Starał się nie zwracać uwagi na krzyki Beatrice dochodzące z okoła recepcji. Uważnie rozglądał się za miejscem, w którym mógłby gwizdnąć jakiś lekarski kitel, ale te wrzaski skutecznie mu to utrudniały. Trzeba było przyznać, że profesor eliksirów miała parę w płucach zważywszy na ilość decybeli, którą z siebie wydawała. Albo po prostu była... kobietą. Odchodził od nich coraz bardziej, choć nie był na tyle skupiony, aby porządnie wyminąć wszystkich czekających w poczekalni. Syknął cicho, kiedy wpadł na jakąś pielęgniarkę i szybciutko przysunął się do jednego z pacjentów przylegając do ściany, a przynajmniej do momentu, w którym wszystko się nie uspokoi. Zważywszy na jego gabaryty to fantastycznym szpiegiem to on raczej nie będzie. Odczekał kilkanaście sekund i zaczął iść dalej, po drodze, naprawdę ostrożnie - aby nie zwrócić niczyjej uwagi - uchylił troszkę drzwi i zajrzał do środka, gdzie okazało się że trafił do jakiegoś nieprzydatnego socjala. Zamknął je i cofnął się na korytarz zmierzając dalej. Podszedł do kolejnych drzwi jak najostrożniej wymijając każdego człowieka, bez względu na to kim był ani jak się zachowywał. Starał się nie skupiać na mugolach po obu stronach korytarza, bo patrzenie na nich wywoływało w nim dziwny ścisk w żołądku. Rozejrzał się i o ile nikt nie patrzył w jego stronę to zerknął do wewnątrz orientując się, że trafił na szatnię. Dokładnie o to chodziło. Spojrzał jeszcze raz czy nikt nie patrzy i wślizgnął się do środka, aczkolwiek nie zdejmował z siebie zaklęcia kameleona. Najpierw upewnił się, że nikogo nie ma w środku. I o ile faktycznie kogoś tam nie było to zaczął szukać lekarskiego kitla.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
A więc jej się udało. Tam, gdzie nie zdała się jej uroda czy urok osobisty, robotę zrobiła peleryna niewidka. Merlinowi niech będą dzięki za to, że przed kilkoma miesiącami, zgodziła się na propozycję Felka, aby odwiedzić Dolinę Godryka. To właśnie podczas wspólnego przemierzania tych nieprzyjaznych rejonów, w jej krucze łapki wpadł ten nietypowy element odzienia, dzięki któremu mogła bezproblemowo zaglądać do łazienki prefektów, by wygrzać zmęczone kości. No i dzięki niej mogła przejść niezauważenie obok tego idioty Bena. Po wejściu do izby oprzyjęć, od razu zauważyła (a raczej usłyszała) opiekunkę Slytherinu, która dosyć głośno artykuowała własne rozczarowanie postawą służby zdrowia.
- Ciekawe, co stało się Felkowi? – zastanowiła się, sprawnie wymijając krążące po korytarzu osoby. Nie mając lepszego pomysłu co do tego, gdzie ruszyć najpierw, postanowiła po prostu podążyć śladem Lucasa. I już niemal dopadła do drzwi windy, kiedy zauważyła, że do środka wchodzi większa grupka ludzi. W takim tłoku podróż w pelerynie niewidce nie była zbyt mądrym posunięciem, więc dziewczyna cierpliwie poczekała i gdy zobaczyła, że winda zatrzymała się na drugim piętrze, szybko ruszyła w kierunku schodów. Pokonywała je błyskawicznie, po kilka stopni jednocześnie i już po kilkunastu sekundach rozglądała się żywo po korytarzu w poszukiwaniu prefekta lub jakichkolwiek wskazówek, co do obecności Solberga.
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Nie 11 Kwi 2021 - 11:34, w całości zmieniany 1 raz
Lucas: Wjeżdżasz windą na drugie piętro. Jesteś otoczony trzema mugolami - pielęgniarzem, transportującym staruszkę na wózku inwalidzkim oraz stojącą obok kobietę rozmawiającą przez telefon komórkowy w języku francuskim. Staruszka patrzyła na Ciebie ze słabym uśmiechem. Po wyjściu na drugim piętrze przed Tobą odsłania się bardzo długi korytarz. Przeczucie pcha Cię do przodu. Serce samo przyspiesza swoje bicie. Czujesz charakterystyczny zapach medykamentów, pasty do szorowania podłóg i płynu dezynfekującego. Mijasz siedem par drzwi aż docierasz do jednych, uchylonych. Ręka sama się unosi, aby pchnąć je i dostrzec na łóżku półsiedzącą postać. Osoba miała grubą warstwę bandaży owiniętych na głowie, rękę w gipsie od ramienia aż do czubka palców. Podłączona była do kroplówki, monitora z dziwnymi kreskami, cyframi i liniami. Stoisz i gapisz się na bladego jak ściana… Maxa.
Max:- jakieś dwadzieścia minut później dostrzegasz, że ktoś wchodzi do Twojego pokoju. To nie jest ani pielęgniarka ani policjant. To chłopak z Twojego snu. Brudny od krwi rzecz jasna, ale to ewidentnie on. Niestety nie znasz jego imienia. Zanim przyszedł pielęgniarka podała Ci dodatkowy środek znieczulający oraz podłączyła Cię do kroplówki. Ból zelżał na tyle, że możesz porozmawiać.
Beatrice: - Gordon popatrzył na Ciebie spokojnie acz surowo. - Z całym szacunkiem pani Dear, ale w moim miejscu pracy nie interesują mnie pani przyjaźnie z innymi pracownikami MInisterstwa Magii. - odpowiedział ostrożnie choć może się wydawać, że podjął jakąś decyzję. Z pewnością nie zostaniesz zlekceważona, a co więcej, zyskałaś więcej jego uwagi. Kto wie czy to dobry znak czy jednak niekoniecznie. - Proszę usiąść i przestać obrażać pracowników biura aurorów. - wskazał Ci miejsce siedzące, a sam je zajął. - Steven Gordon. - uścisnął Twoją dłoń i skinął na aurora, który usiadł też obok. Ten drugi starał się wyglądać nieco poważniej i całkiem mu się to udało kiedy przestawał pokazywać po sobie nerwy. -Proszę mi teraz w takim razie powiedzieć co czworo czarodziejów robi w mugolskim szpitalu skoro wyraźnie zaznaczyłem, że jeszcze jest zakaz wstępu. - pytał spokojnie i zerkał też na aurora. - Rozumiem, że przyniosła pani rannego chłopaka lecz na Merlina, jesteście czarodziejami. Rana na udzie nie jest śmiertelna i nie wymaga interwencji mugoli. Wystarczy parę bandaży albo wezwanie stacjonującego pod szpitalem Darryla, który zna się na uzdrawianiu magicznym. - położył obie dłonie na stole i spoglądał to jedno to na drugie. Auror przeprosił grzecznie za złamanie zasady, wyjaśnił cierpliwie, że na drodze dwukrotnie mieli problem z pasażerami z Błędnego Rycerza, a nie było czasu wzywać nieznanego Darryla. Auror został natychmiastowo odesłany z powrotem na pozycję, a więc wyszedł i z pokoju socjalnego i wrócił do kierowcy Błędnego Rycerza. Kierowca: 2+ 5 + 5
Julia oraz Felinus:: niestety zanim wbiegłaś na drugie piętro, Lucasa już nie było. Widzisz przed sobą prawie pusty korytarz ciągnący się na kilkadziesiąt metrów, a po bokach kilkanaście par drzwi. Zanim jednak ruszyłaś na poszukiwania to widzisz jak z innej widny wjeżdżają dwie pielęgniarki wiozące na wózku inwalidzkim wybudzającego się właśnie Felinusa, z obandażowaną i zszytą szwami raną na udzie. Słyszycie oboje rozmowę pielęgniarek, które zatrzymały się na moment w korytarzu - Dobra, to ty Beth, zawieź go do pokoju dwieście trzynaście, a ja zerknę do tego chłopaka spod dwusetki. - jeszcze nie ruszyły. Rozmawiają.
