W pomieszczeniu tym znajduje się tyle poduszek, że chyba nie da się ich zliczyć w rozsądnym czasie - pokrywają niemalże całą, kamienną podłogę. Mają różny kolor, kształt - jedne z nich są wyjątkowo miękkie, inne zaś można użyć jak niewielkiego stolika. Znajduje się tu też kilka kocy, choć nie są one potrzebne gdyż w pomieszczeniu zawsze panuje idealna temperatura. W powietrzu roznosi się miły, kwiatowy zapach pzowalający się odprężyć. Atmosfera tego pomieszczenia sprzyja drzemką, ale też rozmyślaniu.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
1 - Pod jedną z poduszek znalazłeś sakiewkę, a w niej 20 galeonów! Na pewno nikt już dawno ich nie szuka, prawda? Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
2 - Atmosfera w pomieszczeniu wprawia Cię w wyjątkowo senny nastrój. Czujesz, jak Twoje powieki robią się ciężkie, coraz trudniej jest Ci zachować pełnię przytomności. Może lepiej udać się do dormitorium, zanim uśniesz i zostaniesz tu na długie godziny?
3 - Zapach unoszący się w powietrzu sprawia, że wszyscy w pomieszczeniu wydają Ci się być tacy mili, tacy ciepli... Napełnia cię potrzeba przytulenia się do kogoś albo nawiązania z kimś kontaktu fizycznego - bez tego dopada cię smutek/pustka.
4 - Pomieszczenie nie wywiera na Ciebie żadnego szczególnego wpływu. Możesz w spokoju usiąść i się zrelaksować.
5 - Atmosfera w pokoju nakłania Cię do rozmyślań. Przez Twoją głowę przewijają się dobre wspomnienia, nawet te o których już dawno nie myślałeś. Czujesz ogromną potrzebę podzielenia się jednym z nich z Twoimi towarzyszami.
6 - Ktoś, kto był tu przed Tobą zostawił tu talerz jeszcze chrupiących ciasteczek! Jeśli zdecydujesz się jedno zjeść to...
Dorzuć kostkę:
1 - Czekoladowe, bardzo smaczne ciastko. Nic specjalnego. 2 - Ciastko zawierało w sobie odrobinę miłosnego eliksiru. Spoglądasz przychylniej na osobę, z którą tu przebywasz. 3 - Ciastko zawierało w sobie eliksir, który zmienia kolor twoich włosów na różowy - efekt trwa do końca wątku. 4 - Ciastko zawierało w sobie eliksir, który powoduje u Ciebie gwałtowny przypływ energii - efekt utrzymuje się przez trzy następne posty. 5- Ciastko zawierało w sobie eliksir, który na co najmniej trzy następne posty postarza cię o 5 lat. 6- Ciastko zawierało w sobie eliksir wzbudzający w Tobie chęć mówienia prawdy i szczerego wyrażania się przez cały czas trwania wątku.
Autor
Wiadomość
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Koniec roku zbliżał się nieubłaganie, a wraz z nim również finał rozgrywek Quidditcha, OWTMy oraz niestety oznaczało to również nieuchronne zbliżanie się do zamążpójścia, którego naprawdę nie chciała. Jej planem było ukończenie siódmego roku z jak najlepszymi wynikami egzaminów, by mogła się udać na studia. Poza tym w końcu będzie mogła się ubiegać o miejsce w profesjonalnej drużynie Quidditcha. Chyba prawie całe życie czekała na ten moment i nie zamierzała dopuścić do tego, by ktokolwiek lub cokolwiek mogło to spieprzyć. Musiała dostać się do któregoś z zespołów. Naprawdę nie wiedziała, co ją podkusiło od tego, by udać się do pokoju beztroski, ale w tej chwili towarzystwo miękkich poduszek wykładających pomieszczenie wydało jej się naprawdę w pewien sposób pocieszające. I sprawiało, że mogła się bezkarnie rzucić na podłogę bez robienia sobie krzywdy. Tak... Chyba jej tego brakowało. Siadła gdzieś pod jedną ze ścian, starając się przybrać jakąś w miarę wygodną pozycję. Westchnęła ciężko i odwróciwszy głowę dostrzegła niedaleko talerz pełen ciasteczek. Cóż... nigdzie nie było właściciela więc czemu się nie poczęstować? Chociaż coś jej podpowiadało, że to skończy się źle. Jak większość podobnych wybiegów w Hogwarcie, bo tylko Merlin jeden wie jaki efekt mogą wywołać niektóre pokarmy lub napitki. Mimo wszystko zaryzykowała. Wgryzła się w chrupiące ciasteczko z kawałkami czekolady i rodzynkami, które aż się kruszyło. Było naprawdę pyszne. Chyba mieli bardzo zdolnych piekarzy i cukierników w szkole. Nieco zadziwił ją jednak fakt, że po schrupaniu ciastka zyskała nagłego przypływu energii, której brakowało jej niemalże od kilku dni. Jak zwykle nie spała zbyt dobrze, a do tego ostatnie wydarzenia wymęczyły ją psychicznie. Nic dziwnego, że teraz poczuła się nieco lepiej. Gdyby tylko każdy problem można było rozwiązać talerzem ciastek...
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ucieczka nie była słowem zbyt dumnym, więc Ezra starał się go nie używać we własnym kontekście. Zamiast tego wolał terminy "tymczasowe wycofanie", a najlepiej po prostu "chwila wytchnienia". Zasługiwał na nie po tych tonach obowiązków prywatnych, jak i nauczycielskich, po tym jak wkładał mnóstwo wysiłku w przekonanie uczniów, że będzie tym fajnym pedagogiem i po tym, jak dalej nie odespał porządnie Nocy Duchów, podczas której robił, co mógł, by sprawić przyjemność swojemu partnerowi. I wszystkie te szczytne intencje doprowadziły go zgodnie do Pokoju Beztroski; pomieszczenia, które jak żadne inne koiło i regenerowało zaniedbywany egoizm. Komu potrzebne było łóżko, kiedy Hogwart miał sale, których podłoga wyłożona była najmiększymi poduszkami pod słońcem? Choć miał ochotę, nie rzucił się na nie zupełnie beztrosko, pamiętając, że w gąszczu poduch znajdowały się i te twardsze, przypominające raczej stoliki niż posłanie. Wciąż pamiętał pulsowanie w głowie po jednym takim zderzeniu... Ezra przymknął powieki, wsłuchując się uważnie w ciszę i nie czując się nawet za bardzo winnym marnowania czasu, za który mu płacono. Skoro studentem nigdy nie był idealnym, prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że nagle stanie się wzorowym pracownikiem - a przynajmniej nie, kiedy nikt na niego nie patrzył. Zsunął buty ze stóp i poluzował guziki koszuli, a gdy pozbywał się dla wygody jeszcze marynarki, z jej kieszeni wypadł cukierek. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek kupował ten rodzaj słodyczy, jako że od cukierków wolał ciastka i domowe wyroby. Natychmiast pomyślał więc o psotnym chochliku z tendencją do zaopatrywania kieszeni Clarke'a w kradzione słodycze, który od jarmarku już pozostał w ezrowym domu jako stały mieszkaniec. Czuły uśmiech zabłądził na jego ustach, gdy odpakowywał zielonkawą słodycz. Jej smak z pewnością nie przypominał niczego, co do tej pory znał. I choć żyjąc już tyle lat w magicznym świecie, Ezra powinien wiedzieć, by nie jeść niczego z niesprawdzonego źródła, zrobił to. Kilka sekund później miłe ciepło rozlało się po jego ciele, a gdy przymknął oczy na chwilę nie dłuższą od mrugnięcia, perspektywa stała się zupełnie inna. I gdyby ktoś wszedł teraz do tego magicznego pomieszczenia, mógłby się zdziwić, co też zmusiło poprzedniego bywalca do pozostawienia po sobie butów i marynarki. A Ezra nawet nie mógł odpowiedzieć...
May była ostatnio przemęczona emocjami. Stres, lęk, fobia społeczna, to wszystko wpływało na jej zły nastrój i to w taki zły sposób, że chciało jej się ciągle spać. Jedyne co w tej chwili chciała robić to leżeć w łóżku i spać. Bolały ją mięśnie ze stresu, a ciągle była spięta i przygotowana na jakieś niebezpieczeństwo. Czuła również tęsknotę i żal, za swoim dawnym życiem i za normalnym funkcjonowaniem. Od czasu trafienia do szkoły magii i czarodziejstwa, chciało jej się cały czas płakać, ale lęk ją zatrzymywał, chciało jej się spać, ale nie mogła, bo miała za dużo myśli na głowie, chciało jej się uciec z tego miejsca, ale wiedziała, że nie może. Możliwe, że to miejsce i świat było dla pewnych osób domem, ale dla May zdecydowanie nie, dla niej było to możliwe niebezpieczeństwo, coś co jest nieznane i zupełnie niezbadane, a ona teraz trafiła w sam środek tego wszystkiego, w sumie nic dziwnego, że czuje się przytłoczona tymi wszystkimi rzeczami i niespełniona. Cały czas myśli, myśli i myśli, całe noce nieprzespane, a ona próbuje uciec od tłumu ludzi, ale zarówno szuka miejsca gdzie byłoby wygodnie i można byłoby choć na chwilę się zdrzemnąć, a jak nie to przynajmniej spróbować. Przeczesywała więc pokoje, sale i komnaty. Przy okazji oczywiście wciąż próbując utrzymać dystans, co najmniej metra. Nigdy nie lubiła oddechu ludzi na własnym karku, a co najważniejsze miała dość dużą przestrzeń osobistą. Oczywiście na początku musiała się tego nauczyć, ale jednak gdy już wie o co w niej chodzi, to ma ją dość sporą. Nie lubi przytulania oraz innych form czułości, po prostu tego nie potrzebuje, ale jak ktoś z jej przyjaciół potrzebuje pocieszenia w takiej formie, to zawsze pędzi z pomocą. Gdy May szła tak przez korytarze, za razem sprawdzając pomieszczenia, pod wzglądem ilości osób, nastroju, oraz wygody, dotarła do idealnego pokoju, którego szukała. Już na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że jest on tak miły i relaksujący, że przez samo patrzenie już zaczęła odpływać. Milusie pufy, kwiecisty zapach, koce, a co najważniejsze zero ludzi. To było właśnie, to o czym May tak strasznie w tej chwili marzyła, weszła więc momentalnie i już miała się rzucić na ziemię upchaną poduszkami, gdy nagle zauważyła ubrania i buty, a w nim szczurka. Wiedziała, że dużo osób z jej poprzedniej szkoły uciekłoby z piskiem, ale nie ona. Kochała zwierzątka i to tylko w ich towarzystwie tak dobrze się czuła. W pewnych momentach myślała nawet, że te lepiej ją rozumieją niż otaczający ją ludzie. - Hej koleżko, zgubiłeś się? - Zapytała, a zaraz potem wzięła na ręce.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Najwyraźniej bycie zwierzęciem w jakiś sposób było mu pisane. Wciąż pamiętał swoje pierwsze doświadczenia w ciele fretki i mniej fortunny popis w roli fenka pustynnego, kiedy to połamał sobie ogon, spadając z ruchomych schodów. Nawet ciało małej myszki nie było mu zupełnie obce; nieśmieszny żart Vin-Eurico, jakim było przemienienie Ezry w gryzonia w domu pełnym węży, zapisał się w jego myślach nieco traumatycznie. I tak oto miał ponowną szansę zasmakować maleńkości. Nie podobała mu się ta ogromna wolna przestrzeń, której nie mógł doświadczyć; wszystko co widział, wydawało się trochę rozmazane i wyblakłe, trochę jakby osoba z wadą wzroku zapomniała o nałożeniu okularów na nos. Nie był też do końca świadomy przedmiotów. Cały jego świat zaczynał się wraz z zakończeniem rozedrganego wibrysa, a kończył jakieś lekko ponad pół metra dalej. Jego słuch działał jednak doskonale, więc gdy potężne trzaśnięcie wstrząsnęło światem, a podłoga zadrżała jakby zaraz miała pęknąć - to znaczy jedenastoletnia dziewczynka weszła do pomieszczenia - skulił się w sobie, szukając pomiędzy poduszkami drogi ucieczki Zbyt wolno... Ledwo zdążył oswoić się z nowym ciałem, a już musiał radzić sobie z kolejną sytuacją, jaką było znalezienie się w dziecięcych rączkach. O ile poprzednim razem zawsze był (względnie) spokojny, bowiem jak na ćwierćolbrzyma Leonardo zwierzęta traktował z wielką łagodnością, o tyle nieznajoma dziewczynka go stresowała. Tym bardziej po tych ostatnich historiach z masowymi mordami chochlików w szkole... Instynktem było więc pojedyncze ugryzienie, po którym nastąpiła piskliwa i drażniąca wokalizacja z mysiego gardełka, sygnalizująca małej May, że w jej rękach znalazło się zwierzątko raczej płochliwe. Musiał jednak przyznać, że było coś miłego w tym cieple bijącym z dziecięcych rączek, który go otaczał. Na pewno było mu w nich lepiej niż na podłodze wśród nieproporcjonalnie dużych przedmiotów. Kiedy więc minął pierwszy szok, trybiki w głowie Ezry zaczęły pracować na wyższych obrotach; nie wiedział jeszcze, jak znaleźć sposób, by zasygnalizować dziewczynce, że coś tu nie grało, ale przecież jakiś istnieć musiał. Przedreptał więc kilka kroczków w tę i we w tę, pyszczek kierując ku swoim rzeczom, a nawet próbując unieść się na swoich szczurzych nóżkach do pozycji prawie pionowej, co zdecydowanie było mniej wymowne niż mogłoby mu się zdawać...
