56 - Zapraszam, poznasz też resztę naszej gromady - odparł prosto na to wyproszenie się byłego ucznia, nie komentując tego, nie widząc w tym nic złego. Josh przyglądał się przez chwilę Maxowi, po czym pokręciło głową, odbijając tłuczek w bok. Nie chciał okłamywać Solberga, który z nieznanych przyczyn chciał z nim treningu, ale też bał się, że swoimi odpowiedziami może coś pogorszyć - czy to humor dzieciaka, czy nadzieję na to że wszystko się ułoży, czy ich relację, która musiała się dopiero stworzyć po tym, jak cudownie ją spieprzył. - Nie jestem spokojny, daleko mi do tego. Odreagowuje na miotle, gdy mogę, a tak to się miotam. Jednak nic mi nie da krzyk, bo nie poczuje się od niego lepiej. Nie mogę znieść do niczego Chrisa, twierdząc, że nie wiem, po przespaniu się ze mną, czy zwykłym całowaniu, wrócą mu wspomnienia. Jednocześnie, choć wiem, że to ta wyspa, poszukiwania Graala odebrały mu wspomnienia, wiem też, że poszedł gdzieś, że zrobił coś, czego konsekwencją jest wymazanie mnie z jego pamięci. Całkowicie. Puste spojrzenie? Max, gorzej jest czuć jego poczucie winy i nic więcej wobec mnie, ale skoro on nie zdjął pierścienia, też tego nie robię. Więc on z pewnością nie raz czuł moja frustrację, gdy miałem ochotę po prostu go uderzyć. Co zabawne, nie zrobiłem tego, choć wtedy przynajmniej byłoby dwa do jednego, a nie do zera - odpowiedział ostatecznie, nie kryjąc bólu w swoim głosie, też złości i żalu, które się w nim mieszały. Wolałby o wiele bardziej, żeby znów Chris go uderzył, albo od zielarza, ale to nie przywróciłoby mu wspomnień. - Mnie trzyma przy nim kłótnia z początku wakacji. Podważyłem wtedy niejako jego uczucia, choć dobrze wiem, że Chris nie podejmuje ważnych decyzji pod wpływem impulsu. Uderzył mnie wtedy, mówiąc, że nie mam prawa wątpić w jego uczucia. No więc próbuję trzymać się tych słów, trzymać się przekonania, że te uczucia wciąż w nim są, choć jakoś zamrożone. Tylko dlatego, że był jedyną osobą, która akceptowała mnie, a nie kogoś, kogo udawałem - mówił dalej, nie patrząc na Maxa, ale podejrzewał, że chłopak nie będzie mieć mu tego za złe. Raczej doskonale wiedział, że o niektórych rzeczach nie mówiło się wygodnie, a podobne zwierzenia Joshowi przychodziły ciężko. Szczególnie gdy miał w pamięci wyrzut samego Solberga, z którego wynikało, że nie powinien martwić się o Chrisa, który zna się na stworzeniach, ale właśnie coś w Avalonie odebrało mu wspomnienia. Na wyspie, gdzie żyły tylko magiczne zwierzęta i stworzenia. Teoretycznie nie było tam niczego, o czym Chris nie miałby pojęcia, a jednak skończyli w taki, a nie inny sposób. -Nie wiem, czy też masz coś podobnego, jakieś wspomnienie z nim związane, które dawało ci wtedy nadzieję. Jeśli masz, możesz, podkreślam, możesz się tego trzymać. Jeśli jednak wasza relacja jest teraz bardziej toksyczna, jeśli cię wyniszcza, nie rób sobie tego. Musisz być szczery wobec siebie, zwłaszcza, że nie wiemy kiedy odzyskają wszystkie wspomnienia, ani jak ich to zmieni. Chris trwa przy mnie, samemu czekając na powrót wspomnień… Na jego miejscu pewnie zwiałbym, więc tym bardziej, skoro on się stara, ja nie mogę wylewać na niego złości, więc kieruję ją na siebie. Nadlatujący tłuczek nie stanowił w tej chwili wyzwania dla Josha. Wiedząc już, czego może spodziewać się po pałce, jak powinien ją trzymać, uderzył mocno w tłuczek, czując jak złość powoli z niego wychodzi. Piłka odbiła się mocno, z hukiem, ale zamiast lecieć w stronę Maxa, poszybowała daleko od chłopaka. Wyraźnie musiał popracować nad celnością, gdy przychodziło do odbijania tłuczków.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Resztę? - Zastanawiał się, co jeszcze takiego hodują. Fakt, że wjebał im się na chatę niespecjalnie był czymś, na co zwrócił uwagę, a że i Joshua tego nie komentował, to wszystko zdawało się być porządku. -Może i tak, ale zdajesz sobie sprawę, że nie zrobił tego specjalnie. Nie mówię, że zmuszanie ich do czegokolwiek pomoże, jestem od tego okropnie daleki. Tylko, że u nas to Paco wywiera presję, z którą sobie nie radzę. Szczerze? Też wolałbym wyjebać mu kilka razy, czy nawet żeby on wyjebał mi. Chris przynajmniej ma na tyle przyzwoitości, by Ci współczuć. Nie wiem jak dobrze znasz Paco, ale jego nie obchodzę ja w tym wszystkim. Gdyby znalazł się ktokolwiek inny, kto mógłby pomóc mu pamiętać, już dawno kazałby mi się odpierdolić. I szczerze nawet nie mam pewności, że ta amnezja spotkała go przypadkiem. - Widać było, że dusi w sobie pewne emocje, których nie chciał wypuścić na zewnątrz. Napięcie rosło w nastolatku, a on choć naprawdę się starał, nie potrafił znaleźć ukojenia w odbijaniu tłuczka. Zdecydowanie lepiej działał na niego ból wywołany poruszaniem zepsutym barkiem. -Ten Avalon to jakieś przekleństwo. Rajska wyspa, ta... Oddałbym wiele, żeby znać powód tej skurwiałej sytuacji i nawet nie wiesz jak bardzo wkurwia mnie fakt, że eliksir pamięci działa tylko w tak krótkim czasie od jej utraty. Na chuj nam magia, skoro nie dość, że nie potrafi pomóc to jeszcze sprowadza na nas same przekleństwa? - Wyrzucił z siebie frustracje na ich wyjątkowość, która od dawna była dla chłopaka raczej ciężarem. Nie bez powodu zresztą wolał mugolskie rozrywki i rozwiązania, choć czasem nie był w stanie uciec od sięgnięcia po różdżkę, a eliksirów to już w ogóle za nic by nie oddał. -Nigdy nie byłem dobry w uczucia i choć straciłem kilkukrotnie wspomnienie o tych, którzy byli mi bliscy, nie potrafię Ci powiedzieć, jak to naprawdę działa. Fakt, ostatecznie wszystko wróciło do stanu sprzed amnezji, ale czy była to kwestia jakiegoś wyzdrowienia, czy - jak to mówisz - odmrożenia uczuć, czy po prostu tego, że te relacje były budowane jakby od nowa, to nie mam pojęcia. Zresztą, znasz Chrisa najlepiej i wiesz, czy możesz być pewien jego uczuć. Nawet teraz, gdy chwilowo zostały z jego głowy wymazane. - Sam miał właśnie dylemat na tym polu głównie przez fakt, że tak naprawdę tyle co zaczęli z Paco o tych uczuciach rozmawiać i do czegoś w związku z nimi dochodzić. No bo jak wyglądało to wcześniej? Wytrzymali ze sobą tydzień, po czym Max wyjebał do Hiszpanii, bo nie potrafili wznieść się ponad nieporozumienia i szczerze porozmawiać i choć nastolatek chciał wierzyć, że wyznanie w sadzie było szczere, tak po prostu bał się, że kryło się za nim coś, czego wcześniej, zaślepiony uczuciem, po prostu nie dostrzegł. Słysząc tę wypowiedź Joshuy, Max nie odpowiedział od razu. Tłuczek odleciał gdzieś dalej, dając im chwilę wytchnienia, a chłopięca dłoń odruchowo powędrowała do wiszącej na szyi szmaragdowej fiolki. Wkurwione wcześniej tęczówki przybrały smutny wyraz, a młody eliksirowar widocznie bił się z myślami i uczuciami. To zawahanie kosztowało go prawie kolejną złamaną kończyną, bo nie zauważył nadlatującej z rozpędem piłki. Zdołał się uchronić, ale pałka o mało co nie wylądowała gdzieś na trawie. -Ja tu nie mam znaczenia. Nawet jakbym podjął decyzję, że... - Urwał, nie będąc w stanie wypowiedzieć tego na głos, choć przecież cały czas odpychał od siebie Salazara. -On i tak będzie naciskał i dążył do poznania prawdy. To, co z nią zrobi, to już inna historia, ale on nie jest przy mnie. On korzysta z mojej wiedzy, a to zupełnie co innego. Poza tym, ta relacja zawsze była toksyczna, więc naprawdę, co mam jeszcze do stracenia? Po prostu nie wiem ile jeszcze to wszystko zniosę. - Wywalił z siebie zaskakująco szczerze, nie mówiąc jednak wprost o tym, że i tak już przez tę chorą sytuację wpadł ponownie w narkotyki i był na granicy rozsądku w korzystaniu z tych używek. Może i teraz rozmawiało mu się z Walshem dobrze, ale wciąż pamiętał niektóre krzywdzące go słowa, które padły podczas ich poprzedniego treningu w tym zjebanym Avalonie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
