Świetne miejsce na piknik, to wie każdy w okolicy. Pamiętaj tylko, żeby nie zostawiać swojego jedzenia samego, bo krążące po parku gołębie nie zostawią dla Ciebie ani okruszka! Picie alkoholu również nie jest wskazane ze względu na często pojawiające się patrole!
Noc Duchów:
This is Halloween!
Noc Duchów to jedno z najbardziej hucznie obchodzonych świąt w Hogsmeade. Wioska, znana z urokliwych uliczek, przytulnych sklepów i zapachu słodkości unoszącego się z Miodowego Królestwa, zamienia się w miejsce pełne tajemnic i mrocznych zakątków. Mieszkańcy przystrajają swoje domy i sklepy zaklętymi dyniami o pulsującym, pomarańczowym blasku, które unoszą się nad dachami, tworząc magiczną poświatę. Na brukowanych uliczkach widać lewitujące świece, których płomienie tańczą w rytm cichej, niepokojącej melodii. Latające nietoperze, duchy i zjawy pojawiają się znikąd, by nagle rozpłynąć się w powietrzu, gdy tylko ktoś się do nich zbliży. Na obrzeżach miasta przygotowano dla wszystkich masę atrakcji z nadzieją, że do obchodów Halloween dołączą wszyscy - od najmłodszych i uczniów Hogwartu, po mieszkańców innych magicznych wiosek.
Wykrawanie dyń
W tym roku możecie spróbować swoich sił w wykrawaniu wielkich, magicznych dyń, które przez ostatnie miesiące były starannie hodowane specjalnie na tę okazję. Każda z nich jest wyjątkowa i ma własny charakter, dlatego różdżki w dłoń i przekonajcie się sami, jak sobie poradzicie w tej z pozoru dziecinnie łatwej atrakcji. Władze Hogsmeade proszą jednak, by nie wyrzucać wycinków i miąższu, które posłużą jeszcze magicznym stworzeniom w rezerwacie Shercliffe’ów!
1 – to z pozoru łatwe zadanie okazuje się być znacznie trudniejsze, niż z początku mogłeś myśleć. Twoja dynia zdecydowanie nie chce współpracować, co więcej, jej największym marzeniem chyba jest zostanie sową, bowiem unosi się nad stołem kila cali, by oddalać się jeszcze bardziej za każdym razem, kiedy kierujesz w jej stronę różdżkę! Jeśli chcesz cokolwiek zdziałać, najpierw musisz ją sobie złapać.
2 – gadające przedmioty nie powinny nikogo dziwić, w końcu w Hogwarcie każdy pierwszoroczniak ma na głowę zakładaną gadającą tiarę, ale gadatliwe dynie? A ta twoja naprawdę ma wiele do powiedzenia i to już w momencie, kiedy kończysz wykrawać usta. Co więcej, uważa się za prawdziwego proroka, przepowiadając twoją przyszłość, choć są to same głupoty.
3 – nie jest łatwo, twoja dynia jest naprawdę uparta i co chwila zmienia wygląd wszystkiego co na niej próbujesz wykroić. To z uśmiechu, opuszcza kąciki ust w dół, to nos i oczy zmieniają kształt. Wygląda na to, że ma swoją własną wizję i na pewno jest ona inna niż twoja!
4 – trafiasz na dynię, która nieszczególnie zamierza się pozwolić kroić. Kiedy tylko robisz pierwsze ruchy różdżką – dynia wybucha obrzucając miąższem całego ciebie i nawet kilka osób w pobliżu. Rzuć kostką jeszcze raz.
5 – ta dynia płonie i to wcale nie jest płomień w środku. Roślinę pokrywają prawdziwe płomienie, tańczące po pomarańczowej skórce. Musisz uważać, by się nie poparzyć, a kiedy skończysz efekt na pewno będzie spektakularny!
6 – twoja dynia posiada umiejętność, którą nawet nie każdy czarodziej posiada – teleportacje. Z pewnością nie łatwo jest wykrawać dynię, która coraz zmienia swoje położenie. Przekonujesz się jednak, że kiedy ją dotykasz, ta działa jak świstoklik i przenosisz się kilka kroków dalej razem z nią. To chyba jedyna możliwość, by udało ci się ją wykroić do końca!
Mumifikacja
Popularna rozrywka, która wiedzie prym podczas Nocy Duchów. Cieszy się popularnością nie tylko wśród młodych, ale i dorosłych, którzy dają się ponieść halloweenowej magii! Do zadania należy podchodzić w parach, a jest ono bardzo proste - należy jak najszybciej owinąć swojego partnera bandażem i zrobić z niego prawdziwą mumię.
Rzuć k6 na perypetie, które wam towarzyszą podczas tej misji:
1 - Albo źle rzuciłeś zaklęcie albo los chce wam coś usilnie podpowiedzieć, bo zamiast bandażować swojego towarzysza od stóp do głów to bandaż owija się wokół waszych nadgarstków i łączy was prawie że na wieki wieków. Nie działa żadne diffindo ani inne zaklęcia czy noże, jesteście ze sobą złączeni przez najbliższe 3 posty.
2 - Coś wam mozolnie to wszystko idzie. Wymachujesz różdżką, ale owijanie wychodzi kiepsko. Podchodzisz więc do swojego partnera, żeby nanieść eleganckie poprawki dłonią. Stopa zaplątuje ci się w bandaż, upadasz jak długi na ziemię. Dorzuć k6: przy parzystej wykładasz się sam, przy nieparzystej ciągniesz za sobą swojego towarzysza.
3 - Bardzo pieczołowicie podchodzisz do zadania. Wywijasz tym bandażem na prawo i lewo, a w efekcie owijasz klatę tak ciasno, że przez chwilę twojemu ziomkowi brakuje powietrza. Z tego chwilowego niedotlenienia coś mu się przestawia w głowie i musi ci wyznać jakiś soczysty sekret. Fajnie by było jakbyś mu się odwdzięczył tym samym, bo prawie go udusiłeś!!
4 - Trafiacie na wyjątkowo zaczarowany egzemplarz bandaża, który podczas owijania zdaje się przekazywać energię osoby owijającej osobie owijanej. Ale heca - na 2 kolejne posty zamieniacie się osobowościami!
5 - Los wam nie sprzyja, bo ledwo kończycie skrupulatnie zawijać mumię, jakiś dowcipniś przebiega obok z okrzykiem "psikus albo psikus!" i obrzuca was łajnobombą. Okrutnie śmierdzicie łajnem przez 3 posty, ale podobno razem raźniej...
6 - Bandaż niezbyt chce z wami współpracować. Uparcie spada z potencjalnej mumii i cokolwiek nie robicie i jak się nie trudzicie - jesteście zmuszeni zrezygnować z tej wybitnej rozrywki. I już macie odchodzić, kiedy owija jednego was za kostkę i podnosi do góry. Lewitujesz jak po Levicorpusie, a twój partner musi coś poradzić, żeby cię ściągnąć. Oby osoba lewitująca miała dobrze przylegający kostium, inaczej wszyscy w okolicy będą podziwiać jego wdzięki.
Polowanie Bez Głów
Za uprzejmą prośbą organizatorów Hogsmeadzkiego halloween, Klub Bezgłowych wyraził zgodę, by w tym roku w Polowaniu Bez Głów, a raczej jego marnej imitacji – w końcu na prawdziwe Polowanie żywi nie mają wstępu, a też nie wszystkie duchy! – mogli wziąć udział czarodzieje. Każdy chętny może poczuć się jak członek tego szanowanego kluby i spróbować swoich sił w potyczce z duchami. Zanim jednak prawdziwe polowanie się rozpocznie, jesteście świadkami niesamowitych pokazów akrobacji, wykonanych przez delegację Klubu Bezgłowych, w których to duchy żonglują i wymieniają się swoimi głowami – osoby o słabych nerwach proszeni są o nie branie w tym udziału. Zaraz po akrobacjach i poczęstunku, który każdego żywego przyprawi o mdłości, możecie spróbować własnych sił w Polowaniu. Zasady są wybitnie proste, musicie odnaleźć w lesie głowę, ukrywającego się ducha. Niedozwolone jest jednak używanie revelio!
1 – znajdujesz się niebezpiecznie blisko starego, masywnego drzewa, które oplatają diableskie sidła. Jeśli chcesz załapać jakąś głowę w pobliżu, musisz przypomnieć sobie lekcje zielarstwa (potrzebujesz w tym celu min. 5pkt z zielarstwa w kuferku), by sidła nie zrobiły ci krzywdy.
2 – wbiegasz na niewielką polanę w samym sercu lasu, którą przysłania gęsta mgła. Dostrzegasz w niej jednak kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt głów, które ledwie wyróżniają się w tej mgle, a jednak świecą eterycznym blaskiem. Szybko się jednak orientujesz, że tylko jedna głowa tutaj jest prawdziwa, a reszta jest iluzją magicznej mgły. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 65 udaje ci się znaleźć odpowiednią głowę nim Polowanie dobiegnie końca.
3 – podczas swoich poszukiwań słyszysz ciche szepty pochodzące za omszałej skały, być może słyszałeś kiedyś plotki o Czarnej Skale. Głosy wypełniają twoją głowę, namawiając do odwrotu, choć jesteś pewien, że gdzieś blisko znajdziesz głowę. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 70 udaje ci się pokonać wpływ podszeptów; jeśli posiadasz cechę eventową silna psycha lub posiadasz genetykę oklumencji nie musisz dorzucać kostki, udaje ci się zignorować głosy.
