C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Typowy pokój na poddaszu, dość ciemny i zdecydowanie ciasnawy. Poza łóżkiem znajdują się w nim też dwa fotele, półka na książki i małe biurko.
Kuchnia
Jest niewielka, ale za to bardzo poręczna, w szafkach wszystko mieści się na styk, a ilość blatów pozwala na wygodne przygotowywanie posiłków. Jest do tego dość dobrze oświetlona, choć nawet za dnia kryje w sobie niewytłumaczalny mrok.
Łazienka
Ciemna, ale dość elegancka, znajduje się w niej dość ciasna wanna. Ze względu na brak okien, nawet za dnia trzeba oświetlać ją sztucznym światłem.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Natychmiast zaprzestał prób wstania. Czy Tonio tego szukał czy nie, obecnie miał nad Seaverem niemal całkowitą władzę. I to dużo silniejszą od tej, którą mógłby zdobyć siłą. Diazowi Nico oddał władzę dobrowolnie, chętnie, z całkowicie własnej i nieprzymuszonej woli. Oddał mu się cały i był szczęśliwy, gdy Tonio pragnął go mieć. Tylko że teraz... Teraz chyba najzwyczajniej w świecie już go nie chciał. I ta myśl sprawiła, że w sercu Nicholasa pojawił się ból, póki co nieśmiały, zagłuszany przekonaniem, że przecież to niemożliwe, że nie może tak by być. - Szukałem cię - odpowiedział cicho, nie patrząc mu w oczy. - Nie dawałeś znaku życia tak długo. Martwiłem się. Nie mogłem znieść myśli, że coś ci się stało, albo że jesteś... Przerwał, nie kończąc zdania. Nie przeszło mu przez gardło stwierdzenie "że jesteś jeszcze bardziej samotny niż ja". Nie miał przecież prawa tego oceniać. Może Tonio chciał, żeby tak było? Może po prostu nie zamierzał widywać się już z nim, z Nico. Może znalazł ciekawszego, atrakcyjniejszego towarzysza. Takiego bez blizn i bez demonów przeszłości. - Czekają na mnie? Z Nokturna znam zaledwie kilka osób i zdaje się, że żadna nie życzy mi źle. To co się stało... Dzisiaj? - zawahał się. Nie miał pewności ile czasu leżał, posłał więc spojrzenie w stronę okna i źródeł światła w mieszkanku. - To był przypadek. Straciłem czujność, ale mogłoby się to zdarzyć w każdym innym zaulku w Londynie.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Słuchał się. Bene. Przynajmniej tyle, choć prawdę mówiąc, Tony czułby się pewniej, gdyby Nico miał czasami swoje zdanie. Nie żeby na rękę było mu, żeby się wiercił dla zasady, tak po to, by pozbawić się wszystkich strupów. Ale w oczach Diaza był niedojrzały, zbyt niewinny, by pozostawić go tak po prostu samego sobie. Z niechęcią nazwał go w myślach „nino”, ale nie z obrzydzeniem, jakiemu towarzyszyło to słowo. A troską, której się po sobie nie spodziewał. - Wzruszające – odpowiedział, czując, jak zasycha mu w gardle. Cholera, na ile był przy tym subtelny. Ile, przez jego poszukiwania, wymuskała o Nico ona? Przełknął ślinę, upił kolejnego łyka drinka. Ciepły rum zostawiał cierpki smak na języku, ale to dziwne ciepło nieznacznie go rozluźniało. Westchnął, bo widział, że każde jego słowo sprawia mu krzywdę. Może tak będzie lepiej. - Skoro mnie nie znalazłeś, to musiałem mieć niezły powód, żeby zniknąć. Naucz się w końcu tego, przecież doskonale wiesz, kim jestem. – Westchnął doniośle, zupełnie jakby był… rozczarowany? Nigdy w życiu nie podejrzewałby, że grę wchodzą tu jakiekolwiek uczucia. Był święcie przekonany, że krew z mózgu Nico odpłynęła gdzieś na wysokość kroku. - Jestem jaki? Zaciekawił się jednak, bo odpuścić nie mógł. Lubił go łapać za słówka, to się dalej nie zmieniło, a poza tym jak zaczyna się mówić, to powinno się i kończyć. Chuj z tym, jak wiele zdań urwał w obecności Fire. Czy w tej chwili nie powinna mu się zapalić czerwona lampka? - Dzisiaj – odpowiedział, wciąż lakonicznie, kończąc powoli już blanta. Pętla wjechała, ale ból głowy nie ustał. Niedobrze. Tym bardziej, że teraz przejdzie do sedna sprawy, sprawy tak trudnej, że od tego wszystkiego robi mu się aż niedobrze z nerwów. - Nie oni. Ona. Pamiętasz, co mówiłem ci nad Tamizą? Wróciła. I wie o nas, z gazety. I chce zemsty. Chce ciebie. – Spojrzał na niego, a potem wyzerował szklankę. Był ciekawy jego reakcji szczerze mówiąc ledwo powstrzymywał się przed tym, by nie skrócić jednak tego cholernego dystansu. Szczerze tęsknił, ale nie mógł pozwolić sobie na zbyt wiele. Już nie.