May od zawsze interesowała się zwierzętami. Kiedy małe dziewczynki bawiły się lalkami i oglądały Barbie, ta siedziała przed telewizorem i oglądała seriale telewizyjne o naturze. Miała w domu figurki przedstawiające najróżniejszych osobników: od lwów, po małpy. Gdyby cofnąć się w czasie to niektóre filmy oglądała tylko z tego powodu, że znajdowały się tam sceny ze zwierzętami. Dlatego też wiedziała, że mogła za szybko zareagować na szczurka. Wzięła go na ręce nie dając mu nawet czasu na przystosowanie się do jej osoby. Gdyby sama była w wielkości buta to nic dziwnego, że by się przestraszyła jakiegoś nieznajomego dziwnego człowieka. Więc po instynktownym wypuszczeniu stworzonka z rąk, szybko oddaliła się od zwierzątka, ale na tyle by dać mu czas na wzięcie oddechu. - Przepraszam- Powiedziała pomimo, że wiedziała iż szczurek najpewniej jej nie rozumie. Oczywiście widziała dużo badań na temat zwierząt i rozumienia ludzi, ale cały czas nie opierało się to na słowach, a raczej gestach i gatunkiem, który najlepiej rozumiał ludzkie gesty był oczywiście pies. Czytała wtedy książkę z 2018 roku, na temat badań o umyśle zwierząt, zrozumieniu tego i przełożeniu tego na praktyczne rzeczy. Siedziała wtedy na sofie w salonie u dziadków i było jej dobrze. Nie myślała wtedy o czarodziejskich sprawach, o Hogwarcie, o całym zagubieniu w tej sprawie i wszystko było dobrze. Może nie miała kochających rodziców, ale dziadkowie jej wystarczyli, bo to oni o nią dbali przez w sumie całe życie, nawet gdy mieszkała u ojca i matki. Przypomniało jej się, jak razem z dziadkiem czytali sobie książki nawzajem, on gazetę i czytał na głos najciekawsze fakty, a ona najfajniejsze fragmenty książek. Czuła wtedy radość, poczucie przynależności do jednego miejsca i czuła się kochana, teraz z przyjazdem do tego miejsca te wszystkie emocje znikły. Znów wpadła w trans zresztą od czasu dostania się do Hogwartu jej myśli i zagłębianie się w nie wzrosło, często więc wpatrywała się tylko w jeden punkt i nie słuchała zewnętrznego świata, a tylko i wyłącznie swojego umysłu. Tym razem jednak wybiło ją coś czego się nie spodziewała, a mianowicie stworzonko zaczęło się dość dziwnie zachowywać. Kręciło się wokół ubrań i stanęło na dwie łapki. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała, ale może to był pupil właściciela, a może po prostu jakaś kolejna magia, na niego zadziałała. Cokolwiek to było, nie można było przegapić, że May się zainteresowała sprawą.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Poprawił się - wyprostował własną sylwetkę, oplótł ramiona wokół własnej klatki piersiowej, idąc do przodu w zastanowieniu i najróżniejszych przemyśleniach. Spokojny stukot kroków zdawał się przepełniać ciszę, jaką charakteryzował się zamek, gdy tylko szmery z poszczególnych klas wydostawały się na zewnątrz, zakłócając wszechobecny brak dźwięków - no, prawie brak. Zamek ten skrywał w sobie znacznie większą ilość pomieszczeń, niż mógłby się tego w rzeczywistości spodziewać. Wędrowanie po korytarzach na piątym piętrze wiązało się stricte z koniecznością spędzenia wolnego czasu na nauce. Niemniej jednak, no cóż, większość pomieszczeń pozostawała w widocznym użytku. Wszyscy starali się jakoś odpocząć albo bardziej przyuczyć, dlatego nawet te duże sale zdawały się być zatłoczone zaledwie kilkoma jednostkami, jakie się to w nich przypałętały. Raz patrzyli na niego dziwnie, raz zdawali się mieć wylane, ale nadal, najlepsza nauka to samodzielna, jeżeli człowiek nie potrafi skupić własnych zwojów mózgowych w celu znalezienia odpowiedniego rozwiązania danych zagadnień. Aceso ustał w miejscu, nie mogąc zostać stworzonym w pełnej krasie, Esnaro wymagało znacznie lepszego rozlokowania magii runicznej względem zastosowanej inskrypcji. No cóż - mógł jedynie westchnąć, zamykając kolejne drzwi - by tym samym udać się na dalsze poszukiwania, które pozwoliłyby mu znaleźć jakikolwiek wolny zakątek, bez towarzystwa mniej znanych mu ludzi. Jedno z pomieszczeń pozostawało wyjątkowo charakterystyczne w swej naturze. Mimo to Lowell nie mógł nie odnieść wrażenia, że ktoś go śledzi - raz po raz słyszał dziwne kroki, które zagłuszały ciszę, tudzież sylwetkę znajdującą się nieopodal, znaną jego pamięci, ale na razie nie chciał się nad tym rozwodzić. No, nie chciał, ale wrażenie nie ustępowało, a student chwalił swoją prywatność, wiedząc doskonale, iż nie potrzebuje nikogo na ogonie. Nie bez powodu odwrócił się na pięcie w jej stronę, podchodząc z należytą harmonią, jakie to reprezentował poprzez czekoladowe tęczówki. - Dlaczego mnie śledzisz? - zwrócił się w jej stronę, rozpoznając w dziewczynie tym samym znajomą, której to nie widział od momentu powrotu do szkoły. Banicja w jego przypadku była dość słyszalnym zjawiskiem, dość specyficznym i obarczonym dużym ciężarem. Zmarszczywszy brwi, spojrzał tym samym na Ślizgonkę, którą to zdołał przyłapać (nie oszukujmy się, mistrzem w śledzeniu nie była), być może oczekując odpowiedzi, ale koniec końców nie chciał żadnej większej konfrontacji. Nie naciskał, ale miał nadzieję, na jakieś wyjaśnienia w tej kwestii. Stalkera nie potrzebował, dlatego tym bardziej czuł się niepewnie wobec tego, co zdołał obecnie zastać.
Tylko cichy stukot podeszw odbijających od zimnej, kamiennej posadzki ją zdradzał. Od kilku minut podążała za nim jak cień. No, może nie dosłownie, bo podążał dość szybko i chociaż niewiele był od niej dłuższy to ona i tak ledwo za nim nadążała. Trzeba było przyznać, że przez te kilka minut zdążyła się porządnie zmachać, a jej idealnie ułożone włosy delikatnie zwilgotniały, szczególnie w okolicach szyi i czoła, teraz trochę przyklejając do powierzchni miękkiej skóry. Po co za nim szła? Nikt nie wiedział, nawet ona sama. Uczniowie wydawali się przywyknąć do dziwnych wybryków panny Williams, zresztą o tej porze mało kto przechadzał się tamtym korytarzem - wszyscy uczniowie spędzali swój wolny czas w Pokojach Wspólnych albo na nauce, która Accaci niezbyt interesowała. Właściwie to i kolejna partia w Durnia czy Magiczne Szachy nie robiła na niej wrażenia, więc musiała sobie znaleźć rozrywkę, a ta (czytaj podążanie za nim) wydawała się w miarę nieszkodliwa. Mogła jeszcze knuć niecne plany czy imprezować w Hogsmeade z przypadkowymi czarodziejami, a tu jednak; całkowicie rozsądne zachowanie. W pewnym momencie pozwoliła sobie na ryzyko, bo na moment przyśpieszyła kroku i znalazła jakieś dwa metry za nim, jakby licząc, że się odwróci, zwróci na nią swą uwagę. Nic dziwnego, że gdy zrobił tak, jak sobie zaplanowała, po całym jej ciele rozniósł się przyjemny dreszcz podekscytowania, a na jej usta wpłynął pyszny uśmiech. - A dlaczego nie miałabym tego robić, co? - stanęła tuż przed nim, nie zwracając uwagi na to, że w każdym momencie może ją przegonić dzięki nieprzyjemnej klątwie albo po prostu przy pomocy siły. - Jesteś dużo ciekawszy od setnej rozmowie na temat Quidditcha, a że akurat przechodziłeś to sobie pomyślałam: A, pójdę za nim. - delikatnie wzruszyła ramionami, by zaraz po tym skrzyżować ręce na wysokości piersi, jakby była jego odbiciem w lustrze. Ciągle wpatrywała się w jego twarz nieodgadnionym wzrokiem, nie była zezłoszczona czy zasmucona, do szczęśliwości również wiele jej brakowało. Po prostu, była neutralna, jak w czasie większości swoich spotkań z chłopcami do których już dawno nic nie czuła. Z nim co prawda łączyło ją trochę więcej, bywali towarzyszami niedoli, ale bez przesadnych ekscesów. No i on sam z siebie raczej się do Akacji nie odzywał, ale taka już chyba była natura puchonów albo ogólnie mężczyzn, że mieli ją w dolnej części ciała.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Stukot podeszwy był i tak zbyt alarmujący jak dla Lowella, który przystosował się wcześniej do otrzymywania znacznie poważniejszego wpierdolu od uderzenia w łeb gumową pałką. Miał dość problemów na głowie, by przyjmować kolejny, dlatego, zgodnie z myślami samej Accaci, odwrócił się w jej kierunku, gotowy na jakąkolwiek bezpośrednią konfrontację, do której to miał czas kilku sekund, by się przyszykować. Ręce na piersi, wzrok również trudny do przeanalizowania; nie bez powodu był oklumentą. Zapłacił za to sporo, to racja. Nie bał się jednak korzystać z okazji na wyciszenie się i racjonalne podejście do danej sytuacji. Ta umiejętność zdawała się dominować w jego życiu codziennym, a może wynikała tak naprawdę z analizowania każdej możliwości? To, co znajdowało się pod kopułą jego własnej czaszki, często umiejscowione się stawało pod znakiem zapytania dla pobocznych obserwatorów. Mało kto wiedział, o czym Felinus myśli i co najchętniej zrobiłby w danej sytuacji. Wysoce skomplikowany do odczytania, nie zdawał się być zbyt łatwy do przewidzenia względem kolejnych czynności. Wbrew pozorom miał uczucia, nie bał się ich pokazywać, ale to ta stabilność w postaci bezsprzecznego braku jakichkolwiek przesłanek do odczytania czegoś więcej z twarzy niż tylko i wyłącznie harmonijnego spokoju pozwalała mu normalnie funkcjonować. Emocje w nim się znajdowały, aczkolwiek trzymane były odpowiednio krótko, ażeby mógł stwierdzić, czy opłacalne jest ich użycie w zetknięciu z daną jednostką. Mimo to pogodność przelewała się powoli przez jego własne tęczówki - tak naturalnie, bez żadnej fałszywości. - Na pewno jest dużo powodów. Gdybym poszedł do łazienki, to też byś za mną ruszyła? - nie oszukując się, te pierwsze słowa nie były w żaden sposób przyjemne. Przypominały pyskowanie i brak respektowania tego, że chciał przemyśleć parę spraw w ciszy. Nie westchnął, nie wziął głębszego wdechu, zamiast tego oddychał naturalnie i zgodnie z wcześniejszym rytmem, jakiego to się trzymał. Przykład, który podał, doskonale udowadniał, dlaczego pewnych ludzi nie należy śledzić. Faolán nie podejrzewał, by Accacia chciała patrzeć, jak krecik puka w taborecik i inne tego typu rzeczy. - W jakim konspekcie "ciekawszy"? - podniósł brwi, naprawdę zaintrygowany tym, co teraz Williams powiedziała. To, że nie chciało jej się rozmawiać na temat Qudditcha, to ba, nie dziwił się, bo sam nie lubił tego przedmiotu, ale też, jeżeli został uznany za lepszą opcję, to jakiś głębszy powód musiał być. Stał zatem tak w miejscu, być może oczekując wyjaśnień, które raczej by się przydały, jako że był śledzony i dziewczyna najwidoczniej nie widziała w tym nic przeciwko. Lubił ją, to prawda, ale takie zachowanie mu się nie podobało i miał prawo wyrazić własne niezadowolenie. Ostatnio zbyt wiele rzeczy wydarzyło się w jego życiu, by mógł przeboleć kolejne negatywne doświadczenia; próba samobójcza znajomej wpłynęła na niego bardziej, niż się tego spodziewał.
