Miejsce niezwykle magiczne i luksusowe, zachęca wszystkich błyskotkami wyłożonymi na wystawie. O sklepach jubilerskich Huxley'a słyszał każdy szanujący się członek czarodziejskiej społeczności - można znaleźć tu najlepsze wyroby. Ponoć każdy dobierze tutaj coś dla siebie, co pewnie można zawdzięczać życzliwości pięknych ekspedientek. Wielokrotnie oskarżani o zatrudnianie potomkiń wil i hipnotyzerek, pracownicy Huxley'a dalej magicznie cieszą się doskonałą renomą. W samym sklepie unosi się przyjemny zapach (czyżby ktoś do kadziła dolał amortencji?), delikatna muzyka nie zagłusza rozmów, a światło wydobywa się prosto z zaczarowanych kryształów porozwieszanych i porozkładanych w strategicznych miejscach.
Pierścionek ze złota / srebra - 19G / 13G Pierścionek z kamieniem szlachetnym - 28G Bransoletka ze dowolnego materiału - 23G Bransoletka z kamieniami szlachetnymi - 35G Dowolne korale - 42G Naszyjnik z kamieniem szlachetnym - 58G Zegarek na rękę - 50G Dowolny zegar naścienny - 70G Dowolna zastawa stołowa - 150G Zestaw spinek do mankietów - 55G Broszka - 40G Biżuteryjne ozdoby do włosów - 27G Specjalne zamówienie - cena nieokreślona
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pragnę zakupić jeden z Pańskich czarnych pierścionków ze szmaragdem. Sakiewce dołączona jest należna kwota. Proszę przesłać biżuterię na adres podany na odwrocie listu.
M.F.Solberg
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Nikt nie spodziewał się tego dnia takich upałów, a jednak żar zdawał się lać z nieba nieubłaganie, z każdą godziną jedyne zwiększając swoje natężenie. Klienci zaglądali do sklepu tylko na chwilę, szybko uciekając z bardzo prostego powodu - specjalisty zabrakło, więc nie było komu zadbać o odpowiednio delikatne zaklęcia, nieszkodliwie ochładzające temperaturę w lokalu. Jeśli ulica Pokątna stała się patelnią, tak Huxley'a śmiało można było nazwać garnkiem. Ale nie był to wystarczający powód do rezygnacji, jeśli w grę wchodził shopping przedślubny. Drzwi z hukiem rozwarły się na całą szerokość, gdy do środka wpadło drobniutkie dziewczę z wyraźnym nadmiarem energii - tak, tak, to była ta słodka trzpiotka, z którą ktoś korespondował listownie. Zabójczy akcent, godny panienki ze starych angielskich filmów, wcale nie pozwalał zrozumieć zawiłego szlachcickiego nazwiska, którym rzucała na prawo i ledwo, domagając się zobaczenia zamawianej biżuterii. - Pierścionek zaręczynowy miał zostać pomniejszony, tak? Macie go już? Powinien już być. Mój kochany oczywiście w ogóle nie pomyślał, a ja przecież- ale gotowy jest? Szybciej, błagam, zestarzejemy się tu wszyscy! - Poganiała od pierwszej sekundy spędzonej w sklepie, jak gdyby gorąco zupełnie na nią nie oddziaływało. Ale z każdą chwilą wydawała się coraz drobniejsza i drobniejsza, a przeczesanie palcami długich czarnych włosów spowodowało ich drastyczne skrócenie. - A obrączki? Proszę przynieść te obrączki! Dziesięć par chciałam, nie- jedenaście! Muszę je porównać sobie na żywo, bo te wszystkie magazyny, te zdjęcia- Merlinku słodziutki, ileż można czekać? A to jest śliczne, czemu nie widziałam w czasopiśmie? - Mirabelle pochyliła się nad ladą, stukając paznokciem w szybę, za którą wystawione były ozdobne pierścienie ze złota. - Czy ja mogę to w końcu pomierzyć? I czy one są w ogóle dostosowane tak, jak sobie zażyczyłam, czy znowu będę musiała czekać wieki na zaczarowanie ich? Żeby pierścionki nie zmieniały rozmiaru wedle właściciela, kto to widział! - Metamorfomagia zmniejszyła dziewczynę jeszcze bardziej, przez co dotąd zwiewna sukienka zaczęła przypominać pozbawiony stelażu namiot; Mirabelle nie przejmowała się tym zupełnie, chcąc już wybrzydzać paskudnie i narzekać na każdy kawałek biżuterii, choćby pasował jak pantofelek na Kopciuszka.
Informacje:
Mirabelle robi w sklepie wyjątkowe zamieszanie, a ty jesteś aktualnie sam. Musisz ją obsłużyć, nie znając jej preferencji i listownych ustaleń. 1. Rzuć dwiema kostkami k6 i zsumuj ich oczka, dzięki czemu otrzymasz ilość obrączek, które Mirabelle zdecydowała się przymierzyć. Na każdą obrączkę musisz dorzucić kostkę k100, liczoną jako procenty. Do 60% włącznie przedmiot uznawany jest za bezpieczny, normalny. Od 61% w górę występują dodatkowe efekty.
Dodatkowe efekty:
61-70% - Ten zestaw obrączek zachwyca Mirabelle do tego stopnia, że udaje ci się uzyskać jej przychylność. Jeśli potrzebujesz, przy kolejnym rzucie możesz odjąć -10%. 71-80% - Pomyliłeś obrączki, czy nie ostrzegłeś Mirabelle o ich magicznych właściwościach? Zmieniają kolor w zależności od nastroju noszącego, co przez klientkę uznane jest za nietaktowne (ze względu na jej metamorfomagię) i kiczowate. 81-90% - Te obrączki nie tylko nie spełniają wyobrażeń panny młodej, ale przy okazji nie są skończone. Nałożona na nie magia, pozwalająca na zmianę odcieni wykorzystanych do dekoracji kryształów, nie została odpowiednio utrwalona - przenoszą efekt na wszystko, czego tylko dotkną. Kolorowe ślady na twoich rękach utrzymają się przez miesiąc, choć będą pojawiać się jedynie w konkretnych sytuacjach: w pobliżu ognia lub intensywnego źródła światła. 91-100% - Mirabelle stwierdza, że musi zobaczyć jak te obrączki wyglądają obok siebie, wobec czego prosi cię o przymierzenie męskiej. Niestety, rozmiar okazuje się nieszczególnie dopasowany, przez co masz problem ze zdjęciem obrączki - jedynym rozwiązaniem jest skorzystanie z magii, która mimo wszystko pozostawia ślady na biżuterii, o które ty będziesz musiał później zadbać.
Nie musisz dokładnie opisywać wszystkich prób, o ile ich efekt na to nie wskazuje. W przypadku powtórek - zmieniaj szczegóły, byle sens (tj. wrażenia Mirabelle) pozostał podobny. Podejście twojej postaci będzie miało wpływ na ewentualne dodatkowe korzyści lub straty. 2. Czyżbyś miał ostatnio serię pracy nad pierścionkami zaręczynowymi? By sprawdzić, czy ten konkretny jest gotowy (i schowany na zapleczu), musisz jakoś poznać dokładną pisownię jej nazwiska. Możesz spróbować w poście jakoś zbajerować Mirabelle - wtedy ja ocenię (z uwzględnieniem wyników wybierania obrączki), czy Rasmus wystarczająco ją ugłaskał. Niezależnie od tego czy przeliteruje ci nazwisko bez problemu, czy wycedzi je oburzona, przynosisz pierścionek... i starasz się przekonać ją, że jest idealny, prawda?
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar długo zbierał się do wysłania listu ponaglającego robociznę za naszyjnik dla Lanceley. Zebrał już pieniądze, dołożył prawie drugie tyle od siebie i teraz tylko czekał na wykonanie, ale terminy mijały, a biżuteria dalej do niego nie dotarła. Mimo, że wybrał wzór gotowy do kupna i wystarczyło go tylko umagicznić. Dlatego właśnie tego wieczora postanowił pojawić się na miejscu. W końcu zjawił się na miejscu wraz z dniem rozpoczęcia roku szkolnego, skoro już tu był po odbiór. Wizytę uprzedził wcześniejszym listem:
Szanowny Panie Huxley,
16 sierpnia złożyłem zamówienie na spersonalizowany naszyjnik w kształcie węża, wraz z drobnym kamieniem szlachetnym w odcieniach zieleni. Zgodnie z Pana zapewnieniami naszyjnik powinien być gotowy z końcem miesiąca. Z umagicznionym grawerem, pojawiającym się po użyciu zaklęcia ujawniającym.
Ness za wysiłek i cierpliwość do Nas, śliskich... ~Węże, 2020
Czy zamówienie jest już gotowe?
Dnia 1 września pojawię się po odbiór. Ustaloną, pozostałą po zaliczce (10g) kwotę, przyniosę ze sobą. Czyli 70 galeonów. W sumie, zgodnie z naszymi rozmowami: 80 galeonów*.
