Świetne miejsce na piknik, to wie każdy w okolicy. Pamiętaj tylko, żeby nie zostawiać swojego jedzenia samego, bo krążące po parku gołębie nie zostawią dla Ciebie ani okruszka! Picie alkoholu również nie jest wskazane ze względu na często pojawiające się patrole!
Noc Duchów:
This is Halloween!
Noc Duchów to jedno z najbardziej hucznie obchodzonych świąt w Hogsmeade. Wioska, znana z urokliwych uliczek, przytulnych sklepów i zapachu słodkości unoszącego się z Miodowego Królestwa, zamienia się w miejsce pełne tajemnic i mrocznych zakątków. Mieszkańcy przystrajają swoje domy i sklepy zaklętymi dyniami o pulsującym, pomarańczowym blasku, które unoszą się nad dachami, tworząc magiczną poświatę. Na brukowanych uliczkach widać lewitujące świece, których płomienie tańczą w rytm cichej, niepokojącej melodii. Latające nietoperze, duchy i zjawy pojawiają się znikąd, by nagle rozpłynąć się w powietrzu, gdy tylko ktoś się do nich zbliży. Na obrzeżach miasta przygotowano dla wszystkich masę atrakcji z nadzieją, że do obchodów Halloween dołączą wszyscy - od najmłodszych i uczniów Hogwartu, po mieszkańców innych magicznych wiosek.
Wykrawanie dyń
W tym roku możecie spróbować swoich sił w wykrawaniu wielkich, magicznych dyń, które przez ostatnie miesiące były starannie hodowane specjalnie na tę okazję. Każda z nich jest wyjątkowa i ma własny charakter, dlatego różdżki w dłoń i przekonajcie się sami, jak sobie poradzicie w tej z pozoru dziecinnie łatwej atrakcji. Władze Hogsmeade proszą jednak, by nie wyrzucać wycinków i miąższu, które posłużą jeszcze magicznym stworzeniom w rezerwacie Shercliffe’ów!
1 – to z pozoru łatwe zadanie okazuje się być znacznie trudniejsze, niż z początku mogłeś myśleć. Twoja dynia zdecydowanie nie chce współpracować, co więcej, jej największym marzeniem chyba jest zostanie sową, bowiem unosi się nad stołem kila cali, by oddalać się jeszcze bardziej za każdym razem, kiedy kierujesz w jej stronę różdżkę! Jeśli chcesz cokolwiek zdziałać, najpierw musisz ją sobie złapać.
2 – gadające przedmioty nie powinny nikogo dziwić, w końcu w Hogwarcie każdy pierwszoroczniak ma na głowę zakładaną gadającą tiarę, ale gadatliwe dynie? A ta twoja naprawdę ma wiele do powiedzenia i to już w momencie, kiedy kończysz wykrawać usta. Co więcej, uważa się za prawdziwego proroka, przepowiadając twoją przyszłość, choć są to same głupoty.
3 – nie jest łatwo, twoja dynia jest naprawdę uparta i co chwila zmienia wygląd wszystkiego co na niej próbujesz wykroić. To z uśmiechu, opuszcza kąciki ust w dół, to nos i oczy zmieniają kształt. Wygląda na to, że ma swoją własną wizję i na pewno jest ona inna niż twoja!
4 – trafiasz na dynię, która nieszczególnie zamierza się pozwolić kroić. Kiedy tylko robisz pierwsze ruchy różdżką – dynia wybucha obrzucając miąższem całego ciebie i nawet kilka osób w pobliżu. Rzuć kostką jeszcze raz.
5 – ta dynia płonie i to wcale nie jest płomień w środku. Roślinę pokrywają prawdziwe płomienie, tańczące po pomarańczowej skórce. Musisz uważać, by się nie poparzyć, a kiedy skończysz efekt na pewno będzie spektakularny!
6 – twoja dynia posiada umiejętność, którą nawet nie każdy czarodziej posiada – teleportacje. Z pewnością nie łatwo jest wykrawać dynię, która coraz zmienia swoje położenie. Przekonujesz się jednak, że kiedy ją dotykasz, ta działa jak świstoklik i przenosisz się kilka kroków dalej razem z nią. To chyba jedyna możliwość, by udało ci się ją wykroić do końca!
Mumifikacja
Popularna rozrywka, która wiedzie prym podczas Nocy Duchów. Cieszy się popularnością nie tylko wśród młodych, ale i dorosłych, którzy dają się ponieść halloweenowej magii! Do zadania należy podchodzić w parach, a jest ono bardzo proste - należy jak najszybciej owinąć swojego partnera bandażem i zrobić z niego prawdziwą mumię.
Rzuć k6 na perypetie, które wam towarzyszą podczas tej misji:
1 - Albo źle rzuciłeś zaklęcie albo los chce wam coś usilnie podpowiedzieć, bo zamiast bandażować swojego towarzysza od stóp do głów to bandaż owija się wokół waszych nadgarstków i łączy was prawie że na wieki wieków. Nie działa żadne diffindo ani inne zaklęcia czy noże, jesteście ze sobą złączeni przez najbliższe 3 posty.
2 - Coś wam mozolnie to wszystko idzie. Wymachujesz różdżką, ale owijanie wychodzi kiepsko. Podchodzisz więc do swojego partnera, żeby nanieść eleganckie poprawki dłonią. Stopa zaplątuje ci się w bandaż, upadasz jak długi na ziemię. Dorzuć k6: przy parzystej wykładasz się sam, przy nieparzystej ciągniesz za sobą swojego towarzysza.
3 - Bardzo pieczołowicie podchodzisz do zadania. Wywijasz tym bandażem na prawo i lewo, a w efekcie owijasz klatę tak ciasno, że przez chwilę twojemu ziomkowi brakuje powietrza. Z tego chwilowego niedotlenienia coś mu się przestawia w głowie i musi ci wyznać jakiś soczysty sekret. Fajnie by było jakbyś mu się odwdzięczył tym samym, bo prawie go udusiłeś!!
4 - Trafiacie na wyjątkowo zaczarowany egzemplarz bandaża, który podczas owijania zdaje się przekazywać energię osoby owijającej osobie owijanej. Ale heca - na 2 kolejne posty zamieniacie się osobowościami!
5 - Los wam nie sprzyja, bo ledwo kończycie skrupulatnie zawijać mumię, jakiś dowcipniś przebiega obok z okrzykiem "psikus albo psikus!" i obrzuca was łajnobombą. Okrutnie śmierdzicie łajnem przez 3 posty, ale podobno razem raźniej...
6 - Bandaż niezbyt chce z wami współpracować. Uparcie spada z potencjalnej mumii i cokolwiek nie robicie i jak się nie trudzicie - jesteście zmuszeni zrezygnować z tej wybitnej rozrywki. I już macie odchodzić, kiedy owija jednego was za kostkę i podnosi do góry. Lewitujesz jak po Levicorpusie, a twój partner musi coś poradzić, żeby cię ściągnąć. Oby osoba lewitująca miała dobrze przylegający kostium, inaczej wszyscy w okolicy będą podziwiać jego wdzięki.
Polowanie Bez Głów
Za uprzejmą prośbą organizatorów Hogsmeadzkiego halloween, Klub Bezgłowych wyraził zgodę, by w tym roku w Polowaniu Bez Głów, a raczej jego marnej imitacji – w końcu na prawdziwe Polowanie żywi nie mają wstępu, a też nie wszystkie duchy! – mogli wziąć udział czarodzieje. Każdy chętny może poczuć się jak członek tego szanowanego kluby i spróbować swoich sił w potyczce z duchami. Zanim jednak prawdziwe polowanie się rozpocznie, jesteście świadkami niesamowitych pokazów akrobacji, wykonanych przez delegację Klubu Bezgłowych, w których to duchy żonglują i wymieniają się swoimi głowami – osoby o słabych nerwach proszeni są o nie branie w tym udziału. Zaraz po akrobacjach i poczęstunku, który każdego żywego przyprawi o mdłości, możecie spróbować własnych sił w Polowaniu. Zasady są wybitnie proste, musicie odnaleźć w lesie głowę, ukrywającego się ducha. Niedozwolone jest jednak używanie revelio!
1 – znajdujesz się niebezpiecznie blisko starego, masywnego drzewa, które oplatają diableskie sidła. Jeśli chcesz załapać jakąś głowę w pobliżu, musisz przypomnieć sobie lekcje zielarstwa (potrzebujesz w tym celu min. 5pkt z zielarstwa w kuferku), by sidła nie zrobiły ci krzywdy.
2 – wbiegasz na niewielką polanę w samym sercu lasu, którą przysłania gęsta mgła. Dostrzegasz w niej jednak kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt głów, które ledwie wyróżniają się w tej mgle, a jednak świecą eterycznym blaskiem. Szybko się jednak orientujesz, że tylko jedna głowa tutaj jest prawdziwa, a reszta jest iluzją magicznej mgły. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 65 udaje ci się znaleźć odpowiednią głowę nim Polowanie dobiegnie końca.
3 – podczas swoich poszukiwań słyszysz ciche szepty pochodzące za omszałej skały, być może słyszałeś kiedyś plotki o Czarnej Skale. Głosy wypełniają twoją głowę, namawiając do odwrotu, choć jesteś pewien, że gdzieś blisko znajdziesz głowę. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 70 udaje ci się pokonać wpływ podszeptów; jeśli posiadasz cechę eventową silna psycha lub posiadasz genetykę oklumencji nie musisz dorzucać kostki, udaje ci się zignorować głosy.
4 – znajdujesz się na brzegu bagnistego oczka wodnego, mgła gęstnieje, a wśród niej dostrzegasz niewielkie światełko, zupełnie jakby wskazywały ci drogę. Jeśli posiadasz min. 10pkt z ONMS lub OPCM orientujesz się, że to zwodniki, a głowa ducha nagle pojawia się przed twoją twarzą, wcześniej najwyraźniej przysłaniała ją mgła. W przeciwnym wypadku ktoś, również biorący udział w Polowaniu, musi ci pomóc, zanim na zawsze ugrzęźniesz w bagnie, zwabiony w nie przez zwodniki.
5 – zajmujesz się poszukiwaniami głowy, kiedy znikąd otacza cię trójka czerwonych kapturków! Ewidentnie działają w zmowie z duchem, którego głowy blisko się znajdujesz, uniemożliwiając ci przejście dalej. Musisz stoczyć krótką walkę, całe szczęście można odpędzić je prostymi czarami, ale pamiętaj, że ich jest więcej! Dorzuć kostkę k100, przy wyniku mniejszym niż 30, zdołały cię boleśnie potłuc swoimi pałkami.
6 – wchodzisz w gęstwinę, do której światło księżyca praktycznie nie dochodzi, w oddali wyją wilki, a wiatr złowrogo porusza gałęziami nad twoją głową. Próbujesz oświetlać sobie drogę, ale coraz potykasz się o wystające korzenie i zahaczasz o powykręcane gałęzie. Skupiasz się więc na drodze, a kiedy w końcu unosisz wzrok orientujesz się, że stoi przed tobą twój największy strach! Jeśli kiedyś na fabule (należy podlinkować) spotkałeś już bogina lub posiadasz min. 15pkt z OPCM, szybko się orientujesz z czym masz do czynienia!
Turniej pajęczych skoków
Burmistrz Hogsmeade nie oszczędzał na tegorocznych obchodach Nocy Duchów, znalazł czarodziejów wybitnie uzdolnionych w transmutacji, by pomogli mu zorganizować bezpieczne skoki przez płotki na akromantulach! Z początku próbował zorganizować prawdziwe olbrzymie pająki, ale byłoby to wybitnie trudne do zorganizowania i uzyskania zgody Ministerstwa Magii, dlatego akromantule, które widzicie w zagrodzie są w rzeczywistości przetransmutowanymi innymi stworzeniami, wyglądają jednak co do szczegółu jak prawdziwe akromantule!
By wziąć udział w wyścigu należy zapłacić 10 galeonów na rzecz pomocy zimą dzikim stworzeniom.
1. Rzucacie kostką k100 na prędkość z jaką pokonujecie trasę, jej wynik odpowiada części punktów, które zdobywacie.
2. Następnie rzucanie kostką literką, którą traktujecie jako k10 (A – 1, B – 2, C – 3 itd.) na ilość płotków, które udaje się przeskoczyć, za każdy płotek otrzymujecie dodatkowe 10pkt.
