Świetne miejsce na piknik, to wie każdy w okolicy. Pamiętaj tylko, żeby nie zostawiać swojego jedzenia samego, bo krążące po parku gołębie nie zostawią dla Ciebie ani okruszka! Picie alkoholu również nie jest wskazane ze względu na często pojawiające się patrole!
Noc Duchów:
This is Halloween!
Noc Duchów to jedno z najbardziej hucznie obchodzonych świąt w Hogsmeade. Wioska, znana z urokliwych uliczek, przytulnych sklepów i zapachu słodkości unoszącego się z Miodowego Królestwa, zamienia się w miejsce pełne tajemnic i mrocznych zakątków. Mieszkańcy przystrajają swoje domy i sklepy zaklętymi dyniami o pulsującym, pomarańczowym blasku, które unoszą się nad dachami, tworząc magiczną poświatę. Na brukowanych uliczkach widać lewitujące świece, których płomienie tańczą w rytm cichej, niepokojącej melodii. Latające nietoperze, duchy i zjawy pojawiają się znikąd, by nagle rozpłynąć się w powietrzu, gdy tylko ktoś się do nich zbliży. Na obrzeżach miasta przygotowano dla wszystkich masę atrakcji z nadzieją, że do obchodów Halloween dołączą wszyscy - od najmłodszych i uczniów Hogwartu, po mieszkańców innych magicznych wiosek.
Wykrawanie dyń
W tym roku możecie spróbować swoich sił w wykrawaniu wielkich, magicznych dyń, które przez ostatnie miesiące były starannie hodowane specjalnie na tę okazję. Każda z nich jest wyjątkowa i ma własny charakter, dlatego różdżki w dłoń i przekonajcie się sami, jak sobie poradzicie w tej z pozoru dziecinnie łatwej atrakcji. Władze Hogsmeade proszą jednak, by nie wyrzucać wycinków i miąższu, które posłużą jeszcze magicznym stworzeniom w rezerwacie Shercliffe’ów!
1 – to z pozoru łatwe zadanie okazuje się być znacznie trudniejsze, niż z początku mogłeś myśleć. Twoja dynia zdecydowanie nie chce współpracować, co więcej, jej największym marzeniem chyba jest zostanie sową, bowiem unosi się nad stołem kila cali, by oddalać się jeszcze bardziej za każdym razem, kiedy kierujesz w jej stronę różdżkę! Jeśli chcesz cokolwiek zdziałać, najpierw musisz ją sobie złapać.
2 – gadające przedmioty nie powinny nikogo dziwić, w końcu w Hogwarcie każdy pierwszoroczniak ma na głowę zakładaną gadającą tiarę, ale gadatliwe dynie? A ta twoja naprawdę ma wiele do powiedzenia i to już w momencie, kiedy kończysz wykrawać usta. Co więcej, uważa się za prawdziwego proroka, przepowiadając twoją przyszłość, choć są to same głupoty.
3 – nie jest łatwo, twoja dynia jest naprawdę uparta i co chwila zmienia wygląd wszystkiego co na niej próbujesz wykroić. To z uśmiechu, opuszcza kąciki ust w dół, to nos i oczy zmieniają kształt. Wygląda na to, że ma swoją własną wizję i na pewno jest ona inna niż twoja!
4 – trafiasz na dynię, która nieszczególnie zamierza się pozwolić kroić. Kiedy tylko robisz pierwsze ruchy różdżką – dynia wybucha obrzucając miąższem całego ciebie i nawet kilka osób w pobliżu. Rzuć kostką jeszcze raz.
5 – ta dynia płonie i to wcale nie jest płomień w środku. Roślinę pokrywają prawdziwe płomienie, tańczące po pomarańczowej skórce. Musisz uważać, by się nie poparzyć, a kiedy skończysz efekt na pewno będzie spektakularny!
6 – twoja dynia posiada umiejętność, którą nawet nie każdy czarodziej posiada – teleportacje. Z pewnością nie łatwo jest wykrawać dynię, która coraz zmienia swoje położenie. Przekonujesz się jednak, że kiedy ją dotykasz, ta działa jak świstoklik i przenosisz się kilka kroków dalej razem z nią. To chyba jedyna możliwość, by udało ci się ją wykroić do końca!
Mumifikacja
Popularna rozrywka, która wiedzie prym podczas Nocy Duchów. Cieszy się popularnością nie tylko wśród młodych, ale i dorosłych, którzy dają się ponieść halloweenowej magii! Do zadania należy podchodzić w parach, a jest ono bardzo proste - należy jak najszybciej owinąć swojego partnera bandażem i zrobić z niego prawdziwą mumię.
Rzuć k6 na perypetie, które wam towarzyszą podczas tej misji:
1 - Albo źle rzuciłeś zaklęcie albo los chce wam coś usilnie podpowiedzieć, bo zamiast bandażować swojego towarzysza od stóp do głów to bandaż owija się wokół waszych nadgarstków i łączy was prawie że na wieki wieków. Nie działa żadne diffindo ani inne zaklęcia czy noże, jesteście ze sobą złączeni przez najbliższe 3 posty.
2 - Coś wam mozolnie to wszystko idzie. Wymachujesz różdżką, ale owijanie wychodzi kiepsko. Podchodzisz więc do swojego partnera, żeby nanieść eleganckie poprawki dłonią. Stopa zaplątuje ci się w bandaż, upadasz jak długi na ziemię. Dorzuć k6: przy parzystej wykładasz się sam, przy nieparzystej ciągniesz za sobą swojego towarzysza.
3 - Bardzo pieczołowicie podchodzisz do zadania. Wywijasz tym bandażem na prawo i lewo, a w efekcie owijasz klatę tak ciasno, że przez chwilę twojemu ziomkowi brakuje powietrza. Z tego chwilowego niedotlenienia coś mu się przestawia w głowie i musi ci wyznać jakiś soczysty sekret. Fajnie by było jakbyś mu się odwdzięczył tym samym, bo prawie go udusiłeś!!
4 - Trafiacie na wyjątkowo zaczarowany egzemplarz bandaża, który podczas owijania zdaje się przekazywać energię osoby owijającej osobie owijanej. Ale heca - na 2 kolejne posty zamieniacie się osobowościami!
5 - Los wam nie sprzyja, bo ledwo kończycie skrupulatnie zawijać mumię, jakiś dowcipniś przebiega obok z okrzykiem "psikus albo psikus!" i obrzuca was łajnobombą. Okrutnie śmierdzicie łajnem przez 3 posty, ale podobno razem raźniej...
6 - Bandaż niezbyt chce z wami współpracować. Uparcie spada z potencjalnej mumii i cokolwiek nie robicie i jak się nie trudzicie - jesteście zmuszeni zrezygnować z tej wybitnej rozrywki. I już macie odchodzić, kiedy owija jednego was za kostkę i podnosi do góry. Lewitujesz jak po Levicorpusie, a twój partner musi coś poradzić, żeby cię ściągnąć. Oby osoba lewitująca miała dobrze przylegający kostium, inaczej wszyscy w okolicy będą podziwiać jego wdzięki.
Polowanie Bez Głów
Za uprzejmą prośbą organizatorów Hogsmeadzkiego halloween, Klub Bezgłowych wyraził zgodę, by w tym roku w Polowaniu Bez Głów, a raczej jego marnej imitacji – w końcu na prawdziwe Polowanie żywi nie mają wstępu, a też nie wszystkie duchy! – mogli wziąć udział czarodzieje. Każdy chętny może poczuć się jak członek tego szanowanego kluby i spróbować swoich sił w potyczce z duchami. Zanim jednak prawdziwe polowanie się rozpocznie, jesteście świadkami niesamowitych pokazów akrobacji, wykonanych przez delegację Klubu Bezgłowych, w których to duchy żonglują i wymieniają się swoimi głowami – osoby o słabych nerwach proszeni są o nie branie w tym udziału. Zaraz po akrobacjach i poczęstunku, który każdego żywego przyprawi o mdłości, możecie spróbować własnych sił w Polowaniu. Zasady są wybitnie proste, musicie odnaleźć w lesie głowę, ukrywającego się ducha. Niedozwolone jest jednak używanie revelio!
1 – znajdujesz się niebezpiecznie blisko starego, masywnego drzewa, które oplatają diableskie sidła. Jeśli chcesz załapać jakąś głowę w pobliżu, musisz przypomnieć sobie lekcje zielarstwa (potrzebujesz w tym celu min. 5pkt z zielarstwa w kuferku), by sidła nie zrobiły ci krzywdy.
2 – wbiegasz na niewielką polanę w samym sercu lasu, którą przysłania gęsta mgła. Dostrzegasz w niej jednak kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt głów, które ledwie wyróżniają się w tej mgle, a jednak świecą eterycznym blaskiem. Szybko się jednak orientujesz, że tylko jedna głowa tutaj jest prawdziwa, a reszta jest iluzją magicznej mgły. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 65 udaje ci się znaleźć odpowiednią głowę nim Polowanie dobiegnie końca.
3 – podczas swoich poszukiwań słyszysz ciche szepty pochodzące za omszałej skały, być może słyszałeś kiedyś plotki o Czarnej Skale. Głosy wypełniają twoją głowę, namawiając do odwrotu, choć jesteś pewien, że gdzieś blisko znajdziesz głowę. Dorzuć kostkę k100, przy wyniku większym niż 70 udaje ci się pokonać wpływ podszeptów; jeśli posiadasz cechę eventową silna psycha lub posiadasz genetykę oklumencji nie musisz dorzucać kostki, udaje ci się zignorować głosy.
4 – znajdujesz się na brzegu bagnistego oczka wodnego, mgła gęstnieje, a wśród niej dostrzegasz niewielkie światełko, zupełnie jakby wskazywały ci drogę. Jeśli posiadasz min. 10pkt z ONMS lub OPCM orientujesz się, że to zwodniki, a głowa ducha nagle pojawia się przed twoją twarzą, wcześniej najwyraźniej przysłaniała ją mgła. W przeciwnym wypadku ktoś, również biorący udział w Polowaniu, musi ci pomóc, zanim na zawsze ugrzęźniesz w bagnie, zwabiony w nie przez zwodniki.
5 – zajmujesz się poszukiwaniami głowy, kiedy znikąd otacza cię trójka czerwonych kapturków! Ewidentnie działają w zmowie z duchem, którego głowy blisko się znajdujesz, uniemożliwiając ci przejście dalej. Musisz stoczyć krótką walkę, całe szczęście można odpędzić je prostymi czarami, ale pamiętaj, że ich jest więcej! Dorzuć kostkę k100, przy wyniku mniejszym niż 30, zdołały cię boleśnie potłuc swoimi pałkami.
6 – wchodzisz w gęstwinę, do której światło księżyca praktycznie nie dochodzi, w oddali wyją wilki, a wiatr złowrogo porusza gałęziami nad twoją głową. Próbujesz oświetlać sobie drogę, ale coraz potykasz się o wystające korzenie i zahaczasz o powykręcane gałęzie. Skupiasz się więc na drodze, a kiedy w końcu unosisz wzrok orientujesz się, że stoi przed tobą twój największy strach! Jeśli kiedyś na fabule (należy podlinkować) spotkałeś już bogina lub posiadasz min. 15pkt z OPCM, szybko się orientujesz z czym masz do czynienia!