Szukał jakichś potencjalnych rozwiązań w przypadku chęci wykorzystania amuletu Myrtle Snow w inny sposób, niż pierwotnie zakładał jego twórca. Noszenie tak charakterystycznej biżuterii przez mężczyznę wyglądało co najmniej dziwnie, w związku z czym nie bez powodu Lowell poczuwał się poniekąd do uproszczenia jego wyglądu, aczkolwiek obawiał się, że samemu zbyt wiele w tej kwestii nie zdoła zdziałać. Jego umiejętności jubilerskie są zerowe, z tym nie miał nawet co walczyć; od czasu do czasu czuł, jak prawa dłoń odmawiała posłuszeństwa, co było wynikową sytuacji, jaka miała miejsce na Nokturnie. Tym bardziej z taką dysfunkcją, gdy nie jest w stanie wykonywać precyzyjnych czynności z należytą, kilkumilimetrową precyzją, nie ma szans, żeby poprawił własne umiejętności i tym samym przyczynił się do jakichś kunsztownych, nietypowych rzeczy. Kroki i zdolności teleportacyjne pozwoliły zatem na to, by chłopak, który posiadał wyjątkowo dużo czasu w wyniku zawieszenia, udał się do jednego z jubilerskich sklepów - oczywiście magicznych - by tym samym dowiedzieć się nieco więcej na ten temat. Samemu nie wiedział, czy taka modyfikacja będzie możliwa, w związku z czym nastawiał się na różne scenariusze i niespecjalnie mu zależało - a przynajmniej obecnie - w związku z czym jedynie chciał się zorientować, czy będzie możliwe zdobycie tego, na czym mu zależy. Tym bardziej, że pierścionek na palcu zwróciłby mniejszą uwagę niż kolejny naszyjnik na jego piersi. Krzyż Dilys jest już na tyle wystarczający, że nie ma sensu tworzyć z siebie jakiejś dziwnej zastawy złota i srebra w wysoce widoczny sposób. Jubiler Huxley niefortunnie kojarzył mu się z nauczycielem uzdrawiania. Nie mogąc jednak z tym nic zrobić, wszedł tym samym do środka, w bezdennej torbie dzierżąc biżuterię, o którą to chciał się nieco popytać. Ubiór Lowella jednak różnił się od standardowego - być może przyzwyczajenie spowodowane przez ubrania Borisa przejawiało się nie tylko we Włoszech - w związku z czym miał na sobie tym razem białą koszulę, dobrze dopasowaną do ogólnej budowy ciała. Wyglądał na pewno mniej podejrzanie, niż gdyby chciał przyjść tutaj w czarnych ubraniach. A może po prostu czuł się w tym wszystkim jakoś... poważniej? Nie, Lowellu. Poważnym nie będziesz, biorąc uczennicę nad strumyk w Dolinie Godryka. - Dzień dobry... - rozejrzał się po otoczeniu, niemniej jednak nikogo nie dostrzegł - a raczej nie zauważył - a może było to zwyczajne roztargnienie. A może nie rozpoznał? Cholera wie, co nie zmienia faktu, że co nieco słyszał o tym, że zatrudniane są tutaj potomkini wil i hipnotyzerzy, w związku z czym, na wszelki wypadek, starał się wyciszyć własne myśli, by tym samym postawić pewnego rodzaju barierę. Przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Do tego też, przyjemny zapach roznoszący się po pomieszczeniu wskazywał na to, że do kadzidła została dolana amortencja. Bo Felinus nie podejrzewał, by ktoś dodał zapach dymu papierosów jako główny odświeżacz powietrza, w tym samym te charakterystyczne, ślizgońskie perfumy.
Nie musiała już obsługiwać klientów odkąd uzyskała odpowiednie uprawnienia jubilerskie. Nie miała doświadczenia w zawodzie jednak jej ambicja i upór przekładały się na efekty w pracy. Czasem nie robiła sobie żadnych przerw, a przesiadywała na zapleczu i rozpoznawała kamienie, ich czystość i stan. Wiązało się to z ogromną ilością papierologii niekiedy przerywanej dobieraniem rodzajów materiału i tworzywa, aby z poszczególnych elementów stworzyć czy to pierścień czy naszyjnik. Dostawała gotową zastawę do której musiała dobrać odpowiedni rodzaj kamienia. Najbardziej żmudnym procesem było rozpracowywanie który z nich jest posiadaczem magazynowanych zaklęć bądź właściwości magicznych, które należy dokładnie zinterpetować, rozpisać i podpisać własnym nazwiskiem. Rozeznanie jest cholernie ważne, aby później móc z czystym sumieniem wystawić gwarancję i nie obawiać się zainteresowania Wizengamotu. Dzisiaj została chwilę sama w sklepie a więc gdy tylko słyszała dzwoneczek przy drzwiach to odrywała się od pracy. Za każdym razem gdy wstawała z zaplecza, zabierała za sobą różdżkę. Ubrana była w biel, elegancka, dobrze umalowana, wysoka dzięki obcasom. Tutaj wygląd był dla Huxleya bardzo ważny więc w tej kwestii nie było z jej strony żadnego problemu. - Dzień dobry, w czym mogę… o, cześć.- podeszła do lady, oparła na niej jasne dłonie zwieńczone pięknie wymalowanymi paznokciami. Rozumiała zaskoczenie własnym widokiem. Teoretycznie była na wymianie, praktycznie wróciła zeszłego tygodnia. - A więc w czym przychodzisz, Felinusie? Wycena kamieni z Doliny Godryka a może zakup pierścionka?- tutaj się lekko uśmiechnęła. Zachowywała swój profesjonalny ton świadoma, że wiszący na zapleczu portret dziadka Huxleya opowie o wszystkim jej pracodawcy. Bez tego i tak zachowywałaby się profesjonalnie. Elaine dawała z siebie wszystko w miejscu swojej pracy, nieistotne jakiej.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Znajdowanie się w tym miejscu nie było stricte podyktowane żadną z normalnych czynności - tak naprawdę zastanawiał się nad czymś innym. Bardziej zaawansowanym i bardziej podlegającym temu, co wynika głównie z profesjonalizmu poszczególnych osób zajmujących się jubilerem. Nie bez powodu postanowił wybrać się zatem do jednego z nich, wszak pomysł zaistniał pod kopułą czaszki, ale nie przyczynił się bezpośrednio do samodzielnego jego realizacji. Nie mógł, więc musiał zatem poddać się innym rzeczom - a konkretnie koniecznością skorzystania z usług, które oferują osoby zajmujące poszczególne stanowiska. Nie czuł się z tym źle, że będzie musiał wyłożyć w przyszłości pieniądze na coś takiego; prędzej zastanawiał się, ile to może kosztować, w związku z czym jego nogi tutaj wiodły go tak naprawdę do konkretnego celu. Tym bardziej, że, wybierając akurat to miejsce, nie musiał się martwić o pewne rzeczy powiązane z niedokładnością - Huxley posiadał wyrobioną w magicznym świecie renomę, dlatego strach nie przejawiał się poprzez jego własne czyny. Zauważywszy dziewczynę, początkowo spojrzał na nią tak, jakby ją kojarzył - i rzeczywiście, kojarzył ją. Doskonale pamiętał, że to przecież ją odwoził za pomocą Ogniomiota i jako pierwszy zafundował jej fenomenalną przejażdżkę powiązaną z początkowymi obawami. Potem jednak poszło jak z górki. Nie bez powodu podniósł kącik ust, by tym samym odwzajemnić tę dozę znajomości, jaką przejawiła poprzez przywitanie. - O, hej, Elaine. - kiwnął głową na przywitanie. Nie spodziewał się jej tutaj, ale może nawet to i lepiej? Nie lubił zajmować się rzeczami "po znajomemu", nie lubił uprzykrzać innym życia własnymi problemami i zapytaniami listownymi. Dłonie zatem znajdowały się swobodnie niedaleko własnego ciała, kiedy to jeszcze nie wyjął tego, co miało być tematem ich rozmowy. - Nie spodziewałem się ciebie tutaj spotkać. - przyznawszy, niemniej jednak dość szybko przeszedł do odpowiedzi na jej pytania. Swansea najwidoczniej wiedziała, z czym ludzie przychodzą tutaj początkiem miesiąca. Kamyki, drogocenne... no cóż. W tym mu się nie poszczęściło. Tak dwukrotnie, ale życie nie zawsze jest tak bardzo kolorowe, prawda? - Strumień z Doliny Godryka pluje na mnie nieustannie, więc przychodzę z czymś znacznie ciekawszym. - spojrzał na nią. - Na pierścionek jeszcze nie ten rozdział życia. Chociaż... myślę, że w pewnym stopniu na nim mi zależy. - bo, zresztą, nie podejrzewał, by ktokolwiek potrzebował z jego otoczenia obrączki na palcu. I może jest to prezent dość specyficzny, o tyle jednak - głównie poprzez własne podejście do życia - temat ten był nadal odległy. - Zajmujecie się może modyfikacją magicznej biżuterii? Przychodzę tutaj z pewnym artefaktem, który zalega mi w domu, bo, no cóż - tutaj wziął głębszy wdech - stanowi naszyjnik przygotowany prędzej dla kobiety. - ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust, kiedy to podsunął tym samym zapakowany i zabezpieczony amulet Myrtle Snow, który by się pewnie zakurzył. Zdobyty w wyniku łapania niuchaczy, no cóż - lepiej wyglądałby w innym miejscu na ciele. - Amulet Myrtle Snow. Z tego, co mi wiadomo, jest przesiąknięty silną, białą magią. - rozpieczętował pakunek, w którym znajdował się wspomniany wcześniej przedmiot.
Niewielu jej znajomych wiedziało gdzie aktualnie pracuje z prostej przyczyny - sytuacja była na tyle świeża, że nie zdołała się tym pochwalić. Z drugiej strony co rusz wyjeżdżała i dopiero od tygodnia stacjonowała w Wielkiej Brytanii. Na szczęście odzyskała posadę u jubilera i mogła nabierać doświadczenia w planowanym zawodzie. To nic, że to praca dorywcza. Niebawem skończy studia, a co za tym idzie dostanie tu pełen etat. Chciała się zatem wykazać przed Felinusem, a nuż postanowi tu jeszcze kiedyś wrócić jeśli uda się jej mu należycie pomóc. - Co masz na myśli? - nie miała pojęcia czy chłopak w ogóle posiadał kogoś na tyle bliskiego, aby miało mu zależeć na pierścionku. Zaintrygował ją swoimi słowami, a więc z jeszcze większą uwagą zaglądała do jego spokojnych oczu. - Magiczna biżuteria a artefakt to dwie różne kategorie. Biżuteria ze zmagazynowaną magią może dotyczyć równie dobrze jedynie ocieplaniu organizmu czy posiadaniu w sobie zaklęcia śledzącego. Artefakt to już znacznie potężniejsza magia i tutaj ważny jest rodzaj biżuterii, obecność kamieni szlachetnych oraz centrum magii w przedmiocie. - streściła jeszcze sposoby odróżniania jednego od drugiego wszak nie każdy może o tym wiedzieć. Odkąd zajmowała się jubilerstwem na poważnie, tak wiedza Elaine znacznie się poszerzyła. Nie potrafiła wyobrazić sobie co to za artefakt "zalegający w domu", co mogłoby być samą w sobie ujmą dla przedmiotu. Popatrzyła na zapakowany amulet, czekając cierpliwie aż chłopak go odsłoni i ukaże w swojej pełnej okazałości. - Hmm, faktycznie amulet wyjątkowo kobiecy... daj mi chwilkę. - otworzyła szeroką i głęboką szufladę ukrytą pod blatem skąd po paru minutach wyciągnęła jedną z wielu identycznych białych teczek. Kilka kartek pozwoliło Elaine zapoznać się z rodzajem artefaktu. - Niech mi Merlin świadkiem, nie spotkałam się jeszcze z tak potężnym i rzadkim artefaktem. - pozwoliła sobie na osobisty komentarz. Objęła palcami różdżkę i bardzo delikatnym zaklęciem lewitującym uniosła amulet nad blatem, między nimi na wysokości ich twarzy. Obracała biżuterię ze wszystkim stron, teraz akurat kamień umieszczony był srebrny. - Modyfikacje są oczywiście możliwe ale jest to przede wszystkim czasochłonne, kosztowne i zawsze istnieje ryzyko, że w trakcie przeróbki takowa biżuteria może ulec nieodwołalnemu uszkodzeniu bądź zniszczeniu. - popatrzyła na Puchona znad amuletu. Podała mu jeden z formularzy, gdzie znajdował się pełen regulamin i zasady dotyczące modyfikacji. - W jaką formę chciałbyś przekuć ten amulet? Im większa różnica w wielkości tym cóż... trudniej. - czekała na odpowiedź bowiem była istotna. Faktycznie pierścionek? Bransoleta? Bardziej uniwersalny rodzaj naszyjników?
