Wypełnione szczegółową dokumentacją wszystkich spraw przeprowadzanych w ministerialnych departamentach, są skarbnicą informacji i wiedzy, zabezpieczoną wieloma tajemniczymi systemami zaklęć. Podzielone na sekcje dotyczące poszczególnych departamentów, ale również regionów jurysdykcji Brytyjskiego Ministerstwa Magii oraz dyplomatycznych dokumentów dotyczących spraw zagranicznych.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Fakt, że mógł rozpocząć pracę w Ministerstwie spędzał mu sen z powiek. Jego wieloletnie marzenie, absurdalny cel, za który był dość regularnie wyśmiewany w młodszych klasach, okazał się możliwy do spełnienia wraz z tegoroczną decyzją Ministerstwa Magii o przyjęciu praktykantów. Z zadowoleniem złożył swoją aplikację, wraz ze wszystkimi zbieranymi od dawna dokumentami i listami polecającymi od nauczycieli, a także od opiekuna swojego domu i już pod koniec miesiąca mógł poszczycić się tym, że maszerował po korytarzach jako pełnoprawny pracownik najniższego szczebla. Czy to uwłaczające? Być może dla jakiegoś kretyna owszem, ale tak śliski ślizgon o tak chorych ambicjach, będąc na najniższym szczeblu widział tylko fakt, że było wiele szczebli nad nim i chciał się wspiąć po nich wszystkich. I taki był jego nowy, życiowy plan. Przypisany do początkowego wdrożenia jako pomocnik archiwistów udał się na trzecie piętro, gdzie odnalazł wskazany mu w recepcji numer drzwi. Po wejściu do pomieszczenia dusza mola książkowego aż zakwiczała, był szalenie ciekaw tego, co znajduje się we wszystkich tych księgach, zwojach, na wszystkich półkach, których przejrzenie zajęłoby mu całe życie, a i tak by nie zobaczył wszystkiego. Uważnie wysłuchał wskazanych mu instrukcji, a choć jego początkowe zadania były proste i miały na celu sprawić, by lepiej rozeznał się w tym, gdzie i który dział się znajduje, oddawał się temu w pełni. Grosz do grosza, od zera do bohatera, czy cokolwiek należało sobie w takich chwilach wmawiać. Nosił dokumenty i odkładał je na odpowiednie biurka, segregował skoroszyty według wytyczonych zasad i odstawiał je do stojaków, a później pilnował, by lewitujące półki dotarły na odpowiednie miejsca. Starał się zapamiętywać jak najwięcej z dawanych mu uwag, dać się poznać ze swojej pracowitej strony, a ukryć jak najgłębiej przekorę i złośliwość, która na początku kariery nigdy nie była dobrym doradcą. Musiał być bystry i sprytny, ustawić się tak, by nurt rzeki popchnął go w kierunku, w którym chciał się dalej rozwinąć. Po całym dniu wylegitymował się przy wyjściu i zawijając ciaśniej w zimowy płaszcz udał do domu z wielkim zadowoleniem.
zt
Wolfgang Aniston
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 189
C. szczególne : zapach czilli-pieprzowy z papierosów, eleganckie garnitury
To była jedna z tych spraw, które szczerze nienawidziłem. Zazwyczaj zajmuję się rzeczami w sferach stref przestępczych, czarownikach, którzy niszczą porządek społecznych, a najczęściej szukam czarnomagicznych artefaktów. Jednak raz na jakiś czas zdarza się sprawa kiedy bierze się do pomocy aurorów, w moim mniemaniu, bo nie wiedzą komu w zasadzie przydzielić sprawę. Wystarczyła nikła plotka o tym, że może osoba winna gdzieś kiedyś kupowała jakiś podejrzany przedmiot i już wcisnęli to mi tak szybko jak mogli. Tak naprawdę wszystko kręciło się wokół defraudacji pieniędzy czarodziejów, winny ma nazwisko znanego rodu, więc trzeba chodzić na palcach, ale jednocześnie musiał zajść komuś za skórę, skoro faktycznie prowadziliśmy śledztwo, a nie zamietliśmy tego pod dywan. Idę korytarzem rozmawiając z młodszym aurorem, by przydzielić mu jakieś obowiązki, których nie ma jak zepsuć w tej sprawie, ale w tym momencie widzę jak zza winkla wyłania się @Robin Doppler. Natychmiast odsyłam gdzieś mojego asystenta, a sam jak najszybciej skręcam w pierwszy lepszy zakręt. Niektóre sprawy są takie, że przydaje mi się dziennikarz, który coś rozgłośni, albo mogę podać jakieś swoje informacje w zamian za zatajenie tego na czym mi zależy, a nawet szukam czasem informacji, których ja mogę nie wiedzieć. Ale w wypadku znanej rodziny magicznej prasa była ostatnią rzeczą, która mogła mi pomóc. Dlatego w swoim elegancko skrojonym garniturze prawie biegłem między korytarzami, by uniknąć pogawędki z Robin, która była moim ostatnio stałym źródłem informacji jeśli chodzi o media. Może to nie wypada aurorowi uciekać przed znacznie młodszą i dwadzieścia centymetrów niższą czarownicą, ale oto wchodzę do archiwów z miną jakbym faktycznie chciał tu być i zaczynam błądzić między szafkami.
______________________
.
Robin Doppler
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie raz i nie dwa, w głowie Robin pojawiała się taka myśl, że praca dziennikarki jest pracą w gruncie rzeczy bardzo niewdzięczną. Ludzie łaknęli informacji. Byli gotowi godzinami przeglądać wizbooka, czytać Proroka i Żonglera, byle tylko dowiedzieć się więcej na temat tego, co się działo na świecie. To dziennikarz miał im dostarczyć odpowiednich informacji, które to pozyskuje ze swoich źródeł. Jednakże, jak przychodziło co do czego, to nikt z takim dziennikarzem nie chciał rozmawiać. Wszyscy wieszali na nim psidwaki, kiedy tylko pojawiał się w okolicy. I tak oto dziennikarz pozostawał sam sobie, próbując znaleźć informacje do materiału o którym przecież każdy chciał przeczytać, a nikt nie chciał nawet słowa na ten temat powiedzieć. Pewnie dlatego ostatnimi czasy, tak często pojawiała się w Ministerstwie Magii. Choć nie lubiła tego robić, Robin wiedziała, że to jest miejsce, gdzie najszybciej można dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego, co aktualnie działo się w magicznym świecie. Mogła mimochodem pozyskać informacje, za które musiałaby srogo zapłacić, gdyby zechciała skorzystać ze swoich innych źródeł. Spacerując po korytarzu na trzecim piętrze, Robin chciała złapać kogoś, z kim często rozmawiała i kto ochoczo zechciałby jej podrzucić cokolwiek, byle tylko miała jak napisać artykuł do Proroka, nad którym obecnie pracowała. Stukot obcasów o posadzkę obwieszczał jej pojawienie się. Dziewczyna w końcu dostrzegła dobrze znaną jej sylwetkę Wolfganga i od razu przywdziała na usta uśmiech. - Panie Aniston! - zawołała za nim, ale ten, zachował się tak, jakby jej nie słyszał i ruszył, byle dalej od niej. Przeklinając w duchu wybór dzisiejszego obuwia, Robin szybko ruszyła za nim, mając nadzieję, że nie straci go z oczu. Na szczęście wzrost mężczyzny w tym wypadku działał na jej korzyść, toteż w końcu mogła go dogonić, choć zajęło jej to znacznie więcej czasu, niż chciałaby, aby faktycznie to zajęło. - Wolfgang? - zapytała, kiedy mężczyzna wszedł do archiwum. Zaklęła pod nosem zaplatając dłonie na wysokości klatki piersiowej. Nie zamierzała tam błądzić. Wiedziała, że pewnie śmiało mógłby jej wtedy uciec. Albo oskarżyć o przebywanie tam, gdzie dziennikarka na pewno przebywać nie mogła. - Nie ładnie tak uciekać - rzuciła w eter, mając nadzieję, że to zwabi mężczyznę w jej stronę. Merlin jej świadkiem, że gdyby nie był aurorem, pewnie w ramach rekompensaty za straty moralne, z chęcią potraktowałaby go jakąś klątwą.
Wolfgang Aniston
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 189
C. szczególne : zapach czilli-pieprzowy z papierosów, eleganckie garnitury
To prawda, praca dziennikarza była bardzo kłopotliwa. Sam czasem musiałem uganiać się za informacjami, pod przykrywką bądź nie, próbując wydusić coś z osób, które ostatnie na co miały ochotę to pogadanka ze służbami specjalnymi jakiegokolwiek rodzaju. Jednak mimo tego że potrafiłbym z siebie wykrztusić empatię wobec Robin, nie mogłem być na jej każde zawołanie, szczególnie przy delikatniejszych sprawach. Wystarczyłoby żeby ktoś tutaj zauważył że z nią rozmawiam, a mógłbym mieć problemy. Dlatego uciekam bardzo dojrzale, słysząc gdzieś tylko w oddali złowieszczy stukot butów. Liczę po prostu na to, że wejdę do jakiegoś archiwum, posiedzę tam chwilę, a ona po prostu wróci szukać kogoś innego. Albo nawet nie zauważy gdzie dokładnie poszedłem. Jednak ledwo schowałem się gdzieś między półkami, słyszę już nieoficjalne zawołanie z wejścia do archiwów. Wzdycham pod nosem i czekam jeszcze kilka minut, w międzyczasie bardzo cicho biorąc jakieś nieważne akta, by chociaż sprawiać pozory, że przyszedłem tu po coś, a nie chciałem uciec jak tchórz. Miałem dwie opcje - siedziec tu dopóki Robin sobie nie pójdzie albo po prostu wyjść i spróbować ją nakierować gdzie indziej. Wolałbym opcję pierwszą, ale już widzę jak wychodzę po godzinie, a ona nadal czatuje. To byłoby bardzo żenujące dla każdego z nas. Dlatego z ociąganiem idę z powrotem w stronę wyjścia. - Robin! Nie zauważyłem cię. Wybacz, ale nie mogę rozmawiać z prasą przy obecnej sprawie - najpierw kłamię, nie przejmując się tym jak była to oczywista nieprawda, a potem przechodzę od razu do sedna, uznając że nie ma co owijać w bawełnę. Z westchnieniem staję naprzeciwko niej jak spięty i wyprostowany, rozglądając się czy nikogo wokół nas nie ma. Tylko dzięki mojej czujności nabytej w pracy, kątem oka widzę że obraz obok nas dziwacznie migocze. Marszczę ze zdziwieniem brwi i przyglądam się temu nocnemu krajobrazowi lasu. Niezbyt przyjemnemu, bo jestem prawie pewny że między drzewami przebiegają jakieś stwory, a malownicza pajęczyna namalowana na obrazie mogła wskazywać co to było. Od razu przypominają mi się wszystkie ostatnie kłopoty w magicznej policji, które uwzględniały ożywione obrazy. Dlatego zamiast słuchać, albo odpowiedzieć coś dziennikarce nagłym ruchem łapię Robin za ramię i chcę ją odepchnąć od siebie oraz płótna, a kiedy orientuję się że jestem wciągany przez drżący las, liczę naiwnie na to że przynajmniej Doppler zostanie po dobrej stronie.