Najchętniej to zostałaby w swoim pokoju, zakopana pod grubym kocem, sama ze sobą i swoim nieszczęściem. Nie mogła jednak unikać lekcji w nieskończoność. Nie po to zapłaciła za powtarzanie klasy równowartość połowy nowego sprzętu do quidditcha, żeby kolejny raz zawalić rok. To był ten dzień, w którym musiała w końcu pojawić się na zajęciach, pierwszy raz od zeszłego semestru. Mało kto wiedział o tym, że nie zdała i czuła się z tym nieswojo. Idąc szkolnymi korytarzami, miała wrażenie, że wszyscy się na nią gapią i ją oceniają, choć tak naprawdę mało kto zwracał uwagę na niczym niewyróżniającą się Puchonkę w szkolnym mundurku. Tylko w jej własnej głowie odgrywał się mały dramat. Minęła chwila, zanim nacisnęła klamkę i weszła do sali. Stała tak pod drzwiami, walcząc sama ze sobą, aż ktoś z tyłu jej nie ponaglił. Nawet nie zwróciła uwagi, kto to był, po prostu wzięła głęboki wdech i weszła do środka, byle tylko zejść z drogi i nie rzucać się w oczy. Szybko przemknęła do ostatniej ławki i usiadła, nieco się garbiąc, jakby w ten sposób miało ją być mniej widać. Ukradkiem rozejrzała się po sali, aby sprawdzić, kto jeszcze przyszedł na transmutację. Nie wszystkich rozpoznała, dostrzegła jednak kilku znajomych Puchonów i mimowolnie się uśmiechnęła. Jak dobrze było ich widzieć! Miała ochotę podbiec do każdego z osobna, wyściskać, zapytać o to jak im minęły wakacje, przytulić, dowiedzieć się, czy aby na pewno wszystko w porządku i jeszcze raz wyściskać, z całą swoją borsuczą miłością. Pozostała jednak na miejscu, bo na razie nie chciała skupiać na sobie uwagi. Najpierw musiała pogodzić się ze swoją porażką i oswoić się z myślą, że powtarza rok i to wcale nie jest nic nadzwyczajnego, nie ona pierwsza i nie ona ostatnia! Poukładanie sobie tego w głowie wymagało jednak czasu...
k6:4 i dorzucone 5 czyli Patton mnie zdziela w potylicę książką (-1) litera: I k100: 87 + 8,5 =95,5 Modyfikatory: Połowa kuferka, czyli 8,5 do k100 Końcowy wynik: 3
Naprawdę sądziła, że zajęcia pójdą jej lepiej i uważała, że jej wynik 7 poprawnych odpowiedzi był bardzo dobrym, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że przecież dostała trudniejszy zestaw pytań do cholery! Tymczasem nauczyciel transmutacji jak zwykle okazał się po prostu cwelem i uznał, że sorry, ale jednak nie. Imogen z całej siły zacisnęła pięści, kiedy obwieścił jej wynik kartkówki i tylko resztkami cholera wie czego powstrzymała metemorfomagiczne zmiany, które już czaiły się za rogiem. A kiedy usłyszała, że Craine zamierza zrobić im wykład, to uznała, że zrobi wszystko, aby faktycznie udowodnić mu, że nie zasłużyła na aż tak niską ocenę. Może właśnie przez tę złość, która kiełkowała w niej samej przez pierwsze kilkanaście minut wykładu mogła bez najmniejszego problemu skupić się na każdym wypowiadanym przez nauczyciela słowie. Niemalże spijała je z jego ust. Tyle że im dalej w las, tym gorzej jej szło i monotonia jego głosu działała na nią w sposób kompletnie usypiający. Nic dziwnego, że w końcu przestała się temu opierać, oczy jej się przymknęły dosłownie na sekundę... akurat kiedy profesor przechodził obok i postanowił to zauważył. Obudziło ją zdzielenie w potylicę książką tak, że aż się dziewczyna poderwała do idealnie wyprostowanej na krześle pozycji. Szlag by to trafił...
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
k6:2 (1) litera:G (2) k100:21 -> 52, nieparzysta (1) Modyfikatory: przerzucam k100 za silna psycha i za to, że miałam Z, szturcham @Anna Brandon Końcowy wynik: 4
To nie tak, że nie bała się Pattona w ogóle, jeśli podszedłby do niej bliżej niż na wyciągnięcie różdżki, po czym przemówiłby swoim złośliwym tonem, a przy okazji na nią napluł. Trochę mogłaby się przestraszyć, ale ostatnio wszystko było jej jedno, a gdyby przemówił to i tak by go nie usłyszała. Nic w profesorze Craine'u się nie zmieniło, nauczyciel miał nadal tą samą pełną nienawiści twarz, wykrzywiającą się pod każdym możliwym kątem, gdy spoglądał na uczniów. Przestało jej zależeć, że ją wywali, albo udupi i nie zda kolejnego roku. Życie nie kręciło się wokół transmutacji i Pattona Craine'a, a jednak Fern napisała całkiem dobrze, skoro dostała Zadowalający. Może była idiotką, że spodziewała się, że będą rzucać jakieś czary w tej klasie, dlatego na wykład zareagowała jak wszyscy z prośbą wypisaną na jej twarzy, aby ktoś zakończył jej męki. Nic takiego się jednak nie stało. Może go nie słyszała, ale czytanie słów Craine'a sprawiało, że miała ochotę uderzyć głową o ławkę, tam, gdzie wystawały gwoździe i wybić sobie oczy. Ślepa i głucha to byłoby takie piękna na zajęciach u Pattona. Wtedy na pewno o nic nie mógłby się już przypierdolić. Alleluja. Patrzyła na słowa, niemal wytrzeszczając oczy, jak monotonne są i nudne, że aż spojrzała w stronę @Anna Brandon, która miała szczęście, bo siedziała niedaleko Young. Na litość Godryka Gryffindora, dziewczyna zasypiała! To nie tak, że Fern lubiła Annę i chciała jej za wszelką cenę pomóc, po prostu wiedziała, że jeśli tego nie zrobi to jej dusza zostanie stracona do miejsca pełnego dementorów. Szturchnęła starszą puchonke, aby ta nie udawała się za głosem Morfeusza, a następnie skupiła się na robieniu notatek, ale szło jej to tak ciężko jak głuchej słuchanie muzyki. Dlatego odważyła się podejrzeć notatki od pani prefekt naczelnej, może i zasypiała, ale chyba coś skrobnęła? A wtedy naszedł sąd ostateczny w postaci notesu wymierzonego w jej głowę. Nawet nie pisnęła, zmierzyła tylko chłodnym wzorkiem Pattona i miała nadzieje, że zajęcia powoli zmierzają ku końcowi. Spojrzała w stronę drzwi, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się Aoife, czym tak wkurzyła nauczyciela, że ten poświęcił swój cenny czas na wyczarowanie jej świńskiego ogona?