- Kuguchuar, pufek, puszek pigmejski, kaczki dziwaczki, lelek wróżebnik, a w planach jest sowa, kruk, ragdoll jeszcze i chciałbym cydręża, aby nauczyć się z nim rozmawiać i mieć towarzystwo na zajęciach inne niż bandę dzieciaków - odpowiedział prosto, wzruszając lekko ramionami, ale widać było, że podoba mu się to, o czym mówił, choć wymieniając kolejne stworzenia, odnosił wrażenie, że zdecydowanie będzie cierpieć w domu. Nie było to jednak najważniejsze w trakcie tego spotkania. - Zobaczysz, gdy przyjdziesz - stwierdził więc prosto, machnąwszy lekko ręką. Josh uśmiechnął się słabo do chłopaka, gdy ten dawał jemu rady, sprawiając, że kolejny raz odtwarzał w głowie wspomnienia tego, co było. Kłótni, wyraźnego początku muru między nimi, który co jakiś czas wznosili, żeby znów zburzyć. Tego, jak zapewniał go, że to z nim chce zamieszkać w nowym domu, pasującym im obojgu, a później odsunięcie się Chrisa, gdy chciał go pocałować, gdy okazało się, że stracił częściowo pamięć. Właściwie czy to wciąż można było nazywać utratą pamięci, kiedy Chris nie rozpoznawał tylko jednej osoby? - Chcesz poznać sekret? Żeby być pewnym jego uczuć do mnie, musiałbym mieć więcej wiary w samego siebie - powiedział, śmiejąc się nagle, częściowo zagłuszając w ten sposób gorzki wydźwięk własnych słów. - Zostaje mi czekać i jakoś wytrzymać, nie psując wszystkiego przez zniecierpliwienie. Dam radę… Już coś podobnego przechodziłem, gdy ważna osoba nie wiedziała kim jestem, więc w sumie mam doświadczenie - dodał jeszcze, równie lekkim z pozoru tonem, uśmiechając się do dzieciaka, nim odetchnął głęboko, przechodząc do ważniejszego, jego zdaniem, tematu. Nie spodobała mu się odpowiedź Maxa, ale miał wrażenie, że częściowo nawet go rozumie. Odsuwanie siebie na boczny plan, skupianie na innych. Miał ochotę roześmiać się, mówiąc, jak bardzo są podobni, ale zachował to dla siebie, kiedy słyszał dalszy ciąg wypowiedzi chłopaka. Zawisł w powietrzu, spoglądając na Solberga uważnie, nie wiedząc, czy bardziej jest zły na znajomego, czy jednak zmartwiony sposobem myślenia Maxa. - Jakkolwiek o sobie nie myślisz, to właśnie ty powinieneś być dla siebie najważniejszy. Niezależnie od wszystkiego, nie powinniśmy się plątać w toksyczne relacje, a gdy już w takich tkwimy, powinniśmy znaleźć sposób, aby albo je przekształcić, albo z nich wyjść. W mało przyjemny sposób masz możliwość coś teraz zmienić. Nie pozwól mu przejmować nad sobą w jakiś sposób kontroli, wykorzystywać się, niezależnie od znaczenia tego słowa. Nawet twoja pamieć, twoje wspomnienia - one są twoje, są czymś kruchym, prywatnym. W to nikt nie ma prawa ingerować, ani zmuszać do wyjawienia, a Salazar powinien to uszanować - mówił prosto, stanowczo, ale jednak ciepłym tonem, zdradzającym zmartwienie. - Choć wiem też, że Morales… Doceniał twój uśmiech i wyraźnie chciał takiego cię widzieć zwykle. Mówił mi też, że odtruwał cię, a ten Paco, którego ja pamiętam, nie dbał o pomoc w dojściu do siebie tych, na których mu nie zależało i choć mogę brzmieć, jakbym chciał go teraz bronić… Po prostu próbuję pokazać, że może warto poczekać na powrót wspomnień, ale zdecydowanie na warunkach, jakie sam podyktujesz - powiedział, ostatnie zdania wymawiając niesamowicie ostrożnie, wiedząc, że znów wchodzi na wrażliwy temat. Tym razem był jednak ostrożniejszy i wiedział już, czego może się spodziewać przynajmniej po tym temacie, bo zdecydowanie zapomniał o tłuczku, który nagle pojawił się tuż przed nim i Josh w ostatniej chwili odbił wściekłą piłkę, niemal tracąc przy tym pałkę.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-A ja myślałem, że Felek miał niezły zwierzyniec. - Prychnął ze śmiechem, bo ta gromadka brzmiała imponująco, tego nie mógł Joshowi odmówić. -Interesuje Cię wężoustość? - Zapytał zainteresowany, bo tego się po Walshu akurat nie spodziewał. Podniósł natomiast lewą dłoń, by pokazać mężczyźnie widniejący na palcu pierścień Sidhe. -Ta błyskotka pomaga mi się poniekąd komunikować z wężami. Wyczuwam ich emocje i nastroje. To nie to samo, ale doświadczenie ciekawe. Jeśli chcesz, mogę Ci go pożyczyć na początek, może cokolwiek pomoże. - Zaproponował, bo sam aż tak często z niego nie korzystał, choć w Avalonie, gdy spotkał Christophera nad rzeką, pierścień mu się przydał. Skinął jeszcze głową na to bardziej już bezpośrednie zaproszenie, po czym skupił się na zdecydowanie mniej przyjemnym temacie, który był tak naprawdę głównym powodem tego ich dzisiejszego treningu. Spojrzał z lekkim niedowierzeniem na Joshuę, bo to co powiedział, brzmiało wręcz idealnie jak coś, z czym również Max miał problem. Może i z zewnątrz wyglądał jak niesamowicie pewny siebie i butny nastolatek, ale przy bliższych relacjach był zupełnie inni i tylko ci, którzy zadali sobie trud żeby go lepiej poznać, byli tego świadomi. -Taaaa, powiedz mi jak to sprawić. - Prychnął z nerwowym uśmiechem. Coraz bardziej ocieplał się co do swojego byłego nauczyciela i szczerze nie żałował, że postanowił poprosić go o ten trening. -Przykro mi... - Powiedział szczerze, bo najlepszy w pocieszaniu to nie był, ale zdecydowanie nie życzył nikomu przeżywania takich sytuacji choćby raz, a co dopiero wielokrotnie w swoim życiu. Widać Walsha los też lubił kopać po jajcach dla czystej zabawy. Widział to zawieszenie i spojrzenie posłane mu przez Joshuę, ale nie miał pojęcia, jak dokładnie powinien to wszystko odczytać. Cała sytuacja była srogo popierdolona i choć miło było wywalić to z siebie w ten, czy inny sposób, znalezienie rozwiązania było już zupełnie inną bajką. -Yhym, gdzieś już to słyszałem. Gdyby to jeszcze było takie proste. - Skomentował temat tego, że powinien przede wszystkim dbać o siebie. Jak widać było, nie szło mu to najlepiej, ale jak miał czuć się wartościowo, gdy od dziecka wpajano mu, że jest nic niewartym śmieciem. Jeśli chodziło o podobne rzeczy miał naprawdę dużo pracy przed sobą. -Josh... Ja znam tylko toksyczne relacje, proszę Cię. - Powiedział z dziwnym smutkiem i czymś na cień zdegustowania na twarzy. Prawdą było jednak, że najzdrowszą więź to miał chyba z Brooks, choć ją też przecież nie raz okłamywał i manipulował. -Z jednej strony wkurwia mnie, że mnie wykorzystuje, ale z drugiej, wiele razy sam mu ten pomysł kładłem do głowy. To jest pojebane, ale od tego ta relacja się tak naprawdę zaczęła. Niby nie pozwalałem mu traktować się jak śmiecia tylko po to, żeby zaraz samemu się do tej roli sprowadzić. Ale hej, przynajmniej na własnych regułach. Przynajmniej w jakiejś części. - Prychnął w jakimś chorym przypływie czarnego humoru. Wiedział jednak, że Walsh jako jedyny z osób, które przychodziły Maxowi do głowy, znał Moralesa i pewnie wiedział co nieco o jego pojebaniu. Może nie wszystko, ale na pewno nie był ślepy na niektóre sprawy. -Powinien, ale nie szanuje, przez co te wszystkie milsze wspomnienia tracą swój urok, a przecież to nie tak, że mamy ich miliony i zawsze jest jakieś inne, którego można się chwycić. - Wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne, choć po twarzy nastolatka widać było, że jest zupełnie odwrotnie, a to wszystko niesamowicie go rozwala. Dłoń mocniej ścisnęła fiolkę, gdy Joshua wspomniał o uczuciu, jakie kiedyś sam potrafił odczytać z oczu Salazara i słowach, które nawet też raz czy dwa usłyszał. Tak, wiedział, że Morales wcale nie był bezdusznym skurwysynem, ale zdecydowanie łatwiej było mu go za takiego teraz postrzegać. -Wiem, że udało mi się jakoś do niego dotrzeć. Pozwolił mi wejść w swoje myśli i dopuścił do wspomnień, których pewnie nie pokazuje pierwszemu lepszemu, dlatego tym bardziej nie mogę teraz tego wszystkiego znieść. Szczególnie, że nawet gdy mnie jeszcze nie znał, nie traktował mnie tak bezdusznie, jak robi to teraz. Ten chuj nałożył na mnie Namiar, rozumiesz to? KURWA NAMIAR! - Nie potrafił się nie wkurwić, ale przynajmniej dzięki tej złości naprawdę był w stanie wyżyć się na tłuczku, który poleciał z ogromną siłą i prędkością w stronę Joshuy. Oczywiście nie miał zamiaru wspominać o tym, że dzięki zaklęciu, Salazar prawdopodobnie uratował mu życie, bo to był tylko pozytywny przypadek, że w ogóle udało mu się teleportować w odpowiednie miejsce, w końcu Max był na środku jebanego oceanu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
