Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Teren wampirów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Emily Rowle
Emily Rowle

Student Slytherin
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,60
C. szczególne : Czerwone usta, zawsze!
Galeony : -72
  Liczba postów : 1809
https://www.czarodzieje.org/t15867-emily-rowle
https://www.czarodzieje.org/t15996-sowa-emily-felicja#436128
https://www.czarodzieje.org/t15872-emily-rowle
Teren wampirów QzgSDG8




Gracz




Teren wampirów Empty


PisanieTeren wampirów Empty Teren wampirów  Teren wampirów EmptyNie Cze 28 2020, 17:25;


Teren wampirów

Niewielka wysepka na środku mokradeł zachęca do odwiedzin. Niezorientowany podczas spaceru może uznać to miejsce za ciekawe i warte kilku kroków po chwiejnym pomoście. Mało kto z tej wyspy wraca, a praktycznie nikomu nie udaje się to bez uszczerbku na zdrowiu. Zamieszkują ją miejscowe wampiry, wyspa tylko z zewnątrz wydaje się niewielka, w rzeczywistości kiedy wejdziesz między drzewa znajdziesz całą wampirzą wioskę. Wampiry opuszczają to miejsce praktycznie tylko po to, żeby zapolować i zawsze robią to w nocy, zarówno na mokradłach, na terenie wilkołaków, jak i w Nowym Orleanie. Za dnia śpią w niewielkich domkach i zbierają siły.

Jeśli chcesz wejść na teren wampirów, zgłoś się po ingerencję mistrza gry. Pamiętaj jednak, że to bardzo niebezpieczne i automatycznie zgadzasz się na ciężkie obrażenia.
Powrót do góry Go down


Shawn E. Reed
Shawn E. Reed

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 752
  Liczba postów : 1197
https://www.czarodzieje.org/t13596-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t13600-wrona-shawna
https://www.czarodzieje.org/t13601-shawn-e-reed?highlight=Shawn
https://www.czarodzieje.org/t19478-shawn-e-reed-dziennik
Teren wampirów QzgSDG8




Gracz




Teren wampirów Empty


PisanieTeren wampirów Empty Re: Teren wampirów  Teren wampirów EmptySro Sie 12 2020, 14:55;