Temat lekcji wydawał jej się trudny, miejscami zawiły, a nawet niezrozumiały. Niemniej jednak, uważnie słuchała wykładu nauczyciela, starając się zapamiętać z zajęć jak najwięcej. Nawet, jeśli nie do końca rozumiała poruszany przez mężczyznę, temat. Szczególnie, gdy padały te trudniejsze do spamiętania, zagadnienia. Mimo wszystko, nawet ta energiczna jedenastolatka, powoli oddawała się nużącemu głosowi profesora. Jeżeli mogła określić jakoś Craine'a po pierwszych zajęciach, zdecydowanie zaliczyłaby go do grona nauczycieli, którzy minęli się ze swoim powołaniem. Albo tych cierpiących na wypalenie zawodowe. Wszak mógł uczyć tutaj dostatecznie długo, by odczuć znużenie własną pracą. W jego wypowiedziach nie było żadnej pasji. Przedstawiał jedynie suche fakty w sposób tak wyprany z uczuć, jakby machinalnie powtarzał wyuczoną przez siebie formułkę. Z dyktowaniem wcale nie było lepiej. Pomimo skupienia na słowach nauczyciela, niektóre wyrazy wydawały się tej młodej główce na tyle trudne i pogmatwane, że powoli zaczynała gubić się w swoich notatkach. Nie była nawet pewna, jak zapisać niektóre z poruszanych pojęć, a tempo narzucane przez profesora, zmuszało ją do pisania skrótami. W końcu nawet ona pogubiła się w tym wszystkim, że postanowiła zerknąć do pracy siedzącego obok ucznia. Nim jednak zdołała dostrzec, jak poprawnie zapisać transmutacyjne pojęcie, Craine zauważył tą nieudolną próbę i postanowił potraktować ją notesem. - Przepraszam panie profesorze - powiedziała cichutko. Nigdy nie była dobra ze ściągania, bo nie oszukiwała na sprawdzianach. Nawet podczas wejściówki z transmutacji, przez myśl jej nie przeszło, aby zerknąć do cudzej pracy. Brak tak podstawowej, szkolnej umiejętności, zaowocował błyskawicznym przyłapaniem.
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Lekcja u Pattona Crane'a wywoływała w Clementine dziwne spazmy i szybsze bicie serca. Obawiała się podstarzałego profesora, jakby stanowił zagrożenie czarnomagiczne w najczystszej postaci. Wystarczyło jedno spojrzenie, a to miało stać się śmiercionośną bronią pod subtelnym dźwiękiem Cruciatusa. Poczuła nagły chłód jego oceniającego tonu na karku, kiedy zwrócił się do niej tuż po tym, gdy zaproponowała Imogen herbatę po zajęciach. Wolała zamilknąć - teraz i na kolejnych lekcjach, jakby to miało przynieść jakąkolwiek ulgę. Oczywistym było, że strach przed nauczycielem wzrósł niebotycznie, zaś ona zaczęła rozważać wdrażanie się w aspekty transmutacyjne samodzielnie. Potrzebowała tego, szczególnie teraz, kiedy z takim trudem odzyskała zdolności metamorfomagiczne. Musiała ćwiczyć, ale lęk przed Pattonem niczego nie ułatwiał, bo nawet jemu nie była w stanie w pełni powierzyć własnych obaw i prób zrozumienia - co się stało. Czasem tęskniła za Salem - szczególnie w takich momentach jak ten, gdy sercem targały sprzeczne emocje, a oddech spłycał się, jakby zaraz miała odejść z tego świata. Skupiła się więc na słowach układających się w pełne frazesy, a także notatkach, które kreśliła pozłacanym piórem. Notowała wszystko, i mimo że głowa raz za razem stawała się coraz cięższa, powieki wręcz suche od wpatrywania się w przestrzeń przed nią, z całych sił próbowała zachować świadomość pojęć, które poruszał mężczyzny przyprószony siwizną i zębem czasu. Machnęła mimowolnie dłonią, gdy nadgarstek zaczął nieznacznie boleć, po czym uniosła błękit spojrzenia na Imogen. Uśmiechnęła się do niej niemrawo, szukając odrobiny wsparcia w niemych gestach, ale zaniechała tych prób. Po raz kolejny mogłaby się zderzyć z surową oceną, a nie tego zamierzała doświadczyć. Przynajmniej nie dzisiaj.
Ostatnio zmieniony przez Clementine Bardot dnia Nie 29 Wrz 2024 - 14:25, w całości zmieniany 1 raz
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Kiedy Craine przeszedł do zbierania prac, Aoife spojrzała na @Lockie I. Swansea, który siedział w bezpośrednio sąsiadującej ławce, a kiedy nawiązali kontakt wzrokowy, pokazała mu swoje arcydzieło. - Portret taki udany, że mógłby zawisnąć w waszej galerii - stwierdziła z aroganckim uśmieszkiem, a potem w spokoju wysłuchała, co ma do powiedzenia nauczyciel. Ten oczywiście nie docenił jej kunsztu, ale to nic nie szkodziło. Grunt, że właśnie zyskała godzinę życia, zamiast kisić się w tej ciasnej klasie. Niestety nie wszystko poszło zgodnie z planem. Z całą pewnością Ifka nie zamierzała zostać właścicielką świńskiego ogonka, ale była to niedogodność tak kosmetyczna, że trudno było jakkolwiek się tym zmartwić. Z resztą wystarczyło pójść do szkolnej pielęgniarki, żeby przywrócić się do pierwotnego stanu. - Życzę miłego dręczenia uczniów, profesorze Craine - pożegnała się niemal grzecznie, a potem wstała i wyszła z sali, ciesząc się upragnioną wolnością.
k6:3 litera:H + A k100:54 i parzysta Modyfikatory: słaba psycha Końcowy wynik: 5
W klasie transmutacji jak zwykle odbył się pogrom, ale ja na szczęście nie padam jego ofiarą. Jasne, szkoda mi kolegów i koleżanek, ale mimo wszystko liczy się dla mnie to, że mnie udało się prześlizgnąć po wejściówce z wynikiem, który nie zwracał większej uwagi nauczyciela. Ani w pozytywnym, ani negatywnym sensie. Dyskretnie szukam wzrokiem @Terry Anderson, kiedy Craine go chwali (!) i choć chcę się do niego uśmiechnąć, to coś paraliżuje mnie od wewnątrz. Skupiam się na postaci nauczyciela z mocnym postanowieniem, by już się nie rozpraszać. Na wykładzie okazuje się to jednak trudniejsze, niż sądziłem. Rozprasza mnie nie Terry i to, jak usilnie nie patrzy w moją stronę, ale sam profesor, który mówi takim monotonnym głosem, że moje ciało szybko przypomina sobie o tym, jak wcześnie zwlokłem je dziś z łóżka i ile trenowało przed pierwszą lekcją. Powieki ciążą mi z zaskakującą siłą, tak bardzo, że trudno jest mi się oprzeć senności. W dodatku używa tak skomplikowanych słów, że muszę naprawdę mocno wysilić się, żeby zrozumieć, o czym mowa. Naprawdę długo udaje mi się wygrywać walkę z samym sobą, aż w końcu nie mam pojęcia kiedy tracę kontakt z rzeczywistością.
