• Zwycięzca pojedynku może zgłosić się po 1pkt. z historii magii oraz 2pkt. z dziedziny, z której zaklęć używał, natomiast przegrany otrzyma 1pkt. do kuferka. Jeśli używaliście zaklęć zarówno z OPCM jak i z transmutacji możecie wybrać sobie dziedzinę, z której punkty zostaną wam przyznane.
• Wybieracie konkretnego przeciwnika, z przeciwnym kolorem pierścienia do waszego, który będzie waszym rywalem. Jedna postać może walczyć maksymalnie aż z trzema rywalami naraz!
• Na każdego przeciwnika z jakim walczycie kulacie 2xk100: jedną kością na atak, drugą na obronę, do czego dodajecie swoje punkty z Zaklęć i OPCM LUB z Transmutacji (nie więcej niż 50). Musicie jednak użyć w tej turze zaklęcia z danej dziedziny, której statystyki sobie dodaliście.
• Atak powyżej 130 daje automatyczny punkt dla atakującego. Jeśli Atak wynosi między 65-120, obrońca rzuca k100. Wynik większy od wartości ataku oznacza udaną obronę. Atak mniejszy niż 65 daje nieudane zaklęcie - nie potrzeba obrony.
• Jeśli walczysz z dwoma przeciwnikiem i jeden z nich Cię trafi, masz -30 do obrony przeciwko drugiemu napastnikowi! Jeśli walczysz z trzema kara od pierwszego przeciwnika wynosi tyle samo, ale jeśli w tej samej rundzie również trafi Cię drugi przeciwnik, nie masz możliwości obrony przed trzecim z nich, automatycznie odnosi on sukces.
• Zwycięża osoba, która 3 razy celnie i skutecznie zaatakowała przeciwnika. Przegrany pada sparaliżowany na ziemie, aż do zakończenia całości rekonstrukcji. Zwycięzca może podjąć walkę z kolejnym niesparaliżowanym przeciwnikiem pod warunkiem, że ten posiada przeciwny kolor pierścienia.
• Jeśli walczysz z więcej niż jednym przeciwnikiem, wystarczy przegrana z jednym z nich, by ulec paraliżowi!
• Modyfikacje: - Osoby z cechami świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) oraz gibki jak lunaballa mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na obronę
- Osoby z cechami silny jak buchorożec lub magik żywiołów mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na atak
- Osoby z cechami połamany gumochłon lub rączki jak patyki mają -10 do kości na obronę
- Osoby z cechami bez czepka urodzony lub dwie lewe różdżki mają -10 do kości na atak przy rzucaniu zaklęć z kategorii, jaką maja w nawiasie.
- Jeśli postać posiada którąś z poniższych genetyk, co rundę rzuca k6 na konsekwencje, wynik parzysty aktywuje poniższe akcje:
Genetyki:
Jasnowidz:
Dostajesz wizji i przewidujesz kolejny ruch przeciwnika. Twoja obrona w następnej rundzie jest udana bez względu na wynik kości. Przez przebłysk tracisz jednak chwilę skupienia i Twój atak w tej rundzie spada o 20 oczek.
Wila:
Wybierz jedną z dwóch opcji: Twój czar działa na przeciwnika i go rozprasza. Następny jego atak jest o 35 mniejszy. LUB Adrenalina związana z bitwą sprawia, że Twoja harpia się budzi. Twój atak zyskuje 30 oczek.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą lub drugą wilą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje wilowe sztuczki nie działają!
Legilimenta:
Możesz wejść do umysłu przeciwnika i wyczytać jego kolejny ruch. Twoja obrona w następnej rundzie zwiększa się o 30.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje sztuczki nie działają!
• Raz na dwie rundy rzucacie literką, żeby zobaczyć, co przydarzyło wam się w trakcie walki:
Scenariusze:
•F,G,H,I - Nie dzieje się nic. •A.....kromantule w natarciu - Walczycie w najlepsze, gdy nagle pojawia się dodatkowe zagrożenie. W waszą stronę zmierzają akromantule, a przynajmniej coś, co je do bólu przypomina. Rzuć k6 . Wynik 1-3 oznacza, że omijają was i pędzą dalej. Wynik 4-6 oznacza, że stajecie się celem ich ataku i musicie bronić się przed zupełnie nowym zagrożeniem. Nie macie szansy na obronę przed atakiem przeciwnika. W dodatku kończycie z raną po ugryzieniu na dowolnej części ciała. Może lepiej, by obejrzał to uzdrowiciel? •B...ijący blask - Jedno z otaczających was zaklęć podpala przestrzeń wokół. Co rundę, obydwoje rzucacie dodatkowe k100, by sprawdzić, czy ranicie się o płomienie. - 1-35 Sprawnie tańczycie wokół ognia. Nic wam się nie dzieje. - 36- 70 Zbyt mocno zbliżacie się do płomienia, który delikatnie was parzy. Otrzymujecie -20 do obecnej obrony i -10 do następnego ataku, jaki wyprowadzicie. - 71-100 Nie każdy ma oczy dookoła głowy i widać Ty należysz do takich osób. Wpadasz w płomienie, które mocno parzą Twoją skórę. Otrzymujesz na stałe -20 do wszystkich zaklęć rzucanych podczas rekonstrukcji. i poparzenie, które należy opatrzyć po walce! •C....entaury w galopie- Mieszkańcy Zakazanego Lasu włączyli się do rekonstrukcji i galopują między wami. Rzuć k6. Jeśli wynik jest parzysty, nic się nie dzieje. Wynik nieparzysty oznacza, że obrywasz (1,3 - kopytem, zakręć kołem by zobaczyć która kość ulega złamaniu ; 5 - obrywasz strzałą, zakręć kołem, by zobaczyć, gdzie) i otrzymujesz -20 do trzech następnych zaklęć, jakie rzucisz. •D....ylemat moralny - Widzisz, że jeden z Twoich sojuszników nie radzi sobie najlepiej. Masz wybór pomóc mu, ale tym samym stracić szansę na obronę zaklęcia, które Cię atakuje lub bronić siebie, ale Twój sojusznik obrywa atakiem, bez względu na jego kości. Obowiązkowo oznacz osobę, którą ratujesz/skazujesz na brak obrony. •E...kscytujące wybuchy - Jak to w walce bywa, nie jesteście tu sami, a walki wokół wpływają na waszą potyczkę. Ktoś obok popisał się niezłą Bombardą sprawiając, że w waszą stronę lecą różne odłamki, które pogarszają wasz wzrok i powodują dzwonienie w uszach, a pył uniemożliwia wam wypowiadanie zaklęć. Rzuć k6 - wynik parzysty oznacza, że efekt dotyczy Twojego przeciwnika, wynik nieparzysty oznacza, że dotyczy Ciebie. Następne dwa zaklęcia osoby, której efekt dotyczy muszą być niewerbalne i otrzymują karę -30. •J....adowite tentakule - Już myślałeś, że przeciwnik będzie Twoim największym zmartwieniem, gdy nagle wpadasz na coś, co kompletnie zlało Ci się z otoczeniem. Kolce jadowitej tentakuli przebijają się przez Twoje ciało, wprowadzając jad do organizmu. Każde następne zaklęcie jest ma karę -10 większą (pierwsze -10, drugie -20, trzecie -30 itd...) ze względu na osłabienie organizmu. Jeśli posiadasz przynajmniej 20pkt. z zielarstwa w kuferku możesz dorzucić k6, gdzie wynik parzysty pozwala Ci na czas rozpoznać roślinę i uniknąć efektu tej literki!
• Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Kolor pierścienia: </zgss> <zgss> Przeciwnik: </zgss> <zgss> Modyfikacje, wydarzenia i bonusy kuferkowe: </zgss> <zgss> Atak: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Obrona: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje
•Wszelkie pytania kierujcie do @Maximilian Felix Solberg • Rekonstrukcja zakończy się 20.05 o godz. 19:00!
