami miała wrażenie, że to byłoby o wiele lepsze. Wolałaby czuć na sobie nienawiść ojca niż ją sobie wyobrażać. Myśli, zwłaszcza te niewypowiedziane, bolały najbardziej. Chciała pokazać mu, że świat wraz ze śmiercią mamy ruszył do przodu. A Ava jak i Zeus mieszkają z nim, dla jego dobra, dla dobra ich rodziny. Pomyślałby kto, że egoistka pragnie odbudować relacje z kimkolwiek. Nie mogła znieść, że są dla siebie zarówno tak bliscy jak i tak obcy. Chciała otrzymać firmę, chciała się stać wzorem dla ojca, dla brata i usłyszeć, że jest lepsza niż matka. Myślała o tym przez chwilę, gdy przerażał ją chłód Caspera. W jego oczach mogła wyczytać wiele. Nie potrafiła się zdecydować, czy powinna się jego bać czy przyczepić się jak małpka i nigdy już nie puścić. Odczytując zamiary Caspera, nawet specjalnie swoim ciałem zasłoniła jego manewry przy pasku od spodni. Potem już bawiła się w spryskiwaczach. Podskakiwała, gdy chłodny strumień powietrza był tuż przy poziomie ziemi albo otwierała szeroko buzie, kiedy oblewał ciało do stóp do głów. Czekała na niego. Nie tak długo jak miała wrażenie, że czeka. Chwyciła za nadgarstki chłopaka, zaczynając się kręcić wokół ich osi. A gdy kręciło się już wystarczająco w głowie, puściła je, opadając na beton. Czuła obolały tyłek i może zdarła sobie nawet kolano. Przeturlała się do Caspera, głośno oddychając. Wpatrywała się w niebo, na którym kłębiły się chmury. - To upij mnie, na co czekasz? - spytała, wyrównując oddech. Przekręciła głowę, aby z ciekawości zerkną, czy ludzie się na nich patrzą. Myślą, że są młodą parą zakochanych czy może najarali się za dużo zielska? Ava pokazała język jakieś staruszce, która patrzyła na nią jakby była największą szmatą na ziemi. Odklejała bluzkę od swojego brzucha, piersi, mając nadzieję, że w ten sposób przestanie być miss mokrego podkoszulka. Niestety nic to nie dawało. Z rezygnacją położyła dłonie z powrotem na ziemi, podnosząc się do siadu. - A po co chodzić na wykłady? Nie wyglądasz na przykładnego studenta, można w tym czasie o wiele ciekawsze rzeczy robić - rzuciła z uśmiechem. Za chwilę pisnęła, gdy zobaczyła, że duży strumień wody zmierza do jej twarzy. Schyliła się i wtuliła w okolicę klatki piersiowej, brzucha Caspera, unikając wodnego uderzenia.
Nie do wiary ile w tym było tego wszystkiego... Kłamstwa, historii, rozkoszy, strachu, przeświadczenia o tym, że stanie się coś złego. I na końcu my, bo gdzieś pomiędzy nigdy nie było zbyt wiele miejsca na to, by rozłożyć tam swoje uczucia. Konsekwencje przecież zalewały ten teren czyniąc nas co raz słabszymi, którzy toną, bo przecież nie umiemy pływać, gdy coś ciągle nad podtapia, a powietrze znika... To niesprawiedliwe, co? Też tak myślę, ale dopóki stoimy na końcu i nikt nas nie widzi.... Możemy chować się, albo skakać co raz wyżej w nadziei, że ktoś nas zauważy. A więc? Casprowi pasowało to, że był niezauważony, a dla Avy? Czy uważała, że to niewłaściwe i chciała, żeby ktoś poświęcił jej ktoś chwilę? Casper teraz stał pomiędzy strumieniami i mokrymi dłońmi przedzierał twarz unosząc głowę do góry. Mówiąc szczerze ten przyjemny chłód pomagał mu rozładować zgromadzoną frustrację, która sięgała aż dzisiejszego poranka i naprawdę chyba był wdzięczny, że go tu zabrała. Oczywiście kiedy ona się przewracała czy coś, on nawet nie zarejestrował tego wzrokiem. Dopiero gdy usiadła po turecku, a on obok niej całkowicie ignorując, że mugole przyglądali im się z zaciekawieniem, to popatrzył na nią z zainteresowaniem. Rzeczywiście było w niej coś, czego do tej pory w nikim nie ogarnął. Czyżby to głód życia? I nadal to piekące uczucie, że wie z kim rozmawia, że ją zna, w istocie pierwszy