4 – znajdujesz się na brzegu bagnistego oczka wodnego, mgła gęstnieje, a wśród niej dostrzegasz niewielkie światełko, zupełnie jakby wskazywały ci drogę. Jeśli posiadasz min. 10pkt z ONMS lub OPCM orientujesz się, że to zwodniki, a głowa ducha nagle pojawia się przed twoją twarzą, wcześniej najwyraźniej przysłaniała ją mgła. W przeciwnym wypadku ktoś, również biorący udział w Polowaniu, musi ci pomóc, zanim na zawsze ugrzęźniesz w bagnie, zwabiony w nie przez zwodniki.
5 – zajmujesz się poszukiwaniami głowy, kiedy znikąd otacza cię trójka czerwonych kapturków! Ewidentnie działają w zmowie z duchem, którego głowy blisko się znajdujesz, uniemożliwiając ci przejście dalej. Musisz stoczyć krótką walkę, całe szczęście można odpędzić je prostymi czarami, ale pamiętaj, że ich jest więcej! Dorzuć kostkę k100, przy wyniku mniejszym niż 30, zdołały cię boleśnie potłuc swoimi pałkami.
6 – wchodzisz w gęstwinę, do której światło księżyca praktycznie nie dochodzi, w oddali wyją wilki, a wiatr złowrogo porusza gałęziami nad twoją głową. Próbujesz oświetlać sobie drogę, ale coraz potykasz się o wystające korzenie i zahaczasz o powykręcane gałęzie. Skupiasz się więc na drodze, a kiedy w końcu unosisz wzrok orientujesz się, że stoi przed tobą twój największy strach! Jeśli kiedyś na fabule (należy podlinkować) spotkałeś już bogina lub posiadasz min. 15pkt z OPCM, szybko się orientujesz z czym masz do czynienia!
Turniej pajęczych skoków
Burmistrz Hogsmeade nie oszczędzał na tegorocznych obchodach Nocy Duchów, znalazł czarodziejów wybitnie uzdolnionych w transmutacji, by pomogli mu zorganizować bezpieczne skoki przez płotki na akromantulach! Z początku próbował zorganizować prawdziwe olbrzymie pająki, ale byłoby to wybitnie trudne do zorganizowania i uzyskania zgody Ministerstwa Magii, dlatego akromantule, które widzicie w zagrodzie są w rzeczywistości przetransmutowanymi innymi stworzeniami, wyglądają jednak co do szczegółu jak prawdziwe akromantule!
By wziąć udział w wyścigu należy zapłacić 10 galeonów na rzecz pomocy zimą dzikim stworzeniom.
1. Rzucacie kostką k100 na prędkość z jaką pokonujecie trasę, jej wynik odpowiada części punktów, które zdobywacie.
2. Następnie rzucanie kostką literką, którą traktujecie jako k10 (A – 1, B – 2, C – 3 itd.) na ilość płotków, które udaje się przeskoczyć, za każdy płotek otrzymujecie dodatkowe 10pkt.
3. Na koniec rzucacie k6 na przeszkodę specjalną w trakcie wyścigu:
1 – to wysoka pajęcza bramka okazuje się być dla ciebie przeszkodą, która może zaważyć na wyniku! Próbujesz przecisnąć się przez pajęczyny rozpięte nad torem, tak, by ich oczywiście nie zerwać, nie idzie ci jednak wcale najlepiej, zaplątujesz się w sieć i tracisz czas na próbach zdjęcia z siebie lepkich nici – odejmij od sumy punktów 20.
2 – a co to? To zygzak kamiennych ścian, czyli ciasno rozmieszczone płotki z wielkimi kamieniami po bokach, które wymuszają zwinne ruchy, twoja akromantula musi balansować na pojedynczych odnóżach, by pokonać tę przeszkodę i prześlizgnąć się przez ciasne przejście – jeśli posiadasz cechę eventową połamany gumochłon, odejmij od sumy punktów 10.
3 – przed tobą wiszące płotki splecione z pajęczyn, wymagają sprytu i precyzji, żeby ich nie dotknąć, nikt przecież nie ma doświadczenia w skokach przez pajęcze płotki, ale możesz doskonale znać się na budowie tych wielkich pająków, co ułatwi nieco sterowanie – jeśli posiadasz co najmniej 15pkt z ONMS, możesz dodać 15 do sumy punktów.
4 – jeden z płotków okazuje się widoczny jedynie pod odpowiednim kątem i naprawdę łatwo go przeoczyć, dostrzegasz go jednak z łatwością jeśli posiadasz cechę eventową świetne zewnętrzne oko, możesz wtedy dodać do sumy punktów 20.
5 – przed tobą płotek obrotowy! Na pierwszy rzut oka wygląda jak całkiem zwykły, pajęczy płotek, ale okazuje się zamocowany na specjalnych magicznych uchwytach, które zaczynają się obracać gdy tylko ktoś się zbliża do przeszkody. Należy go przeskoczyć tak, by nie dotknąć stale obracających się pajęczyn, jeśli posiadasz co najmniej 20pkt z GM radzisz sobie znakomicie i możesz dodać 10 do wyniku.
6 – to nie jakiś płotek cię pokonał, co twoja akromantula. Nic dziwnego w końcu wcale nią nie jest, a wierzchowiec okazuje się nie mieć pojęcia jak poruszać się na ośmiu nogach, choć organizatorzy poręczali za wszystkie stworzenia. Potykacie się jednak co chwila i z tego względu musisz odjąć od wyniku 40!
Wszystkie zebrane punkty sumujecie i to one zadecydują o zwycięzcy! Ten otrzyma na swoje konto nagrodę wysokości 100 galeonów!
Kod:
<lg>Szybkość:</lg> (k100) <lg>Ilość płotków:</lg> (literka) <lg>Specjalna przeszkoda:</lg> (k6) <lg>SUMA PUNKTÓW:</lg> (zsumuj zebrane punkty włącznie z modyfikatorami zawartymi w specjalnej przeszkodzie)
Stragany
JEDZENIE:
CZEKOLADOWE NIMBUSY Idealne dla fanów gier miotlarskich lub fanów słodkości. To nic innego jak czekoladki w kształcie miniaturowych miotełek. Posiadają pozłacany jadalnym brokatem grawer z nazwą wybranego modelu Nimbusa.
MERLINIE CYNAMONKI Nikt do tej pory nie wie, skąd taka nazwa, a obecni uczniowie Hogwartu spekulują, że owe drożdżowe bułeczki powinno się ochrzcić imieniem nauczyciela Miotlarstwa. Tak czy owak - są przepyszne! Wypiekane na bieżąco, pachnące cynamonem i polane lukrem. Śpieszcie się, bo znikają jak świeże… cynamonki.
DYNIOWE BUŁECZKI Są nie tylko o smaku dyni, ale posiadają też jej kształt! Jeśli skusisz się na ten rarytas, to na kolejne trzy posty Twoje tęczówki zmienią kolor na pomarańczowy, a także wzrośnie Twoja pewność siebie i poczujesz, że niczego się nie boisz.
DYNIOWO-POMARAŃCZOWA MARMOLADA Pachnie wspaniale, a jeszcze lepiej smakuje. Możesz kupić kilka słoiczków i zostawić je jako zapasy na zimę, ale… możesz też zjeść marmoladę od razu! Na stoisku obok sprzedają pyszny chleb, tak tylko wspominamy…
PIECZONE JADALNE KASZTANY Hej, to Twój kasztan? Jeśli nie, to koniecznie musisz nadrobić ten błąd i spróbować tego specjału. Pieczone kasztany to smak jesieni zamknięty w małej skorupce. Te jednak są wyjątkowe.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
parzysta - to chyba jakieś objawienie! Ten drobny przysmak natchnął Cię do zrobienia figurek z tradycyjnych kasztanów. Być może nawet je ożywisz? Jeśli opiszesz proces tworzenia jesiennych figurek w swoim poście - otrzymasz 1 pkt z Działalności Artystycznej. Upomnij się o to w odpowiednim temacie.
nieparzysta - hmm, czyżby ktoś uprzednio zanurzył kasztany w Bełkoczącym Napoju? Najwyraźniej, bo przez cały post mówisz bez ładu i składu.
TOFFI PANI WEASLEY Słodkie batoniki, pakowane w fikuśny pomarańczowy papier. Wyjątkowo tego dnia do każdego zamówienia dołączany jest liścik z… miłymi słowami!
Rzuć kością litery, żeby dowiedzieć się, co Ci się trafiło:
A - Twoje włosy jeszcze nigdy nie były tak lśniące! B - Dobrze zaplanuj jutrzejszy dzień, bo będzie sprzyjało Ci szczęście! C - Uśmiechaj się dzisiaj jeszcze częściej! D - Masz w sobie wiele uroku! E - Uda Ci się sprostać wszelkim problemom! F - Jesteś wyjątkową osobą, pamiętaj o tym! G - Masz bardzo ładny uśmiech! H - Twoja osobowość jest wyjątkowa! I - Dziś jest dobry dzień na herbatkę z przyjacielem! J - Zasługujesz na to dodatkowe ciastko!
PIECZONE JABŁKA Oblane karmelem lub nie, za każdym razem przyrządzane na świeżo. Idealnie jesienna przekąska na mały głód!