Autor
Wiadomość
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Punkty z ONMS: 36 +3 runa Jera na lewym nadgarstku Nastawienie: 9 Strój: coś luznego na harce po lesie w kolorach domu i adidasy. Amulet Uroborosa zawsze na szyji
Rudzielec jak zwykle był spóźniony. Nie, żeby lubił się spóźniać i skupiać na sobie uwagę innych oraz - niestety - profesora. Zwyczajowo myliły mu się godziny i zajęcia do nich przypisane. Bo w końcu ósma może być też czasem przyjścia do Wielskiej Sali na śniadanie, prawda? A jak nie jada się śniadań, to można o owej 9 się obudzić. I przez trzy minuty wstawać po nieprzespanej nocy, lecz przespanym poranku. Dwie minuty ubierać się i ogarniać wygląd. A wszystko po to, by przypomnieć sobie, że przestawiło się zegarek o dziesięć minut w tył, by się nie spóźnić. Potem pozostałe pięć minut spędzić zabierając książki (zwykle tego nie robił), i patrząc się tępym wzrokiem w ścianę, by o prawdziwej 9:00 wybiec z dormitorium i biec z lochów na polane. Typowy dzień. A wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby chłopak nie wbił sobie do głowy, że o 9:00 jest śniadanie, a dopiero później te szkolne rzeczy. W tym wypadku Krawczyk pojawił się na zajęciach o jakieś pięć minut spóźniony. Tak jak zwykle miał nieułożoną fryzurę, worki pod oczami i beznamiętny wyraz twarzy. Można byłoby uznać go za najpsotniejszego typa ucznia - takiego, który jest tylko po to aby psocić . Tak Wiktor kochał magiczne zwierzęta i lekcje z nimi związane, ale teraz - gdy jest wspomniana 9:05 - czuł się fatalnie. Zmęczony, niewyspany, niedobudzony i trochę zasmucony. Nie zwracał nawet uwagi na to, kto jeszcze znajduje się na tych zajęciach. Kopać to wszystko. - Bardzo przepraszam za spóźnienie - napomknął cicho mając nadzieję, że nie przykuje zbytnio uwagi profesora i uczniów. Ot taki niezwykły szary Puchon..
urwis się pojawił na lekcji zapraszam chyba ze ja mogę do kogoś?
Kiedy @Atlas Rosa postanowił się do niej zwrócić, cała uwaga dziewczynki skupiła się właśnie na nauczycielu, starając się nie patrzeć w kierunku niezbyt miłej trawy. - Będziemy ich uczyć tego, że nie powinno się tak brzydko mówić? - zapytała z dziecięcym wręcz zainteresowaniem, by po chwili zadać mężczyźnie jeszcze jedno pytanie. - Kto ich tego nauczył? Ciężko było jej uwierzyć w to, że te stworzenia nauczyły się wyzywać innych tak same z siebie. Z całą pewnością musiały podpatrzeć u kogoś tak niestosowne zachowanie. Kiedy ona próbowała naśladować słownictwo starszego kuzyna, rodzice bardzo szybko jej wyjaśnili, że tak się nie robi. Te biedne stworzonka z całą pewnością nie miały kogoś, kto by je nakierował. Ponownie skupiła się na @Fern A. Young, gotowa spisywać dla niej słowa nauczyciela. Choć jak to na młodą, ciekawską Aiyanę przystało, znalazła też inne tematy do rozmów. "Każda taka fretka bardzo brzydko mówi? Czy wozakiem są tylko te fretki, które brzydko mówią, a te co mówią ładnie nazywają się inaczej?" Była ciekawska, bardzo ciekawska. I teoretycznie mogłaby zadać to pytanie nauczycielowi, praktycznie - Fern poniekąd sama się podłożyła. A że pierwszoroczniaczka lubiła z nią pisać, nie widziała najmniejszego powodu, aby przenosić to pytanie w kierunku innej osoby. A już szykowało się kolejne. Kiedy zaczęli pojawiać się uczniowie, jedenastolatka wpadła w małą panikę. Czuła się dziwnie, widząc tak bardzo luźne odzienie. "Czy na te zajęcia nie należy ubierać mundurka?" Bała się, że zdołała już coś pokręcić. A to dopiero jej pierwsze dni w tej szkole.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Punkty z ONMS: 15 Nastawienie: 10 Strój: Wygodny, ale schludny strój roboczy, wiązane buty z wysoką cholewką, wszystko utrzymane w puchońskiej kolorystyce oraz w brązach
Powrót do Hogwartu był dla Aneczki jak zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Kochała ten zamek, uwielbiała błonia, cieszyła się na nadchodzące lekcje i na czas, który mogła spędzać w towarzystwie Tima. Być może fakt, że lekcja była prowadzona przez Atlasa powinien obniżyć jej nastrój i nakłonić do melancholijnych myśli, ale na szczęście gdzies w tle przebijała już świadomość, że to jedynie afekt względem półwila, a nie prawdziwa, ani obustronna miłość gościła w jej sercu przez ostatni rok. Teraz patrzyła na niego z sentymentem i ciepełem w spojrzeniu, przypominając sobie ile dobrych emocji czerpała z tego zauroczenia. To nie było traumatyczne, trudne przeżycie. To było miłe, wartościowe, otulone aurą uroczych wspomnień. - Dzień dobry, profesorze Rosa - uśmiechnęła się do niego życzliwie. Nie była pewna, czy Tim się pojawi, postanowiła więc podejść do profesora i podchwycić powakacyjną dyskusję o polskich mleczuchach. A że w rozmowie brała udział Ruby, to był dodatkowy atut. Panna Brandon miała z nią sprawę do przegadania, a zgodnie z jej wiadomościami tylko panna Maguire mogła jej pomóc w zdobyciu takich informacji. Niestety okazało się, że temat zszedł na dziki, a że panna Brandon zainteresowana nimi nie była, a loszką nikt jej nigdy nie nazwał, postanowiła spokojnie czekać na rozpoczęcie zajęć.
Punkty z ONMS: 41 Nastawienie: 5 Strój: wygodne treki, miękkie spodnie robocze, koszulka
Frederick był właściwie pewien, że decyzja o tym, żeby wrócić na studia, była nietrafiona. Nie nadawał się do tego miejsca, zbyt stary, by obcować z pozostałymi uczniami i studentami, nie mając ochoty mieszać się z pospólstwem. Przynajmniej na razie nie wykazywał najmniejszych chęci zapoznawania się z okolicznymi diabłami, ancymonami i gwiazdami, bo podobne rzeczy zwyczajnie go nie ciekawiły. Potrzebował dyplomu, a nie wspaniałych przyjaźni aż po grób, to nie było coś, co by go jakoś szczególnie mocno interesowało i był przekonany, że nie był odosobniony w tym przypadku. Choć, kiedy dotarł na miejsce, z pewnym trudem odnajdując je po dziesięcioletniej przerwie w nauczaniu, doszedł do wniosku, że pełno było tutaj jakichś entuzjastów, chociaż sam nie wiedział, czego właściwie. Skinął głową w formie powitania profesorowi @Atlas Rosa, uznając, że to będzie wspaniała pora na to, by wyrobić sobie o nim zdanie, a później zerknął na @Maximilian Felix Solberg i @Lockie I. Swansea, którym również skinął głową, ograniczając się do takiego pokazania, że zdawał sobie sprawę z ich istnienia i obecności. Gdzieś mignęła mu również @Ruby Maguire, choć nie był do końca pewien, czy dobrze ją rozpoznał. Nie miał z nią aż tak wielkiej styczności, jak z jej bratem, więc zwyczajnie mógł się mylić.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Wrzesień nadszedł szybciej niż się spodziewała, a w związku z tym zaczęła się praca - ta, której nie zdążyła poznać od lepszej strony niż nerwowa końcówka roku, masa zaliczeń, zbliżające się sumy, owutemy, przyprawiające wszystkich o zawrót głowy egzaminy końcowe i cała masa tej zgoła przykrej sfery pracy nauczycielskiej. Tonęła w wypracowaniach, dodatkowych zaliczeniach, referatach i czasem nawet uciekała ukradkiem bocznymi korytarzami, by nie natknąć się na grupki co ambitniejszych uczniaków, chcących poprosić ją o kolejny temat referatu, który oczywiście wymyśliłaby, bo nie była wredna i chciała dla tych dzieciaków jak najlepiej. Osobiście trafiła w swojej karierze na wspaniałego profesora z opieki nad magicznymi stworzeniami, który nie tylko pomagał jej w rozwijaniu jej zainteresowań, ale także pozwalał jej na robienie rzeczy, do których nie każdy student miał dostęp. Możliwe, że wpływ miała na to przez lata piastowana posada prefekta naczelnego, ale lubiła myśleć, że to przez wzgląd na jej ambicje. Atlasowi też nie dało się niczego ująć, był bardzo dobrym pedagogiem i na tyle, na ile zdążyła go poznać, równie wspaniałym człowiekiem, toteż cieszyła się, że trafiła pod jego skrzydła. Mimo młodego wieku zdawał się mieć naprawdę wiele do przekazania młodszym pokoleniom czarodziejów. Bridget zjawiła się na polanie mniej więcej w czasie, w którym zaczęli schodzić się pierwsi studenci. - Hej - przywitała się z @Atlas Rosa, stając po jego prawicy, starając się nie przeszkadzać w pogawędce, którą ucinał sobie z najpewniej pierwszoroczną Puchonką. @Aiyana Mitchelson była tak urocza, że asystentka z trudem powstrzymała się od komentarza. Zamiast tego rozejrzała się po twarzach obecnych, próbując oddzielić te bardziej znajome od tych, które widziała po raz pierwszy. Prawdopodobnie gdyby pojechała ze szkołą na wakacje, miałaby nieco lepszy ogląd na obecną brać uczniowską. - Wszystko w porządku po wakacjach? Gdzie właściwie byliście? - zapytała nauczyciela, kierując ku niemu bystre spojrzenie czekoladowych oczu.