3. Na koniec rzucacie k6 na przeszkodę specjalną w trakcie wyścigu:
1 – to wysoka pajęcza bramka okazuje się być dla ciebie przeszkodą, która może zaważyć na wyniku! Próbujesz przecisnąć się przez pajęczyny rozpięte nad torem, tak, by ich oczywiście nie zerwać, nie idzie ci jednak wcale najlepiej, zaplątujesz się w sieć i tracisz czas na próbach zdjęcia z siebie lepkich nici – odejmij od sumy punktów 20.
2 – a co to? To zygzak kamiennych ścian, czyli ciasno rozmieszczone płotki z wielkimi kamieniami po bokach, które wymuszają zwinne ruchy, twoja akromantula musi balansować na pojedynczych odnóżach, by pokonać tę przeszkodę i prześlizgnąć się przez ciasne przejście – jeśli posiadasz cechę eventową połamany gumochłon, odejmij od sumy punktów 10.
3 – przed tobą wiszące płotki splecione z pajęczyn, wymagają sprytu i precyzji, żeby ich nie dotknąć, nikt przecież nie ma doświadczenia w skokach przez pajęcze płotki, ale możesz doskonale znać się na budowie tych wielkich pająków, co ułatwi nieco sterowanie – jeśli posiadasz co najmniej 15pkt z ONMS, możesz dodać 15 do sumy punktów.
4 – jeden z płotków okazuje się widoczny jedynie pod odpowiednim kątem i naprawdę łatwo go przeoczyć, dostrzegasz go jednak z łatwością jeśli posiadasz cechę eventową świetne zewnętrzne oko, możesz wtedy dodać do sumy punktów 20.
5 – przed tobą płotek obrotowy! Na pierwszy rzut oka wygląda jak całkiem zwykły, pajęczy płotek, ale okazuje się zamocowany na specjalnych magicznych uchwytach, które zaczynają się obracać gdy tylko ktoś się zbliża do przeszkody. Należy go przeskoczyć tak, by nie dotknąć stale obracających się pajęczyn, jeśli posiadasz co najmniej 20pkt z GM radzisz sobie znakomicie i możesz dodać 10 do wyniku.
6 – to nie jakiś płotek cię pokonał, co twoja akromantula. Nic dziwnego w końcu wcale nią nie jest, a wierzchowiec okazuje się nie mieć pojęcia jak poruszać się na ośmiu nogach, choć organizatorzy poręczali za wszystkie stworzenia. Potykacie się jednak co chwila i z tego względu musisz odjąć od wyniku 40!
Wszystkie zebrane punkty sumujecie i to one zadecydują o zwycięzcy! Ten otrzyma na swoje konto nagrodę wysokości 100 galeonów!
Kod:
<lg>Szybkość:</lg> (k100) <lg>Ilość płotków:</lg> (literka) <lg>Specjalna przeszkoda:</lg> (k6) <lg>SUMA PUNKTÓW:</lg> (zsumuj zebrane punkty włącznie z modyfikatorami zawartymi w specjalnej przeszkodzie)
Stragany
JEDZENIE:
CZEKOLADOWE NIMBUSY Idealne dla fanów gier miotlarskich lub fanów słodkości. To nic innego jak czekoladki w kształcie miniaturowych miotełek. Posiadają pozłacany jadalnym brokatem grawer z nazwą wybranego modelu Nimbusa.
MERLINIE CYNAMONKI Nikt do tej pory nie wie, skąd taka nazwa, a obecni uczniowie Hogwartu spekulują, że owe drożdżowe bułeczki powinno się ochrzcić imieniem nauczyciela Miotlarstwa. Tak czy owak - są przepyszne! Wypiekane na bieżąco, pachnące cynamonem i polane lukrem. Śpieszcie się, bo znikają jak świeże… cynamonki.
DYNIOWE BUŁECZKI Są nie tylko o smaku dyni, ale posiadają też jej kształt! Jeśli skusisz się na ten rarytas, to na kolejne trzy posty Twoje tęczówki zmienią kolor na pomarańczowy, a także wzrośnie Twoja pewność siebie i poczujesz, że niczego się nie boisz.
DYNIOWO-POMARAŃCZOWA MARMOLADA Pachnie wspaniale, a jeszcze lepiej smakuje. Możesz kupić kilka słoiczków i zostawić je jako zapasy na zimę, ale… możesz też zjeść marmoladę od razu! Na stoisku obok sprzedają pyszny chleb, tak tylko wspominamy…
PIECZONE JADALNE KASZTANY Hej, to Twój kasztan? Jeśli nie, to koniecznie musisz nadrobić ten błąd i spróbować tego specjału. Pieczone kasztany to smak jesieni zamknięty w małej skorupce. Te jednak są wyjątkowe.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
parzysta - to chyba jakieś objawienie! Ten drobny przysmak natchnął Cię do zrobienia figurek z tradycyjnych kasztanów. Być może nawet je ożywisz? Jeśli opiszesz proces tworzenia jesiennych figurek w swoim poście - otrzymasz 1 pkt z Działalności Artystycznej. Upomnij się o to w odpowiednim temacie.
nieparzysta - hmm, czyżby ktoś uprzednio zanurzył kasztany w Bełkoczącym Napoju? Najwyraźniej, bo przez cały post mówisz bez ładu i składu.
TOFFI PANI WEASLEY Słodkie batoniki, pakowane w fikuśny pomarańczowy papier. Wyjątkowo tego dnia do każdego zamówienia dołączany jest liścik z… miłymi słowami!
Rzuć kością litery, żeby dowiedzieć się, co Ci się trafiło:
A - Twoje włosy jeszcze nigdy nie były tak lśniące! B - Dobrze zaplanuj jutrzejszy dzień, bo będzie sprzyjało Ci szczęście! C - Uśmiechaj się dzisiaj jeszcze częściej! D - Masz w sobie wiele uroku! E - Uda Ci się sprostać wszelkim problemom! F - Jesteś wyjątkową osobą, pamiętaj o tym! G - Masz bardzo ładny uśmiech! H - Twoja osobowość jest wyjątkowa! I - Dziś jest dobry dzień na herbatkę z przyjacielem! J - Zasługujesz na to dodatkowe ciastko!
PIECZONE JABŁKA Oblane karmelem lub nie, za każdym razem przyrządzane na świeżo. Idealnie jesienna przekąska na mały głód!
KREM Z DYNI Z CZOSNKOWĄ GRZANKĄ Rozgrzewająca, kremowa zupa, której głównym składnikiem jest królowa wieczoru, czyli dynia. Podawana z grzanką posmarowaną czosnkowym masełkiem. Gdy skusisz się na jedną porcję, to czeka Cię mała niespodzianka.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
1, 6 - potrawa była tak pyszna, że wprowadziła Cię w prawdziwie radosny nastrój. Do końca wątku jesteś rozweselony/a, masz ochotę tańczyć, śpiewać i zarażasz innych pozytywną energią. 2, 4 - pani nalewająca zupę była tak miła, że w gratisie podarowała Ci garść Rymujących Dropsów. Jeśli zdecydujesz się je zjeść - przez jeden post będziesz mówić wierszem! 3, 5 - czy wiedziałeś/aś, że czosnek to afrodyzjak? Cóż, teraz masz okazję się przekonać, bo przez następne dwa posty odczuwasz większą chęć flirtowania.
CUKROWE CZASZKI Przeraźliwie słodkie cukierki uformowane w iście upiorne kształty. Po spróbowaniu do końca wątku masz ogromną ochotę dogryzać innym, a także kogoś przestraszyć.
NAPOJE:
Nalewka aroniowa Pierwszy łyk nalewki z aronii ujawnia bogaty, głęboki smak, który łączy słodycz z subtelną kwasowością, zachwyca bogactwem smaków i aromatów. UWAGA! Jedynie dla pełnoletnich czarodziejów (+17). Jeśli jesteś niepełnoletni/a i zdecydujesz się na zakup - rzuć kością k6:
skutki dla niepełnoletnich:
parzysta - porcja nie była zbyt duża i szczęśliwie nic Ci nie dolega. Uważaj jednak następnym razem, choć przecież takiego nie będzie!
nieparzysta - głowie szaleje zawrotny mętlik, chwiejnie stoisz, a żołądek podchodzi do gardła. Ktoś z opiekunów dostrzega Twoje nietypowe zachowanie. Wygląda na to, że dzisiaj trzeba zakończyć zabawę…
Wino grzane Dostępne w wersji z alkoholem jak i bez. Gorące, aromatyczne, dosładzane domowym sokiem dyniowym i bogate w korzenne przyprawy, takie jak laska cynamonu, goździki i anyżowe gwiazdki. Jeśli Ci się poszczęści, to dostaniesz nawet plasterek pomarańczy! Po wypiciu do końca wątku jest ci koszmarnie gorąco.
Dyniowy sok Jest słodki i przypomina świeżo upieczone dyniowe ciasto. W powietrzu unosi się lekka nutka przypraw, takich jak cynamon i gałka muszkatołowa, które często są dodawane, by wzbogacić smak. Po wypiciu do końca wątku masz wściekle pomarańczowe włosy.
Herbata rozgrzewająca Tak aromatyczna, że aż zachwyca! Ale nie martw się, filiżanka jest zaczarowana, więc nie poparzy Twoich rąk. W tym pysznym napoju znajdziesz nie tylko słodką gruszkę i korzenny cynamon ale też… odrobinę karmazynowego liścia, który nadaje mu głębi i intensywności. Dzięki temu napój doskonale rozgrzewa w chłodne jesienne wieczory. Przez kolejne dwa posty wszystkim prawisz komplementy.
Kakao Honeycott Kakao Honeycott to przyjemnie kremowy napój o intensywnym, czekoladowym kolorze, który kusi swoim wyglądem. Serwowane w pięknie zdobionych filiżankach, napój może być posypany bitą śmietaną lub posypką czekoladową, co sprawia, że prezentuje się niezwykle apetycznie.
Rzuć kością k6, by poznać jego efekt:
1, 2 - jakieś dziwne te słodycze! A może po prostu przesadziłeś z ilością cukru? Przez dwa kolejne posty jesteś niezwykle pobudzony! 3, 4 - Smak był tak niezwykle kremowy, że… aż na chwilę zatrzymałeś się w czasie. Czujesz, jak otula Cię przyjemne ciepło, a wszystkie troski wydają się odległe i nieistotne. Dodatkowo przez jeden post Twoje usta delikatnie błyszczą, a na skórze pozostaje subtelny, słodki zapach wanilii. 5, 6 - Dostajesz nagłe olśnienie kulinarne i odkrywasz sekret tego pysznego kakao. W magiczny sposób zapamiętujesz każdy detal! Od teraz Twoje zimowe wieczory zyskają zupełnie nowy wymiar… a Twoje podniebienie będzie Ci wdzięczne. Zyskujesz 1pkt z Magicznego Gotowania.
PAMIĄTKI:
Tiara spacerowicza (25g) Chroń się przed chłodem i wyglądaj stylowo! Ta superciepła tiara z podszyciem z futra fomisia polarnego zadba o to, byś nie czuł nawet najmniejszego chłodnego podmuchu. Prosty, ale elegancki krój sprawia z dodatkiem ekstrawagancji w postaci spiralnego czubka sprawia, że doskonale pasuje do każdej stylizacji. To absolutny must-have na sezon jesień/zima! Dostępna w każdym kolorze.
Energetyzujące skarpety (20g) Te skarpetki są jak kawałek słońca w zimowy dzień! Wykonane z wysokiej jakości, miękkiej wełny kuliga, nie tylko otulą Twoje stopy ciepłem, ale także... dodadzą Ci energii! Dzięki wyjątkowym wzorom, takim jak fioletowe jednorożce oraz szmaragdowe smoki w chmurach, każda para skarpet stanie się magicznym akcentem Twojej garderoby. Idealne na długie wieczory przy kominku!
Maskotka dynia (15g) To urocza, zaczarowana pluszowa dynia o wyjątkowym wyglądzie. Ma intensywny pomarańczowy kolor, choć wedle uznania czarodzieja potrafi imitować różne kolory światła, mogąc posłużyć za nietypową lampkę.
ŚWIECA Z NUTĄ AMORTENCJI (35g) Klimatyczna świeca sojowa, która pachnie… No właśnie, to jej wyjątkowość! Niewielka ilość amortencji, każdy czuje coś zupełnie innego. Producent nie zaleca jednak palenia jej zbyt długo ze względu na pozostałe właściwości dodanego eliksiru.