Wysepka, której obawiał się najbardziej w całym Nowym Orleanie.
Ale i fascynował się równie mocno. Z początku samo to miejsce było mężczyźnie obce, nie wyglądało też na takie, za którym kryłoby się tak wielkie niebezpieczeństwo. Nim jednak tam się udał, musiał załatwić parę własnych spraw, związanych często z amuletem czy Gwiazdą Południa, przeplatających się z spotkaniami z niejaką Nessą Lanceley. W międzyczasie wykorzystał tę zwłokę do pozyskania większej ilości informacji, co też wcale łatwe nie było. Lola postanowiła w tej chwili milczeć, mając niezwykły ubaw i dobrą zabawę z patrzenia, jak Shawn musiał zaczerpywać informacji od tutejszych ludzi czy duchów, którzy pozostawiali po sobie wrażenie, jakoby się znali na temacie. Mało było takich, którzy faktycznie wliczali się w tę lukę, lecz wreszcie zdołał zdobyć wystarczające wieści, które jeszcze mocniej opóźnił jego wycieczkę w tamto miejsce – musiał się porządnie przygotować. Wysłał zamówienie do sklepu z eliksirami i wyczekiwał na przesyłkę jeszcze parę dni, które spędził na lekturze o tutejszych wampirach. Nie znalazł jakichkolwiek wiadomości, do której sekty należałby tutejszy klan wampirów, jednak brunet wolał postawić na tą gorszą – Sabat. W przerwach między rozdziałami, Reed podchodził również pod sam most, patrząc z oddali na to miejsce, próbując wychwycić jakieś szczegóły z tejże odległości, nieskutecznie. Wiedział z książki, że wampiry te nie pojawiały się nigdy za dnia, mógł więc nie bać się o własne bezpieczeństwo, stojąc tak na widoku.
Gdy eliksiry wreszcie pojawiły się w paczce na jego łóżku w pensjonacie, postanowił, że wyruszy dopiero następnego dnia, o brzasku, kiedy wampiry popadną w głęboki sen po nocnym polowaniu. Musiał też opracować plan – mógłby całą wysepkę otoczyć morderczymi płomieniami, zabijając w ten sposób jak najwięcej wampirów, lecz tak naprawdę nie mógł być pewien czy jest to dobry plan – na samym środku mokradeł nagle zapanowałby chaos i byłaby to jedna, wielka świeczka przyciągająca wzrok całego Orleanu. Tego nie chciał, byłoby to nieopłacalne dla niego, ani dla jego biznesu, który mógłby zostać zagrożony poprzez śledztwo – niezbyt często spotykało się wystarczająco wykwalifikowanego czarnoksiężnika mogącego kontrolować Szatańską Pożogę.
Po długiej nocy, poprzeplatanej różnymi snami o morzu, górach i magicznych stworzeniach w przestworzach, Reed opuścił pokój z całym swoim potrzebnym dobytkiem. Słońce dopiero wschodziło na horyzoncie, trawa była jeszcze mokra od wilgotnej rosy, zaś mgła swoimi łapskami opanowała niemalże cały pensjonat. Wypił kawę, teleportując się jeszcze do miasta, by zjeść i wypić – nie mógł przewidzieć ile czasu tam spędzi. Nie mówił też o tym nikomu, nie chcąc nikogo martwić, tym bardziej Nessę, która nie tyle by się zamartwiała, co poszłaby z nim, czego on chciał uniknąć.
Był dość dobrze przygotowany – ubrany był w grubą bluzę z kapturem i dres, miał ze sobą również plecak z nałożonym zaklęciem powiększającym-zmniejszającym, do którego zmieścił śpiwór, jakiś podstawowy prowiant w postaci dwóch butelek wody i kilku rogalików. Dwie paczki papierosów również były niezbędne w jego przypadku. Jeden eliksir wiggenowy, Dictum i niewidzialności miał głęboko i bezpiecznie schowane w plecaku. Drugi wiggenowy miał w ukrytej kieszeni na jednym ramieniu plecaka na piersi, by móc szybko zareagować w razie potrzeby.
Na miejscu, idąc mostem powoli z zapalonym papierosem, nagle odwrócił się, usłyszawszy skrzyp drewna. W dłoni trzymał wycelowaną w obcą mu postać różdżkę, by być w każdej chwili gotowy na atak. Przyglądnąwszy się tejże osobie, Reed prychnął opuściwszy nieco różdżkę, lecz wciąż gotowy do działania – nie raczył opuścić gardy w towarzystwie aurora.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytał jadowicie, zirytowany, że jej obecność poniekąd niszczyła mu plany – nie wiedział, czego się po niej spodziewać. Mógł się spodziewać, że jej celem było to samo, co jego, choć nie sposób było odgadnąć czy była tu prywatnie, czy może służbowo i działała jako urzędnik Ministerstwa, co jednak nie było prawdopodobne, zważywszy, że w Ameryce działała Macusa. Shawn zacisnął zęby, nie sądząc, że kiedyś jej to zaproponuje, zważywszy na ich relacje.
- Jeśli wybierasz się na spacer do legowiska wampirów, lepiej byłoby, gdybyśmy się nie rozdzielali. Nie zrozum mnie źle, takie będziemy mieć większe szanse przeżycia. – Zaproponował, zanim jeszcze zdążyła odpowiedzieć na jego pytanie, starając się odsunąć wszelkie niesnaski jakie istniały między tą dwójką.

@Talia L. Vries
Powrót do góry Go down


Talia L. Vries
Talia L. Vries

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Galeony : 50
  Liczba postów : 408
https://www.czarodzieje.org/t17535-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
https://www.czarodzieje.org/t17559-skrzynka-pocztowa-talii#492366
https://www.czarodzieje.org/t17553-talia-l-vries?highlight=talia+l++vries
Teren wampirów QzgSDG8




Gracz




Teren wampirów Empty


PisanieTeren wampirów Empty Re: Teren wampirów  Teren wampirów EmptyCzw Sie 13 2020, 00:22;

Podążała za bajkami. Za ludowymi historyjkami, plotkami przekazywanymi z usta do ust po kilku kieliszkach smoczej wódki, za niepewnościami, niemożliwościami i za najzwyczajniejszą, najbarwniejszą ludzką wyobraźnią.

