W pomieszczeniu znajduje się tylko i wyłącznie źródełko, poza tym można znaleźć tu kilka pajęczyn i pająków. Chodzą pogłoski, że woda z tego źródełka zmusza do mówienia prawdy, ale nie da się jej stąd wynieść - zabrana ze źródełka woda wyparowuje. Podobno, jeśli ktoś nachyli się nad źródełkiem i przyjrzy się swojemu odbiciu... może ujrzeć na dnie coś wartościowego... albo... coś co przyniesie nieszczęście. Czy odważysz się tam zajrzeć?
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują! Nie są to kości obowiązkowe.
Spoiler:
1, 2 - tafla źródełka zafalowała i pokryła się szronem aż w pewnym momencie zamarzła. To chyba jasny znak, że nie sprzyja Ci szczęście skoro magia tego obiektu odmawia Ci wglądu.
3, 4 - woda jest spokojna, nieruchoma, a więc dokładnie widzisz swoje odbicie. Jeśli działa na Ciebie teraz jakakolwiek magia to właśnie zostaje usunięta (wszystkie zaklęcia znikają, genetyki gasną na całe Twoje dwa posty np. jeśli jesteś zahipnotyzowany, zostajesz uwolniony spod władzy, jeśli jesteś animagiem, odzyskujesz ludzką formę, jeśli jesteś metamorfomagiem, magia na Twoim ciele na moment gaśnie, jeśli masz w sobie gen wili ten cichnie i jest mniej widoczny etc). Dostrzegasz na dnie źródełka jednego galeona. Po wzięciu do dłoni rozmnaża się na 20 sztuk. Są Twoje. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
5, 6 - woda Cię nagle opryskuje. Choć spadło na Ciebie kilkanaście kropel jesteś przemoczony do suchej nitki jakbyś wyszedł właśnie z jeziora. Dokucza Ci zimno dopóki się nie wysuszysz. Po wszystkim zauważasz, że dostałeś zastrzyk energii. Z tego powodu nie potrzebujesz tej nocy snu, a nad ranem będziesz wciąż wypoczęty.
Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Jak zawsze z resztą. W sumie to poszło zaskakująco łatwo, jakby nic między nimi się nie wydarzyło. Jakby rozmowa z Maili nie miała najmniejszego sensu, bo cały ten problem był jego wyimaginowany. Cóż, zobaczymy jak przyjdzie na miejsce. Nie mógł powstrzymać się przed zahaczeniem o kuchnię i zgarnięciu czegoś słodkiego do jedzenia. Nie denerwował się, gdzieżby znowu. Jadł cały czas, jakby nic innego lepszego w życiu mu nie pozostało. Westchnął i zwinął kilka rogali z blatu, omal nie wypuścił przysmaków z rąk, gdyż prawdopodobnie ledwo wyciągnęli je z pieca. To się nazywała karma, Lennox. W sumie to nie wiedział co go podkusiło do napisania listu, i to wcale nie była rozmowa z przyjaciółką siostry. W końcu wyszedł z niej niezbyt zadowolony, wcale nie ze swojego zachowania... A tego, jakie myśli zaczęły krążyć po jego głowie jeszcze w trakcie. Przejmowanie się zdecydowanie nie było jego domeną, aż źle się z tym czuł. Wsunął więc rogala do buzi i szedł dalej, w wyznaczone miejsce spotkania. Czy się zgubił? Nie. Już kiedyś tutaj był... Miał chyba obcykane wszystkie możliwe miejsca, nie tak łatwo w końcu uciec od ludzkości i napawać się w ciszy i spokoju swoją zajebistością. Po kilkunastu minutach przystanął przed siostrą. Dlaczego postanowił do niej napisać? Cóż, nie odzywanie się do siebie było naprawdę nudne. A po ostatniej imprezie ich braciszka aż go korciło aby zdradzić jej wszystkie świeżynki.-Z góry powiem. To nie interwencja. Choć Twoja przyjaciółka Maili zapewne tak by to nazwała...-Wzruszył lekko ramionami. Musieli coś sobie wyjaśnić. W końcu tak nie dało się żyć, prawda? Ona powiedziała coś, on też coś powiedział... Ale czy obydwoje wiedzą o co tak naprawdę im chodziło? Miał jedynie nadzieję, że nie wyjdzie z tego coś gorszego... Co oczywiście również przewidywał.
Na szczęście jej brat zdawał się doskonale wiedzieć, gdzie znajduje się sala ze Źródełkiem Młodości. Nie powinna być zresztą zaskoczona. Pewnie znał wszystkie te ukryte pomieszczenia w Hogwarcie, lub przynajmniej ich większość. Ona sama, jak zapewne każdy uczeń tej szkoły magii, znała położenie kilku, ewentualnie kilkunastu takich lokacji i to jej w zupełności wystarczało. Wolała przebywać wśród ludzi, niż błąkać się po opuszczonych salach i korytarzach, na których portrety czarodziejów były jedynym towarzystwem. Minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu, odkąd ostatni raz ze sobą rozmawiali. Co tak w ogóle mieli sobie wyjaśnić? Zawsze obchodziło się bez tego i najwyżej po kilku dniach wszystko wracało do normalności. Teraz... No właśnie. Niby nic się nie stało, ale czy na pewno? Podejrzewała, że chodzi o grudniowe spotkanie z ich starszą siostrą, Rosaline, która wtedy dopiero co przybyła do Londynu i Hogwartu, aby zostać asystentką profesora Fairwyna. Ot, taki mały, rodzinny zlot, który ostatecznie nie okazał się być wesoły. Doskonale pamiętała tamten dzień. Słowa, które nie powinny paść, a stało się inaczej... Czy żałowała? Tak. Mogła to załatwić w zupełnie inny sposób, ale przeszłości nie da się zmienić, niestety. Da się jedynie naprawić jej błędy, choć to nie zawsze należy do prostych. Czy jednak o to chodziło Lennoxowi? Jakby nie patrzeć, mogło to być dosłownie wszystko. - Czekaj... O czym ty mówisz? - spytała, nie rozumiejąc po co i dlaczego wspomniał o Maili. Dziewczyna była jej najlepszą przyjaciółką, ale o ile Ophe się orientowała, z jej bratem raczej nie miała bliższych kontaktów, więc wzmianka o niej wzbudziła w niej pewne podejrzenia. - Co się działo za moimi plecami? - nie chciała odpowiedzi typu "dużo rzeczy", co oczywiście nic by jej nie mówiło. Oczekiwała konkretów. Nieważne, jak bardzo gorzka okazałaby się prawda, ona chciała ją znać.
Lata szwendania się po Hogwarcie robią swoje, prawda? Zapewne nie może przypisać sobie miana osoby, która wie gdzie znajdują się wszystkie ukryte sale czy atrakcje szkolne... Jednak poznał sporą część podczas swoich nocnych, dziennych, praktycznie codziennych wypraw. Jak człowiek nie ma nic lepszego do roboty, co mu pozostaje? Poza tym, czy kiedykolwiek narzekał? Lubił to. Inaczej nigdy nie przyszłoby mu tego robić. Niech więc nie osądza książki po okładce, skoro nie ma zielonego pojęcia co znajduje się w środku. O dosłownie wszystko? Przypadkiem nie wspominała, że zwykle kończyło się bez zbędnych wyjaśnień i tłumaczeń? Owszem. Bo tamte sprawy nie miały większego znaczenia. Zwykłe sprzeczki, po których i tak wiedział, że między nimi nie zaszły żadne zmiany. A teraz? To była diametralna zmiana, bo nie widział już tej samej osoby, którą była. Nie znał jej. Nie wiedział o czym myśli... - To co słyszałaś. Chyba nie mówię nie wyraźnie. Dodatkowo, przynajmniej niczego przed Tobą nie ukrywam.-Powiedział spokojnie, choć jego ostatnie słowa były kąśliwe i nawiązywały do tego, co miało miejsce kilka miesięcy temu. Wzruszył ramionami i usiadł przy fontannie. - Nie wyobrażaj sobie za dużo. Powinnaś się cieszyć z tak oddanej przyjaciółki.-Ironia? Najprawdopodobniej.-Warto wiedzieć, że ktoś Ci jeszcze pozostał.-Dodał i skrzyżował race na wysokości klatki piersiowej. Prawda jest taka, że sam miał zamiar napisać do Olie. To był chyba najdłuższy okresy milczenia, jaki kiedykolwiek odbyli. Lennox jest pamiętliwy, a szczególnie, kiedy jedyna mu najbliższa osoba go zdradziła. A przynajmniej w takim przekonaniu żył, tak się właśnie czuł. -Napisała do mnie. Poszedłem. Powiedziała, ze zachowujesz się inaczej i skoro jestem Twoim bratem... Dodatkowo, jej też się wydawało, że bliską Tobie osobą... To będę wiedział co się stało. Wiedziałem. Jednak spokojnie, nie powiedziałem co dokładnie zaszło. Nikt w końcu nie będzie się pakował z buciorami do mojego życia. Bo w końcu ta sprawa dotyczy również mnie.-Lekkie uniesienie ramion. Był bardzo poirytowany tym, że ktoś w ogóle interesuje się tą sprawą. Z drugiej jednak strony, ktoś zauważył zmianę, które podobno zaszły w jego siostrze... A przecież nie był kimś bez grama duszy. Poza tym, tu chodziło o Olie... Musiał sprawdzić. I jeżeli jeszcze raz zacznie z tekstem, że "za jej plecami"... Po prostu ją wyśmieje i sobie pójdzie.