Ian lubił zwierzęta, ale wcale nie był taki pewien, czy one lubiły jego. Może to nie była do końca odwzajemniona miłość, a może chodziło o to, że nie lubił, kiedy działa się im jakaś krzywda, trudno było powiedzieć. A może o to, że brzydził się jednak krwią, chorobami i innymi problemami, jakie związane były z ciałem. To miało głębsze podłoże i wiązało się z jego operacjami, o jakich nie wstydził się mówić, choć jednocześnie wolał o nich zapomnieć. Tak czy inaczej, wybrał się na zajęcia, mając jednocześnie nadzieję, że za chwilę nie okaże się, że będzie miał z tego powodu problemy, bo już takie rzeczy się zdarzały. Nie urodził się pod zbyt szczęśliwą gwiazdą, a może zwyczajnie był czarnowidzem, trudno było powiedzieć, tak czy inaczej, zjawił się a polanie, rozglądając się dookoła, starając się dostrzec kogoś znajomego, z kim mógłby się zatrzymać i spędzić te zajęcia, licząc na to, że nic nie odgryzie mu głowy. Jednocześnie jednak nie szukał jakoś usilnie towarzystwa, jak to on, trzymając się na uboczu, gdzie, a jakże, czuł się całkiem bezpiecznie. Nie musiał mieć dookoła siebie ludzi, chociaż w czasie podobnych zajęć zapewne się to, cóż, opłacało i pozwalało mu zniknąć gdzieś w tłumie, gdyby coś poszło nie tak.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm
- Nic się nie stało - odparła natychmiast, wchodząc jej w słowo, bo w gruncie rzeczy nie wydarzyło się nic specjalnego. Ot, rzeczywistość wymierzyła jej siarczysty policzek w postaci kiblującego Lockiego. I pomyśleć, że cały ten czas nikt jej nie oświecił... Z jednej strony powinna się może cieszyć, wszak jednym z powodów, dla których było jej przykro o cały ten ich rozpad znajomości, była kwestia jego rychłego odejścia z zamku. Ciągle żyła w przeświadczeniu, że ich nierozwiązane sprawy będą nierozwiązane do końca i nawet ich przelotne spotkanie w Londynie miało tego nie zmienić. A teraz nagle okazało się, że mieli jeszcze rok. I sama nie wiedziała, czy się z tego cieszyła. Imogen wyczuła, że jej zmiana nastroju mogła być spowodowana obecnością Ślizgona na polanie - owszem, bo akurat na zajęciach z onms nie spodziewała się go dziś spotkać. - Wszystko ok, stęskniłam się po prostu - powiedziała wymijająco, puszczając jej ramię i próbując ograć tę sytuację, choć absurdalnym było tęsknienie za Imogen, z którą dzieliła dormitorium, łazienkę, stół w wielkiej sali i masę innych przestrzeni, nie wspominając już o grupowym wyjeździe niespełna tydzień temu. - Po ostatnim roku mam wątpliwości, czy ja też ogarniam - zaśmiała się, łapiąc nieco więcej luzu, wzruszając ramionami jakby zrzucała z nich jakichś ciężar. Tych niewypowiedzianych słów. - Sądząc po bluzgach z oddali będziemy zajmować się wozakami. Świetnie, marzyłam o byciu zwyzywaną na pierwszych zajęciach - powiedziała półgębkiem, udając realne podekscytowanie, choć tak naprawdę miała ochotę wywrócić oczami. Typowy Hogwart, jak nie nauczyciel równał ich pewność z ziemią, robiły to przedmioty lekcyjne.
Punkty z ONMS:11pkt+1(Rękawice ze skóry węża morskiego) Nastawienie: 9 Strój: Nauczony zeszłorocznymi doświadczeniami z zajęciami na zewnątrz, nie ubrał się wyjściowo, tylko założył pseudowojskowy, wzmacniany komplet w barwach maskujących (W plecaku ma pelerynę przeciwdeszczową, gogle ochronne i oczywiście swój skarb, czyli rękawice ze smoczej skóry.)
Był w doskonałym nastroju pomimo końca wakacji. No może niemal doskonałym, bo zmiana pory wstawania była da niego wyzwaniem. Ale to jednak były zajęcia z ONMS, jego ulubionego przedmiotu, a to wynagradzało wszelkie niedogodności. Ubrał się jego zdaniem odpowiednio do zajęć na świeżym powietrzu wczesną angielską jesienią. Może troszkę przesadzał z zapobiegliwością, ale wolał tachać więcej rzeczy, niż zmoknąć, albo wracać w ubłoconym mundurku. Nie zapomniał też o drugiej pelerynie dla Jenn, nie były ciężkie, a potrafiły uratować sytuacje. - Wyjątkowo niewychowana trawa się trafiła w tym roku, nie sądzisz? - Powiedział do towarzyszącej mu Jenn, udawanym tonem angielskiego dżentelmena, a potem mrugnął do niej, zachowując powagę, a potem się uśmiechnął, jak na niego bardzo szeroko. - Dzień dobry, panie profesorze. - Przywitał się grzecznie z @Atlas Rosa , a potem znów odwrócił się do @Jenna Hastings . - Zobacz, pierwszoroczniaczka, ale chyba już ma opiekę. Ciekawe jak sobie poradzi. - W tonie Chrisa nie było ani cienia wyższości, bo doskonale pamiętał, że raptem trzy lata temu, sam był na pierwszych zajęciach.
Punkty z ONMS: całe 4 Nastawienie: 10 Strój: mundurek, ale bez krawata i peleryny.