- Kiedyś interesowały mnie tylko latające zwierzęta, ale odkąd jestem z Chrisem… Czuję się jak dzieciak w sklepie z zabawkami. Z wężami można rozmawiać, jeśli się do tego przyłożyć, więc pomyślałem, że warto spróbować, a skoro cydręże żywią się jabłkami i cydrem to nie powinno być problemu utrzymać go - odpowiedział całkowicie szczerze, dziękując uprzejmie za pożyczenie pierścienia. Nie czułby się dobrze, pożyczając coś tak cennego mimo wszystko, co powiedział Solbergowi, uśmiechając się lekko. Niestety nie rozmawiali jedynie o zwierzętach, a gdy temat stał się poważniejszy, kiedy zszedł na nich i ich partnerów, coraz mniej chwil było do uśmiechu. Jednocześnie Josh miał wrażenie, że z jakiegoś powodu obaj otwierali się przed sobą wzajemnie, w jakiś sposób naprawiając to, co zdążył spieprzyć wcześniej. Mógł się jednak mylić, więc starał się nie cieszyć chwilowym rozejmem. Dodatkowo, choć było to odrobinę krępujące, było miło usłyszeć jego marne słowa wsparcia. - Dziękuję, ale niepotrzebnie. Co było, to było, trzeba iść dalej, wyciągając z tego lekcje. U babci nie było nadziei na to, że mnie kiedykolwiek rozpozna. U Chrisa trzeba tylko poczekać - odpowiedział, po czym pokręcił lekko głową. Temat ani nie był lekki, ani przyjemny, ale raz poruszony nie dawał się tak lekko spławić. Josh wsłuchiwał się w odpowiedź chłopaka, nie wiedząc, czy powinien znaleźć Salazara i mu zwyczajnie przywalić w twarz za wszystko, czy solidnie potrząsnąć Maxem. Toksyczne relacje nie były dobre i jeśli było się świadomym, że się w takiej jest, należało zrobić wszystko, aby się z tego wyplątać. Tymczasem wyglądało na to, że Solberg robił wszystko wręcz przeciwnie. Jednak Josh znieruchomiał dopiero, gdy Max powiedział o namiarze. To nie mieściło się w jego głowie i nawet jeśli był pewien, że Paco musiał mieć powód, żeby to zrobić, nie potrafił tego zrozumieć. W końcu powód mógłby mieć, gdyby pamiętał Maxa, gdyby wiedział, jak ważny dzieciak dla niego był, nie jednak w sytuacji, gdy – z tego co mówił Max – traktował go jak lampion wspomnień, czy inną myślodsiewnię. - No tego nie będę tłumaczył. Sam myślałem o nałożeniu namiaru na Chrisa, ale za jego zgodą i po wcześniejszych rozmowach i po nałożeniu dugiego na mnie. Tak zwyczajnie na wszelki wypadek, ale nakładanie namiaru bez zgody drugiej strony… – mężczyzna urwał, zaciskając zęby, nim ostatecznie odetchnął ciężko, spoglądając znów na dzieciaka. – Max… Przemyśl, co dla ciebie jest najlepsze, co byłoby najlepsze i nie patrz na to przez zakrzywione okulary. Nawet jeśli do tej pory tkwiłeś w toksycznych relacjach, nie znaczy, że musi być tak dalej. Nawet jeśli sam siebie sprowadzałeś do roli śmiecia, nie znaczy że nim jesteś i to jest coś, o czym musisz pamiętać. Jesteś kimś wartościowym. Kimś, na kim zależy z pewnością co najmniej jednej osobie. Nie możesz pozwalać, aby inni nie liczyli się z twoim zdaniem, a Salazar… Jak już wrócą mu wspomnienia, powinien dostać srogi wykład na temat tego, co teraz odpieprza – powiedział prosto, szczerze, po czym odchrząknął, dopytując, jak Max się czuje, czy choć trochę zdołał rozładować złość.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Totalnie rozumiem. Ja nigdy nie byłem fanem magicznych zwierząt i szczerze, jakoś się to nie zmieniło. Jedynie moje figurki smoków toleruję, choć potrafią dać mi czasem w kość. - Nie podzielał miłości do wszelkiej fauny, ale potrafił zrozumieć, że ktoś miał inne zainteresowania. On wolał zwierzęta już poporcjowane na odpowiednie składniki i z takimi obcował nad wyraz często. Te żywe brzmiały dla niego jak rodzaj kłopotów, za którym akurat nie przepadał. Nie widział problemu w pożyczeniu mężczyźnie pierścienia Sidhe, bo sam rzadko go używał, ale skoro odmówił, nie miał zamiaru wmuszać mu go na siłę. Skinął głową, nie ciągnąc tematu babci Joshuy. Fakt, relacja jaką zepsuli podczas poprzedniego treningu zdawała się ulec poprawie, ale ciężko było uznać, czy jest to tylko chwilowy rozejm. Max nie myślał o tym teraz, skupiając wszystkie swoje myśli na szalejącym wokół tłuczku, na którym wyładowywał swoją złość na Salazara i sytuację, jaka ich obydwu spotkała. Sam chętnie zobaczyłby tę potyczkę, a raczej wpierdol jaki Josh miał ochotę sprawić Paco. Max skłamałby mówiąc, że sam nie miał na to ochoty, a jednak nie mógł przecież tak po prostu mu jebnąć szczególnie, gdy wiedział, jak ciężko musi być Moralesowi ogarnać rzeczywistość w tej chwili. Nie oznaczało to jednak, że podobało mu się bycie traktowanym w ten, a nie inny sposób, a temat Namiaru sprawił, że krew w jego żyłach nie tylko już się gotowała, ale wręcz wrzała. -Tak, kiedyś wyraził taką chęć, ale znał moje zdanie na ten temat i wiedział, że ni chuja się na to nie zgodzę. Teraz jednak nawet nie pytał, bo przecież po co? Co obchodzi go zdanie jakiegoś dzieciaka, który tylko mu przeszkadza? - Może nie do końca to właśnie myślał, ale w złości wiele osób mówiło coś, czego tak naprawdę nie chciało i to był jeden z tych przypadków. -Nie wiem, czy mam ochotę z nim rozmawiać, a już tym bardziej tłumaczyć to wszystko. Nie jestem najbardziej powściągliwy i domyślam się, że nie skończy się to najlepiej. Masz jednak rację, czas to wszystko porządnie przemyśleć i może... - Wrócić na terapię... Skończył w myślach, choć nie powiedział tego na głos, bo nie wszystkim przyznawał się do tego, że korzysta z pomocy, a choć powiedział to Joshowi wcześniej w złości, tak teraz było mu już zdecydowanie trudniej. Przyznał za to, że zdecydowanie lepiej się poczuł po tym, jak powyżywali się na tłuczku i pogadali chwilę. Może z marszu i w pierwszej kolejności nie przyszedłby do Walsha pogadać o problemach, ale musiał przyznać, że zdecydowanie czasem warto wysłuchać tego, co mężczyzna ma do powiedzenia.
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Na wysokim wzniesieniu znajduje się punkt widokowy, który pozwala odwiedzającym to miejsce czarodziejom na podziwianie piękna całej okolicy. Widać stąd niemalże całe miasteczko, a nawet błonia Hogwartu i można przez chwilę unosić się gdzieś w powietrzu, gdzieś z dala od całego świata. Miejsce to tonie w przyjemnym blasku, być może unosi się tutaj nieco mgły, wszystko zdaje się mieć zdecydowanie magiczny kształt, choć trudno powiedzieć, skąd bierze się to przeświadczenie.
Kiedy docierasz na szczyt wzniesienia, od razu orientujesz się, że wydarzyło się tutaj coś niedobrego. Wszędzie dostrzegasz ślady krwi, nie jest ich co prawda niesamowicie wiele, nie przypominają rozległych kałuż, ale mimo wszystko są zauważalne. Po drodze znajdujesz również potłuczone albo porzucone przedmioty, co coraz wyraźniej wskazuje na jakiś wypadek, który musiał mieć tutaj miejsce dopiero co.
Rzuć kością k6, żeby przekonać się, jaki wylosowałeś scenariusz. Pamiętaj, żeby postępować nie tylko zgodnie z przypadającą na ciebie historią, ale również zgodnie z dodatkowymi kośćmi obowiązującymi przy danym scenariuszu oraz w zgodzie z wiedzą swojej postaci.
Poniżej umieszczono modyfikatory, które możesz wykorzystać przy realizacji tego zadania. Pamiętaj jednak, że możesz wybrać tylko jeden z nich.
Scenariusz:
1. Manekin, który siedzi na ławce, wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy. Jego twarz przypomina raczej bezkształtną masę, a z nosa nieprzerwanie leje się krew, która skapuje na jego pierś, jakby nie był w stanie nic z tym zrobić. Kiedy mu się przyglądasz, okazuje się, że stracił też kilka zębów, najpewniej ma rozciętą wargę, ale trudno powiedzieć, czy aby na pewno nie ma jeszcze innych uszkodzeń, które wymagałyby twojego wsparcia.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k6, która określi, ile dokładnie zębów stracił manekin, a co za tym idzie, jak poważne jest krwawienie, im wyższy wynik, tym trudniej ci nad tym zapanować, a krew zaczyna skapywać również na ciebie.