MAGICZNY MOŹDZIERZ (65g) Duży i kamienny, ale za to sam rozdrabnia przyprawy bądź nasiona. Doskonale sprawdzi się podczas przygotowywania eliksirów, gdzie precyzyjne zmielenie składników ma kluczowe znaczenie, jak również w kuchni, gdzie każda przyprawa potrzebuje odpowiedniej tekstury. +1 pkt Magiczne Gotowanie/+ 1 pkt Eliksiry (dziedzinę należy wybrać przy zgłoszeniu w upomnieniach)
WIGGENOWE KORALE (100g) Z pozoru wyglądają jak zrobione z owoców zwykłej jarzębiny, ale wprawne czarodziejskie oko szybko wyłapie różnice. Choć to kora tego drzewa chroni przed atakami magicznych stworzeń, a nie owoce, to jednak te korale posiadają taką właściwość. A to za sprawą zanurzenia ich w eliksirze wiggenowym podczas wytwarzania. +1 pkt OPCM
Niewidzialna broszka (180g) Prawda jest taka, że ten przedmiot wcale nie znika, ale za to pozwala na to swojemu właścicielowi. Po naciśnięciu broszki, noszący przemienia się w półprzezroczystego ducha - może przenikać przez obiekty i unikać kontaktu fizycznego, pozostając jednak podatnym na wpływ magii.
Płaszcz nietoperza (150g) Nazwa wydaje się myląca, bowiem na pierwszy rzut oka przedmiot wygląda jak zwykły, czarny szalik. Wystarczy jednak pociągnąć za odpowiedni koniec, by rozwinął się i przybrał formę peleryny-płaszcza. Sam wygląd nie jest najważniejszy – ten zaczarowany materiał wpływa nie tylko na styl swojego właściciela! Nosząc go, można bez problemu widzieć w ciemności, a przy okazji wykonywane przez właściciela ruchy zostają magicznie wyciszone. Nikt nie usłyszy twoich kroków, jeśli z magicznie ulepszonym wzrokiem zakradniesz się gdzieś w środku nocy!
Dodatkowe informacje
● Fabularnie event rozgrywa się 31.10 w Hogsmeade i okolicach w godzinach popołudniowych/wieczornych, mechanicznie do końca listopada możecie rozpoczynać wątki.
● Niepełnoletni czarodzieje również śmiało mogą brać udział, natomiast uczniowie będący w klasie niższej niż czwarta, potrzebują listownej zgody Opiekuna Domu.
● Za wzięcie udziału w wybranych trzech atrakcjach, każda na minimum dwa posty (nie licząc straganów) otrzymacie specjalną odznakę, należy się jednak po nią zgłosić w upomnieniach!
Rzeczywiście, bok owinięty grubym kawałkiem materiałowej bułki niekoniecznie ucierpiał po spotkaniu z łokciem Kate, a w odpowiedzi na jej pytanie Henryk zrobił bardzo poważną minę i oznajmił: - Otóż nie. Te jabłka to tylko przykrywka - takim tonem jakby wyznawał jej jakąś tajemnicę, chociaż tak naprawdę to chyba tylko się droczył i nie miał żadnego pomysłu co do tego w jakim kierunku pomknie ta konwersacja. Szli sobie beztrosko, wymieniając niewiele znaczące uwagi, Kate gdzieś tam w międzyczasie peszyła się na widok uśmiechu przemykającego w tłumie Solberga, co Henry taktownie zignorował; i zapewnie spędziliby razem miły wieczór, gdyby nie wessało ich nagle w jakiś koszmar. - ...Halloween pełną gębą - uzupełnił jej wypowiedź kiedy stanęli twarzą w twarz z dyniami. Cudem udało im się wyjść ze starcia prawie bez szwanku, bo dzięki skutecznej taktyce zaproponowanej przez Kasię raz-dwa rozprawili się z zagrożeniem i ruszyli dalej, umykając za kolejny róg, gdzie byli względnie bezpieczni... Chyba. - Dobrze wiedzieć, że sprawdzamy się jako duet w boju - mruknął z uznaniem dla ciskanych przez kompankę zaklęć, ale nie było wiele czasu na pogawędki, bo oboje chcieli jak najprędzej się stamtąd wydostać, ruszyli więc dalej. Z każdym krokiem robiło się coraz chłodniej, powietrze przypominało lodowaty oddech dementora, a między szumem kukurdyzy i odgłosami ich kroków słychać było też jakieś nasilające się, niepokojące szepty. - Słyszysz to...? - zapytał, marszcząc brwi i przystanął na moment, zanim znów nie ruszył szybko przed siebie, łapiąc Kasię znów pod ramię. Tak było raźniej, czy coś. - Brzmią jak moi... - zawahał się, bo coraz wyraźniej słyszał głosy swoich bliskich: rodzeństwa, przyjaciół. Zawodzących z bólu i wzywających pomocy. -... bracia. I Noreen? Rojs? - wyliczał, zerkając pytająco na Kate i liczył na to, że dziewczyna rozpozna w jękach kogoś innego - a on otrzyma potwierdzenie, że to tylko magiczna iluzja, halloweenowa atrakcja. Teoretycznie to wiedział, ale słuchanie tych okrzyków naprawdę nie było łatwe.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
- Zapomniałam, że względna normalność już dawno zniknęła ze świata magii - skomentowała z westchnieniem rezygnacji, nim nie skuliła się nieco przez świszczący, niemile chłodny podmuch wiatru, który wtargnął boleśnie w jej ucho. Jej komunikat zawierał w sobie dość kuriozalny oksymoron, bo pewnie próżno było szukać normalności w magicznym świecie, ale trudno było udawać, że od kilku lat było po prostu... Źle. Może nawet coraz gorzej. Wypadki i katastrofy czyhały na czarodziejów na każdym kroku i o ile Anglii nie trawił smoczy ogień albo nie dusił wróżkowy pył, najwyraźniej przyszła pora na wciągające obrazy. Uporali się z przeszkodą bez większych problemów, gdy finalnie stanęli w szranki z dyniami we dwoje. Rzeczywiście stanowili dobry duet i Kate stuknęła się z Henrym różdżką w geście uznania dla jego własnych umiejętności pojedynkowania się. Adrenalina nieco podskoczyła, gdy musieli ruszyć na dalsze etapy podróży przez labirynt. Im dalej zagłębiali się w ciemne korytarze, tym zimniej było. Kate miała wrażenie, że jej oddech materializował się przed nią w postaci lekkiej mgiełki - a może otaczała ich faktyczna mgła? Nim zdążyła skonsultować z Henrym swoje podejrzenia, świszczący jej w uszach wiatr zaczął się zmieniać. Aż przystanęła, gdy jeden z podmuchów zabrzmiał błagalnie głosem jej matki. Kolejny zawył jak Adela, aż jej serce podskoczyło do gardła. Czy miała kłopoty? Jak wielu zostało wciągniętych w obraz? Chwyciła chłopaka za przegub ramienia, patrząc na niego wystraszonymi oczami, gotowa zapytać, czy też słyszał wołająca o pomoc Adelę, lecz on wtedy zaczął mówić o... Swoich rodzicach. I ją samą olśniło, że jej matka nie paradowała po festynie w Hogsmeade. - Też to słyszę - powiedziała, a jej szczęka zadrżała z zimna. - Ale inne głosy. Moją mamę, Adelkę... To chyba jakiś psikus, musimy iść dalej - dodała, przytykając uszy dłońmi, bo może to pomogłoby jej znieść rozdzierające krzyki?
- To i tak cud, że kiedykolwiek istniała - skomentował uwagę dziewczyny o tej znikającej normalności, bo i on miał wrażenie że od paru lat dziwacznych zachowań magii było coraz więcej. A może po prostu to oni byli starsi i dostrzegali więcej odchyleń od normy? Oby tylko się nie okazało, że ten labirynt jest ich nową rzeczywistością i tak od dziś będzie wyglądał świat. Henry kochał Halloween, ale bez przesady. Bycie zeżartym przez dynie-ludojady albo wysłuchiwanie jak bliscy wyją wniebogłosy nie było tak niewinną, miłą atrakcją jak owijanie kogoś w bandaż jak mumię. Pokiwał głową, w duchu wzdychając z ulgą, gdy Kate rzeczywiście poznała inne osoby w tych okropnych głosach i przyspieszył kroku. - Pobiegnijmy - zasugerował, chcąc po prostu jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tych dźwięków - i rzeczywiście, wreszcie udało im się jakoś zostawić je za sobą, bo w dalszej części labiryntu towarzyszyły im już tylko te ciche szepty. - To było pojebane - podsumował krótko i skręcił w prawo na kolejnym rozdrożu. Na środku sciezki siedział... pies. Ale czy na pewno tylko pies? Wielki, czarny, mroczny, nie przypominał zwykłego pupila, a biorąc pod uwagę że wszystko co ich tu spotkało miało budzić grozę, to musiał być... - Ponurak? - rzucił, nie mając stuprocentowej pewności i skierował kroki bliżej zwierzęcia, a może zjawy. - Myślisz że to zapowiedź tego, co nas czeka za kolejnym zakrętem? - zakpił, bo akurat w omen śmierci średnio wierzył. Bardziej chyba im groziło że ich ugryzie. - Jak powoli go wyminiemy, to nic nam nie zrobi, one nie są niebezpieczne, nie...? - powiedział, zdecydowanie rezygnując z kontynuowania dzikiej ucieczki, by nie prowokować ponuraka do pościgu. Tylko jak to się stało, ze choć szli do przodu, to znów znaleźli się bliżej początku labiryntu?
- O - skomentowała rezolutnie, gdy przyznał, że był wtedy w Wielkiej Brytanii, lecz z racji tego, że sama rezydowała już w Hogwarcie, nie wiedziała nic na temat jego szpitalnych przygód. Może w alternatywnej rzeczywistości byłaby wtedy jego uzdrowicielką i ich romans wykwitłby już wtedy? Ale może byłaby w niej szczęśliwa z byłym mężem, kto wie. Spojrzała na niego z udawanym politowaniem i ciężko było jej powstrzymać kąciki ust od unoszenia się w rozbawieniu, prychnęła więc w końcu na ten wyszukany komentarz, jakoby dynia płonęła przez nią. Najwyraźniej Ryan też był na tyle gorącym chłopakiem, by rozpalić warzywo, bowiem jego również stanęło w ogniu. Jego dynia, znaczy się. Pani zawiadująca atrakcją zapewniła, że jest to jedynie efekt wizualny i choć języki ognia były nader realistyczne, nie powinny dosięgnąć jej kostiumu ani przysporzyć im oparzeń. Zabrali się za wykrawanie swoich pupili w pomarańczowym miąższu, gdy nagle zrobiło się ciemno, zimno, a wiatr stał się tak porywisty, że Noreen przez chwilę myślała, że zostanie wciągnięta w jakieś tornado. Wokół zapanowała panika i faktycznie coś ich wciągnęło i wypluło w jakimś ciemnym korytarzu. - Co się stało? - rzuciła z przestrachem, patrząc na Ryana, którego wessało razem z nią do jakiegoś przerażającego labiryntu. Zaraz też zaatakowało ich całe pole dyń. Noreen nie musiała się pojedynkować od lat, więc wejście w dobry rytm rzucania zaklęć ofensywnych i defensywnych zajęło jej trochę czasu, przez co jedna z dyń obiła jej łydkę, próbując ją ugryźć. Z nią jednak poradziła sobie inaczej - po prostu posłała ją daleko kopniakiem.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Perspektywa, by miała być to ich nowa rzeczywistość, niespecjalnie ją cieszyła. Kate wiedziała, że będzie desperacko walczyć, by wydostać się z labiryntu - czymkolwiek on był. Rozdzierające jej głowę wycia i krzyki stawały się naprawdę trudne do zniesienia mimo zakrywania uszu. Początkowo nie usłyszała, co powiedział Henry, lecz nim odetkała uszy i zapytała "hę?", ten zaczął truchtać, a następnie biec do przodu, więc instynktownie ruszyła za nim. Metoda sprawdziła się, bowiem szum szybko stracił na sile, aż finalnie słyszeli jedynie nieznaczne szepty, które równie dobrze mogły być iluzją. - Totalnie pojebane - przyznała, dysząc ciężko po tym szaleńczym biegu. Ich dalsza wędrówka znów została zakłócona, tym razem przez naprawdę mrożący krew w żyłach widok. Serce Kate stanęło na kilka sekund, gdy napotkała spojrzenie zwierzęcych, czerwonych oczu, a w postaci czarnego psa rozpoznała ponuraka. - Świetnie - odparła Henry'emu piskliwie, bo ponurak znany był jako omen śmierci. Nie napawało ją to optymizmem w kontekście ich obecnego położenia. Z duszą na ramieniu, chwyciła chłopaka za dłoń, gdy przechodzili pomału obok stworzenia, próbując go zwyczajnie ominąć i ruszyć dalej. - Nie byliśmy tu już? - zapytała, a pytanie to zakrawało o kolejne kuriozum, jako że ciężko było odróżnić w labiryncie jeden korytarz od drugiego, szczególnie jeśli wszystkie wyglądały tak samo.
