56 - Zapraszam, poznasz też resztę naszej gromady - odparł prosto na to wyproszenie się byłego ucznia, nie komentując tego, nie widząc w tym nic złego. Josh przyglądał się przez chwilę Maxowi, po czym pokręciło głową, odbijając tłuczek w bok. Nie chciał okłamywać Solberga, który z nieznanych przyczyn chciał z nim treningu, ale też bał się, że swoimi odpowiedziami może coś pogorszyć - czy to humor dzieciaka, czy nadzieję na to że wszystko się ułoży, czy ich relację, która musiała się dopiero stworzyć po tym, jak cudownie ją spieprzył. - Nie jestem spokojny, daleko mi do tego. Odreagowuje na miotle, gdy mogę, a tak to się miotam. Jednak nic mi nie da krzyk, bo nie poczuje się od niego lepiej. Nie mogę znieść do niczego Chrisa, twierdząc, że nie wiem, po przespaniu się ze mną, czy zwykłym całowaniu, wrócą mu wspomnienia. Jednocześnie, choć wiem, że to ta wyspa, poszukiwania Graala odebrały mu wspomnienia, wiem też, że poszedł gdzieś, że zrobił coś, czego konsekwencją jest wymazanie mnie z jego pamięci. Całkowicie. Puste spojrzenie? Max, gorzej jest czuć jego poczucie winy i nic więcej wobec mnie, ale skoro on nie zdjął pierścienia, też tego nie robię. Więc on z pewnością nie raz czuł moja frustrację, gdy miałem ochotę po prostu go uderzyć. Co zabawne, nie zrobiłem tego, choć wtedy przynajmniej byłoby dwa do jednego, a nie do zera - odpowiedział ostatecznie, nie kryjąc bólu w swoim głosie, też złości i żalu, które się w nim mieszały. Wolałby o wiele bardziej, żeby znów Chris go uderzył, albo od zielarza, ale to nie przywróciłoby mu wspomnień. - Mnie trzyma przy nim kłótnia z początku wakacji. Podważyłem wtedy niejako jego uczucia, choć dobrze wiem, że Chris nie podejmuje ważnych decyzji pod wpływem impulsu. Uderzył mnie wtedy, mówiąc, że nie mam prawa wątpić w jego uczucia. No więc próbuję trzymać się tych słów, trzymać się przekonania, że te uczucia wciąż w nim są, choć jakoś zamrożone. Tylko dlatego, że był jedyną osobą, która akceptowała mnie, a nie kogoś, kogo udawałem - mówił dalej, nie patrząc na Maxa, ale podejrzewał, że chłopak nie będzie mieć mu tego za złe. Raczej doskonale wiedział, że o niektórych rzeczach nie mówiło się wygodnie, a podobne zwierzenia Joshowi przychodziły ciężko. Szczególnie gdy miał w pamięci wyrzut samego Solberga, z którego wynikało, że nie powinien martwić się o Chrisa, który zna się na stworzeniach, ale właśnie coś w Avalonie odebrało mu wspomnienia. Na wyspie, gdzie żyły tylko magiczne zwierzęta i stworzenia. Teoretycznie nie było tam niczego, o czym Chris nie miałby pojęcia, a jednak skończyli w taki, a nie inny sposób. -Nie wiem, czy też masz coś podobnego, jakieś wspomnienie z nim związane, które dawało ci wtedy nadzieję. Jeśli masz, możesz, podkreślam, możesz się tego trzymać. Jeśli jednak wasza relacja jest teraz bardziej toksyczna, jeśli cię wyniszcza, nie rób sobie tego. Musisz być szczery wobec siebie, zwłaszcza, że nie wiemy kiedy odzyskają wszystkie wspomnienia, ani jak ich to zmieni. Chris trwa przy mnie, samemu czekając na powrót wspomnień… Na jego miejscu pewnie zwiałbym, więc tym bardziej, skoro on się stara, ja nie mogę wylewać na niego złości, więc kieruję ją na siebie. Nadlatujący tłuczek nie stanowił w tej chwili wyzwania dla Josha. Wiedząc już, czego może spodziewać się po pałce, jak powinien ją trzymać, uderzył mocno w tłuczek, czując jak złość powoli z niego wychodzi. Piłka odbiła się mocno, z hukiem, ale zamiast lecieć w stronę Maxa, poszybowała daleko od chłopaka. Wyraźnie musiał popracować nad celnością, gdy przychodziło do odbijania tłuczków.