Na szczycie jednej z mniejszych szkolnych wież znajduje się pomieszczenie, zagospodarowane na salę spotkań uczestników Inicjatywy Kulturowo-Ezoterycznej. W sali znajduje się mnóstwo ksiąg, dotyczących zarówno tajemnic historii magii, ale także i wróżbiarstwa czy starożytnych runów. Spiralnymi schodami można się dostać na podest znajdujący się pod sufitem, zaczarowanym w taki sposób, by pozwalał obserwować gwiazdy w różnych koniunkcjach, w zależności od potrzeby obserwatora. Pod jedną ze ścian znajduje się kilka biurek, przy których uczniowie i studenci mogą pracować, a nad nimi wisi wielka korkowa tablica, do której przypinane są różne informacje ważne dla członków IKE.
Po ustaleniu szczegółów z panną Hopkins czekał już tylko na otrzymanie wiadomości od podopiecznych Domu Dziecka w Dolinie Godryka. Przygotował nawet ku temu specjalne miejsce na tablicy w pokoju przeznaczonym do spotkań członków inicjatywy, na której zawiesił odpowiednie informacje, dołączając świąteczną skarpetkę, w której umieścił zwitki z liścikami od dzieciaków. Zadbał o dokładny opis świątecznego wyzwania dla innych studentów, a także załączył kontakt do siebie, w razie jakichkolwiek problemów z zadaniem. Znalazł w sali, a także przyniósł z biblioteki kilka słowników starożytnych run, które ułożył na biurkach, wraz ze śliczną papeterią w świąteczne motywy, na której można będzie odpisać dzieciaczkom na życzenia.
Zadanie IKE na grudzień Pod spodem znajduje się sześć liścików od dzieciaków z Magicznego Domu Dziecka w Dolinie. Rzuć kością, by wylosować, który z liścików przypadnie wam do tłumaczenia i odpowiedzi. Jeśli wypadnie Ci ktoś, kto już został wylosowany, rzucaj jeszcze raz, aż trafisz wolny liścik. Nie spodziewam się więcej niż 6 osób, ale w razie co, jak już wszystkie 6 zostanie wylosowanych to można wybierać dowolnie.
Należy napisać posta w tym temacie o tym, jak losujesz liścik i jak pracujesz nad jego rozszyfrowaniem (dobra okazja do napisania samonauki, tak tylko mówię).
1.
Agnes, 7 lat:
Agnes, 7 lat, lubi w święta: mandarynki, ciastka korzenne i jackelope przebrane za renifery liścik od Agnes
2.
Billy, 6 lat:
Billy, 6 lat, lubi w święta: zwierzątka przebrane za elfy, małe zoo na jarmarkach, lepić bałwany liścik od Billi'ego
3.
Dennis, 8 lat:
Dennis, 8 lat, lubi w swieta: piec ciastka, jesc ciastka, dawac ciastka innym liścik od Dennisa
4.
Patty, 9 lat:
Patty, 9 lat, lubi w święta: nie lubi świąt, ale lubi węże, nie wierzy w Mikołaja liścik od Patricka
5.
Agathe, 5 lat:
Agathe, 5 lat, lubi w święta: śnieg, kolędy, zapach choinki liścik od Agathy
6.
Jack, 6 lat:
Jack, 6 lat, lubi w święta: sanki, lyzwy, zabawy w sniegu liścik od Jacka
Zadanie będzie zaliczone, jak wyślecie na pocztę czarodziejowej duszy odpowiedź do waszego listu, również w starszym futharku, żeby dziecko mogło również poćwiczyć rozszyfrowywanie run. WAŻNE Załączcie tłumaczenie liściku dziecka, które rozszyfrowaliście w spoilerze w tym samym poście, pod waszym listem!