KREM Z DYNI Z CZOSNKOWĄ GRZANKĄ Rozgrzewająca, kremowa zupa, której głównym składnikiem jest królowa wieczoru, czyli dynia. Podawana z grzanką posmarowaną czosnkowym masełkiem. Gdy skusisz się na jedną porcję, to czeka Cię mała niespodzianka.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
1, 6 - potrawa była tak pyszna, że wprowadziła Cię w prawdziwie radosny nastrój. Do końca wątku jesteś rozweselony/a, masz ochotę tańczyć, śpiewać i zarażasz innych pozytywną energią. 2, 4 - pani nalewająca zupę była tak miła, że w gratisie podarowała Ci garść Rymujących Dropsów. Jeśli zdecydujesz się je zjeść - przez jeden post będziesz mówić wierszem! 3, 5 - czy wiedziałeś/aś, że czosnek to afrodyzjak? Cóż, teraz masz okazję się przekonać, bo przez następne dwa posty odczuwasz większą chęć flirtowania.
CUKROWE CZASZKI Przeraźliwie słodkie cukierki uformowane w iście upiorne kształty. Po spróbowaniu do końca wątku masz ogromną ochotę dogryzać innym, a także kogoś przestraszyć.
NAPOJE:
Nalewka aroniowa Pierwszy łyk nalewki z aronii ujawnia bogaty, głęboki smak, który łączy słodycz z subtelną kwasowością, zachwyca bogactwem smaków i aromatów. UWAGA! Jedynie dla pełnoletnich czarodziejów (+17). Jeśli jesteś niepełnoletni/a i zdecydujesz się na zakup - rzuć kością k6:
skutki dla niepełnoletnich:
parzysta - porcja nie była zbyt duża i szczęśliwie nic Ci nie dolega. Uważaj jednak następnym razem, choć przecież takiego nie będzie!
nieparzysta - głowie szaleje zawrotny mętlik, chwiejnie stoisz, a żołądek podchodzi do gardła. Ktoś z opiekunów dostrzega Twoje nietypowe zachowanie. Wygląda na to, że dzisiaj trzeba zakończyć zabawę…
Wino grzane Dostępne w wersji z alkoholem jak i bez. Gorące, aromatyczne, dosładzane domowym sokiem dyniowym i bogate w korzenne przyprawy, takie jak laska cynamonu, goździki i anyżowe gwiazdki. Jeśli Ci się poszczęści, to dostaniesz nawet plasterek pomarańczy! Po wypiciu do końca wątku jest ci koszmarnie gorąco.
Dyniowy sok Jest słodki i przypomina świeżo upieczone dyniowe ciasto. W powietrzu unosi się lekka nutka przypraw, takich jak cynamon i gałka muszkatołowa, które często są dodawane, by wzbogacić smak. Po wypiciu do końca wątku masz wściekle pomarańczowe włosy.
Herbata rozgrzewająca Tak aromatyczna, że aż zachwyca! Ale nie martw się, filiżanka jest zaczarowana, więc nie poparzy Twoich rąk. W tym pysznym napoju znajdziesz nie tylko słodką gruszkę i korzenny cynamon ale też… odrobinę karmazynowego liścia, który nadaje mu głębi i intensywności. Dzięki temu napój doskonale rozgrzewa w chłodne jesienne wieczory. Przez kolejne dwa posty wszystkim prawisz komplementy.
Kakao Honeycott Kakao Honeycott to przyjemnie kremowy napój o intensywnym, czekoladowym kolorze, który kusi swoim wyglądem. Serwowane w pięknie zdobionych filiżankach, napój może być posypany bitą śmietaną lub posypką czekoladową, co sprawia, że prezentuje się niezwykle apetycznie.
Rzuć kością k6, by poznać jego efekt:
1, 2 - jakieś dziwne te słodycze! A może po prostu przesadziłeś z ilością cukru? Przez dwa kolejne posty jesteś niezwykle pobudzony! 3, 4 - Smak był tak niezwykle kremowy, że… aż na chwilę zatrzymałeś się w czasie. Czujesz, jak otula Cię przyjemne ciepło, a wszystkie troski wydają się odległe i nieistotne. Dodatkowo przez jeden post Twoje usta delikatnie błyszczą, a na skórze pozostaje subtelny, słodki zapach wanilii. 5, 6 - Dostajesz nagłe olśnienie kulinarne i odkrywasz sekret tego pysznego kakao. W magiczny sposób zapamiętujesz każdy detal! Od teraz Twoje zimowe wieczory zyskają zupełnie nowy wymiar… a Twoje podniebienie będzie Ci wdzięczne. Zyskujesz 1pkt z Magicznego Gotowania.
PAMIĄTKI:
Tiara spacerowicza (25g) Chroń się przed chłodem i wyglądaj stylowo! Ta superciepła tiara z podszyciem z futra fomisia polarnego zadba o to, byś nie czuł nawet najmniejszego chłodnego podmuchu. Prosty, ale elegancki krój sprawia z dodatkiem ekstrawagancji w postaci spiralnego czubka sprawia, że doskonale pasuje do każdej stylizacji. To absolutny must-have na sezon jesień/zima! Dostępna w każdym kolorze.
Energetyzujące skarpety (20g) Te skarpetki są jak kawałek słońca w zimowy dzień! Wykonane z wysokiej jakości, miękkiej wełny kuliga, nie tylko otulą Twoje stopy ciepłem, ale także... dodadzą Ci energii! Dzięki wyjątkowym wzorom, takim jak fioletowe jednorożce oraz szmaragdowe smoki w chmurach, każda para skarpet stanie się magicznym akcentem Twojej garderoby. Idealne na długie wieczory przy kominku!
Maskotka dynia (15g) To urocza, zaczarowana pluszowa dynia o wyjątkowym wyglądzie. Ma intensywny pomarańczowy kolor, choć wedle uznania czarodzieja potrafi imitować różne kolory światła, mogąc posłużyć za nietypową lampkę.
ŚWIECA Z NUTĄ AMORTENCJI (35g) Klimatyczna świeca sojowa, która pachnie… No właśnie, to jej wyjątkowość! Niewielka ilość amortencji, każdy czuje coś zupełnie innego. Producent nie zaleca jednak palenia jej zbyt długo ze względu na pozostałe właściwości dodanego eliksiru.
MAGICZNY MOŹDZIERZ (65g) Duży i kamienny, ale za to sam rozdrabnia przyprawy bądź nasiona. Doskonale sprawdzi się podczas przygotowywania eliksirów, gdzie precyzyjne zmielenie składników ma kluczowe znaczenie, jak również w kuchni, gdzie każda przyprawa potrzebuje odpowiedniej tekstury. +1 pkt Magiczne Gotowanie/+ 1 pkt Eliksiry (dziedzinę należy wybrać przy zgłoszeniu w upomnieniach)
WIGGENOWE KORALE (100g) Z pozoru wyglądają jak zrobione z owoców zwykłej jarzębiny, ale wprawne czarodziejskie oko szybko wyłapie różnice. Choć to kora tego drzewa chroni przed atakami magicznych stworzeń, a nie owoce, to jednak te korale posiadają taką właściwość. A to za sprawą zanurzenia ich w eliksirze wiggenowym podczas wytwarzania. +1 pkt OPCM
Niewidzialna broszka (180g) Prawda jest taka, że ten przedmiot wcale nie znika, ale za to pozwala na to swojemu właścicielowi. Po naciśnięciu broszki, noszący przemienia się w półprzezroczystego ducha - może przenikać przez obiekty i unikać kontaktu fizycznego, pozostając jednak podatnym na wpływ magii.
Płaszcz nietoperza (150g) Nazwa wydaje się myląca, bowiem na pierwszy rzut oka przedmiot wygląda jak zwykły, czarny szalik. Wystarczy jednak pociągnąć za odpowiedni koniec, by rozwinął się i przybrał formę peleryny-płaszcza. Sam wygląd nie jest najważniejszy – ten zaczarowany materiał wpływa nie tylko na styl swojego właściciela! Nosząc go, można bez problemu widzieć w ciemności, a przy okazji wykonywane przez właściciela ruchy zostają magicznie wyciszone. Nikt nie usłyszy twoich kroków, jeśli z magicznie ulepszonym wzrokiem zakradniesz się gdzieś w środku nocy!
Dodatkowe informacje
● Fabularnie event rozgrywa się 31.10 w Hogsmeade i okolicach w godzinach popołudniowych/wieczornych, mechanicznie do końca listopada możecie rozpoczynać wątki.
● Niepełnoletni czarodzieje również śmiało mogą brać udział, natomiast uczniowie będący w klasie niższej niż czwarta, potrzebują listownej zgody Opiekuna Domu.
● Za wzięcie udziału w wybranych trzech atrakcjach, każda na minimum dwa posty (nie licząc straganów) otrzymacie specjalną odznakę, należy się jednak po nią zgłosić w upomnieniach!
Szybkość:63 Ilość płotków:I Specjalna przeszkoda:2 SUMA PUNKTÓW: 63+90 = 153
Zaśmiał się, widząc jej zadowolenie, bo tak promiennej Louise nie widywał zbyt często, choć miał wrażenie, że na pewno częściej, niż reszta świata. Życie na ranczo jej sprzyjało i obcowanie ze zwierzętami widział, że sprawiało jej wiele radości. Tak, jak najwyraźniej szukanie uciętych głów. Obejrzał głowę z uznaniem, ale na pytanie, czy chce szukać dalej, pokręcił głową: - Nie. Tak naprawdę trochę mnie tu rozbolała głowa, wyszedłbym gdzieś na przestrzeń. - przyznał, chcąc otrząsnąć się z dziwnych szeptów, które jeszcze mamrotały mu pod sklepieniem. Ruszyli, wcale randek nie potrzebując, na pajęcze wyścigi, na widok których Rosa uniósł brwi jeszcze wyżej, niż robił to zazwyczaj w minie sceptycznego niedowierzania. Musiał przełknąć kilka nieuprzejmych zwrotów, które cisnęły mu się na usta, kiedy okazało się, że bogu ducha winne zwierzęta musiały być transmutowane dla zadowolenia gawiedzi. Ostatecznie jednak to Finley biegała, wypytując organizatorów o to, czy nie działa się im krzywda, a kiedy oboje byli usatysfakcjonowani odpowiedzią - cóż, uregulował opłatę i ruszyli na wyścig!
