Gra trwała zadziwiająco długo - Edgcumbe nie do końca mógł rozgryźć dlaczego, zwłaszcza, że Pingwiniary na początku meczu naprawdę dawały im do wiwatu i praktycznie okupowały przestrzeń powietrzną po ich stronie boiska. Nic dziwnego, że Lowell nie nadążał. Sam Thaddeus przełamał passę Strusi trafiając do pętli - a w ślad za nim poszedł Fitzgerald, z którym solidarnie zbił po powietrznej piątce. Czyżby złapali drugi oddech, czy to były już tylko ich ostatnie podrygi? Będą musieli się przekonać - acz póki kafel w grze, nie ma co dumać o ostatecznym wyniku. Dlatego też widząc okazję - Edgecumbe zgrabnie wytrącił kafla pingwiniej Sinclair, przechwytując go w swoje dłonie. Nie pognał jednak daleko, bo tym razem nie widział dla siebie podejścia pod pętle - przerzucił więc kafla dalej, do jednego ze swych strusich kumpli.
Tuile stwierdziła ironicznie, że przez sam fakt pojawienia się na tych zajęciach powinny były grać jej fanfary na wejście. Nie było tajemnicą, że ze wszelkich sportów była fajtłapą, a na dodatek nadal nie mogła się pozbierać po swojej miotlarskiej traumie z czasów nastoletnich i wolała unikać tego sprzętu szerokim łukiem. Niektórzy by jej pewnie powiedzieli, że tym bardziej powinna wziąć się za ćwiczenia, żeby się przełamać i zniwelować gorzkie wspomnienia... W tej kwestii Ślizgonka była jednak uparta jak osioł. Zajęcia z Walshem odbywały się dzień po wizycie u Munga, gdzie Tuile w końcu dała sobie naprawić swoją pogryzioną dłoń. Uznawała ten uraz za karmiczny koszt, jaki musiała zapłacić, by faktycznie zdać egzaminy i stać się pełnoprawną treserką, dlatego straumatyzowanemu kugucharowi nie miała nic za złe. Uzdrowiciel ostrzegał ją, że nadmierny wysiłek może ewentualnie doprowadzić do odnowienia rany, ale Brennan pokładała dużą ufność w umiejętności mungowskiej ekipy i stwierdziła, że nie zaszkodzi jej udać się na boisko i dołączyć do uczniów, którzy pewnie bardziej entuzjastycznie niż ona podchodzili do sprawy. Starała się robić wszystko według instrukcji Walsha, nie chcąc przedobrzyć z żadnym ćwiczeniem i narazić się na kolejne zranienia. Pod koniec tej, jakby to powiedziała, żałosnej w jej wykonaniu rozgrzewki, dołączyła bez wahania do słabszej grupy. Znała doskonale swoje miejsce i miała nadzieję, że dzięki tej świadomości trafi jej się jakieś łatwiejsze, niegroźne dla zdrowia i życia zadanie.
______________________
I know i'm not the center of the universe but you keep spinning around me just the same
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
Kondycja dobra Urazy brak (będą) Grupa pierwsza (silni) Rozgrzewka87
Nie było dla Lilian powodu, dla którego miałaby się tutaj nie zjawić. Tym bardziej, że w końcu ma być pełnoprawną członkinią drużyny Ravenclawu i powinna cały czas pozostawać w formie. Jak zwykle zajęcia przedpołudniowe stanowiły dla niej pewien problem ze względu na późne godziny nocne, do których przesiadywała, robiąc swoje różne dziwne czary-mary. Tym razem jednak prawdziwie się zmobilizowała i choć wewnętrznie czuła, że umiera, na zewnątrz nie dawała tego po sobie poznać. W trakcie rozgrzewki chyba za bardzo chciała pokazać, czy to Walshowi, czy to innym członkom drużyn hogwarckich, jak bardzo faktycznie wdrożyła się w życie typowego sportowca, bo już po przebiegnięciu się jej tempo znacznie spadło, a podczas zbyt żwawo robionych wyciągnięć ramion coś strzeliło jej w plecach. Dyskomfort był znaczny, ale nie aż tak, by całkowicie zaprzestać dzisiejszej aktywności. Z dziwnym grymasem zakończyła swoją śmieszną demonstrację i dołączyła chyba po raz pierwszy w swojej uczniowskiej karierze do lepszej z grup. Dotychczas o wiele swobodniej czułaby się w tej niby to gorszej gromadzie, ale teraz Walsh nawet by jej nie zezwolił na przynależność do niej.
______________________
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kondycja dobra Urazy tak – trwałe dolegliwości, można znaleźć w KP Grupa pierwsza ( ale próbuje do drugiej ) Rozgrzewka10
Swansea był dalej trochę obrażony na miotlarstwo przez tego obesranego bludgera. To nic, że wygrali, nikogo to nie obeszło. A żenady z eliksirem neonu było tyle, że po dziś dzień wstydził się patrzeć na swoją ujebaną na zielono, sportową koszulkę. Mimo to na lekcje przecież trzeba chodzić, szczególnie, że - tak jak właśnie referował Max - to ostatnie latanko w tym roku, a jemu już niewiele zostało tej szkoły, więc i latanek niewiele. - Niegłupi pomysł. - przyznał - Coraz lepiej sie dogadujemy. W sensie... na tyle na ile idzie dogadać się z ghulem. - przyznał, przypominając sobie, że kiedy ostatnio tłumaczył mu, by ten nie wchodził do kibla, jak Loki właśnie sra, to mu w odpowiedzi beknął w twarz. Kiedy zabrali się za rozgrzewkę, widać było jednak, ze Lockie nie jest w swojej szczytowej formie. Coś tam drobił, jakoś rękoma machał, ale zachowywał podejrzanie dużą dozę ostrożności w swoich ruchach. A gdy przyszło do dzielenia sie na grupy niby poszedł za Maxem, ale bardzo dużym łukiem w stronę słabszej grupy, z nadzieją, że może jak przykucnie, to uda mu się ukryć pośród pierwszoklasistów, jebany leniwiec.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Może powinieneś napisać słownik ludzko-ghulski. A jak nie to chociaż nakręć "Jak wytresować Ghula". - Podrzucił kumplowi pomysł na biznes, choć pewnie nie najlepszy, ale nie można było mieć przecież wszystkiego. Max uznał jednak, że kwestia wspólnego treningu w trójkącie ze Stachem została przyklepana i mógł spokojnie wziąć się za profesjonalną rozgrzeweczkę, bo taka mu właśnie wyszła. Gorzej już zaczęło się dziać, jak miał podjąć decyzję, co do grupy. Uśmiechnął się pod nosem widząc, co odpierdala Lockie i choć sam niepewnie zapytał o swoją przynależność, to jednak nie dlatego, że chciał się opierdalać. Wysiłek fizyczny był tym, co go w jakiś sposób nakręcało, ale też ciężko było powiedzieć, że nie był podatny na kontuzje, a jego bark to już powinien być na okładce encyklopedii miotlarkich urazów. -A czy ja kiedykolwiek jestem w formie? - Odpowiedział pytaniem na pytanie Kate, na wpół ironicznie, na wpół czysto żartobliwie.
