Nie bez powodu Avalon nazywają Wyspą Jabłoni. Te z pozoru zwykłe drzewa kryją w sobie magiczną moc. Ponoć skosztowanie tutejszych owoców zaspokaja wszelkie potrzeby człowieka na cały dzień: głód, pragnienie, popęd. Spotkać tu można driady, które zaopiekują się każdym, kto odwiedzi to miejsce. Rozłóż się więc wygodnie pod drzewem, wsłuchaj się w jedwabisty śpiew opiekunek i zapomnij o wszelkich problemach!
UWAGA! Przebywanie w Rajskim Sadzie przez minimum 3 posty, “leczy” wybraną traumę, z którą zmaga się postać.
______________________
It's Soton baby!
There's no mountain I can't climb, there's no tower too high, no broom that I can't learn how to fly.
Widział, że dziewczyna była skruszona i prawdę mówiąc, nie żałował swojego surowego tonu. Wiedział, że czasem należało dzieciaki nastraszyć, aby zapamiętały nauczkę, choć nie miał pewności, czy w tym przypadku to wystarczy. Miał nadzieję, bo cóż innego mógł mieć, że następnym razem Aurelia pomyśli, zanim coś zrobi. Jednak jej słowa sprawiły, że skrzywił się nieznacznie. Do końca wakacji - nie brzmiało to dobrze, ale lepsze to, niż pozostać częściowo rośliną do końca. Jednak nie spodziewał się tego, co usłyszał później od dziewczyny, gdy już planował, jak zagwarantować jej nocleg w pobliżu znajomych, jak sprawić, żeby była wciąż pośród ludzi. Nie musiała jeść i spać? Nie musiała tak naprawdę funkcjonować jak człowiek? Wszystko robiło się trudniejsze to zrozumienia, do przyswojenia, przez co mężczyzna wsparł jedną dłoń na biodrze, palcami drugiej uciskając nasadę nosa. - Dobrze, czyli… Należy cię podlewać, jak roślinę, musisz przebywać poza pomieszczeniami i tak do końca wakacji… Dostałaś chociaż coś ciekawego z tego lasu błogosławionych, czy zupełnie nic? - spytał cicho, kręcąc lekko głową. - Będziemy szukać sposobu na przywrócenie cię do zwykłej postaci, ale póki co… Trzymaj się mimo wszystko blisko domków, dobrze? To jest całkiem bezpieczne miejsce, a reszta wyspy jest jednak dzika. Nikt z nas nie wie, co jeszcze jest tu ukryte, co jeszcze można tu znaleźć - poprosił, uśmiechając się nieznacznie. Złość z niego wyparowała, zastąpiona troską i zmartwieniem, jak ma przekazać wieści rodzicom Aurelii, decydując się zrobić to dopiero na koniec wyjazdu, licząc, że stan dziewczyny ulegnie znacznej poprawie.
Pokręciłam przecząco głową, lekko rozbawiona. Powinnam była zachować powagę, ale jakoś było mi trudno słysząc o podlewaniu mnie. - Nie, nie, muszę po prostu pić dużo wody. - Wykonałam obronny ruch rękami, co by zaraz nie oberwać strumieniem wody z konewki. Brakowało mi jeszcze tylko, by mi kazano wskoczyć do doniczki. - Zdążyłam zauważyć, że dłuższe przebywanie w pomieszczeniu wywołuje u mnie zawroty głowy i ogólny spadek samopoczucia. Wolałam nie ryzykować i próbować, co się stanie, jak zostanę tam np. na noc. - Ostatnie kilka nocy spałam pod gwiazdami, chroniąc się jedynie przed deszczem pod niezabudowanym zadaszeniem. Pomimo bycia w części rośliną, zostało we mnie wiele ludzkich przywar i zbytnio nie lubiłam być mokra. - Oprócz tej przemiany nic. - Wzruszyłam ramionami, nie przypominając sobie, by w mojej torbie pojawiła się nowa rzecz. Przekręciłam nieznacznie głową, słuchając słów nauczyciela. Nie chciałam być uwiązana do jednego obszaru, ani też okłamywać profesora. Postanowiłam spróbować uzyskać kompromis. - Dobrze panie profesorze, ale chciałabym za parę dni móc iść dalej zwiedzać. Może być pan pewien, że drugi raz już podobnej głupoty nie popełnię. - Przynajmniej z własnej woli, dodałam jeszcze w myślach. Posłałam mężczyźnie promienny uśmiech, robiąc przy tym szczenięce oczy. Moja lista rzeczy do zwiedzenia wciąż była bardzo długa, nie mogłam zmarnować wakacji na kontemplowaniu przy domkach.