Po incydencie na lekcji transmutacji potrzebował odreagować cały ten parszywy dzień. Pomóc mu w tym miał jarmark Halloweenowy, który odbywał się w Hogsmeade. Już tydzień wcześniej wysłał sowę do Kati by umówić się gdzie i o której mieli się spotkać. Przyszykował kostium, który miał sprawić, że będzie czuł się nieco swobodniej, niezauważony wśród grup studentów i uczniów Hogwartu. Każde z nich było bardzo zajęte i nie zdążyli na samo otwarcie jarmarku. Przychodząc, Ben miał wrażenie, że impreza miała się ku końcowi, bo niewiele osób chodziło między straganami. Szybko przekonał się dlaczego - przeklęty obraz, wciągnął jego i towarzyszkę "zabawy" w sam swój środek. Musieli się wydostać, co do tego oboje nie mieli wątpliwości. Szli przed siebie labiryntem, w mniemaniu Bena łudząco podobnym do tego wyciągniętego z walizki przez Barnabę na lekcji zaklęć niecały miesiąc wcześniej. Gęsto zarośnięte, ciemne alejki, wydawały się zmierzać donikąd, a nie mając innego wyjścia, po prostu szedł przed siebie z różdżką już trzymaną w pogotowiu. - Oddałbym wszystko za spokojny wieczór. - zaczął mówić, uważnie rozglądając się na boki. Nie miało być mu dane opowiedzieć o tym jak to Collins wyleciał z sali z hukiem, bo na ich drodze stanęły dwie akromantule wielkości mastiffów angielskich i wcale nie mniej masywne. Klekotały przebierając nogami w ich stronę. Nie mieli wiele czasu by zadecydować o tym, jak sobie z nimi poradzą. Bazory wiedząc, że jego wiedza o magicznych zwierzętach była na beznadziejnym poziomie, od razu zwrócił się go Kati. - Co z nimi? - zapytał na tyle cicho, by spod stroju dało się wyraźniej go usłyszeć. Wiedział, że czegokolwiek nie zarządzi kobieta, wykona jej polecenia bez mrugnięcia okiem. Później będzie mógł martwić się co dalej.
- Dziękuję skarbie, ale nie ma sensu – odparła bez cienia zastanowienia, bo nawet jeśli uważała akromantule za super zabawę, to jednak nie widziała sensu w ciągnięciu Nykosa w coś, co miało być dla niego turbo niekomfortowe. W gruncie rzeczy to była tylko jedna z wielu atrakcji, a zdecydowanie wolała z czegoś zrezygnować niż sprawiać dyskomfort osobie, która potrafiła tak bardzo się dla niej poświęcić. Początkowo bandażowanie Nykosa przebiegało całkiem sprawnie i pewnie Adela przemieniłaby go w wyjątkową zgrabną mumię, gdyby nie fakt, że ktoś postanowił zepsuć jej starania, ciskając w nią i Nykosa łajnobombą. - Ja pierdolę – westchnęła, wachlując się ręką i oczekując, aż smród opadnie. Niestety, zarówno ona i jej chłopak śmierdzieli niemiłosiernie. Wszystko wskazywało na to, że musieli dać sobie trochę czasu na wywietrzenie. Z tego powodu Honeycott zaproponowała, żeby w ramach zabicia czasu, Nykos zrobił mumię z niej. Niestety, to również okazało się błędem – choć Puchon bardzo się starał, to bandaż za Chiny ludowe nie chciał współpracować, ciągle spadając i spadając. Gdy Adela była już gotowa zrezygnować z tego pomysłu, bandaż nagle poderwał ją wysoko do góry.
Turniej pajęczych skoków Szybkość:49 Ilość płotków:C Specjalna przeszkoda:3 SUMA PUNKTÓW: 49+30+15=94
Współczuła Atlasowi bólu głowy, ale cieszyła się, że zmierzali do kolejnej atrakcji. Początkowo pozostała sceptyczna, jednak zapewnienia organizatorów trochę ją uspokoiły, zdecydowała się więc rzucić w wir zabawy. Nie była typem osoby, którą nakręcała rywalizacja, ale jednak czuła, że w tym wyścigu będzie naprawdę dobrze się bawiła. I faktycznie tak było. Wprawdzie jej „pająk” poruszał się umiarkowanie szybko, a jej samej udało się pokonać zaledwie trzy płotki, to jednak zabawa była naprawdę przednia. Smaczku dodał także fakt, że świetnie poradziła sobie z dodatkową przeszkodą z pajęczyn – było to jednak możliwe tylko dzięki temu, że dobrze znała biologię akromantuli. Po wszystkim dotarła na metę cała roześmiana.
Doceniała wszystkie gesty, którymi chciał ją zapewnić, że wciąż był przy niej niezależnie od tego, czy właśnie wypłakiwała sobie oczy, czy szła milcząco, gryząc wściekle własną i tak zmaltretowaną już wargę, wyładowując na niej emocje, które kłębiły się w niej jak istne tornado. Niby wiedziała, że utkwienie we własnych myślach jedynie będzie odciągało ją dalej od Ryana, ale nie potrafiła nic poradzić na to, że prądy całej masy niemiłych wspomnień porwały ją, doszczętnie rujnując jakiekolwiek resztki dobrego humoru, jaki posiadała, nie mówiąc już o tym, jak silne spustoszenie zasiały w jej samoocenie. Sądziła, że dobrze jej szło. Że radziła sobie z tym, jakim torem biegło teraz jej życie. Nosiła się z myślą o powrocie do szpitala i o przywróceniu kolei rzeczy takiej, jakiej pragnęła od samego początku, odkąd tylko zamarzyła o karierze uzdrowicielskiej. Teraz jednak czuła się paskudnie z faktem, że wciąż nie potrafiła obojętnie spojrzeć na człowieka, który niegdyś był jej mężem i który wyrządził jej tyle krzywd swoimi zdradami, kłamstwami i przede wszystkim rezygnacją z niej samej. Miała paskudny nawyk udawania, że problemy nie istniały, a zamiatane pod dywan magicznie znikały. Bardzo dotkliwie potknęła się na wszystkich zgromadzonych pod tym dywanem brudach, nie tylko raniąc samą siebie, lecz także Ryana, który nie zasłużył na to. I choć powinna w tej chwili zapewnić go o tym, że uczucia, które mu deklarowała, były jak najbardziej prawdziwe, nie potrafiła się zdobyć na nic. Musiała trzymać w ryzach całą siebie, bo czuła, jak chwiała się we własnych podstawach. Ostatecznie walka z kupką słomy okazała się wygrana i para wydostała się z labiryntu bez większego szwanku. No, tego fizycznego. Mentalnie Noreen w ogóle nie miała nastroju na zabawę. Czuła się głupio. I jeszcze gorzej poczuła się, gdy zdała sobie sprawę, jak idiotycznie wyglądała w tym papierowym kostiumie, teraz nieco podartym i nadwyrężonym wszystkimi walkami, które musieli stoczyć w labiryncie. Zdjęła sobie z głowy "koronę" toblerone, która tylko cudem się na niej utrzymała, po czym spojrzała na swojego chłopaka z wdzięcznością. - Jedzenie na wynos i dom brzmią świetnie - przyznała, celowo ignorując pytanie o samopoczucie, bo chyba doskonale oboje wiedzieli, jakie ono było. Wybrali interesujące ich na straganie rzeczy, po czym odeszli w kierunku jej mieszkania.
Yekaterina miała tysiące odpowiedniejszych strojów do wyboru. Jako przedsiębiorczyni, jako czarownica czystej krwi, a wreszcie jako córka kobiety, której rodzina wspierała Czarnego Pana, miała wiele powodów, by nie przebrać się właśnie tak, jak to zrobiła dzisiaj. A jednak z całkowitą premedytacją Korolevskaya na obchody Halloween przywdziała strój i maskę powszechnie kojarzone ze śmierciożercami, z uzasadnieniem, że czas oswoić demony, które już dawno powinny przejść do przeszłości i oblec się w aurę legendy, którą straszy się niegrzeczne dzieci. Kiedy dotarła na umówione miejsce, zdjęła maskę i przytroczyła ją do paska, bo jednak nie w smak jej było takie pełne udawanie poplecznika Voldemorta, z resztą zrobiło jej się nieprzyjemnie gorąco w twarz. No i chciała, żeby Ben ją rozpoznał, choć ona sama poznała go po sposobie poruszania, no i głosie, kiedy już się odezwał. Spóźnieni na otwarcie, ale wcale tym nie przejęci dotarli do Hogsmeade i... Jak można się było spodziewać, sprawy obrały niespodziewany obrót. - Arania Exumai. - powiedziała całkowicie opanowanym głosem, a potem powtórzyła zaklęcia tyle razy, ile było trzeba, żeby przepłoszyć akromantule, które wcale nie powinny się tutaj pojawić. - Skoro mają na tym obrazie akromantule, to mogliby też mieć chociaż jednego pegaza. Chmurne spojrzenie niebieskich oczu zlustrowało okolicę, obserwując, czy nie pojawiło się nowe zagrożenie na ich drodze.