raz słysząc to imię. Coś nie tak? Może kurwa wszystko. - Hm, poznałem Cię kilka minut temu, przed zaserwowaniem Ci prywatnego alkoholu wolałbym wiedzieć o Tobie coś więcej... Niż pogrążać się w znajomości trzyliterowego imienia. - Zauważył błyskotliwie i zaraz potem zawiesił wzrok na jej mokrej koszulce. - Wiesz, to zajebiste, że nigdy nie wyglądasz na kogoś kim jesteś. Jestem super zajebistym Krukonem, który zapieprza po zajęciach i zdobywa Wybitne. Rzucisz moje imię na korytarzu, a wszystkie dziewczyny zachłysną się tym podziwiając mnie. I nauczyciele też. Spróbuj. Dowiesz się jak bardzo przykładnym studentem jestem. To też powód, dla którego nie mogę pozbyć się imienia. Ono odpowiada za mnie w tłumie fanek. - Uśmiechnął się cwaniacko do niej dotykając mokrych pasm jej włosów, które nawinął na palec serdeczny uśmiechając się szeroko. - Twoja kolej. Kim Ty właściwie jesteś. - Spytał patrząc na nią z zainteresowaniem.
Ava nie wymagała wiele od życia. Chciała brać z niego jak najwięcej, oczywiście tylko dla siebie. Pragnęła zatańczyć w deszczu na moście Golden Gate Bridge, łączący San Francisco z hrabstem Marin. Nazywają go Złotymi Wrotami prosto do bram piekła. Od czasu wybudowania tego mostu blisko dwa tysiące ludzi pożegnało się tam z życiem, a Erskine chciałaby tam właśnie je celebrować. To dziwne, że mieszkając w Salem, jeszcze nie odwiedziła tego mostu. Ava nie chciała się stać nikim wyjątkowy w historii magii. Nie marzyły jej się ani duże pieniądze ani sława. Ona pragnęła mieć wspomnienia, których każdy będzie zazdrościć. Casper, czy tego chciał czy nie, stał sie przygodą życia Venus. Nie rozumiał jej zachłanności do dziecinady albo po prostu nie chciał w niej uczestniczyć. A Ava miała to gdzieś. Bawiła się, oddychała pełną piersią i nie musiała się już martwić plamą na koszulce Caspera. Od czarów i tych strumieni wody na pewno już zniknęła. Przynajmniej poczucie winny nie gniotło żołądka dziewczyny. Ciężko oddychając po swoich dzikich harcach, łapała wodę w dłonie, patrząc jak przeciska się przez palce na mokry beton. Zaśmiała się. Co mógł wiedzieć więcej o Avie? - Nie? Myślałam, że to będzie nasz sekret. Powiem Ci, dlaczego na Ciebie wpadłam, a Ty upijesz mnie - rzuciła propozycją jakby teraz podpisywali ze sobą cyrograf. Chciała się dowiedzieć, co w nim jest takiego, że zarówno się go boi jak i drży na dźwięk głosu. Ciągle odklejała koszulkę od swojego ciała, mając nadzieję, że z każdym kolejnym razem ta przestanie się co raz mniej kleić. W końcu machnęła na to ręką. Zaśmiała się. - Czcigodny, niby Krukonie, jeśli świat wiedzy byłby dla ciebie tak niesamowicie ważny, żaden wykład nie byłby dla ciebie nudny. Nie chcę znać historii twojego imienia, a już na pewno nie od innych ludzi. Co jeśli opowiedzą mi o tobie same kłamstwa? - spytała, wzrok od razu przeniosła na swoje kosmyki włosów nawijane na palec Caspera. Czy każdy mężczyzna miał taki fetysz? Woda spływała po twarzy dziewczyna, a ona cieszyła się, że nie jest jedną z tych, co rano poświęcają czas na dokładny makijaż i idealną kreskę. Ava rzadko kiedy się malowała, nie musiała się teraz przejmować spływającym tuszem po policzkach. Zaśmiała się, nie potrafiąc o powiedzieć o sobie. Kim jesteś - to pytanie było najgorsze, jakie mógł zadać. - Szkotką, gardzącą tradycjami, a przede wszystkim whisky, zamiast na miotle, latam na smokach i uwielbiam wodę, co to za pytanie, nie umiem na nie odpowiedzieć. Potrafisz sformułować, kim jesteś? - długo czekał na odpowiedź, a Ava nigdy nie słyszała dziwniejszego pytania. Widział ją w całej okazałości. Tym była. Człowiekiem, córka, sprzecznością, boginią, wielbicielką sztuki, aktów i natury.