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Wiem. I przez dłuższy czas nie szukałem. Ale widzieliśmy się ostatni raz w maju, Tonio. A jest październik. To chyba dość czasu, bym miał prawo czuć niepokój, prawda? - mówił cicho, ale wreszcie podniósł wzrok, patrząc nieco śmielej w oczy Diaza. - Nie będę przepraszał za to, że tęsknię, i że jesteś mi drogi. Carissimo. To nie było ot takie słówko rzucone na wiatr. To nie była poezja. Antonio był po prostu najdroższy jego sercu w absolutnie nierozsądny, ale też głęboki, umacniający się z każdym spotkaniem i z każdą rozłąką sposób. Seaver poprawił ostrożnie swoje ułożenie tak, żeby lepiej widzieć Katalończyka, nieco bardziej pół-siedząc, niż leżąc. - Samotny, Tonio. Samotność jest potworna i bałem się, że znów się na nią skazujesz. Tak jak wtedy. Jego głos był cichy, pełen smutku, ale spokojny. A potem Nico skupił się na rewelacjach, których zupełnie się nie spodziewał. Ona? Oczywiście że kojarzył. Nie mógłby zapomnieć o kimś, kto dla Antonio był tak ważny. Tylko dlaczego to miało się wiązać z niebezpieczeństwem dla niego? - Mio Caro, nie rozumiem. Dlaczego powinienem się jej obawiać? Co ona ma przeciw mnie? - naprawdę nie pojmował. -Nie jestem jedyny w Twoim życiu. Nie jestem... Ważny? Znów głos uwiązł mu w gardle. On był tylko nieistotnym kochankiem. Serce Katalończyka należało do dwóch kobiet. I to Fire powinna być na celowniku Beatriz, nie on. Ta myśl sprawiła, że drgnął z niepokoju. Otworzył szerzej oczy i wbił je w Diaza tak, jakby chciał go przeszyć na wylot. - Ona nie wie o Blaithin, prawda? Fire jest bezpieczna? Czy... Czy miałeś z nią kontakt? Wiesz cokolwiek? Serce i oddech mu przyspieszyły. Był w gorącej wodzie kąpany i chciał w tej chwili zerwać się z miejsca i biec na poszukiwania ognistowłosej muzy, mimo iż nie miał ku temu ani warunków, ani wiedzy, ani na dobra sprawę nawet umiejętności, którymi mógłby ją ochronić.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Prychnął. Nie był delikatny, bo wcale nie starał się taki być. Odwzajemnił jego spojrzenie, przechylając głowę w geście głębokiego zamyślenia. I milczał. Widział, że rzeczywiście nie były to słowa rzucone na wiatr, że każde jego carissmo to świadoma deklaracja. Czy za jego caro też stało jakieś uczucie? Niewątpliwie. Ale z całą pewnością nie takiego rodzaju, jakie Nico od niego teraz oczekiwał. - Nie oczekuję przeprosin. Sam sobie robisz tym krzywdę - odpowiedział wreszcie, gasząc blanta i natychmiast odpalając papierosa. Miał zszargane nerwy, musiał się uspokoić. - Nie powinienem być ci drogi. Zrozum, nie jestem materiałem na… - skrzywił się, bo tylko jedno słowo cisnęło się mu na usta. Przetarł zmęczone oczy, dodając cicho. - partnera. Naprawdę nie wiedział, czego ten od niego teraz chce. Seksu, przytulenia, przeprosin, wielkich deklaracji? Było fajnie, bawili się świetnie, zapałał nawet do niego zaufaniem, za co płacił teraz srogą karę. Ale dobre czasy już minęły, teraz pojawiły się kłopoty, które przetrwają albo osobno albo wcale. Im szybciej to zrozumie, tym dla niego lepiej. Westchnął, gdy temat rozmowy zszedł na samotność. - To nie kwestia wyroku. Tylko mój wybór. Im mniej ludzi spotykam, tym lepiej dla mnie. To czysta kalkulacja, bilans zysków i strat. - Coś tam pierdolił, ale bez przekonania. Prawda była taka, że kochał towarzystwo innych i bynajmniej od niego nie stronił. Dalej zdarzało mu się chadzać po barach, zagadywać pięknych ludzi przy ladzie, wpraszać się im na kwadrat. To, czego unikał to przywiązanie. Ono stanowiło prawdziwe ryzyko. Nie chciał, by Nico kończył to przeklęte zdanie, ale nie zamierzał również zaprzeczać. Nie dlatego, że to była nieprawda - a z powodu faktu, że tak było mu prościej. Co miałby mu na to powiedzieć, skoro sam nie wiedział, co czuć? Temat, na który skierował rozmowę rozsierdził go jeszcze bardziej. Antonio spojrzał na Nico ostro, zupełnie jakby chciał odwarknąć, że Fire to nie jego sprawa. Nie widział jej od lutego. Od lutego, kurwa i jeśli ten myślał, że wie co to zmartwienie, to nie mógł się bardziej mylić. Szybko jednak złagodniał, bo nie był ślepy. Nicholas również się o nią martwił, bo w końcu czy nie oczarowała ich obydwu? Pieprzona zaklinaczka. - Nie wiem. Nie dawała znaku życia. Mam nadzieję, że wszystko u niej dobrze. Jestem pewien, czy prędzej czy później to się jeszcze okaże. - Westchnął, wrzucił papierosa do popielniczki i poszedł do kuchni nalać dwie porcje rumu. Podwójne. Bez słowa podał jedną szklankę Nico i szybko wrócił na swoje miejsce - do stołu, krzesła i papierosa. Upił kurewsko duży łyk i dopiero potem odparł. - Bea wie o nas od Venetii. Rozpoznała mnie w tym cholernym wycinku z gazety. Nie jestem pewien, czy zna twoją tożsamość, ale to kwestia czasu. Albo i nie, skoro bardzo niesubtelnie o mnie pytałeś/ - Tu spojrzał na niego wymownie. - Rozumiesz, dlaczego tak ważne jest, żebyś mnie nie szukał? Nie chodzi tu o moje samopoczucie, twoje… pragnienia czy o nas w ogóle. Tylko kwestię bezpieczeństwa.