2. Manekin, który siedzi wsparty o ławkę, trzyma wyciągnięte przed siebie ręce, zupełnie nie wiedząc, co ma zrobić. Jego dłonie są poranione, pocięte z obu stron, a ty dostrzegasz, że w jego ciało wbite są odłamki szkła. Wygląda to tak, jakby butelka pękła mu w rękach albo jakby próbował pozbierać coś, co się przed chwilą roztrzaskało. Szkła jest wszędzie pełno, podobnie jak krwi, która zdaje się nieprzerwanie płynąć z ran manekina.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k100, gdzie: 1 - 35 oznacza, że nie do końca radzisz sobie z tym zadaniem i chociaż udaje ci się wyjąć szkło z dłoni manekina, to ostatecznie sam się na nie nadziewasz i teraz masz dokładnie taki sam problem, jak on, z czym musisz sobie poradzić jak najszybciej, bo zaraz krew zaleje was oboje; 36 - 69 oznacza, że strasznie się mozolisz z tym zadaniem, nie idzie ci tak tragicznie, jakby mogło, ale zdecydowanie daleko ci do sukcesu, jaki mógłbyś osiągnąć, gdybyś nieco bardziej się do tego przyłożył, dlatego tracisz czas, a kolejne zadanie wykonujesz już po zmierzchu; 70 - 100 oznacza, że idzie ci naprawdę dobrze i najwyraźniej, z notatkami, czy bez nich, wiesz, co masz robić i nie masz z tym właściwie najmniejszego problemu, w efekcie czego zostajesz nagrodzony przez manekin omnikularami.
3. Manekin, który leży na ławce, ciężko oddycha. Obok niego na ziemi leżą nie tylko gałęzie, ale również miotła, a ty orientujesz się, że najwyraźniej doszło tutaj do niezbyt przyjemnego zderzenia z drzewem. Nie zakończyło się ono jedynie na siniakach, ale również na głębokim, nieprzyjemnym rozcięciu łydki, która nieustannie krwawi. Nie wygląda to dobrze, a manekin zdaje się z każdą kolejną chwilą robić coraz to bledszy, więc zdecydowanie wymaga szybkiej pomocy.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością literową, gdzie samogłoska oznacza, że w ranie tkwią resztki gałęzi i musisz się ich najpierw pozbyć, jeśli chcesz w ogóle pomóc manekinowi i wygląda na to, że doszło do bardzo głębokiego uszkodzenia, z którym musisz walczyć o wiele dłużej, niż ci się wydawało, na dokładkę brudzisz się przy tej okazji krwią, błotem i korą; a spółgłoska oznacza, że rozcięcie nie jest aż tak głębokie, jak mogło się początkowo wydawać i cała ta scena jest jedynie bardziej przerażająca, niż faktycznie niebezpieczna, pacjent z całą pewnością będzie żyć.
4. Manekin, który leży zwinięty obok ławki, ma potrzaskane kolana. Przez strzępki potarganych spodni widzisz ciało, w które wbite jest mnóstwo żwiru i piachu, a wszystko to zdaje się tonąć w morzu krwi. Wygląda na to, że manekin w czasie swojego spaceru musiał się potknąć i zjechać kawałek ze wzniesienia na kolanach, zbierając przy tej okazji cały brud z okolicy. Trudno powiedzieć, czy to jego jedyny problem, bo sprawia wrażenie, jakby płakał cały czas z bólu.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k6, gdzie: 1, 5 oznacza, że manekin w czasie upadku musiał również naruszyć kości, a żwir, który dostał się do jego ciała nie bardzo chce wypaść, przez co wszystko jest bardzo zanieczyszczone, zaś sam manekin zawodzi z bólu, utrudniając ci coraz bardziej pracę, w efekcie czego tracisz czas i w kolejnym zadaniu rzucasz podwójnie kość na scenariusz i wybierasz trudniejszą opcję; 2, 6 oznacza, że manekin nie zrobił sobie szczególnie wielkiej krzywdy i tak naprawdę wygląda to gorzej, niż jest w rzeczywistości, brud i kamienie można bardzo łatwo usunąć, zaś same rany nie powinny goić się jakoś szczególnie długo, nawet krwawienie ustępuje dość prędko; 3, 4 oznacza, że sytuacja nie jest najlepsza, ale nie jest też najgorsza, wygląda na to, że poza zdarciem skóry i nabawieniu się kamieni w ciele, sytuacja manekina jest raczej stabilna, a on po prostu bardziej panikuje, niż faktycznie czuje się tak tragicznie, więc jeśli zdołasz go uspokoić, to dostaniesz w nagrodę 10 galeonów.
5. Manekin, który znajdujesz wsparty o drzewo, trzyma się za brzuch. Dopiero po chwili orientujesz się, że ma coś wbitego w okolicy jelita, a na jego ubraniu zaczyna pojawiać się plama krwi. Nie wygląda to zbyt dobrze, by nie powiedzieć, że prezentuje się raczej tragicznie, ale przynajmniej manekin jest przytomny i jest w stanie z tobą współpracować. Biorąc pod uwagę, że wciąż nie stracił przytomności, wypadek musiał mieć miejsce ledwie chwilę wcześniej.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k100, która określi twoe szczęście przy udzielaniu manekinowi pomocy, jeśli twój wynik to mniej niż 15 manekin mdleje i nie masz z nim żadnego kontaktu, musisz poradzić sobie sam, tym bardziej że ten zaciska mocno palce nie tylko na razie, ale i na przedmiocie, który wbił się w jego ciało.
6. Manekin, na który się natykasz, leży na brzuchu tuż przy ławce, przy której panuje nieznośny wręcz bałagan. Wszystko jest powywracane i wygląda, jakby doszło tutaj do prawdziwej walki. Dostrzegasz, że jego plecy są rozcięte na niemalże całej długości, zupełnie jakby coś o niesamowicie ostrych szponach postanowiło powiedzieć mu, że nie powinien tutaj mimo wszystko spacerować.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością literową, gdzie: A, B, E, F, I oznaczają, że do twoich uszu dociera niepokojący skrzek, coś jak okrzyk orła lub czegoś podobnego i zdajesz sobie sprawę z tego, że magiczne stworzenie, które zaatakowało manekin znajduje się gdzieś w pobliżu, musisz zatem działać pod presją i nie wszystko idzie tak, jak pójść powinno, a gdy ponownie słyszysz skrzek zwierzęcia, wywracasz się i uszkadzasz sobie dominującą rękę; C, D, G, H, J oznaczają, że w pobliżu panuje spokój i całkowita cisza, co albo jest dla ciebie dobre, bo zagrożenie minęło, albo zwiastuje jego rychły powrót, masz jednak czas na podjęcie działań i pomoc manekinowi, który dość obficie krwawi, jednak udaje ci się coś zaradzić, nim jakiś trzask nie wyrywa cię z pracy i nie rozprasza na dłuższą chwilę, powodując, że kolejne zadanie musisz wykonywać po zmierzchu.
Modyfikatory:
1. Cecha Świetne zewnętrzne oko (wyczulenie/spostrzegawczość) pozwala ci na dostrzeżenie niebezpieczeństw wynikających z sytuacji, w jakiej się znalazłeś. Oznacza to, że możesz fabularnie ich uniknąć, jednak twój post musi mieć minimum 2000 znaków. 2. Cecha Silny jak buchorożec (wytrzymałość) pozwala ci na fabularne odczucie konsekwencji swoich niepowodzeń w znacznie mniejszym stopniu, niż miałoby to miejsce, gdybyś nie był dostatecznie odporny. 3. Cechy Połamany gumochłon,Bez czepka urodzony oraz Słaba psycha działają na twoją niekorzyść. Jeśli wyrzucić negatywną kostkę w scenariuszu, nie masz możliwości dokonania przerzutu kości możliwego dzięki kolejnym dwóm modyfikatorom. Niwelują one również pozytywny wpływ cech wymienionych w punkcie pierwszym i drugim. 4. Za każde 10 punktów z uzdrawiania lub zaklęć przysługuje ci przerzut jednej kości z wylosowanego scenariusza, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji. Możesz wykonać maksymalnie dwa przerzuty. 5. Jeśli twój wynik z egzaminu po części teoretycznej wynosi minimum 50 punktów, masz możliwość przerzucenia kości w wylosowanym scenariuszu, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji. 6. Jeśli twoja postać jest młodsza niż 3 miesiące, masz możliwość przerzucenia kości w wylosowanym scenariuszu, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji.
Nie było na pewno łatwo, ale zdołałeś sobie poradzić z tym wzywaniem. Lepiej, może gorzej, a może wręcz tragicznie i uważasz, że musisz popracować nad swoimi zdolnościami. Możliwości jest naprawdę sporo, ale z całą pewnością zdobyłeś nowe doświadczenie, które okaże się przydatne, gdy pewnego dnia spotkasz czarodzieja w potrzebie.