Turniej pajęczych skoków
Burmistrz Hogsmeade nie oszczędzał na tegorocznych obchodach Nocy Duchów, znalazł czarodziejów wybitnie uzdolnionych w transmutacji, by pomogli mu zorganizować bezpieczne skoki przez płotki na akromantulach! Z początku próbował zorganizować prawdziwe olbrzymie pająki, ale byłoby to wybitnie trudne do zorganizowania i uzyskania zgody Ministerstwa Magii, dlatego akromantule, które widzicie w zagrodzie są w rzeczywistości przetransmutowanymi innymi stworzeniami, wyglądają jednak co do szczegółu jak prawdziwe akromantule!
By wziąć udział w wyścigu należy zapłacić 10 galeonów na rzecz pomocy zimą dzikim stworzeniom.
1. Rzucacie kostką k100 na prędkość z jaką pokonujecie trasę, jej wynik odpowiada części punktów, które zdobywacie.
2. Następnie rzucanie kostką literką, którą traktujecie jako k10 (A – 1, B – 2, C – 3 itd.) na ilość płotków, które udaje się przeskoczyć, za każdy płotek otrzymujecie dodatkowe 10pkt.
3. Na koniec rzucacie k6 na przeszkodę specjalną w trakcie wyścigu:
1 – to wysoka pajęcza bramka okazuje się być dla ciebie przeszkodą, która może zaważyć na wyniku! Próbujesz przecisnąć się przez pajęczyny rozpięte nad torem, tak, by ich oczywiście nie zerwać, nie idzie ci jednak wcale najlepiej, zaplątujesz się w sieć i tracisz czas na próbach zdjęcia z siebie lepkich nici – odejmij od sumy punktów 20.
2 – a co to? To zygzak kamiennych ścian, czyli ciasno rozmieszczone płotki z wielkimi kamieniami po bokach, które wymuszają zwinne ruchy, twoja akromantula musi balansować na pojedynczych odnóżach, by pokonać tę przeszkodę i prześlizgnąć się przez ciasne przejście – jeśli posiadasz cechę eventową połamany gumochłon, odejmij od sumy punktów 10.
3 – przed tobą wiszące płotki splecione z pajęczyn, wymagają sprytu i precyzji, żeby ich nie dotknąć, nikt przecież nie ma doświadczenia w skokach przez pajęcze płotki, ale możesz doskonale znać się na budowie tych wielkich pająków, co ułatwi nieco sterowanie – jeśli posiadasz co najmniej 15pkt z ONMS, możesz dodać 15 do sumy punktów.
4 – jeden z płotków okazuje się widoczny jedynie pod odpowiednim kątem i naprawdę łatwo go przeoczyć, dostrzegasz go jednak z łatwością jeśli posiadasz cechę eventową świetne zewnętrzne oko, możesz wtedy dodać do sumy punktów 20.
5 – przed tobą płotek obrotowy! Na pierwszy rzut oka wygląda jak całkiem zwykły, pajęczy płotek, ale okazuje się zamocowany na specjalnych magicznych uchwytach, które zaczynają się obracać gdy tylko ktoś się zbliża do przeszkody. Należy go przeskoczyć tak, by nie dotknąć stale obracających się pajęczyn, jeśli posiadasz co najmniej 20pkt z GM radzisz sobie znakomicie i możesz dodać 10 do wyniku.
6 – to nie jakiś płotek cię pokonał, co twoja akromantula. Nic dziwnego w końcu wcale nią nie jest, a wierzchowiec okazuje się nie mieć pojęcia jak poruszać się na ośmiu nogach, choć organizatorzy poręczali za wszystkie stworzenia. Potykacie się jednak co chwila i z tego względu musisz odjąć od wyniku 40!
Wszystkie zebrane punkty sumujecie i to one zadecydują o zwycięzcy! Ten otrzyma na swoje konto nagrodę wysokości 100 galeonów!
Kod:
<lg>Szybkość:</lg> (k100) <lg>Ilość płotków:</lg> (literka) <lg>Specjalna przeszkoda:</lg> (k6) <lg>SUMA PUNKTÓW:</lg> (zsumuj zebrane punkty włącznie z modyfikatorami zawartymi w specjalnej przeszkodzie)
Stragany
JEDZENIE:
CZEKOLADOWE NIMBUSY Idealne dla fanów gier miotlarskich lub fanów słodkości. To nic innego jak czekoladki w kształcie miniaturowych miotełek. Posiadają pozłacany jadalnym brokatem grawer z nazwą wybranego modelu Nimbusa.
MERLINIE CYNAMONKI Nikt do tej pory nie wie, skąd taka nazwa, a obecni uczniowie Hogwartu spekulują, że owe drożdżowe bułeczki powinno się ochrzcić imieniem nauczyciela Miotlarstwa. Tak czy owak - są przepyszne! Wypiekane na bieżąco, pachnące cynamonem i polane lukrem. Śpieszcie się, bo znikają jak świeże… cynamonki.
DYNIOWE BUŁECZKI Są nie tylko o smaku dyni, ale posiadają też jej kształt! Jeśli skusisz się na ten rarytas, to na kolejne trzy posty Twoje tęczówki zmienią kolor na pomarańczowy, a także wzrośnie Twoja pewność siebie i poczujesz, że niczego się nie boisz.
DYNIOWO-POMARAŃCZOWA MARMOLADA Pachnie wspaniale, a jeszcze lepiej smakuje. Możesz kupić kilka słoiczków i zostawić je jako zapasy na zimę, ale… możesz też zjeść marmoladę od razu! Na stoisku obok sprzedają pyszny chleb, tak tylko wspominamy…
PIECZONE JADALNE KASZTANY Hej, to Twój kasztan? Jeśli nie, to koniecznie musisz nadrobić ten błąd i spróbować tego specjału. Pieczone kasztany to smak jesieni zamknięty w małej skorupce. Te jednak są wyjątkowe.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
parzysta - to chyba jakieś objawienie! Ten drobny przysmak natchnął Cię do zrobienia figurek z tradycyjnych kasztanów. Być może nawet je ożywisz? Jeśli opiszesz proces tworzenia jesiennych figurek w swoim poście - otrzymasz 1 pkt z Działalności Artystycznej. Upomnij się o to w odpowiednim temacie.
nieparzysta - hmm, czyżby ktoś uprzednio zanurzył kasztany w Bełkoczącym Napoju? Najwyraźniej, bo przez cały post mówisz bez ładu i składu.
TOFFI PANI WEASLEY Słodkie batoniki, pakowane w fikuśny pomarańczowy papier. Wyjątkowo tego dnia do każdego zamówienia dołączany jest liścik z… miłymi słowami!
Rzuć kością litery, żeby dowiedzieć się, co Ci się trafiło:
A - Twoje włosy jeszcze nigdy nie były tak lśniące! B - Dobrze zaplanuj jutrzejszy dzień, bo będzie sprzyjało Ci szczęście! C - Uśmiechaj się dzisiaj jeszcze częściej! D - Masz w sobie wiele uroku! E - Uda Ci się sprostać wszelkim problemom! F - Jesteś wyjątkową osobą, pamiętaj o tym! G - Masz bardzo ładny uśmiech! H - Twoja osobowość jest wyjątkowa! I - Dziś jest dobry dzień na herbatkę z przyjacielem! J - Zasługujesz na to dodatkowe ciastko!
PIECZONE JABŁKA Oblane karmelem lub nie, za każdym razem przyrządzane na świeżo. Idealnie jesienna przekąska na mały głód!
KREM Z DYNI Z CZOSNKOWĄ GRZANKĄ Rozgrzewająca, kremowa zupa, której głównym składnikiem jest królowa wieczoru, czyli dynia. Podawana z grzanką posmarowaną czosnkowym masełkiem. Gdy skusisz się na jedną porcję, to czeka Cię mała niespodzianka.
Rzuć kością k6, by poznać efekt:
1, 6 - potrawa była tak pyszna, że wprowadziła Cię w prawdziwie radosny nastrój. Do końca wątku jesteś rozweselony/a, masz ochotę tańczyć, śpiewać i zarażasz innych pozytywną energią. 2, 4 - pani nalewająca zupę była tak miła, że w gratisie podarowała Ci garść Rymujących Dropsów. Jeśli zdecydujesz się je zjeść - przez jeden post będziesz mówić wierszem! 3, 5 - czy wiedziałeś/aś, że czosnek to afrodyzjak? Cóż, teraz masz okazję się przekonać, bo przez następne dwa posty odczuwasz większą chęć flirtowania.
CUKROWE CZASZKI Przeraźliwie słodkie cukierki uformowane w iście upiorne kształty. Po spróbowaniu do końca wątku masz ogromną ochotę dogryzać innym, a także kogoś przestraszyć.
NAPOJE:
Nalewka aroniowa Pierwszy łyk nalewki z aronii ujawnia bogaty, głęboki smak, który łączy słodycz z subtelną kwasowością, zachwyca bogactwem smaków i aromatów. UWAGA! Jedynie dla pełnoletnich czarodziejów (+17). Jeśli jesteś niepełnoletni/a i zdecydujesz się na zakup - rzuć kością k6:
skutki dla niepełnoletnich:
parzysta - porcja nie była zbyt duża i szczęśliwie nic Ci nie dolega. Uważaj jednak następnym razem, choć przecież takiego nie będzie!
nieparzysta - głowie szaleje zawrotny mętlik, chwiejnie stoisz, a żołądek podchodzi do gardła. Ktoś z opiekunów dostrzega Twoje nietypowe zachowanie. Wygląda na to, że dzisiaj trzeba zakończyć zabawę…
Wino grzane Dostępne w wersji z alkoholem jak i bez. Gorące, aromatyczne, dosładzane domowym sokiem dyniowym i bogate w korzenne przyprawy, takie jak laska cynamonu, goździki i anyżowe gwiazdki. Jeśli Ci się poszczęści, to dostaniesz nawet plasterek pomarańczy! Po wypiciu do końca wątku jest ci koszmarnie gorąco.
Dyniowy sok Jest słodki i przypomina świeżo upieczone dyniowe ciasto. W powietrzu unosi się lekka nutka przypraw, takich jak cynamon i gałka muszkatołowa, które często są dodawane, by wzbogacić smak. Po wypiciu do końca wątku masz wściekle pomarańczowe włosy.
Herbata rozgrzewająca Tak aromatyczna, że aż zachwyca! Ale nie martw się, filiżanka jest zaczarowana, więc nie poparzy Twoich rąk. W tym pysznym napoju znajdziesz nie tylko słodką gruszkę i korzenny cynamon ale też… odrobinę karmazynowego liścia, który nadaje mu głębi i intensywności. Dzięki temu napój doskonale rozgrzewa w chłodne jesienne wieczory. Przez kolejne dwa posty wszystkim prawisz komplementy.
Kakao Honeycott Kakao Honeycott to przyjemnie kremowy napój o intensywnym, czekoladowym kolorze, który kusi swoim wyglądem. Serwowane w pięknie zdobionych filiżankach, napój może być posypany bitą śmietaną lub posypką czekoladową, co sprawia, że prezentuje się niezwykle apetycznie.
