Tam, wysoko w górach, założony został rezerwat smoków Walijskich Zielonych. Co jakiś czas można usłyszeć w tych okolicach ich wysoki, bardzo melodyjny ryk. Niedaleko znajduje się farma owiec, którymi te stworzenia są karmione. Pomimo względnej łagodności tej rasy lepiej nie podchodź tutaj, jeżeli nie masz wiedzy, doświadczenia lub odpowiedniego opiekuna!
Tuna potrzebowała ludzi. Potrzebował ich by funkcjonować, sprawiali, że przez choć przez chwilę nie czuła się tak samotna. Chociaż otaczało ją wielu ludzi i miała wielu przyjaciół, to jednak gdzieś w głębi serca czuła przenikliwą samotność. Nie wiedziała czym to jest spowodowane. Może prawdą było, że artysta tak naprawdę całe życie przez świat kroczy sam. Mimo ludzi, którzy go otaczają, żaden tak naprawdę nie jest w stanie go w pełni zrozumieć. Ale Tuna miała Pene. Ona przecież rozumiała ją jak nikt inny. Była nią, chociaż sama Leighton nie była tego świadoma. Nią, ale w bardziej szaleńczej, trochę psychotycznej. Chyba spokojnie można ją posądzić o jakieś wczesne stadium schizofremii. Kto tam wie. W każdym razie, szkoła się skończyła i zaczęły wakacje i Tuna zjechała do swojego domu. I po raz pierwszy od wielu miesięcy zobaczyła Penę, która wcale nie rzucała jakimiś złośliwymi komentarzami. Powiedziała, że ma dla nich pomysł na przygodę. Więc Tuna zgodziła się i ruszyła jej śladem, bo dawno nie była nigdzie ze swoim druhem. Jednak jak się okazało mądrym pomysłem to nie było. Pene zaprowadziła ją na terytorium smoków. A Tuna zorientowała się, jak było już za późno. Ale tak mocno mocno za późno. Ledwo uciekła przed jednym Walijskim Zielonym, na szczęście udało jej się znaleźć jaskinię na tyle małą, że smok się w niej nie mieścił, rzuciła zaklęcia kryjące i sięgnęła po coś, co Axel podarował jej na siedemnaste urodziny. Lusterko dwukierunkowe. -Axel! - krzyknęła do lusterka świecąc sobie różdżką – Alex, Alex, Alex. - powtarzała jak mantrę, póki jego twarze nie pojawiła się w lusterku. I musiał od razu wiedzieć, że jest przerażona okropnie, bo tylko i wyłącznie wtedy przekręcała jego imię. No, chyba, że chciała mu na złość zrobić, jednak to nie była jedna z tych sytuacji. -Trochę utknęłam. - mruknęła z ciemności. W jej oczach widać było szczere przerażenie. - Jestem w rezerwacie Smoków, Zielonych Walijskich. Istnieje szansa na ratunek? Przydałby mi się księciu na białym koniu. - wyznała, bo nic bardziej nie przerażało jej bardziej nić smoki i Axel dobrze o tym wiedział. Nawet te małe i niegroźne, sprawiały, że się trzęsła.
Wakacje to czas, którego wyczekują uczniowie jak i studenci, nie różniący się zanadto od tych pierwszych. Mimo że minęło już kilka dni spokoju bez nauki, Axel nie nudził się - spędzanie czasu na odpoczywaniu w domu, zdecydowanie było jego ulubionym zajęciem. Chciał spędzić z rodziną jak najwięcej czasu, bo niedługo czekał go wyjazd ze szkołą, a po powrocie kilka wycieczek, które planował już w roku szkolnym. A potem? Potem zaczynał drugi rok studiów, a to jednak było coś większego, "nowy start" i "lepsze oceny". Właśnie zasypiał na swoim łóżku, zmęczony całonocnym oglądaniem filmów, kiedy usłyszał znajomy głos. Od razu go rozpoznał, bo ha, jakby nie mógł? W końcu to właśnie na niego, najczęściej reagował błyskawicznie, to właśnie on sprowadzał go na ziemię i było tak też teraz. Axe drgnął zaskoczony, nie spodziewając się tego; rozejrzał się, jakby chcąc odnaleźć swoją przyjaciółkę wzrokiem. Dopiero po chwili jego spojrzenie padło na lusterko dwukierunkowe - dokładnie takie, jakie Rogers kupił Tunie na siedemnaste urodziny. Axel nie wiedząc, że Neptune może być teraz w jakimś zagrożeniu, powoli sięgnął po lusterko i spojrzał w nie, widząc jej przerażoną twarz. Poza tym przekręcała jego imię, a gdy robił to ktoś inny, od razu się irytował. - No jestem, spokojnie - powiedział, marszcząc brwi. - Gdzie ty... Co?! - Chłopak natychmiast się ożywił. Podniósł się z łóżka, chodząc w te i z powrotem. - Czyś ty zwariowała? Naprawdę, jak tak ci się nudziło to mogłaś napisać! - prychnął, a po chwili wziął głęboki wdech. - Zaraz będę. Uważaj na siebie. Odłożył lusterko, po czym szybko ubrał buty i prawie wybiegł z mieszkania, rzucając w kierunku Bena coś w stylu "Jak nie wrócę w ciągu dwóch godzin to szukajcie mojego ciała w rezerwacie smoków". No i co mógł zrobić? Rzucił się na ratunek Neptunie, bo nie wyobrażał sobie, żeby zostawić ją tam, zupełnie przerażoną. Niech się tylko nie dziwi potem, jak Axel będzie prawił jej kazanie. Przez całą drogę do rezerwatu, bardzo się o nią martwił. Kiedy Rogers znalazł się na terenie rezerwatu, chyłkiem powędrował w stronę jaskini, w której miała znajdować się jego przyjaciółka. Dreszcz napięcia przechodził mu przez plecy podczas wędrówki. W końcu doszedł do tej nieszczęsnej jaskini i wlazł do niej, ciężko oddychając. Trochę się napocił, żeby tu się dostać. - Neptune! - krzyknął i podbiegł do niej bliżej. - Nic ci nie jest? - zapytał. No i właśnie wtedy zjawił się smok, na którego widok Ax wytrzeszczył oczy i przełknął cicho ślinę. Wyciągnął w dłoń w kierunku przyjaciółki.
Młodziutki smok zajmował się swoimi sprawami, jak co dzień. Tu sobie ział ogniem w powietrze, tu coś przekąsił. Dzień jak co dzień. Ale proszę was, ile można się tak nudzić? Nic dziwnego, że miał chrapkę na zabawę jakimiś ciekawym człowiekiem. Albo dwoma człowiekami. No, ale jak można takiego znaleźć, kiedy żyje się w rezerwacie? Trudno. Czas udać się na kolejną, nudną smokową czynność - spanie w jaskini. Powoli, ociężałym krokiem zmierzał w jej stronę. Nie spieszył się, no bo po co. Wtem będąc niedaleko niej poczuł zapach, który nie pasował mu. Czyżby inny smok śmiał przebywać na jego terytorium? Nie. To pachniało raczej jak... Przekąska. Dlatego jego łapy mimo iż bezszelestnie poruszały się szybciej. Aż w końcu pojawił się przy wejściu do jaskini niedaleko swojej. Zielony walijski polegał nie tylko na węchu, ale też na wzroku. I po dostrzeżeniu dwójki niepożądanych osobników nawet się nie zastanawiał. Na szczęście było to jeszcze dziecko. No, powiedzmy wyrośnięty nastolatek. Nie był w stanie zmieścić się w całości do jaskini, jednak bez problemu mógł wsadzić do niej pysk i przednie łapy. Najpierw postawił na drugą opcję. Próbował ich dosięgnąć, a że przypominał dorodnego jaszczura, to miał pewną łatwość w poruszaniu przednimi kończynami...