Spotkanie z ponurakiem przebiegło w miarę bezproblemowo, jeśli nie liczyć faktu, że Kate ewidentnie obleciał strach na jego widok - w ramach niemego wsparcia po prostu ścisnął pokrzepiająco jej dłoń, gdy przechodzili obok stworzenia i wydawałoby się, że mają to już za sobą, gdyby nie fakt że mijana właśnie kukurydza rzeczywiście wyglądała jakoś znajomo. - Chyba tak - ocenił, chociaż z drugiej strony, rzeczywiście każdy kąt wyglądał tu podobnie i jedyne co się zmieniało to czyhające na nich za tym czy tamtym rogiem "atrakcje". -Albo tracimy zmysły albo ten labirynt zmienia kształt - pokusił się o wysnucie teorii wyjaśniającej to dziwne zjawisko, a z chwilą gdy wypowiedział ostatnie słowo, poczuł jak stopa zapada mu się nieco bardziej niż powinna w grząski grunt. Odruchowo próbował się cofnąć, by nie wpaść przypadkiem w jakieś bagno, ale tylko pogorszył sytuację, bo ziemia zaczęła go dosłownie wciągać, jakby wcale nie stąpał po błocie a po gnieździe jakichś łapczywych kreatur, wyciągających po niego swoje łapska. Kate znajdowała się w tej samej sytuacji, a na widok dziewczyny pochłanianej przez zaczarowaną maź zdenerwował się chyba jeszcze bardziej, na moment zapominając, że to tylko psikus i nic poważnego im się nie stanie. Chyba. Oby. - Jeśli to działa jak diabelskie sidła, to musimy... się... zrelaksować - odezwał się, powstrzymując odruch desperackiego wyrywania się z bagna i usiłował wprowadzić ten plan w życie - problem był taki, że jeśli to coś działało inaczej, to nie miał pojęcia jak się wydostać.
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
No pięknie. Ledwo dynia zapłonęła, a zaczarowany labirynt ostudził nie tylko ją, ale i zapał Ryana do brania udziału w tym festynie. Sceneria, jaka nagle zaczęła ich otaczać zamiast swojskiego Hogsmeade, była iście upiorna i niezbyt zachęcała do eksplorowania ścieżek między kukurydzą - zmarszczył brwi, lekko skonsternowany i nie do końca przekonany czy aby na pewno to tylko dalsza część zabawy. - Wydaje mi się... wydaje mi się, że to po prostu kolejna z atrakcji, ale na wszelki wypadek trzymajmy różdżki w pogotowiu gdyby to była jakaś zemsta niezadowolonych duchów, czy coś... - odpowiedział z namysłem, bo doświadczenia z poprzednich lat wskazywały na to, że zawirowanie to m o g ł o znaczyć coś więcej niż kolejną rozrywkę. Przecież buntowały się już wróżki, smoki, Merlin wie co jeszcze mogło wpaść na podobny pomysł. Nie chciał jednak siać paniki, więc uśmiechnął się łagodnie i jedną ręką złapał dłoń Noreen, a drugą rozświetlił poletko przed nimi - i wtedy ich oczom ukazały się przerażające dynie. Nie widział innej opcji niż stawienie im czoła, a jego partnerka wpadła na ten sam pomysł i zaczęła dzielnie pacyfikować kolejne warzywa. Ryan oczywiście dbał głównie o to, by uchronić Norkę a nie siebie i też skończył z kilkoma paskudnymi siniakami. A kiedy po kilku zaklęciach dynie straciły wreszcie przewagę liczebną, udało im się umknąć. - Chyba im podpadliśmy tym wcześniejszym podpaleniem ich braci - zażartował, gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości, a potem próbował przyjrzeć się nodze Noreen w nikłym świetle rzuconym przez Lumos. - Ugryzła cię? Boli? - zapytał zaaferowany, tak jakby to on tu był uzdrowicielem.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Była wdzięczna za to wsparcie moralne zamknięte w uścisku dłoni, bo prawda była taka, że bardzo się bała. Jej serce biło szybko, a w głowie kłębiła się taka plątanina myśli, że naprawdę ciężko było jej zachować choćby względny spokój. Otaczała ich cała masa przerażających rzeczy, pomijając już fakt, że byli zamknięci w jakimś krzywym labiryncie, który nie wiadomo czym był i skąd się wziął. Nie mieli pojęcia, czy byli w nim tylko oni we dwoje, czy każdy z festiwalowiczów z osobna, bo na razie przemierzali korytarze nie natykając się na nikogo poza zaczarowanymi, krwiożerczymi dyniami i tym cholernym ponurakiem, który serio ją przeraził. Spotkać na drodze omen śmierci - wspaniały rozwój wydarzeń. Dodatkowo zgubić się na obranej drodze? Wspaniale! - Nie wykluczyłabym żadnej z tych opcji - mruknęła, ciaśniej przylegając do niego, bo w jej mniemaniu im bardziej się rozdzielali, tym większa szansa była, że coś ich porwie i rozdzieli. A nie zamierzała zostać w labiryncie sama. Pierwsza zasada horrorów - nie rozdzielać się! Zaraz jednak Henry zrobił się dziwnie niższy, a wkrótce Kate także zapadła się w dziwacznym bagnie, w które weszli. - W y l u z o w a ć? - powtórzyła po nim z lekką kpiną, bo znajdowała się tak daleko jak tylko się dało od komfortu. Jednak im bardziej walczyła z pochłaniającym ją bagnem, tym bardziej wciągało ją ono i dopiero gdy zatopiła się po kolana, poczuła ogarniającą ją bezradność. Na tyle silną, że jeszcze chwila i była skłonna popłakać się. Wzięła drżący wdech i z wydechem oparła głowę o pierś Henry'ego, z całych sił próbując się rozluźnić.
Louise chwyciła Atlasa pod rękę i wraz z nim wyruszyła do poszukiwań, niespecjalnie zważając na to, czy jego randka pojawi się teraz, czy może za godzinę. Skoro ta osoba tak bardzo się spóźniała, mogła zaczekać, aż ona i Rosa upolują jedną z głów. - Tak to często bywa z randkami – odparła, wzruszając ramionami, bo nie jeden raz zdarzało się, że ktoś ją wystawił albo pojawił się z dużym opóźnieniem. Rzecz jasna, nie porównywała siebie do Rosy, który zdawał się wyglądać jak boski posąg wyrzeźbiony najczulszym dłutem, niemniej wszystko wskazywało na to, że nawet wilich potomków dotykały takie błahe sprawy. - A raczej głów – odparła z entuzjazmem, nie widząc, że z perspektywy kogoś kto nie zna tej tradycji, może się to wydawać co najmniej dziwne. Ona jednak, jako doświadczona historyczka magii, traktowała to jako coś absolutnie oczywistego. Skoro jednak nadeszła pora na poszukiwania, Louise i jej przyjaciel musieli się na moment rozłączyć, by usprawnić poszukiwania. Finley oderwała się od mężczyzny i ruszyła przed siebie – po kilku minutach poszukiwań ruszyła w stronę masywnego drzewa. Nie miała wątpliwości, że zaraz znajdzie tu jakąś głowę. Była już gotowa, by pochylić się w tę stronę, gdy dostrzegła, że na drzewie rosną diabelskie sidła. Gdyby nie zwrócenie na to uwagi, najpewniej padłaby ich ofiarą. Delikatnie się cofnęła, by rzucić Lumos, a gdy roślina opadła. Wróciła do poszukiwań. - Mam! – krzyknęła w stronę Atlasa, wskazując na „leżącą” nieopodal głowę.
Nie dało się ukryć, że w różnicach, które dzieliły Adelę i Nykosa można było dostrzec też coś, co wywoływało wrażenie swego rodzaju uzupełniania się w całość. Nie byli jak ogień i woda, raczej jak powietrze i ziemia – Adela potrafiła być delikatnym wicherkiem, który muskał włosy, jak i porywistym huraganem, który przestawiał wszystko na swojej drodze. Nykos zaś pozostawał stabilny i spokojny jak ziemia, niosąc ze sobą życiodajną moc skrytą w talencie do zielarstwa – czy pod tą cichą powłoką kryło się trzęsienie ziemi? - Obiecuję, że postaram się nie być tutaj długo – odparła, z empatią podchodząc do Nykosa, jednak słowo „postaram się” było największą rzeczą, na którą mogła się zdobyć. Jej ekstrawertyzm potrafił przyjmować skrajne formy, niezrozumiałe dla większości ludzi. Oczywiście, lubiła czasem pobyć sama, ale jednak ciągłe przebywanie z ludźmi, impreza, masa kolorów i atrakcji były z jej perspektywy najlepszym scenariuszem na spędzenie czasu. Tym bardziej sam fakt, że starała się trochę ulżyć swojemu chłopakowi był wyrazem tego jak bardzo jej na nim zależało. Płonące dynie może i nie były najfajniejszą atrakcją, ale zdawało się, że pozostaną w ich pamięci na dłużej. - Trochę cheesy, to fakt – odparła, niby przekornie, lecz po chwili zarumieniła się uroczo i zachichotała, w ten sposób dając Lushowi do zrozumienia, że absolutnie nie przeszkadza jej, że cokolwiek jest cheesy – Skoro dynia to odpowiednik serca, to musimy sprawdzić, która płonie bardziej… Po krótkim, skradzionym całusie, Adela zawiesiła dłonie na szyi Puchona, chcąc przyciągnąć go na dłuższy pocałunek. Nie mogła nacieszyć się bliskością, łaknęła, by mieć go przy sobie cały czas.