Alex: wśliznąłeś się niezauważony do szatni. Dostrzegasz dwie kobiety przebierające się z kitli lekarskich w ubrania codzienne. Rozmawiają o tej ewakuacji. Dowiadujesz się, że doszło do jakiegoś zwarcia prądu w sali jednego ze świeżo przywiezionych pacjentów, młodego chłopaka z poważnymi obrażeniami. Kobiety znajdują się przy ostatnich szafkach z prawej strony. A szafek jest około pięćdziesięciu, wszystkie pozamykane na kody bądź kluczyki.
Przejażdżka mugolską windą dawała zupełnie inne odczucia niżeli latanie czy lewitacja. W pierwszej chwili, kiedy ruszyli do góry, coś przewróciło mu się w żołądku, ale widząc staruszkę na wózku, uśmiechającą się do niego, nie był w stanie nie odwzajemnić tego gestu. Po kilku chwilach przyzwyczaił się do tego dziwnego odczucia unoszenia w ciężkiej machinie, przez co mógł rozglądnąć się nieco wokół i zobaczyć pozostałą dwójkę współtowarzyszy. Pielęgniarz, trzymający wózek starszej pani i kobieta dyskutująca przez telefon po francusku. Nie widział w tym nic podejrzanego, dlatego też jak tylko winda zatrzymała się, a monitor nad panelem wskazał dwójkę, Lucas przygotował się do wyjścia, posyłając jeszcze staruszce ciepły uśmiech i życząc wszystkim miłego dnia. Kiedy drzwi się rozwarły, a on wyszedł na długi korytarz, od razu ruszył nim, pchnięty przez swojego magicznego pomocnika. Czuł jak serce w jego piersi przyspiesza, przez co był pewny, że dobrze robi, mijając kolejne zamknięte drzwi, wędrując dalej wzdłuż korytarza. Do jego nozdrzy co rusz docierały przeróżne zapachy, to lekarstw, to płynów dezynfekujących czy specyfików czyszczących. Ale zawzięcie nie zatrzymywał się, pokonując kolejne metry, aż wreszcie jego oczom ukazały się uchylone nieco drzwi, które przyciągały go charakterystycznie. To nic, że każde z tych, które minął mogły być tymi, za którymi znajdował się Max. Felix wiedział co robi. Pchał go w konkretnym kierunki i Lucas kładąc rękę na klamce, wstrzymał praktycznie oddech, wierząc w to, że za chwilę zobaczy w końcu swojego przyjaciela. I tak właśnie się stało, gdy przekroczył próg sali szpitalnej. Max na wpół leżący, z głową zabandażowaną oraz gipsem praktycznie do barku wpatrywał się w niego nieco dziwnym spojrzeniem. Ale Sinclair nie zwrócił na to jakiejś szczególnej uwagi, bo już znalazł się przy jego łóżku, by lustrując wzrokiem cały sprzęt do którego był podpięty (ni cholery, nie wiedział co oni mu robią) uśmiechnąć się szeroko, w ten charakterystyczny dla siebie sposób, nie ukrywając szczęścia, jakie wywołał w nim widok Solberga. - O stary... Nawet nie wiesz jak dobrze Cie widzieć - odezwał sie w końcu, łapiąc kumpla w objęcia, by delikatnie go przytulić, jakby potrzebował potwierdzenia dla samego siebie, że to naprawde on. - Jak się czujesz? Co Ci się stało?
Lowell nie wiedział, gdzie był, co robił, dlaczego, no i po co. Kiedy to powoli się wybudzał wcześniej, będąc tym samym przenoszonym na wózek inwalidzki, nie czuł się zbyt dobrze. Czuł się wymęczony, głównie poprzez utratę krwi, której to doznał. Spojrzenie było mgliste, skóra nadal blada, ale stabilnie, kiedy to powoli powracał do komunikacji ze światem zewnętrznym. Czekoladowe tęczówki ledwo co się wynurzały - zmęczenie sięgało zenitu, a samemu musiał wszystkie fakty posklejać w jedną, odpowiednią całość, choć z początku było to nieco utrudnione ze względu na spory ból w nodze, przez który zapewne będzie miał utrudnioną zdolność chodzenia w najbliższym czasie, o ile nie zastosuje prawidłowo jakichś znieczulających leków. Poruszał się spokojnie i nie awanturował się, ażeby wszystko przebiegło sprawnie. Szwy na nodze nie były czymś, co uwielbiał, tym bardziej, że mogło to się wiązać z dodatkowymi bliznami, których to chciał unikać ostatnio jak ognia. Niestety - w takim stanie wyglądało to wszystko na to, że jedna z nich dołączy do kolekcji. Obecne Felinus najchętniej zapaliłby papierosa, choć nie było to do końca możliwe. Torby ze sobą nie miał, a w nich fajki były jedynie słowem przeszłym w wyniku użytego przez Beatrice Aquamenti. Student czuł niechęć wobec nauczyciel eliksirów, wszak zadecydowała samej za niego, nie pozwalając dotrzeć jakimkolwiek słowom ludzkiego rozumu do własnego umysłu, ale jebło to jebło i nie mógł z tym nic szczególnego zrobić. Przynajmniej był w szpitalu jako pacjent, choć funkcjonowanie w takim stanie pozostawało znacznie utrudnione. Musiał się skupić, choć obecnie - z tego, co słyszał - miał zostać zawieziony do pokoju dwieście trzynaście, a ktoś inny, jakiś chłopak, do pokoju dwusetnego. Lowell ładnie i gładko starał się to wszystko zakodować pod kopułą własnej czaszki, by potencjalnie, gdy już zostanie odstawiony, rozpocząć poszukiwania właśnie w tamtym rewirze. Oczywiście nie wiedział, że gdzieś nieopodal może znajdować się Julia - a przynajmniej nie do momentu, dopóki miała na sobie pelerynę niewidkę. Czekał zatem - spokojnie, choć gniew tlił się względem pozostałych emocji - na dalszy rozwój wydarzeń, spoglądając z widocznym zmęczeniem w oczach na ściany i potencjalnie przemieszczających się ludzi. Wszczynanie czegokolwiek nie byłoby tym, co przyczyniłoby się do poprawy jego własnej sytuacji, choć najchętniej machnąłby sobie Vulnera Sanentur na nogę... no tak. Jeżeli byłby w stanie poruszać prawą ręką, oczywiście.