/ pięknie uśmiecham się o odrobinę przemocy w moją stronę
Nędzny ze sprawdzianu wydawał się nieprawdopodobnym cudem, ale Honeycott nie liczyła, żę w przyszłości wydarzą się jej podobne przypadki - już nawet nie chodziło o jej brak umiejętności w tej materii, po prostu brak szacunku do nauczyciela, mocno odbijał się na jej stopniach. Choć faktycznie, subtelność transmutacji była czymś, co znacznie utrudniało Adeli zaangażowanie w tę dziedzinę. Mimo wyjebki na Craine'a, do mózgu Adeli coś tam wpadło, nie zasnęła także podczas wsłuchiwania się w melodię (głównie dlatego, że nie chciała dać staruchowi satysfakcji, bo faktycznie była śpiąca). Zrezygnowała jednak ze zrobienia notatek - wiedziała, że niezależnie od tego jak bardzo będzie się starała, staruch i tak powie, że są beznadziejne, więc lepiej było go zirytować całkowitym olaniem tematu.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
k6:3 (+1) litera:B (+2) k100:89 (+3) Modyfikatory: mam 33 w kuferku, za każde 10 dodaje 1 do wyniku, więc finalnie +3 pkt Końcowy wynik: 9 pkt
Słysząc pochwałę z ust samego Patola, Terry na moment zwiesił się jak przegrzany laptop. Czyżby się przesłyszał? Przecież nie otworzył podręczników przez całe wakacje, najpierw zajęty zwiedzaniem Podlasia, a potem… Oblał się rumieńcem aż po czubki uszu, dzięki bogu ukryte pod plątaniną złotych loków. A jednak coś w tym jego rozumku zostało po ubiegłorocznych egzaminach. Świadomość, że nauka na SUMy nie poszła na marne – a przecież ślęczał nad tymi podręcznikami długie godziny – poprawiło mu nieco wisielczy dotąd humor, kiedy przeszli więc do części wykładowej, Terry czuł się jak po szklance mocnej kawy… tyle że smacznej. Z trudem, ale udawało mu się skupić na podawanych przez wicedyrektora informacjach, choć należały przecież do materii podstawowej, wykładanej na pierwszym roku nauki w Hogwarcie. Puchonowi daleko było jednak do pyszałka, nigdy więc nie pokusiłby się o tezę, że po pięciu latach nadal dobrze je wszystkie pamiętał. Notował więc – a raczej uzupełniał przygotowane wcześniej notatki i może dlatego był w stanie nadążyć za podawanymi przed Craina prawami i zależnościami. Mimo wszystko głos nauczyciela był tak monotonny, że i on w pewnym momencie złapał się na wpatrywaniu się tępo w przestrzeń. Przeciągnął się na krześle to w jedną, to w drugą stronę, kiedy wzrokiem napotkał… Chryste, czy on nie ma za grosz instynktu samozachowawczego? Z przerażeniem zerknął w kierunku profesorskiej katedry, jednak póki co Patol zdawał się zbyt pochłonięty drugą zasadą dynamiki transmutacji, by dostrzec drzemiącego kilka ławek dalej Ślizgona. Terry wziął głęboki oddech i sięgnął do szkolnej torby leżącej przy jego nogach, by z tej pozycji ukradkiem rzucić Avis. Trzy małe ptaszki wystrzeliły z jego różdżki i trzymając się tuż przy ziemi pomknęły między ławkami, dopóki nie znalazły się przed stolikiem zajmowanym przez Daniila. Wówczas wzniosły się wyżej i korzystając z rozpędu roztrzaskały się prosto o ramię chłopaka. Nie było to mocne uderzenie, siłą odpowiadające lekkiemu szturchnięciu, Terry miał jednak szczerą nadzieję, że taka pobudka wystarczy, by sprowadzić Ślizgona z powrotem na ziemię. Nim odwrócił się z powrotem do swoich notatek, posłał blondynowi ostrzegawcze spojrzenie, niemal niezauważalnie wskazując głową postać wicedyrektora. Chcesz, żeby Cię wyjebał? Z bijącym szybko sercem wrócił do wykładu, w myślach powtarzając jak mantrę, że nic się nie stało. Miał plan unikać Daniila, udawać, że do niczego miedzy nimi nie doszło, że lekcja tańca wcale nie miała miejsca, jednak gdyby nie zareagował Patol prawdopodobnie prędzej czy później zorientowałby się, że część jego klasy smacznie chrapie. Mimo wszystko miał zbyt miękkie serce, by z czystym sumieniem na to pozwolić. Przez myśl przeszło mu, że skoro Daniil zasnął, to zapewne nie sporządził sensownych notatek, a znając wicedyrektora, na następnych zajęciach czekała ich kolejna klasówka – mógłby zrobić kopię własnych, w końcu część z nich i tak miała już Lily, ale… Coś go powstrzymało, nie zamierzał się narzucać, przekonany, że po ostatnich zajęciach Ślizgon nie chciał mieć z nim nic do czynienia. Do końca lekcji nie oderwał więc oczu znad pulpitu, jeszcze usilniej unikając Daniila wzrokiem.
Obserwował jak Craine krąży od ławki do ławki i zrzuca na ludzi swoją opinię jak ostrze gilotyny. Uniósł zaskoczony brwi na komplement wystosowany w kierunku Andersona, ale też wiedział, że Puchon do głupich nie należał, nawet jeśli udawał, że tak. Odwrócił się do @Aoife Dear-Aasveig bo widział, że ona przecież nic nie pisała podczas tej wejściówki, tylko zawzięcie mazała po kartce, a kiedy podniosła kartkę, to choć chciał, naprawdę mocno chciał, nie powstrzymał parsknięcia, które wyrwało mu się z gardła jak niespodziewane szczeknięcie psa przez sen. Z klaśnięciem zatkał sobie mordę, bo już widział, jak Patol pojawia się nad nią z tymi morderczymi oczkami, ukrytymi za denkami okularów i kiwnął jej głową w sygnale, że Craine nadchodzi.