Od kiedy jego relacja z Anią stała się oficjalna, nie miał już problemu z uczęszczaniem na zajęcia profesora Rosy. Wcześniej drażniło go to jak jego miłość na niego patrzy, więc unikał takich lekcji, jak tylko się dało. Ale teraz nie miał już żadnych powodów do zazdrości, a wiedza o magicznych stworzeniach zdecydowanie była mu potrzebna, od kiedy Nicholas zaczął zbierać menażerie w Przystani. No i przede wszystkim, Ania lubiła zwierzęta i ten przedmiot, nie tylko z powodu uroku nauczyciela. Dotarł na polane nieco później niż ona, ale dość wcześnie, żeby zauważyć jej wyraz oczu, skierowany na profesora. Ale zupełnie go to nie ruszyło tym razem. Był pewien jej uczuć, a to dobrze działało na jego męskie ego. Przywitał się ze znajomymi dziewczynami, a do @Maximilian Felix Solberg rzucił: - Wpadnij do "Mioteł", ciągle wiszę ci browara, a nawet dwa. Mniej więcej w tym czasie, Anie oddaliła się od grupki, więc podszedł do niej. - Gotowa na bycie mentorką kompletnego ignoranta? - Uśmiechnął się do niej wesoło, ale z czułością w oczach
Punkty z ONMS: 11 Nastawienie: 10 Strój: jeansy, koszulka i adidasy, na ramiona narzucona peleryna od mundurka
Oczywiście, że miała doskonały humor, lekcje ONMS były tymi, na które czekała najbardziej, a właściwie jedynymi, na które rzeczywiście czekała i szczerze mówiąc, to cieszyłaby się nawet gdyby mieli zajmować się gumochłonami albo sklątkami tylnowybuchowymi. Chociaż te drugie akurat były ciekawsze, niż się o nich mówiło! No, a poza tym udało jej się namówić na to Ceda, chociaż wiedziała, że nie przewidywał chodzenia na ONMS po tym jak zdał owutemy i już nie musiał. Auror nie musiał znać się na magicznych stworzeniach... ale jej partner, cóż... to profesja, w przypadku której wiedza z tego zakresu zdecydowanie mogła się przydać. Cieszyła się więc podwójnie, bo wiedziała, że Ced jest tu tylko ze względu na nią, a to była wyjątkowo miła myśl. Ucałowała go w policzek na powitanie i chętnie oddała mu swoją dłoń na czas spaceru. — Puszki pigmejskie? — uśmiechnęła się ciut kpiąco, ale głównie pod nosem, nie szczyciła się tym uśmiechem przesadnie — pewnie, że to puszki pigmejskie, o ile profesor Rosa nauczył je przez wakacje przeklinać. Bo przecież w tle rozległa się kolejna salwa „łajz”, na co Wood parsknęła niezbyt głośnym śmiechem. — A może nauczyły się w Polsce. Tylko wtedy powinny brzmieć trochę inaczej... Gdy dotarli na polanę, puściła jego rękę zdecydowanie niechętnie. Nie protestowała jednak, byli w szkole, a w dodatku oboje byli świeżo upieczonymi prefektami i wiele rzeczy nie wypadało im jeszcze bardziej niż innym. No i oczy były na nich zwrócone ciut bardziej niż na tych prefektów, którzy pełnili funkcję już w zeszłym roku. Oczy nauczycieli oceniających ich pracę, ale i wszystkie pozostałe, te najpewniej ciekawe wszelkich potknięć. — Nie martw się, obronię Cię przed tymi plugawymi... przeklinaczami — oznajmiła mu uroczyście i poprawiła jeszcze odznakę, która na jego mundurku odrobinę się przekrzywiła. Wtedy zostawiła go w spokoju i pełnię uwagi poświęciła nauczycielom, witając ich uprzejmie.
Punkty z ONMS: 7 Nastawienie: 5 bo niby się cieszy, że jest na zajęciach, ale płonie ze wstydu, że uwaliła klasę Strój: taki sam jak Christiana, tylko do tego torba z podrecznikiem, notatnikiem i przyborami do notowania. Skórzane buty trekkingowe.
Jenn nie była najszczęśliwszą istotą na pierwszej lekcji. Po pierwsze, miała wrażenie, że wszyscy na nią patrzą i podśmiechują się z tego, że znów jest w trzeciej klasie. Po drugie, bała się magicznych stworzeń, a jedno z nich paradowało w najlepsze w puchońskich barwach. Po trzecie, było jej głupio, że napisała do nauczyciela anonimowy list, na który ten nie odpisał i Jenn nie wiedziała czy to przez brak podpisu czy przez to, że w jakiś sposób uraziła go swoim pytaniem. A może po prostu go nie obchodziła? To nie byłby pierwszy dorosły z takim podejściem do niej. Nie wydawał się nauczycielem tego typu, ale przecież pozory mogły mylić, prawda? - Mam nadzieję, że jej pierwsze zajęcia będą lepsze niż moje - powiedziała cicho, wiedząc że Christian zrozumie picie do złamanego nosa. - Trochę jej zazdroszczę. Nie zdążyła jeszcze popełnić żadnego błędu w tej szkole. Gdybym mogła zacząć od początku, zrobiłabym dużo rzeczy inaczej, wiesz? Nie żeby czternaście lat odbierało jej możliwości do poprowadzenia swojego życia lepiej niż dotychczas, ale Jenn jeszcze tego nie wiedziała. W jej rozumieniu była już duża. Miała czternaście lat i niektóre zdarzenia zdawały jej się znaczące i nieodwracalne, jakby czas nie pozwalał ich już nigdy naprawić.
Punkty z ONMS: 27 Nastawienie: 9 bo odznaka wciąż irytuje Strój: mundurek - koszula, luźno związany krawat, ciemne spodnie
Nie wiedział, czego spodziewać się na lekcji onms, ale nie miało to większego znaczenia. Obiecał sobie, że nie opuści żadnych zajęć z tego przedmiotu i zamierzał dotrzymać danego sobie słowa. Przynajmniej profesor nie działał mu na układ nerwowy, a i problem z wilową zazdrością zdążył wyparować, więc nie było żadnych przeszkód żeby pojawić się w wyznaczonym miejscu. Rozejrzał się po znajomych twarzach, zatrzymując się na moment, aby podwinąć rękawy koszuli, nim podszedł do @Maximilian Felix Solberg oraz @Terry Anderson. - Założę się, że odznaka działa w ten sposób, że ma się ochotę wszystkim rzygać - powiedział, komentując w ten sposób stan Puchona, do którego uśmiechnął się lekko, dopytując, jak miał się jego gołąb. Musiał przyznać, że bawiło go zaczepianie w ten sposób chłopaka, a już tym bardziej, gdy wspominał też o Torciku. Z pewnością nie powinien w ten sposób sobie żartować, ale cóż…
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 15
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Punkty z ONMS: 2 Nastawienie: 7, lekcja w lesie, ale to nadal Hogwart Strój: ciężkie buty wysoko wiązane, swobodna wariacja mundurka szkolnego. Do torby ma przyczepiony breloczek z syczuchą.
O tym, że Hogwart ssie, wiedziała od początku. Teraz jednak wydawało jej się to wyjątkowo namacalne ze względu na towarzystwo, w jakim tutaj przyszła. Jedyna osoba, którą naprawdę miała nadzieję tu spotkać, była nieobecna. I to ją uwierało jeszcze bardziej, niż sama konieczność powrotu na zajęcia. Wyłapała wzrokiem znajomą burzę loków, a potem podeszła do @Fern A. Young. Aoife nie miała w tej szkole wianuszka wiernej świty, a większość ludzi od siebie odstraszała wyniosłością i wredotą. Z Fern zdołała jednak znaleźć wspólny język, przynajmniej do czasu aż ta uległa wypadkowi, przez który ogłuchła. Aoife była zbyt rozwścieczona sytuacją na feriach, żeby mieć cierpliwość do dziubania na karteczkach swoich wypowiedzi, a w dodatku unikała po prostu wszystkich prócz drużyny, do której koleżanka nie należała. I tak ich ścieżki rozeszły się dość szybko po tym jak się złączyły. Tylko po to, żeby obecnie znów się spleść. Podeszła bliżej dziewczyny i dała jej kuksańca w bok, żeby zwrócić na siebie uwagę, a potem pomachała jej krótko na powitanie. Wciąż nie miała ochoty na jakieś ekstremalne interakcje, ale równie mocno nie miała ochoty być sama na lekcji pełnej grupek. - A ty to kto? - przyjrzała się krytycznie @Aiyana Mitchelson, oceniając ją średnio przychylnie. Dzieciak. Smarkaty dzieciak pałętający się pod nogami, a przecież mieli iść do lasu. Szkoda by było przegapić taką okazję do nastraszenia małej, więc zniżyła głos do szeptu, tak żeby nie podsłuchał ich przypadkiem nauczyciel, ani nadgorliwi prefekci. - Nie boisz się, że zeżre cię wilkołak? Sporo się ich kręci w okolicy. No i akromantule. Słyszałaś o niech? Pająki wielkości konia. Patrzyła z zaciekawieniem na reakcję puchonki, a potem postanowiła nieco bardziej skupić się na Fern, która wymagała specjalnej komunikacji. - Nadal nic nie słyszysz? - napisała za pomocą zaklęcia scribo w powietrzu, a potem machnęła na litery, żeby odwróciły się w stronę Fern. Później uśmiechnęła się ciut złośliwie i dopisała - Nie chcę żeby na twoje miejsce w sypialni przeniesli jakąś dziunię pokroju Brandon, jak cię jakiś centaur wykończy, bo go nie usłyszałaś.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Punkty z ONMS: 20 Nastawienie: 4, dyskomfort Strój: wygodne, czarne buty i spodnie, czarny golf skrupulatnie zasłaniający ciało prócz dłoni i głowy.