Kiedy dotarła na drugie piętro, Lucasa już tam nie było. Chłopak wiedziony jakimś przeczuciem musiał najwyraźniej zniknąć w jednym z miliona identycznych sal. Pytanie brzmiało, w której? Krukonka idąc powoli przed siebie, dostrzegła, jak dwie pielęgniarki rozmawiają o Felku, który właśnie odzyskiwał przytomność na wózku inwalidzkim.
- zawieź go do pokoju dwieście trzynaście, a ja zerknę do tego chłopaka spod dwusetki.
Chłopak spod dwusetki? Była prawie pewna, że to Solberg. Wykorzystując fakt, że pielęgniarki wciąż były pogrążone w rozmowie, ruszyła powolutku przed siebie, sprawdzając numery nad drzwiami. 196, 198, jest i 200! Już miała stawiać otwierać drzwi, gdy pośliznęła się na niewielkiej kałuży, którą musiał zostawić po sobie przemoczony Sinclair. Efekt był taki, że z trudem utrzymała równowagę, a trampki zapiszczały na podłożu w charakterystyczny sposób. Krukonka z trudem powstrzymała przekleństwo, które wyrywało jej się z ust, rozejrzała się dokładnie, czy przypadkiem nikt nie usłyszał jej popisów, po czym zajrzała przez uchylone drzwi. W środku dojrzała zabandażowaną postać oraz tulącego się do niej prefekta. Odetchnęła z ulgą. A więc Solberg żył, a do tego nie był sam. W myśl zasady, „Gdzie kucharek sześć…”, postanowiła nie robić sztucznego tłumu. Zamiast tego wycofała się tą samą drogą, którą przybyła i wyszła przed teren szpitala. Gdy już upewniła się, że nikt jej nie widzi, zdjęła pelerynę niewidkę, narzuciła na głowę kaptur kurtki przeciwdeszczowej i odpaliła papierosa, po czym wyjęła telefon i wysłała Felkowi krótkiego smsa: „Solberg leży pod dwusetką”. Teraz postanowiła chwilę poczekać, a następnie szybko aportować się do domu. Była bowiem zziębnięta i zmęczona jak diabli.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Całe szczęście, że pielęgniarka była milutka i kochana i za każdym razem dawała mu cokolwiek na ten cholerny ból, który odczuwał praktycznie z każdego fragmentu swojego ciała. Najbardziej dopierdalała mu głowa, przez co nieco się wkurwiał, a to co dostawał tylko nieco przywracały go do rzeczywistości zamiast całkowicie odegnać ból i wprawić go w pożądany stan, bo choć nie pamiętał o swojej przeszłości, jego organizm dobrze wiedział, czego potrzebuje. Nie miał pojęcia ile siedział w sali, gdy nagle drzwi otworzyły się i do środka wszedł jakiś młody chłopak. Mięśnie Maxa lekko się napięły. Nie wiedział czego i kogo może się spodziewać. Kilka sekund zajęło mu zrozumienie, że kojarzy tę twarz z jednego ze swoich snów. Ziomek z drużyny? Nie wiedział, jakie mieli relacje i czemu u licha ten koleś jest ujebany krwią. Nie bez powodu więc lewa ręka zacisnęła się mocniej na różdżce. Nie miał zbyt dużego wyjścia, jak po prostu dać się objąć, choć była to dość niewygodna pozycja na podobne czułości. Wyglądało na to, że ten ktoś raczej go lubił i chyba się o niego martwił. Kolejne pytania zalały głowę młodszego ślizgona, gdy w końcu został uwolniony z uścisku. -Dostałem wpierdol. - Odpowiedział zdawkowo i ostrożnie, nie chcąc zdradzać zbyt wiele nim nie będzie pewien z kim rozmawia i co się u licha odpierdala. -Znamy się, prawda? Jak mnie tu znalazłeś? Czyja to krew? - Usiadł nieco prościej na łóżku uważnie lustrując wzrokiem znajomą sylwetkę. Nie przejmował się taktem, czy czymkolwiek. Szukał odpowiedzi, a wyglądało na to, że ten koleś może coś wiedzieć. Cokolwiek. -Czekaj, przyszedłeś tu z kimś prawda? Niosłeś rannego...Widziałem was... - Zdał sobie sprawę, że mężczyzna był jedną z trójki osób, które widział przez okno. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo chociaż wzrok miał dobry (już, na szczęście!) to cały ten ból, leki i zamieszanie mogły sprawić, że coś mu się pojebało w głowie.
Musiał przyznać, że poczuł cholerną ulgę, kiedy zobaczył Maxa i nie panował nad odruchem, by podejść do rannego kumpla i zwyczajnie go uściskać. Tak bardzo cieszył się, że był cały - nie licząc tej usztywnionej ręki i najwidoczniej nieznacznego urazu głowy, skoro chłopak był przytomny. Nie chciał też go nadwyrężyć, dlatego po chwili, z uśmiechem pełnym ulgi i szczęścia, odsunął się od niego, by zapytać jak się czuje. W pewnym momencie usłyszał jakiś szmer za plecami, więc odwrócił się automatycznie do drzwi, ale nikogo tam nie było, więc wrócił spojrzeniem do przyjaciela, słuchając jego odpowiedzi. - Kurwa, Ty jesteś magnesem na wpierdole... - zaczął, kręcąc głową z niedowierzaniem, ale ciągle w wyśmienitym humorze, bo przecież Solberg siedział przed nim żywy i to się liczyło. Jednak po chwili, kiedy dotarły do niego kolejne słowa Maxa, okazało się, że niekoniecznie było z nim wszystko w porządku - Chwila. Stary, nie wiesz kim jestem? - wyrwało mu się w pierwszej chwili, po tym jak mina mu zrzedła, gdy uświadomił sobie, że Ślizgon go nie rozpoznaje. Ale przyszło mu do głowy, że to może przez ten uraz głowy, dlatego dodał: - Jestem Lucas. Jesteśmy przyjaciółmi. W szpitalu jest też Felinus, Julia, Dear i Voralberg. Szukaliśmy Cię, bo nie było z Tobą kontaktu. - wyjaśnił pokrótce, próbując jakoś nakreślić mu sytuację, jednak podejrzewał, że te imiona i nazwiska mogły mu niewiele mówić, skoro nie rozpoznawał nawet jego. Wtem przypomniał sobie jego pytanie o krew i jego wzrok padł na własną bluzę, upapraną w zaschniętej już szkarłatnej mazi. Odchrząknął nieznacznie, zanim odpowiedział. - Musieliśmy tu jakoś wejść. Ale nic nikomu się nie stało. Lekarze zajęli się Felkiem, to tylko niegroźna rana - zapewnił go, próbując brzmieć przekonująco i spokojnie, bo przecież wierzył, że jeśli Dear mówiła, że nic Puchonowi nie będzie, to był tego pewien. W końcu to nauczycielka, wie co mówi, a oni byli w szpitalu, gdzie leczy się ludzi, prawda?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No cóż, Max nie mógł powiedzieć tego samego. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że kolesia kojarzy i czuł ulgę, że nie jest to jeden z napastników, który nagle postanowił go odnaleźć, by najzwyczajniej w świecie go dobić. Co prawda widział tylko jednego z nich, ale słyszał ich głosy, a ten, który miał stojący przed nim chłopak zdecydowanie nie pasował do tych, które pamiętał z furgonetki. Sam spojrzał w stronę drzwi, gdy dobiegły ich jakieś dźwięki. Czy aurorzy nadal tam byli? Czy wiedzieli o obecności mężczyzny w jego pokoju? Max przymknął na chwilę oczy, łapiąc się za skroń. Próbował to wszystko jakoś zrozumieć, ale zamiast tego poczuł tylko, że uciska sobie na wenflon umieszczony w zgięciu jego lewej ręki. Wrócił więc do poprzedniej pozycji, jakby nigdy nic. -Taaa. Na to wygląda. - Uśmiechnął się słabo, bo większość wspomnień, jakie obecnie posiadał dotyczyło właśnie chwil, gdy obrywał, bądź sam spuszczał komuś srogi wpierdol. Przynajmniej fakty mu się zgadzały, choć nie były najbardziej pocieszające. -Lucas. Felinus. Julia.... - Zaczął powtarzać wymienione przez niego imiona, jakby to miało sprawić, że cokolwiek mu zaświta. Niestety w tej chwili nie znaczyły one dla niego praktycznie nic. Serce nieco go zakłuło. Jeżeli zapomniał swojego przyjaciela, kogo jeszcze ważnego jego pamięć wymazała? A co jeżeli ktoś z niech był jego rodziną? Albo kimś wyjątkowo bliskim, a on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Dopiero teraz dotarło do niego, jak wiele oprócz pamięci faktycznie stracił. Palce lewej dłoni przeniosły się z różdżki na lewy bok wbijając tam nieco paznokcie. Nie wiedział, skąd wziął się u niego ten odruch, ale poczuł, że skóra tam ma nieco inną fakturę. Pewnie blizna po nożu. Pomyślał, przypominając sobie jedną ze scen, które widział podczas snu. Wrócił na ziemię, ponownie chwytając różdżkę i przenosząc wzrok na Lucasa. Nawet nie zauważył, że wcześniej odwrócił się w stronę okna. -Jak długo mnie nie było? Jest poniedziałek, prawda? - Zalewał go pytaniami, bo o ile George umiejscowił go w czasie i przestrzeni o tyle nie miał kompletnie pojęcia, co się z nim działo i jak długo. Jeżeli ktoś postanowił go poszukać, zapewne nie była to kwestia kilkunastu godzin, czy dnia. -Tamci, o których wspominałeś... Oni też są moimi przyjaciółmi? - Czuł, że może chłopakowi zaufać, dlatego zadawał coraz bardziej osobiste pytania, a jeżeli przybyli tu razem, to pewnie i się znali. Miał tylko nadzieję, że nie osądza Lucasa zbyt pochopnie, ale uczucie zagubienia coraz mocniej go opanowywało i potrzebował jakichkolwiek informacji. -Wiesz, jak się nazywam? Chyba trzeba by poinformować moją rodzinę, ale nie wiem jak ich znaleźć. - Dodał nieco ciszej, zdając sobie nagle sprawę z tego, że zapomniał zapyta o własną osobowość zbyt przejęty tym, że jednak ktoś go szukał. -WY mu to zrobiliście? - No cóż, był w lekkim szoku. Nie spodziewał się, że komuś może aż tak zależeć na odnalezieniu go, żeby celowo skrzywdzić drugą osobę. -Pojebało was do reszty? - Ostatnie pytanie samo opuściło jego usta, choć Solberg musiał przyznać, że to było dokładnie to, co o tej akcji myślał. Jakby nie mogli poczekać aż aurorzy wypierdolą, albo jakoś inaczej się tu dostać. Merlin jeden wiedział (a raczej, Max jako jedyny nie wiedział), co zrobili temu biednemu Felkowi, by się tu dostać. -Czekaj... Czy to WY wysłaliście tego patronusa tutaj? Tego dzika? Mówił coś o Brooksi, wiesz kto to? - Ze wspomnień wynikało, że Lucas raczej amnezjatorem nie jest, a jeżeli była to tylko podstępna gra ze strony Ministerstwa, by dowiedzieć się, co się odpierdalało, to Max najwidoczniej był gotów wtrącić kogoś właśnie pod Błędnego Rycerza, byle tylko kolejny element układanki wskoczył na swoje miejsce.
Nie miał pojęcia, że Max nie dość, że był ranny to jeszcze niespokojny w kwestii pojawienia się porywaczy. Nawet nie wiedział, że jego przyjaciela porwali i dlatego się nie odzywał i nie dawał znaku życia, będąc w takim stanie w jakim był. Wiele rzeczy nie było mu na tę chwilę wiadome, jednak niezmiernie cieszył go fakt, że w końcu go widzi i ma pewność, że nic poważnego mu nie jest. Przez moment tylko obejrzał się przez ramię, by sprawdzić tamten odgłos, jednak szybko wrócił do Solberga, który zdawał się być przytłoczony jego przybyciem. Jak się później okazało, dlatego, że nie wiedział z kim ma do czynienia... Może zasypał go zbyt wieloma informacjami na raz, ale jednak liczył na to, że cokolwiek z tego naprowadzi kumpla i coś zacznie mu świtać. - Tak. I profesor Dear i Voralberg. - powtórzył niezwykle spokojnie, aby Maxowi przypomnieć nazwiska, które mogły mu coś mówić. Jednak nie miał pojęcia na ile jego pamięć była zaburzona i czy jest to chwilowe czy może potrwać dłużej. Ale miał jednak nadzieję, że jest to odwracalne. - Tak, mamy poniedziałek. Nie widziano Cię od wieczora po meczu. Od piątku. - odparł ostrożnie, coby mu jeszcze bardziej nie namieszać. Zbyt dużo informacje z pewnością nie sprawi, że szybciej przypomni sobie to czego zapomniał. Trzeba było być cierpliwym, jednak musiał odpowiadać na pytania, które zadawał... Pokiwał głową na jego kolejne zapytanie o resztę przyjaciół. - Max Solberg. Twoi rodzice zastępczy na razie nic nie wiedzą, bo nie chcieliśmy ich martwić. Ale jeśli chcesz mogę wysłać im sowę jak tylko stąd wyjdziemy. Mieszkasz w szkole, w Hogwarcie, więc to my najpierw zauważyliśmy Twoje zniknięcie - wyjaśnił. Domyślał się, że przyjaciel obawia się o swoją rodzinę, która może nie wiedzieć co się z nim działo, jednak w tej chwili najważniejsze było to, że się odnalazł, bo Lucas nawet nie chciał myśleć gdzie mógłby się znaleźć w stanie amnezji, gdyby po niego nie przyszli. - Spokojnie, mówie Ci, że to nic poważnego - rzucił, widząc jak ten wzburzony reaguje na jego wcześniejsze słowa - Co mieliśmy, kurwa zrobić, jak ten szpital otoczyli cholerni aurorzy? - dodał jeszcze po chwili, dając mu światło na to co działo się przed budynkiem, kiedy próbowali wejść do środka, aby go odszukać. To nie było takie proste jak mu się zdawało. Usłyszawszy o patronusie, a potem o niejakiej "Brooksi" nieco zbladł. A więc to o to całe zamieszanie. To dlatego wszędzie roi się od aurorów i wszystko było utrudnione. - To Julia. Szukała Cię na wszystkie możliwe sposoby od rana. Nie wiedziała, że jesteś w mugolskim szpitalu. - powiedziawszy to westchnął i uniósł rękę, aby położyć ją na zdrowym ramieniu kumpla. - Ale niczym się nie przejmuj, stary. Jakoś to ogarniemy. Ważne, że jesteś cały.