- Och, mówisz podlewać nie? Wystarczy normalnie pić? A już liczyłem, że będę mógł bezkarnie użyć na tobie aquamenti, udając, że nie jest to kara za dobrowolne narażanie się - powiedział z lekkim uśmiechem, powoli dochodząc do wniosku, że nie było tak źle z dziewczyną. Szczęśliwie nie zapuszczała korzeni, a i mogło wyjść z tego coś o wiele gorszego niż po prostu zielony kolor skóry i konieczność przebywania na dworze. Teoretycznie więc można było odetchnąć z ulgą, ale jak to zawsze w takich chwilach bywa - pewnie gdzieś był haczyk, a Walsh obawiał się go znaleźć zbyt późno. Przyglądał się uważnie dziewczynie, jakby w oczekiwaniu, że za chwilę wyda mu wszystkie swoje sekrety, czy raczej plany wobec tego, co zamierzała robić w trakcie wakacji. Skoro jedno wyjście skończyło się w taki sposób, jak miał wierzyć, że za kolejnym nie będzie gorzej? Z drugiej strony nie mógł aż tak ograniczać uczniów. Sam też tego nigdy nie lubił. - Droga panno Leveret… Niech nie chwali pani dnia przed zachodem słońca. Każdy potrafi popełnić ten sam błąd, skuszony czymś ciekawym, jakąś przygodą. Prosiłbym jednak o więcej rozsądku przy kolejnej próbie oddania krwi magicznym bytom, dobrze? - powiedział poważnie, dobrze wiedząc, że sam, choć miał nauczkę w postaci blizn na swojej twarzy, z pewnością ruszyłby na poszukiwanie miecza Króla Artura, czy innego artefaktu. Choć wiedział, jak to się może skończyć, pamiętając, że jego przyjaciel oślepł czasowo po odnalezieniu amuletu w Luizjanie. - Proszę też o informowanie mnie, gdzie się wybierasz. W razie dłuższej nieobecności i ciszy z twojej strony będę mógł ruszyć na poszukiwania. Mimo wszystko nie wiemy, co jeszcze może się tu wydarzyć - dodał, gestem proponując, aby przeszli się po sadzie, skoro i tak prowadzili rozmowę. - To jaką pamiątkę wyniosłaś z lasu błogosławionych?
Rzucenie zaklęcia unieruchamiającego faktycznie byłoby zbyt proste. No i jakby nie patrzeć mężczyzna miał też rację: kto wie czy swoimi próbami jedynie nie rozsierdziliby zbroi, która stwierdziłaby, że to była idealna okazja do tego, aby się odegrać i spróbować jakiś poważniejszych psot mogących się skończyć tragicznie. - Chyba ma pan rację, lepiej się przemęczyć niż narobić sobie większych problemów - odparła jeszcze na koniec, bo faktycznie nie chciała wpakować się w większe nieprzyjemności. Tylko tego jej brakowało na sam koniec pobytu w Wielkiej Brytanii. - Cóż, na pewno nic nam nie zrobią jeśli kulturalnie się ich o to spytamy. Tutaj akurat jestem zdania, że spróbować nie zaszkodzi - oceniła, uśmiechając się delikatnie. W końcu driady i wile nie mogły być takie złe. Jakby nie patrzeć można było się z nimi jakoś porozumieć i nawiązać kontakt. W sumie podobne spotkanie mogłoby być ciekawym polem do wymiany wiedzy i doświadczeń. - Obstawiałabym właśnie na to, że ich właściwości mogą zostać wzmocnione. Ciekawi mnie to jakby się to przełożyło na jakość eliksirów uwarzonych z lokalnych roślin. Może miałyby dłuższy efekt albo po prostu byłyby silniejsze i należałoby ograniczyć ilość dodawanych składników... Może nawet wykształciłyby się jakieś nowe bardziej magiczne efekty ich przyjmowania? Opcji było naprawdę sporo, a oni nie mieli aż tyle czasu i środków, aby zbadać to wszystko od razu. Także spora część z ich rozważań będzie musiała pozostać jedynie w sferze teorii.