Rzuć kością k6, by poznać jego efekt:
1, 2 - jakieś dziwne te słodycze! A może po prostu przesadziłeś z ilością cukru? Przez dwa kolejne posty jesteś niezwykle pobudzony! 3, 4 - Smak był tak niezwykle kremowy, że… aż na chwilę zatrzymałeś się w czasie. Czujesz, jak otula Cię przyjemne ciepło, a wszystkie troski wydają się odległe i nieistotne. Dodatkowo przez jeden post Twoje usta delikatnie błyszczą, a na skórze pozostaje subtelny, słodki zapach wanilii. 5, 6 - Dostajesz nagłe olśnienie kulinarne i odkrywasz sekret tego pysznego kakao. W magiczny sposób zapamiętujesz każdy detal! Od teraz Twoje zimowe wieczory zyskają zupełnie nowy wymiar… a Twoje podniebienie będzie Ci wdzięczne. Zyskujesz 1pkt z Magicznego Gotowania.
PAMIĄTKI:
Tiara spacerowicza (25g) Chroń się przed chłodem i wyglądaj stylowo! Ta superciepła tiara z podszyciem z futra fomisia polarnego zadba o to, byś nie czuł nawet najmniejszego chłodnego podmuchu. Prosty, ale elegancki krój sprawia z dodatkiem ekstrawagancji w postaci spiralnego czubka sprawia, że doskonale pasuje do każdej stylizacji. To absolutny must-have na sezon jesień/zima! Dostępna w każdym kolorze.
Energetyzujące skarpety (20g) Te skarpetki są jak kawałek słońca w zimowy dzień! Wykonane z wysokiej jakości, miękkiej wełny kuliga, nie tylko otulą Twoje stopy ciepłem, ale także... dodadzą Ci energii! Dzięki wyjątkowym wzorom, takim jak fioletowe jednorożce oraz szmaragdowe smoki w chmurach, każda para skarpet stanie się magicznym akcentem Twojej garderoby. Idealne na długie wieczory przy kominku!
Maskotka dynia (15g) To urocza, zaczarowana pluszowa dynia o wyjątkowym wyglądzie. Ma intensywny pomarańczowy kolor, choć wedle uznania czarodzieja potrafi imitować różne kolory światła, mogąc posłużyć za nietypową lampkę.
ŚWIECA Z NUTĄ AMORTENCJI (35g) Klimatyczna świeca sojowa, która pachnie… No właśnie, to jej wyjątkowość! Niewielka ilość amortencji, każdy czuje coś zupełnie innego. Producent nie zaleca jednak palenia jej zbyt długo ze względu na pozostałe właściwości dodanego eliksiru.
MAGICZNY MOŹDZIERZ (65g) Duży i kamienny, ale za to sam rozdrabnia przyprawy bądź nasiona. Doskonale sprawdzi się podczas przygotowywania eliksirów, gdzie precyzyjne zmielenie składników ma kluczowe znaczenie, jak również w kuchni, gdzie każda przyprawa potrzebuje odpowiedniej tekstury. +1 pkt Magiczne Gotowanie/+ 1 pkt Eliksiry (dziedzinę należy wybrać przy zgłoszeniu w upomnieniach)
WIGGENOWE KORALE (100g) Z pozoru wyglądają jak zrobione z owoców zwykłej jarzębiny, ale wprawne czarodziejskie oko szybko wyłapie różnice. Choć to kora tego drzewa chroni przed atakami magicznych stworzeń, a nie owoce, to jednak te korale posiadają taką właściwość. A to za sprawą zanurzenia ich w eliksirze wiggenowym podczas wytwarzania. +1 pkt OPCM
Niewidzialna broszka (180g) Prawda jest taka, że ten przedmiot wcale nie znika, ale za to pozwala na to swojemu właścicielowi. Po naciśnięciu broszki, noszący przemienia się w półprzezroczystego ducha - może przenikać przez obiekty i unikać kontaktu fizycznego, pozostając jednak podatnym na wpływ magii.
Płaszcz nietoperza (150g) Nazwa wydaje się myląca, bowiem na pierwszy rzut oka przedmiot wygląda jak zwykły, czarny szalik. Wystarczy jednak pociągnąć za odpowiedni koniec, by rozwinął się i przybrał formę peleryny-płaszcza. Sam wygląd nie jest najważniejszy – ten zaczarowany materiał wpływa nie tylko na styl swojego właściciela! Nosząc go, można bez problemu widzieć w ciemności, a przy okazji wykonywane przez właściciela ruchy zostają magicznie wyciszone. Nikt nie usłyszy twoich kroków, jeśli z magicznie ulepszonym wzrokiem zakradniesz się gdzieś w środku nocy!
Dodatkowe informacje
● Fabularnie event rozgrywa się 31.10 w Hogsmeade i okolicach w godzinach popołudniowych/wieczornych, mechanicznie do końca listopada możecie rozpoczynać wątki.
● Niepełnoletni czarodzieje również śmiało mogą brać udział, natomiast uczniowie będący w klasie niższej niż czwarta, potrzebują listownej zgody Opiekuna Domu.
● Za wzięcie udziału w wybranych trzech atrakcjach, każda na minimum dwa posty (nie licząc straganów) otrzymacie specjalną odznakę, należy się jednak po nią zgłosić w upomnieniach!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Noc duchów była świętem, które ani go nie grzało, ani mroziło. Ot była to dobra okazja do zabawy, a tej Max zdawał się ostatnio coraz częściej i mocniej poszukiwać. Ubrany w kostium pojawił się w parku ze swoją drugą szarą komórką, kierując się powoli w stronę tegorocznych atrakcji. -...więc wszystko ogarnięte. Dupę mam krytą, przez dwa tygodnie mogę mieć jaja wywalone na to wszystko. - Streścił mu swoje przygody ze zwolnieniem lekarskim. Dobrze wiedzieli, jak Max zamierza ten czas wykorzystać. Zresztą, gdyby nie Lockie to pewnie by mu do głowy nie przyszło, żeby w ogóle coś takiego sobie załatwić. No i gdyby nie fakt, że jego zniknięcie na te kilka dni mogło spowodować poruszenie wśród kadry, która nieco już zdążyła się wyczulić na te jego samotne wędrówki chuj wie gdzie. -To co, piwko na rozgrzanie i lecimy? Robimy zakłady ile seksownych Rowen w tym roku się pojawi? Ostatnio naliczyłem czternaście. - Zaproponował, rozglądając się już po małym tłumku, który zebrał się w Hogsmeade, ale zaraz jego uwagę zwróciło stoisko z napojami, do którego bezpardonowo ruszył. Wszystko był w stanie znieść, ale trzeźwości niezbyt. Przez chwilę patrzył na wystawiony asortyment, by w końcu wybrać to, co zdawało się mieć największy woltaż. Wlał sobie alkohol do gardła, krzywiąc się nieco, ale od razu zamawiając jeszcze popraweczkę. -Nie pamiętam, kiedy ostatnio piłem coś takiego. - Nalewki nie były jego pierwszym, ani nawet piątym wyborem, ale z braku laku brało się wszystko, co pod rękę wpadło. Przynajmniej w jego wypadku. Druga porcja wystarczająco go zadowoliła na tę chwilę, by mógł skupić się na rozrywkach innych niż wysokoprocentowe trunki. -Ty, patrz, coś dla nas. Myślisz, że obok mają wykopane dziury i można się od razu położyć, czy za to bulą dodatkowo? - Wskazał na stanowisko do mumifikacji, które aż krzyczało, że zostało stworzone dla tej dwójki. Popełniliby straszny błąd, ignorując tak jawny znak od losu, więc zostawili za sobą stragany i już przeszli do wybierania bandaży, które najlepiej owiną ich wielkie cielska.
Swansea był jesieniarą, to była jego wielka tajemnica, ale też kto miał oczy i widział, jak jego zaangażowanie rosło proporcjonalnie do spadających z drzew liści, mógł się domyśleć. Był ciekaw każdej imprezy Halloweenowej, bo w Holandii odbywały się naprawdę fantastyczne festiwale, pełne sztuki, ludzi, muzyki i fantastycznych widowisk magicznych. Póki co, Anglia nie była w stanie przebić jego wspomnień - niemniej, próbował co roku. Tym razem postawił na strój generała sadysty, zadziwiony tym, jak wygodne są skórzane spodnie, bo spodziewał się cierpienia. Przez myśl mu przeszło, by włączyć je do codziennej garderoby, ale za bardzo lubił dresy. Wyrzucił dopalanego peta, kiedy wchodzili na teren festynu i rozejrzał się. - Myślę, że jak Knur będzie chciał się przysrać to i tak znajdzie powód. Ale dobrze wiedzieć, że jest uzdrowiciel, który może na poczekaniu szybko machnąć takie zwolnienie. - postukał się palcem w skroń, bo to przecież całkiem istotna informacja. Parsknął: - Były co najmniej dwadzieścia trzy. Przysięgam, że bym, chciał chociaż raz zobaczyć seksowną Helgę. Już nawet był seksowny Slytherin... - poszedł z Solbergiem do stoiska, ale dość zachowawczo wziął do ręki kakao. Po tym, jak wyrzygał się krwią na boisku, wolał nie przesadzać. Uparcie wierzył w to, że po prostu miał wrzoda, a nie nawrót choroby-o-której-nie-wolno-rozmawiać. - Coś, czego TY nie piłeś. Nie wierzę. - aż sięgnął po butelkę, żeby się jej przyjrzeć - No tak, bo to kurwa zdrowotne. - zarechotał- Wspomaga usuwanie toksyn z organizmu. - przeczytał z etykiety i pokiwał brwiami, mimochodem zapoznając się ze składem. Odkąd zabrał się za ten pomysł z winami, coraz częściej zwracał uwagę na takie pozornie głupie rzeczy. Dopił kakao i klepnął Maxa w bark: - No kurwa, jak nie sprawdzim, to się nie dowiem. - kiwnął głową i już rozkminiał zasady zabawy, biorąc w ręce zwoje bandaża.- Najpierw ja Ciebie, a potem Ty mnie, tak? - zaproponował, ale nie dał Solbiemu dużo wyboru - Trzymaj się noszy, doktorze. - był tak pobudzony kakaem, że zaczął zawijać go jak naleśnika z prędkością światłą.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyglądali przepięknie idąc ramię w ramię w tych strojach. Omeny śmierci, albo przynajmniej tragedii w pełnej krasie. Już i tak normalnie potrafili budzić postrach z tym swoim wzrostem i napakowanymi barami, a teraz ten efekt musiał być dodatkowo wzmocniony przez nie tak subtelne kostiumy. Cóż, w końcu było Halloween, noc strachów i horroru, co wydawało się idealnie im pasować. -Liczę na to, że zrozumiał mój brak zainteresowania wszelkimi dyskusjami. - Prychnął, wspominając ostatnie elaboraty, na które odpowiadał zdecydowanie nie tak, jak strona pytająca by sobie wymarzyła. -Wszystko da się załatwić, jak wiesz gdzie pytać. Chociaż akurat Tobie to każdy by wystawił takie zwolnienie bez pytania. - Szturchnął go w ramię, bo choć była to prawda i Max był już niestety przyzwyczajony do kondycji kumpla, to jednak martwił go nawrót tego całego świństwa. Lockie zasługiwał na to, by ten durny szaman realnie mu pomógł, nie tylko na kilka miesięcy i bez względu na to, co Solberg sobie o tym całym voodoo myślał. -Slytherina to Ty nie obrażaj! Koleś miał zajebistą dupę, a ten strategicznie umieszczony wąż? No powiem Ci, że gdybym mógł chętnie bym na nim sprawdził swoją wężoustość. - Przypomniał sobie tamten rok, kiedy faktycznie widzieli męskiego założyciela Hogwartu w tej dość nietypowej odsłonie. -Myślę, że marnują potencjał Helgi. Za rok trzeba kogoś na to namówić. Koniecznie. - Postanowił, bo nie rozumiał tej dyskryminacji. Owszem, Rowena była seksowna w oryginalnym wydaniu i to bez dwóch zdań, ale nie trzeba było wiele, by i jej koleżankę przedstawić w takim świetle. Max był tego pewien i zamierzał podjąć rękawicę. Musiał tylko znaleźć kogoś, kto będzie chętny mu w tym pomóc. -Cuda jednak się zdarzają. - Wystawił mu język, po czym posłał mu wymowne spojrzenie, gdy okazało się, że nalewka ma właściwości zdrowotne. Trochę straciła przez to na uroku, ale póki miała procenty i tak była dla Solberga atrakcyjnym trunkiem. -Czyli rzygasz po niej dalej niż widzisz? - Obrócił te słowa o toksynach na własną modłę, zastanawiając się, ile trzeba tego wypić, by faktycznie skończyć w krzakach na wypluwaniu swojego żołądku. Nie było mu dane rozmyślać o tym jednak zbyt długo, bo w Lockiego weszła jakaś nagła energia i zaraz znaleźli się przy bandażach. -Podoba mi się Twój tok myślenia. - Zaśmiał się, oczywiście sugerując coś innego niż kolejność zawijania w bandaże. Nim się obejrzał już był opatulony w pierwsze warstwy materiału, a kumpel dodawał następne i następne, dość ciasno owijając ciało młodszego ślizgona. -Ja wiem, że powinno się zawijać tak mocno, jak się kocha, ale pamiętaj, że wystawili mi tylko zwolnienie, nie akt zgonu. - Czuł, jak jego klatka piersiowa ma coraz większe problemy z oddychaniem, a w głowie zaczyna mu się kręcić. Tracił kontakt ze swoją świadomością i co gorsza kontrolą nad własnym umysłem. Miał wrażenie, że duszące go bandaże coraz bardziej przywołują na wierzch inne duszące go sprawy. Z każdą chwilą robił się coraz bardziej nerwowy, coraz bardziej słaby i spanikowany i coraz mocniej uciskany przez to, co od kilku tygodni trzymał przed kumplem w tajemnicy. -Nie wytrzymałem. Wyruchałem ją na oczach jakiegoś dzieciaka w szkole. - Wyrzucił z siebie nagle i w tym momencie poczuł, że znów może zacząć oddychać zarówno dosłownie, jak i mentalnie. Wziął głęboki oddech, przymykając oczy i próbując zebrać się w sobie, by znów spojrzeć na Swansea. Nie bał się jego reakcji, a własnego odbicia w jego spojrzeniu. Zaczął żałować, że jednak naprawdę go nie zmumifikowało i nie mógł teraz położyć się gdzieś pod wilgotną ziemią. -Twoja kolej? - Liczył na szybką zmianę tematu, proponując oczywiście zmianę w bandażowaniu, a nie to, żeby kumpel powtórzył jego łamiące szkolny regulamin czyny.