Okoliczności faktycznie były parszywe i nie próbował sobie nawet wyobrażać jaki lęk ogarnąłby go, gdyby znajdował się w tym labiryncie sam; bo strach towarzyszący Kasi zamiast mi się udzielać, motywował go w jakiś sposób do zachowania spokoju. Bo przecież ktoś musiał, a jeśli nie ona, to on. Przejęcie roli wspierającego nie stanowiło dla niego problemu, być może dlatego że wielokrotnie znajdował się w takiej sytuacji ze swoim licznym, młodszym rodzeństwem? Nie raz musiał im spokojnie i cierpliwie tłumaczyć, że dementor w ogródku to tylko ubrany w prochowiec wścibski sąsiad, szpiegujący ich rabatki albo że wizyta u zębouzdrowiciela nie zakończy się dekapitacją a co najwyżej plombą. Ta sytuacja była oczywiście zgoła inna niż pacyfikowanie niedorzecznych dziecięcych lęków, ale dzięki tamtym doświadczeniom mógł łatwiej wynieść się ponad własny dyskomfort i skupić na tym, by zniwelować go u swojej kompanki. Na jego zaangażowanie i dobre chęci z pewnością wpływało też to, że Kate była super ładna, miła i opierała mu głowę o ramię, bo niestety gdyby znalazł się tutaj z kimś kto nie wzbudzał w nim tak pozytywnych uczuć, prawdopodobnie porzuciłby go na pastwę losu i użył co najwyżej jako kładki do wyjścia z bagna... No, ale Kasi nie puścił, myśląc intensywnie nad tym jak niby wyluzować się w takich stresujących warunkach: - Zamknij oczy, zanuć mi swoją ulubioną piosenkę i nie myśl o tym co czujesz, bo to tylko iluzja - doradził, bo odwrócenie uwagi i skupienie się na czymś innym zwykle działało w takich sytuacjach. - A jeśli to tylko iluzja, to... - mruknął już bardziej do siebie, dochodząc do wniosku że skoro trzymały ich tylko czary wpływające na umysły, to wydostanie się naprawdę nie powinno być trudne. - Uwaga - ostrzegł krótko, po czym wycelował różdżkę w jakąś kukurydzę, chwycił Kasię mocniej i za pomocą Carpe Retractum wyczarował linę, która całkiem skutecznie wyciągnęła ich z mazi konkrenym szarpnięciem i przetransportowała kawałek dalej. - Jesteś cała? - zapytał, bo lądowanie nie było zbyt delikatne i oboje leżeli teraz na ścieżce, umorusani błotem, z poobijanymi tyłkami - ale względnie cali i żywi. Ciekawe na jak długo. Bo lina porzuciła ich tuż obok ponuraka. - No nie, znowu ty? - jęknął nieco zniecierpliwiony na widok omenu śmierci, podnosząc się do pionu i oferując dłoń Kate, żeby pomóc wstać i jej. Zaczynał mieć już tego wszystkiego serdecznie dosyć, a psa wymijał z duszą na ramieniu, mocno zaniepokojony myślą że labirynt znów cofnie ich gdzieś, gdzie już byli i utkną w jakiejś dziwnej pętli.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Tak to już było z głową, która wiecznie funkcjonowała na zwiększonych obrotach. Overthinking mógłby być jej drugim imieniem, a sytuacja w której się znaleźli, jedynie wzmagała budzącą się w jej wnętrzu panikę. Już tyle dziwactw i niebezpieczeństw potrafiło dziać się w pobliżu szkoły, więc nie zdziwiłaby się, gdyby straszny labirynt miał zamknąć ich w swoich korytarzach na wieki wieków i pozwolić im pomału zatapiać się w ruchomych, bagnistych piaskach, w których właśnie tkwili. Zachowanie zimnej krwi przychodziło jej z trudem, więc chwała Merlinowi, a w sumie chwała Henry'emu, że motywował się do bycia tą ostoją spokoju, do której Kate mogła przylgnąć, zupełnie jakby miała przejąć ten stan ducha osmozą na styku ciał. "Kiwnęła" tą przytkniętą do jego piersi głową, gdy kazał jej nucić i zaczęła mruczeć jakąś nie do końca zidentyfikowaną melodię, przyspieszoną przez bicie jej serca i zniekształconą przez drżenie jej szczęki, którą starała się kontrolować, jakby jej zbyt duże rozchwianie miało sprawić, że cała się rozklei. A co tu dużo mówić, była na granicy płaczu. Drgnęła na tę jego uwagę, ale zaraz chwycił ją mocniej i za pomocą zaklęcia wyciągnął ich z bagien. Chwyciła się kurczowo kostiumu hotdoga, co ostatecznie nie okazało się być pomocne przy lądowaniu, bo legli na ścieżce w jakimś dziwnym splocie, z którego wygramolenie się nie było tak proste, jak mogłoby się wydawać. Nogi polepione błotem, zmęczone walką i szarpaniem, nie były teraz dobrym sprzymierzeńcem Kasi. - Tak, cała, dziękuję! - powiedziała, korzystając z jego pomocy i wstając, by zaraz zawisnąć mu na szyi w geście ogromnego dziękczynienia i odcinającego dopływ tlenu uścisku. - Dziękuję, dziękuję, nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła! - Nie ulegało wątpliwości, że to Henry bardziej popisywał się swoim ślizgońskim sprytem, niż Kate gryfonską odwagą, za co może niedługo będzie jej nawet trochę wstyd, lecz na ten moment cieszyła się, że żyje. Iluzje labiryntu mocno pogrywały z jej głową i czuła, że niedługo realnie mogła zwariować. I wtem znów ujrzeli ponuraka. - To jakiś żart - mruknęła mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Henry narzekał, że pies ponownie przeciął im drogę. - Spróbujmy może... Iść teraz tamtędy? - zaproponowała, bo minięcie go tą samą ścieżką byłoby wyłącznie świadectwem ich szaleństwa, a skoro już przeżyła rychłe utopienie w bagnie, zamierzała się z tego labiryntu wydostać.
Bardzo chciałby myśleć, że te pąsy oblewające mu nagle twarz były tylko i wyłącznie skutkiem podrażnienia przez lodowaty jesienny wiatr, smagający policzki, a to że pojawiły się akurat w momencie gdy Kate rzuciła mu się z impetem na szyję i prawie zmiażdżyła (co biorąc pod uwagę jej niewielkie gabaryty stanowiło niezłe wyzwanie), było czystym przypadkiem, ale doskonale wiedział że to nieprawda i że zwyczajnie zawstydził się tym wybuchem wdzięczności. Wciąż jednak nie narzekał, ma się rozumieć, i nawet poklepał ją lekko po plecach w ramach tego uścisku, a gdy już złapał ponownie oddech, odparł: - Nie ma za co... Powiedziałbym do usług, ale mam nadzieję że takie okoliczności już nie nastąpią - bo choć bycie takim rycerzem (albo hot dogiem) na białym pegazie mile łechtało jego ego, to mimo wszystko nie życzyłby Kate wpadania w kolejne tarapaty... Choć biorąc pod uwagę to gdzie się znajdowali, następna pułapka wcale nie była nieprawdopodobna. Ale może mogli się łudzić, że okaże się być mniej niebezpieczna? - Okej, dobry pomysł - przytaknął, zgadzając się z dziewczyną, a zanim skręcili w inną niż wcześniej odnogę labiryntu, złapał ją ponownie za rękę, tak przezornie, żeby nic przypadkiem nie wciągnęło jej pomiędzy szeleszczące złowieszczo liście kukurydzy. I może troszkę, troszeczkę też żeby dodać samemu sobie otuchy. Po chwili marszu za kolejnym zakrętem czekała ich miła niespodzianka: koniec labiryntu. Przed nimi rozciągała się pustka, a centralny punkt stanowił wiszący w powietrzu obraz, stanowiący jedyną drogę do - taką Henry miał nadzieję - wolności. - Jak wysoko... Może jakoś podsadzę cię zaklęciem? - kombinował, próbując oszacować odległość jaka dzieliła ich od brzegu ramy, ale zanim zdołał wprowadzić swój plan w życie, pod obrazem wyrosła sterta czegoś, co wyglądało jakby kiedyś było strachami na wróble. Spojrzał na Kasię, a potem łypnął podejrzliwie na słomiane "schody", które niby wyglądały niewinnie, ale... nigdy nie wiadomo. Trącił je najpierw badawczo czubkiem różdżki, a potem odzianą w sportowy adidas stopą, jakby chciał w ten sposób sprawdzić ich stabilność - nic się nie wydarzyło, nic się nie poruszyło, nic nie wyskoczyło na nich spomiędzy połamanych strachów. Wreszcie Henryk wspiął się na pierwszy z nich, bo innej opcji już nie widział. - Chyba jest o... - ...kej, próbował powiedzieć Kasi, ale ledwo otworzył usta, cała konstrukcja ożyła i zaczęła robić wszystko, by nie tylko utrudnić mu jakikolwiek ruch, ale rozszarpać go na kawałki i unicestwić. Zaskoczony, zaklął szpetnie pod nosem i próbował unieruchamiać kolejne słomiane łapska zaklęciami, co nie było takie łatwe, bo sięgały dosłownie z każdej strony. - Szybko!! - popędził Kasię, wciągając ją wyżej na schody, co mogło się wyglądać jak idiotyczne posunięcie, ale wciąż wydawało mu się lepsze niż pozostawienie jej na dole. Czekała ich długa, żmudna i ciężka przeprawa - ale z całych sił wierzył że dadzą radę.
Tak, to było całkiem zabawne z perspektywy czasu patrząc, że porwało ich ze stanowiska wykrawania płonących dyń, prosto w pole ich pobratymców żądnych krwi pierwotnych wykrawaczy. Trochę jak karma w formie instant, gdy tylko wbili noże w dyniowy miąższ, coś zawiało, coś huknęło i wyrzuciło ich w miejscu, w którym to dynie chciały zatapiać w nich wykrojone przez kogoś zębiska. Stawanie do walki było dla Noreen trudnym wyzwaniem, bo z natury była pacyfistką i używanie jakiejkolwiek ofensywy było dla niej ostatecznością. Skoro jednak z warzywami nie dało się rozmawiać w inny sposób niż rozbrajającymi zaklęciami i bombardą? Przebiegli trochę dalej, umykając reszcie oszczędzonych w walce dyń, a gdy zatrzymali się, spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem w oczach, słysząc jego teorię. - Niewykluczone - przyznała, dopiero wtedy rozmyślając nad tą teorią w głowie. Uśmiechnęła się do niego lekko. - Nie, zwykłe otarcia, najwyżej siniak. Ty jesteś cały? - zapytała, martwiąc się o niego, bo nie uszło jej uwadze, jak bohatersko bronił najpierw jej zamiast siebie samego. - Jak już tylko wyjdziemy... stąd - zaczęła, rozglądając się wokół, niepewna ich faktycznego położenia, jeszcze nie wiążąc ciemnych korytarzy z prezentowanym na festynie obrazem. - Co to w ogóle jest? Jak myślisz? Wygląda jak jakiś labirynt - zaczęła dywagować nad istotą tego, z czym mieli do czynienia, ruszając do przodu z wyciągniętą przed sobą różdżką, na końcu której tliło się światło. - Może musimy opracować jakąś metodę zostawiania po sobie śladów? W sensie dla nas samych, żebyśmy wiedzieli, że już tu byliśmy... - mówiła do Ryana, skręcając za róg i stając twarzą w twarz z Nim. Zatrzymała się gwałtownie, niemal tracąc równowagę i potrzebując oprzeć się jedną dłonią o pobliską ścianę, szukając jakiejś stabilizacji w poczuciu kompletnego rozchwiania na widok swojego byłego męża. Serce wpierw podskoczyło jej do gardła, zalegając w nim gulą i nie pozwalając, by jego imię spłynęło z języka i wybrzmiało w ciasnej przestrzeni. Następnie spadło ociężale na sam dół klatki piersiowej, zalegając niczym głaz, przez który nie mogła ruszyć się ani do przodu, ani do tyłu. Światło z końca różdżki zadrżało, błyskając niebezpiecznie w Jego oczach, tak znajomych, a jednocześnie tak obcych w ich obecnym położeniu. Nie spodziewała się natknąć na Niego w tym miejscu i choć było to absurdalne spotkanie, jej sparaliżowany strachem umysł nie powiązał jeszcze faktów i nie zidentyfikował mężczyzny jako bogina. Bała się go spotkać od przeszło roku, unikając jak ognia sytuacji i miejsc, w których mogłaby się na niego natknąć. Jakakolwiek myśl o konfrontacji z człowiekiem, z którym tak długi czas tworzyła rodzinę, a który tak dotkliwie ją zranił, wpędzała ją w paniczne ataki i teraz, stojąc twarzą w twarz z tak dobrze znanymi rysami, z trudem łapała kolejne oddechy. Na moment zapomniała zupełnie o tym, że towarzyszył jej Ryan, w pierwszej chwili pewnie nieświadomy tego, kto stał przed nimi - prawdopodobnie wystarczyło mu jedno spojrzenie na jej minę, by połączyć fakty. - Co Ty tu robisz? - wydusiła z siebie, nierozumiejącymi oczami wiodąc po Jego sylwetce. Nie wiedziała, dlaczego zadawała to pytanie, bo na pewno nie była gotowa na ponowne usłyszenie tembru jego głosu. - Oglądam twoje kolejne porażki - zakpił, prychając i oskarżycielsko wymierzył w nią palcem, aż cofnęła się o pół kroku, wpadając w Ryana. - To twój nowy koleżka, tak? - zapytał, choć nie zaszczycił Maguire'a nawet spojrzeniem, skupiając wzrok wyłącznie na blednącej z każdą chwilą Noreen. - Może dla niego będziesz w końcu obecna w życiu. To twój problem, wiesz? Zasłaniasz swoją ucieczkę od zobowiązania altruizmem i powołaniem, jakby to poczucie miało wypełnić emocjonalną pustkę, w jaką wpędzasz swoich bliskich, nigdy niegodnych uwagi w stopniu, w jakim zasługują na nią zupełnie obcy Ci ludzie. Moich sto uśmiechów przehandlowałabyś za jeden od nieznajomego typa, któremu na dyżurze wyciągnęłaś kolec szpiczaka z dupy. Nawet nie wiesz, jak ciężko jest zabiegać o twoje względy - wylewał z siebie cały potok słów sączących jadem i wyrzutem, w których niestety zatknął nieco więcej niźli ziarnko prawdy. Każde kolejne zdanie godziło w nią silniej niż poprzednie, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Utknęła w koszmarze i najgorsze było to, że Ryan musiał oglądać, jak rozpadała się na kawałki.