Szybkość:63 Ilość płotków:I Specjalna przeszkoda:2 SUMA PUNKTÓW: 63+90 = 153
Sam zasadniczo nie wiedział, jak zasiąść na tym pajęczym grzbiecie, ale musiał przyznać, że ubawiony całym przedsięwzięciem był niesamowicie. Inną kwestią było oglądanie poważnej Louise, przebranej za frywolną Helgę, dosiadającej akromantuli i skaczącej przez przeszkody - jeśsli to nie odgoniłoby bólu głowy i wszelkich trosk czy niepocieszenia byciem wystawionym przez swoją randkę, to nic by go już nie uratowało. Jego pajęczak rzucił się między wysokie głazy, klucząc między nimi sprawnie, a Rosa skupiał się na tym, by po prostu akromantuli nie przeszkadzać w tym, co wychodziło jej wyśmienicie. Pająk przebierał odnóżami jak opętany, gnając do mety, jakby go goniła po łące zwinięta w rulon gazeta. Kiedy osiągnął metę, otarł łzy rozbawienia z oczu, złażąc z kudłatego grzbietu i rozejrzał się za Finley-Sherman: - I jak się podobało? - pogłaskał odnóże swojego wierzchowca, nim ten został odprowadzony na miejsce startu - Chcesz powtórkę? Czy może przerwa jakaś na picie i ciastko... widziałem dyniowe bułeczki. - przyznał, a widział wiele, w końcu był jak chodzący peryskop.
Obserwował jak Kati sprawnie odstrasza pająki zaklęciem, którego formuły nie kojarzył. Wyobrażał sobie, że to mógł być nie pierwszy raz gdy musiała poradzić sobie z nimi. Oczywiście różdżkę wciąż trzymał w gotowości, bo jeśli zaszłaby potrzeba był w gotowości bronić się mniej wyszukanym zaklęciem np.: "flipendo". Po prostu jak najdalej odpychałby pająki od siebie zanim udałoby się im je zgubić w dość obszernym labiryncie. - W halloweenowym menu? - zapytał retorycznie by zaznaczyć jak mało prawdopodobne jest dopasowanie przez autorów obrazu tak szlachetnego stworzenia do tej okazji. - Szybciej testrale. - o których istnieniu wiedział, ale nie miał okazji ich zobaczyć i jakoś do tego nie było mu spieszno. Po prostu kojarzył z czym to się wiąże. Szli dalej, Ben już z szerzej otwartymi oczami niż zawsze, choć pod maską niespecjalnie było to widać. Ich koszmar w obrazie miał pokazać im swoje następne oblicze, zsyłając na nich dźwięki krzyków bólu i rozpaczy najbliższych im osób. Ben nie potrafił rozdzielić tych kilku głosów przeplatających się w powietrzu, choć przed oczami widział jak żywe twarze osób, do których należały. Wiedział jednak, że ich tam nie ma. Są bezpieczni w Londynie, w Dolinie Godryka, w Hogwarcie... Wystarczająco daleko by racjonalizacja emocji działała, pozwalając mu stawiać kolejne kroki. Spoglądał kątem oka na Katie (bo nie chciał obracając głową walnąć jej dzióbskiem), gotów użyczyć pomocnej dłoni lub zaklęcia jeśli zobaczy, że przejście dalej ją przerasta.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Upadek na ziemię był... Gruntujący, przynajmniej w tej lepszej rzeczywistości, w której zdecydowanie wolała się znajdować, nawet jeśli miały ją boleć wszystkie mięśnie i kości po nadludzkim wysiłku, jakim było pokonanie atakujących ich schodów z siana i połamanych strachów. Desperacja, z jaką chciała wyjść z obrazu, sięgnęła zenitu, ale dzięki niej byli cali i przynajmniej w większości zdrowi, bo jeszcze nie zdążyli przeprowadzić na sobie większych oględzin. Kate była nieco zawiedziona, że jej kostium groszku nie stanowił lepszej amortyzacji, ale może winnym jej dyskomfortu był tak naprawdę hotdog, który był od niej większy i cięższy, a w dodatku z impetem przygniótł ją do zimnej, twardej ziemi. - Ja też nie wiedziałam, ale w sumie nie powinniśmy się dziwić - skwitowała kąśliwie, nie pod adresem Henry'ego, a raczej samego obrazu, nawet jeśli jej złośliwości miały pozostać przezeń niezasłyszane. Rozejrzała się po okolicy, czy jeszcze ktoś wyglądał, jakby właśnie życie przeczołgało go przez paskudny tor przeszkód i też z pewnym zmartwieniem nie zobaczyła w pobliżu ani niemal łysej glacy Baxtera (który chyba po ich wyjściu do kina stwierdził, że skończy wieloletnią walkę z nieuchronnym wzrostem włosa), ani gustownego, krągłego awokado-Clementine. - Może tylko my mieliśmy tego pecha? - zasugerowała, czemu również nieszczególnie by się dziwiła. Od jakiegoś czasu kłopoty podążały za nią i przylepiały się jej jak rzep psiego ogona, więc prawdopodobnie Finch oberwał rykoszetem. - Tak - odparła niemal w tym samym czasie, gdy chłopak wymawiał słowo "grzaniec", bo nie potrzebowała większej zachęty, by oddalić się od obrazu i opić ich zwycięstwo nad strachami. I jednocześnie zapić traumę, która pewnie przez długi czas nie zniknie z jej głowy. - Mają też jakieś nalewki, możemy urządzić degustację - zaproponowała, kierując się w stronę straganów z jedzeniem i piciem. Okolica festynu wyglądała zaskakująco normalnie jak na to, że dosłownie przed chwilą szalał tu świszczący, porywisty wiatr i waliły grzmoty. Może wraz z przeniesieniem do labiryntu, wykonali również jakiś skok między osiami czasu? Bo pani wydająca alkohol nie wyglądała na szczególnie poruszoną faktem, że jakieś płótno wciągnęło jej klientów.
Zapowiadało się fajnie, jarmark w Hogsmeade był kolorowy i pełen fajnych rzeczy. Oboje z Jenn byli w świetnych humorach, aż do momentu, kiedy pojawił się ten wiatr. Gdy rozszalał się na dobre, Chris złapał rękę kuzynki, żeby ich przypadkiem nie rozdzieliło. I miał racje, bo wiatr porwał ich w górę, a potem cisnął do wnętrza obrazu. To, co zobaczyli po wylądowaniu, zupełnie im się nie spodobało. A mianowicie, akromantule. Christian tylko o nich czytał, więc nie wiedział zbyt dużo, ale jedno wiedział na pewno, były bardzo niebezpieczne. Przez kilka sekund myślał, że może spróbuje z nimi porozmawiać, podobno się dało. Ale było ich dużo i były wyraźnie nie w humorze. Jedyne co im pozostało, to ucieczka. Ciągle trzymając dłoń krukonki ruszył biegiem w przeciwnym kierunku niż pająki, - Jenn rzucaj zaklęcia na boki, to powinno je trochę rozproszyć. Kiedy to powiedział, przypomniał sobie zaklęcie, które mogło się teraz przydać. [b]- Arania exumai!/b] - krzyknął inkantację i rzucił zaklęciem za siebie, odrzucając sporą część akromantul
Spacerowanie z Anią po ustrojonym świątecznie miasteczku było czymś wspaniałym. Próbowali różnych smacznych rzeczy i oglądali błyskotki, śmiejąc się. Ale najwyraźniej było to zbyt piękne, żeby mogło trwać, bo niespodziewanie magiczna wichura porwała ich tak jak i innych uczestników i wciągnęła do jakiegoś obrazu. Na szczęście w odruchu obrony objął Anię mocno, więc wylądowali razem. Ale to gdzie wylądowali, już nie było takie fajne. W każdym razie nic nie próbowało ich zeżreć na powitanie, a to już coś, z czego należało się cieszyć. Przed nimi widniał most, który wydawał się jedyną drogą. Trochę niepokojące było to, że był zrobiony z kości. Ale most to most. - Złap się mnie mocno, przeprowadzę cię, tylko nie patrz w dół. - Starał sie brzmieć na pewnego siebie, chociaż nie całkiem był.