- Ja go nie obrażam, broń Merlinie, po prostu żal mi, bo wszystkie moje fantazje seksownej Helgi są zajebiste, jedna lepsza od drugiej... - jak to Swansea, najbardziej na świecie lubiący cycuszki, nie był w stanie pohamować wykonania wymownego gestu dłońmi w okolicach klatki piersiowej, by zaznaczyć, z czym wiązały się jego fantazje seksownej opiekunki Huffa. Każdy pił co lubił, czy też na co mu pozwalała kondycja. Pozbywać się toksyn z organizmu można było na wiele sposobów i niewątpliwie rzyganie na odległość było jakimś rozwiązaniem. Może nie "ulubionym" rozwiązaniem Locka, który mając wybór rzygać-czy-nie-rzygać wolał jednak to drugie. Nie było jednak miejsca na dalsze zastanawianie się nad drogocennymi wpływami alkoholu, bop Swansea naćpany czekoladą już zapierdalał z bandażem, podśmiechując sie jak idiota, że mu tak zajebiście idzie. - Uwierz, że jakbym zawijał tak mocno jak kocham, nie byłoby czasu na akt zgonu. - pokiwał głową. Przykrym zrządzeniem losu, do którego już powinni być chyba przyzwyczajeni, było to, że na takich fiestach zawsze wszystko było magiczne. Zaciskający się na piersi Maxa bandaż, wyciskał z niego nie tylko oddech, ale i głębokie zwierzenia. Zasadniczo mógłby nie wiedzieć, o czym Solberg mówi, gdyby nie to, że dzielili jednak tę jedną szarą komórkę. Do niego, jako prefekta, dochodziły jakieś pojedyncze echa wydarzeń szkolnych, szczególnie jeśli chodziło o szlabany, ale przyjmował je dość wybiórczo, przesiewał przez zainteresowanie i dla pewności jeszcze przysłaniał różnymi obrazkami, żeby się odseparować od rozumienia tych treści. A jednak kiedy Max wypluł z siebie te dwa - własciwie jedno i pół - zdania, Lockie wiedział od razu, o czym mówił. Chłód wspiął mu się po barkach, przypominając po raz kolejny o jego własnych ograniczeniach, o tym, jak ochoczo odwracał wzrok od rzeczy, których nie chciał widzieć, jak dziecko, które myślało, że jak zasłoni oczy, to tego, co przed nim stoi, wcale nie ma. Poczuł coś śliskiego, wspinającego mu się w przełyku, wkładając cały wysiłek w utrzymanie neutralnego wyrazu twarzy, bo tak, jak Max nie chciał zobaczyć odbicia siebie w jego oczach, tak i Lockie nie chciał dostrzec nawet przebłysku żalu swojej twarzy w jego. Głowa przebierała sprawnie w reakcjach, odpowiedziach, jak dobrze nakręcony mechanizm obronny podsuwała żart o tym, że dziecko skaleczył na całe życie, podsuwał słowa wsparcia o tym, że przynajmniej sobie ulżył, podsuwał znajomą, zimną obojętność, studzącą serce, słowami, że chuja go to obchodzi. Choć w jego głowie lawina myśli trwała małą wieczność, trudno powiedzieć, czy minęło jedno, czy dwa uderzenia serca. Nic nie musiał mówić, przecież Max czytał z niego lepiej, niż z otwartej książki z obrazkami dla głuchoniemych. - Jeszcze jeden szlaban i skończysz szkołę przede mną. - uśmiechnął się jak pies, łapiąc się zupełnie innej liny. Jednej z tych, które nie czuł, że zawiązane były wokół jego własnej szyi - Nie sądzę, że mnie przebijesz, ale tak, pacjent Twój - doktorze. - skinął głową, choć obraz Maxa wołającego spomiędzy zwojów o tym, że ją wyruchał miał mu chyba mieszkać w głowie rent-free jeszcze przez jakiś czas.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Zawsze możesz zasugerować co nieco pani tłumacz. - Zaproponował, bo fantazje były od tego żeby je przecież spełniać, a obecnie był ktoś na tapecie, kogo można było do tego celu w pewien sposób wykorzystać. Nie można było powiedzieć, że był fanem rzygania, ale zdecydowanie nie robiło to już na nim wrażenia. Nazwracał się w życiu dość sporo, może nie tyle co Swansea, ale jednak wystarczająco, by nie bać się tej czynności i przyjmować ją jak każdą inną. Wolał jednak jak mu się cofało coś przyjemniejszego, jeśli już miał być kompletnie szczery. -Weź, bo się zarumienię. - Zdołał jeszcze wystękać, zanim wszystko nie poszło się nagle jebać. Sam nie wiedział, ile trwała ta cisza między nimi, ale i dla niego wydawało się to być wiecznością. Przygryzał od wewnątrz policzek czując, jak metaliczny smak powoli wypełnia mu usta, ale to nie wystarczało, by stłumić emocje, które zalały jego duszę. Żałował, że nie miał przy sobie nic, czym mógłby to obecnie zachlać i to w dość sporej ilości. Zapalić też jeszcze nie mógł, bo póki co owinięty był jeszcze bandażem. W końcu jednak otworzył oczy, czytając z twarzy kumpla wszystko to, co tamten wolał przemilczeć. Wiedział, że zjebał i to bardzo dobrze. Nie bez powodu przecież chował to w sobie i praktycznie nie odrywał się od butelki od tamtego dnia. W jakiś sposób chciał to powiedzieć przyjacielowi, ale na pewno nie tak i nie w tych okolicznościach. Tak samo, jak Lockie bez słów przekazał mu swoje emocje, tak i postawa Maxa wyrażała skrywaną złość, żal i obrzydzenie do samego siebie, choć przede wszystkim w jego oczach tkwiły nieme przeprosiny. Za co, to już obydwoje dobrze wiedzieli. -Nie będzie następnego. - Odpowiedział, nie precyzując, czy miał na myśli szlaban, czy jednak wydarzenie z Kate w roli głównej. Niestety chodziło raczej o to pierwsze. -Tragiczna decyzja. Mam nadzieję, że masz dobre ubezpieczenie. - Spróbował się zaśmiać, ale gdzieś wciąż jeszcze czuć było ten dyskomfort spowodowany wyznaniem sprzed chwili. Max wziął się jednak do roboty, próbując nie odstawać aż tak mocno od mistrzostwa Lockiego. Niestety jak zwykle w duecie Solberg i różdżka coś poszło nie tak. Bandaże jakby przestały go słuchać i zamiast obwiązać pięknie ramię Swansea, zawiązały się wokół ich nadgarstków, za nic w świecie nie chcąc odpuścić. -Walentynki przyszły w tym roku wcześniej. - Zdołał wykrzesać z siebie w końcu radość, choć nadal nie czuł się dobrze we własnej głowie. -Co wybieramy jako naszą atrakcję ślubną? Dynie? Polowanie? A może skoki na futrzakach? - Teraz to już zdecydowanie musieli się czymś zająć. Wszystko jedno było mu czym, ważne, żeby nie musieli za wiele rozmawiać. A już na pewno nie na poważnie. -Oczywiście najpierw toast za naszą miłość. - Jasno zasugerował, że potrzebuje kolejnego szota. Jeśli nie napierdoli się niedługo w odpowiednim stopniu, cały wieczór będzie miał mocno zjebany, a nie po to tu przecież przychodzili.