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Kolejnym punktem na mapie zadań, jaką otrzymała, był punkt widokowy w parku. Tutaj dziewczyna nie miała wątpliwości, że trafiła w dobre miejsce, bo od razu zobaczyła leżącego w kałuży krwi manekina, który nie wyglądał, jakby dolegało mu tylko malutkie zadrapanie. Irv była już nieco zmęczona tym dniem i kursem, więc tylko westchnęła widząc, z czym ma do czynienia, ale nie chciała się poddawać na samej mecie. Nie było to w jej stylu, zdecydowanie. Podeszła więc do manekina i zaczęła mu się przyglądać z bliska. Kukła miała cholernie mocno zdarte kolana i do tego rany były okropnie zanieczyszczone, a z tego, co wydedukowała, delikwent połamał sobie jeszcze kości. De Guise przymknęła na chwile oczy, bo z takim przypadkiem teleportowałaby się do najbliższego szpitala, ale wiedziała, że nie taki był cel tego zadania. Zaczęła więc od oczyszczania rany, ale nie było to łatwe, gdy pacjent co chwilę jęczał i darł się wniebogłosy. Znieczulenie nie pomogło, więc zirytowana rudowłosa w końcu wycelowała różdżką w krtań manekina i rzuciła na niego Silencio. W błogiej ciszy mogła wreszcie pracować, choć przez te wrzaski i wyrywania się manekina, straciła tak dużo czasu, że nie była pewna, czy da radę ukończyć kurs przed zachodem słońca. Nie było to pod żadnym pozorem łatwe, ale w końcu, ostatni odłamek żwiru wyleciał z rany, a ona mogła zająć się nastawieniem kości i zasklepieniem rany, którą ostatecznie pięknie owinęła bandażem i usztywniła. Widać było, że ta część szła jej lepiej dzięki temu, że dzisiejszego dnia miała okazję rzucać Ferulę i zaklęcia z grupy Vulnere, nie jeden raz.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Krwawienie Kości:3-I->D Wykorzystane modyfikatory: Modyfikator numer 5 Wykonane zadania:Teoria, oparzenia, obrażenia odzwierzęce, podtopienia, zatrucia Uzyskane nagrody: Ostatnie zadanie wykonuje po zmierzchu(jeśli można to nazwać nagrodą)
Pędziłem ile miałem tchu w ostatnie, a przynajmniej według mapy, miejsce zadania. Tarcza słońca była już ledwie widoczna, znikając za horyzontem. Wiedziałem, że wykonywanie zadania w ciemnościach nie było zbyt dobrym pomysłem, bo i też ograniczało w mocny sposób moją percepcję. Myślałem też gorączkowo nad tym, czy w ogóle mi zaliczą kurs, skoro całość zajmuje mi tak bardzo długo. Rozmyślania przerywa mi ślad krwi, który dostrzegam na podejściu. Niczym bohater z horrorów, zamiast uciekać na ten widok, to za nim podążam. Docieram w ten sposób do manekina leżącego na ławce, zniszczonej natury w postaci połamanych gałęzi i miotły, będącej cichy świadkiem zdarzenia. Sądząc po jej stanie technicznym, manekin wleciał w drzewo. Przewracam oczami, co raz mocniej się zastanawiając, kto mądry wpadł na znęcanie się nad biednymi manekinami w taki sposób. Oglądam poszkodowanego, odnajdując ranę na podudziu, wciąż krwawiącą. Zajmuje się nią, w międzyczasie upewniając się, że jedynie wyglądała na groźną, a ilość krwi wynikała nie z jej złego stanu, a po prostu z krótkiego okresu czasu, w którym odnalazłem manekin. Na sam koniec bandażuje miejsce, zapewniając dodatkową ochronę przed uciekaniem cennego osocza. Kiwam sam do siebie, dumny ze swojej roboty i ukończenia wszystkich zadań. Zerkam na mapę i widząc jeszcze jeden punkt, niemalże robię się biały na twarzy.
Jestem już coraz bardziej zmęczony. Miałem za sobą wiele dziwnych przypadków, z którymi poradziłem sobie w różnym stopniu, ale byłem bliżej mety niż dalej, więc kontynuowałem lekarskie podchody. Na pewno nie mogłem odpuścić w takim momencie. Teleportuję się w okolice punktu widokowego i jako że to jedyne strategiczne miejsce, wspinam się na sam szczyt. A tam dosłownie wszędzie jest krew. Brzmi to tragicznie, ale cieszy mnie ten widok, bo wiem, że jestem dokładnie tam gdzie powinienem i zaraz odnajdę źródło tej masakry. Rozważnie drepczę między porozrzucanymi przedmiotami i uważam na szkło, bo nie zamierzam sam zostać pacjentem. Po jakimś czasie dostrzegam manekina tuż przy ławce. Nie wygląda najlepiej, ale wiem, że muszę zachować spokój. Chociaż ja, bo mój pacjent panikuje jakby mu co najmniej odrąbało dwie nogi. Zaczynam od wyjaśnienia mu, że zaraz wszystko będzie w porządku; opowiadam też największe kocopoły, żeby odciągnąć jego myśli od roztrzaskanych kolan i ani się obejrzałem, a miałem okazję, żeby je opatrzeć. Ostrożnie rozrywam materiał spodni, oczyszczam ranę ze wszystkich odłamków, tamuję krwotok, a potem sprawnie nakładam opatrunek i wszystko sowicie owijam bandażem. Ależ ze mnie doskonały uzdrowiciel! I już mam wracać do biblioteki, aby obwieścić wszystkim, że skończyłem, kiedy zauważam na mapie dodatkowy punkt. Skoro dotarłem tak daleko już odbębnię tę tajemniczą misję, choć najchętniej poszedłbym spać.
/zt
______________________
inspired by the fear of being average
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Krwawienia Kości:6 oraz I Wykorzystane modyfikatory: wpisz wszystkie wykorzystane Wykonane zadania:Teoria i egzamin | Oparzenia | Rany odzwierzęce | Podtopienia | Zatrucia Uzyskane nagrody: samonagrzewający kubek, parasolka, składnik: kora kasztanowca
Kierując się w kolejne miejsce, gdzie miał znaleźć swojego pacjenta, Christopher uśmiechał się lekko pod nosem. Wiedział doskonale, gdzie będzie szukał manekina i mimo wszystko było to dla niego dziwne miłe, nawet kiedy wiedział, że z całą pewnością nie czeka go tam nic przyjemnego. To miało akurat najmniejsze znaczenie w tym wszystkim, co się działo. Christopher potrząsnął lekko głową, odsuwając od siebie wspomnienia, kiedy wspinał się w okolice punktu widokowego, by zaraz przystanąć i spojrzeć na manekin, który leżał przy ławce. Wszystko wskazywało na to, że ten został zaatakowany przez jedno z magicznych stworzeń, zielarz powiedziałby nawet bez większego zastanowienia, że przez hipogryfa, a krew, jaka sączyła się z jego ran, nie napawała optymizmem. Dlatego też Christopher rozejrzał się pospiesznie, po czym ruszył do pomocy, słysząc nieprzyjemny skrzek, okrzyk, który mógł zmrozić krew w żyłach. Nie miał wiele czasu i w pełni zdawał sobie z tego sprawę, starał się więc zatamować krwawienie na miarę swoich możliwości. Wiedział, że rany musi również oczyścić, jeśli zamierzał założyć na nie opatrunek, dlatego też uwijał się jak w ukropie, żeby sobie z tym faktycznie poradzić. Starał się zaradzić wszystkim problemom w miarę swoich możliwości, ale kiedy nieoczekiwanie doleciał do niego znowu skrzek, jakby nieco bliższy, Christopher wykonał niezbyt skoordynowany ruch, ostatecznie uderzając prawą ręką w ławkę, najwyraźniej uszkadzając nieco nadgarstek. Zmarszczył z niezadowoleniem nos, mając świadomość, że to nie pozwoli mu na rzucanie odpowiednich zaklęć, a może nieco to skomplikuje, ale starał się tym nie przejmować. Nakazał sobie spokój i właśnie w ten sposób dokończył zadanie, upominając się w myślach i starając się kontrolować swoje otoczenie. Zmęczony usiadł na ziemi i zerknął na mapę, ze zdziwieniem odkrywając, że pojawił się na niej nowy punkt. Skoro tak, to nie zamierzał zasypiać gruszek w popiele i po prostu ruszył dalej przed siebie, by przekonać się, co czekało go tym razem.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Opłata:Zapłata Wykonywane zadanie: Krwawienie Kości:2, dorzut 37 Wykorzystane modyfikatory: Wykonane zadania:Teoria, Egzamin, Oparzenia, Obrażenia odzwierzęce, Podtopienia, Zatrucia Uzyskane nagrody: unikam nieprzyjemnej konsekwencji w jednym z zadań praktycznych, woreczek ze skóry wsiąkiewki
Zgodził się z tym, że powinni powrócić do tematu, choć jeśli miał być szczery, nie myślał o tym od tamtej rozmowy. Miał inne rzeczy na głowie i jakoś mu to wypadło, ale teraz obiecał sobie, że przysiądzie nad tematem, przy pierwszej okazji. -Cóż, jakoś się musi nauczyć. - Zwrócił uwagę na nieudolnego eliksiro-kucharza, a gdy Morales leczył swojego pacjenta, Max memlając w ustach liść mandragory, przypatrywał się składnikom, fiolkom i zawartości kociołka. Czuł się jak w domu i najchętniej sam by się rozłożył obok ze swoim sprzętem. Nie miał jednak jak, ale za to wyciągnął notes i zaczął robić notatki, jakby wcale nie był w niebezpiecznym miejscu, a w zwykłej klasie. Dopiero głos Salazara przywrócił go znów na ziemię. -Tak, tak, lećmy stąd. - Zgodził się, teleportując się z nim na punkt widokowy, gdzie zachłysnął się wręcz świeżym powietrzem. -Pa, bliźniacy nam się trafili! - Zażartował sobie ponuro, gdy zobaczył dwa manekiny na ławce, praktycznie równo krwawiące i z tym samym, dziwnym wyrazem pyska. -Myślisz, że bozia ich pokarała za kazirodztwo? - Prychnął, ale zaraz potem zaczął oględziny, które zdecydowanie wskazywały na coś innego. -Dobra, widzę wyraźnie, że tematem tego kursu jesteśmy my, ale czy musi im tak walić z ryja? - Wykrzywił się, czując smród przetrawionego alkoholu. Zdecydowanie wolałby aromat świeżego, długo leżakowanego bourbonu, ale nie, jak zawsze biednemu chuj w dupę. No dobra, czasem to wcale nie był dla Maxa zły scenariusz. -Dobra bierzmy się, bo ten to chyba cały monopolowy sobie rozgniótł w rękach. - Westchnął, podwijając rękawy i powoli biorąc się za lokalizowanie i wyciąganie odłamków szkła z ran, które następnie dezynfekował i zasklepiał. Niestety szło mu to mozolnie nie tylko przez ilość roboty i precyzję, jaką musiał się wykazać, ale i przez aromat partnera, który wybijał się spod smrodu manekinów, kierując myśli młodzieńca w zupełnie innym kierunku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Opłata:klik Wykonywane zadanie: Krwawienie Kości:2 [Scenariusz] | 79 [Rezultat] Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:Teoria | Egzamin | Oparzenia | Obrażenia odzwierzęce | Podtopienia | Zatrucia Uzyskane nagrody: dodatni modyfikator przy zadaniu praktycznym związanym z obrażeniami od magicznych stworzeń | woreczek ze skóry wsiąkiewki | omnikulary
Na razie nad wyborem wspólnego domu czy mieszkania nie było sensu się rozwodzić. Musieli wspólnie odwiedzić biuro nieruchomości i obejrzeć interesujące ich propozycje na żywo, a póki co Paco wolał skoncentrować się na pomyślnym ukończeniu kursu i wieczorze z partnerem, który coraz intensywniej przebijał się do świadomości. Pośpieszył więc notującego trujące składniki partnera, teleportując ich w pobliże punktu widokowego, gdzie na ławce spotkali dwóch poranionych potłuczonymi butelkami typów. Wspaniale. - Prędzej za głupotę. – Skomentował sugestię Maximiliana a propos kazirodztwo, zbliżając się do jednej z kukieł, która zionęła denaturatem na kilometr. – My pijamy zdecydowanie lepsze trunki. – Musiał ponarzekać trochę na ich marny los, zakrywając nos rękawem koszuli, a że odór i tak przedostawał się przez materiał, miał nadzieję skończyć zadanie jak najszybciej. Pokierował więc różdżkę w stronę ran, aby powyciągać pozostające w nich odłamki szkła i odkazić skaleczenia, a następnie wziął się już za właściwy proces leczenia, na zmianę korzystając z Vulnus Alere i Episkey w zależności od głębokości i szerokości krwawych bruzd. Poszło mu sprawnie, a w nagrodę zyskał nawet omnikulary. – Załatwione. – Wreszcie oznajmił ukochanemu, spoglądając jak ten zabliźnia ostatnią szramę. Poczekał aż dopełni dzieła, wyciągnął mapę, a wtedy ujrzał na niej jasnoróżowy punkt, którego nie widział wcześniej. – Cholera, jeszcze jeden… a już myślałem, że skoczymy na kolację i drinka. – Westchnął ciężko, skinieniem głowy pokazując partnerowi, żeby ruszyli dalej, acz tak naprawdę marzył o tym, żeby znaleźć się już w hotelu.