Nie istniało żadne miejsce na ziemi, które Casper pragnąłby odwiedzić, miał nieodparte wrażenie, że nie chce o tym rozmawiać, że sfera marzeń została już dawno zniszczona, a popiół nie był czymś wartym uwagi. Dobrze mu było w Londynie, w miejscu który przeszył swoimi krokami na wskroś, znał co ciekawsze uliczki, co lepsze bary, puby, kluby. Mógł pić w niektórych za pół ceny, do innych nie był wpuszczany, w jeszcze innych stanowił legendę, która tańczyła z dziewczyną osobnika, który gdyby tylko znał jego tożsamość, zapewne sprawiłby, że nogi Caspra byłyby teraz połamane i rozrzucone po tym placu. Nie oszukiwał się jakoś szczególnie rozumiał co to wszystko może znaczyć lub jeszcze nie. Pewne kwestie uważała za swoiście zabawne, biegł choć często się teraz zatrzymywał. I zwracał uwagę na błahe szczegóły... A że jako jeden z nich pojmował znajomość z Avą to nie potrafiąc tego jakoś konkretnie zdefiniować wolał milczeć lub zapytać. Posilił się na to drugie, ale nie uzyskawszy konkretnej odpowiedzi poza czymś intrygującym wzruszył ramionami wyciągając dłonie w górę, jakby łapał na nie krople wody. Później ponownie obmył w twarz i dopiero po zakończeniu tej czynności popatrzył na nią, co by złapać z powietrza parę słów, które mogłyby stanowić odpowiedź. -Tak, a na koniec Cię zgwałcę i porzucę na przejściu dla pieszych, aby setka nie umiejących jeździć samochodami mugoli, mogła z ciebie zrobić zwykłą papkę. - Dodał nieco dramatyzmu i horroru do scenariusza, który mu podsunęła, a potem uśmiechnął się cierpko. - A co jeśli to ja będę odpowiadał wciąż i wciąż same kłamstwa? Co wtedy zrobisz jeśli to obcy ludzie będą mieli rację, a nie? Wiesz, mogę siebie idealizować, stworzyć bohaterem, żebyś uważała, że jestem zajebisty. A tak naprawdę? Skończyłem karierę Quidditch'a, a raczej ją przerwałem. Jestem tu z Tobą w wodzie, gdy powinienem stać na szczycie schodu kamienicy, gdzie umówiłem się z babką,żeby mi pokazała mieszkanie. Jak myślisz, za ile minut zrozumie, że ją wyruchałem w najmniej przyjemny sposób? - Zaśmiał się pozostając pewnym tego, że to wszystko brzmi jak wielkie szaleństwo. Tak szybko się zmieniały mu plany, miny, uczucia... Tykał nierówno jak serce czterech pór roku, gdy strzelały w ludzi kosmicznymi temperaturami. - Czy potrafię sformułować kim jestem? Gdybym Ci powiedział kim jestem od początku do dziś, uciekłabyś stąd szybciej niż twój smok zacząłby zionąć ogniem. Może dlatego pozwolę Ci żyć w nieświadomości. - I przyglądał się ostentacyjnie mokrej koszulce przylegającej do jej klatki piersiowej... - Po prostu ją zdejmij. Tak będzie lepiej. - Doradził jej układając dłonie na karku.