To chyba już udar mózgu. Jak Craine zaczął mamrotać coś pod nosem, Lockie siedział i patrzył na niego jak cielak w malowane wrota. Nie to, żeby w innych okolicznościach na wykładach był bardziej skupiony, ale tym razem wybitnie odpłynął, bo aż go zafascynowało, jak Patton może używać słów z języka, który Lockie znał, w końcu posługiwał się angielskim na co dzień, a jednocześnie składał zdania, których znaczenia Swansea nie rozumiał ni w jotę. Obserwował, jak nauczyciel przechadza się po sali, tłumacząc prawa magiczne i z całości Lockie rozumiał właśnie te dwa słowa tylko. Prawo. I Magiczne. - Co? - palnął jak debil, kiedy Max poprosił go o śmierć i wpatrywał się jak osioł bez mózgu w kartkę kolegi, kiedy ten próbował coś notować. Dopiero pod koniec lekcji ocknął się na tyle, by zauważyć, że ma całkiem pustą kartkę i zaczął szybko notować cokolwiek z pamięci, co jeszcze mu szumiało z dawnych zajęć z Whitelightem, żeby nie było, że zupełnie przebimbał tę małą wieczność.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
k6:6 litera:A, ale @Fern A. Young ją szturcha k100:71 Modyfikatory: szturchnięcie Końcowy wynik: 2+2+3=7
Aneczka miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nie dość, że dostała Trolla, to jeszcze oberwała komentarzem. I to nie tylko ona, Tim również. Nie chciała się więcej narażać, więc niemal bezgłośnie przeprosiła, po czym zabrała się za słuchanie i sporządzanie notatek. Zmotywowana wejściówką i potrzebą udowodnienia swej pracowitości Aneczka notowała tyle, ile była w stanie i słuchała z uwagą. Raz tylko odrobinkę się zawiesiła, kiedy już naprawdę, ale to naprawdę nie miała ochoty słuchać Pattona. Na szczęście w porę obudziła ją Fern, która wspaniałomyślnie szturchnęła jej krzesło, wybudzając z letargu, a tym samym ratując przed karcącym wzrokiem nauczyciela. Pod koniec lekcji jej kartka była zapełniona całkiem niezłymi notatkami, chociaż tu i ówdzie czegoś brakowała. Dopiero wtedy ośmieliła się zerknąć w stronę Tima, żeby sprawdzić jak on sobie radzi.
Transmutacja z Crainem to było dla Lily za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Całą energię poświęciła na to, żeby wycisnąć cokolwiek na wejściówce. Na słuchanie ledwo wystarczyło jej sił, a otwarte oczy miała już tylko dlatego, żeby nie zawieść Terrego, który tyle pracy włożył w uczenie jej podstaw tydzień temu. No i co tu dużo mówić - bała się Patola jak cholera i nie zamierzała mu podpaść. Zerkała nerwowo w stronę @Terry Anderson, ale jakoś nie pomogło jej to w ogarnięciu problemu. Z nerwów dwoiło jej się i troiło w oczach, notatki rozjeżdżały się i urywały w różnych momentach, ale no, BYŁY i to stanowiło ich główną zaletę. Nie wierzyła tak do końca, że Craine rzeczywiście sprawdzi ich notatki, przecież nie mieli aż tyle czasu, ale Patton nigdy nie wydawał jej się tak do końca człowiekiem. Może trzeba było zapytać się Atlasa, czy nie mieli w gronie pedagogicznym energetycznego wampira?
Nawet początkowa dawka adrenaliny, spowodowana wypadkiem Ani, nie dała mu dość uwagi, żeby słuchać uważnie tego, o czym mówił profesor. Jednak to, że nie zasnął, uznał za osobisty sukces. Transmutacja go ciekawiła i chciał się jej nauczyć, a jak wiadomo, podstawy są nie do przeskoczenia, i gdyby wykład prowadziła Xan, na pewno dotarłoby do niego o wiele więcej. Sposób mówienia Pattona był koszmarnie monotonny, a bijąca od niego niechęć do uczniów skutecznie zniechęcała do słuchania go. W pewnym momencie odpłynął bardziej i miał nadzieje, że zgapi coś od swojej dziewczyny, ale nic z tego. Miała ładne pismo i notowała starannie, ale Tim i tak nie mógł tego przyswoić, żeby przenieść do swojego notesu. Koniec końców, jakoś przetrwał te zajęcia i coś tam nawet zanotował, ale jeśli tylko będzie możliwość zmiany nauczyciela, zamierzał z niej niezwłocznie skorzystać. W tych warunkach i tak niczego się nie nauczy. Żal mu było tylko Ani, bo na pewno odchoruje te zajęcia emocjonalnie. Ale jesienny spacer po błoniach powinien trochę poprawić jej samopoczucie. Taką, w każdym razie miał nadzieje.
