Drzewo obrońców znajduje się na skraju Ellan Vannin i w jego pobliżu można spotkać mnóstwo duchów, które właśnie tutaj składają hołd zmarłym - wielu z nich, którzy nie zostali zaszczyceni rycerskimi tytułami, zostało pochowanych właśnie w okolicy tego drzewa. Czysta magia tęsknoty sprawiła, że panuje tutaj spokojna, przyjemna atmosfera. Drzewo obrońców zwykle nie przejawia magicznych właściwości, poza niesamowicie wygodnymi gałęziami i stuprocentowym zabezpieczeniem, że nikt z niego nigdy nie spadnie i nie zrobi sobie tutaj krzywdy... Aktywuje się jednak, kiedy tylko wyczuje w pobliżu czarną magię - albo jej wyznawców. Przypomina wtedy wierzbę bijącą, bowiem gałęzie stają się elastyczne i chwytają swoją ofiarę, by zawiesić ją pod niebem, często też głową do dołu. Przechadzające się tutaj duchy zwykle radzą, że wystarczy powiedzieć na głos swoje czarnomagiczne grzechy, by drzewo odpuściło... ale prawda jest taka, że osoba o czystym sercu może poręczyć za takiego nieszczęśnika i wyprosić jego uwolnienie.
Uwaga! Drzewo obrońców aktywuje się przy każdym, kto posiada minimum 1 punkt w Czarnej Magii, ale stopniuje swoją złość w zależności od tego jak bardzo ktoś jest z tą dziedziną powiązany.
Rytuał krwi:
Etap II
Kiedy kończy się wasz taniec, odrobinę zagubieni nie wiecie gdzie powinniście iść. Polana przedstawia tu iście makabryczny widok - nieżywe zwierzęta leżą tu na całej rozciągłości. Okazuje się, że aby przejść dalej musicie wykonać jedną z najohydniejszych form wróżenia - czytanie z wnętrzności. Jeśli to zrobicie, będziecie mieć dziwne przebłyski kolorowych świateł w głowie, ale dopiero w kolejnym etapie wasze wizje przyniosą bardziej wyraźne efekty. W tym momencie macie wybór. Możecie wrócić przez tańczące postacie, musicie wtedy rzucić kostką na 1 etap ponownie, - nie bierzecie wtedy udziału w kolejnym etapie i nie dostaniecie znaku, bądź zostać i wziąć udział w tym procederze. Po wylosowaniu literki również będziecie mogli się wycofać, jednak już zgodnie z konsekwencjami zawartymi w literce.
Na początek, jeśli wasza postać: ma cechę Wiecznie struty traci 3 pkt wytrzymałości ma powyżej 20 pkt z ONMS traci 2 pkt wytrzymałości ma pracę związaną z żywymi zwierzętami (chroni je, nie zabija) traci 1 pkt wytrzymałości kiedykolwiek wcześniej wróżyła z wnętrzności zyskuje 1 pkt do wytrzymałości jest jasnowidzem lub wróżbiarstwo jest jej najwyższą statystyką ma przerzut kostki k100
Zasady
Wyczuć literkę by zobaczyć z jakiego zwierzęcia wróżysz !
A lub J - Nimfy
Spoiler:
Przy każdej nimfie masz dwie opcje - możesz przystąpić do rytuału, tracisz wtedy dwa punkty wytrzymałości i dostajesz klątwę za zbezczeszczenie tych pięknych istot. Możesz też wycofać się z rytuału wraz ze zwłokami driady, by dać jej należyty pochówek. Musisz wtedy rzucić kostką na 1 etap jeszcze raz by przejść przez tłum tańczących. Dostaniesz wtedy upominek wpisany poniżej jeśli napiszesz posta na min. 1500 znaków z pochówkiem, zgłoś to również @Augustine Edgcumbe Pamiętaj, że Twoja postać nie będzie wiedzieć o klątwie - dopóki się nie zorientuje na fabule. Rzuć k100 by sprawdzić nimfę spotykasz. 1-25 Lejmoniada Klątwa: Tracisz zdolności uzdrowicielskie. Do końca października nie możesz używać żadnych zaklęć z uzdrawiania, bo wszystkie przynoszą tragiczne skutki, jedynie krzywdzisz ludzi znacznie bardziej. Nagroda: Avalońska jabłoń
26-50 Driada Klątwa: Tracisz zdolności artystyczne. Do końca października kiedy tańczysz - przewracasz się, kiedy malujesz - bazgrzesz jak dziecko, kiedy śpiewasz - nieustannie fałszujesz itp. Do tego nie czujesz smaku potraw. Wszystko co jesz wydaje się być popiołem. Nagroda: Włos Driady
51-75 Najada Klątwa: Tracisz zdolności eliksowarskie. Do końca października nie możesz uwarzyć żadnego sprawnego eliksiru. Do tego również do końca października, masz 10 punktów mniej z transmutacji niż zwykle. Pamiętaj o tym rzucając zaklęcia z tego zakresu. Nagroda: Pióro kaczki dziwaczki
Oreada Klątwa: Tracisz zdolności czytania run. Do końca października nie potrafisz żadnej przeczytać. Do tego również do końca października, masz 10 punktów mniej z zaklęć niż zwykle. Pamiętaj o tym rzucając zaklęcia (nie dotyczy transmutacji i uzdrawiania). Nagroda: Włos Moccusa
B - Bemben
Spoiler:
Dostaliście ogromne zwierzę do przepowiadania przyszłości. Na tyle, że okazuje się - musicie niemal wejść do brzucha trolla, by sprawdzić co się wydarzy. Wnętrzności trolla są olbrzymie - a wy jesteście cali w tej brei. Od stóp do głów. Wymiotujecie kilka razy - rzuć kostką k6 by sprawdzić ile. A jeśli jesteś Bez czepka urodzony - rzuć dwa razy kostką k6. Tylko jeśli masz cechę Silny jak buchorożec (wytrzymałość) wychodzić z Bembena ubrudzony jedynie krwią i gnatami trolla, ale śniadanie zostawiasz w swoim żołądku (nie jego).
C - Cydrąż
Spoiler:
Powoli zagłębiacie się w dziwnym ciele węża. Wizje, które doświadczacie są niesamowicie wyraźne i macie wrażenie, że wszystko wokół was… pachnie jabłkami. I ten zapach ma gdzieś was prowadzić. Rzućcie literką. Spółgłoska - nie wiecie o co chodzi o od dziś do końca września wasza postać po zjedzeniu czegokolwiek z jabłkiem ma dziwną, białą wysypkę na całym ciele. Mdli was też od zapachu jabłonek. Samogłoska - orientujecie się, że jeśli pójdziecie odrobinę w las znajdziecie… jajo cydrąża. Najwyraźniej został zamordowany i osierocił jajeczko. Możecie wziąć je ze sobą jeśli do końca sierpnia będziecie mieć odpowiednią ilość punktów z ONMS (1), by go zatrzymać - zostanie on z wami. Uwaga! Możecie poświęcić 2 pkt wytrzymałości i przerzucać drugą literkę. Nawet kilka razy.
D - Kokatris
Spoiler:
Dostałeś niezwykle niebezpieczną istotę, która nawet po śmierci może sprawić Ci krzywdę. Musisz bardzo uważać na to, by podczas prób odczytania czegokolwiek nie dotknąć niczego. Jeśli masz Gibki jak lunaballa (zręczność), nic Ci się nie dzieje, a na dodatek znajdujesz Róg Fauna. Pewnie kiedyś Kokatris go zjadł. Odrobinę zniszczony przez kwas - ale może nadal nadać się do różdżki. Jednak jeśli nie masz tej cechy okazuje się, że nie masz wystarczająco zwinnych rąk, by uniknąć dotykania wszystkich narządów, a mają w sobie resztki trucizn. Przez to Twoje dłonie będą w tragicznym stanie do końca wyjazdu. Aby się wyleczyć musisz w ciągu jednego wątku pójść i nazbierać Muchostworki i przez 2 różne wątki okładać sobie nimi dłonie. Inaczej może nawet do końca dni będziesz miał ręce, które wyglądają jak poparzenia trzeciego stopnia. (Może być to zarówno wątek jak i jednopostówki na min. 2000 znaków, mogą się łączyć z samonauką i innymi wątkami.)
E - Pegazorożec
Spoiler:
To prawdopodobnie najbardziej przykry widok na całym wszechświecie. Kto będzie takim potworem by grzebać we wnętrznościach tego uroczego stworzenia? Cóż - najwyraźniej Ty. Jeśli masz wadę Niezręczny Troll (brak empatii) idzie Ci znacznie lepiej to rozgrzebywanie pegazorożca i dostajesz +20 do kości k100. Jednak po evencie musisz się zgłosić do @Augustine Edgcumbe. Jeśli nie masz tej wady, tracisz 4 z wytrzymałości, na dodatek jednorożce już nigdy nie będą Ci ufać.
