Uważaj, czai się tutaj dużo magicznych (i nie tylko) zwierząt!
Festyn Halloweenowy:
Festyn arymański
Głośny karuzeli trzask, ciche szepty "Zabaw nas!", udział weź w obłędnych grach, w ten festynu czas.
Hogsmeade wieczoru Nocy Duchów było nieco mniej senne niż zwykle. Dynie szczerzyły się na każdym rogu i na każdym parapecie, świecąc wirującymi w środku świecami. Girlandy halloweenowych ozdób pięły się po ścianach i lampach ulicznych, pohukując w takt lekkiego wiatru. Magiczna wioska była prawie całkowicie opustoszała, mieszkańcy znajdowali się bowiem w namiotowym miasteczku za osadą - miejscu, do którego zawitał w tym roku wędrowny festyn.
Ciche, ale zewsząd słyszalne nuty pozytywki prowadzą wszystkich chętnych do ogrodzonego niskim, kolorowym płotem obozowiska. Ogonek ludzi wlewa się wciąż do środka, dyskutując przyciszonymi głosami i wyciągając szyje, by ujrzeć wirujące karuzele, by usłyszeć nerwowe śmiechy i krzyki dochodzące z domu strachów, by poczuć zapach karmelowego popcornu i goździków, szczodrze dodawanych do grzanego wina.
Im bliżej pełnego kolorowych namiotów - od zwykłych szałasów po ogromne, cyrkowe płachty - miasteczka, tym bardziej wąski ogonek zmienia się w rozległe półkole, otaczające wąską furtkę wejściową oraz stojącą przy niej kobietę. Jej oliwkowa skóra mieni się w świetle lewitujących pochodni zmieniających barwę co kilka uderzeń serca, prawie skutecznie kryjąc szeregi zmarszczek i brodawkę na środku podbródka. Czarne, kręcone włosy niedbale włożone są pod srebrny turban spięty klamrą przyozdobioną ogromnym turkusem. Znad małego nosa na tłum zerkają czarne oczy, świecące nawet wtedy, kiedy nie odbija się w nich światło pochodni. Cała postać przybrana jest w powłóczyste, kolorowe szaty, które jakby samodzielnie zwijają się i rozwijają, pilnując by nie zamoknąć w wieczornej rosie. Dodatkowo brzęczy ona dziesiątkami talizmanów, bransolet i amuletów, które przyozdabiają jej strój od stóp do głów.
- Szampańskiej zabawy - skrzeczy kobiecina raz po raz wpuszczając kolejne osoby, pary, rodziny na teren wesołego miasteczka - Śmiało, śmiało - dodaje z szerokim, prezentującym perłowe zęby uśmiechem. W końcu przychodzi także twoja kolej - wwiercające się w tył głowy spojrzenie gospodyni czujesz aż do chwili minięcia kolejki do stoiska z watą cukrową.
Atrakcje
Horrendalnie obłędna karuzela - błyskająca jaskrawymi światłami karuzela śmiga dookoła niedaleko wejścia na teren festiwalu. Co chwilę chrzęszczy i trzeszczy, a niezajęte przez nikogo miejsca przeciągają się i próbują sięgnąć osób siedzących przed nimi. - Przecież nie gryzą - słyszysz za swoimi plecami cichy chichot i głos właścicielki festynu. Gdy się odwracasz jednak wcale jej tam nie ma.
Sprawdź bilet na jakie siedzisko udało ci się uzyskać. Rzuć k6.:
1 - Akromantula - podczas powolnej jazdy dookoła wszystkie osiem owłosionych odnóży podnosi się do góry i delikatnie gładzi cię po głowie i plecach. 2 - Bazyliszek - po wejściu na to miejsce głowa węża wykręca się do tyłu i usilnie się w ciebie wpatruje. Dopóki karuzela się nie zatrzyma nie możesz się poruszyć. 3 - Ponurak - siedząc na tym miejscu masz wrażenie, że karuzela trzeszczy jeszcze głośniej, a każde uniesienie się w górę czy w dół będzie jej ostatnim. Dodatkowo utwierdzają cię w tym przekonaniu dziesiątki pęknięć, które nagle pojawiają się wszędzie dookoła. 4 - Pikujące licho - figura co chwilę łopocze skrzydłami i głośno skrzeczy. Jej pisk słyszysz jednak tylko ty. 5 - Pustnik - podczas jazdy widzisz parę czerwonych oczu ukazujących się na niebie. Rzuć k6 - musisz w następnej kolejności skorzystać z właśnie tej atrakcji, "zachęcony" wzrokiem... pustnika.
Spoiler:
1 - Dom Strachów 2 - Strzelnica 3 - Beczka śmiechu 4 - Stoisko z eliksirami 5 - Trampolina 6 - Sklepik z pamiątkami
6 - Bogin - miejsce zmienia się podczas jazdy, przybierając różne kształty. Rzuć 3xk6 i sprawdź jakie - wyrzut "6" to kolejne trzy zmiany i trzy rzuty! Wyniki kolejnych "5" nadpisują poprzednie.
Intensywny dom strachów - naprędce zbita stodoła wypełniona jest standardowym w takich przybytkach atrakcjami. Powykręcaną ścieżkę wewnątrz otaczają wyskakujący zewsząd krwiożerczy klauni, wężowe poczwary wijące się pomiędzy nogami, obrzydliwe ptaki przelatujące nad głową, powykręcane lustra, które ukazują twarze gości w dziwacznych, niepokojących kształtach. Wchodząc do środka słyszysz brzęk bransolet i czujesz na ramieniu lekkie pchnięcie - zanim zdążysz się odwrócić jednak drzwi do środka zamykają się.
Ileż spędziłeś tam czasu? Rzuć k6.:
Parzysta - wychodząc widzisz jak gospodyni stuka lekko w ramię kolejną osobę. Widząc że zauważyłeś jej mały żart uśmiecha się i podnosi pazurzasty palec do ust, prosząc o milczenie. Dopiero po chwili orientujesz się, że mimo spędzenia pewnego czasu w domu strachów kolejka do innych atrakcji nie przesunęła się nawet o metr... a osoba wchodząca przed chwilą do środka miała buty takie same jak ty. Gdy podnosisz wzrok, kobiety oczywiście już nigdzie nie widać. Nieparzysta - wychodząc widzisz że księżyc przesunął się na nieboskłonie dość znacząco... o wiele bardziej niż powinien, biorąc pod uwagę że w domu strachów spędziłeś może kwadrans lub dwa. Festyn także jakby zmienił swoje ułożenie, a wszystkie stoiska są w innych miejscach, choć nikt nie zdaje się zwracać na to uwagi.