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, dupa nie zaklęciarz, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Resztę? - Zastanawiał się, co jeszcze takiego hodują. Fakt, że wjebał im się na chatę niespecjalnie był czymś, na co zwrócił uwagę, a że i Joshua tego nie komentował, to wszystko zdawało się być porządku. -Może i tak, ale zdajesz sobie sprawę, że nie zrobił tego specjalnie. Nie mówię, że zmuszanie ich do czegokolwiek pomoże, jestem od tego okropnie daleki. Tylko, że u nas to Paco wywiera presję, z którą sobie nie radzę. Szczerze? Też wolałbym wyjebać mu kilka razy, czy nawet żeby on wyjebał mi. Chris przynajmniej ma na tyle przyzwoitości, by Ci współczuć. Nie wiem jak dobrze znasz Paco, ale jego nie obchodzę ja w tym wszystkim. Gdyby znalazł się ktokolwiek inny, kto mógłby pomóc mu pamiętać, już dawno kazałby mi się odpierdolić. I szczerze nawet nie mam pewności, że ta amnezja spotkała go przypadkiem. - Widać było, że dusi w sobie pewne emocje, których nie chciał wypuścić na zewnątrz. Napięcie rosło w nastolatku, a on choć naprawdę się starał, nie potrafił znaleźć ukojenia w odbijaniu tłuczka. Zdecydowanie lepiej działał na niego ból wywołany poruszaniem zepsutym barkiem. -Ten Avalon to jakieś przekleństwo. Rajska wyspa, ta... Oddałbym wiele, żeby znać powód tej skurwiałej sytuacji i nawet nie wiesz jak bardzo wkurwia mnie fakt, że eliksir pamięci działa tylko w tak krótkim czasie od jej utraty. Na chuj nam magia, skoro nie dość, że nie potrafi pomóc to jeszcze sprowadza na nas same przekleństwa? - Wyrzucił z siebie frustracje na ich wyjątkowość, która od dawna była dla chłopaka raczej ciężarem. Nie bez powodu zresztą wolał mugolskie rozrywki i rozwiązania, choć czasem nie był w stanie uciec od sięgnięcia po różdżkę, a eliksirów to już w ogóle za nic by nie oddał. -Nigdy nie byłem dobry w uczucia i choć straciłem kilkukrotnie wspomnienie o tych, którzy byli mi bliscy, nie potrafię Ci powiedzieć, jak to naprawdę działa. Fakt, ostatecznie wszystko wróciło do stanu sprzed amnezji, ale czy była to kwestia jakiegoś wyzdrowienia, czy - jak to mówisz - odmrożenia uczuć, czy po prostu tego, że te relacje były budowane jakby od nowa, to nie mam pojęcia. Zresztą, znasz Chrisa najlepiej i wiesz, czy możesz być pewien jego uczuć. Nawet teraz, gdy chwilowo zostały z jego głowy wymazane. - Sam miał właśnie dylemat na tym polu głównie przez fakt, że tak naprawdę tyle co zaczęli z Paco o tych uczuciach rozmawiać i do czegoś w związku z nimi dochodzić. No bo jak wyglądało to wcześniej? Wytrzymali ze sobą tydzień, po czym Max wyjebał do Hiszpanii, bo nie potrafili wznieść się ponad nieporozumienia i szczerze porozmawiać i choć nastolatek chciał wierzyć, że wyznanie w sadzie było szczere, tak po prostu bał się, że kryło się za nim coś, czego wcześniej, zaślepiony uczuciem, po prostu nie dostrzegł. Słysząc tę wypowiedź Joshuy, Max nie odpowiedział od razu. Tłuczek odleciał gdzieś dalej, dając im chwilę wytchnienia, a