Wykład był monotonny, ale zawierał wszystkie, absolutnie wszystkie szczegółowe informacje, dotyczące praw magicznych. Byłoby całkiem niezłym powodem do podziwu, gdyby Craine był w stanie wywoływać w uczniach jakiekolwiek inne uczucia niż niechęć i strach, że on tak potrafił godzinami dyktować z głowy te wszystkie formułki, szczegóły i szczególiki. Trzymał w rękach wprawdzie notes, ale był to jakiś zeszycik, w którym Patton zapewne notował jak bardzo którego ucznia nienawidzi i jak komu dosrać przy sprawdzaniu prac domowych, a nie rzeczywisty podręcznik, z którego miałby im cokolwiek czytać. Mijając ławkę @Imogen Skylight, nie przerywając monologu, trzepnął ją w potylicę notesikiem. Ewidentnie pomogło, bo kątem oka dostrzegł, że ta zaczęła pisać szybciej. - ...łatwiej będzie wam transmutować białą kartkę w czerwoną, niż transmutować kota w ślimaka... - kontynuował, idąc dalej tym swoim powolnym krokiem, doskonale pasującym do powolnego tempa mówienia. Mówił wolno, bo miał ich za debili po prostu i sądził, że jak będzie mówił szybciej, to nie zrozumieją zupełnie nic. Błędne założenie. Skręcił między ławki, wykładając przykłady błędnych transmutacji prostych, a widząc jak małoletnia @Aiyana Mitchelson bezczelnie zrzyna, ona również oberwała notesem w czapę.- ...potrzeba więcej umiejętności i doświadczenia w takich przemianach, by je wykonać bez komplikacji... Zatrzymał się na chwilę przy nowej uczennicy, @Clementine Bardot, patrząc, jak równo i ładnie prowadzi notatki i nie przerywając monologu skrzywił się okropnie, Ładne notatki oznaczały, że jeśli użyje choćby grama mózgu, to się czegoś nauczy, ale wątpił w to już teraz! Dotarł w swoim monologu do kolejnych aspektów Prawa Gampa, zwalniając kroku przed ławką @Terry Anderson. Obserwował, jak chłopak wyczarował papierowe ptaki i skrzywił się, wykonując notatkę w swoim notesiku, bez zająknięcia i zmiany rytmu swojej epopei o prawach magicznych. Obrzucił uważnym spojrzeniem @Anna Brandon i @Thomas Seaver, głównie po to, by upewnić się, że dziewczyna nie zeszła na zawał, bo to by było problematyczne, ale minę miał taką, jakby tylko czekał, by znów coś się tam wydarzyło. Zauważył jednak, że oboje próbują robić dobre notatki, co jedynie potwierdziło jego przekonanie, że terror jest jedyną, skuteczną metodą dydaktyczną na uczniów tej instytucji. Nic innego nie działa. Ostatecznie zapoznał się z pracami wszystkich. Tych, którzy nic nie zanotowali, potraktował kwaśnym grymasem i niewybrednym komentarzem, odnoszącym się do ich miernych perspektyw na przyszłość, skoro nie potrafią zapisać dyktowanej im powoli i wyraźnie wiedzy. - Wszyscy po lewej, dwie rolki pergaminu o Prawie Gampa. Po prawej, dwie rolki pergaminu o Zasadzie Quasi Dominacji. - i tymi słowami zarządził koniec lekcji.
Oceny - matematyka:
Skala punktów z wykładu 8+ pkt - PO 7-6 pkt - Z 5-4 pkt - N 3 pkt - O 2-0 pkt - T
Skala za całości zajęć Ocena z wejściówki + ocena z wykładu. Każda ocena ma swoją wartość: PO - 4 Z - 3 N - 2 O - 1 T - 0 Sumę rozpatruje na podstawie poniższej rozpiski: łącznie za oba etapy 6+ Powyżej oczekiwań 5 Zadowalający 4 Nędzny 3 Okropny 2-0 Troll
Punkty w kuferku z transmutacji: 6 pkt Punkty w kuferku z zaklęć: 13 pkt Nastrój: (nie wiem czy jest jakaś skala nastroju), taki zwyczajny może lekka ciekawość związana z lekcją, w końcu Vodder to nie nudne wykłady u Patola, dobrze mówię? Praca domowa: tak, Zadawalający
Na szczęście, a może i nieszczęście to nie była kolejna lekcja z Crainem. Fern ubolewała nad tym odrobinę, bo zamierzała, kierując się propozycja profesora Baxtera odprawić rytuał zwycięstwa orleańskiej drużyny quidditcha, kto wie, może by zadziałał, a Fern zdobyłaby Wybitny na lekcji u Pattona, ale ta myśl zbyt oderwana od rzeczywistości, nie mogła się chyba sprawdzić. Chociaż kto wie, może Vodder dawała większe szanse na zdobycie Wybitnego niż Patol? Ślizgonka jeszcze się o tym nie przekonała, zresztą nie była tak dobra z transmutacji, jak Anderson. Może czasami udawało jej się rzucić jakieś zaklęcie poza swojego poziomu, ale to nie oznaczało szczególnego talentu. Liczyła się też wiedza, jednak Fern nie fascynowała się na tyle tym przedmiotem, aby zajmować się nim po zajęciach. Może miało się to zmienić. W końcu temat związany z animagą czy też transmutacją ludzką wydawał się bardzo interesujący, nawet dla takiego laika jak ona. Weszła do klasy praktycznie jako pierwsza i zajęła sobie miejsce gdzieś na uboczu, tak żeby mieć widoczność na drzwi. Nadal była głucha więc, chciała wiedzieć, kto wchodzi do pomieszczenia. Nie miała co robić, więc tak się wpatrywała w przychodzących na zajęcia, mierząc ich podejrzliwym spojrzeniem, chyba że był to ktoś, kogo lubiła.
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
Punkty w kuferku z transmutacji: 1 Punkty w kuferku z zaklęć: 0 Nastrój: Nieco znużona i zażenowana, ale poza tym gotowa do działania Praca domowa: Tak, ocena zadowalająca
Pojawienie się na zajęciach profesor Vodder było dla niej pewnym problemem, ponieważ Lilian nabazgrała parę bezsensownych głupot w swojej pracy domowej i czuła, że sprawiała przez to wrażenie niebywałej idiotki. Problem był w tym, że nad transmutacją usiadła o trzeciej w nocy jako nad ostatnim przedmiotem, z którym miała się wówczas rozprawić, a jej mózg sygnalizował już brakujące pokłady snu. Nie pomagało też ostro rozpoczynające się przeziębienie. Krukonka zignorowała jednak ostrzeżenia swojego organizmu i przysiadła do pracy domowej, pisząc ją właściwie automatycznie, bez namysłu. Stąd na pergaminie pojawiła się gafa myląca animagów z metamorfomagami. Ocena jednak była dość wyrozumiała i Lilian polubiła się z panią profesor, uznając swoją pomyłkę za wybaczoną, ale nadal odczuwała zażenowanie z nią związane. Na miejscu była tylko @Fern A. Young, której dziewczyna pomachała na powitanie. Krukonka przycupnęła gdzieś niedaleko, wtulając twarz w wielki szal, którym się dziś owinęła ze względu na męczące ją dreszcze. Wlepiła bezrefleksyjnie oczy w drzwi, chcąc również obserwować kolejnych wchodzących, bo do przybycia profesor Vodder i tak nie było co innego do roboty.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Punkty w kuferku z transmutacji: 44 Punkty w kuferku z zaklęć: 9 Nastrój: humor gituwa (takie 8/10?) Praca domowa: nope
Transmutacja była jednym z niewielu, o ile nie jedynym przedmiotem w Hogwarcie, w który Terry wkładał prawdziwy wysiłek i z którym wiązał jakiekolwiek ambicje. Na palcach jednej ręki można policzyć, ile razy w ciągu pięciu lat nauki chłopak opuścił zajęcia z ulubionego przedmiotu, nic więc dziwnego, że dziś także stawił się w klasie, ubrany w nienaganny mundurek i w całkiem dobrym humorze. Pierwsza lekcja u profesor Vodder okazała się ciekawa i angażująca, i choć nie wszystko wyszło mu wówczas tak, jakby sobie tego życzył, to porażki i niedociągnięcia tylko zmotywowały go do pilniejszej nauki. Na miejscu pojawił się jako jeden z pierwszych, uśmiechając się niepewnie do Krukonki (@Lilian Eldridge), której spojrzenie utkwione w drzwi trochę go onieśmieliło, zaraz jednak rozpromieniając się na widok @Fern A. Young. Podszedł do Ślizgonki z szerokim uśmiechem na piegowatej twarzy, zatrzymując się przed miejscem obok niej i uniósł brew w niemym pytaniu o to, czy może się dosiąść – w końcu dziewczyna mogła na kogoś czekać, a nie chciał psuć jej planów.