Stoisko z eliksirami - ogłoszone kolorowym szyldem Eliksiry, nawary i wywary madame Mainyu - najwyraźniej tak brzmi nazwisko gospodyni - stoisko zaprasza kolejnych gości do spróbowania różnych specyfików, oczywiście za darmo, przygotowanych w różnych formach. Można dostać tu nawet lody!
Wybierz, co cię interesuje. Rzuć k6 co tak czy inaczej wyląduje w twych łapkach:
1 - Hipnolody - zwykły rożek, na którym znajdują się trzy spore gałki lodów z wbitymi weń kandyzowanymi ananasami lub wiśniami. Sprawia to wrażenie, że lody wyglądają jak oczy i wpatrują się prosto w ciebie. Po zjedzeniu wszystkich masz wrażenie że tracisz przytomność - budzisz się po chwili w tym samym miejscu, z nogami bolącymi od długiego marszu oraz wielkim, pluszowym misiem w rękach... którego głowa z pewnością śledzi twoje ruchy. 2 - Eliksir piękna i czaru - przygotowany z dodatkiem włosów arabskich kuzynek wil sprawia, że do końca nocy promieniejesz wręcz urokiem, a twoja uroda przyciąga wzrok wszystkich... nawet figur na karuzeli i wymalowanych klaunów na ścianach. 3 - Żelek flegmowy - smakołyk, o którego pochodzenie i składniki lepiej nie pytać. Rozdawany jest pod postacią trzydziestocentymetrowego węża, który samodzielnie wspina się po twoim ręku i zawisa na ramieniu. 4 - Tonik le cirque du monde - po wypiciu tego specyfiku na twojej twarzy pojawia się stężały, szeroki uśmiech. Bardzo szeroki. Bardzo. 5 - Wywar Zarozumiałej Księżniczki - skosztowanie tego dymiącego, błyszczącego na zielono napitku sprawia, że twoje włosy nie tylko rosną, ale też zwijają się w przypominające węże kołtuny i zaczynają pełzać po twojej głowie. To mój ulubiony - słyszysz cichy szept przy swoim uchu. 6 - Wata z cukru i paproci - zielona wata nawijana na długie, połamane różdżki. Bardzo smaczna. Nieco kwaśna. Ach, no i niebo przybiera na parę minut fioletową barwę, a gwiazdy lśnią czerwienią.
Rzut k6 jest obowiązkowy, ale potem możesz próbować wszystkiego.
Trampolina "Winda do nieba" - wyraźnie łamiąca wszelkie zasady bezpieczeństwa i higieny pracy - oraz zabawy - trampolina stoi na festynie, zapraszając do skorzystania z jej gumowej powierzchni. Przyozdobiona jest rysunkami barokowych aniołków z powykręcanymi w złośliwych grymasach twarzami - choć nie masz zielonego pojęcia, czy taki był zamiar artysty, czy może upływ lat przetarł i zniekształcił malunki.
Rzuć k100.:
0-33 - skaczesz przez chwilę na trampolinie, nie zauważając nawet kiedy wystrzeliwuje cię ona tak wysoko, że jesteś w stanie dojrzeć Hogwart ponad zabudowaniami wioski. Na szczęście lądujesz bezpiecznie. 34-66 - hop, skok, hop, skok, hop skok hop skok hopskokhopsko... odbijasz się coraz szybciej, szybciej, szybciej, aż w końcu światła festynu, wioski, księżyca i gwiazd zmieniają się jedynie w wąskie smugi. W końcu zwalniasz i z zawrotami głowy schodzisz z atrakcji. 67-100 - masz wrażenie że trampolina zaczyna unosić się na powierzchnią ziemi, by w końcu wystrzelić cię wysoko w niebo - masz wrażenie, że zaczynasz nawet mijać kolejne migoczące gwiazdy. Zbliżasz się do księżyca - obraca się on, ukazując karykaturalną twarz madame Mainyu, która otwiera szeroko usta i z głośnym szczękiem zamyka cię w swojej paszczy. Zapada ciemność, a po chwili budzisz się na pustym polu pomiędzy namiotami. Trampolina została przeniesiona w inne miejsce.
Ekstraterrestrialna kolejka górska "Railway to Hell" - wagoniki przyozdobione są wizerunkami rogogonów węgierskich oraz chimer. Rozklekotane miejsca pozbawione są oczywiście pasów bezpieczeństwa. Najdziwniejsze jest jednak to, że nigdzie nie sposób uświadczyć pętli, zakrętów ani szczytów kolejki - składa się ona z oddalonych o dwadzieścia metrów dwóch, dużych namiotów połączonych torami, na których stoją wagoniki czekające na gości. Po wejściu i zajęciu miejsca wagonik lekko skrzeczy, po czym wjeżdża do jednego z namiotów.
Im wyższy wynik, tym więcej pętli udaje się wam przejechać.