Kostki:
Losujecie jedną kostke. 1,3 - Macie szczęście. Smok nie może do was dosięgnąć. W przypływie irytacji odsunął się od jaskini. Nie widać go. Chyba macie szansę się z niej wydostać. Zaryzykujecie? 2,5 - Smok ma za krótkie łapki. Wprawdzie dosięga do was, ale udało mu się spowodować jedynie głębokie zadrapanie. Niestety wydostaje się z niego krew, więc macie przerąbane. Już nie zgubi wszego zapachu. 3,6 - Skubany miał na prawdę dobry pomysł. Udało mu się zaczepić Axela swoją łapą i przeciągnąć go po skałąch do połowy jaskini. Neptune powinna szybko zareagować zaklęciem zanim bestia wywlecze go na świeże powietrze i schrupie ze smakiem. No szybko, bo nie będzie co zbierać! I tak prawdopodobnie biedak ma już złamane dwa żebra od siły nacisku łapy młodego smoka.
______________________
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Nie 3 Lip 2016 - 11:53, w całości zmieniany 1 raz
Tak, to przecież mądry pomysł. Wręcz idealny pomysł iść do miejsca, w którym znajdują się stworzenia, których boi się najbardziej na świecie. Bo przecież co innego miałaby robić w ten letni wakacyjny dzień, poza szlajaniem się ze swoją widmową kumpelą. No, lepszym pomysłem były lody, albo lot na miotle, ale nie, po co, lepiej słuchać zmyślonego przyjaciela. Tuna siedziała w jaskini, lusterko schowała z powrotem za pazuchę, a dłońmi objęła nogi i przygryzła lekko wargi, podskakując na każdy najmniejszy szelest. -Cykor. - syknęła Enupten, zwana przez Tunę Pene. Dzisiaj miała zielone włosy i przypominała trochę jokera z filmów o batmanie. Tuna znała batmana tylko i wyłącznie dlatego, że Axel zmusił ją kiedyś d obejrzenia go. -To Twoja wina, chcesz mnie zabić? - zapytała widma stojącego obok, uniosła spojrzenie na swojego sobowtóra a końcówki jej błękitnych włosów przybrały odcień seledynu. Miała wrażenie, że siedzi tam godzinami i jedyne co słyszy to kpiący śmiech Pene. Wtedy usłyszała kroki i jakaś jej mało racjonala strona stwierdziła, że to wręcz musi być smok, który lezie ją zeżreć. Na szczęście to był Axel. Oh, jak mocno cieszył ją jej widok. Tuna uniosła na niego spojrzenie i pokręciła przecząco głową. Podniosła się i złapała za dłoń przyjaciela. -Zaczynamy zabawę. - ucieszyła się Pene gdzieś obok z radości zacierając dłonie. Tuna przęłknęła ślinę i miała wrażenie, że robi to tak głośno, że wszyscy to słyszą łącznie ze smokiem, którego ślepie pojawiło się u wylotu jaskini, chwilę później łasko sięgnęło w głąb i nim Tuna się zorientowała długa szrama zdobiła jej przedramię, z którego z każdą chwilą wydobywało się coraz więcej krwi. Zdążyła tylko krzyknąć z zaskoczenia i bólu i cofnąć się o kilka kroków, puszczając dłoń Axela i przylegając plecami do ściany. -Zginiemy. - mruknęła, robiąc się cała blada na twarzy, jednocześnie od strachu i utraty krwi. Trochę histeryzowała, ale jak już wspominałam, nic tak mocno jej nie paraliżowało jak smoki.
*pismo pochyłe, czyli to co gada Pene słyszalne jest tylko dla panny Leighton :D
Dziewczyna ledwo ujęła jego dłoń, kiedy smok zajrzał do jaskini. Na jego widok, Axel wziął głęboki wdech, ale po chwili wrócił do racjonalnego myślenia, bo w końcu gorzej już chyba nie będzie? Smok wyciągnął łapsko i nim którekolwiek z nich zdążyło jakoś zareagować, zadrapał swoimi wielkimi pazurami Neptune. Tym razem Axel zaczął działać od razu - szatyn pociągnął przyjaciółkę, jak najdalej od wejścia, nie spuszczając smoka z oczu. Dopiero wtedy, dosłownie na kilka sekund zerknął na ranę Tuny i przeklął cicho. Sam się sobie dziwił, że umiał jakoś przyjąć to wszystko na spokojnie, chyba to "racjonalne myślenie" udzieliło mu się od brata. Leighton zrobiła się blada i miała minę, jakby miała zaraz zwymiotować. - Nikt tu nie zginie - mruknął Ax, wyciągając różdżkę i w myślach z trudem przypominając sobie jakieś zaklęcie lecznicze. W tej chwili żałował, że nigdy nie przykładał uwagi do nauki. - Episkey - rzucił, przykładając różdżkę do rany Neptune. Okej, tylko spokojnie. Mamy czas. Przez minutę patrzył jak powoli zrasta się rana, a potem odsunął się, patrząc na smoka, który usilnie próbował się do nich dostać. Po chwili smok odsunął się, a Axel zmarszczył brwi. Odpuścił sobie? Dosyć nieprawdopodobne, ale przez dłuższą chwilę w ogóle nie było go widać. Uznał to za szansę. Spojrzał na Neptune. - Słuchaj, pójdziemy powoli sprawdzić czy go tam nie ma, a potem, kiedy będziemy na zewnątrz, będziesz biegła w stronę wyjścia z rezerwatu przede mną, okay? Potem pociągnął ją w stronę wyjścia z jaskini, wyjrzał za nią, po czym nie wahając się długo ruszył biegiem, ciągnąc za sobą biedną Neptunę, po chwili pozwalając jej biec przed nim. Nawet nie odwrócił się, żeby zobaczyć, czy smok znów ruszył do ataku.
Smok był inteligentniejszy, niż mogło by się wydawać. Axela i Neptune uznał za dwie nowe zabawki, które po całej zabawie postanowił zjeść ze smakiem. Dlatego przyczaił się przy jaskini, a widząc jak jego dwie przekąsi puszczają się pędem przed siebie. Popatrzył na nich chwilę jakby zastanawiając się, co należy zrobić. Jednak w tym czasie tak na prawdę przygotowywał się. Nim zdążyli odbiec na bezpieczną odległość z jego paszczy poleciała w ich stronę wielka kula ognia. Zaraz za nią natomiast biegł już w ich stronę walijski zielony.