Nie odpowiedziała na te słowa o ukrywaniu czegoś przed sobą, jedynie głębiej nabrała powietrza i powoli je wypuściła. Zaczynała się denerwować, a to było coś, co teraz zdecydowanie chciała trzymać na wodzy. Niepotrzebny wybuch złości mógł wyrządzić więcej szkody, niż pożytku. - Cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo. I tak, warto wiedzieć. - oparła się o jedną ze ścian, krzyżując nogi i to samo robiąc po chwili z rękami. Czy naprawdę od tego grudniowego zajścia zmieniła się na tyle, żeby inni zaczęli to zauważać? Ona osobiście tego nie dostrzegła, jednak najwyraźniej Maili owszem i nawet napisała do jej brata, a później się z nim spotkała. Nikt inny chyba tego nie zaobserwował, przynajmniej tak jej się wydawało. I chciała, żeby tak było. - Więc może w końcu ją rozwiążemy? - zdziwiła się usłyszawszy, że wypowiadając te słowa ton jej głosu był... kpiący. To mogło podziałać na Lennoxa jak płachta na byka, ale stało się, czasu już nie cofnie. Znowu to samo. Teraz tylko pozostawało czekać na rozwój zdarzeń, jeśli jakikolwiek nastąpi, bo zawsze mogą się zatrzymać na tym etapie... Tylko po co? Skoro już tu byli, mogli to wyjaśnić. Odwlekanie nic nie da, a wręcz mija się z celem. Chciała to zakończyć raz na zawsze, aby później już do tego nie wracać. - Im dłużej się to będzie ciągnęło, tym będzie gorzej i więcej osób może się dowiedzieć. Chcesz tego? - dodała już normalnie. To było bardziej niż pewne, że w takiej sytuacji mogą zostać w to wmieszane dodatkowe osoby, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Tu ktoś usłyszy cośtam, przekaże koledze, on z kolei kolejnemu... Dwójka rodzeństwa nie dopuściłaby do tego, ale wystarczyło jedno słowo na temat ich obecnej sytuacji wypowiedziane nawet do swojego przyjaciela, a mogło być poniesione dalej. - Chcesz kolejnych miesięcy kompletnego odizolowania od siebie? Bo ja nie. - ciągnęła dalej, pochylając się do przodu i unosząc brwi. Prawda była taka, że te głupie cztery miesiące były okropne. I choć minęły całkiem szybko, czym to było w porównaniu do oddzielenia od bliskiej osoby? Wszystko, czym chciała się z Lennoxem w ciągu nich podzielić, było duszone w sobie albo powiedziane do Maili. To jednak nie było to samo, a ona najzwyczajniej w świecie miała tego dosyć.
Robił to specjalnie. Prowokował siostrę, właśnie po to aby pokazała mu wreszcie jakieś prawdziwe uczucie... Miał dosyć ukrywania przed nim rzeczy, jakby w obawie o jego reakcję. A przecież wiedziała kim jest, jaki jest. I to, kim była ona dla niego. Dlaczego więc go zdradziła. -Może staraj się ukrywać swoje emocje przed światem, dobra? Nie chcę kolejnych listów i spotkań, których czas mógłbym spożytkować na czymś pożyteczniejszym.-Powiedział, opierając się na dłoniach, które położył za sobą. Słowa, które wychodziły z jego ust raniły go jeszcze bardziej kiedy dochodził ich sens do jego uszu. Najlepszą obroną jest atak, tak? Cóż, w tym przypadku nie wiedział już kto bardziej obrywał. I to jeszcze ciosy zadawane były we własnym kierunku. Gdzie podziała się logika, którą podobno się kierował. -Oh. Gratuluję! Jakoś nie śpieszyło Ci się do tego cholernego rozwiązania! To ja musiałem do Ciebie podejść, bo komuś się wydawało, że coś się z Tobą dzieje. Moim zdaniem, wszystko jest w jak najlepszym porządku.-Warknął, choć ton jego głosu nawet się nie podniósł. Był po prostu ostry i nieprzyjemny. Ale taka była prawda... Już chyba nawet nie chodziło o to, co wtedy powiedziała... Ale o fakt, że tak to zostawiła na te kilka miesięcy. To ON musiał do niej iść, pomimo, że to ONA spierdoliła na maxa i doskonale o tym wiedziała. Niby chciała coś z tym zrobić, ale kurwa nawet nie pachnęła palcem... Tylko użalała się nad tym w kącie... Aż mu się ciśnienie podniosło. -Gówno mnie obchodzą inni ludzie. Niech gadają! Ba, może nawet będzie to częściowa prawda.-Wzruszył lekceważąco ramionami. Naprawdę miał gdzieś innych. Nie o tym w końcu przyszli tutaj rozmawiać. Uniósł więc wymownie brwi i utkwił swoje spojrzenie w siostrze. I nie, nie było to jedno z tych, do których została przyzwyczajona i mogła spokojnie się bronić. To było coś nowego i nie, to żadna groźba rzucana przez ciemne oczy. Zawód? Niechęć? -Nie spieszyło Ci się...-Dodał cicho, a jego ton głosu uległ diametralnej zmianie. Przymknął na moment powieki, chcąc zebrać kilka myśli... W tym całkiem chaosie, który teraz krążył pod jego rozczochranymi włosami. Jakby dla ułatwienia znalezienia czegoś konkretnego, przeczesał włosy palcami, ponownie uznając, że są zdecydowanie za długie. Pokręcił głową.-Kurwa. Nawet nie wiesz jak się wtedy poczułem... Całe te lata... Wmawiałaś mi, że stoisz po tej drugiej stronie barykady. Broniłaś tej kobiety... Skąd mam wiedzieć, kim teraz jesteś? I co myślisz? Nie miałem z tym problemu... Nigdy. A teraz? Nie wiem już z kim rozmawiam.-Powiedział spokojnie, uważając na każde wypowiedziane słowo. Jakby nie miał już sił... Poniekąd tak było. Z drugiej strony, również chciał to wyjaśnić. Coś jednak wciąż go hamowało...
- Wykorzystuj swój czas jak tylko chcesz, nikt ci nie każe się z nikim spotykać! - podniosła głos, już nie mogła dłużej wytrzymać opierając się spokojnie o ścianę, do której zresztą dociskała plecy jeszcze bardziej. Chłód murów przenikał przez wcale nie taki gruby materiał sweterka, ale nie obchodziło jej to. Miała ważniejsze sprawy niż martwienie się takimi bzdetami. Z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez Lennoxa czuła, że coś w niej pęka i nie wytrzyma długo. - Jeśli wszystko jest w najlepszym porządku, to po co, do jasnej cholery tu jesteśmy? Ciągnijmy dalej to, co zaczęłam! - w tej chwili to nie było zwykłe podniesienie głosu. Wykrzyczała te słowa, wreszcie się ich z siebie pozbywając. Nie przyniosło to żadnej ulgi, a wręcz przeciwnie - sprawiło, że poczuła się przez nie jeszcze gorzej, a co za tym idzie - jej zdenerwowanie wzrosło. Była jak tykająca bomba, która tylko czeka na moment, w którym może wybuchnąć siejąc spustoszenie. I Merlin jeden wie, że teraz była gotowa do czynów, na które normalnie by się nie zdobyła, ba, nawet by nie wpadła. Jej myśli nie biegły już logicznym torem, uporządkowane i przemyślane. - Tak? - spokojnym już, mogłoby się wydawać, tonem przeciągnęła samogłoskę i odbiła od ściany. - W takim razie może dajmy im jeszcze lepszy temat do rozmów, co? - powolnym krokiem ruszyła przed siebie, zmierzając do przeciwległej ściany i przyjmując wyraz twarzy, jakby się zastanawiała. - Hmm... Drama u Zakrzewskich? Albo nie, bo pomyślą, że tu chodzi o całą rodzinę. A przecież ma chodzić o nas. - spojrzała na brata i pomimo, że jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, z oczu ciskały błyskawice. Wszystko się zmieniło, gdy nagle cicho wypowiedział cztery słowa: Nie spieszyło Ci się. Podziałało to jak solidne uderzenie w policzek. Podeszła do fontanny i również usiadła na jej brzegu, usiłując wydusić z siebie cokolwiek. - Masz rację, nie wiem. I kurwa przyznaję, to ja zawaliłam, to moja wina, wiem. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę od chwili wypowiedzenia tych słów. - rzadko kiedy można było usłyszeć przekleństwo z jej ust. Owszem, "cholera" czasem z nich padało, natomiast pozostałe starała się ograniczać do minimum. Emocje wzięły jednak górę i to wszystko, co w niej narastało w końcu musiało wybuchnąć. - Kim jestem? Jestem twoją siostrą, choć pewnie teraz postrzegasz mnie inaczej. - wyszeptała, patrząc martwym wzrokiem w wodę. Zdawać się mogło, że przestała już buzować jak szalona, chociaż nadal nie była do końca spokojna - idealnie oddawała stan Ophelie.