chłopięca dłoń odruchowo powędrowała do wiszącej na szyi szmaragdowej fiolki. Wkurwione wcześniej tęczówki przybrały smutny wyraz, a młody eliksirowar widocznie bił się z myślami i uczuciami. To zawahanie kosztowało go prawie kolejną złamaną kończyną, bo nie zauważył nadlatującej z rozpędem piłki. Zdołał się uchronić, ale pałka o mało co nie wylądowała gdzieś na trawie. -Ja tu nie mam znaczenia. Nawet jakbym podjął decyzję, że... - Urwał, nie będąc w stanie wypowiedzieć tego na głos, choć przecież cały czas odpychał od siebie Salazara. -On i tak będzie naciskał i dążył do poznania prawdy. To, co z nią zrobi, to już inna historia, ale on nie jest przy mnie. On korzysta z mojej wiedzy, a to zupełnie co innego. Poza tym, ta relacja zawsze była toksyczna, więc naprawdę, co mam jeszcze do stracenia? Po prostu nie wiem ile jeszcze to wszystko zniosę. - Wywalił z siebie zaskakująco szczerze, nie mówiąc jednak wprost o tym, że i tak już przez tę chorą sytuację wpadł ponownie w narkotyki i był na granicy rozsądku w korzystaniu z tych używek. Może i teraz rozmawiało mu się z Walshem dobrze, ale wciąż pamiętał niektóre krzywdzące go słowa, które padły podczas ich poprzedniego treningu w tym zjebanym Avalonie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Joshua Walsh
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : obrączka z muszli, trzy blizny na lewej stronie twarzy od czoła po lekkim skosie w dół przez oko, nos i usta
- Kuguchuar, pufek, puszek pigmejski, kaczki dziwaczki, lelek wróżebnik, a w planach jest sowa, kruk, ragdoll jeszcze i chciałbym cydręża, aby nauczyć się z nim rozmawiać i mieć towarzystwo na zajęciach inne niż bandę dzieciaków - odpowiedział prosto, wzruszając lekko ramionami, ale widać było, że podoba mu się to, o czym mówił, choć wymieniając kolejne stworzenia, odnosił wrażenie, że zdecydowanie będzie cierpieć w domu. Nie było to jednak najważniejsze w trakcie tego spotkania. - Zobaczysz, gdy przyjdziesz - stwierdził więc prosto, machnąwszy lekko ręką. Josh uśmiechnął się słabo do chłopaka, gdy ten dawał jemu rady, sprawiając, że kolejny raz odtwarzał w głowie wspomnienia tego, co było. Kłótni, wyraźnego początku muru między nimi, który co jakiś czas wznosili, żeby znów zburzyć. Tego, jak zapewniał go, że to z nim chce zamieszkać w nowym domu, pasującym im obojgu, a później odsunięcie się Chrisa, gdy chciał go pocałować, gdy okazało się, że stracił częściowo pamięć. Właściwie czy to wciąż można było nazywać utratą pamięci, kiedy Chris nie rozpoznawał tylko jednej osoby? - Chcesz poznać sekret? Żeby być pewnym jego uczuć do mnie, musiałbym mieć więcej wiary w samego siebie - powiedział, śmiejąc się nagle, częściowo zagłuszając w ten sposób gorzki wydźwięk własnych słów. - Zostaje mi czekać i jakoś wytrzymać, nie psując wszystkiego przez zniecierpliwienie. Dam radę… Już coś podobnego przechodziłem, gdy ważna osoba nie wiedziała kim jestem, więc w sumie mam doświadczenie - dodał jeszcze, równie lekkim z pozoru tonem, uśmiechając się do dzieciaka, nim odetchnął głęboko, przechodząc do ważniejszego, jego zdaniem, tematu. Nie spodobała mu się odpowiedź Maxa, ale miał wrażenie, że częściowo nawet go rozumie. Odsuwanie siebie na boczny plan, skupianie na innych. Miał ochotę roześmiać