Losujecie jedną kostkę. Obojętnie kto. 1,3,6 - Ogień was dosięgnął. Na szczęście te kilka kroków sprawiło, że zajęły się wyłącznie wasze ubrania. Proponuje zgasić je jak najszybciej. Inaczej smok będzie miał to, co chciał - dwie mocno przysmażone kiełbaski, pieczone powoli. 2,4,5 - Szczęście w nieszczęściu? Ciągnięta Neptune tak zawadzała Axelowi, że ten w końcu musiał się potknąć. Runął wraz z dziewczyną na ziemię. I to uratowało im życie gdyż ogień śmignął prosto nad ich głowami sprawiając jedynie, że zrobiło im się bardzo gorąco. Ale wstawajcie szybko! Smok za wami biegnie! A nie jest to powolny gad.
Tuna czuła jej jej oddech staje się coraz płytszy, wiedziała, że powoli ogarnia ją panika i pewnie gdyby nie fakt, że miała obok siebie Axela już dawno usiadłaby w najciemniejszym kącie, objęła nogami i w rytm śmiechu Pene zaczęła się kołysać. Pazur smoka zadrapał jej dłoń i pewnie stałaby dalej tam jak kamień, w ciężkim szoku, gdyby gryfon nie pociągnął jej do tył. Naprawdę, robiła się zielona i to nie tylko na twarzy, jej włosy też powoli z turkusowego zaczynały przechodzić w jasny seledyn. Starając się łapać głębokie oddechy, które niby miały pomóc w uspokojeniu się, próbowała słuchać Axela. Najpierw patrzyła na zrastającą się ranę, jeszcze trochę spazmatycznie oddychając. -Paaaaaaanikaaaaaara.- - zabrzmiało gdzieś w czeluści jaskini i Tuna wiedziała czyj to głos. Osoby, a może raczej mary, która najmniej była teraz potrzebna-Pene. Leighton zmarszczyła czoło i uniosła wzrok rozglądając się po jaskini w poszukiwaniu mary, ale musiała skryć się gdzieś w cieniu jakiegoś skalnego wgłębienia. Swoje spojrzenie zwróciła na Axela i przytaknęła mu, przygryzając lekko wargę. Bała się. Tak cholernie się bała. Axel pociągnął ją i już po chwili pędzili przez polanę w stronę drzew. Znaczy, to Axel pędził. Tuna raczej nieudolnie starała się za nim nadążyć. Chyba mieli więcej szczęście niż rozumu. Bo ciągnięta Leighton odwróciła uwagę Axela, który niekoniecznie dokładnie spoglądał co ma pod nogami i nie ominął wystającego kamienia, poleciał jak długi, a Tuna razem z nim, pociągnięta ku dołowi. Nad ich głowami przeleciała fala ognia, którą wypuścił smok i która z pewnością by ich spaliła, gdyby nie ich niezdarność. Tuna uniosła się na dłoniach lekko rozstrojona. -Czyż to nie ekscytująca przygoda? *- zapytała Pene, kucając przed nią, i zbliżając w jej stronę twarz. Jej wredny uśmiech rozlewał się na całą twarz. Dziś miała zielone włosy, ale w rodzaju toksycznej zieleni, śmiertelnej. -Nie. - odpowiedziała jej razem z wydychanym powietrzem Tuna. Oh jak Neptun nie znosiła tej mary. Przez chwilę miała nadzieję, że więcej jej już nie zobaczył. Ze pozbyła się jej, że to koniec. Ta jednak wróciła, po tak długiej nieobecności. -Lepiej gnaj dalej, już was dogania. *- odpowiedziała jej mara, wskazując palcem za nią. Tuna zerknęła za siebie, a jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia i strachu. -Axel, do lasu? - zapytała przyjaciela, który tak samo jak i ona właśnie podnosił się na nogi. Mogli wybrać jedną z dwóch dróg, ta, która prowadziła do jeziora i pokryta była tylko małymi krzaczkami, lub tą, która prowadziła przez gesty las, porośnięty drzewami wielkimi jak wieżowce, jednak nie wiadomo też przez co zamieszkiwanymi.
*wszystko kursywą wypowiadane jest przez Pene, marę, którą widzi tylko Tuna Kostka: 4
Axel wiedział, że jakoś uda im się stąd wydostać. Jeszcze nie byli w tak złej sytuacji jak teraz, ale z trzeźwym umysłem Rogersa i sprawnymi - miejmy nadzieję - nóżkami Neptune, wspólnymi siłami uda im się uciec. Chłopak wiedział, że Tuna naprawdę się bała, poza tym to było naprawdę widać. Była blada jak ściana, a w dodatku wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Rogers sunął przed siebie nawet nie patrząc pod nogi, ale to chyba była normalna reakcja, prawda? Najważniejsze to zabrać stąd jak najdalej przyjaciółkę. No i jak najszybciej. Niestety Axel w pewnym momencie potknął się o jakiś kamień i wyłożył się jak długi, a za nim przerażona dziewczyna. W sumie to dobrze, że się wywrócili, przynajmniej ogień nie dosięgnął żadnego z nich. - Co nie? - rzucił do niej, podrywając się z powrotem na nogi. Nie mieli czasu na pogawędki, poza tym czekał ich jeszcze kawałek drogi. Zacisnął usta w wąską kreskę i pobiegł dalej wraz z Tuną. - Tak, dawaj, dawaj! - popędził ją, kierując się w stronę lasu. Skoro i tak byli w takim bagnie, to już nic nie mogło pogorszyć ich sytuacji. Musieli po prostu uciekać i nie zatrzymywać się nawet na chwilkę. Wbiegli w gęstwinę, a Ax znowu pozwolił by Neptune go wyprzedziła. Odwrócił się na sekundę, żeby spojrzeć przez ramię na smoka. Przeskoczył przez korzeń i stęknął cicho.
Mieli jeszcze kawałek, jednak zdecydowanie było to zbyt daleko, by smok nie zdążył ich dogonić. Zauważył już skurkubany, że ani ogień, ani łapy nie są skuteczne w starciu z tą dwójką czarodziejów. Dobiegając więc do nich wymyślił jeszcze jedną rzecz. W stronę Tuny i Axela poleciał jego ogon. Powinni się cieszyć, że nie jest to rogogon - w końcu tamten miał na ogonie kolce, które mogły ich przebić na wylot. Ten jednak jedyne, co zrobił to odrzucił dwójkę bardziej do wnętrza rezerwatu. Jakby domyślił się, że ci planują mu uciec. Widząc, że biedni leżą zaczął się szykować do kolejnego ataku. Wprawdzie Axel i Neptune byli z każdą chwilą coraz bardziej obolali i pokiereszowani, ale to ostatni moment by spróbować użyć na smoku jakiegoś zaklęcia! Połączcie siły!