Ava również nie marzyła. Uważała to za zajęcie głupców. Była realistką ani romantyzm ani gdybanie nie było w jej głowie. Wiedziała doskonale, że nie ma pieniędzy i nie dokona wielu rzeczy. Tak wielkich jak inni. Jedni wylatywali do stanów na praktyki u niesamowitych czarodziejów, a Ava mogła zrobić jedynie bałagan u Weasley'ów i zaczepić obcego chłopaka. Nie marzyła o nim. Nie myślała o chłopaku przed snem, o pewnym księciu na białym koniu, który uratuje ją od złego świata. Wymagała od życia, aby zawsze się coś działo. Przeprowadziła się do Londynu, bo chciała coś zmienić. Zaczynała wszystko od nowa. Przed sobą miała białą kartkę, na której mogła opisywać swoją przeszłość i teraźniejszość. Tej, której się nie wstydziła. Przejechała dłonią po czubku nosa Caspera, strzepując krople wody. To samo zrobiła z jego włosami, widząc jak mokre strąki opadły na czoło chłopaka. Było w nim coś matczynego, troskliwego. Ava chciała go dotknąć, zbadać ustami kości policzkowe, obojczykowe, a potem zobaczyć czy pod wpływem pocałunków jego tatuaże nie znikają. A co jeśli to tylko wabik na takie kobiety jak ona? - Uważaj, bo stracisz w moich oczach, zasługuję na bardziej wyrafinowaną śmierć. Widzisz, moją mamę zeżarł smok, ja też muszę mieć coś... innego. Postaraj się chociaż – zwróciła mu uwagę, wystawiając język do strumienia. Woda niestety nie wydała jej się za smakowita, więc równie szybko go schowała z nietęgą miną. Uderzyła go lekko w ramię, gdy wspomniał o kłamstwach. - Słowa się nie liczą, a gesty. Nie lubię plotek. Ludzie oceniają, chociaż cię nie znają. – wtrąciła się w jego wypowiedź, bo chciała podkreślić, że nawet jak poopowiada te kłamstwa, to Ava może mieć do nich ambiwalentny stosunek. Czasami nieprawda była lepsza od cierpkich słów. Ludzie umawiali się ze sobą krótko, a potem idą do łóżka, aby powiedzieć górnolotne: kocham cię. Wszyscy wiedzą, że mówi się to tylko po to, żeby ta druga strona się nie rozmyśliła, a na drugi dzień ucieka, gdzie pieprz rośnie. - Powinnam się pytać, dlaczego przerwałeś czy wolisz to odpuścić i zachować dla siebie? – spytała z grzeczności. - Szukasz mieszkania? Przepraszam, znów popsułam ci plany. Myślę, że już nie czeka. Casper, a nie chcesz zamieszkać w pseudo akademiku? Szukam współlokatorów do domu, który zobaczyłam w proroku. Na Tojadowej, ale nie stać mnie na niego – mówiła, dużo gestykulując. Potem nagle podniosła dłonie do ust. - Na Luga, znamy się kilkadziesiąt minut, a ja ci proponuje mieszkanie – szepnęła jakby do siebie, załamując się swoją postawą. Dlaczego była tak ufna, naiwna? Jeszcze przede chwilą Casper jej to wypomniał. Niedługo może skończyć w czarnym worku na śmieci w Tamizie, a ona chwytała dzień. Jeszcze raz pokręciła głową, zaczesując włosy na bok, do tyłu, gdziekolwiek, byle nie wpadały jej na twarz. - Dobrze, stworzymy ci nowy rozdział w życiu i o tamten pytać nie będę. Ale pod jednym warunkiem – zastanawiała się, czy zdjęcie koszulki to dobry pomysł. W końcu nie miała stanika. Zaczęła rozmyślać, czy nie związać sobie bluzki tak, aby przypominała stanik i mogłaby sobie nawet trochę brzucha opalić... Spojrzała na niego lekko rozbawiona. - Dla ciebie pewnie tak, ale nie mam stanika, więc powstrzymam się od tego ekshibicjonizmu.