F - Kuling
Spoiler:
Problem z wnętrznościami Kulinga jest taki, że… znikają. Jakby pędząca między wszystkimi dziwna magia, sprawiała że nawet po śmierci stara się on kamuflować. Przez to gubisz się w tych wnętrznościach. Jeśli masz cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) wszystko idzie Ci sprawniej i zdążyłeś sobie napchać kieszenie cenną do różdżek wełną kulingów. Jeśli nie masz tej cechy wszystko idzie Ci dwa razy wolniej niż całej reszcie. Od kostki k100 odejmujesz aż 50 punktów.
G - Pooka
Spoiler:
Pochylasz się nad tym ciemnym skrzatem i zaczynasz próby wróżenia. Jeśli pilnie studiowałeś avalońskie istoty, dobrze wiesz, że są to niesamowici żartownisie. Tym razem jednak te diabelskie istoty przeszły same siebie. Bo kiedy babrzesz się we flakach… Pooka nagle zaczyna rechotać. Jakim cudem nie jest martwy? Tego nie wiesz, ale stoisz za to przed wyborem. Możesz kontynuować zadanie, nie przejmując się charczeniem połączonym z dziwnym śmiechem Pooki - traisz 2 punkty wytrzymałości, ale idziesz dalej. Jego śmiech będzie Cię prześladował w snach. Rzuć kostką k100 i pomnóż to razy dwa, by dowiedzieć się jak długo będziesz śnić jego śmiech. Możesz też zabrać stąd Pooke - uciec przez tłum tańczących ludzi i próbować uratować. Musisz wtedy jeszcze raz rzucić na rytuał z pierwszego etapu zaś ratowanie Pooki uzgodnij z @Augustine Edgcumbe.
H - Świnks
Spoiler:
Rozkopywanie świnksa jest w większości… bardzo śmierdzące. Nie wiesz dlaczego, ale jest przy nim jeszcze gorzej niż z innymi zwierzętami. Twoje ręce będą cuchnąć zgnilizną jeszcze długi czas. Rzuć k100 i pomnóż razy dwa by dowiedzieć się ile to będzie dni. Przez taki sam okres będziesz niezwykle miał chęć… jeść kasztany. Tyle pomysłów wpadnie Ci do głowy w związku z potrawami z kasztanów, że sam nigdy byś na to nie wpadł. Dostajesz +1 punkt z gotowania i tytuł kasztaniarza forka.
I - Wielkórka
Spoiler:
Na dodatek taka duża, a jej żołądek jest podejrzanie napęczniały. Jeśli masz cechę Połamany Gumochłon lub Bez czepka urodzony - rozwalasz ten żołądek, jego wnętrzności mieszają się z jelitami i nie jesteś w stanie przeczytać prawie nic w tym wróżeniu. Odejmujesz 40 punktów od kostki k100. Jeśli nie masz żadnej z tych cech - brzydki zapach wnętrzności wielkórki nie jest taki zły. Więc mimowolnie czujesz Avalońskie ziele. Dziwna Magia palii je w taki sposób, że dostaje się do Twoich nozdrzy. Następne 3 wątki będziesz musiał rzucać kostką k6. Na 1 i 6 czujesz się normalnie. 2,3,4,5 - musisz zapalić ziele lub jesteś poważnie chory, jeśli tego nie zrobisz.
Rzuć kostką k100, by sprawdzić, jak poszło wróżenie. Możecie dodać wszystkie wasze punkty z Astronomii i wróżbiarstwa.
I jeszcze jedno:
Wszystkie z wynikiem poniżej 20 - Idzie wam tak źle w pewnym momencie, że jakiś faun bierze was za fraki i mówi, że inaczej macie rozwiązać sytuację. Musicie rzucić jeszcze raz na zwierzę oraz kostką k100. Dwie pierwsze osoby powyżej 90 - w kilka sekund rozwiązujecie zagadkę. Harpia obok was z podniecenia łapie wasz palec i nagle łamie go waszej dwójce. Oprócz tego, że musicie sobie naprawiać palce, po rytuale rozumiecie, że umiecie przekazywać sobie pojedyncze myśli nawet jeśli jesteście daleko od siebie. Dwie ostatnie osoby, które napiszą w tym etapie - Magia już tak buzuje i otacza wszystkich obecnych, że jesteście podatni na wszystko. Na początku kolejnego etapu zaczepny elf szepcze wam na ucho żebyście powiedzieli swój sekret. Zdradzacie dwóm osobom obecnym tu swoje veritaserum.
Kod:
<zg>Punkty wytrzymałości:</zg> <zg>Literka:</zg> Wpisz wylosowaną i podlinkuj <zg>Wróżenie:</zg> Wpisz wylosowane k100 z modyfikatorami <zg>Efekt:</zg> wpisz zarówno poprzedni jak i wcześniejszy
Punkty wytrzymałości: 11 - 2 (punkty z ONMS) = 9 Literka:H - świnks + 20 Wróżenie:82 + 10(kuferek) = 92 Efekt: Wyglądam jak młody Joshua i ręce mi śmierdzą przez 40dni. Do tego jak dobrze widzę, po evencie będę łączyć się telepatycznie z Brewerem +1pkt z MG i tytuł kasztaniarza
Tak, nie podobało mu się to, że wyglądał jak Walsh. Miał przez to dodatkową cegiełkę do i tak już wielkiego pierdolnika w głowie, ale nie zareagował na tę zaczepkę. Po prostu prychnął, pozwalając sobie na chwilę skupić się na makabrycznym tańcu. -Si. - Odpowiedział twardo, choć nie do końca było to szczere z tym, co odczuwał. Po prostu musiał chronić samego siebie, by nie wepchnąć się przez własną głupotę na kolejną minę, która popchnie go dalej i dalej w krainę bólu. Nie spodziewał się, że Paco pociągnie temat zadając pytania, które na nowo mogły zaognić sytuację. Max chciał zignorować te zdania, nie dawać do zrozumienia, że jakkolwiek dotarły do jego podświadomości, ale też uczucia, które w nim buzowały nie dawały mu odetchnąć. -¿Más? ¿Qué quieres decir? - Wywalił szczerze zdziwiony. Nie uważał, że powinien i może oczekiwać czegokolwiek więcej. Wciąż miał niemały mętlik, a słowa jakie między nimi padły przed jego wyjazdem do Hiszpanii nadal odbijały się echem w nastoletniej głowie. Już wcześniej słyszał te słowa z jego ust, ale dopiero teraz postanowił zareagować na nie jakkolwiek inaczej niż żartem. Spojrzał na Paco Walshowymi oczami, które jeszcze sekundę temu były srogo nieobecne i zamrugał kilka razy nim w końcu zdobył się na wypowiedzenie prostego pytania. -Entonces, ¿por qué sigues aquí? - Sam nie wiedział, czy chce słyszeć odpowiedź, czy patrzeć w te czekoladowe tęczówki, czy może skupić się na czymkolwiek innym i zmienić temat na lżejszy. Mleko się już jednak rozlało i musiał dzielnie znieść to napięcie, próbując uspokoić szaleńczo bijące ze stresu serce, które czekało na odpowiedź. Uśmiechnął się lekko na sugestię, że powinni trwać w tym tańcu. Jakby nie było udało im się dojść do jakiegoś porozumienia, a przynajmniej uciszyć szalejącą burzę, która zdawała się ciągnąć za nimi, gdziekolwiek by nie poszli. -Mam dosyć tańców. Zobaczmy, o co chodzi. - Zgodził się, gdy z ulgą zauważył, że nie ma już tej ogromnej chęci pląsania jak pojeb w tym makabrycznym kręgu. Walające się wszędzie truchła nie były nie tylko miłym widokiem, ale i przyjemnym doznaniem zapachowym. Max zatkał nos, jakby to miało cokolwiek dać i słuchał sugestii Moralesa, który wydawał się mieć rację. -Cudnie. Jeszcze mi pierdolonego wróżo brakowoało. - Przewrócił oczami, ale podszedł do pierwszego mniejszego zwierza, jakie widział i z dziwną satysfakcją spostrzegł, że ma przed sobą martwego świnksa. -To sa tę niepasującą skarpetkę, stary. - Próbował żartem osłodzić sobie ten pierdolony procedens, ale średnio to pomagało. Nastolatek miał wrażenie, że to truchło jebało osiem razy bardziej niż każde inne w tym pierdolonym kręgu. Zacisnął jednak zęby i zabrał się za rytuał, a w jego głowie zaczęły migać jakieś kolorowe obrazki, których ni chuja nie potrafił zrozumieć. Cóż, w końcu nie bez powodu żył maksymą "jebać wróżo" od tylu lat.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
C. szczególne : irlandzki akcent / super magiczna proteza lewej ręki / szpetne blizny na klacie i jeszcze szpetniejszy tatuaż "fillin are my live" na przedramieniu / pachnie czarodidasem ale ładniej niż august
Punkty wytrzymałości: 11 Literka:I - wielkórka Wróżenie:20+1-40=-19 Efekt: z I etapu super moc i pewność siebie, +1 do wytrzymałości / z II etapu - faun mnie wydupia do innego zwierzęcia