Rzuć k100.:
1-10 - Pętla pierwsza - wycieczka kończy się dla ciebie wyjątkowo szybko. Po wjechaniu do namiotu zapada ciemność, a twoje miejsce zaczyna niebezpiecznie przechylać się w jedną ze stron. Orientujesz się, że wagonik się wykoleił, a ty wypadasz z namiotu... choć nie z tego, do którego wjechałeś. 11-20 - Pętla druga - wyjeżdżasz z namiotu prosto na kolejną, mniejszą pętlę, którą potężnie trzęsie zimny wicher. Wypadasz razem z wagonikiem, lądujesz na trawie przy namiocie. 21-30 - Pętla trzecia - przejeżdżasz poprzednie przeszkody, po czym docierasz do kleistego wodospadu, przypominającego bardziej szlam niż wodę. Zaczyna szybko twardnieć na twojej skórze - czeka cię dłuuugi, potrójny prysznic. Wagonik się zacina i wypada z torowiska - ty po chwili lotu w ciemności obijasz tyłek na trawie przy namiocie. 31-40 - Pętla czwarta - wagonik to przyśpiesza, to zwalnia w szaleńczych zrywach. Twoje wnętrzności wywracają się wewnątrz twojego ciała - robi ci się bardzo, bardzo niedobrze. Kiedy wychylasz się z siedzenia by sobie nieco ulżyć, wagonik traci równowagę i wypada na zewnątrz namiotu, ty razem z nim. 41-50 - Pętla piąta - pętla wyglądająca dość normalnie, oprócz tego że podczas przejeżdżania przez nią wpadasz w chmurę wściekłych chochlików kornwalijskich, które nie omieszkają ciągnąć cię za włosy i wziąć sobie twój nos na własność. Powodują niestabilność twojego pojazdu, co kończy trasę - na poletku obok namiotu. 51-60 - Pętla szósta - przejeżdżasz przez kolejne i kolejne płonące kręgi - na początku są z niegroźnego, magicznego ognia, który jedynie lekko cię łaskocze... parę chwil później orientujesz się jednak, że robi ci się coraz cieplej, a w końcu płomienie po prostu zaczynają cię parzyć! Wagonik szczęka, chrupie i wypada z toru - z powrotem na festyn. 61-70 - Pętla siódma - ta pętla jest chyba częścią niedalekiego domu strachów - na wagonik wskakują i próbują się wspiąć jakieś pazurzaste istoty wyposażone w długie noże, a dookoła wiszą sznurowe pętle z wisielcami wciąż dyndającymi na wietrze. W końcu któryś z nich uderza w bok wagonika, który wypada z okręgu - dobrze wiadomo gdzie. 71-80 - Pętla ósma - wydaje ci się, że najgorsze za tobą - widok który przed tobą się roztacza przypomina zwyczajny, tradycyjny lunapark. Dookoła latają wróżki, słyszysz szepty w swoich uszach, na górze pętli siedzi satyr popijający wino... dopiero po chwili zauważasz, że wróżki są nagie, a szepty zachęcają cię do wyskoczenia z wagonika. Nawet jeśli ty tego nie robisz, to najwidoczniej sam pojazd dał się przekonać i powoli przechyla się w lewo, ku nicości w dole. Ciemność mija po paru chwilach, by ustąpić miejsca twardemu lądowaniu na trawie. 81-100 - Pętla dziewiąta - tu jest po prostu przeraźliwie zimno. Non stop spadają dookoła dwumetrowe sople lodu, twoje zęby szczękają jak szalone, a sypki śnieg próbuje oblepić każdy możliwy cal kwadratowy twojej skóry. W końcu jednak dojeżdżasz do końca i wyjeżdżasz z drugiego namiotu, a wagonik zatrzymuje się w tym samym miejscu, do którego chwilę temu wsiadłeś.
Raczej bezpieczna strzelnica - weź w dłoń swoją różdżkę i postrzelaj zaklęciami do przywiązanych do mini-karuzeli, piszczących gnomów - oczywiście pod postacią ożywionych, szmacianych lalek... nikt jednak nie powiedział, że wcześniej nie one prawdziwymi stworzonkami.
Rzuć k6:
1, 2 - wynik dość słaby - troll ochroniarz mruczy, żebyś nie blokował atrakcji dla innych gości i bezpardonowo wyrzuca cię z namiotu. 3, 4 - idzie ci dość przyzwoicie. W nagrodę troll poklepuje cię po plecach. Nieco boli. 5, 6 - nie masz litości dla żadnego z gnomów, nawet pomimo zaskakująco prawdziwych okrzyków strachu wydobywających się z lalek. Odwracasz się i kierujesz ku wyjściu - zauważasz tam madame Mainyu, której szeroko otwarte oczy wskazują, że nawet ona jest nieco zaniepokojona twoją bezwzględnością. W nagrodę otrzymujesz od niej pięknie wyszlifowany rubin, który w ciemności zdaje się świecić tak, jak prawdziwy płomień.
Irracjonalna beczka śmiechu - szczyt zabawy - czarodziejska, ogromna beczka unosząca się parę metrów nad ziemią, która - po wejściu do środka - zaczyna piekielnie szybko kręcić się dookoła własnej osi. Do tego na czas trwania zabawy rzucone zostało na nią zaklęcie świstoklikujące - lepiej mocno się trzymaj! Przed wejściem wita cię jeszcze plakat z mrugającą podobizną gospodyni festynu, podpisany słowami "Relaks dobry na wszystko!".
Rzuć literą:
A - lądujesz w górach Afganistanu, w samym środku jakiegoś rytuału polegającego na wezwaniu ognistych ifrytów. Zanim zdenerwowani kultyści są w stanie cię zadźgać, beczka wraca do Hogsmeade. B - pojawiasz się w Beninie z głośnym pyknięciem i świstem wichru. Wielka beczka przegania kilka osób pochylonych nad truchłem lamparta - przed powrotem zauważasz jeszcze, że zwierzę pozbawione jest wibrysów oraz łap. C - w Chinach jesteś świadkiem jak olbrzymi ogniomiot - gatunek smoka - dewastuje magiczną wioskę położoną w malowniczej dolinie. Lepiej szybko zmykać, co oczywiście samoczynnie robi beczka. D - duńskie wybrzeże również nie ma się zbyt dobrze - kilkoro kłusowników akurat kończy polowanie na rzadki gatunek kelpie z Morza Północnego. Zanim jesteś w stanie coś zrobić, wracasz do Brytanii. E - lądujesz w Etiopii. Jesteś świadkiem pojedynku dwóch czarodziejów, podczas którego jeden z nich spada z wysokiego klifu ku swojemu końcowi. Nim drugi wyceluje w twoją stronę, beczka znika z głośnym pyknięciem. F - we Francji pojawiasz się w mrocznych, wilgotnych katakumbach - jak niby zmieściła się tutaj taka ogromna beczka?! Akurat kilka zakapturzonych osób spożywa tam posiłek. Byłby to z pewnością dość uroczy widok, gdyby nie uszy pływające w zupie. Zanim jesteś w stanie dołączyć do kolacji - jako gość lub posiłek - wracasz do Hogsmeade. G - Grecja - dom filozofów, olimpijskich bogów oraz najwyraźniej kilku osób oddających część mumii siedzącej na trójnogu i wydzielającej z siebie trujące - ale tylko lekko! - narkotyczne opary. Znikasz w chwili, kiedy zasuszone ciało obraca głowę w twoją stronę. H - w Hondurasie - a na pewno gdzieś w jego okolicy - możesz obejrzeć zarys tutejszej szkoły magii, Tecquali. Dodatkowo w bagnie u podstawy jej murów spoczywa jakaś ogromna bestia, która zaczyna wić się w twoją stronę - zanim jej paszczęka zamyka się na beczce, ta znika. I - beczka ląduje na ogromnym posągu czterorękiej bogini z szablą w każdej dłoni. Niestety, twoje pojawienie się psuje najlepszą część przedstawienia - kobieta, która ma zostać spalona na stosie, w czas ucieka gdzieś w mrok. Nim wyznawcy są w stanie cię dopaść, znikasz. J - zapach kwiatu wiśni, cichy świst wiatru - japońską idyllę przerywa pojawienie się beczki, obwieszczone głośnym trzaskiem. Najwyraźniej budzisz tym samym coś pod ziemią, gdyż ta zaczyna się trząść, a spod powierzchni dochodzi do twoich uszu wyjątkowo głośny ryk. Zanim jednak zapadniesz się w trzewia matki ziemi, pojawiasz się ponownie w Brytanii.