Punkty w kuferku z transmutacji: 3 Punkty w kuferku z zaklęć: 13 Nastrój: 5 - neutralnie, nie ma powodu do lepszego lub gorszego nastroju Praca domowa: nie
Nie był pilnym uczniem z tej dziedziny, nie był specjalnie przygotowany na zajęcia, a mimo to postanowił się na nie udać, pamiętając swoje niedawne niewielkie wzloty i upadki. Zajęty czytaniem, wciąż piętrzących się na jego biurku badań z dziedziny eliksirów, bywał ostatni miesiąc rzadko w innym miejscu niż laboratorium i sądził, że jego głowa doceni te ogromną odmianę w postaci zagłębienia się w zupełnie inną dziedzinę. Dodatkowo udało mu się spisać na wizzengerze z @Trevor Collins, który również planował pojawić się na zajęciach. Zauważył go dopiero na kilka metrów przed wejściem do sali. - Odrobiłeś zadanie domowe? - zaczął rozmowę na temat jak najbardziej neutralny, pamiętając, że wciąż byli w murach szkoły i powinien zachować choćby pozory tego, że nie jest Collinsem zainteresowany w inny sposób niż kumpelski. Zwłaszcza jeśli w między czasie na sale wtoczy się @Tristan Collins. - Ja całkowicie zapomniałem. - dodał, oszczędzając młodszemu Krukonowi konieczności ciągnięcia go za język, której w ostatnim czasie nie nadużywał. Otworzył im drzwi by mogli wkroczyć do sali w której nie znajdowało się zbyt wielu uczniów. Dwie uczennice, których całkowicie nie kojarzył, wydawały się pogrążone w myślach. Widząc jednak znajome barwy, postanowił usiąść ławkę za @Lilian Eldridge, mając w ten sposób nadzieje, że jego obecność odpowiednio wtopi się w błękit i srebro już trojga krukonów obok siebie. Nie liczył na o wiele wyższą frekwencje ich domu, pamiętając ostatnie zajęcia, ale przynajmniej w ten sposób nie wybijał się na tle wszechobecnych ślizgonów i puchonów.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Punkty w kuferku z transmutacji: 14 (+4 za czarokoszulkę, którą ma na sobie) = 18 Punkty w kuferku z zaklęć: 27 Nastrój: 7 Praca domowa: -
Zatrzymał się w samym przejściu z nosem utkwionym w wizzengerze. Dopiero głos Benjamina oderwał go od zapisywania czegoś na pergaminie. - Siema. Co ty. Nie miałem do tego głowy. - a przyczynę tego faktu miał właśnie przed oczami. Zamknął zeszyt i wcisnął go do nowego, bezdennego plecaka, który sobie stosunkowo niedawno nabył. Całkiem nieźle opanował niewpatrywanie się w Benjamina. Chęci na okazywanie mu zainteresowania odkładał na później, wiedząc, że sobie to odbiją. - W połowie pisania referatów zasypiam. Wolę praktykę i liczę na to, że Astri... znaczy się pani profesor też nas mile zaskoczy. - nie miał problemu aby zagadywać na różnorodne tematy. Poprawiwszy plecak, wszedł przed chłopakiem do klasy. Poprawił swój krawat i gdy mijał @Lilian Eldridge puścił jej oko i rzekł: - Siemka, wróżbitko. Wróżby się nie spełniły... tym razem to na szczęście, co nie? - zagaił do dziewczyny i usiadł za nią w ławce, oczywiście przy Benjaminie, bo jakżeby inaczej. Kwestią godną zastanowienia było znalezienie w plecaku podręcznika od transmutacji. Zanim wyjął książkę to można było usłyszeć trzeszczenie spadających wewnątrz puszek Alakazamu. Nie obyło się bez ponownego otwarcia wizzengera, na rozmowie z Tristanem, gdzie na świeżo wysłał mu zapytanie gdzie go wcięło i czy pamięta o zajęciach prowadzonych przez ex szwagierkę. Nie miał problemu z tym aby taki Benjamin zerkał na stronę zeszytu i prześledził kilka ostatnio wymienionych z bratem dialogów.