Sawyer lubił Wacława, aczkolwiek uważał, że to głąb kapuściany. Rozmawiało się z Puchonem całkiem przyjemnie o głupotach, kiedy alkohol krążył w żyłach, ale nie wyobrażał sobie nazwać go kiedykolwiek przyjacielem lub zechcieć na poważnie porozmawiać o czymkolwiek innym niż typowe tematy młodych nastolatków, które kręcą się wokół dupy, picia i wagarowania. A najlepiej wszystkiego naraz. Zazwyczaj Xander nie uczył się ani nie odrabiał prac domowych, ale spotkanie koła IKE traktował inaczej. Po części dlatego, że Starożytne Runy szczerze lubił i przyjemność sprawiało mu pisanie futharkiem tak po prostu, często dla samej rozrywki z pisania nim. Po część natomiast ze względu na Kane'a, którego aspiracje zaprowadziły wprost na zaszczytne miejsce przewodniczącego koła. Sawyer pogratulował chłopakowi bez entuzjazmu. Nie do końca rozumiał dlaczego ktoś chciałby wziąć na siebie tyle odpowiedzialności oraz dodatkowej pracy. Najwyraźniej Basil skrywał w sobie dużo większe ambicje niż młody Xander podejrzewał. Nie uśmiechało mu się siedzenie w sali spotkań IKE samotnie. Wyjątkowo miał ochotę z kimś porozmawiać, a to ze względu na palące uczucie wściekłości, jakie wypełniło trzewia Sawyera, gdy tylko dowiedział się o co w tym całym zadaniu chodzi. Wkurwiony złapał po drodze korytarzem Wodzireja. Dosłownie - za rękaw puchońskiej szaty. Burknął coś o zadaniu na IKE, które musi razem z nim zrobić. Raz, dwa, znaleźli się w odpowiedniej sali, a Ślizgon zrzucił brutalnie z ramion torbę, w której nie miał nawet żadnych podręczników, a jedynie jeden pomazany notatnik. - Kurwa, w głowie mi się to nie mieści. - westchnął, opadając na wolne miejsce na kanapie. Nie zostawił na niej żadnego miejsca dla Wacława, bo uniósł nogę i zawiesił ją na całej długości siedziska. - Te dzieciaki z domu dziecka mają ile? 5 lat? I już szpanują pisaniem futharkiem. Szczęka Xanderowi opadła do samej ziemi, gdy już dotarła do niego ta informacja dzięki Basilowi. I wpadł w głęboką złość przemieszaną z gorzkim żalem, który stawał mu niczym gula w gardle i wykrzywiał wargi w brzydkim grymasie. Jak ktokolwiek wychowany wśród mugoli ma osiągnąć cokolwiek w kwestii starożytnych run, jeśli jebane magiczne kaszkojady ledwo co zrzucały pieluchę, a już potrafią pisać futharkiem? Jak komuś zależy na tyle, aby wypruwać sobie flaki w próbie dogonienia uprzywilejowanych gnojów, którzy mieli o wiele łatwiejszy start - to droga wolna. Może jakimś nielicznym geniuszom typu Hermiona Granger się uda, ale większość będzie się męczyć bez celu. Z wiecznym poczuciem niesprawiedliwości. Sawyer odpuścił sobie starania już na początku nauki w Hogwarcie. Po tylu latach zdołał zdusić w sobie trochę tego gniewu na cały świat i magię, ale takie momenty, jak ten, gwałtownie chłopaka odpalały. Z tego względu powiedział coś więcej niż parę słów, jak to u niego zwykle wyglądało, jeśli chodzi o rozmowy. Sawyer zawsze trzymał się na uboczu w całkowitej ciszy. Fakt, że wybrał czyjeś towarzystwo nad ukochaną samotność świadczył o tym, że nie zdołał zdusić emocji w zarodku. Po tych kilku sekundach emanowania wręcz wściekłością, narzucił sobie przymusowe zimno. Ostatecznie przecież to dobrze dla dzieciaków, że mają takie osiągnięcia. Im też się w życiu przydarzyło coś złego. W gruncie rzeczy Sawyer również był sierotą, tyle że zupełnie tego nieświadomą przez kilkanaście lat życia. Ten upośledzony system nie jest wart jego nerwów. Zresztą, już i tak o wiele za późno na zmienienie czegokolwiek. - Dobra, zobaczmy co gówniak napisał. - mruknął, wyciągając dłoń po jeden z listów leżących na biurku.