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187
C. szczególne : ma bardzo jasne oczy, jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym pierścien Hannibala na wskazującym palcu i kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Wziął głębszy, drżący wdech, bo między innymi, ale i szczególnie ze względu na takie sytuacje, nie lubił chodzić w miejsca, gdzie było dużo ludzi. Albo ludzie w ogóle. Miał lwią część społeczeństwa za bydło, bo zachowywało się jak bydło, myślało jak bydło i poruszało się po przestrzeni publicznej niczym właśnie bydło. I o ile wieczór był przyjemny, jak każdy spędzony w towarzystwie Adeli, tak obrzucenie łajnobombą szybko przypomniało mu, dlaczego nie chciał tu być. Zaczął niezdarnie ściągać z siebie bandaże, z bardzo słabo ukrywanym rozdrażnieniem, a choć twarz miał nieprzeniknioną to w jego flegmatycznych zazwyczaj ruchach i gestach pojawiła się pewna ostrość, którą próbował nieporadnie maskować. Wyciągnął różdżkę, by rzucić jakieś odświeżające zaklęcie, jednak łajnobomby to łajnoboimby i ich zapach był nie do zamaskowania. - Nie musimy tego robić, możemy stąd iść. - zapewnił Honeycott, wyciągając dłoń do jej policzka. Duch rywalizacji jednak był w niej silny i oto zaraz zaczął zawijać i jej smukłe ciało, jedynie raz czy dwa razy, absolutnie niechcący muskając co bardziej newralgiczne jego zgięcia i wypukłości. Z jakiegoś jednak powodu, choćby stawał na głowie, co chwila mu się gdzieś coś podwijało, zawijało albo zupełnie skręcało, nie tak jak trzeba, dziewczyna wyskoczyła mu z ramion w powietrze - ale cóż. Nie za daleko. Jak na flegmatyka dość sprawnie i szybko złapał ją za biodra, sprowadzając powoli do siebie i swojego ciała, przyglądając się jej od dołu z uśmiechem. - Gdzie mi uciekasz, noc jeszcze młoda. - mruknął zaczepnie.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Turniej pajęczych skoków Szybkość:24 Ilość płotków:a Specjalna przeszkoda:1 czyli 10 SUMA PUNKTÓW: 34-20=14
Wiktora oczy rozszerzały się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu przypominały dwa złociste i błyszczące z zafascynowania galeony. Jak zabawa to zabawa i to na całego. Następna w kolejności była dość wysoka pajęcza bramka która okazuje się być rudzielcowi sporą przeszkodą, która może zaważyć na wyniku . Po czym,nie poddaje się i Puchon próbuje przecisnąć się przez pajęczyny rozpięte nad torem, tak, by ich oczywiście nie zerwać. Jednak jakoś nie idzie mu wcale najlepiej, w dodatku zaplątał się w sieć i stracił trochę czas na próbach zdjęcia z siebie lepkich nici.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Halloween było dawniej jego ulubionym dniem w roku. Schowany za przebraniem, czuł się dużo pewniej niż na co dzień. Święto duchów i potworów straciło jednak cały swój urok w momencie, gdy bycie potrowem stało się jego codziennością i nie widział w tym nic godnego świętowania. To tak jakby obchodzić leczenie kanałowe zęba. Był jednak dobrym kolegą, a do tego terapeutka wciąż wypytywała go o wychodzenie do ludzi, więc dał się porwać Lily na hogsmeadzką imprezę. Dopiero dotarłszy do wioski zorientował się, że pierwszy raz, odkad skończył szkołę, będzie tak blisko Hogwartu. Czy on na pewno był na to gotowy? Starała się unikać go wzrokiem, ale miał wrażenie, że w którą stronę się nie obrócił, tam zza drzew wyglądał zamek. Dosłownie czuł się obserwowany. Jeżeli chodziło o wzbudzanie niepokoju, to nie musiał się martwić, że impreza dowiezie. Tylko, czy na pewno tego chciał? Nie miał pojęcia, czy ludzie w jego wieku, jeszcze się przebierali, ani jaki dresscode panował na tym jarmarku, czy co to tam było. W każdym razie przebrał się za wilkołaka, czyli po prostu założył swoje ubrania. Teraz tego żałował, bo chociaż nie miał już takiej potrzeby chowania się, to akurat teraz i akurat tutaj miał ochotę schować się za jakąś maską. Co krok nachodziło go kolejne nieprzyjemne wspomnienie. Ilekroć słyszał czyjś śmiech, wydawało mu się, że śmieją się z niego. Każda osoba, którą mijał, na pierwszy rzut oka wyglądała, jak uczniowie z jego czasów, którzy nie szczędzili mu przykrości. I jeszcze ten wpatrzony w niego zamek... Musiał szybko znaleźć Lily.
Grupa:@Lily Blackwood Kostka: Lily rzuciła, jestem na chujowym sprzęcie, więc nie będę szukać linka Pole: 2, ale jeszcze w poście nie wspominam, bo bym się chciał przywitać czy coś xD
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Spędzali czas razem. Ona i on, najszczęśliwsi w swoim towarzystwie. Był jej przyjacielem i ukochanym, jej radością, jej opoką. Jej życiem. Nie była obecnie wzorową prefektką, nie była przykładną studentką. Była zakochana z każdym dniem coraz mocniej i to zakochanie rozpraszało ją, nie pozwalając na tę samą sumienność, co dawniej. Nie troszczyła się o to. Ot, miłość miała swoje prawa i Aneczka właśnie z tych praw korzystała, nie mogąc się doczekać aż będą mieć własny dom z ogrodem, z psami i kotami, z sową i graculusem. Marzyła o własnych mleczuchach i czarnioskach, o warzywach i owocach będących dziełem pracy jej rąk. Marzyła w tym wszystkim o dzieciach, na które nie mogło być miejscach, póki nie skończą studiów, póki nie wezmą ślubu, aż wreszcie póki nie zamieszkają razem. A zamiast tego trafili do labiryntu, w którym działy się rzeczy dziwne i niepokojące. - Szalenie to romantyczne - wyszeptała Ania, patrząc na most nad przepaścią, przez którą zamierzał ją przeprowadzić Tim. - Ale zanim tam wejdziemy... Aneczka zarzuciła Timowi ramiona na szyję i ucałowała go z całą swą bezgraniczną miłością. - To na szczęście. I na wypadek, gdyby to były ostatnie chwile naszego życia. W końcu wybrańcy bogów umierają młodo, prawda?
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Było super. Craine zgodził się, żeby tu przyszła, co było dla niej oczywistością. W końcu miała tyle samo lat co Chris, tylko trzecią klasę musiała zaliczyć jeszcze raz. Irytowało ją trochę, że tak się zdarzyło, ale to nic. Teraz mogła się bawić do woli ze swoim ulubionym kuzynem. Tylko że zabawę popsuł im labirynt, w którym znaleźli się zupełnie nie wiadomo jak. Ot, czary. - Co to za klekot? - spytała, zanim jeszcze pojawiły się akromantule, a potem Jenn je zauważyła. I dlatego zaczęła drzeć się na całe gardło, uciekając tak szybko, że Christian z ciągnącego za rękę stał się tym ciągniętym. Jenny bała się magicznych stworzeń i tolerowała jedynie swojego kota, sowę i szczura należącego do Christiana. Miała dystans nawet do pegazów, nie mówiąc już o stworach takich jak gigantyczne, krwiożercze pająki-ludojady.
Lily naprawdę trudno było przegapić w tłumie. Bycie półwilą to jedno, ale po jej kostiumie było znać wyjątkowo harpie usposobienie i nastroje. Miała na sobie najprawdziwszą suknię ślubną, dokładnie tę, w której stała się panią Blackwood. I tę właśnie suknię zmasakrowała własnoręcznie (dosłownie, bo szponami), sztuczną krwią dodając kreacji makabryczny vibe. - Finn. - rzuciła niemal chłodno, bo w bieżącej chwili wszyscy faceci byli na jej bojowym celowniku. Na szczęście wzięła głęboki wdech i uspokoiła harpię, która starała się z niej wydrzeć na wolność. - Jak ci się podoba moja suknia ślubna? Zrobiłam z niej wreszcie prawidłowy użytek. Zmierzyła przyjaciela taksującym spojrzeniem, po czym wydała werdykt. - A ty przebrałeś się za seryjnego mordercę doskonale wtapiającego się w tłum.
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Xanthea była wykończona przygotowaniami do Halloween i do świąt Bożego Narodzenia, jak to się mawiało tak z mugolska. Ona miała zupełnie inny sposób obchodzenia zwłaszcza tych drugich celebracji, ale była też bizneswoman i bezczelnie korzystała z dobrodziejstw konsumpcyjnego podejścia do tematu wśród większości mieszkańców Wysp Brytyjskich. Ba, nawet zagraniczna klientela chetnie do niej uderzała, więc kim była Xanthea, by się temu opierać? Na Noc Duchów przyszła oczywiście służbowo jako opiekunka dbająca o bezpieczeństwo uczniów. I chociaż jej zmiana teoretycznie dobiegała końca, Xan wiedziała, że w razie czego podopieczni Hogwartu i tak będą zawracać jej głowę, nie pozwalając świętować. Z tego powodu postanowiła pobawić się makijażem i skorzystać z jego magicznych mocy, zamieniając się w zupełnie inną osobą, niż ta, którą prezentowała światu na co dzień. No, może nie tak zupełnie. W końcu nadal była wyrazistą, piękną kobietą w dość odważnych kreacjach. Tym razem jednak zamiast szarości dominowały u niej pomarańcze, włącznie z przefarbowaniem się na adekwatny kolor. W ten sposób po skończeniu pracy i przeciągającej się wizycie w swoim mieszkaniu powróciła na imprezę incognito akurat w chwili, gdy całe towarzystwo wciągnął tajemniczy obraz. Kiedy się podniosła, otrzepała sukienkę i rozejrzała się wokoło. Zdawało jej się, że jest sama, choć byłoby to absurdalne biorąc pod uwagę to ile osób się bawiło na festynie. I wtedy usłyszała ją. Jej głos, absolutnie ukochany, wyryty w sercu i pamięci głos jedynego dziecka. Głos, który w tej chwili przepełniony był rozdzierającym serce matki bólem. - XION?! XION! - Xanthea krzyknęła rozpaczliwie i ruszyła przed siebie, biegnąc na oślep, byle tylko znaleźć ukochane Słoneczko, swoje dorosłe już maleństwo, które cierpiało i które Xanthea jak lwica zamierzała bronić nawet za cenę własnego życia.