się, mówiąc, jak bardzo są podobni, ale zachował to dla siebie, kiedy słyszał dalszy ciąg wypowiedzi chłopaka. Zawisł w powietrzu, spoglądając na Solberga uważnie, nie wiedząc, czy bardziej jest zły na znajomego, czy jednak zmartwiony sposobem myślenia Maxa. - Jakkolwiek o sobie nie myślisz, to właśnie ty powinieneś być dla siebie najważniejszy. Niezależnie od wszystkiego, nie powinniśmy się plątać w toksyczne relacje, a gdy już w takich tkwimy, powinniśmy znaleźć sposób, aby albo je przekształcić, albo z nich wyjść. W mało przyjemny sposób masz możliwość coś teraz zmienić. Nie pozwól mu przejmować nad sobą w jakiś sposób kontroli, wykorzystywać się, niezależnie od znaczenia tego słowa. Nawet twoja pamieć, twoje wspomnienia - one są twoje, są czymś kruchym, prywatnym. W to nikt nie ma prawa ingerować, ani zmuszać do wyjawienia, a Salazar powinien to uszanować - mówił prosto, stanowczo, ale jednak ciepłym tonem, zdradzającym zmartwienie. - Choć wiem też, że Morales… Doceniał twój uśmiech i wyraźnie chciał takiego cię widzieć zwykle. Mówił mi też, że odtruwał cię, a ten Paco, którego ja pamiętam, nie dbał o pomoc w dojściu do siebie tych, na których mu nie zależało i choć mogę brzmieć, jakbym chciał go teraz bronić… Po prostu próbuję pokazać, że może warto poczekać na powrót wspomnień, ale zdecydowanie na warunkach, jakie sam podyktujesz - powiedział, ostatnie zdania wymawiając niesamowicie ostrożnie, wiedząc, że znów wchodzi na wrażliwy temat. Tym razem był jednak ostrożniejszy i wiedział już, czego może się spodziewać przynajmniej po tym temacie, bo zdecydowanie zapomniał o tłuczku, który nagle pojawił się tuż przed nim i Josh w ostatniej chwili odbił wściekłą piłkę, niemal tracąc przy tym pałkę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, dupa nie zaklęciarz, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,Telepatyczne połączenie z Brewerem
-A ja myślałem, że Felek miał niezły zwierzyniec. - Prychnął ze śmiechem, bo ta gromadka brzmiała imponująco, tego nie mógł Joshowi odmówić. -Interesuje Cię wężoustość? - Zapytał zainteresowany, bo tego się po Walshu akurat nie spodziewał. Podniósł natomiast lewą dłoń, by pokazać mężczyźnie widniejący na palcu pierścień Sidhe. -Ta błyskotka pomaga mi się poniekąd komunikować z wężami. Wyczuwam ich emocje i nastroje. To nie to samo, ale doświadczenie ciekawe. Jeśli chcesz, mogę Ci go pożyczyć na początek, może cokolwiek pomoże. - Zaproponował, bo sam aż tak często z niego nie korzystał, choć w Avalonie, gdy spotkał Christophera nad rzeką, pierścień mu się przydał. Skinął jeszcze głową na to bardziej już bezpośrednie zaproszenie, po czym skupił się na zdecydowanie mniej przyjemnym temacie, który był tak naprawdę głównym powodem tego ich dzisiejszego treningu. Spojrzał z lekkim niedowierzeniem na Joshuę, bo to co powiedział, brzmiało wręcz idealnie jak coś, z czym również Max miał problem. Może i z zewnątrz wyglądał jak niesamowicie pewny siebie i butny nastolatek, ale przy bliższych relacjach był zupełnie inni i tylko ci, którzy zadali sobie trud żeby go lepiej poznać, byli tego świadomi. -Taaaa, powiedz mi jak to sprawić. - Prychnął z nerwowym uśmiechem. Coraz bardziej ocieplał się co do swojego byłego nauczyciela i szczerze nie żałował, że postanowił poprosić go o