To wbrew pozorom było dość ciekawe pytanie, bo Akacja była w stanie zrobić wiele dla miłości. Co innego, że ten krasz na Lowellu przeszedł jej około rok temu, więc pewnie nie wlazłaby za nim do kibelka, ale, wstyd się przyznać, raz już tak było. Co prawda po kilku chwilach, jak się zorientowała co robi i, że to przesada nawet jak na jej chorą głowę to pomieszczenie opuściła, ale czatowała w pobliżu przez dwie godziny. Miłość jej przeszła w tym czasie, bo kto normalny spędza w łazience aż tyle czasu, no kto? No i zmarzła w tym czasie przeokropnie, ale takie drobne straty moralne mogła przetrawić. - A Ty to nigdy nie masz ochoty żeby tak po prostu za kimś pójść i go pośledzić, że tak się teraz mądrzysz? - westchnęła ciężko, bo bardzo jej nie pasowało odpowiadanie na TO pytanie, miała dość długi język i jakby Felinusowi wypaplała tę wcześniejszą historię to by go musiała zabić dla ochrony własnej reputacji, a do tego zdecydowanie była zdolna. - No normalnym, zwyczajnym ciekawszy. Z kim wolisz gadać z tłuczkiem czy ze mną? - Co to za było durne pytanie, gdyby nie to, że nie umiała wywracać oczyma to pewnie by to zrobiła. Uśmiechnęła się, o dziwo, przyjaźnie, bo uwaga, od niej nie uciekł i wydawał się nie mieć większego problemu z tym, że za nim lazła. Ona to by się pewnie na jego miejscu mocno zdenerwowała i na śledzącego wydarła, a ten to chyba nawet był w miarę zadowolony. Tego właśnie potrzebowała - rozrywki, nie musiała być na wysokim poziomie, najważniejsze jednak, że chociaż tym razem odciągał jej umysł od głupich pomysłów. - Dobra, chyba nie masz nic ciekawego do roboty, a nawet jeśli masz to mało mnie to obchodzi - sprawnie złapała go pod ramie i korzystając z chwili nieuwagi, pociągnęła w stronę niezidentyfikowanego pomieszczenia, które uwaga, całkowicie było puste - czyli dawało jej to czego potrzebowała. Swobodnie opadła na jedną z większych poduch i zachęcająco poklepała miejsce obok siebie; teraz to mógł zrobić wszystko - uciec bez słowa, opierdzielić, bo zaciągnęła go do środka na siłę albo i skorzystać z zaproszenia i po prostu trochę odpocząć, korzystając jednocześnie z dobrodziejstwa natury w postaci dobrego samopoczucia Akacji, jednocześnie nie miała zamiaru go tam na siłę trzymać, bo tego zupełnie nietolerowała, narzucania swojej woli innym, miała nadzieje jednak, że tam zostanie, w końcu z tego co słyszało zdarzyło się kilka nieprzyjemnych rzeczy, na które nie miał żadnego wpływu.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Absurd gonił absurd i był tego świadom - życie raz po raz pokazywało mu, że spotka naprawdę wielu ludzi. Najróżniejszych, czy to pod względem wyglądu, czy to pod względem zachowania. I jedną z nich była właśnie Williams, która różniła się od standardowej studentki poprzez własny styl bycia oraz cechy charakteru. Wyróżniała się nimi w ten mniej lub bardziej pozytywny sposób. Co prawda o wielu kwestiach Felinus nie wiedział, ale Ślizgonka nie pozostawała obojętna wobec otoczenia, w jakim to się obracała. Łatwo się wyróżniała na tle przestarzałych mebli i bladej kostki, z której zbudowany został zamek. Lowell nie wiedział o tym, że Accacia mogła widzieć w nim potencjalną partię lub cokolwiek innego. Przynajmniej w tamtym okresie pozostawał na takie zagrywki kompletnie ślepy, więc też, nie wiedział o tym, co miało miejsce, kiedy to dziewczyna postanowiła pójść za nim do łazienki. Nie był świadom i chyba na razie nie chciał wiedzieć, kiedy to bezpośrednio się z nią obecnie konfrontował. Wiele rzeczy umykało mu sprzed nosa w tamtym okresie, dlatego też, nie wiedział nic więcej na temat rzeczy, jakie potencjalnie dziewczyna mogła sobie układać pod kopułą własnej czaszki. Też, niespecjalnie wtedy się interesował takimi sprawami, więc naturalne, że nie zauważał pewnych kwestii, które powinny być dla niego od razu widoczne. - Rzadko kiedy. A nawet jeżeli mam, to niespecjalnie za tym idę. - oho, wchodzili na niezbyt przyjemny grunt, a Lowell wyczuł jakoby jad, który przelewał się przez te słowa. Albo bardziej - poprzez ich dobór. Nie było to ani przyjemne, ani ciekawe, dlatego teraz naprawdę się zastanawiał, czy prowadzenie dyskusji na takim poziomie ma jakikolwiek większy sens. Jakoś nie obawiał się czegokolwiek, a i tak czy siak, zawsze spadał na cztery łapy. Mimo że jego patronusem był wilk. Głos miał zwyczajny, bez nutki irytacji bądź zniesmaczenia. - No z tobą, to oczywiste. Tłuczek nawet nie będzie czekał na rozpoczęcie rozmowy, tylko od razu przywali tam, gdzie uzna to za stosowne. - no tak, tłuczek uwielbia pierdolnąć raz, a porządnie. Ot, w nos, w kończynę, gdziekolwiek i jakkolwiek. Ból przy tym jest niemiły, ale też, przyzwyczaił się do niego, choć teraz znowu się odzwyczaił. Absurd gonił absurd, a on musiał się do tego wszystkiego dostosować. Chyba że Accacia postanowi poudawać taki tłuczek i udowodnić, że potrafi reagować znacznie szybciej od czarodziejskiej piłki do wpierdolu. - Na Merlina, gdzie ty mnie ciągniesz... - miał ochotę zrobić soczystego facepalma, niemniej jednak nie wyrywał się, wchodząc ze Ślizgonką do pierwszego lepszego pomieszczenia, którym okazał się być pokój beztroski. Przyjemny zapach przedostał się do jego nozdrzy, napawając go tym samym spokojem. Nim się obejrzał, a stał się także senny, co zaczął odczuwać, kiedy powieki ciążyły mu nieprzyjemnie, utrudniając kontakt z otoczeniem. Zmarszczywszy brwi, usadowił się tuż nieopodal Akacji, marszcząc brwi, zanim to poprawił płachty własnej bluzy. - No okej, dobra, po co mnie tutaj zaciągnęłaś? - starał się zachowywać normalnie, choć śpiączka zaczynała brać w najlepsze, co było wynikiem działania magii właśnie w tym pomieszczeniu. Nie w poprzednich, a w tym. Lowell kompletnie nie rozumiał zachowania dziewczyny, dlatego liczył na jakieś logiczne wytłumaczenia, choć nie wiedział, czy to nie jest już za wiele.
Zupełnie nie interesowało Accacie jego niezadowolenie z obrotu tej całej sytuacji. Tak już miała, że nie zwracała uwagi na ewentualne konsekwencje często i gęsto, wplątując się przez to w kłopoty. Puchon wydawał się jednak dziewczynie zupełnie nieszkodliwy, a przebywanie w jego obecności w niewielkim stopniu ją wyciszało. Co najważniejsze, jak widziała te jego borsuczą mordę, nie myślała o mordzie czy wszelkiego rodzaju wyzwiskach, jakie mogła posłać w jego stronę. Po prostu se był i jej nie wadził, a to była pozytywna cecha jeśli chodzi o ludzi. Na szczęście nigdzie nie uciekł, siadł nieopodal, jednak nie w miejscu, które dla niego wybrała, jakby bał się, ze zrobi mu krzywdę, a ona nie wiedziała czego chce od życia. Ludzkiego towarzystwa, tylko i aż tyle. Nie trzeba było być Einsteinem by zauważyć, że zachciewa mu się spać. Przeklęty Hogwarty z tymi swoimi magicznymi pokojami, nie ma ani jednego miejsca, gdzie sobie spokojnie siądziesz, a otoczenie nie będzie miało na Ciebie wpływu. Williams również poczuła się dziwnie, nie sennie, ale dziwnie. Całe jej ciało rwało się w stronę kolegi, jakby najdrobniejszy dotyk palców na skórze miał przynieść ukojenie. - Sama nie wiem po co, ale spokojnie, chyba Cię nie zgwałcę - oparła głowę o miękki materiał wielkiej poduszki, jednocześnie przymykając zmęczone od nagłego natłoku uczuć, zapachów oraz trudnych do poskromienia zachcianek, powieki. Zabawne, bo te chęci prowadziły ja w stronę kontaktu fizycznego, no, ale nie chciała na niego wskakiwać i go tak od wejścia molestować, zresztą może to były tylko burzliwe humory, a może to jej umysł po raz kolejny płatał jej figla. Trzeba to było przeczekać i tyle. - Ty zaraz kończysz Hogwart, co nie? - zupełnie jej to nie interesowało, ale w jakikolwiek sposób musiała utrzymać te rozmowę. Powoli zaczęła czuć się niezręcznie, a to tylko potęgowało wszelkie nieprzyjemności, bo raczej nie miewała problemów z ludźmi i potrafiła wykrzesać, chociaż kilka słów z największego milczka - Dziwnie tak będzie, bez tej Twojej głupiej mordy, ale może jeszcze kiedyś Cię wyśledzę w Londynie czy gdzie tam planujesz sobie zamieszkać - mruknęła ciszej, czując odrobinę wstydu. Dziwnie się było uzewnętrzniać, a ich niezbyt wiele łączyło, pomimo tego jednak, Akacja czuła, że jak powoli Ci wszyscy ludzi, z którymi w większym czy mniejszym stopniu przebywała na co dzień zaczną odchodzić to ona jeszcze bardziej zacznie świrować. Już teraz odczuwać zaczęła pierwsze objawy chyba, bo ta ochota pieprzonego przytulenia puchona, zaczęła mieszać się z niewyobrażalnym smutkiem. Cholera, już jej waliło na mózg!
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Miał ochotę westchnąć, gdy szedł za nią, chwycony odpowiednio; różdżki nie wyciągał. Nie miał po co, choć i tak czy siak cierpliwość miał na naprawdę anielskim poziomie. Kto wie, może z takim podejściem uda mu się zostać świętym? Tego nie był w stanie stwierdzić, ale może jakiś miły czarodziej ochrzciłby go tym tytułem pośmiertnie, zauważając w nim nieskończone pokłady zrozumienia i tolerancji dla drugiego człowieka. A powinno ją to zainteresować - chociaż w części, wiadomo, zdanie Lowella - w ramach solidarności koleżeńskiej. No cóż, najwidoczniej puchoński kumpel za wiele od niej oczekiwał, w związku z czym liczył się tylko i wyłącznie z zawodem względem tego, co miało miejsce. Ot, zaciągnięty do pokoju, sytuacja dziwna, w ogóle nie spodziewał się wystąpienia czegoś takiego, no i pomieszczenie okazało się nieść ze sobą charakterystyczną cząstkę magii, dzięki której zachciało mu się spać. Mimo takiego podejścia Williams, Felinus traktował ją normalnie i nie podchodził do niej z żadnymi wyzwiskami czy odpyskowaniem kalibru pocisków penetrujących pancerz w czołgu bądź jakimś statku przystosowanym do podniebnych bitew. Ot, człowiek jak człowiek, do każdego należy podchodzić odpowiednio, o czym doskonale się przekonywał, gdy przebywał wśród ludzi coraz częściej, zauważając pewne zgodności w schematach zachowania. Pomieszczenie chciało wywrzeć na nim konieczność zaśnięcia. Mrużące się oczy, chęć ziewnięcia, położenia się wśród wielu poduszek i okrycia nimi, ażeby oddać własne ciało w ramiona Morfeusza. Dzielnie się przed tym powstrzymywał, raz po raz przypominając sobie bardziej skomplikowane rzeczy pod kopułą własnej czaszki. - Czekaj co. - spojrzał na nią, bo o ile słowa te pozostawały naturalne w wydźwięku, o tyle jednak "chyba" pozwoliło mu zakwestionować tę kwestię. Mimo to podniósł kąciki ust do góry, po wcześniejszej reakcji, kiedy to oczy starały się wyłapać cokolwiek; nie wiedział też, jak pomieszczenie wpłynęło na Accacię i chyba na razie, po tym, co usłyszał, wolał nie wiedzieć. Siedział zatem grzecznie tam, gdzie wcześniej położył własne cztery litery, przyglądając się uważniej Ślizgonce. Pewne rzeczy pozostawały dziwne, trudne do zrozumienia, jakoby zamglone - a mgłę tą trudno było tak naprawdę usunąć. Jedno było pewne - chronić dupę i przód za wszelką cenę. - No tak, ale, jak się uda, to do niego dość szybko powrócę. - wziął głębszy wdech, zastanawiając się nad jej pytaniem. Coraz bardziej przyswajał się do myśli, iż będzie tym asystentem nauczyciela, iż jakoś Hampson przymknie oko na wybryki. Szkoda tylko, że to był słodki sen, a dyrektor równie dobrze mógł kopnąć go w pośladki i uznać, żeby nigdy więcej się tutaj nie pojawiał. Denerwujące, aczkolwiek prawdziwe; życie nigdy nie pozostawało idealne w swej strukturze, niosąc ze sobą mniej lub więcej widocznych przeciwności losu. - Moją głupią mordę będziesz widziała prawdopodobnie jako mordę asystenta, więc się przyzwyczajaj do tego, że będę patrolował na korytarzach. - prychnąwszy, powiedział to trochę zaspanym głosem, kiedy to zdał sobie sprawę, że dorzuciła "jeszcze" i "wyśledzę". Zmarszczywszy brwi, spojrzał na nią porozumiewawczo, aczkolwiek już się nie odezwał, bo chyba nie chciał wiedzieć, naprawdę nie chciał wiedzieć. - Akurat mieszkam w Londynie. Zobaczymy, czy ci się uda. - oho, darmowy stalker, no normalnie brać w ilościach ztrważających. Nie wiedział, że brak przytulania wiąże się ze smutkiem ze strony Akacji, wszak nie czytał w myślach, ale też - nie wiedział, że ta musi kogoś przytulać. Na razie trwał w swojej pięknej, błogiej nieświadomości, czując większą solidarność z leżącymi dookoła poduszkami.