Nie spieszył się na tę lekcję. Owszem, znał i szanował Atlasa, doskonale im się współpracowało na treningach charjuczki Nico, ale tu chodziło o coś jeszcze. Był z półwilem na "ty", a teraz nagle musiał przywyknąć do mówienia mu per pan. To był kompletny drobiazg, a gdyby nie starcie odmiennych poglądów, które mieli w temacie podopiecznej Nico, pewnie wszystko wyglądałoby trochę inaczej. Teraz stał tutaj sam, czując się wyalienowany, niepasujący do towarzystwa. Veey nie widział, Tim i Holly zajęci byli swoimi sympatiami,, a nikogo innego o znajomej twarzy nie dostrzegał. Wreszcie napotkał spojrzeniem @Imogen Skylight i jakiś czas obserwował jej otoczenie, zastanawiając się, czy może podejść. Ostatecznie jednak zrezygnował i stojąc nieruchomo, patrząc i nasłuchując oczekiwał na początek lekcji.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Punkty z ONMS: 13 Nastawienie: mocne 2/10 -> teraz to już chyba nawet -2/10 xd Strój: munduerk szkolny, w torbie ma bluze
Obserwował, jak polana powoli zapełnia się napływającymi z zamku uczniami, mimowolnie zastanawiając się, jaka część z nich naprawdę cieszy się z powrotu do Hogwartu. Nie może być przecież jedyną osobą, która czuje się tu jak w potrzasku, a nawet jeśli – z pewnością inni dostrzegali chociaż, jak absurdalne zasady panują w tej szkole. Niby zdążył się już przekonać, że czarodziejski świat zupełnie inaczej pojmuje kwestie bezpieczeństwa czy programu nauczania, początek semestru napawał go jednak nową frustracją. Cokolwiek jednak czuł idąc na dzisiejsze zajęcia ustąpiło miejsca narastającemu poczuciu niepokoju, kiedy spostrzegł zmierzającą w jego stronę dwójkę Ślizgonów. Od pechowej uczty kilka dni temu Terry nie miał żadnego kontaktu z Lockiem, unikając chłopaka jak ognia i schodząc mu z drogi, ilekroć jego wysoka sylwetka zamajaczyła gdzieś na korytarzu. Wiedział, że Ślizgon był na niego zły, nigdy wcześniej nie widział go zresztą tak wzburzonego jak tamtego wieczoru, dlatego póki co wolał trzymać się na dystans. Skłamałby zresztą, gdyby zaprzeczył, że trochę go Lockie w takim wydaniu przerażał… No dobra, nawet nie trochę. Wkurwiony Lockie wybitnie go przerażał, szczególnie jeśli ten gniew był skierowany w jego stronę – choćby rykoszetowo. Może dlatego widok zbliżających się Ślizgonów wywołał u szesnastolatka niespotykaną dotąd nerwowość.
- Mam nadzieję, że nie ty? – rzucił niepewnie, bo nadal nie był pewien, czego powinien się po tej rozmowie spodziewać. Patrząc na górującą nad nim dwójkę, Terry poczuł się tak, jakby na nowo miał jedenaście lat i znów czekało go manto ze strony starszych uczniów. Był to lęk absurdalny, w końcu ani Max, ani Lockie nie zamierzali go przecież pobić na oczach nauczyciela i tuzina innych uczniów, niemniej piętnastolatek miał nieodparte wrażenie, że przemoc fizyczna nie była tym, czego powinien się obawiać. Pomimo słońca i pięknej pogody chłopak wyraźnie pobladł, a jeden rzut oka na Lockie’go wystarczył, by piętnastolatek upewnił się, że nadal nie są w najlepszych stosunkach. Prędko uciekł wzrokiem, czując jak żołądek podchodzi mu do gardła, szczególnie gdy tuż za stojącymi już obok niego Ślizgonami pojawił się Jamie. Terry coraz bardziej czuł się jak zwierzę w pułapce, co zakrawało o szyderczą ironię losu, biorąc pod uwagę na jakiej lekcji się znajdowali.
Jeżeli miał jakiekolwiek wątpliwości co do natury tego zgromadzenia, to komentarz Norwooda rozwiał je wszystkie – bo czy sam Lockie nie wyśmiał podczas uczty jego prefektury. Nie żeby Terry był z nią jakkolwiek związany, niemniej ten dobór słów nie mógł być przypadkowy, podobnie jak następujące po nich pytanie o Biscuita. Doskonale pamiętał umiejętności Torcika i przestrogę, którą kiedyś od Ślizgona otrzymał. Chryste, czy on właśnie ukatrupił mu gołębia? Serce biło mu jak oszalałe, a pole widzenia coraz bardziej rozmywało mu się przed oczami, kiedy odruchowo zrobił kilka kroków w tył, starając się opanować narastającą panikę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Browara nie odmówię. Spodziewaj się mnie w piątek zaraz po zajęciach. - Rzucił do @Thomas Seaver z uśmiechem. Skoro ktoś chciał mu stawiać piwo, to nie miał w zwyczaju się z nim kłócić, a pewnie gryfon czuł się w powinności po tym, jak w krainie wróżek Max uratował mu dupsko. Nie żeby Solberg o tym pamiętał, ale mogło tak być. Zaraz jednak ślizgon przeniósł uwagę na @Terry Anderson , który wyraźnie był dzisiaj nie w sosie. Max nie wiedział jeszcze, że ślizgońska obstawa zadziała na biednego nastolatka tak niekomfortowo. Szkoda, że nikt nie wtajemniczył go wcześniej w te wszystkie zawiłe i wyraźnie napięte relacje. -To wyjaśnia, czemu mam mdłości, jak obok was przechodzę. - Wyszczerzył się do @Jamie Norwood , nim powrócił do puchona. Dopiero teraz Max powoli zaczynał dostrzegać malujące się na jego twarzy przerażenie i kompletnie nie pomyślał o tym, jak musi wyglądać fakt, że do takiego młodego knypka podchodzi trzech starszych ślizgonów, każdy o wzroście prawie dwóch metrów i z barami jak szafa, do tego dwóch z nich to lokalni pałkersi o dobrej sile i precyzji, a trzeci to uśpiona harpia. Drużyna wpierdolu jak nic, a naprzeciw nich... Terry. -Z tego co wiem, to miałem inne plany na ten poranek. - Odpowiedział, gdy już przestał się śmiać po odpowiedzi chłopaka. Widocznie nie zakumał wytwornej metafory tak samo, jak Solberg nie kumał jeszcze co się wokół niego dzieje. -Nie ma co się spinać. Dzień piękny, a Rosa może tylko trochę planuje nas zabić. W końcu co wielkiego może kryć się w takiej małej klateczce, co? - Oczywiście Solberg nie znał się ni chuja na zwierzętach i po prostu paplał co mu ślina na język przyniosła, a że humor miał w miarę, to samo szło. -Błękitne niebo, ptaszki ćwierkają, nic tylko korzystać. - Mało brakowało, a zaraz jeszcze by z tego luzu szluga odpalił, ale zamiar tego objął Terryego ramieniem, pokazując mu te piękne walory przyrody wolną ręką, ślepy na wszelkie napięcia między puchonem a pozostałymi tłukami tego równania. -Nawet Swansea dzisiaj jakiś na chodzie. - Wskazał jeszcze na kumpla, jakby to był kolejny piękny pejzaż, dodając zapewne tym samym więcej stresu młodemu prefektowi.
- No mnie to od pierwszego dnia. - przyznał, zupełnie szczerze, słysząc słowa @Jamie Norwood. Oglądał sobie, kto przychodzi na tę polankę i jak zwykle, frekwencja nie zawodziła. Czasami się zastanawiał, czy oni tu wszyscy przychodzili popatrzeć na Rosę, czy rzeczywiście każdy marzył o byciu zoologiem. Tak, jak zazwyczaj nie czaił, co też oznaczały pojawiające się gęsto rumieńce @Terry Anderson w jego towarzystwie, bo był emocjonalnie upośledzony, tak i teraz zdawało się, kompletnie nie wyłapywał tego subtelnego zachowania człowieka, ocierającego się o atak paniki. Głupi Swansea pomyślałby, że w towarzystwie trzech rosłych chłopów to się nie ma co bać, szczególnie, jak dwóch z nich to prefekci, a jeden nawet naczelny. Akurat próbował ocenić, czy dupa kręcącej się nieopodal gryfonki zawsze była taka krągła, czy może poświęciła ona wakacje na przysiady i martwe ciągi, kiedy padło jego nazwisko, a on ocknął się, jak przyłapany na drzemaniu uczeń podczas lekcji numerologii u Aniston. - Co? Nieprawda. - natychmiast, odruchowo, zaprzeczył - A o co chodzi? - Swansea nie raz i nie pięć był przyłapywany na różnych rzeczach i miał już w nawyku najpierw mówić, że ręka jest nie jego, na wypadek, gdyby rzeczywiście była jego i coś zmaścił. Obejrzał się na Terry'ego, któremu Max chyba próbował coś opowiadać i uniósł brwi, bo z pewnością puchon był bledszy, niż jego zwyczajowe odcienie, do jakich Swansea przywykł.