Bardziej niż przejęcie własnymi uczuciami, przejmowało go to, co sprowokowało Solberga do takich zachowań. Łatwiej mu było, zamiast zaglądać w siebie, popatrzeć na kogoś innego, a że troska o Maxa przychodziła mu znacznie łatwiej, niż troska o siebie - wybór był niezwykle łatwy. To był ten moment, kiedy przez twarz bruneta przemknął nieokreślony wyraz obrzydzenia, kiedy w głowie Locka zapaliła się niewielka lampka. Znał go przecież, wiedział, że to nie człowiek, któremu oczy cipą zarastają i robi same idiotyczne rzeczy, żeby tylko zamoczyć. Tłumaczył więc to sobie możliwym jednym, z dwóch potencjalnych scenariuszy i ani jeden, ani drugi szczególnie go nie ekscytował. Oba budziły równie wielki niepokój. - A w to Ci akurat nie wierzę. - parsknął i też nie precyzował, czy miał na myśli szlaban, czy rzucanie się w wir relacji, które przynoszą udrękę, zmęczenie, ból i powód do nienawidzenia siebie. Wszystko składało się na obraz koniecznej interwencji i miał wrażenie, że wyjazd do Holandii zdawał się wypaść im w najlepszym, możliwym momencie. Wzruszył ramionami, próbując pozbyć się niewygodnego uczucia w barkach i z pewną konfuzją obserwował poczynania Solbiego z bandażami, unosząc brwi coraz wyżej i wyżej. - Widać, że to kostium. - powiedział w końcu, bo wydawało mu się niezwykle debilnym, że Max przebrał się za lekarza, a zawijanie w bandaż poszło mu aż tak tragicznie. Przez chwilę jeszcze podjęli się próby uwolnienia z pęt, czując niewygodę niezręczności, jaka między nimi zawisła, ale nie było takiej rzeczy, która wisiałaby między tymi dwoma zbyt długo. - Będziesz mi musiał trzymać, jak pójdę się odlać. - poinformował go, unosząc przywiązaną rękę w sugestii, że normalnie tej ręki używa do tej czynności i się uśmiechnął - Gwiazdka przyszła wcześniej. - zaśmiał się i choć wiedział, że jedyną ucieczką Solberga od tego samopoczucia, w którym utknął, będzie alkohol, zupełnym przypadkiem poszedł w przeciwnym kierunku, trafiając na to całe niesamowite Polowanie Bez Głowy. - Mamy szukać łba ducha... -bąknął, kiedy zrozumiał zasady, ale minę miał taką, jakby chyba jednak nie rozumiał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie chciał tego. Nie po ich rozmowie, w której Lockie dość trafnie przedstawił możliwy bieg wydarzeń. Miał ochotę wykrzyczeć kumplowi, że nie zrobi nic głupszego niż to, co już się stało, ale przez te kilka chwil, gdy odczytywali ze swoich twarzy emocje, nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa. Gdyby posłuchał tego irytującego głosu w głowie, który pchał go w ramiona dawnych nawyków, zapewne nie przyszedłby tutaj dzisiaj, ładując bez opamiętania gdzieś w Inverness. Była to jedyna pozytywna myśl, jaką w tej chwili był w stanie z siebie wykrzesać. -Dzięki. - Podsumował krótko, ale Swansea za dobrze go znał by wiedzieć, że jest to ciężkie do wykonania. Max i łamanie szkolnych zasad byli praktycznie tak nierozłączni jak kadra i zdecydowanie nieskuteczne metody wychowawcze. Ślizgon sądził jednak podobnie, jak jego przyjaciel - te dwa tygodnie były mu cholernie przydatne, by zdjąć sobie z barków chociaż część ciężaru, a fakt, że planowali wyjazd sprawiał, że na kilka dni będzie mógł zapomnieć o większości swoich obowiązków. -Akurat to uzdrawianie musiałem przespać. - Prawdopodobnie to właśnie powtórna gonitwa myśli sprawiła, że tak chujowo poradził sobie z czymś tak banalnym. Nie chciał o tym rozmyślać, wolał wrzucić kolejny bieg i zająć się oferowanymi tu atrakcjami, choćby miały być najgłupsze na świecie i go wkurwić. Wolał wkurwiać się na otoczenie, niż kierować tę złość na samego siebie. -Z przyjemnością. - Nie raziła go wizja pomocy w odlewaniu się, bo widzieli się już w takich sytuacjach, że to nie było chyba niczym wybitnie bardziej niekomfortowym. Może publicznie nie chcieli tego robić, ale jeśli zachodziła potrzeba... Chociaż tak mógł pomóc, skoro uzdrowicielem jawnie był chujowym. -Ej... A toast? - Oburzył się, gdy Lockie pociągnął go nie w tę stronę. Uznał to za roztrzepanie, bo jak dotąd starszy z nich nie zabraniał mu zalewania pały. Stwierdził więc, że warto przypomnieć, że plany mieli jednak rozbudowane. -Cudownie. Mam tylko nadzieję, że nie jest to jakaś relikwia wróżąca przyszłość. - Mruknął pod nosem, gdy usłyszał wszystko co miał. Polowanie brzmiało dobrze, szukanie odrąbanych części ciała? Zdecydowanie gorzej. Wleźli jednak między dynie i zaczęli się rozglądać, początkowo nie widząc nic poza oczywiście pomarańczowymi kulami. -Ja to chyba będę miał dość tych dyń na najbliższe osiemset lat. - Chodził i narzekał, bo w tym roku czuł, że nacisk na to warzywo był wzmocniony w porównaniu do jego poprzednich lat edukacji. A może po prostu już się od tego zdążył odzwyczaić, ciężko było przyznać. -Tam się kręci za dużo osób, jak by była tam to już by ją znaleźli. Chodź tu. - Tym razem to on pociągnął kumpla za sobą, włażąc w o wiele gęstsze pole dyń, nie wiedząc jeszcze, że podjął słuszną i tragiczną decyzję zarazem.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor nie znosił tych przebieranek dlatego też długo odkładał myśl o balu na później. Właściwie dopiero w ostatniej chwili zaczął się zbierać i pojawił się spóźniony. Ubrany był w czarną, elegancką szatę i maskę w tym samym kolorze. U Krawczyka nie było się jakoś przebrać specjalnie a rudzielec jak to rudzielec lubił takie imprezy i błazenady. - Cześć i dpisał szybko uwazaj z dynią - przywitał się ze ślizgonką podając karteczkę, Po czym, sam się wziął za swoja dynie chociaż nie za bardzo wiedział jak bo akurat trafił na taka co posiada – teleportacje. Z tym będzie trochę trudniej i nie łatwo co kolwiek wykrawać ją która zmienia swoje położenie. Jednak szybko się puchon przekonuje że, działa jak świstoklik i przenosi Wiktora kilka kroków dalej razem z dynią. No cóż to chyba jedyna możliwość, by udało się ją Krawczykowi wykroić do końca!
Posprzątała za pomocą zaklęcia swój bałagan, a wtedy pojawił się @Wiktor Krawczyk, który też postanowił spróbować swoich sił w wykrawaniu dyń. Przeczytała od niego wiadomość i uśmiechnęła się do chłopaka, który ubrany był elegancko. Trochę żałowała, że sama nie przyszykowała sobie jakiegoś przebrania, albo chociaż maski. Po tym jak jej dynia wybuchła, dobrze byłoby stać się anonimowym. Fajna maska. Co do dyni już za późno, bo jedna już mi eksplodowała. Sięgnęła po kolejny pomarańczowy owoc, przyglądając się poczynaniom puchona, którego dynia teleportowała się, czy w ogóle dało się je normalnie wykrawać? To prawda było to Halloween, no ale nawet dynie sprawiały tu psikusy, czy to nie przesada? Zmrużyła oczy i ponownie za pomocą różdżki zabrała się za owoc. Tym razem zamknęła oczy, w obawie, że kolejny raz doświadczy eksplozji, ale nic takiego się nie stało. Odetchnęła z ulgą, kiedy ponownie spojrzała na dynie. Praca jednak z nią nie była łatwa, bo cokolwiek Fern chciała z nią zrobić, ta zmieniała się, uśmiech stawał się smutną maską, nos i oczy zmieniały kształt, jakby robiła na złość. W końcu ślizgonka się poddała i zostawiła ją taką, jaka była. Jak ci idzie? Podała wiadomość Wiktorowi, kiedy podeszła do niego i wyczaiła okazje, że się nie teleportował. On też nie miał łatwo z tym wykrawaniem albo po prostu to nie był ich dzień.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea wobec wszystkich innych znanych sobie ludzi, skrupulatnie trzymał się wersji, w której wiedział niewiele, rozumiał jeszcze mniej, a obchodziło go już prawie wcale nic. W rozmowach z Maxem jednak otwierał nie tylko swoją głwę ale i swoje serduszko, którego nie pokazywał nikomu i to serduszko pokraczne, pomarszczone, troszczyło się do bruneta bardziej, niż obaj mogli sobie zdawać z tego sprawę. Próby obrócenia sytuacji w dość kretyński żart były karkołomne, ale czuł, że obaj się muszą z tego jakoś wyślizgać, bo nie przyszli tu dla poważnych rozmów, a że jakieś przeklęte przedmioty wpędzą ich w jakieś przeklęte gówno - można się było spodziewać. - Dziś już założyłem odświętne majtki. - zapewnił, nawiązując do ich rozmowy ze schowka na miotły sprzed kilku dni. Ich spętanie może mogłoby być trochę bardziej upierdliwe, gdyby nie żyli w takiej dokładnej synchronizacji tak czy inaczej. Byli bardzo zgranym duetem na boisku, ale też i w życiu codziennym, więc opracowanie tego jak się poruszać nie było szczególnie trudne. Może... nie było trudne do czasu, aż okazało się, że będą brać udział w polowaniu, które być może mogło im by pójść nieco lepiej, gdyby nie byli zaplątani ze sobą w bandaż. Ale nie takie rzeczy już, nie takie przypały. - Nie ma toastów, chyba że chcesz mnie torturować, albo zbierać moje flaki ze ścieżki. - wyjaśnił, siląc się na luźny ton. Parsknął, bo i racja - te dynie w tym roku były jakimś tematem głównym wszystkiego. A przecież mogły to być, no nie wiem, szubienice, albo nagrobki. Też by było w temacie, a i człowiekowi jakoś tak milej na sercu i w duszy radośniej. Prawie się wyjebał w te dynie, kiedy sam zapatrzył się między kłębowisko ludzi, bo mu się zdawało, że oto doczekał dnia, kiedy Seksowna Helga jest tam za rogiem, ale potężne ramię losu - czyli Maksymiliana Solberga - pociągnęło go gdzieś w krzaczki: - Prr, ogrze. Tak prosto w krzaki bez buzi-buzi? - zawołał, robiąc kilka pokracznych kroków, by złapać równowagę. Jakie było jego zdziwienie, kiedy wyprostował się i zobaczył trzech pałkarzy w czerwonych czapeczkach, choć o trzy czwarte niższych od nich samych. Wyglądali jak członkowie gangu niskorosłych i jakoś rozbawiła Swansea myśl, że miałby dostać wpierdol od krasnala. - A to co, komitet powitalny? - spojrzał na Maxa - Zamawiałeś?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie średnio im szły te żarty, ale nie było to miejsce, czas ani okazja by rozmawiać. Poza tym to wyznanie nie było dobrowolne, więc Max też wolał udać, że go nie było i najwyżej poruszyć to innego dnia. Albo w ogóle. -Skórzane? - Rzucił, poruszając brwiami. Taki fit na pewno pasowałby do stroju, jaki Lockie dzisiaj na siebie włożył, ale Max poczuł pewien dyskomfort na myśl o skórzanych gaciach. Nie było to najbardziej wygodne i przyjemne ze wszystkich możliwości. Normalnie bez problemu poradziliby sobie w sytuacji, gdy musieli dosłownie zachowywać się jak jeden organizm. Ich mózgi działały często na podobnych impulsach, choć gdy wchodziły emocje, Lockie zdawał się być tym bardziej opanowanym. Teraz jednak nie musieli mierzyć się z takim problemem, a z polowaniem na zagubioną głowę ducha, co mogło być niemniej problematyczne. -Poświęciłbym się i wypił za Ciebie. - Mruknął lekko obrażony, ale jeśli sprawa tak się miała, to był w stanie wybaczyć kumplowi tę zmianę planów. Nie chciał go tu reanimować po tym, jak nie poradził sobie z gównianymi bandażami i choć wiedział, że nerwy mogą mu zacząć szwankować z powodu zbyt małej ilości promili, to postanowił chwilowo zagryźć zęby i spróbować przetrwać. Nie widząc tego, co Lockie, zmienił kierunek ich spaceru, czując przez chwilę opór drugiego ciała. Swansea wrócił jednak do rytmu i znowu szli obok siebie, jak zakochana para, związana trupim bandażem na wieczność. -A myślisz, że po co tam Cię ciągnę? Nie chce by mi jacyś zazdrośnicy przeszkadzali. - Wyszczerzył się, wracając do ich normalnego tonu rozmowy. Wcale nie byłby zdziwiony, gdyby ludzie jednak brali ich czasem za kochanków, choć było to raczej średnio możliwe. Przez to, że patrzył przed siebie, a nie pod nogi, nie zauważył początkowo chłystków, którzy stanęli im na drodze. Na szczęście druga szara komórka zdążyła się zreflektować, nim nadziali się na pały kapturków. -Znasz mnie. Nie ma randki bez porządnego mordobicia. Zapraszam do tańca. - Ukłonił się lekko trochę Lockiemu, trochę kapturkom i licząc na to, że odpalą to swoje wzajemne czytanie w myślach, poczekał chwilę, by w odpowiednim momencie zrobić ze współpałkarzem stylowy unik, gdzieś między dynie. -Ja to chyba mam dość imprez. Gdzie się nie ruszę, to wszystko mi mówi, że nie jestem mile widziany. Za rok robimy domówkę. Albo urządzę coś w "Luxie". - Stwierdził, gdy byli już stosunkowo bezpieczni, a kapturki zdezorientowane pobiegły nie w tę ścieżkę, co trzeba, prawdopodobnie ruszając już na innych uczestników, by spuścić im dość srogi łomot.