Domyślam się, że samodzielne przeprowadzenie lekcji nie będzie szczególnie problematyczne, bo profesor Ellery nie należy do konfliktowych… cóż, nie tyle osób, co duchów. Słucha mojego pomysłu, obiecuje wesprzeć w razie jakichś kłopotów i niby ma nadzorować, a jednak znika za ścianą w momencie, w którym ja rozstawiam się w Pokoju Beztroski. Muszę przyznać, że Hogwart zachwyca mnie różnorodnością nietypowych pomieszczeń i mam wrażenie, że można byłoby wynaleźć nową sztukę wróżenia przy pomocy otwierania randomowo wybranych drzwi. Teraz jednak trzymam się planu, odpowiednio wcześnie przygotowując salę na przybycie Hogwartczyków. Każdego witam uprzejmie, z delikatnym uśmiechem na ustach i wyraźnym zainteresowaniu w jasnym spojrzeniu; sprawdzam kto posłuchał mojej rady o luźniejszy ubiór, a kto uznał to za żart. Ja sam ubrany jestem raczej dość zwyczajnie, w dresowe spodnie (które rzeczywiście czasem służą mi za piżamę!) i bordową bluzę. Kieruję wszystkich na poduszki, proszę o zrelaksowanie się w oczekiwaniu na pozostałych… A potem wstaję, z cichym klaśnięciem ściągając uwagę z powrotem na siebie. - Raz jeszcze - dobry wieczór wszystkim - zaczynam, podchodząc już do sporego stołu, na którym stoją duże dzbany i cała masa nie tylko (przykładowych) filiżanek, ale też (również przykładowych) kubków. - Pomyślałem sobie, że nie potrzebujecie już teraz kolejnej lekcji z powtórkami i dodatkowym stresem, więc spróbuję jakoś z tym pomóc - kontynuuję. - Chciałbym, żebyście spróbowali dzisiaj powróżyć ze snów. W tych dzbanach są różne herbaty i napary, do których dodana jest odrobina eliksiru słodkiego snu, zatwierdzonego przez profesor Blanc - dzięki temu nie powinniście mieć problemów ze zdrzemnięciem się. Ostrzegam, że w zależności od tego co wypijecie, wasze sny mogą zostać pokierowane w różne kierunki - jak wiecie, zarówno zioła i herbaty, jak i kadzidła, to żadna nowość przy Wróżbiarstwie. Po takiej drzemce zapiszecie mi interpretację waszych snów i nie chciałbym, żebyście kierowali się sennikami, dlatego żadnego z nich nie przyniosłem. Chcę waszej własnej interpretacji, nieważne czy będzie wsparta na posiadanej wiedzy, przypuszczeniach czy przeczuciu. Oceny nie będą miały dużej wagi, więc nie musicie się nimi przejmować - to bardziej orientacyjne podsumowanie tej pracy. - Pokazuję im jeszcze stertę pergaminów i piór, które dla nich przygotowałem, a potem zachęcam wszystkich do wybierania sobie kubków i filiżanek, a potem losowania jakiegoś naparu. Podejrzewam, że osoby bardziej obeznane z Zielarstwem bądź Wróżbiarstwem po samym zapachu domyślą się, czego najbardziej chcieliby spróbować, ale nie zamierzam z tym niczego robić. Siadam na jednej z poduszek gdzieś przy ścianie, samemu nie pijąc, by zachowywać czujność i być do dyspozycji moich podopiecznych, jeśli będą potrzebować jakiejś pomocy czy porady.
Lekcja nie będzie podzielona na etapy, ale dostajecie dwa zadania i za rozpisanie ich w dwóch postach (najlepiej nie jeden pod drugim, ale jeśli nie będzie innej opcji - przymknę na to oko!) otrzymacie dwa punkty do kuferka. Salema można zagadywać (proszę tagować!), chętnie fabularnie pokręcę się nim po sali. Po 11.06 wstawię posta podsumowującego, w którym pojawią się też oceny waszych interpretacji.
Zadanie I Proste, bo polega na… spaniu? Rzucacie jedną kością k6, która określa co pijecie i jak się czujecie. Każdy wynik poinformuje was ile literek musicie dorzucić - ich zadaniem jest określenie jakie elementy powinny pojawić się w waszych interpretacjach. W spojlerze znajdują się również modyfikatory pozwalające na wykonywanie przerzutów - przypominam, że jeśli postać nie posiada bransoletki z ayahuasci, musi zastosować się do ostatniego wyniku kostki. Czas snu nie jest do końca ograniczony, ale ma to być drzemka, więc najlepiej zamknąć się w godzinkę, by jeszcze mieć chwilę na napisanie interpretacji. Jeśli ktoś chce "pospać dłużej", musi uznać, że Salem użył zaklęcia wybudzającego, by umożliwić wykonanie drugiego zadania.
”Wybór napoju”:
1. Melisa - natychmiast zasypiasz. Twoje sny są przyjemne, pozytywne, a ty budzisz się zadowolony i niesamowicie rozluźniony. Rzuć jedną literką. 2. Waleriana - zasypiasz bez większego problemu, z kolei budzenie się jest już trudniejsze. Jesteś zaspany i ciężko ci skoncentrować się na zapisywaniu snu, a także wymyślaniu interpretacji. Rzuć jedną literką. 3. Męczennica - napar z tej rośliny pomaga w kojeniu lęków… ale w twoim przypadku jednak je nasilił. Kiedy już się budzisz, nie jest źle, ale niestety zostało ci opisanie tych snów i zinterpretowanie ich. Rzuć jedną literką, ALE oprócz losowego elementu, uwzględnij w interpretacji występowanie swojego bogina. 4. Lawenda - klasyczny, przyjemny zapach relaksujący i usypiający zdaje się ciebie otulać długo po tym, jak wypiłeś swoją herbatkę. Twoje sny są niezwykle lekkie i płynne, z jednego przechodzisz w kolejny, potem kolejny… Kiedy się budzisz, w głowie masz tyle materiału, jak na całą książkę. Rzuć trzema literkami (w razie dublowania - przerzuć, by mieć trzy różne elementy!) i uwzględnij wszystkie w swojej interpretacji. 5. Dziurawiec - ten napar jest zwyczajnie niesmaczny, ale za to błyskawicznie cię usypia. Budzisz się zachwycony, bo to prawdopodobnie najlepsza drzemka, jaką kiedykolwiek miałeś i już wcale nie pamiętasz paskudnego smaku tego dziwnego dziurawca… niestety, nie pamiętasz również swojego snu. Nie rzucasz żadną literką. Co teraz? Jeśli przyznasz się do pustki w głowie, dostaniesz zlecenie opisania interpretacji dowolnego snu, jaki pamiętasz, ale też przez nieuwagę twoja ocena może polecieć w dół. Jeśli postanowisz zachować ten problem dla siebie… cóż, ściemniaj? 6. Kwiat wrzosu - Twoje sny są niesamowicie przygodowe i kiedy się budzisz, czujesz w sobie… co? Dorzuć kostkę k6, gdzie wynik parzysty oznacza ogromne pokłady energii (przez co ciężko ci usiedzieć w miejscu, na czym twoja interpretacja powinna ucierpieć; rzuć dwoma literkami), a wynik nieparzysty oznacza potworne zmęczenie (przez które najchętniej poszedłbyś znowu spać; rzuć jedną literką).
Modyfikatory:
Można wykonać przerzut: • Za każde 10pkt z Wróżbiarstwa; • Za każde 10pkt z Zielarstwa; • Jednorazowy dla postaci o stażu na forum wynoszącym maksymalnie 3 miesiące, o ile w KP pojawiła się wzmianka o zainteresowaniu Wróżbiarstwem.
”Elementy snów”:
Jedna literka = jeden element. A - jak Ambrozja! Jedzenie. Dużo jedzenia. Twoje ulubione przysmaki? Znienawidzona potrawka babci? Miasto stworzone z pierników i rzeka spływająca kremowym piwem? B - jak Bójka! Śni ci się coś bardzo walecznego - masz jakiś pojedynek, obserwujesz potyczkę innych? Ingerujesz w czyjąś rozróbę? C - jak… Ciąża? Niekoniecznie twoja, ale może kogoś bliskiego? A może po prostu śni ci się coś związanego z dziećmi? D - jak Drzewo! Na pewno jesteś gdzieś na łonie natury. Duszą cię Diabelskie sidła, czy kosztujesz niezwykłego owoca afrykańskiego drzewa Soet? E - jak Elfy! W twoim śnie pojawiają się jakieś stworzenia magiczne - chochliki, akromantule, wilkołaki, matagoty... F - jak Feniks! W twoim śnie pojawia się motyw ognia, niezależnie od tego czy ma być niszczycielską siłą, czy może odrodzeniem. Szatańska Pożoga, ognisko na plaży, świece w Wielkiej Sali…? G - jak Gitara! W twoim śnie ważną rolę odgrywa działalność artystyczna - to może być muzyka, ale może być też sztuka. Tańczysz na koncercie Don Lockharto, malujesz portret Albusa Dumbledore’a, a może odgrywasz scenę z Frank-n-stein Horror Show przed całą szkołą? H - jak Herbata. Wypiłeś herbatę, śnisz o herbacie? I weź o tym napisz jakąś dobrą interpretację... I - jak Impreza. Unikasz jej, organizujesz ją, balujesz u kogoś? J - jak Jubiler, bo otaczają cię kosztowności. Tracisz swój majątek, zdobywasz fortunę, ozłacasz innych dotykiem?
Zadanie II Trochę bardziej wymagające, ponieważ tutaj musicie rzeczywiście napisać mi jak postać interpretuje swój sen. Możecie zrobić to w dowolnej formie - w punktach, spojlerze pod postem, w tekście kursywą, jak tylko chcecie, bylebym znalazła to w poście. Możecie najpierw omówić swoje sny z inną postacią, Salem zachęca do rozmów i konsultowania swoich pomysłów. Moje wymagania to długość minimum 200 znaków. Oceniać będę na podstawie: • Wyniku k6 (tej, która wybierała napój! Proszę nie rzucać kolejną k6), który powinien determinować jakość prac (w niektórych przypadkach bardziej, w innych mniej); • Kreatywności! Oczywiście, jeśli ktoś rozpisze swoją interpretację bardzo szczegółowo, to na pewno to docenię. To samo, jeśli ktoś ładnie wesprze się sennikami (tutaj przykładowe: 1, 2, 3).
Kod do wklejania w postach:
Kod:
<zgss>Napój:</zgss> [url=LINK]k6[/url] <zgss>Modyfikatory:</zgss> wykorzystane/dostępne i za co? <zgss>Elementy snu:</zgss> [url=LINK]literki[/url]
Pytania i wątpliwości proszę kierować na GG (1807569), Discorda (Mean Love#0847) lub PW Salema.