-Zapewne łaziłaby za mną, dopóki nie dowiedziałaby się czegokolwiek.-Burknął, choć nie było sensu nawet komentować jej wypowiedzi. W końcu nie o to teraz się sprawa rozchodziła. Już dawno mu przeszło to, że jakaś jej tam koleżanka do niego napisała... Bo serio? Jego wzrok wodził za jej postacią. Tak, jakby spuszczenie z niej wzroku miało trwać na kolejne kilka miesięcy. Nie widział jej od tak dawno, nie licząc ten nieszczęsnej imprezy u Lysa, która nie zakończyła się zbyt szczęśliwie... Nieważne. Istotne jest to, że chciał doszukać się jakiś drobnych zmian. Nawet tych, o których wspominała Maili. W końcu on był powodem dziwnego zachowania Olie. Uniósł nieznacznie brwi. Nikt nie podnosił na niego głosu, a przynajmniej on wtedy nie zachowuje takiego spokoju. W końcu to Lennox, osoba niesamowicie burzliwa i niestabilna emocjonalnie. Czemu więc to on w tej sytuacji zachowuje się jak cywilizowany człowiek? Bliźniaki miały to do siebie, że często zamieniały się rolami. Szczególnie kiedy znajdowali się w swoich towarzystwie. Zapewne wyciągali z siebie te najbardziej ukryte cechy, których wyciągnięcie na światło dzienne jest cholernie trudne. I tylko im nawzajem się to udaje. Jak kiedyś, kiedy jeszcze byli wstanie. Zamieniali się miejscami. Czy jego zadaniem było wchłonąć cały ten wybuch, do którego ewidentnie za chwile ma dojść? Cóż, przyjął już nie jedno na klatę. Czym jest więc kolejna bomba. -Chcesz, to biegnij i wydaj reszcie znajomych co się u nas dzieje. Na pewno takie bzdury będą ich interesować. Oh, a może w końcu się na Tobie poznają. Choć kto wie, jaką wersję im przedstawisz.-Jad, jeszcze raz jad. Czy był masochistą? Jeszcze chwilę temu wspominał o bólu, który sprawiał jednocześnie jej i sobie. I cieszył się z tego? Czekał, aż odpowiednia reakcja wypłynie na jej twarz? Merlinie, temu człowiekowi chyba już nic nie pomoże. Spojrzał na nią zmieszany. Nie z powodu przekleństwa... Nawet nie z powodu tego, że nagle zmieniła swoje nastawienie o 180 stopni, sam w końcu był mistrzem w tej dziedzinie. Chodziło o słowa, których w żaden sposób nie potrafił zrozumieć.-Skoro wiedziałaś, czemu nic z tym nie zrobiłaś?! Pozwoliłaś mi odejść, Olie. Jako jedyna osoba w moim całym, dość ironicznym życiu... Byłem pewny, że Ty nigdy nie pozwolisz mi odejść, pomimo tego jak wielkim chujem potrafię być.-Powiedział, wciąż z tym dziwnym wyrazem twarzy. Gdyby teraz na siebie spojrzał, uznałby, że to niezły żart. Żałosny. Ale ukrywanie czegokolwiek przed nią było bezsensowne, znali się lepiej niż mogłoby im się wydawać.... A jednak. Nigdy nie czuł się tak obco w jej towarzystwie. Nigdy nie czuł jakiejkolwiek bariery, nawet w momentach największych ich kłótni i nieporozumień.-Najwidoczniej miałem dosyć mylny obraz mojej siostry. Rzekłbym, że wręcz idylliczny.-Mruknął, tym razem to on musiał wstać i się przejść. Może nie mógł dłużej usiedzieć w miejscu, a może chodziło o to jak blisko niego była. Przypominało mu to tylko, że ta odległość jest znacznie, znacznie większa. -Pozwoliłaś mi wierzyć w pewne rzeczy. Utwierdzałaś mnie w faktach, w które sama nie wierzyłaś. Nie wiem już, kim jesteś.... Bo muszę każdą naszą rozmowę ponownie rozpatrywać. Analizować ją... Brać pod włos.-Mruknął, wpatrując się w nią. Uporczywie... Jakby czekając na coś, cokolwiek. Może na to, że powie mu, że to jakiś nieśmieszny żart. Pomyliła się? Może coś źle zrozumiał. Ale przecież sama powiedziała. To jej wina.
Czuła na sobie jego wzrok, ale nie odwróciła się w jego kierunku do chwili, w której padły słowa o tym, żeby pobiegła i podzieliła się ze znajomymi tą całą sytuacją. Najgorsze jednak były kolejne. Oh, a może w końcu się na Tobie poznają. Choć kto wie, jaką wersję im przedstawisz. Krążyły po jej głowie niczym natrętne ghule urzędujące na strychu. Wbiła paznokcie w dłoń, powstrzymując się w ten sposób od wypowiedzenia kolejnych niewłaściwych słów. Co się z nią działo, że tak raniła osobę sobie bliską? Nawet kiedy nie chciała czegoś powiedzieć, teraz po prostu wypływało to z niej samo. Nie panowała nad tym. Trudno było stwierdzić, które z tej dwójki cierpi bardziej - Ophelie czy Lennox. Zadawali sobie wzajemnie ciosy, tylko jakie to miało teraz zadanie? - Wiesz, dlaczego pozwoliłam ci wtedy odejść? Byłeś wściekły. Jakiekolwiek tłumaczenia najpewniej i tak nie miałyby większego sensu i zamieniłyby się w krzyki. To było świeże, w pewnym sensie nadal jest. Po prostu wtedy nie chciałam tego bardziej komplikować, rozumiesz? - odparła. Czuła, że to słabe tłumaczenie w porównaniu do słów Lennoxa, ale taka była prawda. Wyszedł wtedy z wieży i ewidentnie było po nim widać, że towarzystwo nie było mile widziane. Stwierdzenie, że nie chciała za nim pójść i pozwoliła odejść nie było do końca prawdą, choć też nie można powiedzieć, że to było kłamstwo. Chciała, a jednak postanowiła zostawić go samego i dać im obojgu czas na przemyślenie, co okazało się błędem. - A wyszło jak zawsze, niesamowite. Zresztą, czego ja się spodziewałam. - mruknęła pod nosem. Szczerze mówiąc aż chciało jej się śmiać z tego, jaki posiadała talent do pieprzenia takich sytuacji. To już nie był pierwszy, drugi czy nawet trzeci raz, kiedy chciała dobrze, a wyszło wręcz przeciwnie i tylko pogorszyła. Doprawdy, przy kolejnym powinna dostać jakąś nagrodę, w końcu to też jakaś umiejętność jest! - Nie myśl, że od lat myślałam o naszej matce w ten sposób i później prawiłam ci te wszystkie kazania tylko dla zasady, bo to nieprawda. Kiedy wypowiedziałam te słowa w wieży, to wszystko było dla mnie czymś nowym. Ja... - przerwała, by wziąć głębszy oddech. Każdemu w końcu kończy się powietrze po takiej wypowiedzi. - Ja dosłownie kilka dni przed tą całą sytuacją zdałam sobie z tego sprawę. I proszę cię, nie osądzaj mnie na ten temat pochopnie. - dokończyła zmęczonym głosem. Jeśli zaraz powie, że łatwo jej mówić, to chyba wręcz wyjdzie z siebie i stanie obok.
/jakbym coś namieszała to przepraszam, ale dzisiaj nie kontaktuję za bardzo, a nie chcę zatrzymywać akcji c:
Czemu nie uderzała w niego jadem, tak, jak on to robił? Czemu nie używała tych niewłaściwych słów. Aby go nie ranić? Nie ranić siebie? Czemu zawsze była od niego lepsza, pomimo, że nie musiała się zbytnio starać. Czemu musieli być tak cholernie różni. Kiedyś ta cecha napawała go dumą. Cieszył się, że nie byli do siebie podobni. Czy pod względem wyglądu, czy też charakteru. Nie chciał, aby była chociaż w drobnej mierze do niego podobna. Dla jej własnego dobra. Jednak potrafili się dogadać jak nikt, rozmawiali nie używając słów... A jak jest teraz? Lubił ból. Był nieodłącznym elementem jego życia. Najpierw narastał gdzieś w jego wnętrzu, teraz uwidacznia się na jego ciele. W postaci ran, blizn, czy obrażeń, których nie sposób jest dostrzec na pierwszy rzut oka. Ranienie siebie uświadamiało go w tym, że wciąż żył. Nieważne jakim życiem. Jakimkolwiek. Czuł, był do tego zdolny. I to go napędzało. Cały czas. Obrywała po równi z nim. Jakby ból zadany jej, był jeszcze większym ciosem dla samego siebie. Egoista, sadysta, masochista. Nazwijcie to jak chcecie. Czasem się zastanawiała, czy naprawdę go znała. Czy jednak było to tylko złudzenie, w którym znała osobę, którą chciałaby aby był. Z kilkoma wadami, jednak wciąż nie tą prawdziwą. -I zostawiłaś mnie tak. Odchodzącego przez te kilka miesięcy! Nie myśl teraz, że wrócę tam, gdzie skończyliśmy. Ja się nie zatrzymałem, owszem. Ale co miałem zrobić, kiedy pierwszy raz w życiu nie czułem Cię za swoimi plecami? Twoja obecność zniknęła!-Warknął. Choć to, co mówił nie było do końca... Cóż, zrozumiałe. Jednak chyba dobrze ujął to, co czuł... W końcu, zawsze, bez względu na wszystko wiedział, że ona tam jest. Osoba stała, akceptująca wszystkie jego wahania nastroju i gniew, którym był wypełniony. -Przestań pieprzyć i nie użalaj się nad sobą.-Powiedział, kręcąc głową. Pewnie w innych okolicznościach użyłby bardziej wyszukanych i miej wulgarnych słów. Jednak przekaz byłby ten sam. Muszą przyjąć na klatę to, co zrobili. Pogodzić się z tym i żyć dalej. Stanie i wmawianie sobie, że jest się beznadziejnym we wszystkim w niczym nie pomoże. Patrzył na nią, tak jakby naprawdę nie dowierzał w to, co teraz do niego mówiła. Serio?!-Kurwa, to nie mogłaś mi tego wyjaśnić po tym całym incydencie? Od czego do cholery są sowy! Od czego do cholery jest rozmowa! To nie był tydzień dla ochłodzenia emocji. To były jebane miesiące! -Już pieprzyć to, co wtedy powiedziała... W końcu właśnie teraz mu wyjaśniła, że jej osąd zmienił się na przestrzeni dni i dał o sobie znać podczas tamtego spotkania... Jednak to nie zmienia faktu, jak potraktowała całą tę sytuację. Nie wierzył w to. Nie chciał. Kim jest Ophelie Zakrzewski?