Odezwała się, bo z jej perspektywy całość wydawała się dość zabawna biorąc pod uwagę, jak wielki i wysportowany był. Coś tam jej kiedyś wspomniał o swojej słabszej ręce - zresztą podsłuchała przecież rozmowę z pielęgniarką o rzekomym incydencie z pucharem podczas szlabanu (który, choć prawdziwy, w jej głowie wciąż miał zbyt wiele luk, by mogła przyjąć za pewnik to, co jej powiedział w jego temacie), ale żeby od razu wątpić, że nadawał się do gry w składzie bardziej doświadczonych graczy? Z tego, co wiedziała, tamten problem był już dawno wyleczony, więc raczej nie powinien mieć kłopotów z miotłami dzisiaj. Odbite w jej kierunku pytanie wzbudziło iskierki w jej oczach, z których doskonale mógł odczytać kwintesencję pojawiającej się w jej głowie myśli. Zacisnęła na moment wargi, próbując powstrzymać wpełzający na nie równie ironiczny co jego ton uśmieszek. - Zdarzyło Ci się być, raz czy dwa - odpowiedziała mu dość enigmatycznie, aczkolwiek na tyle dobitnie, żeby wiedział, ku czemu piła, a korzystając z momentu, że prawdopodobnie nikt na nich teraz nie patrzył, puściła mu jeszcze porozumiewawcze oczko. Zaraz jednak jej wzrok padł na kulącego się wśród pierwszaków Swansea i to już był obrazek, którego nie mogła nie skomentować inaczej, niż rozbawionym prychnięciem.
Obserwował, jak wszyscy zaczynali się dzielić na grupy. Nie interweniował, dopóki ktoś, kto grał w drużynie, nie próbował iść do słabszych bez wyraźnego powodu. Dlatego też spojrzał na @Maximilian Felix Solberg z cieniem rozbawienia w spojrzeniu, choć zachował powagę na twarzy. - Idziesz do pierwszej. Nie miałeś nic złamanego, nie leżałeś w Mungu kilka miesięcy, więc ewentualny problem z kondycją nie jest wynikiem chorób czy urazów. Nie ma kombinowania na twoim poziomie - odpowiedział mu całkowicie szczerze. - Pan również, panie Swansea. Zbyt dobrze grasz na boisku, żebym pozwolił na dołączenie do drugiej grupy - dodał, kiedy zobaczył, jak @Lockie I. Swansea próbuje startować ze słabszymi. Obserwował kolejnych dalej, a słysząc narzekania pierwszoroczniaka, nie mógł się nie uśmiechnąć. - W grupie słabszych nie są słabi. Chciałem, żebyście podzielili się zgodnie z kondycją, a nie sądzę, aby pierwszoklasiści mogli dorównać kondycją i zdolnościami studentom, którzy grają od zawsze. Ale nie przejmujcie się, będziemy wyrównywać poziom - powiedział pozornie do wszystkich, choć miał na uwadze słowa Gryfona - @Kendrick Honeycott. Kiedy w końcu minął wyznaczony na podział czas, Josh uśmiechnął się lekko i gestem wskazał na znajdujący się za nim tor. – Nie wiem, jak wielu z was zna zabawę podłoga to lawa, ale dziś będziemy mieć miotlarską wersję. Proszę, skupcie się na tym, co będziecie robić, bo lepiej zrobić coś wolniej niż nabawić się kontuzji. Osoby, które dopiero zaczynają przygodę z miotlarstwem, albo które nie są zbyt wysportowane, które mają problemy z kondycją – wszystkich, którzy nie czują się na siłach próbować tutaj, zapraszam na drugą stronę, jest tam wejście łatwiejsze, choć przeszkody czekają was takie same. Jednak łagodniejsze podejścia, bliższe odległości do pokonania. Chcę, żebyście się tym również mogli nabawić, a jednocześnie nie narzekali na zbyt duży poziom trudności – powiedział, przesuwając spojrzeniem po wszystkich, po czym klasnął w dłonie i nakazał podział zgodnie z wysportowaniem i samopoczuciem.
Mechanika
Macie do pokonania kilka przeszkód rodem z show „Podłoga to lawa”. Każda grupa ma takie same przeszkody, ale są o innym stopniu trudności do ich pokonania - mniejsze nachylenie równi pochyłej, wolniejsze obroty mioteł, bliższa odległość kafli od siebie itd. Przeszkody to: 1 – skok na równię pochyłą na część skośną, więc uwaga, aby nie zjechać do „lawy” – należy wspiąć się po niej i ze szczytu przeskoczyć na kolejny podest. 2 – kręcące się miotły – nad twoją głową po dwie latają w kółko, te niżej w lewo, te wyżej w prawo po okręgu – należy złapać się jednej z mioteł i wsiąść na nią (skaczecie w przód tak, aby złapać się rękami za trzon, a więc podciągacie się na nich), a następnie przejść w odpowiednim momencie na miotłę wyżej, która kręci się w drugą stronę (z lotu ptaka oba okręgi przecinają się, tworząc jakby 8, a więc tylko w jednym miejscu macie możliwość złapać miotłę wyżej). – UWAGA: tutaj nie jesteście wyżej niż normalnie, gdy latacie w trakcie meczu, ale jednak jest wysoko, w przypadku upadku konieczny rzut na złamanie, gdzie 1 oznacza konieczność leczenia ręki (proszę tagować Josha) 3 – należy przelecieć na miotle nad wybuchającą „lawą” (z tego wyższego kręgu) i zeskoczyć z niej na podest – uwaga ślisko! 4 – przed tobą znajdują się zawieszone w powietrzu trzy kafle – należy podskoczyć, aby złapać się pierwszego i później do kolejnego w podobny sposób się przedostać, ale uważaj, pod tobą znajduje się już tylko „lawa”, z ostatniego kafla należy już tylko zeskoczyć na ostatni niewielki podest 5 – równoważnia, która prowadzi wprost do mety, o ile nie spadniecie z niej, kiedy się przechyli pod waszym ciężarem
Każdy z was rzuca kością sześcienną na to, przy której przeszkodzie „lawa” wybucha tuż przy nim, gdzie wynik 1-5 odpowiada przeszkodom, a 6 oznacza, że jesteś szczęściarzem i żaden z wybuchów nie dzieje się za blisko ciebie. -5 do k100 przy tej przeszkodzie, przy której wybucha na was lawa - fabularnie jest bardziej ślisko (macie zachlapaną twarz, albo dłonie, a może sama przeszkoda jest pełna “lawy” która utrudnia jej pokonanie)
Dodatkowo każdy rzuca kość stuścienną na każdą przeszkodę, gdzie: Grupa pierwsza 1-50 - niestety, przy tej przeszkodzie nie idzie ci najlepiej i ostatecznie wpadasz do “lawy”. Musisz zaczynać od nowa (fabularnie zaczynasz od początku, mechanicznie - nie musisz rzucać ponownie na przeszkody, które już przeszedłeś) 51-80 - być może masz trudności, być może prawie wpadasz do “lawy”, ale ostatecznie udaje ci się pokonać przeszkodę 81-100 - oznacza przejście przeszkody bez najmniejszego problemu, gratulacje!