Ostatni znacznik na mapie zaprowadził mnie na punkt widokowy. Musiałam przyznać, tutaj było równie pięknie co w pierwszych dwóch lokacjach. Stanowiło to miłą odmianę od tajemniczego stawu i mrocznego rozpadającego się domostwa. Przystanęłam obok drzewa, wpatrując się w przez chwilę w tarczę słońca, powoli znikającej za horyzontem. Zbliżał się wieczór, co mnie nieco zasmuciło. Chciałam jeszcze po kursie iść potrenować na boisku, nie miałem bladego pojęcia, że całość zajmie mi tak długo. Musiałam zmienić swoje priorytety i zadowolić się czytaniem książki w pokoju wspólnym. Postanowiłam nieco się pośpieszyć, korzystając z faktu, że zaraz miałam skończyć. Dziesięć minut i po robocie, prawda? Jeszcze może zdążę kupić sobie herbatę na wynos w wiosce. Moje poszukiwania jak na zawołanie zakończyły się w błyskawicznym tempie. Manekin ze strzaskanymi kolanami, widocznymi już z daleka, przez wzgląd na pozycję i rozdarte, zakrwawione spodnie. Zabrałam się od razu do pracy, najpierw oczyszczając ranę, usuwając żwir i kamyczki, a następnie zajmując się samą raną. Poszło mi to całkiem sprawnie, bo rana nie okazała się jakaś poważna. Musiała za to cholernie boleć sądząc po manekinowym zawodzeniu, także jeszcze dorzuciłam zaklęcie przeciwbólowe, tak na wszelki wypadek. Po zakończonym zadaniu, uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w drogę powrotną, zerkając jeszcze raz na mapę, w celu upewnienia się, że zaliczyłam wszystko.
z/t
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, zostawiając tam te księgi, ale jak miała się do nich dobrać, kiedy całe pomieszczenie wypełniał dym? Wydawały się dalej być bezpieczne, przecież ktokolwiek, kto by tam zawędrował, nie pomyślałby, żeby najpierw szukać po ukrytych strychach jeszcze bardziej zakopanych książek. Jakoś tak pocieszona tą myślą i zostawiając demony tamtej nocy w miejscu, w którym zostały wywołane, ruszyła dalej. A im bardziej się oddalała, tym bardziej odzyskiwała humor i energię. Mapa ponownie prowadziła ich na oddalone tereny. Organizatorzy naprawdę chcieli ich chyba przeciorać po całym Hogsmade, ale nie zamierzała na to narzekać. Po pierwsze naprawdę lubiła takie wyprawy, a po drugie uważała, że mogło to być całkiem niezłe oddanie zmęczenia ratownika medycznego. To już któraś lokacja z rzędu, do której szli bez przerwy, co znalezienie pacjenta całkiem sporo czarując. Faktycznie dobrze, że kazali im zabrać dużo picia. Maszerując dziarsko przed siebie, wyciągnęła jeden ze swoich termosów. - Chcesz się napić czegoś ciepłego? – zaproponowała. – Mam jeszcze takie dwa, do wyboru, do koloru – uśmiechnęła się do niego. Może i było ciepło, ale jej zawsze coś gorącego w rękach do wypicia poprawiało humor. Taka herbatka dobrego samopoczucia. W tym przypadku napar, ale też działało. Ślepa nie była i widziała, że coś go gryzło, a zmęczenie całym dniem chodzenia na pewno od któregoś momentu przestało być tym pozytywnym zmęczeniem. Obydwoje jak widać musieli się z czymś zmierzyć podczas tych kursów i naprawdę cieszyła się, że nie musieli robić tego sami. Gdyby nie była tutaj ze starszym Gryfonem, pewnie wcale tak racjonalnie by się w domu nie zachowywała. - Ty… Co tam leży? – gdy byli blisko wzgórza zobaczyła coś, co przypominało połamaną miotłę. – No to się zaczyna – mruknęła, bo zaraz po niej zaczęła też zauważać ślady po krwi, może nie były to kałuże, ale ktoś na pewno potężnie oberwał. – To nie wygląda dobrze, powodzenia! – rzuciła, samej biegnąc za śladami kraksy. Połamana miotła i krew, sporo krwi. Nie to, żeby się jej bała, chyba by nie mogła być wtedy sportowcem. Po prostu to zdecydowanie nie był dobry znak, biorąc pod uwagę wypadek, jaki tu mógł mieć miejsce. Szybko znalazła poszkodowanego, trudno byłoby go przeoczyć. Połamane gałęzie leżące na ziemi dookoła manekina, ostatnie resztki miotły i wszystkie inne ślady wskazujące na to, że przywalił w drzewo bardzo niefortunnie. Musiał dać radę samodzielnie doczłapać na ławkę, na której teraz leżał z obficie krwawiącą łydką. - To było bardzo głupie z pana strony! – krzyknęła, chwytając za różdżkę. – Może mieć pan obrażenia wewnętrzne, a pan się tak ruszał! Trzeba było zostać w miejscu – dała mu wykład, jakby sama przestrzegała zasad rozsądku. – Niech mi da pan na to spojrzeć… Gdy tylko obejrzała jego nogę, odetchnęła z ulgą. Miejsce rany było po prostu mocno ukrwione, ale nic niebezpiecznego się nie stało. Kilkoma zaklęciami zasklepiła rany pacjenta, a następnie sprawdziła funkcje życiowe i upewniła się, że nic więcej się nie stało. Gdy potwierdził, że nie miał bolesności związanych z potencjalnym złamaniem czy zwichnięciem, zaklęciami uśmierzyła jego ból. - I tak na pana miejscu spotkałabym się ze specjalistą. Upadki zawsze mogą być groźne. Lepiej dostać drugą opinię niż ominąć jakiś symptom – powiedziała mu, zaraz zbierając się do dalszej drogi. - Co tam miałeś? – zapytała Maxa, gdy go znalazła. – Mój wyglądał, jakby miał się zaraz wybierać na tamten świat po zderzeniu z drzewem, a tu się okazało, że po prostu porozcinał się w mocno ukrwionych miejscach, ale nie przeciął nic ważnego. Szczęściarz!