Ostatnio zmieniony przez Salem Latif dnia Pon 31 Maj 2021 - 16:57, w całości zmieniany 1 raz
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie spodziewał się kompletnie tej lekcji, ale też - nie oznaczało to, że Lowell nie weźmie w niej udziału. Wbrew pozorom był zainteresowany, kiedy to szykował się przed odpowiednią godziną, co tam ciekawego wymyślił dla nich asystent nauczyciela, z którym w ogóle nie mieli wcześniej lekcji. Wbrew pozorom warto było badać grunt, z kim będzie mógł współpracować - jak go przyjmą - ale też, czysta, ludzka ciekawość spowijała jego myśli, przyczyniając się do przyjścia. Zawitania w murach starego, średniowiecznego zamku, gdzie to znał doskonale drogę do podanego wcześniej miejsca. Zmęczony, jako że chodził już spać o tej godzinie często, miał podkrążone oczy; zapowiadała się super zabawa. Szczerze - trudno było się dostosować do zasady powiązanej z ubraniem czegoś luźniejszego. Nie czuł się w takich ubraniach zbyt swojo i przystosowany do pracy, w związku z czym w asortymencie jego własnych ubrań zawitały te same rzeczy. Biała koszula, czarne spodnie, przedłużana bluza z kratką w środku w kolorach domu, do którego przynależy, no i krawat - zawiązany luźno, być może trochę na odwal się, ale dodający uroku. Większość ciała zakryte - nie czuł się na siłach w chwaleniu brakiem blizn, do których inni zdołali się przyzwyczaić, nie przy ludziach, którzy go znali. Pogoda i tak pozostawała nieprzyjemna, dlatego nie chciał się bawić w dresy bądź inne tego typu. Korzystanie z takiego ubioru wcale mu nie przeszkadzało, kiedy przedostawał się raz po raz przez schody, w świetle palących się świec. Noc zdawała się być spokojna - być może lekcja także będzie, skoro mieli przyjść w piżamach? Przyszedł potencjalnie jako pierwszy. Mógł przekroczyć próg pomieszczenia, mając ze sobą torbę, z którą prawie w ogóle się nie rozstawał. Zawsze posiadała w sobie to, co mogło się przydać, gdyby zaszła taka potrzeba; lewą dłonią ścisnął mocniej pasek, witając się tym samym z nowym asystentem. - Dobry wieczór. - kiwnął głową, spoglądając na charakterystycznie wyglądającego pracownika kadry nauczycielskiej. Tak, ubiór studenta mógł zostać uznany za żart, ale samemu czuł się pewniej, będąc w takim wydaniu, dlatego pognał normalnie, minimalnie szybciej, na obrane przez siebie wzrokowo miejsce, by nie wchodzić w jakąś bezpośrednią konfrontację - typa nie znał i nie wiedział, jakie ma metody, choć wydawał się być sympatyczny. Wolał jej uniknąć, skoro nie przystosował się do zasady, jaką wprowadził nauczyciel, ale też - jemu było tak wygodniej. Owszem, dresy zajebiste do spania, ale nie czułby się w nich komfortowo przy takiej ilości ludzi, dlatego postanowił się trochę wyróżnić wśród pozostałych uczestników. Z czasem, gdy wszystko zaczynało wyglądać normalniej, zostali zapoznani z tym, co przygotował dla nich profesor Latif. Wsłuchując się w to, co miał do powiedzenia, wszystko wskazywało na to, iż będą interpretować własne sny z doświadczenia, które to posiadają. Brzmiało całkiem nieźle, ale Felinus nie był taki pewien, ażeby robić to bez znajdującego się nad miejscem do spania łapacza snów. Zmarszczywszy brwi, podszedł tym samym po napar, do którego, zgodnie z informacjami, został dodany eliksir słodkiego snu, ażeby zapoznać się z zapachem mieszanki. I samemu z początku nie był w stanie określić tego, z czego on był, ale już parę łyków go momentalnie skrzywiło. Co nie zmienia faktu, że w połączeniu ze zmęczeniem, jakie reprezentował już na samym początku, ścięło go wyjątkowo szybko i nim się obejrzał, a opadł na jedną z poduszek, oddając się w ramiona Morfeusza. Całe szczęście, że zdołał wcześniej odstawić kubek na odpowiednie miejsce. Sen w jego przypadku był zaskakująco głęboki. Oddychając spokojnie, pojawił się powoli w szkole, na jednym z korytarzy - niby nic szczególnego. No, gdyby nie fakt, że nagle jedna ze zbroi zaczęła koślawo chodzić, wydając bardzo nieprzyjemny dźwięk, od którego zaczynała go powoli boleć głowa. Zacisnąwszy zęby, wyciągnął różdżkę, zauważając chmarę chochlików kornwalijskich, które to postanowiły sobie oznaczyć go jako cel idealny względem własnych wybryków. Na szczęście poziom doświadczenia względem rzucanych zaklęć różnił się mocno, w związku z czym wystosowanie silnego Rotundus Calidum nie sprawiło żadnego problemu - manipulowanie pierścieniem ognia zdawało się iść wyjątkowo gładko oraz przyjemnie, a płomienie dookoła nie chwytały niczego, czego nie chciał przypadkowo podpalić. Magiczne stworzenia zamieniały się w popiół, inne uciekały przez okna, inne unikały bezpośredniego starcia z głodzonymi od dawien dawna językami wysokiej temperatury. Następnie - jak gdyby nigdy nic - samemu, poprzez użycie pozostałej krwi chochliczej, naznaczył sobie parę run na twarzy, jak to miał w zwyczaju, gdy zabijał te wkurzające stworzenia z Maximilianem - ażeby przejść dalej. Do pierwszego piętra, gdzie, o dziwo, spotkał tym samym Cassiana, którego nie widział w murach zamku od dawien dawna. Poprzednia rozmowa rozbrzmiewała w jego głowie z widocznym echem, a nim się obejrzał, a drzwi do Klasy Magii Leczniczej zostały zamknięte na styk, zanim to chłopak nie wbiegł, unikając zetknięcia się z ostrzami rzucanymi przez te magiczne stworzenia. Na nieszczęście jednego z nich, oczywiście - niuchacz trzymany przez Gryfona nie mógł zostać wystawiony na jawny atak, a samemu posiadał widoczną ranę. To przypomniało Lowellowi o tym, jak często leczył te zwierzęta, dostając jeden koszyk od Orli, która uznała, iż chłopak zajmie się nimi lepiej, niż ona sama. To cholernie mu przypomniało o tym, że ludzie odchodzą, a nawet sam tego nie zdołał zauważyć. Zacisnąwszy mocniej palce na różdżce, zaczął nauczać z powrotem Beuamonta najważniejszych rzeczy z zakresu uzdrawiania. Po spędzonym czasie na naukę, student przedostał się na błonia, tuż nieopodal Zakazanego Lasu, gdzie odbywała się wcześniej lekcja ze Swannem, polegająca na odpędzeniu magicznego stworzenia. Przyglądając się tak bliżej, zauważył parę czerwonych, wściekłych oczu, a kiedy potwór wyszedł z cienia, sylwetka pokazała się w pełni, bez jakichkolwiek liści zakrywającej jej lico. Pusta czaszka, czarna sierść, wpływ na umysł - doskonale pamiętał, jak na Nokturnie miał okazję pobawić się z takimi stworzeniami. Zamknąwszy na krótki moment oczy, by uniemożliwić natychmiastowy atak na umysł, znalazł się na jakiejś... imprezie? I zobaczył znajdującego się nieopodal Maximiliana... urodziny? Jego własne urodziny? Była też Lydia, która szykowała wraz ze Ślizgonem wcześniejsze dekoracje i ogólnie cały element zaskoczenia. Nikt nie wiedział, co się dzieje, ale szperanie w umyśle najwidoczniej szło na dobre stworzeniu, kiedy to zauważył znajdujące się nici, które prowadziły do tychże wspomnień. Uczestniczył w nich. Nie pozostawał obserwatorem, a prędzej brał aktywny udział. Tak samo jak na Starej Remizie. Teraz był bardziej odporniejszy, a też - sen go nie ograniczał nadmiernie, choć percepcja czasu została widocznie zaburzona - dlatego wystosował zmodyfikowane Esnaro, by odciąć możliwość ataku, wyciszając tym samym swój własny umysł, by powrócić do rzeczywistości. Zażyty napar powodował powstawanie w snach wielu niebezpiecznych sytuacji, a serce reagowało nie tylko w tym miejscu - ciało także reagowało. Nie wiedział, ile śpi, też, niespecjalnie go to interesowało, kiedy wystosował Protego, by odciąć się jakkolwiek od potencjalnego ataku ze strony bestii. Był silniejszy. I nie zamierzał pozwolić na to, by stała mu się - lub bliskim - jakakolwiek krzywda, kiedy to wystosowywał najróżniejsze zaklęcia, władając magią prawdopodobnie lepiej, niż w rzeczywistości. I sobie tak leżał. Lawirując między najróżniejszymi wspomnieniami, które to miały miejsce, najwidoczniej miał ambicje do spania przez wyjątkowo długą ilość czasu. Nie obudził się - ale zapewne inni uczestnicy już tak. Trwał tak w tych ramionach Morfeusza, kompletnie nieświadomy tego, co się dzieje dookoła.
Jeśli w życiu kiedykolwiek szanowałem cokolwiek, to było (i jest!) to przeznaczenie. Nic nigdy nie przerażało mnie tak, jak nie wykorzystana okazja, którą podsunął mi los. I jak inaczej miałbym nazwać tę sytuację, jeśli nie przeznaczeniem, skoro właśnie w chwili największego kryzysu mojej wiary, największego zagubienia i życiowych rozterek, tuż przed opuszczeniem Hogwartu trafiam na informacje o tej wyjątkowej, bo przecież pierwszej lekcji nowego nauczyciela wróżbiarstwa, która ma odbyć się jeszcze dziś. Półpiruetem zawracam od razu w głąb zamku, gwałtownie porzucając plany powrotu do domu, gdzie przecież i tak nie czekało na mnie nic poza zimną kolacją i równie zimnymi rozmowami z rodziną. Przez sam wybór sali domyślam się, że lekcja musi dotyczyć senników, a jednak i bez tego decyduję się na pojawienie się w mojej prawdziwej postaci, nigdy nie pozwalając sobie na ukrywanie pod metamorfomagią gdy pytam czyjeś trzecie oko o radę. Niewiele czasu poświęcam na transmutowanie moich ubrań w wygodną piżamę, na początku lekcji trzymając się raczej na uboczu, chętnie korzystając z milutkiego w dotyku kaptura, by w półmroku z łatwością nie ściągać uwagi na swoją twarz, niekoniecznie chcąc być rozpoznanym przez uczniów. Kubek wybieram raczej po interesującym mnie napisie, z pewnym ociąganiem i pieczołowitością, dużo mniej myśli poświęcając naparowi, który do niego trafił, bo i zielone spojrzenie utkwiło mi już na Tobie, wyczekując na moment, w którym będę mógł do Ciebie podejść i zadać nurtujące mnie pytania. I może nieco za mocno skupiam się na tych Twoich jasnych oczach, w pewnym momencie czując pod piętą coś zdecydowanie zbyt miękkiego na kamienną posadzkę, a jednocześnie zbyt twardego na jakąkolwiek poduszkę. Ciche "Ups" samo ucieka mi spomiędzy ust, gdy chwieję się na tej nierówności, rozlewając nieco gorącej herbaty, gdy uciekam już z przydeptanej przeze mnie ręki @Felinus Faolán Lowell, musząc gaspnąć w niemej panice, gdy rozpoznaje jego twarz, której nie miałem okazji widzieć jeszcze bez szkarłatu krwi. Pospiesznie umykam z miejsca swojej zbrodni, wolną ręką mocniej naciągając na głowę kaptur, choć przecież zdejmuję go już za chwilę, gdy tak bezczelnie dosiadam się do Ciebie, zajmując miejsce na poduszce obok. - Fantastycznie w końcu Pana poznać... Czy może jednak mogę mówić Salem? - pytam od razu, przekładając kubek do drugiej dłoni, by tę prawą, szaleńczo rozgrzaną od gorąca ceramiki podać Ci na powitanie. - Viro Rowle. Asystent Camaela Whitelighta. Od Transmutacji - podpowiadam, byś przypadkiem nie pomyślał sobie, że jako pierwszy lepszy uczeń próbuję wymusić na Tobie przejście na Ty. - Mam pewne... wątpliwości, co do tego, czy taka forma wróżby będzie w stanie pomóc mi w odnalezieniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania - ciągnę od razu, odruchowo biorąc drobny łyk gorącego naparu. - Pomyślałem, że może zechciałbyś mi powróżyć w inny sposób w czasie, gdy dzieciaki będą, em, pracować z Morfeuszem.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To, że był zły było małym niedopowiedzeniem. Był wkurwiony, ale mimo to zaczął wspinać się na piąte piętro. Nie czytał nawet notatki o luźnym ubiorze, a mimowolnie się do niej dostosował. Po prostu wyszedł z dormitorium w swoim zielono-srebrnym dresie, zakładając na głowę kaptur. Przez tę jebaną lekcję musiał pozmieniać praktycznie wszystkie plany jakie dzisiaj miał. Postanowił, że przyjdzie, powie temu nowemu jakieś bzdury wyczytane z zużytej chusteczki i tyle go w tej klasie widzieli. Wchodząc po schodach tuż przed klasą, kaptur zsunął się z jego głowy odsłaniając przy okazji bliznę na skroni. Nie będąc tego świadom, Max zignorował ten stan rzeczy i na pełnym wkurwie otworzył drzwi. Jednak gdy tylko wzrok ślizgona padł na obecne w środku osoby, w zielonych tęczówkach pojawił się tajemniczy błysk, a na ustach zagościł uśmiech. Wyglądał, jakby Gwiazdka przyszła wyjątkowo wcześnie, a on właśnie został obsypany najlepszymi prezentami świata. Przywitał się krótko z nowym naczelnym wróżbitą, czy kim ten chuj co go od pracy wyrywał był i zwrócił się do towarzyszącego mu chłopaka, którego pamiętał aż za dobrze. Choć obrazy zmieniających się twarzy Viro ciężko było zapomnieć, tak samo jak padających w obydwie strony ciosów, to jednak towarzyszące im negatywne uczucia były tym, co Max pamiętał najmocniej i tym, co żywo obudziło się na widok asystenta jako pierwsze. Patrząc jednak na ślizgona nikt nie domyśliłby się, co właśnie dzieje się w jego duszy. -Amado! - W głosie Maxa słychać było wesołość. Pochylił się, by skorzystać z momentu zaskoczenia i przytulić metamorfomaga, co było tylko przykrywką dla tego, co naprawdę chciał zrobić. -Volviste por mas? - Wysyczał mu jadowito do ucha tak, by Latif go nie usłyszał, po czym jakby nigdy nic odsunął się od Viro, puścił mu oczko i poszedł zająć swoje miejsce. Gdy usłyszał, jakie było ich dzisiejsze zadanie, wkurw ponownie zagościł na jego twarzy, choć tym razem miał za zadanie ukryć lęk, jaki pojawił się w sercu młodego ślizgona. Sen był czymś, co raczej odkładał raczej niż na co wyczekiwał każdego dnia. W myślach już kombinował, jak tu wymigać się od tego zadania, ale niestety nic sensownego nie przyszło mu do głowy. Napoje nie były eliksirami, tylko zwykłymi ziółkami więc nawet słabą wątrobą nie mógł się wymówić. Zabrał więc pierwszy z brzegu kubek z lawendą i zaczął wlewać napój w siebie, by jak najszybciej mieć to z głowy. Nim się obejrzał, a zasnął. A śniły mu się zajebiście pokurwione rzeczy. Był gdzieś na łące. Sam. Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała takim wyprawom, bo wokół niego szalała burza, a pioruny co rusz waliły w stojące nieopodal drzewa. Max jednak zdawał się tym wcale nie przejmować. Zamiast tego stał na środku łąki i jak pojebany mieszał łyżeczką w filiżance herbaty, z nienaturalnym spokojem obserwując ten chaos wokół. Nagle, wiatr porwał mu sztuciec i ślizgon zaczął wpatrywać się w wir, który zaczął tworzyć się na powierzchni napoju. Czuł się prawie jak zahipnotyzowany. Nagle zrobił się niesamowicie spragniony. Nagle sen płynnie zmienił się w inny. Nieco łagodniejszy. Max wciąż był sam, ale tym razem otoczenie nie zapowiadało końca świata. Z jakiegoś powodu nadal miał w rękach tę cholerną filiżankę, jakby ta była przyklejona do jego dłoni między wizjami. Zdecydował się upić z niej łyk. Płyn przyjemnie nawadniał gardło, dając poczucie ukojenia, którego ślizgon tak bardzo potrzebował. Nie miał pojęcia, gdzie jest. Wokół rozlegał się ogromny teren otoczony ścianami, jakby był w wielkim korytarzu. Zaczął powoli stawiać kroki do przodu, delektując się ukojeniem płynącym z trzymanej w dłoniach herbaty. Kilka kropel napoju rozlało się na ziemię, a przy kontakcie z nią zamieniły się w najprawdziwsze klejnoty. Solberg nie schylał się jednak po nie tylko uparcie dążył przed siebie. Scena po raz kolejny płynnie przeszła w inne marzenie senne. Przechodził przez drzwi i nagle stanął jak wryty. Znajdował się w najprawdziwszym skarbcu. Filiżanka w końcu wypadła z jego rąk, roztrzaskując się na drobne kawałki, a resztki herbaty okalały najbliższe kosztowności. Max nie zwracał na to uwagi. Zagłębił się w pomieszczenie, a gdy był już mniej więcej na środku ponownie stanął w miejscu, próbując objąć wzrokiem te wszystkie skarby. Niczego jednak nie dotknął. Przez dłuższą chwilę podziwiał ten widok, po czym powrócił do drzwi i spokojnie zamknął je za sobą. Obudził się spokojny i wyciszony, choć z wieloma pytaniami. Skąd niby miał wiedzieć, co to gówno oznaczało? I co do kurwy nędzy robiła tam ta herbata? Pewnie to przez to, że ostatnio nic innego nie mógł pić. Gdyby tylko ten prawdziwy napój tak chętnie zamieniał się w coś drogocenego... Niestety mógł tylko pomarzyć o podobnym scenariuszu. Zabrał więc dziennik i na spokojnie zaczął spisywać to, co widział, choć poczucie straty czasu ponownie zaczęło ogarniać jego umysł.