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
- Ja też - zapewnił Norkę, że i jemu nie stała się żadna krzywda gorsza niż siniak - Bardzo mi się podobało, jak zasadziłaś tej jednej kopa. Będę o tym pamiętał następnym razem zanim ci czymś podpadnę - skomentował, rozluźniając się na chwilę i uśmiechając szeroko na wspomnienie imponującej bojowości kobiety, która - jak się okazało - w swojej łagodnej osobie skrywała niezłe pokłady waleczności. Zaraz też wykazała się sporą przytomnością umysłu, której Ryanowi chwilowo zabrakło, bo był pochłonięty podziwianiem wyjątkowo dorodnej kukurydzy i zastanawianiem się czy dałoby się wspiąć na jedną z łodyg i spojrzeć na labirynt z góry, by odnaleźć drogę do wyjścia; bo że znajdowali się właśnie w labiryncie, to nie ulegało wątpliwości. Ale skąd ta koszmarna plątanina ścieżek wzięła się w Hogsmeade i dlaczego wciągnęła ich do środka? To pozostawało tajemnicą. - Hm... może coś, czego dotknęliśmy, było świstoklikiem? - zasugerował, usiłując sobie szczegółowo przypomnieć czynności poprzedzające zmianę otoczenia i pokiwał głową na rozsądną propozycję zostawiania śladów. Ostatnie czego potrzebowali to krążenie w kółko. - Zdecydowanie tak! - przytaknął i co jakiś czas zaznaczał mijane łodygi wyczarowanymi czerwonymi wstążkami. Przy pierwszym zakręcie rzucił też najprędce zaklęcie czterech stron świata, by wiedzieć w jaką stronę się nie kierować żeby przypadkowo nie zawrócić; dlatego wyłaniającą się z mroku postać dostrzegł nieco później niż Noreen. Zdecydowanie też nie wywołał on w Ryanie aż takiego strachu, choć rozpoznał w nim postać byłego męża prawie od razu i wyczuł że to nie będzie miłe spotkanie. Ku jego zdziwieniu, mężczyzna kompletnie zignorował jego obecność i natychmiast zaczął kierować w stronę Noreen jakieś pretensje, które wydały się Romkowi tak bardzo nie na miejscu, że aż pożałował w tym momencie że nie uważał przemocy za skuteczne rozwiązanie - bo najchętniej by mu zamknął mordę lewym sierpowym. Gdyby potrafił takowy cios wykonać, bo istniało spore prawdopodobieństwo że nie i tylko by się skompromitował. Odruchowo objął Norkę ramieniem, gdy ta cofnęła się tak że prawie na niego wpadła i zmierzył Eksa bardzo chłodnym spojrzeniem. Pewnie nie groźnym, bo trudno by ktoś o jego chłopięcej aparycji mógł wzbudzać strach - ale na pewno nieprzyjemnym. Nie był w stanie zrozumieć tego, jak można w tak paskudny sposób traktować tak cudowną osobę jak Norka, jak można zdobyć się w jej obecności na tak jadowity ton i z satysfakcją patrzeć jak jest bliska łez. - Nikt nie pytał cię o zdanie. A już na pewno nie tym tonem - odezwał się spokojnie, ale stanowczo, i uniósł lekko różdżkę jakby w razie czego był gotowy osobiście zamknąć mu usta zaklęciem. Bo był. Wtedy dostrzegł w ciemności coś jeszcze, coś czego z pewnością jeszcze przed chwilą tam nie było. Nogi odziane w znajome trampki, należące bez wątpienia do Ruby. Leżała bez tchu, częściowo ukryta kukurydzy, a Ryan jednym susem skoczył w tamtą stronę. Z rosnącą w gardle gulą zamaszystym gestem rozchylił liście, a gdy to zrobił, coś cicho trzasnęło i zwłoki siostry okazały się być jednak zwłokami brata. I to Tomka, którego nie miało prawa tu być, ani martwego ani żywego, bo od dwóch dni balował z Zofią na zagranicznej konferencji młodych mecenasów, co skrzętnie relacjonował na wizzbooku. Odwrócił wzrok od tego nieprawdziwego, ale wciąż rozdzierającego serce widoku, i rzucił Riddikulusa, dzięki któremu Tomasz ożył, powstał i odtańczył taniec irlandzki; Ryan wychylił się z zarośli i spojrzał znów na byłego męża Noreen. Czy to możliwe, by on również był tylko boginem? Zakładając że tak, potraktował i jego odpowiednim zaklęciem, wyobraziwszy sobie go w żółtej peruce i damskim sweterku, bo wiadomo że nie ma nic śmieszniejszego niż chłop przebrany za babę - i poskutkowało, postać przebrała się zgodnie z prześmiewczą wizją Romka, a potem rozpłynęła w powietrzu, prawdopodobnie ulatując gdzieś w kukurydzę, by czaić się na kolejnych przechodniów. O ile był tu ktoś poza nimi. - W porządku? To tylko bogin - zagadnął łagodnie zdenerwowną Norkę, wyciągając rękę by pogładzić ją po ramieniu. Dopiero teraz dotarło do niego w pełni, jak traumatyczna musiała być dla niej relacja z tamtym mężczyzną, skoro teraz jej bogin przyjmował właśnie jego postać.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Trafił na jej uściski po tygodniach intensywnych treningów pałkarskich w związku ze szkolnymi rozgrywkami bludgera, toteż nic dziwnego, że miała w ramionach niezłą parę, mimo że jej codzienne stroje, a kostium groszku tym bardziej nie podkreślały jej nowo nabytej rzeźby. Nie zwróciła kompletnie uwagi na żaden z pąsów zdobiących mu twarz, bo prawdę mówiąc wszystko inne zwracało jej uwagę bardziej. Miała wyostrzone zmysły i była na skraju mocnego przebodźcowania tym, co działo się wokół. - Uważaj, żebyś nie powiedział tego zbyt szybko - odparła z przekąsem, nawet niespecjalnie siląc się, by w tej wypowiedzi wybrzmiała nutka żartobliwości, na którą teraz się zdobyła, a która wcześniej ani myślała opuścić jej gardła. Ogółem nie było jej do śmiechu, ale wciąż żyli i byli w jednym kawałku, prawda? Za samo to należała się im duża pochwała. Zresztą Kate nie łudziła się, że już nigdy nie wpadnie w żadne tarapaty - ostatnio miała do nich całkiem niezłą smykałkę. Może przypadkiem rozszerzyła swój pech na Henryka? Zmiana drogi okazała się być słuszną decyzją i gdy szli tak korytarzem aż po sam jego kres trzymając się za ręce, jasnym stało się dla nich, gdzie dalej miała wieść ich droga. W górę. W tą dziwną, wiszącą w powietrzu "ramę". Dopiero wtedy dziewczynę olśniło. - Ej, my jesteśmy... W obrazie? - wypowiedziała na głos swoje wątpliwości, drapiąc się po głowie z pewnego rodzaju zakłopotaniem. Dostanie się do ramy również rościło wiele wątpliwości, bo znajdowała się na tyle wysoko, że nie byli w stanie zwykłym podskokiem jej chwycić. Dopiero odkryte, prowizoryczne i wcale niezachęcające swoim wyglądem schody rzuciły nieco więcej światła na to, jaką opcję wydostania się stąd mieli. Żadną inną. Patrzyła, jak Ślizgon badał podejrzliwie strachy i słomę, dźgając i trącając schodki, nim na nich stanął. Ręka upiora z patyków wystrzeliła szybciej, niż Kate zdążyła wyciągnąć różdżkę. - Uważaj! - krzyknęła, ale było już za późno i strach czepiał się butów chłopaka. Dała się jednak wciągnąć, bo nie miała innej opcji. Wóz albo przewóz, taki był ich los. Ruchome inaczej schody wcale nie niosły ich wyżej, a robiły wszystko, by zatrzymać ich na dole, w obrazie, ale w Kate wkroczyła jakaś nowa siła, dzięki której ciskała na prawo i lewo zaklęcia tnące, odpychające, unieruchamiające i wszystkie inne, które przychodziły jej do głowy, by pozbyć się utrudnień. - Henry! - zawołała, wyciągając ku niemu rękę, a następnie przy pomocy zaklęcia dociągając ich oboje do ramy, tak samo jak wcześniej on wydostał ich z bagna. Pyk! Wylądowali na trawniku, jedno na drugim, z głuchym łoskotem i stłumionym jękiem, gramoląc się po całej przygodzie na nogi. - Przeżyliśmy to - zauważyła, na poły zdziwiona, na poły uradowana, zaraz śmiejąc się, gdy w kilku ruchach stwierdziła, że miała na miejscu zarówno twarz, cycki, jak i pośladki.
W pierwszej chwili wzdrygnęła się, gdy poczuła oplatającą ją rękę, niemal wyrywając się z jej uścisku, jakby spodziewała się, że wyrosła za nią kopia mężczyzny, którego kiedyś kochała, a który teraz stanowił ucieleśnienie jej największych koszmarów. Była zbyt przerażona, by zdać sobie sprawę, jak patologicznie przedstawiała się podobna sytuacja - jak silnie jej mięśnie spinały się na jego widok, jak zaciskała szczęki i dusiła wewnątrz krzyk, który rozsadzał jej bębenki. A może to ten wiatr szumiący wokół nich, świszczący nieprzyjemnie, dodający grozy całemu obrazowi, jakim był górujący nad nią, pochylający się nieznacznie, mierzący w nią oskarżycielsko palcem człowiek, którego kiedyś zwała swoim mężem. Trwoga zasiana w jej sercu skutecznie przykuła ją do podłoża, a ramię Ryana sprawiło, że przylgnęła do niego plecami, szukając w nim jakiegokolwiek oparcia, gdy świat wokół niej kołysał się niebezpiecznie. Nie sądziła, by słowa, które wypowiedział jej obecny partner, zrobiły jakiekolwiek wrażenie na poprzednim, szczególnie że wciąż wbijał on wzrok tylko w nią, nie zaszczycając kędzierzawej głowy ani ułamkiem sekundy swojej uwagi. Noreen nie pamiętała, by kiedykolwiek widziała w tych oczach podobną wrogość, nawet w chwilach, w których kłócili się w przeszłości i widok ten przerażał ją chyba bardziej, niż płynące z jego ust słowa. Cały potok wyrzutów i wytknięć popełnianych przez nią błędów, wpędzających ją ponownie w poczucie winy, z którego od niemalże roku próbowała się wygrzebać. Oczywistym było, że to w sobie dopatrywała się mankamentów, dla których szukał wrażeń i spełnienia w cudzych ramionach. To w sobie dostrzegała braki, które finalnie wpłynęły no powiększający się między nimi dystans. Ostatecznie to ona była niewarta zachodu, gdy przy finałowej konfrontacji przez jego myśli nawet nie przemknął przebłysk chęci zawalczenia o to, co latami budowali. Była wadliwym modelem wymagającym zmiany i kiedy w końcu zaczynała otwierać się na możliwość, że ktoś mógł chcieć ją dokładnie taką, jaka była... Działo się to. A Ryan odchodził na bok. Spojrzała za nim z zatkniętą na ustach desperacką prośbą, by nie odchodził, by nie zostawiał jej w takim momencie, lecz milczała, ponownie pod ostrzałem spadających na nią oskarżeń, drążących w jej duszy wgniecenia jak ciężkie kule gradu czyniły to w cienkiej blasze. Zamknęła oczy, kręcąc głową, raz po raz otwierając je gwałtownie, by obudzić się z tego paskudnego koszmaru, by stojący przed nią mężczyzna zniknął i przestał mówić tak okropne, tak bolesne dla niej rzeczy. Raz po raz napotykała jedynie te znajome, świdrujące oczy, wbijające się w nią jak sztylety, gotowe zadać kolejny cios... Gdy ponownie podniosła powieki, stał przed nią ten sam człowiek, ale tym razem w żółtej peruce i damskim swetrze. Widok ten był tak kuriozalny, że Noreen, totalnie zszokowana, nie powstrzymała wybuchu nerwowego śmiechu, który rozbrzmiał w labiryncie i poniósł się echem wzdłuż korytarzy. Spłoszony, pokonany bogin zniknął, a ona stała w tym samym miejscu. Jej nerwowy śmiech powoli przechodził we łkanie, gdy opadające emocje uruchomiły całą lawinę. Spoczywająca na jej ramieniu dłoń Ryana była ostatecznym bodźcem, przez który poddała się. Osunęła się na ziemię, by ukryć na moment mokrą twarz w dłoniach i zebrać myśli, plączące się chaotycznie w jej głowie. Czuła się idiotycznie, dając się nabrać na bogina, choć stworzona przez niego iluzja była tak realna, jak tylko mogła. Jej mózg jeszcze nie dopuszczał do świadomości faktu, że stwór ujawnił przed jej partnerem męczące ją cienie przeszłości w taki sposób, że sam mógł zacząć się martwić o dalszą relację z nią. Widok byłego męża rozbroił ją kompletnie. Nawet jej kolana opierały się o siebie w lekkim bezwładzie, gdzie jeden silniejszy podmuch wiatru mógłby złożyć ją jak kukiełkę. - Chodźmy dalej - mruknęła, naciągając rękaw swetra i pocierając okolice oczu z taką siłą i zapałem, jakby chciała pozbawić się w tych miejscach skóry. Pieczenie odwracało jej uwagę od bólu serca, który miał się odzywać w niej jeszcze przez jakiś czas, w najmniej odpowiednich momentach. Nienawidziła się w tym momencie za to milczenie, ale nie była w stanie uraczyć Ryana ani śmiesznym żartem, ani ciekawą historyjką, a nawet anegdotką, bo co miała mu powiedzieć w tym temacie? Było jej wstyd za swoją reakcję i za to, jak silne emocje wywoływał w niej widok byłego męża, któremu w teorii nie powinna poświęcać ani jednej myśli, skoro zobowiązała się jemu. Teraz jednak wiedziała, że widok ten będzie powracał do niej cyklicznie, rozdrapując rany, które i tak z trudem zabliźniały się przed ostatnie miesiące. Konfrontacja z nim, nawet jeśli w formie bogina, była w pewnym momencie nieunikniona, bo myślała o powrocie do Munga. Teraz jednak czuła się pokonana, bo cała praca, którą wkładała w siebie w ostatnim czasie zdawała się pójść na marne. Jak miała myśleć o pracy w szpitalu, skoro jedno spojrzenie tych oczu paraliżowało ją? Uczucie dojmującej beznadziei spadło na nią z taką siłą, że czuła się jak obładowany ładunkiem wół, przemierzając kolejne korytarze. Zostawiane przez Ryana wstążki okazały się przydatne, bo dzięki nim nie wybierali tych samych ścieżek. Ostatecznie dotarli do "końca", którym była pustka i wisząca w powietrzu rama. Dopiero jej widok sprawił, że ostatni puzzel z układanki wskoczył na swoje miejsce. - Jesteśmy w obrazie - stwierdziła, na poły zaskoczona, na poły zafascynowana, notując w pamięci, by zgłębić w przyszłości możliwość zaklinania ludzi w obrazach. Dostanie się do ramy było jednak wyzwaniem, bo dostępne były im jedynie wątpliwej stabilności schody z siana i połamanych strachów na wróble. Jeden krok wystarczył, by okazało się, że nic w labiryncie nie miało im ułatwić drogi do wyjścia. Wszystko ruszało się, falowało, łapało ich za kostki. Noreen raz za razem rzucała zaklęcia, by uwolnić to siebie, to Ryana, który podążał tuż za nią. Marzyła tylko o jednym - by stąd wyjść.