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Wiele spraw go gryzło, ale kwestia Mulan było dla niego naprawdę czymś ciężkim, czymś, do czego wracał cały czas, mając wrażenie, że nigdy od tego tak naprawdę nie ucieknie. Trudno było zresztą pogodzić się z myślą, że twój przyjaciel umierał i chociaż Max starał się to ukryć, były takie sytuacji, kiedy nawet on się poddawał, kiedy nawet on nie wiedział, jak sobie z tym wszystkim radzić. Z emocjami, które zdawały się przez niego przelewać, jak przez jakiś nabrzmiały do granic możliwości puchar. Starał się jednak tego nie pokazywać, żeby nie zrzucić swoich problemów na Harmony, mając wrażenie, że tym po prostu by ją skrzywdził. - Co tam masz? Jakąś mieszankę wybuchową? - zapytał, przyjmując od niej termos, by upić solidny łyk, mając wrażenie, że jeśli jeszcze trochę będą tak łazić, to naprawdę sami padną tutaj trupem, nie do końca wiedząc, co powinni ze sobą zrobić. Starał się skupić na tym, co było przed nimi, wiedząc, że to ostatnie zadanie, ale miał już sporo kroków w dupie i wiele myśli we łbie, więc przestawał być najzabawniejszym towarzyszem na świecie. - Bo ja wiem? Wygląda, jak jakiś pierdolnięty strach na wróble - stwierdził, przekrzywiając zaraz głową, a potem uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie, kiedy Harmony ruszyła przed siebie. Zatrzymał się, starając się dostrzec, co mogło się tutaj wydarzyć i zmarszczył lekko brwi, dostrzegając ślady, które wyglądały, jakby miała tutaj miejsce jakaś walka. Ruszył powoli w tamtym kierunku, ostatecznie trafiając na manekina leżącego przy ławce, wyglądającego, jakby coś go stratowało. Rozerwało? Max przykucnął, gdy usłyszał niepokojący skrzek, a później obejrzał uważnie rany manekina, by pospiesznie zatamować krwotok i zająć się ich oczyszczaniem, starając się zorientować, czy problem nie był aby na pewno jakiś głębszy. Nie było łatwo zajmować się poszkodowanym, kiedy miało się świadomość, że w pobliżu mogła być istota, która go skrzywdziła, ale Max rozglądał się co jakiś czas uważnie, by w razie problemów zareagować. Kolejny skrzek nie wystraszył go aż tak bardzo, bo akurat patrzył w niebo i nie widział nic, co mogłoby go zaatakować. Zachwiał się, ale utrzymał, sprawdzając okolicę, by zaraz wrócić do opatrywania ran manekina, a później ostrożnego ocucenia go i upewniania się, że ten miał się dobrze. Na tyle, na ile to było możliwe w takim stanie i zdecydował, że trzeba odesłać go do Munga. Ruszył później w stronę Harmony, by opowiedzieć jej, co go spotkało, z chęcią zapytania, czy wracają do biblioteki, kiedy zobaczył, że na mapie pojawił się jakiś nowy punkt i zaproponował, żeby tam również poszli. Najwyraźniej to było coś, czego nie powinni ignorować.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Opłata:opłacone Wykonywane zadanie: Krwawienie Kości:2 || 67 → 30 → 35 → 49 → 5 → 78!! Wykorzystane modyfikatory: 3 przerzuty za pkt z uzdrawiania | 1 przerzut za pkt z zaklęć | 1 przerzut za wynik z egzaminu Wykonane zadania:Teoria | Oparzenia | Obrażenia odzwierzęce | Podtopienia | Zatrucia Uzyskane nagrody: szansa uniknięcia nieprzyjemnej konsekwencji w jednym z zadań praktycznych | woreczek ze skóry wsiąkiewki | nieco kory kasztanowca | omnikulary
Znała to miejsce, przypomniała sobie, gdy powoli docierała do punktu widokowego. W jej głowie pojawiły się wspomnienia ze swoich szkolnych lat, do których czasem wracała z tłumioną tęsknotą. Spędziła tutaj wiele godzin, gdy miała dość ścian szkolnej biblioteki i potrzebowała zmiany otoczenia przed wielogodzinną i intensywną nauką przed egzaminami. Dlatego nieco pewniej szła przed siebie, z dodatkową dawką energii, gdy tylko uświadomiła sobie, że powoli zbliżała się ku końcowi. Dostrzegła manekina wspartego o ławkę, trzymał ręce wyciągnięte przed siebie, a jej nie trzeba było wiele czasu, by już biegła w jego stronę, gdy tylko ujrzała zakrwawione ręce. Widziała już wiele, niezliczoną ilość ran po zaklęciach, których nikt nie powinien znać. Nie była jednak kompletnym laikiem, znała teorię, choć nie próbowała – to było sprzeczne z jej naturą, chęcią pomocy, nie krzywdzenia. [i]Po pierwsze, nie szkodzić.[i] Całe szczęście nie miała tu do czynienia z czarnomagicznym zaklęciem, a zwykłym wypadkiem ze szkłem. Sprawnie więc zajęła się wyciąganiem ostrych odłamków, tamowała krwawienie i zasklepiała wyuczonymi zaklęciami głębokie rany. Nie było nic dziwnego w tym, że radziła sobie doskonale, tutaj znów mogła podziękować samej sobie za długie lata ciężkiej pracy i poświęcania niemal całego swojego życia. Nie sądziła, że cos dostanie w zamian, ale uśmiech rozświetlił jej twarz, kiedy trzymała w dłoni omnikulary. Nie potrzebowała nagród, była chyba wspaniałym przykładem pracy z powołania, choć nie była głupia – galeony miały wielką wartość w życiu, a jej ich nigdy nie brakowało. To był jednak miły gest.
|zt
______________________
In your hands, there's a touch that can heal
But in those same hands, is the power to kill
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Na zajęcia praktyczne dotarł spóźniony, nie pierwszy zresztą raz by po chwili, gdy grupa zajęła się powierzonym im zadaniem, każdy dostał już swoje zadanie na kursie. Zerknął więc tylko w stronę gdzie leżał poszkodowany ma potrzaskane kolana a w dodatku widać ciało są jakieś okruchy piasku żwiru i ubabrane w krwi. Mimo że Puchon był cięty, prawie na wszystko to i tak spróbował chociaż sytuacja nie jest najlepsza, ale nie jest też najgorsza. Przeanalizował sytuację i wyglądało jak by zdarcie skóry i nabawieniu się kamieni w ciele raczej stabilnie wszystko będzie zakończył na tym spostrzeżeniu; szybko Wiktor użył odpowiednich zaklęć by po usuwać brud i wszystko oczyścić. Wziął trzy głębokie wdechy i oparł się na jedno z krzeseł, chociaż wszelkie próby nakłonienia tego konkretnego manekina by się uspokoił. Jednak zastawiając się, właściwie powinien więc zająć się i go uspokoić jakoś, zapewniał Rudzielec manekina że jest wszystko dobrze nie potrzebnie tylko on panikuje. Ostatecznie jednak westchnął ciężko, ale nie poddając się. Doprawdy, niesamowite że Krawczykowi się udało nawet dostał 10 g. Ma się to coś ot tak i juz. Miał nadzieje, że jej się powiedzie i będzie mógł iść na gorąca czekoladę. Później Puchon pożegnał się i wrócił do kolejnego miejsca kursu.
Opłata:zapłacone Wykonywane zadanie: Krwawienie Kości:6 oraz litera F Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:teoria, oparzenia, Obrażenia Odzwierzęce, Podtopienia, Zatrucia Uzyskane nagrody: - Doskonale zapamiętujesz kwestie związane z zatruciami, dosłownie jakby same wskakiwały ci do głowy. Masz wrażenie, że obudzony w środku nocy wyrecytujesz dosłownie wszystko z pamięci. Dzięki temu w czasie wykonywania zadania z zatruć możesz wykorzystać jeden z dodatnich modyfikatorów. - Mięta
Dotarła na miejsce i trzeba przyznać, było tu ładnie i nawet nacieszyłaby się tym widokiem gdyby nie fakt, że przyszła tu ratować manekina. Kiedy dotarła na miejsce, poszła prosto przed siebie, obserwując otoczenie i to, co pomogłoby jej w znalezieniu manekina, któremu potrzebuje pomóc. Dostrzegła krew, co prawda nie było jej za specjalnie dużo, w sensie nie było kałuży, ale były tam widoczne ślady, które zaczęły ją niepokoić. Idąc w głąb, dostrzegła porozrzucane rzeczy, który wskazywał na to, że stało się tutaj coś niedobrego. Manekina dostrzegła po chwili, który leżał na ziemi i to w dodatku na brzuchu niedaleko ławki. Był tu armagedon i bałagan w jednym. Zmarszczyła brwi, zobaczyła jego rozcięte plecy i wzdrygnęła się, w takim samym miejscu. Po chwili do jej uszu dobiegł niepokojący dźwięk przypominający skrzek, a to oznaczało kłopoty. Zaczęła się denerwować całą tą sytuacją, a pracowanie pod presją wcale nie było dla niej czymś miłym i przyjemnym. Musiała pracować szybko i sprawnie i za pomocą zaklęcia uzdrowić jego plecy by manekin mógł się ruszać. Czasami żałowała, że nie pracowała pod presją, bo totalnie nie wiedziała, jak się powinna zachować w takich sytuacjach. Po kolejnym usłyszanym skrzeku pisnęła cicho przestraszona, przez co przewróciła się i uszkodziła sobie prawą rękę, w której trzymała różdżkę. Zagryzła wargę do krwi, by nie wydobyć z siebie dźwięku, a następnie z bolącą ręką zamierzała dokończyć pracę i doleczyć manekina do końca, a gdy tak się stało, opuściła to miejsce, jak najprędzej upewniając się zawczasu, że manekin wrócił do używalności.
z/t
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Punkt widokowy zdecydowanie należał do miejsc, które Anna życzyła sobie odwiedzić. Co prawda w planach miała zrobienie tego z siostrą albo z przyjaciółką, nie mniej jednak ucieszyła się, że kółko na mapie zaprowadziło ją właśnie tam. Niestety krwawe ślady przypomniały jej, że nie przyszła tu dla rozrywki, dlatego zaczęła się rozglądać za kolejnym manekinem. Robiła to bez większych emocji, w końcu nie będzie drżała nad zdrowiem przedmiotu, ale jednak szlochanie trąciło w niej te mniej logiczne struny jej umysłu i nakłoniło do przyłożenia się do zadania z większą życzliwością. Tym razem naprawdę się postarała. Pocieszyła “pacjenta”, uspokoiła, przekonała by dał się sobą zaopiekować, a gdy już jej się udało oczyściła ranę i wyleczyła ją zaklęciem, które udało jej się przećwiczyć w zadaniu po wykładzie. Była z siebie naprawdę zadowolona, a sam manekin również zdawał się dobrze przyjąć całą tę pomoc. Pomogła mu wstać i wtedy pacjent podał jej okrągłe dziesięć galeonów! Niesamowite! Czy to też był w programie kursu?! Chyba tak, bo takie zaczarowane manekiny raczej nie wychodziły z własną inicjatywą, a już na pewno nie posiadały własnego złota. Zadowolona Puchonka chwyciła swą zdobycz, a później ruszyła w dalszą podróż. z/t
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Ślady krwi były czymś, z czym akurat miewał do czynienia częściej, niż można się było po nim spodziewać. Wizyty na Nokturnie i potyczki o artefakty lubiły kończyć się w różny sposób, ale dopóki druga strona wyglądała gorzej, to nie przejmował się tym za bardzo. Jak dotąd zdążył zaobserwować, że w każdym z punktów na mapie znajdowało się inne wyzwanie, to więc pewnie miały być ćwiczenia z leczenia większych i mniejszych ran. Doskonale, jeśli miał być szczery, to kałuża krwi brzydziła go znacznie mniej, niż wymiociny na stole. Właściwie to podejrzewał, że najgorsze ma już dawno za sobą. Znaleziony przez niego manekin leżał na ławce i ciężko dyszał. Biorąc pod uwagę jego stan, nie miał pojęcia dlaczego. Czy to z wysiłku lotem na miotle, który ewidentnie miał za sobą? Cóż, ten nie skończył się dobrze. Zachciało się latania wśród drzew. Przyjrzał mu się i odnalazł siniaki oraz dość głębokie rozcięcie na łydce. Wyglądało na to, że słabnął od upływu krwi, więc pierwsze co zrobił to jej zatamowanie z użyciem Haemorrhagia Iturus. W drugiej kolejności przemył ranę aquamenti i wyczarował sobie bandaż, którym mocno zawinął łydkę delikwenta. Siniaki zignorował, nie zagrażały życiu pacjenta, więc chłop musiał sobie z nimi dać radę.