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Tak samo niewiele osób specjalnie wiedziało o tym, że Lowell pracuje pod szyldem "Ziołowego Kociołka". Rzadko tak naprawdę pełnił swoją prawowitą, pierwotną rolę sprzedawcy, prędzej koncentrując się na prowadzeniu pojazdów i rozwożeniu towaru do poszczególnych placówek. I co jak co, ale taka robota zwyczajnie mu odpowiadała - okraszona jedynie minimalną potrzebą zachowania kontaktów międzyludzkich, samemu mógł się skupić na jeździe i trochę odprężyć. Choć wiadomo, że z odpowiedzialnością to nie można sobie pogrywać i na brawurę zwyczajnie sobie nie pozwalał. Szkoda byłoby przyczynić się do jeszcze większej ilości urazów, niż je wcześniej posiadał. Nie brakowało mu obecnie atrakcji w życiu. Zresztą, już nie wiedział, co chce w nim robić, w związku z czym prowadził pokorny los powiązany z ciągłym pluciem od życia na coraz to szerszą skalę. Żył praktycznie z dnia na dzień. Raz nocował u siebie, innym razem w barach, gdzie wynajmował sobie pokoje. I pozwalało mu to rozwinąć częściowo skrzydła, bo przynajmniej czuł się w pełni odpowiedzialnym za samego siebie. Bez zbędnych par oczu patrzących na jego ręce. Miejscowi podejrzewali, że pytanie go o to, skąd ma te wszystkie blizny, nie będzie jakimkolwiek dobrym pomysłem. Aspekt psychologiczny tego, że przetrwał naprawdę wiele, nie przyczyniał się do chęci nawiązywania z nim bliższych kontaktów, a nawet rozmowy. Głównie przez młodsze od niego osoby lub w podobnym wieku. Tutaj jednak miał wszystko perfekcyjnie zakryte. - Zobaczysz. - coś bardziej subtelnego. Coś mniej rzucającego się w oczy, a co pozwoliłoby mu na bezpieczne określanie, czy ktoś ma wobec niego złe lub dobre zamiary. Posiadał bliskie osoby, ale to nie był ten stopień, by klękać, choć wcześniej już to zrobił. Starał się na razie skupić na sobie, znajdując niekonwencjonalne metody i rozwiązania zalegających rzeczy po kątach. - To jest artefakt. - odpowiedział zgodnie z prawdą, wszak nie był to często spotykany przedmiot, a prędzej rzadki i zdający się posiadać w sobie silną, białą magię. Zresztą, zgodnie z legendami... spędził tyle czasu w jeziorze, że to było w nim wręcz zaklęte. Odsłoniwszy prawidłowo pakunek, kiwnął głową na słowa dziewczyny, by tym samym dać jej czas na zapoznanie się z tym, z czym przyszedł. Nie kłamał - przedmiot nie był fałszywy, a zamiast tego... był najprawdziwszy. I rzeczywiście pokazywał zamiary oraz intencje, choć obecnie nikt go nie nosił, to i zostawało to poza ich zdolnościami spostrzegawczymi. - Rzadko ktoś przychodzi z takimi rzeczami? - podniósł brwi, bo samemu nie chciał jakoś uwierzyć, że jednak głównie rzeczy opierały się tutaj na sprzedawaniu prostych rzeczy. A najwidoczniej się pomylił i wiara ta musiała zostać zażegnana poprzez zdmuchnięcie ognia świecy, jaki to tlił się w niepozorny, ludzki sposób. - Tego jestem w pełni świadom. Niemniej jednak nie podejrzewam, bym mógł kiedykolwiek podarować ten amulet bliskiej osobie, więc szukam jakiegoś odpowiedniego zamiennika dla obecnego kształtu. - nie widziało mu się obdarowywać potencjalnych partnerów czymś takim, w związku z czym machnął na ten temat dość szybko ręką pod kopułą własnej czaszki, by tym samym przejść do głównego tematu ich rozmowy, kiedy to chwycił za formularz, zapoznając się z regulaminem i zasadami modyfikacji. Ryzyko zawsze istniało, cena ustalana indywidualnie. - Pierścionek. Na razie chcę się zorientować w kwocie, w jakiej to się zmieści, choć nie podejrzewam, by ta była niska. - kiwnąwszy głową, czekał na odpowiedź, kiedy to jeszcze przeglądał parę punktów w regulaminie zamieszczonym do formularza.
Z początku myślała, że jej praca będzie polegać jedynie na sortowaniu papierów i co najwyżej rozpoznawaniu kamieni szlachetnych oraz ich wycenianiu. Sprawa Felinusa zdecydowanie urozmaicała ten dzień i oto dostawała wyzwanie, któremu mogłaby sprostać. Nie chciała "oddawać" tej "sprawy" komuś innemu skoro posiadała kwalifikacje. To byłoby niezwykle fantastyczne przeżycie gdyby do listy swoich umiejętności mogła dopisać udane przekucie artefaktu w pierścień. Miałaby czym się chwalić. - Pracuję tu zaocznie więc jeśli zdarzają się takie artefakty to u szefa. - wyjaśniła wszak jak wiadomo jeszcze studiowała dziennie, a co za tym idzie mogła przychodzić do pracy w niektóre dni. Przez to nie zarabiała kroci a potrzebowała zarobić. Jeśli udałoby się jej coś zdziałać w kierunku amuletu to kto wie, może wpadłaby jej jakaś premia? To okropne musieć zwracać uwagę na stan portfela. Dotychczas nie musiała się tym tak bardzo przejmować. Zatrzymała amulet w powietrzu, rzuciła nań delikatne, niewerbalne i niewidzialne zaklęcie, które obrysowało leciutką i cienką poświatą cały amulet. - Nie ma na sobie nawet najmniejszej rysy. Jest w stanie idealnym. - zakomunikowała i z pomocą magii przeniosła biżuterię na miękką czarną poduszeczkę stojącą kilka metrów dalej na blacie. - Jeśli wypełnisz formularz dotyczący pełnej świadomości uszkodzenia amuletu i rezygnacji ze składania reklamacji bądź ubiegania się pokrycie równowartości artefaktu to wszelkie przeróbki zmieszczą się w kwocie stu galeonów. - trochę to wyrecytowała, a trochę mówiła swoimi słowami. Popatrzyła nieco uważniej na Felinusa i oparła dłoń o jasny blat. Starała stamtąd niewidzialny paproch. - Jest też jedna opcja... - zastukała palcami i zerknęła w kierunku zaplecza. - Można zabezpieczyć przedmiot przed wszelkim uszkodzeniem w trakcie przeróbki i uzyskać stuprocentową pewność nienaruszenia skumulowanej wewnątrz magii. - to odkryła stosunkowo niedawno i to dzięki długim i interesującym rozmowom z szefem. - To tajemnica zawodowa jednak połączenie pewnych specyfików daje stuprocentową gwarancję, że przeróbka będzie udana. Kosztować to będzie jednak dwieście pięćdziesiąt galeonów. - zerknęła na chłopaka chcąc poznać jego reakcję na tak wygórowaną kwotę. Nie było jednak możliwości zniżki. - Czas też się wydłuży do dwóch tygodni bo to proces bardzo powolny i ostrożny. - wyciągnęła z teczki kolejne formularze. - Dodatkowo to trochę papierów do wypełnienia... - około siedmiu, ale to cóż, zwykłe formalności i baza danych, a i również szczegółowy opis przedmiotu wraz z kopią, pieczątką sklepu i podpisem nie tylko właściciela amuletu ale i samej Elaine.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Początkowo każda praca tak wygląda - niemniej jednak z czasem zaczyna wreszcie przypominać to, na czym każdemu zależy. Pasją, wytrwałością, o ile zawód, w który człowiek starał się trafić, był jak najbardziej właściwy. Nie wiedział jednak, jak dokładnie funkcjonuje tutejszy jubiler, w związku z czym działał poniekąd w ciemno, aczkolwiek wydobywające się spomiędzy spierzchniętych ust pytania nie były nachalne. Ubrane w nutkę uprzejmości, zahaczały o codzienne tematy, o życie, o to, co najbardziej intrygujące w pracy jubilera. Może samemu nie ciągło go do czegoś takiego, wszak osobiście preferował inne aktywności, co nie zmienia faktu, iż starał się równie z ogromnym zaangażowaniem wypełniać czynności, które sprawiają mu przyjemność. I przynoszą zarobek, rzecz jasna. Lowell kiwnął głową na słowa panny Swansea, wszak podejrzewał, że praca tutaj jest prędzej zaoczna i wynika z konieczności ponoszenia standardowych opłat za własną edukację. Może potencjalne wynajmowanie lokum? Jakieś rzeczy do szkoły? Każda przyczyna chęci pójścia do pracy jest dobra od stagnacji, gdzie człowiek zaczyna przypominać jedynie snujący się po otoczeniu cień, który nie wie, co ze sobą zrobić. Samemu starał się jak najwięcej wycisnąć z tego wszystkiego, w związku z czym czasami przemęczał się aż nadto, próbując wyrobić nie tylko ze szkołą. Chodził bardziej rozdrażniony, pod oczami wiły się charakterystyczne, ciemne ślady. Teraz to tak nie wyglądało. Początek miesiąca zepsuł, w związku z czym nie musiał działać na rzecz kółek. - Jestem jego pierwszym właścicielem. - zaznaczywszy, podejrzewał, że amulet może być w stanie idealnym - no i był. Nie nosił go, a jedynie był przechowywany w odpowiednich warunkach, dlatego nie zdziwił się na słowa dziewczyny względem stanu wisiorka. Felinus wsłuchał się w kolejne słowa, chłonąc tak, jakby był samotnym człowiekiem na środku jakiejś ogromnej pustyni. Kiwnął głową na to, że zrozumiał w pełni pierwszą opcję, wszak zawsze wiązało się z tym ryzyko, aczkolwiek podniósł brwi (wszak jednej nie potrafił) na możliwość istnienia drugiej opcji. - To zrozumiałe. Koszty, materiały i magiczne specyfiki, w tym kunszt jubilerski, wymagają wyłożenia odpowiedniej ilości galeonów na ladę. - powiedział, spoglądając na Elaine. Wiedział, że w życiu nic nie ma za darmo, a nawet jeżeli robił sobie w kąciku eliksiry wiggenowe, to i tak sprzedawał je po mocno zaniżonej cenie, która przynosiła mu i tak spore korzyści. Wiedział o tym; szanował cudzą pracę, w związku z czym był w stanie przystanąć na drugą opcję, ale... jeszcze nie teraz. - Papierologia nie jest tym, czego bym się obawiał, czas oczekiwania też mi nie przeszkadza. - odpowiedziawszy szczerze, Lowell utkwił własne, czekoladowe tęczówki na twarzy dziewczyny. Dwieście pięćdziesiąt galeonów wydawało się być ceną ogromną. Niemniej jednak Felinus liczył to na ilość sprzedanych wiggenowych w ilości dwunastu sztuk lub wykonania dodatkowej, dorywczej pracy, wszak czasu obecnie miał dużo. Nie zamierzał jednak pozostawać z niczym, w związku z czym na razie musiał zrezygnować. Na razie. - Na obecną chwilę muszę poczekać, by uzyskać wypłatę i dorwać się do dodatkowej pracy, wszak czeka mnie jeszcze parę wydatków. - zaznaczywszy, nie zamierzał tego jednak w tak prosty sposób kończyć. - Zgłoszę się pod koniec kwietnia albo początkiem maja. Chciałbym jednak, żebyś to ty się tym wszystkim zajęła. - kiwnął głową. - Robisz w konkretne dni czy musiałbym do Ciebie napisać listownie z datą, kiedy jesteś w sklepie? - zapytawszy się, powoli i ostrożnie zaczął ponownie pieczętować naszyjnik; jego słowa nie były puste. Musiał znaleźć jakieś dodatkowe zajęcie, wszak mnogość czasu, jaką to uzyskał, no cóż, nie pozwalała mu na siedzenie bezczynnie w jednym miejscu. Nie bez powodu reprezentował dom Helgii Hufflepuff; nie bez powodu również brał na swoje barki naprawdę wiele.
Mogła odetchnąć z ulgą. Oto miała klienta, który nie wykłócał się o cenę i nie próbował wymusić rabatu ani tym bardziej wymyślonej zniżki sprzed dziesięciu lat. Wbrew pozorom było to niezwykle wygodne rozmawiać z kimś, kto zdaje sobie sprawę, że najniższa kwota jaką można zostawić u jubilera to dopiero trzydzieści galeonów. Nieco odetchnęła z ulgą, że dogadywanie się idzie bez większych problemów. - Skoro akceptujesz cenę i znasz dostępne opcje to pozostaje nam uzgodnić jeszcze kilka detali. - machnęła różdżką i obok Felinusa pojawiło się wygodne krzesło z miękkim obiciem. - Usiądź proszę. - uśmiechnęła się leciuteńko i sama zajęła miejsce, ale naprzeciwko niego, tak więc cały czas oddzielał ich blat. - Przede wszystkim powiedz mi z jakiego rodzaju miałby być wykonany pierścionek. Jego kształt, tworzywo, rozmiar. - między nimi znajdował się formularz, gdzie wszystko na bieżąco zapisywała z pomocą śnieżnobiałego pióra. Dodatkowe skinienie różdżką wyciągnęło z pewnej szuflady eleganckie pudło z przezroczystym wiekiem lśniącym od działającej na niej magii. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście pierścionków różnej barwy i kształtu. Po kolei przedstawiała nazwy i krańcem różdżki wskazywała odpowiedni pierścionek. - To jest żółte złoto, tu masz białe, a tu rzadkie, różowe. Dosyć drogie, choć najdroższymi i najbardziej trwałymi są platynowe. Tu widnieje jeden z nich. Tu niżej znowuż są zdecydowanie tańsze z prawdziwego srebra oraz kamieni szlachetnych, przetopionych rzecz jasna w odpowiedni kształt. Są bardzo piękne jednak nie pomieszczą w sobie zbyt wiele magii więc zalecałabym do amuletu co najmniej srebro choć jeśli chciałbyś mieć ten komfort wygody to złote i platynowe będą idealnym tworzywem do amuletu. - uff! Opowiadanie o tym wszystkim też zajmowało trochę czasu, wszak jeśli tylko sobie tego zażyczy to mogła mu dokładnie opisać każde tworzywo, włącznie z właściwościami jak i poziomem wytrzymałości magii. Niektóre rodzaje odpychały białą magię, inne były wyśmienite do czarnej magii (choć o tym nie mówi się głośno)... było tego całkiem sporo. - Pozostaje też kwestia czy magię amuletu wolisz przekuć w kamień szlachetny będący jednocześnie źródłem tej magii czy wolisz by amulet stał się samym pierścieniem bez dodatku kamienia szlachetnego. Musisz jednak wiedzieć, że jeśli zdecydujesz się na kamień to jeśli ten zostanie uszkodzony to również magia może osłabnąć. - jeśli Felinus tylko na cokolwiek się zdecydował, od razu zapisywała wszystko w formularzu, dopisując przy tym stosowne oznaczenia. Podniosła głowę i posłała Felinusowi nieco cieplejszy uśmiech. To miłe, że chciał przyjść do niej a nie do jej szefa. Student studentowi zawsze pomoże. - Myślę, że kontakt listowny będzie w sam raz. - cieszyła się na wizję wykonania tego zlecenia.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nigdy nie był typem wykłócającego się klienta. Znał cenę amuletu, jego wartość i to, że odpowiedzialność za przetworzenie jest jednak zbyt ogromna, by móc to ująć w standardowej kwocie, która byłaby mniejsza. I akceptował taki stan rzeczy bez najmniejszego sprzeciwu. Nie widziało mu się to, a poza tym pewne usługi kosztują, więc nie bez powodu czekoladowe tęczówki nie skrywały za sobą gniewu. Nie posiadały, zresztą, żadnej z negatywnych emocji, co umożliwiało tym samym wiarygodne transakcje i przekazywanie informacji. Jakby było to dziwnym, subtelnym światłem do dalszego działania; chociaż zazwyczaj przez źrenice przejawiała się ta charakterystyczna harmonia, która to pozwalała mu funkcjonować. Odcinanie się od samego siebie pomagało mu przetrwać w różnych momentach życia, ale zamiast tego... starał się zmienić coś w swoim zachowaniu. I ten miesiąc pod znakiem zapytania zdawał się być idealnym momentem, by cokolwiek w tej kwestii począć i odzyskać spokój ducha, choć ten i tak miotał się już od dawien dawna. Kiwnąwszy głową, usiadł zgodnie z poleceniem Elaine, by tym samym poczuć trochę ulgę od ciągłego stania, choć wcale mu to nie przeszkadzało. Był przyzwyczajony do wysiłku, kiedy to już odruchowo wszystko robił lewą ręką. To prawa jednak pozostawała tą magiczną, w związku z czym ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust. Na razie nic nie wskazywało na to, że będzie mógł nią normalnie pisać. - Raczej dopasowane do moich palców. Nigdy nie określałem rozmiaru pierścionka. - odpowiedział zgodnie z prawdą, bo i na tym się nie znał, ale porównawczo widział, że pod tym względem podobnie będzie co do jednej, specyficznej jednostki. Chociaż na razie zamierzał go głównie nosić dla samego siebie, przewidywał pewne sytuacje, że jednak może stać się on jakimś podarkiem, lecz tym razem z bardziej przemyślanymi tchnięciami. - Kształt myślę, że standardowy. Unikałbym rozgałęzień tworzywa, by tym samym nie był zbyt podatny na uszkodzenia. Może być częściowo kształtem podobny do sygnetu, ale ciut delikatniejszy. - zaznaczywszy, pod względem grubości materiału najlepiej było dobrać coś, co pozwoliłoby tym samym uniknąć potencjalnego uszkodzenia biżuterii. No i, jakby sobie ubrał tak parę sygnetów, ma legalny, darmowy kastet. Jednocześnie wskazał na jeden z pierścionków, który przedstawiał poniekąd jego wizję tego wszystkiego. - Platyna. Nie ma co wybierać słabego tworzywa. - słabe oczywiście pod względem uszkodzeń mechanicznych. Nie widziało mu się tracić pierścionka po wydaniu w niego tylu pieniędzy, w związku z czym był gotów wyłożyć ciut więcej gotówki. - Właśnie zastanawiała mnie ta kwestia. - powiedziawszy, na chwilę przyłożył palce lewej ręki do własnego policzka, co wskazywało na zastanowienie się nad tym wszystkim. No tak, parę pytań rodziło się pod tą czupryną gęstych włosów. - Pierwotnie amulet Myrtle Snow ma pokazywać intencje i czystość zamiarów innych wobec osoby noszącej biżuterię. Jak wyglądałoby ujawnianie tych rzeczy bez kamienia szlachetnego? - zastanowiło go to, w związku z czym zapytał, a kto pyta... nie błądzi, prawda? Na tym mu zależało - na emocjach. Na odkryciu zamiarów innych ludzi. Już za mocno się skuł na tym, iż ktoś może mieć wobec niego nieczyste zamiary... lub wobec osób, na których mu to naprawdę zależy. - Jesteśmy zatem częściowo umówieni. - przytaknął, ustalając część szczegółów w dość szybki sposób. No cóż, jakby nie było - facet wybierał to, co mu obecnie najbardziej odpowiadało. I nie sprawiał większych problemów.