Grupa druga 1-25 - niestety, przy tej przeszkodzie nie idzie ci najlepiej i ostatecznie wpadasz do “lawy”. Musisz zaczynać od nowa (fabularnie zaczynasz od początku, mechanicznie - nie musisz rzucać ponownie na przeszkody, które już przeszedłeś) 26-80 - być może masz trudności, być może prawie wpadasz do “lawy”, ale ostatecznie udaje ci się pokonać przeszkodę 81-100 - oznacza przejście przeszkody bez najmniejszego problemu, gratulacje!
MODYFIKATORY -5 za zbyt słabą rozgrzewkę -10 za zbyt mocną rozgrzewkę 1 przerzut z wyborem lepszego wyniku za członkostwo w drużynie (dla silniejszej grupy) 1 przerzut z wyborem lepszego wyniku za zainteresowanie miotlarstwem (dla słabszej grupy - zainteresowanie fabularne, albo wynikające z KP) 1 przerzut za każde 10 pkt w kuferku z GM (dla silniejszej grupy) 1 przerzut za każde 5 pkt w kuferku z GM (dla słabszej grupy)
z uwagi na moje opóźnienie termin pisania do: 2 stycznia Jeśli jednak wszyscy obecni w tym momencie na lekcji odpiszą szybciej, rozliczenie też nastąpi szybciej. Spóźnienie dopuszczane, jednak należy napisać wpierw post z rozgrzewką.
Kod:
<zgss>grupa</zgss> pierwsza/druga <zgss>rozgrzewka</zgss> podaj wynik z 1 etapu <zgss>Lawa wybucha</zgss> podlinkuj wynik k6 - przy której przeszkodzie lawa wybucha przy tobie <zgss>Przeszkoda 1</zgss> podlinkuj wynik k100 <zgss>Przeszkoda 2</zgss> podlinkuj wynik k100 <zgss>Przeszkoda 3</zgss> podlinkuj wynik k100 <zgss>Przeszkoda 4</zgss> podlinkuj wynik k100 <zgss>Przeszkoda 5</zgss> podlinkuj wynik k100 <zgss>Modyfikatory</zgss> wpisz jeśli skorzystałeś
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
grupa pierwsza rozgrzewka 54 Lawa wybucha5 Przeszkoda 136 -> 59 -> 68 -> 97 Przeszkoda 289 Przeszkoda 3 podlinkuj 87 Przeszkoda 416 -> 48 -> 91 Przeszkoda 589 5 = 84 Modyfikatory przerzuty: 1 za drużynę, 4 za kuferek
Charakterystyczny uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy usłyszał odpowiedź @Kate Milburn i musiał dosłownie ugryźć się w język, żeby nie dać się wciągnąć w tę słowną zabawę. Nie dlatego, że go zagięła, ale przez to, że obok stał Joshua, który niestety, ale mógł bardzo dobrze odczytać tę konwersację, a ostatnie, czego Max teraz potrzebował to kolejna pułapka zastawiona przez niego i jego męża w celu dopytania, czy jego życie uczuciowe nadal jest rozjebane jak paczka dropsów. -No fakt, w tym tygodniu jeszcze się trzymam. - Odpowiedział za to żartobliwie w stronę @Joshua Walsh , choć musiał chwilę pomyśleć, czy aby na pewno niczego sobie w ostatnim czasie nie łamał. Na szczęście wyszło mu, że nie i sam się chyba zdziwił, po czym przyjrzał się przygotowanemu torowi przeszkód i zajarał jak dziecko. Nie było mugola, który nie znałby "Podłoga to lawa" i nie było zapiekanki, którą by przegrał, kiedy młody próbował wjebać go w podobne konkurencje. Owszem, to co mieli tu przed sobą było bardziej skomplikowane i kontuzjogenne, ale uważał, że poradzi sobie wyśmienicie. -Postraszysz dzieci kiedy indziej. Widzimy się w szpitalnym? - Rzucił do @Lockie I. Swansea , którego nauczyciel cofnął do pierwszej grupy, po czym już wystartował wprost na równię pochyłą. Balansowanie to to, co robił codziennie w życiu i choć potknięcia zaliczał co krok, tak w udawanej zabawie mógł cieszyć się pewnym krokiem, który zaprowadził go na szczyt, a dzięki długim kończynom zaraz też oddał odpowiednio daleki skok na platformę i to bez większego wysiłku. Drugie wyzwanie było już o wiele trudniejsze, ale też jak tylko zorientował się, jak je pokonać, to uznał, że przecież wielokrotnie musiał stosować podobne triki podczas treningów, czy meczy, gdy groziło mu zjebanie się z miotły i to nie z metra nad ziemią, a z trzydziestu i to na pełnej kurwie rozpędzonego Pioruna. Zaczął więc wspinaczkę opartą na sile swoich ramion. Pokonywał kolejne miotły zgrabnie jak małpka w zoo, choć jeśli miał być szczery, zauważył ból, pojawiający się w jego ręce, która była wyraźnie słabsza od jej towarzyszki. Mimo to nie dał po sobie nic poznać, brnąc na przód i w końcu docierając do trzeciej przeszkody, która znów dawała chwilę wytchnienia. Na chillku przeleciał sobie na platformę, omijając wybuchające lawy. Pomyślał nawet, że gdyby w życiu tak łatwo omijał pułapki to już byłby Ministrem Magii. Nie mógł jednak snuć marzeń w nieskończoność, bo ciecz wciąż chciała go dorwać, a on miał jeszcze trochę drogi do pokonania. Widząc kafle spojrzał niepewnie na bark, jakby pytał go, czy poradzi sobie z jeszcze jednym takim wysiłkiem, a że ramię mówić nie mogło, to Max podjął decyzję za nie, że nie ma chuja, by teraz się wycofać. Wybił się więc, dosięgając pierwszej czerwonej piłki i wisząc na niej chwilę, by przemyśleć, jak dobrze wykonać kolejny skok, by nie spierdolić się w dół, a dosięgnąć drugiej lewitującej kuli. W końcu podjął jednak ryzyko i choć powierzchnia piłki była lekko już śliska od lawy, to udało mu się pewnie na niej zawiesić tak samo jak i na ostatnim z kafli. Spojrzał na równoważnię i westchnął. Balansowanie na krawędzi życia i śmierci, to rozumiał, ale coś takiego? Owszem wiedział, że może położyć się, czy czołgać i ułatwić sobie sprawę, ale uznał, że chuj, nie będzie cyrkował. Jak miał pokazać pierwszej grupie czym jest kondycja i sprawność fizyczna, to trzeba było dać z siebie wszystko, albo umrzeć w sztucznej lawie, to nawet by go pewnie bardziej ucieszyło. Wszedł więc powoli, ostrożnie stawiając stopy, co nie było łatwe, gdy maź zmniejszała przyczepność i zwiększała poślizg. Skupił się na oddechu i odpowiednim ułożeniu nóg, wyciągając ręce na boki, a gdy wydawało mu się, że dotarł na środek, zatrzymał się, lekko naciskając na kolejną część równoważni, by przechylić ją w dół, bez spierdolenia się z niej. I to były sekundy, które mogły go zgubić, bo w tej właśnie chwili, jak mu lawa pierdolnęła przed nosem, to odchylił się gwałtownie do tyłu i tylko cudem nie wykurwił na plecy. Spojrzał znów na przeszkodę, która teraz już na pewno była jedną wielką ślizgawką, wziął głęboki oddech i ruszył w dół, zeskakując z gracją na metę i serwując Joshowi ukłon i piękny uśmiech. -Baletnica roku. Zmieniam profesję. - Wyszczerzył się zmęczony, spocony, ale zadowolony. Poklepał nawet miotlarza po ramieniu, bo czemu nie i stanął sobie gdzieś z boku patrząc na popisy reszty.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scott Perry