Laura Honeycott
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 155 cm
C. szczególne : jest mała, porusza się z gracją i wyraźną elegancją; jej znak rozpoznawczy to ciemnozielona kokardka, którą zwykle nosi upiętą z tyłu włosów
To miał być zwyczajny wypad do Hogsmeade w ramach celebrowania Halloween. Lubiła to święto – było jednocześnie mroczne i tajemnicze, pełne magii i niespodzianek. Cała wioska wyglądała cudownie, a w okolicy aż roiło się od przebranych czarownic i czarodziejów, którzy zdecydowali się na tę jedną noc stać się kimś zupełnie innym. Ona sama nadała sobie nieco innego wyglądu, choć nie ingerowała w niego tak mocno, jak co niektórzy. Czarne, kocie uszy na czubku głowy zastąpiły charakterystyczną kokardkę we włosach, którą zwykle nosiła. Do tego ogon przypięty z tyłu ciemnej peleryny. Była widocznie podekscytowana, kiedy razem z Aoife zwiedzały uliczki Hogsmeade, przyglądając się coraz to lepiej udekorowanym domom i sklepom, jednak to na placu działy się główne atrakcje i właśnie tam ostatecznie trafiły, choć nieco później. Wydarzenie trwało już w najlepsze. — Musimy koniecznie spróbować dyniowych bułeczek — odparła, rozglądając się po straganach. — A na sam koniec Trzy Miotły i piwo kremowe. — Rozmarzyła się, zerkając na koleżankę. Na dworze było ciemno, lecz nie na tyle, by niebo całkowicie pokryło się czernią. W jednej chwili zaczęło ściemniać się tak szybko, że nie można było tego nie zauważyć. I ten silny, dziwny wiatr… — Może schowajmy się na chwilę pod jakiś stragan, dopóki się to nie uspok-… Nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie mówić na tyle głośno, by stojąca obok Ślizgonka ją usłyszała. Silniejszy wiatr momentalnie przeobraził się w potężną wichurę, która porwała drobną Honeycott w górę. Krzyknęła, machając rękoma i nogami, jakby w ten sposób miała postawić się na ziemię. Podmuchy wiatru były tak mocne, że bolały ją uszy. W tle rozbrzmiewała panika. I nagle poczuła jak coś ciągnie jej ciało do tyłu. Wsysa gdzieś do środka. Poczuła uderzenie o twardą powierzchnię. Miała wpół przymknięte powieki i musiało minąć kilka minut, zanim dotarło do niej co tak naprawdę się stało. Otworzyła oczy. Leżała na zimnej ziemi. Jęknęła z bólu, dostrzegając obok Aoife i… wysokie pole kukurydzy, które je otaczało. — Co się dzieje? — spytała, a w jej głosie słychać było zdenerwowanie. Podniosła się na drżących nogach, otrzepując pelerynę z piachu. — Świetny żart... Nic ci nie jest? Gdzie my jesteśmy? — W oddali słychać było odgłosy, które nie przypominały jej niczego konkretnego. Sprawiały natomiast, że dostawała gęsiej skórki. — Chodź, musimy się stąd jakoś wydostać… — rzuciła, łapiąc Ślizgonkę za nadgarstek i ciągnąc do przodu. Im dalej szły, tym bardziej robiło się chłodniej. Laura czuła to na całym ciele, drgając przy najmniejszym ruchu. I nagle przed dwiema uczennicami zaczęły pojawiać się postacie, które z pewnością nie należały do świata żywych. Zdawało się, że to od nich biło tym chłodem. Stanęła jak wryta, patrząc na duchy z obawą. Uniosła w górę dłoń, machając przed nimi. Zero reakcji. Zrobiła krok do przodu, również nic. Przełknęła ślinę, odwracając głowę w stronę znajomej. Dotarło do niej, że nie było innej drogi, niż ta naprzód. — Musimy przez nie przejść. — Złapała Aoife za rękę, chcąc tym samym dodać sobie otuchy. I jej. Zamknęła oczy, czekając na odpowiedni moment, by ruszyć z miejsca. W tamtym momencie cholernie żałowała, że nie zdążyły zjeść tych dyniowych bułeczek – może dzięki nim faktycznie niczego by się nie bała.
Aoife przyszła na Noc Duchów zadowolona z siebie i nakręcona do robienia psot wszelkiej maści. Przebranie prezentowało się jak należy, nikt też jej nie robił problemów ani nie kazał się jakoś szczególnie tłumaczyć. Mogła w świetle prawa włóczyć się nocą poza szkołą i nikt nie mógł jej za to nawet palcem pogrozić. Cudownie. - Kremowe piwo to piją dzieciaki. - stwierdziła stanowczo, dając wyraz duszy totalnego rebela. - Ja zamierzam znaleźć coś mocniejszego. Tak to jednak bywało z planami, że człowiek myśli, Merlin kreśli, a potem wszystko trzeba zaczynać od początku. Ifcia podniosła się, rozmasowując lekko obite od upadku kolana, a potem rozejrzała się, oceniając co właściwie je spotkało. Zanim jednak zdążyła powiedzieć cokolwiek, już była ciągnięta w stronę duchów, które pojawiły się niewiadomo skąd. - Magia się dzieje, kochana. - prychnęła w odpowiedzi, zupełnie zaskoczona bezpośredniością z jaką została złapana za rękę. Ale w porządku, niech i tak będzie. Laura mogła prowadzić, to zawsze dawało możliwość zwalenia całej winy na nią, gdyby coś poszło nie tak. - To tylko duchy. - stwierdziła ze słyszalną pogardą w głosie. - Nic strasznego. Tylko banda tchórzy, którzy bali się przejść na drugą stronę.
Barnaby Bazory
Wiek : 32
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : czarna mitenka na prawej dłoni niezależnie od okoliczności, pospieszny chód, intensywny kolor oczu;
Nie był bywalcem takich zabaw jednakże przebywał w Hogsmeade nie tylko ze względu służbowych ale i dla córki. Ta właśnie poszła przodem z kilkoma koleżankami, dziarsko chcąc pokonać labirynt bez obecności swojego ojca a zarazem nauczyciela. Westchnął i starał się poczekać te kilkanaście minut... lecz nie wytrzymał i wszedł w labirynt, gotów "iść śladem" swojego dziecka. To nie tak, że panikował wszak cała impreza została otoczona odpowiednio silnymi czarami. Ot, będzie spokojniejszy jeśli miałaby się tutaj zgubić. W swojej arogancji nie wziął pod uwagę, że samemu mógłby skręcić w złą stronę. Nie skupiał się na tym a jedynie na dogonieniu swojego dziecka, które wyprzedzało go o dobre kilkanaście minut drogi. Poprawił swój płaszcz, który został transmutowany przez Astrid na iście dementorski bo na żadną inną wersję przebrania nie wyrażał zgody. Co prawda kaptur miał zdjęty więc było widać jego twarz jednak z początku przestraszył kilkoro dzieci. Teraz jednak był już po godzinach pracy bo opiekunowie domów zajmowali się zrzeszaniem młodzieży. Uznał więc, że osobiście sprawdzi czy w labiryncie nikt się nie zastał. Nie chciałby aby ktoś się zgubił. Im dalej szedł, tym robiło się zimniej. Zapamiętywał drogę i nie zwalniał kroku. Wydawało się jakby wiedział gdzie iść, a on po prostu nie chciał marnować czasu na zbędne rozglądanie się. Zmroziło go do szpiku kości, zupełnie jakby dementor za którego się przebrał, postanowił wsiąknąć prosto w jego duszę i pokruszyć w palcach niczym szkło. Wszystko za sprawą bardzo realnego krzyku zmarłej żony. Dokładnie tego samego, który go kiedyś prześladował w koszmarach. Zawahał się i chciał wrócić, nie planując nikomu, nawet sobie, udowadniać swojej odwagi. Zatrzymał krok i zasłonił palcami oczy, rozmasowując je i próbując zignorować głos zmarłej małżonki. Ten dźwięk wwiercał się w czaszkę i potrząsał jego wnętrznościami, wywracając jego duszę na lewą stronę. Zacisnął usta w bladą linię i powtarzając sobie, że to jedynie magiczna sztuczka kontynuował drogę. Wyszedł zza zakrętu i w tym samym momencie wpadła w niego spanikowana... - Xanthea? - zatrzymał ją, kładąc ręce na jej ramionach. Wyczuł jak drżała, jak trzęsła się, jak szukała, wymawiała imię swojego dziecka. - Xion tu nie ma. To labirynt. - przekonywał i ją i siebie, a agonalny krzyk zmarłej żony pchnął go by opuścić tę część zaczarowanego miejsca. Nie wypuszczając Xanthei z natarczywego uścisku, skierował ich kroki w drugą stronę - tam, gdzie chłód ustępował miejsca gęstej ciemności. Był blady, spięty lecz w jego naturze nie leżał krzyk a cierpienie za zasłoną milczenia. - Hogsmeade, labirynt. Te krzyki mają nas straszyć. - cały czas przekonywał ich, że to właśnie taka forma "zabawy". Pozostało wierzyć, że jego własne dziecko ominęło ten obszar i jest już z powrotem na jarmarku. - Gdy poczujesz się lepiej, chodźmy. Muszę sprawdzić czy ostał się tu jakiś młodzieńczy gagatek bo niedługo rozpoczyna się zbiórka pozostałych uczniów. - mówił cicho a wszystko po to, aby zasłonić swój stres.