- Ty masz mdłości? Mi od zeszłego roku nie przeszło, gdy wcisnęli mi odznakę, a teraz kolejny awans - powiedział, krzywiąc się wyraźnie, gdy tylko Solberg skomentował jego słowa, a po chwili spojrzał na Lockiego. - Nie minie ci - dodał, uśmiechajac się tym razem nieco krzywo, nim wrócił spojrzeniem do Terry’ego, marszcząc brwi. Nie podobało mu się, że był taki blady. Właściwie… Wyglądał, jakby chciał uciec. Jakby był słaby, a miał wrażenie, że zdołał już się nieco poprawić w tej kwestii od momentu, jak pierwszy raz się widzieli. Jednak wyraźnie był wciąż słaby. - Spokojnie, Torcik wie, że ma pocztowych nie ruszać. Pytałem, czy nie przytył za bardzo i czy żyje. Nie pamiętam ile gołębie żyją - powiedział nieco bardziej burkliwie, zaraz kręcąc głową i spojrzał na Maxa unosząc brwi. Co on odstawiał z tym pokazywaniem przyrody? Co prawda sam nie był pewien, co Rosa przygotował dla nich na te zajęcia, bo jednak w całej swojej nauce skupiał się na jednym gatunku, a resztę wiedzy nadrabiał przed spotkaniami koła, ale też nie przyszedł na oglądanie przyrody. Wątpił, żeby Anderson też to zrobił. Właściwie przypominał teraz Carlton… Ta myśl sprawiła, że Jamie skrzyżował ramiona na piersi i przekrzywił nieco głowę w bok, przyglądając się Puchonowi uważnie, z krzywym uśmieszkiem na twarzy, zaskakując w końcu, że musiał się pospinać z kimś i tym kimś musiał być prawdopodobnie Swansea. Bo przecież nie on. Nie pamiętał, żeby zdążył coś zrobić albo coś powiedzieć… - Ostatni raz miałem do czynienia z ludzkim wściekłym chomikiem, kiedy tak na mnie Krukonka patrzyła. Co jest grane? - powiedział w końcu nieco ciszej, patrząc to na Puchona, to na Ślizgona, w końcu spoglądająć z cieniem rozbawienia na Solberga, zastanawiając się, czy ten cokolwiek wiedział.
Zgubił się nieco w całej tej interakcji, ale chętnie zrzucał to zakłopotanie na różnice kulturowe i zderzenie ich akcentów, wymagające nieco większego skupienia. Nijak też nie pomagał w tym fakt, że obaj zdawali się mieć tę specyficzną manierę mówienia, że raz po raz ściszali głos, jakby wciąż szukali w rozmowie większej prywatności. Śledził więc spojrzeniem ruchy jego ust, mimowolnie uśmiechając się, gdy te ułożyły się na kształt jego imienia, bo i słyszał wyraźnie, że język chłopaka kompletnie nie trafił tam, gdzie powinien się ułożyć. - Może być - zaakceptował to jednak, przyzwyczajony do przekręcania jego imienia, w pewnym sensie tęskniąc nawet za tym podczas ostatniego roku, gdy nikt nawet się nad tym nie zastanawiał. Było w tym braku spójności coś nieuchwytnego, co przynosiło mu komfort. - Nie, tylko ostatni rok - odpowiedział od razu, potrzebując chwili, by z cichym "och" uświadomić sobie, z czego wynikało to założenie. - Ale co roku spędzam tam wakacje i moja mama jest Hiszpanką, więc w dzieciństwie mówiłem nawet więcej po hiszpańsku, niż po angielsku - wyjaśnił, właściwie odsłaniając sam czubek góry lodowej tematu, ale też szybko przekonując sam siebie, że chłopak pytał przecież z czystej uprzejmości, a nie po to, by dowiedzieć się jak chaotyczne było jego wychowanie wczesnoszkolne. - Daniil? - powtórzył, mimowolnie dając się rozbawić tym, że i jego język nie wiedział wcale, jak powinien się przy tym imieniu ułożyć, więc i uśmiechnął się, nieco czujniej ogarniając sylwetkę chłopaka wzrokiem. - Daniel mi aż tak do Ciebie nie pasuje, to jak nazywanie croissanta rogalem - przyznał, bo i w tej zangielszczonej formie brakowało mu jakiejś finezji, która aż biła od Ślizgona z każdego jego ruchu. - Może będziemy mieli jeszcze okazję pouczyć się nawzajem swoich imion w nieco spokojniejszych warunkach - zaproponował, bez żadnych zobowiązań i obietnic, nie widząc sensu w robieniu tego teraz, skoro wcale nie mieli pewności czy w przyszłości będą jeszcze ze sobą rozmawiać, by ten drobny obustronny wysiłek mógł się opłacić. - Acha… - wydusił cicho, głupiejąc na moment, gdy musiał zatrzymać się i zredagować tworzący się w jego głowie opis chłopaka, próbując odtworzyć w myślach ich rozmowę, by zrozumieć gdzie popełnił błąd zakładając, że ten jest tutaj zupełnie nowy. Mruknął coś jeszcze o tym, że w takim razie wyminęli się w poprzednim roku, ale nie był wcale pewien, czy dotarło to do samego Daniila, którego uwagę skradł już ktoś inny, a i on sam wcale nie powiedział tego wystarczająco głośno, rozpraszając się powitaniem z @Atlas Rosa. Mężczyzna zawsze kojarzył mu się z głęboką wodą, choć nie do końca potrafił to wyjaśnić. Było w nim coś tajemniczego i intrygującego, a jednocześnie podświadomie wyczuwał, że bezpieczniej jest trzymać się od niego na dystans. Zatrzymał się w miejscu, zaplatając ciasno ręce na torsie, bo i nie był pewien czy w takim razie powinien przedstawić Daniila dziewczynom, ani czy w ogóle powinien go jakkolwiek zagadywać, skoro trafili już na miejsce. Spojrzenie zawędrowało mu do Terry'ego, podążając tam za uwagą Ślizgona, ale szybko odrzucił od siebie myśl, że to z nim został pomylony - różnili się absolutnie wszystkim, od wzrostu i koloru włosów po samą tężyznę fizyczną. Gdzieś z tyłu głowy słyszał ten podszept, że powinien zapewnić Daniila, że nie musi czuć się zobowiązany do zostania przy nim i może podejść do obserwowanej grupki, ale gdzieś po drodze zrodziło to jego bunt, więc milczał, nie do końca rozumiejąc dlaczego. Zdecydowanie wolałby wyciągnąć Puchona z towarzystwa otaczających go Ślizgonów, niż dokładać do tego równania jeszcze jednego węża. - Więc… tegoroczne wakacje odbywały się gdzieś niedaleko Twoich rodzinnych stron? - zagaił, trzymając to pytanie w głowie i obracając je na wszystkie strony, nim w końcu nie mógł wręczyć go Daniilowi, gdy tylko ten dał złapać się w pułapkę jego spojrzenia.
Punkty z ONMS: 16 Nastawienie: 10 Strój: czerwony t-shirt gryffindoru, trampki, wygodne spodnie
Zapewne w normalnych warunkach, Adela nie miałaby w sobie aż tak dużo entuzjazmu do lekcji, ale zaczynał się rok szkolny i po długiej przerwie, dziewczyna mogła wrócić do łobuzowania w hogwarckich murach, co po takim czasie wydawało się całkiem odświeżające. Poza tym dobrze było zaczynać od jednego z ulubionych przedmiotów - gdyby rok szkolny został rozpoczęty spotkaniem z Patolem, zapewne byłaby w bardziej wisielczy humorze. Mimo całego entuzjazmu, zarówno do przedmiotu, jak i samego nauczyciela, na lekcje dotarła w ostatniej chwili, lekko zdyszana, bo po wakacjach jej problemy z punktualnością jeszcze się zaostrzyły. Gdy pojawiła się na miejscu, od razu usłyszała w tle, że jakieś stworzenie ewidentnie ich obraża. - Dzień dobry, czy to wozaki? - rzuciła do profesora, a następnie skinienie przywitała się z przyjaciółmi.