Rok Nauki : V
Wiek : 15
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Zawsze pchanie jakby dopiero wyszedł z lasu. Ciało zawsze okryte plastrami i bandażami. Kurtka z przypinkami z miejsc, które odwiedził
grupa druga (słabsza) rozgrzewka94 Lawa wybucha2 Przeszkoda 1 98 -10 Przeszkoda 2 10 -5 (za lawę) -10 (za rozgrzewkę) at all nie łamię ręki Przeszkoda 3 27 -10 Przeszkoda 4 99 -10 Przeszkoda 5 23 -10 Modyfikatory zbyt mocna rozgrzewka
Albo Scottowi się wydawało, albo Brytole, kiedy są dziećmi stanowią najmniej wychowany gatunek na świecie. W poprzedniej szkole Perry nie musiał się borykać z taką nietaktownością. Szczególnie, że w poprzedniej to on był gówniarzem, który od starszych raczej chciał uzyskać wiedzę i szacunek niżeli odwieczną niechęć. - Każdy gatunek ma słabe i silne egzemplarze. Te bardzo słabe wypiera ewolucja - dodał po nauczycielu. W stronę @Kendrick Honeycott, nie ukrywając tak jak poprzednik, że kieruje swoje słowa do tego chłopczyka. - Dla niektórych ewolucją może być miotła - na pożegnanie rzucił mu groźne spojrzenie. - Jak będziesz potrzebował pomocy to krzycz - uśmiechnął się szpetnie. Wcale nie dlatego, że lubił słyszeć jak małe stworzenia krzyczą w agonii. Zrobił to z powodów uczciwej rywalizacji. Czy coś. Po tej małej potyczce słownej ruszył już na lawowy tor. uważnie przyjrzał się równi pochyłej, analizując jej nachylenie i potencjalne punkty oparcia. Wybrał najbardziej stabilny fragment do wspinaczki, zginając kolana i skupiając całą swoją energię na utrzymaniu równowagi. Kiedy jego buty zaczęły lekko ślizgać się po powierzchni, zmienił strategię – użył nie tylko nóg, ale też rąk, chwytając się wystających elementów, by wspomóc wspinaczkę. Dotarłszy na szczyt, odetchnął głęboko, krótko oceniając odległość do kolejnego podestu. Nie wahał się długo. Ugiął nogi, napinając mięśnie jak sprężyna, po czym z idealnie wyczutą siłą wykonał skok. Powietrze na moment wydawało się zastygnąć, zanim jego stopy pewnie wylądowały na podeście. Bezpieczny i zadowolony, odwrócił się, rzucając kontrolne spojrzenie w kierunku ziemi, jakby chciał upewnić się, że rzeczywiście uniknął rychłego spotkania się z nią. Miotły wirujące nad jego głową zdawały się poruszać szybciej, niż wyglądało to z daleka. Ugiął kolana i spróbował złapać niżej krążącą miotłę, ale jego ręce ześlizgnęły się z trzonu, a on niemal natychmiast wylądował na ziemi z głuchym hukiem. Przeklinając pod nosem, wstał z wyraźnym grymasem bólu, czując naciągnięty bark, który już wcześniej dawał o sobie znać. Nie zrażając się, spróbował ponownie. Tym razem złapał miotłę, ale jego chwyt był zbyt słaby, by utrzymać ciężar ciała. W momencie, gdy próbował przejść na wyższy okrąg, miotła zadrżała, a Scott stracił równowagę. Spadł na ziemię z jeszcze większym impetem, wyciągając przed siebie rękę, by zamortyzować upadek. Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że nie doszło do złamania. Jednak ból barku pulsował intensywnie, a Scott przez dłuższą chwilę leżał na plecach, wpatrując się w niebo i zastanawiając, czy los próbuje mu coś powiedzieć. Ostatecznie wstał, otrzepując się z ziemi, ale tym razem postanowił zrobić dłuższą przerwę, nim spróbuje znowu. Scott, z widoczną determinacją na twarzy, wskoczył na miotłę i oderwał się od ziemi, ale naciągnięty bark szybko dał o sobie znać. Uchwyt na trzonie był słaby, a każdy ruch miotły powodował promieniujący ból, który wytrącał go z koncentracji. Kiedy zbliżał się do krawędzi lawy, zaczął tracić kontrolę nad lotem. Miotła, reagując na jego niepewne ruchy, nagle gwałtownie zanurkowała. Scott desperacko próbował się wyrównać, ale zamiast miękkiego lądowania, zeskok na śliski podest zamienił się w chaotyczny upadek. Stopa poślizgnęła się niemal natychmiast po zetknięciu z powierzchnią, a on runął jak długi, lądując na plecach i w ostatniej chwili chroniąc naciągnięty bark przed jeszcze gorszym uszkodzeniem. Z trudem wstał, lekko chwytając się za ramię i sapiąc z bólu. Mimo tego, że czuł się upokorzony, zmusił się do dokończenia zadania – bardziej siłą woli niż faktycznymi umiejętnościami. Scott stanął przed pierwszym kaflem z iskrą determinacji w oczach. Wybił się z ziemi z niespodziewaną lekkością, uchwycił krawędź pierwszego kafla i zgrabnie podciągnął swoje ciało. Jego ruchy były płynne, jakby instynktownie wiedział, gdzie ułożyć dłonie i jak rozłożyć ciężar ciała. Bez chwili wahania przeskoczył na kolejny kafel, ignorując zawieszoną pod nim lawę. Uchwycił go mocno, a jego stopy znalazły stabilne oparcie z niemal baletową precyzją. Na ostatnim kaflu wybił się, lądując miękko na niewielkim podeście, jakby cała trasa była dla niego rutynowym ćwiczeniem. Uśmiechnął się pod nosem, czując wyraźną satysfakcję z perfekcyjnego wykonania zadania. Scott wszedł na równoważnię z pewną ostrożnością, ale szybko zaczął tracić równowagę. Deska pod jego ciężarem niebezpiecznie przechyliła się na bok, a jego ramiona chaotycznie wymachiwały, próbując odzyskać stabilność. Naciągnięty bark przypomniał o sobie ostrym bólem, co dodatkowo utrudniało mu ruchy. Z każdym krokiem sytuacja pogarszała się. W końcu równoważnia przechyliła się zbyt mocno, a Scott, nie mogąc już utrzymać się na niej, zsunął się z impetem na bok. Uderzenie nie było wystarczająco silne, by poważnie go zranić, ale zdecydowanie wystarczające, by poczuł piekący wstyd. Zanim wstał, spojrzał na równoważnię z rozczarowaniem, wiedząc, że meta jest coraz bardziej odległa. Ostatecznie, zaczął przeszkodę od nowa i ruszył to wspomnianej mety krukońskie dupsko.