| z. t.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Opłata:Klik Wykonywane zadanie: Krwawienie Kości:2 i 63 -> 5 -> 71 Wykorzystane modyfikatory: wynik 50+ z egzaminu, kuferek (34 uzdrawianie) Wykonane zadania:teoria, oparzenia, obrażenia odzwierzęce, podtopienia, zatrucia Uzyskane nagrody: uniknięcie nieprzyjemnej konsekwencji w kolejnych etapach; woreczek ze skóry wsiąkiewki; kalendarzyk; omnikulary
Punkt widokowy był cudownym miejscem, szkoda tylko, że został on wykorzystany w taki sposób. Wszędzie obecne ślady krwi sprawiły, że na chwilę aż zakręciło jej się w głowie. Nie było to może prawdziwe morze czerwone, ale wciąż więcej krwi niż normalnie, a do takiego widoku nie była przyzwyczajona. I ponownie dostrzegła porozrzucane po okolicy szkło i jakiejś inne przedmioty, które wskazywały na to, że doszło do wypadku. Westchnęła sobie, jakby tym samym chciała powiedzieć, że po zakończeniu tego kursu uda się na zasłużony kilkudniowy odpoczynek, a następnie ruszyła dalej, bo co miała zrobić. Tym razem manekin siedział na ławce, ręce trzymał przed sobą, a były one rzecz jasna całe pokaleczone. To było pierwsze, co zobaczyła. Kiedy jednak uniosła głowę i spojrzała na całego jegomościa, którego miała przed sobą, zauważyła, że dodatkowo odłamki szkła miał wbite w całe ciało. Zupełnie tak, jakby wytarzał się w potłuczonych butelkach. Po raz kolejny usunęła wszelkie niebezpieczne przedmioty z otoczenia, dbając tym samym o bezpieczeństwo i dopiero po tym przeszła do zaklęć leczniczych, które miały przynieść ulgę manekinowi. Usunęła ciała obce z jego ciała, oczyściła rany i zasklepiła je, bo znała odpowiednie zaklęcia, które były idealne do tej sytuacji. Chyba nawet poradziła sobie naprawdę dobrze, bo kiedy już miała odchodzić, została zatrzymana przez pacjenta, który podarował jej omnikulary. Tak mogła pracować.
|z.t
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Benjamin siedział na ławce, popalając papierosa. Na szczęście nie padało, toteż na miejscu obok leżał otwarty notes z jego zapiskami. Ale on nie był wcale pochłonięty pracą nad swoją książką. Patrzył na hogwardzkie błonia, z jednej strony pochłonięty myślami o przeszłości. Zaś z drugiej myślał o tym, co nie nastąpiło, a powinno. Uśmiechnął się na wspomnienie jej oczu. No cóż, chyba w końcu musiał to przed sobą przyznać. Wpadł jak śliwka w kompot, bo choć od ich ostatniego spotkania minęło kilka miesięcy, on wciąż nie potrafił zapomnieć. Nie chciał, nie umiał. Nawet jeśli na horyzoncie pojawiła się Ariadne, która tak skutecznie rozpraszała jego uwagę. Był trzeźwy. Dzisiaj całkowicie, pomimo tego, że powoli zmierzchało. Robiło się coraz zimniej, ale on nie dbał o to kompletnie, nie zakrył nawet gardła szalikiem. Zresztą, nawet jeśli się pochoruje to co z tego. Nie żeby komukolwiek na nim zależało. Zgasił papierosa o ziemię i zawinął peta w chusteczkę, uprzednio upewniając się, czy na pewno odpadł z niego żar. I patrzył na te cholerne błonia, i wzdychał, i myślał. Przez co nawet nie zauważył, że nie był tu już sam.
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wieczorny spacerek to było to, co Max lubił. Poza tym, potrzebował nieco przewietrzyć głowę, bo ostatnio wiele mu się w niej kołatało. Uznał więc, że chodzenie jest zbyt słabe, nałożył na dupę dresy i wybrał się pobiegać po okolicznych terenach, w uszach puszczając sobie klasyczne mugolskie przeboje, którymi zaraził go Nick. Nie liczył ani czasu, ani tempa, ale gdy dotarł na punkt widokowy, słońce już praktycznie w całości schowało się za horyzontem. I całe szczęście, bo nie do końca widział, kto siedzi na ławeczce, choć dostrzegł, że te popala peta i sam narobił sobie ochoty. Postawił więc na przerwę i wtedy zorientował się, że gdzieś po drodze musiał zgubić zapalniczkę. -Sorry, masz ognia? - Klepnął typka w ramię i wtedy zdał sobie sprawę, jak wielki błąd popełnił, gdy zobaczył tę twarz. Jego własna postawa od razu zesztywniała, jakby był gotów do ataku lub obrony, jednocześnie w oczach mając trudną do rozpracowania mieszankę uczuć, które wiązały się z nagłą falą głodu narkotykowego, jaki ogarnął w tej chwili dwudziestolatka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Wyrwany z zamyślenia, nagle poczuł, że ktoś klepie go za ramię. Obrócił się za siebie i natychmiast rozpoznał twarz… Maxa? Czy to nie tak przedstawiła go w Pure Luxe Ariadne? - Co? Tak, jasne. Proszę bardzo – odparł, bardzo zdziwiony faktem, że spotkał go akurat tutaj. Zauważył, że młody mężczyzna cały zesztywniał – nie sposób jednak powiedzieć, z jakiego konkretnie powodu. Uniósł brwi w geście zdziwienia, ale posłusznie dał mu swoją zapalniczkę. Przez chwilę milczał, zrobiło się bardzo niezręcznie. Mierzył go spojrzeniem, zastanawiając się w gruncie rzeczy czy i ta wymiana zdań skończy się na bójce. - A tak w ogóle to jestem Ben. Wiem, że kiedyś obiliśmy sobie mordy, ale na to zabrakło mi pewnie kultury. - Posłał w jego stronę pojednawczy uśmiech i wyciągnął z kieszeni płaszcza papierośnicę. Wyjął Feniksowego i czekał posłusznie na zwrot swojego ognia. Przyglądał się mu przy tym z uwagą. Choć przecież pamiętał o tym, co przekazał podczas urodzin Rems Ariadne, starał się mieć do niego w miarę neutralny stosunek. - Słuchaj, czy mi się tylko wydaje, czy nie powinniśmy w sumie kilku spraw obgadać. Wiem, że się wtedy pobiliśmy… za co przepraszam. Pewnie byłem pijany i nie mam nic na swoje wytłumaczenie. Ale czy my mamy poza tym jakiś problem? – zapytał, starają się brzmieć na tyle uprzejmie, na ile to było możliwe.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wziął ognia, odpalając szluga i z niedowierzeniem słuchając słów kolesia. Zdecydowanie zabrakło mu wtedy kultury na przedstawienie się i ślizgon zakładał, że i dzisiaj nie jest to po prostu gest dobrej woli. Postanowił być ostrożny z tym tutaj, celowo przeciągając mu oddanie zapalniczki, obracając ją w palcach, jakby była to jakaś gra z jego strony, co nie do końca mijało się z prawdą, ale bardziej po prostu kontemplował, czy jakkolwiek ma ochotę brnąć dalej w tę dyskusję. Niestety Max hazard lubił, więc postanowił postawić wszystko na jedną kartę i zobaczyć, jak ta interakcja się potoczy. -Max. - Rzucił oschle, oddając zapalniczkę właścicielowi i zaciągając się nikotyną, za którą jego płuca dałyby już się zabić. Już myślał, że się rozejdą w pokoju, gdy Ben postanowił jednak ciągnąć tę rozmowę, jeśli tak można było to w ogóle nazwać. Solberg uniósł z niedowierzaniem jedną brew, gdy dotarły do niego wymowne słowa czarodzieja. -Nie sądzę, bym miał Ci specjalnie cokolwiek do powiedzenia. - Przyznał szczerze, a przynajmniej w kwestii jakiegoś obgadania spraw, bo w innym wypadku znalazłby wiele określeń, które chętnie by teraz z siebie wyrzucił. -Czego chcesz od Wickens? - Zapytał bez ogródek, nie do końca odpowiadając wprost na pytanie Austera i nawet nie siląc się na jakiś neutralny ton, czy miłe uśmiechy. Ot, oparł się o drzewo i bacznie obserwował rozmówcę, popalając nikotynową truciznę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees