WygladWZROST 158 cm
BUDOWA CIAŁA Jestem wątłym szkieletem obleczonym bladym pancerzem, pod którym wiją się błękitne węże pompujące mą przeklętą krew. Usilnie staram się odwracać czyjąś uwagę od swojej sylwetki przeróżnymi kolorami, bo postura szyszymory to mój największy kompleks.
KOLOR OCZU Zielone, kocie szpileczki - zawsze czujne i zawsze uważnie obserwujące najbliższe otoczenie.
KOLOR WŁOSÓW W półmroku słomiany blond, a muskane przez słońce nabierają złocistej barwy.
ZNAKI SZCZEGÓLNE Drobna sylwetka, sugerująca wadliwą konstrukcję, kilka piegów, wiecznie posiniaczone kolana i sine koryta pod oczami, które otaczają jasne, ale długie rzęsy.
PREFEROWANE UBRANIA Moja szafa to jedyne miejsce, w którym pozwalam sobie na dozę szaleństwa. Uwielbiam wszelkiego rodzaju kwiatowe wzory, zwiewne tkaniny i wszystkie kolory tęczy podkreślające moją eteryczną, elfią urodę. Najbardziej lubuję się w długich sukienkach falujących na wietrze, które uzupełniam rzemykami ciasno oplatającymi nadgarstki. Często możesz zobaczyć na mojej głowie kapelusz, wianek albo wplecione we włosy kwiaty.
Nie uważam noszenia szkolnych szat za nudny obowiązek, ale sęk w tym, że po prostu o nich zapominam.
Charakter
Chciałabym móc opisać się jakimiś wzniosłymi słowami - ubrać się w piękną koronkę słów i zachwycić cię najmocniej jak się da. Tak jak mnie zachwyca słońce, wesoło pstrykające mnie w piegowaty nos, możliwość obserwowania przechodzących w siebie kolorów, gdy mieszam je na palecie albo cicho bulgoczący kociołek, nad którym potrafię spędzić cały dzień z zamiarem uwarzenia felix felicis (kiedyś mi się uda, zobaczysz). Ale pewnie nawet nie zauważyłeś, gdy minęliśmy się na korytarzu. Mogłeś co najwyżej zwrócić uwagę na ciężki, waniliowy zapach perfum, którymi spryskuję się w ramach porannego rytuału (w zasadzie to popołudniowego, nie miewam zwyczaju wczesnego zrywania się z łóżka).
Jeśli nie jestem otoczona ludźmi, których znam, nie odzywam się niepotrzebnie. Nie jest to kwestia pogardy czy też ignorancji - to najzwyklejsza oszczędność gestów, mimiki czy słów. Nie widzę sensu prowadzenia pustych rozmów, podszytych fałszywą uprzejmością i udawaną chęcią zostania potencjalnymi przyjaciółmi. Odbieraj to jak chcesz - najpewniej przykleisz mi etykietkę tej złej i niewartej więcej twojej uwagi. Co do pierwszego to możesz mieć rację - niewykluczone, że otuliłam cię kocem utkanym ze szczerości, wydzierganym pod wpływem pierwszego wrażenia, które zawsze podpowiada mi prawdę o człowieku. Z tym drugim trochę nagiąłeś rzeczywistość - to ty nie jesteś już wart ani jednego mojego spojrzenia.
Kompleks bycia gorszą skrupulatnie leczę wiedzą - nie dla posiadania jej czy ochoty rozwijania się pod czujnym okiem nauczycieli. Ci zazwyczaj są rozczarowani efektami mojej pracy, bo gdy siedzę na OPCM marzy mi się lekcja o nundu, a gdy natomiast na zajęciach terenowych profesor wyjaśnia skomplikowaną naturę centaurów, ja powtarzam w myślach niezbędne składniki eliksiru słodkiego snu. Uczę się dla siebie, żeby udowodnić sobie, że jeśli chcę to mogę. Ambicja goni ambicję i choćbym miała paść trupem, nie spać, poruszyć niebo i ziemię to cel swój osiągnę. Nie potrzebuję do tego pomocy innych ludzi. Lubię wiedzieć, iż do wszystkiego doszłam sama, a jeśli nie obędzie się bez przesunięcia jakiegoś pionka na planszy to staram się to robić tak, żeby nie wiedział, że to zrobiłam. Sama myśl, że mogłabym być komuś coś dłużna i że oczekuje się ode mnie wdzięczności sprawia, iż mam ochotę zniknąć. Do błędu też nigdy się nie przyznam.
Spijam emocje z ludzkich warg, a potem je skrupulatnie opisuję i szkicuję w ciężkim, zniszczonym notesie. Jestem w środku pusta, nie potrafię określać swojego samopoczucia czy stanu, robię to instynktownie, według wyuczonego schematu. Działam jak odpowiednio zaprogramowany robot (nauczenie się kodu binarnego własnej osobowości zajęło mi lata, a wciąż jestem laikiem), któremu czasem wyskakuje błąd systemu - w takich sytuacjach uciekam, abyś nie był tego świadkiem. Nie umiem jeszcze się mierzyć z problemami, niezręcznościami i lękami, stopniowo wychylającymi się zza rogu. Gdy widzę ich cień na drodze (często go mylę z tym swoim, bo nie dopuszczam do siebie myśli, że to może być jeden i ten sam) to bardzo szybko szukam schronienia. Dopiero w bezpiecznej przystani, daleko od ludzi, wpisuję odpowiedni kod i czekam na naprawę erroru i ponowne uruchomienie systemu.
Boję się jednak, że kiedyś przyjdzie taki błąd, który wymusi na mnie sformatowanie siebie samej.
Historia
Znasz to uczucie, kiedy jesteś podzielony między dwoma światami i nie potrafisz określić, do którego bardziej należysz? Ja znam aż za dobrze. I zabija mnie to od środka.
Mój rodzinny dom jest w Edynburgu - mieście magicznym, deszczowym, naznaczonym ciężkim klimatem i gęstym powietrzem z matką u boku. Matką, która każdą wolną chwilę poświęca poezji i sztaludze, na jakiej tworzy barwne obrazy hipogryfów, przypadkowo spotkanych ludzi (mogę zliczyć na palcach jednej ręki liczbę malowideł z moją podobizną, widocznie nie jestem na tyle ciekawa, aby traciła swoje cenne farby i czas na mnie) czy wspomnień swoich dawnych szkolnych lat.
Drugi dom jest oddalony od pierwszego o tysiące kilometrów - w mieście aniołów w stanie California w Ameryce, gdzie żyje mój tata. Tatko to zapalony eliksirowar, który w momencie moich odwiedzin robi wszystko, aby napełnić moje serce miłością do Cali (kiedyś myślałam, że chodzi mu tylko o region, teraz już wiem, że chce też, abym pokochała siebie samą).
Przez pierwsze lata dzieciństwa ogrzewało mnie ciepło domowego ogniska. Rodzice stawali na rzęsach, aby zapewnić mi wszystko, co najlepsze. Uczyli, że świat, w jakim przyszło mi żyć, jest kolorowy i wypełniony zarówno mugolami (których muszę szanować), jak i czarodziejami (drzemie w tobie ogromny potencjał, słoneczko, masz w sobie moc niezwykłą).
Ale coś poszło nie tak. Moja niezwykła moc długo nie nadchodziła, a mama z tatą kłócili się coraz częściej. Ognisko przemieniło się w pożar, który spalił naszą rodzinę doszczętnie. W tych zgliszczach stałam malutka ja, nierozumiejąca niczego, ale kochająca rodziców nad życie. Tak strasznie się bałam, że to wszystko przeze mnie, że mnie zostawią i oddają do mugolskiego sierocińca.
Nadszedł moment trudnej rozmowy, w czasie której oznajmili mi, że tatuś wraca do Stanów, a ja zostanę z mamusią w Szkocji.
- Ale jak to, nie będziemy już razem? - spytałam cichutko.
- Będziemy, ale widzisz, skarbie, czasami miłość nie jest wystarczająca, aby żyć u czyjegoś boku. Bardzo cię kochamy... - nie słuchałam co mają więcej do powiedzenia. Wrzasnęłam najgłośniej jak się dało, a wszystkie szklanki i wazony w pokoju popękały. Odłamki szkła popędziły w kierunku rodziców, którzy w ostatniej chwili spacyfikowali je zaklęciem.