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kwestię porwania obecnie postanowił zostawić między sobą a policją. Gadanie o czymś podobnym na prawo i lewo mogło nie skończyć się dla niego dobrze, a na chwilę obecną miał zdecydowanie dosyć jakichkolwiek wrażeń, choć przybycie Lucasa nie zapowiadało całkowitego spokoju dla młodszego ze ślizgonów. -Profesor? Pięknie, kurwa. Po prostu zajebiście.... - Mruknął bardziej do siebie, bo jeśli byli tu z chłopakiem jacyś ludzie posługujący się podobnym tytułem, to nie wróżyło dla niego niczego dobrego. Nie przejmował się tym, jak natłok informacji może na niego wpłynąć, bo w tej chwili potrzebował bardziej odpowiedzi. I tak już leżał w szpitalu, więc wyszedł z założenia, że jak coś mu jeszcze jebnie, to jakoś go skleją. Albo chociaż spróbują, choć z psychiką to mogło być różnie. -Od meczu? Grałem w czymś? Wiem, że... Wydaje mi się, że gramy razem w Quidditcha. - Powoli drążył temat, odsłaniając kolejne porcje informajcji, jednocześnie próbując zakodować tamte. Czyli nie dawał znaku życia przez jakieś trzy dni. W międzyczasie zdążył się najebać, nakrzyczeć na jakiś nagrobek, zostać pobitym, porwanym i trafić tutaj wywołując niemałe zamieszanie z udziałem sztabu amnezjatorów. Ciężko było mu w to wszystko uwierzyć i był pewien, że jakieś fakty musiały mu się przez uraz głowy po prostu popierdolić. Przecież to brzmiało jak jakaś chora fikcja. -Rodzice zastępczy? - Początkowo powtórzył sobie w głowie własną tożsamość, ale fakt, że umieszczono go w zastępczej rodzinie na chwilę wyrwał go ze skupienia. Widać miał bogatą przeszłość i zdecydowanie "nadrabianie" jej nie będzie łatwe. Czy to znaczyło, że ojca nie miał wcześniej? A może umarł razem z matką? Jeżeli to faktycznie jej nagrobek bluzgał w swoim pijackim wspomnieniu. Cała ta rozmowa przypominała mityczną Hydrę. Gdy tylko Max uzyskał odpowiedź na jedno nurtujące go pytanie, w jego miejscu pojawiało się siedem kolejnych. Musiał aż umoczyć usta w stojącej przy jego łóżku wodzie. -Jeśli nic nie wiedzą, to nie wysyłaj. Nie ma co ich niepotrzebnie alarmować. - Powiedział to głównie dla własnego spokoju, bo jakoś nie miał ochoty narazie na kolejne odwiedziny i zadawanie mu pytań o to, co się z nim przez ostatnie doby działo. Obiecał sobie w duchu jakoś skontaktować się z rodziną zastępczą, gdy tylko poczuje się nieco silniejszy. Miał nadzieję, że kobieta z opieki społecznej dostała swoją porcję zaklęcia zapomnienia i nie będzie drążyć przypadku nieletniego dzieciaka, który z amnezją trafił do szpitala. -Jesteście nienormalni. - Mruknął, bo naprawdę ta akcja wydawała mu się dalece popierdolona. No może w ostateczności, sam coś podobnego by odjebał, ale przecież to nie oddziały antyterrorystyczne otoczyły szpital tylko kilku aurorów, którzy niedługo i tak by się stąd zmyli. -A bo ja wiem? Eliksir jakiś? Niewidzialność? Zaklęcie zwodzące? Cokolwiek, co nie jest szukaniem kozła ofiarnego. Przecież tutaj nie możecie go uleczyć po naszemu. - Ostatnie słowa powiedział nieco ciszej. Sam nie wiedział, czemu ten fakt tak go ruszył, ale obecnie było to tylko ziarenko w całej tej górze spierdolenia. Niestety prawdą było, że jeżeli mugole widzieli rannego, ciężko byłoby im wytłumaczyć, dlaczego ten nagle ozdrowiał, jakby nigdy nic się nie stało. A używanie magii przy nich teraz, gdy wokół wciąż byli amnezjatorzy zaalarmowani innym złamaniem Statutu Tajności... Nawet on, który najwyraźniej zrobił kilka głupich rzeczy przez ostatnie kilkanaście godzin wiedział, że nie brzmi to rozsądnie. Obserwował reakcję Lucasa na wspomnienie o patronusie i był pewien, że chłopak wie, do kogo on należał. W pierwszej chwili pomyślał, że świecący dzik należał właśnie do niego, ale przecież wyraźnie słyszał tam damski głos. Szybko więc odrzucił od siebie tę możliwość. -Najwyraźniej myślała, że chleję w jakiejś spelunie. Jak ją zobaczysz podziękuj za zjebanie mi Ministerstwa na ryj. - Doceniał, naprawdę doceniał to, że byli ludzie, którym na nim zależało, a jednocześnie był zły, że niepotrzebnie musiał użerać się z Gordonem, czy jak tam mu było. Powiedział George`owi, że nie chce mieszać w to Ministerstwa, ale los jak na złość stwierdził, że "góra" i tak ma się o tym dowiedzieć. Niepotrzebna afera została rozpętana i jak widać wszyscy musieli sobie z nią radzić. -Byle was tylko jeszcze nie zatrzymali. Lepiej nie rzucajcie się im w oczy. Naprawdę niepotrzebnie pchaliście się tu na widoku. Jak widać nic mi nie jest. Mugole aż tacy głupi w medycynie nie są i potrafili mnie jakoś poskładać do kupy. - Nie chciał, by przez niego cała reszta miała jeszcze jakieś kłopoty. Lucas mógł jednak powiedzieć im, że Max jest cały i tym samym uspokoić ekipę, by mogli się po cichu wymknąć ze szpitala. Nie wiedział jednak, że było już na to za późno i Gordon właśnie urządza sobie pogawędkę z Beatrice, choć zastanawiał się, gdzie podziewa się reszta, skoro ponoć miała być ich aż piątka, a w sali z Maxem siedział tylko Lucas.