Po takim komentarzu już trudno mi było powstrzymać uśmiech. Parsknęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Zawsze może pan to zrobić, nawet z tą wiedzą. Oprócz naszej dwójki nikt o tym nie wie. - Łobuzerski uśmiech pojawił się na ułamek sekundy, jakby zapraszając Joshuę do wypróbowania zaklęcia. Co prawda nie chciałam być cała mokra, ale byłam ciekawe jak się zachowają kwiatki na głowie, gdy podleje się je z zewnątrz. Do tej pory jakoś sama tego nie próbowałam. Na mojej twarzy wykwitło małe oburzenie. Może i miałam tylko 16 lat, ale nie byłam aż tak głupia. - O nie, nie, następnego razu to nie będzie. Moja krew czuje się najlepiej w moim ciele. - Złapałam się protekcjonalnie za klatkę piersiową, w pozycji "moje, moje". - Jestem ciekawa, ale mam też swoje granice. Tym bardziej, gdy już widziałam konsekwencje niektórych moich wyczynów. - Kiwnęłam głową z determinacją, nie godząc się na taką ocenę. Popełniłam błąd, to prawda. Byłam tylko człowiekiem i mogłam to zrobić kolejny raz, też prawda. Nie zmieniało to faktu, że ofiar z krwi składać dobrowolnie więcej nie zamierzałam. Nawet za cenę świętego Graala. - Dobrze, na to mogę się zgodzić. - Kiwnęłam głową, chociaż tak do końca to nie miałam wyboru. Brzmiało to jednak o wiele bardziej rozsądnie niż trzymanie mnie pod kluczem. Miałam tylko nadzieję, że nie będę pod stałą obserwacją. Przygoda z panem Długą Drogą była całkiem zabawna, co nie zmienia faktu, że miałam do niego żal za nieujawnienie się wcześniej. Ruszyłam obok nauczyciela, obracając głowę w jego stronę i unosząc brew. - Tak jak powiedziałam, oprócz tej przemiany nic. Może i czekała na mnie jakaś nagroda, ale gdy zaczęłam kaszleć kwiatkami a moja skóra zrobiła się zielona, to dałam przysłowiowego dyla. - Wzruszyłam ramionami, opisując swoje jakże odważne postępowanie.
Chris naprawdę wolał nie drażnić zbroi, nie mając najmniejszego nawet pojęcia, do czego ta była tak naprawdę zdolna i co mogło czekać ich z jej strony. Obawiał się, że mogli paść ofiarą jakiegoś niesamowicie głupiego żartu, jeśli tylko ją rozzłoszczą, teraz zaś wszystko wskazywało na to, że żelastwo po prostu kopało w ziemi, robiąc nie wiadomo co i nie wiadomo po co. Obawiał się, że nim skończą rozmawiać, zostaną obrzuceni ziemią albo spotka ich coś podobnego i to wcale mu się nie podobało. Nie zamierzał jednak wyraźnie dyskutować w tym temacie, zauważając jedynie, że powinni mieć zbroję na oku. - Możemy spróbować. Chociaż muszę przyznać, że nie mam zbyt dobrego doświadczenia z wilami, gdyby nie Perpetua, nie wiem, jak skończyłoby się moje spotkanie z nimi - przyznał, przypominając sobie to, co działo się w Dolinie Godryka w czasie obchodów święta. To wcale nie było miłe i nie chciałby znowu wpaść w pułapkę tego typu, nie czując się z tego powodu zbyt komfortowo i nie będąc pewnym, czy aby na pewno nadawał się do takich spotkań. Nie zamierzał jednak tego całkowicie wykluczać, wychodząc z założenia, że podobna rozmowa mogłaby przynieść im wiele korzyści i nie należało odsuwać od siebie takiej sposobności, jedynie z uwagi na dawne urazy. - Wiesz, sądzę, że Maximilian mógłby pomóc nam rozwiać te wątpliwości, gdybyśmy tylko znaleźli dla niego odpowiednie zioła. Nie wiem, czy to dałoby nam odpowiedź, bo w końcu równie dobrze mogłoby się okazać, że musielibyśmy szukać w konkretnych miejscach, by dało to jakieś efekty, ale uważam, że warto spróbować. Tym bardziej że nie wiadomo, czy będziemy mieć okazję, żeby jeszcze kiedykolwiek się tutaj zjawić - stwierdził, uśmiechając się nieco szerzej, niż wcześniej. Miał coś, na czym mógł się w pełni skoncentrować i zdaje się, że w tej chwili to było mu potrzebne, by nie pochylał się za bardzo nad tym, co mogło nadejść, nad tym, co jeszcze mogło się wydarzyć w sprawie jego rodziny. Mógł po prostu płynąć, myśląc o rzeczach zdecydowanie mniej przyziemnych.