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wspomnijmy o rzeczy wartej wspomnienia. Picie wódy jest super! Ale bardziej super jest picie zwykłej wody. Nawet tej dla zwierząt niegazowanej. Tak cudownie wspomaga organizm. Nawet Wacuś lubił pić wodę. Ot, pił ją często: na kacu, przed kacem, popijał ją wódkę. Zatem skoro już wiemy, że w życiu Puchona woda towarzyszyła mu od zawsze niczym bliski przyjaciel, zaznaczmy kolejną rzecz - nie lubił on tych wszystkich czarnych, gazowanych świństw, które wśród mugoli nazywane były głównie Colą. Nieistotne czy to rzeczywiście Cola czy inne świństwo - dajmy na to - gazowana ropa naftowa. Pito ją hektolitrami każdego dnia w każdym zakątku świata. I mimo całej tej niechęci, należy spocząć na jednej konkluzji. Może dwóch. Wodzirej nie obchodził katolickich Świąt, uważając je za złodziejstwo. No i w tym wszystkim (uwaga, zaraz będzie podsumowanie myślowego wywodu), chłopak lubił świąteczną piosenkę Coca-coli w wykonaniu Margaret. Mimo jej niekoniecznie doskonałego wokalu na żywo. Prostoty słów. Kradzionej muzyki. Puchon śmiało nazwałby to biesiadną pieśnią dobrą na każdą okazję. Dlatego ją właśnie sobie śpiewał, kiedy ktoś porwał go na jakieś zjebane zajęcia. Westchnął jedynie, dając się pociągnąć wgłąb zamku. Początkowo założył, że to Drejk i że zapomniał (raczej celowo niż nie) o jakiś Zaklęciach i Urokach albo innym dziwnym OPCM-ie. Pierwsze kilka metrów przeszedł ze zwieszoną głową, później uniósł ją i zobaczył Ślizgona zamiast swojego chłopaka. Dobra, trochę to dziwne, ale nie oponował. Zastanowił się jedynie czy coś procentowego znalazło się w jego ustach, bo z Xandera nie widział nigdy trzeźwo. Nawet jeśli ten drugi uważa inaczej. - Moje dziecko ma 9 - wyznał Wacuś radośnie, wzruszając ramionami. Nieco zdziwił się, kiedy jakoś siedzące miejsce nie zostało mu podarowane, ale jakoś nie uznał tego za problem. Nie rozumiał też tej całej mrocznej aury, którą Ślizgon wywoływał obok jakiegoś śmiesznego pisma. Kilku przypadkowych kresek w gruncie rzeczy. Bez przejmowania się wielce, usiadł więc swoim świątecznym tyłkiem na ławce. Bliżej niż dalej swojego towarzysza, bo jakoś tak reflektowanie przestrzeni osobistej nie leżało w jego duchu. Pozwolił Ślizgonowi chwilkę pomilczeć. Niektórzy tak lubili. Wacław nie, bo czuł się jak żyletki ciszy przeszywają jego skórę w najbardziej wrażliwych miejscach i wcale nie jest to przyjemne. Wręcz mrowiąco irytujące. Wziął głęboki wdech. Przeczeka to. Poradzi sobie, jest dużym chłopcem. I szczęśliwie drugi duży chłopiec się odezwał pierwszy. - Bo ja to właściwie nie umiem w to - położył swój liścik obok, z lekkim strachem podszytym obrzydzeniem. Zakręcił palcem nad swoją karteczką, aby doprecyzować, czego nie umie. - Jeszcze runy słowiańskie jak cie mogę, ale te... Te kształty są takie wiesz. Enigmatyczne. Poza tym myślę, że dzieciaki nie wiedziały, co piszą. Opiekunowie zapewne uprościli im alfabet, a one dopasowywały literkę do kształtu. Takie zabawy rozwojowe - uśmiechnął się pociesznie. Dalej brzydził się tym, że przez kilka lat okłamywał swojego świętej pamięci ojca, że studiuje psychoseksuologie. Jednak czasem pseudo wiedza z udawanych studiów owocowała w mądre słowa tworzące zdania. - Jakby trzeba było zrobić test ławek na dziedzińcu to bym ci pomógł, ale teraz mogę cię zapytać o to czy wolisz psy, koty czy świnki morskie - mógł o to zapytać, prawda. Dobrze, że tego nie zrobił.