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Uśmiech jeszcze chwilę igrał na jej ustach, gdy wymienili ze sobą te znaczące spojrzenia, bez słów przekazując sobie wszystko, co działo się teraz w ich głowach. Kate nie powinna się w ten sposób rozpraszać, ale wspomnienia miłych chwil odciągały jej uwagę od pulsującego w kostce bólu, który już zaraz miał jej się dać we znaki. Nie startowała jako pierwsza, więc miała o tyle prostsze zadanie, że mogła obserwować cudze zmagania i postarać się nie popełnić błędów, które robili inni. Za teorią musiała jednak pójść praktyka i ta okazała się być niewybaczająca drobnych potknięć. Wejście na równię pochyłą niemal skończyło się dla niej zjechaniem prosto w "lawę" i tylko cudem wyratowała się z tego. Klęła pod nosem na swoją nogę, w której nie znajdowała odpowiedniego oparcia. Szczęściem w drugiej przeszkodzie, poza wybiciem się w górę, nie musiała w ogóle korzystać ze stóp, bazując na sile ramion, które po rozlicznych rozgrywkach bludgera z pewnością nabrały większej krzepy. Skłamałaby, twierdząc, że zadanie było proste, ale ostatecznie uniknęła upadku, przechodząc do trzeciej części toru przeszkód, która już okazała się być dla niej pechowa. Tryskająca z dołu "lawa" jak dobrze opłacany aktor wybuchnęła jej tuż przed twarzą. Na szczęście zdążyła zamknąć powieki, więc nie oberwała w oczy - niestety rozproszona tą sytuacją nie zauważyła powstałej na podeście kałuży, na której lądując felerną kostką poślizgnęła się i wpadła po kolana do "lawy", sycząc pod nosem z bólu. Wizja przechodzenia tej części toru od nowa nie napawała ją szczęściem, bo kolejne wchodzenie na równię i podciąganie się ramionami mogło ją wykończyć. Ostatecznie jakimś cudem dotarła do zawieszonych w powietrzu piłek, które pokonała chyba na adrenalinowym haju, bo nie umiała znaleźć wytłumaczenia dla tego, jakim prawem jej ręce nie przypominały jeszcze rozgotowanego spaghetti. Pokonała ją za to ostatnia z równoważni, gdzie kostka ponownie odezwała się tak przeszywającym bólem, że kolano się pod nią ugięło i finalnie na ostatniej prostej zmuszona była zeskoczyć, ale niestety nie na końcowy podest. - Pierdolę, nie idę od nowa - mruknęła, walcząc z cisnącymi się do oczu łzami, bo każdorazowe stawianie stopy na ziemi wiązało się z kolejną dawką bólu i dyskomfortu. Usiadła na boku na zimnej ziemi, podciągając nogawkę, by spojrzeć na spuchnięty staw i pojawiający się pod skórą siniak. - Świetnie - stwierdziła, opierając na moment twarz na dłoni, próbując skupić się na czymkolwiek innym niż na pulsującej nodze, przez którą chciało jej się płakać.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
grupa pierwsza rozgrzewka 10 Lawa wybucha3 Przeszkoda 161 > ]33 > 99 -5 Przeszkoda 256 > 84 -5 Przeszkoda 333 >87 -10 Przeszkoda 489 -5 Przeszkoda 530 > 82 -5 Modyfikatory 1 za drużynę, 4 za kuferek
Słysząc słowa Walsha aż się zgarbił, wyraźnie podłamany, że jego chytra próba bycia sprytnym i migania się od pracy się nie powiodła. Westchnął ciężko, spoglądając w stronę Maxa: - Ostatni na kozetce ten pizda. - puścił mu oko, choć bez wesołości i ruszył przed siebie. Pierwsza przeszkoda poszła mu tak sprawnie, że prawie nie zauważył, że już ją pokonał, tylko poleciał dalej. Przy drugiej trochę zwolnił w przykucu, by wyczuć rytm kręcenia się mioteł. Nie był kuguarem, więc musiał dobrze wycyrklować, by nie wyjebać się na głupi ryj. Wyskoczył i sukcesywnie złapał się trzonka, by wspiąć się na siodełko, jednak bez gracji i szpetnie przeklinając pod nosem. Przeleciał nad lawą i zapikował w stronę podestu, na którym wylądował w ostatnim możliwym momencie. Przeczesał włosy, zgarniając je z twarzy i robiąc chwilę przerwy na oddech, bo mu takie wygibasy nie były szczególnie na rękę, ale co począć. Tęsknym wzrokiem patrzył za grupą pierwszaków, którym szło przecież wcale nieźle i mu w ich grupie pewnie szłoby lżej, ale zaraz zabrał się do dalszej pracy. Wziął rozbieg i rzucił się na kafla jak małpa, a był gorylem, więc wszystko się zgadza, sprawnie jeden po drugim przeskoczył na ostateczny podest i nie zatrzymując się, idąc za ciosem, przebiegł przez równoważnię, zanim zacznie się zastanawiać, czy się z niej nie spierdoli. Ostatecznie dobiegł do mety, splunął, zaklął i wytarł gębę skrawkiem zadartego podkoszulka. - Ja jjjjebie... - sapnął i ruszył z powrotem do nauczyciela. Akurat obok gruchnęła spadająca gwiazda @Kate Milburn, choć raczej "zeskoczyła niezgrabnie" niż spadła i zatrzymał się w pół kroku, marszcząc brwi, jakoś odruchowo patrząc, czy nie ma otwartych złamań. Zamigotało mu w pamięci wspomnienie jak ostatnim razem ją łatał na lekcji miotlarstwa, jakby to było sto lat temu. - To co, obaj pizdy. - zagaił @Maximilian Felix Solberg kiedy już się z nim zrównał. Chciało mu się jarać, a to dopiero kuriozalna reakcja organizmu na wysiłek fizyczny - To ostatnie miotły w tym roku, prawda? - zapytał @Joshua Walsh jakimś takim tonem, w którym dało się dosłyszeć nutkę błagania.