Nie chciał go denerwować. Ale najwyraźniej wzmianka o profesorach nie była zbyt dobrym pomysłem, bo obecność nauczycieli widocznie zestresowała Maxa.Tym bardziej, że zapewne i bez tego miał mętlik w głowie, więc nie potrzeba było mu już dokładać atrakcji. Jednak to oczywiste, że Ślizgon chciał dowiedzieć się jak najwięcej, skoro miał już przed sobą osobę, która go znalazła, więc musiał to wykorzystać. Nie było w tym nic dziwnego. - Jesteś pałkarzem, a ja obrońcą. W piątek graliśmy z Krukonami. Przepierdoliliśmy... - oznajmił z wyraźną goryczą w głosie przypominając sobie ostatnią, pamiętną rozgrywkę. - Nie wiem ile pamiętasz z ostatnich dni, ale wtedy w piątek po meczu, nawaliliście się z Felkiem, rozdzieliliście się i od tego czasu zero kontaktu. - tyle wiedział od Lowella, bo przecież sam nie wiedział co działo się z Solbergiem po meczu. Ale jedno było pewne. Nie odzywał się, więc albo uciekł, albo coś się stało. Nie znał całej historii, jednak ta cała akcja poszukiwawcza też wydawała mu się nie z tej ziemi, jednak jak widać poskutkowała. Jakos udało im się dotrzeć do kumpla, więc mimo wszystko było warto zrobić to co zrobili. I dobrze, że nie powiadamiali Kolbergów, bo pewnie niepotrzebnie tylko by się martwili. Pokiwał głową na słowa przyjaciela a prospos jego rodziny, zdając sobie sprawę z tego, że Max potrzebuje teraz czasu, aby wszystkie te informacje przeanalizować w swojej głowie, dlatego milczał, widząc jak ten bije się z natłokiem myśli. Nijak nie mógł mu w tej chwili pomóc, jedynie odpowiadać na jego pytania, by rozwiać jakieś wątpliwości. Przyjaciel musiał przejść przez to sam. - Nie było czasu na zabawe z eliksirami, bo nas już zauważyli jak się pojawiliśmy. A poza tym, tu wszędzie roi sie od mugoli, jak Ty sobie wyobrażasz użycie magii... - według nich nie mieli innego wyjścia, ale prawda była taka, że gdyby tylko mieli więcej czasu na pewno znaleźliby inne rozwiązanie. Ale chcieli jak najszybciej odnaleźć Maxa, dlatego nie liczyli się niejako z konsekwencjami (a konkretnie to Dear się nie liczyła, dźgając Feliniusa sztyletem w udo). Słysząc kolejne zastrzeżenia kumpla, westchnął bo ten miał trochę racji. Ale jednak... - Lekarze się nim zajęli. Ogarną go, a kiedy wypuszczą teleportujemy się i zrobimy to po swojemu, żeby nie było ani śladu. Obiecuje Ci, zrobie to osobiście - zapewnił go, starając się uspokoić jego nerwowość związaną z rannym przyjacielem. Może i nie było to najmądrzejsze posunięcie, ale jednak skuteczne i przecież w tej chwili Puchon był w dobrych rękach. Co sam Solberg potwierdził słowami, odnosząc się do własnego przypadku, kilka chwil później. - Powtarzam Ci, chłopie, że ona nie miała pojęcia, że jesteś wśród mugoli - rzucił dobitnie, spoglądając na niego wymownie. Przecież nikt nie chciał specjalnie wpakować go w kłopoty. Gdyby wiedzieli od początku, że jest otoczony niemagicznymi, to przygotowaliśmy się na ostrożniejsze "odbicie go". - Chwila. Czyli co? Nie pójdziesz ze mną? Tak dziękujesz za odnalezienie? Mam Cie tu teraz zostawić i sobie iść, tak? - wypalił, wyraźnie poirytowany jego słowami. To po co oni tyle się namachali, żeby do niego dotrzeć, skoro ten twierdzi, że "niepotrzebnie się tu pchali, bo nic mu nie jest"? Mózg mu wypłynął razem z krwią przy tym uderzeniu w czerep? - Stary, musimy pomyśleć jak się wszyscy mamy stąd zwinąć niepostrzeżenie. Aurorzy ani lekarze nie znają Twojego prawdziwego imienia ani nazwiska. Nie będą Cie szukać. Musimy tylko znaleźć reszte i się stąd zmyć - wyjaśnił po chwili, próbując na spokojnie odnaleźć jakieś wyjście. Jednak był już zmęczony, głodny i poirytowany tą cała sytuacją, dlatego nie myślał logicznie i pewne aspekty mogły mu skutecznie umykać.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko było obecnie o spokój u Solberga, skoro praktycznie każda informacja była dla niego nowością. Zdawało się, że wjebał się w niezłe szambo, a najgorsze było to, iż nawet nie pamiętał jak i dlaczego. -Przynajmniej miałem dobry powód żeby się najebać. - Zażartował sobie, choć oczywiście ani jeden z tych faktów nic mu nie powiedział oprócz tego, że wspomnienie znad grobu faktycznie mogło być przebłyskiem z ostatnich dni. Do tego jakby Lucas utwierdził go w przekonaniu, że kimkolwiek ten Felek nie jest, są w dobrych relacjach, bo raczej z wrogiem nie zachlałby pały z powodu przegranego meczu. Max z kolei nie miał pojęcia na jakiego przeszkody natrafili podczas tego wykańczającego ich dnia. Musiało im być naprawdę ciężko dociec, gdzie ten może się aktualnie znajdować i jak się do niego jakoś dostać. Chyba, że po pijaku udało mu się zostawić jakieś wskazówki, ale jeżeli Lucas twierdził, że nie było z nim kontaktu, to raczej wątpił, by całą tę misję ułatwiał. Miał jedynie nadzieję, że nie mają pojęcia o wszystkim, co mu się wydarzyło. Niezbyt chciał na ten temat rozmawiać po raz kolejny dzisiejszego dnia. Złożył zeznania, a na tym zależało mu najbardziej i chciał choć na chwilę oderwać myśli od tej cholernej furgonetki i całej reszty, co dzięki pojawieniu się kumpla udało mu się o dziwo osiągnąć. -No racja z elkami to trochę zabawy by mogło być. Co nie zmienia faktu, że celowe rozpierdalanie kogoś jest chore. - Przyznał mu rację, jednocześnie nie zmieniając stanowiska w całej sprawie. Był pewien, że istniały jakieś sposoby, by ominąć ten proces i niepostrzeżenie wkraść się do szpitala. Niestety w tej chwili nie potrafił wymyślić nic lepszego. -No ok. Już niech Ci będzie. Mam tylko nadzieję, że coś tam z uzdrawiania kumasz. - Obietnica Lucasa w tej chwili mało dla niego znaczyła, bo nie znał ani jego zdolności leczniczych, ani nie miał pojęcia ile te osoby tak naprawdę były dla niego warte, bo choć w pewien sposób zaufał chłopakowi, wciąż nie potrafił przypomnieć sobie nic więcej niż to, co przyszło do niego podczas snu, a te marne wycinki pamięci raczej nie wskazywały na bardzo zażyłe relacje z kimkolwiek. No może ewentualnie z pięścią tego wysokiego kolesia, przeciw któremu