Był czas i miejsce na takie rozmowy, tak jak i był czas i miejsce na takie wyznania. Środek halloweenowej imprezy z pewnością do nich nie należały. Uśmiechnął się zaczepnie do Maxa, po czym chlasnął dłonią, obleczoną w skórzaną rękawiczkę o skórzane spodnie aż poszedł trzask. - A właśnie, że nie, bo koronkowe. - kiwnął brwiami. Gadanie o czymś bez sensu było zawsze rozwiązaniem wszelkich problemów - I to stringi, wyobraź sobie skalę poświęcenia. - pierdolił dalej, całkowicie bez sensu. Swansea akceptował za każdym razem, kiedy ktoś zarzucał im romans czy związek partnerski, potwierdzając wszystkie plotki i zapewniając o swojej dozgonnej miłości i planach rychłego zamążpójścia, bo chuja go obchodziła opinia innych ludzi, a to, kim był dla niego Max, nie dało się określić po prostu żadnym znanym mu słowem. - Nie no Twego fanclubu chyba tu nie ma... - rozejrzał się, jakby rzeczywiście wypatrywał tabunu dupeczek ze sztandarami wyznającymi Maxowi miłość, który mógłby im przeszkodzić w ewentualnym migdaleniu się - Mojego też niestety nie widać. - dodał, wzdychając dramatycznie. Okazało się, że chuj z tych ich przekomarzanek, chuj z obściskiwania się pod liściem paproci, bo banda knypków z pałami zaszła im drogę jak w nieśmiesznym filmie gangsterzy próbujący najpierw spuścić wpierdol, a potem pytać o portfel. Jednak o czym kapturki nie pomyślały, to że nie z patałachami zabawa - umieli i w napierdalanke i w spierdalanke jak trzeba. I w taki sposób hyc cyk myk już ich na drodze nie było, a przedzierali się przez jakieś dalsze krzaki. - Ty, tam coś jest. - pokazał palcem na polankę, na której mieniły się jakieś kuliste kształty - Ile ich mamy znaleźć? Bo chyba coś nie pykło... - zauważył, jak już podeszli bliżej i zorientowali się, że to właściwie plantacja duchowych głów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Rozmowa o gaciach zdała się być dobrym rozpraszaczem, jakkolwiek głupia by nie była. -Teraz to już musisz mi pokazać. Nie puszczę Cię bez tego! - Oznajmił, na chwilę chwytając nawet Lockiego za dłoń, którą i tak była już spleciona z Maxiową bandażem. Puścił ją jednak po chwili, bo przez tę owijkę był to gest mało komfortowy i wymagający dziwnego wygięcia palców. Ich relacja budziła wiele domysłów i plotek, ale żaden z chłopaków nie robił sobie z tego nic poważnego. Zazwyczaj wręcz brnęli w te żarty, podsycając tylko tajemnicę, ale to nie tylko była zabawa. Pokazywało to, jak komfortowo mogli się ze sobą czuć bez względu na to, co akurat spotykało ich na drodze. Pozostawał tylko jeden wyjątek od tej reguły - taki, który miał coś wspólnego z ich prawdziwymi uczuciami. W tej kwestii nie potrafili się komunikować, jednocześnie bezbłędnie odczytując samopoczucie drugiego z nich. Wykrzywił się nieco na te słowa, ale zaraz szybko wrócił do luźniejszej postawy. Jakkolwiek by nie było to grą, potrzebował chociażby poudawać. -Za dobrze się kryją skurwysyny. Mówię Ci. - Jakby na potwierdzenie swoich obaw, rozejrzał się jeszcze po okolicy, w razie gdyby ktoś naprawdę chciał wyskoczyć z krzaków i płakać, że ta dwójka śmie być razem. Zamiast jednak fanclubu odnaleźli fun i clubs w postaci czerwonych kapturków. Niestety małe istotki nie przewidziały, że właśnie nadziewają się na doświadczonych pałkerów, którzy już nie z takich opresji się wymigiwali. W kilka chwil ślizgoni znaleźli się poza zasięgiem ich wpierdolu i mogli skupić się na tym, po co w te dyńki weszli. I na szukaniu głowy oczywiście. -O kurwa... - Wydobył z siebie tylko tyle, widząc te świetliste głowy. Aż wryło go na ten widok, bo było to coś, czego jeszcze w życiu nie doświadczył i musiał przyznać, że spodziewał się czegoś o wiele gorszego. -Chyba jedną? Jak to w ogóle transportować? Czy wystarczy, że powiemy, że znaleźliśmy? Chyba nie do końca słuchałem. - Pytania pojawiły się w jego głowie, gdy zdał sobie sprawę, że akurat jak tłumaczono im tę część zasad, musiał myśleć o czymś zupełnie innym i zdecydowanie bardziej płynnym.
Zaśmiał się głupio i rzucił wymowne spojrzenie na swoje skórzane gacie: - Jak rozpracujesz, jak to się rozpina, to widok będzie cały Twój. - pokiwał brwiami, bo sam próbował zapiąć te portki dobre pół godziny, zanim nie opracował chytrego sposobu. Zaśmiał się zz tego ukrywającego się fanclubu, bo obaj dobrze wiedzieli, że ani to prawdziwe, ani sensowne. Gdyby istniał jakiś fanclub tego duetu, Lockie dołożyłby wielkich starań, by go rozgonić. ASAP. Po ucieczce przed kapturkami, wylądowali na polanie, na której głów jak grzybów, a oni ani wiedzieli, co robić, ani jak to zbierać. Gdzieś spomiędzy drzew dało się słyszeć trąbkę, sygnalizującą, że wkrótce koniec polowania, więc Swansea spiął się, by wytężyć swoją szarą komórkę i podjąć rzeczowe decyzje: - Dobra, typo, którego szukamy, miał frak w prążki, szukaj łba z czapeczką pasującą do fraka. - zakomenderował, wskazując Maxowi drogę, ale sam poszedł jak debil w przeciwną, myśląc w głowie, że im zajmie to szybciej, jak podzielą polanę na sektory, tylko zapomniał, że są związani. Bandaż napiął się, wbijając boleśnie w ich nadgarstki, choć cóż to był za ból, znikomy, w porównaniu z bólem życia. Materiał pryknął, prując się i po chwili byli wolni. - O. - uniósł brwi - To chyba po to, żebyśmy jednak wygrali. - wyszczerzył zęby i ruszył przeglądać łby jak dzik ryjący w żołędzie. Nim minął czas, Swansea wypatrzył śmiejącą się głowę w fikuśnym kaszkieciku w paski i zgłosił odnalezienie poszukiwanego jegomościa, po czym złapał się z Solbim przy wyjściu z polany. - Ty, podsłuchałem tam, przy duchach, że tu się można ścigać na akromantulach. - spojrzał na Maxa z miną, wskazującą na to, że uważa to za skrajnie debilny pomysł, w związku z tym również i skrajnie zajebisty. Zapytałby "idziemy?" ale przecież znał odpowiedź i zaczęli rozglądać się, gdzie taki proceder się odbywa.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szybkość:64 Ilość płotków:F = 6 = 60pkt. Specjalna przeszkoda:4 - brak cechy brak punktów SUMA PUNKTÓW: 64+60 = 124pkt.