Napój:4 Modyfikatory:- Elementy snu:C,E,D (ciąża, drzewo, magiczne stworzenia)
Ta lekcja nie była jej do niczego potrzebna, a jedna de Guise nie miała problemów, żeby się na niej znaleźć. Akurat kończyła swój dyżur na korytarzach, więc i tak była już na nogach, gdy wybiła godzina rozpoczęcia zajęć. Pojawiła się w klasie z zaskoczeniem obserwując nowego, młodego wróżbitę, który miał się nimi dzisiaj zająć. Delikatnym uśmiechem i szybkim "dobry wieczór" przywitała się z mężczyzną i zajęła miejsce. Z ciekawością spoglądała na przygotowane napoje, a ich tajemnica rozwiązała się, gdy tylko prowadzący zabrał głos. Z uwagą pochylała się nad każdym wywarem, by w końcu wybrać ten, w którym znajdowała się lawenda. Ułożyła się wygodnie na poduszkach i odpłynęła w krainę snów. Była w domu. Jadła obiad wraz z rodziną. Widać było, że toczą się tam ożywione dyskusje, lecz głosy były jakby przytłumione. Do jej uszu dochodziły tylko urywki zdań i Ruda nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje. Miałą wrażenie, że ją obgadują, więc wstała, by skonfrontować się z nimi. Gdy to uczyniła, okazało się że... Jest w zaawansowanej ciąży. Szok przemknął przez jej twarz, gdy czule pogładziła swój brzuch. Złapała spojrzenie matki, która miała w oczach łzy wzruszenia. Wyglądało na to, że właśnie ta sytuacja była tematem ich ożywienia. Irv chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle, a cały obraz zaczął się rozmywać... ...Była w lesie. Otoczona przez jej najukochańsze rośliny. Wszystko kwitło, choć na ziemi leżał śnieg. Dziewczyna jednak kroczyła boso, jakby wcale nie odczuwała bijącego z ziemi chłodu. Nagle, wpadła w wykopaną pułapkę na zwierzynę. Zastanawiała się, jak może się uwolnić, gdy nagle zobaczyła, że ktoś spuszcza w jej stronę wyjątkowo włochatą i dziwnie zachowującą się linę. Skorzystała z okazji i zaczęła się wspinać ku górze. Dopiero tam okazało się, że lina nie była tym, na co wyglądała, a była jedną z odnóży ogromnej akromantuli. Ruda stanęła jak wryta, choć odnalazł w sobie odwagę, by podejść do zwierzęcia i go dotknąć tuż przy głowie. Akromantula była nienaturalnie spokojna. Gdy poczuła delikatny dotyk na swoim włochatym cielsku, poruszyła niecierpliwie szczypcami, po czym rozpłynęła się w powietrzu, jakby nigdy jej tam nie było... Irvette śniła jeszcze kilka obrazów. Wszystkie one płynnie przechodziły między sobą, a dziewczyna wydawała się być zrelaksowana. Tak naprawdę nie potrzebowała wcale eliksiru, by od razu zasnąć. Ostatnie tygodnie naprawdę dawały jej w kość i chętnie przyjęła tę krótką drzemkę w ramach lekcji.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Ostatnio zmieniony przez Irvette de Guise dnia Wto 1 Cze 2021 - 8:39, w całości zmieniany 1 raz
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Napój:1 - piję meliskę Modyfikatory: brak Elementy snu:B
Szczerze to nie spodziewał się mieć zajęć dosłownie godzinę przed ciszą nocną. Zwłaszcza że nie chodziło o astronomię, tylko o wróżbiarstwo. Na szczęście w przeciwieństwie do puchonów i ślizgonów nie musiał się wspinać po schodach przez parę pięter żeby dojść do sali, tylko zejść zaledwie dwa w dół. Oczywiście nie miał na sobie szkolnego mundurka, tylko ciuchy które robiły mu za pidżamę. Mianowicie czarne spodenki i granatowy T-shirt. Na szczęście rękaw chował jego blizny po spotkaniu z wilkołakiem, więc raczej nikt ich nie zauważy. No chyba że ktoś mu zerwie ten rękaw. Wtedy to już tego nie schowa, bo aż tak dobry z transmutacji nie był żeby to zrobić. Po wejściu do sali usiadł zaraz obok @Felinus Faolán Lowella i wsłuchiwał się w to co miał do powiedzenia nowy profesor. Szczerze to nie spodziewał się nowego nauczyciela praktycznie na sam koniec roku szkolnego. W sumie nauczyciel wróżbiarstwa, który nie jest przeźroczysty to całkiem miła odmiana. Na ziołach nie znał się aż tak, więc melisę rozpoznał dopiero po wypiciu herbaty. Długo też nie czekał, bo padł prawie od razu po wypiciu naparu. Sen początkowo wydawał się spokojny i przyjemny. Lato, piękna pogoda a on spacerował samotnie w jakby znajomych górach. Spokój jednak nie trwał aż tak długo. Po zaledwie kilku krokach pora dnia nagle uległa zmianie. Była noc i pełnia. Do tego przebywał już w swojej wilkołaczej postaci. I teraz poznawał tę scenerię. Śniła mu się zbyt wiele razy żeby mógł o niej zapomnieć, ale to chyba pierwszy raz kiedy widział ją z innej perspektywy. W oddali usłyszał znajome wycie i krzyki. Zaczął tam biec na wszystkich czterech łapach. Kiedy był już dosyć blisko, zawył. Długo nie musiał czekać żeby druga bestia przybiegła. Na dodatek z zakrwawionym pyskiem, czyli dokładnie tak jak go zapamiętał. Bez chwili wahania rzucił się na niego. Zaczął gryźć, drapać i szarpać. Jego przeciwnik nie pozostał bierny i odpowiadał tym samym. Ostatecznie podczas tej walki stoczyli się i spadli z klifu uderzając w wodę, co ponownie zmieniło scenerię. Stał ranny i obolały na jakiejś polanie z różdżką w dłoni, a naprzeciw niego mężczyzna z rozmazaną twarzą, który był w takim samym stanie jak Drake i to samo dzierżył w dłoni. Słońce wschodziło. Nie minęła chwila kiedy zaczęli ostrzeliwać się wzajemnie różnorakimi zaklęciami. Leciało wszystko co się dało od Drętwot, przez Bombardy a nawet takie jak zaklęcie dorabiające ogon, Jęzlepy i upiorogacki. Ostatecznie po postrzeleniu przeciwnika zaklęciem w twarz, wszystko rozbłysło a on... Się obudził dosyć wypoczęty i rozluźniony. Kto by pomyślał że sen o spuszczeniu lania osobie która go przemieniła mógł tak go usatysfakcjonować. Mimo wszystko nadal był delikatnie zamroczony, zapomniał o ostrożności i nie był pewny czy sobie poradzi z interpetacją, więc czemu by nie poprosić kogoś o pomoc? Spojrzał na nadal śpiącego Lowella i szturchnął go w bok żeby go obudzić z nadzieją że nie przerwie mu snu w kluczowym momencie.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Powoli wybudzała się ze swojego dziwnego snu. Wiele rzeczy jej tam nie pasowało, ale taki był urok marzeń sennych. Nie zawsze musiały one mieć sens. Ruda od razu wzięła się za najbliższy sennik, by zacząć szukać znaczenia tego wszystkiego. Nie chciała zwlekać, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Prędko odszukała tomie pierwszy symbol, który rzucił jej się w oczy, wzięła pióro do ręki i zaczęła skrobać.
Sen o ciąży może posiadać wiele znaczeń. Przede wszystkim jest to oznaka oczekiwania na nowe możliwości, nadchodzące w życiu zmiany i spełnienie marzeń. Jest to zdecydowanie omen pozytywny, pchający do działania i zwiastujący sukces. Wskazuje na obranie nowej ścieżki życiowej i rozwój życia osobistego. Bardziej szczegółowe interpretacje pojawiającego się we śnie motywu ciąży również są raczej pozytywne. Zaawansowana ciąża zwiastuje bycie mile widzianym w towarzystwie. W dodatku w sytuacji, gdy osoba jest samotna może to świadczyć o niezaspokojonym instynkcie macierzyńskim. Oczywiście podobny sen może ostrzegać przed nierozsądnymi kontaktami intymnymi i podejmowaniem pochopnych decyzji, które mogą być fatalne w skutkach. Według jednego z senników oznacza też niestety niesamodzielność fakt, że ktoś inny (zazwyczaj rodzice bądź partner) wpływają na nasze decyzje i narzucają swoje zdanie. Sen o byciu w ciąży może oznaczać chęć zmiany tej więzi i zerwania duszącej nas zależności. Kolejnym motywem, jaki zauważyłam w swoim śnie był motyw rodziny. Ten również jest opisywany jako raczej pozytywny symbol. Przede wszystkim zapowiadają szczęśliwe wydarzenia, mające poprawić obecną sytuację życiową, zadowolenie ze związku, ale i czasem walkę o indywidualność. Poszczególni członkowie domostwa, których widzimy podczas snu również mają znaczenie. Ojciec symbolizuje ojcowską protekcję i miłość, dobre relacje z własnym rodzicielem. Podobnie jak brat we śnie kobiety, tata może także oznaczać potrzebę rozwoju oraz budowania pełnych ciepła i miłości relacji z innymi ludźmi, co jednak będzie wymagało pokonania pewnych osobistych ograniczeń. Zobaczenie we śnie własnej matki może zapowiadać sukces zarówno materialny jak i duchowy, ale także troskę, pielęgnację i ochronę kobiecości Jeśli chodzi o symbolikę rodzeństwa w marzeniach to najwięcej znalazłam na temat zobaczenia braci. W ogólnym znaczeniu, zwiastuje on duchową relację i rywalizację. Gdy jest to konkretnie starszy brat, oznacza doświadczenie, władzę, obowiązki zawodowe, ale także ekstrawertycyzm. Jeśli zaś w śnie widzimy młodszego brata musimy zwrócić uwagę na brak dojrzałości. Patrząc więc na pierwszy z moich snów jak na większą całość, co uważam za najlepszą metodę interpretacji znaków, jakie dostajemy od losu, czeka mnie zdecydowanie zmiana na lepsze, podczas której będę musiała przezwyciężyć niektóre ze swoich słabości, być może nawet stać się jeszcze bardziej niezależną osobą, ale podczas całego tego procesu nie zabraknie mi wsparcia bliskich, co jest dla mnie ogromnie ważne...
Potrzebowała chwili przerwy w analizie tego, co widziała po wypiciu naparu. Nazbierało się wiele symboli, które musiała. zinterpretować. Nie widziała też sensu wyciągać wniosków z pojedynczych znaczeń, dlatego też na końcu starała się ogólnie zebrać to w jakąś logiczną całość. W końcu jednak nie mogła dłużej siedzieć i odpoczywać. Korzystając z tego, że wiele ludzi jeszcze spało, a wokół panowała względna cisza, zabrała się za dalszą interpretację.
Dominującym motywem, jaki zapamiętałam podczas kolejnych wizji była natura i jej poszczególne elementy. W ogólnym znaczeniu, jakie odnalazłam, las symbolizuje płodność i witalność a także swoiste odrodzenie. Pojawia się w naszych snach w momentach zwątpienia i życiowej dezorientacji. Może symbolizować coś nieznanego, ale bez pozytywnego czy negatywnego nacechowania. Spacer po lesie oznacza niewinność i duchowe przemiany, a fakt, że czułam wtedy spokój i lekkość wskazywać może na dobrą kondycję zarówno fizyczną jak i psychiczną, jak i spełnienie marzeń. Podczas odpoczynku ujrzałam przede wszystkim drzewa liściaste, które również symbolizują pomyślność i dobrobyt. Drzewa same w sobie wskazują na siłę i bezpieczeństwo, a przede wszystkim na stabilizację i nową nadzieję. Zwiastują napływ energii, poprawę egzystencji i powrót do zdrowia. Kolejnym elementem, który zapamiętałam był śnieg leżący na ziemi. Tutaj już znaczenie nie zawsze musi mieć optymistyczny wydźwięk. Sama jego obecność oznacza wybaczenie błędów przeszłości, drugą szansę i poznanie osoby, która z biegiem czasu będzie stanowiła dla nas oparcie. Odzwierciedla jednak też fakt, że otwarcie nowego rozdziału w życiu będzie ciężkie i wymagające dużej zmiany własnego światopoglądu. Chodzenie po śniegu bezwzględnie wskazuje właśnie na zmiany i chwiejność losu, jaka jawi się przed człowiekiem. Fakt, że we śnie spacerowałam po nim boso może oznaczać lęk przed utratą tego, co do tej pory udało mi się w życiu osiągnąć. Ciężko było mi znaleźć znaczenie wpadnięcia w pułapkę. Tylko jeden sennik dostarczył mi odpowiedzi i opisując, że symbolizuje to obdarzenie uczuciem kogoś, kto na to nie zasługuje. Szukając jednak pod hasłem "dół" znalazłam zupełnie inną symbolikę. Sam dół uznawany jest w sennikach za ostrzeżenie przed konfliktami i problemami, wywołanymi przez własne zachowanie. Może symbolizować brak kontroli nad życiem i poczucie desperacji, a wpadnięcie w niego symbolizuje duże trudności. Ostatnim elementem charakterystycznym dla mojego snu, była gigantyczna akromantula. Niestety tego konkretnego magicznego stworzenia nie znalazłam w żadnym senniku, więc spróbowałam zinterpretować to jak zwykłego pająka. W większości znaczeń jest to raczej omen negatywny. Śnienie samo w sobie o tych istotach symbolizuje poczucie uwięzienia i beznadziejną sytuację. Może jednak alternatywnie oznaczać czuwającą nad nami siłę ochronną, ale też potrzeby seksualne i namiętności. Pająk taki jak akromantula, czyli czarny i włochaty oznacza konieczność zmiany podejścia do życia i symbolizuje fakt, że bez jakiejś zmiany i samodzielnego wysiłku nie osiągnie się zadowalających efektów. Wielkość istoty również ma znaczenie. Ogromny pająk oznacza, że przy odpowiednim dobraniu współpracowników mamy szansę na sukces lub zwiększenie korzyści majątkowych z pracy...
Patrząc na ten skoncentrowany na naturze obraz po raz kolejny mogę wysnuć wniosek, że przede mną czekają zmiany. Analizując wszystkie symbole mogę zrozumieć, że choć droga nie czeka mnie łatwa, będę mieć nie tylko wsparcie bliskich, ale jeżeli otoczę się odpowiednimi ludźmi nie będę miała problemu z osiągnięciem sukcesu w tym, czego się podejmę. Będę musiała jednak dostosować się do czekających mnie trudności poprzez zmiany światopoglądu. Drugi sen pokazał mi, że nawet jeśli czekają mnie trudne czasy, mogę liczyć na jakąś moc, która będzie nade mną czuwać.
Miała wrażenie, że ręka jej zaraz odpadnie. Na szczęście mogła powoli zamykać senniki, którymi się wspomagała i kończyć pracę. Niestety więcej obrazów i symboli nie zapamiętała. Wstała więc ze swojego wygodnego miejsca i podeszła do @"Salem Latfi", wręczając mu opis swoich snów wraz z ich znaczeniem i tym, co z tego wyniosła. Miała nadzieję, że wyczerpała odpowiednio temat i będzie mogła teraz już położyć się we własnym łóżku bez presji, by zapamiętać wszystko, co jej się śniło.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Napój:6 + 2 Modyfikatory: - Elementy snu:E, I Kostka k6 na pracę:6, ale nie mogę się skupić...
Sen ten byłby beztroski - lawirował w nim ostrożnie, jakoby miał do czynienia nie tylko z czymś, co palce strukturalnie mogą rozpoznać przy pomocy opuszków palców, nikłych uśmiechów i wartkich słów. Słowem klucz okazywało się "byłby" - coś zakłóciło prawidłowy przebieg. Wywołało widoczne problemy z pozostaniem w jednym i tym samym stanie, kiedy we śnie - jak gdyby nigdy nic - otrzymał niefortunne uderzenie w prawą rękę, gdzie mięsień oberwał całkiem nieźle, krzywiąc się lekko. Szlag by to - pomyślał student, kiedy to zareagował na występek ze strony niekompetentnego asystenta nauczyciela transmutacji dość prostym odwróceniem się na bok i powrotem do krainy marzeń wysuwających się z geniuszu samego Morfeusza. Bestia jeszcze, przy okazji, swoim ciepłym oddechem postanowiła go obślinić - lepszego wyjścia z tej sytuacji nie mógł sobie wymarzyć, gdy różdżka z powrotem poszła w ruch, a samemu staczał walkę z jedną z istot, która potrafiła tak zakrzywić rzeczywistość, iż ludzkie oczy nie są w stanie rozpoznać prawdy od kłamstwa. Cały świat, który lawirował przed oczami, zdawał się być realny. Prowadzony pojedynek, gdzie promienie słońca delikatnie oświetlały sylwetkę zarówno jego, jak i przeciwnika, zdawał się nieść ze sobą znacznie większe znaczenie, niż mógłby się tego spodziewać. Jeszcze nie wiedział, iż jest to sen - przynajmniej do czasu, dopóki nie otrzymał odpowiedniego sygnału, a cały świat się rozmazał, zamieniając na wiele nikłych kawałków, w których to mógł zobaczyć odbicie własnej twarzy. Zmieniał się i był tego świadom. Dopóki mógł iść do przodu w jakiś sposób, widoczny oraz istniejący, nie zamierzał się zatrzymywać nad kolejnymi odłamkami, starając się z tej mozaiki ułożyć coś więcej, niż tylko zniszczone pragnienia i zaciemnione poprzez skażenie przedzierające się w głąb tkanek marzenia. Otwierając oczy, które to czekoladowymi obrączkami źrenic starały się dostrzec najmniejsze szczegóły. Szturchnięcie ze strony @Drake Lilac wystarczyło - skonfundowany spojrzał w stronę znacznie wyższego ucznia, który najwidoczniej... coś od niego chciał. Podniósł się - znacznie bardziej wypoczęty - jakoby dostrzegając w sobie ziarenko chęci i energii, które to zdawały się powoli przejmować władzę nad jego ciałem. - Hę...? O co chodzi...? - trochę zaspany, przetarł bokiem palców wskazujących skórę pod oczami, budząc się zaskakująco szybko i z energią przedzierającą się poprzez umysł. Spojrzawszy na prawą rękę, ta dziwnie przedzierała przez własne struktury odczucie bólu, jakoby wywołanie wrzawy wśród nerwów. Zmrużywszy powieki, które to swobodnie połączyły się w synchronicznym ruchu ze ściągnięciem brwi, parę razy dotknął palcami struktury kończyny, która niosła ze sobą nieciekawe uczucie, aczkolwiek znajdowało się ono w poziomie akceptowalnym, który nie sprawiał mu widocznych kłopotów. - O, hej! Co tam masz ciekawego, hm? - rozciągnąwszy się, kąciki ust powędrowały zgodnie z własną wolą do góry, a samemu przyglądnął się pergaminowi, wcale nie mając ochoty się tym aż nadto zajmować. A przynajmniej nie statycznie - rozpierała go dziwna energia, więc nie bez powodu reagował w bliźniaczy sposób, przyglądając się temu, co miał zamiar naskrobać Drake. - Może w czymś pomóc? Chyba jeszcze zostało dużo czasu, nie? - zapytawszy się, samemu zaczął coś skrobać, ale nie było to na razie coś, z czego mógłby być dumny. Pomoc wychowankowi Gryffindoru mógł tym samym pozwolić na spędzenie tego czasu w bardziej angażujący sposób, jako że stukał palcami o blat jednego ze stolików, znajdując się w wręcz wyśmienitym humorze. Aż momentami trudno było mu się skupić na własnej pracy pisemnej... No ale jeżeli istniały jakieś problemy, to należało sobie nawzajem pomagać, nie? A samemu czuł się tak, jakby mógł napisać parę prac jednocześnie...
Być może, ale tylko być może, szła na te zajęcia, bo była ciekawa profesora. Wróżbiarstwo nie za bardzo ją interesowało i czasem – nawet częściej niż czasem – miała wrażenie, że to wszystko zwykłe bzdury. Jeśli już miała wybierać to eliksiry wolała pod względem przydatności, ale tylko przydatności! Bo czy tego chciała, czy nie, każdy czarodziej powinien wiedzieć, ku jej rozpaczy i ogólnemu niezadowoleniu, jak warzyć podstawowe eliksiry. A bez znajomości fusów herbaty mogła normalnie funkcjonować. Nietypowa pora jej nie przeszkadzała, otóż Maguire miała bardzo wątpliwy zegar biologiczny, a jej harmonogram snu nie był dłużej harmonogramem, co freestylem. Szła więc przez szkolne korytarze w swoim najgorszym swetrze, który zajmował specjalne miejsce w całej jej kolekcji tragicznych swetrów – a ta była całkiem pokaźna, nie chwaląc się. Dotarła do pokoju beztroski i… stanęła jak wryta. Myślała, że po zobaczeniu profesora Villeblabla (wciąż nie nauczyła się tego nazwiska) w gaciach, już nic jej nie zaskoczy, a tymczasem widziała chyba najbardziej hipnotyzującego swoim wyglądem czarodzieja na świecie. Woah. W całym tym zapatrzeniu na profesora, wpadła z impetem na @Drake Lilac i to wystarczyło, żeby zamknęła buzię. — Słodki Godryku, przepraszam! — rzuciła do kolegi z domu i uśmiechnęła się wielce przepraszająco, bo to przecież wcale nie była jej wina! W tej szkole było zdecydowanie zbyt dużo przystojnych nauczycieli. Nie zdążyła jednak powiedzieć nic innego, bowiem profesor Latif rozpoczął lekcję, a ona odetchnęła z ulgą, orientując się, że cała ta lekcja polegała na spaniu. Czy mogło być lepiej? Rozpoznała melisę od razu, kiedyś piła jej na potęgę, łudząc się, że to jakoś ją uspokoi. Nie udało się co prawda, ale przynajmniej teraz rozpoznawała jej zapach nawet z kilometra. Rzecz w tym, że Ruby nie przepadała za jej smakiem. I nie piła herbat bez cukru. Miała problem. — Eee przepraszam? — zwróciła się do @Salem Latif — A czy ja mogłabym dostać cukier? — zapytała, patrząc z nadzieją w oczach na nauczyciela, że jednak nie uzna jej za wariatkę, która słodzi herbaty, jakiekolwiek herbaty. Nic na to jednak nie mogła poradzić! Kiedy już uporała się ze swoim napojem – zasnęła od razu. To co jej się przyśniło, przeszło wszelkie jej oczekiwania, bowiem Ruby była bogata! Każdy kto ją znał, doskonale wiedział, że galeony jej się nie trzymały. Szła za goblinem w banku Gringotta, trzymając swój złoty klucz. Nie wiedziała co tam robi, przecież nie posiadała swojej skrytki, a nawet gdyby miała – nie miałaby co tam w ogóle trzymać, chyba że kolekcję kamieni. Była jednak spokojna i szła zupełnie pewna siebie, jakby wiedziała czego ma oczekiwać. Nie zaskoczył ją widok góry złotych galeonów, jedynie uśmiechnęła się półgębkiem, dostrzegając nie tylko pieniądze, co także stertę czerwonych rubinów. A to wszystko należało do niej, tylko do niej i z nikim nie musiała się dzielić, chociaż przez całe życie dzieliła się z braćmi. Jej sen jednak szybko się zmienił i leciała na złotym smoku, o rubinowych oczach, patrząc na złoty wodospad. Była szczęśliwa w krainie złotem płynącej, dosłownie. Wylądowała na srebrnej trawie, by smok przyniósł jej diamentowe jabłko, wszystko było droższe niż całe jej życie i nigdy nie widziała tylu kosztowności na raz. Zaczęła zrywać złote liście, dochodząc do wniosku, że na pewno jej się przydadzą i… Nie chciała się budzić – a jednak nie można było mieć wszystkiego, jak w jej śnie, a ona z jęknięciem obudziła się ze swojego p i ę k n e g o snu. Wiedziała jedno, otóż była stworzona do bycia bogatą i teraz miała pewność. Może właśnie to powinna wpisać w swojej interpretacji?
Fenrir Skarsgard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Napój:3 Modyfikatory: - Elementy snu:H (bogin i herbata)
Lekcja była o nietypowej godzinie, jeśli chodzi o wróżbiarstwo, dlatego krukon zastanawiał się, co się o tej porze robi, patrzy w lustro po ciemku i czyta poprzednie wcielenia? Informacja, że należy ubrać piżamy, nieco go zaspokoiła. Trochę to wszystko wydawało mu się podejrzane, ale ubrał swój strój do spania. Zwyczajne gadki, koszulka właściwie nijakiego koloru i kapecie na lodowatych nogach. Wszedł do sali i z wielką ulgą uznał, że to nie jest żart z tymi piżamami. Wróżenie ze snów. Trochę go to przeraziło. Pierwsza jego myśl to, że nigdy nie zaśnie wśród tylu osób, ale skoro do napojów, które mieli wypić dodano trochę eliksiru słodkiego snu — no cóż, do dzieła. Sięgnął po filiżaneczkę, nalał sobie naparu. Nie zastanawiał się, za bardzo nad tym, co pije. Pozwolił się Męczennicy ukoić do snu. A śniła mu się herbata. Tak herbata. Trwały zajęcia zapewne z Wróżbiarstwa. Wszyscy siedzieli przy okrągłych stolikach, gdzie zazwyczaj kładzie się kule do przepowiadania przyszłości, tylko tym razem zamiast szklanych kul, były imbryczki. Fenrir uniósł filiżankę z dziwnie kwiatowym wzorem, a kiedy zajrzał na dno filiżanki, mając nadzieje zobaczyć tam brązowy lub jakiś inny kolor przypominający herbatę — krew zaczęła podnosić się w kubeczku, rozlewając się na podłogę. Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć i uciekać z sali. Krew wylewała się z imbryczków i filiżanek, formowała się na środku sali, aż w końcu uformowała się w prawdziwego wilkołaka z krwi i kości. - Coś ty zrobił? - Powiedział wilkołak gardłowym głosem, patrząc na Fenrisa. Jednak coś było nie tak. To lustro odbijało posturę Fenrira, jego wilkołaczą formę i to on stojąc, mówił: - Coś ty zrobił? Coś ty zrobił? Co ja zrobiłem? Zbudził się panicznie z szeptem na ustach. - Co ja zrobiłem? - Jego oddech lekko przyspieszył, a czoło i koszulka lekko oblepiły się potem, niczym babim latem w piękny słoneczny dzień, jednak nic tu ze słońca czy światła. Była noc, a koszmary nawet tu miały czelność wkroczyć w jego młody umysł. Naprawdę nie chciał opisywać tego snu. Dzielić się swoim lękiem z jakimś nieznanym mu profesorem i on miał niby to oceniać. Nie miał jednak zamiaru wybiegać z płaczem. Rozejrzał się niepewnie czy ktoś nie widzi przypadkiem jego przerażenia. Niektórzy smacznie spali, inni notowali swoje senne wizje. Z koszmarów nie trzeba wybudzać, wybudzają same. Przeniósł blade spojrzenie na pergamin i pióro, po czym zaczął pisać.
Ostatnio zmieniony przez Fenrir Skarsgard dnia Pią 4 Cze 2021 - 20:56, w całości zmieniany 1 raz
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Napój:1 - piję meliskę Modyfikatory: - Elementy snu:B Jakość pracy:2
Poczekał grzecznie aż Felinus się nieco rozbudzi i sam się podniósł żeby nieco się rozciągnąć. Niestety przez to nie zauważył szturmującej Ruby, która uderzyła go z takim impetem że stracił równowagę i wywalił się w poduszki. Na szczęście sala była nimi wypełniona, a on na nikogo nie upadł bo byłoby nieco niezręcznie, prawda? Popatrzył chwilkę na gryfonkę i lekko się uśmiechnął.- Nic się nie stało. Na szczęście pełno tu poduszek. - W cieplarni miesiąc temu wlazł w grabie i wyjebał się na Mulan, więc nie mógł mieć jej za złe to że w niego wjechała. Usiadł w końcu i przygotował pergamin na którym miał napisać interpretację snu.-Mógłbyś mi pomóc z interpretacją? Bo nie mam pojęcia co oznacza sen w którym jestem na spokojnym spacerku w letni dzień, chwilę później podczas pełni biję się na pięści z wilkołakiem, a potem ostrzeliwuję się z kimś zaklęciami. - Oczywiście przeredagował nieco treść snu, kiedy o nim mówił żeby nie ściągnąć na siebie niepotrzebnych podejrzeń. Niekoniecznie chciał się dzielić publicznie swoją przypadłością. Nie wstydził się tego, ale niektórzy ludzie... posiadali osobliwe podejście do wilkołaków. Nawet jeśli ci byli w ludzkich postaciach.-A tobie co się śniło?- Podpytał jeszcze Lowella. Może będą w stanie pomóc sobie wzajemnie w interpretacjach. W końcu co dwie głowy to nie jedna. W końcu kątem oka spostrzegł Fenrira, który był nieco zlany potem.-Fenrir, wszystko w porządku?- Spytał się krukona lekko zmartwiony. Prawdopodobnie miał ciężki sen, a Drake coś o koszmarach wiedział. Zwłaszcza jeśli mu się śniły co miesiąc. Niektóre potrafiły być potwornie nieprzyjemne i męczące.
Tyle energii to chyba nie miał od dawien dawna - jeżeli tak rzeczywiście wyglądają lekcje u profesora Latifa, to będzie na nie wpadał nawet wtedy, gdy zostanie asystentem. A jak nie, to cóż, jakoś postara się załatwić zgodę, żeby móc przychodzić na te dziwne, aczkolwiek przyjemne lekcje, dzięki którym jakoś udało mu się zregenerować własne siły. Chłopak rozbudzał się zatem dość szybko, zauważając to, jak Ruby, która szturmowała bardziej, niż samemu mógłby się tego spodziewać (stanowiąc większe siły niż siły radzieckiej armii), wywalając tym samym Drake'a na poduszki. Ciche prychnięcie wydobyło się spomiędzy ust Lowella, bo obecnie rozpierał go dobry humor, a też, miał sporo energii, więc rzeczywiście trudno było mu ustać w jednym miejscu. Dlatego był w stanie zająć się czymś innym, niż tylko i wyłącznie własną pracą, która zdawała się być nieciekawa, a którą to musiał tak zredagować, by Salem nie uznał, że to czas wysłać studenta do zakładu psychiatrycznego. - Czekaj, czekaj... spokojny spacer w letni dzień, potem dzikie naparzanie się na pięści z wilkołakiem, a pod koniec ostrzeliwanie się z kimś zaklęciami? Brzmi jak jakiś parkour. - podniósł kąciki ust do góry, przykładając końcówkę pióra do własnego podbródka, uważając przy okazji, żeby jej sobie nie wbić. Palce raz po raz wędrowały po pergaminie, który to dostał, choć obecnie napisał na nim tyle, co przysłowiowe nic. Imię i nazwisko radośnie widniały, a potem student, jak gdyby nigdy nic, stukał jakieś niemiłosiernie małe kleksy, tuptając raz po raz nogą. O ile to było możliwe w związku z taką ilością poduszek. - Ojezu, spacer... spacer jest w sumie czymś pogodnym i odzwierciedla chyba eee, stan ducha czy jakoś tak. - napisał na szybko coś na własnym pergaminie, chcąc nie zapomnieć o tym, że przecież samemu też musi coś naskrobać. - Ogólnie dobry omen, bo w letnią pogodę, więc w sumie nie ma co się martwić na zapas. Walka na pięści z wilkołakiem, jak i samo ostrzeliwanie się zaklęciami przypomina mi trochę... hm. - tutaj się zastanowił, dlatego nie bez powodu aż chciał zakasać rękawy, ale tego nie zrobił, chwytając mocniej za pasek od bezdennej torby. - Stawianie czoła własnym lękom? Nie no, nie wiem, co w sumie cię w życiu spotkało, ale też, musi to być jakoś powiązane. Ale walka kojarzy mi się trochę ze zdobywaniem doświadczenia czy coś... - wytłumaczył trochę na podstawie własnych wniosków, które to uzyskał poprzez przejście w wiele wymiarów ramion Morfeusza. Trochę dziwne, ale tak to dla niego wyglądało, aczkolwiek zaglądanie w duszę nie było do końca możliwe, dlatego działał po omacku. - Chochliki, niuchacze, jakieś pojedynki i impreza urodzinowa. Nic szczególnego. - wzruszywszy ramionami, ominął kilka istotnych elementów, jako że te były dla niego bardzo personalne i powiązane z przykrymi doświadczeniami. Na szczęście - bądź też i nie - znalazł ciut inny obiekt zainteresowania, bo wystarczyło spojrzeć na Fenrira, który był po tak krótkim śnie (chyba, bo czasu nie liczył) zmęczony i ogólnie... jakiś blady? Samemu nie był w stanie tego dokładnie określić, ale tak to wyglądało. Najwidoczniej Krukonowi musiało się śnić coś niezwykle nieprzyjemnego, w związku z czym brwi zmarszczyły się w zastanowieniu, jakie to generowała ta cała sytuacja. Zrobił jeden, dwa kroki, wyciągając czystą wodę w butelce z torby, którą to zawsze nosił. W akompaniamencie wielu innych rzeczy, ale to nie było najważniejsze. - Napij się, na spokojnie. Chcesz wyjść się przewietrzyć bądź udać do Skrzydła Szpitalnego? - zaproponował cicho i bez zwracania większej uwagi, powstrzymując chęć zajęcia się wszystkim w ramach zdobycia nieznanych pokładów energii, tudzież tworzenia widowni, bo w sumie siedzenie w sali, gdzie znajdowało się dużo osób, które mogły zaczaić, że coś jest nie tak, mogło generować niepotrzebny stres.
Napój:6 Modyfikatory: - Elementy snu:B i J - rozegram sny w następnym poście
Od razu po odczytaniu ogłoszenia o zbliżającej się lekcji wróżbiarstwa jestem przekonany, że Salem Latif to osoba na właściwym stanowisku - tylko ktoś zupełnie oderwany od rzeczywistości mógłby uznać piątkowy wieczór za termin idealny na nieobowiązkowe zajęcia. Nie mogę odmówić mu jednak trochę racji, bo to właśnie w piątkowy wieczór najwięcej myśli się o przyszłości; o ilości butelek, które zostaną opróżnione oraz odpowiednim balansie snu i prokrastynacji. Nie dziwię się, że przed dziewiątą pokój wspólny stopniowo pustoszeje. To jednak nie tyczy się mnie. Mam wybór pomiędzy kolejnym cichym wieczorem spędzonym na czytaniu romasidła i podjadaniu skradzionych z kuchni jagodowych muffin a spróbowaniem czegoś faktycznie rozwijającego w towarzystwie - właśnie Twoim. Nie wiem, w którym dokładnie momencie orientujesz się, że się czaję. Może gdy co jakiś czas wracam do Ciebie nienachalnym spojrzeniem, jakbym kontrolował, czy razem z jakąś grupą zawiniesz się na noc z Hogwartu? Lub gdy proszę Cię o wytłumaczenie mi jednego ze zdań z podręcznika od uzdrawiania, choć przecież zajęcia są dopiero we wtorek? Ostatni raz nachodzę Cię już w Twoim dormitorium. - Hej? Przepraszam. To głupie pytanie, a-ale czy myślisz, że naprawdę można iść naaaa wróżenie w piżamie? To jest jakby... To się zdarza w Hogwarcie, że to nie żart? - Choć moja piżama nie jest szczególnie wyróżniająca się, bo to tylko spodnie w kratę i szara koszulka, bardzo martwię się tym, by nie odstawać. Być może jednak dresy byłyby lepszym wyborem? - I, nie wiem, myślałem, że może ty pójdziesz ze mną? Jeśli chcesz. Bez nacisku. Znamy się głównie z drużyny i choć na początku roku Twoja postura budziła we mnie obawy, przez cały rok zdążyłem się nauczyć, że masz łagodne usposobienie, które bardzo mi odpowiada. W pokoju beztroski tak naprawdę jest więcej osób niż sądziłem, że przyjdzie. Oczywiście mój wzrok natychmiast wędruje ciekawsko do każdej przybyłej osoby, by upewnić się, że na pewno na ich tle nie wyglądam źle - zdaję sobie sprawę z tego, jak płytkie to jest, jednocześnie nie potrafiąc się wyzbyć takiego postępowania. Moją uwagę zwraca cętkowany kombinezon, lecz kaptur skrywa twarz, nie zdradzając, kto miał w sobie aż tyle odwagi. - To wygląda bardzo... przytulnie - komentuję; nigdy wcześniej nie byłem w tym pomieszczeniu, więc podłoga zasłana miękkimi i puchatymi poduchami jakoś mnie rozczula. Od razu też przychylnym okiem spoglądam na nauczyciela - choć i jego miła aparycja odgrywa w tym rolę. - Przynieść ci? - oferuję się od razu, gdy nauczyciel kończy wyjaśniać, na czym polega nasze zadanie. W teorii nie jest ono skomplikowane. Co można zepsuć w spaniu, prawda? Nie znam się za bardzo na ziołach, więc pozostaje mi zdanie się na los - tak chyba zresztą powinno działać wróżbiarstwo. Wybieram zatem po prostu kubek z napisem, który wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Nie poznaję herbaty ani po zapachu, ani po specyficznym smaku, muszę jednak przyznać, że bardzo szybko zmusza moje powieki do opadnięcia.
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Patrzył się tylko chwile na pergamin. Nadal w jego głowie krążył wielki chaos. Miał wrażenie, że zaraz podłoga rozsunie się i pochłonie jego, a także te miękkie posłania, na których siedzieli. Nic się jednak takiego nie stało. Zastanawiał się, po co on właściwie przyszedł na te zajęcia, naprawdę, gdyby wiedział, jak to się skończy... Podniósł spojrzenie na Drake, kiedy usłyszał swoje imię, wypowiedziane przez gryffona, nim jednak zdążył odpowiedzieć, zauważył, że tylko on chyba tutaj w ciągu niecałej godziny zlał się potem jak jakiś szczeniak. Czuł się nie na miejscu. Na pewno zestresował się tymi pytaniami, które nie tylko padły z ust jego znajomego Drake, a także Felinusa. Nie przywykł do odpowiadania na takie pytania i zainteresowania jego osobą przez innych, nie mógł mieć też do nich pretensji, że zauważyli jego przerażenie. Bogin w snach to dopiero koszmar. - Tak jasne... - Odpowiedział im obu i sięgnął po butelkę wody od puchona. - Dzięki. Chyba herbata mi zaszkodziła. - Starał się uśmiechnąć, ale wyszło mu to zdecydowanie niewyraźnie. - Gdyby sny ingerowały w rzeczywistość, na pewno potrzebowałbym Skrzydła Szpitalnego. - Zażartował, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Nie zwrócił uwagi na sny kolegów, którzy starali się je zinterpretować. Krukon zastanawiał się, jak on niby ma opisać swój koszmar. Dobrze wiedział, czego on dotyczył i nawet nie potrzebował sennika, ale uwewnętrznianie się dla oceny, może jednak powinien powiedzieć, że naprawdę się źle czuje i potrzebuje uciec na szpitalne łóżko.