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 189
C. szczególne : ma bardzo jasne oczy, jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym pierścien Hannibala na wskazującym palcu i kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Kondycja przeciętna Urazy brak Grupa druga Rozgrzewka18 zza słaba
Przybiegł praktycznie na zajęcia z zadyszką, bo wiedział już, że jest spóźniony. Zajmował się przesadzaniem roślin w cieplarni numer dwa i taak się wciągnął, że nim się obejrzał, już był spóźniony. Zanim obrócił do dormitorium po strój sportowy, jego spóźnienie jedynie się pogłębiło, więc kiedy dołączył do reszty uczniów, był wyraźnie w tyle. - Przepraszam za spóźnienie. - powiedział kornie do @Joshua Walsh mając nadzieję, że opiekun przymknie oko na tę niesubordynację, bowiem przecież lepiej się spóźnić, niż w ogóle nie przyjść, prawda? A tego w ogóle nie brał pod uwagę. Zabrał się za rozgrzewkę na uboczu, był jednak tak zdyszany tym pośpiechem, że szła mu ona dość mizernie, choć wyraźnie się starał. Nie umiał znaleźć sobie dobrego rytmu ani inspiracji do tego jak właściwie się rozgrzewać, bo był żadnym sportowcem - czasem wykonywał ćwiczenia siłowe, a to nie czyniło go atletą w żadnym, nawet najmniejszym stopniu.
grupa druga (słabsi) rozgrzewka21 (-5) słaba rozgrzewka Lawa wybucha6 Przeszkoda 195 - 5 = 90 Przeszkoda 2 42 - 5 = 37 Przeszkoda 3 62 - 5 = 57 Przeszkoda 4 30 -> 26 -> 25 - 5 = 20 od nowa 91 - 5 = 86 Przeszkoda 5 88 - 5 = 83 Modyfikatory -5 za zbyt słabą rozgrzewkę; 1 przerzut z wyborem lepszego wyniku za zainteresowanie miotlarstwem (dla słabszej grupy - zainteresowanie fabularne, albo wynikające z KP); 1 przerzut za każde 5 pkt w kuferku z GM (dla słabszej grupy);
Chociaż słowa profesora są jasne, całkiem logiczne i zrozumiałem, to Ken naprawdę chce udowodnić nie tylko nauczycielowi, ale wszystkim na małym boisku, że jak na pierwszoroczniaka to za kilka lekcji będzie mógł równać się ze starszakami. Wiedział, że niektórych przegoni szybciej, patrząc na takie niedorajdy jak @Scott Perry. Jego słowa odbijają się jak niezrozumiałe echo, ale na pewno w pamięci Kena pozostawiają ślad te ostatnie wypowiedziane przez krukona i sprawiają, że na twarzy młodego gryffona pojawia się grymas niezadowolenia. - Chyba Ty, to że jestem mały, to nie znaczy, że będę potrzebować pomocy. - W jego głosie słychać oburzenie, bo wysoki krukon z pewnością sugeruje mu, że jest dzieciakiem, może i jest, ale ma swój gryffoński honor. Jeszcze mu pokaże a co! Tor przeszkód zrobiony przez Walsha to ciekawe wyzwanie, słabsza grupa ma łatwiej. Skok na równię pochyłą, a następnie wspinanie i ze szczytu przeskoczenie na kolejny podest dla Kendricka to żadne wyzwanie. Kręcące się miotły czy przelecenie na miotle nad wybuchającą lawą to prosta sprawa, może nie tak prosta, jak pierwsza przeszkoda, ale Honeycott sobie radzi. Może za dobrze, bo kiedy próbuje chwycić się kafla, wpada do "lawy" i trzeba wszystko zaczynać od początku. Na jego buzi pojawiają się rumieńce, pewnie z wysiłku, ale też ze wstydu no bo jak to, wszyscy widzieli, jak wpada do "lawy", na gacie dziadzia Rhysa — T R A G E D I A! Nie ma jednak co się łamać, szybko otrzepuje portki, leci na początek toru i wykonuje wszystko jak poprzednio, a zatrzymując się przy czwartej przeszkodzie, gdzie poniósł klęskę, tym razem nie ma o czym mówić, bo idzie mu świetnie! Nauka na błędach bywa najlepsza. Zostaje mu tylko równoważnia, która prowadzi go wprost do mety. - HA! - Wydaje z siebie okrzyk zadowolenia. Szukając spojrzeniem Perrego, może krzyczał, a on go nie usłyszał?