Kostki:
Rzucacie dwoma kostkami (dogadajcie się na PW jaki macie wynik). Jeśli uzyskacie razem powyżej 5 oczek udaje wam się na chwilę "pokonać" smoka i zyskać trochę czasu na ucieczkę. Jeśli nie, musicie uznać, że smok rzucił się na was, a to oznacza kolejne rany. Przed pożarciem uratuje was pracownik rezerwatu
Biegli dalej. Tuna zacisnęła usta zła sama na siebie, gdy Axel zapytał jej o odpowiedź, na pytanie, które rzuciła Pene. Nie widział o niej. Nie miał się dowiedzieć. Nikt nie miał. Nie miała zamiaru dać się zamknąć w Mungu przez to, że widzi wymyślonych przyjaciół. Zapuścili się między drzewa i Tuna biegła przed siebie, kompletnie nie zważając na to, że gałęzie drzew haczą o jej ramiona i policzki pozostawiając na nich czerwone długie i cienkie ślady. W tej chwili nawet nie czuła bólu, jedynie strach, okropnie wszechogarniający. Pene biegła w podskokach obok, a wielki, uśmiech rozlewał się na całej twarzy. Tuna nawet na nią nie patrzyła. Do czasu. -A ja znam zaklęcie. Znam zaklęcie. Znam. - zaśpiewała biegnąc obok, ale bardziej Leighton odnosiła wrażenie, jakby sunęła u jej boku, co jakiś czas znikając za jakimś drzewem. Przelotnie spojrzała na nią w biegu, jakby wzrokiem nakazując jej by zdradzić owe zaklęcie. Mara jednak milczała jak zaklęta. -Jakie? - mruknęła w końcu drżącym z przerażenia i wysiłku głosem, jednak na tyle cicho, by jej głos mógł rozmyć się w powietrzu. -Jak ładnie poprosisz. - rzuciła mara śpiewnym głosem. Już własnie postanawiała sobie, że za nic, nigdy w życiu prosić o nic jej nie będzie. Gdy smok dogonił ich i tym razem użył swojego ogona. Uderzenie odrzuciło ich i Tuna poczuła nieprzyjemny ból w okolicy swojego brzucha. -Proszę, powiedz mi jakie?! - wykrzyczała z ziemi, czując jak wszystko ją boli i jak śmierć w postaci smoka zbliża się do niej wielkimi krokami. Uniosła ślepia na marę. - Proszę. - mruknęła raz jeszcze błagalnie. W tej chwili już nawet nie myślała o tym, jak się potem wytłumaczy z tego Axelowi. Chciała przeżyć. -Conjunctivitis. - odpowiedziała z uśmiechem mara. Tuna kiwnęła głową. Conjunctivitis, no przecież. Zerknęła na Axela. -Conjunctivitis Axel, rzućmy je jednocześnie, może któremuś się powiedzie. - zwróciła się do niego. Sięgnęła po jego dłoń i zacisnęła na niej na chwilę palce. Skinęła głową. -Conjunctivitis. - krzyknęła w tym samym czasie co on, patrząc, jak to jej mija smoka. Całym szczęściem Rogers był lepszy z zaklęć, jego trafiło, zatrzymując smoka. Nachyliła się i pociągnęła chłopaka, który nadal jeszcze jakby nie wierzył, że powstrzymał tak wielkie zwierze. -Dalej, spadamy. - mruknęła czekając aż wstaje i co rusz zerkając, czy smok na powrót nie zaczyna się ruszać.
W Axela po prostu coś uderzyło; jakaś niewidzialna siła, która popchnęła go do szybszego biegu i dziwnego uczucia, żeby "zająć się" Neptune. W końcu ani na chwilę nie zapomniał, że ona naprawdę boi się smoków, prawdopodobnie jeszcze bardziej niż on. Zasuwał ile sił w nogach, mimo że gałęzie biły go po twarzach, mimo tego, że odgarniał je wolną ręką. Miał zupełnie gdzieś to, że miał podrapaną twarz, ręce i szyję. Najważniejsze było to, żeby wydostać się stąd i żeby oboje byli cali i zdrowi. Rogers słyszał jak coś mówi, ale jej słowa po prostu rozpływały się. Spojrzał na nią kątem oka, nie wiedząc z kim rozmawia. Może mamrotała coś do siebie? Mu też to się często zdarzało! Słysząc słowa Tuny, chłopak zmarszczył brwi, a potem szybko wyciągnął różdżkę. Axel splótł palce z jej, zupełnie nieświadomie. - Conjunctivitis - krzyknęli równocześnie, a smok dostał od Axa. Szatyn przez dobrą chwilę nie mógł uwierzyć, że udało mu się trafić potwora. Zamrugał kilkakrotnie oczami, patrząc na tą sytuację z niedowierzaniem. Dopiero pociągnięcie go przez dziewczynę sprawiło, że ruszył. Pobiegli między drzewami dosyć daleko, po czym wydostali się poza tereny rezerwatu. Axel oparł dłonie na kolanach z trudem oddychając. Spojrzał na przyjaciółkę, a potem niewinnie uniósł kąciki ust. - Świetne znalazłaś sobie zajęcie na wakacje, serio - wydusił. - Chodź, w inne miejsce. Musimy porozmawiać - rzucił, patrząc na nią wyczekująco.
Oh no może to nie był najlepszy dzień na wizytę w rezerwacie. Prawdopodobnie najlepszym terminę na wizytę tutaj było... hm.. niech pomyślę.. nigdy? Ale jakoś tak wyszło, że Neptune czasem nie słuchała głos zdrowego rozsądku, a słuchała jego odwrotności, czyli Pene. I tak, mimo, że na całym świecie najbardziej przerażały ją smoki znalazła się właśnie w rezerwacie dla smoków. Brawo Leighton, nprawdę świetna sprawa. Ale ją ulga ogarnęła, jak Axelowi udało się trafić w tego gadziego giganta. Przecież, już właściwie postawiła na tą kartę wszystko, gdyby nie podziałało pewnie położyłaby się i pozwoliła zeżreć. Biegli jeszcze długo i szybko. Tak, że gdy wkońcu zatrzymali się na obrzeżach rezerwatu gdzie nic już im nie groziło. Tuna po prostu padła na trawę plecami i zaczęła wolno oddycha próbując uspokoić swój oddech. Zerknęła na Axela, który chciał gdzieś iść. Uniosła się do siadu i jęknęła cicho. Dopiero teraz czuł, jak wszystkie jej mięśnie wręcz pulsują od bólu, a zdrapania, które zaserwowały jej gałęzie pięką w różnych miejscach. We włosach miała trochę liści i krótkich gałązek, które zerwała z drzew w tym szaleńczym biegu. -Najlepsze. - przytaknęła z goryczą rozglądając się w poszukiwaniu Pene, która ziknęła. Chyba dla niej zabawa była skończona. - Nie możemy tutaj? Mam wrażenie, jakbym zużyła siły z następnych kilku miesięcy.
Z drugiej strony, gdyby się uprzeć, to można by było znaleźć jakieś pozytywne strony tego wyskoku. Na przykład trochę poprawili swoją kondycję, o. Albo mają nową przygodę na koncie... O, o! Albo Axel nie ma co narzekać, w końcu był w towarzystwie swojej najlepszej przyjaciółki. Teraz, gdy niebezpieczeństwo trochę opadło, Ax miał ochotę głośno się roześmiać, ale nie wiedział czy było to stosowne. Opadł na trawę i po minucie wpatrywania się w niebo, zaczął się śmiać. Gdyby nie to, że Neptune naprawdę dobrze go znała, to mogłaby pomyśleć, że jest trochę obłąkany. Wolną dłonią starł z siebie przyczepione do bluzki gałązki. Zadrapania na twarzy powinny zniknąć w przeciągu kilku dni, dlatego nie przejmował się tym zbytnio. W końcu usiadł i uspokoił się, opierając się plecami o pień drzewa. - Hej, wszystko w porządku? - zapytał Ax, patrząc z troską na dziewczynę. Wyciągnął dłoń w jej kierunku i wyjął z jej włosów gałązkę, po czym strzepał kilka liści. - Jesteś koszmarnie podrapana - wymamrotał. - Co ci strzeliło do głowy, Tuna?! Mogło ci się coś stać, nie mogłaś znaleźć sobie innego zajęcia? Mogliśmy pójść na skok na bungee - rzucił, kręcąc głową z dezaprobatą. Opuścił swoją dłoń, patrząc na nią z ulgą. Najważniejsze, że Neptuna była bezpieczna. Nic innego go już nie obchodziło, nawet to, że mamrotała coś podczas ucieczki.