Atrakcyjne (i nie tylko) pamiątki - rozklekotane stoisko prowadzone przez czarodzieja z wyraźnie sporą domieszką krwi goblinów - co widać nie tylko po wzroście, ale i wyjątkowo nieprzyjemnych rysach twarzy i wyjątkowo długich paznokciach - oferuje różnorakie pamiątki i przedmioty, które z pewnością są uznawane za bardzo przydatne... przynajmniej w niektórych kręgach. Wszystkie kosztują równo sto galeonów.
Spoiler:
101 Przepisów Madame Mainyu - uśmiechnięta gospodyni szczerzy się z okładki, trzymając za łodygę zatopioną we wrzątku i wijącą się mandragorę. W środku możecie znaleźć przepisy na takie specjały jak beszamel ze śliny trolla, jaja hipogryfa w mundurkach czy ciasteczka nasenne z domieszką cierpienia niewinnych. +1 Czarna Magia oraz Magiczne Gotowanie.
Chatka z piernika - przenośny, możliwy do schowania w kieszeni breloczek, który po wypowiedzeniu odpowiedniej frazy (domyślnie jest to "mam smaka na mięsistego chłopaka") powiększa się do rozmiarów niewielkiego domku, w którym bez problemu można spędzić noc lub zaspokoić głód kawałkiem ściany. Szczególną uwagę przyciąga bardzo duży piec. +1 Czarna Magia oraz Transmutacja.
Pantanalska Kryształowa Kula - w tej kryształowej kuli zamknięte są, zamiast zwykłej mgiełki, trujące opary znad bagien Pantanalu w Ameryce Południowej. Kula ma w zwyczaju pokazywać najczarniejsze wizje i najgorsze scenariusze, które niestety często się potem sprawdzają. +1 Czarna Magia oraz Wróżbiarstwo.
Skrzydełka Skrzekacza - małe skrzydełka, które można doczepić do quidditchowego kasku. Pozwalają lepiej kontrolować tor lotu, ale przede wszystkim wydają z siebie okropny, przerażający świst, kiedy są napędzane pędem wiatru. Nielegalne w oficjalnych meczach. +1 Czarna Magia oraz Gry Miotlarskie.
Amulet z Paznokci Trolla - szereg nanizanych na lnianą nić paznokci górskiego trolla, przypominających bardziej bezkształtne kamyki niż cokolwiek innego. Nie mają specjalnych właściwości, większość mniejszych zwierząt staje się jednak o wiele bardziej ostrożniejsza przy osobie, która może pochwalić się taką zdobyczą - ze strachu lub wdzięczności. +1 Czarna Magia oraz ONMS.
Łycha Samobijka - wielka, metalowa chochla samodzielnie mieszająca w kociołku. Odporna jest na wszelkie żrące wywary, a dodatkowo sprawuje też funkcję obronną, atakując wszelkich złodziei zbliżających się do wiedźmiego kotła. Znane są przypadki, gdy rozwścieczona łycha potrafiła rozłupać czaszkę jakiemuś nieszczęśnikowi. +1 Czarna Magia oraz Eliksiry.
Strach na Wróble na Różdżkę - wystarczy by założyć go na trzonek różdżki, a strach na wróble obejmuje nadgarstek właściciela bardzo mocno. Teraz nie musisz chować różdżki do kieszeni! Możesz mieć ją zawsze w zasięgu ręki! Dosłownie! Szkoda, że trzyma Cię zawsze tak mocno i nie chce puścić na kilka godzin kiedy to robisz - ale to bywa przydatna rzeczą, prawda? Strach na wróble dodatkowo bardzo mocno pachnie jesiennymi ziołami. +1 Czarna Magia oraz Zielarstwo.
Karuzelowa Pozytywka - działa tylko na dotyk właściciela, a żeby nim zostać trzeba mieć co najmniej 1 własny punkt z Czarnej Magii. Pozytywka wykrywa sama wykrywa kiedy właściciel się zmienił i nie używa swojego działania tylko i wyłącznie na niego. Inni słyszą bardzo klasyczną, staroświecką melodię, która zaburza i nęci ich myśli. Legimilenci, oklumenci, hipnotyzerzy i wile nie mogę używać swoich zdolności i bardzo trudno jest im dojść do źródła tego co zakłóca ich dar. Często sprawia, że czarodzieje wygadują się ze swoich sekretów podczas rozmów, zaś mugole - usypiają słysząc jej dźwięk. +1 Czarna Magia oraz Wróżbiarstwo.
Krzywe Zwierciadło - Dla innych dom luster to jest powód do śmiechu, dla innych rozdrapywanie starych kompleksów. To zaś jest połączeniem tych dwóch rzeczy. Zerkając w lusterko z jednej strony widzisz swoją największą wadę, zaś z drugiej największą zaletę. Możesz wyszeptać imię innej osoby by poznać jej cechy charakteru. Siłą woli i zaklęciami transmutacyjnymi możesz próbować ćwiczyć i zmieniać obrazy na krótką chwilę. Przez maksymalnie godzinę zmieniasz u siebie lub kogoś innego kluczowe cechy, zmieniając go w pewien sposób. Osoba ta nie będzie wiedzieć co się wydarzyło, ale lusterko musi chłonąć dużą ilość magii, więc można go ponownie użyć po 24 godzinach. Nie można go kupić w zwykłych sklepach, jest nielegalne. +1 Czarna Magia oraz Transmutacja.
Zasady
• Festyn odwiedzać można do 13.11. Fabularnie rozgrywa się on w Noc Duchów. • Po wejściu na teren festynu należy zostać tam do rana - mechanicznie oznacza to, że po pojawieniu się w temacie nie można dać z/t. • Wszelkie pytania kierować do @Darren Shaw. • Miłej zabawy i wesołej Nocy Duchów!