ten trening. -Przykro mi... - Powiedział szczerze, bo najlepszy w pocieszaniu to nie był, ale zdecydowanie nie życzył nikomu przeżywania takich sytuacji choćby raz, a co dopiero wielokrotnie w swoim życiu. Widać Walsha los też lubił kopać po jajcach dla czystej zabawy. Widział to zawieszenie i spojrzenie posłane mu przez Joshuę, ale nie miał pojęcia, jak dokładnie powinien to wszystko odczytać. Cała sytuacja była srogo popierdolona i choć miło było wywalić to z siebie w ten, czy inny sposób, znalezienie rozwiązania było już zupełnie inną bajką. -Yhym, gdzieś już to słyszałem. Gdyby to jeszcze było takie proste. - Skomentował temat tego, że powinien przede wszystkim dbać o siebie. Jak widać było, nie szło mu to najlepiej, ale jak miał czuć się wartościowo, gdy od dziecka wpajano mu, że jest nic niewartym śmieciem. Jeśli chodziło o podobne rzeczy miał naprawdę dużo pracy przed sobą. -Josh... Ja znam tylko toksyczne relacje, proszę Cię. - Powiedział z dziwnym smutkiem i czymś na cień zdegustowania na twarzy. Prawdą było jednak, że najzdrowszą więź to miał chyba z Brooks, choć ją też przecież nie raz okłamywał i manipulował. -Z jednej strony wkurwia mnie, że mnie wykorzystuje, ale z drugiej, wiele razy sam mu ten pomysł kładłem do głowy. To jest pojebane, ale od tego ta relacja się tak naprawdę zaczęła. Niby nie pozwalałem mu traktować się jak śmiecia tylko po to, żeby zaraz samemu się do tej roli sprowadzić. Ale hej, przynajmniej na własnych regułach. Przynajmniej w jakiejś części. - Prychnął w jakimś chorym przypływie czarnego humoru. Wiedział jednak, że Walsh jako jedyny z osób, które przychodziły Maxowi do głowy, znał Moralesa i pewnie wiedział co nieco o jego pojebaniu. Może nie wszystko, ale na pewno nie był ślepy na niektóre sprawy. -Powinien, ale nie szanuje, przez co te wszystkie milsze wspomnienia tracą swój urok, a przecież to nie tak, że mamy ich miliony i zawsze jest jakieś inne, którego można się chwycić. - Wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne, choć po twarzy nastolatka widać było, że jest zupełnie odwrotnie, a to wszystko niesamowicie go rozwala. Dłoń mocniej ścisnęła fiolkę, gdy Joshua wspomniał o uczuciu, jakie kiedyś sam potrafił odczytać z oczu Salazara i słowach, które nawet też raz czy dwa usłyszał. Tak, wiedział, że Morales wcale nie był bezdusznym skurwysynem, ale zdecydowanie łatwiej było mu go za takiego teraz postrzegać. -Wiem, że udało mi się jakoś do niego dotrzeć. Pozwolił mi wejść w swoje myśli i dopuścił do wspomnień, których pewnie nie pokazuje pierwszemu lepszemu, dlatego tym bardziej nie mogę teraz tego wszystkiego znieść. Szczególnie, że nawet gdy mnie jeszcze nie znał, nie traktował mnie tak bezdusznie, jak robi to teraz. Ten chuj nałożył na mnie Namiar, rozumiesz to? KURWA NAMIAR! - Nie potrafił się nie wkurwić, ale przynajmniej dzięki tej złości naprawdę był w stanie wyżyć się na tłuczku, który poleciał z ogromną siłą i prędkością w stronę Joshuy. Oczywiście nie miał zamiaru wspominać o tym, że dzięki zaklęciu, Salazar prawdopodobnie uratował mu życie, bo to był tylko pozytywny przypadek, że w ogóle udało mu się teleportować w odpowiednie miejsce, w końcu Max był na środku jebanego oceanu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Joshua Walsh