Ostatnio zmieniony przez Barnaby Bazory dnia Sob Lis 30 2024, 23:59, w całości zmieniany 1 raz
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas nie miał pojęcia, co się właściwie działo. Nie przyszedł na obchody w jakimś konkretnym i, ot, chciał dokładnie tak jak rok temu chłonąć aurę tłumu, do którego nie należał, ale którego w jakiś sposób potrzebował. Zwłaszcza teraz, kiedy wszystko posypało się tak bardzo. Chociaż czy na pewno? Bywało przecież dużo gorzej. Obraz zwariował, wciągnął go i wokół pojawiła się kukurydza, a wraz z nią krzyki. Wołanie o pomoc Very, której przecież tu nie było, wrzaski Tima podobne do jego własnych, kiedy siedział w niewoli u Wiedźmy, a także jeszcze kilka innych głosów, których nie był w stanie zbyć obojętnością. Biegł przed siebie w stronę, z którego dobiegały głosy u dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że to niemożliwe. Musiał się skupić, skoncentrować. Był w obrazie, był więźniem i musiał teraz zrobić wszystko, żeby się stąd wydostać.
Laura Honeycott
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 155 cm
C. szczególne : jest mała, porusza się z gracją i wyraźną elegancją; jej znak rozpoznawczy to ciemnozielona kokardka, którą zwykle nosi upiętą z tyłu włosów
„Magia się dzieje, kochana”. Przewróciła oczami, bo chyba nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Liczyła raczej na inny wieczór pełen niespodzianek. Z pewnością nie takich. — Wiesz, niekoniecznie chciałam dzisiaj latać po polu kukurydzy. Duchy, które się przed nimi pojawiły, co prawda nie sprawiały wrażenia niebezpiecznych, ale mimo wszystko Laura wolała zachować czujność i trzeźwe myślenie. Nie ufała żadnym martwym bytom, zwłaszcza tym, które wciąż kręciły się po świecie. — Tylko duchy — parsknęła. — Mówisz tak, bo nic nie robią. Ciekawe co byś powiedziała, gdyby zachowywały się groźniej, co? — Odparła z ciętą nutką w głosie. Z zamkniętymi oczami stała zaledwie chwilę. Otworzyła je i ruszyła przed siebie, szybkim krokiem, raz jeszcze ciągnąc za sobą Aoife. Gdy weszły w unoszące się nad ziemią duchy, poczuła, jak chłód dostaje się do każdego zakamarka jej ciała. Nie opuścił Laury nawet wtedy, kiedy było już po wszystkim. Wzdrygnęła się, puszczając też momentalnie dłoń koleżanki. Zrobiło jej się głupio, że widocznie bała się bardziej niż ona. — Chciałam się upewnić, że nie zostaniesz w tyle — mruknęła, jakby sama przed sobą chciała się usprawiedliwić. Wyciągnęła różdżkę zza spódniczki i rzuciła Lumos, co by oświetlić im drogę. Musiały iść dalej, jeżeli chciały dowiedzieć się, czy z tego labiryntu było w ogóle jakiekolwiek wyjście. Kilka skrętów dalej natrafiły na gęstszą trawę, w której leżały… dynie. Niby nic, zwykłe warzywa. Co mogłoby pójść nie tak? I właśnie wtedy dynie raptownie ożyły. Zaczęły atakować dziewczyny z taką szybkością, że ciężko było pozbyć się wszystkich jednocześnie. Kilka z nich dostało od Laury zaklęciami, kilka też zwyczajnie kopnęła. Jakoś trzeba było sobie poradzić.
Podskoczył, słysząc swoje imię, a potem jeszcze raz, kiedy zobaczył Lily. Wszędzie pełno było poprzebieranych za różne strachy ludzi, ale trzeba było przyznać, że jej kostium był na tle innych bardzo realistyczny. Nie miał pojęcia jak zaregować na jej pytanie. Nie wiedział jak powinno się rozmawiać się z ludźmi o kłopotach małżeńskich. Pocieszać i motywować do walki o związek, czy oferować pomoc w zbieraniu dowodów do sprawy rozwodowej? - Ale to sztuczna krew, nie? - Przynajmniej zaniepokojony ton pasował do pytania. - Nie jesteś jeszcze wdową? - Chociaż jak się nad tym zastanowić, to pozbycie się ciała byłoby sytuacją, w której mógłby zaoferować więcej wsparcia. Nie miał co prawda wstępu do cieplarni z groźnymi roślinami nawet samemu, a co dopiero ze zwłokami, ale przynajmniej miał pomysł. - Ja? - Również spojrzał na to, co miał na sobie z jeszcze większą niż do tej pory paniką na twarzy. - Co jest nie tak z tymi ubraniami? - spytał poważnie, bo poważnie odebrał porównanie do seryjnego mordercy. Nigdy nie grzeszył wyczuciem stylu, a potem musiał przeorientować całą swoją garderobę i do tej pory nie znalazł złotego środka pomiedzy tym, co mu się podoba, co nie sprawia, że ludzie mówią do niego na “pani” i co dobrze wygląda. Był więc w kwestii swoich ubrań trochę przewrażliwiony. Wtem znikąd zerwał się wiatr, który przybierał na sile nienaturalnie szybko. Finn złapał Lily za rękę, jakby bał się, że któreś z nich zaraz odleci, co okazało się niegłupim zagraniem, bo nawet gdyby nie porwał ich wiatr, to mógł zrobić to dziki tłum, kiedy ludzie na placu zaczęli panikować. Nastrój szybko udzielił się Finnowi, który ogólnie był dość podatny na wpływy, a dodatkowo unikał wszelkich przygód, nauczony doświadczeniem, że te z jego udziałem, nie kończyły się dobrze. Nawałnica nie wydawała się być tylko nawałnicą, a czymś, co zapowiadało właśnie przygodę. - O nie - jęknął, rozglądając się za jakąś drogą ucieczki. - O nie, o nie, onieonieonie… - Tyle zdołał powiedzieć, nim wciągnęło ich do obrazu. Na szczęście przez cały ten czas zaciskał dłoń na przegubie Lily. Wylądowali w polu kukurydzy. Kolejne "o nie" zastygło mu na wargach. Z otwartymi ustami obejrzał się na wszystkie strony, ale wszędzie była tylko kukurydza. - O - wyrzucił w końcu, z zaskakującym spokojem i przytomnością. - Nie ma już Hogwartu.
Grupa: @"Lily Blachwood" Kostka: link u Lily Pole: nadal 2
W gruncie rzeczy wielu mogło dziwić, że w oczach Nykosa, Adela nie kwalifikowała się do grupy „bydła”, bo bardzo często zdarzało jej się zapominać o istnieniu zasad społecznych i zachowywać tak, jakby świat miał się dostosować do jej szaleństwa. Miłość pisze jednak różne, dziwne scenariusze, a ich historia była opowieścią pełną sprzeczności, które paradoksalnie wcale ich od siebie nie odpychały, a wręcz przeciwnie – sprawiały, że chcieli siebie jeszcze bardziej. Niestety, nawet miłość nie była w stanie poradzić sobie z pewnymi niedogodnościami, bo choć Adela starała się ignorować smród łajnobomby, to jednak trudno było dać sobie radę z bandażem podrywającym ją w górę. Na całe szczęście Nykos stanął na wysokości zadania i podtrzymał swoją partnerkę na tyle skutecznie, że udało jej się uniknąć pokazania bielizny całemu festynowi. - Nigdzie się nie wybieram – mruknęła mu do ucha zalotnie, lecz po chwili normalnym głosem dodała. – Chyba, że wspólnie zmienimy atrakcję. Mam już dosyć tych pieprzonych bandaży. Pociągnęła go w stronę polowania bez głów, łaskawie odpuszczając te pająki. Trzymała się jednak jego ręki wybitnie kurczowo, jakby obawiała się, że zaraz kolejna niespodziewana atrakcji postanowi zrobić jej krzywdę. Entuzjazm, który wykazywała na początku festynu, powoli mijał. Mimo wszystko, widząc sztuczki duchów, poprzedzające tę „parodię” polowania bez głów, odrobinę się rozchmurzyła, bo jednak nic nie sprawiało jej takiej frajdy jak figle i przygody.
Nie dało się ukryć, że Louise odnajdywała w całym tym wydarzeniu, dziecięcą, jakby zapomnianą radość. Goszczący na jej twarzy uśmiech był niepodrabialny, a w połączeniu z jej kostiumem i wygłupami, wszystko to wyglądało trochę komicznie, a jednak bardzo uroczo. Na mecie ona i Atlas śmiali się razem, bo ta atrakcja była wyjątkowo zabawna. - Było cuuuudownie! – odparła przeciągle, a jej radosna twarz i rozedrgany głos sprawiły, że trudno było nie odnieść wrażenia, że w przeciągu godziny ubyło jej co najmniej dziesięć lat i sto kilo zmartwień – Ale faktycznie, napchałabym się tutejszych pyszności! Chwilę później, po krótkim spacerze, Louise i Atlas znaleźli się nieopodal stanowiska z jedzeniem. Finley na co dzień jadła szybko i dość skromnie, nie ze względu na jakieś problemy, a raczej podążając za życiowym minimalizmem i zawodowym pędem. Na widok tych wszystkich słodkości, jej oczy rozbłysły. - Napcham się wszystkiego po szyję! – krzyknęła do Atlasa.