C. szczególne : szeroki uśmiech, roziskrzone spojrzenie, głośny śmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech, gdy Jinx przystał na warunki zakładu. Bez swoich magicznych pantofelków był bezużyteczny w takich aktywnościach, a ona sama uważała się za niezwykle gibką i wysportowaną łanię, która miała o wiele więcej do wygrania – zresztą, nawet gdyby przegrała powinien w ramach pocieszenia w tym trudnym okresie zaproponować jej rozrywkę w postaci skorzystania na chociaż jeden dzień z talarii. – Sprzątanie odpada, przecież z was są takie czyścioszki, że nie ma co ogarniać – parsknęła, z ironią wytykając im skłonność do robienia syfu na każdym kroku, do którego zresztą już się zdążyła przyzwyczaić i traktowała go jako niezbędny element codzienności. – Za to rekwizyt z domu strachów brzmi jak coś, co nie dość, że pięknie ozdobi ostatni skrawek wolnej przestrzeni, ale i jednocześnie będzie świetnym pretekstem do opowiedzenia jak to z wielkim wrzaskiem wyleciałeś z tej chatki – z uśmiechem szturchnęła Rivera, a kiedy wyłapała, że Eugene spogląda najpierw na dom strachów, a potem na nią, machnęła tylko lekceważąco dłonią, szeleszcząc przy tym prześcieradłem. Może i wciąż z tyłu głowy czaiły jej się wspomnienia poprzedniej nocy duchów, kiedy z Murphym hasała wesoło po podobnym przybytku i zakończyła je z traumą stulecia spowodowaną zetknięciem się z boginem, ale nie widziała powodów, aby rezygnować teraz z jakiejkolwiek przyjemności czy okazji do dobrej zabawy, bo nawiedzały ją duchy przeszłości. – Jeśli sądzisz, że przyprowadzę jakąś potencjalną randkę do mieszkania, gdzie może natknąć się na was to się srogo mylisz. Także itemy zdobyte przez Szopa to najmniejszy problem w porównaniu do naszego wzajemnego towarzystwa w pakiecie – zachichotała i ruszyła w kierunku trampoliny. – Plan idealny – zgodziła się z Rakunem, nawet jeśli opowiedzenie żenującej historii wymagałoby od niej wspięcia się na wyżyny kreatywności, żeby uwzględnić taką, której jeszcze nie słyszeli. Z pomocą Jinxa wspięła się na atrakcję, uprzednio upewniając się, że na pewno zdjął swoje buty. – No to nakurwiamy – zawyrokowała i wykonała pierwszy skok. Każdy kolejny coraz bardziej oddalał ją od wszelkich atrakcji, wioski i problemów – szybowała ku górze i rozkoszowała się wiatrem we włosach, czując adrenalinę i satysfakcję, bo unosiła się w powietrzu bez konieczności posiadania skrzydeł, które wciąż były odległe, nawet jeśli nie miała pewności, że opanowanie zdolności animagii jakkolwiek ją do nich przybliży. Świat dookoła rozmywał się, a jedyne, co dostrzegała to wąskie smugi światła i co rusz migające sylwetki przyjaciół. Gdy w końcu wylądowała, z trudem powstrzymała odruch wymiotny; przysiadła na chwilę na ziemi, próbując dojść do siebie. – Zaraz się zrzygam – odpowiedziała przyjacielowi i przewróciła oczami na jego decyzję o podzieleniu się jakąś opowiastką przez wszystkich. Ta opowiedziana przez Jinxa wyjątkowo ją rozbawiła. – Kisnę, a więc to o tobie były te plotki, że jest jakiś ekshibicjonista w Gryffindorze. No nic, moja kolej. Chyba ci tego nie mówiłam, nie? Na pewno nie, bo do tej pory wypierdala mi żenometr jak o tym myślę. Z dwa lata temu próbowałam niezauważona czmychnąć do dormitorium. No jak ninja zapierdalałam po tych schodach, chowałam się za zbrojami i srałam w gacie, że ktoś mnie przyłapie, bo już było przed północą. A ja zasiedziałam się w kuchni u Irka, który mnie jakimś samogonem częstował. No i idę dziarsko, już mnie niewiele dzieli od pokoju wspólnego, a tu kurwa widzę, że ktoś ciśnie po korytarzu. Zerkam, a to wiecie, ciemno było, ja też aldente, ktoś niski w miarę, więc z marszu stwierdziłam, że to jakiś gówniarz też się pałęta. Więc na pewniaka zapierdalam dalej, jeszcze jak go mijałam to jak ostatni dzban zarzuciłam luzacko, że dobrze, że żadnego patrolu nie ma, bo wracam od Irka po kilku piwkach i żeby lepiej się kitrał, bo piętro niżej prefekci urzędują. O jak się zdziwiłam jak mi odpowiedział dość poważny głos, że docenia szczerość, ale że jutro dostanę szczegółowe informacje co do szlabanu. Zachichotałam jaki to nie jest zabawny i że wyrośnie jeszcze z niego niezły dowcipniś i poszłam do siebie, a rano dostałam sowę od Harringtona, że mam puchary polerować w izbie pamięci. Taka kurwa heca – podsumowała i zgarnęła od przyjaciela grzańca.
Kompletnie nie rozumiał co się dzieje, zwłaszcza gdy jeszcze w grę wszedł język francuski; wiedział tylko, że Vincent wyglądał na zestresowanego i zaczynał się coraz mocniej dystansować, co nie wpływało też najlepiej na automatycznie spinającego się przy tym Bee. Puchon zgarnął ostrożnie z powrotem swoje rzeczy, nie chcąc ich pogubić i szukając jakiegoś zajęcia dla swoich rąk, skoro czas na przytulanie - Merlinie, przytulał Vincenta Beulieu-Émeri - dobiegł końca. - Trochę w- żartuje pan? - Wyrwało mu się z niedowierzaniem, gdy wpatrywał się oszołomiony w tarczę podsuniętego mu zegarka. Rozejrzał się, szukając jakichś wyjaśnień, ale żadne nie nadchodziły. Najwyraźniej naprawdę stracił godzinę ze swojego życia w domu strachów, nie czując żadnej nadprogramowej sekundy, gdy przechodził przez ciężką kotarę. - Pewnie- pewnie tak, tak… - zgodził się dość odruchowo, pozerkując na pobliskie atrakcje w rozproszeniu, którego absolutnie nie mógł się teraz pozbyć. Magia potrafiła go nieźle zaskoczyć, ale zgubiony czuł się dopiero teraz, gdy dotarło do niego, że naprawdę musiał tkwić w jakimś dziwnym zawieszeniu przez całą godzinę. - …dobra - przytaknął, tę wizytówkę odbierając już jak najwyższą nagrodę, ostrożnie trzymając ją w palcach, jakby miała szansę się pokruszyć przy zbyt mocnym nacisku. Uniósł jeszcze nieco niepewne spojrzenie na ciemne tęczówki swojego rozmówcy i uśmiechnął się zupełnie odruchowo. - Dobrze. Odezwę się - obiecał nieco przytomniej, próbując nie brać do siebie, że Vincent miał go już zwyczajnie dość - zresztą nic dziwnego, skoro najwyraźniej czekał na niego przez godzinę… - Dziękuję panu bardzo, naprawdę. I było niesamowicie pana spotkać - dodał jeszcze, niby już postępując drobny krok w tył, ale potrzebując wyraźniejszego sygnału od samego Beaulieu-Émeri, by rzeczywiście się wycofać, spojrzeniem i tak jeszcze raz za razem przeczesując tłum w poszukiwaniu znajomego futra - okazało się to faktycznie dość pomocne, bo też dzięki temu znalazł @Basil Kane. - Heeeeej - przywitał się przeciągle, powolutku podchodząc do chłopaka, który kręcił się przy stoiskach z jakimiś napojami, w tym pewnie i grzańcami. - Jak bardzo zły jesteś? - Dopytał, nerwowo przytulając misia mocniej, nawet jeśli nie do końca potrafił ukryć dalej kryjący mu się w kącikach ust uśmiech; nie było go długo, znacznie dłużej niż podejrzewał, w końcu minęło trochę koło godziny, a on dopiero wracał do Ślizgona, z którym przecież tutaj przyszedł. - Mogę ci postawić grzańca na przeprosiny, chcesz?