Tuna po raz kolejny przysięgła sobie, że już więcej nie posłucha Pene, która jak zwykle, standardowo, gdy niebezpieczeństwo zniknęło i ona rozwiała się gdzieś między drzewami, a chyba bardziej w umyśle Tuny. W sumie jak teraz tak o tym pomyślała, to to na serio była jedna wielka głupota, tak wielka, że większej się nie dało po prostu. Bo nie dość, że naraziła sama siebie na niebezpieczeństwo, to jeszcze naraziła też na nie swojego przyjaciela. Wcale to po przyjacielsku jakoś mocno nie było. Ale Axel zdawał się dopiero dech odzyskiwać. I chyba wszystko to z niego zlazło, bo zaczął się śmiać jak głupi. No i ona też zaczęła. Śmiała się, jakby naprawdę wydarzyło się coś komicznego, a nie, jakby jeszcze kilka chwil temu byli o krok od śmierci. I tak siedzieli na trawie, na krańcach rezerwatu smoków, zaśmiewając się do rozpuku z cholera wie czego. Dobrze się dobrali. Dwaj wariaci. Nie ma co. Przymknęła lekko oczy, gdy Ax sięgnął do jej zzielenialy lekko do strachu, ale nadal niebieskich na czubkach włosów. Pozwoliła by powyciągał z nich gałązki i strzepnął listki i gdzieś tam, pomimo tego całego zmęczenia zarejestrowała, że w jakiś sposób podobał jej się ten gest. -Zagoi się. - mruknęła niewyraźnie, nie bardzo wiedząc, co mu powiedzieć na to, co jej strzeliło do głowy, przecież nie mogła wyskoczyć z "hm, no wiesz, widuję taką laskę Pene i ona powiedziała, że to będzie świetna przygoda, więc jej zaufałam i poszłam za nią" raz, że by jej nie uwierzył. A dwa, nawet jakby uwierzył, to pewnie od razu posłał do Munga. Dlatego Pene musiała zostać tajemnicą. Zamiast tego otworzyła ślepia i złapała go swoim zwyczajowym gestem za nadgarstek. - Dziekuję Axel. - powiedziała, jakby na potwierdzenie swoich słów mocniej ściskając jego nadgarstek i jakby tym gestem chcąc przekazać mu, jak bardzo jest wdzięczna z to, że nie zostawił jej tutaj samej. Zabrała swoją a potem oparła kawałek pleców i głowę o jego klatkę piersiową. Tak, że w połowie leżała z w połowie siedziała. Owinęła sobie jego ramię wokół siebie a dłoń ułożyła na brzuch. Sama zaś klepnęła go w udo i zadarła wzrok i odchylając trochę głowę w tył spojrzała na jego profil od dołu. - Chciałeś porozmawiać. - przypomniała sobie, jednocześnie będac ciekawą co miał jej do powiedzenia, jak i chcąc jak najszybciej odwrócić jego uwagę od swojej rozmowy z Pene podczas ucieczki.
Axel jako gryfon lubił niebezpieczeństwo, a może raczej... nie bał się. Nie myślał, że coś jest niemożliwe tylko dlatego, że jest nie dozwolone albo niebezpieczne. Prawdę mówiąc niektórzy nazwali by to bardziej głupotą niż odwagą, ale on tam wiedział swoje. W końcu nie bez powodu trafił do tego a nie innego domu w Hogwarcie - z czego był naprawdę dumny, bo uważał, że Gryffindor jest najfajniejszy. Chyba dobrze, że byli sami. Normalni ludzie pomyśleli, że odbiło im zupełnie; w końcu zaledwie chwilkę temu uciekali przed smokiem, który... Cóż. Chciał zrobić sobie z nich dobry obiad. Z pewnością ten śmiech był pod wpływem zbyt wielu emocji. Niestety, kiedy Neptune zaczęła się śmiać, Ax już nie mógł dłużej tego trzymać i dopiero gdy uspokoił się, wziął głęboki wdech i policzył do dziesięciu. Dopiero wtedy odrobinę się ogarnął. Rogers popatrzył w jej szeroko otwarte oczy i przełknął cicho ślinę, a potem uśmiechnął się niewyraźnie, gdy ta jak zawsze chwyciła go za nadgarstek. Axel już naprawdę przyzwyczaił się do tego gestu i ba, nawet śmiał go nazywać ich gestem. - Drobiazg - wymamrotał, trochę onieśmielony, a to ostatnimi czasy naprawdę rzadko się zdarzyło w jej towarzystwie. Znał ją tak długo, że naprawdę w wyjątkowych sytuacjach nie wiedział co jej odpowiedzieć. A potem oparła się o jego klatkę piersiowej, a mu jakby zabrakło na chwilę tchu. Była tak blisko niego, jak chyba nigdy dotąd. Okej, przytulał ją niejednokrotnie kiedy tego potrzebowała, ale tym razem czuł się jakoś inaczej. Ułożył swoją dłoń na jej brzuchu, unosząc kącik ust ku górze. Jego serce biło zdecydowanie za szybko i przez chwilę bał się, że to usłyszy. - Gdybyś wiedziała... - wyszeptał, a potem spojrzał na nią z góry i wziął jej dłoń, przykładając do swojej. Miała takie drobne ręce w porównaniu do swoich. - Muszę ci coś powiedzieć... - zaczął, bo początkowo chciał jej powiedzieć co do niej czuje. Boże, dała mu taką okazję... Ale nie mógł. Nie mogło mu to przejść przez gardło. - Tylko się nie denerwuj. - Uprzedził. - Amy do nas wróciła, przyszła jak gdyby nigdy nic i powiedziała, że wróciła. - Spojrzał na nią, zagryzając dolną wargę. Opuścił jej dłoń. Wiedział, że się wkurzy. Czuł to w kościach.