Zapisała coś w formularzu i przez chwilę zastanawiała się, utkwiwszy wzrok w martwym punkcie. Dosyć szybko się z tego ocknęła. - W porządku. Można też za niewielką opłatą wykupić opcję czaru, który sprawi, że pierścionek będzie dopasowywać się do rozmiaru palca... - to jednak będzie musiał zrobić już szef i to wtedy kiedy przeróbka będzie zakończona. Nie mówiła o tym jednak Felinusowi bo to nie była niezbędna wiedza. Ot, wszystko opierało się na galeonach i niestety nie dało się tego uniknąć. Nie posiadała mocy zrobienia czegoś "w cenie". Wszystko było po pracy analizowane, raportowane i spisywane. Zapisała preferencje Felinusa, oznaczając mniej więcej upragniony kształt. Sygnety były dosyć popularne, zwłaszcza wśród czystokrwistych rodzin. Brak fantazyjnych urozmaiceń oznaczał znacznie łatwiejszy sposób przeróbki. Nie będzie musiała spędzać na tym dodatkowych paru dni, a być może uda się zamówienie zrealizować szybciej, o ile rzecz jasna chłopak się po drodze nie rozmyśli. Pokiwała głową i zapisała w rubryczce tworzywo platyny. Cóż, szef będzie zadowolony gdy w przyszłym miesiącu dowie się o tak wyjątkowym zamówieniu. - Jeśli chcesz przekuć amulet w sygnet to automatycznie musi zostać w nim umieszczony kamień szlachetny. Możesz też złożyć zamówienie na grawer po wewnętrznej stronie oraz umieszczenie pewnego rodzaju pieczątki, jeśli jakiejś używasz. - wyciągnęła z jednej szuflad takowy sygnet, który mógł sobie obejrzeć zważyć w dłoni, zobaczyć jak wygląda uniwersalny grawer, a nawet i rodzaj pieczątki - jubilera Huxleya. - Kamień szlachetny ułatwia katalizowanie magii tak samo jak różdżki u czarodziei. Bez kamienia jest to zadanie trudniejsze jednak można rozlać tę magię po tworzywie, które wtedy musi być naprawdę wytrzymałe, aby nie pękło. Platyna poradzi sobie tutaj bez dwóch zdań. - na szczęście wybrał już rodzaj pierścienia, a co za tym idzie czas na wybór kamienia szlachetnego. Skinęła kilkukrotnie różdżką i szuflada z tworzywami wróciła na swoje miejsce, a druga ostrożnie dolewitowała do blatu. Chłopak mógł wybrać teraz sobie rodzaj kamienia szlachetnego: szmaragd, diament, szafir, topaz, opal, akwamaryn, jadeit, spinel, cymofan, morganit, rubin i aleksandryt. Wskazała mu, że te tutaj są najtrwalszym bowiem wnioskowała, że nie będą interesować go inne kamienie, o zdecydowanie łatwiejszej kruchości.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Lowell nie miał nic przeciwko wyłożeniu większej kwoty na pierścionek, a raczej - jak się okazało - sygnet. Miał jednak jeszcze jedną preferencję, o której to może nie zdążył wspomnieć, a prędzej - jak się okazywało - zwyczajnie nie chciał przyczyniać się do dorobienia dodatkowej ilości pracy. Dlatego zgodził się też na zaklęcie, które automatycznie dostosowywałoby pierścień do nosiciela, wszak z wiekiem palce mogą ulec i tak nadmiernej zmianie. No i, gdyby chciał go komuś kiedykolwiek przekazać, miałby ciut łatwiejszą robotę pod tym względem. Nie widział problemów w dostosowywaniu tego, kiedy mógł każdego dnia zajmować się czymś dodatkowym. Czy to sprzedażą wiggenowych, które sprzedawały się jak ciepłe bułeczki, czy to jednak dodatkowymi zleceniami. Wszystko wyglądało na dobrze zorganizowany proces, ale tak naprawdę Felinus chwytał się wszystkiego. Zapisywane preferencje musiały jednak zostać zmodyfikowane o jedną, dodatkową opcję. O której to nie wspomniał, a samemu otworzył usta, by tym samym przekazać pewną informację. Spokojnie, bez pośpiechu, zgodnie z tym, żeby oddać pewien zamysł, jaki chciał umieścić na sygnecie, ażeby był to dowód, iż należy on do niego. Był charakterystyczny, niemożliwy do uznania za "własny". Chciał się w jakiś sposób zabezpieczyć przed potencjalną kradzieżą - i wcale nie tylko poprzez zastosowanie odpowiedniego zaklęcia lokalizującego przedmiot. Na szczęście panna Swanesa wyszła od razu z tym pomysłem. - Jeżeli chodzi o grawer, to myślę, że wystarczą pierwsze moje inicjały i, jeżeli jest to możliwe, przyniosę projekt niewielkiego, łatwego do naniesienia wilka, jeszcze zobaczę. Wolę mieć stuprocentową pewność, że będę mógł go zidentyfikować. - patronus. Drugie imię. Nazwisko. Chciał się jakoś upewnić, by tym samym ktoś nie uznał go za własny, w związku z czym miał nadzieję, że to jakoś pomoże w pewnym stopniu "zabezpieczyć" pierścień przed uznaniem go za własny w wyniku jakiejś kradzieży. Zresztą, znalezienie takiego sygnetu byłoby znacznie prostsze. - Wybiorę bez kamienia. Skoro platyna jest w stanie przejąć w pełni magiczną moc artefaktu, nie widzę sensu stawiać na bardziej nowoczesne rzeczy. - kiwnąwszy głową, wyglądało na to, że wszystko jest gotowe - a przynajmniej część z rzeczy. Reszta wydawała mu się być zbyt rzucająca w oczy; nie chciał jakoś szczególnie wybierać najbardziej kosztownych rzeczy, niemniej jednak i tak opcje, które wybierał, były dość mocno... zaawansowane. Elaine dawała sobie rady w tym zawodzie świetnie, chociaż wymagało to obecnie papierologii. Na szczęście na razie wiele rzeczy mogło się zmienić; nie zostawiał tutaj jeszcze naszyjnika, doskonale wiedząc o tym, że szastanie pieniędzmi na lewo i prawo może nie być zbyt dobrym rozwiązaniem. Nawet zaliczka by tu zapewne nie pomogła. A wolał jednak wydawać galeony, które rzeczywiście posiada we własnej sakiewce. - Więc... chyba wszystko, z tego, co widzę. - spojrzał spokojnie na dziewczynę, kiedy to wstał z wygodnego siedzenia, by tym samym podać dłoń. Część rzeczy mieli zatem zatwierdzonych. A przynajmniej nie będzie trzeba robić ponownie wywiadu, co mogło być tym samym problemem w perspektywie znacznie dalekiej. - Zgodnie z tym, co powiedziałem, zgłoszę się zatem pod koniec miesiąca lub początkiem maja. - powiedział, wiedząc doskonale, iż będzie musiał chwilę popracować nad tym, by dodać od siebie coś do tego wszystkiego. Doskonale wiedział, że taki artefakt nie może zostać zniszczony, więc poczuwał się do zapłacenia pełnej kwoty za jego zmianę. Kiwnął jeszcze raz głową (co robił ostatnio często), kiedy to wszystkie sprawy - przynajmniej te początkowe - zostały załatwione. - Do zobaczenia w takim razie. Życzę miłego dnia, Elaine. - czysta, ludzka uprzejmość, zanim to nie schował wszystkiego z powrotem do bezdennej torby w dość delikatnym znaczeniu tych słów; starał się nie uszkodzić niczego, a kiedy to zdołał wziąć ze sobą wiele rzeczy, otworzył tym samym drzwi, machając przyjaźnie do dziewczyny na pożegnanie. To jest dobry dzień. Byleby tylko się wyrobić z terminami, dodatkowymi pracami i przygotowywaniami eliksirów wiggenowych.
Zgodnie z umową, jaką to złożyłem u Państwa początkiem kwietnia 2021 roku, dostarczam naszyjnik Myrtle Snow do przekucia w sygnet zgodny z formularzem na imię i nazwisko Felinus Lowell, z zabezpieczeniem biżuterii przed ewentualnym zepsuciem.
Dołączam do zamówienia także koncept oraz zapłatę wynoszącą 250g (słownie: dwieście pięćdziesiąt galeonów). Wszystko znajduje się przy nóżce sowy - zarówno sakiewka, jak i zabezpieczony zaklęciami pakunek z biżuterią znajdującą się w środku.
Pozdrawiam,
Felinus Faolán Lowell
Do listu zostało dołączonych 250g oraz naszyjnik Myrtle Snow.
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
W jednej chwili myślał, że przecież jeszcze dużo czasu, a zaraz potem wszystko nabrało morderczego tempa, kiedy w końcu zabrali się za planowanie ślubu. Nigdy nie sądził, że tak bardzo go to pochłonie, a zanim się obejrzał, degustował z Trice torty i wybierał kwiaty, choć w tym drugim miał zdecydowanie mniej do powiedzenia. Pomijając też wszelkie kwestie, które oscylowały wokół dnia, kiedy powiedzą sobie tak, coraz więcej zmian pojawiało się na horyzoncie i jak zdecydowali przed kilkoma tygodniami, że razem zamieszkają, tak teraz już przeniósł do Doliny wszystkie swoje rzeczy, by móc nareszcie codziennie budzić się obok swojej narzeczonej. Właściwie nie wiedział dlaczego tak długo z tym zwlekali, a jednak miał wrażenie, że czas dosłownie uciekał mu przez palce, a ilość obowiązków sprawiała, że ten biegł jeszcze szybciej. Schodził po schodach, jeszcze wycierając swoje mokre po prysznicu blond pasma włosów i widząc swoją narzeczoną, leniwie się uśmiechnął. Podszedł do niej, gdy zastał ją w kuchni i pocałował ją niespiesznie, by w końcu się odsunąć i przysiąść na krześle, biorąc w dłoń jabłko, traktując je jak doskonałe śniadanie. — Pamiętasz, że jesteśmy umówieni u jubilera na… — spojrzał na zegarek, wgryzając się w owoc — za dwadzieścia minut tak właściwie. — zmarszczył brwi i podniósł na nią swoje spojrzenie, by w mgnieniu oka, wciąż jedząc jabłko, znaleźć się w garderobie i chociażby ubrać. Był przekonany, że personel Huxley’a będzie bardzo uprzejmy, niezależnie od tego czy wpadłby tam w samych dresowych spodniach, to jednak niespecjalnie sądził, że mu tak wypadało. Co więcej, wszystkie te zasady etykiety, które wpojono mu już dawno, przypominały o sobie właśnie w takich momentach, kiedy przeklinał los za to, że znowu był spóźniony. Zapinając koszulę, mamrotał pod nosem, że mogła go obudzić trochę wcześniej, ale dziesięć minut później już zarzucając na ramiona marynarkę, był na dole, w pełni gotowy do teleportowania ich do Londynu, kompletnie zapominając, że ma wciąż wilgotne włosy. Pojawili się na miejscu minutę przed czasem, a kiedy przekraczali próg sklepu, wybiła dziesiąta, oznajmiając wszystkim, że mimo przeciwności, okazali się niebywale punktualni. Posłał więc pulchnej kobiecie za ladą ciepły uśmiech i trzymając dłoń Trice, skierował się w jej kierunku. — Dzień dobry, byliśmy umówieni, Camael Whitelight — powiedział, przystając o krok przed ladą, mając niejako wrażenie, że kobieta i tak go rozpoznała już na wejściu, a przynajmniej jego nazwisko. Doskonale zdawał sobie sprawę z miejsca, w którym się znajdywali. Wiedział, że Huxley jest jednym z najbardziej, o ile faktycznie nie najbardziej luksusowym jubilerem na wyspach, ale nie sądził, że jakiekolwiek inne miejsce nadawało się do wybierania obrączek. Poczekał cierpliwie aż jubilerka im coś zaproponuje, a kiedy przed ich oczami pojawiło się kilka par srebrnych obrączek, uniósł brew, spoglądając na narzeczoną i ścisnął lekko jej dłoń. Nie był pewny czego sam szuka, licząc na to, że będzie wiedział, jeśli trafią na te idealne. — Może te? — wziął w dłoń jeden z zestawów i przyjrzał mu się. Były ciekawe, choć niespecjalnie było widać, że stanowiły komplet, a chyba tego właśnie chciał. Żeby ich obrączki dopełniały się tak jak oni robili to na co dzień. Odłożył je na ladę i przesunął wzrokiem po innych. — Och… albo te — to nie będzie łatwy wybór.