Pojawiłam się na festynie pod sam koniec jednak bynajmniej nie w celach zabawy. Wiedziałam, że na podobnych uroczystościach odbywa się również handel rzeczami, które są co najmniej podejrzanego pochodzenia jednak nie są one oficjalnie zabronione. Mimo wszystko zależało mi na tym, by widziało mnie jak najmniej osób. Dlatego skradałam się teraz przez wyludniony już nieco plac w kierunku stoiska. Sprzedawca był równie podejrzany co jego towary. Niemniej był wyjątkowo usłużny. -Witam piękną panią. Proszę obejrzeć sobie moje towary. Mam wyjątkowo ciekawą kolekcję amuletów i talizmanów. Są one wyjątkowo przydatne jeśli chcemy poprawić swoje wyniki w dziedzinach magicznych. Kosztują jedyne sto galeonów za sztukę. -Hmmm... To ciekawe, chociaż trochę drogie. Czy ma pan coś co poprawi moje zdolności opieki nad magicznymi stworzeniami? -Oczywiście dobrodziejko - półgoblin zaczął grzebać wśród rozłożonych towarów i wyciągnął coś co wyglądało na kamyki. - Amulet z paznokci górskiego trolla. Życzy pani sobie zapakować czy będzie łaskawa nosić na szyi od razu? Trzeba mu było przyznać, że umie zadawać pytania. Niemniej jednak zapłaciłam mu umówioną kwotę i odeszłam od stanowiska zakładając amulet na szyję.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Zabłądził na tym festynie z trzy razy, zanim zdecydował, że to chyba pora złapać rozchodniaczka i zbierać kości do zamku. Przez chwilę jeszcze gdzieś wydawało mu się, mignęły mu te długie nogi w kabaretkach, które skusiły go, by sprawdzić, dokąd prowadzą te tory, ale zalotny duch, jak to duch, rozmył się gdzieś w tłumie. Bazyl przez chwilę pokrążył po swoich znajomkach ze Slytherinu, trochę robiąc głupie żarty, a trochę strasząc dzieciaki z Doliny, które nieroztropnie przyszły na festyn zobaczyć prawdziwe strachy. Nie miał jakoś specjalnie już humoru na te zabawy, trochę robił się śpiący, a trochę głodny, z tego wszystkiego zaczął się nawet wkurwiać. Gdzie jego sekretny skrót do kuchni, żeby wyżebrać od skrzatów dyniowe ciasteczka?! Rozejrzał się za sekcją kateringu, był bowiem pewien, że podczas swojej tułaczki widział gdzieś takową, a kiszki mu marsza grały. Minął stoisko z pamiątkami, ubolewając nad tym, że Madame Manyu nie miała żadnej książki w swojej ofercie poza tą do gotowania i zatrzymał przy stoisku z grzanym winem i ciastkami, wyciągając z kieszeni i odliczając galeony na trochę łakomstwa przed drogą z powrotem do zamku. Musiał wracać na noc, ale nikt nie mówił, że musiał wracać trzeźwy. Kiedy w kolejce przyszła jego, cóż, kolej, usłyszał za plecami znajome, urocze "heeej" dziwnie przepraszającym tonem. Zmarszczył brwi w nieukrywanym niezadowoleniu, bo Bazyl się nie szczypał i jak mu coś nie pasowało, to się z tym uzewnętrzniał z ochotą jak wściekle bzycząca pszczoła. Obejrzał się ze zmrużonymi oczami, dostrzegając Valentine'a z jego wielkim miśkiem i na domiar wszystkiego jeszcze się skrzywił. - O prosze, kto sobie przypomniał o starym Bazylu. - cmoknął, unosząc brwi. Niech go kule biją, jak można być tak uroczym człowiekiem.- Zły? O co. O to, że mnie wyciągasz na imprezę, a potem zostawiasz samego? Przecież nie ma o co. - zadarł obrażony nos i spojrzał na menu- Sam sobie kupię. - burknął, po czym zamówił ciastko i dwa grzańce, bo skoro Bee się jednak odnalazł cały i zdrowy, to chciał być tym dobrym kolegą i o niego zadbać. Podał mu jeden z parujących kubeczków w czarne koty przeskakujące przez śmiejące się dynie, po czym wziął swój i pachnące cynamonem, wielkie ciastko przypominające stracha na wróble, który usilnie próbował się z Bazylowej ręki wyrwać. - Miałeś od razu jakieś zadanie rekrutacyjne, że Cię na tyle wsiorbało, czy to CV pisałeś mu rylcem w skórze na plecach, żeby nie zapomniał?
- Baaaaaas - jęknął, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie znajduje się na najlepszej pozycji, bo przecież naprawdę wystawił chłopaka na zdecydowanie zbyt długo, by móc się bronić samym przekazywaniem CV. - Przepraszam, to było głupio, ale tak strasznie nie chciałem zaprzepaścić tej okazji - wyjaśnił ostrożnie, zgarniając grzańca z jeszcze większym poczuciem winy, bo teraz dodatkowo był winny Ślizgonowi pieniądze, co już w ogóle było przesadą. - Nie no... trochę taka rozmowa rekrutacyjna, tak myślę, no i musiałem się wytłumaczyć dlaczego go tak zagaduję na randomowym evencie i- i poszliśmy do domu strachów, bo trochę nie wiedziałem jak mu odmówić, no bo nie chciałem być tchórzem, a potem się okazało, że utknąłem tam na godzinę - wyjaśnił szybko, marszcząc brwi, bo sam słyszał jak głupio i nierealnie to brzmi - z drugiej strony, Basilowi bliższe było magiczne życie, więc może dla niego nie było to tak kosmiczne. - Czego ja w ogóle nie poczułem, w sensie tej godziny. Nie wiem. W każdym razie, naprawdę przepraszam, nie chciałem cię tak wystawiać, nie zrobię tak więcej, choćby pan Beaulieu-Émeri miał mnie przyjąć do pracy tu i teraz - oświadczył uroczyście, a jednak ściszając przy tym nieco głos, jakby wspominany czarodziej miał nagle pojawić się tuż obok i zabrać mu tę "odrzuconą" szansę sprzed nosa. - Wybaczysz mi troszkę?...