Walka, jaką musieli stoczyć ze strachami na wróble była zdecydowanym potwierdzeniem tego, że Henryk zbyt wcześnie pokusił się o wyrażenie nadziei by jego pomoc nie była już potrzebna Kasi; jednocześnie podczas wspinaczki role nieco się odwróciły, bo tym razem to w dziewczynę wstąpiła książkowa gryfońska odwaga, a jej posiadaczka pięła się dzielnie w górę, odpierając nie tylko ataki kierowane w swoją stronę, ale i kompana. Heniek robił co mógł, by dorównać narzuconemu przez nią szybkiemu tempu i ciskał zaklęciami na prawo i lewo, aż wreszcie dzięki ostatecznej interwencji Kate, która podciągnęła ich oboje za pomocą magii, wydostali się na zewnątrz obrazu. To wszystko było tak dziwaczne, że przez moment zastanawiał się czy przypadkiem jednak nie śni - ale bolesny upadek na trawę, a raczej na Kasię, utwierdził go w przekonaniu, że nie. Gdyby tak było, w tym momencie z pewnością by się obudził. - Faktycznie byliśmy w obrazie... Nie wiedziałem, że tak można - przyznał zaintrygowany tym odkryciem, przez chwilę czując pokusę by przyjrzeć się opuszczonemu właśnie obrazowi bliżej, ale rozsądek wygrał z ciekawością i na wszelki wypadek odszedł kawałek dalej, pociągając ze sobą Kasię, by nie prowokować ramy do ponownego pochłonięcia ich. Przeżyli, owszem, ale niekoniecznie miałby ochotę robić to jeszcze raz. - Dobrze że przynajmniej autorem tego obrazu nie był, powiedzmy, Beksinski - zauważył, przywołując pierwszego malarza którego twórczość prezentowała krajobrazy badziej niepokojące niż klasyczne halloweenowe dynie i ponuraki. Tak, z a w s z e mogło być gorzej. Uśmiechnął się, gdy Kate zaczęła się śmiać i sprawdzać czy ma wszystkie części ciała na miejscu i przytaknął: - Przeżyliśmy! To jest coś wartego opicia, chcesz iść na... nie wiem, co tu mają, pewnie jakiś grzaniec? - zaproponował, na razie dając sobie spokój z pędzeniem na kolejne atrakcje, przynajmniej dopóki nie ochłoną po tej szalonej przygodzie. - Mam nadzieję, że ten łysy gamoń i Klementyna tam nie utknęli... - mruknął jeszcze trochę do niej, a trochę do siebie, bo nigdzie wokół nie widział ani Rojsa ani towarzyszącej mu madame. Naprawdę byłoby kiepsko gdyby jego najlepszy przyjaciel został na wieki wessany przez namalowany labirynt, choć z drugiej strony Henryk nie był pewny czy Baxter przypadkiem po ich rozdzieleniu się nie wykorzystał okazji i od razu nie zaprosił Clementine w jakieś bardziej prywatne miejsce. Po takim dżolerze zdecydowanie można się było tego spodziewać.
W innych, normalnych okolicznościach na pewno nie odstąpiłby boku Noreen stojącej twarzą w twarz ze swoim byłym mężem, ale widok leżącej nieruchomo siostry sprawił, że zadziałał automatycznie i na chwilę przestał zwracać uwagę na cokolwiek. Pożałował tego dosyć szybko, gdy tylko się zorientował że zwłoki są iluzją bogina, rozprawił z nim i spojrzał znów na Norkę, dostrzegając że kobieta jest w jeszcze gorszym stanie niż wcześniej. Jej były mąż zniknął tak szybko jak się pojawił, ale paradoksalnie uświadomienie sobie że postać mężczyzny była tylko jej własnym wyobrażeniem i uosobieniem największego lęku wcale nie pomogło. Ani Noreen, ani Ryanowi. Bardzo chciałby w tym momencie coś zrobić, dodać jej otuchy, sprawić by przestała płakać, ale nie miał pojęcia co - ukucnął więc tylko przy niej, gdy osunęła się tak bezradnie na ziemię, przygotowany na to by podnieść ją z powrotem do pionu, jak już będzie na to gotowa. Po prostu był obok. Miał nadzieję, że to wystarczy. Milczała, poza krótkim komunikatem że czas ruszyć dalej, więc i on milczał. Nie chciał, by zostało to przez nią odebrane jako jakiś dystans, dlatego mocno złapał ją za rękę gdy ponownie podjęli się próby znalezienia wyjścia z labiryntu; wcale nie oczekiwał że usłyszy teraz od niej jakiś żart, anegdotę czy cokolwiek innego, bo nawet on - zwykle bez problemu znajdujący sposób na rozładowanie napiętej atmosfery jakimś komentarzem - nie był w stanie wymyślić teraz żadnych odpowiednich słów. Nie miał nic do powiedzenia, ale w jego głowie kłębiło się mnóstwo myśli, niekoniecznie przyjemnych. Wcale nie chciał świadomie roztrząsać tego co właśnie się wydarzyło, ale nie potrafił tego powstrzymać i z każdym krokiem uświadamiał sobie coraz więcej faktów. Nie zaniepokoiły go jednak same słowa bogina, który wytykał Noreen pracoholizm, bo sam mierzył się z podobnymi zapędami i doskonale rozumiał jak trudno jest zbliansować karierę z życiem prywatnym; dużo bardziej uderzyła go intensywna reakcja kobiety na obecność kogoś, kto teoretycznie od roku nie był wcale obecny w jej życiu. No właśnie - teoretycznie. Robił co tylko mógł, by wykazać się jak największą wyrozumiałością, by samemu sobie jakoś to wytłumaczyć, by nie poczuć się jakby dostał w twarz - ale zwyczajnie nie potrafił tak po prostu przyjąć do wiadomości tego, że kobieta z którą się związał najwyraźniej wciąż kochała swojego byłego męża, nadal nie przepracowała tego rozstania, a największy lęk wzbudzała w niej wizja sytuacji, w której on jej nienawidzi. Nie miał prawa mieć do niej o to pretensji, oczywiście, przecież doskonale wiedział że Norka nie ma wpływu na swoje uczucia i być może nawet nie jest ich do końca świadoma, ale mimo tego zabolało go to odkrycie. A do tego wszystkiego dochodziła jeszcze bezradność i kompletny brak pomysłu na to, jak powinien zareagować i jak sobie z tym poradzić. Najprościej by było zignorować, udawać że problem nie istnieje, ale czy taka taktyka kiedykolwiek sprawdziła się na dłuższą metę? Raczej nie. - Interesujące - odparł nieco mechanicznie, gdy Noreen przerwała ciszę uwagą o obrazie. Zaczął wspinać się po stopniach, pochłonięty gorzkimi myślami i wyrzucaniem sobie, że nie ma prawa być dotknięty, bo przecież Noreen uprzedzała go, że nie jest gotowa, mówiła mu tak wprost jak tylko się dało. Oderwał się od nich dopiero gdy coś boleśnie szarpnęło go za kostkę i zorientował się, że wcale nie będzie łatwo, bo należało jeszcze stanąć do walki z kupą słomy. Odganiał stwory zaklęciami i kopniakami, piął się powoli w górę i choć wydawało mu się że trwa to wieczność, a rama wciąż się oddala, to wreszcie się udało. Resztkami sił podciągnął się w górę i pomógł Noreen. Całkiem zgrabnie wylądował na trawie, stwierdzając, że znaleźli się z powrotem w znajomym parku. - Udało się - odetchnął z ulgą spoglądając nieco badawczo na swoją dziewczynę i otrzepał jej ostrożnie kostium z resztek krwiożerczej słomy. - Jak się czujesz? Chcesz wracać? - zapytał jeszcze, zakładając że usłyszy odpowiedź twierdzącą - Noreen zdecydowanie nie wyglądała jakby miała ochotę rzucić się w wir zabawy. Może powinna, by zapomnieć o tym co się wydarzyło, ale Roman nie zamierzał jej namawiać czy zmuszać. Szczerze, to sam czuł się po tym wszystkim niezbyt rozrywkowo. - Możemy zabrać jakieś jedzenie na wynos i posiedzieć w domu.
C. szczególne : ma bardzo jasne oczy, jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym pierścien Hannibala na wskazującym palcu i kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Zaśmiał się cicho, w odpowiedzi na jej zapewnienie, bo i wiedział, że się postara. Znał ją juz jednak na tyle, by wiedzieć, że dokładnie tak jak wiatru w polu nie zamkniesz w klatce, nie zatrzymasz na zawołanie ani nie zawrócisz, tak i Adela Honeycott musi szumieć, póki jej w duszy gra. I bardzo nie chciał jej tej zabawy odmawiać, szczególnie że w tej koronkowej sukni wyglądała zjawiskowo i niemal chciał, by mógł ją zobaczyć i podziwiać każdy po drodze. A trochę chciał, żeby nie oglądał jej nikt. Wyciągnął rękę do jej twarzy, puszczając jej oko z uśmiechem i muskając kciukiem jej przeuroczy rumieniec. - Uwielbiam Twoje rumieńce... - zapewnił cicho, odwzajemniając jej pocałunek i obserwując z tak bliska roziskrzone zadowoleniem oczy. Bycie tu było ceną, którą był gotów zapłacić za taki widok, tak słodkie usta, tak urokliwe rumieńce - mam nadzieję, że moja. - zaśmiał się cicho, wracając uwagą - choć niechętnie - do swojego warzywa. Nie wykazał się jakąś szczególną kreatywnością, wycinając w dyni zwykłą, typową japę i oczka, co proste nie było, biorąc pod uwagę buchający z niej, jak z pieca, ogień, ale od czego ma się zaklęcia - w końcu był czarodziejem. Kiedy oboje zakończyli swoją pracę, bez słowa wziął w palce najpierw jedną jej dłoń, obejrzał dokładnie, potem drugą i ucałował koniuszki palców, zerkając na nią. - No co. Musiałem sprawdzić, czy się nie poparzyłaś... - przyznał, odwracając wzrok gdzieś w bok, ni to szukając kolejnej atrakcji, ni to nie wiedząc, jak szczególnie wyrażać te potrzeby i uczucia, które się w nim kłębiły, a które nie miały ujścia przez jego małomówność i dość oszczędny w wyrazie ekstrawertyzm.