najwidoczniej co najmniej dwa razy stawał do wpierdolu. -Niech już będzie. Sorki, jestem nieco nerwowy przez to całe zamieszanie. - Przyznał spokojniej, bo faktycznie doszło do niego, że skoro nie wiedzieli, co się z nim dzieje, mogli założyć, że kręci się po jakiś magicznych okolicach. Cały ten dzień wpływał jednak nie tylko na jego myślenie ale i samopoczucie, a brak używek jego organizm zauważał mimo amnezji, co dodatkowo podsycało nerwowość chłopaka. -Nie o to mi chodziło. - Westchnął ciężko, ponownie zamykając na kilka sekund powieki. Nie widziało mu się gnić w tym cholernym szpitalnym łóżku, bez jakiegokolwiek pojęcia kim jest. Ale w tej chwili jaki tak naprawdę miał wybór? -Kurwa, nie masz może fajek? - Zapytał nim zabrał się za odpowiedź na pytanie, bo czuł, że choćby jeden papieros zdecydowanie poprawiłby jego samopoczucie. Kompletnie jakoś ignorował fakt, że w tym stanie i przede wszystkim w tym miejscu było to wysoce nie wskazane. -Z tego co zdążyli mi już powiedzieć chyba kurwa wszyscy, transportowanie mnie gdziekolwiek jest wysoce ryzykowne. Uwierz mi, nawet do Błędnego nie chcieli mnie wpuścić. - Zaczął tonem, który sugerował że jemu też cała ta sytuacja nie jest na rękę. -Jestem cholernie wdzięczny, że mnie znalazłeś, naprawdę, ale chyba wszyscy w tym jebanym szpitalu znają już moją mordę. Miałem na głowie każdą służbę o jakiej możesz pomyśleć zarówno mugolską jak i magiczną. No i jest szansa, że aurorzy jednak mnie zidentyfikowali. - Nie wiedział, czy na miejscu był ktoś, kto mógł tego dokonać, choć w desperacji wystosował podobną prośbę do Gordona. Nie miał jednak pojęcia, czy pracownikom Ministerstwa udało się dojść do tego, kim jest, bo nim auror ponownie pojawił się w sali z jego różdżką, Max już dawno odpłynął i nie miał szansy o to spytać. -A no i do tego miałem przy sobie klamkę, więc jak zniknę nagle to raczej ktoś się zainteresuje. - Dodał trochę rozbawiony, trochę wkurwiony choć sam nie wiedział czemu. Nie miał pojęcia, że użył mugolskiego slangu by nazwać mugolską broń ani o tym, że Lucas miał prawo tego terminu nie znać choć istniała możliwość, że słyszał już to słowo z ust Maxa W przeszłości. W duchu Solberg zastanawiał się, czy policja uwierzyła w jego wersję. Przesłuchujący go oficer nie okazywał praktycznie żadnych emocji i ciężko było cokolwiek z tego wywnioskować.
Od razu je dostrzegł, a raczej... wpierw usłyszał. Zerknął w stronę kobiet bardzo szybko orientując się, że się przebierają co wprawiło go w delikatne zakłopotanie. Odsunął się kawałek, aby stracić je z zasięgu wzroku, ale wciąż słyszeć, ba! Idąc za ciągiem szafek zbliżył się, aby posłuchać czegoś więcej. Nie wierzył w przypadki (a może?), ale skoro rozmawiały o jakimś niedawno przyewiezionym chłopaku i zwarciach prądu w jego sali, to składało się to raczej na stwierdzenie, że był to Solberg. Co prawda nie był pewien w 100%, ale czy miał lepszą poszlakę? Oparł się o jedną ze ścian w na tyle strategicznym miejscu, aby nie było szans, że na niego wpadną. Nie miał zamiaru pozbywać się z siebie zaklęcia kameleona, a już na pewno nie teraz. Upewnił się, że się przebrały i złapał je w zasięg swojego wzroku, wsłuchując się w to co mówią. Miał małą nadzieję, że być może zdradzą chociaż piętro na którym się znajdował, a przy odrobinie szczęścia może powiedzą jakąś poszlakę, która doprowadzi go do odpowiedniej sali. Chyba zrezygnuje ze swojego pomysłu z kradzieżą kitla. Chyba.
+
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Jakoś niespecjalnie przejęła się spojrzeniem, które skierował w jej stronę auror. Czuła podświadomie, że jego słowa też w tym konkretnym momencie nie były ważne, więc je zbyła w dosyć łatwy sposób. Poza tym, miała ważniejsze problemy, które nawet w takim tonie by nie nazwała. To dziwne, ale przecież nigdy wcześniej nie korzystała z eliksiru zwanego płynnym szczęściem, nie wiedziała, jakie będzie jego działanie i reakcja jej organizmu na niego. A teraz wciąż podświadomie czuła, że wszystko zakończy się dobrze, że Felix ją prowadzi. Jej celem było odnalezienie Maxa, więc ten został już zrealizowany, a przynajmniej tak sądziła. Teraz za cel wzięła sobie wywinięcie się z tej całej sytuacji, więc mówiła i robiła dokładnie to, czego wymagał od niej eliksiry. – Nie obrażam pana pracowników. Zaznaczam tylko, że są oni wysoce niekompetentni, skoro w mugolskim środowisku zachowują się w tak frasobliwy sposób. – odpowiedziała uprzejmym tonem, by po chwili usiąść na wskazanym przez niego krześle. Wciąż pozostawała pewną siebie i żadne słowo wypowiedziane przez Gordona nie miało tego zmienić. – Po pierwsze, nie czworo, tylko troje, to jest ja, poszkodowany oraz chłopak, który pomógł mi go przynieść tutaj. O innych czarodziejach nic nie wiem – skłamała gładko. Nie zająknęła się przy tym, nie okazała najmniejszego strachu. Jakby przyszła po to, aby to jej było na wierzchu. – Po drugie, o żadnym zakazie wstępu nic nie wiedzieliśmy. Chłopak był ranny, potrzebował pomocy. Myśli pan, że zważałam na to, czy pomoc zostanie udzielona przez mugoli, czy przez czarodziejów? Nie umiem teleportować się łącznie, mój dzisiejszy partner również. Więc szukaliśmy pomocy tutaj. – wzruszyła ramionami, jakby to, co właśnie mówiła, było idealnym odzwierciedleniem tego, co działo się do niedawna. – Po trzecie, byliśmy w pobliżu tylko dlatego, że otrzymaliśmy informację, jakoby w tym szpitalu przebywał jeden z moich uczniów. Cała reszta, to kwestia kompletnego przypadku. A ja, jako osoba odpowiedzialna za wychowanka mojego domu, chciałam dowiedzieć się, co się z nim dzieje, dlaczego tutaj się znalazł i jak szybko można go stąd zabrać w bardziej… odpowiednie miejsce – na koniec Beatrice pochyliła się nieco bardziej do przodu, śmiało obdarzając mężczyznę bardzo mocnym spojrzeniem czarnych oczu, które mówiło, że nie zamierzała dyskutować na temat tego, co właśnie zostało przez nią powiedziane. I Felix też tego nie chciał robić… Choć czuła, że to nie będzie konieczne.