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Słuchał tych niejasnych wyjaśnień piąte przez dziesiąte, bo nie wiadomo co Valentine musiałby mu powiedzieć, żeby się Bazyl od-zezłościł. Może jakby go wciągnęło bagno, albo przyszedł w rzeczywiście podartych gatkach, bo go napadł pustnik, albo coś, to by bazylowe serce węża zmiękło, ale tak? Jeszcze poszedł z nim do domu strachów, do którego Bazyl chciał z nim iść? Był oburzony! Na całe szczęście miał twarz z kamienia i jedynie bardziej się skrzywił na to tłumaczenie. - Meh. - machnął ręką, bo dość już szczempić ryja o tym domu strachów, wiercić mu dziurę w brzuchu, kiedy on specjalnie nie poszedł na inne atrakcje, bo chciał na nie iść z Bee. Odgryzł ciasteczkowemu strachowi głowę, co jednak nie powstrzymało cukierniczego wyrobu, przed dalszymi próbami uwolnienia się z uścisku jego palców- Tak się już nie zarzekaj - uniósł brwi na tę kuriozalną obietnicę- jak Ci przyjdzie tu dać pracę od progu, to w podskokach masz pobiec i mu ładnie podziękować. - łyknął grzańca, rozglądając się za jakimiś stolikami, albo ławeczkami, bo mu już trochę nogi w dupę właziły od tego błąkania się między stoiskami, straganami i atrakcjami. Podeszli kawałek obok strefy gastronomicznej i Bazyl przycupnął sobie na kamieniu, jak to na gargulca przystało i zwrócił spojrzenie dwubarwnych tęczówek na puchona. - Zastanowię się, Bee. - powiedział zadziwiająco szczerze. Prawdopodobnie będzie chował tę urazę w sercu przez najbliższe dwadzieścia lat, jak to Bazyl, ale czy w związku z tym rozżaleniem coś zrobi? Prawdopodobnie nic. Prawdopodobnie. -Nie za ostry? - zapytał, wskazując podbródkiem na grzańca. Na jego gusta było za dużo cynamonu, przez co trochę paliło w gardło przy przełykaniu, ale zaraz zagryzał ciastkiem, więc dało się znieść- Spróbuj. Tylko trzymaj mocno, bo ucieknie. - podstawił mu bezgłowego stracha pod nos.
Ulga pojawiła się na twarzy Amerykanki, gdy Payton zapewnił, że nie ucierpiał podczas ich szalonej przejażdżki. Gdyby coś się stało, bardzo by siebie winiła, bo w końcu to ona go zapraszała na halloweenowy festyn. Wyglądało na to, że te czarodziejskie są jeszcze bardziej podkręcone i cholera wie, co ich może spotkać. Na mugolskich festiwalach Ariadne przynajmniej zawsze miała pewność, że atrapy duchów to serio atrapy, a nie duchy. - Jestem strasznym tchórzem - Ariadne zaśmiała się nerwowo, ewidentnie zawstydzona tym, jak bardzo się tych płomieni wystraszyła. Dalej pozostawała porządnie roztrzęsiona i niespokojna. Zawsze uważała, że brakuje jej odwagi, a stres, jaki odczuwała podczas swojej pierwszej aurorskiej misji niemal doprowadził dziewczynę do omdlenia. Jednak zdobyła wtedy przydatne informacje, dowód, a do tego nie wzbudziła niczyich podejrzeń pomimo wymachiwania odznaką. Uznawała to za głupie szczęście, ale gdzieś w głębi podświadomości czuła, że gdy chce to potrafi wykazać się nie lada mężnością. Tylko że posiadała niezbyt wielką pewność siebie i we własnych oczach zwykle wypadała blado. - Może nie próbujmy pozostałych przejażdżek. - poprosiła nieśmiało. Jakoś całkowicie przeszła Ariadne ochota na ryzykowanie kolejnego wpadnięcia w płomienie. Zmusiłaby się, gdyby Paytonowi zależało, ale chłopak chyba fanem tego mrocznego święta nie był. Na stoisku z eliksirami nie stało się nic złego, więc mogli trochę tutaj postać. Ariadne wcinała watę ze smakiem, przyglądając się kolorowemu niebu, gdy Payton pokazał jej swój flakonik. - No ja bym się obraziła, przecież Ty wcale nie potrzebujesz żadnych eliksirów piękna, Payton. - uśmiechnęłaby się, gdyby już nie była bardzo uśmiechnięta. Mówiła to żartobliwie, ale jednak szczerze. Za każdym razem, gdy widziała Kingstona, porażała ją zadbana uroda i uwodzicielski uśmiech chłopaka. - To jakiś fortel, bo nic się nie zmieniło. Zapewniła, zatapiając się na moment w oczach Paytona. Wypuszczone spomiędzy pomalowanych na czerwono warg westchnienie sugerowało, że eliksir jednak nie był ściemą. Mogłaby teraz wpatrywać się w Kingstona bez przerwy. Z chęcią przysunęłaby się też bliżej, aby mógł objąć ją ramieniem... Wyprzedził Ariadne w tym zamiarze, chowając się za jej plecami. - Odczepcie się, on jest tu ze mną. - wymamrotała "gniewnie" w stronę gapiących się na Paya klaunów. Niech sobie kogoś innego wypatrzą, bo tu jasnowłosa była pierwsza! Wyprostowała się, aby sprawiać wrażenie większej. Zamierzała bronić swojego towarzysza. Co prawda, jeśli klauny wyszłyby teraz z ram malowideł, to nie wiadomo kto zwiewałby szybciej: Pay czy Ariadne. Niemalże podskoczyła, gdy obok ich dwójki pojawili się inni uczestnicy festynu, dlatego że jeden wyglądał jak przerośnięty lew. Wystraszona w pierwszym odruchu zamieniła się z Kingstonem miejscami, wtulając się w plecy chłopaka. Co to do diabła było? Kompletnie nie połapała się, że to czyjeś przebranie, dopóki nie odezwał się jakiś nieznajomy. Przy ogromnej bestii czuła się bardzo onieśmielona. - Dobry wieczór, Ariadne Wickens. - bąknęła więc do tych obcych ludzi, próbując zerknąć na twarz Paytona kątem oka. Może to jacyś jego przyjaciele...?