Sam lubił wierzyć w to, że świat dla niego jako półwila był milszy, cieplejszy, piękniejszy, a słoneczko świeciło mu bardziej, bo i takie miał już atlasowe wybujałe ego - faktem jednak było, że może w innej skali i z innej perspektywy, ale i jego w życiu dotknęły nieudane relacje, zghostowane randki, nierzadko właśnie przez to, że był Michała Anioła dłutem rzeźbiony i zwyczajnie nie stanowił "prawdopodobnej partii", więc i po co trwonić czas na coś tak absurdalnego. On był w tym wszystkim tym właśnie absurdem. - Ich strata. - wzruszył lekko ramionami, nie tracąc z ust lekkiego uśmiechu. Odnalazł spokój w swojej samotności, zaakceptował taką kolej rzeczy. Po tym jak Anna rozerwała mu serce i duszę próbował leczyć się, łapiąc nowych relacji, szukając z nich czułości - bezskutecznie. Okazało się bowiem, że szczęście jest w zupełnie innych miejscach jego życia. - Głów... - powtórzył po niej, kiwając, cóż, głową i skierował kroki w inną stronę, by rzeczywiście wspólnymi siłami przeczesać większą połać ziemi. Niestety, kilka kroków dalej rozbolała go głowa, w której zaczął słyszeć podszepty i westchnął ciężko, bo miał flashbacki z Wietnamu wróżek szepczących mu różne niedorzeczności, a wcześniej szaleństw wywołanych przez zaburzenia magii. Szepty w głowie zaczynały być nużące i choć brzmiały złowieszczo, to jedynie zapamiętał, by dowiedzieć się czegoś o Czarnej Skale. Słysząc zawołanie Louise, szybko otrząsnął się z konfuzji: - gratulacje! - odkrzyknął, zmierzając między krzewami i pniami w jej stronę - Pokaż? - zainteresował się, bo - cóż - nigdy nie widział samej głowy ducha. Nawet jeśli to imitacja.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Zabawa na święto duchów który miał był dość obfitującym w przeżycia, był takim tylko połowicznie. Wiktor mimo najszczerszych prób, myślami wciąż wracał jak to się wszystko stało że znalazł się w labiryncie. Jednak Puchon nie sądził, że taki labirynt sam w sobie może wywołać nieprzyjemnym niepokój. W dodatku te dziwne odgłosy klekotów to nie zapowiada się miło i przyjemnie raczej będzie kolorowo ale rudzielec właśnie takie coś lubi. Przede wszystkim sposób myślenia Wiktora to nic innego jak tylko walka lub ucieczka chociaż Krawczyk za zwyczaj woli walkę i tak też zrobił. Wyszedł ledwo zza zakrętu jednego a tu wyłania się kilka akromantul, gotowych już rzucić się na Wiktora jako przekąskę. Niewiele myśląc zaczął od razu działać i przede wszystkim walczyć ,najpierw pomyślał o tym zaklęciu aby pająki związać chociaż na chwilę i szybko pobiec dalej . Po czym ,wypowiedział zaklęcie i związał pająki i szybko pobiegł czekając na ślizgonke aż Wiktor był ciekaw jak sobie dziewczyna poradzi.
Znała już Whitelighta na tyle, by wiedzieć, że jakakolwiek przestrzeń na sprzeciw na pewno zostanie przez niego nie tylko dostrzeżona, ale także bezlitośnie wykorzystana. W związku z czym stawiała na nie dawanie mu wyboru. To była jej taktyka i jak dotychczas, przez te wszystkie lata, wybitnie udana. Wychyliła się do przedpokoju w momencie, kiedy Juniper zapewniała Camaela, że ubrania w lizaki są teraz ostatnim krzykiem mody w Fabryce Łakoci i na pewno nic się nie stało. Z jakiegoś powodu dodała, że mają wiele soków, w tym jabłkowy, ale nie znając kontekstu, mogła jedynie parsknąć śmiechem. - Widzę, że wystrojony do okazji. - uniosła brwi na jego, cóż, klasyczny wybór ubrań. Nie spodziewała się po nim szalonego przebrania, jednocześnie i tak nie omieszkała sobie z tego żartować. Wyciągnęła rękę, by jakoś wytrzeć obślumioną resztkę lizaka z poły jego płaszcza, bo skoro już chciał wyglądać jak najstraszniejszy ze strachów, Poborca Podatkowy, to resztki brokatowanego lukru trochę ten imaż niszczyły. Sama była ubrana w coś, co mogło być zarówno halloweenowym przebraniem, jak i jej codziennym wdziankiem, jako, że estetyka jej garderoby pozostawała bardzo trudna do jednoznacznego sprecyzowania. Kiwnęła głową, oblizując palec z resztek zebranego z płaszcza lizaka, ale nim się teleportowali, Juniper zdążyła wrócić z Lailah tym razem na nóżkach, by dać im po garści cukierków, mówiąc, żeby nie psikusowali za dużo. - Merlinie, czasem mam ciary żenady. - westchnęła, kiedy wylądowali w Hogsmeade i rozejrzała się - W sensie jak moja matka zaczyna sugerować, że moglibyśmy... - spojrzała na niego dziwnym wzrokiem, jakby nieco... przestraszonym - zrobić jakiegoś psikusa. - prychnęła śmiechem i już otwierała gębę, by kontynuować pogawędkę o czymś szalenie ważnym, kiedy jej wzrok spoczął na czym? A no oczywiście na budce z poczęstunkiem. Wsunęła mu rękę pod pachę i no, mógł próbować stawiać opór, ale było to daremne. - Dyniowe bułeczki. - powiedziała spragnionym głosem, ściskając oburącz jego biceps - Na nic tak nie czekałam w to Halloween. Od trzech lat próbuję wyciągnąć od pani Puddifoot przepis na nie, bo nie jestem w stanie ich zdublować za żadne skarby świata... - wyjaśniła, już zamawiając i bułeczki i kasztany i nimbusy i właściwie wszystko, co było, część wciskając sobie w kieszenie, część w ramach samoobsługi już chowając w kieszenie Camaela, a część pakując sobie do buzi. - Bełdżiesz czosz pił? - zapytała kompletnie niekulturalnie, walcząc z dyniową bułką, której wzięła stanowczo za duży kęs na raz - Przyszłaliszmy kakało, w szenszie nasze dobłe. - pokazała palcem pudełeczka z kakaem Honeycott. W razie gdyby nie mógł się zdecydować.
Mumifikacja:6 (będę lewitować, ale jeszcze nie teraz)
Nie dało się ukryć, choć Adela bardzo starała się dopasować do potrzeb swojego chłopaka, to nawet całe uczucie jakie żywiła do Nykosa, nie było w stanie uśpić jej instynktów, które budziły się do życia, gdy w okolicy można było natrafić na imprezę, kolorowe światełka i festynowe rozrywki, często tak przaśne, że robiły wrażenie głównie na dzieciach i ludziach pokroju Honeycottówny. To nie tak, że nie dbała o Lusha, wręcz przeciwnie – robiła wszystko, by choć trochę mu ulżyć, uniknąć najbardziej uciążliwych atrakcji i nie wciągać go w sam środek hałasu. W jego towarzystwie błyszczała, a rumiana buzia uśmiechnęła się szeroko pod wpływem komplementu. Ich dynie, choć raczej wydrążone dość klasycznie, bez wątpienia się wyróżniały, co było rzecz jasna zasługą niesamowitego ognia, który mimo swojej intensywności wcale nie trafił dyni, a wręcz przeciwnie – nadawał im bardziej demonicznego i czarodziejskiego wyglądu. - Ty też pokaż – odparła, również ujmując jego palce. Po przyjrzeniu im się, złożyła na paliczkach kilka słodkich pocałunków. Być może oboje przesadzali odrobinę z czułościami, jednak młoda, romantyczna miłość rządziła się swoimi prawami. Jednak nawet czułości wobec Nykosa nie były w stanie odwrócić uwagi Gryfonki od tego co działo się wokół. Zlustrowała spojrzeniem kolejne stanowiska i w końcu zaproponowała swojemu chłopakowi: - Patrz, tam na stanowisku z mumiami jest mniej ludzi, co myślisz? Oczywiście, w innych warunkach wybrałaby akromantule, ale jednak wrodzona empatia skutecznie powstrzymywała ją przed takim ruchem. Chwilę później doszli do stanowiska, słuchając instrukcji dotyczących bandażowania.
C. szczególne : ma bardzo jasne oczy, jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym pierścien Hannibala na wskazującym palcu i kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Posłusznie pokazał jej ręce, z jednej i drugiej strony, śmiejąc się pod nosem, kiedy i jego palce zostały zabezpieczone silnym magicznym zaklęciem przed wszelką krzywdą tego świata. Objął ją ramieniem i musnął wargami włosy, po czym skierowali się na stanowisko mumifikacji. Widział przecież, że zerkała w stronę akromantul i wiedział, że pójście na tę atrakcję będzie nieuniknione. Nie wybaczyłby sobie przecież, jakby miała zrezygnować z najlepszej zabawy tylko dlatego, że drażni go, jak ludzie drą mordy, ścigając się na transmutowanych w pająki zwierzętach. - Później pójdziemy na wyścig. - obiecał, gładząc kciukiem jej ramię i obserwując rozwijające zwoje bandaży. Miał dość sceptyczną minę. Coś u nie pasowało z higieną tego całego zabiegu, ale twarz miał na tyle nieprzeniknioną, by nie wzbudzić Honeycottowych podejrzeń. - To co, najpierw Ty. - zaproponował, podając jej bandaże i kiwając głową w stronę organizatora zabawy, by na trzy-dwa-jeden zaczął odliczać jej czas. na ich nieszczęście, choć zawijała bardzo szybko i sprawnie - widać te lata doświadczenia zawijania naleśników nie poszły w las - zdązyył tylko usłyszeć "psikus albo psikus!" i poczuć smród wybuchającej łajnobomby tak mocarnej, ze oczy zaszły mu łzami.
Turniej pajęczych skoków Szybkość:49 Ilość płotków:C Specjalna przeszkoda:3 SUMA PUNKTÓW: 49+30+15=94
Takie momenty jak ten sprawiały, że w Louise budził się dawny charakter. Odnalezienie tej pseudo „głowy” dawało jej radość, budziło uśmiech na twarzy i pozwalało na moment zapomnieć o trudach codziennego życia. Było niczym myśloodsiewnia, która przywoływała do życia Louise sprzed piętnastu lat – radosną, niesforną, z błyskiem w oku zamiast kompletu codziennie przepracowywanych traum. - Patrz – pokazała Atlasowi coś, co pewnie w normalnych warunkach wyglądałoby lekko makabrycznie, jednak w tej scenerii i okolicznościach dawało zgoła odmienne wrażenie – Chcesz szukać dalej, czy idziemy do kolejnej atrakcji? Skoro jego randka wciąż się nie pojawiła, a ona i tak nie spotkała, nikogo z kim chciałaby wymienić więcej niż kilka słów, to rozchodzenie się nie miało sensu. Było całkiem sporo atrakcji do zobaczenia, a w dwójkę było zdecydowanie raźniej. Ruszyli w stronę turnieju pajęczych skoków, jednak nie zabrali się do startu od razu, bo Louise pytała mniej więcej 2137 razy wszystkich wokół, czy aby na pewno żadne stworzenie nie ucierpiało pod wpływem transmutacji.