Podążała za tym, co większość wkładała pomiędzy strony opasłych tomów opowieści. Jeszcze kilka miesięcy temu machnęłaby na to ręką, zapytałaby „chyba w to nie wierzysz” i zmieniła temat. Teraz sama nie byłą pewna, czy ta odrobina prawdy w każdym kłamstwie naprawdę jest tylko drobiną, czy może większą częścią, która zamienia mit w rzeczywistość. Stary Dologer próbował wybić jej z głowy tą dziecięcą naiwność – ale sam sobie winny, w końcu to on karmił ją tymi bajkami, wpychając swoje bajania wprost w jej myśli. Może nie powinien wspominać o wysepce wampirów, ale ot, wymsknęło mu się i od razu wiedział, poznał po jej oczach, że nie zostawi tego samego sobie. Ona bowiem niczego się nie bała. Nie znała strachu, a na pewno nie w tym rozumieniu, które paraliżuje cię przed zrobieniem czegoś i nakazuje zdrowy rozsądek. Kiedy do jej krwi uwalniała się adrenalina, miała wrażenie, że żyje swoim najlepszym życiem. Nawet jeśli to życie miało się wkrótce skończyć.

- Założę się, że panienka tam nie pójdzie, przecież to bardzo ryzykowne – Rzuca Dologer podczas jej pierwszych odwiedzin i zanim Lia jest w stanie cokolwiek zrobić, Mony pojawia się w mgnieniu oka. No tak, ten duch kocha zakłady. Trafił swój na swego – szepcze, jakby czytała w głowie aurorki i ta już wie, że klamka zapadła, bo nie ma najmniejszych szans odpędzić się od swojej niewidzialnej towarzyszki, nie wywiązując się z tego przypadkowego zakładu. Nie martw się, wampiry nie są aż tak niebezpieczne. Czy ludzie nie zabijają innych równie chętnie? No właśnie, tak myślałam! To nie ma się czym przejmować.

Przez kilka ostatnich dni spędzała swoje popołudnia w nowoorleańskiej księgarni, czytając o konfliktach pomiędzy wampirami, a wilkołakami i o tym, jak Ci drudzy doprowadzili do powstania, zostawiając tych pierwszych w cieniu. Trudno nie było jej się zastanawiać, jakie to uczucie - być stłamszonym i upchanym na niewielkim terenie, wiedząc, że z każdej strony może nadejść atak, a o wolności możesz sobie jedynie pomarzyć. Czasem pojawiała się Mony, przynosząc historie ze swojego świata „zza zasłony”, o tym jak czyjaś ciotka została znaleziona w pobliskim lesie bez ani milimetra krwi w ciele, przez co wyglądała jak stara rodzynka. O, albo o tym jak niektórzy mieszkańcy zaopatrywali się w koty, bo podobno ich miauczenie odstraszało krwiopijców. Hazardzistko-bajkopisarka, tak ją nazywała Talia, a ta zawsze wtedy się nadymała i ze złością rozpływała się w powietrzu.  

Ciekawość kazała jej iść do przodu. Był poranek i chociaż każdy poprzedni dzień kojarzył się z falą upałów, tu temperatura była najwyżej wiosenna. To było jej drugie podejście – pojawiła się na terenie wampirów dwa dni wcześniej, nieco badając okolicę, pozwalając by promienie słońca spływały jej po ramionach niczym ochronna bariera. Mimo wszystko starała się pozostawać na granicy lasu, z neutralnej odległości obserwując drewnianą kładkę i wysepkę na wodzie. Stąd wydawała się mikroskopijna, jakby była w stanie zmieścić tylko jeden, niewielki dom. Złudzenie. Iluzja kusząca nieświadomych. Nic nie wskazywało, by mógł mieszkać by w tej wyglądającej na opuszczoną chacie ktokolwiek mieszkał, a już na pewno, że teren należy do jednego z najbardziej niebezpiecznych gatunków stworzeń. Tamtego dnia postanowiła aportować się do miasta i wrócić tu bladym świtem, zaopatrzona w coś więcej niż tylko różdżkę.

Plan był inny. Zasadniczo chciała obejść las dookoła, wyjść od zachodniej strony jeziora, by mieć pełen obraz na most i wyspę. Kiedy jednak pojawiła się w okolicy, coś pchało ją w głąb lasu. Niezdefiniowana energia, która współgrała z jej krokami zdawała się przybierać na sile z każdym pokonanym metrem. Na początku miała wrażenie, że to Mony pcha ją od tyłu – ale duchy nie mają takiej mocy, a dziwne wibracje rozchodziły się w jej ciele, lokując swoją siłę na wysokości jej miednicy. Zwykle podchodziła bezszelestnie, praca w terenie nauczyła ją jak stawiać stopy, by nie spłoszyć nawet wiatru. Dotychczas jej się to udawało, ale gdy drzewa zaczynały rosnąć coraz rzadziej, a las zamieniał się powoli w brzeg jeziora, na horyzoncie dostrzegła drugą sylwetkę. Ktoś stał na drewnianym moście.