Uśmiechnął się do uczniów, którzy zebrali się na polanie, przyglądając się temu, jak się dziś miewają. Koniec wakacji był - przynajmniej dla niego w wieku lat nastu - wielką tragedią, a pierwsze tygodnie zajęć niemalże karą. Faktem jednak było, że czas płynął do przodu, a obowiązki nie uznawały urlopów. - Dzień dobry wszystkim raz jeszcze. - zaczął, słowem rozpoczęcia zajęć - W tym semestrze zajmiemy się bliższym zapoznaniem z gatunkami zamieszkującymi tereny wokół zamku, dziś wprawdzie dość spokojnie, ale szczególnie studenci powinni spodziewać się częstszych niż w poprzednich latach wypraw do Zakazanego Lasu. - zapowiedział, nim otworzył temat dzisiejszej lekcji - Borykamy się wciąż z problemami, jakie sprawił nam wróżkowy pył, a niewątpliwie częścią obowiązków magizoologa, z którą chciałbym was zaznajomić, jest troska o to środowisko, w którym funkcjonujecie. Podczas wakacji, zapewne echem niebagatelnego rozmnażania się zwierząt pod wpływem wróżkowego pyłu, który był utrapieniem zeszłego roku, okazało się, że okolice szkoły opanowała niemalże plaga wszelkiej maści gryzoni, od nornic po zające. - podniósł się z transportera, na którym sobie dotychczas siedział - Wprawdzie w curriculum mieliśmy we wrześniu mieć wykłady teoretyczne, ale pogoda jest ładna, to pomyślałem, że lepiej wyjść na zewnątrz, a okazji do pracy z dzikimi zwierzętami nie warto tracić, prawda? - uśmiechnął się pięknie do swoich uczniów i studentów.
Opis zajęć
Macie za zadanie łapać, do przygotowanych transporterów, różne zwierzęta, krążące w wysokich trawach i między krzewami w różnych lokacjach na błoniach. Możecie szukać zwierzaków wszędzie na błoniach, poza wierzbą bijącą, gdzie odbywa się trening gryfonów, polaną, gdzie odbywa się trening puchonów i uszkodzonym pniem, gdzie odbywa się lekcja zielarstwa. Na łące nieopodal lasu można.
Od nauczyciela dostajecie transportery, rękawice i różne przydatne drobiazgi, typu pożywienie czy siatki do łapania zwierząt.
W jednej lokacji można próbować złapać jedno zwierze, według mechaniki podanej poniżej.
Żeby na lekcji zdobyć ocenę wybitny, trzeba złapać przynajmniej 3 zwierzęta (nie muszą być różne, ale za 3 różne jest więcej punktów dla domu) i napisać posta w tym temacie z podlinkowanymi postami, w których je łapiecie, o tym, że przekazujecie Rosie transportery.
Żeby dostać 2 pkt z lekcji, trzeba napisać minimum 2 posty. Jeśli do końca zajęć (24.09) postać nie napisze w tym temacie posta, że oddaje transportery (nawet puste), Atlas uznaje, że uciekła z lekcji.
Mechanika Łapania
Rzuć k6, by dowiedzieć się, jakie zwierze udało Ci się wypatrzeć:
Jeżeli byłeś obecny/a na lekcji tropienia w zeszłym semestrze LUB masz min 25 pkt z ONMS w kuferku LUB specjalizację kuferkową z ONMS: możesz wybrać, jakie zwierze chcesz łapać - zakładasz, że umiesz rozpoznać jego ślady i wiesz, jak je podejść.
Jackalope
Wynik k6:
1 - spłoszył się, zanim jeszcze udało Ci się go podejść! {porażka} 2,3,4 - robisz podchody, z lewej, z prawej, zakusy, wygibasy, jackalope uskakuje, Ty doskakujesz, jest to starcie tytanów, ale niestety, potykasz się o swoje sznurówki! Jeśli masz buty sportowe - bez cholewki (adidasy itp.) łapiesz równowagę i cudem łapiesz jackalope {sukces} ale jeśli masz buty z wysoką cholewą - długie sznurówki, zaplątujesz się i wywalasz na glebę. {porażka} 5,6 - wpadło Ci do głowy, by spróbować czymś przekupić i chętnie podchodzi do Ciebie po marchewkę {sukces}
Wozak
Wynik k6:
1 - nie ma szans. Wozak już z daleka wyklina Cię od najgorszych i ucieka, a Tobie wydaje się, że chyba właśnie doświadczył*ś otrzymania środkowego palca od dzikiego zwierzęcia… czy można to uznać za jakiś sukces..? {porażka} 2,3 - wozak zatrzymuje się i ocenia Cie wzrokiem. Jeśli masz na sobie mundurek szkolny respektuje Cie i możesz spróbować go złapać. W tym celu rzuć k6, gdzie parzysta - {sukces}, nieparzysta - {porażka}. Jeśli nie masz mundurka (koszulki w kolorach domu, dresy czy inne wariacje się nie liczą) wozak wyśmiewa Cię, że frajer jesteś, a nie uczeń Hogwartu i ucieka.{porażka} 4,5 - oto niebywały widok, dwa wozaki wymieniają sie przekleństwami jak dwie Seby za sklepem Traszka. Prawdopodobnie nie wiedzą dokładnie, co mówią, w końcu to po prostu ich natura, ale widok jest prześmieszny. Jeśli nie gorszy Cie ta litania łaciny podwórkowej - podchodzisz zajęte sobą wozaki i rzucasz najbardziej wymyślnym przekleństwem, by je zaskoczyć! Zarzucasz sieć i łapiesz aż dwa! Jeśli nie zaskoczysz ich spektakularną obelgą, jednemu udaje się uciec i łapiesz jednego. {sukces} 6 - jesteś sprytny jak lis, dosłownie. Udaje Ci się złapać tę kunę w siatkę bez problemu. {sukces}
Szpiczak
Wynik k6:
1,2 - niestety, pierwszym co przychodzi Ci do głowy, to skusić szpiczaka na jedzenie. Wydaje z siebie nieokreślone piski i ucieka szybciej, niż spodziewał*ś się, że szpiczaki potrafią. {porażka} 3 - szpiczak patrzy na Ciebie, a Ty patrzysz na szpiczaka. Starcie tytanów. Ty robisz krok i szpiczak robi krok w tym samym kierunku, cofając się od Ciebie. Ostatecznie próbujesz zarzucić na niego sieć! Dorzuć k6: parzysta - {sukces}! Nieparzysta - {porażka}. 4,5 - pamiętasz z zajęć, że szpiczaki lubią mleko. Uznajesz więc, że zastawisz na niego pułapkę! Opisz jaką, wykorzystując w niej miseczkę z mlekiem. {sukces} 6 - szpiczak jest Tobą zafascynowany i praktycznie sam do Ciebie przybiega, jakbyś był/a księżniczką Disneya. Przyznaj się, śpiewałaś? {sukces}
Jeśli masz więcej niż 10 pkt z ONMS nie możesz wyrzucić mniej niż 4. Jeśli wypadnie Ci niższa kostka, rozpatruj ją jako 4.
Szczuroszczet
Wynik k6:
1 - o nie, nastąpiłeś na szczuroszczeta! Jeśli nie masz obuwia trekingowego, bądź z wysoką cholewką, gryzie Cie boleśnie w kostkę. Wołaj Atlasa, lub po lekcji musisz poprosić o pomoc kogoś z min. 15 pkt z uzdrawiania, lub udać się do Gabinetu Pielęgniarki. {porażka} 2,3,4 - czy pamiętasz, co (poza stopami przechodniów) jest przysmakiem szczuroszczeta? Rzuć dodatkową k6 gdzie parzysta - pamiętasz! Łapiesz go na ślimaki, {sukces}, nieparzysta - słabo pamiętasz, próbujesz podrzucić mu coś innego, a on ucieka.{porażka} 5,6 - szczuroszczet stoi na sydeptanej trawie, nawet szczególnie się nie maskując. Ciumka coś leniwie i właściwie po prostu do niego podchodzisz, bierzesz go do ręki i bez problemu pakujesz do transportera. {sukces}
Modyfikatory
Pani Hudson, Pomocy! Na lekcji towarzyszy Wam, poza Atlasem, Bridget Hudson, pracująca nad objęciem przyszłego stanowiska nauczyciela Opieki Nad Magicznymi Zwierzętami. Każdy z uczniów może poprosić ją o pomoc, a ona z wielką chęcią jej wam udzieli.