-Jeśli myślisz, że bawię się w jakieś rozpinanie, to się rozczarujesz. - Puścił mu oczko, bo skoro nie dało się łato i szybko czegoś rozpracować, to zawsze istniała przecież przemoc, a rozprucie spodni zdecydowanie brzmiało jak szybsza metoda poradzenia sobie z tym problemem. Kompletnie nie wyobrażał sobie Lockiego w koronkowych stringach i gdyby miał okazję zobaczyć to zjawisko na własne oczy, nie zmarnowałby tej okazji za nic. -Akurat kreski to umiem znajdować. - Prychnął, rozglądając się już za charakterystycznym odzieniem. Poczuł jednak napięcie w nadgarstku, a zaraz potem ręka wróciła do niego nienaturalnie szybko i z nienaturalną swobodą. -Już tęsknię. - Powiedział tylko smutno, po czym ruszył między dyńki. Nie spieszył się jednak. Spacerował sobie powoli, odpalając szluga i pozwalając, by chociaż część nerwów została przytłumiona zbawiennym wpływem nikotyny. Wiedział jednak, że to o wiele za mało, by naprawdę dobrze się poczuł. W końcu jednak musiał wrócić na miejsce zbiórki, gdzie Swansea już oznajmiał swój sukces. -Myślisz, że uda mi się zgarnąć trochę ich jadu przy okazji? Przydałby mi się świeży. - Nawet nie kwestionował tego pomysłu, rozglądając się wokół, a że akromantule ciężko było przegapić, to po chwili już bulił za ich dwóch, żeby sobie przez płotki mogli poskakać na zwierzakach. -Teraz dopiero czuję się jak pojebany kowboj. - Przyznał szczerze, gdy wspiął się na pajęczaka, szykując się powoli do konkurencji.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wyjście ze Świętego Munga było niczym oczyszczenie po całym roku terapii. Student czuł jaki progres udało mu się osiągnąć w życiu, co teraz go weseli, a co pogrąża w smutkach i rozpaczy. Rzeczy inne, o których kiedyś nie myślał bądź postrzegał je bardzo złowrogo. Chociażby taka skromna drobnostka jak łyk grzańca w zimny, jesienny wieczór wśród zapachu mokrych liści. Kiedyś cieszyłby się, że może uspokoić swojego alko-demona i urżnąć się do zgonu, teraz podchodzi do grzańca sceptycznie i sączy go powoli dla smaku ciepłego wina, aromatu goździków oraz atmosfery, którą buduje Pani Jesień. Pochłonięty własnym życiem bądź raczej brakiem jakiegokolwiek życia miał wielką dozę cierpliwości i wyrozumiałości, dla osób, które takowe posiadali. Stąd umówił się na spacer z Valerie, winien jej chyba jakieś przeprosiny a przynajmniej rozmowę, której oboje potrzebowali. Jeszcze przed tym jak wszyscy ludzie się zebrali w na duchowym jarmarku, przed momentem kiedy jedyne światło biło z poharatanych dyń ozdobnych i stoisk z przyszłościami i kiczowatym badziewiem. Nie chciał jej zabierać najlepszej zabawy wieczoru i odciągać od znajomych, stąd wolą zobaczyć się z Puchonką wcześniej. Wracając do... pyszności! - Proszę cie bardzo - na powitanie wręczył dziewczynie dyniową bułeczkę. - Zdradzę ci sekret, jestem totalną jesieniarą - nie wstydził się tego, a wręcz w tym roku bardziej niż nigdy akceptował to i cieszył się każdym niezielonym liściem na drzewie i pod nim. - Sprzedawca mówił mi o nich dziwne rzeczy, ale nie wyglądał na piekarza z zamiłowania, więc po prostu uznałem, że są fikuśne - uśmiechną się serdecznie, dzieląc się jedzeniem.
Od słowa do słowa, doszedłem do wniosku z Henrykiem, że może warto udać się na obchody Hellwin do Hogsmeade, żeby po pierwsze, należycie uczcić jego powrót na Wyspy z jakiegoś durnego Bąbatą, a po drugie, impreza to impreza, kim jesteśmy, żeby odmawiać? Bardzo szybko uznajemy też, że nie ma co robić samiec alfa party i należy do świętowania zaprosić piękne panie i wybór pada oczywiście na Klementynę i Kasię, którym wysyłamy sową p r z e z a b a w n e outfity, aby razem tworzyć paczkę wyśmienitych i wykwintnych warzyw. Fitz oczywiście nie umie się określić czy idzie czy nie, więc daję mu tylko znać, że idę z ziomkami i jak chce to niech bierze Ruby i do nas dołączy na miejscu. A z dziewczynami ugadujemy się w centrum Hogsmeade. Stawianie kroków jako bakłażan nie jest łatwe, ale po czasie dochodzę do czystej perfekcji i umiem już łazić tak, żeby nie obijać sobie kolan. - Ale babcia to by cię przeklęła za tego hot doga - zwracam uprzejmie uwagę Heńkowi, który jako jedyny wyłamał się ze schematu i moim skromnym zdaniem powinien podkreślić spuściznę swoich dziadków i być dorodnym jabłkiem a nie niedopieczoną bułką z parówką. No ale co poradzę, że mam do czynienia z jakąś wizją artystyczną, której mój wąski umysł nie pojmuje. - Jeszcze żeś się oblał sarepską jak ostatni wieśniak, a przecież każdy wie, że to musztarda d i ż ą jest najlepsza - instruuję ziomka i klepię go w potylicę, po czym jak ta gazela podbiegam do Gryfonek, które jakimś cudem zgodziły nam się dzisiaj towarzyszyć. - Kate, Clem!! - krzyczę do nich z uśmiechem i z szeroko otwartymi ramionami podchodzę do nich, aby je mocno przytulić. - Wyglądacie OBŁĘDNIE. Jakby was Psidwaczek pytał skąd macie kreacje to mówcie śmiało, że to specjalny projekt Madame Malkin - puszczam im oczko, bo tylko ja i Henryk wiemy ile godzin spędziliśmy na poszukiwaniu tych outfitów na Czallegro. - To gdzie uderzamy najpierw - stragany z żarciem, owijanie się bandażami czy idziemy się ścigać na akromantulach? - pytam podekscytowany i patrzę na nich bardzo zadowolony, bo na tle seksi pielęgniarek, króliczków Playwizarda czy duetów papier toaletowy&kupa wyglądamy naprawdę fenomenalnie i oryginalnie.
______________________
inspired by the fear of being average
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Szybkość:71 Ilość płotków:D Specjalna przeszkoda:5 SUMA PUNKTÓW: 121
Pokręcił głową na te jego kreski, bo jak będzie tak za głośno żartował, to znowu jakaś fanka dostanie histerii, że nie wolno przy nim żartować o narkotykach. Niemniej machnął na to ręką, czerep ducha znalazł i zaraz już maszerowali, Nazi generał i Mengele, pomiędzy celebrującymi, by znaleźć gdzie dokładnie na tych akromantulach się pomyka. - Myślę, że nichuja. Z tego co rozumiem, to nie są prawdziwe akromantule, tylko dla radości gawiedzi transmutowali jakieś biedne zwykłe zwierzaki w wielkie pająki. - uniósł brwi, bo sama myśl, żeby dla zabawy robić coś takiego wydawała mu się jebnięta, ale biorąc pod uwagę jak chore rzeczy się działy w tym kraju - nie wzruszyło go to mocno. Dał być szugerbebe swojego doktora i zaraz wdrapywali się na wielkie pająki: - Ty, jak na dosiadanie pająka, to Ci powiem, że kurwa wygodnie. - jakoś włażenie było pokraczne, ale grzbiet wielkiej tarantuli był płaski. Tylko czego tu się trzymać? Zaraz rozległ się gwizd i ruszyli! Różnych rzeczy w życiu doświadczał, ba, widział biegnące akromantule, ale że będzie empirycznie mógł zbadać czy naprawdę tak trzęsie, jak wygląda że trzęsie, to by w życiu się nie spodziewał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wszystko było wolno, chyba że akurat Max nie był w humorze, wtedy to wszystko było ryzykowne. Obecnie na szczęście nie było tak źle, a że sam zaczął te żarty, to machnął głową na to całe kiwanie Lockiego. -Znęcanie się nad zwierzętami? Nieźle w tym roku poszaleli. - Przyznał bezemocjonalnie. Nie dziwił się ani trochę, że odpierdalali takie rzeczy, a jednocześnie równie prawdopodobne byłoby, gdyby pająki były faktycznie prawdziwe. W końcu nikogo nie obchodziło tu żadne bezpieczeństwo, więc czemu nagle pomyśleli, żeby poudawać? Może spodziewali się jakiejś kontroli, czy coś. -Siedzi się dobrze, pytanie jak spada. Jeszcze osiem nóg naraz mnie nie przedeptało, może to mój dzień. - Spodziewał się oczywiście, że wyląduje mordą w błocie. Żeby to zrobić, musiał jednak najpierw ruszyć, a to nie było tak proste. Zwierzak widać wiedział sam co robić i Max musiał się po prostu dobrze trzymać. Było to dość ohydne doświadczenie, jak na jego gust i średnio stabilne. Pierwsza płotka, jaką przeskakiwali była najgorsza, bo wiązała się z największą niewiadomą. Solberg faktycznie o mało co nie spadł, ale w ostatniej chwili udało mu się gdzieś tam odpowiednio podeprzeć. -Na następną randkę odpuszczam konie, wybieram akromantule. Ale prawdziwe, co się będę w półśrodki bawił. - Krzyknął do Lockiego, już o wiele bardziej rozerwany tym wyścigiem. Starszy ślizgon bez problemu mógł go usłyszeć, bo szli do tej pory dosłownie ramię w ramię, co oznaczało, że o wyniku miały rozstrzygnąć ostatnie metry.
- Hot-dog jest ironicznym symbolem pogardy dla przemysłu magimięsnego oraz nonkonformistyczną krytyką systemu, ale ty i tak powiesz że to bułka z parówką - pokręcił głową, szczerze zniesmaczony komentarzem przyjaciela, bo co tu dużo mówić, przez pół roku w Bubatą zdążył się przyzwyczaić do towarzystwa bardziej intelektualnie rozwiniętego niż rozwielitka. Co nie znaczy, że nie tęsknił za tym dzbanem i nie był teraz w istnej euforii, że w końcu idą razem na imprezkę. Co tu dużo mówić, francuskie fircyki może i rozumiały górnolotne metafory, ale nie można z nimi było hipogryfów kraść, jak z Rojsem. Ani stosować obelg i przytyków jako języka miłości. - To jest diżą perlaż, ty łysy ignorancie - jęknął w odpowiedzi na kolejne pretensje, wznosząc oczy ku niebu i poprawiając kostium. Jego wewnętrzny sceptyk kazał mu szczerze wątpić w po pierwsze w to, że zaproszone przez Baxtera piękne panie naprawdę się zjawią żeby wspólnie z nimi celebrować Hellwin, a po drugie - że zdecydują się na założenie idiotycznych (acz fenomenalnych) strojów, które tak pieczołowicie wybierali, godzinami scrollując Czallegro... i okazało się, że się mylił. Koleżanki nie dość że się zjawiły, to jeszcze wyglądały obie jak najpiękniejsze warzywa na straganie, a Henryk co nieco o tym wiedział, bo nie raz towarzyszył swoim dziadkom podczas różnych zlotów dystrybutorów owocowo-warzywnych. Clementine dobrała do swojego awokado bardzo gustowne kozaczki, a słodka twarz Kate sprawiała że jej kostium stał się groszkiem podwójnie cukrowym; zachował jednak te zachwyty dla siebie, pozwalając by Rojs zajął się tzw. bajerką, a sam ograniczył się do powitania. - Cześć - rzucił uprzejmie, ale bez przesadnej wylewności w postaci uścisków, a podczas gdy ziomek gadał, on rozglądał się po okolicy by zorientować się w dostępnych atrakcjach. - Ja to bym coś zjadł - przyznał, bo od tej gadki o musztardzie i patrzenia na warzywną ekipę zrobił się głodny - No i musimy spróbować jabłek w karmelu, bo to nasze i dziadek Lucien już mi groził że mnie wydziedziczy jak nie zrobię im odpowiedniej reklamy - pozwolił sobie na małe lokowanie produktu, chociaż tak naprawdę wcale nie robił tego pod przymusem, a po prostu bardzo chciał sprawić przyjemność dziadkom. I może przy okazji zaimponować koleżankom swoją pozycją jabłkowego potentata, coby nie wypaść przy charyzmatycznym dżolerze Rojsie jak jakiś kompletny leszcz. - A wybór akromantule czy mumie pozostawmy szanownym paniom - dodał, zdając się na nie, bo jeśli o niego chodziło, to każda durna hellwinowa rozrywka brzmiała jak marzenie.