Chociaż chciałby, to nie potrafił znaleźć odpowiedzi na pełne trwogi pytania Jess, która zdawała się dostrzegać znacznie większą niż on tragedię w tej polanie usianej martwymi stworzeniami - dla niego ten widok był zwyczajnie odpychający i nieprzyjemny, ale aż tak druzgoczący. Mógł tylko próbować jakoś ją pokrzepić, łapiąc jej dłoń, kiedy tylko poczuł jej palce zbłąkane gdzieś przy swoich i nawet jeśli nie był w stanie przekazać w ten sposób zapasu bezmyślnej, gryfońskiej brawury doskonale przydatnej w takich sytuacjach, to miał nadzieję, że przekaże chociaż odrobinę wsparcia. - Przynajmniej to nie ludzie - rzucił wątpliwe pocieszenie, ale naprawdę przyszło mu do głowy, że równie dobrze to oni mogliby tutaj teraz leżeć i stanowić materiał do wróżenia dla tych wszystkich harpii i faunów; ścisnął mocniej dłoń Smith i pociągnął ją lekko w stronę najbliższego zwierzęcia, upewniwszy się najpierw, że nie przypomina ono swoim kształtem ani człowieka ani żadnego członka jej menażerii, chcąc chociaż m i n i m a l n i e ułatwić jej to nieprzyjemne zadanie. Tak jak się spodziewał, wiedziała o tym kontrowersyjnym sposobie przepowiadania przyszłości całkiem sporo - a przypominanie sobie istotnych faktów i dzielenie z nim wiedzą zdawało się skutecznie odciągać myśli dziewczyny od martwej wiewiórki. On zaś słuchał - jak zwykle, kiedy Dżesika rozpoczynała monolog - z uwagą i nawet wzrokiem myślą skalanym, co nie zdarzało się często, a do tego niespecjalnie przejęty faktem, że słowo haruspicja słyszy po raz pierwszy i że nie ma pojęcia, kim do chuja byli Hetyci. Kiwnął zachęcająco głową na znak, że zarejestrował te informacje i żeby kontynuowała, bo czekał aż przejdzie do jakichś konkretów, a sam w międzyczasie próbował rozpracować najlepszy sposób na zbadanie szczegółów wnętrzności wiewiórki. - Wątroba i gwiazdozbiory, yyy, jasne - powtórzył po niej machinalnie, żeby lepiej te istotne wiadomości zapamiętać i... oczywiście się pospieszył, bo zanim Jess zdążyła przejść do jeszcze bardziej praktycznych porad, on już zdążył rozwalić cały żołądek stworzonka i tym samym zaprzepaścić szanse na wyczytanie z nich przyszłości. Nie żeby sądził, że gdyby tego nie zrobił, to miałby jakiekolwiek szanse. - No kurwa... to nie mogłaś zacząć od tego, że trzeba poczekać - jęknął, mimowolnie przerzucając na nią pretensje do samego siebie za to zbyt pochopne działanie, ale zamiast gniewnie, to spojrzał na Dżesikę trochę... bezradnie. Czuł się jak dziecko we mgle, w dodatku takiej krwawej i obrzydliwej - i mnóstwo by oddał, żeby teraz zamiast tutaj, siedzieć sobie na luzie w domku pod kocem, grać sobie z nią w jakieś gargulki i pić herbatkę a nie grzebać w trupach; no, ale było już za późno, żeby się wycofać. I zdecydowanie nie wypadało mówić na głos, że żałuje że tu przyszli i zafundowali sobie tą wątpliwej jakości rozrywkę. Odchrząknął, starając się przybrać rzeczowy ton. - Czyli co... mamy się na to po prostu gapić, nic nie robić? - upewnił się, bo musiał sobie przetłumaczyć interpretację prodigiów z angielskiego na angielski, i nawet posłusznie wbił wzrok w swojego rozbebeszonego wielkióra. Nie dostrzegł jednak n i c poza oblepiającą flaki treścią jego żołądka, a z procesu wypatrywania znaków dosyć szybko wyrwał go łoskot upadającej na tyłek Smith. Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej się podnieść do względnego pionu, żeby nie daj Merlinie nie dostała wilka od siedzenia na zimnej, zakrwawionej trawie. - Pojebane, avalońskie gówno - uściślił, doceniając jej wkład w tą błyskotliwą myśl i to, że się z nim zgadzała - Eh, Jessica, co my robimy... Kolorowe mroczki? Ee, miałaś jakąś wizję? Nie no, ja nic nie widzę. Chyba się do tego, kurwa, nie nadaję - skonstatował, wzruszając ramionami i był gotów na to, by zwyczajnie się poddać, bo nie miał zamiaru dłużej gapić się w wiewiórcze flaki. Wtedy - znienacka - poczuł, jak za chabety łapie go jakiś bojowy faun i ciągnie przez pół polany jak bramkarz wypierdalający kogoś z klubu (bardzo przykre, upokarzające uczucie). Na nic się zdały Bodzia protesty - faun w mig zawlókł go pod zwłoki innego stworzenia i kazał zabrać się za wszystko od nowa, porządnie, bo inaczej pożałuje. Podniósł się z trawy, na którą został bezceremonialnie wyjebany i jego wzrok padł na... T R O L L A. Zajebiście. Super. Lepiej być nie mogło. Troll był wielkości jego domu rodzinnego. - Jaja se kurwa robisz??? - rzucił do fauna, który miał w głęboko kopytach jego komentarze i dawno już zniknął pośród tej masakry - oraz wcale sobie nie żartował. Rozejrzał się więc za Dżesiką, z nadzieją że poszła za nimi i nie zostawi go samego w tej niedoli. Nie żeby miał sobie nie poradzić sam, wiadomo. Ale... razem raźniej.
Punkty wytrzymałości: 9 - 2 (za 20+pkt ONMS) = 7 Literka:I Wróżenie:17 + 7 = 24 Efekt: I: Amortencja / II: Zostaję ćpunką przez avalońskie ziele
Rzeczywiście, wraz z uściskiem dłoni chłopaka nie odnalazła ni krzty brawury - widocznie jednak jego palce doskonale przewodziły pokrzepienie, bo Jess niejako zakotwiczyła się w rzeczywistości, a i łzy zniknęły jej spod powiek, klarując spojrzenie. —Jeszcze nie... — dopowiedziała, na uwagę Boyda odnośnie ludzi - pozerkując przy tym znacząco na ołtarz na środku polany, który zostawili już za sobą. Szybko jednak ucięła napływające jej do głowy możliwości i potencjalne scenariusze, a i Gryfon nie zwlekał, nie pozwalając jej jeszcze bardziej rozgrzebywać (heh) masowego mordu i stojącego za tym motywu. Oboje podjęli - marne i raczej bezowocne - próby haruspicji (co brzmiało zdecydowanie lepiej niż wyciąganie flaków i interpretacja węzełków na jelicie grubym), gdzie Jess - z równie marnym skutkiem - próbowała wejść w rolę mózgu tej operacji. Była jednak w tym wszystkim tylko jak samoczytająca się książka - a nie rzeczywisty nauczyciel. — Zacząć to w ogóle powinniśmy od tego, że z reguły wróżyło się z wnętrzności owcy albo kozy, a nie przerośniętych gryzoni... — mruknęła, rzucając jednak Boydowi przepraszające spojrzenie - w tym samym momencie, gdy ten zerknął na nią z bezradnością. Nie mogła zrobić nic innego, jak się do chłopaka po prostu uśmiechnąć - kiedy nagle dopadł ją absurd sytuacji, gdzie oboje po łokcie siedzieli we wnętrznościach dużych wiewiór. O mało się gorzko nie roześmiała. Jednocześnie w jej głowie zrodziło się momentalnie jedno przekonanie - jeśli tylko wrócą z tego, pożal się Morgano, rytuału w jednym kawałku - już nigdy nie miała zamiaru jakkolwiek przyłożyć ręki do krzywdy zwierząt. Nagle na myśl o Fairwynach i ich polowaniach na rdzenie, zrobiło jej się jeszcze bardziej niedobrze. Może i odpowiedziałaby na pytanie o plan działania - ale była zbyt zajęta powstrzymywaniem swojego obiadu od opuszczenia jej żołądka. A kolorowe plamy absolutnie jej w tym nie pomagały. — Dzięki — wykrztusiła ledwo, skwapliwie korzystając z pomocy towarzysza, żeby podnieść się do pionu. — Żadnej wizji... to nawet obrazy nie są. Nie wiem, może moje trzecie oko też potrzebuje okularów — próbowała jakoś ich kiepskie położenie podbudować równie kiepskim żartem - kiedy dosłownie znikąd zjawił się rosły faun, który bezceremonialnie porwał Callahana za fraki. Serce momentalnie skoczyło Smith do gardła. — Do prdele, ja tylko żartowałam o tych ludziach w ofierze! — zaklęła, na chwiejnych nogach podążając niemal krok w krok za kopytnym, gotowa w razie czego wyciągnąć różdżkę i zwyczajnie rozgonić towarzystwo - bo czara goryczy niebezpiecznie się zapełniała. W najgorszym wypadku oboje pójdą pod nóż... Ale jak się okazało, nie chodziło o nich - tylko o trolla. Wyminęła dość koślawo kolejne truchła i sterczących nad nimi innych pomyleńców - w czas dołączając do Boyda, by w niemym szoku przyjrzeć się OGROMNEMU cielsku. — N-Nie sądziłam, że bembeny rosną do takich rozmiarów... — Musiała zmrużyć oczy - jakby to rzeczywiście mogło pomóc jej w opanowaniu różnobarwnych rozbłysków. Z powątpiewaniem łypnęła na wyraźnie skonfundowanego - jak ona sama - chłopaka. Chwyciła go za rękaw bluzy, delikatnie ciągnąc do siebie. — Jeśli nie chcesz, to... nie musisz. Bembeny nie są roślinożerne jak wielkórki — zaczęła delikatnie, obawiając się jaką bombę biologiczną może mieć w sobie truchło trolla.