/spoko, ja mam trochę nawał pracy więc odpisy z opóźnieniem ;c
W tej chwili woda w fontannie wydawała się być bardzo ciekawym obiektem, na którym można było skoncentrować swój wzrok. Już nawet pomijając jej specyficzne właściwości. Delikatne fale przyciągały spojrzenie, a kiedy już się na nich skupiła... Ujrzała młodszą wersję siebie samej przebraną za brata. Ba, gdyby to było wszystko! W tle widać było drugą postać ubraną w jej ciuchy - Lennoxa. Piękne czasy dzieciństwa, w których to "zamieniali się rolami" i nabierali tym sposobem niczego nieświadomych ludzi. Na twarzy młodej Zakrzewski można było dostrzec przez chwilę lekki, melancholijny uśmiech, który zresztą zniknął tak szybko, jak się pojawił. Zamrugała kilkakrotnie, odpędzając od siebie te miłe obrazy i zwróciła głowę ku bliźniakowi. - Nie musisz mnie jeszcze bardziej obwiniać o to wszystko! Naprawdę, wystarczą mi już wyrzuty sumienia. Nie potrzebuję, abyś co chwila mi to wypominał! - i znowu jej głos się podniósł, choć jeszcze nie krzyczała. Niesamowite, jak diametralnie zmieniał jej się humor. Czasem nawet w przeciągu całego dnia nie doświadczała czegoś takiego, a tu proszę - ile czasu mogła trwać już ta wymiana zdań? Coś koło godziny? Otóż, drodzy państwo, rekord został pobity! Ona się nad sobą użalała? Możliwe, wcale nie wykluczała takiej opcji. Tylko ciekawe co miała zrobić, jeśli cały czas słyszała, że to jej wina, że to ona wszystko zepsuła. W takiej sytuacji człowiek raczej nie pała optymizmem na prawo i lewo i nie skacze sobie radośnie w kółko jak jakiś szalony królik. No, chyba że jest na tyle szurnięty na umyśle, ale Ophelie nie należała do tego typu osób. - Nie wiem, dlaczego nie napisałam do ciebie listu. Nie wiem, dlaczego nie poprosiłam o rozmowę. Ale jesteśmy tu i teraz i w końcu po tych miesiącach gadamy. Zajmijmy się może tym, co mamy wyjaśnić, a nie tym, co mogłam zrobić. - teraz to ona warknęła. Miała już serdecznie dosyć tego, że cała ta sytuacja obracała się wokół niej. Wokół tego, co zrobiła i co mogła zrobić. Ach, gdybanie... A skoro już o tym mowa, to może najlepiej by zrobiła, gdyby w ogóle nie przyszła tamtego grudniowego dnia do Ukrytej Wieży! Tak, przecież wtedy to wszystko nie miałoby miejsca, prawda? Jaka szkoda, że człowiek jest mądry dopiero po szkodzie...
Tak. Osobiście bardzo często wracał do czasów kiedy wszystko wydawało się prostsze. Zabawa w sukienkach mu nie leżała, jednak ubranie jej spodni czy koszulki... Ile wtedy mieli lat? Już w wieku siedmiu lat można było dostrzec te szczególne różnice, które wyróżniały bliźniaki. Dopóki jeszcze matka ścinała Olie na chłopaka, a ich postury nie zaczęły się zmieniać, wszystko było łatwiejsze. Piękne czasy. Jednak to jest przeszłość, mogą cieszyć się tym, co dotychczas przeżyli. I tyle. Nie wrócą tam, niczego nie zmienią. Nie będą jednak żyli przeszłością, prawda? Jakim w tym był sens? Nie było żadnego. Przyglądał się swojej siostrze, uważnie i ostrożnie. Jakby zaraz sytuacja miała przybrać jeszcze gorszy obrót. Przez moment zastanawiając się, kiedy to wszystko tak mocno się popieprzyło. Czy sam dopuścił do tego, że cała reszta się skomplikowała? W pewnej mierze na pewno. W końcu nie mógł wszystkiego zwalić na matkę, czy na siostrę... Czy na kogokolwiek innego. Może jednak byli podobni. Dwie burze, kumulujące się huragany... Swój przyciągał swojego. Nie zamierzał ciągle jej czegoś wypominać. Chyba jednak może powiedzieć, co takiego odczuwał w danej chwili? Czyż nie chciała z nim porozmawiać? Jak miała zrozumieć, nie posiadając wiedzy o tym... Co siedziało mu pod tą przydługą czupryną? -Ale jak chcesz to zrobić, Olie? Myślisz, że o tym zapomnę? O tym, że czułem się jak najgorsze ścierwo? Jestem cholernie pamiętliwy... Zawsze tak było. Zawsze mogliśmy sobie wybaczyć i iść dalej. Jednak w tym przypadku to nie będzie takie proste. Jedna rozmowa w niczym nam nie pomoże... Musimy nad tym popracować. Nie powiesz mi "przepraszam" i wszystko będzie jak dawniej. Nic już takie nie będzie.-Powiedział, już spokojniej... Choć jego głos wciąż ociekał emocjami. Nie chciał na nią krzyczeć, nie chciał jej wypominać niczego. Jednak tylko ona potrafiła go tak zranić. I doskonale o tym wiedziała. Była jedyną, przy której mógł być sobą. Wiedział, że pomimo wszystkiego... Olie zawsze przy nim będzie. A teraz? Dobrze, że tak się stało. Bardzo dobrze. Przynajmniej wiedział na czym stali. Na czym stał. Miałby wciąż żyć w tej niewiedzy? Do tej pory by go oszukiwała? Stałaby przy swoich starych racjach, nawet w nie nie wierząc? Ponownie usiadł przy źródełku. Nawet nie wiedząc, co miałby powiedzieć. Jakich słów użyć, aby ponownie jej nie ranić?
/zt x 2 uzgodnione
Ostatnio zmieniony przez Lennox X. Zakrzewski dnia Nie Paź 28 2018, 20:39, w całości zmieniany 1 raz
Palce dziewczyny bezwiednie błądziły po zimnym murku fontanny, na którym siedziała, co nie do końca jest dobrym określeniem. Patrząc na nią można było odnieść wrażenie, jakby siedziała na czymś ostrym i nie mogła przez to całego ciężaru swojego ciała przenieść na tylnią jego część. Niby to umościła się na murku, a jednak proste plecy wskazywały na to, że była gotowa w każdej chwili poderwać się do góry. Jak to się mówi w mugolskim świecie - siedziała, jakby miała kij w tyłku. W dodatku nieobecny wzrok miała utkwiony już nie w tafli wody, a jakimś punkcie na przeciwległej ścianie. Musiała przez to wyglądać na jakąś niekoniecznie zdrową, może nawet obłąkaną. Z otępienia wyrwał ją dopiero już spokojny głos brata. Wzięła głęboki oddech nie zdając sobie sprawy z tego, że wcześniej go wstrzymywała. - Ja nawet nie liczę na to, że o tym zapomnisz. Wiem, że nie będziesz w stanie. I wiem też, że potrzeba czasu, żeby to wszystko się jakoś ułożyło. - zgodziła się z bliźniakiem. Nie mogła zresztą zaprotestować jego słowom, skoro mówił całkowitą prawdę. Chciała powiedzieć jeszcze tyle rzeczy, ale zupełnie nie wiedziała, jak ubrać je w słowa, żeby powstało z tego sensowne zdania. W głowie Ophelie panował chaos, jakiego już dawno tam nie było. I chociaż już się uspokoiła, myśli wciąż galopowały jak szalone, nie pozwalając na chwilę odpoczynku. Czuła, że ta cała sytuacja skończy się bólem głowy i jakaś jej część się z tego powodu cieszyła. Zasłużyła na to, żeby cierpieć, a głupia migrena i tak nie była wystarczająca. Czy zraniły ją słowa Lennoxa? Oczywiście. Samo przebywanie w jednym pomieszczeniu było teraz takie... dziwne. Niezręczne. Ale przecież wszystko się ułoży, prawda? Musi się ułożyć.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
To tylko ciekawość. Krukońska ciekawość, absolutnie nic więcej. Tyle lat przebywała już w Hogwarcie, a co rusz odnajdywała miejsca, które są przez wielu nieznane. Na tak zwane Źródełko Młodości wpadła podczas czytania jednej z ksiąg dotyczących historii Hogwartu. Postanowiła to sprawdzić osobiście, wszak dla wiernego dziecka Ravenclawu czymś ekscytującym wydaje się ujrzenie obrazów z przeszłości. Wiedziała, że źródełko było kapryśne. Oczywiście, że wiedziała lecz tyle przeszła w tym roku, że to jej nie odstraszało. Jeszcze na początku tego roku studiów być może by się obawiała i zrobiła w tył zwrot lecz dzisiaj nie wystraszyła się ryzyka kaprysu przedmiotu martwego, ale umagicznionego. Pokój znalazła po krótkich poszukiwaniach. Weszła do środka z głośno bijącym sercem i żałowała, że nie zabrała ze sobą brata. Z pewnością doceniłby odkrycie tejże tajemnicy, poznanie nowego i wywołanie w sercu szybszego dudnienia. W milczeniu podeszła do fontanny, bo okazało się, że nazwa jest... nieadekwatna do stanu rzeczywistego. Trochę zwątpiła, bo ta fontanna na pierwszy rzut oka nie różniła się niczym szczególnym od tych, które widuje codziennie podczas przemierzania szkolnych korytarzy. Ostrożnie podeszła do kamiennego parapetu i zajrzała do środka. Nie miała pojęcia czego się spodziewać. W książce wspomniano, aby przy źródełku oczyścić swoje myśli i po prostu patrzeć w toń. Łatwo było im to pisać! Elaine miała mętlik w głowie od wielu dni. Tak bardzo martwiła się o Elijaha! Tak wiele łez roniła, kiedy nie patrzył, byleby nie czuł wyrzutów sumienia, że to z jego powodu łka i szlocha. Naprzemiennie nosił ją gniew i złość, po chwili opanowywała ją zimna rezerwa, a dwie minuty później pragnęła towarzystwa całego świata. Niełatwo być kobietą z takimi huśtawkami nastrojów. Wciąż była emocjonalnie rozstrojona, choć pomału w swoim leniwym tempie powoli wracała na tory normalności. Patrząc tak w nieruchomą taflę wody poczuła jak spada na nią spokój. Tak dziwny, ale jakże potrzebny i oczekiwany! Mimowolnie powoli wypuściła powietrze z płuc, oparła dłonie o murek i zaczęła się rozluźniać. Woda uspokajała nerwy i myśli - jak to możliwe? Jak to działa? Które zaklęcie? Co to za magia? Z ciekawości dotknęła opuszką palca tafli... zachłysnęła się powietrzem kiedy przez jej ciało przebiegł orzeźwiający dreszcz. Umysł Elaine rozjaśnił się, w dziwny sposób odpoczął... na jej usta wpełzł zadowolony uśmiech. Odeszła kawałek dalej, usiadła na kamiennej ławie i wyciągnęła z torby książkę, z której się dowiedziała o istnieniu źródełka. Zgarnęła kosmyk włosów za ucho i szukała informacji czy kiedykolwiek udokumentowano zbawienne działanie źródełka. Musiała wiedzieć czym jest to uwarunkowane!