Julia mogłaś deportować się bezpiecznie do domu i odpocząć. Przemarzłaś porządnie od ulewy, która absolutnie nie zmniejszała swojej intensywności.
Alex: podsłuchując pielęgniarki udało Ci się dowiedzieć, że policja będzie odwiedząć regularnie tego nowego pacjenta, bo stracił pamięć. Biadoliły nad jego losem i zastanawiały się na głos jakimi metodami znaleźć jego rodzinę. Padły słowa w stylu: internet, radio, biuro osób zaginionych, komenda policji, sąsiednie szpitale.
Felinus: pielęgniarki zawiozły Cię do tej samej sali, gdzie znajdował się Lucas i Max. Lucas nie został przegoniony, najwyraźniej nie wzbudził podejrzeń (a i nie widziały plamy krwi na jego ubraniu). Odzyskałeś swoje rzeczy, bo zapewne w końcu o nie poprosiłeś, prawda? Stan nienaruszony. Do momentu aż nie zażyjesz silniejszego leku przeciwbólowego (zaklęcia znieczulenia miejscowego nie działają tak dobrze jak eliksir) będziesz utykał na jedną nogę. Później wszystko przeminie, po ostrzu zostanie nieduża blizna... jeśli rzecz jasna przed uleczeniem się wyciągniesz szwy.
Beatrice: Gordon wyjaśnił Ci, że mówiąc o czwórce czarodziejów miał również na myśli chłopaka z amnezją, z którym rozmawiał chwilę temu. Szczęśliwie (!) udało Ci się dogadać z amnezjatorem na tyle, iż ustaliliście tożsamość chłopaka. Poznałaś cały zakres jego obrażeń (to, co zostanie wypisane dla Maxa, jest również do wglądu dla Ciebie) i krótką historię (napadnięty przez hieny cmentarne, pobity, wątroba w stanie fatalnym).
Alex: po wyjściu z szatni mogłeś zauważyć Gordona prowadzącego Beatrice na drugie piętro. Tam spotkała się cała czwórka (z Alexem piątka, jeśli za nimi poszedł). Max zdołał jedynie przypomnieć sobie jeden główny fakt dotyczący Felinusa (dowolnie wybrany) poza tym pamięć potrzebowała jeszcze regeneracji.
Max: zostałeś zabrany ze szpitala, a zanim w pełni wyzdrowiejesz sprawa hien cmentarnych zostanie umorzona z powodu braku dowodów.
Gordon miał już serdecznie dosyć obecności czarodziejów w szpitalu. Wezwał dwoje uzdrowicieli ze świętego Munga, którzy czekali na Was na placu przed budynkiem. Mogliście zapakować Maxa na wózek inwalidzki i powoli się opuścić szpital. Merlin nad Wami czuwał (a może to resztki felix felicis>) bowiem nikt Wam już nie przeszkadzał. Udało się zabrać Maxa bez najmniejszego problemu, najwyraźniej Gordon zadbał o niezadawanie pytań.
Max został w pełni uleczony w szpitalu świętego Munga gdzie musiał chwilę zostać, aby mogli poskładać jego rękę. Okazało się, że ręka była dosyć mocno pogruchotana pomimo pomocy mugolskich lekarzy. Tam też ręka została zrehabilitowana i może nią poruszać. Zewnętrznie nic już Maxowi nie dolega jednak wszelkie zalecenia medyczne zostały wypisane (oraz ich kopia przekazana opiekunom prawnym Maxa + Beatrice Dear oraz dyrektorowi szkoły) i podpisane parafką uzdrowiciela dyżurnego.
Lucas i Beatrice - kiedy eliksir przestał działać przez dobre kilka dni towarzyszyła Wam pustka. Ciężko było wrócić do szarej rzeczywistości kiedy można było się potknąć o nierówny chodnik :)
Stan Maximiliana:
-> Ręka zostanie naprawiona, będzie sprawna ale mięśnie w niej są osłabione. Zalecenie uzdrowicieli, aby nie nadwyrężać przez dwa miesiące. W razie bólu smarować chłodzącą maścią na bazie krwawego ziela. Była to rana uszkodzenia stawu łokciowego. -> Rana głowy zostanie również wyleczona jednak pojawia się zastrzeżenia: ograniczyć teleport do jednoosobowego przenoszenia się maksymalnie dwa razy dziennie. Surowy zakaz latania na miotle i szybkiej jazdy pojazdami kołowymi. Innymi słowy: do końca roku szkolnego należy zrezygnować z wszelkich sportów. Lekceważenie może spowodować utratę wzroku bądź stałe problemy z pamięcią, koordynacją ruchową i koncentracją. Na linii włosów i skóry znajduje się blizna - dowolnej wielkości i szpetności. -> Wątroba wymaga regeneracji. Jest w stanie bardzo złym z powodu zażycia niebezpiecznej mieszanki ognistej whiskey złączonej z przeterminowanym eliksirem. Do końca lipca 2021 zakaz zażywania nie tylko alkoholu ale również wszystkich dostępnych eliksirów - nawet leczniczych. Wątroba musi być czysta, pozbawiona jakichkolwiek leków oraz używek. Zignorowanie zaleceń wiązać się będzie z: długotrwałym osłabieniem samopoczucia, obrzękiem kończyn i twarzy, bólem podbrzusza, żółtaczką, utratą wagi i problemem z układem pokarmowym. W skrajnych przypadkach można przyjąć maksymalnie połowę jednej porcji eliksiru wiggenowego raz na tydzień jednak jest to odradzane! -> Pamięć. Nie można wypić normalnego eliksiru pamięci z powodu złego stanu wątroby. Pełna pamięć wróci dopiero w sierpniu 2021 roku. Możesz to skrócić do czerwca 2021 roku jeśli rozegrasz przynajmniej 3 wątki rzeczywiste (bądź 2 wątki w retrospekcjach i 1 wątek w rzeczywistości) w których ktoś Ci przypomina aspekty Twojego życia (oglądanie pamiątek, zdjęć, wizbooka, cudzych wspomnień), pijesz napary na bazie szałwi lekarskiej itp
Mistrz Gry zastrzega, że będzie raz na jakiś czas podglądać Twoje wątki, aby upewnić się, że zalecenia są przestrzegane.
Niestety, ale Max nie odnalazł już ani sztyleciku Amuletu Mjolnera (+2 OPCM) oraz Brisingamen mniejszego. Przedmioty zostały w furgonetce oprawców. Ci nie wiedzieli co to jest, nikt nie chciał tego kupić, a więc wyrzucili to, ale nikt niestety o tym nie wie.
Dziękuję za wytrwałość, pomysłowość, barwne zmiany planów Mistrza Gry, współpracę i zaangażowanie.
Spoiler:
ZT wszyscy - chyba, że ktoś chce jeszcze chwilę popisać to droga wolna.