Mechanicznie::
Niestety, błonia są dość rozległe - musisz rzucić k6, by sprawdzić, czy Bridget jest akurat w okolicy tej lokacji, w której szukasz zwierzaka. Parzyste - jest! Może Ci podpowiedzieć, jak złapać zwierzaka! Pomoc Bridget podnosi wynik Twojej k6 o 3 oczka. Nieparzyste - niestety, rozglądasz się za nią, ale jej nie znajdujesz.
Nastrój Jeśli masz nastrój powyżej 8, możesz przerzucić jedną, dowolną kostkę i wybrać wynik. Jeśli masz nastrój poniżej 5, musisz przerzucić kostkę pierwszej próby łapania zwierzaka i wybrać drugi wynik.
Punkty w kuferku Za każde 10 pkt w kuferku z ONMS można dodać 1 oczko do k6 na łapanie, ale nie więcej niż 30pkt na wszystkie próby! Za postać młodszą niż miesiąc, można dodać jednokrotnie od 1 do 3 punktów do kostki łapania zwierzaka.
Magiczne przedmioty Jeśli przyniosłeś ze sobą magiczny przedmiot, dający punkty do ONMS, możesz przerzucić jedną kostkę.
Lekcja trwa do 24.09 do godziny 20:00.
Atlas będzie się pojawiał w różnych lokacjach, żeby wam pomagać. W razie pytań, zapraszam na PW bądź discorda.
Kod do postów:
Kod:
<zg>Zwierzę:</zg> [url=LINK DO K6]wpisz jakie[/url] <zgss>Łapanie:</zgss> [url=LINK DO K6]wynik[/url] <zgss>Modyfikatory:</zgss> tak/nie (jakie?) <zycie>Sukces</zycie> / <smierc>Porażka</smierc>
Kod do posta końcowegeo:
Kod:
<zg>Złapane zwierzęta:</zg> [url=LINK DO POSTA]jakie zwierze[/url]
Tropienie i poszukiwanie zwierząt nie było takie trudne, jeśli robiło się to właściwie nieustannie, tak więc Frederick pojawił się na miejscu zbiórki stosunkowo szybko. Bez emocji, bez zmęczenia, bez jakichś większych problemów, nie czując się źle również z uwagi na to, jak w stosunku do niego zachował się wozak. Mógł się z nim kłócić, ale to jedynie wszystko by wydłużyło, zniechęciło go i z pewnością spowodowałoby, że nie wróciłby tutaj w jednym kawałku. On albo stworzenie, bo czasami lisi instynkt nad nim zwyciężał, pchając go w strony, jakie nie do końca były akceptowalne. Teraz jednak umieścił na ziemi przed Atlasem trzy transportery, z trzema różnymi zwierzętami i skinął mu lekko głową. - Wozaki zrobiły się potwornie bezczelne, profesorze - stwierdził jedynie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, a może dawał mu znać, że powinien się ruszyć i zająć uczniami, którzy będą płakać, bo jakaś fretka postanowi zwyzywać ich do pięciu pokoleń wstecz. Niektórzy nie radzili sobie z podobnymi problemami, zwłaszcza ci młodsi, a chyba nie chcieli tutaj jakiegoś wylewania łez.
Może mógłby szukać dalej zwierząt, ale prawda była taka, że nie bardzo miał na to siły. Zgrzał się w mundurku, pobrudził i nie wiedział, gdzie dokładnie mógłby jeszcze szukać ich śladów, więc postanowił wrócić na polanę, niosąc transportery. Dopiero po jakimś czasie przypomniał sobie, że właściwie mógłby je lewitować, a później już tylko żałośnie jęknął, rumieniąc się po same uszy. Przyspieszył kroku, by znaleźć się jak najszybciej na polanie, by później zostawić tam złapane zwierzęta, mamrocząc coś na temat tego, że wozak wcale nie miał ochoty z nim współpracować, czując jednocześnie, że teraz najchętniej sam by go zwyzywał, być może sięgając przy tej okazji po wszystkie doskonale znane sobie zwroty. - To normalne, że szpiczaki przychodzą do ludzi? - zapytał, patrząc na profesora, bo akurat ta sprawa nadal nie dawała mu spokoju i powodowała, że nie wiedział, czy powinien się cieszyć, śmiać, czy robić cokolwiek innego. A może po prostu faktycznie był jakimś wybrańcem, tylko jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę? To brzmiało absurdalnie, ale cała ta lekcja taka dla niego była, pogubił się w niej i nie do końca wiedział, czy mu się udało, czy wręcz przeciwnie, więc był gotów również na upomnienie, żeby następnym razem był o wiele uważniejszy.
Szpiczaka i jackelope nie stanowiły problemu. Je mogła tak po prostu odstawić w transporterkach i zapomnieć o sprawie. Z wozakami jednak sprawa miała się trochę inaczej. Z tego powodu postanowiła niezwłocznie znaleźć profesora i poprosić go o pomoc w rozwiązaniu problemu. - Profesorze, złapałam dwa wozaki naraz - powiedziała, gdy tylko dostrzegła @Atlas Rosa . - Stały obok siebie, więc nie udało mi się zgarnąć ich oddzielnie, ale były względem siebie nieco agresywne. Myślę, że trzeba je jak najszybciej rozdzielić. Sama sobie nie poradzę, pomoże mi pan? Spojrzała na nauczyciela swoimi wielkimi, wilowymi oczami, szczęśliwa, że może to zrobić bez absolutnie najmniejszych konsekwencji. Atlas był półwilą, więc jej urok na niego zwyczajnie nie działał. I dzięki temu mogła być w pełni sobą, nie martwiąc się o mniej lub bardziej celowe zauroczenie czarodzieja. A jeśli odrobina wilej aury ulała się na stojącego obok @Frederick Shercliffe, to przecież nie jej wina, prawda?
Powrót na dębową polanę był bardzo głośny, bo towarzyszyło im czworo wozaków płci niewiadomej. Ced nie mierzył czasu, jaki zajęło im złapanie zwierząt, bo nie licząc krótkiego epizodu z wozakami, czas jaki spędził z Holly okazał się zaskakująco przyjemny. Gryfonka zarażała swoim pozytywnym nastawieniem do zwierząt i o lle Ced był pełen obaw, zanim opuścili polanę, wrócił na nią w dobrym humorze i z nowym przyjacielem-szpiczakiem. Chociaż bał się go nazywać na głos przyjacielem, wiedząc, że musi go oddać. Dlatego nie śpieszyło mu się do tego wcale. Stanął z Holly na uboczu, siadając na ziemi przed kontenerkiem i po prostu obserwował jak szpiczak turla się z pleców na łapki i z powrotem, trochę chyba podminowany wozakami. Z decyzją co teraz ze zwierzętami, czekał na Holly. A może tak zabrać szpiczaka ze sobą do domu i nigdy nie wrócić? Myślał oczywiście o Holly, która kochała zwierzęta. Wcale nie o sobie. Taki szpiczak nie mógł być też smaczny dla wilkołaka – z tymi wszystkimi swoimi igłami. Same plusy.
Klatki lewitowały wokół Imogen, a ona sterowała nimi swoją różdżką, kiedy to zmierzała w stronę dębowej polany. Wozaki bluzgały zadowolone z siebie i swojego życia, a dziewczyna, z miną cierpiętnicy szła przed siebie. Miała brudne spodnie, gdzieś tam można było dostrzec źdźbło trawy w jej włosach, ale miała to w nosie. Teraz marzyła tylko o tym, aby zakończyć te zajęcia i wrócić do zamku. Prysznic był jej pierwszym priorytetem, kolejnym czyste ciuchy i zapomnienie o wozakach raz na zawsze. - Nigdy więcej nie spojrzę na wozaki - obwieściła, kiedy w końcu dotarła na polanę. Lewitowała swoje zdobycze w odpowiednie miejsce, które wskazał im profesor. Korciło ją, aby wzorem jej nowych ulubionych magicznych stworzeń zakląć siarczyście, ale w obecności profesora chyba nie wypadało.