Gdyby Louise wiedziała, co @Lockie I. Swansea i @Maximilian Felix Solberg mówili o seksownych strojach założycieli domów, zapewne nie przebrałaby się za swoją patronkę, czyli Helfę Hufflepuff. Niemniej kobieta nie miała jednak pojęcia, o czym rozmawiali mężczyźni, więc była dumna ze swojej kreacji. Założyła piękną, złotą suknię z czarnymi wstawkami i herbem Hufflepuffu - była ona dość subtelna, choć spory dekolt i krój podkreślający talię zdecydowanie mogły pobudzać zmysły. Całość dopełniła diadem, który doskonale wpasowywał się w upięte, złote loki. Choć zazwyczaj pozostawała bardzo krytyczna wobec swojej osoby, to przed wyjściem z domu musiała przyznać, że wygląda naprawdę świetnie. Na Noc Duchów nie umówiła się z nikim - nie dlatego, że nie miała z kim, po prostu zależało jej na większej wolności niż podczas wydarzenia w Muzeum. Tutaj mogła samodzielnie przemykać między atrakcjami, a także zagadywać kolejne znajome osoby bez konieczności przepraszania za to swojego towarzystwa. Nim jednak spotkała kogoś, z kim mogłaby porozmawiać, poszła na stanowisko wycinania dyń. Trochę obawiała się pobrudzenia swojego pięknego kostiumu, ale co to by było za Halloween bez wycinania dyni. Już zabrała się do pracy, gdy nagle jej dynia... teleportowała się kilka kroków dalej. Louise była w szoku, ale podbiegła do dyni, by ponowić pracę. Niestety czekała ją powtórka z rozrywki. Chcąc uniknąć kolejnej takiej sytuacji, Louise chwyciła dynię jedną ręką, a drugą zaczęła ją wykrawać. Jakież było jej zdziwienie, gdy przy następnej teleportacji przeniosła się do kolejnego punktu wraz z dynią. Początkowo Louise była zszokowana, jednak po chwili doszła do wniosku, że to najpewniej jedyny sposób, żeby poradzić sobie z niesforną dynią. Tym sposobem wycinała dynię, przemieszczając się po calym terenie festynu, aż w końcu teleportowałą się tuż obok @Atlas Rosa.
Choć Adela była przyzwyczajona do obchodzenia Nocy Duchów podczas uczty w zamku, to gdy tylko usłyszała o uroczystych obchodach w Hogsmeade, to nie mogła się powstrzymać, żeby się tam wybrać. Nie dało się ukryć – młoda Honeycottówna uwielbiała to święto, jak zresztą niemal każde o radosnym nacechowaniu. Była wielką wielbicielką celebracji małych rzeczy, ale też wszystkiego, co opierało się na dekoracjach i kostiumach. Skoro była z Nykosem, nie wyobrażała sobie, żeby nie zaciągnąć go do udziału w tym święcie. Choć jej CHŁOPAK (wciąż ją to ekscytowało!) nie był szczególnym wielbicielem imprez przebieranych, to wbrew pozorom Adela nie musiała go szczególnie przekonywać do udziału w tej aktywności. Wystarczyła prosta informacja o tym, że to dla niej ważne i chwilę później już zastanawiali się nad przebraniem. W końcu stanęło na Eryku i Christine z „Upiora w New Magic Theatre”. Tak więc, Adela z bujnymi lokami i piękną powłóczystą sukienką, ściskała dłoń Nykosa odzianego w surdut i specyficzną maskę. - Jak tu wspaniale! – wykrzyknęła z wielkim entuzjazmem Adela, zachwycają się rozmachem z jakim Hogsmeade zostało przygotowane na tę wyjątkową noc – Gdzie idziemy najpierw?
Spojrzał z pewnym przestrachem, łamanym przez fantazję, na Solberga dywagującego nad tym, jak się z takiej akromantuli spada. Rzeczywiście lot mógł być spektakularny, mógł być długi, mógł być krótki i brutalny, ale co ważniejsze - dobrze wyprowadzony łuk mógł skończyć się śmiercią, a nie byłoby nic piękniejszego umrzeć w Halloween. Kiedy pająki ruszyły przed siebie, Swansea złapał się włochatej szczeciny na głowie swojego rumaka w ostatniej chwili. Osiem nóg zasuwało w zawrotnym tempie i hop, jedna przeszkoda, hop druga, za każdym razem przewracając wnętrznościami w jego brzuchu i dziękował Merlinowi, że jednak nie golnął żadnego alko, bo mogłoby go już w jego brzuchu nie być. Przeszkodą, która pojawiła się przed nim, był jakiś szalony płotek obrotowy. Pająk dziwnym wygibasem rzucił się skokiem przed siebie, a Swansea rżał na głos z rozbawienia. Lepszego wyścigu nie mógłby wymyślić. Jego pająk jednak uparcie trzymał się pajęczaka Maxa, co było jednocześnie pocieszające i przykre - bo jednak przez to, że trzymał się Maxa, to go nie wyprzedził i ostatecznie byli na linii mety niemal łeb w łeb, choć jego akromantula jednak z drobnym opóźnieniem. Kiedy zsiadł, czuł trochę nogi z waty: - Wiesz co, chyba jednak skusze się na kieliszeczek... - stęknął, wspierając się o włochatą nogę swojej akromantuli - Dobra mućka, cacy... - poklepał pajęczaka po odwłoku, kiedy odprowadzano go na linię startową i spojrzał na Maxa: - To co, zostaje nam obkupić się w żarcie i picie i elo idziemy na afterek do Luxa?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Maxa zdecydowanie nie jarała myśl o śmierci w halloween. Za duże prawdopodobieństwo powrotu w formie ducha, a to byłaby dla niego gorsza kara niż samo życie. Mógł sobie jednak pofantazjować o bólu spowodowanym upadkiem z akromantuli, choć szczerze mówiąc, przyjąłby teraz jakąkolwiek czynność, która by mu bolesne doznania zapewniła. Szli łeb w łeb na tych oszukanych pająkach. Solberg bawił się wyśmienicie, choć jedna z przeszkód o mało co faktycznie nie posłała go na ziemię. Mgła otaczająca teren sprawiła, że nie dostrzegł jednego z płotków i tylko jakimś cudem, jego akromantula nie wyjebała się o nią na łeb na szyję. -Niestety żyję! - Dał znak, jakby było to potrzebne, gdy zwierz już odzyskał równowagę i ruszył dalej, by dosłownie o pół kończyny wygrać z pajęczakiem Lockiego. -No w końcu. Nosi mnie już. - Przyznał o wiele bardziej uradowany, niż wypadało. Przy Swansea mógł sobie pozwolić, a gdyby jednak kumplowi coś się stało, to był jeszcze na tyle trzeźwy, żeby udzielić mu pomocy. Mógł nawet poczekać, aż ten wypije, zanim przechyli swoje szkło, żeby mieć pewność, że intensywna opieka nie będzie tego wieczoru gotowa. -Ja tam potrzebuję tylko tej nalewki. Ale popatrzyć sobie można, co jeszcze oferują. - Był tak skupiony na swojej truciźnie, że nie zanotował, co jeszcze było do kupienia na porozstawianych straganach. -Lux odpada. Mam dzisiaj imprezę zamkniętą za grube miliony. Nie mogę przyjść najebany. Menadżerka wszystko ogarnia, złota kobieta. - Wyjaśnił, proponując zaraz, że mogą przecież zrobić afterparty gdziekolwiek. Jak dotąd nigdy nie był to dla nich problem. Był za to dumny, że skompletował sobie na tyle zaufaną ekipę w "Luxie", że nie czuł żadnych obaw, przed pozostawieniem ich samych podczas takiego eventu. -Dawaj, zanim mi wszystko wychleją. - Pacnął kumpla w ramię i nie oglądając się na zwierzaki ruszył tam, gdzie rozpoczęli dzisiejszy wieczór.
Rosa mógłby się przebrać, ale za każdym razem przebranie kończyło, nie spełniając swojej roli. Jak ktoś mógłby uwierzyć, że jest wąpierzem, czy dżinnem, skoro i tak przez każdą maskę i każdy frak przezierał jego urok osobisty i charakter. Stawił się więc na imprezie po prostu elegancki, ubrany w pasujący tematycznie płaszcz, który był na tyle wygodny, żeby móc cieszyć się atrakcjami. Rzeczywiście umówił się z kimś, ale jego towarzystwo chyba było odrobinę spóźnione, więc w ramach zabicia czasu skierował się na stanowisko grzebania w dyniach, bo w tym roku jeszcze tego nie robił. Z zaskoczeniem obserwował, jak jego dynia się wierci, a gdy wyciął jej oko - mruga. Później drugie, mrugające równie wymownie, jakby tylko czekała na wycięcie otworu gębowego. Odrysował zaplanowany szablon i przymierzył się już do machnięcia różdżką w kształt uśmiechu, kiedy znienacka pojawiła się przy nim złotowłosa piękność. Spojrzał zaskoczony na kobietę w diademie, po czym rozpromienił się, rozpoznając w niej swoją przyjaciółkę. - Lou! - zaśmiał się pięknie - Zaskoczyłaś mnie na więcej niż jeden sposób. - spojrzał na jej niesforną dynię - Jak idzie?
Lyssa Heartling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : burza loków, anorektyczna budowa ciała
- I jak wrażenia? – zapytała wychodząc z kamienicy wprost na chłodne, październikowe powietrze. Od mniej więcej miesiąca przeglądały z Gryfonką ogłoszenia dotyczące mieszkań na wynajem, ale dopiero dziś udało im się umówić na faktyczne oglądanie lokalu. Mieszkanko nie było może pierwszej świeżości, ale miało dwie osobne sypialnie, co w oczach Ślizgonki stanowiło mały luksus. Spędziwszy ostatni rok w melinie na poddaszu, którą przerobiono na prowizoryczną noclegownię dla niewyżytych artystów, Lyssa nie miała wielkich wymagań. – Ciekawe, czy byłby skory zejść trochę z ceny… Opatuliła się ciaśniej grubym szalikiem i odpaliła papierosa, uważając, by nie dymić przyjaciółce w twarz, co było z jej strony rzadką uprzejmością, zazwyczaj bowiem nie przejmowała się takimi drobnostkami. – Chcesz? – wyciągnęła paczkę w kierunku Imogen, nim obie nie wyszły na główną ulicę, gdzie zostały porwane przez tłum zmierzający na obchody nocy duchów. – Mam nadzieję, że będą mieli grzaniec. – mruknęła, zaciągając się dymem, bo pomimo stosunkowo wczesnej pory i braku deszczu na zewnątrz panował przeraźliwy mróz… a może to tylko jej wychudzone ciało reagowało krzykiem na zmianę temperatury? Tak czy inaczej ani golf, ani zaklęcie rozgrzewające nie pomogło na gęsią skórkę, która powoli pięła się po jej kręgosłupie, powodując nieprzyjemne dreszcze. Gdy dotarły wreszcie do parku, w którym zorganizowano imprezę, Lyssa na moment przystanęła, dopalając papierosa i wyrzucając go do jednego ze stojących prze wejściu koszy na śmieci. Rozejrzała się uważnie, prześlizgując się wzrokiem po licznych atrakcjach, aż wreszcie odnalazła to, czego szukała. – Bingo. – mruknęła i bezpardonowo pociągnęła Imogen w kierunku stoisk z jedzeniem, piciem i pamiątkami. – Na co masz ochotę? Ja stawiam. – oznajmiła, ustawiając się w kolejce po grzane wino, którego korzenny aromat unosił się wokół niczym otulająca ich ciepła chmurka.