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 189
C. szczególne : ma bardzo jasne oczy, jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym pierścien Hannibala na wskazującym palcu i kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Po rozgrzewce stanął w grupie oczekującej na swoją kolej i zaczął przyglądać się przygotowanym na torze przeszkodom. Kiedy ruszył, starał się nie spieszyć, ale skupić na tym, by utrzymywać równowagę. Nie uważał się za wybitnego sportowca, ale odkąd Adela pojawiła się w jego życiu na stałe, starał się nie odstawać za daleko i nawet nadganiać sprawnością fizyczną. Wskoczył na równię pochyłą i wspiął się na jej szczyt, skąd dosięgnął kolejnego podestu. Tam rozbryzg "lawy" nieco utrudnił sprawę, czyniąc podest podczas wybicia odrobinę śliskim, ale ostateczni chwycił miotłę i doleciał na wyznaczone miejsce. Udało mu się nie wpaść w gejzer i wylądować sprawnie i nawet się nie przewrócić. Z lekką zadyszką skoczył na kafle, starając się nie wypuścić ich z rąk i niczym dziecko na drabince placu zabaw w wersji hardcore zaczął się huśtać by nie bez trudu, ale ostatecznie przehuśtać się do ostatniej z przeszkód. Przymierzył się i ruszył, pilnując rytmu, po równoważni, nie chcąc, by przechyliła się pod jego ciężarem i ostatecznie zeskoczył do mety.
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
grupa pierwsza rozgrzewka87 Lawa wybucha4 Przeszkoda 156 - 10 = 46 Przeszkoda 283 - 10 = 73 Przeszkoda 372 - 10 = 62 Przeszkoda 464 - 10 (- 5 za k6) = 49 Przeszkoda 560 - 10 = 50 Modyfikatory -10 do każdej przeszkody za zbyt mocną rozgrzewkę, 1, przerzut za drużynę (nic nie daje, więc nie uwzględniam przy przeszkodzie XD)
Konsekwencje błazeńskiej rozgrzewki oraz kontrast między nią jako początkującą miotlarą a innymi, bardziej doświadczonymi członkami drużyn było widać niemal natychmiast, gdy podjęła próbę pokonania przeszkód. Na równi pochyłej oczywiście niepoprawnie wykalkulowała czas potrzebny jej na przeskok na podest, więc wpierw zjechała dupskiem w dół, żeby upokorzona musieć powtarzać etap. Kręcącej się w kółko miotły uczepiła się praktycznie od razu, chcąc mieć to wszystko z głowy - jeszcze chwilę zwisała w powietrzu, dopiero po minucie będąc w stanie wczołgać się na trzonek miotły. Potem cierpliwie czekała, aż druga miotła łaskawie znajdzie się w odpowiednim miejscu, i natychmiast wykorzystała swoją okazję, wpełzając na nią już trochę zgrabniej niż na poprzednią. Swobodnym lotem w dół pokierowała się do kolejnego podestu - prawie się wywróciła na mokrym podłożu, ale nie wzruszyło jej to, a przynajmniej starała się demonstrować swoją pokerską twarz. Przy przeszkodzie z kaflami oczywiście musiały ją dotknąć negatywne skutki obecności lawy, która chyba na jej cześć postanowiła dokonać spektakularnego wybuchu i obryzgać nie tylko ją, ale i kafle, utrudniając znacznie przejście. Przez to wszystko musiała powtórzyć etap, co tylko pogorszyło jej humor i spotęgowało wrażenie, że robi z siebie niezłe widowisko. W ostateczności dotarła do ostatniej przeszkody - na równoważni mało co, a znowu by się wywróciła, ale cudem udało jej się dotrzeć do mety mimo gigantycznego zachwiania się. Taaak, to wszystko tylko pokazywało, jak bardzo potrzebowała jeszcze się doszkolić.
______________________
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
grupa druga rozgrzewka28 Lawa wybucha3 Przeszkoda 126 Przeszkoda 220 Przeszkoda 363 - 5 = 58 Przeszkoda 499 Przeszkoda 522 Modyfikatory tej pani nie przysługują
Może i miała trochę łatwiej, co nie oznaczało, że przejście toru przeszkód było dla niej jakąś błahostką. Przy równi pochyłej na szczęście udało jej się zachować spokój i dotrzeć do kolejnej przeszkody. Przy wirujących miotłach pomyślała sobie, że Hogwart chyba chce ją zabić - tutaj musiała się cofnąć i zacząć od nowa. W jej przypadku było to absolutne nihil novi, a jednak frustracja niechybnie w niej narastała. Powtarzała sobie w głowie, że po przejściu toru będzie mogła w spokoju udać się do zamku, umyć, przebrać, coś zjeść i postarać się zrelaksować. Tym sposobem udało jej się utrzymać na znienawidzonej miotle i przelecieć do czwartego etapu, mimo, że w trakcie lotu (przy którym ewidentnie srała w gacie) lawa wybuchła jej niemal tuż przy twarzy, potęgując jej panikę. Stres zadziałał na nią na tyle motywująco, że przez kafle przedostała się właściwie bezproblemowo. Na równoważnię zeskoczyła tak niezgrabnie, że oczywiście z niej upadła, co zmusiło ją do upokarzającego powtórzenia etapu. Ostatecznie dotarła do mety, gdzie upadła na ziemię, zmęczona zadyszką. Obiecała sobie, że jednak już nigdy nie przyjdzie na zajęcia z gier miotlarskich, bo nie było to warte zachodu.
______________________
I know i'm not the center of the universe but you keep spinning around me just the same
Virginia F. Rockwell
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : Unosząca się za nią mgła zapachu piżmowych perfum, zmieszana z papierosowym odorem; tatuaż ryb koi formujący się w symbol yin-yang na lewym przedramieniu
No proszę, tor przeszkód! Kolejna okazja, żeby się popisać i przy okazji może złamać ze trzy kości. Virginia nawet wiele się nie zastanawiała, po prostu ruszyła na pierwszą przeszkodę - wiadomo, że równia pochyła nie powinna stanowić jakiegoś wielkiego wyzwania. Problem pojawił się przy wirujących miotłach, od których dostała najprawdziwszego kręćka. Nijak nie mogła wyczuć, kiedy ma podskoczyć, żeby się konkretnie złapać i utrzymać na choćby witkach, więc swój pierwszy trud zmarnowała kompletnie, przy okazji skoku czując, jak coraz bardziej doskwiera jej noga. Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko podnieść się i spróbować ponownie. Przez to, że miała małą porażkę w tym momencie, nie utrzymywała się na miotle idealnie, więc w trakcie lotu zachwiało ją i wywróciło nieco na prawy bok. Przez to i kolejna przeszkoda okazała się dla niej problematyczna. Kurwiąc pod nosem na nie wiadomo właściwie co i kogo, pozbierała się z ziemi po tym, jak nie zdołała utrzymać się kafla, i podparła swój kolejny skok na lewej, nieodczuwającej skutków ubocznych złej rozgrzewki nodze. Kafle były cholernie śliskie i trudno było się w nie w ogóle wczepić, więc postarała się jak najszybciej przez nie przejść. Na szczęście zakończyła tor tak samo dynamicznie, jak go rozpoczęła - przebiegła sprawnie po równoważni, i nawet drobne zachwianie z powodu wybuchającej lawy nie zdołało jej zatrzymać. No, nieźle, może powinna zgłosić się do drużyny jako rezerwa?