Tuna była trochę inna. Lubiła kontrolowane niebezpieczeństwo, takie, gdy ktoś wiedział, że nic się mu nie stanie, ale jednak mógł się trochę pobać. Za to Pene, Pene lubiła ten najgorszy sort niebezpieczeństwa, w którym to praktycznie pewnym było, że przyjmie się jakieś obrażenia o ile w ogóle wyjdzie się z niego cało. I tak, bardzo prawdopodobne, a nawet pewne jest to, że ta salwa śmiechu, która ich opętała spowodowana była niczym innym jak faktem, że schodziły z nich emocje i przerażenie, przynajmniej z Tuny schodziło przerażenie. Dziękowała Merlinowi, że Axel dał jej na te głupie urodziny to lusterko i że zawsze przy niej był gdy tego potrzebowała. Gdyby dzisiaj nie przylazł do niej, pewnie już dawno zostałby by podsmażona przez smoka i zjedzona z odrobiną ziemi. Chociaż wątpiła, by taki smok najadł się nią, bo to sama skóra i kości prawie, ale znów jak wiesz, jak nie wiesz, nie? Oczywiście, że to był ich gest i tylko ich i nikogo innego. Znali się tyle czasu, że właśnie przez niego mogła mu przekazać co myśli. Jakby stopień zaciśnięcia dłoni na nadgarstku miał o tym świadczyć. I świadczył, naprawdę. Nie musicie mi wierzyć, ale właśnie dokładnie tak było. Usłyszała jego szept, ale nie powiedziała na niego nic, bo nie było to żadnym zdaniem, na które odpowiedzieć by mogla. Gdyby wiedziała, ale wiedziała co? Postanowiła poczekać. Pozwoliła by złapał za jej dłoń i przyłożył do swojej. Malutka wydawała się jej dłoń w porównaniu do jego, ale w ogóle jakoś jej to nie przeszkadzało, bo przecież z drugiej strony, czemu miałoby? Miała się nie denerwować? Oh, jakże miała nadzieję, że zaraz nie powie jej, że zgubił te farby co to zamówiła do niego na adres, bo u niego w domu zawsze ktoś był, a jej mieszkanie ostatnio opustoszało, gdy każdy z współlokatorów zajął się swoim życiem. Spięła się na chwilę, gdy w końcu przekazał jej nowinę. Przymknęła lekko powieki. Amy... Jej myśli powędrowały do czasów, który spędzali razem i do bólu, który spowodowało jej odejście i zaginięcie. Rogersowa rodzina powoli godziła się z faktem stracenia siostry, chociaż czy tak naprawdę dało się pogodzić z taką stratą? -Jak to? - zapytała i w sumie samą ją dziwił ten spokój, który odczuwała. Miała sporo wyrzutów dla samej siebie, bo nieźle się pożarły z Amy przed jej zniknięciem. Ale, przecież to praktycznie wcale nie chodziło o nią. - Jak się czujesz Axel? - zapytała uchylając powieki i spoglądając jeszcze raz na ich dłonie. Bo nawet nie wyobrażała sobie, co ona by czuła w momencie, w którym znalazł się teraz. Chciała być dla niego oparciem, a nie furiatką. Swoje problemy i złości mogła załatwić potem, prawda?
Jak ona to robiła, że cały czas potrafiła go tak zaskakiwać? Znali się od dawna, a on rzadko kiedy umiał trafnie odgadnąć jej reakcję. To było chyba najfajniejsze, bo ona była ciągle dla niego chodzącą tajemnicą. Kiedy myślał, że już wie o niej wszystko, okazuje się, że ma jeszcze więcej do odkrycia. Jakkolwiek to brzmi. Lubił to, że potrafił być przy niej sobą, umiał być swobodny i nie jąkał się jak kiedyś. Mógł przy niej śpiewać, mimo że robi to przy niewielkiej grupie ilości, ba mógłby nawet jej zrobić mini koncert na urodziny, gdyby sobie tego zażyczyła. Mógł przy niej bez skrupułów jeść, a ona by się z niego nie śmiała... Jestem prawie stu procentowo pewna, że Tuna zaczęłaby razem z nim wpieprzać te wszystkie słodycze. Znając życie robili tak za każdym razem, gdy do niego przyjeżdżała. Jakimś dziwnym trafem on naprawdę potrafił odróżnić o co jej chodzi w zależności od tego jak mocno zaciskała dłoń na jego nadgarstek. Mocno - jest albo zestresowana albo wkurzona. Delikatnie - w ramach podziękowania lub czegoś w tym rodzaju. Ax był już na to naprawdę wyczulony. Zaskoczyła go jej reakcja; myślał, że będzie zła, bo w końcu kumplowała się z jego siostrą, a ona tak po prostu odeszła. Miał nadzieję, że jakoś się dogadają. Wiedział, że przed odejściem Amy, pokłóciły się. - Byłem z Benem na mieście, oglądaliśmy wystawę i wiesz, w sumie nie spodziewaliśmy się tego - powiedział. Jeszcze nie przyjął do wiadomości tego, że jego bliźniaczka wróciła. Dla niego był to drażliwy temat; nie wiedział czy znów tak łatwo jej zaufa... Ba, on nawet jej do końca tego nie wybaczył. - Nie wiem. Zburzyła trochę naszą codzienność... Ułożyliśmy sobie życie po jej powrocie. Sama wiesz jak było ciężko, ale rodzice są szczęśliwi, więc mi do tego. Wróci do szkoły w nowym roku. - Westchnął. - Chciałem, żebyś dowiedziała się jako pierwsza spoza naszej rodziny. Bardzo nam pomagałaś... Mi pomogłaś bardzo. No i jesteś traktowana u nas jak członek rodziny, więc chciałem, żebyś wiedziała.
Tuna chyba po prostu taka była - pełna niespodzianek. Nigdy nie jasna do końca. W sumie sama chyba nie wiedziała, że taka jest. Ogólnie raczej nie uważała się za jakąś strasznie ciekawą osobą, bo poza mieniającymi się włosami za niewiele w niej ciekawego nie było. Ani nie była wybitna w żadnym przedmiocie, ani też jakoś nadmiernie i bezsadnie piękna. Oczywiście, że tak. Nie raz przecież kłocili się o to, że któreś z nich zajdło więcej, potem bocząc się na siebie. Ale zazwyczaj nie dłużej niż godzine, bo jakoś na siebie się złościć nie umieli. A co do koncertów, nie raz pewne dłońmi wystukiwała na czymś jakiś rytm, który idealnie nadawał sie do jego śpiewów. A że była jego fanką numer jeden, to wszystki utwory znała na pamięć więc i nie raz podśpiewywała razem z nim sobie. -Nawet nie umiem sobie wyobrazić jak się czujesz teraz. - mruknęła mocno zła na siebie, że nie jest w stanie go jakoś pocieszyć, czy podnieść na duchu. Teraz, w tej konkretnej chwili nie były dla nie ważne jej relacje z Amy, ani nawet to, jak fakt, że powróciła powoli do niej docierał i wybudzał ze snu jakąś wielką furię, o której istnieniu Tuna nawet nie miała pojęcia. - Jak to co co ci do tego? - mruknęła podnosząc się do siadu i obracając na tyłku, by być twarzą do niego. Przerzuciła swoje nogi nad jego by być bliżej, bo zachodzące słońce dawało coraz mniej światła, a jej bardzo zależało, by nie umknęła jej żadna jego reakcja. W jej oczach dostrzec można było zdecydowanie. - Jeśli jesteś zły, urażony, zraniony, to nie powinieneś udawać, że nie. W drugą stronę tak samo zresztą. Jeśli jesteś szczęśliwy to też dobrze. - powiedziała i widać było, że bardzo mocno wierzy w swoje słowa. Westchnęła lekko, ale nad wyraz ciężko przymykając na chwilę powieki. Chyba była jeszcze po prostu zaszokowana tą informacją. Może dlatego jeszcze nie była zła. Bo szok i troska o przyjaciela przykrywały inne emocje, które w tej chwili odczuwała. Przede wszystkim... Przede wszystkich chciała, żeby Rogersowie byli szczęśliwi, byli dla niej drugą rodziną. Chciała, żeby Axel był szczęśliwi, bo był jej najbliższy. Ale jednocześnie jakby czuła, że powrót Amy jakoś nie do końca jej pasuje. Trochę jakby uwierał ją, tak jak uwiera kamyk, który wpadnie do buta. Na razie jednak nie potrafiła jeszcze zlokalizować powodu swojego zirytowania jej powrotem, ale nie chciała też tego w tej chwili roztrząsać. Przede wszystkim chciała mu pokazać, że jest obok. Jak zawsze. I że może na nią liczyć. Za każdym razem.