Punkty wytrzymałości: 14 Literka:EWróżenie:37 + 20 = 57 Efekt: grzebię w pegazorożcu i mam się odezwać do Augusta, bo nie wiem co mnie czeka, a po drineczku mam super odporność na ból!
Coś, co miało w nazwie krew, w żadnym wypadku nie brzmiało mądrze, ale Brooks najwyraźniej, jak na Krukonkę, nie była wyjątkowo lotna. Mogła jedynie mieć nadzieję, że tym razem szczęście się do niej uśmiechnie i nic jej się nie stanie. No i że August w razie czego stanie na wysokości zadania.
- A Darren to co? Magipogotowie weterynaryjne? Nie ma nic za darmo, Edgcumbe. Dom i zwierzaki to transakcja łączona. Chcesz chatę, to sprzątaj kuwetę – odpowiedziała, wyciągając korek z fiolki. Nie spodobało się to jej towarzyszowi, który strofował ją za obalenie na raz buteleczki z nieznaną nikomu zawartością. Może i słusznie, ale co mogła poradzić, skoro magia ją do tego zmusiła? Wzruszyła tylko ramionami i pokiwała głową na słowa Szkota, kiedy ten nagle zamilkł. Kiedy się odwróciła, jego już nie było, bo pląsał wesoło z jakąś harpią i po chwili kompletnie zniknął jej z oczu. Zachowała się tak dla odmiany rozsądnie i zamiast szukać tańcującej dwójki, opuściła tłum i stanęła nieco na uboczu, aby łatwiej było ją znaleźć. I po dłuższej chwili, która w jej wyobrażeniach trwała całą wieczność, została odnaleziona. Z niedowierzaniem patrzyła na poranione dłonie chłopaka, zastanawiając się jednocześnie, w co takiego ich wplątała.
- Jasne – powiedziała, wyciągając różdżkę i zajmując się dłońmi przyjaciela. Najpierw elegancko zasklepiła zadrapania, a potem dokładnie opatrzyła dłonie bandażem. Dzikie pląsy z harpiami i picie dziwnych eliksirów stanowiły jedynie preludium do tej wykręconej imprezki. Trafili bowiem na polankę pełną… martwych stworzeń. Okazało się, że mieli wróżyć z ich wnętrzności.
- Na węża Salazara… przepraszam, że cię tu zabrałam. – Posypała głowę popiołem. Było to dalekie od tego, jak wolałaby spędzić z nim czas. Skoro jednak już tutaj byli, a alternatywą było ponowne przebijanie się przez creeperski tłum, to nie było zbytniego wyjścia. Dziewczyna podwinęła rękawy krukońskiej bluzy i niepewnie podeszła do martwego pegazorożca. Od razu uderzył ją w nozdrza zapach truchła i niemal nie zwróciła eliksiru, który nie tak dawno przecież wypiła. Rozejrzała się dookoła, patrząc na poczynania innych i z niechęcią wcisnęła dłonie w bebechy, szukając… no właściwie to nie miała pojęcia czego. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że teraz to już w ogóle nie w głowie był jej quidditch, ani rozterki sercowe.
- Mmmm... - Przymrużyłam oko, oceniając poziom skuteczności wymówki. Jakoś bardzo idiotycznie to nie brzmiało, ale wątpiłam, by było to skuteczne w przypadku ofiary z krwi. Pokręciłam przecząco głową z delikatnym uśmiechem, niemalże w tym samym momencie co puchonka. Parsknęłam, widząc, że doszłyśmy do podobnego zdania. Przez te kilka lat w szkole zdążyłam zauważyć, że nauczyciele dawali się nabrać na wiele rzeczy, ale to by na pewno nie przeszło. Mój komentarz, rzucony pół żartem, pół serio widocznie ugodził w uczucia Scarlett. Przynajmniej wskazywała na to nie w pełni zadowolona mina. Pozostawiłam to bez komentarza, nie chcąc niepotrzebnie pogorszać sytuacji. Każdemu wolno raz na jakiś czas zaszaleć, tak przynajmniej raz na dwa dni. - Drzewo chroniące przed upadkiem z jego gałęzi? - Była to ciekawa teoria, która w obecnej sytuacji brzmiała całkiem prawdopodobnie. Szerokie gałęzie były bardzo wygodne, co prawda nie wspinałam się na każde pierwsze drzewo, ale wątpiłam, by inne były równie uprzejme w swojej gościnności. - Wiesz co, ja tu chwilę jeszcze zostanę. - Odpowiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. Było tu urokliwie i jak już wylazłam na drzewo to nie chciałam zaraz po tym z niego schodzić. Pomachałam dziewczynie na odchodne i odprowadziłam ją wzrokiem. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że mogę mieć problem z zejściem z drzewa. Czym to jednak było wśród kłopotów z ostatnich dni?
C. szczególne : irlandzki akcent / super magiczna proteza lewej ręki / szpetne blizny na klacie i jeszcze szpetniejszy tatuaż "fillin are my live" na przedramieniu / pachnie czarodidasem ale ładniej niż august
Punkty wytrzymałości: 11 Literka:B Wróżenie:82 Efekt: z I etapu super moc i pewność siebie, +1 do wytrzymałości / z II etapu - faun mnie wydupia do innego zwierzęcia a przy drugim juz nic
Zacząć to powinni od tego, że przyjście tutaj i babranie się w zwłokach było idiotycznym pomysłem, a jakiekolwiek wróżenie było w ich przypadku od początku skazane na niepowodzenie, bez względu na to czy robiliby to z pomocą owiec czy wiewiór. W końcu tacy z nich byli wróżbici jak z pegaziej dupy kociołek. Zachował jednak te gorzkie refleksje dla siebie, z braku lepszego pomysłu czy rozwiązania kontynuując to, co zaczął i odwzajemniając blado uśmiech Jessiki, bo koniec końców był zwyczajnie wdzięczny losowi, że wrzucił go w te okoliczności w jej towarzystwie. Było coś krzepiącego w jej rzeczowym rozkminianiu zwyczajów starożytnych ludów i trudnych słowach, których nie do końca rozumiał, coś, co dawało mu pewność, że nawet gdyby miał cały ubabrać się zwierzęcymi flakami, to ostatecznie prędzej czy później cała ta akcja się skończy, a kiedyś będą ją wspominać i zastanawiać się, jak bardzo musiało ich pojebać, żeby wziąć udział w czymś takim. Może nawet będą się śmiać z własnej głupoty... kiedyś. Albo teraz - bo chociaż nie było mu zbyt wesoło, to chcąc nie chcąc parsknął pod nosem na absurdalne słowa o trzecim oku. - Widzisz, w końcu znalazłaś coś, z czym nawet tłumaczki sobie nie poradzą. Język wiewiórczych flaków - odparł, zanim ostatecznie poddał się w dalszym wróżeniu i został wywleczony przez fauna prosto do swojego nowego... obiektu badań w akompaniamencie rozbrzmiewającego z tyłu dżesikowego do prdele. Ku jego uldze, Smith prawie natychmiast znalazła się w pobliżu; wymienili mocno skonsternowane spojrzenia, przyglądając się chwilę ogromnemu trupowi. - Ja sądziłem, że wyczerpałem już zapasy życiowego pecha, ale widzę, że chyba, kurwa, nie - skwitował, tak zapatrzony w cielsko trolla i zamyślony nad tym, w jaki niby sposób ma zobaczyć w nim cokolwiek, że bezwiednie dał się Dżesice odciągnąć kawałek. - Co? Nie no. Muszę właśnie, inaczej będziemy musieli zawrócić i wszystko pójdzie na marne - przypomniał jej, wyswobadzając rękaw z jej dłoni i wrócił bliżej bembena, by stanąć nad nim (albo raczej pod?) zasępiony, podparty pod boki jak majster na budowie, kontemplujący malowniczo spierdoloną robotę. Niby myślał - a tak naprawdę odwlekał nieco moment zajrzenia we wnętrzności trolla. Z drugiej strony, im szybciej tym lepiej. Odwrócił się do Dżesiki i orzekł dziarsko: - Dobra, kurwa, no przecież mnie nie zeżre, jak nie żyje. Co najgroszego może się stać? - na pewno nic, co mogłoby przebić jego dotychczasowe przygody - Poczekać aż wypłynie, nie rozjebać żołąka i szukać wątroby, proste - wymamrotał jeszcze do siebie plan działania, machnął Jess jakby na pożegnanie i dosłownie wlazł w rozcięty wpół brzuch trolla. Interpretował prodigia - to znaczy, wymazał się cały wydzielinami z wnętrza trupa i na chwilę zaplątał w jelitach, całkiem dzielnie dając sobie przy tym radę z otaczającym go paskudnym smrodem. Dogrzebał się jakoś do potężnej wątroby, przekrzywił głowę, zmrużył oczy, pomyślał o gwiazdozbiorach i... przed oczami nagle jakby zamigotały mu różne barwy. Kolorowe mroczki, o których mówiła Jessica. Aż zakręciło mu się w głowie od tych wrażeń; poczekał chwilę, aż uznał, że na nic więcej raczej nie może liczyć, a poza tym wnętrze trolla cuchnęło naprawdę okrutnie, dlatego czym prędzej zaczął wydostawać się z brzucha. W końcu stanął przed Jess może i wyglądający jak obraz nędzy i rozpaczy, pokryty krwistą mazią, ale za to... no w sumie nie, nie było żadnej pozytywnej strony. - No... widziałem kolory - zrecenzował krótko, usiłując odetchnąć głębiej świeżym powietrzem, niestety, niewiele to pomogło bo miał wrażenie że trupi smród wypełniał już całą polanę; rozejrzał się przy tym pobieżnie dookoła, jakby sprawdzając, czy żaden faun znów się do niego nie przypierdoli i nie każe mu zaraz eksplorować wnętrzności smoka.