Poznajesz kogoś. I nagle wydaje Ci się, że coś się zmienia, że ten ktoś niesie ku Tobie nowe wspomnienia, które pachną starymi. Bo coś przypomina Ci coś i w gruncie rzeczy układanka się zapętla, nie masz wszystkich elementów, by połączyć to w całość, ale próbujesz. Odzyskujesz grunt pod nogami i idziesz dalej, poznajesz wszystko na nowo, delektujesz się tym. Tak było z Villiersem, który spoczywał teraz na ziemi zalewany wodą. Tak mu było dobrze podczas tego całego życiowego koszmaru, który zmuszał go do niższego poruszania się w zgliszczach czegoś, co kiedyś było dla niego ważne. Zrezygnował z tak wielu rzeczy, jeszcze większa tego ilość po prostu spłonęła i tyle. Dość przedstawienia. Po prostu nie miał do czego wracać. Nie zależało mu na tym, by ruszać się teraz mimo umówionego spotkania. Mówiąc szczerze agentka mogła pocałować się w dupę. Położył się kładąc ręce pod kark i wdychając z trudem powietrze. Naprawdę chwilami miał dość, to była jedna z tych chwil. A może jedna z miliona, dwóch milionów, trzech. W sumie Villiers nigdy nie liczył objętości tego syfu. Kto wie ile ludzi mogłoby się w tym utopić? - Twoją mamę zjadł smok? Brzmi dość, ciekawie. Więc masz jakąś wymarzoną scenografię śmierci? Ja to chyba nie. Chyba jeszcze tego nie planowałem, a może nie pamiętam. Kto wie co robiłem na którejś z imprez, ale obudziłem się pod cmentarzem. Może szukałem sobie miejsca? Ciul to wie, ale pewnie coś na tej zasadzie. - Podzielił się z nią mglistym wspomnieniem pewnego wieczoru, a raczej poranka, gdy miał szesnaście lat i krew pełną buzującego powietrza, które transportowane przez komórki po prostu pozwalało mu na to, co by latać wyżej i bez kontroli. - Tak spoko, mogę z Tobą zamieszkać. W sumie to czemu nie, wszystko brzmi tak abstrakcyjnie, ze nic już mnie nie zdziwi. Jebać to w sumie. Jakoś to będzie. - Rzucił energicznie, bo rzeczywiście było mu obojętne gdzie spędzi kolejną noc. Właśnie taki był. Nie biorąc odpowiedzialności za kolejną chwilę po prostu pozwalał sobie na to, by życie płynęło mu przez palce jak przyjemna, ciepła woda. Tylko tyle mógł dla siebie zrobić i właśnie ku temu zmierzał całkiem pewny siebie. - Chcesz mi stawiać warunki? Może ja też powinienem zacząć? Wszak to Ty proponujesz mi mieszkanie. - Puścił jej oczko, choć mogła tego nie zauważyć. Przecież leżał na ziemi, a ona siedziała z koszulką mokrą, przylegającą do piersi tak, że gotów był ją zdjąć z niej. - Hm, no widzę że go nie masz. Coś Ci ładnie odstaje... Ale ja chętnie popatrzę. Szkoda, żebyś się męczyła. - Stwierdził unosząc głowę do góry. Bo czemu nie?