Po stracie Amy, Tuna była najbliższą Axelowi osobą. Była przy nim i mu pomagała, chociaż wcale nie musiała. Nie jednokrotnie umiała poprawić mu humor lub pomóc się oprzytomnieć. Była jego najlepszą przyjaciółką, a kiedy jego siostra bliźniaczka odeszła, Napetune była jego... bratnią duszą? Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że czuję do niej coś więcej niż powinien. Na początku myślał, że tylko mu się zdawało ale z dnia na dzień to się pogłębiało. Jak on wytrzymał dwa lata, dusząc to w sobie? I jeszcze trochę podusi, aż do końca wakacji przynajmniej. - To frustrujące. Wpadła nagle, jak gdyby nic się nie wydarzyło - powiedział. A w końcu wydarzyło się aż za dużo. Swoją ucieczką wytrąciła ich z równowagi, na chwilę podzieliła rodzinę w smutku. Po długim czasie zaczęli nawet wierzyć, że nie żyje. Na samą myśl o tym Axowi pękało serce. - Nie wiem do końca co czuję teraz - rzucił. Trochę przygasł na samo wspomnienie Amandy. - Z jednej strony czuję ulgę, bo wiem, że nic jej nie jest, a o to mi chodziło, a z drugiej mam ochotę na nią nawrzeszczeć, że była głupia zostawiając nas wszystkich. I tak zrobiłem wielką scenę wtedy na Pokątnej - parsknął. Szatyn nieświadomie objął ją i przytulił lekko. - Dziękuję... za wszystko - wymamrotał. - Chciałbym wiedzieć co o tym wszystkim myślisz.
Tuna nawet nie była w stanie sobie wyobrazić co musiała czuć cała rodzina Rogersów. Ona odchodziła do zmysłów przez Jupitera, bo od miesiąca nie napisała do niej listu i doskonale wiedziała, że jak go tylko znów dostanie to zaraz mu odeśle od siebie historie o smoku i pewnie dołączy do tego jakiego wyjca, żeby ten mu za nią nawytykał za to, że tak rzadko pisze i ona się martwi. A Amy? Ona po prostu zniknęła. Nawet nie wiedziała co Axel czuje. Raczej była ślepa na takie rzeczy. I nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Łaziła trzepotała rzęsami i podrywała interesujących ją facetów. A Axel? Axel zawsze dla niej był. Nie chciała stracić tej relacji, dlatego też w sumie nigdy nie brała go pod uwagę. -Miło z Twojej strony, Pokątna ostatnio mocno wiała nudą. - odpowiedziała uśmiechając się łozbuzerska. Chciała poprawić mu humor. Odciągnąć myśli od tej całej sytuacji i zanim otworzyła usta, by zrobić z siebie głupka, tylko po to, żeby go rozśmieszyć przyciągnął ją do siebie przytulając. Przymknęła leciutko oczy i uniosła kąci ust ku górze. Pozwoliła sobie tak trwać przez chwilę po czym żartobliwym gestem go odepchnęła. - Ja myślę, że jak na gryfona przsytało w ogóle nie nadajesz się do myślenia.
- Taa, Rogersi wszędzie muszą dostarczyć ludziom rozrywki - powiedział i wywrócił teatralnie zajęcie, jakby poznawanie nowych osób i rozmawianie z nimi było naprawdę męczącym zajęciem. W rzeczywistości naprawdę uwielbiał przebywać w dużym towarzystwie; czuł się wtedy jak ryba w wodzie. Rzadko kiedy panowało niezręczne milczenie, on po prostu często wiedział co powiedzieć i jak rozerwać ludzi, którzy z nim przebywali. Axel wywrócił oczami i połaskotał ją, a potem podniósł się i złapał dziewczynę w pasie, również stawiając na nogi. - Ale i tak mnie lubisz - stwierdził, zabawnie mrużąc oczy. Uśmiechnął się delikatnie. - Idziemy do mnie? Mama upiekła dużo ciasta dyniowego. - Wzruszył niewinnie ramionami, choć cicho miał nadzieję, że zgodzi się, żeby z nim pójść.
Tuna uwielbiała poznawać nowych ludzi. I choć naprawdę trudno w to uwierzyć nie starała się zwracać na siebie uwagi, choć jej sposób bycia i wygląd z pewnością przyciągały spojrzenia innych ludzi. I nie ma się co oszukiwać, wiele z nich wcale nie było przychylnych. Neptune była otwartą i, w gruncie rzeczy, miłą osobą. Ale też jej charakter i pewne siebie zachowanie mogło zrażać do niej ludzi, którzy sami chcieli być w blasku reflektorów. Nie robiła tego specjalnie. Nie zależało jej na uwadze obcych ludzi, czy też ich podziwie, a już tym bardziej niechęci. Po prostu taka była. Jednego była jednak pewna, nie zamierzała się zmieniać tylko po to, bo obcym dla niej ludziom coś w niej przeszkadzało. -Tylko dlatego się jeszcze z wami zadaję. - odpowiedziała mu, posyłając mu uśmiech okraszony odrobiną uszczypliwości. Oczywistym był fakt, że zadawała się z nimi z innych powodów. Ale też nie byłaby sobą, gdy raz na jakiś czas nie wbiła jakiejś malutkiej, niegroźnej szpileczki swojemu najlepszemu przyjacielowi. Zaśmiała się serdecznie, gdy podniósł ją łapiąc w pasie i postawił na ziemi. Wysłuchała jego kolejnego zdania i wydęła usta przykładając do nich palec, teatralni odgrywając wielkie myślenie. -No nie wiem, nie wiem. - zaraz jednak efekt powagi i dumania nad sprawą został zburzony przez wielki uśmiech. Oczy jej się lekko rozszerzyły i zaiskrzyły gdy usłyszała o cieście dyniowym. Pani Rogers zdecydowanie robiła najlepsze w Londynie. - Uwielbiam ciasto Twojej mamy! - prawie krzyknęła. Tego czy się z nim wybierze nie należało nawet poddawać pod dyskusję. Za nic w świecie nie przepuściłaby świeżego dyniowego ciasta. - Ale chyba powinniśmy się zakraść. Wolałabym się zmierzyć z dementorem, niż ze złością Twojej mamy. - mruknęła marszcząc lekko nos. Choć Pani Rogers była miłą osobą, to ona i Axel nie raz dostali od niej reprymendę za swoje złe zachowanie. I choć Tuna nie była jej prawdziwą córką, to i tak czuła się, jakby miała dwie matki. Co wcale nie było złe, tylko nie raz dawało ci podwójny ochrzan.