Czas płynął nieubłaganie. Nim się obejrzeli, listopad dobiegał końca i do ich ślubu pozostało nieco ponad miesiąc czasu. Była bardzo zaskoczona faktem, że jeszcze nie ogarnęła ją skrajna panika, której zupełnie się spodziewała. A tymczasem działała zaskakująco sprawnie i płynnie, niczym dobrze naoliwiona maszyna, nie pozwalając sobie na chwilę zawahania, czy zwątpienia. Oh, doskonale wiedziała, że gdyby pozwoliła sobie na coś podobnego, nastąpiłby ogromny kryzys, a tego żadne z nich nie potrzebowało. Pamiętała o terminach. Zawsze o nich pamiętała i jak zwykle niezmiernie irytował ją fakt, że Camael czasami o nich zapominał. Dlatego kiedy ona siedziała w kuchni i kończyła swoje śniadanie, jedynie ubrana w to, co chciała faktycznie założyć na wyjście, a on przyszedł z mokrymi jeszcze włosami, potrzebował wszelkich pokładów swojej cierpliwości, aby nie pokazać, jak bardzo tego nie potrzebowała w tym momencie. Ucałowała go, z taką samą czułością, jak i on ucałował ją, choć w środku wciąż była nieco poruszona. - Wiem o tym, ale ty chyba zapomniałeś - zauważyła delikatnie, wracając do swojego jedzenia. A później, w czasie, kiedy on biegał i ogarniał się na tyle, by być gotowym do wyjścia, ona miała czas na to, aby spokojnie napić się jeszcze kawy i przy pomocy swoich metamorfomagicznych zdolności doprowadzić swój wygląd do porządku. Włosy nagle stały się idealnie pofalowane, blizny na przedramionach zakryte a na twarzy pojawił się delikatny makijaż, podkreślający jej urodę. Całość zajęła jej nie więcej niż kilka minut, więc miała jeszcze dość czasu, by w pozornym spokoju czekać na Camaela. Owszem, oszukiwała, ale kto powiedział, że nie może wykorzystywać swojego genetycznego daru w sposób, który ułatwi jej życie? Przynajmniej sama wychodziła z takiego założenia. A chwilę później, razem ze swoim narzeczonym teleportowali się do Londynu. Nie wierzyła w to, że byli na czas. Była przekonana, że jak zwykle się spóźnią. Czasami miała wrażenie, że dla jej narzeczonego czas, to pojęcie względne, jedynie wskazówka o której godzinie powinien się gdzieś pojawić, nie o której powinien być na miejscu. Tym razem jednak się udało, co niezmiernie ją ucieszyło. Weszła razem z nim do sklepu, obserwując bacznie otoczenie. Kiedy narzeczony witał się ze sprzedawcą, ona miała czas aby dostrzec, jakie wrażenie na niej wywarł. Zmarszczyła swoje czarne brwi, bo nagle pani za ladą stała się o wiele milsza i przyjemniejsza w obyciu. A jej się nie podobało to, w jaki sposób zalecała się do jej narzeczonego. Z wyniosłą miną, przeniosła swoje spojrzenie na prezentowane przez nią obrączki. Merlinie... - Są piękne, kochanie- powiedziała, uśmiechając się do niego z czułością, jednak kiedy spojrzała swoimi czarnymi oczami na sprzedawczynię, nie było tam grama uprzejmości. - niemniej, wydaje mi się, że posiadają państwo w swoim asortymencie coś o wiele bardziej wartościowego. Nie wiem, jak pani, ale ja zamierzam wyjść za mąż raz i nigdy więcej. Dlatego chciałabym coś doskonałego a ten kruszec jest… pozostawia wiele do życzenia - obserwowała ją, zaskoczenie jakie odmalowało się na jej twarzy. A kiedy pani zza lady ruszyła na poszukiwanie lepszych egzemplarzy obrączek, sama Beatrice uśmiechnęła się z zadowoleniem. Tak, zdecydowanie musiała otrzymać ideal. Nie zamierzała iść pod tym względem na żaden kompromis.
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Nie zauważył, że ekspedientka za bardzo się uśmiechała. Jak mógłby, skoro obok stała Beatrice i właśnie wybierali obrączki. Wszelką jej energię odbierał jako wpływ nazwiska i nawet do głowy mu nie przyszło, że mogło to wszystko być spowodowane czymś zgoła innym. Zmarszczył więc lekko brwi na słowa swojej narzeczonej i powoli kiwnął potakująco głową. Może miała rację? Chociaż ten drugi komplet wyglądał całkiem w porządku… Zaraz potem jednak stwierdził, że „w porządku” nie mogło być określeniem obrączek. Przeniósł więc spojrzenie błękitnych tęczówek na Trice. Zmrużył lekko oczy, kiedy spostrzegł jej skupiony wzrok i zadowolony uśmiech, gdy tylko jubilerka się oddaliła, próbując sprostać ich oczekiwaniom, które jak się okazywało, nie należały do najłatwiejszych. — Spokojnie, to z tobą się żenię — mruknął do niej rozbawiony i zaśmiał się cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową. Pocałował czubek jej głowy, przyciągając ją bliżej siebie, tak, że teraz stała przed nim, a on bez przeszkód mógł ją obejmować. Wiedział, że Trice bywała zazdrosna, co też całkiem ostentacyjnie pokazała w wakacje, to jednak za każdym razem z jakiegoś powodu miło to łechtało jego ego, jednocześnie nie dawał wiary, że nawet teraz, kiedy oferował jej siebie do końca życia, ta odprawiła uprzejmą sprzedawczynię zapewne z niemałą satysfakcją. Chwilę potem kobieta wróciła i Camael musiał jej oddać, że nie ugięła się aż tak pod wzrokiem Trice, co nie każdemu się udawało. Uśmiechnął się więc do niej lekko i już wodził spojrzeniem po pierścionkach. — Hm.. — ujął dłoń Beatrice i wsunął na jej palec pierścionek, który od razu magicznie się dopasował — Patrz prawie jak moje oczy — nachylił się do jej ucha — Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość… — wyszeptał i oderwał wzrok od jej dłoni, by móc połączyć ich spojrzenia, jednak jedynie do niej mrugnął i ponownie skierował oczy na obrączki — Nie, te nie — rzucił, odkładając te z niebieskim kamieniem na szkło lady. To było trudniejsze niż myślał. Powoli tracił jakąkolwiek nadzieję, że uwiną się w pół godziny, jak naiwnie liczył na to wcześniej. Westchnął, biorąc w dłoń kolejne obrączki, które zadziwiająco w ogóle nie trafiały w jego gusta Westchnął i ponownie spojrzawszy na wszystkie pierścionki, spojrzał wprost na jubilerkę. — Cóż, to nie jest to czego szukamy, jeśli nie mają państwo nic więcej do zaoferowania, może powinniśmy spróbować gdzieś in… — nie zdążył dokończyć, kiedy kobieta zaczęła go zapewniać, że oczywiście mają lepsze propozycje i każde inne miejsce nie może się im równać. Być może to była mała manipulacja z jego strony, a jednak obrączki miały być idealne pod każdym względem. Zastanawiał się też czy chodziło o pieniądze, które najpewniej tutaj zostawią nawet bez mrugnięcia okiem, niezależnie od ceny, czy może faktycznie jej zależało na klientach. Uniósł jednak jedynie brew i cierpliwie poczekał, aż do nich wróci z czymś, co być może jakkolwiek uczyni zadość ich wymaganiom. — Nie zdążyłem wypić kawy, wiesz, prawdziwa tragedia — powiedział, zanim jubilerka do nich wróciła, przyciągając ją bliżej siebie, tak, by mogła swobodnie się o niego oprzeć. Ciepło jej ciała go uspokajało, sprawiało, że wszystko zwalniało tempa, a on czuł, że wszystko było na swoim miejscu. Jego narzeczona, a już niedługo żona, czy mógł być bardziej szczęśliwy?
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Oczywiście, że zauważała takie rzeczy. Ciężko było przeoczyć, gdy jakaś ekspedientka wdzięczyła się do jej narzeczonego tak, jakby przynajmniej miała nadzieję, że ten zmieni swoje zdanie PODCZAS KUPOWANIA OBRĄCZEK! Nic nie mogła poradzić na to, że od razu krew w jej żyłach znacząco podniosła swoją temperaturę. I nawet nie miała wyrzutów sumienia, że potraktowała ją w taki sposób. Może i było to perfidnym znaczeniem terenu, którego nigdy by się po sobie nie spodziewała, jednak od czasu, gdy była w tak poważnym związku z Camaelem, odkrywała pewne zachowania, których wcześniej nigdy by nawet nie brała pod rozwagę. Co on z nią robił... Niemalże prychnęła pod nosem, słysząc jego słowa, jednak ostatecznie udało jej isę od tego powstrzymać. Dalej pozostawała dumną, pewną siebie kobietą, która idealnie skrywała swoje emocje. Uśmiechnęła się delikatnie, czując jego pocałunek. Chwilę później objął ją, a jubilerka wróciła z kolejnymi pierścionkami, co od razu zdjęło uśmiech z ust Beatrice. Ponownie stała się zimna i wyniosła. Pewna tego, co chcę, która nie da sobie wcisnąć byle czego. Już wiedziała, że żaden spośród tych, które obecnie im dostarczyła, nie przypadnie jej do gustu. Obróciła się w stronę Camaela, kiedy ten postanowił przetestować, jak obrączka prezentuje się na jej palcu. - Faktycznie, nieco przypomina ten kolor - wspomniała, dalej patrząc na pierścionek. Niestety, nie czuła tego czegoś czymkolwiek to było. Wiedziała jednak, że to nie jest obrączka, którą chciałaby nosić do końca życia. A przecież chyba powinna mieć jakieś poczucie zachwytu. Westchnęła głośno i bez większego zainteresowania przeglądała kolejne obrączki, niektóre biorąc do ręki, inne mierząc tylko krzywym spojrzeniem. - A co powiesz o tych? - zapytała, obracając się w stronę Camaela i pokazując mu obrączki - Unikalne, tak jak my - powiedziała, dalej na nie patrząc. Jednak kiedy spojrzała w oczy swojego narzeczonego prychnęła pod nosem. - Nie, to nie te- stwierdziła. Przeniosła spojrzenie na ekspedientkę, kiedy Camael wspomniał, że być może powinni udać się do innego miejsca, żeby poszukać idealnej biżuterii. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, za to doskonale widziała, jak kobieta zaczęła myśleć nad tym, że za chwilę straci ważnych klientów, gotowych wydać pokaźną sumę galeonów. - Oh, no tak. Życie bez kawy jest straszne - pokiwała głową, tak, jakby się z nim zgadzała, choć musiał wyczuć nutkę ironii w jej głosie. - Ale nie przeze mnie wstałeś tak późno - dopowiedziała jeszcze, uśmiechając się jednoznacznie w jego stronę. Wtedy go dostrzegła. Z zaplecza wyszedł mężczyzna, całkiem przystojny, który wyglądał od razu na o wiele lepiej obeznanego w temacie, niż biedna ekspedientka, która stała się celem paskudnego ataku Beatrice. Nastawienie Dearówny od razu uległo zmianie. Na jej ustach wykwitł przepiękny uśmiech. - Przepraszam pana bardzo. Czy mógłby nam pan pomóc? - Wiedziała, że jeśli tego pragnęła, potrafiła robić na innych ludziach wrażenie. Zanim ten mężczyzna zdążył jeszcze na nich spojrzeć, ona wykorzystała te kilka sekund na to, aby przy pomocy metamorfomagii jeszcze bardziej upiększyć swoją twarz. Nic dziwnego, że kiedy na nią spojrzał, jego mina zdradzała wszystko. Zadowolona z efektu, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Szukamy czegoś naprawdę specjalnego. Ale jak na razie nic takiego nie dostrzegliśmy. Ah, cena nie gra roli - skupiła na nim całą swoją uwagę, odgarniając kilka czarnych kosmyków za ucho. Robiła to z pełną premedytacją i jak widać, osiągała całkiem niezłe efekty. Bo już po chwili mężczyzna przyniósł im coś, co wyglądało o wiele lepiej. - Całkiem ciekawe, prawda?- obróciła się, by spojrzeć w oczy swojego narzeczonego, ciekawa jego reakcji na te konkretne obrączki.
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Może po prostu nie chciał widzieć takich rzeczy? Choć kiedy tylko Beatrice stała tak blisko niego, nie zauważał nic innego, a już szczególnie w momencie taki jak ten, kiedy właśnie ona przyciągała całą jego uwagę. Wszystkie te przygotowania do ślubu okazywały się niezmiernie czasochłonne, a jednak był niesamowicie szczęśliwi, że dzięki temu mogli też ze sobą spędzać więcej czasu. Że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Nie wątpił, że dzień ślubu będzie tym najpiękniejszym i najszczęśliwszym w całym jego życiu, skoro już teraz euforia go przepełniała niemalże całkowicie. Obejmował ją, lekko się uśmiechając, czerpiąc siłę z jej obecności, bo tego typu zakupy nigdy nie były jego mocną stroną. Camael był perfekcjonistą, w każdym swoim calu, a znalezienie idealnych obrączek graniczyło z cudem. Zmarszczył nos na propozycję Trice, wciąż czując, że to nie to i nagle poczuł się jakby bardziej zmęczony. Widząc wszystkie te obrączki… Nie panikował, nie o to, broń Merlinie, chodziło, jednak z jakiegoś powodu ta jedna rzecz – nie torty, kwiaty i dopracowywanie miejsca uroczystości – sprawiała, że faktycznie czuł zbliżający się termin zaślubin. To miało być coś, co będzie symbolizować ich niebanalną relację, tę głęboką więź, która zdawała się być już nierozerwalna. I chociaż z dumą będzie nosił wszystko, co tylko będzie wręcz krzyczało o jego małżeństwie z Beatrice, to być może ta głęboko w nim ukryta, arystokratyczna próżność, wychodziła na wierzch, gdy oczekiwał, że sklep sprosta jego wymaganiom. Nie bez powodu udali się do rzekomo najlepszego jubilera w tym kraju. — Proszę mi tu nie ironizować — powiedział, od razu wychwytując tę sarkastyczną nutę — Śpię mało, to mi marudzisz o uzdrowicielach, śpię w miarę normalnie, też niedobrze — bo nie spał dużo, Camael i sen nie byli nigdy najlepszymi przyjaciółmi. Cmokną teatralnie z niezadowoleniem, a jednak jakby przyciągnął ją bliżej siebie, choć tylko na chwilę, bowiem Trice już brała sprawy w swoje ręce. Nie sądził, że ten mężczyzna okaże się lepszy w obsłudze i już na pewno nie uważał, ze jest przystojny. Uniósł jedynie jedną brew i spojrzał na swoją narzeczoną w niemym pytaniu, kiedy ta w mgnieniu oka stała się milsza, może nawet zbyt miła. Powoli przeniósł spojrzenie na mężczyznę, a w jego oczach pojawił się ostrzegawczy błysk, który sprawił, że jubiler od razu odwrócił od niego wzrok. Czasem krew Whitelightów stawała się nader wyraźna, szczególnie, gdy sprzedawca robił maślane oczy do jego przyszłej żony. Przeniósł jednak wzrok na swoje paznokcie, patrząc na nie ze znudzeniem i obojętnością, dopiero przenosząc spojrzenie na obrączki, gry Beatrice na jakieś zwróciła uwagę. — Ciekawe, ale tylko tyle — odparł, czując, że są najtrudniejszymi klientami tego miejsca w tym miesiącu. Wziął w dłoń inny komplet, pokazując je narzeczonej, choć patrząc wprost na jegomościa za szklaną ladą. — Mam wrażenie, że się nie rozumiemy, ani z panem, ani z pana poprzedniczką. Nie interesują nas obrączki, które najpewniej proponujecie wszystkim, którzy tu przychodzą, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, te mają być wyjątkowe. — powiedział, może odrobinę bardziej twardo niż zamierzał.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
W pewnego rodzaju sytuacjach, potrafiły wyjść z niej najpaskudniejsze cechy charakteru. Dokładnie tak jak teraz, kiedy czuła wewnętrzną potrzebę zaznaczenia swojego Camaela. Wiedziała, że ten zapewne niejednokrotnie wpadał w oko zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Wiedziała również, że w chwili obecnej, nie widział poza nią świata, jednak miała to gdzieś. Jak mogła się czymś podobnym przejmować, kiedy taka kobieta wyraźnie patrzyła na niego w taki sposób?! Ten, jakby wyczuwał, co chodziło po jej głowie, bo jeszcze bardziej ją obejmował, jakby próbując zapewnić co do swoich przekonań. Kiedy w bardzo niekulturalny sposób odesłała ekspedientkę po więcej obrączek, poczuła się znacznie lepiej i pewniej. Od razu wróciła jej ochota na żarty i nawet znacznie przychylniejszym okiem patrzyła na to, co do tej pory im zaprezentowali. Jednak wciąż nie potrafiła uznać, że to są dokładnie te obrączki, które im zaprezentowali. Wiedziała, że muszą być idealne. Że kiedy na nie spojrzą, to poczują, że żadnych innych nigdy w życiu nie chcieliby włożyć na swoje palce. Coraz bardziej zaczynała wątpić w to całe przedsięwzięcie. - Masz o siebie dbać, co już ustaliliśmy. Jeszcze mi się przydasz w życiu - powiedziała, wbijając w niego twarde spojrzenie. Cam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona bez niego nie wyobrażała sobie życia. Że nie istniałaby, bez jego obecności. Dlatego zapewne tak się o niego martwiła. Nie dostrzegała czegokolwiek nieodpowiedniego w swoim zachowaniu. Uważała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie flirtowała, wbrew temu, co zapewne pomyślał jej narzeczony, jedynie próbowała uzyskać to, na czym jej zależało. Obrączki były dla niej cholernie ważne, więc zamierzała mocno się postarać. Nawet jeśli Camael niespecjalnie to akceptował. Cały czas uśmiechała się w kierunku sprzedawcy, nawet gdy usłyszała bardzo nieprzyjemny ton z ust narzeczonego. Miała ochotę chichotać, bo biedny mężczyzna za ladą, nie wiedział, skąd ta agresja, a ona doskonale zdawała sobie sprawę. Nie zrobiła tego jednak, jak zwykle wyjątkowo dobrze maskując swoje emocje, w tym przypadku rozbawienie. Sprzedawca odszedł od nich, a ona obróciła się twarzą w kierunku Camaela. Bez najmniejszego skrępowania zarzuciła mu ręce na kark. - Ale po co ta agresja, kochanie? - nie omieszkała zapytać, niejako parodiując jego samego sprzed kilku chwil. Wspięła się na palce, aby ucałować go krótko. Usłyszała za sobą chrząknięcie, więc głośno wzdychając oderwała się od jego warg i obróciła w kierunku lady, gotowa od razu zrugać obojgu za to, że im przerywają w takim momencie. Tyle że głos ugrzązł w jej gardle, gdy w małym, drewnianym pudełeczku dostrzegła obrączki, które właśnie im przyniesiono. Nie sądziła, że poczuje coś takiego. Nie mogła powiedzieć nawet słowa. Powolutku sięgnęła w ich stronę, aby ująć w palce tę większą, czarną, która zapewne miałaby być przeznaczona dla Camaela. Merlinie… - Cam… - powiedziała bardzo cicho, czując jak jej gardło zaciska się niebezpiecznie. Nie mogła oderwać wzroku od jego oczu, które były idealnie w tym samym kolorze, co kamień umieszczony na drugiej obrączce.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Od zawsze bardzo przykładał się do wyboru prezentów, odnajdując dużo przyjemności w obdarowywaniu - większymi i mniejszymi upominkami Ezra zazwyczaj próbował udowodnić swoje zaangażowanie w relację lub minimalnie chociaż docenić tych, z którymi na co dzień nie miał czasu podtrzymywać żywej znajomości. O ile w tym roku większość prezentów udało mu się zakupić listownie i jeszcze na długo przed świętami, tak niektóre stanowiły dla niego poważniejszą zagwozdkę. Viro Rowle przysparzał mu z pewnością większego problemu niż ktokolwiek inny - bo choć z butelki drogiego wina prawdopodobnie ucieszyłby się najbardziej, to coś tak banalnego nie mogło zostać podarowane przez Ezrę. Z tyłu głowy trzymając pomysł lusterek dwukierukowych, postanowił sprawdzić jeszcze asortyment jubilera Huxleya, uznając że biżuteria zawsze jest miłym dodatkiem. Ciepłym uśmiechem przywitał ekspedientkę, zaraz zapewniając, że na razie jedynie się rozgląda i z pewnością odezwie się, kiedy będzie czegoś potrzebował. I choć co kolejna bransoletka na wystawie przewyższała poprzednią, tak drażniła go myśl, że niedawno taki prezent już podarował. Na upominki z pierścionków także było znacząco za wcześnie - w końcu nie chciał stworzyć niezręcznego nieporozumienia. W końcu więc wpadły mu w oko spinki do mankietów - niektóre w świątecznych kształtach, inne bardziej uniwersalne. - Jaki to kamień? - podpytał, wskazując na wypatrzony produkt, by wysłuchać czegoś więcej na temat tygrysiego żelaza. Miał wrażenie, że miało to pewny potencjał - na razie wciąż jednak, choć urokliwe, zbyt mocno trzymały się zwyczajności. - A czy dałoby się dodać do niego jeszcze pewną magiczną właściwość? - zapytał więc, upewniając się, że w tym gorącym okresie mieli czas, by wykonać zamówienie specjalne. Chwilę później mógł wyjść na ulicę z nieco lżejszym sercem i karteczką upoważniającą do odbioru zamówienia w przeciągu trzech dni.