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : obrączka z muszli, trzy blizny na lewej stronie twarzy od czoła po lekkim skosie w dół przez oko, nos i usta
- Kiedyś interesowały mnie tylko latające zwierzęta, ale odkąd jestem z Chrisem… Czuję się jak dzieciak w sklepie z zabawkami. Z wężami można rozmawiać, jeśli się do tego przyłożyć, więc pomyślałem, że warto spróbować, a skoro cydręże żywią się jabłkami i cydrem to nie powinno być problemu utrzymać go - odpowiedział całkowicie szczerze, dziękując uprzejmie za pożyczenie pierścienia. Nie czułby się dobrze, pożyczając coś tak cennego mimo wszystko, co powiedział Solbergowi, uśmiechając się lekko. Niestety nie rozmawiali jedynie o zwierzętach, a gdy temat stał się poważniejszy, kiedy zszedł na nich i ich partnerów, coraz mniej chwil było do uśmiechu. Jednocześnie Josh miał wrażenie, że z jakiegoś powodu obaj otwierali się przed sobą wzajemnie, w jakiś sposób naprawiając to, co zdążył spieprzyć wcześniej. Mógł się jednak mylić, więc starał się nie cieszyć chwilowym rozejmem. Dodatkowo, choć było to odrobinę krępujące, było miło usłyszeć jego marne słowa wsparcia. - Dziękuję, ale niepotrzebnie. Co było, to było, trzeba iść dalej, wyciągając z tego lekcje. U babci nie było nadziei na to, że mnie kiedykolwiek rozpozna. U Chrisa trzeba tylko poczekać - odpowiedział, po czym pokręcił lekko głową. Temat ani nie był lekki, ani przyjemny, ale raz poruszony nie dawał się tak lekko spławić. Josh wsłuchiwał się w odpowiedź chłopaka, nie wiedząc, czy powinien znaleźć Salazara i mu zwyczajnie przywalić w twarz za wszystko, czy solidnie potrząsnąć Maxem. Toksyczne relacje nie były dobre i jeśli było się świadomym, że się w takiej jest, należało zrobić wszystko, aby się z tego wyplątać. Tymczasem wyglądało na to, że Solberg robił wszystko wręcz przeciwnie. Jednak Josh znieruchomiał dopiero, gdy Max powiedział o namiarze. To nie mieściło się w jego głowie i nawet jeśli był pewien, że Paco musiał mieć powód, żeby to zrobić, nie potrafił tego zrozumieć. W końcu powód mógłby mieć, gdyby pamiętał Maxa, gdyby wiedział, jak ważny dzieciak dla niego był, nie jednak w sytuacji, gdy – z tego co mówił Max – traktował go jak lampion wspomnień, czy inną myślodsiewnię. - No tego nie będę tłumaczył. Sam myślałem o nałożeniu namiaru na Chrisa, ale za jego zgodą i po wcześniejszych rozmowach i po nałożeniu dugiego na mnie. Tak zwyczajnie na wszelki wypadek, ale nakładanie namiaru bez zgody drugiej strony… – mężczyzna urwał, zaciskając zęby, nim ostatecznie odetchnął ciężko, spoglądając znów na dzieciaka. – Max… Przemyśl, co dla ciebie jest najlepsze, co byłoby najlepsze i nie patrz na to przez zakrzywione okulary. Nawet jeśli do tej pory tkwiłeś w toksycznych relacjach, nie znaczy, że musi być tak dalej. Nawet jeśli sam siebie sprowadzałeś do roli śmiecia, nie znaczy że nim jesteś i to jest coś, o czym musisz pamiętać. Jesteś kimś wartościowym. Kimś, na kim zależy z pewnością co najmniej jednej osobie. Nie możesz pozwalać, aby inni nie liczyli się z twoim zdaniem, a Salazar… Jak już wrócą mu wspomnienia, powinien dostać srogi wykład na temat tego, co teraz odpieprza – powiedział prosto, szczerze, po czym odchrząknął, dopytując, jak Max się czuje, czy choć trochę zdołał rozładować złość.