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Pod koniec września ze względu na imponujące wyniki, z sekcji piskląt przesunięto mnie do rezerwatu smoków walijskich zielonych. Tak bardzo cieszyłam się, że w końcu będę mogła pracować z tymi stworzeniami! Mimo wybitnej łagodności tego gatunku pierwsze dni w pracy były bardzo trudne – trudno ukryć, że nawet najłagodniejsze smoki bywały brutalne i nie dało się ich oswoić. Zazwyczaj dopóki je karmiliśmy, opatrywaliśmy i nie wtrącaliśmy się w ich życie były spokojne, gorzej bywało przy badaniach, jednakże nawet wtedy większą grupą smoczych opiekunów byliśmy w stanie otępić smoka i wykonać wszystkie konieczne czynności. Mimo wszystko dość szybko przyzwyczaiłam się do tej pracy i szło mi bardzo dobrze – nie chciałam jednak publicznie okazywać zbyt wielkiego entuzjazmu – po pierwsze wiedziałam, że to nie jest łatwa praca, po drugie unikałam gadania o pracy przy moim ukochanym, który wpadał w panikę za każdym razem gdy słyszał, że idę do pracy. Wprawdzie nie okazywał swoich obaw na zewnątrz, jednakże doskonale wiedziałam, że się boi. Z jednej strony troszkę mnie to irytowało, z drugiej jednak wiedziałam, że to naturalne iż człowiek martwi się o swoich najbliższych. Will był bardzo dobrym, czułym chłopakiem, mimo, że wstydził się to okazywać. Ostatnie kilka dni było jednak dla nas wszystkich w rezerwacie bardzo ciężkie – wszystko sprawiało nam mnóstwo problemów. Powietrze było ciężkie, smoki nerwowe, a wszystkie rzucane przez nas zaklęcia działały jakby słabiej – to wszystkie aspekty prowadziły do tego, że ja i moje współpracownicy pracowaliśmy znacznie gorzej. Ja czułam się okropnie i gdyby nie fakt, że i tak mielimy za mało ludzi wzięłabym sobie krótki urlop. Zamiast tego unikałam części zajęć w szkole i ograniczyłam życie towarzyskie, za to w pracy spisywałam się za dwie osoby, mimo że cały czas czułam się słabo i z trudem zwalczałam dręczące mnie mdłości. Tamtego feralnego dnia rozpętała się jedna z największych burz jakie widziałam w ostatnich latach. Jedno z gwałtownych uderzeń pioruna zbudziło naszego największego smoka, który przestraszył się zagrożenia tak bardzo, że zaczął być bardzo agresywny, tak bardzo, że było to wręcz niespotykane u tej rasy. Zwołaliśmy wszystkich dyżurujących opiekunów i smokologów, żeby rzucić na smoka zaklęcia obezwładniające. Pierwsza próba skończyła się fiaskiem – w normalnych okolicznościach najpewniej nie byłoby żadnego problemu, ale przez zaburzenia magii nie udało nam się porządnie rzucić zaklęcia. Ponowiliśmy próbę – ośmiu specjalistów jednocześnie rzuciło odpowiednie zaklęcie i… ponownie się nie udało. Zupełnie straciliśmy kontrolę nad sytuacją, a smok jeszcze bardziej się wkurzył. Elphias (bo tak było mu na imię) był na co dzień wybitnie spokojny, ale tego dnia wręcz oszalał. To trwało ułamek sekundy – po chwili poczułam tylko rozdzieranie moich ubrań i okropne parzenie. Czułam się jakbym płonęła. To trwało zaledwie chwilkę, później straciłam przytomność…
Można było przypuszczać, że udanie się z wybranką do rezerwatu smoków nie było najlepszym pomysłem na jedną z pierwszych randek. Tak z pewnością pomyślałby każdy, zdrowy na umyśle facet. Dlatego ciężką do rozstrzygnięcia kwestią było, czy aby na pewno z Selwynem było wszystko ok? W końcu, miał gdzieś zabrać Padmę. Obiecał jej dobrą zabawę. Ale tak właściwie, nawet nie wiedział, czy ona w ogóle lubi smoki... Sam fascynował się cholernie tym tematem, był on dla niego ważny i poza tym, zawsze chciał odwiedzić to miejsce. Ale ona? Czy ona w ogóle lubiła magiczne stworzenia? Nie mógł być tego pewien. Jednak na odwołanie wszystkiego było już zdecydowanie za późno, nawet gdyby chociaż o tym pomyślał. Nie, nie pomyślał. Był pewny, że wieczór jej się spodoba. Zakrawało to delikatnie o egoizm z jego strony, no ale cóż... taki już był. Zgodnie z danym dziewczynie słowem, punkt siedemnasta pojawił się przed jej mieszkaniem. Była to idealna pora z kilku względów. Po pierwsze, miejsce ich randki miało być jeszcze przez trzy godziny otwarte. Po drugie, wciąż jeszcze było choć trochę widno, dzięki czemu można było sporo zobaczyć. Po trzecie, byli blisko pory karmienia małych smoczątek. Czyż to nie zapowiadało się uroczo? Ależ oczywiście, że tak! Przywitał kobietę szerokim uśmiechem i teleportował się razem z nią w odpowiednie miejsce. Z daleka można było domyśleć się, gdzie właściwie są. Na obrzeżach Londynu, owszem. Ale odgłosy zza wysokiego ogrodzenia nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Trafili do rezerwatu smoków. -Pomyślałem, że to może być dobry sposób na to, aby pokazać Ci, z czym na co dzień mam do czynienia. - stwierdził, delikatnie, jakby w zakłopotaniu, drapiąc się po głowie, kiedy wyjaśniał kobiecie powody znalezienia się w tym miejscu. Może dzięki temu lepiej go pozna? Chyba trochę na to liczył. -Co prawda są tutaj tylko smoki Walijskie, ale te również są ciekawe. - dodał po chwili. Nie mógł przecież zabrać ją do rezerwatu, gdzie bytowały groźniejsze smoki. W końcu nie wiedział, co ona w ogóle będzie na ten temat sądzić, a co dopiero, czy będzie jej się to podobać...
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Szybka reakcja Anthony'ego na wysłany list, utwierdziła ją w przekonaniu, że najwidoczniej pomyliła się co do mężczyzny i sygnały, które odbierała jednoznacznie, minęły się z prawdą. Cieszyła się z tego powodu, upatrując w ich znajomości szansy na normalną, dojrzałą relację, choć wprawdzie nie nastawiała się, że cokolwiek z tego wyjdzie. Jeśli nie – cóż, przynajmniej miło spędzała czas, a pomysł zaproszenia jej do rezerwatu ją zaskoczył. Pozytywnie, rzecz jasna. Z daleka rozpoznała miejsce, o którym słyszała, lecz osobiście nie miała okazji znaleźć się na jego terenie, jednak nie wiedziała do teraz czym Selwyn się zajmował za bramami rezerwatu. Nie przypominała sobie, by o to kiedykolwiek w ich krótkiej znajomości pytała, dlatego cieszyła się, że nadrobią teraz podstawowe zaległości. Ubrana wygodnie, całkowicie zwykle w porównaniu z sylwestrową nocą, odnalazła swojego towarzysza i powitała go z uśmiechem. – Tak ci się naraziłam, że spróbujesz mnie rzucić na pożarcie smokom? – zażartowała, siląc się jednak na udawaną powagę – zobaczymy małe smoki? – dodała wnet i zerknęła na Anthony'ego z nadzieją. Co innego było przecież oglądać je na fotografiach, czy w miniaturowych figurkach, a co innego zobaczyć słodkie śmiercionośne bobaski na żywo. Jako człowiek uwielbiający większość zwierząt, preferowała tą drugą ewentualność – kto wie, może nawet będzie mogła jedno z nich nakarmić?