Ostatnio zmieniony przez Boyd Callahan dnia Sob Sie 06 2022, 14:47, w całości zmieniany 1 raz
Punkty wytrzymałości: 7 Literka:D Wróżenie:35 Efekt: -2 wytrzymałość (1 etap), teraz niszczy mi dłonie i muszę je uleczyć
Carly nie wiedziała do końca, co się dookoła niej dzieje, wirowała w tańcu, tracąc z oczu minę, później nawet swojego starszego brata, co wcale nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę jego wzrost i posturę. Ocknęła się z dziwnego letargu dopiero, kiedy usłyszała głos Jamiego i ostatecznie wyrwała się z kręgu, w którym tańczyła, by się do niego zbliżyć chwilę po tym, jak została mu udzielona pomoc medyczna. Odetchnęła z ulgą, bo mimo wszystko zaczęła się martwić tym, co dokładnie spotkało jej brata, teraz jednak wszystko wskazywało na to, że wszystko zmierzało w dobrą stronę. Oczywiście, to mogło być jedynie pozornym odczuciem, bo to wesele zaczynało zakrawać na jakieś wariactwo. - Dobrze, masz rację, zdecydowanie nie o takim weselu marzę - przyznała, ujmując brata pod ramię, by ostatecznie pociągnąć go w stronę Miny, którą w końcu dostrzegła, próbując zorientować się, co się dzieje. W tej samej chwili dotarło jednak do niej, że oto wszędzie pełno jest martwych zwierząt, na co mimowolnie się skrzywiła, dochodząc do wniosku, że był to bardzo mało apetyczny obraz. Oczy wybałuszyła zaś dopiero, kiedy kazano im wróżyć z tych porozrzucanych zwłok. - Ktoś tu ma chyba bardzo nie po kolei w głowie - stwierdziła i zacmokała, sięgając do pierwszego z martwych zwierząt, zatrzymując się jednak w pół ruchu. - Patyk, przyda mi się jakiś patyk, jeśli mam w tym grzebać. Nie sądzę, żeby zrobienie z tego podrobów miało jakiś sens, pewnie by śmierdziały - uznała, wzruszając lekko ramionami, a potem faktycznie rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś kijka, który miałby się okazać użyteczny. Naprawdę nie marzyła o tym, żeby babrać się we wnętrznościach czegoś, co nie wiadomo kiedy i jak właściwie umarło, tym bardziej że przedstawiało sobą raczej, cóż, marny widok. - Ja to z tego mogę wywróżyć co najmniej wymioty i rozwolnienie - zakomunikowała, zaciskając palce na nosie, nagle, całkiem nieoczekiwanie, zaczynając widzieć jakieś kolorowe plamy, co spowodowało, że wykonała błędny ruch i dotknęła paskudnego mięsa, czy raczej tego, do czego udało jej się dogrzebać, co wcale takie proste nie było. Wysunęła język, jakby faktycznie chciała zwymiotować, otrzepując dłonie i w tej właśnie chwili zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo był to zły pomysł. Poczuła, jak skóra zaczyna ją palić, niemalże do żywego, lewa ręka, która wciąż była osłabiona, momentalnie znalazła się w gorszym stanie, a ona zdała sobie sprawę z tego, że na skórze zaczynają pojawiać się jej czerwone plamy i bąble, które sprawiały wrażenie, jakby całkowicie spaliła ciało. Przeszły ją dreszcze, pojawiła się jej gęsia skórka, a później zasyczała z bólu, siadając na ziemi, nie przejmując się krwią i wszystkim, co dookoła niej się znajdowało. - AUA! - zawyła, gdy ból stał się jeszcze mocniejszy.
Punkty wytrzymałości:10 Literka:H Wróżenie:44 Efekt: harpiuję się, cuchnę zgnilizną 84 dni, dostaję +1 z gotowania i zostaję kasztaniarzem forka
- Zamknij się - burknął od jojczącej mu coś nad uchem Irvette i z ulgą zarejestrował, że już zbliża się do nich jakiś typek o aparycji może nie wzbudzającej zaufania, ale najwyraźniej chętny i przede wszystkim zdolny do pomocy. Podziękował mu trzy razy, bo raz-dwa postawił Irv na nogi, po czym poczekał cierpliwie, aż ta doprowadzi się znów do ładu, bo wiadomo, że w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia najważniejsza jest nienaganna fryzura. A potem, kiedy siostra podjęła rozpoczęty podczas tańca temat, zamienił się w słuch... zużywając przy tym dosłownie całą pozostałą w nim energię życiową i siłę woli, żeby powstrzymać oczy od wznoszenia się ku niebu, a usta od wtrącania w monolog dziewczyny niekoniecznie uprzejmych uwag. Nie było to proste - ale jakimś cudem mu się udało. Wieść o tym, że będzie zmuszony spotykać Irwetę na szkolnych korytarzach zdziwił go dużo bardziej niż informacja, że dziewczyna pełni jakąś niesamowicie ważną rolę w szkolnej hierarchii, w końcu kto jak kto, ale ona ze swoim bezdusznym podejściem do wielu spraw i towarzyszącym wszędzie perfekcjonizmem nadawała się do roli związanej z pilnowaniem porządku wręcz idealnie. Starannie jednak ukrywał zaskoczenie, wręcz nie miał na nie czasu, bo natychmiast po przedstawieniu w rozmowie pojawiło się rozwiązanie. Dokładnie takie, jakiego mógłby się spodziewać. - Układ czysto formalny - potwierdził, kiwając głową - A to, z kim i o czym będę rozmawiał, to już moja sprawa - dodał, gotów na kompromisy i naprawdę chcący się dogadać, ale mimo wszystko nie mógł pozwolić na to, żeby Irweta zaczęła wchodzić mu na głowę ze swoim rządzeniem się. Nawet jeśli rzecz jasna nie miał zamiaru poruszać z nikim tego tematu, to bynajmniej nie dlatego, że ona tak stwierdziła. Kwestię panny Walsh i wszystkich innych panien przemilczał, bo doskonale wiedział, że to tylko prowokacja mająca na celu wytrącić go z równowagi i z całego zdania wysupłał tylko jej zgodę na normalną rozmowę, która, mimo tego że Irvette w obecnym monologu była niesamowicie irytująca, to jednak w jakiś sposób go ucieszyła. - Dobrze. Powiadom, kogo uważasz za stosowne, ja nie mam zamiaru się narzucać ani matce ani Aoife ani nikomu. Z bliźniakami porozmawiam, jeśli będą w ogóle chcieli, bo przecież wcale nie muszą. - oznajmił - Naprawdę myślisz, że zrobi im to jakąkolwiek różnicę? - szczerze w to wątpił; skoro przez tyle lat zdążyli przyzwyczaić się do jego nieobecności i nikt nie miał nic przeciwko, to zakładał że teraz też będzie im wszystko jedno. Ustalenia dobiegły końca, a oni znaleźli się na polanie pełnej martwych zwierząt - jakby nagle przenieśli się z Avalonu do rzeźni o wyjątkowym braku poszanowania do standardów higieny. Widok i zapach były bardzo nieprzyjemne, ale bardziej przejął się tym, że nadszedł czas na wróżenie z wnętrzności - przecież nie miał pojęcia, jak się za to zabrać. - Może wywróżę, jak długo wytrzymasz bez podnoszenia na mnie różdżki - mruknął i przykucnął przy leżącym nieopodal świnksie, od razu zabierając się do przeglądania świńskich flaków. Unoszący się nad stworzeniem zapach zgnilizny był trudny do zniesienia - ale do przeżycia. Jak życie w domu de Guise'ów. Nie miał pojęcia co robi, ale grzebał dzielnie w brzuchu świnksa, przyglądając się układowi jego organów, aż wreszcie przed oczami zaczęły błyskać mu najróżeniejsze kolory, nie układające się jednak w żaden konkretny kształt. Czy tak powinno być? Nie wiedział, więc obejrzał się przez ramię, żeby spytać Irvette, jak sobie radzi. Siostra jednak... zniknęła z pola widzenia.