[zt]
Opłata: 80g
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Spojrzał na nią kątem oka, uśmiechając się zadziornie, zupełnie tak, jakby byli w tym sklepie sami, jakby nie wiedział, że połowa personelu i innych klientów się na nich zwyczajnie gapi. Och, zdawał sobie sprawę jakie wrażenie robili na ludziach, szczególnie kiedy ci uświadamiali sobie z kim tak właściwie mieli do czynienia. Nigdy nie przeczył temu, że urodę odziedziczył w istocie anielską i swego czasu całkiem to wykorzystywał. Niemniej, odkąd tylko pamiętał, walczył z typową dla jego rodziny próżnością, choć czasem czerpał niewytłumaczalną przyjemność ze wzroku innych. Mimo to, sprawnie ignorował wszystkich wokół, choć co poniektórzy mogliby zamknąć usta, gdy docierało do nich, że obok stoi dwójka należąca ─ teraz bądź kiedyś ─ tych najbardziej poważanych rodów Wielkiej Brytanii. ― A do czego to jestem ci taki potrzebny, co? ― mruknął jej do ucha, jednocześnie przesuwając dłonie po jej talii, na biodra, na których się zatrzymał. Doskonale wiedział co miała na myśli, a jednak nie mógł się powstrzymać, by wtrącić swoje trzy sykle. Ciepło jednak rozlało się w jego sercu, wiedział bowiem też, że ten twardy wzrok oznacza nic innego jak troskę. Nie zasługiwał na nią. Lekko uniesiona brew jasno dawała do zrozumienia, że rozumiał jak sprawnie jego narzeczona manipulowała właśnie sprzedawcą. Bez zająknięcia się, bez mrugnięcia okiem, jedynie przy użyciu własnej magii i wrodzonego wdzięku, jak mniemał. Mimo to, wcale nie podobała mu się reakcja mężczyzny, a on sam nawet nie próbował walczyć z odruchem nieco mocniejszego przyciągnięcia Trice do swojego boku i chłodnego spojrzenia skierowanego na jubilera. Czy właśnie to był ten słynny Huxley? Jeśli tak ─ liczył, że dokładnie zrozumie jego słowa, tak bardzo dobitne i oczywiste, że nie zadowolą się byle czym, że przyszli tu w bardzo konkretnym celu i kończy im się cierpliwość. Wiedział, że pozwolenie im na wyjście z pustymi rękami, będzie wielką klęską dla tego sklepu. Za to zakup przez, cóż, dziedzica whitelightowego majątku, choć oczywiście sam Camael go nie chciał, poskutkuje dla jubilera nie tylko wpływem gotówki, co nawet utrzymanie statusu tego najlepszego. Może właśnie dlatego mężczyzna tak pospiesznie poszedł na zaplecze, może właśnie teraz rwał sobie włosy z głowy, jakby wiedząc, że miał ostatnią szansę. Cam nie wiedział czy mu współczuł, czy może jednak rodzinna próżność pozostawiła w nim jakiś ślad. Nie zamierzał jednak ukrywać, że traktował kupno obrączek bardzo poważnie. Dużo bardziej niż jakieś kwiaty, czy torty, to co będą nosić na placu, będzie symbolem tego co ich łączy. Był gotowy oddać jej pocałunek z pasją, jednak z jego piersi wydobyło się tylko westchnienie irytacji, gdy usłyszał chrząknięcie. Czy ci ludzie nie mogli chwilę poczekać? Połączył jednak swoje spojrzenie z tym narzeczonej, na krótką chwilę zanim ta skierowała się w stronę czekających na nich pierścionków. Jakby chciał jej przekazać, że dokończą później. Nie spodziewał się zobaczyć czegoś odpowiedniego, kiedy przenosił wzrok na obrączki, ale praktycznie zamarł, kiedy tylko je zobaczył. Nie musiała nic mówić, nie potrzebował też zdolności legilimencji, żeby wiedzieć, że pomyślała i czuła dokładnie to samo co on. Uśmiechnął się delikatnie, odgarniając niesforny kosmyk jej czarnych włosów za ucho i nie odrywając od niej spojrzenia skinął głową.
post pracowniczy - czerwiec 2022 r. Praca u jubilera była w pewnym stopniu podobna do rzeźbiarstwa, a przynajmniej w oczach Larkina. Co prawda tutaj używał głównie różdżki i zaklęć, a przy kamieniu pracował własnymi dłońmi, ale wciąż chodziło o nadawanie kształtu czemuś, co początkowo wygląda zupełnie nieatrakcyjnie. Nie inaczej było z tworzeniem biżuterii, szczególnie gdy była robiona specjalnie na życzenie klienta, jak broszka, nad którą siedział. Wcześniej naszkicował drzewo zapomnienia z drogi do Hogsmeade, którego kształt zamierzał wykorzystać do stworzenia błyskotki. Miała nawiązywać do natury, być ze srebra i szlachetnego kamienia. W tym celu Larkin wybrał malachit, który wcześniej odpowiednio zeszlifować i oczyścił, obserwując, jak powoli kamień zaczyna błyszczeć się w świetle. Potrzebował, żeby był płaski z jednej strony, a z drugiej nieznacznie zaokrąglony. Największym wyzwaniem było stworzenia kształtu drzewa ze srebra tak, aby nie przytłoczyło kamienia, ale uwydatniło jego piękną barwę. Z tego powodu, Larkin postanowił wpierw zająć się stworzeniem pięknego drzewa o solidnych korzeniach, solidnych konarach, który mógłby później odpowiednio zmodyfikować, aby dostosować rozmiarem do kamienia. Obróbka metalu była ciekawa, stanowiła też wyzwanie, choć podobało mu się, jak wiele szczegółów mógł dzięki niemu pokazać. Nic więc dziwnego, że z pasją i niesamowitą cierpliwością poddawał kolejne fragmenty srebra odróbce. Spokojnie podzielił kawałek materiału na kilka mniejszych, niby drucików, które zmuszał do zawijania się, okręcania wokół siebie, tworząc powoli kolejne konary, które ostatecznie połączył ze sobą korzystając z zaklęcia miscere vires. Powoli jego oczom ukazywało się miniaturowe drzewo, błyszczące w świetle lamp, kiedy tylko obracał nim w powietrzu, sprawdzając, czy jeszcze czegoś mu brakuje. W końcu odłożył srebro na bok, sięgając po kamień, który przez dłuższą chwilę uważnie studiował, dostrzegając jego naturalny kształt, oceniając, jak powinien go łupać, a także jaki kształt ostatecznie otrzyma. Szczęśliwie kamień zdawał się rozumieć jego potrzeby i po dłuższej obróbce tkwił w dłoniach jubilera jako śliczny, błyszczący tajemniczo okrągły kawałek malachitu. Dopiero teraz zaczynały się schody, gdy szukał odpowiedniego zapięcia dla broszy, dostosowując zaklęciem tło do kamienia, aby wystawało delikatnie poza obrys malachitu. Dzięki temu, po umieszczeniu srebrnego drzewa na nim, mógł spokojnie połączyć podstawę broszy z główną ozdobą, unieruchamiając kamień w środku. Kiedy całość była gotowa, Larkin poprosił właściciela o pomoc w zabezpieczeniu całości zaklęciem i dopiero przekazał sprzedawcy, aby ten mógł skontaktować się z klientką. Młody jubiler musiał przyznać, że z każdym zamówieniem był coraz bardziej zadowolony z objętej kariery. zt