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Na pewno w porównaniu z Paytonem nikt nie był większym tchórzem od niego. Całkowicie przyjął z ulgą i nawet ochoczo przytaknął, gdy Ariadne zaproponowała, żeby już nie próbowali pozostałych przejażdżek. Oh Merlinie nie będę grzeszył przez następny tydzień. - No właśnie. - Pokiwał głową, wdzięczny za słowa Wickens, która poparła to, że Kingston powinien się obrazić na babę, wręczającą mu eliksir piękna i czaru. Wypita fiolka prawie przyprawiła go o zawał, nienawidził klaunów. Zresztą kto je lubił, ale jak tak Ariadne postanowiła go bronić przed wymalowanymi rysunkami dziwnie się gapiącymi, uśmiechnął się i nawet mu przeszedł lęk przed tym, że jakieś dziwne stwory, obrazki czy figury mogły go chcieć zaciągnąć w jakieś krzaki i zerżnąć. - No właśnie! - Ponownie powtórzy to jedno słowo, ale tym razem brzmiało ono jak dopingowanie Wickens, a nie stwierdzenie faktu, że jest olśniewający. Przez krótki moment, gdy tak na nowo zwrócił swoją uwagę na Ariadne, a ta wpatrywała się w niego, niczym pod wpływem uroku wili, myślał, że w końcu ich usta się złączą w iście delikatnym pocałunku, aby przejść do bardziej gorącego namiętnego... No ale chuj przyszedł Drake i zepsuł idealny moment. Payton z chęcią by go opierdolił albo kazałby mu spadać, ale gdy zobaczył @Drake Lilac to całkowicie zignorował niemal jego towarzysza @Wacław Wodzirej. Te eliksiry piękna i czaru, ah. - Drake nie możesz wyglądać lepiej ode mnie przy mojej lady. - Oburzył się i strzelił focha, myśląc o tym, że gdyby podążał za tradycją raz dziewczynka, racz chłopaczek, to kazałby zrzucać futro Lilacowi i zaciągnąłby go do najbliższego krzaku. - Madame. - Zwrócił się do Airadne. - Ten olbrzym to Drake, mój kumpel z ławki, a ten to eee... jakaś przyzwoitka. Jaki Ty stary miałeś na imię? - Zwrócił się do @Wacław Wodzirej, który postanowił przechylić szkiełko z substancją nieznanego pochodzenia. - Nie pij tego! - Tylko tyle zdążył powiedzieć, ale było już po sprawie. - Wacław... A no tak, a to Wacław, coś Ty se z kudłami zrobił? - Kingston zmrużył oczy, przyglądając się dziwnemu efektowi napoju, który wypił puchon. Czy Wodzirej i fryzjer mieli ze sobą coś wspólnego? No cóż... Nie miał pojęcia, jak Drake takie ciacho może zadawać się z takim Wackiem.
Cóż, przestraszenie Ari było szczerze mówiąc mimowolne i zrobił to całkowicie niechcący. Z drugiej strony kiedy zabierał się za ten kostium to miał nadzieję że tak może być. Podkreślało to jak bardzo ten strój mu wyszedł. Mimo wszystko starał się zachowywać tak samo przyjacielsko jak zazwyczaj. W końcu tej nocy liczyła się dobra zabawa przeplatana z leciutkim strachem. Uśmiechnął się do Paytona i szczerze chciał odpowiedzieć normalnie, ale doskonale wiedział co wyjdzie z jego próby komunikacji werbalnej. Szczerze to nie spodziewał się że Payton się z kimś umawia. A może po prostu mu to gdzieś umknęło? Szybko naskrobał na kartce odpowiedź dla Ari. -Drake Lilac, miło mi poznać. - Był w takim nastroju że z chęcią by powiedział dużo więcej, ale nie miałoby to tak idealnego wydźwięku gdyby to tylko napisał. Jego uwagę skutecznie ponownie w całości zebrał Wacuś, który... Coś wypił i jego włosy zachowywały się jak te węże którym w Arabii czarodziej grał na flecie, a one tańczyły. Nawet jeśli były nieco przysłonięte przez jego czapkę. - Pasują Ci Nawet.
Strachy budzą się ze snu, grozy cień spowija tłum, mrok kryjówkę daje złu, co ostrzy już szpony swe.
Choć każdy mógłby przysiąc, że minęło już o wiele więcej czasu nic powinno, to Noc Duchów w końcu dobiegała końca. Najmroczniejsza część nocy właśnie nadchodziła - a madame prowadząca jarmark była na nią wyraźnie przygotowana.
Kiedy księżyc schował swą bladą twarz za chmurami, a pierwsze promienie słońca nie myślały jeszcze nawet o tym, by nieśmiało wyglądać zza wschodniego horyzontu na terenie całego festynu rozbłysły pochodnie palące się tęczowym ogniem i rzucając równie kolorowy blask na okolicę, nadając jej dzikiego, baśniowego kolorytu.
Dodatkowo, z centralnego namiotu zaczął wynurzać się przedziwny korowód - kilkanaście osób, pracowników festynu, z madame Mainyu na czele. Każde z nich trzymało przed sobą sporą tykę, które razem stanowiły rusztowanie dla olbrzymiej podobizny bezskrzydłego smoka, podobnego do tego z baśni z dalekiego wschodu. Ten jednak miał twarz iście diabelską, wykrzywioną w nienawistnym grymasie, a zaklęte, rubinowe oczy błyskały cały czas w świetle zaklętego ognia oraz iskier wydobywających się z jego nozdrzy. Zamiast łusek figura miała szklane lub srebrne płytki, które odbijały w sobie wszystkie barwy, dodatkowo je jeszcze zmieniając, wykrzywiając i przekształcając w dziwaczne pętle, niegeometryczne figury i wwiercające się w umysły świdry, przyprawiające wszystkich o tajemniczą senność a cały świat zaczyna wirować.
Lśniące oczy? Zwykły trik!
Przecież nikt tu nie knuje Jak czarami spętać cię...
Wszyscy uczestnicy szampańskiej zabawy budzą się następnego dnia około południa w przeróżnych miejscach - część z nich w swoich własnych dormitoriach lub łóżeczkach, inni na ławkach w hogsmeadzkim parku, jeszcze inni przykryci paroma starymi kartonami w zaułkach pomiędzy sklepami na głównej ulicy wioski. Wszystko wydawałoby się być w porządku gdyby nie to, że wszyscy "zaopatrzyli się" nie tylko w amnezję dotyczącą ostatnich paru godzin, ale również parę fantów, których pochodzenia mogli się jedynie domyślać.