Sophie lubiła tę salę, w szczególności kiedy nikogo w niej nie było, co trochę się kłóciło z ideą sali spotkań, tym bardziej klubu uczniowskiego, ale hej, nawet najbardziej towarzyscy uczniowie potrzebują przestrzeni dla siebie. Zwłaszcza, że Sophie nie lubiła się uczyć na przykład w bibliotece, bo tam dupa bolała od twardych krzeseł i zawsze się znalazł ten jeden gościu, który miał świszczący oddech i nawet jeśli panowała cisza, to nie można było się skupić na czytaniu, bo słyszało się tylko ten gwizd. A zupełnie już nie wypada zwrócić takiemu uwagi, bo czy to jego wina, że ma krzywą przegrodę nosową? Pół biedy jak ktoś przeziębiony, wtedy można wygonić do pielęgniarki, bo nie ma co siedzieć i zarażać innych. W każdym razie tak Sophie znalazła się w sali spotkań IKE z kilkoma woluminami do nauki run, w tym ze słownikiem, bo nie była to jej nigdy mocna strona, ale tak można w przypadku Sophie powiedzieć o kilku przedmiotach. Mogłaby zacząć się uczyć te runy nucić w odpowiedniej intonacji, to nie była głupia myśl. Weszła na spiralne schody, rozkładając się na podeście z księgami i kocem i swoim uniwersalnym notesem, którego używała do notowania chwilomyśli, ważnych rzeczy, pierdół i tego, czego akurat potrzebowała. Jak rozszyfrowania liściku od małej dziewczynki imieniem Agnes, nad którym teraz nos marszczyła. W końcu położyła list przed sobą, sięgając po księgę, którą przewertowała uważnie, spisując w końcu w zeszycie cały alfabet runiczny starannie, ale zanim przeszła do tłumaczenia to coś w podręczniku przykuło jej uwagę, oczywiście, tak to jest jak się czyta encyklopedie, z tematu na temat, więc Sophie, może to i lepiej, skupiła się na rozdziale o podziale run na trzy ośmioznakowe aettiry i ich znaczenia. I tak, odłożywszy liścik na bok, napisała najpierw w zeszycie swoje imię, ᛊᛟᛈᚺᛁᛖ, studiując kolejno znaczenie liter. Słońce, dziedzictwo, przeznaczenie, burza, lód, koń. Wyprostowała się, spoglądając na to zestawienie, uznając, że dużo w nim mikroklimatu, a mało muzyki, ale kto wie, może pędzący koń po lodzie w słoneczny dzień będzie jej przeznaczeniem. Mimo wszystko skupiła się nie na dosłownym znaczeniu, a szczegółowych opisach symboliki i chyba to słońce, sowelo, szesnaste w alfabecie najbardziej jej przypadło do gustu ze swoją życiodajną energią i osiąganiu celów dzięki pasji i zaangażowaniu. - Dobra, zadanko. - Mruknęła do siebie, przerzucając kartkę w notatniku i skupiając się już na liściku od małej Agnes, z początku spisując go razem z drobnymi błędami dziewczynki, ostatecznie już na czysto odczytując, co młoda napisała. Sophie nie obraziłaby się, gdyby mogła takich listów z dzieciakiem wymieniać więcej, bo napisanie starym furthakiem własnego listu okazało się być całkiem satysfakcjonującym wyzwaniem i nim się Sophie obejrzała zastał ją wieczór. Musiała więc odnieść podręczniki do regału w sali, chociaż wcale nie na miejsce, bo zamierzała tu jeszcze po nie wrócić, na ten moment jednak zgłodniała, więc chowając swój notes i koc do torby postanowiła wybrać się do kuchni i spróbować podkraść jakieś ᚲᛁᚨᛊᛏᛟ ᛈᛁᛊᛏᚨᚲᛃᛟᚹᛖ.