Samonauka Zaklęcia
Nigdy nie spodziewała się, że będzie jej potrzebna pomoc w opanowaniu prostego zaklęcia jakim było zaklęcie ogrzewające. Nie korzystała z nich często, z zaklęć ogólnie. Może do ożywienia swoich obrazów, ale niezastąpioną pomocą były też odpowiednio dobrej jakości akcesoria do magicznego malowania. Ostatnie doświadczenie uświadomiło jej jednak ogromne zaległości w dziedzinie białej magii. Dalej czuła echo chłodu na ustach i na ramionach, kiedy o tym pomyślała.
Dokonała wszelkich niezbędnych przygotowań. Od notatek, książki ze szkoły, czy szybkie szkice twarzy profesora, dla zmotywowania się i poczucia jak w szkole podczas zajęć. Jednak po krótkiej analizie materiałów, nie była przekonana czy sama teoria przygotuje ją do praktycznego wykorzystania zaklęcia.
Zanim przetestowalaby jego działanie na sobie, postawiła przed sobą szklankę z chłodną wodą. Stopniowo uzupełniała ją lodem po każdej próbie ogrzania jej zawartości. Dobrze, że nie używała inkantacji na swoim ciele. Szkło wraz z cieczą w srodku raz wrzało, raz nie działo się z nim nic, innym razem jedynie zmieniało swoją temperaturę o jeden stopień. Zdecydowanie za mało, żeby mówić o skuteczności magii. Zanim przyzwyczaiła się do siły i natury zaklęcia, minęlo pół godziny. Kolejny, tak samo długi czas zajęła jej kontrola zmiany stopni. A piętnaście minut, opanowanie jak utrzymać efekt zaklęcia na dłużej. Po godzinie czuła już zmęczenie, mrowienie w palcach i brak mocy magicznej. W takim przypadku mogła pomóc tylko czekolada… niestety dla kogoś, kto nie lubił słodyczy, to proste rozwiązanie nie wchodziło w grę. Musiała zmusić się do przerwy, choc nie lubiła zakłócać własnych wibracji. Tak samo, jak nigdy nie chciała odrywać się od swojej sztuki, dopóki obraz nie był gotowy, tak teraz czuła się dziwnie niekomfortowo z myślą o porzuceniu treningu magicznego. Była jedną z tych osób, które wolałyby zarwać noc niż przerwać malowanie. Chyba, że na krótkie przerwy służące wyschnięciu farb. Teraz, właśnie to samo zrobiła, spróbowała potraktować swoje chwilowe odejście ćwiczeń nadgarstka i woli jako krótką tylko, taktyczną przerwę. Kiedy jednak oparła ramiona na sekretarzyku, układając na nich twarz, usnęła. Drzemka trwała mniej więcej taki sam czas, jak walka z poznaniem uczonego zaklęcia. Fovere, należało do tych z grupy najprostszych, a mimo to, opanowanie go zajęło jej pół dnia stałej samonauki.
Uchylając powieki była jeszcze trochę senna. Kiedy pierwszy raz rzuciła Fovere na siebie, zamiast na martwy przedmiot służący za test, zadziało się coś odwrotnego do tego co powinno. Poczuła chłód, który ją otoczył szybko i tak samo dynamicznie otrzeźwił. Dlaczego nie było to ciepło? Nie miała najmniejszego pojęcia. Następna próba wywołała prawie stan podgorączkowy, a dopiero piąta czy szósta, była bliska zamierzonemu efektowi. Fovere w końcu zadziałało jak powinno. Delikatnie zwiększyło ciepłotę jej ciała, co okazało się bardzo łaskawą okolicznością, odkąd Caelestine siedziała w porze wieczornej cały czas przy otwartym oknie, przywdziewając na siebie jedynie cienką koszulę nocną.
Utrwalenie tego, czego się nauczyła było ostatnim etapem procesu jej nauki.
| zt