Kondycja dobra Urazy brak Grupa pierwsza (silni) Rozgrzewka59
Patrzę na ziomka, który obiecuje mi, że zostanie w nowym roku jakimś wybitnym kulturystą i zamierza już teraz zacząć dbać o formę. - Przyda ci się - mówię uprzejmie i walę go delikatnie pięścią w ramię, gdzie - zgodnie z jego zapowiedzią - niedługo pojawi się dorodny biceps. Ale póki go nie ma, korzystam z okazji, że jeszcze mam nad nim siłową przewagę. Niczym gazele tuptamy na małe boisko; mam nadzieję, że Walsh nam zrobi z dupy jesień średniowiecza jakimś porządnym treningiem. Odkąd rozpocząłem sportową k a r i e r ę, każda okazja do poćwiczenia jest dla mnie na wagę złota. Do rozgrzewki podchodzę bardzo poważnie, ale jestem nieco zdziwiony zaawansowanymi wykrokami Henryka, który chyba nie żartował z tą formą życia. Zamierzam mu od dzisiaj codziennie to przypominać, już planując dla niego jutro pobudkę o świcie w ramach tzw. porannego rozruchu. Jego pacnięcie mnie w łeb utwierdza mnie w tym planie. - Ty cepie - jęczę cicho i rozmasowują głowę, ale wraca mi wyśmienity humorek, gdy ten gamoń wspomina swoją babcię. Morda mi się śmieje z automatu, bo uwielbiam kwieciste szkalowanie babci Basi (ofc wszystko z czułości i miłości!), którego niejednokrotnie byłem świadkiem. - Mordo, zrobimy z ciebie jeszcze napakowanego dżentelmena - obiecuję mu i uśmiecham się błogo na wzmiankę o serniczku. - Dosko, sernik Barb idealnie nadaje się do robienia tzw. masy!!
grupa pierwsza rozgrzewka 59 Lawa wybucha4 (tu wszystkie linki) Przeszkoda 1 95 Przeszkoda 2 4 -> 19 -> 40 -> 26 -> 86 Przeszkoda 3 34 Przeszkoda 4 78 - 5 = 73 Przeszkoda 5 76 Modyfikatory 1 za druzyne, 3 za punkty w kuferku
Urywam pogaduszki z Henrykiem, gdy Walsh zaczyna tłumaczyć po rozgrzewce, że dziś bawimy się w podłoga to lawa. U nas w domu bawiło się raczej w gargulki i bludgera, ale jestem na tyle bystry, że nie trzeba mi tłumaczyć zasad. Może jednak powinienem być Krukonem? Poprawiam dresik, wykonuje na szybko ostatnie ćwiczenia rozgrzewające, bo głupio brać L4 przez kondycję po 3 miesiącach od zaczęcia pracy, po czym przechodzę do zadań, w całości skupiając się na tym co jest do zrobienia. Z łatwością wskakuję na równię pochyłą i wspinam się na sam szczyt, a następnie przeskakuję na podest. Pokonanie pierwszej przeszkody dodaje mi skrzydeł i pewności siebie. Patrzę w górę na kombinację z latających mioteł i gdyby nie liczne treningi w domu czy drużynie, pewnie bym się spocił lub zesrał na samą myśl jakich Josh akrobacji od nas wymaga. Zanim dopada mnie większy stres, wykonuję gibki skok, łapię miotłę i wspinam się po niej, aby umożliwić sobie wygodny siad, a gdy przychodzi odpowiedni moment, przechodzę na tę drugą. Nabuzowany adrenaliną rozpędzam się na miotle, aby przelecieć nad lawą, ale gubi mnie brawura, bo tracę równowagę po skoku i ześlizguję się z podestu. Wkurwiony na cały świat zaczynam wszystko od nowa, klnąc cicho pod nosem. W końcu docieram do miejsca, w którym poniosłem klęskę, wykonując tym razem nieco ostrożniejszy skok. Spoglądam na kafle, które beztrosko wiszą nad lawą i już prawie odpływam myślami co ten Walsh najlepszego wyrabia tworząc nam takie przeszkody, ale szybko doprowadzam się do porządku. Nie mogę tracić czasu na bzdurne rozmyślania - z ledwością przeskakuję z kafla na kafel, jakimś cudem unikając ponownego wpadnięcia do lawy. I choć przy ostatnim ćwiczeniu jestem na skraju wytrzymałości, idę po równoważni jak paralityk, który chwieje się przy każdym kroku. Przysięgam, że po kilku piwkach poruszanie się idzie mi sprawniej, jednak ostatecznie udaje mi się pokonać cały tor. I jedyne o czym teraz myślę to serniczek babci Heńka.
______________________
inspired by the fear of being average
Joshua Walsh
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Widział, że tor przeszkód... Choć był może ciekawy, a przynajmniej sam wciąż tak go postrzegał, zdecydowanie nie był czymś, na co dzieciaki były gotowe. Niestety. Kiedy @Kate Milburn upadła, podszedł do niej od razu, aby wyleczyć potencjalne uszkodzenia ciała. Uśmiechał się przy tym ciepło, starając się w ten sposób jakkolwiek wynagrodzić jej niewielką porażkę. - Wygląda na to… Że zdecydowanie trzeba byłoby skupić się na waszej koordynacji i kondycji. Latanie na miotle to nie tylko kontrola miotły - powiedział do wszystkich, a później spojrzał na Swansea. - Tak, w tym roku są to ostatnie zajęcia, ale podejrzewam, że nowy semestr będzie dla was jednak trudniejszy. Widzę, że samo latanie na miotle to za mało. Także przygotujcie się psychicznie na kolejny semestr, a teraz kończymy na dziś. Zasłużyliście na długą gorącą kąpiel po tej lawie - zapowiedział, po czym klasnął w dłonie i gestem zaczął ich przeganiać. Musiał jeszcze uporządkować tor przeszkód, a do tego zdecydowanie potrzebował skrzaciej pomocy. - Wesołych świąt i do zobaczenia po przerwie - rzucił jeszcze i zabrał się za porządki, decydując się za tę lekcję nie przyznawać nikomu punktów.