Punkty w kuferku z transmutacji: 71 Punkty w kuferku z zaklęć: 64 Nastrój: 7 Praca domowa: tak, W
Cieszył się, że tym razem nie będą marznąć na deszczu i chwała Merlinowi, niewiele w sumie pamiętał z tego jak na kacu dał się poznać nowej nauczycielce. Dziś był dospany, najedzony śniadankiem, ukontentowany, w nowiutkim swetrze w kolorze szmaty do podłogi z pełzającym po nim zielonym wężem slytherinu. Czuł się niemal reprezentatywnie i przez chwilę rozważał przypięcie sobie swojej przypinki do swetra, ale jednak wpakował ją do kieszeni. - Kurwa, ale siadamy z tyłu, bo wstyd po ostatnim. - powiedział do @Maximilian Felix Solberg kiedy dotarli w końcu do sali transmutacji. Zauważył przypatrującym się mu ciemnym oczom @Lilian Eldridge: - Wisisz mi za pralnie. - przypomniał jej, centuś chędożony, te ostatnie tarzańsko w dyni, po czym uśmiechnął się do małego geniusza transmutacji @Terry Anderson, puszczając mu oko: - Kujon. - szepnął, mijając jego krzesło. Wsunął się chyłkiem bokiem do jednej z ostatnich ławek i może gdyby był z dwadzieścia centymetrów niższy i węższy to mógłby się zgarbić i skulić i może by go nie było widać. Niestety. Nie miał takiego luksusu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Punkty w kuferku z transmutacji: 124pkt. Punkty w kuferku z zaklęć: 94pkt. Nastrój: 2 i to tylko dlatego, że lubi transme Praca domowa: Tak, PO
W przeciwieństwie do @Lockie I. Swansea , Max wyglądał i czuł się jak zombie. Po ostatnim zadbał jednak o to, by przyjść na lekcję przynajmniej trzeźwym i nie skacowanym, co było dla niego nie lada wyzwaniem. Był przez to nieco bardziej markotny, ale fakt, że mieli dzisiaj rozmawiać o transmutacji ludzkiej, trzymał nerwy chłopaka na wodzy. Przynajmniej w tym momencie. -Mi tam obojętnie. - Zgodził się, chociaż on akurat wstydu z tamtego powodu raczej nie odczuwał. Rozwalił się ze swoimi rzeczami na ławce i bezmyślnie zaczął rozglądać się wokół, marszcząc nieco czoło, na widok tej, czy innej osoby, ale nie komentując niczego nawet najmniejszym słowem. Zamiast tego wsadził sobie do mordy długopis, by powstrzymać nieodpartą chęć zajarania tu i teraz.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Punkty w kuferku z transmutacji: 7 Punkty w kuferku z zaklęć: 28 Nastrój: 4 Praca domowa: -
Transmutacja nie stała na szczycie jej priorytetów, bo przedmiot ten nieszczególnie wchodził jej do głowy... Kiedykolwiek. Nie miała drygu do rzucania podobnych zaklęć, więc na lekcjach czuła się zazwyczaj głupiutka, a tak nie lubiła, więc rzadko na nie chodziła, wykorzystując zawsze wszystkie przysługujące jej nieobecności bez usprawiedliwienia. Gdyby dzisiejsze zajęcia odbywały się z Pattonem Craine, pewnie sięgnęłaby po jakąś niedyspozycję, ale jako że prowadzić miała ta nowa, Vodder, z którą jeszcze nie zdążyła sobie wykształcić negatywnych wspomnień, uznała, że temat był wart sprawdzenia. Szczególnie, że mieli rozmawiać na temat transmutacji ludzkich - o czym dowiedziała się od Imogen, gdy ta zapytała, czy Kate wysłała pracę domową z tego zagadnienia. Cóż, nie wysłała. Dlatego teraz siedziała w absolutnie ostatniej ławce, tylko nieznacznie podnosząc głowę znad otwartego podręcznika, w którym doczytywała ile jeszcze była w stanie. Zdążyła na moment złapać spojrzenie @Maximilian Felix Solberg, do którego uśmiechnęła się krótko pod nosem. Nie wyglądał jednak na chętnego do rozmów, więc ponownie oparła czoło o dłoń, wisząc nad książką i pozwalając, by jej długie włosy opadły na kartki, przysłaniając tym samym jej zbolały wyraz twarzy, bo absolutnie nigdy nie była szczęśliwa, gdy czytała o transmutacji.
Punkty w kuferku z transmutacji: 24 Punkty w kuferku z zaklęć: 23 Nastrój: 8 Praca domowa: Tak, PO
No cóż, Imogen może i nie była najbardziej ambitną uczennicą na świecie, jednak były takie przedmioty, których odpuszczać nie zamierzała. I tak oto, kilka minut przed dzwonkiem, dziewczyna człapała w stronę klasy transmutacji, gdzie miały odbyć się kolejne zajęcia z nową nauczycielką tego przedmiotu. Humor jej dopisywał, zdążyła zjeść dobre śniadanie, była zadowolona ze swojej oceny, jaką dostała za ostatnią pracę domową, normalnie żyć nie umierać! Kiedy weszła do klasy, pomachała od razu wesoło do @Trevor Collins i @Benjamin O. Bazory, szczerząc się przy tym szeroko. Rozejrzała się po klasie, aż w końcu dostrzegła znajomą, brązową czuprynę. Skoro już się pogodziła z Kate, to zamierzała korzystać ze sposobności do rozmawiania z nią, ile tylko mogła. Dlatego śmiałym krokiem ruszyła w stronę @Kate Milburn. Bezpardonowo rzuciła swoją torbę z rzeczami na blat stolika i odsunęła krzesełko obok przyjaciółki, z ciekawością patrząc na to, co ona robi. - Wyglądasz, jakbyś miała sraczkę - przywitała ją tym jakże uroczym i bardzo nie na miejscu tekstem. Spróbowała zerknąć do podręcznika Kate, aby odgadnąć co też tam ona studiowała, ale Gryfonka tak bardzo się zasłoniła, że było to niemalże niemożliwe.
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Punkty w kuferku z transmutacji: 25 + 4 (Klementyna ma pod sweterkiem super czarokoszulkę) Punkty w kuferku z zaklęć: 14 Nastrój: 10 Praca domowa: Tak, Zadowalający
Tego dnia humor Clementine był ponadprzeciętnie wybitny. Nie umiała określić powodu, ale poczucie, że wreszcie jest p o t r z e b n a, towarzyszyło jej od rana. Co jak co - nie przypuszczała, że stanie obok innych prefektów tak szybko, a już na pewno nie po tym, gdy planowała skok na ich łazienkę... Cóż, zawsze mogła poczekać na starania Baxtera w zdobyciu hasła, bo słowo się zrzekło, obietnice zawarte przy źródełku były niezrywalne, a oni - być może - chcieli wierzyć, że jedynym ograniczeniem stawał się Crane i Irytek, kształtujący się na wzór czyrakobulwy na du... Pośladkach. Cholerne spóźnienie. Kolejne i jeszcze jedno. Szaleńczy bieg przez tor przeszkód, gdy mijała następnych pierwszoroczniaków zagubionych równie mocno, co ona sama. Uśmiech nie schodził jednak z jej oblicza, bo im bliżej piątego piętra była, tym mocniej się cieszyła, że Vodder postanowiła zrobić zajęcia w tak szczególnym dniu. Skończyła wszak dziewiętnaście lat i doprawdy ekscytowała się na każdy najmniejszy epizod najbliższych godzin, choć w gruncie rzeczy niczego planowała. Randki z samą sobą były intrygujące, o ile nie kończyły się w świętym Mungu, tuż po utracie oddechu. Zwolniła więc, gdy resztka trzeźwości zapukała od spodu, przypominając o tym, że miała się oszczędzać. I już nawet miała całkowicie wrócić do spokojnego spaceru, gdy za winklem wpadła w ogromną ścianę o niezwykle twardej strukturze. - Och, wspaniale, można tak rzec - stwierdziła z uśmiechem, gdy dotarło do niej, że potyczką na jej drodze okazał się chłopak o tym pięknym spojrzeniu, które ostatnim razem tak mocno ją zachwyciło. - Skoro zrządzenie losu stawia cię w roli kolejnego argumentu, przez który mogę dotrzeć na miejsce spóźniona, to muszę cię wykorzystać dla własnego usprawiedliwienia - zaproponowała, a subtelny chichot zawibrował pomiędzy francuskimi zaciągnięciami poszczególnych frazesów. Wyminęła go więc jednym krokiem, po czym skinęła lekko głową w kierunku sali. - Chodź, zabieram cię na transmutację do Vodder, ona jest świetna - dodała z całkowitym przekonaniem, bo profesor Astrid zdecydowanie różniła się od tego, który uczniów i studentów zamieniał w srajtaśmę (to zapamiętała z opowieści ślizgona). - Będzie fajnie - obiecała, po czym sięgnęła do jego nadgarstka, by czasem nie próbował się wykręcać kolejnym treningiem. Wspaniałomyślnie jednak wpadło jej do głowy, że jak słowne argumenty nie zadziałają, to obietnice na pewno. - Następnym razem pójdę na gry miotlarskie i nie będę się migać, słowo na źródełko - zaakcentowała silnie, bo przecież nieopodal stali, a wierząc temu przesądowi - wydarzyć mogło się zupełni wszystko. Kilka minut później, nim lekcja się zaczęła, faktycznie dotarli do odpowiedniej salki i o, dziwo - nie byli po czasie, dlatego Bardot uśmiechnęła się zuchwale i przepraszający. Nie był jednak na nią zły za to porwanie, prawda?