Punkty wytrzymałości: 11 (nic nie tracę, nic nie zyskuję) Literka:B + 2 Wróżenie:83 + 6 za kuferek = 89 Efekt: Wymiotuję podwójnie po wycieczce do wnętrza trolla, a po poprzednim mam zaleczone przez Brewera harpiowe rany.
Gdyby choć trochę zainteresował się tym, co się z nią działo, albo pomyślał jak mogło wyglądać ich życie po uciecze z Francji to może nie dziwiłby się, że Irvette musiała odłożyć na chwilę edukację na bok, żeby pomóc rodzinie osiedlić się w nowym kraju. Jak widać jednak nic podobnego nie miało w jego głowie miejsca. Cieszyła się, że doszli do względnego porozumienia, ale dodane przez Stéphane`a słowa sprawiły, że krew w żyłach dziewczyny zawrzała, a jej oczy natychmiast zrobiły się czarne jak noc. -To nie są pertraktacje, Stéphane. - Syknęła, nawet nie próbują kryć swoich prawdziwych emocji. -Jeśli myślisz, że się nie dowiem, co knujesz, to się grubo mylisz. Mam oczy i uszy wszędzie i zdecydowanie nie jestem już tą małą dziewczynką z naszego Chateau. Nie próbuj ze mną zadzierać, bo szrama na drugim policzku będzie Twoim najmniejszym zmartwieniem. Poświęciłam wiele żeby nasza rodzina miała tu godne życie, podczas, gdy Ty hulałeś sobie z jakąś mugolką i gotowałeś jej obiadki. - Kipiała chłodem i złością, co głównie odbijało się w jej oczach, ale i zdecydowanie pewniejszej postawie. To, że gdzieś głęboko cieszyła się z tego, że znów go widzi nie oznaczało, że ma zamiar pozwolić mu zrujnować lata jej ciężkiej pracy. -Nie wiem, ale przynajmniej będą przygotowani na nowy rok szkolny i będą mogli podjąć własną decyzję. - Odpowiedziała już nieco bardziej beznamiętnie, bo nie miała zamiaru wpływać na zdanie swojego rodzeństwa. Nagle otoczenie uległo zmianie, a odór zgnilizny uderzył Irv z taką siłą, że aż poczuła odruch wymiotny. Patrząc, gdzie rusza jej brat, zwróciła się w przeciwnym kierunku w stronę.. Trolla. Niestety, istota była tak wielka, że w końcu dziewczyna zrozumiała, że jedynym rozwiązaniem jest wejście do wnętrza jego brzucha i próba wywróżenia bezpośrednio u źródła. Już na wejściu jej delikatny żołądek nie wytrzymał i zwróciła obfite śniadanie, ale szybko podniosła się i wzięła do roboty. W jej głowie zaczęły wirować jakieś kolory, a im dłużej skupiała się na wróżbie, tym bardziej bolały ją od tego skronie. Ten fakt w połączeniu z duszącym odorem sprawił, że Irvette po raz kolejny zwróciła i to przechyliło szalę. Dziewczyna w końcu opuściła wnętrze trolla wyglądając dosłownie jakby była przeżuta. Nic więc dziwnego, że w miarę możliwości pierwsze, co zrobiła, to spróbowała doprowadzić się znów do ładu.
______________________
When writing the story of your life, don’t let anyone else hold the pen
Punkty wytrzymałości: 3 (było 8, ale -3 za kuferek i pracę oraz -2 za wróżenie, wciąż się trzymam, choć blisko porzygu) Literka:G Wróżenie:61 Efekt: wyryte na dłoni imię "Aleksandra", śmiech Pooki prześladuje w snach
Cieszył się, że Max pomógł Mulan i nie miało znaczenia jak niegroźnie wyglądały jej rany. Wciąż nie było to coś, co był w stanie zaakceptować, czując irytację na samego siebie. Jednocześnie był zadowolony, że chociaż Olę udało mu się wyciągnąć i znów byli w grupie. No, do czasu, aż Max pobiegł leczyć innych, co naprawdę działało na jego korzyść, jako uzdrowiciela z prawdziwego powołania. Niemniej, Longwei cieszył się, gdy wrócił do nich i znów byli w czwórkę, mając pewność, że zdoła ich jakoś upilnować, choć prawdę mówiąc, sam nie był pewien, kto tak naprawdę jest opiekunem. Rozejrzał się wokół, próbując zrozumieć, od czego oddzielał ich tańczący tłum i poczuł, że nieznacznie go mdli od ilości krwi, choć jednocześnie nie chciał się wycofywać. Nie, jeśli nie mieli wracać wszyscy. Spojrzał jedynie na Mulan, gdy widział, że ta ociąga się co do podjęcia decyzji, więc jedynie cicho powiedział, że idzie za Maxem. - Znasz się na wróżbiarstwie? - spytał studenta, słysząc jego komentarz, a w jego głównie brzmiało zdumienie. Chciał powiedzieć coś więcej, ale zatrzymał się gwałtownie, gdy zdał sobie sprawę, że tuż przed nim jest ciało Pooki, z którego kazano mu wróżyć. Przez chwilę spoglądał na wszystkich wokół, aby ostatecznie pochylić się nad otwartymi wnętrznościami skrzata, który wyglądał, jakby miał bliskie spotkanie z młodymi rogogona węgierskiego. Nigdy nie był zwolennikiem wróżenia i choć rodzina jego ojca wierzyła w różne rzeczy, on sam wychodził z założenia, że znajomość przyszłości jest przekleństwem. Teraz za to wpatrywał się we flaki skrzata, czując, że coś się przed nim otwiera. Efekt trwał mimo charczącego śmiechu stworzenia, które powinno być martwe. Longwei podejrzewał, że było takie, a on być może poruszył coś, co wywołało dźwięk podobny do śmiechu. W to w każdym razie starał się wierzyć. Być może podążyłby dalej za tym dziwnym uczuciem, jakie towarzyszyło mu w trakcie wróżenia, gdyby nie usłyszał przekleństwa Maxa. Spojrzał od razu w jego stronę, tracąc zainteresowanie otoczeniem, a widząc dziwne zadowolenie harpii i wyraźnie złamany palec znajomego, ruszył ku niemu. - Na chwilę spuścić z ciebie wzrok i już masz problemy. Od teraz trzymamy się za ręce, żeby na pewno się nie rozdzielić - odezwał się do Maxa, aby bezceremonialnie złapać go za zdrową rękę, odciągając ich jak najdalej, byle odsunąć się od tańczącego tłumu i łamiącej palce harpii.
Punkty wytrzymałości: 7 – 3 (kuferek i praca z żywymi stworzeniami) – 2 (kostka ponownie na pierwszy etap) –> 2 Literka:C Wróżenie: nie dotyczy, wracam przez tańczący tłum Efekt: po evencie zmieniam bogina, a na ręce przez rok będzie wyryte imię Longweia
Im dłużej tkwiła w tym całym szaleństwie, tym mniej jej się to wszystko podobało. Już sam taniec z boginem powinien sprawić, że uciekłaby z krzykiem gdzie pieprz rośnie, a nie takiego nie miało miejsca i zamiast tego czuła się nawet dziwnie zespolona ze swoim koszmarem. Normalne to to na pewno nie było, ale nie nie mogła poradzić na to, że nie czuła przerażenia, które powinno jej w tej chwili towarzyszyć. Nim się obejrzała została zresztą porwana do tańca przez Longweia i wszystko byłoby naprawdę świetnie gdyby nie to, że okazało się, że ich dłonie były po tym całe zakrwawione. Nawet nie wiedziała, jak można by to sensownie wytłumaczyć. Zapewniła tylko, że nic się nie stało i zajęła się usuwaniem krwi, dostrzegając przy tym na ich dłoniach wyryte imiona. Nie zrobiła z tego jednak wielkiego halo, uznając po prostu, że zapewne zaraz znikną i będzie po problemie. Bo przecież nie miała się czego obawiać, prawda? Była w wielkim błędzie. Dalsza część tego wesela okazała się być jeszcze gorsza i przerastała jej możliwości. Po tym jak już udało im się uwolnić z tłumu tańczących, ich oczom ukazał się okropny widok. Na całej polanie były nieżywe zwierzęta. Nie jedno czy dwa. Cała masa prawdopodobnie brutalnie zamordowanych stworzeń. Była w takim szoku, że aż zatrzymała się w pół kroku i wzięła urywany oddech, czując, jak zaciska jej się gardło. Nie mogła na to patrzeć. Nie mogła w ogóle zrozumieć, jak ktoś mógł się posunąć do czegoś takiego, jak ktoś mógł być tak okrutny. Czym prędzej odwróciła wzrok od krwawej sceny i przeniosła go na swoich przyjaciół, aby po chwili oznajmić, że wraca. Że nic ją nie obchodzi czy w ogóle może to zrobić, ale nie da rady iść dalej, a tym bardziej wróżyć we wnętrznościach. Na samą myśl było jej niedobrze. Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Wycofała się i weszła ponownie w tłum tańczących postaci, który w porównaniu do tego co widziała przed momentem był dosłownie niczym. Nawet nie przejęła się zbytnio, kiedy została wytknięta na środek jakiegoś dziwnego kółka różańcowego gdzie najwyraźniej oczekiwano od niej jakichś tanecznych popisów. W tym niestety nie była najlepsza, więc zgromadzeni wprost ją wyśmiewali i wytykali palcami, a w dodatku w jej głosie pojawiły się najgorsze wspomnienia, ale jeśli miała być szczera, to już wolała to od wróżenia z wnętrzności zabitych stworzeń. Sama tego wizja ją przerastała.