Nigdy wcześniej nie słyszał o źródełku młodości i właściwie trafił w to miejsce zupełnym przypadkiem. Ot, wybrał się na poszukiwanie ciekawych zakamarków z uwagi na to, że mimo iż przeszedł już ten zamek wzdłuż i wszerz, Hogwart nadal potrafił go nieraz zaskoczyć. Teraz również był mocno zdziwiony, kiedy znalazł się w pomieszczeniu z niewielką fontanną, której nigdy wcześniej nie widział. Chociaż chwila… czy czasem Jeremy nie mówił mu o niej kiedyś? Podobno to właśnie tutaj najłatwiej było oczyścić umysł, zebrać tylko te właściwe myśli i rozwiązać swe największe problemy. Co prawda nie do końca wierzył w takie rzeczy, ale stwierdził, że nie zaszkodzi spróbować. Podszedł więc do źródełka i obmył sobie wodą twarz, jakby ta miała jakieś magiczne właściwości. W sumie? W Szkole Magii i Czarodziejstwa wszystko było możliwe. Zresztą nie spodziewał chyba takiego efektu. Zupełnie nagle odczuł totalny spokój i wydawało mu się, że spłynęła na niego jakaś tajemna wiedza. Od razu wiedział jak odrobić wszystkie zadane mu prace domowe, a także ni stąd ni zowąd pomyślał o tym, że powinien prawdopodobnie porozmawiać z Fairwynem o swoim udziale w drużynie quidditcha w następnym roku szkolnym. No tak, kto inny jak nie opiekun domu mógł podjąć decyzję w tym temacie? Co zabawne, tak mocno skoncentrował się na swoich pomysłach, że dopiero po dłuższej chwili zauważył, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. Przyjrzał się więc dokładnie twarzy dziewczyny, rozpoznając w niej pannę Swansea. - Och, Elaine! – Czy to miało być przywitanie? Jeśli tak, wyszło mu to dość marnie. – Wybacz, nie zauważyłem Cię. – Starał się jakoś zrehabilitować, ale zaraz po tym podszedł bliżej swojej towarzyszki. Skoro już na siebie trafili, to nie zamierzał przecież jej ignorować. Poza tym uważał, że w przeciwieństwie do brata Elaine jest naprawdę w porządku i można z nią porozmawiać na poziomie. - Znałaś wcześniej to miejsce? Niespecjalnie wierzyłem, że może pomóc w rozwiązywaniu problemów, ale chyba jednak się pomyliłem. Mam wrażenie, że wyjdę stąd mądrzejszy niż przyszedłem. – Rzucił aż nazbyt jak na niego filozoficznie, ale nadal pozostawał w szoku po tym dziwnym, acz przyjemnym uczuciu. A może nie powinien go zdradzać? Może ta fontanna obdarzyła swoim darem tylko niego, kompletnie pomijając Krukonkę? Nie mógł przecież tego wiedzieć. - Zgubiłaś Elijah? – Zagadnął jeszcze, w sumie bez powodu. Może jedynie po to, by wiedzieć czy będzie się musiał dzisiaj denerwować. Czego bowiem nie powiedzieć, niespecjalnie przepadali za sobą z drugą połówką tego rodzeństwa.
Kostka: 6
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Książka nie wspominała nic na temat zbawiennego i terapeutycznego działania tej wody na osoby żywe i w pełni zdrowia. A może to nie jej wpływ? Może to tylko wrażenie? Krukoński umysł zaczął podważać historię, szukać detali, do których miło byłoby się doczepić i je rozpracować. Nagły przypływ energii mentalnej i przejrzystość umysłu mogła równie dobrze przypisać swojemu rozsądkowi, który postanowił się w końcu wziąć w garść. Postukała energicznie palcami w otwartą stronę, zmarszczyła usta i zamachała stopą próbując tymi drobnymi gestami chwycić Merlina za nogi i odkryć to, co jest jak dotąd nieodkryte. Drgnęła słysząc czyjś głos. Po chwili jej czarne brwi zwęziły się ku sobie, gdy rozpoznała Gallaghera. Oczywiście znała tego jegomościa, Elijah wyrażał się o nim negatywnie. Sama Elaine nie miała do niego niczego osobistego, był całkiem przystojny, miał ładny uśmiech, ale coś miał w sobie, co potrafiło rozdrażnić... Musiała zastanowić się czy jego obecność jest w jakikolwiek sposób irytująca. Hm, chyba nie, o ile nie zacznie przechwalać się zwycięstwem Slytherinu nad Ravenclawem w przedostatnim meczu sezonu. W tym przypadku będzie musiała potraktować go jakimś wymyślnym zaklęciem i oficjalnie okazać mu niechęć. - Mogłabym cię oskarżyć, że próbujesz się do mnie zakraść. - stwierdziła z namysłem. - Ale chyba nie jestem na ciebie jeszcze o nic zła. Jeszcze... - zlustrowała go uważnie wzrokiem sprawdzając czy aby na pewno nie powinna pamiętać o urazach oraz czy przypadkiem kiedyś jej nie podpadł. Nie, chyba nie. To, że Elijah go nie lubił to jedno. Ważne jest, że oboje szanowali swoje podejście do życia, do emocji i do relacji i nie narzucali sobie automatycznej nienawiści i awersji do tych samych osób. Między innymi z tego powodu po chwili zwłoki delikatnie się uśmiechnęła. - Tutaj je znalazłam. - postukała palcem w trzymaną na kolanach książkę i wyprostowała plecy, jeśli będzie chciał usiąść na tej samej ławie, a nie miała jakoś szczególnych przeciwwskazań. - Wiesz... Matt... - bardzo wyraźnie zaakcentowała skrót jego imienia, popatrzyła na niego spod rzęs i zamrugała całkowicie niewinnie. - ... taki urok studiów. Wchodzisz do pomieszczenia po to, by być mądrzejszy. Gorzej, gdyby było w odwrotną stronę. - oparła łokieć o stronę książki dotyczącej historii Hogwartu, a brodę o delikatnie zgięte palce dłoni. - Chyba, że mówisz o podwyższeniu swojego IQ po rozmowie z kimś inteligentnym. - uśmiechnęła się szerzej na znak, że oczywiście żartuje i z pewnością nie mówi na poważnie. Arogancja zdarzała się jej bardzo rzadko, a jednak sytuacja wymagała drobnego żarciku, by Gallagher zorientował się, że Elaine go nie zeżre. A przynajmniej taki był plan dwie sekundy temu, bowiem zapytanie o Elijaha i ton głosu jaki przy tym użył sprawił, że uśmiech dziewczyny znacznie przygasł, ustępując miejscu zaciśnięciu ust w bladą linię. - Nie sądzę, by odpowiedź miała cię zainteresować. Przecież się nie lubicie. Chyba, że cudownie chcesz się spróbować z nim zaprzyjaźnić to wierz mi, nie pomogę. - i choć powiedziała to poważniejszym tonem, na końcu uśmiechnęła się słodko, by przekazać mu dobitnie informację, że kto jak kto, ale Elaine nie jest niczyją furtką mającą pomóc przedostać się do towarzystwa Elijaha.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
W przeciwieństwie do Elaine po tej przeszywającej na wskroś ciało energii przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości co do dobroczynnego działania źródełka. Mogło wydawać się to dziwne, bo Matthew nie należał raczej do tego typu osób, które wierzyłyby w podobne bzdety. Podchodził do życia dość sceptycznie, nawet pomimo tego że doskonale zdawał sobie sprawę z istnienia w nim magii, o czym wielu ludzi nie miało przecież zielonego pojęcia. Tym razem jednak nie potrafił wyjaśnić swoich przemyśleń i nagłego napływu wiedzy zdroworozsądkowo. Co prawda, gdyby wysilił swą mózgownicę, może rzeczywiście doszedłby do podobnych wniosków co panna Swansea, ale nie oszukujmy się, miał wolne i niespecjalnie miał ochotę się nad tym zastanawiać. Wiara w tę głupkowatą fontannę w jego przypadku zdawała się więc myśleniem życzeniowym. No bo czy można sobie wyobrazić coś lepszego niż „urządzenie”, które automatycznie rozwiązywałoby wszystkie problemy i troski? Po prostu liczył na to, że kiedy następnym razem tu przyjdzie, znów nie będzie musiał się o nic zamartwiać, choć prawdopodobnie nie było takiej możliwości. Nawet jeśli to źródło wykazywało jakieś nietypowe efekty, tak zapewne nie działało z równą siłą za każdym razem. - A masz zamiar? Może powinienem się odsunąć? – Zapytał, udając podejrzliwego, choć w gruncie rzeczy słowa Elaine bardziej go rozbawiły niż przestraszyły. Nie oznaczało to jednak, że zaraz zapragnie jej czymś podpaść. Był człowiekiem śmiałym i szczerym, ale to nie świadczyło wcale o tym, że z każdym musi wpaść w jakiś konflikt. Prawdę powiedziawszy wolał nawet wszelkiego rodzaju kłótnie i niesnaski omijać szerokim łukim; inna sprawa, że nie zawsze było to po prostu możliwe. Tym razem nie zamierzał jednak wspominać o meczu, aż tak głupi nie był, a z tego względu miał nadzieję, że ich spotkanie nie zakończy się żadnym mordobiciem. Ot, najzwyczajniej w świecie usiadł obok dziewczyny, spoglądając ukradkiem we wskazaną przez nią księgę. - Coś w tym jest… – Mruknął, jakby nad czymś się zastanawiał. – Wygląda na to, że udało mi się połączyć i jedno i drugie. – Wyraźnie skomplementował swoją towarzyszkę, oceniając ją jako tą bardziej inteligentną. Nie ujmowało mu to, w końcu miał do czynienia z Krukonką, więc trudno byłoby mu chyba w tej kwestii rywalizować. Sam nie uważał się jednak za głupka, toteż nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. - Nic do niego nie mam, jeśli on sam nie wchodzi mi w drogę. – Mówił zgodnie ze swoimi przekonaniami, choć z pewnością nie oceniał rzeczywistości obiektywnie. Oni obaj wchodzili sobie w drogę, rzucając względem siebie kąśliwymi uwagami, jeśli tylko nadarzyła się odpowiednia okazja. To że zostaną przyjaciółmi raczej było wątpliwe, choć do prawdziwej wrogości też było im daleko. - Nie uczysz się do egzaminów? Myślałem, że Krukoni już od dawna siedzą z nosem w książkach. – Niektórym wydawać by się mogło, że to jakiś przytyk, ale Ślizgon nie miał na celu niczego złego. Jego ton zresztą na to nie wskazywał, było to proste spostrzeżenie, z pomocą którego chciał rozwinąć rozmowę.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Mogłaby szukać luk i niedopowiedzeń i do końca dnia. Była w stanie zaangażować w to krukońską brać i jednak coś zyskać, zebrać wywiad, przeprowadzić śledztwo godne biura aurorów... a jednak straciła zainteresowanie fontanną, bowiem na horyzoncie pojawił się szczególny jegomość. Nie potrafiła w pełni określić swojego stosunku do Matthew. Potrafił dogadać, o tym nawet ona słyszała, jednak zazwyczaj traktowała go rozbrajająco obojętnie i nie nawiązywała z nim żadnej z głębszych rozmów. Za każdym razem, gdy dochodziło między nimi do jakiegokolwiek dialogu Elaine odnosiła wrażenie zaskoczonej, że z nim rozmawia. Tym razem też tak było, choć bardziej się zainteresowała, a to zawdzięcza tej... przejrzystości umysłu. Przestała się martwić o Elijaha, a skoncentrowała na nowym towarzystwie, które dzielnie zasiadło obok na przyjemnie zimnej ławie. Zamrugała spoglądając na niego uważnie. - Czyżby taki popularny ślizgon bał się usiąść obok jakże niewinnej dziewczynie? - zapytała iście wyzywającym tonem. Nie odsunęła się nawet na milimetr uznawszy, że ten obszar, który został na ławie wystarczy, by umościł na nim swoje zacne cztery litery. Rozumiała, że żartował lecz ona... jakoś tak sama z siebie odpowiadała w sposób niegroźnie prowokacyjny. W taki, który jest zarezerwowany głównie dla bliższych znajomych. O Merlinie, czy to nie ryzyko, że mogłaby go polubić? To by dopiero było! Nie spodziewała się komplementu, ale przyjęła go z uśmiechem. Ugłaskał ją, udobruchał, sprawił, że porzuciła rozmyślania czym to jej podpadł. - O, jak miło stawiać mnie na równi ze starymi, wrednymi ale i inteligentnymi naczuczycielami. - samej siebie nie poznawała. Kolejny żart kierowany do Gallaghera? Zaśmiała się krótko i zauważyła, że było to banalnie proste w jego towarzystwie. Kto by pomyślał. Nie kontynuowała rozmowy na temat Elijaha. Oboje wiedzieli, że jeśli chodzi o bliźniaka, mogą się pokłócić, a Elaine była ostatnio w bardzo bojowym nastroju. Matthew nie był tego świadom, więc zrobiła dla nich obojga przysługę i nie odpowiedziała nic na temat wzajemnego wchodzenia w sobie drogę. Z drugiej strony jakże irytowało ją ciągłe pytanie - gdzie zgubiłaś brata? A co on - przedmiot czy zwierzę, że można go zgubić? Nic z tych rzeczy. Właśnie z tego powodu zdecydowała się pominąć tę wypowiedź. - Matt, Matt, Matt... - zgarnęła blade kosmyki za ucho i popatrzyła na niego rozbawiona. - Spotkałeś krukonkę z nosem w książce. - by mu to udowodnić zamknęła ją i uniosła przed sobą, by zademonstrować "Historia Hogwartu dla dociekliwych". Pomachała nią delikatnie, aby się jej dokładnie przyjrzał. - Większość już umiem, a to dzięki idealnie rozpisanemu systemowi wkuwania, czyli uczyłam się na bieżąco i dlatego mogę zająć się ważniejszymi sprawami. Do nauki trzeba podejść z głową, czyż nie? - wyprostowała się i uniosła wyżej głowę, by pochwalić się, że naprawdę jej stan wiedzy nie wymaga natychmiastowego rozpaczliwego wkuwania. Po co męczyć się pod koniec roku, skoro można siedzieć na błoniach i pracować nad opalenizną? - Dlatego mam czas na opalanie się i podziwianie z daleka szkolnego jeziorka. Co sądzisz o zamontowaniu hamaku na wysokości drzew? Słyszałam plotki, że niektórzy planują w ostatnim tygodniu czerwca zaszaleć i rozwiesić je na całych błoniach. Szczerze mówiąc powinnam się nie zgadzać, w końcu jestem prefektem, ale z drugiej... - westchnęła z rozmarzeniem. - Niestety nie mogę się zgodzić, ale chyba zrobię sobie taki w ogrodzie. Zaczarowanie go na samodzielne huśtanie, na powiększanie, podwyższanie, wydłużanie jednej strony, by osłonić się przed słońcem... - z Elaine łatwo było rozmawiać. Rzadko miewało się problem by utrzymać z nią konwersację. Ta dziewczyna potrafiła gadać bez końca, a jeszcze do niedawna była cieniem samej siebie, taka cicha i przygaszona. Dzięki Elijahowi, Sol, dzięki kociakowi podniosła się do pionu. A może to owe źródełko sprawiło, że łatwiej jej przyszło dyskutować z Matthew?
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Zabawne, że jego osoba była dla Elaine na tyle ciekawa, że dziewczyna straciła zainteresowanie nowo odkrytym miejscem w Hogwarcie. Zważywszy na to, że miał do czynienia z Krukonką prawdopodobnie nie spodziewałby się takiego obrotu wydarzeń. Tak czy inaczej nic do niej nie miał, podobnie zresztą jak do większości innych uczniów z Ravenclaw. Jaki był jego stosunek do panny Swansea? Właściwie sam nie wiedział… Darzył ją sympatią, ale z jakiegoś powodu nie rozmawiali ze sobą zbyt często i zbyt dużo. Kto wie, być może dlatego, że po prostu jako siostra Elijah dziewczyna spędzała z nim sporo czasu, a jego akurat Matthew wolał omijać szerokim łukiem. Nie przedkładał jednak swojej relacji z jej bratem nad wszystko i do niej nie miał żadnych uprzedzeń. - Gdzieżby. – Wzruszył tylko ramionami w odpowiedzi na dość zaskakujące pytanie swojej towarzyszki. Wyglądał na wystraszonego? Jeśli tak, to chyba wyłącznie przez to dziwne źródełko. Był bowiem śmiały, nie miał raczej żadnych problemów z kontaktami z innymi ludźmi. Jakiś stres dopadał go może jedynie wtedy, kiedy rozmawiał ze swoim aktualnym obiektem westchnień, ale w tym przypadku chyba każdy odczuwał coś podobnego. Tak czy inaczej usiadł obok niej, poprawiając swoje rozmierzwione włosy. - Nazywasz siebie starą i wredną? – Rozumiał co miała na myśli, ale pozwolił sobie z jej słów zażartować. A co, nie mógł przecież opierać się wyłącznie na komplementach, co to to nie. Jeszcze ktoś zwymiotowałby przy nim tęczą, a to nie byłoby nic miłego. Był jej za to wdzięczny, że nie kontynuowała tematu Elijah. On sam nie przemyślał swojego pytania, bo nie oszukujmy się, ten temat akurat mógłby ich poróżnić, a i jemu nie były w smak jakieś burzliwe kłótnie. Potrzeba mu było trochę spokoju, luźnych rozmów, a nie wzajemnego darcia na siebie ryja, a kto wie jakby się ich spotkanie skończyło, gdyby przypadkiem zaczęli się przekrzykiwać w kwestii ewentualnych wad i zalet młodego Swansea, którego w sumie Ślizgon faktycznie potraktował trochę jak rzecz. - O, ten tytuł akurat brzmi ciekawie. – Wtrącił swoje trzy grosze, kiedy jego koleżanka pokazała mu okładkę księgi. Lubił odkrywać tajemne zakamarki w zamku, więc tę lekturę właściwie mógłby sobie nawet przyswoić. - Yhm… pewnie tak. A masz też jakieś sposoby dla kogoś, kto jednak na bieżąco się nie przykładał? – Zapytał zaraz, kręcąc przy tym ze zrezygnowaniem głową. To nie tak że miał coś przeciwko jej przechwałkom. Była Krukonką, więc jej podejście zupełnie go nie dziwiło, ale cóż, on z jakiegoś powodu do tego domu nie trafił. Niektóre przedmioty lubił i faktycznie ćwiczył, ale w przypadku wielu innych brakowało mu systematyczności, a nieraz w ogóle jakichkolwiek chęci. Egzaminy były upierdliwe. - Ja tam gdybym był prefektem, dałbym jeszcze dodatkowe punkty dla domu za kreatywność. – Czyżby chciał jej zaproponować innowacyjne podejście do swej własnej roli? – Ale co ja tam wiem, być może to dlatego nie jestem prefektem. – Dodał zaraz rozbawiony, żeby w razie czego dziewczyna potraktowała jego propozycję jako żart. – Ale taki hamak w ogrodzie brzmi naprawdę spoko. Szczególnie ten ostatni pomysł, bo nieraz rzeczywiście takie upały, że nie idzie tego wytrzymać… – Przy ostatnich słowach westchnął ciężko, bo zdawał sobie sprawę z tego, że poza egzaminami zbliżały się również wakacje. I jasne, z jednej strony była to wspaniała wiadomość, ale z drugiej, słońce nieraz potrafiło uprzykrzyć życie. Lubił, kiedy było ciepło, ale w piekle i suchotach naprawdę trudno było potrenować quidditcha czy w ogóle zrobić cokolwiek konstruktywnego. Afrykańska aura zdecydowanie nie była mu na rękę.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Gallagher nie dał się ani sprowokować ani zapędzić w tak zwany hipogryfi róg. Musiał albo posiadać bogatsze doświadczenie w relacjach z dziewczynami albo miał zwyczajne szczęście i wyślizgnął się niczym wąż spomiędzy prowokacyjnych słów. Tym samym zyskał sobie pół małego punkcika mogącego go zaprowadzić drogą sympatii... co prawda daleko mu było do mianowania go osobą "lubianą" bądź o zgrozo "ulubioną", a jednak odkrywała, że nie jest taki zły jak to się o nim słyszało. Fakt, utalentowana z niego szujka, przystojna, a okazywało się, że i bystra. Musiała poświęcić parę chwil na próbę przypomnienia sobie czemu to Elijah go nie lubi. Niestety nie potrafiła przywrócić sobie tych argumentów, które w trakcie dialogu stały się mało istotne. Nie odpowiedziała na słowną zaczepkę. To ona kierowała rozmową i było jej z tym wygodnie, a przekomarzanie się z Gallagherem musiało zatrzymać się na tym początkowym poziomie. Jeszcze by, nie daj Merlinie, pomyślał, że się cieszy z jego obecności. Lepiej podejść do sytuacji z rezerwą jednak jak wiadomo, Elaine była emocjonalną kluską, która w jednej chwili się obrażała, a w następnej śmiała z opowiedzianego żartu. Co jedno postanowi, drugie zrobi. Zazwyczaj. - Pytasz czy mam sposoby? Oczywiście, że mam, ale są stosunkowo drogie w wykupieniu. I rzecz jasna tylko dla specjalnie wybranych osób. - uśmiechnęła się z pewną dozą złośliwości. Popatrzyła na Ślizgona pytająco. Ciekawe czy będzie dociekać i co byłby w stanie zorganizować w zamian za kilka małych porad jak wkuwać i nie zwariować w ciągu tygodnia. Czasu było mało, a więc z pewnością musiał czuć widmo egzaminów końcowych na karku. Założyła nogę na nogę i zamachała stopą. Zaśmiała się niegłośno z jego komentarza dotyczącego prefektowania. - Pewnie nie masz tej tajemniczej cechy prefekta. Na przykład wyrzeczenia się kuszącej przyjemności na rzecz rozsądku. - przyznała mu rację i dodała swoje trzy knuty. - Nie lubisz lata? W takim razie nie wiem skąd się urwałeś, ale lato to najpiękniejsza pora roku. Wyobraź sobie wszystkich ludzi na plaży i przede wszystkim - koniec z nakładaniem na siebie miliona ciuchów i rozmrażania nosów, rąk i uszu. Po tej zimie na słońce nie ma co narzekać. - doczepiła się i oczyma wyobraźni widziała siebie w nowiutkim stroju kąpielowym, wylegującą się na plaży. Tu z boku Elijah cyka zdjęcia, Billie kłóci się z krabem, by łaskawie przestał wykradać jej smakołyki z kosza piknikowego... lubiła Hogwart, ale bardziej ze wszystkiego plażę! Bez morza i jezior, ale sam ciepły piasek i gorące słońce.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Po prostu nie lubił pozostawać na przegranej pozycji; w takich chwilach uruchamiała się jego sportowa dusza i chęć rywalizacji. Inna sprawa, że zdecydowanie brakowało mu tego charakterystycznego dla przedstawicielek płci pięknej uroku. One to nieraz potrafiły nieźle zmanipulować człowieka. Tak jak mógłby się zgodzić z tym, że był bystry, tak nie ukrywał, że nieraz już padł ofiarą swoich koleżanek. Na szczęście teraz jakoś się trzymał, ale kto wie czy nie była to również zasługa źródełka młodości, które oczyściło i otworzyło mu umysł. Co do samej Elaine, może i podchodziła do niego z rezerwą, ale jemu to jakoś wcale nie przeszkadzało. Nigdy nie łączyła ich w końcu żadna zażyła relacja, więc jej zachowanie było w pewnym sensie uzasadnione. Nie zastanawiał się zaś na pewno nad tym czy Krukonka ma w tym jakiś ukryty cel, a już tym bardziej czy czasem nie chce pokazać tego, że jednak myśli właśnie o tym, że Matta dałoby się jednak polubić. - No tak. – Odpowiedział na jej słowa a propos tych drogich sposób, które w dodatku przeznaczone były jedynie dla wybranych osób. Myślał, jakby jej tu utrzeć nosa, ale akurat w tym momencie zabrakło mu nieco bardziej kreatywnych rozwiązań. – Jak nie chcesz wyjawić szczegółów, to trudno. Kota w worku nie kupuję. – Odezwał się więc tylko, wzruszając przy tym ramionami. Jedynie jego uśmiech wskazywał na to, że chłopak nie ma do niej żadnych pretensji. Nie oczekiwał od niej przecież żadnych cudów. Sam zdawał sobie sprawę z tego, że to była wyłącznie jego wina, że nie chciało mu się przesiadywać z nosem w książkach. Właściwie nie sądził, by istniał jakiś magiczny sposób na przelanie sobie do głowy wiedzy z całego roku. Mógł jedynie postarać się nadrobić zaległości i zacząć wkuwać, może ewentualnie z użyciem jakichś wspomagających eliksirów, ale akurat od magicznych mikstur to miał swojego człowieka, a mowa oczywiście o Dunbarze. - I tu mnie masz. – Westchnął ciężko, chociaż po chwili na jego twarzy pojawił się szerokim uśmiech. Rola prefekta nigdy mu się nie marzyła, bo wcale nie chciał się żadnych przyjemności wyrzekać. Poza tym wiązała się z wieloma obowiązkami, których i tak w jego mniemaniu w Szkole Magii i Czarodziejstwa istniało zbyt wiele. Nie nadawałby się na prefekta, bo nie chciałoby mu się wcale robić, a już na pewno odejmować punktów innym uczniom. Zresztą sam miał zbyt krnąbrny charakter, by móc obiektywnie ocenić, kto zasłużył sobie na taką karę. - Lubię, ale jeśli chodzi o temperaturę, to jednak są dla mnie pewne granice. Chociaż z tą plażą narobiłaś mi smaka. – Mruknął, wyobrażając już sobie wakacje. – Ciekawe gdzie tym razem wyślą nas na wycieczkę. – Dodał zaraz, zastanawiając się nad tym, co też w tym roku przygotował dla nich Hogwart. Po słowach panny Swansea miał szczerą nadzieję, że będzie to jakiś ciepły kraj. W końcu zawsze to miło popatrzeć na zgrabne ciała dziewcząt czy na umięśnione ciała chłopaków okryte jedynie skąpymi bikini czy kąpielówkami. No i te zimne drinki z palemką na leżaczku… Aj, chyba ktoś się tutaj rozmarzył.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
- Mądre podejście. - popatrzyła nań z delikatnym zaciekawieniem. Oczekiwała, że będzie drążyć lub targować się w jakiś sposób, a jednak odpuścił. Nie zamierzała mu się reklamować ani narzucać. Ot zwykłe podsuwanie pomysłu i próba pobudzenia wyobraźni. Każdy działał na swój własny rachunek i przyuczanie się do egzaminów było osobistym planem, na który trzeba było porządnie zapracować. - Zdecydowanie wolę upał niż przeraźliwy chłód i te warstwy ubrań na sobie. Człowiek w żaden sposób nie ma jak się wówczas rozgrzać. Plaża, chłodne koktajle lub wieczorne drinki... palmy, dobra muzyka, odrobina wakacyjnej magii... tak wiem, robię ci smaku i przy okazji sobie też. - rozmarzyła się co nieco, gdy oczami wyobraźni widziała się już gdzieś na piaszczystej plaży. Lubiła zanurzać bose stopy w piasku. Niestety wiązało się to z obecnością zbiorników wodnych wielkości jeziora/morza, jednak póki nikt nie kazał jej do środka wchodzić, mogła cieszyć się z uroków pogody. Gdziekolwiek Hogwart ich wyśle, miała nadzieję, że nie będzie to standradowe nudne morze, bo wówczas nie będzie mogła w pełni się rozluźnić i zrelaksować. A potrzebowała tego tak samo jak jej brat. - Z pewnością nas zaskoczą. Jak co roku. Tym razem jadę w ciemno, muszę wyrwać się z Doliny Godryka. - rozprostowała łokcie w ramionach i westchnęła z delikatnym uśmiechem majaczącym na ustach. Patrzyła na Matthew bez przerwy, doglądała jego źrenic i tęczówek, bowiem wzbudził jej zainteresowanie czymś w swoim charakterze albo sposobie zachowania. Okazał się... całkiem w porządku jak na rywala jej brata bliźniaka. Tego się nie spodziewała. - Nigdy nie mieliśmy możliwości pogadać, zauważyłeś? Zawsze dziwiłam się na twój widok, bo pojawiasz się znienacka. - mówiąc to bezwiednie zaczęła poprawiać biżuterię na nadgarstku. - Muszę przyznać, że okazałeś się zbyt miły niż miałam to w swoim wyobrażeniu. Miałam cię za drania, za aroganta, który zadziera nosa i podrywa wszystko, co się rusza. - powiedziała to szczerze, ale też tonem łagodniejszym niż należałoby to zaakcentować. Ot, wyraziła zdanie, swoje własne małe odkrycie, a i przy okazji mogła być świadkiem jego prawdziwej reakcji na nieoczekiwaną szczerość z jej strony.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Spodziewał się chyba, że Elaine nieco obruszy się na jego słowa, a zamiast tego pochwaliła go jeszcze za rozsądek. Faktycznie nie za dobrze się znali, nie mieli zbyt wielu okazji do rozmowy, a przez to trudno było przewidzieć reakcję drugiej osoby. Miało to jednak swoje plusy, bo dzięki temu spotkanie wydawało się ciekawsze, a tym samym pełne niespodzianek. W każdym razie o temacie egzaminów Matthew wolał zapomnieć, toteż wspomnienie o temperaturze czy szkolnej wycieczce wydawało mu się o wiele lepszym pomysłem. - Ja lubię jak jest umiarkowanie, ani zbyt zimno, ani zbyt gorąco, bo wiesz… takie ogromne upały też nie są za dobre, jeśli nie masz jak się przed nimi schować czy schłodzić. Podobno można nawet dostać udaru słonecznego. – Mruknął nie do końca pewnie, bo ani na medycynie mugolskiej, ani na megimedycynie niespecjalnie się znał. Swoją przygodę z magią leczniczą dopiero rozpoczął i chociaż teraz mówił o dość powszechnym i znanym fakcie, tak zdecydowanie wolał do swej wypowiedzi dodać słowo „podobno”. Nikt bowiem z jego bliskich nie dostał udaru słonecznego, więc nie miałby możliwości poprzeć swej opinii jakimś z życia wziętym przykładem. - Ale masz rację, chłodne drinki, dobra muzyka i odrobina wakacyjnej magii brzmią zachęcająco. Mam nadzieję, że nas miło zaskoczą i dobrze spędzimy ten wolny czas. – Dodał zaraz, żeby nie wyjść na takiego, co to neguje wszystko, co ktoś inny powie. To że męczył się podczas dłuższego skwaru nie oznaczało przecież jeszcze, że nie potrafi czerpać radości z wakacji. W dobrym towarzystwie można było przymknąć oko na tego rodzaju niedogodności. - Znienacka? – Uśmiechnął się rozbawiony, nie zdając sobie sprawy jeszcze z dalszych komentarzy Elaine. Dopiero kiedy je usłyszał, już naprawdę nie wytrzymał i parsknął głośnym śmiechem. – Poważnie, takie plotki o mnie krążą? Nie no, to nie jestem chyba taki zły jak mnie ktoś wymalował. Ale kto wie, może akurat komuś zdarzyło mi się podpaść… – Nie próbował się na siłę tłumaczyć, ale było to jedyne uzasadnienie, jakie przychodziło mu do głowy. W końcu Krukonka musiała skądś takie wnioski wyciągnąć, a jeśli ktoś za nim nie przepadał, mógł nagadać jej takich wierutnych bzdur. - Muszę lecieć, ale możesz być pewna, że na wakacjach ukradnę Cię chociaż na chwilę. Może uda mi się przekonać Cię do tego, że nie warto wierzyć w te kłamstwa o mnie. A jeśli nie, to przynajmniej skosztujemy jakiegoś chłodnego, kolorowego drinka. – Czas gonił i mimo przyjemnej rozmowy niestety przyszła pora na to, by się pożegnać. Ślizgon nie rzucał jednak słów na wiatr. Nie mógł doczekać się wyjazdu, a zważywszy na to, że szykował im się długi pobyt, prawdopodobnie w pobliżu jakiejś plaży, jego plany jawiły się jako realne i zamierzał je zrealizować. Ba, nie miał wyjścia, jeśli nie chciał się pannie Swansea naprzykrzyć. Gdyby ją zignorował, wtedy faktycznie mogłaby uwierzyć w to, co o nim słyszała.
Zasady znajdziecie tutaj, a kostkami rzucacie w tym temacie.
Przypominam, że na reakcję w danej turze macie 3 dni liczone od godziny wstawienia posta Mistrza Gry do tej samej godziny 3 dni później (tudzież po prostu 72 godziny). W razie potrzeby pytania kierujcie do @Riley Fairwyn.
Mówią, że kto nie ma szczęścia w kartach ten ma szczęście w miłości - Nie można powiedzieć, żeby Dina Harlow miała szczęście w kartach. Nie można też powiedzieć, żeby była wybitną szczęściarą w kwestiach sercowych bowiem lokowała uczucia w najgorszych możliwych miejscach. Dlaczego więc, wiedząc, że nawet w perspektywie starych ludowych porzekadeł, stawiała się uparcie na spotkaniach graczy w durnia? Ano, bo durna. Co zrobisz. Przysiadła na jednej z ław wraz z @Gunnar Ragnarsson i @Heaven O. O. Dear i pociągnęła kartę. Kapłan. Hierofant. Papież. Mądrość, nauczanie, wewnętrzny przewodnik. Uśmiechnęła się krzywo - kapłan radził, by w praktyce stosować swoje przekonania. Wyłożyła kartę na stół i spojrzała na współgraczy. - Ale dziś przegram! - powiedziała dziarsko, a w jej głowie brzmiał autentyczny i rzadki do zaobserwowania entuzjazm. Należało przyznać, że w zapędach autodestrukcyjnych i samo-poniżających Harlow nie miała sobie równych!
kość: 4 karta: 5 - kapłan
znaczenie:
5 - Kapłan - Na karcie znika obrazek kapłana, a zamiast niego pojawiają się eleganckie napisy. Nie byle jakie, zdradzające bowiem twój największy sekret! (To co masz wpisane w kuferku).
Ostatnio zmieniony przez Dina Harlow dnia Czw Paź 10 2019, 23:06, w całości zmieniany 2 razy
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
— Hej, Harlow — przywitał się, rzucając torbę sportową pod fontannę i rozejrzał się po pomieszczeniu — czy tych Hogwartczyków do reszty pogrzało? — trochę ignorował fakt, że sam teraz należał do ich grona, tak samo, jak i Dina też należała do tej szkoły od samego początku swojej nauki. Jednak jak on, chyba tak naprawdę nigdy nie czuła się częścią jakiejś większości w tej szkole, prawda? Stanął w rozkroku, splatając ręce na piersi, szukając spojrzeniem miejsca do siedzenia, ale było tylko kilka kamiennych ławek przed fontanną, z których jedną z nich zajmowała Dina. Z zażenowaniem zaczesał włosy do tyłu, przewracając otwarcie oczami. — Gdzie my tu mamy grać? — prychnął, z braku lepszej alternatywy przysiadając na owalnej obudowie fontanny, czując jak chłodna mgiełka unosi się za jego plecami. — Rzuć mi kartę, słonko. Mógł się zdać na jej dobrą passę, ale jeśli ta by go zawiodła, będzie zmuszony przywoływać sobie następne karty różdżką, choć po długim biegu, po jakim tu bezpośrednio przyszedł, mięśnie nieco mu drgały, a niestabilny nadgarstek potrafił płatać figle podczas rzucania inkantacji.
Ostatnio była tak blisko wygranej, że żal było nie spróbować jeszcze raz. Miała nadzieje, że tym razem będzie miała przynajmniej tak dużo szczęścia co wtedy, a oby jeszcze więcej. Zjawiła się na miejscu ostatnia i zerknęła na dwójkę ślizgonów, których jakoś już kojarzyła. Cóż, pierwsza gra miała rozegrać się we własnym gronie. Szkoda więc, że nie w pokoju wspólnym, byłoby znacznie wygodniej niż tutaj. Dosiadła się do dwójki, która nie zajmowała najwygodniejszych miejsc na świecie, ale to w końcu miała być krótka gra, a nie popołudniowa herbatka. Mogli chwilę przeżyć kiepskie warunki. Sięgnęła po kartę i wystawiła ją na środek. Było okej, wyglądało na to, że to nie ona przegra tę turę. Najsłabiej wypadła Dina, a kartę miała, trzeba przyznać, ciekawą. Spojrzała zainteresowana na jej sekret. - Cóż, chyba faktycznie nie zapowiada się dla ciebie zbyt dobrze - przyznała Heaven.