Przez próg klasy wkrótce zaczęły przechodzić mniej lub bardziej znajome jej postacie. Na widok @Trevor Collins wychyliła twarz z szala i uśmiechnęła się, dobrze wspominając ich ostatnią pogawędkę. Prawie się nawet roześmiała, gdy oznajmił jej rezultat wyczekiwanego przezeń wieczoru, ale przeszkodziło jej obfite kichnięcie. - A, to ze względu na treść wróżby pozostaje mi tylko powinszować - mruknęła, wycierając obsmarkany nos w chusteczkę. Nie miała czasu ani ochoty wyjaśniać mu, że wynik wróżby bardzo często zależał też od samego zainteresowanego i że jeżeli zmieni swoje nastawienie, to zapobiegnie efektu samospełniającej się przepowiedni i przeskoczy świadomością w inną trajektorię przyszłości; zresztą, nie każdy był na tyle odklejony jak ona, żeby potrzebować takiego wytłumaczenia, a już tym bardziej Trevor, który miał szczególnie sceptyczne nastawienie do wróżbiarstwa. Przynajmniej zainspirował ją tą postawą do zainteresowania się tym, co tu i teraz. Szkoda, że teraźniejszość fundowała jej choróbska, bez tego lepiej by ją znosiła. - Kurde, mogę ci nawet te wdzianko odkupić - zaśmiała się ochryple, gdy została skonfrontowana przez @Lockie I. Swansea, doskonale wiedząc, że Ślizgon pewnie ma więcej pieniędzy, niż ona w sumie otrzymała kieszonkowego przez wszystkie swoje lata nauki. Rodzina nie dawała jej powodu do chluby także i w tym zakresie, no ale cóż było można zrobić. Miała myśleć o tym, co tu i teraz. A więc transmutacja.
Clara Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162
C. szczególne : tatuaż przy prawym cycku (podgląd w kp - bez cycka, zboczuszki)
Ziewając potężnie, weszła do sali. Od kłótni z Bridget nie miała, gdzie spać, więc w noce spędzała w klubach, szukając kogoś, komu będzie mogła wskoczyć do łóżka. Szło jej nieźle, ale na wyspanie to nie pomagało. Zwykle odsypiała na kanapie w pokoju wspólnym, kiedy wszyscy byli na lekcjach i było cicho. Znalazłoby się dla niej oczywiście łóżko w dormitorium, z resztą początkowo z tej opcji korzystała, ale uznała, że to zbyt nudne. Nie po to uciekła z domu, żeby siedzieć w szkole 24/7. Nie była na żadnych zajęciach od ponad tygodnia i na tych również raczej by się nie pojawiła, gdyby spanka nie zepsuł jej Gruby Mnich. Nie wiedząc, że ktoś na niej śpi, przemknął przez kanapę, serwujac Clarze okropnie zimną i nieprzyjemną pobudkę. Początkowe przeprosiny szybko zmieniły się w przesłuchanie, dlaczego śpi sobie smacznie o tej porze zamiast zdobywać wiedzę i przynosić chlubę Hufflepuffowi, czy inne pierdololo. W każdym razie nie dał jej już spać i gadał głupoty, więc dla świętego spokoju sobie poszła. Coś mu się chyba jednak udało w niej poruszyć, bo mogła iść gdziekolwiek, a mimo to trafiła na lekcję. Osunęła się na najbliże drzwi krzesło, położyła głowę na blacie i póki zajęcia jeszcze się nie zaczęły, pozwoliła sobie delikatnie odlecieć.
Punkty w kuferku z transmutacji: 6 Punkty w kuferku z zaklęć: 23 Nastrój: póki sobie leży to 4, potem zależy, kto i jak ją obudzi xD Praca domowa: nope
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
Punkty w kuferku z transmutacji: 0 Punkty w kuferku z zaklęć: 6 Nastrój: 5, mogło być lepiej Praca domowa: nieodrobiona
Wydłużone o dwa miesiące wakacje może i by napawały innych uczniów euforią i optymizmem, ale nie Tuilelaith. Cena tego all-inclusive była niemalże najwyższa, więc nie było się tu z czego cieszyć, zwłaszcza pod stałym nadzorem rodziców i z regularnymi wizytami w Mungu. Nigdy by nie pomyślała, że spowoduje to głupi, mały robaczek, którego obecności w ciele nabawiła się podczas pobytu u rodziny w Armenii. Śmieszne, a jednak prawdziwe. Nie wiedziała, jak inni adepci magii zareagują na jej ponowną obecność w Hogwarcie. Na pewno ci, którzy ją znali, mieli wiele pytań. Pytań, na które jeszcze nie znalazła zgrabnych odpowiedzi. Wiedziała jednak, że po chaosie mentalnym, jaki zafundował jej pasożyt, podniosła się silniejsza niż wcześniej, wobec czego miała zero tolerancji dla wszelkich kwestionujących zachowań, a jej pewność siebie niemal odbiła się od dna jak od trampoliny i poszybowała w górę. Wobec tego na poranne zajęcia z transmutacji przybyła z głową podniesioną w górę. Rozejrzała się po sali i przywitała wszystkich kiwnięciem, po czym zasiadła w jakimś komfortowym miejscu, gdzie w razie czego nowa profesor nie będzie na nią za bardzo zwracać uwagi.