Punkty wytrzymałości:9 - 3 (cecha) - 2 (ONMS) = 4 Literka:H Wróżenie: 77 + 23 (kufer) = 100 Efekt: imię Viro na dłoni; do grudnia śmierdzą mi ręce
Wiedział, że możliwości magii były praktycznie nieskończone, a i tak trudno było mu uwierzyć w tak perfekcyjną iluzję i aktorstwo; nikt się nie wyłamywał z roli, a ciężka atmosfera oddziaływała na wszystkie zmysły. Wątpliwości odkładały się w jego umyśle, dopóki sam nie podjął decyzji o ich ignorowaniu - Avalon miał być w końcu celtyckim rajem, do którego nie pasowało barbarzyńskie przelewanie krwi tak wielu zwierząt. Nawet lekki uśmiech pojawił się w kącikach jego warg, gdy Virowe palce wkradły się w jego włosy i kolejne zapewnienie osłodziło nieprzyjazną scenerię. - Nie mógłbyś być po alkoholu bardziej agresywny albo żenujący, a mniej kochany? - zamarudził cicho, przewracając oczami. Viro upijał się w najlepszy dla siebie sposób, bo wobec uroczych deklaracji, maślanych oczu i następującej adoracji trudniej było się Ezrze w pełni zezłościć - a to zdecydowanie było najgorsze. I jeżeli nawet alkohol oddziaływał na ruchy partnera, to zdecydowanie bardziej widoczne było to przy wolnym tempie spaceru niż w tańcu. Ledwie zdjął orbis z ich rąk, by skontrolować ranę, a już tego żałował; krąg tańczących szybko zamknął się za harpią porywającą Viro, odcinając drogę przejścia. Zaklął pod nosem, kalkulując w głowie, czy użycie zaklęcia by rozepchnąć tańczących mogło obrócić się przeciwko niemu - dopóki pierścienie nie dały mu wglądu w chaotyczne myśli Viro, przesiąknięte bardzo prowokującym zachwytem. Rysy jego twarzy wyostrzyły się pod naporem zazdrości i złości, bo o ile mógł zrozumieć pojedyncze westchnięcia do nieprzemijającej urody Perpetui, o tyle porywającą do tańca wilę szpeciły już harpie elementy, więc trudno było w istocie zrzucić to na ponadnaturalny urok tych istot. - To baw się, kurwa, dobrze - mruknął pod nosem, nie mając pojęcia, jak wiele z jego emocji może dotrzeć do otumanionego umysłu Viro ani jakie mógłby jeszcze przypadkiem wyłapać, więc na moment zsuwając z palca pierścionek i samotnie wychodząc poza tańczących. Czuł się wyjątkowo nieswojo i nie sądził, by coś jeszcze mogło to spotęgować - a jednak polana zasłana ciałami zwierząt zadziałała skutecznie. Trzymał się mocno przekonań Viro, że to wszystko było tylko najwyższej klasy iluzją, bo nikt by w ten sposób naprawdę nie postąpił. Zaklęciem odciął kawałek swojej koszulki, by obwiązać materiał wokół dłoni, gdy zaklęcie uzdrawiające lekkie rany zdawało się nie działać. To wszystko było obrzydliwe. Wstrętne. Po prostu złe. Nie był wyjątkowo delikatny, ale nie był aż tak niedelikatny, aby go to to nie ruszało, więc stał głupio nad tym trupem świnksa, nie mając pojęcia, co powinien zrobić, bo mdłości miał od samego patrzenia na wnętrzności, a co dopiero miało się stać po włożeniu w nie rąk?
Punkty wytrzymałości: 12-3 (cecha) = 9 Literka:F, Kuling Wróżenie:99-50=49 Efekt: nie czuję bólu, idzie mi powoli
Była pewna, że owszem zarówno ona jak i Jamie zdawali sobie sprawę, że nie była to herbatka u cioci, która nakarmi cię ciasteczkami, a wokół kręcą się jakieś puchate zwierzątka, z którymi wszystko jest w porządku i są jak najbardziej żywe, ale mimo wszystko cała magiczna otoczka i ogrom otaczającej ich śmierci i rozkładu był jednak bardziej niepokojący niż zwykła uczta doprawiona pojedynczą ofiarą z jakiegoś koziołka czy czymś w tym rodzaju. Dopiero po wypiciu tajemniczej substancji i krótkim tańcu w otoczeniu leśnych stworzeń, udało jej się dostrzec rodzeństwo Norwood, które straciła na chwilę z oczu. Szczęśliwie odnaleźli się wzajemnie i mogli kontynuować swoje zabawy na tym... jakże cudownym weselu, które z chwili na chwilę stawało się coraz bardziej krypne. Ilość zwierzęcych trupów nagle wzrosła, a unoszący się z niektórych zapach z pewnością mógł przyprawić o mdłości. Podobnie jak metaliczny zapach krwi, który był przejmujący. - Carly, po prostu udawaj, że to jakieś świeżo zrobione kiełbaski czy coś. Nie potrzebujesz patyka - zwróciła się do Scarlett, samej podchodząc do jednych ze zwłok, przy których przyklęknęła. - Trochę pobrudzisz ręce, ale co takiego może się stać? Hawthorne nigdy co prawda nie robiła czegoś podobnego, a z wróżbiarstwa była raczej nogą, ale jeśli miała spróbować to nie było opcji, żeby się z tego wycofała. Może i miała przed sobą martwe stworzenie, ale nie ruszało jej to jakoś szczególnie. W końcu nie była już mu w stanie zaszkodzić. Zanurzyła dłonie we wnętrznościach Kulinga, które wciąż zdawały jej się być ciepłe. Jak dawno oni w ogóle zabili te zwierzęta? Chyba nie upłynęło od tego zbyt wiele czasu, bo zwierzę jakby w pośmiertnym odruchu wciąż wykazywało się swoimi zdolnościami co raz to znikając, to pojawiając się na nowo. Miała spore problemy z tym, aby połapać się w całym tym wróżeniu, ale po poświęceniu temu wystarczającej ilości czasu i mocnemu skupieniu była w stanie coś dostrzec, a jakieś świetliste plamy zaczęły pojawiać się w jej umyśle, niby zwiastuny jakiejś doniosłej wizji. I wtedy usłyszała krzyk Carly. Natychmiast zerwała się na równe nogi, zerwana z transu i niemal doskoczyła do Puchonki, aby zorientować się w tym, co się działo. Zdecydowanie dziewczynie udało się ją zaniepokoić. - Carly, pokaż mi ręce - zażądała rzeczowym tonem, chwytając za jeden z nadgarstków dziewczyny. Nawet nie wiedziała kiedy w jej dłoni znalazła się różdżka, ale błyskawicznie rzuciła łagodne Aquamenti, aby obmyć i schłodzić przy okazji poparzone, jak jej się zdawało miejsca. Na sam ten widok zaklęła cicho w wężomowie, co z pewnością nie brzmiało zbyt przyjemnie. Naprawdę nie znała się jakoś szczególnie dobrze na magii leczniczej i nie mogła zrobić sama nic ponad częściowym złagodzeniem bólu i próbą uleczenia ran przy pomocy podstawowych zaklęć.