Od tamtej chwili wiedziałam, że już bardziej należę do świata czarodziei aniżeli mugoli. Świadomość, że magia obudziła się we mnie tak późno, mocno obniżyła moje poczucie wartości. Tak samo jak wzmogła niechęć w stosunku do niemagicznej rzeczywistości. W tamtym momencie wciąż jednak nie miałam pewności czy moje miejsce jest u boku ojca czy matki. Oni postanowili, że zostanę z mamą. Nie pozostało mi nic innego, jak to zaakceptować (a wewnątrz rozpadłam się na kawałki, zupełnie jak moje dzieciństwo).
Do jedenastego roku życia miałam dwa domy, dwa pokoje i dwa różne środowiska. Raz stałam na Venice Beach i podziwiałam zachody nad Oceanem Spokojnym, kąpałam się w kalifornijskim słońcu i jeździłam na wycieczki do Malibu, z szeroko otwartą buzią oglądając te wielkie wille otoczone palmami. A raz spacerowałam po promenadzie Portobello, przy której miałam maleńki domek z mamą, wspinałam się na Calton Hill i chłonęłam magiczne dźwięki dud.
Każde z tych miast zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, ale dorastanie w takich warunkach mocno mnie sponiewierało. Nie mówię o tym na głos - rodzice mają wystarczająco dużo problemów, jestem zdana sama na siebie i choćby nie wiadomo co - poradzę sobie.
Myślałam, że w Hogwarcie odnajdę spokój. A tam również podział, tym razem na cztery domy. I gdy do swojej kolekcji dorzuciłam ten trzeci - szkolny - to już kompletnie nie potrafiłam znaleźć samej siebie.
Teraz tylko zadaję sobie jedno pytanie: czy los kiedykolwiek przestanie ze mnie drwić?
Rodzina
Roger Reagan i Ainsley Swinton poznali się na wymianie w Hogwarcie. Moja mama była zapaloną artystką, dumną Ślizgonką i zapatrzoną w siebie młodą kobietą. Tata zaimponował jej obcym, amerykańskim akcentem i uroczym uśmiechem, wspomaganym dołeczkami w policzkach. Wydawać by się mogło, że łączy ich tak dużo, że przenigdy nie przestaną się kochać - oboje byli czarodziejami półkrwi, zafiksowani na punkcie pasji (mama namiętnie malowała, a tata każdą chwilę poświęcał eliksirom), z pulsującym marzeniem o założeniu dużej rodziny. Sęk w tym, że chyba kochali się za mocno. Moje przyjście na świat stanowiło solidny fundament tej relacji, ale zaczęły pojawiać się też wątpliwości, tęsknota za wolnością i żal po tych wszystkich utraconych latach młodzieńczej beztroski. Swoim pierwszym krzykiem, oznajmiającym przyjście na świat, przekreśliłam ich szansę na prestiżowe staże, wielkie kariery i łapanie wszystkich okazji, jakie przynosi los.
Teraz żyją osobno, ich serca biją tysiące kilometrów od siebie i przenigdy nie przyznają się, że to nie tak powinno wyglądać. Ale życie nigdy nie pisze scenariuszy, na które liczymy.
Ciekawostki
★ nigdy nie przedstawiam się pełnym imieniem, bo jest moim zdaniem zbyt nadęte, ale nie mam jakichś większych problemów, gdy ktoś się do mnie zwraca jego pełną formą;
★ mam podwójne obywatelstwo: brytyjskie i amerykańskie;
★ w moich domach jest bardzo duża swoboda - zazwyczaj pozwalano mi na wszystko, a to wiąże się z tym, że męczą mnie wszelakie ograniczenia;
★ mogłabym spać godzinami i wylegiwać się w łóżku cały dzień, ale gdy w moim życiu dzieje się coś stresującego, potrafię nie zmrużyć oka przez kilka dób;
★ wszystkie sporty mnie nudzą - zarówno czarodziejskie, jak i mugolskie;
★ wstyd to bardzo dziwne uczucie, którego nie znam i nie potrafię go rozpoznać u innych;
★ wobec czego nagość nie stanowi dla mnie żadnego problemu;
★ nie znoszę słodyczy - od dziecka gardziłam czekoladą, bezami czy innym okropieństwem;
★ w ogóle nie lubię jeść, bo mało rzeczy mi smakuje i szkoda mi czasu na gotowanie;
★ choć czystość mojej krwi wskazuje na balansowanie między światem mugoli i czarodziei, ja czuję większość przynależność do tego drugiego;
★ mam duże problemy z określeniem co mnie interesuje, ale to eliksiry i sztuka zajmują szczególne miejsce w mym sercu;