Krok, krok, krok. Dźwięk. Nie chciała go zaskoczyć, ani tym bardziej przestraszyć. Sama też nie chciała zostać niemiło rozczarowana, zważywszy na ewentualne zaklęcie obezwładniające, które mogło polecieć w jej stronę, więc natychmiastowo uniosła różdżkę w momencie w którym usłyszała skrzypienie drewna. Jej błąd – mogła wziąć pod uwagę, że kładka była zbutwiała, wydawała się prawie miękka pod butami. Nie mogła się na tym jednak skupić, bo dziwaczna energia, która towarzyszyła jej przez całą drogę kumulowała się w obecności obcego, prawie chwytając ją za gardło i ciągnąć w jego stronę. I może by jej uległa, gdyby nie był to…
- Reed. Jeśli kogoś mogłabym się tu spodziewać, to właśnie Ciebie. – Próbowała zabrzmieć ostro, ale jej głos nabierał pewnej miękkości, kiedy z każdym słowem skakała wzrokiem po jego twarzy, nie mogąc znaleźć uzasadnienia faktu, iż po raz pierwszy nie chce skrzywić się na jego widok. Przełknęła ślinę, oblizując usta i włożyła całą swoją siłę w to, by wychylić się w bok i spojrzeć w kierunku wyspy, która malowała się nad jego ramieniem. Tylko po to, by dać sobie chwilę wytchnienia i zastanowienia.

Gdy propozycja padła z jego strony, w pierwszy odruchu chciała odmówić i go wyminąć. W drugim zrozumiała, że to nie jest miejsce na ich niesnaski. W trzecim, że właściwie może skorzystać na jego obecności. Nigdy w siebie nie wątpiła i wolała pracować samodzielnie, ale potrafiła docenić nawet najbardziej niespodziewany sojusz. Dlatego skinęła głową. Niechętnie opuściła wciąż wycelowaną w niego różdżkę i skłoniła się nieco, by staroświecko dygnąć. Jakby na powitanie i w geście potwierdzenia, że tutaj mu nie zagraża.
- Co do Twojego pytania… uznajmy, że czegoś szukam. Siebie. Spełnienia. Zaspokojenia. Odczuć. Śmierci. Czegokolwiek. Rośliny z opowiastek na dobranoc. Wsunęła sosnową różdżkę za skórzany pasek w tali, chwilowo nie wiedząc co zrobić z dłońmi. Poprawiła więc ramię niewielkiego plecaka i niechętnie odszukała jego spojrzenie, które przyniosło jej namiastkę przyjemności - jak przy oglądaniu czegoś, co masz ochotę dotknąć i sprawdzić jakie jest w dotyku, ale i dozę rozczarowania samą sobą. Kiedy się zbliżyła, pokonując dzielącą ich odległość, uniosła podbródek i dodała po francusku (wiedząc, że jej nie zrozumie), czując wewnętrzną, palącą potrzebę wypowiedzenia tych słów:
- Może nie mam już standardów, ale wyglądasz całkiem znośnie. – Nie była głupia. Znała swoje popędy i ten, chociaż bardzo gwałtowny i intensywny, nie był naturalny. Nie wiedziała tylko gdzie znajduje się źródło tego, że wciąż musiała przymykać powieki, by nie badać wzrokiem śladów tuszu na jego skórze i nie gubić się w jego nieprzyjaznym spojrzeniu. Cholerny typ. Może pojawił się tu, bo znudziły mu się czarownice i chce rozłożyć uda jakiejś wampirzej dziewczynie, a to ma być sposób na jej oczarowanie? Jakkolwiek nie było, wydawało się, że na razie to ona padła ofiarą tego uroku. Prawie przez to zapominała, gdzie się znajdowali, a kładka skrzypiała pod ich ciężarem, dając znać, że powinni ruszać do przodu.

Wyposażenie: Eliksir wiggenowy (3/3)
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Teren wampirów QzgSDG8








Teren wampirów Empty


PisanieTeren wampirów Empty Re: Teren wampirów  Teren wampirów Empty;

Powrót do góry Go down
 

Teren wampirów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Teren wampirów JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
luizjana
 :: 
mokradla
-