C. szczególne : leworęczność, dupa nie zaklęciarz, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Totalnie rozumiem. Ja nigdy nie byłem fanem magicznych zwierząt i szczerze, jakoś się to nie zmieniło. Jedynie moje figurki smoków toleruję, choć potrafią dać mi czasem w kość. - Nie podzielał miłości do wszelkiej fauny, ale potrafił zrozumieć, że ktoś miał inne zainteresowania. On wolał zwierzęta już poporcjowane na odpowiednie składniki i z takimi obcował nad wyraz często. Te żywe brzmiały dla niego jak rodzaj kłopotów, za którym akurat nie przepadał. Nie widział problemu w pożyczeniu mężczyźnie pierścienia Sidhe, bo sam rzadko go używał, ale skoro odmówił, nie miał zamiaru wmuszać mu go na siłę. Skinął głową, nie ciągnąc tematu babci Joshuy. Fakt, relacja jaką zepsuli podczas poprzedniego treningu zdawała się ulec poprawie, ale ciężko było uznać, czy jest to tylko chwilowy rozejm. Max nie myślał o tym teraz, skupiając wszystkie swoje myśli na szalejącym wokół tłuczku, na którym wyładowywał swoją złość na Salazara i sytuację, jaka ich obydwu spotkała. Sam chętnie zobaczyłby tę potyczkę, a raczej wpierdol jaki Josh miał ochotę sprawić Paco. Max skłamałby mówiąc, że sam nie miał na to ochoty, a jednak nie mógł przecież tak po prostu mu jebnąć szczególnie, gdy wiedział, jak ciężko musi być Moralesowi ogarnać rzeczywistość w tej chwili. Nie oznaczało to jednak, że podobało mu się bycie traktowanym w ten, a nie inny sposób, a temat Namiaru sprawił, że krew w jego żyłach nie tylko już się gotowała, ale wręcz wrzała. -Tak, kiedyś wyraził taką chęć, ale znał moje zdanie na ten temat i wiedział, że ni chuja się na to nie zgodzę. Teraz jednak nawet nie pytał, bo przecież po co? Co obchodzi go zdanie jakiegoś dzieciaka, który tylko mu przeszkadza? - Może nie do końca to właśnie myślał, ale w złości wiele osób mówiło coś, czego tak naprawdę nie chciało i to był jeden z tych przypadków. -Nie wiem, czy mam ochotę z nim rozmawiać, a już tym bardziej tłumaczyć to wszystko. Nie jestem najbardziej powściągliwy i domyślam się, że nie skończy się to najlepiej. Masz jednak rację, czas to wszystko porządnie przemyśleć i może... - Wrócić na terapię... Skończył w myślach, choć nie powiedział tego na głos, bo nie wszystkim przyznawał się do tego, że korzysta z pomocy, a choć powiedział to Joshowi wcześniej w złości, tak teraz było mu już zdecydowanie trudniej. Przyznał za to, że zdecydowanie lepiej się poczuł po tym, jak powyżywali się na tłuczku i pogadali chwilę. Może z marszu i w pierwszej kolejności nie przyszedłby do Walsha pogadać o problemach, ale musiał przyznać, że zdecydowanie czasem warto wysłuchać tego, co mężczyzna ma do powiedzenia.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees