Masz doskonały humor, a twoi znajomi jak na złość gdzieś się pochowali? A może wręcz przeciwnie? Złapałeś doła i szukasz pocieszenia? Jeśli tak, to znalazłeś się we właściwym miejscu! Na początku pomieszczenie wygląda normalnie. Stara, wyniszczona kanapa, szare ściany, spłowiały dywan, zmęczone postacie na obrazach. Ale nie daj się zwieść! To tylko psikus. Posiedź chwilę, a zobaczysz, że ten pokój do zwykłych nie należy. Musi cię najpierw wybadać, a potem... wybuchnie kolorami tęczy. Uwielbiasz klauny, a ich żarty zawsze cię śmieszą? Proszę bardzo! Na jednej ze ścian pojawi się jeden z nich, pryskając w ciebie wodą z kwiatka przy kamizelce. Do śmiechu doprowadza cię bohater jakiegoś filmu czy kreskówki? W porządku. Zaraz ujrzysz go przed sobą. Są to oczywiście iluzje, ale do śmiechu nie potrzeba niczego więcej, prawda? Baw się dobrze.
Jak on nie mógł od razu spostrzec logiki w tym zdaniu? Może i było trochę długie i trzeba było się chwile nad nim zastanowić ale logika w nim była. Quinn uniosła brew. -Wszystkie dobrze uczące się dziewczyny są brzydkie wiec nie wiem czy poszedłbyś na taki układ- powiedziała marszcząc nos- Te głupie też za często nie próbują się z tobą związać wiec nie wiem czy w końcu znajdziesz tą jedyną. - powiedziała unosząc jeden kącik ust. Quinn wzruszyła lekko ramionami.-No pewnie, przecież każdy to widzi jaki z ciebie dżentelmen i pewnie dlatego tak każda na ciebie leci, co nie? - prychnęła lekko. Blondynka przygryzła lekko wargę i spojrzała na niego. - Każdą. - uśmiechnęła się. Przybliżyła się do niego i usiadła tak aby spódniczka, która miała na sobie lekko się odchyliła i aby dało się dostrzec udo Quinn.- Jeśli chcesz to prośbę można połączyć w jakąś rozrywkę abyś się za bardzo tu nie nudził- zahaczyła palcem o brzeg jego koszulki i zaczęła wodzić palcem po jego klacie.
Aiden prychnął z rozbawieniem na słowa Quinn. Potrząsnął lekko głową. - A słyszałaś o tym, że inteligencja jest sexi? - zapytał wysuwając głowę nieco w jej kierunku. - „Ta jedyna” brzmi zbyt poważnie. Nie bawię się w dziewczyny. To trochę przerażające, że albo się rozstaniecie albo weźmiecie ślub – odparł marszcząc brwi. Po chwili jednak na jego twarz znowu wpłynął uśmiech. - Tak? W takim razie do jakiej grupy zaliczysz siebie? Jeśli nawet te głupie mnie nie chcą? Ty na mnie lecisz, więc coś w sobie jednak muszę mieć, prawda? - zażartował. Sam przed sobą nie chciał się przyznać, że w pewnym sensie chciał usłyszeć jakieś potwierdzenie tego faktu. Źrenice Aidena nieco się rozszerzyły, gdy Quinn zainicjowała dotyk. Był tylko chłopakiem! Czy mógł cokolwiek poradzić na to, że kiedy ładna dziewczyna zaczynała wykonywać dwuznaczne gesty, jego wyobraźnia zaczynała być wyjątkowo pobudzona? - Znam pewną formę i mogę gwarantować, że ci się spodoba – mruknął przysuwając się do ślizgonki. Przesunął językiem po dolnej wardze zaczynając kreślić kółka na jej udzie. Wyrwało mu się agresywne mruknięcie, kiedy Quinn przesunęła po jego torsie. - A więc tak pogrywasz, księżniczko?
Ostatnio zmieniony przez Aiden Weatherly dnia Sob 21 Cze - 21:33, w całości zmieniany 1 raz
Quinn wzruszyła ramionami. -Jak dla kogo, mnie to jakoś nie kręci- powiedziała- Oczywiście facet nie może być tępy jak kołek bo to byłaby już przesada- przewróciła oczami- Ale za kujonami to niezbyt przepadam, no chyba, że w tym wypadku to stwierdzenie tyczy się tylko dziewczyn. - uśmiechnęła się. Była bi wiec mogła również patrzeć na to z dwóch stron jednak jej nawet taka bardzo inteligentna dziewczyna nie pociągała. Ślizgonka spojrzała na Aidena jak na idiotę. - Gdybyś nie zauważył, ja jestem poza skalą- zmarszczyła brwi- Nie można mnie przydzielić ani do szufladki z napisem "super geniusz", ani do "tępa jak but"- spojrzała na niego chwilę mu się przyglądając po czym westchnęła i pokiwała w głową. - Coś w sobie masz, ale co?- pokręciła głową- Nie wiem. Quinn uśmiechnęła się do niego. - Coś mi się wydaje, że myślimy o tym samym- powiedziała. Spojrzała na jego wzrokiem, który mówił wszystko. Pragnęła go. Pokiwała lekko głową.- O tak- uśmiechnęła się szerzej i wpiła się ustami w jego usta.
Aiden jakkolwiek by się starał, nie potrafiłby przyznać Quinn racji. - To pewnie zależy od punktu widzenia. Ja tam lubię, kiedy dziewczyna nie jest pustą idiotką - odrzekł - I nie, raczej nie chodziło mi o kujonów z aparatem na zębach, koszulach włożonych w spodnie i swetrach wyciągniętych z szafy dziadka. Nasze definicje osoby inteligentnej bardzo się różnią. Na pewno tak było. W wyobraźni Aidena pojawiała się gorąca dziewczyna w okularach kujonkach i rozciągniętej koszulce. Jak dla niego bystrość i chęć zdobywania wiedzy niekoniecznie gryzła się z urodą. - Faktycznie, nie można. Jesteś pomiędzy wszystkimi. Ciebie przydzieliłbym prędzej do grupy lekkomyślnych i żądnych nowych wrażeń, które ja dziwnym zbiegiem okoliczności mogę ci zapewnić. - Uśmiechnął się cwaniacko. Jej wzrok... Jej wzrok sprawiał, że Aiden kompletnie tracił panowanie nad własnymi odruchami. Kiedy tylko ich wargi się zetknęły poczuł, jak cholernie pragnął jej bliskości. Każdym pieprzonym milimetrem sześciennym swojego ciała. Pogłębił pocałunek jednocześnie wplątując palce jednej ręki w jej włosy. Drugą błądził po jej tali. Odsunął się nieco, ponownie zmieniając pozycję. Pchnął delikatnie Quinn, aby położyła się na kanapie, samemu umiejscawiając się nad nią. Pochylił się zagryzając lekko płatek jej ucha i mrucząc ochrypłym głosem. - Mógłbym robić z tobą tyle rzeczy...
Quinn zacisnęła lekko usta. - No cóż, nie trudno się zgodzić- powiedziała. Każdy i tak ma inne zdanie i nawet gdyby się chciało to bardzo trudno jest w takim wypadku dojść do porumienienia chyba, że znajdzie się dwie osoby takich samych charakterach, którzy mają takie same spojrzenie na świat, no to wtedy może jakoś by się dało. Quinn uniosła brew. - Nie bój się, bez ciebie też bym dała jakoś radę zdobywać nowe wrażenia ale skoro jesteś taki chętny no to cóż, nic na to nie mogę poradzić- powiedziała z uśmiechem. Cieszyła się, że Aiden ma takie zdanie o niej. Długo pracowała aby wyrobić u innych nowe zdanie na jej temat. Nie chciała aby dawna ona powróciła do niej. Nie teraz. O to własnie jej chodziło, aby Aiden zapragnął jej. Jeśli się nie myliła, udało jej się tego dokonać. Spojrzała na niego kiedy ten się odsunął. Zastanawiała się czy aby przypadkiem się nie rozmyślił. Jednak nie. Kiedy chłopak chłopak znalazł się nad nią ta uśmiechnęła się do niego. -Zapraszam- mruknęła i zaczęła powoli zdejmować z niego koszulkę aby po chwili rzucić ją na podłogę. Przejechała kilka razy palcami po jego torsie, a następnie paznokciami. Odnalazła jego usta i znowu go pocałowała. Tym razem nieco zachłanniej.
Przytaknął głową na słowa Quinn. Po co miał dodawać cokolwiek, jeśli ślizgonka widocznie uznała temat za zamknięty? Przecież nie będzie się z nią kłócił o jakieś głupie przekonania. Ani on swojego zdania nie zmieni, ani tym bardziej nie wpłynie na Quinn. Na prawdę, potrafił inaczej wykorzystać spędzany z nią czas. - Mmm... chcesz mi wmówić, że tylko ja tutaj jestem chętny? Poza tym, czy jest ktoś, z kim byłoby ci lepiej niż ze mną? - zapytał cicho, gładząc jej policzek. Pragnął jej. Potrzebował. Tu i teraz. Więcej, ona chyba także tego chciała. Czy liczyło się w takiej sytuacji cokolwiek innego? Miał ochotę pocałunkami zetrzeć jej z twarzy ten uśmiech, który wcale nie powinien mu się tak bardzo podobać. Za sprawą Quinn jego koszulka wylądowała już na podłodze. Ślizgonka smukłymi palcami przejeżdżała po jego klatce, nawet nie zdając sobie sprawy, co ten niewinny dotyk czyni z Aidenem. Złapał w obie dłonie rąbek jej bluzki i szybkim ruchem ściągnął ją z dziewczyny. Sam kontakt z jej nagą skórą sprawiał, że miał ochotę na więcej. Potrzebował więcej. Chłopak westchnął cicho, tym samym dając Quinn dostęp do wnętrza swoich ust. Przez jego ciało przebiegało tysiące elektrycznych impulsów. Jedną dłonią zaczął bawić się zapięciem jej stanika. Tak czy nie? Uśmiechnął się lekko tymczasowo zostawiając ten element garderoby. Oderwał się na chwilę od ust Quinn, przenosząc z pocałunkami na jej obojczyk, a potem wgłębienie w szyi. Nie bawiąc się w subtelności pociągnął w dół jej spódnicę pozbawiając ślizgonkę kolejnego niepotrzebnego w tej chwili okrycia.
No i dobrze, że nie kłócił się o to z Quinn. Ona trzymała się raz powiedzianego słowa i nie zmieniała co minute zdania wiec na pewno nie zmieniłaby również tego tylko dlatego aby Aiden poczuł się lepie. Dziewczyna spojrzała na niego mrużąc lekko oczy po czy wzruszyła ramionami. -No cóż, paru by się znalazło- uwielbiała się z nim droczyć. Przygryzła lekko jego wargę. Uśmiechnęła się kiedy ten zdjął jej koszulkę. Po co zbyt dużo czasu przebywać w ubraniach. Najlepiej je zdjąć od razu. Quinn oparła się na łokciach i spojrzała na chłopaka po czym znów go pocałowała błądząc palcami po jego plecach. P chwili oderwała się od niego i zajęła się rozpinaniem jego spodni. Kiedy w końcu uporała się z zamkiem zdjęła je. Mam nadzieje, że Aiden jej pomógł gdyż Quinn miała utrudnioną sytuację gdyż leżała. Dłonie Quinn błądziły po ciele Aidena, drażniąc go w ten przyjemny sposób, raz po z raz, gdy trafiała w najczulsze rejony ciała chłopaka. Zamruczała cicho kiedy ten zdjął niej spódnicę. Nie wstydziła się swojego ciała. Wręcz przeciwnie, chciała się chwalić swoimi wdziękami. Usta Quinn błądziły po klatce piersiowej Ślizgona. Po chwili przestała i odchyliła się lekko mierząc bruneta wzrokiem.
Prawdopodobnie mógłby odpowiedzieć Quinn podobną zaczepką. Weatherly doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo dziewczyna lubi się z nim droczyć, a i jemu te drobne potyczki słowne o żartobliwym zabarwieniu dostarczały rozrywki. Tym razem jednak zareagował całkowicie inaczej. Może była to wina sytuacji albo po prostu wymyślanie odpowiednich odzywek nie leżało obecnie w jego priorytetach. - Oboje znamy prawdziwą odpowiedź... ale skoro potrzebujesz odświeżenia pamięci... - wyszeptał czując jak podniecenie narasta w nim z każdą chwilą. Przez chwilę obserwował jak walczy z zamkiem jego spodni, po czym zręcznie pomógł jej się ich pozbyć, wpierw z kieszeni wyciągając pewien nieduży przedmiot, który zawsze nosił na tak zwany "wszelki wypadek". Dotyk dłoni Quinn... dosłownie wszędzie jednie drażnił wystarczająco już rozochoconego chłopaka. Przesunął opuszkami palców dokładnie badając jej ciało. Obojczyk, żebra, talia, uda... Była idealna na swój własny sposób. Sprawnym ruchem odpiął jej stanik. Zahaczył palcami o majtki Ślizgonki z oczywistym zamiarem. Powstrzymał się jednak czując, jak Quinn się oddala. Zmarszczył brwi, intensywnie wpatrując się w jej twarz. - Coś nie tak? - zapytał obawiając się odpowiedzi. Co jeżeli Quinn postanowiła się wycofać? No cóż, mógł być pewny, że w takiej sytuacji żadne głupie pokoje o magicznych właściwościach nie mogłyby otępić targających nim emocji.
Dziewczyna uśmiechnęła się gdy usłyszała słowa Aidena. Była to zapewne prawda jednak nie chciała teraz przyznawać racji bo wyszłoby na to, że Ślizgon wygrał. Kiedy brunet pomógł jej zdjąć swoje spodnie zostali tylko w bieliźnie, która również miała być niedługo zdjęta. Quinn wolałaby aby już na początku zdjęli z siebie wszystko jednak no cóż. To pewnie byłoby za szybko. Blondynka wplotła palce we włosy chłopaka i pocałowała. Gdy ten odpiął jej stanik ta skwitowała to uśmiechem zadowolenia po czym nakierowała jego dłoń na swoją pierś aby przypadkiem się nie krępował. Uniosła lekko brew kiedy usłyszała pytanie Aidena. Przygryzła lekko wargę aby się nie roześmiać. - Nie- pokręciła głową- Wręcz przeciwnie- powiedziała uśmiechając się. Jego bliskość była przyjemna. Czuła jego zapach, słyszała jego oddech i przyspieszone bicie serca. Ciągle z usmiechem na ustach ściągnęła jego boskerski. Teraz od całkowitej nagości dzieliły ich tylko majtki Quinn, jednak i one zaraz zniknął. Jedna dłoń znów wplątała w jego włosy i zaczęła go całować tym razem po klatce piersiowej, a druga odnalazła jego męskość.
Uśmiech Quinn dał mu pewność, że się nie pomylił i już samo to przywołało słodki smak malutkiego zwycięstwa. Dziewczyna nie musiała mu tego mówić wprost, pewne rzeczy po prostu wiedział lub odczytywał z gestów. Aiden mruknął z aprobatą, gdy Ślizgona wsunęła palce w jego włosy i pocałowała. Nie miał pojęcia, o czym myślała Quinn, kiedy nakierowywała dłoń chłopaka. Czyżby myślała, że się jej zawstydził? Na jego usta wpłynął uśmieszek. Na początku był delikatny, łagodnymi ruchami pieścił jej sferę intymną, jednak szybko przeszedł do bardziej agresywnej formy. Ustami wpił się w jej pierś, językiem kreśląc kółka wokół niej, aby następnie zassać jej sutek. Palcami muskał wewnętrzną stronę jej ud. - To dobrze. Bardzo dobrze. Więcej słów nie było potrzebne, liczyły się gesty. W tym momencie wszystko przestało istnieć, cały świat mógł się kończyć, ale dla Aidena ważna była tylko jedna rzecz. Była tylko ona. Jej dłonie. Jej usta. Ona. Aiden wydał z siebie głośne jękniecie, kiedy Quinn ścisnęła jego męskość. Było mu tak cholernie dobrze... Słyszał swój własny, przyspieszony, wręcz galopujący oddech, jak i bicie serca Ślizgonki. Dziewczyna całowała jego klatkę piersiową doprowadzając go do szału. To co z nim robiła było niesamowite. Po tym natarczywym dotykaniu z jego strony to co robił teraz stało się nieznośnie wolne i niespieszne. Chciał ją podrażnić, sprawić, że to ona będzie błagała o więcej. Ściągnął majtki Quinn napawając się widokiem jej całego ciała.
Wiem, że nie pisałam przez cały dzień i w ogóle ale jakoś nie mogłam się ogarnąć i zacząć ;/ A co by się stało, gdyby jednak się wstydził ?Quinn wiedziała, że Aiden nie należał raczej do osób nieśmiałych ale może się chłopak zestresował. Kot go tam wie? No cóż, uwielbiała kiedy ktoś zajmował się jej piersiami dlatego cicho jęknęła kiedy ten to robił. Uśmiechnęła się na słowa chłopaka. Nie wiedziała czy tylko jej się tak wydawało czy nie ale uważała, że tym razem było lepiej niż przy ich pierwszym razie. Wtedy byli nieco pijani i zapewne nie komunikowali za dobrze. Coraz intensywniej pieściła dłonią męskość Coopera, w tym samym czasie całując go co jakiś czas przygryzając zębami wargę chłopaka. Kiedy ten zdjął jej majtki ta chwile odczekała. Niech się na nią napatrzy. Dawno nie miała tak udanej, jej zdaniem gry wstępnej. - Weź mnie- jęknęła w usta Aidena. Kiedy Ślizgon w nią wszedł, ta poczuła się cudownie. Od dawna nie było jej tak dobrze. Chłopak zaczął powoli jednak po chwili kiedy znaleźli wspólny rytm zaczął poruszać płynie biodrami. Quinn jęknęła z rozkoszy. Dziewczyna wpijała się namiętnie w usta bruneta. Po chwili jej ciałem wstrząsnął dreszcz orgazmu, a jej cichy krzyk rozkoszy odbił się od ścian pokoju. Wprawdzie mógł ja ktoś usłyszeć ale teraz zupełnie na to nie zważała. Wygięła się lekko w łuk. Kiedy chłopak doszedł, dziewczyna opadła na niego odnajdując jego usta aby znów się w nie wpić. Po chwili wstała i zaczęła się ubierać. Kiedy stanęła przed nim już w ubraniach uśmiechnęła się. - No cóż, muszę to przyznać, było nieźle- powiedziała- Może kiedyś to powtórzymy- poprawiła włosy i ruszyła w stronę drzwi. Odwróciła się do niego na chwilę przesyłając mu w powietrzu całusa po czym wyszła.
+18 Z własnego doświadczenia wiedział, że dziewczyny lubią kiedy to mężczyzna dominuje. Większość jego doświadczeń brała się właśnie z przygodnych nocy po alkoholu, ale nawet wtedy to on przejmował kontrolę. Quinn była inna. A Aiden lubił właśnie tą jej inność. Jak pamiętał swój pierwszy raz z nią? Hmmm... mgliście. Był wtedy mocno wstawiony i tak naprawdę wszystko odbywało się agresywnie, pośpiesznie, aby jak najprędzej rozładować frustrację i pożądanie. Teraz było nieporównywalnie lepiej. Aiden mógł wyczuć każdy nerw, który gwałtownie reagował na jej lekki dotyk, rejestrował jej zapach, smak jej ust, wiedział, o robić, aby czuła się dobrze. Aiden uniósł brwi słysząc żądanie Ślizgonki, które postanowił spełnić. I nie, nie zamierzał się już dłużej bawić. Powoli wszedł w Quinn, starając się być delikatnym. Nie mógł jednak nic poradzić, że górę zaczynał brać jego popęd seksualny. Szybko złapali z dziewczyną wspólny rytm. Z jego ust wydobyła się wiązanka przekleństw. Zacisnął dłoń w pięść ponownie łącząc ich wargi w żarliwym pocałunku. Brunet jęknął z rozkoszy prosto w usta partnerki. Wiedział, że był już blisko. Kilka pchnięć i poczuł jak przez całe ciało Quinn przechodzi dreszcz orgazmu, a chwilę potem i on doszedł z jęknięciem. Wyszedł z niej i uśmiechnął delikatnie. Kciukiem obrysował jej piękne ust i odpowiedział na jej pocałunek. Po chwili jednak panna Ladris przerwała tę chwilę, wstała i zaczęła się ubierać. Aiden przypatrywał się jej ruchom. Jego oddech wciąż się nie ustabilizował. - Zdecydowanie wolę cię nagą, ale tak wciąż wyglądasz dobrze - odezwał się wciąż lekko zachrypniętym głosem. Nie ruszył się z miejsca czekając, aż dziewczyna skończy się ubierać. - Z tobą zawsze, księżniczko. Uśmiechnął się jeszcze raz obserwując jak idzie w stronę drzwi. Kiedy panna Ladris przesłała mu buziaka rozbawiono udał, że go łapie. Pokręcił głową zbierając porozrzucane ciuchy i narzucając je na siebie. Kilka chwil później opuścił pokój i z pogodną miną poszedł w swoją stronę.
Bycie przyjezdnym w Hogwarcie zawsze oznaczało jedną, fundamentalną rzecz - było się skazanym na chociaż jedno zgubienie drogi w zamku, niezależnie od tego, jak dobrą miało się orientację w terenie. Salvadore Settle, święcie przekonana że jej tak głupawa wpadka nie grozi, dziarsko ruszyła na eksplorację wszelkich miejscowych zakamarków, jakie mogłaby z pewnością prędko odkryć, gdyby nie zatrzymała się w jednym, konkretnym pokoju - zbyt niepozornym jak na tak słynącą z atrakcyjnych miejsc placówkę. Wchodząc do środka, dziewczyna poczuła się nieco zawiedziona nadzwyczajnym brakiem światła, które powinno o wiele lepiej docierać do pomieszczenia, ale nie trzeba było długo czekać, aby zaczarowana sala szybko ów mankament naprawiła. Iluzja w mgnieniu oka opanowała wszystkie kąty, zamierzając jak najprędzej poprawić swojemu gościowi humor i robiła to przez kilkanaście dobrych minut, zanim coś zaczęło się w niej zmieniać. Otóż inny odważny Amerykanin, Scrabbers Kirke, również wyruszywszy na eksplorację nowego otoczenia, tak samo jak Salvadore postanowił zajrzeć do tegoż właśnie pomieszczenia. Odpowiedziało ono w sposób w miarę typowy dla siebie, a mianowicie dodając do istniejącej już iluzji elementy, które zdecydowanie powinny rozbawić nowego przybysza. Na pewno sprawiedliwie się podzielicie tak wspaniałym znaleziskiem, prawda?
Cholerstwo, a nie szkoła. Od tygodnia Settle zwiedzała ją z notesem i ołówkiem i usiłowała narysować w miarę logiczne plany poszczególnych skrzydeł i pięter i, nie ma co się oszukiwać, marnie jej to szło. Korytarze albo prowadziły wszędzie, albo nigdzie, wiele sal było takich samych, przeznaczenia wielu nie mogła się domyślić, tak więc na końcu zeszytu powstawała legenda pełna numerków, jakimi Salvadore określiła dane pokoje. Dziś podbijała trzecie piętro. Spokojnym krokiem weszła do C06, zadowolona z tego, że w końcu może pobyć chwilę sama. Nie było żadnego bum, żadnego wow, z sufitu nie lała się czekolada, dookoła nie tryskały fontanny, nie latały świetliki, nie pachniało herbatą. Z sufitu spadał kurz, dookoła z podłogi wzbijał się kurz, latał kurz, pachniało kurzem. Sala obwieszona była brzydkimi, przygnębiającymi obrazami, gdzieś na środku walał się zniszczony dywan, rozsypująca się kanapa wyglądała na niezłe mieszkanko dla szczurów, a ściany przywodziły na myśl... Nic nie przywodziły na myśl. Zawiedziona Settle przykładała już ołówek do kartki, gdy nagle ktoś przed nią stanął. Zobaczyła plastikowe japonki, długie, opalone, chude nogi, szorty w palmy, a sunąc wzrokiem jeszcze wyżej - zbyt dużą, męską koszulę w kwiaty, okulary przeciwsłoneczne na sznurku i twarz ciotki Tiary ciągającej kogoś za ucho. Swojego męża oczywiście! Jego ubiór w stosunku do bahamskiej pogody był oczywiście komiczny - jeansy, porwane trampki, golf, a na nosie dwie pary okularów - zwykłe i ciemne. Salvadore mimowolnie cicho się zaśmiała, nieświadomie zamykając notes z ołówkiem w środku i zakładając kosmyk włosów za ucho... Aż nagle przez iluzję przebił się kot. A raczej dwa. Jeden gruby, szary, powolny, a drugi rudy, niemalże wychudzony i trochę nastroszony, czający się na tego pierwszego. December i Carla. Tuż przed Grudniem wyrosła miska z jedzeniem i zanim szary kocur do niej dopełznął, kotka wyskoczyła nad nim, chwyciła naczynie w pyszczek i zaczęła z nim uciekać, rozsypując dookoła zawartość swojego trofeum. Settle śmiała się cicho, zasłaniając usta dłonią i zajmując miejsce na kanapie. W jednym z rogów pokoju stała naburmuszona Tyche z ojcem, w innym Marrou spadał z testowanej miotły... Sally nie wiedziała, gdzie wsadzić oczy. Zapomniała nawet przy C06 dopisać To chyba Pokój Śmiechu.
Wędrowałem, przez pomieszczenia szkoły, która wydawała mu się jeszcze bardziej pokręcona niż Salem. Chociaż, jak to bywało u czarodziejskiego dziecka Mugoli, w czymkolwiek ciężko jest się ogarnąć. Byłem, trochę smutny. Gdyż, wejście do szkoły zniszczyło mu ostatnią paczuszkę MJ, którą miał na chwilę właśnie taką jaką tą. Na chwilę zamulenia i ogólnego braku chęci do życia. Ta szkoła, nie różniła się od tej do której chodzi, są tzw. Niżsi i ci Wyżsi. Wyżsi zazwyczaj dużo szczekają i łatwo w mordę dostają, ale co na to poradzę? Ich wybór. Pomieszczenie, do którego wszedł nie różniło się niczym od innych. Było ciemne i niesmaczne. Brakowało mu ringu. Już miał wychodzić, gdyby nie to co poczułem. MJ! Wszedłem do środka i ku mojemu zaskoczeniu, wcale nie było już tu ciemno. A na dodatek, ktoś tu był. Jakaś dziewczyna, która wydawała mi się dziwnie znajoma. Może chodziła do tej szkoły, co ja? Do Salem? To było, już nie ważne. Drógą osobę, jaką spostrzegłem, był Voilent J. Nie wierzyłem, w to ale to był on. Wysoki Grubasek, z mojej ulubionej Kapeli. W ręku trzymał lolka i szybko wskazał ruchem, żebym wziął go od niego. Pociągnąłem bucha. Chociaż, nie czułem dymu, poczułem się jakbym momentalnie miał fazę. Po chwili, usłyszałem z ust Voilenta: - Opowiem ci kawał. Wpada ojciec córki do niej do pokoju, i z pod poduchy wyciąga wibrator. Stawia wibrator na stole, kieliszek koło wibratora kieliszek koło siebie. Wpada córka, taka przerażona i się pyta ojca: ,,Co ty robisz?" A na to ojciec: "Co z zięciem napić się nie mogę?"- To był prosty i typowy żart, był śmieszny sam w sobie, jednak wizualizacja przed okami wzmocniła ten śmiech. Z potem, razem z Voilentem, zaczęliśmy dachować. Nabijaliśmy się co róż, z blondynek, murzynów, a nasza rozmowa, w wielu momentach wyglądała jak zlepek, wielu nic nieznaczących słów, które dla Juggalo miało sporo śmiesznego znaczenia. - Ona zamula, powiedział Voilent. Chodź zrobimy jej Guci-Guci. - Kolejna Salva, śmiechu wypłynęła z naszych, a raczej tylko moich ust. Podszedłem, do stojącej dziewczyny, która śmiała się pod nosem. I zacząłem ją łaskotać.
Och, cóż za ciekawe miejsce do rozegrania rozgrywki w eksplodującego durnia! Na pewno nie będziecie mogli narzekać na zepsuty nastrój, nawet jeśli okaże się, że przechwałki o waszych wspaniałych umiejętnościach okażą się tylko czczym gadaniem, gdyż sala, odkąd tylko sięgniecie po pierwszą kartę, będzie starała się was rozbawić. Na środku sali znajdują się wygodne pufy, na których możecie się rozsiąść. Karty już leżą i zdają się czekać na tę rundę. Obok znajdziecie coś do picia - sok dyniowy, jakąś lemoniadę i inne takie, żeby nie zaschło wam w gardłach od nadmiaru emocji!
Jest to pierwszy etap rozgrywek. Gramy do momentu, aż zwycięży jedna osoba - to ona przechodzi dalej. Zasady gry znajdziecie tutaj. Gracz, który nie zareaguje w ciągu pięciu dni, gdy przypada jego ruch, zostaje zdyskwalifikowany, a gra toczy się dalej między pozostałymi osobami.
Skład grupy III:
Spoiler:
- Mirabelle Leblanc - Jesper Tähti - Sasha Lahiri
Nie zaczynajcie gdy, dopóki nie dostaniecie listów!
Jesper lubił grać w durnia, dlatego w tym roku również nie mógł sobie tego odmówić. Jak tylko usłyszał, że zaczynają się rozgrywki czekał na list. Zawsze to jakaś okazja do poznania nowych ludzi i miejsc w szkole. Ostatnio dużo czasu spędzał z Gabrielem i miał cichą nadzieję, że może spotkają się i tutaj. W sumie było to możliwe i uznał, że to byłoby ciekawe. Do pokoju śmiechu wszedł mało pewnym krokiem, nie był do końca pewien czy dobrze trafił. Jak się okazało niepotrzebnie się tym przejmował. - Czeeść - przywitał się z pozostałymi osobami - Jestem Jesper - przedstawił się od razu, bo uznał, że tak będzie najlepiej. W końcu mieli spędzić tutaj jakiś czas, więc o wiele przyjemniej będzie znać swoje imiona. Nie trafił na nikogo ze swojego domu, bo tam przynajmniej z twarzy kojarzył osoby. Aby nie przedłużać sięgnął po kartę...
Dziewczyny siedziały już na poduszkach. Sasha nie była w typie Miry, o dziwo, być może była odrobinę rasistką. Ale Hindusi to dość specyficzna społeczność, dlatego Leblanc, trochę uprzedzona, nie okazała nią zainteresowania. Mimo, ze uśmiechnęła się względnie uroczo na samym wejściu. Teraz milczały, przynajmniej dopóki do pomieszczenia nie wszedł ktoś jeszcze. Odprowadziła chłopaka spojrzeniem aż do samego punktu, w którym siadł i kiwnęła mu głową: — Mira — jej oczy błysnęły niezdrowo, kiedy sięgnęła po swoją kartę, zerkając z nad niej na chłopaka. Żadne z nich nie chciało poruszyć żadnej kwestii? — Skąd jesteś? — zadała banalne pytanie, nie Saszce, bo jej korzenie raczej było widać bardzo wyraźnie — Nie, czekaj, nie mów. Zgadnę. Norwegia?
NIUCHACZE:2 LITERA:J SCENARIUSZ:gdzie są chochliki? Ta cisza jest zbyt podejrzana. Udało Ci się wyłapać niuchacze bez większego wysiłku… jednak istotnie ta cisza była jedynie zwiastunem chaosu. Chochliki latały pod sufitem i czekały aż podejdziesz w odpowiednie miejsce, a następnie wylały na Ciebie i wszystko wokół wiadro gęstej fioletowej farby. UPS.
Polowanie na niuchacze oraz genocyd przeprowadzany przez Krukonkę na chochlikach, zaprowadziły ich na trzecie piętro. Dziewczyna wskazała na niewielką grupkę złodziejskich stworków, które przeciskały się przez szczelinę pod drzwiami do jednego z tych pomieszczeń, o których się dowiadujesz właśnie w taki sposób – przypadkiem. Hogwart stanowił prawdziwą tajemnicę nawet dla tych, którzy pracowali tu przez dekady, a ilość dziwnych i nietypowych pomieszczeń zdawała się jakimś sposobem rosnąć każdego dnia. Julia wyciągnęła różdżkę i weszła do środka. Pomieszczenie z pozoru wydawało się zwyczajne – wysiedziana kanapa, nudne szare ściany i kilka obrazów z równie nudnymi postaciami. Część niuchaczy zaczęła uciekać w momencie, gdy tylko drzwi się otworzyły, ale dziewczyna zdążyła spetryfikować jednego, najbardziej niezgrabnego, który albo był królem złodziei z pełną torbą, albo był po prostu gruby. Potrząsnęła zwierzakiem i szybko się okazało, że prawidłową odpowiedzią, była odpowiedź numer dwa. Niuchacz wylądował w klatce, a dziewczyna przysiadła na kanapie.
– Co powiesz na chwilę przerwy? I co to za miejsce? – zapytała.
Pokój, jakby słysząc jej słowa, postanowił się przywitać i pokazać, na co go stać. Nagle na jednej ze ścian pojawiła się postać wielkiego rycerza w czarnej zbroi. Na głowie miał hełm z wielkim porożem, a jego twarz porastała gęsta czarna broda. – Ni! Ni, ni, ni, ni! – Rycerz zaczął wydawać z siebie dziwne odgłosy.
Dziewczyna najpierw wbiła wzrok z postać z wyraźnym zdziwieniem, a potem zaczęła się śmiać.
– Już chyba wiem, gdzie jesteśmy! To pokój śmiechu! Pojawiają się tu iluzje rzeczy, które cię bawią. – Założyła nogę na nogę i zaczęła się przyglądać rycerzowi z błyskiem rozbawienia w oku. Widząc zdziwienie na twarzy Puchona, od razu mu wyjaśniła, kim jest ta sympatyczna, zakuta w stal postać. – Jest taka stara mugolska komedia, „Monty Python i Święty Graal” i to jedna z występujących w niej postaci. Strasznie absurdalny brytyjski humor. Będę musiała go sobie odświeżyć, jak wrócę do domu na święta. Mój tata kocha ten film.
Cóż, pokój śmiechu osiągnął swój cel, a szeroki uśmiech na jej twarzy nie kłamał.
– Ciekawe, co tobie się pokaże. – Zmieniła pozycję i usiadła na kanapie po turecku, wciąż wpatrując się w rycerza.
– Ni, ni, ni, ni! Będę mówił „ni”, dopóki mnie nie zadowolicie! Chcę… żywopłotu! Ma być ładny i nie za drogi! Inaczej nie ujdziecie z tego pokoju żywi!
Słysząc tak absurdalne słowa i to jeszcze w Hogwarcie, parsknęła mimowolnie śmiechem. Może faktycznie niekiedy droga jest ważniejsza od celu? Zwłaszcza wtedy, kiedy na tej drodze znajdujesz tak ciekawe miejsca, jak to.
Co tu dużo mówić, Julia zdecydowanie miała ułatwioną całą robotę, biorąc pod uwagę to, że nie musiała ciągnąć ze sobą klatki, która nie dość, że sama w sobie była dosyć ciężka, to tym bardziej niewygodnie się ją niosło, gdy była wypełniona kilkoma sztukami magicznych kretów-złodziei. Mimo wszystko młody puchon starał się nie narzekać, przede wszystkim dlatego, że wolał już się wysilać pod względem fizycznym, niż być odpowiedzialnym za eksterminację chochlików. Z dosyć oczywistych względów związanych z pełnioną przez niego funkcją, wolał nie zostać złapany na gorącym uczynku, więc pozwolił swojej koleżance robić, co musiała. W gruncie rzeczy, dziewczyna po prostu torowała im droga na wyższe kondygnacje zamku, dbając o to, aby złowieszcze niebieskie diabły nie zrzuciły ich ze schodów. Tak, ta wymówka będzie wystarczająca, jeśli nauczyciele zaczną zadawać pytania. W końcu musieli mieć trochę serca, skoro na co dzień doświadczali tego, co oni, prawda? Wszyscy — zarówno uczniowie, jak i nauczyciele — musieli radzić sobie tak, jak mogli z tym kryzysem. – Możemy zrobić przerwę – przystał na propozycję Julii, wchodząc za nią do środka. Dopóki rycerz przywołany przez umysł krukonki, nie zaczął wydawać z siebie jakichś niepokojących odgłosów, Ignacy nawet nie zwrócił uwagi na to, gdzie tak na dobrą sprawę się znajdują. Spojrzał z kwaśną miną na postać, która zmaterializowała się na ścianie. Następne słowa dziewczyny tylko upewniły go w tym, że znaleźli Pokój Śmiechu. – Znając życie, to będzie coś w stylu – nie skończył nawet dokończyć swojej wypowiedzi, gdy na ścianie pojawiła się sylwetka strusia pędziwiatra i kojota. Chłopak zakrył sobie oczy, nie dowierzając własnym oczom. Tak dawno nie widział tej bajki, a pokój zdecydował się zasugerować właśnie tym wspomnieniem z wczesnego dzieciństwa przy tworzeniu swojej wizji? Totalna żenada. – Nie do końca to miałem na myśli, ale niech będzie – stwierdził, stawiając klatkę w widocznym miejscu. Zanim usiadł na fotelu, sprawdził kilkakrotnie wszystkie zabezpieczenia, licząc, że niuchacze jakimś cudem nie uciekną w najmniej spodziewanym momencie.
NIUCHACZE:2 LITERA:J SCENARIUSZ:gdzie są chochliki? Ta cisza jest zbyt podejrzana. Udało Ci się wyłapać niuchacze bez większego wysiłku… jednak istotnie ta cisza była jedynie zwiastunem chaosu. Chochliki latały pod sufitem i czekały aż podejdziesz w odpowiednie miejsce, a następnie wylały na Ciebie i wszystko wokół wiadro gęstej fioletowej farby. UPS.
Dziewczyna zaśmiała się, widząc nieodłączny kreskówkowy duet w postaci strusia i kojota.
– Nie miałam pojęcia, że znasz mugolskie bajki! – wyrwało się z jej ust, a sympatia do Puchona jeszcze bardziej wzrosła. – Wiesz, co mnie zawsze w niej bawiło? Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę, ale kojot zawsze spadał w momencie, kiedy spojrzał w dół. I kompletnie nie wyciągał wniosków!
Tymczasem rycerza Ni, złowrogiego miłośnika żywopłotów, zastąpili… rodzice dziewczyny, o czym Puchon nie miał pojęcia. Może to zbliżające się Halloween, ale pamięć Krukonki przywołała na ścianę obraz jej rodzicieli przebranych za postaci z Simpsonów. Jej twarz rozciągnął się w szerokim uśmiechu.
Spędzili w pokoju jeszcze kilka długich minut, aż w końcu uznali, że najwyższa pora powrócić do przykrych obowiązków. Zostało w końcu jeszcze wiele niuchaczy do złapania i chochlików do zabicia. Z pewnością latające diabły wolałyby, żeby para studenciaków siedziała w pokoju jak najdłużej, aby móc przygotować kolejny psikus i, co najważniejsze, uniknąć spotkania z dziewczyną, która tylko czyhała na ich życie.
Uśmiechnął się pod nosem. Fakt. Być może, gdyby kojot nie patrzył pod nogi, to faktycznie udałoby mu się w końcu pochwycić strusia. – Coś tam kojarzę jeszcze z dzieciństwa – przyznał, wzruszając ramionami. Podczas tych kilku minut, które mieli szansę poświęcić na odpoczynek i złapanie oddechu przed następnym etapem polowania, Ignacy w pewnym momencie zaczął zwracać uwagę na dziwne dźwięki dochodzące z góry. Gdy zwrócił swe spojrzenie w owym kierunku, zauważył, że żyrandol zaczął się jakoś dziwnie chybotać to w jedną, to w prawą stronę, jakby ktoś próbował go na siłę rozbujać. Kierowany przeczuciem, wstał z miejsca i zaczął się rozglądać nieco zorientowany, aż w końcu wypatrzył trójkę krecich sabotażystów próbujących dostać się do jakichś świecidełek połączonych z żyrandolem. To już zakrawało na czystą komedię. Czy nie mogli mieć, chociaż chwili wolnego od nich? Chłopak dyskretnie sięgnął po swoją różdżkę i za pomocą szybko rzuconego czaru, sprowadził na ziemię trójkę niuchaczy i wpakował je do klatki, uważając na to, aby przy okazji nie wypuścić całej reszty. – Chyba powinniśmy już lecieć. Jak zostaniemy tu dłużej, to jestem pewny, że zjawi się ich więcej – powiedział z niezadowoleniem, jednak nie chcąc ryzykować, sięgnął po klatkę. Po złapaniu tylu sztuk magicznych zwierzaków musiał przyznać, że wydawała się teraz dużo cięższa niż podczas wspinaczki po Wielkich Schodach. Jak wiele uda im się złapać w drodze do ich następnego celu? Cóż, odpowiedź pojawiła się stosunkowo szybko, ponieważ gdy prefekt opuścił wraz z Julią Salę Śmiechu, na ich drodze pojawiła się banda zdezorientowanych kretów. Zamiast uciekać, zatrzymały się one na środku korytarza i patrzyły na nim z takim zdziwieniem, jakby sam fakt, że się na siebie natknęli, był niemożliwy do przewidzenia. Puchon nie miał zamiaru stracić tej szansy i spetryfikował kolejną trójkę zwierzaków, pozwalając im szybko dołączyć do swoich ziomków. Czeka nas pracowity dzień, nie ma co, pomyślał, snując się za Julią. Kto wie, może w tym tempie uda im się znaleźć gniazdko chochlików i pozbędą się tej zarazy?