Nie zatrzymywał Oli, poprosił ją jedynie o to, żeby na siebie uważała, wiedząc, że to, przez co właśnie przechodzili, było skończonym szaleństwem, było tak popierdolone, że nie wiedział nawet, jak miał to opisać. Jednocześnie jednak nie było w tym dla niego niczego aż tak brutalnego, żeby musiał uciekać, miał pełną świadomość, że wróżenie z wnętrzności nie było jakimś nowym wymysłem świata, że było znane już dawno i zaczynał się zastanawiać, czy to, co się dookoła niego działo, nie było przypadkiem częścią, jakiejś zjebanej, brutalnej, avalońskiej tradycji. Czuł jednak, że zaczyna mieć od tego wszystkiego gęsią skórkę i zaczął się obawiać, że nie poradzi sobie, jeśli tylko przyszłość postanowi się o niego upomnieć. - Znam - odparł na pytanie Longweia, uśmiechając się nieco gorzko samym kącikiem ust, a później zabrał się do pracy, nie spodziewając się, że za chwilę skończy z połamanym palcem, odnosząc wrażenie, że plamy w jego głowie latały jak pojebane, a on zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że faktycznie jest pieprzoną bramą, przez którą zapewne coś próbuje wydostać się na ten świat. Gdyby nie to, że ból złamanego palca był jednak mocniejszy, niż cokolwiek innego, pewnie runąłby jak długi na ziemię, pozwalając na to, by wróżba przyszła do niego w pełni. Nie był w stanie jej odczytać, aczkolwiek odnosił wrażenie, że ktoś coś widział, że ktoś dostrzegł to, czego nie dostrzegł on, to zaś prowadziło do myśli, że wszystko zaczynało składać się w jakąś całość. W chwilę później zdał sobie sprawę z tego, że Longwei odciągnął go od harpii, a brzęczenie w jego uszach nieco zwolniło, choć nadal istniało, falując pod powierzchnią jego skóry. Spojrzał nieco zdziwiony na ich złączone dłonie, przypominając sobie nieoczekiwanie słowa Finna, zdając sobie sprawę z tego, że ostatni raz, kiedy brał udział w czymś tak pojebanym, był z nim. Parsknął cicho pod nosem, a potem zatrzymał starszego mężczyznę, obiecując, że nigdzie się nie wybiera, ale po prostu musiał się na chwilę uwolnić, żeby spróbować naprawić złamany palec. Tylko, że tego nie zrobił. - O kurwa, chuj, ja pierdolę! - warknął, gdy zaklęcie, zamiast pomóc, nieoczekiwanie przesunęło złamane kości, a on miał wrażenie, że przy okazji pękają w innych miejscach, że swą miażdżone i chuj wie, co jeszcze. Na jego czole pojawiły się kropelki potu i Max zacisnął z całej siły zęby, nieświadomie chwytając Longweia za nadgarstek, starając się przenieść gdzieś ból, którego nie umiał opanować, sycząc z irytacją, a kolorowe plamy w jego oczach i brzęczenie w jego uszach narosło. - Co do kurwy… - wymamrotał, niemalże się kołysząc i znowu poczuł, że zbliża się do niego jakieś przeczucie. Spojrzał na różdżkę, ale nie wyglądała na złamaną, w przeciwieństwie do jego palca, który teraz sterczał już pod zupełnie dziwnym kątem. - Słuchaj, smokolubie, jak za chwilę zacznie mi odpierdalać, to po prostu zostań obok - mruknął jeszcze, zastanawiając się, czy ćmienie w głowie było związane z wróżbami, czy jednak bólem połamanego palca, jaki zdawał się nasilać, a on nie miał pojęcia, co z nim zrobić.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Punkty wytrzymałości: 12-2(kuferek)-2(kostka)=8 Literka:J na dorzucie 28 Wróżenie: 82+26=108 Efekt: harpię się, tracę zdolności artystyczne przez klątwę
Uśmiechnęła się tylko jak tylko usłyszała odpowiedź Drake'a. Zdecydowanie go rozumiała w tej kwestii. Sama również nie znosiła tańca, chyba że chodziło o rytmiczne podskakiwanie do dźwięków ulubionej kapeli na koncercie rockowym. Wtedy to było już zupełnie co innego, a przy okazji mogła jeszcze zedrzeć sobie struny głosowe wykrzykując tekst znanych piosenek. - Mniej więcej tak samo. Szczerze zadowoliłoby mnie po prostu siedzenie z boku i obserwowanie tego wszystkiego. Wciąż próbuję stwierdzić jakiej krwi właściwie używają - stwierdziła jeszcze krótko, rozglądając się wokół. Najbezpieczniej byłoby pewnie stwierdzić, że była to krew magicznych zwierząt, których truchła były porozrzucane po polanie, ale te też miały różne właściwości ze względu na swoje zdolności gatunkowe. Użycie krwi odpowiedniego stworzenia łączyło się z pozyskaniem uzyskaniem odpowiedniego efektu. Widok po tym jak przedarli się przez tłum tańczących był dosyć makabryczny, ale w zasadzie mogli się czegoś takiego spodziewać. Trup słał się gęsto, a zapach krwi, który dotychczas wyczuwała w powietrzu stał się o wiele bardziej intensywny. Sama Strauss znalazła się tuż przy zwłokach nimfy. Przez chwilę przyglądała im się uważnie o zastanawiała się czy faktycznie powinna zacząć wróżyć z jej wnętrzności. Skalanie tak pięknego ciała wydawało jej się być grzechem, a istota była naprawdę ludzka... Niemniej jej determinacja, aby przejść dalej przez to krwawe wesele wygrała z dylematem moralnym. W końcu nimfa i tak już nie żyła i raczej nie mogła jej pomóc w żaden sposób, a z pochówku nic by nie zyskała. Dlatego też zanurzyła dłonie we wnętrznościach nimfy, starając się wywróżyć z nich jakąkolwiek przyszłość. Jedyne, co udało jej się osiągnąć to kolorowe rozbłyski w głowie, które dopiero po jakimś czasie zniknęły. - Nie było tak źle - odpowiedziała, gdy tylko Lilac zwrócił się do niej ze swoimi odczuciami odnośnie wróżenia. - Mogło być o wiele gorzej.
C. szczególne : Mańkut,Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku.
Punkty wytrzymałości:za poprzedni etap 7 + 1 punkt jeśli waszej postaci nie są obce rany=8 ma powyżej 20 pkt z ONMS traci 2 pkt wytrzymałości, brak wady, tracisz 4 z wytrzymałości drugi 8-4-2=2 Literka: D i 6->55 i E Wróżenie:wyżej kostki Efekt:za 1etap-Amortencja, za 2 etap jednorożce już nigdy nie będą ufać i ręce, które wyglądają jak poparzenia trzeciego stopnia. Aby się wyleczyć musisz w ciągu jednego wątku pójść i nazbierać Muchostworki i przez 2 różne wątki okładać sobie nimi dłonie. Inaczej może nawet do końca dni będziesz miał ręce, które wyglądają jak poparzenia trzeciego stopnia. (Może być to zarówno wątek jak i jednopostówki na min. 2000 znaków, mogą się łączyć z samonauką i innymi wątkami.)
Wiktor nie miał pojęcia co robić, zastanawianie chyba na niewiele się teraz zda, poza ty nie szło mu to w tym momencie najlepiej. W dodatku okazuje się, że nie miał chyba wystarczająco zwinnych rąk do tego zwierzecia bo nie uważał, dotykania wszystkich narządów, a zawsze coś mają w sobie resztki trucizn. No tak a dłonie będą wyglądać w tragicznym stanie do końca wyjazdu. Rudzielec nie wiedząc co ma robić po prostu, faun bierze chłopaka za fraki i mówi, że inaczej musie rozwiązać sytuację. -I co teraz?- spoglądając na kolejnego zwierzaka do wróżby. Szybko poderwał się, ojejku nie. Jednak to był najbardziej przykry widok na całym wszechświecie. No a Wiktor będzie musiał grzebać we wnętrznościach tego uroczego stworzenia? Cóż. -To co rudzielcowi zostało pójść i zacząć szukać Muchostworki i okładać sobie nimi dłonie.szybko zmienił kierunek na poszukiwania Muchostworki .
Punkty wytrzymałości:7 Literka:G i 21 Wróżenie: 50 ^ Efekt: +1 do wytrzymałości i zwiększone Zaklęcia i OPCM, -2 do wytrzymałości i przez 42 dni słyszę śmiech pooki w głowie
Z ulgą przyjął zakończenie tych całych potańcówek. Musiał przyznać, że nigdy nie był do tego stworzony. Nie cieszył się jednak komfortem zbyt długo, jego oczom ukazał się dość nieprzyjemny widok, mianowicie, od groma stworzeń magicznych leżących na ziemi. Nie przypadło mu też do gustu to, co musiał chwilę później zrobić. Wróżenie nigdy nie było jego mocną stroną, zwłaszcza jeżeli chodziło o wróżenie z wnętrzności. Nie miał w tym wprawy, a nie pomagał fakt, że pooka, stwór do którego podszedł, pomimo wyglądu, który wskazywałby na stan nieżycia, wciąż miał w sobie na tyle siły, by rechotać bez opamiętania. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby, nie fakt, że po pojawieniu się niejasnych znaków w jego głowie, znalazło się tam również miejsce dla nieznośnie irytującego śmiechu zwierzęcia, który nie chciał odejść.