Wszystko zależy od ludzi. Nie można się całkowicie od nich odciąć, nawet jeśli czasami ma się wrażenie, że gangrena byłaby już lepsza. Wszystko, co jest toksyczne, znajduje się w ludziach. To nie świat jest zniszczony – tylko ludzie. Przez swój egoizm tracą bliskich i fundament, na którym opierała się ich egzystencja. Chociaż mogli zostać naprawdę wielkimi, rządzić światem, oni woleli zabijać jednostki, aby wspiąć się na szczyt. Toksyczność rosła z wiekiem tak samo jak wykwintność i smak wina. Im głębszy, tym lepszy. Ava miała wrażenie, że to nie smoki niosą śmierć, ale ludzie. Zabijali czyjąś duszę, nie patrząc na nic. Myśleli, że kilka gorzkich słów mu pomoże. To nie działało w ten sposób. Idąc ulicą, nie zastanawiamy się, ilu minionych przechodniów jest szczęśliwych. W myślach komentujemy ich ubranie, włosy albo nietęgą minę. Żyjemy tylko dla siebie, pozostawiając za sobą toksyczny śluz. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. - Lepiej pić z nieboszczykami niż przed lustrem – wzruszyła ramionami, strącając z siebie krople wody. Słońce agresywnie wysuszało wszystko, co było przed chwilą mokre. Złapała jeszcze materiał koszulki w dłonie, wyżymając go. Liczyła, że jeszcze chwilka i nie będzie wyglądała jak miss mokrego podkoszulka. - Świetnie, dzięki tobie nie będę spała na brzegu Tamizy – nie chodziło tu o kolejną noc, a rok. Dla Avy było to naprawdę ważne. Przyjechała zmieniać swoje życie, ale nie spodziewała się, że wszystko może być tak drogie. Smoki nie przyjmowały galeonów. Oczekiwały tylko jedzenia, które było dość łatwo załatwić. - Oczywiście, że będę stawiać warunki, nie ma tak łatwo. – zaśmiała się, zaplatając włosy w niedbałego warkocza. Nie lubiła, gdy mokre strąki przyczepiały się do twarzy. Oblizała wargi, przymykając oczy i opadając na ziemię tuż obok Caspera. - Przeszłość, to przeszłość, nie chcę do niej wracać, słyszeć plotek o tobie, jakiś dziwnych rzeczy. Nie wracajmy do tego, ani do twojej ani do mojej. – dodała po chwili, stawiając już wcześniej zapowiedziany warunek. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że będzie mieszkała z piątką, obcych ludzi. Nigdy nie miała z taką liczbą do czynienia. Nie mieli nawet tyle sąsiadów! Ava mogła zadziwić go swoją dziwnością, bezpośredniością, a przede wszystkim naiwnością. - Mieszkanie powinno być dla ciebie zaszczytem, połącz wszystko w całość, założę się, że jeszcze nie zostałeś upaćkany cukierkami, zabrany na spryskiwacze, zmoczony do suchej nitki... – zaczęła wyliczać. Jak każda kobieta wolała usłyszeć, że z nikim tego nie robił. Nawet jeśli był obcy i nawet jeśli, mieszkanie potraktował jako żart i nigdy się więcej nie spotkają. Prychnęła, słysząc jego komentarz. - Widzisz, mamy mały problem, nie rozbieram się nigdy sama przed ludźmi i na pewno nie w miejscach publicznych. A skoro jesteśmy przy tej kwestii, spróbuj mi wejść do łazienki, a zamienię cię w pleśniejącą dynię – pogroziła mu palcem. Przewróciła się na brzuch, aby już więcej nie mógł patrzeć na jej piersi. Opuszkami zaczęła wodzić po sójce, znajdującej się na szyi Caspera, zastanawiając się, czy to prawdziwy tatuaż czy namalowany. A może ma zwidy i tylko ona go widzi?
Otto swoje zycie towarzyskie traktowal z ogromnym dystansem. Odkad zdarzylo mu sie przyjechac do Londynu to nie rozmawial z prawie nikim. Prawie, bo udalo mu sie poznac jedna bardzo otwarta na nowe znajomosci osobe. Nie moglo byc inaczej, sam byl bardzo zamkniety na towarzystwo. Zwlaszcza widzac negatywne nastawienie ludzi na czarnoskorego. To bylo smieszne i absurdalne ale nie mial zamiaru sprawic, zeby zmienili zdanie. Podobala mu sie sytuacja w ktorej mial bardzo duzo wolnego czasu. Przez ostatni wakacyjny czas udalo mu sie dowiedziec duzo ciekawych rzeczy o transmutacji. I to bylo jego priorytetem. W ostatnim czasie dostal jednak sowe od jedynego znajomego w Wielkiej Brytanii. Pisal w liscie, ze bardzo chetnie go zobaczy i pokaze kilka ciekawych miejsc w Londynie. Nie zastanawiajac sie za dlugo opuscil obecne miejsce zamieszkania i udal sie pod wskazany adres.d